KsIEGI4rANIC ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY Prototyp UFO: tajne niemieckie projekty II wojny ś wiatowej
K...
99 downloads
1159 Views
20MB Size
Report
This content was uploaded by our users and we assume good faith they have the permission to share this book. If you own the copyright to this book and it is wrongfully on our website, we offer a simple DMCA procedure to remove your content from our site. Start by pressing the button below!
Report copyright / DMCA form
KsIEGI4rANIC ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY Prototyp UFO: tajne niemieckie projekty II wojny ś wiatowej
KSIĘ GI TAJEMNIC
Seria Anikenowska" odkrywaj ą ca najsł ynniejsze tajemnice, niezwykł e wydarzenia i niewyt ł umaczalne zjawiska JAMES M. ALLEN
PETER LEMESURIER
ATLANTYDA W ANDACH
BOGOWIE POCZĄTKÓW PIEŚŃ GWIAZD WIELKA PIRAMIDA
ALEX BOESE NIEZNANE ARCHIWA MISTYFIKACJI
JOHANNES VON BUTTLAR
ALEC MACLELLAN
UFO Z ROSWELL
TAJEMNICA PUSTEJ ZIEMI
WC BORGIN
JOHN MALONE
TAJNE ARCHIWA ARCHEOLOGII NOWE ZAGADKI ARCHEOLOGII
PRZEPOWIEDNIE STULECIA
DAVID HATCHER CHILDRESS
WYŻ SZY WYMIAR
ARCHEOLOGIA POZAZIEMSKA GENIUSZ TECHNIKI BOGÓW WIMANY I INNE STATKI POWIETRZNE HINDUSKICH BOGÓW SERIA ZAGINIONE MIASTA ERICH VON DANIKEN
ZNAKI Z PRZESZŁ OŚCI RICHARD ELLIS
POTWORY GŁĘ BIN JOSEPH P FARRELL
GWIAZDA Ś MIERCI Z GIZY
ERNST MECKELBURG NICK POPE
NIEPROSZENI GO Ś CIE Z UFO MARINA POPOWICZ
MOJE SPOTKANIA Z UFO MICHAEL PREISINGER
ZAGADKA TRÓJKĄTA BERMUDZKIEGO ROZWIĄ ZANA ELIZABETH CLARE PROPHET
NIEZNANE LATA W Ż YCIU JEZUSA NICHOLAS REDFERN
TAJNE ARCHIWA FBI
JOHANNES & PETER FIEBAG
RICHARD SAUDER
MASZYNA WIECZNOŚ CI
PODZIEMNE BAZY I TUNELE PODWODNE BAZY I TUNELE
STUART GORDON
KSIĘ GA CUDÓW
JERRY E. SMITH
ELMAR R. GRUBER
HAARP - BROŃ OSTATECZNA
TAJNY Ś WIAT PARAPSYCHOLOGII CH.H. HAPGOOD
TAJEMNICA ACAMBARO
JOHN & ANNE SPENCER
ENCYKLOPEDIA MISTYCZNYCH I Ś WIET1 MIEJSC
HARTWIG HAUSDORF
WILLIAM TORBI17
BIAŁ A PIRAMIDA XX WIEK - STULECIE ZAGADEK I FENOMENÓW
KENNEDY I JEGO ZABÓJCY
JOHN HOGUE
OSTATNI PAPIEŻ GARY HYLAND
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY HEINZ KUHBERG
LOGIKA CUDÓW
LUCJAN ZNICZ
CYWILIZACJE NIELUDZKIE GRANICE EKSPANSJI MIĘ DZY MAŁ PĄ A CYBORGIEM OSOBLIWOŚ CI Ż YCIA ZIEMSKIEGO Ś WIATY OBOK NAS Ż YCIE NIEZIEMSKIE
Wstę p
50 lat temu pewien obiekt rozbi ł si ę na pustyni Nowego Meksyku. To ł wydarzenie, tak jak kamie ń wrzucony w g ł adką toń stawu, do dzi ś wywoł uje spore falc i zawirowania. Prawdopodobnie nigdy do ko ń ca nie dowiemy si ę , co naprawdę zdarzy ł o si ę latem 1947 roku w Roswell. Po latach, dzi ę ki legendom i mitom, powstał ym w zwi ązku z t ą histori ą , wszyscy (a przynajmniej ci, których to obchodzi ło) otrzymali „informacj ę ", ż e na ranczu „Maca" Brazela uleg ł katastrofie pozaziemski statek kosmiczny, a jednego lub dwóch ż ywych czł onków za ł ogi ukryto w „bezpiecznym miejscu". Moż na wype łnić luki w tej historii wed ł ug swojego uznania — ka ż dy, kto si ę tym interesuje, ma do zaoferowania w ł asną wersj ę wydarze ń . Wiara w pozaziemskie pochodzenie lataj ą cych talerzy jest obecnie tak silnie zakorzeniona, ż e rzadko próbuje si ę j ą kwestionowa ć . Cale serie hollywoodzkich superprodukcji, takich jak Bliskie spotkania trzeciego stopnia czy Dzie ń Niepodleg łoś ci, a takż e literatura science fiction, seriale telewizyjne w rodzaju Star 7'rek oraz sensacyjne doniesienia o UFO przez prawie 50 lat bombardowa ł y nas s ą dami i obrazami wyra ż aj ącymi pogl ąd, ż e inteligentne istoty z kosmosu nie tylko istniej ą , lecz wrę cz wpadaj ą do nas z wizytą . W ś wiadomoś ci zbiorowej pokutuje przekonanie, ż e to prawda. Tymczasem wypada zada ć sobie pytanie, na podstawie jakich to dowodów mo ż emy doj ść do takiego wniosku? Prawd ę powiedziawszy — ż adnych. Zapomnieliś my już , ż e skrót UFO (Unidentified Flying Object) oznacza jedynie niezidentyfikowany obiekt lataj ący. Wł aśnie dlatego przyjmowane w wi ększoś ci przypadków zaobserwowania dziwnego obiektu najprostsze wyja ś nienie, ż e pochodzi on z innego ś wiata, nie musi by ć przypuszczeniem s ł usznym, lecz tylko najbardziej wygodnym. Począwszy od Roswell rzecz jasna, pojawił a się niezliczona liczba mniej lub bardziej sensacyjnych doniesie ń z cał ego ś wiata o zaobserwowaniu UFO. Trwa ło to do niedawna. W latach 90. XX wieku stwierdzono znaczy spadek liczby podobnych relacji, zarówno w prasie, jak i w telewizji, w porównaniu do poprzednich dziesi ę cioleci. Dlaczego tak si ę stał o? Czy nasi kosmiczni bracia porzucili nas, a mo ż e zastosowali wobec porwanych ludzi techniki prania mózgu, aby wyeliminowa ć ryzyko ujawnienia prawdy Przez ofiary? Jak b ę dzie wynikać z dalszej lektury tej ksi ąż ki, odrzucam oba te scenariusze, oraz wszelkie podobne, na korzy ść duż o bardziej oczywistego wyja ś nienia. Jestem przekonany, ż e wszelkie zjawiska podobne do UFO to stworzony na u żytek publiczny kamufla ż dla ś ci ś le tajnych, wci ąż ewoluuj ą cych badań nad wojskowymi
P
,
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
projektami, si ę gaj ą cymi lat II wojny ś wiatowej, które zosta ł y zapocz ą tkowane — jak wiele innych — w hitlerowskich Niemczech. W projekt zaanga ż owane s ą nie więcej niż trzy, cztery współpracuj ące pań stwa, a z biegiem czasu technologia zosta ł a udoskonalona do takiego stopnia, ż e nie sposób przypadkowo dostrzec ż adnych obiektów. Krótko mówiąc, jeż eli coś widzimy, to znaczy, ż e to w ł aś nie mieliś my zobaczy ć . Staraj ąc się uzasadni ć taki wniosek, pragn ął em wykazać , ż e za istniej ą cą kilkadziesiąt lat przykrywką w postaci lataj ących talerzy kryj ą si ę pewne istotne obszary wiedzy, wciąż czekaj ące na odkrycie, oraz fakty historyczne, pozostaj ące w takim czy innym związku z prawdziwymi przyczynami pojawiania si ę UFO. Ujawniaj ąc je, mam nadziej ę zainspirować czytelników do rozwa ż enia tego zagadnienia pod innym k ątem, bardziej ś wiadomie, mniej histerycznie, z jasnym spojrzeniem i ś wież ym umys ł em, ż eby stwierdzi ć , czy uda si ę znale źć nowe odpowiedzi na pytania, dotycz ące znanych ju ż od dawna zjawisk i obserwacji. Nie dysponuj ę tak wielką siłą przekonywania, by wp łyn ąć na wnioski, jakie nasun ą się czytelnikowi podczas lektury, mam jednak nadziej ę , ż e zorientuje si ę on, iż za ca łą tą historią kryje si ę — i zawsze si ę krył o — duż o wię cej, niż zosta ło ujawnione. Bez wzgl ędu na stronę, po której si ę opowiesz, znaczący jest sam fakt, ż e wzi ął eś do rę ki tę książ kę, bo to znaczy, ż e chcesz co najmniej dowiedzie ć si ę czegoś wię cej o tych zakulisowych sprawach, które mog ą dotyczyć prawdziwej historii lataj ących talerzy. Materia łu do rozważ ań jest sporo. Na pierwszy rzut oka wi ększo ść danych wydaje si ę nie mie ć ż adnego związku z tematem, ale w rzeczywisto ś ci stanowi ą one integralny skł adnik struktury cał ej tej historii. Zaskoczeniem dla wielu mo ż e być fakt, ż e w poszukiwaniu punktu zaczepienia musieli ś my cofnąć się aż do ź ródeł na wpoi mistycznych koncepcji teozoficznych oraz zapozna ć się z inspirowanymi przez nie sektami religijnymi. Sporo takich tajnych stowarzyszeń powstał o w Niemczech w latach poprzedzaj ą cych wybuch I wojny ś wiatowej. Podczas okresu anarchii, który nast ąpił po klę sce Niemiec, jedno z nich da ł o początek partii politycznej, a w ś ród jej pierwszych czł onków znalazł się Adolf Hitler. To wł aś nie stą d wzięł y się pseudomistyczne elementy, le żą ce u podstaw faszyzmu, które mialy tak ogromny, destruktywny wp ływ na ś rodowiska niemieckich intelektualistów i naukowców. Gdy Hans Horbiger og ł osił swoje radykalne pogl ądy na istotę Wszech ś wiata w postaci zwartej, cho ć niew ątpliwie nawiedzonej teorii nazwanej Welteislehre ( ś wiat z lodu i ognia), uznano j ą za apoteoz ę nowego Zeitgeist (ducha czasów). Jej przeciwników w szkołach i na uczelniach ogarn ął niepokój, bo oczekiwano od nich, ż e włą czą te wierutne bzdury do programów nauczania. Mówi się, że potrzeba jest matk ą wynalazku. Je ś li chodzi o III Rzesz ę w latach H wojny ś wiatowej, stwierdzenie to nie jest pozbawione sensu. W faszystowskim systemie o ś wiaty, gdzieś na marginesie nowego ś rodowiska akademickiego funkcjonowa ły tak znane osobistoś ci ś wiata nauki jak Nikola Tesla oraz Austriak, Viktor Schauberger. Pomys ł y Tcsli mogły znaleźć zastosowanie w niektórych projektach zbrojeniowych po obu stronach frontu II wojny ś wiatowej, prace Schaubcrgera natomiast zaowocowa ły powstaniem niewielkiego urzą dzenia lataj ą cego, rzekomo wykorzystuj ącego odkryte przez niego źródł o „darmowej energii". Takie były kierunki badań , realizowanych przez ukszta łtowane ideologicznie ś rodowiska naukowe, przy wsparciu finansowym kó ł wojskowych. Badania doprowadzi ły do powstania rakiet na paliwo sta łe, kierowanych przewodowo pocisków rakietowych, silników odrzutowych oraz helikopterów. By ć moż e pewnego dnia, dzi ęki komuś takiemu jak Schauberger, wojsko otrzyma ł oby prezent w postaci lataj ących dysków.
9 Jednak to nie Schaubergerjecz ludzie tacy jak dr Richard Mietlic znale ź li się w samym sercu prac nad „prawdziwymi" lataj ącymi dyskami. Przypatruj ą c si ę ich karierze i osi ągni ęciom z czasów wojny, mo ż emy zapozna ć sig z dwoma projektami, prowadzą cymi do wyprodukowania pierwszych lataj ących dysków, moż liwych do zastosowania w praktyce. Niewiele wiemy o rzeczywistym ówczesnym poziome technologicznym, jednak jest bardzo prawdopodobne, ż e prace prowadzone podczas wojny stanowił y kamienie milowe w badaniach nad produkcj ą lataj ących dysków. Poczynaj ą c od prymitywnych prototypów, powsta łych na bazie przerobionych konwencjonalnych samolotów z dobudowanymi kolistymi skrzyd ł ami, doprowadzono do stworzenia ultranowoczesnych maszyn w formie dysków, wyposa ż onych w specjalnie skonstruowane silniki odrzutowe, których osi ągi zostawiały w tyle wszystkie samoloty, b ę dące wówczas w u ż yciu, nie wyłą czaj ąc najnowszego odrzutowca Luftwaffc, my ś liwsko-bombowego Me 262. Wydaje si ę jednak, ż e wysił ki te okaza ły się daremne, gdyż już wkrótce alianci zaczę li przetrz ąsać każ dy zakątek zrujnowanych Niemiec w poszukiwaniu „tajnych broni", a ludzie, pomagaj ący w ich projektowaniu, produkcji i testowaniu—najcz ęś ciej członkowie SS, ostatniego mecenasa tego rodzaju projektów — znale ź li się w odległoś ci tysi ąca kilometrów. Wielu do łą czył o do społ eczno ś ci niemieckich w zaprzyja ź nionych krajach Ameryki Południowej, cho ć podobno niektórzy, zabrawszy ze sob ą ostatnie elementy projektu lataj ą cych dysków, trafili w odleg łe miejsca odosobnienia, znajduj ące si ę rzekomo na Antarktydzie. Sprawdzimy te pog ł oski. Wró ć my jednak do powojennej Europy, gdzie alianci przechwycili kontrol ę nad rzeszą specjalistów oraz cz ęś ciowo zachowan ą technologi ą . Przedstawiciele kraju najbardziej aktywnego na tym polu — Stanów Zjednoczonych — uznawali, ż e ich tajny plan „Paperclip" („Spinacz") by ł najbardziej efektywnym sposobem rekrutacji specjalistycznego personelu, dlatego porównamy go ze staraniami innych aliantów i wys ł uchamy wielu dziwacznych historii. Tam, gdzie Amerykanom si ę nic powiodło, Brytyjczycy odnie ś li wielki sukces. W tajemniczy sposób (na przekór wielu przeciwno ś ciom) Wielka Brytania bardzo szcz ęś liwie weszła w posiadanie kompletu rysunków technicznych niemieckiego projektu lataj ących dysków... Następnie pojawiaj ą się dwa kolejne, mniej lub bardziej wiarygodne w ątki. Jeden z nich dotyczy Kolumbii Brytyjskiej i nawi ązuje do sugestii, jakoby po wojnie Anglia i Kanada wspólnie uczestniczy ł y w pracach nad budow ą lataj ącego dysku wł asnego projektu na podstawie wspomnianego planu. Drugi nakazuje nam ponownie zwróci ć uwagę na Antarktyd ę , a konkretnie na ameryka ń ską ekspedycj ę na ten kontynent z 1947 roku. O wyprawie tej mówi ło się przez d ł uż szy czas, ż e został a zorganizowana w celu spotkania z nowo przyby łymi mieszkań cami Antarktydy i z ich ocala łymi (lub nowymi) lataj ą cymi dyskami — znana by ł a jako operacja „High lump" („Skok wzwy ż "). W tym samym roku wzros ł o napi ę cie mi ę dzy sojusznikami. Stopniowe umacnianie się potęgi militarnej Zwi ązku Radzieckiego i jego wschodnioeuropejskich satelitów stało si ę źródł em nieporozumień miedzy Amerykanami a Brytyjczykami w kwestii podział u zdobyczy wojennych i surowców. S ądzę , ż e zawiedzione nadzieje strony brytyjskiej leż ał y u podstaw decyzji o otwartych przelotach nowych dysków nad obszarem Ameryki. Czę sto zapomina się o tym, ż e Roswell był o bazą jedynej ameryka ń skiej jednostki bombowej, przystosowanej do przenoszenia ł adunków nuklearnych, a wi ę c przeloty nad tym obszarem musiały być szczególnie niemile widziane. Miały one na celu udowodnienie
10
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
najważ niejszemu sojusznikowi, ż e Anglia wciąż jest zdolna „ugodzi ć mocniej, niż moż na się spodziewać " — niektórym Brytyjczykom zreszt ą do dzi ś tak si ę wydaje. I tu docieramy do punktu wyj ś cia. Czy to angielsko-kanadyjski lataj ą cy talerz wyl ądował w Roswell? Wydarzenie takie miałoby oczywi ś cie bardzo poważ ne konsekwencje, które postaramy si ę tu przedyskutowa ć , podobnie jak rozwa żymy argumenty za i przeciw powstaniu pewnej organizacji, za łoż onej przypuszczalnie w nast ępstwie wypadków w Roswell, w ramach której Wielka Brytania, Stanu Zjednoczone i Kanada wspólnie pracowałyby nad budową lataj ących dysków. Od czasów II wojny ś wiatowej i wysi ł ków Miethego minęł o ponad 50 lat. Prawie na pewno nastąpił y bardzo istotne zmiany w technologii produkcji dysków w porównaniu z obiektami pierwszej generacji, obserwowanymi w tamtych odleg ł ych czasach. Wystarczy tylko popatrze ć na ogromny skok, jaki dokona ł się od czasu wojny w rozwoju konwencjonalnych samolotów, by u ś wiadomi ć sobie, ż e podobny postę p mógł dotyczyć osiągów i wyposaż enia tajemniczych pojazdów. Prawdopodobny rozwój elektrograwitacyjnego systemu nap ędowego w począ tkach lat 60. zrewolucjonizowa ł projekt i umoż liwił trzem uczestnicz ą cym w nim pań stwom dotarcie do planet naszego Układu Sł onecznego... Dla niektórych te rozwa ż ania id ą o krok za daleko w kierunku fantastyki naukowej, dlatego wi ę c, po zwiedzeniu kilku baz wojskowych prawdopodobnie zwi ązanych z projektem, takich jak sł ynna Strefa 51 i inne, na zako ń czenie naszej opowie ś ci zajmiemy si ę kilkoma wątkami pobocznymi o nieco mniej ekscentrycznym charakterze. Ponieważ historie dotyczące UFO i lataj ących talerzy zd ąż yły obrosnąć legendą , czasem pojawiaj ą się wątpliwoś ci, co lub czyje s ądy moż na bra ć za dobrą monetę . Z braku jakiegokolwiek oficjalnego stanowiska lub wyja śnienia poszukiwacze prawdy musz ą drąż yć bardzo głę boko, aby znaleźć choć by najmniejszy okruch lub ś lad, cokolwiek, co pozwoli skierowa ć ich dzia łania w ca ł kowicie nowym kierunku. Obszar poszukiwań jest szeroki i stosunkowo ma ł o zbadany, dlatego te ż , skoro brakuje drogowskazów, nawet najmniejsze zboczenie ze ś cieżki moż e oznaczać cał e lata rozwi ązywania zagadek i rozszyfrowywania znaków. Zanim przyst ąpił em do realizacji swego projektu, próbowa ł em znaleźć przekonuj ą cą i w polni zadowalaj ącą teorię , zgodną z „oficjaln ą linią", przyj ętą przez autorytety z dziedziny badania zjawiska UFO. Mimo przeczytania wielu tomów i wys ł uchania niezliczonych wywiadów z najwybitniejszymi ufologami na ś wiecie mój sceptycyzm wobec oficjalnie przyj ętego „prawdziwego" wyt ł umaczenia pozosta ł praktycznie niewzruszony. Oto dlaczego napisa ł em t ę książ kę . Chciałem znale źć odpowiedzi, które móg łbym uznać za prawdopodobne, i s ądzę , ż e w ogólnym zarysie uda ł o mi się tego dokona ć . Kiedy na początku próbował em obj ąć wzrokiem ca ły obraz, mia ł em nadziej ę, ż e poś ród chaosu, jak na obrazku w te ś cie Rorschacha, pojawi si ę ukryty motyw. I rzeczywi ś cie. Mam nadzieję , ż e tobie takż e uda si ę go dostrzec... Gary Hyland sierpień 2000
Rozdział I
Teologia to próba wyjaś nienia problemu przez ludzi, którzy go nie rozumiej ą . W zamierzeniu nie s łuży wyjawieniu prawdy, lecz usatysfakcjonowaniu pytaj ą cego. Elbert Hubbard Filister
Najobrzydliwsza, najbardziej niebezpieczna u ekstremistów jest nie skrajność , lecz nietolerancja. Zło nie tkwi w ich pogl ą dach, lecz w tym, co mówi ą o swoich przeciwnikach. Robert F. Kennedy Pogoń za sprawiedliwoś cią
anim przyjrzymy si ę do ść niespójnej historii popularnych w Niemczech tajnych stowarzysze ń oraz ich kluczowej roli w kszta łtowaniu niemieckiej polityki wobec zjawisk takich jak lataj ące dyski, należ y wspomnieć o jednym z nich, co do którego istnienia dyskusje trwaj ą od zako ń czenia wojny, a które, wed ł ug kilku ś wiadków, kierował o bardzo wczesnym etapem realizacji projektu pojazdu w kszta ł cie spodka, b ę dącego tematem dalszej cz ęś ci naszej historii. Chodzi o stowarzyszenie Vril, odgrywaj ące tak waż ną rol ę w cał ej opowieś ci, ż e musimy zacz ąć wł aś nie od niego. Ź ródło, z którego cz łonkowie stowarzyszenia (oraz osoby niezrzeszone) czerpa ł y inspiracj ę , prowadzi do lorda Edwarda Bulwer-Lyttona, znanego brytyjskiego powieś ciopisarza z XIX stulecia. Jego prace w pó źniejszym czasie natchn ęł y ludzi takich jak Cccii Rhodcs do za łoż enia Mię dzynarodowej Organizacji Okr ągł ego Stoł u. Dla nas najbardziej znacz ącym elementem spu ś cizny po pisarzu jest powie ść zatytuł owana Vril — The Power of the Coming Race (Vril — potęga nowej rasy). Opowiada ona o dawno niewidzianej rasie nadludzi nazywanych Vril-Ya, którzy wydostaj ą się ze swych siedzib wc wnętrzu ziemi poprzez przej ś cia w Tybecie i w innych miejscach, by obj ąć we wł adanie powierzchni ę globu za pomoc ą tajemniczej sił y zwanej Vril. To wł a śnie ona sprawia, ż e ludzie zamieszkuj ący planetę, którzy poznali jej niezwyk łą moc, bez wahania poddaj ą si ę Vril-Ya.
Z
12
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
Czym wł aś ciwie jest Vril (lub si ł a W, jak czasem jest okre ś lany)? To co ś w rodzaju „mocy", o której mowa w filmach z serii Gwiezdnych Wojen. W rzeczy samej zastanawiam się , czy Vril nie by ł wcze ś niej znany scenarzystom, tak du ż e są podobień stwa mię dzy tymi poj ęciami. Krótko mówiąc, Vril to potęż ne pole energetyczne, które ca ł y czas otacza wszystko i wszystkich — „centrum nerwowe naszej potencjalnej ś więtoś ci", jak sugestywnie stwierdzili Pauwels i Bergier w pracy The Dawn oj Magic (Jutrzenka magii) z 1969 roku. Ktokolwiek zapanuje nad Vrilem, stanie si ę panem samego siebie, innych i cał ego ś wiata — a ostateczne o ś wiecenie powinno by ć celem ż ycia każ dego, kto poszukuje prawdy. Rasa ż yj ą ca pod ziemią potrafi okie ł znać tę si łę i uż yć jej w odpowiedniej chwili, by zwyci ęż yć mieszka ń ców powierzchni globu... Przegl ądaj ąc materiał y ź ródłowe do tej ksi ąż ki, wielokrotnie zadawał em sobie pytanie, czy przypadkiem w tej historii, przypominaj ącej raczej opowie ść z gatunku science fiction, nie kryje si ę ziarenko prawdy. Po g łę bszym namyś le odnoszę się do tego ze sporą dozą sceptycyzmu, jednak niezaprzeczalny jest fakt, i ż pierwsza wzmianka o stowarzyszeniu Vril (nazywanym też Lożą Oś wieconych lub Stowarzyszeniem Prawdy) pojawi ł a si ę w amerykań skim czasopi ś mie w 1947 roku. Autorem by ł dr Willy Ley, s łynny niemiecki pionier budowy rakiet, który uciek ł do Stanów Zjednoczonych w 1933 roku, po przej ę ciu władzy przez hitlerowców. W artykule jest mowa o niewielkiej grupce, Zawi ą zanej w 1925 roku w Berlinie, której cz ł onkowie pozostawali w kontakcie z tajemnicz ą ras ą nadludzi. Najwyra ź niej ich zadaniem by ł o stworzenie warunków, w których nadludzie mogliby — z pomoc ą si ł y Vril — opanowa ć ś wiat (przypuszczalnie tak ż e z pomocą hitlerowców). Ley zasia ł pewną wątpliwość , sugeruj ą c, ż e grupa rozpocz ęł a dział alno ść dopiero w 1925 roku, bo by ł o to dość dawno po ukazaniu si ę dzieł a Lyttona, z którego treś cią zapoznali si ę też inni. Na przykł ad francuski konsul w Kalkucie, niegdysiejszy poszukiwacz przygód, Louis Jacolliot, gar ś ciami czerpa ł od Lyttona, przygotowuj ąc swe wł asne prace i wykł ady. Jednakż e Ley nie wspomniał o tym, ż e w 1925 roku oficjalnie rozwi ą zano inną grup ę (Thule), której cz ł onkowie, tacy cho ć by jak bardzo wp ływowy Karl Haushofcr, mogli wyprowadzi ć z cienia idee Vrila. Zarówno Thule, jak i poprzedzaj ą ca j ą grupa Germanonorden koncentrowa ły się na zdobywaniu wiedzy o prehistorycznych Aryjczykach oraz ich obrz ędach, więc nagł a zmiana kierunku poszukiwań w stronę tybetań skich legend o Agharti i Szambali (domniemanych ź ródeł pochodzenia Vril-Ya) nic by ł a raczej zgodna z ich statutem. Nasuwa si ę wniosek, ż e stowarzyszenie Vril powstał o jako pochodna tych grup. Jego cz ł onkowie nie czuli si ę skrępowani tradycyjnym l ękiem przed nieznanym i zaj ęli si ę kontynuacj ą swych prac, prowadzonych dotychczas w tajemnicy. Jaki jednak to wszystko ma zwi ązek z lataj ącymi dyskami? Mamy tu dwie mo ż liwoś ci, zależ nie od tego, w co kto woli wierzy ć . Pierwsza teoria g łosi, ż e Vril-Ya wydrąż yli wielką liczbą tuneli przecinaj ących kul ę ziemską, którymi przemieszczaj ą si ę z ogromną prę dkoś ci ą w pojazdach w kszta ł cie dysków, zbudowanych wedł ug ich wł asnych projektów. Plany pojazdów mia ły zostać przekazane cz ł onkom stowarzyszenia Vril, konkretnie dr. W.O. Schumannowi, który zbudowa ł taki wehiku ł . Był on wyposaż ony w nap ę d elektromagnetyczny, opracowany na podstawie innych planów, które otrzyma ł kolejny czł onek stowarzyszenia, Hans Kohler. Wedł ug drugiej teorii, Vril-Ya to prawdziwe „biologiczne istoty pozaziemskie" (ang. EBE —Extraterrestrial Biologicał Entities, jak brzmi ich prawid ł owa nazwa), które odwiedzaj ą Ziemi ę od tysi ęcy lat, obserwuj ą c i kontroluj ą c duchowy rozwój rodzaju
13 ludzkiego. Wraz z pojawieniem si ę narodowosocjalistycznej ideologii, uznaj ącej swych głosicieli za „ras ę panów", obdarzon ą dziedzictwem i maj ą cą przed sob ą szczytne cele, istoty te uzna ł y wielkość sprawy i postanowi ł y udostępnić im technologi ę budowy latających dysków. Jednak gdy Hitler zacz ął coraz bardziej skł aniać sig ku złu, które mógł za pomocą Vrila czyni ć , pomoc ta został a wstrzymana, a by ć moż e nawet przekierowana na rzecz aliantów. Jak wspominano, wszystko zale ży od tego, komu i w co wierzy ć — mamy tu do czynienia z wieloma niejasno ś ciami. Dla tych, którzy pragn ą si ę zapoznać z histori ą powstania lataj ących dysków, zbudowanych r ęką czł owieka, niew ątpliwie istotne jest samo istnienie podobnych przekazów. Przed zdję ciem cał unu tajemnicy z mitu Vrila nale ży zbadać kolejny wątek, który mo ż e mieć znaczenie dla naszej opowie ś ci. W 1945 roku w Berlinie radzieccy ż ołnierze, nacieraj ący na imponuj ąc ą do niedawna Kancelari ę Rzeszy, natknęli się na kilka ciał tybetań skich mnichów, ubranych w tradycyjne, pomara ń czowe szaty; najwyra źniej ofiary rytualnego samobójstwa. Sk ąd si ę oni tam wzi ę li? W pierwszej chwili wydaje si ę , ż e to kompletny absurd, ale gdy przypomnimy sobie o zasadniczej roli tybcta ń skich tajemnic dla legendy o Vrilu i „królu ś wiata", obecno ść mnichów w tym miejscu nabicra wi ększego sensu. Je ś li się zastanowi ć , ich pobyt w stolicy Tysi ą cletniej Rzeszy móg ł być próbą ustanowienia wi ę zi pomi ę dzy tybetań ską ojczyzną Vrila a aryjskim Vaterłandem. Hitler do samego koń ca wierzył , ż e walczy o s ł uszną sprawę i ż e ocalenie nadejdzie z Dalekiego Wschodu. Zanim opowie ść o Vrilu ca ł kowicie zawładnie naszą wyobraź nią, dla porzą dku powinniś my cofnąć się do wiktoriań skiej Anglii, do roku 1867, kiedy to Robert Wentworth Little za ł oż ył angielski odłam Bractwa Ró ż okrzyż owców. Grupa Little'a, licz ąca okoł o 145 wtajemniczonych cz ł onków (którzy, jak wie ść niesie, w większoś ci byli masonami), stanowił a pierwszą brytyjską gałąź organizacji, powsta ł ej na kontynencie europejskim już w XV wieku, której nazwa pochodzi ł a od imienia za ł oż yciela, Christiana Roscnkreuza. Jej celem był o studiowanie i interpretowanie tajników przekazywanej z pokolenia na pokolenie wiedzy okultystycznej. Zaj ę cie to stanowi ł o idealne połą czenie z kilkoma nieco bardziej ezoterycznymi wierzeniami i ceremonia łami masoń skimi. W wielu innych stowarzyszeniach, tajnych lub jawnych, dawniej i dzi ś wąska elita najbardziej wpł ywowych czł onków pragnie nawi ąza ć łą czność z podobnymi grupami za granic ą . Róż okrzyżowcy Little'a nie stanowili tu wyj ątku, b ędąc w kontakcie z podobnymi grupami w Niemczech praktycznie od chwili za ł oż enia. Moż na się zastanawia ć , dlaczego utrzymywano takie kontakty, skoro dzia ł alno ść organizacji miał a być tajna, ale dzi ę ki temu grupa pozostawał a na bieżą co w kwestii kształ tuj ących si ę rytuał ów i obrzę dów, maj ących kluczoe znaczenie dla jej istnienia. Utrzymanie tajemnicy nabra ł o znaczenia zw ł aszcza w zwią zIlu z perturbacjami, które dotkn ęł y wiele takich stowarzysze ń w Niemczech pod koniec XVIII wieku. Król pruski Fryderyk Wilhelm II po łą czył te grupy pod chwytliwym mia:em Oś wieconych, aby ostatecznie zdelegalizowa ć je wszystkie w obawie, ż e mogą one _.:odgrza ć nastroje rewolucyjne w jego królestwie. Ale dla niektórych wspólników Little'a to oficjalne stowarzyszenie by ł o najwyraź niej zbyt zachowawcze. W 1886, 1887 lub 1888 roku (nie ma zgodno ś ci co do dokł adnej daty :ocznej) kilku by ł ych róż okrzyż owców stworzyło w Londynie odłam, nazwany szumnie Zamknię tym Zakonem Zł otej Jutrzenki. Jego cz ł onkowie mieli jednak niewiele wspólnego z róż okrzyż owcami, bo zaj ęli się kultywowaniem rytuał ów magicznych. Dwaj gł ówni zak=życiele nowej grupy, dr William Wynn Westcott i S.L. MacGregor-Mathers, wci ągnę li rań wiele ówcze ś nie znanych osobisto ś ci, mi ędzy innymi autora powieś ci fantastycznych -
14
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
Arthura Machena, samego Bulwer-Lyttona, Aleistera Crowleya (który pó źniej zasłynie jako „czarny mag" i ostatni Wielki Mistrz Zakonu), poet ę noblistę W.B. Yeatsa oraz autora Draculi Brama Stokera. Wł aś ciwie grupa składał a się z samych m ęż czyzn. Jedynym wyj ątkiem by ł a Florence Farr, dyrektorka teatru Abbey w Dublinie i towarzyszka życia Georgc'a Bernarda Shawa. W tym czasie w Niemczech od ró ż okrzyż owców takż e odłą czały się grupki rozłamowe, które wprowadza ły nowe rytua ły i obiekty kultu, podobnie jak w przypadku Z łotej Jutrzenki. Na przykł ad ceremonia wtajemniczenia w przypadku Z ł otej Jutrzenki przypuszczalnie obejmował a przyrzeczenie kandydata do zachowania tajemnicy „pod kar ą wykluczenia z szeregów i ś mierci lub pora ż enia zł ym urokiem". Z tego wynika, ż e członkowie tej grupy poznali tajemnic ę wykorzystywania mocy takich jak Vril, a przynajmniej byli o tym przekonani. Jakby nie by ł o, wtajemniczeni zapewniali sobie zachowanie milczenia na tematy zwi ązane z organizacj ą:, konsekwencje zł amania przysi ęgi były przera ż aj ące. W manife ś cie Złotej Jutrzenki, napisanym w 1896 roku przez Mathersa, jest mowa o jego sporadycznych kontaktach z istotami wy ż szego rz ędu, które same w sobie oraz poprzez zawarte w nich pok ł ady złych mocy napawały go przeraż eniem. Być moż e do stworzenia tych wierze ń dla dobra przywództwa przy ł ożył ręki sam Lytton, bo nie bez przyczyny dokument przeznaczony dla cz łonków stowarzyszenia zawiera ł tak ekscytuj ące tre ś ci. Być moż e nie dostrzegamy tu istoty sprawy, jednak mo ż liwe jest te ż , ż e takie groź by stanowiły część mechanizmu, pozwalaj ącego na utrzymanie tajemnicy i zachowanie milczenia na zewn ątrz grupy. Tak czy inaczej, nale ży brać pod uwagę fakt, ż e mamy tu do czynienia z elitarn ą grup ą osób, odgrywaj ących gł ówne role w swoich dziedzinach, maj ących jak najlepsz ą reputacj ę , które nie były skł onne traktowa ć poważnie melodramatycznych zachowa ń swego Wielkiego Mistrza, gdyby nic mia ły ku temu istotnych powodów. Nale ży takż e pamiętać , ż e wszyscy oni znali prace swego wspó ł towarzysza Lyttona na temat legend o Vrilu oraz wp ływ, jaki miały one na ich wł asne zainteresowania, dlatego potrafiliby zareagowa ć w przypadku nabrania jakichkolwiek w ątpliwoś ci. Pojawienie się angielskich róż okrzyż owców spowodował o oż ywienie w krę gach mistycznych, jednak ju ż wkrótce zostali oni przy ć mieni przez teozofów, siln ą i maj ąc ą dużą sil ę przyciągania grup ę, która wkrótce zdoby ł a dominuj ącą pozycj ę w ś ród podobnych organizacji. Na ostatnie lata XIX wieku przypad ł czas, gdy w cał ej zachodniej Europie, nie wyłą czaj ąc Wielkiej Brytanii, zapanowa ł o przekonanie, ż e teozofia sta ł a się wrę cz zwiastunem ca ł kowicie nowej teologii. Koncepcja ta, b ędąca syntezą wielu religii, stosował a pewien chwyt, polegaj ący na oferowaniu ka ż demu tego, czego oczekiwa ł , aby w ten sposób wybić się na doktryn ę , która mogł aby zjednoczyć ś wiatu progu trzeciego millenium, do którego pozostawa ł o wówczas już tylko jedno stulecie. W konfrontacji z teozofi ą judeoehrze ś cijań stwo, hinduizm, mahometanizm i inne doktryny, które ze wzgl ę du na swój ograniczony zakres wydawa ł y si ę niepełne i niedoskona ł e, miały ulec marginalizacji. Teozofia oferowa ł a atrakcyjny i uderzaj ący do głowy koktajl zł oż ony z ezoterycznego buddyzmu, ustanowienia uniwersalnego braterstwa ludzko ś ci i hierarchii tajnych mistrzów, dzięki czemu tuż po jej ogł oszeniu w 1875 roku na ca łym ś wiecie szybko powstawał y liczne grupy jej wyznawców. Madame Helena Bł awatska, jedna -ze wspó ł twórczyń teozofii, pochodził a z Rosji, gdzie sp ę dzi ła pierwsze, wyj ątkowo barwne lata swego ż ycia. W wieku zaledwie 17 lat
15 wydano j ą za generał a, ale zwi ązek ten nie trwał dł ugo i B ł awatska wkrótce wyjechał a z kraju, udaj ąc si ę w podróż na tajemniczy Daleki Wschód w poszukiwaniu g łę bokiego, duchowego sensu swego ż ycia, podobnie jak przcd ni ą i po niej robi ł o to wielu innych ludzi. Po 10 latach wróci ł a do Rosji, maj ąc silnie rozwinięte zdolnoś ci mediumistyczne oraz umiejętność telekinezy, czyli wprawiania w ruch obiektów za pomoc ą siły woli. Podczas odprawiania jednego z magicznych rytua łów B ł awatska odnios ł a prawie ś mierteln ą ran ę od miecza, co zachwia ł o jej wiarą we własne zdolno ś ci i, po wyzdrowieniu, popchn ęł o na kolejn ą wyprawę w poszukiwaniu o ś wiecenia, tym razem do Kairu. Podczas pobytu w tym mie ś cie założył a religijne stowarzyszenie, którego ż ywot był jednak krótki, po czym popad ł a w długi i przeniosł a się do Stanów Zjednoczonych, oddzielaj ąc się oceanem od swoich wierzycieli. W Ameryce w 1873 roku B ł awatska poznał a w Vermont puł kownika Olcorta, z którym połą czył a j ą więź przyja źni. Najwyraź niej podzielał on jej poglądy na sprawy duchowe, bo dwa lata pó źniej wspólnie za ł ożyli kontynuacj ę grupy kairskiej, Towarzystwo Teozoficzne. Wraz z dwoma dodatkowymi uczniami (prawdopodobnie wspieraj ącymi finansowo ca ł e przedsi ę wzię cie) towarzystwo przenios ł o się w 1878 roku do Bombaju, osiedlaj ąc si ę w leżą cym nad brzegiem rzeki przedmie ś ciu Adyar, gdzie mieś ci się do dzisiejszego dnia. Wkrótce na Zachód zacz ęł y dociera ć opowie ś ci o „cudach" dokonywanych przez cz ł onków towarzystwa, a w szczególno ś ci przez sam ą B ł awats ką . To skłonił o londyń skie Towarzystwo Bada ń Metapsychicznych do oddelegowania sceptycznie nastawionego dr. Hodgsona do Bombaju w celu zweryfikowania niezwyk łych doniesie ń opisywanych w gazetach. Po zapoznaniu si ę z bezpo ś rednimi dowodami Hodgson dostarczył do Londynu raport, w którym stwierdza ł , ż e nie znalazł nic poza „ewidentnym oszustwem i wyj ątkową naiwno ś ci ą " hinduskich członków stowarzyszenia. Ale opinia Hodgsona by ł a pojedynczym gł osem po ś ród szumu i plotek, narastaj ących wokó ł teozofii, i nie mogła zaszkodzi ć B ł awatskiej, która z upodobaniem wykorzystał a okazj ę , by obróci ć negatywną wymowę raportu na swoj ą korzyść — zakł adaj ą c, rzecz jasna, ż e poczciwy dr Hodgson poinformowa ł j ą o swych wnioskach przed powrotem do Anglii. Wkrótce potem w pracy zatytu ł owanej The Secret Doctrine (Nauka tajemna) zosta ł y opublikowane g ł ówne zasady wiary wyznawanej przez B ł awatską i 01cotta. W tej ksi ąż ce, uznawanej przez wi ększość piszących na tematy okultystyczne za jej najwa ż niejsze dzie ł o, Bławatska zawar ł a swoje stanowisko wobec teozofii, zapocz ątkowują c tym lawin ę wydarzeń . W Wielkiej Brytanii pomyś lnie zainaugurowano lo żę teozoficzną, która okaza ł a si ę najważ niejszą komórką tego mchu, wyznaczaj ącą jego kierunek na przyszł ość . W tym miejscu nale ż y wspomnieć o Annie Besant, ż onie pastora, która co prawda wst ąpiła do brytyjskiej lo ż y dopiero w 1889 roku, ale wykorzystuj ąc sł abo ść lokalnego przywództwa, uzyska ł a w niej tak silne wpływy, ż e po ś mierci B ł awatskiej, co nastąpi ł o dwa lata później, zdo ł ał a cał kowicie usunąć holistyczne akcenty buddyjskie, góruj ą ce w tym zgromadzeniu, na rzecz hinduizmu. Ta najbardziej nieortodoksyjna z ż on anglikań skich duchownych wierzył a, ż e utrzymanie systemu kastowego to najlepszy sposób szerzenia idei duchowego doskonalenia poprzez kolejne wcielenia w ł ań cuchu reinkarnacji, a takż e dziedzictwo cywilizacji Zachodu, maj ącej jakoby swe korzenie w baśniowej aryjsko-hinduistycznej spo ł eczno ś ci staro ż ytnych Indii. Myś l tę wskazała sama B ł awatska w jednej ze swych ostatnich prac, zatytu ł owanej The Stanzas of Dzyan (Strofy Dzjana). Rzekomo zaginione przed wiekami w tybeta ń skiej bibliotece, strofy te zosta ły jej „objawione" w stanie transu w 1888 roku. Objawienie
16
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
koncentruje si ę na pozostałoś ciach wysoko rozwini ę tej cywilizacji, która kwitł a na obszarze obecnej pustyni Gobi. Jej przedstawiciele porzucili powierzchni ę Ziemi i zstąpili w jej głą b, gdzie zbudowali dwa podziemne miasta, Szambal ę i Agharti. Czy B ł awatska opar ł a się na współ czesnych źródłach literackich, takich jak praca Bulwer-Lyttona, czy te ż naprawdę miała bezpo ś redni ą łą czność z jakimi ś mistycznymi ź ródł ami, tego nie dowiemy signigdy, ale ponownie znajdujemy tu nawiązanie do tajemniczych mocy, które okie łznał a przed wiekami zaginiona cywilizacja. Trudno si ę dziwić , ż e dysponuj ąc tak tre ś ciwym i interesuj ącym materiałem, londyńskie Towarzystwo Teozoficzne pod przywództwem pani Besant wesz ło w okres o żywionej dział alnoś ci. Teozofia była idealnym rozwiązaniem dla coraz lepiej wykszta ł conego społ eczeń stwa, dojrzewaj ącego w czasach niespotykanej wcze śniej industrializacji i poszukuj ącego w ż yciu nowych tre ś ci oraz duchowego przewodnictwa. W obliczu sukcesu, jaki odniosł a pani Besant w popularyzowaniu teozofii w Wielkiej Brytanii i rozszerzaniu jej zasi ęgu na coraz wi ę cej stowarzysze ń , nie dziwi fakt, ż e w niedł ugim czasie powsta ł a loż a niemiecka. W rzeczywisto ś ci w Niemczech teozofia dała pocz ą tek kilku ró ż nym grupom, które pó źniej zaliczono do ariozofi i, b ędącej zbieraniną lóż , z których ka ż da czynił a starania, by jak najlepiej wpisa ć się w budzące si ę na nowo sympatie nacjonalistyczne, co pozostawa ło w jawnej sprzeczno ś ci z szeroko poj ę tymi poglądami teozoficznymi. Wracaj ą c do Wielkiej Brytanii, grupa pani Besant, podobnie jak Z łota Jutrzenka, stopniowo traci ła kolejnych wtajemniczonych na skutek ogólnego zniechę cenia, spowodowanego wyniszczaj ąc ą i krwaw ą 3 wojną ś wiatow ą . Jednak w Niemczech podobne stowarzyszenia trafi ły na podatny grunt w spo ł ecze ń stwie, które był o rozczarowane cesarzem i nieoczekiwanymi stratami, poniesionymi na wojnie. Aby znaleźć korzenie katastrofy, która dotkn ęł a Europ ę kilkadziesi ąt lat póź niej, należy uważ nie przyjrze ć się grupom, które propagowa ły ariozofi ę i wkrótce przy ć miły podobne organizacje w Wielkiej Brytanii. Na ten okres przypadaj ą też pierwsze nie ś miał e prądy w niebu okultystycznym, prowadz ące do powstania lataj ących dysków. W 1905 roku nieprawomy ś lny mnich cysterski Adolf Josef Lanz (wydalony z zakonu w wieku lat 19 za naruszenie regu ł y) przybra ł wymyś lone szlacheckie nazwisko .Wrg Lanz von Liebenfels, próbuj ąc dodać sobie powagi oraz wiarygodnoś ci w zwią zku z planowanym rozpocz ęciem wydawania w Wiedniu antysemickiego czasopisma. Nazwa periodyku pochodzi ł a od starogerma ń skiej bogini księż yca zwanej Ostara. Jej zniekształcone imi ę przetrwało do dziś jako Easter (ang. Wielkanoc). Celem wydawcy „Ostary" był o nieco pokrę tne objaś nianie mitologii starogerma ń skiej z uż yciem terminów zrozumiałych dla przeci ę tnego austriackiego lub niemieckiego robotnika, b ędącego współ czesnym spadkobierc ą rasy aryjskiej. Gazeta nawo ływała też do bojkotu „mi ędzynarodowego ż ydostwa", które miale by ć ź ródłem wszelkiego z ła nie tylko w Niemczech, ale na całym ś wiecie. Jednym z g łównych wątków przewijaj ących si ę w artyku łach było poję cie wszechobecnej energii psychicznej, przenikaj ącej kosmos, której najdoskonalsze ucieleś nienie stanowi ły najczystsze cechy aryjskiej urody: jasne w łosy, niebieskie oczy i temu podobne. Grupy etniczne nie odpowiadaj ą ce temu ideał owi (Ż ydzi, Cyganie i inni) miały zostać zlikwidowane poprzez z łoż enie w ofierze bogom, którzy stworzyli i upodobali sobie Aryjczyków. Pomię dzy wydawaniem kolejnych numerów „Ostary" dla do ść wą skiego, ale wiernego grona czytelników Liebenfels znalaz ł czas, by napisa ć dziele ksi ąż kowe: Theozoology (Teozooloda). Był a to jedna z pierwszych prób wyznaczenia ram poj ę ciowych.
17 pozwalaj ących na zapoznanie si ę z nowo powsta łą nauką zwaną socjobiologi ą oraz sklasyfikowanie ró ż nic rasowych (mię dzy ras ą aryjską i innymi) na podstawie darwinistycznej teorii ewolucji, Interes musia ł iść doskonale, bo po dwóch latach Liebenfels naby ł niewielki zameczek na wysokim brzegu Dunaju. Miejsce to zosta ł o wybrane dla zapoczątkowania nowego projektu, jakim by ło zebranie grupy uczniów podatnych na rasistowskie idee szerzone przez „Ostar ę" w celu sformowania Ordo Novo Templi (Zakonu Nowych Templariuszy). W dzie ń Boż ego Narodzenia 1907 roku Liebenfels podniós ł na blankach flag ę z wybranym znakiem zakonu — by ł a nim swastyka. Dotychczas symbolu tego u ż ywano w formie zgodnej z ruchem wskazówek zegara, jako silnego talizmanu zapewniaj ącego pomy ś lność , jednak zakon, co nikogo nic zdziwi ło, przyj ął kojarzą cą się ze zł em wersj ę przeciwną ruchowi wskazówek zegara, zaadaptowan ą później przez narodowych socjalistów. „Ostara" by ł a nadal publikowana, a w 1909 roku zamek odwiedził mł ody Adolf Hitler w celu zakupienia starych numerów czasopisma. Podobno jednym z prenumeratorów by ł Heinrich Himmler, pó ź niejszy dowódca SS. Wiele pseudomistycznych obrzędów odprawianych w jego Czarnym Zakonie było ż ywcem wziętych z przepisów i porad zamieszczanych w „Ostarze". Jak na ironi ę hitlerowcy, po przej ęciu wł adzy, zakazali wydawania czasopisma z powodu jego ra żą co mistycznego charakteru. Inną ważną postaci ą w ówczesnych Niemczech by ł Guido von List, d ł ugoletni przyjaciel Liebenfelsa, który jako m łody człowiek zgłę biał pisma Tacyta, opisuj ącego staroż ytnych Germanów jako wspaniałych, błę kitnookich i jasnowłosych wojowników. Von List osiągnął znaczącą pozycj ę w 1881 roku publikacj ą dzieł a Mitologiczny krajobraz Niemiec, w którym usił ował przedstawi ć staroż ytne pomniki i ruiny jako dowody chwalebnej przeszł oś ci Aryjczyków. Wraz z pojawieniem si ę niemieckiej teozofii zyska ł ś wieżą perspektyw ę i na nowo ukierunkował swoje przekonania. Wydaje si ę wię c nieuchronne, ż e gdy Liebenfels zacz ął wydawać „Ostarę", von List zamieszcza ł w tym czasopi ś mie swoje artykuł y, a nawet sam zosta ł nowym templariuszem. Jednak w 1908 roku odszed ł , by założ yć swoje wł asne Stowarzyszenie Guido von Lista, gromadz ące niewielką grupkę jego zwolenników, w ich liczbie kilku znanych teozofów. W praktyce stowarzyszenie von Lista zajmowa ł o się tym samym, co zakon Liebenfelsa, na przyk ład odcyfrowywaniem runów i rytua ł ami starożytnych kapłanów Wotana. Von List zmar ł w Berlinie w 1919 roku na zapalenie płuc, maj ąc 71 lat, jednak jego wk ład w duchowe odrodzenie wierze ń aryjskich by ł ogromny. Kilka lat pó źniej od jednego z od ł amów jego grupy wzi ęł a swój początek hitlerowska Narodowosocjalistyczna Partia Pracy. W 1912 roku od berli ń skiej loż y von Lista oderwa ł a si ę grupa niezadowolonych czł onków, którzy sformowali now ą wspólnotę Germanenorden (Zakon Germa ń ski). Choć przewodzi ł jej Philip Stauff, najważniejszą rol ę odegrał Rudolf von Sebottendorff, który do łą czył w 1916 roku. To on kierowa ł sekretnym, antysemickim skrzyd łem w szeregach tej organizacji, którego zadaniem by ło zwalczanie „tajnego ż ydowskiego przymierza". Prawdziwe nazwisko Sebottendorffa brzmia ło Adam Glauer, ale podobnie jak Lanz przybrał on zmy ś lony, arystokratyczne brzmi ący pseudonim, by doda ć sobie powagi. Aby zostać szeregowym cz ł onkiem, kandydat musia ł dowie ść swego germa ń skiego pochodzenia do trzech pokole ń wstecz oraz pomy ś lnie przej ść pomiary czaszki, wykonywane cyrklem kalibrowym, w celu potwierdzenia nordycko-aryjskich korzeni. Pod wodz ą Stauffa i Sebottendorffa stowarzyszenie przej ęł o oryginalne idee teozoficzne i zupe łnie zmieniło ich sens. Jego cz ł onkowie wierzyli, ż e mieszanie si ę ras leży u podstaw wszystkich nieszczęść oraz ż e Niemcy powinny d ąż yć do stworzenia nadrz ę dnej rasy aryjskiej, aby 2 — Zaginione tajemnice technologii...
„S
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
przej ąć i sprawować wł adzę nad ś wiatem. Ponadto zakon twierdzi ł , ż e jego najstarsi cz łonkowie s ą „narzę dziami przywódców tybeta ń skich” — potomków Atlantydów, mieszkaj ą cych obecnie „gdzie ś w Himalajach" pod rz ą dami „Króla Strachu" lub „Króla Ś wiata" — pod takim mianem wł adca ten by ł znany wtajemniczonym. Ta tajemnicza istota zwana królem mia ł a —tub ma —wł adzę nad ż yciem i ś miercią każ dego mieszka ń ca Ziemi, a kontakt z nią nawi ązywano poprzez medytacje lub postrzeganie pozazmys ł owe. Do komunikacji sł użył a te ż specjalna, tybeta ń ska talia kart tarota, a gdyby wszystkie te sposoby zawiod ł y, wtajemniczeni dysponowali specjaln ą radiostacj ą . Poniewa ż wiadomo było, ż e król jest ś miertelny, w przeci ą gu nadchodzą cych lat pojawi ł o się wiele sugestii, kim mógł by on być naprawdę . W kontekś cie tym powtarza ł o się wciąż nazwisko Rosjanina, Georgija Iwanowicza Gurdijeffa. Gurdijeff odby ł duchowe przeszkolenie w Tybecie przed podró żą po Europie, podczas której głosił wszystkim, którzy chcieli go s ł uchać , ż e zgodnie z jego odkryciem wię kszo ść ludzi idzie przez ż ycic, „śpiąc", nie dostrzega prawdziwego sensu istnienia — jak automaty, które nie wiedz ą, co się z nimi dzieje i dlaczego. Jedynym ratunkiem dla kogo ś , kto zda sobie spraw ę z tego, ż e znalazł si ę w takiej sytuacji, jest przyst ąpienie do serii ć wiczeń psychofizycznych, w celu przywrócenia ś wiadomo ś ci. Późniejsze has ł o Hitlera Deutschland Erwache! (Niemcy, obud ź cie si ę !) oraz jego wzmianki o „triumfie woli" to wyraź na pozostał ość tych i podobnych pogl ą dów. To, czy Hitler kiedykolwiek kontaktowa ł się z „królem", stanowił o tre ść dociekań wiciu powojennych publicystów. W 1917 roku pobór do wojska oraz sama wojna uszczupla ły szeregi cz ł onków innych grup, ale Germanenorden wci ąż szczycili si ę ponad setk ą lóż w cał ym kraju (lo ż a berliń ska miała tylu wtajemniczonych, ż e trzeba było wynajmować cał y parter ratusza na biura i miejsce spotka ń ). Niemieckie okopy I wojny ś wiatowej stał y się miejscem, w którym zwykli szeregowi ż oł nierze nagle zaczynali poszukiwa ć głę bszego sensu swego ż ycia. W brudzie i w fatalnych, frontowych warunkach bytowych niektórzy z nich przystrajali swe he ł my mitycznymi symbolami, które odgrywa ł y rol ę talizmanów i chroni ły ich przed trafieniami brytyjskimi kulami. Ameryka ń scy ż oł nierze nosili pó ź niej w Wietnamie pokojowe symbole i has ł a, Niemcy natomiast zwrócili si ę w okopach ku zabobonom. Najpopularniejszym symbolem by ł a swastyka. Dla pokole ń ż yjących po II wojnie ś wiatowej swastyka kojarzy si ę jednoznacznie z okropie ń stwami faszyzmu, okrucie ń stwem obozów koncentracyjnych. Ale przed I wojn ą światow ą takie skojarzenia nie istnia ł y. W rzeczywisto ś ci znak ten pochodzi z zamierzch łych czasów, pojawił się bowiem w Indiach ju ż okoł o IV wieku p.n.e. Oznacza ł nieskoń czoną potęgę boskiej siły, skierowanej przeciwko wrogom. Coś takiego właś nie był o potrzebne ż ołnierzom kul ą cym się w okopach. Choć symbol ten był znany uczestnikom obu stron konfliktu, w Niemczech oswojono si ę z nim lepiej dzi ęki opublikowaniu go w Nauce tajemnej Bł awatskiej. Przedwojenne organizacje, takie jak Ordo Novo Templi, oraz czasopisma, jak cho ć by „Ostara", uzna ł y go za swoje logo i w ten sposób z wolna przeniknął on na front, gdzie panowa ł mę ski kult „wojownika". Czł onkowie grup okultystycznych uwa ż ali, ż e w odpowiedzi na wezwanie mistrzów rozlicznych lóż takż e walcz ą za Niemcy — za jednolity rasowo Vaterland. W chaosie, który wybuch ł w kraju po przegraniu wojny, nikogo nie dziwi ło, ż e wielu zdemobilizowanych ż o łnierzy zwróci ł o się ponownie w stronę grup okultystycznych w poszukiwaniu pociechy i rady w tych niespokojnych czasach. Ruch ten, zharmonizowany z powszechn ą tendencj ą do powrotu do pradawnych rasowych (Valkisch) korzeni,
I9 coraz bardziej zasklepia ł się w sobie w poszukiwaniu odpowiedzi na dylematy zwi ązane ze swą w ł asną dział alno ś cią . Sebottendorff dostrzega ł narastaj ące niezadowolenie w rodzinnym Monachium, uznaj ąc jednocześ nie, ż e jego organizacja nie robi ł a nic, lub prawie nic, by zaspokoi ć żą dzę odwetu, tkwi ącą w ludziach powracaj ących z frontu. Niemcy nie spodziewali si ę, ż e przegraj ą tę wojnę . Szokuj ąca szybko ść , z jaką wojska niemieckie ponios ły kl ę skę , godzi ł a w patriotyczn ą dumę oraz morale pokonanych ż ołnierzy, którzy usi łowali nadać swemu życiu jakiś sens, a takż e znaleźć dla siebie miejsce w społ ecze ń stwie, otrz ąsaj ącym si ę powoli z wojennego koszmaru. Sebottendorff, gdy tylko został wybrany na Wielkiego Mistrza pot ęż nej bawarskiej lo ż y Germanenorden, niezwłocznie zaj ął si ę stworzeniem nowego organu prasowego stowarzyszenia. Czasopismo zatytuł owane „Runy", którego znakiem graficznym by ł a swastyka, ujrza ł o ś wiatł o dzienne na pocz ątku 1918 roku. Sebottendorff wraz ze ś wież o przyj ę tym do grupy Walterem Nauhausem widzieli w „Runach" idealne narz ędzie, wspomagaj ące rekrutacj ę nowych czł onków. Od wiosny do jesieni liczebno ść stowarzyszenia wzros ł a z 200 do 1500 osób, głównie byłych ż oł nierzy, należą cych w wi ększo ś ci do klasy ś redniej. Spotkania wciąż odbywał y si ę w domu Sebottendorffa w Monachium, ale wkrótce lo ż a zaczęł a wynajmować sal ę konferencyjn ą w hotelu. Zakon Germanenorden by ł gotowy na spotkanie z histori ą. Ze wzgl ędu na skrajnie prawicow ą i antysemick ą wymowę przemówień , wygł aszanych przez czł onków grupy, w sierpniu 1918 roku Sebottendorffnazwal swoj ą lożę stowarzyszeniem Thule, aby odci ąć się od socjalistów i zwolenników republiki, którzy —jak si ę obawiano —mieli zakłócać przebieg spotkań . Rząd republiki weimarskiej dopiero rodzi ł się w bólach, kraj by ł podzielony politycznie i sta ł się areną walk oddział ów milicji, złoż onych ze zdemobilizowanych ż ołnierzy, z bojówkami socjalistów. 7 listopada 1918 roku w Bawarii doszł o do bezkrwawego przewrotu, w wyniku którego w ładzę przej ę li przeciwni wojnie socjali ś ci i ogł osili ten region niezależną republiką . Dwa dni póź niej Sebottendorff zwoł ał naprędce walne zebranie w hotelu, podczas którego z wielkim przej ęciem oznajmił , ż e marzenie o Vaterlandzie, do którego urzeczywistnienia d ąż yli, nie szczę dzą c si ł , rozwiał o się . Aby doń powrócić , trzeba b ę dzie trafi ć do serc i umys ł ów tutejszych mieszkań ców, a takż e pokonać ich wrogów. Odt ą d stowarzyszenie Thule sta ło się jeszcze bardziej gł oś ne i wojownicze w dzia ł aniach na rzecz wysadzenia z siod ła socjalistów. Nazywaj ą c swoj ą grup ę Thulc, Sebottendorff nawi ązał do aryjskiego mitu, w którym Thule, znane tez jako Ultima Thule, by ł o stolic ą krainy Hyperborea. To tajemnicze, legendarne pa ń stwo z dalekiej Pó łnocy miał o być rzekomo bram ą przej ś ciową do nowych ś wiatów, galaktyk i innych wymiarów, a tak ż e do „ś wiata wewn ę trznego", ulubionego miejsca wyznawców teorii „pustej Ziemi", którzy usi ł owali dowie ść , ż e wewnątrz naszego globu znajduje si ę inny, kompletny ekosystem. Prawdziwi Hyperborejczycy mieli być rozbitkami z obcego statku kosmicznego, który przylecia ł na Ziemię ze ś wiata wyaiszezoneRo wojennym kataklizmem. Zasiedlaj ąc rozmaite obszary Europy, da ć mieli początek róż norodnym grupom etnicznym, takim jak: Baskowie, Breto ń czycy, Celtowie, Nordycy oraz Ariowie. Po ś rodku god ł a stowarzyszenia Thulc widnia ł sztylet, którego ostrze oplata ł wieniec d ębowych li ś ci, a zakrzywiona swastyka wokó ł rękoje ś ci wysył ak promienie boskiego, hyperborejskiego ś wiatł a. Wszystkie te elementy wyst ępował y później w mitologii nazistowskiej. Dwukierunkow ą strategi ę , przyj ę tą przez Sebottendorffa i stowarzyszenie Thule w walce z monachijskimi socjalistami, realizowano przede wszystkim w oparciu
20
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
o lokaln ą gazetę „Beobachtcr", zakupion ą przez organizacj ę za 5000 marek ju ż w 1918 roku, po ś mierci jej poprzedniego w ł aś ciciela. Po zmianie nazwy na „lVItinchener Beobachter und Sportblatt" Sebottendorff zmodyfikowa ł pierwotną formę periodyku w kierunku otwarcie populistycznego czasopisma z du żą liczbą wiadomo ś ci sportowych, wymieszanych z tekstami o zabarwieniu nacjonalistycznym lub antysemickim. Gazeta odniosł a nie lada sukces po ś ród tandetnych brukowców. Do maja 1919 roku redakcja mie ś cił a Się w pomieszczeniach wynaj ętych przez stowarzyszenie w hotelu. Drugą metodą walki z socjalistami i komunistami by ło organizowanie zbrojnego oporu. Nie było to zresztą ż adnym zaskoczeniem, gdy ż Sebottendorff zgromadzi ł sporą ilość broni, niew ątpliwie dzi ęki wydatnej pomocy był ych ż oł nierzy, którzy mieli dost ęp do wojskowych arsena ł ów. Na począ tku grudnia 1918 roku grupa usi ł ował a porwa ć podczas wiecu nowo wybranego kanclerza Bawarii, Eisnera, ale akcja zako ń czył a si ę kompletnym fiaskiem, podobnie jak próba stworzenia bojówki, która mia ł a rozbijać zgromadzenia socjalistów i torpedowa ć poczynania lokalnych wł adz. Jednak kolejne przedsi ę wzięcie został o zwień czone sukcesem. Po I wojnie ś wiatowej w wielu niemieckich krajach zwią zkowych panowa ł a tymczasowa anarchia, spowodowana s ł aboś cią administracji republiki weimarskiej. Bawaria nie by ła na tym tle wyj ątkiem. Wł adzę w landzie przej ę li socjali ś ci, ale stary lokalny rz ą d wci ąż urzę dował w Baumbergu, pozostaj ąc tam praktycznie na wewnętrznej emigracji. Stowarzyszenie Thule zdawa ł o sobie spraw ę, ż e rząd powróci, gdy tylko sytuacja na to pozwoli. W ca ł ym kraju powstawa ł y grupy milicyjne, zł oż one z by ł ych ż ołnierzy i marynarzy, znane pod nazw ą Freikorps (korpusy ochotnicze), które w nieoficjalny sposób pomaga ły w utrzymaniu porządku siłom policyjnym i niewielkim oddział om regularnego wojska, na których istnienie wyrazili zgod ę alianci. Nic nie sta ł o na przeszkodzie, aby stowarzyszenie Thule utworzy ł o wł asny oddział w ramach Freikorpsów — Kampfbund Thule (Zwi ązek Bojowy Thule), a tak ż e wspierał o inne grupy powstaj ące w mie ś cie, takie jak cho ć by Wikingowie. Na wiosn ę rząd pozostąj ący na uchodź stwie wezwał Freikorps do przygotowania powstania. W maju 1919 roku KampIbund Thule wraz z jednostką Bund Oberland po czterodniowych walkach wypar ły z miasta socjalistów. Dzię ki udanej kampanii w „Beobachter", trafiaj ą cej do „serc i umys ł ów", oraz publikowaniu przepe ł nionych patosem tekstów o poleg łych bohaterach społ eczeń stwo Bawarii opowiedzia ł o się za powrotem starego rz ądu, co w rezultacie jeszcze bardziej umocni ło pozycj ę stowarzyszenia Thule. Po na pozór zwyci ę skiej bitwie Sebottendorff wyjecha ł z Monachium w d łuż szą podró ż , pozostawiaj ąc samemu sobie stowarzyszenie Thule, ,,Beobachter" oraz niewielką parti ę polityczną, którą założ ył rok wcześ niej, we wrze ś niu 1918 roku. Do tego momentu typowy cz ł onek stowarzyszenia by ł przedstawicielem ś rednio zamoż nej inteligencji, jednak Sebottendorff zorientowa ł się, ż e w celu zdobycia poparcia prostych ludzi nale ży poszerzy ć zakres dzia ł ania. Pierwszym krokiem w celu pozyskania mas pracuj ących był o kupienie „Beobachtera", ale istnia ł a potrzeba stworzenia platformy politycznej, zdolnej do przyci ągnię cia robotników z lokalnych fabryki zak ł adów produkcyjnych. W tym celu Sebottendorff poprosi ł należą cego do Thule Karla Harrera, który pracował też dorywczo dla „Beobachtera" jako sprawozdawca sportowy, aby zorganizował grupę dyskusyjn ą dla robotników, pragn ących dowiedzie ć się wię cej o zał oż eniach i celach stowarzyszenia. Przypuszczalnie chcia ł w ten sposób powi ększyć szeregi swego Koś cioła, a takż e pozna ć nastroje mas, aby przyj ąć program dzia łania pomyś lany zgodnie z ich potrzebami — podobnie post ępują współ cześ ni politycy, wykorzystuj ą cy dyskusje
21 tematyczne i specjalistów od opinii publicznej dla poprawienia swych notowa ń . Harrer podj ął się zadania i wkrótce, wraz z siedmioma innymi cz łonkami stowarzyszenia Thule, mi ę dzy którymi najbardziej aktywny by ł Anton Drexler, za ł oż ył Deutscher Arbeiterverein (Niemieckie Forum Robotnicze). Liczebno ść stowarzyszenia wci ąż rosł a, wię c Drexler nalega ł , aby zrobi ć kolejny krok naprzód i wkroczy ć na scen ę polityczną jako peł noprawna partia. Po d ł ugotrwa ł ych naciskach przyznano mu racj ę i 5 stycznia 1919 roku powstał a Deutsche Arbeiterpartei (Niemiecka Partia Robotnicza), na której czele stan ął Drexler. Po pokonaniu socjalistów, podczas nieobecno ś ci Sebottendorffa, partia wkrótce przej ęł a kontrolę nad „Beobachtercm". Wywo ł ał o to pewne napi ę cia wś ród pracowników redakcji, które opadły dopiero po zmianie formy prawnej gazety w spó ł kę z ograniczoną odpowiedzialno ś cią, w której równoważ ne udzia ł y miał y stowarzyszenie Thule i nowa partia. Jednak ju ż na pocz ątku 1921 roku ca ło ść udział ów należ ał a do Drexlera, który przekaza ł je liderowi partii (by ł nim wówczas Adolf Hitler). Od tej chwili „Bcobachter" stał si ę oficjalnym organem partii nazistowskiej. Obecnie moż na si ę jedynie domyś lać , co o tym wszystkim sądził Sebottendorff, jednak podejrzewam, ż e popularyzacja jego wierze ń w szeregach jasno okre ś lonej partii politycznej le ż ał a w interesie stowarzyszenia Thule. W rzeczy samej, kiedy nowa partia obrosł a już w piórka, jej ś mietankę nadal stanowili byli cz ł onkowie stowarzyszenia, mi ę dzy innymi przyszły zastę pca FUhrera Rudolf Hass i minister kultury Alfred Rosenberg. Dwaj inni zdobyli sobie z łą sł awę w późniejszej historii partii hitlerowskiej — byli to Dietrich Eckart i Karl Haushofcr. W tym wł a ś nie czasie na scenie pojawia si ę Adolf Hitler. W czasie wojny walczy ł froncie, uzyskuj ąc stopień kaprala i otrzymuj ą c Ż elazny Krzy ż za odwagę . Jego rIsistowskie pogl ądy zaostrzy ł y si ę jeszcze bardziej podczas s ł u ż by w okopach, przez zanudza ł towarzyszy broni, pouczaj ą c ich wci ąż i robią c im uwagi. Po zako ń czeniu wojny Hitler wróci ł do swego przybranego ojczystego miasta — Monachium. Poszuku2; pracy, zosta ł wywiadowc ą policyjnym i zbiera ł informacje o grupach przest ępczych, masuj ących w mie ś cie. Bez w ą tpienia s łysza ł o stowarzyszeniu Thule, a niewykluczow.. ż e był jego czł onkiem — przecież pogl ądy miał zbliż one, w dodatku zaprenumerow-_-1..Ostar ę ". Jednak nie ma na to ż adnego dowodu. Być moż e wszelkie ś lady zosta ł y zatarte po jego doj ś ciu do władzy. Wiadomo jednak na pewno, ze we wrze ś niu . :19 roku Hitler by ł obecny na jednym z mityngów nowo powsta ł ej Niemieckiej Partii (DAP) w monachijskiej piwiarni, poniewa ż jego policyjni mocodawcy :wk wyczuleni na zalatuj ące komunizmem sł owo „robotniczy", wyst ę puj ące w nazwie r:.--_:2owania. Gdy niespodziewanie okaza ł o si ę , ż e linia polityczna tej partii odpowiaz_:-!-zo pogl ą dom, Hitler sporz ą dził niewiele mówi ący raport dla swych prze ł oż onych, 1C 7Z.:111 zaczął bywać na zebraniach, a ż został szczęś liwie wybrany na siódmego cz ł onka =.:u partii. Dzi ęki umiej ętnoś ci przemawiania i nami ę tnej retoryce po odej ś ciu z woj: p
1921 roku, zanim dotychczasowy wydawca „Beobachtera" Alfred Rosenberg zosta ł przez cz ł onka stowarzyszenia Thule Dietricha Eckarta, nast ąpił a kolejna zmiana z-su 12zety — tym razem na „Volkischer Beobachter", a to dla zamanifestowania jednoej Aryjczyków oraz poprawienia notowa ń na rynku prasowym — z pospolitego
21
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
brukowca zmieni ł a się w poważ ną gazet ę polityczn ą . Podobnie jak Hitler, tak ż e Eckart prze ż ył atak gazowy podczas wojny. Jednak na tym podobie ń stwa si ę koń czą — Eckart ucierpia ł znacznie bardziej, aby wreszcie sko ń czy ć jako na pól obłą kany alkoholik, uzależ niony od morfiny, która mia ł a zł agodzić jego przewlekł e, niezno ś ne bóle. Mimo to właś nie do niego zwraca ł sic o radę Hitler w pierwszych latach kierowania parti ą . Niedoszły dramatopisarz i poeta dawa ł mu wskazówki dotycz ą ce wystą pień przed szerszym audytorium oraz pomagał w przygotowywaniu przemówie ń . Ponadto Eckart mia ł szerokie koneksje — w ł aś nie dzi ęki niemu Hitler zosta ł -przedstawiony czo ł ówce bawarskiej finansjery, która hojnie wspomaga ł a nowo powsta łą partię . B ędą c czł onkiem stowarzyszenia Thule, Eckart pozna ł też podstawy okultyzmu i gorliwie ch ł onął wiedz ę na temat czarnej magii i praktykuj ą cych j ą mistrzów, zwł aszcza interesował y go obrzę dy i osoby pochodzą ce z krain Wschodu i z Tybetu. Niektórzy twierdz ą, ze dzi ęki tym kontaktom i odpowiednim ć wiczeniom potrafi ł on przekaza ć Fhrerowi zwierz ę cy magnetyzm, ś ci ą gnię ty z innego wymiaru, ale tak naprawd ę chodzi ł o jedynie o zapoznanie go z podstawowymi zasadami wyg ł aszania przemówie ń i umiej ę tno ś cią wpł ywania na s ł uchaczy — coś , na czym Eckart bez w ątpienia si ę znał , a czego Hitler u ż ywał w bardzo szerokim zakresie. Eckart by ł ukrytym homoseksualistą, podobnie jak Ernst R6lun — przywódca SA, sł uż by będącej poprzedniczką SS, stworzonej przez Himinlera — i nabiera ł coraz większych obaw co do kierunku, w którym jego protegowany prowadzi parti ę ; zwł aszcza po powrocie Hitlera z dekadenckiego Berlina, gdzie g łę boki kryzys ekonomiczny, odczuwalny dotkliwie w cał ych Niemczech, skry ł si ę w zalewie niczym nieskr ę powanego hedonizmu. Hitler by ł głę boko wstrząś nię ty tym, co zobaczy ł , i przysi ą gł sobie, ż e uwolni kraj od wszelkiej dekadencji — kiepska perspektywa dla ludzi takich jak Eckart, który zauwa ż ył , ż e dotychczasowa milcz ąca tolerancja Hitlera dla mniejszo ś ci ulatnia się bez ś ladu. Mimo to Eckart, który zmar ł dwa lata pó ź niej, w 1923 roku, przed ś miercią pono ć modlił się za stowarzyszenie Thule i mia ł powiedzieć :
Idź cie za Hitlerem. On b ę dzie tań czył , ale to ja b ę d ę mu grał . Wprowadził em go w arkana nauki tajemnej, odblokowa ł em jego umiej ę tność przewidywania przyszł o ś ci i zaopatrzył em go w ś rodki niezb ę dne do komunikacji z Mocami. Nie op łakujcie mnie, bo wp łynął em na histori ę bardziej ni ż jakikolwiek inny Niemiec.
Jeszcze wi ęcej mówi chyba dedykacja na ostatniej stronie Mein Kampf, którą sam Hitler poś wię ci ł Eckartowi. Wspominaj ąc tych, którzy polegli w nieudanym monachijskim puczu, napisa ł : Mi ę dzy nimi był czł owiek, jeden z najlepszych, który po ś wi ę ci' swe ż ycic, aby s łowem, myś lą, a na koniec czynem zbudzi ć ze snu swoj, a wł a ś ciwie nasz naród. Nazywał się Dietrich Eckart. Karl Haushofcr... kim był ten tajemniczy czł owiek? Urodził si ę w 1869 roku w porzą dnej, niemieckiej rodzinie, a gdy na prze ł omie wieków zosta ł niemieckim attachć wojskowym w Tokio, połą czył swe głę bokie zafascynowanie okultyzmem z cz ę stymi wizytami u GurdijetTa w Tybecie, dokąd jeżdził , wykorzystuj ąc każdą woln ą chwilę w latach 1903-1908. Efektem jego zainteresowania nauk ą staro ż ytnego Wschodu, a takż e
23
nowymi doktrynami, jak cho ć by teozofi ą, był o przekonanie, ż e mit rasy aryjskiej narodzi ł się w ś rodkowej Azji, a mo ż e nawet w samym Tybecie. Jego wiara spowodowa ła, ż e po powrocie do domu, tu ż przed wybuchem I wojny ś wiatowej, wstąpił do opę tanego na punkcie aryjsko ś ci Germanenorden, a pó ź niej do stowarzyszenia Thule. Chocia ż podczas wojny dos ł uż ył się stopnia generalskiego, po jej zako ń czeniu porzuci ł armi ę i obj ął katedrę geopolityki na Uniwersytecie Monachijskim, wnosz ąc do tej nowej dyscypliny naukowej niew ą tpliwie potęż ny bagaż doś wiadczeń z wieloletniej s ł uż by w dyplomacji, a takż e idee okultystyczne, zgodnie z którymi postrzega ł otaczaj ącą go rzeczywisto ść . Te poglądy i teorie pochł aniał y go tak bardzo, ż e zał o żył nawet czasopismo „The Geopolitic Review" (Przegl ąd Geopolityczny), a tak ż e napisał kilka ksi ąż ek o tej tematyce. Jednym z jego studentów by ł Rudolf Hess. To wł aś nie Haushofer popiera ł jego kandydatur ę do stowarzyszenia Thule. Nie wiadomo, czy Hass b ądź Haushofer namawiali Hitlera do wstąpienia do lo ż y. Na pewno zauwa ż alny był wpływ Haushofera na Hitlera — czego dowodem są fragmenty Mein Kampf, dotyczą ce geopolityki. Jednak najwa ż niejszym powodem, dla którego do dzi ś pami ę tamy Haushofera — wa ż niejszym nawet ni ż rzekome zwią zki ze Stowarzyszeniem Vril — by ł a koncepcja „krwi i ziemi", której by ł gorącym orę downikiem. Innymi s ł owy, zdolność rasy do przetrwania mia ł a być uzależ niona od koniecznoś ci zdobywania „przes ł rzeni ż yciowej" (Lebensrautn). Taka ekspansja terytorialna oznacza ć musiał a podbicie „drugorz ędnych" krajów i ras, zaj ę cie ich ziemi i osiedlenie na ich terytorium aryjskich rolników po „rozwi ązaniu kwestii" ludno ś ci miejscowej — analogicznie do zamiarów Vril-Ya. Haushofer regularnie odwiedza ł Hitlera i Hessa w twierdzy Landsberg (gdzie obaj odbywali wyroki za udzia ł w nieudanym puczu w Monachium i gdzie Hitler napisa ł Mein Kampf). Hitler by ł oczywiś cie pod wra ż eniem koncepcji Lebengraumu, dzię ki czemu ustalony zosta ł najważ niejszy punkt programu politycznego partii nazistowskiej. Hess takż e dał si ę szybko przekona ć i przyj ął poglą dy swego mistrza na ś wiat i społ eczeń stwo. Po latach, kiedy urodzi ł mu się syn, Hess rozkazał wszystkim gaulcitcrom (szefom regionów), by przys łali po woreczku ziemi z ka ż dego Gau (regionu). Zos ł ał a ona symbolicznie rozsypana pod specjaln ą kołyską, aby dziecko we w ł a ś ciwy sposób rozpoczęł o swe życie, jako w ł adca germań skiej, aryjskiej ziemi. Gdy kilka lat pó ź niej Hess uciekł do Wielkiej Brytanii, ten niezwyk ł y pomys ł został nagłoś niony przez plotkarską prasę po to, aby go pot ępić , ale gdy spojrze ć na to z okultystycznego punktu widzenia, by ł o to klasyczne zachowanie wyznawców kultu ziemi, odpowiadaj ące obrzę dom znanym w wielu kr ęgach kulturowych na ca łym ś wiecie. Na przykł ad wzgórze Tynwald Hill w Douglas na wyspie Man, jak mówi legenda, jest usypane z ziemi pochodz ącej z cał ej powierzchni wyspy, co mia ło strzec lokalne w ł adze samorz ądowe centrum administracyjnego, którym jest to miasto, przed zewn ę trznymi wp ł ywami. II wojna ś wiatowa nie przybli ż ył a realizacji wizji Haushofera, poza jedn ą — prób ą ustanowienia aryjskiego „rz ądu ś wiatowego". Jego jedyny syn, Albrecht, zosta ł aresztowany latem 1944 roku w zwi ązku z nieudanym zamachem bombowym na Hitlera i zgin ął w obozie koncentracyjnym w Moabicie. Zdaniem wielu, nie wy łą czaj ą c starego ideologa, Adolf Hitler przyczyni ł się do upadku ca ł ego ruchu, dlatego Haushofer, nie widz ą c sensu dalszego życia, 14 marca 1946 roku zabi ł swoj ą ż on ę , a następnie sant za ż ył cyjanek. Pochowano go w anonimowym, nieoznaczonym grobie, co wydaje si ę rozs ądnym posunięciem. W dzisiejszych czasach szerzone przez niego idee (takie jak Vril) mog ł yby w niektórych kr ę gach zosta ć uznane za pot ęż ne talizmany.
24
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
A jakie był y losy stowarzyszenia Thule i zakonu Germanenorden? Ich cz ł onkowie wykruszali si ę wraz ze wzrostem znaczenia narodowych socjalistów, którzy oferowali im atrakcyjn ą przyszłość po zaanga żowaniu si ę w dział alność polityczn ą w szeregach otwartej partii, b ędą cej przeciwie ń stwem hermetycznych grup mistycznych. W 1925 roku, gdy stowarzyszenie Thule ko ń czył o swą dział alno ść , jedynym elementem łą czą cym je z parti ą nazistowską, do której powstania nicchc ą cy si ę przyczyni ł o, był a swastyka. Po doj ś ciu hitlerowców do w ł adzy SS i gestapo stara ły si ę oczy ś cić Niemcy z podobnych niepewnych grup i instytucji, których dzia ł alność uznano za niezgodn ą z nowymi ideami, głoszonymi przez NSDAP. Wydano zakaz dzia ł alnoś ci astrologów, wró żbitów oraz wszelkiego rodzaju tajnych grup i stowarzysze ń . Sebottendorff powróci ł do Niemiec i w 1933 roku usił ował reaktywowa ć stowarzyszenie, ale w kraju absolutne rz ądy sprawowali już naziś ci, dla których posta ć ta stanowił a jedynie wspomnienie wstydliwej przeszłoś ci. Dlatego deportowano go do Turcji, gdzie ż ył w zapomnieniu aż do 9 maja 1945 roku, kiedy to utopi ł się , zapewne nie mog ąc znieść koń ca Rzeszy, któr ą pomagał tworzyć , a która upad ła ostatecznie wraz z Berlinem. Utrzymał się jedynie Ko ś ciół chrze ś cijań ski, a i to jedynie z tego powodu, ż e Hitler nie czuł się wystarczaj ąco silny, aby usunąć go z codziennego ż ycia. Rzym i wiara protestancka dla milionów Niemców pozostały jedynymi oazami spokoju i normalno ś ci w zamieszaniu wywoł anym krachem finansowym, gwa łtownym wychodzeniem z kryzysu i ograniczaniem swobód przez w ł adze. Dla duż ej częś ci społ eczeń stwa hitlerowcy stworzyli substytut, tak zwany Ko ś ciół Rzeszy. Oglądane na filmie t łumy, zebrane w Norymberdze, skanduj ące Sieg Ikil, przywodz ą na my ś l spotkanie ewangeliczne, którego zahipnotyzowani uczestnicy ulegli zbiorowej ekstazie w wyniku ż arliwego kazania pastora lub przemówienia F ń hrera. Wra ż enie potę gują ogromne procesje z zapalonymi pochodniami i kolumny ś wietlne, zaaranż owane przez Alberta Speera i ministra propagandy Goebbelsa; jednak chodzi tu raczej o ukierunkowanie d ąż eń mas, nie o zwykł e widowisko. Obrazy te poruszaj ą wyobraź nię nawet w dzisiejszych czasach, zw ł aszcza ż e dzięki nim moż na prze ś ledzić , jak uczestnictwo w takich grupowych imprezach mog ł o wywoływać uczucia bezgranicznego uwielbienia dla przywódców. W 1934 roku pastor Herman Griiner napisał : Dla Niemców przyszed ł czas spe łnienia w Hitlerze. To dzi ęki Hitlerowi Chrystus (...) zacz ął skutecznie dzia łać wśród nas. Dlatego narodowy socjalizm jest w dział aniu stanowczo chrze ś cijań ski.
Rozdział 2
Dlaczego na Antarktyd ę ? Bo jest... Wywiad BBC z naukowcem z Brytyjskiej Inspekcji Antarktycznej
Poprzedni rozdzia ł wspomniał o istotnej roli obszaru arktycznego w mitach aryjskich i legendzie o Hyperborei, krainie zamieszka ł ej przez tajemnicz ą podziemną cywilizacj ę . Jednak w mitologiach zwi ązanych z narodowym socjalizmem, które swe początki miał y w ariozofii, a które kontynuowano pó ź niej w stowarzyszeniu Thule, zdecydowanie wi ększe znaczenie zyska ła Antarktyda. Ż eby wyjaś nić , jakie był y przyczyny takiego zainteresowania tym najbardziej bezludnym kontynentem, nale ż y sięgnąć nie tyle do staroż ytnych przekazów, lecz raczej do relatywnie niezbyt odleg ł ych czasowo prac tyrolskiego inż yniera, specjalisty od maszyn parowych, Hansa Horbigera. To on zapoczątkował rosn ą ce, obsesyjne zainteresowanie kontynentem, le żą cym najdalej na poł udniu naszego globu. Horbiger, urodzony w Austrii w 1860 roku, by ł utalentowanym konstruktorem, który po ukoń czeniu studiów znalazł zatrudnienie w budapeszte ń skiej firmie LAND, produkuj ącej walce parowe. Pracuj ąc tam, opatentował nowy typ zaworu parowego. Zakupienie licencji na jego produkcj ę przez wytwórców z ca łego ś wiata wnet uczyni ło mł odzień ca czł owiekiem bardzo zamoż nym. Wówczas Horbiger zrezygnowa ł z pracy w firmie LAND i, korzystaj ąc ze swego niedawno zdobytego bogactwa, zacz ął wykazywać niespotykane dotąd zainteresowanie kosmologi ą, z którą zapoznał się, pracuj ąc wś ród maszyn parowych. Poważ ni m łodzi ludzie z podobnymi zainteresowaniami kupowali sobie teleskopy i zajmowali się studiowaniem ortodoksyjnej astronomii, ale Horbiger mia ł zamiar opisywać kosmos w oparciu o zupeł nie nową , dość niezwykłą koncepcj ę , opracowan ą przez samego siebie. Z czasem jego teoria sta ł a się znana pod nazw ą Welteislehre (ś wiat z lodu i ognia). Po wielu latach, podczas których autor dokona ł licznych korekt, dzi ę ki jego ogromnej determinacji i wytrwa ł oś ci w 1913 roku opublikowany zosta ł 800-stronicowy tom, zatytu ł owany Zlodowaceniawa kosmogonia Horbigera. W Niemczech ksi ąż kę przyj ę to
26
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
niezbyt entuzjastycznie, ale w ś ród zwolenników zapanowa ło cał kowite przekonanie o sł usznoś ci prezentowanych w niej s ądów. Oto bowiem pojawiło si ę bez mał a wiarygodne (mniej wi ę cej) wyjaś nienie, w jaki sposób powsta ł a Ziemia, Układ Sł oneczny i caly wszechś wiat, będące w dodatku zgodne z teori ą pochodzenia rasy aryjskiej, legend ą Hyperborei i pogl ądami głoszonymi przez stowarzyszenie Thule. Zasadniczym celem tej ksi ąż ki było takie przedstawienie wszech ś wiata, jak gdyby ulegał on nieustannym, odwiecznym napr ęż eniom mię dzy dwoma ż ywiołami, które si ę wzajemnie przyci ągaj ą i odpychaj ą : mi ę dzy ogniem i wodą . Wyobraź my sobie, ż e gdzie ś w odległ ych przestrzeniach kosmosu by ło sobie supers łoń ce, miliony razy wi ększe od naszego. A teraz wyobra ź my sobie równie ogromn ą bryłę lodu, zderzaj ącą się z tym sł oń cem i znikaj ąc ą w jego wn ętrzu. Przez setki, a mo ż e tysi ące lat po tym wydarzeniu nic si ę nie dzieje, aż nagle ci śnienie pary z roztopionej bryły lodu zaczyna rosnąć , grożą c wybuchem. Wreszcie w wyniku potwornej eksplozji w kosmos wyrzucane s ą ogromne ilo ś ci materii. Kilka mniejszych fragmentów materii ginie na zawsze w bezkresnej przestrzeni. Inne opadaj ą z powrotem na powierzchni ę gwiazdy, która z kolei zaczyna implodowa ć , pochłaniają c wł asne szcz ątki, aby sta ć się naszym (duż o mniejszym) s łoń cem. Wi ę ksze odłamki ponownie wyrzucone w przestrze ń znalazł y się w „pasie po ś redniego oddział ywania", formuj ą c planety naszego Układu Sł onecznego. Wed ł ug Horbigcra Ksi ęż yc, Jowisz i Saturn składał y si ę głównie z lodu, natomiast kanały na powierzchni Marsa to Ledwo widoczne p ę knię cia skorupy lodowej, która narosł a na skalistej powierzchni planety. Tylko Ziemia, dzi ęki blisko ś ci Sł oń ca, jest w przewa ż aj ącej częś ci wolna od lodu, gdyż ma jedynie lodowe czapy na biegunach. Gleba i skał y, które obserwujemy wokó ł nas, to skutek uderze ń meteorytów oraz trwaj ącej miliony lat ewolucji organizmów roś linnych i zwierzę cych. Horbiger twierdzi ł , ż e plamy na Sł oń cu to w rzeczywisto ś ci okruchy lodu, wypadające ze swej eliptycznej orbity wokó ł Jowisza (wokó ł którego krążą od czasu pierwszej eksplozji). Zważ ywszy, ż e peryhelium Jowisza nast ępuje co 11 lat, a wzmo ż ona aktywność sł oneczna, zdaniem Horbigera „zbiega si ę z takim jego po ł oż eniem", uzna ł on zaprezentowane wyja ś nienie przyczyn powstawania plam s ł onecznych za bardzo prawdopodobne. W pasie po ś redniego oddział ywania planety podlegaj ą dział aniu dwóch si ł — pierwotnemu przyspieszeniu, skierowanemu na zewn ątrz, uzyskanemu w wyniku eksplozji, oraz sile grawitacji, która przyci ąga je do najbli ż szej, wielkiej masy, w szczególno ś ci innej planety. Poniewa ż siła skierowana na zewn ątrz z czasem s ł abnie, przyci ąganie przez s ąsiednią planetę staje si ę coraz silniejsze, dlatego mniejsze cia ł a niebieskie zbliż ają się do wię kszych, zmniejszaj ąc promień zakreś lanej wokó ł nich spirali, aby ostatecznie rozbić się o ich powierzchni ę . Zjawiska te powtarzaj ą się aż do chwili, gdy w naszym Ukł adzie S łonecznym pozostanie tylko jedno ogromne, z ł oż one ze skał i lodu ciało, które znowu spadnie na S łoń ce, rozpoczynaj ąc cały proces od pocz ątku. Jeś li chodzi o zamieszkan ą przez nas planet ę, to najbardziej powinni ś my obawia ć się Księż yca, który zgodnie z teori ą Horbigcra zmierza stopniowo do upadku na Ziemi ę w cią gu kilku tysiącleci. Horbiger twierdzi ł, ż e wraz ze zbli ż aniem si ę Księż yca sił a grawitacji, dział ają ca na wszystkie ż yjące jeszcze istoty na powierzchni Ziemi, b ę dzie sł abnąć na skutek wpływu maj ącej przeciwny zwrot siły przyci ągania satelity, a nastę pstwa tego zjawiska staną się bardzo wyra ź nie widoczne. Podniesie się poziom rzek i mórz, przez co wicie obszarów na sta ł e zniknie pod powierzchni ą wody, a wi ę c efekt b ędzie podobny do spodziewanych skutków globalnego ocieplenia. Os ł abienie ziemskiej grawitacji odczuj ą też
27 ro ś liny i zwierz ęta, cho ć trudno przewidzie ć jego konsekwencje —by ć moż e nastąpi zwiększenie rozmiarów wszystkich organizmów, od drzew poprzez mrówki, a ż do rodzaju ludzkiego, a promieniowanie kosmiczne z ł atwoś ci ą zacznie przenika ć nadw ątlon ą osł onę atmosfery, powoduj ą c nasilenie mutacji genetycznych. Wed ł ug Horbigera podobne mutacje mogły przypieczę tować los pradawnej rasy aryjskich nadludzi. Jednocześ nie Ksi ęż yc moż e eksplodowa ć , zanim zd ąż y zderzyć się z Ziemi ą, rozdarty przez przeciwnie skierowane si ł y, oddział ują ce na ciał o, bę dące przypadkowym zlepkiem róż nych materiał ów. Jego resztki spowoduj ą powstanie wokó ł Ziemi pier ś cienia, który opadnie na to, co pozostanie z naszej planety po wspomnianej eksplozji. Horbiger starał się przekona ć czytelników, ż e nasz Ksi ęż yc jest ju ż czwartym, podobnym ciał em, które Ziemia przyci ągnęł a do siebie, a w ka ż dym z trzech wcze ś niejszych przypadków cykl koń czył si ę opisaną powyż ej katastrofą . Autor lubował się w przedstawianiu stopniowego zwi ę kszania rozmiarów ż yj ących w przesz łoś ci dinozaurów jako dowodu na sł abnię cie grawitacji, a ich nag ł e wygini ę cie tł umaczył wybuchem ksi ęż yca, spadaj ą cego na Ziemi ę , w wyniku czego powsta ł a warstwa skamielin, w której tkwi ą koś ci tych zwierząt. Mechanizm ten móg ł by wyja ś nia ć też zej ś cie pod ziemi ę prawdziwych Hyperborcjczyków, cho ć , rzecz jasna, wydarzenia te nie pasuj ą do naszych obecnych pogl ądów na to, jak był o naprawd ę . Teoria ta jest duż o bardziej z ł oż ona, ale podane informacje wystarczaj ą , aby zorientować sig w tre ś ci niezwykł ej, cho ć dość naci ąganej doktryny Horbigera. Oczywiś cie wielu Niemców, zarówno naukowców, jak i zwyk łych obywateli, zakwestionowało warto ść jego wynurze ń , słusznie odrzucaj ąc je jako zupe ł nie pozbawione sensu. Jednak w Niemczech lat 20. i 30. XX wieku podobne dziwaczne teorie znajdowa ł y uznanie w pewnych znacz ących gremiach, z wyj ątkiem, rzecz jasna, kręgów zbliż onych do racjonalnej nauki, a bigoteryjne, oficjalne opinie wzmacnia ł y jedynie trend zwany fizyką aryjsk ą . By ł to nowy prąd w nauce, maj ą cy na celu wyparcie „naukowej propagandy żydowskiej", promowanej przez osobników takich jak Einstein, i zast ą pienie jej systemem wyznaniowym, zbudowanym na gruncie legend aryjskich, w których zakodowana mia ł a być wiedza z wszystkich dziedzin naukowych. Naturalnie, by ły to kompletne bzdury — nie da si ę zmienić praw natury tak, by pasowa ły do doktryny politycznej. Ale szeregowym obywatelom nie robi ł o róż nicy to, ż e pań stwowe szko ły i uczelnie zacz ęł y odchodzi ć od dotychczasowych programów nauczania na korzy ść zaj ęć przybliż aj ą cych nowe idee. W 1925 roku Horbiger wys ł ał agresywny list do najwię kszych autorytetów i o ś rodków naukowych w ca ł ych Niemczech, w którym sugerowa ł , ż e tak jak Hitler zrobi ł porzą dek w niemieckiej polityce, tak on, Horbiger, rozprawi się z „fa ł szyw ą nauką" i dla wszystkich b ę dzie najlepiej, gdy niemieccy profesorowie z ca ł ego kraju po łą cz ą si ł y w walce z „ żydowska fizyk ą ". Nieoficjalnie w ówczesnych krę gach naukowych na uniwersytetach i w instytutach ca ł ych Niemiec takie ewidentnie absurdalne pomys ł y były odrzucane, a ż ycie — i badania naukowe — toczy ły się dalej utartym torem. Jednak ta dwoista strategia spowodowa ł a, ż e w póź niejszym okresie niektórzy znani naukowcy mieli problemy z gestapo. Na przyk ł ad Werner Heisenberg, pracuj ą c cięż ko i ofiarnie wraz z zespo ł em nad zbudowaniem pierwszej, niemieckiej bomby atomowej, wykorzystywa ł oficjalnie zdyskredytowane teorie, należą ce do „ż ydowskiej fizyki". Mo ż na sobie wyobrazi ć reakcj ę przes łuchuj ą cych go funkcjonariuszy, gdy Heisenberg zwróci ł im uwagę , ż e prawa fizyki s ą niewzruszone i ś lepe zarówno na kwestie religijne, jak i polityczne.
28
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII HI RZESZY
Z dzisiejszego punktu widzenia to do ść zabawne, ż e nawiedzony kosmolog amator mógł być tak wp ływową osobą , ale jego teorie o pochodzeniu rasy aryjskiej, która wydosta ł a si ę spod arktycznej zmarzliny po przetrwaniu katastrofy trzeciego ksi ęż yca, znalazły w ówczesnym Berlinie wiernych zwolenników. Po przej ę ciu pełnej wł adzy w pań stwie przez hitlerowców powsta ły warunki do sprawdzenia niektórych idei Horbigera. Sam Hitler podszedł do tego pomys ł u z takim zapa ł em, ż e zgodnie z planami przekszta ł cenia jego rodzinnego miasta, Linzu, w naddunajskie centrum kulturowe, nowo wybudowany uniwersytet mia ł nauczać studentów teorii Kopernika, Ptolemeusza i... naturalnie Horbigcra. Skądinąd wiadomo, ż e kiedy zdarza ło si ę , ż e ci dwaj panowie rozmawiali bezpoś rednio, Horbiger niejednokrotnie krzycza ł na Hitlera, gdy ten usiłowa ł przerwa ć jego napuszone tyrady na temat swoich w ł asnych pomys ł ów. Jednak mimo wielkiego zad ę cia ten pseudonaukowiec faktycznie odgrywa ł istotn ą rolę w Rzeszy, gdyż jego teorie stanowi ły wygodną drogę ucieczki od realno ś ci ś wiata naukowego poza granicami Niemiec. Praktycznie nie by ł o w kraju miejsca, gdzie mog ł aby odbyć się racjonalna dyskusja naukowa. W rezultacie wielu profesorów porzuci ło pracę na uczelniach. Kiedy poważ ne konferencje naukowe oraz wyk ł ady zaczęł y być regularnie zakł ócane przez czł onków Hitlerjugend i pot ępiane jako niezgodne z hitlerowskim, aryjskim duchem narodowym, wielu profesorów bez wahania zmienia ło prac ę albo emigrowa ł o z kraju. W rzeczywisto ś ci tak wł aś nie rozpocz ął się „odpływ wiedzy" zarówno w ś ród doś wiadczonej kadry akademickiej, jak i mł odych pracowników naukowych, dlatego pó ź niej, podczas wojny, Niemcy mia ł y spore problemy. Po prostu brakowa ł o im zdolnych naukowców — chemików, fizyków i przedstawicieli innych dziedzin — by da ć sobie rad ę z realizacj ą wielu projektów na potrzeby wojny, st ąd tak duż e był o ich uzale ż nienie od pracowników naukowych z okupowanych krajów. Tak wię c Horbiger zapocz ątkował połą czenie legendy o rasie aryjskiej z kosmologi ą . Udał o mu si ę przyrzą dzi ć uderzaj ą cy do gł owy koktajl z pogl ądów i wierzeń , idealnie dopasowanych do potrzeb partii nazistowskiej, dzi ę ki której mo ż na by ł o stworzyć nową toż samo ść narodową, i chociaż były to w większo ś ci wierutne bzdury, Horbiger nie był oszustem. Owszem, niejednokrotnie pope łnia ł on błę dy, ale to wł aś nie dzi ęki jego doktrynie Niemcy ponownie rozpocz ęł y eksploracj ę rejonów polarnych. Inna sprawa, ż e wcze ś niejsze niemieckie ekspedycje wysy ł ano na bieguny z bardziej racjonalnych pobudek. Król pruski Wilhelm I, koronowany na cesarza w Wersalu w 1871 roku, zdawa ł sobie sprawę , ż e z przyczyn strategicznych, a tak ż e ze wzgl ę dów prestiż owych, dla podniesienia morale narodu, jego nowe cesarstwo mo ż e odnie ść korzyś ci z wypraw na oba bieguny. Wkrótce wi ęc opracowano plany, zmierzaj ą ce do osi ągnię cia tych celów. Dwa lata później niemiecki parowiec „Gr0nland" sta ł si ę pierwszą jednostką z napędem mechanicznym, która dotar ł a do Antarktydy pod dowództwem brytyjskiego kapitana sir Eduarda Dallmana. Wyprawa odbywa ła si ę pod egidą nowo powstał ego Niemieckiego Towarzystwa Bada ń Polarnych. W ci ągu nastę pnych 60 lat jeszcze cztery du ż e ekspedycje wys ł ano na morza po łudniowe, z czego najbardziej znana by ł a wyprawa z 1925 roku, na specjalnym statku badawczym „Meteor", któr ą kierował dr Albert Merz. Podczas pierwszej podró ży niewiele uczyniono w kierunku wykorzystania Antarktydy jako lokalizacji dla strategicznych baz wojskowych, bo ekspedycja sk ł ada ł a się gł ównie z cywilnych naukowców. Jednak za Hitlera proporcje te mia ł y ulec zmianie. Welteislehre Horbigera to nie jedyna doktryna, uznawana przez Hitlera i cz ł onków jego ś wity. Przyj ęto jeszcze inne wielkie idee, jak cho ć by proponowane przez Haushofera
29 zaangaż owanie narodu w zdobywanie terenów w ramach powi ększania Lebensraumu. Hitler uwa ż ał , ż e jeś li 111 Rzesza miała odegra ć główną rolę w kształtowaniu nowego porz ądku ś wiatowego zgodnie z jego przewidywaniami, jej dzia ł ania powinny odbywać si ę na wszystkich kontynentach. Przed wojn ą niemiecka obecno ść w Europie, przyjazne stosunki z Japoni ą i innymi pań stwami Dalekiego Wschodu, zwi ązki ze sł abymi, ale sojuszniczymi re ż imami Ameryki Po ł udniowej i kolonialne dziedzictwo w Afryce doprowadzi ł y Hitlera do wniosku, ż e naturalnym celem nowych zdobyczy terytorialnych powinna być Antarktyda. Ponieważ nic było tam ż adnych sil militarnych (w przeciwie ń stwie do rejonu północnego koł a podbiegunowego, preferowanego przez Horbigera) zdolnych przeszkodzi ć mu b ądź poda ć w wątpliwość jego prawa do nowego terytorium, z przebiegu wydarze ń należ y wywie ść wniosek, ż e wraz z pojawieniem si ę na horyzoncie burzowych chmur wojennej zawieruchy Hitler zacz ął przygotowywa ć plany stworzenia czego ś w rodzaju wysuni ę tej bazy operacyjnej na ja łowym pustkowiu. Uwzgl ę dnił przy tym zarówno idee Lebensraum, jak i elementy Welteislehre, planując założ enie otoczonej lodami kolonii prawdziwych Aryjczyków, którzy dzi ęki swej izolacji doskonale dadzą sobie radę wtedy, gdy inni ulegn ą zagł adzie. Musiał jednak realizowa ć swe zamiary w tajemnicy. W 1938 roku, gdy ruszy ły prace nad projektem, mocarstwa Zachodu rozpoczyna ły zbrojenia, a Hitler, tu ż po Anschlussie Austrii, a przed inwazj ą na Czechosł owacj ę, naturalnie nie chcia ł ich jeszcze bardziej prowokować . Dlatego oficjalnie by ło to przedsię wzię cie cywilne, z udzia ł em pań stwowych linii lotniczych Lufthansa. Jednak wsparcie ze strony Kriegsmarine (niemieckiej marynarki wojennej) i samego marsza łka Rzeszy, Hermanna Góringa, wskazuje wyra ź nie na ukryty charakter tej wyprawy. Zaszczyt dowodzenia ekspedycj ą powierzono kapitanowi Alfredowi Ritscherowi, mają cemu spore do ś wiadczenie w polarnym ż eglowaniu. Statkiem wiozą cym ekip ę był MS „Schwabenland". Jednostka ta, nazwana imieniem Szwabii, jednego z regionów Niemiec, był a niegdy ś zwykł ym frachtowcem, ale zosta ł a przebudowania na prymitywny lotniskowiec. Od 1934 roku, wraz z parą lataj ących ł odzi Dornier „Wal", wykorzystywana był a do utrzymywania lotniczego po łą czenia pocztowego linii Lufthansa do Stanów Zjednoczonych. Samolot startowai z krótkiej rampy, ustawionej na tylnej cz ęś ci nadbudówki statku, wyrzucany przez parow ą katapultę i odlatywa ł w stron ę lą du, po czym powracał z pocztą dla Europy, powtarzaj ą c tę operacj ę bliż ej wód macierzystych. Dornier „Wal" miał prostą konstrukcj ę i od czasu pierwszego lotu w 1922 roku eksportowano go do wielu krajów. Otwarta kabina zapewnia ł a doskonałe warunki do prowadzenia obserwacji na wodach Antarktydy, chocia ż zmarznię ta na kość załoga nie miał a raczej powodów do rado ś ci. Do tej podróż y statek otrzyma ł , kosztem miliona marek — sumy raczej poka ź nej — specjalne wyposaż enie, a załoga przeszł a szkolenie, zorganizowane przez Niemieckie Towarzystwo Bada ń Polarnych. Oprócz udzielenia porad, jak w razie wypadku prze ż yć na dryfuj ącej krze, towarzystwo zaprosi ł o ze Stanów Zjednoczonych do Niemiec Richarda E. Byrda, aby opowiedział o warunkach, jakich mo ż na si ę spodziewać u celu wyprawy. Przybył on do Hamburga w listopadzie 1938 roku i w sali miejskiego kina zaprezentował czł onkom ekspedycji oraz 84 zaproszonym go ś ciom film dokumentalny o swym pobycie na Antarktydzie. Byrd znany by ł już wówczas ze swych licznych wypraw w okolice obu biegunów (jednym z wi ększych jego wyczynów było to, ż e przeleciał jako pierwszy czł owiek w historii nad biegunem po łudniowym), więc cał a ekipa z uznaniem odnios ł a
30
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
si ę do jego obecno ś ci. Jak si ę przekonamy z dalszej lektury tego rozdzia ł u, nic był to jedyny przypadek kontaktu F3yrda z niemieckimi polarnikami. Ostatecznie MS „Schwabcnland" wyp łynął z Hamburga 17 grudnia 1938 roku i po miesiącu, 19 stycznia 1939 roku, bez przeszkód dotar ł do wyznaczonego punktu na brzegu Antarktydy. Na kontynencie tym by ł wł aś nie ś rodek lata. Przez kolejnych kilka tygodni oba samoloty (nazwane „Passat" i „Boreas") odby ły po kilkanaś cie dł ugodystansowych lotów, penetruj ąc obszar o powierzchni od 325 do 600 000 km 2. Ta ogromna rozbieżność danych wynika stą d, ż e czynniki oficjalne potwierdziły tę mniejszą liczbę , jednak w póź niejszych komentarzach wynik ten uznano za niezgodny z ówczesnymi raportami. Sugerowano, ż e część lotów sł użył a ukryciu prawdziwego celu ekspedycji — i dlatego pojawił a si ę ta druga liczba. Nie podlega natomiast dyskusji fakt, ż e wykonano co najmniej 11 000 lotniczych zdj ęć powierzchni w wysokiej rozdzielczo ś ci, a na cał e terytorium zrzucono kilka tysi ęcy metalowych znaczników w formie palików zwie ń czonych swastyką . Dzięki odpowiedniemu wyważ eniu i ostremu koń cowi paliki te wbija ł y si ę pionowo w ś nieg, potwierdzaj ąc charakter ekspedycji: mia ł a ona dostarczy ć podstaw do roszczenia sobie praw do kawa łka wiecznej zmarzliny, który ekipa nazwa ła Nową Szwabią . Pojawił si ę jednak pewien problem. Obszar zaj ęty przez Niemców nale ż ał już do Norwegii. Faktycznie, norweska ekspedycja odwiedzi ł a te okolice, oficjalnie znane jako Ziemia Królowej Maud, ju ż w 1931 roku, wykonuj ą c nawet rozleg ł e mapy tego obszaru — zreszt ą bezczelnie wykorzystywane przez Ritschera i pilotów samolotów do prowadzenia nawigacji. Niektórzy komentatorzy, b ę dą cy prawie jawnymi sympatykami hitlerowców, uznali, ż e roszczenia Norwegów są go łosł owne, a ich mapy si ęgaj ą jedynie na niewielką odległ ość od linii brzegowej, a wi ę c to Niemcy w „bohaterski" sposób wykonali prace kartograficzne nad niedost ępnymi terenami w głę bi lądu. Niewykluczone, ż e ekspedycja norweska nie posunęł a si ę zbyt daleko od brzegu, bo nie dysponowa ł a samolotem. Gdyby Norwegowie mieli samolot, szanse by ł yby wyrównane. Mimo wszystko, wydaje si ę dziwne, ż e roszczenia Niemiec zosta ły uznane praktycznie bez jakiegokolwiek oporu. Po miesi ącu, gdy po raz kolejny pogorszy ł a si ę pogoda, Ritscher spakowa ł manatki i wyruszył w powrotny rejs do Hamburga, dok ąd dotarł w kwietniu 1939 roku. By ł tak zadowolony z pozornego sukcesu ekspedycji, ż e natychmiast zacz ął planowa ć ponowną wypraw ę , tym razem z uż yciem kilku lekkich samolotów typu Fieseler Fi 156 „Storch" wyposaż onych w p łozy, co miał o umoż liwić przeprowadzenie rozpoznania w terenie. Jednak wybuch H wojny ś wiatowej zniweczy ł te zamiary. Jeś li chodzi o aktywno ść hitlerowskich Niemiec na wodach po ł oż onych najdalej na poł udnic, to ogranicza si ę ona do niezbyt pasuj ącej do cał ej historii informacji o trzech okrę tach, które otrzyma ły wolną rę kę w kwestii operowania na wodach okalaj ących Antarktyd ę oraz na Atlantyku poł udniowym i atakowania alianckiej ż eglugi. Dwa z nich, „Komet" i „Atlantis", patrolowa ły prawic do ko ń ca wojny, natomiast ich bli ź niaczy statek „Pinguin" zosta ł dopadni ęty i zniszczony przez HMS „Cornwall" po zatopieniu zaledwie kilku jednostek alianckich. Nasilenie walk na morzach tak odleglych od baz macierzystych by ł o czym ś raczej nieoczekiwanym; w pobli ż u nic był o ż adnych ucz ęszczanych szlaków morskich, nie licząc tego wokó ł przylądka Horn, po łudniowego kra ń ca Ameryki Po ł udniowej. A jednak Wielka Brytania postanowi ł a uniemoż liwić ataki okrętów na ż eglug ę w tym rejonie, aby sprawy nie zaszły za daleko. W 1943 roku rz ąd brytyjski, bior ąc pod uwagę sytuacj ę ,
31
która wytworzy si ę po wojnie, zał oż ył posterunek nas ł uchowy na wyspie Deception* , który oznaczono kodow ą nazwą operacja „Tabarin" (w celu zdezorientowania niemieckich szpiegów postuż,ono si ę w tym przypadku nazw ą londyń skiego night-clubu). Jego zadanie by ł o jasne: uważ ać na niemieckie statki, takie jak „Komet" i „Atlantis", oraz meldować o ich ruchach alianckim okrętom, pozostaj ącym w tym rejonie. Operacja ta miał a jeszcze jedno, bardzo istotne znaczenie: potrz ąś ni ęcie brytyjsk ą szabelką nad gł owami sprzyjającego Niemcom rządu Argentyny, który planowa ł przej ę cie kontroli nad Cie ś niną Drake'a. Informacje o brytyjskiej operacji ujawniono publicznie dopiero po wojnie, a sam posterunek otrzyma ł dość niewinn ą nazwę Falkland Islands Dependant Survey (Falklandzka Inspekcja Badawcza), w skrócie FIDS. Chocia ż później w to miejsce powstał a Brytyjska Inspekcja Antarktyczna, jej pracownicy wci ąż nosili przezwisko fiddlers**. Tak wygl ądają oficjalne dzieje niemieckich interesów na Antarktydzie, potwierdzone przez wi ększość obserwatorów i historyków. Czas na zapoznanie si ę z rzekomo „prawdziw ą historią ", czyli „rzeczywistymi" celami ekspedycji Ritschera i jej nast ę pstwami. Od koń ca wojny napisano dziesi ątki książ ek i setki artyku łów na temat tajnych hitlerowskich wypraw na Antarktydę , rejsów jednostek pływaj ących, sekretnych baz wojskowych i lataj ących talerzy. Jednak badaj ąc przez dwa lata oficjalne zapisy i materia ły podczas pisania tej ksi ąż ki, autor ani razu nie natkn ął się na ż aden dokument, który mógłby z całą pewno ś cią potwierdzi ć lub też kategorycznie zaprzeczy ć tego rodzaju historiom. Przedstawione ni ż ej „dowody" zamieszczone zosta ły w najlepszej wierze, ale ich ocena należ y do czytelnika—w koń cu zajmujemy się sprawami z dziedziny legend i ba ś ni, więc jedni b ę dą podchodzi ć do tych rewelacji z du żą rezerw ą, a inni pewnie uznaj ą, ż e u podstaw każ dej z tych opowie ś ci skrywa si ę ziarno prawdy. Po rezygnacji hitlerowskiego dowództwa z d ąż eń do silniejszego zaznaczenia niemieckiej obecnoś ci za pół nocnym koł em podbiegunowym, wybrano Antarktyd ę jako miejsce, w którym mog łyby speł nić się mrzonki Horbigera, Hessa i Hitlera. To w ł aś nie tam, z dala od obcych wp ływów, mogłyby kwitnąć i szerzyć się aryjskie idee, by pewnego dnia odrodzi ł a się mityczna rasa nadludzi. Wiciny na pewno, ż e w skł ad ekipy Ritschera w 1938 roku wchodzili liczni cywilni i wojskowi inżynierowie, których zadaniem by ł a ocena naturalnych warunków w Nowej Szwabii pod kątem zał oż enia tam bazy operacyjnej. Poza tym udzia ł w wyprawie brali hydrobiologowie, botanicy i kartografowie, a tak że zespół hydrograficzny, który mia ł jak najdokł adniej zbada ć dno morza na trasie statku wzd ł uż linii brzegowej. Kartografowie sporządzali mapy terenu w g łę bi lądu, korzystaj ąc ze zdj ęć , dostarczanych przez zał ogi samolotów. Ekipy znalazły ostatecznie trzy zatoki, które nadawa ł y się do zej ś cia na ląd, gdyż były osłonię te od wiatru i wystarczaj ąco głę bokie dla statków. Ale najwa ż niejszego odkrycia dokonali hydrografowie, znajduj ąc głę boki rów, b ę dący efektem podmorskiej aktywno ś ci wulkanicznej, który biegł mniej wię cej w jednakowej odległ oś ci między Ameryką Południową a Afryką w stronę Antarktydy (do Ziemi Królowej Maud) i przechodził na wprost pod tym kontynentem. Rów by ł (jest) prawie ca łkowicie pokryty ogromnymi polarni paku lodowego, p ł ywaj ącego po powierzchni morza. Nie wiadomo był o, doką d prowadzi i na co mo ż na natknąć się pod lodem. * Wyspa Zwodnicza, archipelag Szetlandów Po łudniowych u brzegów Antarktydy (przyp. t łum.).
** Skrzypkowie; gra s ł ów,fiddle oznacza skrzypce, ale tak ż e szwindel, oszustwo (przyp. t łum.).
31
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
Zał ogi samolotów przemierzaj ących kontynent stwierdzi ł y z zadziwieniem, podzielanym zresztą przez naukowców, ż e znajduj ą się tam ogromne obszary przypominaj ące trawiastą , islandzką tundrę , upstrzon ą jeziorami ciepł ej wody, ogrzanej wc wn ę trzu ziemi. To nieoczekiwane odkrycie mia ło duż e znaczenie, je ś li chodzi o warunki do budowy wspomnianej bazy. Po dokł adnym oznaczeniu tych miejsc ekspedycja wróci ła do kraju z miesi ę cznym opó źnieniem, spowodowanym konieczno ś ci ą wyokrę towania cz ę ś ci naukowców w Argentynie, sk ąd mieli oni w tajemnicy powrócić na nowo odkryte niemieckie terytoria. Sukces wyprawy sprawi ł , ż e Ritscher i jego ekipa planowali ponowną wypraw ę w 1939 roku, ale uniemo ż liwił to wybuch II wojny ś wiatowej. Od tego miejsca mamy do czynienia tylko z pog ł oskami, zgodnie z którymi decyzj ą marszałka Rzeszy G5ringa i innych sponsorów wyprawy Niemcy nie tylko mieli powróci ć do Nowej Szwabii, ale musieli tego dokona ć w warunkach wojennych. W pierwszych miesiącach konfliktu niemieckie statki i okrę ty mogły poruszać się po morzach do ść swobodnie, ale z do ś wiadczeń I wojny światowej wynikał o, ż e taka sytuacja nic potrwa zbyt d ługo. Dlatego w celu kontynuowania projektu zamierzano wykorzysta ć U-Booty. Dodatkową korzyś cią z tego rozwi ązania było zwi ększenie stopnia utajnienia operacji, z tego te ż powodu załogi okrę tów podwodnych rozpocz ęł y intensywny trening na wodach północnego i wschodniego Bał tyku. Mógł on przebiega ć takż e na wodach kontrolowanych przez Zwi ą zek Radziecki, gdyż w obliczu paktu o nieagresji, zawartego mi ędzy tymi krajami, Rosjanie tolerowali niemieckie manewry morskie na Ba łtyku. Produkcja U-Bootów powoli rosł a, wię c coraz więcej załóg uczestniczy ł o w ć wiczeniach na wodach subarktycznych, a ż wreszcie przyszed ł czas, by jedna z nich wybra ła się w daleką podróż na południe. Ciasne wnę trze powolnego okrętu podwodnego wype łniły rysunki techniczne i literatura naukowa, a takż e cywilni ochotnicy na kolonistów (wybrani spo ś ród ż arliwych narodowych socjalistów stanu wolnego, którzy pragn ęli przyczyni ć si ę do chwały Fiihrera i Vaterlandu). Pierwszy U-Boot wypłynął z Kilonii lub Hamburga w 1940 roku, bior ąc kurs na Argentynę , doką d miał dotrzeć po uzupełnieniu zapasów paliwa w trakcie podró ży. Na miejscu koloniś ci mieli spotka ć się ze swymi ziomkami, zostawionymi tam dwa lata wcze ś niej przez Ritschera, którzy nie trac ąc czasu, pilnie pracowali nad projektem. Z pomoc ą proniemieckiego (w wi ększo ś ci) rządu Argentyny w ci ągu tych dwóch lat opracowali oni i wyprodukowali prefabrykaty, z których w tundrze mia ły zostać wzniesione budynki. Czeka ły one wraz z przygotowanym zaopatrzeniem na przewiezienie na Antarktyd ę . Okrę ty podwodne przybyły do małego portu, wybranego jako baza wypadowa (w celu unikni ę cia brytyjskich i ameryka ń skich szpiegów). Po umieszczeniu ł adunku na jednym lub kilku statkach, nale żą cych do lokalnego armatora, niewielki konwój w eskorcie U-Bootów ruszy ł w kierunku Nowej Szwabii. Po dotarciu do jednego z naturalnych portów jeden z okr ętów podwodnych od łą czył się i zgodnie z instrukcjami hydrografów wpł ynął do podmorskiego rowu. Po wp ł yni ę ciu pod warstw ę lodu zał oga odkrył a kilka ogromnych, naturalnych grot, powsta łych na skutek stopienia si ę lodu w wyniku ogrzewaj ącego oddział ywania warstw morskich glonów b ądź też podziemnej aktywno ś ci geotermicznej. Niektóre groty by ł y tak rozleg ł e (jedna z nich miał a podobno ponad 50 kilometrów dł ugoś ci), ż e budowniczowie zmienili swe zamiary i zamiast stawiania domów na powierzchni zaproponowali wykorzystanie jaski ń , w których urz ą dzono warsztaty, hangary, koszary i liczne pomieszczenia pomocnicze. Wydr ąż one w lodowych ś cianach grot przestrzenie, po ł oż one z dala od morskich szlaków, stanowi ły idealną lokalizacj ę dla takich celów.
33 Miejsca te były zabezpieczone przed wp ływem warunków atmosferycznych i miały lodową izolacj ę , ale dostęp do nich początkowo mo ż na było uzyskać tylko za pomoc ą okrę tów podwodnych. Pó źniej wybudowano wiele ukrytych tuneli, prowadz ących na powierzchni ę , którymi dostarczano na dó ł wię kszych rozmiarów sprz ę t. Maj ą c zapasy wody pitnej w otaczaj ącym ich lodzie oraz wielkie ilo ś ci ż ywnoś ci i zaopatrzenia w innych grotach, koloni ś ci mogli przetrwa ć tu bez jakiejkolwiek ingerencji z zewną trz i nic zdradzaj ą c swojej obecno ś ci. Co wi ę cej, po dokł adniejszym zbadaniu rowu przez U-Booty okaza ło si ę , ż e przechodzi on pod biegunem po ł udniowym i dociera na drug ą stron ę , do wód otaczaj ących Nową Zelandi ę . Baza mia ła więc dwie drogi wej ś ciowe. Przywódcy niemieccy byli tak zachwyceni wie ś ciami z Antarktydy, ż e ochrzcili baz ę imieniem Nowego Berlina — stolicy Nowej Szwabii — cho ć nazwa kodowa obiektu był a duż o bardziej prozaiczna — Baza 211. Co faktycznie dzia ł o się w Bazie 211? Kto ni ą kierowa ł , jakie był y powody jej zbudowania? Do 1943 roku nie by ł o wiadomo nawet, jaki urząd odpowiada za to przedsiewzi ęcic, co mo ż e wydać si ę dość dziwne, je ś li wziąć pod uwagę , ż e hitlerowska administracja stworzy ł a wszechpotęż ny system zarz ą dzania, w którym ka ż dy przejaw dzia ł alnoś ci podporzą dkowany był odpowiedniemu departamentowi okre ś lonego ministerstwa. Moż e w sprawie Bazy 211 uczyniono wyj ątek i projekt realizowano pod ca ł kiem niewinn ą przykrywką , podci ą gnię tą pod zwykły departament, na przyk ład Reichsbahn (koleje pa ń stwowe) albo Reichpost (poczta pa ń stwowa). Maj ący niew ą tpliwe do ś wiadczenie w zarz ądzaniu urzędnicy mogli bez problemu stworzyć warunki do utrzymania najwyż szego stopnia tajno ś ci, jeś li chodzi o finansowanie i inne mechanizmy zaanga ż owane w podobną operacj ę . Do dzisiaj nic pojawi ł y się ż adne oficjalne informacje, potwierdzaj ące istnienie tej bazy, cho ć wydostały si ę plotki o projekcie oznaczonym kryptonimem „Ultra", maj ą cym odci ągnąć uwagę od spraw zwi ązanych z Nowym Berlinem. Powstaje pewne zamieszanie, gdy ż nale ż y pami ę tać , ż e „U1tra" to nie tylko nazwa akcji ł amania szyfrów Enigmy, prowadzonej przez Brytyjczyków z oś rodka Bletchley Park, ale tak ż e kryptonim wymieniany przez wielu badaczy UFO, skrywaj ą cy kontakty Stanów Zjednoczonych z pozaziemsk ą inteligencj ą . Oczywiś cie najprostszym wyja ś nieniem jest to, ż e Baza 211 w ogóle nic istnia ła, ale tego nie dowiemy si ę nigdy... a moż e jednak? Wracaj ąc do naszej opowie ś ci, bez wzgl ędu na trudnoś ci administracyjne, stwarzane w Berlinie przez t ę operacj ę , sama baza funkcjonowa ła bez problemów. U-Booty dociera ły regularnie, przywo żą c nowych osadników, zaopatrzenie i wie ś ci z ojczyzny. Wykorzystywano doś wiadczenie pozyskane z Niemiec w dziedzinie konstruowania masywnych schronów bombowych i przekszta łcania starych kopalni w podziemne fabryki. In ż ynierowie górnictwa do drąż enia nowych hal i grot oraz usuwania urobku stosowali maszyny i urz ądzenia sprowadzane z Argentyny i Chile, a wraz z powi ę kszaniem dost ę pnej przestrzeni zmieniało się oblicze całej bazy. Być moż e początkowo planowano wykorzysta ć ją jako posterunek nas łuchowy, niemiecki odpowiednik brytyjskiej stacji na wyspie Deception. Byłoby ś wietnie, gdyby przy okazji przyp ływaj ące U-Booty mogły wprowadzi ć niceo zamieszania na alianckich szlakach ż eglugowych. Ale trwała wojna, a sytuacja w ojczy ź nie ulegał a coraz wyra ź niejszemu pogorszeniu. Nawet rzekomo najwierniejsi zwolennicy Hitlera w Berlinie i w innych miastach zacz ę li dostrzegać napisy na murach. Gdyby udał o się wcześ niej wyprodukować tajną broń , o której mówi ł Hitler, i tak nie powstt zyma ł oby to zmiaż dż enia Niemiec w krwawym u ś cisku napieraj ących zewsząd wrogich sił . Jeszcze tylko najwierniejsi wyznawcy idei narodowego socjalizmu niezmiennie wierzyli w Hitlera 3 —Zaginione laj";.mnice tcchoologii...
34
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
i jego ekipę , opieraj ąc się zalewowi komunizmu ze Wschodu (przed czym przestrzega ł Hitler w Mein Kampf) oraz rozpasanego i skorumpowanego kapitalizmu z Zachodu. Baza 211 — Nowy Berlin — mog ł a zapewni ć tym ludziom ś rodki i moż liwoś ci do podj ę cia na nowo tej walki w przyszł oś ci. Planowali oni wykona ć pierwsze posuni ę cie do koń ca 1943 roku. Katastrofalna kl ęska pod Stalingradem stała się jednak punktem zwrotnym ca ł ej wojny, dlatego fanatyczni hitlerowcy — zw ł aszcza ci wp ływowi i dobrze ustosunkowani — zacz ę li raczej my ś leć o ratowaniu wł asnej skóry niż o bezinteresownym po ś więceniu. Uznali, ż e prowadzenie dalszej walki b ę dzie skuteczniejsze, gdy b ędą ż ywi, a nie martwi, a moż e nawet, ż e walka o niektóre sprawy po prostu nie ma sensu. Jednak rejterada, maj ąca nastąpić w tak póź nym stadium wojny, by ł aby zupeł nie niemoż liwa, gdyby nie zaanga ż owanie w ca łą spraw ę formacji SS. To by ła jedyna grupa ludzi, która w 1943 roku mog ł a jeszcze porusza ć góry i była zdolna czegokolwiek dokona ć w III Rzeszy. Produkcj ą zbrojeniow ą zajmował się Speer wraz ze swym „supenninisterstwem", ale to SS zza jego pleców oliwi ł o kola ogromnego mechanizmu, wykorzystuj ą c przymusowych robotników i przejmuj ąc nadzór nad produkcj ą nowych broni, a jednocze ś nie napychaj ąc sobie kieszenie cudzym kosztem w obliczu nieuchronnej kl ę ski. Himmler nie by ł głupcem, doskonale zdawa ł sobie sprawę z tego, co si ę działo. To dlatego próbowa ł kilkakrotnie inicjowa ć tajne negocjacje na temat zawieszenia broni z Zachodem i ze Stalinem, zależnie od sytuacji. Chciał samodzielnie rzą dzi ć Rzeszą, by przeprowadzi ć ją przez powojenny okres przej ś ciowy, kiedy cz łonkowie jego SS staliby si ę elitą nowej administracji. Dążą c do tak szczytnych celów, Himmler — wielki zarz ądca — mial zbyt wiele do stracenia w przypadku unicestwienia narodu z łoż onego z Aryjczyków. Tak wi ę c pod koniec 1943 roku Himmler został poproszony o udzielenie wsparcia dla przeniesienia kluczowych czynników do Bazy 211, której wizj ą byl wprost zachwycony. W ostateczno ś ci, gdyby nie udało się uratować ojczyzny, czyż kontrolowany przez SS Nowy Berlin nie by łby nęcącą alternatywą? W początkach 1944 roku SS zajmowało się już potajemnym przerzutem najwa ż niejszych ludzi i surowców na Antarktyd ę . Naczelny dowódca floty podwodnej, wielki admirał Dtinitz, będący zagorzałym zwolennikiem Hitlera, bez żadnych obiekcji przydzieli ł okręty i zał ogi do dyspozycji himmlerowskiego SS, b ędąc przekonanym o ich zaanga ż owaniu w wypeł nianie patriotycznych zada ń — tym bardziej ż e to SS dostarcza ł o paliwo i zaopatrzenie dla okrę tów. Wiele U-Bootów stracono w ostatnich latach tej wojny, jak wi ęc był o moż liwe, ż e co najmniej jeden lub dwa zdo ł ano oddelegowa ć do dyspozycji Bazy 211? W oficjalnych dokumentach nie ma na ten temat ż adnych ś ladów, ale w koń cu papiery można w ł atwy sposób sfał szowa ć albo zgubi ć . Tak oto od pocz ątku 1944 roku do koń ca wojny U-Booty, przygotowywane przez SS, odwiedzały Bazę 211. Nie wiadomo dokładnie, co stanowił o ich ł adunek, ale zapewne chodzi ł o o jakiś sprzę t o przeznaczeniu wojskowym. Opowie ś ci o kompletnych liniach produkcyjnych odrzutowych my ś liwców, takich jak Me 262 lub Me 163, mo żna wł oż yć między bajki. Wystarczy wspomnie ć , ż e potrzebne dla nich pasy startowe by łyby doskonale widoczne dla samolotów nieprzyjacielskich, a niewielki zasi ęg tych maszyn czyni ł by je broni ą mało przydatn ą, wyjąwszy zwyczajne, krótkotrwa ł e patrole myś liwskie. Na pewno nie chodzi ło tu o ogromne linie produkcyjne, dzi ę ki którym budowano tak skomplikowane samoloty z u ż yciem coraz trudniej dost ępnych surowców. Jednakż e, jak si ę przekonamy w kolejnych rozdzia ł ach, do produkcji lataj ących dysków potrzeba był o duż o mniej tych cennych materia ł ów, a moż liwość pionowego startu i l ą dowania oznacza ła, ż e pasy startowe nic b ędą konieczne, wystarcz ą duż e silosy, ukryte pod
35 rozsuwanymi pokrywami. Gdyby na Antarktyd ę przetransportowano ca ł e laboratoria wraz z częś ci ą ich personelu, planami i pewnymi ilo ś ciami surowców, to po pewnym czasie moż na by, co prawda, rozpocz ąć produkcj ę , ale jednak czego ś mniejszego i mniej skomplikowanego ni ż odrzutowy my ś liwiec. Bez wątpienia natomiast si ł i ś rodków wystarczyłoby na zbudowanie lataj ącego dysku. Personel potrzebny do takiego przedsi ę wzi ę cia musia łby liczyć okoł o 100 000 osób, choć rzeczywista liczba stanowi ł a raczej niewielki u ł amek powyż szej. W wi ę kszo ś ci byli to prawdopodobnie młodzi, osieroceni (lub pragn ący tą drog ą spotkać się z rodziną) chłopcy z Hitleijugend, przymusowi robotnicy obojga p ł ci oraz podoficerowie i oficerowie SS. W sumie mogł oby to być 50 do 100 osób, co wci ąż stanowi sporą rzesz ę ludzi, zdecydowanych ż yć w lodowym pustkowiu, w izolacji od ojczystego kraju, który w ł aś nie przegrywał wojn ę . Ciekawe, jaka by ła ich motywacja psychiczna w tamtych chwilach. Czy wci ąż wierzyli w nieprawdopodobne, cho ć gromko zapowiadane ostateczne zvycię stwo albo, rozwa ż ywszy za i przeciw, zapragn ę li pozostać sobą na dobre i na z ł e i nigdy się nie poddać ? Jedno jest pewne: na wiosn ę 1945 roku sytuacja Fiihrera, najwi ę kszych dostojników pań stwowych oraz sil zbrojnych by ł a nie do pozazdroszczenia. Hitler pok ładał nadziej ę w Zachodzie, sprzymierzonym ze Zwi ą zkiem Radzieckim. Przewidywa ł , ż e Amerykanie i Brytyjczycy w ko ń cu połą czą siły z Niemcami i razem zwróc ą się ku czenvonej zarazie, bę dącej wspólnym wrogiem, którego nale ż ało. zniszczy ć za wszelką cenę . Był a to dość krótkowzroczna wizja przysz ł ych wydarzeń , zw ł aszcza ze Hitler, popadaj ący w coraz wię kszą paranoj ę i ewidentnie cierpi ący na chorob ę Parkinsona, tym razem nie by ł już w stanie rządzić krajem i wpływać na losy wojny. Od czasu nieudanego zamachu bombowego w lipcu 1944 roku kompetencje dowódców wojskowych były coraz silniej ograniczane w wyniku intryg SS i innych fanatycznych hitlerowców; coraz rzadziej by ł o sł ychać gł os rozs ądku. Doszł o do tego, ż e faktycznie SS prowadzi ł o wojn ę, a kontrola ta stawa ł a si ę coraz silniejsza wraz z przekazywaniem przez Hitlera coraz wi ększej wł adzy tej formacji. Kiedy ludzie tacy jak GruppenfUhrer SS Hans Kammler przejmowali nadzór nad projektami o najwy ż szym priorytecie, jak lataj ą ce bomby V-1 i rakiety V-2, niektórzy logicznie my ś lą cy oficerowie SS i armii zdawali sobie spraw ę , ż e kl ę ska jest nieuchronna. Wszyscy sł yszeli o dzieł ach sztuki i sztabach z ł ota, zagrabionych z banków, muzeów i kolekcji w ca ł ej Europie. By ł a to zaledwie cz ęść planu SS, maj ącego na celu zabezpieczenie finansowe tej formacji na d ł ugi czas po tym, jak opadnie kurz wojennej zawieruchy. Miejscem, do którego sp ł ywał y projekty i ś rodki do ich realizacji, gromadzone dotąd w Europie, stał a się Baza 211. Trafia ły tam zapasy uranu i plany urz ą dzeń do jego wzbogacania w celu zastosowania go je ś li nie do produkcji broni, to przynajmniej jako paliwa do reaktorów. Jeszcze bardziej istotne, zw łaszcza dla naszej opowieś ci, były rysunki techniczne, modele i narz ę dzia do budowy pierwszej generacji lataj ących dysków, a takż e filmy i fotografie z prób prototypów w locie, maj ące pomóc pilotom i inżynierom, ewakuowanym do bazy, w rekonstrukcji tych wynalazków na podstawie planów. Cał oś ci dopeł niały najnowsze typy radarów oraz ró ż nego rodzaju wyposaż enie elektroniczne. Wszystkie zadania, realizowane w bazie do 1945 roku, zosta ły wstrzymane, chyba ż e moż na był o je wykorzystać w pracach nad projektem lataj ącego dysku, bo wszelkie wysiłki skupiono na tym jednym celu. Ewakuuj ą c si ę na Antarktyd ę , osadnicy przysi ęgli sobie nigdy si ę nie poddać i pomś cić upadek swej wymarzonej Rzeszy. Projekt lataj ącego dysku dawa ł im nadzieję na zrealizownaie tych zamiarów.
36
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
Inne aspekty tej zadziwiaj ącej historii zostan ą omówione w dalszych rozdzia ł ach, ale na koniec nale ż y wspomnieć o jednym z najbli ż szych współpracowników Hitlera, którego losy mogą wią zać si ę z naszą opowieś ci ą . Hugh Thomas w ksi ąż ce The M ► rder oj Rudolf Hess (Zamordowanie Rudolfa Hassa) wyra ż a wątpliwo ść co do toż samoś ci człowieka przetrzymywanego przez tak d ługi czas w berliń skim więzieniu Spandau i przytacza do ść przekonuj ą ce dowody, ż e osoba ta to nic prawdziwy Hass, lecz sobowtór. Gdyby to miała być prawda — a dowody s ą dość zaskakuj ące — dlaczego nie zosta ł on stracony w Norymberdze, tak jak sta ło się z wieloma współoskarż onymi, albo po prostu wypuszczony na wolno ść jako nieszkodliwy starzec, zanim umar ł w 1981 roku? Inne postaci odsiedzia ły wysokie wyroki wi ęzienia, jak na przyk ł ad Albert Speer, cywil, mający być moż e o wiele bardziej haniebny udzia ł w tej wojnie ni ż Hess — zastę pca Fiihrera — który zreszt ą uciekł do Wielkiej Brytanii w 1941 roku, zanim sprawy zacz ęł y się ukł adać dla Niemców naprawd ę ź le. Dlaczego tak surowy wyrok? Mówi ł o się , ż e 11,e,ss miał jakie ś powiązania z Bazą 211, być moż e ze wzglę du na stanowisko zastępcy Fń hrera uczestniczy ł w przygotowaniach do tego przedsi ęwzię cia, używając swych szerokich wp ł ywów, a alianci przetrzymywali go potem jako rodzaj karty przetargowej w negocjacjach z osadnikami. A moż e prawdziwy Hess zbieg ł w 1941 roku do Bazy 211, gdy w tym samym czasie jego wiemy sobowtór polecia ł do Szkocji, a następnie wzi ął na siebie trudy odbywania dziwacznej, d ł ugotrwał ej kary? Jeś li tak by ł o, to Hess znikn ął celowo, aby dopilnowa ć rozwoju IV Rzeszy poł udniowej półkuli. Jakkolwiek by na to patrze ć , wiara w legend ę dotycząc ą Bazy 211 jest wyj ątkowo silna i przez wielu za ś lepionych fantastów zawsze b ędzie traktowana jak rzeczywisto ść . Połą czenie tajnych rejsów U-Bootów, ogromnych lodowych jaski ń i lataj ą cych spodków przypomina nieco film z Indiana Jonesem i bez w ątpienia przetrwa prób ę logicznego uporządkowania, jakiej podj ął si ę autor tej ksi ąż ki, ale i tak jest to tylko cz ęść większej cał oś ci. Wraz z zawi łą historią tajnych stowarzysze ń , opisanych w pierwszym rozdziale, opowieść o wyprodukowaniu w Niemczech lataj ących dysków ł atwiej jest zaakceptować , znają c jej tło — czy to legendarne, czy jakiekolwiek inne. Te dziwne pojazdy, podobnie zresztą jak sama Baza 211, mogą co prawda okaza ć się czczym wymysł em, opartym na plotce, ale w tym przypadku lepiej nie wydawa ć pochopnych s ądów i pami ętać , ż e nic ma dymu bez ognia.
Rozdział 3
Mówią , że jestem ob łą kany. Jest nadzieja, ż e mają rację . Jeden głupiec wi ę cej czy mniej na tym ś wiecie nie robi ż adnej róż nicy. Ale je ś li to ja mam rację, a nauka się myli, niech Bóg ma rodzaj ludzki w swej opiece. Viktor Schaubcrger (1885-1958), pionier w dziedzinie „energii naturalnej" i hydrodynamiki, który opracował technologi ę produkcji lataj ących dysków w czasie trwania i po zako ń czeniu II wojny ś wiatowej
poprzednich dwóch rozdzia ł ach obserwowali ś my, jak w Niemczech tworzył y się warunki konieczne do radykalnej zmiany orientacji w nauce i polityce wewnę trznej. Partia narodowosocjalistyczna po prostu wykorzystywa ła wrzenie powodowane przez Zeitgeist (ducha czasu), by nada ć nadchodzącym zmianom odpowiedni ą formę i kierunek. W ogólnym zamieszaniu naukowcy i konstruktorzy z ca ł ego ś wiata (nie tylko z Niemiec) wierzyli, ż e wszystko jest mo ż liwe. Bracia Wright oszukali grawitacj ę , silnik spalinowy dawał nadziej ę na zmobilizowanie i wyzwolenie mas. I wojna ś wiatowa przyć mił a nieco te osi ągnię cia — moż na powiedzieć , ż e podczas jej trwania ś wiat osiągnął peł noletność — ale też zdecydowanie przyspieszy ł a rozwój podobnych wynalazków. Wiemy, ż e stowarzyszenie Vril mog ło mieć wł asny projekt lataj ącego dysku już w latach 20. i 30. i bez wzgl ę du na to, ile prawdy jest w tych pog ł oskach, przecie ż nie wzięł y się zniką d. Idea maszyny lataj ącej w kształ cie dysku nic zmaterializowa ła się z dnia na dzie ń w jakiej ś zapyział ej fabryczce na przedmie ś ciach Berlina, w samotnej bazie lotniczej na pustkowiach Nowego Meksyku ani te ż w odległ ej galaktyce. W opowie ś ci tej wystę puje wiele postaci, które, cho ć nie zawsze bezpo ś rednio, poprzez wyniki swych prac wspierały wynalazców i konstruktorów nowinek technicznych. Konstruktorzy lataj ą cych dysków, mimo ż e byli ludź mi wybitnie utalentowanymi i obdarzonymi ogromn ą intuicj ą, musieli mie ć jakieś przes ł anki co do kierunku dzia łań , prowadzących do zbudowania pierwszych modeli i prototypów tych maszyn. Czyje prace nale ż ałoby zbadać pod tym kątem? Kto wygl ąda na najbardziej podejrzanego?
38
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
Chyba najbardziej oczywistym kandydatem jest jeden z najs łynniejszych wynalazców wszech czasów — Nikola Tesla. Tesla, urodzony w Chorwacji w 1856 roku, przed uko ń czeniem 30 lat wyemigrowa ł do Ameryki, gdzie prowadzi ł badania nad elektryczno ś cią wraz ze s łynnym Thomasem Edisonem. Jednak naukowcy ci poró ż nili się co do praktycznych zalet pr ądu sta ł ego (zdaniem Edisona) i pr ądu zmiennego (za którym obstawa ł Tesla). W wyniku konfliktu Tesla odszedł z laboratorium Edisona, by kontynuowa ć prace nad prądem zmiennym (w 1917 roku otrzyma ł Medal Edisona za zas ł ugi dla nauki, gdy okaza ł o się , ż e prąd zmienny znalaz ł szersze zastosowanie). Dzi ęki sponsorom stworzył nowe laboratorium w Colorado Springs, w którym zaj ął się teoretycznymi podstawami bezprzewodowego przesył ania energii elektrycznej. Tej obsesyjnej idei po ś więcił wiele lat swego ż ycia, ale w 1889 roku wci ąż wierzy ł , ż e wkrótce dokona prze ł omowego odkrycia. Kiedy w tym samym roku jego generator sztucznych wy ł adowań atmosferycznych spowodowa ł zaś wiecenie si ę dwóch 150-watowych ż arówek, znajduj ą cych si ę w odległ oś ci 40 kilometrów, wydawa ł o mu si ę , ż e problem został rozwiązany. Tesla doszedł do przekonania, ż e Ziemia jest otoczona energetycznymi polarni magnetycznymi, które drgaj ą z okre ś loną czę stotliwo ś cią (jak później się okazał o 7,80 cykli na sekundę). Gdyby udało się dostroić do tej cz ęstotliwo ś ci, otrzymano by naturalne ź ródł o energii. Podobnie jak w przypadku dwóch s ąsiednich i zestrojonych strun skrzypiec, gdy szarpnąć jedną, druga natychmiast podejmie drgania harmoniczne w wyniku rezonansu. Wedł ug Tesli przykł ad ten odnie ść można do Ziemi. Ponadto wynalazca zastanawia ł się nad dwoma odmiennymi metodami przesył ania „darmowej" energii z miejsca jej pozyskania. Miało to być przesył anie powietrzne, jak w eksperymencie z Colorado Springs, albo wpuszczenie elektryczno ś ci wprost do Ziemi, gdzie by ł aby transferowana wzd łuż naturalnych geomagnetycznych linii przesy ł owych —zwanych dzi ś ley lines* . Tesla dokonał prawdziwego prze ł omu, prowadząc pionierskie prace w tej dziedzinie, ale po jego śmierci badania nic był y kontynuowane. Pojawi ły si ę plotki o wstrzymywaniu jego prac przez rz ąd Stanów Zjednoczonych (prawdopodobnie w celu ochrony tworz ącego si ę , wpływowego lobby wytwórców energii elektrycznej na bazie spalania w ę gla kamiennego oraz przemysł u motoryzacyjnego, wykorzystuj ącego silnik spalinowy), a tak ż e o celowych utrudnieniach ze strony ówczesnego sponsora, s łynnego bankiera J. P. Morgana, wspieraj ącego wcze ś niej Edisona, który obawia ł się poniesienia du żych strat w przypadku, gdyby teorie Tesli okazały się prawdziwe: „Darmowa elektryczno ść , dobre sobie!" Tymczasem w Niemczech, co raczej nie jest dla nas zaskoczeniem w ś wietle tego, z czym zapoznali ś my się wcze ś niej, idee Tesli spotkały się z życzliwym przyj ę ciem. Zarówno w ś ród członków Germanenorden, jak i stowarzyszenia Vril przesy ł anie energii postrzegano jako potwierdzenie istnienia wszechobecnej energii Vrila — czyli „si ł y W". Jednak prace nad elektryczno ś cią nie był y jedynym zaj ę ciem Tesli. Na przykład w 1897 roku w nowojorskiej Madison Square Gardens zaprezentowa ł zdalnie sterowany radiem okrę t podwodny, który móg ł razić torpedami wrogie jednostki p ływaj ą ce stoj ące na kotwicy, bez stwarzania zagro ż enia dla (znajduj ącego si ę w bezpiecznej odleg ł oś ci) operatora. * ley lines (ang.) — linie, przez radiestetów nazywane liniami promieniowania geomantycznego, stanowi ące czę ś ć geomantymej sieci planetarnej, oplataj ącej całą kule ziemsk ą . W punktach w ę zł owych owej sieci, w tzw. miejscach mocy, nasi przodkowie wznosili pono ć ś wią tynie (przyp. tł um.).
39 Jednak krótkowzroczna polityka marynarki wojennej Stanów Zjednoczonych wp łynęł a na brak zainteresowania systemami „teleautomatycznymi", dlatego jeszcze w 1915 roku coraz bardziej zniech ę cony Tesla pisa ł do ameryka ń skiego Departamentu Wojny, rekomenduj ą c swój okrę t oraz sugeruj ąc rozważ enie kolejnych propozycji: Mój zdalnie sterowany statek powietrzny, pozbawiony p łatów no śnych [skrzydeł], lotek, ś migieł i innych wystaj ących elementów, b ę dzie rozwijał ogromną prędko ść i moż e stanowi ć potęż ny argument w kwestii utrzymania pokoju w najbli ż szej przysz ł oś ci. Maszyna taka, unosz ąca się i napędzana wyłą cznie silnikami reakcyjnymi [rakietowymi], mo ż e być sterowana mechanicznie lub metod ą bezprzewodową [radiem]. Należy pamię tać , ż e pisał to 17 lat po zademonstrowaniu swego „teleautomatycznego" okrę tu podwodnego i musiał o min ąć jeszcze ponad 30 lat, by Niemcy zastosowali w praktyce produkty swojej „rozwini ętej" technologii. Dopiero w takim kontek ś cie widać wyraź nie, jak bardzo Tesla wyprzedza ł swój czas. Wyobra ź my sobie, jaki efekt wywołałyby jego wynalazki na frontach I wojny ś wiatowej, gdyby skorzystano z jego propozycji. Nic wi ę c dziwnego, ż e w latach 20. niektórzy Niemcy uwa ż ali, ż e to w ł aś nie on ma wszelkie przymioty, by stworzy ć „cudowną broń " potrzebn ą ich ojczyZnie. Sam Tesla wcale nie zapa ł ał natychmiastow ą mił oś ci ą do Niemiec i zawsze oferował swoje nowe wynalazki w pierwszej kolejno ś ci zachodnim aliantom, ale wraz ze stopnieniem zasobów finansowych na prze łomie lat 20. i 30. coraz bardziej zale ż ał o mu na rozmowie z tymi, którzy zechc ą go słuchać — a to najcz ęś ciej oznaczał o przedstawicieli III Rzeszy. Nie b ę dziemy w tym miejscu wymienia ć wszystkich osi ągni ęć i pomysł ów Tesli, ale jeden z nich przeszed ł do legendy jako maj ący powi ą zania z programem produkcji lataj ących dysków. Znane wi ększoś ci fanów science fiction „promienie ś mierci" od lat pobudza ły naszą wyobraź nię — tymczasem Tesla twierdzi ł , ż e udał o mu się je uzyskać naprawdę . 1 lipca 1934 roku 78-letni wynalazca zapowiedzia ł stworzenie broni, dzię ki której, jak si ę wyraził z nadziej ą , nigdy wi ęcej nie bę dzie już wojen. Choć szczegóły nie przedosta ł y się do wiadomoś ci opinii publicznej, uważ a si ę , ż e mogło tu chodzić o metodę powietrznej transmisji nał adowanych elektrycznie cz ą stek w skoncentrowanej wiązce energii plazmy, na podobie ń stwo pioruna kulistego. Tesla stwierdzi ł stanowczo, ż e każ dy kraj, który zainstaluje obronny pier ś cie ń jego urządzeń wzdł uż swych granic, stanic si ę nic do zdobycia. Nacieraj ące jednostki wojsk l ądowych, lotniczych i wszelkich innych formacji zostan ą zniszczone, nie mog ąc oprzeć si ę tej broni. Jednak ż aden rzą d nie wyrazi ł zainteresowania. Jeszcze w tym samym roku Tesla zaoferowa ł wynalazek kilku krajom, ale wszystkie potraktowa ły go odmownie. O dziwo, tak ż e Niemcy, a to dlatego, ż e w tym kraju wł aś nie trwa ł y prace nad podobnym projektem i prawdopodobnie nie chciano p ł aci ć Tesli tantiem ani przyznawa ć mu pierwszeń stwa. Znany fizyk, dr Schieboldt, zacz ął pracowa ć nad ś ciś le tajnym projektem o kryptonimie „Hadubrand", którego celem miał o być niszczenie samolotów w powietrzu za pomoc ą przecinaj ących się , skoncentrowanych promieni Roentgena. Ostatecznie pomys ł okazał si ę chybiony, ale bardzo użytecznym efektem ubocznym jego wysi łków był mikroskop elektronowy. Niemniej urządzenia wywodz ące się z projektu „Hadubrand" mia ł y jakoby zostać zastosowane na niektórych prototypach lataj ących dysków i rzekomo zosta ł y udoskonalone
40
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
w trakcie II wojny ś wiatowej, jednak brak dowodów potwierdzaj ą cych ich zastosowanie w praktyce. W 1936 roku, w dzień 80. urodzin Tesli, rz ąd chorwacki ufundowa ł w Belgradzie instytut jego imienia oraz przyzna ł mu roczn ą emerytur ę w wysoko ś ci 7200 dolarów za jego zas ł ugi dla ś wiatowej nauki. Zebrawszy wiele nieopublikowanych prac Tesli, stworzono z nich solidne archiwum w instytucie, nad którym, po zaj ę ciu Belgradu przez Niemców, przej ęł o kontrol ę SS. Nie wiadomo, co SS tam znalaz ł o ani co z tego wynikł o. Sam Tesla mieszka ł wówczas w Nowym Jorku, wci ąż pracuj ąc i piszą c nowe artykuły naukowe. Kiedy zmarł w ubóstwie, w do ść niejasnych okoliczno ś ciach, FBI skonfiskował o wszystkie materia ły i oddało je do biura ds. mienia cudzoziemców, gdzie zostały oficjalnie zapiecz ę towane i przekazane ambasadorowi chorwacko-jugosiowia ń skiemu. 1 znów nie wiadomo, czy FBI przewertowa ł o ten ogromny zbiór dokumentów. Część komentatorów uwa ż a, ż e był oby to wyj ątkowe niedbalstwo, gdyby tego nie zrobili, zważ ywszy na rosn ący po wojnie brak wzajemnego zaufania mi ędzy supermocarstwami. Kolejna postać , z której pracami nale ż ał oby si ę zapoznać na tym etapie, to Robert L. Bartini. Bartini, wierny cz łonek Wł oskiej Partii Komunistycznej, był już do ść znanym konstruktorem lotniczym, gdy pod koniec lat 20. XX wieku wyemigrowa ł do Związku Radzieckiego. Zbudował tu całą seri ę dziwacznych samolotów, których szczegó ł y techniczne, mimo up ływu ponad 75 lat, wci ąż stanowi ą ś cisłą tajemnic ę i nie zosta ły podane do publicznej wiadomoś ci. Przyk ł adowo w 1935 roku Rosjanie oblatali „niewidzialny samolot" Bartiniego, zbudowany z przezroczystego tworzywa i widoczny dopiero z niewielkiej odległoś ci. Być moż e tworzywo to przypomina ł o materia ł podobny do mylaru, uż ytego w Niemczech w latach 30. przez braci Hortcnów do pokrycia jednego ze swych pierwszych szybowców (sk ądiną d ciekawe, jak Rosjanom uda ł o się uczynić niewidzialnymi inne elementy, cho ć by silnik —Niemcy nie mieli tego problemu, bo w szybowcu nie ma silnika). Bartini wybiega ł też daleko w przód w swych pionierskich pracach z dziedziny aerodynamiki. Jego pomys ł y mogły z ł atwo ś ci ą dotrze ć do współ czesnych mu niemieckich naukowców, pracuj ących nad podobnymi problemami, zw ł aszcza do tych, którzy rozważ ali korzy ś ci z zastosowania niecodziennych kszta łtów jako punkt wyj ś ciowy do zaproponowania zupeł nie nowego spojrzenia na konstrukcj ę statku powietrznego. W latach powojennych Bartini by ł inicjatorem projektu os ł awionego „Potwora Kaspijskiego" — pierwszego prawdziwego „ekranoplanu, których wówczas powsta ło niewiele, za to obecnie prowadzi si ę prace nad podobnymi konstrukcjami o du ż o mniejszych rozmiarach. Niezwykł y sposób przemieszczania si ę tego połą czenia ł odzi lataj ącej z amfibi ą (ekranoplanu) polega na unoszeniu si ę nad wodą , tu ż nad wierzcho ł kami fal, dzi ęki sile no ś nej powstaj ącej między krótkimi skrzyd ł ami a powierzchni ą wody. W odróżnieniu od zwykł ego wodolotu ekranoplan nie opiera si ę na pływakach, zanurzonych w wodzie — jest prawdziwym samolotem, aczkolwiek jego lot odbywa si ę dzi ę ki niezwykł emu efektowi aerodynamicznemu* umo ż liwiaj ącemu lot tuż ponad falami. Nie wi ąż e się to bezpoś rednio z lataj ą cymi dyskami (cho ć niektóre radzieckie konstrukcje przypominają pojazdy z Gwiezdnych Wojen), ale stanowi potwierdzenie b łyskotliwo ś ci Bartiniego w dziedzinie aerodynamiki i przydaje wagi jego wcze ś niejszym pracom z lat 30., * Chodzi tu o „efekt blisko ś ci ziemi" (ang. ground effect), polegaj ący na zmianie przeptywu podslorzydlowego w locie blisko pod łoż a, czę sto mylony z „poduszk ą powietrzn ą" (przyp. t ł um.).
41 obejmuj ącym badanie przep ł ywu powietrza wokó ł skrzydeł o róż nych profilach — a to niewątpliwie mia ł o znaczenie przy projektowaniu lataj ących dysków. To samo moż na powiedzie ć o pracach z dziedziny aerodynamiki prowadzonych przez Alexandra Lippischa. Niektóre z jego dzie ł zosta ł y opisane w ksi ąż ce Ostatnia szansa Luftwaffe (Amber 1999), w szczególno ś ci projekt my ś liwca ze skrzydł ami „delta", nap ę dzanego potęż nym silnikiem strumieniowym, którego paliwem mia ł być wę giel. Rozwiązania konstrukcyjne Lippischa zastosowano w kilku eksperymentalnych statkach powietrznych NASA, a w ko ń cu takż e we współ czesnym promie kosmicznym. Lippisch, podobnie jak słynni bracia Hortenowie, wzi ął też udzia ł w wyś cigu do skonstruowania pierwszego prawdziwego „lataj ącego skrzyd ła". Prowadzi ł badania równolegle z nimi, dzi ęki czemu znacznie wzrós ł poziom wiedzy o aerodynamice, co zosta ło odnotowane w niemieckich kolach naukowych, zw ł aszcza tych zwi ązanych z pracami nad lataj ącymi dyskami, bo dokonania Hortenów i Lippischa wi ązały się bezpo ś rednio z tymi projektami. Należ y takż e pamiętać , ż e w latach 30. i 40. aerodynamik ę wciąż jeszcze traktowano jak czarn ą magię i stosowano wówczas zaledwie niewielk ą cz ęść zasad fizycznych, obowi ązuj ących podczas projektowania dzisiejszych samolotów. Dawniej konstruktorzy musieli prowadzi ć testy modeli w prymitywnych tunelach aerodynamicznych albo próby w locie z uż yciem prototypów, aby sprawdzi ć skuteczno ść zastosowanych rozwi ą zań . Ci, którzy pracowali nad lataj ą cymi dyskami, stawali wobec identycznych problemów naukowych jak ich koledzy, projektuj ący bardziej konwencjonalne samoloty. Jednak konstruktorzy z innych dziedzin mieli przynajmniej pewien zasób wiedzy, co zapewniało jakie ś oparcie, natomiast zespo ły pracuj ące nad dyskami dopiero przeciera ł y szlaki i musiał y uczyć się na własnych b łę dach. Zanim dotrzemy do najwa ż niejszych postaci, bezpo ś rednio zwi ą zanych z tematem lataj ących dysków, trzeba wspomnie ć o jeszcze jednym cz ł owieku, bez którego opowie ść był aby niekompletna. Czł owiekiem tym jest Viktor Schauberger. Schauberger urodzi ł si ę w 1885 roku w ż yją cej w zgodzie z tradycj ą austriackiej rodzinie le ś ników, która od pokole ń sprawował a piecz ę nad starymi puszczami w okolicy Holzschlag nad jeziorem Plockenstcin. Viktor tak ż e miał podąż yć w ś lady ojca w kwestii wyboru zawodu. Po zako ń czeniu I wojny ś wiatowej, jako do ś wiadczonemu le ś niczemu, powierzono mu zarz ąd nad okręgiem o powierzchni 21 000 hektarów w pobliż u Stcyerling, nale żą cym do ksi ę cia Adolfa Schaumburg-Lippcgo. Sp ędzaj ąc samotnie czas w dzikiej głuszy, po dokładnym zapoznaniu si ę z terenem, Viktor zacz ął pod innym kątem postrzegać otaczaj ącą go przyrod ę , a zwł aszcza cieki wodne. Nie zag łę biaj ą c się zbytnio w szczegóły, zasadnicz ą my ś lą teorii jego życia było twierdzenie, ż e woda jest bytem żywym, dysponuj ącym si łą czy też energią życiową . Schauberger uzna ł , ż e naturalny, płynący swobodnie ciek wodny kumuluje w sobie energi ę , która w odpowiedniej temperaturze przemieszcza si ę w kierunku odwrotnym do przeplywu wody. Pami ę tał , jak jego ojciec mówi ł mu o tym zjawisku, ż e rzeka pod wp ł ywem silnego nasł onecznienia robi si ę leniwa, „zagę szcza się ". Za to noc ą budzi się, zwł aszcza podczas pe łni Księż yca, w jaki ś niezwykł y sposób rozrzedza si ę, staje si ę bardziej zwinna i ż wawa. Nabiera ż ycia. Po doszlifowaniu nowo odkrytej dziedziny wiedzy Schauberger zacz ął zawodowo projektowa ć rynny sp ł awne dla firm sp ł awiaj ących drewno. Dzi ęki wykorzystaniu tajemniczej energii spł awiał nocą drewno w iloś ciach, o których wcze ś niej nikt nie sł yszał , bez zwiększania ilo ś ci wody. Po wst ępnych, chwilowych niepowodzeniach interes zaczął iść coraz lepiej, gdy pocz ątkowo sceptycznie nastawieni klienci przekonali si ę do
42
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
niezwykłych rozwiązań . Schauberger wkrótce opatentowa ł nowe rodzaje rynien, a pieniądze z opłat licencyjnych pozwala ły jemu i jego rodzinie na dostatnie ż ycie, podobnie jak był o to w przypadku Horbigcra. W 1934 roku dzi ę ki znajomoś ci z jednym z lokalnych biznesmenów Schauberger pozna ł w Berlinie Adolfa Hitlera. Hitler z zainteresowaniem słuchał o niezwykł ych osiągnięciach był ego leś nika, w dodatku swego rodaka. Jednak Schauberger by ł peł en niepokoju, gdyż podczas rozmowy z Fń hrerem w cztery oczy, o którą poprosił , wtargnął niejaki dyrektor Wiluhn z Instytutu Cesarza Wilhelma. Niezraż ony Schauberger mówił bez przerwy przez godzin ę . Zrobił na Hitlerze wielkie wraż enie, ale po wyj ś ciu Wiluhn naskoczy ł na Austriaka i zarzuci ł mu, ż e „nabija g łowę Fiihrera nonsensami". Tak czy inaczej, Hitler zaraz nast ępnego dnia zaprosił go na spotkanie, nie wiedz ąc, ż e biedny Schauberger, zniech ę cony lekcewa żą cym protekcjonalizmem Wiluhna, był już w drodze do domu. Oficjalne czynniki nie wykazywa ł y większego zainteresowania a ż do 1938 roku, kiedy to nowy gubernator zaanektowanej Austrii, Julius Streicher, niespodziewanie przekaza ł Schaubergerowi dotacj ę w wysoko ś ci 10 000 000 marek niemieckich oraz zapewni ł dostęp do doskonale wyposaż onego laboratorium profesora Kotschaua w Norymberdze. Schauberger nie mia ł zamiaru grymasi ć wobec takiej szansy. Wezwa ł swego syna, Waltera, z kursu inż ynierskiego na Uniwersytecie Drezde ń skim i wspólnie przystąpili do rozwikł ania tajemnicy „ żyj ącej wody" w warunkach laboratoryjnych. Pocz ątkowo wydawało się to proste, ale do ś wiadczenia nic dawa ły pozytywnych rezultatów. Powodem wed ł ug Schaubergera by ł o to, ż e woda stosowana w eksperymentach był a „martwa", tymczasem nale ż ał o uż yć wody, która zachowa ł a nieco naturalnej ż ywotnoś ci. Z braku takowej najpierw opracowali i udoskonalili urz ądzenie do przywracania wody „do życia". W norymberskim laboratorium narodzi ł się jednak du ż o bardziej donios ły efekt uboczny prac nad przep ływem wody, i to wł aś nie o niego tu chodzi. Studiuj ąc zagadnienia zwią zane z przep ływem wody, Schaubergerowi uda ł o si ę odkryć nowe ź ródł o energii. W 1941 roku zamówi ł niewielki silniczek elektryczny od rozrusznika silnika samolotowego i zainstalowa ł go w modelu pojazdu, który mia ł unieść się w powietrze, wykorzystuj ą c to nowe ź ródł o energii. Silnik uruchamiany był prądem z akumulatora i nap ę dzał wirnik turbiny umieszczony w b ębnie o ś rednicy około 1,5 metra i wadze ponad 130 kilogramów. W osi b ę bna mieś cił się pusty sto ż ek, otwarty ku skierowanej do do ł u podstawie. B ęben wypełniał a „żywa woda", wprawiana przez turbin ę w niezwykle szybki ruch wirowy (duż o szybszy niż w przypadku zwyk ł ej wody) dooko ła wewn ę trznej ś cianki b ębna (będącej zarazem powierzchni ą wewnętrznego sto ż ka). Powstawała hiperboliczna, do ś rodkowa spirala, co ś na kształ t małego tornada w wodzie, która kierowana by ł a na ł opatki mniejszej turbiny, połą czonej z wirnikiem na wierzchołku sto ż ka. Aby ł atwiej to sobie wyobrazi ć , należ y wzi ąć pustą, plastikow ą butelkę o pojemnoś ci 1,5 litra z w ą ską szyjką i wypełnić ją w trzech czwartych letni ą , mydlan ą wodą , a następnie zakorkowa ć i potrz ąsnąć w pł aszczyź nie poziomej (nie pionowej). Powstanie podobny efekt tornada w skali mikro, a mydliny u ł atwi ą obserwacj ę ruchu wody. Co prawda sto ż ek utworzy się pod wpływem sił y od ś rodkowej, a nie do ś rodkowej, ale efekt wizualny bę dzie podobny. Wyobra ź my sobie, ż e wierzcho ł ek wirują cego stoż ka unosił się do góry (a nie opada ł w dół , jak w butelce), gdzie zamontowana by ł a turbina, zanurzona w sł upie spiralnie poruszaj ącej się wody i bezpo ś rednio z niej czerpi ą ca energi ę .
43 Obracaj ący si ę wirnik zasysa ł powietrze z otworów rozmieszczonych ponad b ę bnem, które następnie wyrzucane by ł o przez dyfuzor u podstawy sto ż ka w kierunku ziemi. Ten stały ruch powietrza o energii cyklonu wytwarza ł ci ąg. Podobnie jak w odwrotnie dzia ł ającym odkurzaczu: zamiast zasysa ć powietrze, wydmuchiwa ł by je. Dzi ęki sprzęż eniu zwrotnemu moc wytwarzana przez ma łą turbinę była przenoszona na wirnik g ł ówny, tworzą c bardzo wydajny ukł ad zamkni ęty, dział ają cy prawie bez strat, a mo ż e nawet b ędący czym ś w rodzaju ś wi ę tego Graala w dziedzinie wspó ł czesnych alternatywnych technologii, czyli ź ródł em „darmowej energii". Jak uj ął to Schauberger: Ruch prowadzący do destrukcji i rozpadu ma zawsze charakter od ś rodkowy ły oddział uj ące wzdł uż linii prostych zwrócone s ą od ś rodka ukł adu ku jego pery-—si
feriom [...]. Ukł ad ulega najpierw os ł abieniu, a nastę pnie rozluź nia się i rozpada. Natura wykorzystuje ten rodzaj oddzia ływania do rozbijania kompleksów, które utraciły swą ż ywotność lub obumarły. Z rozbitych elementów mog ą powstawać nowe uporzą dkowane formy, nowe byty, jako efekt dzia ł ania integruj ących rodzajów ruchu. Ruch spirali hiperbolicznej, do ś rodkowy, jest charakterystyczny dla obni ż ającej się temperatury, kurczenia si ę i skupiania. Z kolei ruch od ś rodkowy odpowiada wzrostowi temperatury, ciep łu, rozszerzaniu, powi ę kszaniu, eksplozji. W naturze zachodzą ciągł e zmiany z jednego rodzaju ruchu w drugi.
Pierwszy próbny lot tej machiny by ł podobno bardzo udany (pono ć przebił a ona dach laboratorium i zosta ł a znaleziona w pewnej odleg łoś ci), ale z jakichś niejasnych powodów wysi łki Schaubergera ponownie nie zosta ły uznane i docenione. W 1943 roku, z powodu pogarszaj ą cej się sytuacji militarnej, 58-letniego Schaubergera powo ł ano do wojska, ale zaraz po zg ł oszeniu się do swej jednostki (zosta ł dowódc ą kompanii spadochronowej, stacjonuj ącej w pó ł nocnych Włoszech) Himmler osobi ś cie wezwał go do finansowanej przez SS uczelni technicznej w Wiedniu-Rosenhtigel. Nast ępnie (najprawdopodobniej bez podania jakichkolwiek powodów) wys ł ano go do obozu koncentracyjnego Mauthausen, gdzie nawi ązał kontakt z niejakim Zeireisem, esesmanem w stopniu Standartcnfiihrera, który dok ł adnie zapozna ł go z sytuacj ą . Miał do wyboru: albo zwerbuje kilku (czeskich) wi ęź niów do pomocy przy budowie nowych, pilotowanych wersji jego lataj ącej machiny, albo zostanie zlikwidowany w obozie. Ta ostatnia mo ż liwość wydaje się dość drastyczna, ale nale ż y pamię tać , ż e niemiecka machina wojenna mia ł a coraz mniej czasu na znalezienie nowych rozwi ą zań z powodu militarnych post ę pów aliantów. A więc z punktu widzenia Himmlera, który pragn ął uczyni ć z SS dominuj ą c ą silę , wspieranie tak niepewnych projektów jak ten autorstwa Schaubergera nie by ł o pozbawione sensu, nawet gdyby trzeba by ł o zastosowa ć przymus. Nie ma wątpliwoś ci, którą moż liwość wybrał Schauberger. Ale wkrótce potem wraz ze swym zespoł em musiał się przenieść w inne miejsce: wiede ń ska uczelnia zosta ła zrównana z ziemią podczas nalotu. Ostatecznie wyl ądowali w Leonstein koł o Linzu, niedaleko miejsca, w którym si ę urodził . To tutaj Schauberger poczyni ł kolejny ka-ok w kierunku realizacji swych idei, buduj ąc wyposaż ony w silnik jego pomys ł u, peł nowymiarowy prototyp lataj ącego dysku, który, cho ć jeszcze w wersji bezzałogowej, podobno latał sterowany za pomoc ą radia. Niestety, zdaniem autora, w zagmatwanej i mrocznej historii pocz ątków
44
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
lataj ących spodków jest wiele miejsc, w których mo żna popełnić pomyłkę . Prace Schaubergera były z pewnoś ci ą intryguj ące, a dyski prawic na pewno lata ły w 1945 roku, ale niekoniecznie trzeba łą czyć ze sob ą te dwa elementy. A przynajmniej jeszcze nie teraz. Pod koniec wojny ameryka ń skie oddziały dotarły do Leonstein przed Rosjanami i znalazły tam Schaubergera wraz z ekip ą byłych wi ęź niów. Członkowie zespoł u zostali zwolnieni do domów po dokł adnym przes ł uchaniu, Schaubergera natomiast Amerykanie trzymali pól roku pod kluczem. Prawdopodobnie wiedzieli, czym si ę zajmował , i nie chcieli dopuś ci ć , by inne pań stwa albo hitlerowscy renegaci korzystali z jego us ług. Po przej ę ciu wszystkich materia ł ów, które wydawa ły im się interesuj ące, Amerykanie zostawili zaledwie jakie ś resztki Rosjanom, maj ącym wkrótce zaj ąć ten sektor. Po dokł adnym przetrz ąś nięciu mieszkania Schaubergera w poszukiwaniu dokumentacji i tym podobnych rozczarowani Rosjanie wysadzili w powietrze ca ły budynek. Gdy skoń czył a się wojna z Japoni ą, Schaubcrgcr zosta ł wypuszczony i próbowa ł na nowo rozkrę cić interes z rynnami sp ławnymi. Zakazano mu zajmowa ć się lataj ącymi maszynami, ale on miał oczy szeroko otwarte i zapewne by ł bardzo zaintrygowany, gdy usł yszał pierwsze powojenne doniesienia o UFO, które by ć moż e•unkcjonował o, wykorzystuj ąc te same zjawiska, nad którymi wcze ś niej pracował . Jak si ę okazał o, najprawdopodobniej tak w ł aś nie był o, bo w 1957 roku dwaj Amerykanie rzekomo odwiedzili jego i Waltera, chc ąc zabrać ich obu do Stanów Zjednoczonych, Aby tam kontynuowali prace nad swoimi pomys ł ami. Po wyra żeniu zgody, latem nast ępnego roku, w najwi ę kszej tajemnicy, sprowadzono ich do le żą cej na odludziu bazy wojskowej Red River w Teksasie. Zacz ę to cenzurowa ć przychodz ącą do nich poczt ę oraz zakazano kontaktu ze ś wiatem zewnę trznym, mimo to rozpocz ę li wstępne badania. We wrześ niu ich kontrakty wygas ły, ale projekt mia ł być kontynuowany. Jednak wówczas Schaubergerowie odmówili wspó ł pracy i chcieli wyjecha ć , wbrew woli nieznanego kierownika bada ń , który zgodzi ł się na wyjazd Viktora tylko pod warunkiem, ż e nauczy się on angielskiego (dotychczasowe prace odbywa ły si ę z udział em niemieckoj ę zycznego personelu oraz, ewentualnie, t ł umaczy, wię c szef doszedł do wniosku, ż e przej ś cie na angielski umo ż liwi kontynuowanie prac na zasadzie korespondencyjnej). Walter, zanim go wypuszczono, takż e zosta ł zmuszony do podpisania zobowi ązania, ż e nie będzie nikogo informowa ł o swojej pracy, z wyj ą tkiem tajemniczego łą cznika z Monachium, zwanego „panem RD". Schaubergerowie nie na ż arty bali si ę o wł asną skórę, zwł aszcza ż e wstrzymanie ich wiz wygl ądał o zaledwie na pocz ątek szykan ze strony Amerykanów, dlatego obaj posł usznie podpisali dokumenty i w popł ochu opu ś cili Stany Zjednoczone, aby po 19-godzinnym locie znale źć się w Linzu. Zaledwie pi ęć dni póź niej Viktor zmar ł , prawdopodobnie na skutek szoku po ci ęż kich przeż yciach. Walter twierdzi ł , ż e jego ojciec na ł oż u ś mierci powtarza ł wciąż jedno zdanie: „Pozbawili mnie wszystkiego, nie mog ę nawet decydowa ć o sobie samym". Po ś mierci Viktora Walter za ł oż ył instytut biotechnologii w austriackim mie ś cie Bad Ischl, który do dzi ś dnia zajmuje si ę badaniem zjawisk naturalnych, takich jak te odkryte przez Viktora, i ich zastosowaniem na skal ę przemys ł ową . Najwyraź niej odbywa si ę to bez naruszania umów podpisanych w Red Rivcr. Gdyby by ł o inaczej, być moż e Walter też już by nic żył . Cóż to za niezwyk ł a tajemnica kryje si ę za projektem budowy lataj ących dysków, ż e w jej obronie nie zawahano by si ę poś wię cić życia nawet tak wielkiego wynalazcy?
45 Prace Schaubergera i Lippischa pozostaj ą waż nym i ciekawym wprowadzeniem do tematu obejmuj ącego lataj ące dyski. Jednak ż e obaj wynalazcy byli indywidualistami, pracuj ącymi poza głównym nurtem ś rodowisk naukowych, dzi ę ki czemu nie byli ograniczeni zasadami, narzucanymi przez tych, którzy nic mieli tak otwartych umys ł ów. Moż e z wyj ątkiem Tesli i Bartiniego, partia narodowosocjalistyczna nie przywi ązywał a wię kszej wagi do tych ludzi i ich prac, uznaj ą c je za bezwarto ś ciowe dla przyszłoś ci kraju. Nie ulega kwestii, ż e niezbyt o świecone wł adze traktował y ich jak nawiedzonych. Jednak w Niemczech rozpoczyna ł się wówczas proces zmian, stawiania nowych wyzwa ń , dzięki którym III Rzesza mia ł a przetrwa ć tysi ąc lat. Po doj ś ciu w Niemczech do wł adzy narodowych socjalistów ortodoksyjne ś rodowiska naukowe, które opracowa ły dotychczasowy system edukacyjny od przedszkola do uniwersytetu, znalaz ł y si ę pod silną presj ą wprowadzania zmian i musia ł y dostosować si ę do nowych warunków, jakie wytworzy ły się w kraju. Cho ć nikt się tego nie spodziewał po tak kompetentnym rz ądzie, wprowadził on doktryn ę „aryjskiej fizyki". Od tego momentu polityka zaczęł a mieć coraz wię kszy wpł yw zarówno na zawodowe, jak i prywatne ż ycie przedstawicieli wielu niemieckich środowisk naukowych. Niemiecki przemysł wiele zawdzi ęczał rodzimym naukowcom, ale z czasem wspó łpraca by ł a coraz mniej owocna, gdy ż uczeni coraz wi ęcej wysiłku wkł adali w udowodnienie, ż e ich teoretyczne i praktyczne dokonania s ą w pelni zgodne z lini ą „aryjską". Skutki drenaż u mózgów, który wkrótce nast ąpił, dały si ę szczególnie odczu ć podczas realizacji nowatorskich projektów, takich jak program budowy rakiet V-2, kierowany przez Wernhera von Brauna. Cho ć ostatecznie uda ł o si ę wprowadzi ć V-2 do uż ytku, program uzależ niony był w duż ym stopniu od umiej ętnoś ci wykwalifikowanych pracowników „go ś cinnych", sprowadzanych z terenów podbitych przez Rzesz ę . Po prostu, wobec zwi ększonego zapotrzebowania zabrakło wykszta ł conych na miejscu naukowców. Kiedy wziąć pod uwagę tylko ten jeden aspekt życia pod rządami hitlerowców i zastosować go do cał ego niemieckiego przemysł u, otrzyma si ę jedn ą z gł ównych przyczyn jego ostatecznego upadku. Hitler i jego sztab umniejszali znaczenie edukacji na wszystkich poziomach, doprowadzaj ąc do sytuacji, ż e mimo wpompowania ogromnych ilo ś ci pieni ędzy w projekty takie jak V-2 i ró ż ne instytuty badawcze efekty jako ś ciowe osiągnięć naukowych i technicznych by ły co najmniej w ątpliwe. W Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych ś rodowiska naukowe rozwija ły się bez przeszkód od zako ń czenia I wojny ś wiatowej. W rezultacie, rok po roku, solidnie wykszta łceni naukowcy czynili wielkie postępy w dziedzinach takich jak fizyka, chemia, elektronika i wielu innych. Jednak w Niemczech by ł o inaczej. O ile uczeni z ca ł ej Europy i Ameryki wymieniali si ę ideami i pracami naukowymi podczas licznych zjazdów i sympozjów, to Niemcy same wykluczy ły się z uczestnictwa w ś wiatowym ż yciu naukowym, które przywódcy tego pań stwa uważ ali za domen ę hermetycznego ś rodowiska ż ydowskich fizyków. Rozkł ad zaczął się już w 1933 roku, gdy NSDAP obj ęł a totalitarn ą kontrol ą cał e pań stwo. Do tego momentu Niemcy mog ł y poszczyci ć się kilkoma uniwersytetami, jak Heidelberg czy Getynga, oraz kilkoma wa ż nymi odkryciami w ró ż nych dziedzinach naukowych. Ale po przej ę ciu wł adzy przez hitlerowców coraz wi ększe rzesze studentów i wykładowców ulegały indoktrynacji wypaczonymi ideami propagowanymi przez reż im, dlatego spadł a jakość i rzetelno ść dokonań naukowych. Wszyscy bez wyj ątku studenci byli zmuszani do wst ąpienia do Hitlerjugend lub do Niemieckiego Zwi ązku Dziewcząt, przy czym niewiele przedstawicielek p ł ci pię knej był o w Niemczech sł uchaczkami
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
wyż szych uczelni, ho zgodnie z nazistowsk ą polityką zaj ę ciem młodych kobiet powinno być prowadzenie domu i wychowywanie nowych pokole ń czystych Aryjczyków. Zgodnie z ówczesnym nastawieniem podatne na wp ł ywy umysły mł odych ludzi stopniowo urabiano w kierunku akceptacji modelu ś wiata i wszech ś wiata zgodnego z „aryjsk ą fizyką". Nic był o czasu ani okazji na podj ęcie wł asnych bada ń czy dokonanie samodzielnych odkryć . „Ż ydowska fizyka" (czyli ta, która zosta ł a przyj ę ta na wszystkich uczeniach na ś wiecie) był a w Niemczech powszechnie wyszydzana jako co ś ,wydumanego" i godnego pogardy — oto dlaczego Albert Einstein nigdy nie wróci ł do Niemiec z emigracji, na którą wyruszył w 1933 roku, obawiaj ą c się ś ledztwa i prze ś ladowania w swym ojczystym kraju. W rozdziale niniejszym zajmujemy si ę jednak czym ś więcej niż tylko spadkiem poziomu szkolnictwa wyż szego w przedwojennych, hitlerowskich Niemczech. Cho ć kwestia ta jest bardzo istotna, to jest to zaledwie jeden z wielu symptomów nowej kultury masowej, kształtuj ącej pokolenie inżynierów i naukowców, którego światopogl ąd, uważ any dotąd za dziwaczny, stał się wówczas bardziej powszechny i poprawny politycznie. Jak ju ż wcze ś niej wspomniano, to, ż e kto ś taki jak Horbiger, czy inni jemu podobni, trafi ł na podatny grunt zc swymi niedorzecznymi ideami, sta ło się możliwe dzi ęki systemowi wypaczaj ącemu spojrzenie na ś wiat i na miejsce zajmowane w nim przez cz ł owieka. Pozostaje mie ć nadziej ę , ż e w ż adnym innym miejscu na zielni nie uzyskaliby takiego poparcia. Mówi ąc wprost, narodowy socjalizm stworzy' dogmatyczn ą (choć do pewnego stopnia perfekcyjn ą), niemiecką kulturę przemysł ową i naukow ą, nowy system, oparty — co by ło szokują ce dla obserwatorów z zewn ątrz — na czym ś tak b ł ahym, jak mroczne tajemnice mitycznych Aryjczyków. Podczas I wojny ś wiatowej s łynne zakł ady metalurgiczne Kruppa zbudowały dla cesarza najpot ęż niejszą armatę — dzia ł o kolejowe do ostrza ł u Paryż a. Jednak po oddaniu zaledwie dziewi ęciu strza ł ów okazał o się , ż e jego lufa wymaga wymiany. Krupp od samego pocz ątku wiedział , ż e tak b ę dzie, mimo to namawia ł wojsko do finansowania tego projektu tylko po to, by dowie ść , ż e tak pot ęż na broń moż e zostać zbudowana. Podobna postawa by ł a charakterystyczna dla hitlerowców. Zarówno przedstawiciele elit, jak i zwykli ludzie pod wpływem nowych nastrojów w odniesieniu do nauki uznali, ż e tylko Niemcy potrafi ą stworzyć now ą, cudowną broń , w całkowitym oderwaniu od obowi ązuj ą cych zasad naukowych. W ko ń cu byli „ras ą panów", narodem wybranym, który dzi ę ki Blitzkriegowi (wojnie b ł yskawicznej) w kilka miesi ęcy podbił prawie ca łą zachodni ą Europę . Tak silnie rozbudowane poczucie wy ż szo ś ci musiało przerodzi ć się w pragnienie bycia najlepszymi w ka ż dej dziedzinie. Jak si ę przekonamy, ta charakterystyczna cecha mia ł a istotne znaczenie dla rozwoju broni przysz łoś ci, o wiele większe niż niegdyś zbudowanie dziala kolejowego. W ksi ąż ce Ostatnia szansa Luftwaffe opisano, jak skutecznie traktat wersalski z 1919 roku uniemoż liwił rozwój niemieckiej produkcji zbrojeniowej, czego efektem by ł całkowity upadek przemys łu lotniczego. Niewiele mniej ucierpia ły inne ga łę zie sfery produkcyjnej. Jednak praktycznie od dnia podpisania traktatu by ły prowadzone sekretne i bardzo powolne starania na rzecz konstruowania nowych samolotów i pojazdów cywilnych, które mogłyby zostać dostosowane do potrzeb militarnych. Kiedy dzi ę ki eksportowej produkcji samolotów cywilnych przemys ł stanął na nogi, wielu wojskowych i producentów zwróci ł o się w stron ę nowych technologii (takich jak silniki odrzutowe), o których nie był o mowy w traktacie. Gdyby uda ło si ę osiągnąć zadowalaj ące rezultaty, pomys ł y te miałyby dużą warto ść w chwili podj ę cia decyzji o odbudowie lotnictwa wojskowego.
47 Czoł owym orę downikiem odrodzenia Luftwaffe by ł Hermann Góring, który nie by ł gł upcem, mimo obiegowej opinii, przedstawiaj ącej go jako pompatycznego pajaca. Niewątpliwie miał dość nietuzinkową, ekscentryczn ą osobowość , ale gł upcem nie był na pewno. W latach 30. zorientowa ł się, ż e partia narodowosocjalistyczna pope ł nia poważ ny b łąd, nie dostrzegaj ą c konieczno ś ci prowadzenia prac naukowo-badawczych w celu stworzenia od podstaw nowego lotnictwa, zadowalaj ąc się uzupełnianiem wyposa ż enia innych formacji wojskowych (których utrzymanie i unowocze ś nianie w pewnym, ograniczonym zakresie dopuszczał traktat wersalski). Luftwaffe by ła zupełnie now ą formacją i należ ało jak najszybciej wyposaż yć j ą w sprzę t najwyż szej klasy ś wiatowej, o ile miał a stanowi ć potęż ną siłę militarną. Jedyną drogą osi ągnię cia tego celu by ł o zachę cenie rodzimych producentów do wdraż ania nowatorskich rozwi ązań i produkowania nowych, doskonałych samolotów. Pod kierunkiem Gtiringa kierownictwo RLM (ministerstwa lotnictwa Rzeszy) dostrzeg ło potrzebę zapewnienia mocy przerobowych w przemyś le lotniczym poprzez zaoferowanie ludziom jak najlepszych warunków pracy, p ł acy i dodatkowych korzy ś ci w porównaniu z innymi ga łę ziami produkcji. W rezultacie odrodzony przemys ł lotniczy oparł swe plany produkcyjne na wynikach prac badawczych nowych instytucji naukowych, powsta łych pod patronatem Gtiringa i dzięki jego finansowemu wsparciu. Jeszcze przed wybuchem wojny okaza ł o si ę , ż e miał o to okre ś lone, pozytywne skutki ekonomiczne, wywołuj ąc dopływ dewiz dzi ęki sprzedaży nowoczesnych produktów za granic ę . Przykł adowo, co mo ż e stanowić pewne zaskoczenie, w latach 30., gdy nast ąpiło odrodzenie niemieckiej produkcji przemys ł owej, najwi ększym partnerem handlowym Niemiec w dziedzinie przemys ł u maszynowego był Związek Radziecki. Był to kraj o wybitnie przestarza ł ej infrastrukturze przemysł owej, wię c Niemcy, które za wszelk ą cenę potrzebowa ły dopływu dewiz, eksportowa ł y nie tylko gotowe produkty, ale te ż ś rodki produkcji: maszyny, surowce, wykwalifikowany personel itp. Tuż przed napa ś cią na Polskę 1 wrześ nia 1939 roku Niemcy przekaza ły swemu wschodniemu sojusznikowi nowiutki okrę t liniowy. Dziewi ęć oś rodków naukowo-badawczych Luftwaffe zosta ł o wyposaż onych zgodnie z zasadą „koszty nie graj ą roli". Każdy z nich zajmowa ć się miał ś ciś le okre ś loną dyscypliną . Oto one: wypróbowywanie w locie nowych konstrukcji samolotów, nowe rodzaje uzbrojenia, medycyna lotnicza (od 1942 roku), aerodynamika, aerodynamiczne wł aś ciwoś ci bomb i torped, szybowce, nowe jednostki nap ę dowe, elektroniczne urz ą dzenia radiowe i radiolokacyjne. Ponadto powsta ć miał a akademia techniczna, zapewniaj ą ca wyszkolenie w zakresie balistyki i innych, specjalistycznych przedmiotów, których nie wykł adano na ż adnej z istniej ących uczelni. Cho ć oś rodki te by ły bardzo potęż ną inwestycj ą, to na nich nie poprzestano, bo pod auspicjami RLM powstawa ł y odrębne instytucje, nadzorowane przez Urz ą d Techniki — specjalny wydzia ł ministerstwa lotnictwa. Urząd Techniki odpowiada ł za koordynowanie prac badawczych i zastosowanie ich efektów w procesie przemys łowym. Innymi sł owy, chodził o o doprowadzenie projektu do etapu, w którym ko ń cowy wyrób móg ł wejść do produkcji seryjnej. Wiemy ju ż , ż e Luftwaffe stosowa ł a metod ę rozdrabniania, polegaj ącą na fragmentaryzacji bada ń i procesów twórczych, s ą więc spore szanse na to, ż e osiągnię cia z ró ż nych dziedzin, takich jak radioelektronika, radary, aerodynamika, niezwyk łe paliwa i systemy nap ę dowe, znalazły zastosowanie w projektach lataj ących dysków. Każ dy zespół badawczy pracowa ł niezależ nie, bez wiedzy o osi ągnięciach podobnych grup w innych o ś rodkach, a co za tym idzie, nie maj ąc cał oś ciowego obrazu przedsi ęwzięcia, na które sk ł adał a się jego
48
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
praca. Tylko osoba o nadrzę dnych kompetencjach, zwykle z szeregów Luftwaffe, koordynował a wysił ki tych grup, aby w tym samym czasie doprowadzi ć do zako ń czenia prac. Tworząc takie „o ś rodki doskonalenia" czy „obozy techniczne", podobne do tych spotykanych w dzisiejszych czasach, RLM i Luftwaffe najbardziej aktywnie promowa ły nowatorskie pomys ły członków elitarnego personelu, mo ż na wię c z duż ym prawdopodobień stwem zał ożyć , ż e projekt lataj ącego dysku idealnie pasowa łby do oczekiwa ń , gdyż stanowi ł ogromny „skok technologiczny", na którym wszystkim tak bardzo zale ż ało. Poza tym, pewne ś rodowiska w ministerstwie lotnictwa Rzeszy zastanawia ł y się, czy celowe jest wydawanie milionów na rozwój konwencjonalnych lotniczych jednostek nap ę dowych, skoro za podobne pieni ądze moż na doprowadzi ć do powstania czego ś tak nowatorskiego jak silnik turboodrzutowy. Argumentacja by ł a zaiste przekonuj ąca, niestety konserwatywnie nastawieni cywile sprawuj ący pieczę nad budż etem bali si ę nieznanego i chętniej desygnowali fundusze na kontynuowanie bezpiecznych, konwencjonalnych i zwyczajnie „nudnych" projektów. Pionierski program produkcji silnika odrzutowego doprowadzony zosta ł tak daleko tylko dzi ę ki indywidualnym staraniom producentów takich jak Ernst HeinIcel, który uparcie — i w tajemnicy — kontynuowa ł nad nim prace, zresztą ze wzgl ę dów czysto komercyjnych. Gdyby o przysz łoś ci tego projektu decydował a jego wykonalno ść i prawdopodobień stwo zastosowania w praktyce — czyli kryteria, którymi kierowali si ę urzędnicy ministerialni z dzia łów zaopatrzenia i prognozowania —to podobnie jak program budowy rakiet nie mia ł on szans na otrzymanie priorytetu. I nie miał tu znaczenia fakt, ż e w przypadku jego zrealizowania zarówno rezultat, jak i czas trwania dzia łań wojennych mógł by być zupe łnie inny. Przewagę nad aliantami w dziedzinach takich jak aerodynamika, produkcja ś migł owców, napę d odrzutowy (nawet mimo wielu przeszkód i opó źnień ), hydraulika, radiotechnika, radiolokacja i temu podobne zawdzi ę czali Niemcy przede wszystkim sporej przewadze na starcie oraz uporowi niektórych producentów, a nie lepszej organizacji czy wy ż szym kwalifikacjom personelu. Za przykł ad moż e posł uż yć słynny myś liwiec odrzutowy Mc 262. Móg ł wej ść do sł uż by co najmniej o rok wcze ś niej, niż to si ę stał o (gdyby jego produkcja uzyska ł a wyż szy priorytet), ale prace nad nim zosta ły wstrzymane po tym, jak zaprezentowano prototyp Hitlerowi. Kiedy Hitler spytał Willego Messerschmitta, czy samolot ten potrafi przenosić bomby, konstruktor odpar ł , ż e mógł by, a nie, ż e moż e to robi ć . Wówczas Hitler uparł si ę , ż e ma to być maszyna my ś liwsko-bombowa, a wi ę c trzeba by ło zmieni ć projekt i zastosowa ć zaczepy bombowe. W ówczesnej armii niemieckiej nie istnia ł ż aden mechanizm sprzeciwu wobec decyzji Fiihrera— nawet gdy jego os ąd był ewidentnie błę dny. To wp łynęł o na pogorszenie sytuacji Luftwaffe, zw ł aszcza ż e Giiring stopniowo traci ł znaczenie i odsuwany by ł coraz bardziej na boczny tor na skutek jego nasilaj ą cych si ę dziwactw i chorych ambicji. Jeś li chodzi o program budowy lataj ącego dysku, to mimo i ż wł a ś nie Luftwaffe powinna by ć formacj ą zainteresowan ą j ego rozwojem, nic by ł o praktycznie ż adnych szans, aby tak radykalny projekt zyskał akceptacj ę, nie mówiąc już o trudnoś ciach w zachowaniu najwy ż szego stopnia tajno ś ci, zwł aszcza wówczas, gdy w jego realizacj ę zaangaż owany miał być ktokolwiek poza bezpo ś rednim producentem. Co gorsza, wszystkie trzy formacje miały do czynienia z podobnymi trudno ś ciami administracyjnymi i drobnymi sporami kompetencyjnymi w zwi ązku z niezdecydowanym, a nawet wr ę cz zdezorientowanym dowództwem. Nietrudno sobie wyobrazi ć , ż e maj ąc zadecydowa ć o losach tak
49 niezwykł ego projektu, mo ż na było albo ukręcić mu ł eb już w fazie pocz ątkowej, albo kontynuowa ć go w jak najszybszym tempie, przy czym ten drugi przypadek spowodowałby, ż e musieliby ś my co ś o tym wiedzie ć . Nie znaczy to, ż e problemy administracyjne powodowały definitywne zanikni ęcie projektu, niemniej dalsze post ępy bywały prawdziwą drog ą przez m ę kę . Moż na powiedzie ć , że lataj ące dyski były równie wa ż ne, jak budowa rakiet na paliwo ciekł e, a więc wykorzystuj ących zasad ę, dzię ki której pewnego dnia cz łowiek miał stan ąć na Ksi ęż ycu. Dlaczego wi ęc ani Luftwaffe, ani ż adna inna formacja nie podj ęł y się doprowadzenia tego projektu do ko ń ca? Jedną z przyczyn by ć moż e był fakt, i ż sł uż by popierały swe w ł asne projekty badawcze kosztem konkurencyjnych. To, ż e każ dy z nich mógł mieć uboczne skutki korzystne dla pozosta łych formacji, nie miał o wi ę kszego znaczenia. Typowym przykł adem takich dział ań był a produkcja lataj ących bomb V-1, sponsorowana przez Luftwaffe, oraz rakiet V-2, wspierana przez Wehrmacht. V-2 by ł y efektem blisko 10-letnich prac, maj ących swój początek na poligonie rakietowym w Kummersdorf, gdzie w latach 30. zatrudniono m łodego Wernhera von Brauna i jego kolegów. Ale V-2 ci ąż ył a armii niczym kamień mł yń ski zawieszony u szyi i nigdy nie wykorzystano jej ogromnych mo ż liwoś ci. Był a zbyt nowoczesna jak na swój czas. Pionierzy w róż nych dziedzinach mawiaj ą, ż e sukces i uznanie zapewnione s ą tylko wtedy, gdy technologia jest doskonalona przez cale lata, tyle ż e czę sto sam wynalazca nic do ż ywa chwili triumfu, jak przekonamy si ę przy okazji lataj ą cych dysków. Wystarczy wzi ąć pod uwagę , ż e podczas jednego zmasowanego alianckiego nalotu na niemieck ą ziemi ę spadało wi ę cej materiał ów wybuchowych ni ż tych, które zdołał y przenieść V-2 do Anglii przez cały okres funkcjonowania projektu, aby zda ć sobie spraw ę , jak daremne były te wysiłki. Szaleń cze projekty, jak V-2, uznawane by ły za demonstracj ę przewagi niemieckiej myś li technicznej oraz, id ąc dalej, całego pań stwa hitlerowskiego. Prasa aliancka (podobnie jak niemieccy specjali ś ci od propagandy) przez ca łą wojnę oraz kilka lat po jej zakoń czeniu uznawa ł a, ż e V-1 i V-2 był y produktami najnowocze ś niejszej technologii, ż e nie było na ziemi niczego, co mog ł oby równać się z nimi pod wzgl ę dem rozwi ązań konstrukcyjnych, systemu naprowadzania i temu podobnych. Tyle ż e prawda wygl ądała inaczej. Owszem, V-1 były dość skutecznymi „bombami-robotami", ale nap ęd zapewnial im silnik o konstrukcji niewiele bardziej skomplikowanej od wodnego kola, ponadto dysponowały mał ym udźwigiem i był y ż a ł oś nie powolne, rozwijaj ąc prę dkość zaledwie kilkuset kilometrów na godzin ę . Prymitywne żyroskopy nie dawa ł y ż adnej gwarancji, ż e bomba spadnie w pobli żu strefy celowania, ale przeznaczeniem V-1 by ł a masowa produkcja, wię c w przypadku tej taniej broni jednorazowego u życia prostota konstrukcji była zamierzona. Dla kontrastu bardzo kosztowna rakieta V-2 by ł a doskonalona przez całe lata i nawet po zako ń czeniu dzia łań wojennych, kiedy Amerykanie rozpocz ę li próby odpalania pewnej liczby zdobycznych egzemplarzy z udzia ł em niemieckich specjalistów, między innymi samego von Brauna, nic wszystko przebiega ło w idealnym porz ą dku, jak moż na by si ę spodziewać po broni, stanowi ącej „najnowsze osi ągnięcie". Najwyra ź niej w przypadku V-2 armia przedobrzy ł a, tracą c z oczu podstawowe zadanie rakiety, którym było tanie dostarczenie jednotonowej g łowicy bojowej do miasta takiego jak Londyn, bez ż adnego ostrze ż enia. Niemcy potrzebowa ły skutecznej broni, a otrzyma ły chybion ą inwestycj ę , wyprzedzaj ącą swój czas o jakie ś 20 lat. Tymczasem być moż e bardziej efektywne okaza ł yby si ę nieco szybsze, ta ń sze V-1 z powi ększonymi g łowicami bojowymi. Na pewno jednak nie mia ł oby to tak wielkiego znaczenia jak wcze ś niejsze skierowanie 4 — Zaginioac tajeamice lechnologii...
50
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
do produkcji seryjnej my ś liwców Me 262 albo zapewnienie wi ększego wsparcia konstruktorom lataj ących dysków. Kriegsmarine (niemiecka marynarka wojenna) prowadzi ł a własne programy do ś wiadczalne, które jednak równie ż napotykał y na liczne problemy i by ł y wstrzymywane przez dowództwo, generalnie du ż o bardziej nieufne wobec najnowszych technologii od swych przyjaciół z Wehrmachtu i Luftwaffe. Kriegsmarine, podobnie jak brytyjska Royal Navy, uznawana był a za formacj ę o głę bokich tradycjach, najwa ż niejszą pod względem starszeń stwa, wi ęc moż e si ę to wydać zaskakuj ące, ż e takż e w jej szeregi wkrad ły si ę mistyczne trendy. Podczas wojny powa ż ni admira ł owie z berliń skiego dowództwa floty najzwyczajniej w ś wieco wodzili wahadeł kami nad mapami oceanów, próbuj ąc okre ś lić pozycje alianckich konwojów, by pos ł ać tam stada U-Bootów w celu przechwycenia i zatopienia statków! Gdy w 1943 roku odby ł a się konferencja na temat nowych mo ż liwoś ci technicznych w dziedzinie nap ędu okrętów podwodnych, wielu oddelegowanych na ń uczonych „z niesmakiem opu ś ciło sal ę obrad". Faktycznie, wielu doradców technicznych reprezentuj ących Kriegsmarine był o kompletnymi ignorantami nawet w najbardziej ograniczonym zakresie wiedzy dotycz ącej najnowszych technologii, wi ęc prowadz ący wykł ady naukowcy musieli odwo ływać si ę do podstaw w swych wyst ąpieniach. Podobna sytuacja nic był aby prawdopodobnie mo ż liwa w Wielkiej Brytanii czy w Stanach Zjednoczonych, ponieważ w tych krajach utrzymywano ci ą głą łą czność mię dzy laboratoriami a kwaterą gł ówn ą w celu uniknię cia tego rodzaju sporów, wynikaj ących z niedoinformowania kadry dowódczej. Na nieszczęś cie dla Niemiec podział y te, zarówno przed wojn ą , jak i w jej trakcie, stanowi ły czynnik ograniczaj ący twórczy potencja ł i starania naukowców. W przeciwie ń stwie do tego w Stanach Zjednoczonych wszystkie prace badawcze, które mogły mieć znaczenie militarne, by ł y zatwierdzane i ukierunkowywane przez odpowiednie wydzia ł y Biura Bada ń Naukowych i Rozwoju (OSRD — Office of Scientific Research and Development). Dzi ęki temu moż na było mieć pewność , ż e wszyscy uczeni i inż ynierowie, pracuj ący w ramach swoich wydzia ł ów (obejmuj ących zakres od projektowania specjalistycznych radarów do ulepszania zawieszenia czo ł gów), mogli kontaktowa ć się ze sobą i w razie konieczno ś ci dysponowali wzajemnym dostępem do wyników swoich prac. Ponadto zespoły naukowców i konstruktorów czasami zapraszano na pierwsz ą linię frontu w celu unaocznienia im, jak owoce ich pracy spisuj ą się w akcji. Tego rodzaju prezentacje w warunkach naturalnych sprawia ły, ż e mieli oni pełną ś wiadomo ść , kto i w jaki sposób bę dzie korzysta ł z efektów ich stara ń . Naturalnie nie rozwi ązywa ło to wszystkich problemów, ale te, które si ę pojawiał y, były rozpoznawane i niezw łocznie likwidowane. Niemcy nie dysponowa ł y podobną strukturą, wspomagaj ąc ą prace naukowe. Owszem, udał o si ę stworzyć zarówno V-1, jak i y-2, ale podczas realizacji obu tych projektów napotykano na olbrzymie przeszkody. Zreszt ą trudno zaprzeczy ć , ż e do ko ń ca wojny nie udało się w pełni wykorzysta ć ich ogromnego potencjału. W przypadku V-1 przeszkodą stał się nic do ść precyzyjny system kierowania, a w przypadku V-2 konstruktorzy borykali si ę z licznymi trudno ś ciami, poczynaj ąc od niesprawnych żyroskopów (które powodowały eksplozje w powietrzu), a ko ń cząc na prostym stwierdzeniu faktu, ż e co ś tak skomplikowanego, z łoż onego z ogromnej liczby elementów, jak silnik rakietowy, samo w sobie stanowi ł o ogromny problem. Obie bronie budowane by ły rę kami robotników przymusowych i „zaproszonych", którzy mieli wiele okazji do przeprowadzenia akcji sabotaż owych. Niemiecki przemys ł zbrojeniowy niemal w ka ż dej dziedzinie zawodzi ł
51 pokł adane w nim nadzieje. Kiedy Rosjanie wprowadzili do walki doskona łe czoł gi T-34, jedyn ą odpowiedzią Niemców był powiększony wariant modelu Tygrys, obci ąż ony potęż niejszą armatą i grubszym pancerzem, przez co konieczne sta ł o się zastosowanie mocniejszego i hardziej niezawodnego silnika. Wkrótce okaza ł o się , ż e Tygrysy albo wlokły się nieznoś nie, przytł oczone wł asnym ci ęż arem, albo wrę cz zatrzymywa ły się na pustkowiu z powodu awarii silnika, nic było wię c ż adnego poż ytku z wprowadzonych „udoskonaleń ". Podobnie dzia ł o się w cał ym przemyś le, a niesprawny system oceniania nowych projektów powodowa ł mnoż enie si ę błę dów i pomył ek. Kiedy producent podejmowa ł się realizacji zamówienia ministerstwa — powiedzmy na nowy mode! czo ł gu — oficerowie ze sztabu armii, dokonuj ą cy oceny nowego projektu, czę sto przeprowadzali próby w oderwaniu od wanmków, w jakich sprz ę t ten miał działać w praktyce. Ż aden poligon nie zastąpi prawdziwego pola bitwy. Co wi ę cej, bardzo czę sto oficerowie ci nie mieli ż adnego przygotowania technicznego, wi ę c nic mogli dokonać rzetelnej oceny produktu. A je ś li w sprawę wmieszali si ę przedstawiciele konkurencyjnej fabryki, można sobie tylko wyobrazi ć nieczyste zagrania i polityczne machinacje, towarzysz ące walce o zdobycie kontraktu. Kolejnym niekorzystnym czynnikiem by ł o oddzielenie naukowców od tych, którzy mieli wykorzystywa ć ich dokonania na froncie. Do bezpo ś rednich spotka ń dochodził o jedynie podczas prezentacji w trakcie wizyt oficjalnych. W kr ę gach wojskowych laboratoria i instytuty traktowano na podobie ń stwo nieco zwariowanego wujka, z którym nikt nic chce rozmawia ć , ale czasem wypada go odwiedzi ć . W takich warunkach do g łosu zaczęł a dochodzi ć „zł a nauka": na przyk ł ad zwyczaj wykorzystywania wi ęź niów obozów koncentracyjnych jako ż ywych manekinów do prób w komorze ci ś nieniowej. Straszliwe efekty zmian ci ś nienia były filmowane i demonstrowane w jednostkach Luftwaffe podczas szkolenia za łóg lataj ących na dużych wysoko ś ciach. Nic wię c dziwnego, ż e w tych niebezpiecznych, a zarazem niezwyk łych warunkach tak wiele nadziei pok ł adano w „cudownej broni". Alianci mieli oparcie w stale rosn ącej produkcji samolotów, czo łgów i okrę tów na potrzeby wojny, a co pozostawa ł o Niemcom? Z powodu ograniczonych mo ż liwoś ci, zarówno pod wzgl ę dem surowców, jak i potencjał u produkcyjnego, początkowo próbowano ilo ś ci przeciwstawi ć jakość wykonania —po to tylko, aby poniewczasie przekona ć się , ż e postawiono na zł ego konia. Biorąc pod uwagę to, ż e w Niemczech podczas wojny przez d ł uż szy czas nie przerywano wytwarzania artyku ł ów konsumpcyjnych w celu utrzymania wysokiego morale spo ł ecze ń stwa, podczas gdy w Wielkiej Brytanii produkcja takich dóbr jak radia, samochody i temu podobne został a wstrzymana w celu zwi ększenia potencjału przemysł owego na potrzeby wojny, czy moż na si ę dziwić , ż e niemiecka machina wojenna pod koniec zupe łnie si ę zał amał a? Niewiele dała słynna wypowiedź Goebbelsa o rozpoczę ciu „wojny totalnej", skoro już wtedy niemieckie dowództwo zdawa ło sobie spraw ę , ż e zbudowano za ma ł o ś rodków bojowych, aby mo ż na był o prowadzi ć taką wojnę . Co prawda osi ągnięcia przemys ł u był y coraz bardziej donios ł e, tyle ż e wówczas wojna by ł a już przegrana. Ostatecznie niepowodzenie niemieckich programów naukowych, prowadzonych na potrzeby trzech podstawowych formacji wojskowych, mo ż na podsumować w trzech punktach. Po pierwsze, nic zapewniono zgodno ś ci planowanych prac badawczo-rozwojowych z przyszłymi oczekiwaniami. Po drugie, na ci ągnący si ę w nieskoń czoność proces selekcji projektów wp ł yw miały partykularne interesy indywidualne i grupowe w ko ł ach wojskowych, co wykluczał o dział anie zasady uczciwej konkurencji. Po trzecie wreszcie, kontakty
54
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
próbnego lotu na lotnisku Brandis trzeba by ło przerwa ć z powodu problemów ze sterem kierunku. Za drugim razem podj ęto pi ęć prób startu, ale ka ż da z nich zosta ł a przerwana po stwierdzeniu przez pilota, ż e podczas rozbiegu jakiekolwiek sterowanie maszyn ą jest praktycznie niemo ż liwe. Powierzchnie sterowe znajdowa ły się w strefie obni ż onego ci ś nienia, tworz ącej si ę za kolistym skrzyd łem, co powodowa ło, ż e był y zupełnie bezu ż yteczne. Sack wraz ze swymi wspó łpracownikami do ść optymistycznie uważ ał, ż e można temu zaradzi ć , stosuj ąc mocniejszy silnik. Ze wzgl ę du na potrzeby wojenne nie udał o si ę znale źć lepszej jednostki nap ę dowej, wi ę c postanowiono wprowadzi ć pewne zmiany w konstrukcji p ł atowca w celu poprawienia sterowno ś ci i zwię kszenia si ł y noś nej. W poł owie kwietnia wznowiono eksperymenty, ale gdy podczas kilku d ł uż szych prób rozbiegu maszyna uparcie nie chcia ł a oderwa ć się od ziemi, projekt zosta ł zarzucony. Co prawda Sack próbował do koń ca wojny rozwiązać zaistniał e problemy, ale jego projekt lataj ącego dysku okaza ł się najmniej udanym przedsi ę wzi ęciem tego rodzaju w Niemczech. Przez przypadek AS6 by ł prawie idealn ą kopi ą ameryka ń skiej konstrukcji, zbudowanej w 1942 roku w zakł adach Chance-Vouuht. Oficjalnie maszyn ę oznaczono symbolem V-173, ale potocznie mawiano o niej „lataj ący naleś nik". Samolot miał operować z lotniskowców i posiada ć bardzo przydatne w tym przypadku w ł aś ciwoś ci STOL (Short TakeOff and Landing — krótki start i l ądowanie), chocia ż jeszcze bardziej pożą dane był yby wł aś ciwoś ci VTOL (Vcrtical TakeOff and Landing — pionowy start i l ądowanie). Dysponuj ąc niską prę dkoś cią minimaln ą w granicach 75 km/h (idealn ą podczas l ą dowania na lotniskowcu), rozwijał jednocze ś nie ca ł kiem przyzwoit ą prę dko ść maksymaln ą , mimo to nie wszed ł do s łuż by w US Navy. Do ść szybko zrezygnowano z jego rozwijania z powodu niedoskona ł oś ci aerodynamicznych, które wysz ły na jaw już podczas pierwszych próbnych lotów, ale przynajmniej wzbi ł się w powietrze. Zarówno Sack, jak i zakł ady Chance-Vought, decyduj ąc się na zastosowanie kolistego skrzydł a, byli zaledwie o krok od sukcesu. Jedyny problem polega ł na traktowaniu skrzydła kolistego w taki sam sposób jak konwencjonalnego i oczekiwaniu, ż e będzie si ę ono podobnie zachowywa ć . Nikt nie zdawa ł sobie sprawy, ż e choć kszta łt był jak najbardziej prawidłowy, to jednak zupe łnie inne powinno by ć jego zastosowanie. Co ciekawe, obaj konstruktorzy pracowali jeszcze d ł ugo po poniesieniu pora żki z nadziej ą, ż e kiedy ś zbudują udany prototyp. W przypadku prac Sacka istnieje mo ż liwość , ż e ich wyniki zostały przekazane innym twórcom, zajmuj ą cym si ę bardziej udanymi samolotami w kszta łcie lataj ących dysków, którzy wyci ą gnę li odpowiednie wnioski z jego pora żki. Jednym z tych ludzi był Flugkapit łln* Rudolf Schrievcr. Tcn lotnik, konstruktor-amator i oficer Luftwaffe zosta ł przydzielony w 1940 roku do fabryki Heinkla w Eger w charakterze pilota do ś wiadczalnego. Po pewnym czasie wyst ąpił on z ewidentnie prorocz ą tezą, ż e jeś li losy wojny odwrócą się na gorsze, wyst ąpi gwałtowne zapotrzebowanie na zwrotny myś liwiec o wł aś ciwoś ciach VTOL, operuj ący bez konieczno ś ci korzystania z lotniska. Dokładnie taki sam tok rozumowania towarzyszy ł późniejszemu projektowi samolotu pionowego startu i l ądowania Hawker Harrier. Po co budowa ć rozlegle lotniska, stanowiące ł atwy cel, a trudne do obrony i utrzymania w stanie gotowo ś ci bojowej, skoro mo ż na startować i lądować na drodze albo le ś nej polanie? Na dwa lata przed nieszcz ę snym AS6 Arthura Sacka, w roku 1942, Schriever rozpocz ął realizacj ę swego pomysłu, budując model urządzenia, które sam nazwa ł „lataj ącym b ączkiem". • Honorowy tytu ł w niemieckim lotnictwie cywilnym, kapitan lotnictwa cywilnego (przyp. tlum.) .
55 Nie zachowa ły się ż adne fotografie, nie ma te ż oficjalnego opisu, bo nikt nawet nie pomyś lał o tym, ż eby ten przyrząd opatentowa ć . Wyobra źmy więc sobie ś migł owiec bez ogona, za to z wirnikiem o 12 ł opatach tak szerokich, ż e aż zachodzących jedna na drug ą . To wszystko zamknię te w osł onie, częś ciowo otwartej po obu stronach i tak wyprofilowanej, by umo ż liwić zmian ę kąta ustawienia ł opat wirnika. Ca ł ość opierał a si ę na czterech wysuwanych wspornikach i z boku przypomina ł a dzieci ę cy bączek, st ąd nazwa. W samym ś rodku, mieszcz ąc si ę w obrysie bardzo szerokiej piasty wirnika, zamontowana był a niewielka turbina gazowa wraz z radiowym systemem zdalnego sterowania i zbiornikiem paliwa. W chwili startu strumie ń wylotowy silnika poprzez trzy lub cztery dysze kierowany by ł na dolną powierzchni ę !opat wirnika, który zaczyna ł się obracać , szybko nabieraj ąc ogromnej prę dkości. Ł opaty ustawione na du ży kąt nachylenia zaczyna ł y zagarniać powietrze sponad p ł aszczyzny wirnika i spycha ć je w dół poprzez dolny otwór w osł onie, w wyniku czego powstawa ł a si ł a noś na. Po nabraniu wysoko ś ci kąt ustawienia ł opat wirnika zmniejsza ł się i stopniowo przymykał się dolny otwór w os ł onie. Strumień odrzutu wylatywa ł przez rurę wydechow ą bądź dyszę zamontowan ą na kadł ubie, wprawiaj ą c statek powietrzny w ruch post ępowy. Górny otwór przez pewien czas pozostawał otwarty, aby zapewni ć wlot powietrza, ale tak ż e i on byłby zamykany, gdyż dop ływ powietrza by ł by zapewniony dzi ę ki wzrostowi prę dkoś ci. Wysokie na 1,8 metra urz ądzenie, zdalnie sterowane radiem, podobno unosi ł o się w powietrze w zamkni ę tym hangarze, wprawiaj ąc w osł upienie obserwatorów z RLM (wbrew zasadom, w tym pocz ątkowym stadium ministerstwo lotnictwa patronowa ł o temu przedsi ęwzięciu), którzy wyrazili zgod ę na budowę docelowej (za łogowej) wersji naturalnych rozmiarów. Ze wzgl ę du na obecność kabiny zał ogi konstrukcja nowego pojazdu (tym razem nazwanego „Flugelrad", czyli „lataj ące kolo") był a nieco inna ni ż w przypadku jego mniejszego przodka, chocia ż nie uległ a zmianie sama zasada dzia ł ania, wykorzystuj ąca zjawiska, o których nigdy nie pomy ś lał Sack, próbuj ąc zastosować koliste skrzyd ł o w sposób konwencjonalny. W takiej konfiguracji trudno zapewni ć odpowiedni ą siłę noś ną i sterowność , moż na wi ęc był o przewidzie ć , ż e jego wysi ł ki zakoń czą się poraż ką . Takż e Lippisch usiłował pój ść w podobnym kierunku podczas swych eksperymentów z urz ą dzeniem zwanym „Kreisfiiigel". Jednak to Schriever, studiuj ą c pionierskie osi ągnię cia niemieckich konstruktorów ś migł owców, takich jak profesor Focke, oraz buduj ąc swój „b ączek", samodzielnie doszed ł do prawid ł owych wniosków. Rzucaj ąc plastykowym kó łkiem do gry we frisbee, wiemy, ż e poleci ono prosto i dokł adnie w tym kierunku, jaki mu nadaliś my. Jego lot jest stabilny, dopóki ma du żą prędkość , nie ko łysze się i nie skrę ca. Dlaczego tak si ę dzieje, skoro frisbee ma kszta łt kola? Przyczyna tego stanu rzeczy tkwi w tym, ż e krąż ek stale si ę obraca, dzi ę ki czemu ukł ad sił , podobny jak w przypadku żyroskopu, utrzymuje go w równowadze. Tak samo jak w przypadku dziecinnego b ączka lub prawdziwego ż yroskopu. Kiedy maleje pr ę dkość obrotowa, można zauważ yć charakterystyczne chybotanie, zwi ązane ze sł abn ącym oddziaływaniem sił ruchu obrotowego, i frisbee traci stateczno ść — czyli zachowuje si ę tak, jak robił to AS6 Sacka. Schriever zorientowa ł się, ż e jego pomys ł znakomicie upraszcza spraw ę, zwł aszcza ż e pilot, silnik, paliwo i urządzenia sterownicze znajdowa ły się w nieruchomej osi statku — tak jak w pia ś cie koła rowerowego. Kiedy ko ło — z ł opatami wirnika zamiast szprych — wiruje dookoła usadowionego osiowo pilota, powstaje samostabilizuj ący się ukł ad, pozostaje więc tylko zapewnić mu ruch w pł aszczyź nie pionowej i poziomej.
56
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
W początkach 1943 roku, zanim Schriever rozpocz ął projektowanie Flugelrada, zakł ady BMW prowadzi ł y intensywne prace nad nowym, obiecuj ą cym silnikiem turboodrzutowym typu 109-003. Schriever uzna ł , ż e b ę dzie on odpowiedni, wię c stworzy ł mały zespól ze starannie dobranych ludzi i wraz z nim uda ł się do Pragi czeskiej, gdzie na przedmie ś ciach mie ś ciły si ę zakł ady BMW. W skł ad zespo ł u wchodził inżynier Klaus Habermolil, maj ą cy sporą wiedzę w dziedzinie aerodynamiki i teorii lotu ś migł owców, Giuseppe Belluzzo, w ł oski ekspert od aerodynamiki i stopów ż aroodpornych, oraz tajemniczy dr Ing. W.O. Schumann (uznawany przez niektórych za wtyczk ę z SS). BMW udostępniło Schrieverowi cz ęść zakł adu. Przyje ż dż ając na miejsce, mia ł on nadziej ę na bezpo ś rednie wsparcie i opiek ę techniczn ą dla wybranych modeli silników. Przypuszczalnie w ł aś nie wówczas SS przej ęł o opiekę nad projektem od RLM. Najbardziej prawdopodobny scenariusz móg ł wyglądać tak, ż e Schriever poprosi ł RLM o przydział większych funduszy, a gdy ich nie otrzyma ł , zwróci ł się o pomoc do SS. Tam dostrze ż ono moż liwo ś ci tkwiące w jego projekcie, zorganizowano wyjazd do Pragi i przyznano mu nowy budż et. Wed ł ug projektu „Flugelrad I" mia ł otrzyma ć potęż niejszą turbin ę gazow ą niż ta zastosowana w „b ączku", ale w nowej umowie z BMW silnik ten przesuni ę to do wersji II. Chodz ą sł uchy, ż e w rzeczywisto ś ci użyto silników pulsacyjnych Walter, takich samych jak te stosowane na lataj ących bombach V-1, ale nale ż y raczej odrzuci ć tę możliwość , a to z powodu trzech zasadniczych wad tego typu jednostek nap ę dowych: niewielkiej mocy, braku moż liwoś ci sterowania ci ągiem (albo pełny, albo wcale) oraz potwornych, niedaj ących si ę wytłumić wibracji podczas pracy, prawdopodobnie wystarczaj ąco silnych, aby poł amać w locie ł opaty wirnika. Po przyjeździe do Pragi zespół Schrievera podj ął prace konstrukcyjne w jednym z warsztatów należą cych do fabryki. Pojazd typu II mia ł oko ł o sześ ciu metrów ś rednicy i dwa metry wysokoś ci, przy czym kształ tem bardzo przypominałby krąż ek do frisbee albo dysk lekkoatletyczny, gdyby nie wyra ź ne uwypuklenie w centralnej, nieobracaj ącej się częś ci piasty, mieszcz ą ce jednoosobow ą kabinę pilota. Na piaś cie zamocowano obracaj ący się wirnik złoż ony z 16 ł opat, których kraw ędzie w po łoż eniu horyzontalnym prawie styka ł y się ze sob ą , natomiast po zwi ększeniu kąta ustawienia powietrze mog ł o przemieszcza ć się z jednej strony dysku na drug ą . Wokół zewnętrznych koń cówek ł opat biegł pierś cień ochronny, utrzymuj ący ich położ enie i zabezpieczaj ący przed niepożą danymi drganiami. Cztery amortyzowane teleskopowo, ale niechowane ko ł a utrzymywa ły na ziemi cały pojazd wraz z pę katym silnikiem turboodrzutowym BMW (umieszczonym dok ł adnie pod kabiną pilota). Na tym etapie nie przewidywano zastosowania os łony łopat wirnika, poniewa ż typ II był wyłą cznie konstrukcj ą doś wiadczaln ą, której zadaniem by ło potwierdzenie teorii Schrievera dla urz ądzenia o naturalnych rozmiarach. Metoda nap ę du pozosta ł a niezmieniona. Potęż ny wirnik pracował na tej samej zasadzie co ś migł o wiatraka. Wyobraź my sobie dziecinny wiatraczek, taki jak te kupowane w kioskach na nadmorskich plaż ach. Kiedy dmuchn ąć nań na wprost, prawie nic si ę nic dzieje, ale gdy obrócić go bokiem i wtedy dmuchn ąć , wiatraczek zacznie b łyskawicznie się obraca ć . Wł aś nie to zjawisko wykorzystywa ł Schriever. Po zamontowaniu dyfuzora o regulowanym przepływie w wylocie dyszy silnika turboodrzutowego pilot móg ł zmienia ć napór gazów na ł opaty wirnika Flugelrada, które po ustawieniu pod odpowiednim k ą tem obracały się wystarczaj ąco szybko, by odrzucane przez nie powietrze powodowa ło powstanie siły noś nej. Sił a ta mog ł a być z kolei regulowana przez zmian ę kąta nachylenia ł opat, podobnie jak w zwykłym ś migł owcu. Część cią gu silnika odrzutowego mog ł a być od-
57 prowadzana i kierowana do bocznych dysz, zapewniaj ąc w ten sposób moż liwość sterowania kierunkowego. W celu utrzymania ś cisł ej tajemnicy wokół podobnych projektów SS musia ł o mieć pewno ść , ż e ż aden z pilotów do ś wiadczalnych, przydzielonych do oblotu tego niecodziennie wygl ądaj ącego samolotu, nic zł amie przysi ę gi milczenia. Na szcz ęś cie nie brakował o ochotników z szeregów Luftwaffe. KG-200 by ł o jednostk ą specjaln ą . Zajmował a się ona między innymi przerzucaniem szpiegów na terytorium wroga, oblatywaniem zdobycznych maszyn alianckich oraz testowaniem nowych konstrukcji przed skierowaniem ich do produkcji. Maj ąc wię c odpowiednich pilotów, pod koniec lata 1943 roku przyst ąpiono do oblatania „Flugelrada II". Nale ży ponownie podkreś lić , ż e nie ma ż adnych fotografii ani oficjalnego opisu lotu. Wszystko, na czym mo ż na się oprzeć , to artykuł z niemieckiej gazety z lat 50., zawieraj ący relacj ę rzekomego naocznego ś wiadka oraz sporo niepotwierdzonych szczegó ł ów technicznych. Jednak wiadomo wystarczaj ąco duż o, by stwierdzi ć , ż e statek powietrzny naturalnych rozmiarów zawiód ł nadzieje jego twórców, by ć moż e z powodu zastosowania zbyt s ł abego silnika. Podobno uniós ł się zaledwie metr w gór ę , po czym ostroż nie przemierzył okoł o 300 metrów, zanim pilot nie przerwa ł widowiska, by gwałtownie i twardo opa ść na ziemię . Nie ma ż adnych dowodów na poparcie twierdzenia, ż e próby z tym modelem był y kontynuowane z podobnie kiepskim rezultatem. S ądzę , ż e Schriever d ąż ył raczej do wprowadzenia udoskonaleń , zamiast trzyma ć się czego ś , co nic spe ł niało oczekiwań . Poza tym za ma ł o był o czasu, by go traci ć na bezproduktywne dzia ł ania, dlatego wkrótce najprawdopodobniej zbudowano kolejny prototyp — „Flugelrad III". Ś rednica okrągł ego pojazdu wynosi ł a ponad siedem metrów, kopuł ka został a powi ę kszona tak, aby zmie ś cić drugiego czł onka załogi (pełniącego rolę mechanika pokł adowego obsł ugującego silnik odrzutowy), a ponadto dodane zosta ł o co ś na kształ t statecznika i steru kierunku w celu poprawienia stateczno ś ci. Dziwaczny obiekt, pomalowany podobno na intensywny ż ółty kolor, wzbił się w powietrze nieco ponad rok pó źniej, ale silnik BMW w tym stadium konstrukcyjnym wciąż sprawiał masę problemów. Najnowszy model dysponowa ł co prawda duż o większą mocą niż wcze ś niejsze, ale za to był wyj ątkowo zawodny, przez co zrezygnowano z zastosowania go do nap ędu bardziej konwencjonalnych samolotów. Silnik wymagaj ący remontu po każ dych 10 godzinach pracy nie nadawa ł się do zastosowania w projekcie Schrievera. Innym problemem by ł a wci ąż niewystarczaj ąca si ł a noś na. Mimo zastosowania mocniejszego (cho ć bardzo zawodnego) silnika Schriever niespodziewanie stan ął przed konieczno ś cią usuni ęcia aerodynamicznych wad swojego statku powietrznego. Według niektórych Źróde ł dowódcy KG-200 mieli wycofa ć swe poparcie dla przedsi ęwzi ę cia z powodu licznych ś miertelnych wypadków, w których gin ę li ich koledzy. Nale ż y jednak do ść ostroż nie podchodzi ć do tej informacji, gdyż zakł ada ona, ż e zbudowano co najmniej dwa albo wi ę cej egzemplarzy ka ż dego z pojazdów, które nast ępnie uległy poważ nym uszkodzeniom, a moż e nawet zniszczeniu w wyniku wypadków. Prawdopodobnie wypadki si ę zdarzały, ale straty w ludziach je ś li w ogóle był y, to raczej niewielkie, a konstrukcj ę pojazdów zmieniano po prostu po każ dej (nawet niewielkiej) awarii, spowodowanej choć by uszkodzeniem podwozia. Szcz ęś liwym zrzą dzeniem losu w czasie, gdy rozwi ązywano te problemy, przed Schrieverem i jego ekip ą otworzył a się moż liwość pomocy przy innym projekcie. Zostawiaj ąc inż ynierom BMW wprowadzenie poprawek, przenie ś li się oni o kilkaset kilometrów na pó łnocny wschód do Breslau (obecnie Wrocł aw).
58
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
Powodem niespodzianego oddelegowania do Wroc ł awia by ły prace nad innym projektem lataj ącego dysku, przeniesionym z Peenemiinde i jak dot ąd niezbyt obiecuj ącym. SS prawdopodobnie wspiera ł o takż e ten program, przynajmniej od chwili przeniesienia go z Peenemiinde, dzi ęki czemu moż liwe stał o się dołą czenie doń Schrievcra. G ł ówną siłę napędową tego projektu stanowi ł konstruktor, dr Richard Mietlic, który nale ż ał wcześ niej do zespoł u buduj ą cego rakiet ę V-2, ale póź niej rozpoczął prace nad kolejnym projektem lataj ą cego dysku. Nie wiadomo, czy do łą czono go do istniej ą cego już zespoł u, czy był a to jego w ł asna inicjatywa, ale to w ł aś nie jego nazwisko najsilniej kojarzy si ę z gł ównym wą tkiem naszej opowie ś ci. Miethe uważ any jest za jedn ą z czoł owych postaci, wraz ze Schrieverem, Habermohlem i kilkoma innymi. Niewiele o nim wiadomo poza tym, ż e był wielkim przyjacielem samego von Brauna. Prawdopodobnie wi ę c program budowy lataj ącego dysku był jego najbardziej doniosł ym dokonaniem. Peenemnde, wybrane przez Niemców na pierwszy o ś rodek rakietowy i poligon do ś wiadczalny na ś wiecie, było odludnym miejscem, oddzielonym od sta łego l ądu ujś ciem rzeki Peene i otoczonym z trzech stron wodami Morza Ba łtyckiego. Miejsce to, jak ca ła wyspa Uznam, był o niezamieszkane, je ś li nie liczyć pobliskiej ptasiej kolonii. Rz ąd zakupił ten teren natychmiast po potwierdzeniu, ż e idealnie nadaje si ę do tego celu. W 1936 roku korpus budowlany Organizacji Todta rozpocz ął prace, prowadzone w g łę bokiej tajemnicy. O ś rodek miał być miejscem pracy tysi ęcy robotników przymusowych, wi ę c na początku wybudowano obóz, potem miasteczko dla pracowników i ich rodzin, a wreszcie pierwsze laboratoria, warsztaty, hamownie itp. Podobnie jak w pó ź niejszych czasach, gdy Amerykanie stworzyli tajne miasto podczas konstruowania bomby atomowej, pró ż no był oby szukać Peenemiinde na mapie, cho ć już w 1937 roku zacz ę li przyjeż dż ać tam pierwsi naukowcy. Nazwa Pcenem ń'nde kojarzy si ę głównie z projektami V-1 i V-2. Oba rodzaje broni opracowano w ł aś nie tam, a po bombardowaniu przeprowadzonym w 1943 roku przez Brytyjczyków w ramach operacji „Hydra" ich produkcj ę przeniesiono do wielu zak ładów, rozrzuconych na terenie ca łego kraju, aby usun ąć je z oczu aliantów. Jednak ma ł o kto wie, ż e w Peenemnde dzia ło si ę jeszcze wiele innych rzeczy. Zdaniem autora prawdopodobna jest informacja, ż e tam właś nie został zainaugurowany program budowy lataj ącego dysku Miethego. W koń cu panowały tam idealne warunki do realizowania takiego projektu. We ź my grupę wysoko opł acanych, rozgorączkowanych jajog ł owych, pragn ących dostarczy ć Hitlerowi jego Wunderwaffe. Do tego dodajmy nieograniczone ś rodki oraz oczywiste korzyś ci pł ynące ze ś cisł ej tajemnicy i całkowitej izolacji, co dla prze łoż onych stanowił o niezwykle istotn ą kwestię, a wyda nam si ę zupełnie naturalne, ż e prace nad dyskami rozpoczęto wł aś nie tam albo przynajmniej w miejscu, które zapewnia ł o podobnie warunki. Bombardowanie w 1943 roku zniszczy ło przede wszystkim koszary i kwatery, laboratoria pozosta ły w wi ększoś ci nietknięte. Prace nad dyskiem Miethego mog ł y być kontynuowane, ale SS przypuszczalnie przenios ł o go po nalocie, co tł umaczył oby jego pobyt we Wroc ł awiu i samotne prace nad projektem, bo nic nic wiadomo o tym, by towarzyszyli mu inni cz ł onkowie zespo ł u konstrukcyjnego. Dzi ęki do ś wiadczeniu wyniesionemu z Peenemilnde mial on wystarczaj ące kwalifikacje, by zacz ąć prace bez zespo ł u w nadziei, ż e dzi ęki dobrym referencjom uda mu si ę zebra ć nową grup ę — i prawdopodobnie tak wł aśnie się stało. Wiele wskazuje na to, ż e jego pracom patronowa ł o SS. To, ż e Mietlic jest utalentowanym konstruktorem, mo ż na był o zauważ yć podczas realizowania programu V-2, wi ęc Himmler z pewno ś ci ą zaopiekował się zdolnym inż ynierem, gdy
59 tylko przekonał się o jego umieję tno ś ciach. Nale ży pamię tać , ż e SS wspierał o takż e Schrievera, wi ę c chociaż oba zespo ły nigdy nie słyszały o sobie nawzajem, to ich sponsorzy mogli uznać za rozs ądne doprowadzenie do ich po łą czenia. Nie ma zgodno ś ci co do kwestii, jak Miethe nazwa ł konstruowany przez siebie pojazd. Jakiś czas temu wymieniano nazw ę „Kugelblitz" (piorun kulisty), ,,Vril" („tajemniczy” silnik wykorzystywany przez Miethego mieli rzekomo wynale źć członkowie tego stowarzyszenia), a takż e zwyczajny „Dysk". Zdaniem autora pojazd nazwano „Haunebu", co jest okultystycznym terminem, nawi ązującym do germań skiego „ł ań cucha wciele ń " oraz ariozoficznej koncepcji polarnego pochodzenia rasy aryjskiej. Czasami twierdzi si ę, ż e „•aunebu" i „Vril by ły tym samym pojazdem — ewentualnie, ż e były do siebie bardzo podobne. Jednak nie ma ż adnych dowodów na istnienie czego ś takiego jak „Vril I", podczas gdy dysk Miethego istniał prawie na pewno. Je ż eli już koniecznie trzeba przypisa ć mu jakąś nazwę , to ze wzgl ę du na tajemnic ę , jaka go otaczał a, najlepiej pasuje wł aś nie Haunebu. Tak czy inaczej, pojazd by ł całkowicie odmienny od Flugelrada autorstwa Shrievera. Ten ostatni mia ł potęż ne ł opaty, wiruj ące wokół umieszczonej po ś rodku kabiny pod wpł ywem skierowanych na nie gazów wylotowych silnika odrzutowego. Tymczasem Haunebu Miethego nie miał wirnika, z kszta łtu przypominał gł adki, zwarty dysk o ś rednicy oko ł o dziewię ciu metrów. W ś rodku znajdowa ła si ę wypukła kabina zał ogi, a po obu jej stronach rozmieszczono po dwa zestawy ś migieł . W początkowym stadium projektu każ dy z zestawów nap ę dzany był konwencjonalnym tł okowym silnikiem lotniczym. „Haunebu I" by ł jedynie maszyn ą eksperymentaln ą, stadium przej ś ciowym do wykorzystania wielkiej mocy silnika odrzutowego, który mia ł zostać zastosowany na „Haunebu II". Haunebu był y pierwszymi maszynami lataj ącymi, wykorzystuj ącymi mał o znane zjawisko, zwane efektem Coandy, które powodowa ł o powstanie si ły nośnej. Jego odkrywc ą był rumuń ski wynalazca, Henri Coanda. Po raz pierwszy zauwa ż ył on to zjawisko, oblatuj ąc prymitywny samolot o nap ę dzie rakietowym, który zbudowa ł w 1910 roku (co samo w sobie by ło niezwykłym osiągnię ciem). Podczas lotu Coanda stwierdzi ł , ż e pł omienie i dym z zamontowanego z przodu silnika zdaj ą się przylegać do kadł uba, zamiast zgodnie z oczekiwaniami rozprasza ć si ę w powietrzu. Potrzeba by ł o 20 lat studiów, by stwierdzi ć , ż e był to dotychczas zupe ł nie nieznany efekt aerodynamiczny, który nazwano imieniem jego odkrywcy. Zjawisko to jest charakterystyczne dla cieczy i gazów (w obu przypadkach im o ś rodek jest bardziej g ę sty, tym efekt silniejszy). Mo ż na je zaobserwowa ć samemu, na przykł ad po otwarciu kartonu z sokiem owocowym. Je ś li nalewać sok powolnym strumieniem, pocieknie on po zewn ętrznej ś ciance kartonu na ziemię , ale gdy zwię kszymy k ąt nachylenia kartonu i sok pop łynie szybciej, trafi prosto do szklanki, nie zalewaj ą c kuchennej pod ł ogi. Na tym wł aś nie polega dział anie efektu Coandy, który Miethe, wraz z technikami zatrudnionymi przez SS we Wroc ł awiu, zamierza ł wykorzystać , dysponując energi ą ci ągu dwóch silników odrzutowych, zamontowanych w „Haunebu II". Tak jak w „Haunebu I" na bocznej kraw ę dzi dysku umieszczono os ł onię te szczeliny wlotowe, którymi powietrze zasysane by ł oby przez spręż arki silników odrzutowych. Wielka ilo ść powietrza kierowana by ł a do wn ętrza, by wspomaga ć proces spalania. Powsta ł e w rezultacie gazy wyrzucane by by ł y przez dwie dysze o zmiennym przekroju, zamontowane w op ł ywowych os łonach. Jedna z nich zamontowana by ł aby na górnej powierzchni kadłuba, a drusra na dolnej (w przypadku wykorzystania tylko jednego silnika strumie ń gazów by ł by dzielony mi ę dzy obie dysze). Podobnie jak w poje ż dzie Flugelrad pilot móg ł sterowa ć
60
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
dyszami, jednak w tym przypadku kierowa ł ich wyloty na gł adką powierzchni ę kadł uba dysku (która pokryta był a ż aroodpornym materia łem). Dzi ę ki efektowi Coandy każ dy ze strumieni gazów wylotowych, zamiast ulega ć rozproszeniu, pozostawa ł nienaruszon ą i zwartą wi ązką energetyczn ą, a po osiągnię ciu kraw ę dzi dysku łą czył się z drugim strumieniem, dzi ę ki czemu wydatnie ros ł a sił a, nadaj ąca pojazdowi ruch post ępowy. Kształ t i profil dysku dopracowano aerodynamicznie du ż o staranniej ni ż w przypadku Flugelrada, a już bez porównania lepiej od samolotu Sacka, bo „Haunebu II" z za ł oż enia nie miał dział ać na zasadzie wykorzystania konwencjonalnej si ły no ś nej. Dzi ęki moż liwoś ci skierowania dyszy w dó ł , podobnie jak w powsta łym póżniej samolocie Harricr, uzyskano wł a ś ciwoś ci STOL, gdyż potęż ny ci ąg silnika nadawa ł maszynie ruch post ępowy, a zarazem wypychał ją w górę . Po nabraniu wysoko ś ci pilot uruchamiał by drugi silnik (lub dyszę), aby uzyska ć ciąg skierowany do ty łu i pł ynnie przej ść do lotu poziomego, przy czym wylot dyszy dolnego silnika też mógłby być stopniowo kierowany do ty ł u w celu zwiększenia prę dko ś ci. Zmiana kierunku lotu by łaby ł atwa do uzyskania, gdy ż pilot, poruszaj ąc dż ojstikiem, zmienia ł by kąt nachylenia dyszy wylotowych — prawdopodobnie moż liwy byłby ich obrót nawet o 180 stopni w celu uzyskania skutecznego hamowania. Nie wiadomo, na jakie problemy natkn ął się Miethe — być moż e, podobnie jak Schrievera, n ę kał y go kłopoty z silnikami odrzutowymi, a mo ż e, jak w przypadku samolotu Sacka, trudno był o utrzyma ć stabilny lot niewiruj ą cego (a wię c pozbawionego efektu żyroskopowego) dysku. W ka ż dym razie zbudowa ł dwa działaj ą ce prototypy Haunebu i to wł aś nie one zostały zademonstrowane podczas spotkania ze Schrieverem i jego zespoł em. Choć zapewne nie pozbawione wad, pojazdy Hauncbu korzystaj ące z efektu Coandy był y zdecydowanym krokiem naprzód w porównaniu z niedoskona ł ym systemem napę du Flugclrada. Schriever po zapoznaniu si ę z sytuacj ą niewątpliwie zgodzi ł się , ż e połą czenie wysiłków bę dzie najlepszym sposobem, by zmusi ć te niezwykł e wehiku ły do latania — zgodnie z planami przywódców SS. Od chwili, gdy Miethe do łą czył do niewielkiego zespoł u Schrievera, zarówno Flugelrad, jak i pierwsze projekty Haunebu znalazły si ę w ś lepych uliczkach. Niewykluczone, ż e Miethe z mieszanymi uczuciami zostawi ł we Wrocł awiu oba modele Haunebu i pod koniec lata 1944 roku uda ł się do Pragi wraz ze Schrieverem, aby skonstruować nowy pojazd, takż e nazwany „Haunebu", ale który mial by ć połą czeniem jego wiedzy o efekcie Coandy z do ś wiadczeniem Schrievera w dziedzinie zastosowania ż yroskopowych wirników. Miethe mia ł też dokonać ogl ędzin nowego pojazdu „Flugelrad IV", który został zbudowany pod nieobecno ść Schrievera wedł ug jego dyspozycji, wydanych przed wyjazdem. Po zapoznaniu si ę z wcześ niejszymi problemami Miethe przekonał Schrievera, aby przerobi ć krawędź natarcia zewn ę trznego ko łnierza, nadaj ąc jej profil nieco bardziej podobny do skrzyd ła, a takż e, by zrezygnowa ć z ci ęż kiej (i niepotrzebnej) sekcji ogonowej, dzi ęki czemu miał a wzrosn ąć sił a noś na. Zim ą został na nim wykonany krótki, okoł o 120-metrowy skok (prawdopodobnie na praskim lotnisku Kbely), ale uznano, ż e projekt ten nic przedstawia wi ększej wartoś ci, i zosta ł on ostatecznie zamkni ęty przez SS. Nied ługo póź niej zarówno „Flugelrad IV", jak i wcze ś niejsze prototypy zosta ły kompletnie zniszczone przez ż ołnierzy Waffen SS, aby nie dopuś cić do przej ęcia ich przez oddzia ły radzieckie (co wcze ś niej spotkał o dwa egzemplarze Haunebu). Akt destrukcji zosta ł opisany przez samego Schrievera w 1952 roku. By ł to ogromny cios dla cał ego zespoł u, jednak udał o się im uratować sporo planów i rysunków
61 technicznych, ilustruj ących rozwój konstrukcji. Ponadto personel SS sfilmowa ł przynajmniej jeden z krótkich, próbnych lotów, chc ąc zachowa ć go w ten sposób dla przyszł ych pokoleń , Niestety, ta ś ma zapodział a się gdzieś w rozgardiaszu, który nast ąpił po klę sce Niemiec. Gdyby został a znaleziona, by ł aby jedynym dowodem na to, ż e pojazdy te rzeczywi ś cie unosiły się w powietrzu. Znany specjalista od UFO Bill Rose podobno widzia ł pojedyncze klatki z tego filmu i uzna ł je za „oryginalne", ale nie wiadomo, na jakiej podstawie doszed ł do takiego wniosku. Jednak zespó ł pracował już wówczas nad „Hauncbu III" i nikt nie mia ł czasu, by rozpami ętywać wcześ niejsze, b łę dne koncepcje. Istniej ą dowody ś wiadczące o tym, ż e wraz ze zbliż aniem się Rosjan do Pragi zespó ł został ponownie przeniesiony, tym razem do podziemnej fabryki w Górach Harcu (prawdopodobnie by ł y to zakł ady Mittelwerke w Nordhausen, znajduj ące si ę pod kontrolą SS, gdzie miała si ę rozpocząć produkcja V-2). W tym bezpiecznym i tajnym miejscu mog ły rozpocz ąć się intensywne prace, ale najważ niejsi ludzie, tacy jak Habermohl czy Miethe, wci ąż musieli jeź dzić do Pragi, aby współpracować z technikami z BMW nad udoskonaleniem silników. Odleg ł ość mię dzy tymi dworna miejscami nic by ł a zbyt wielka, wi ęc z punktu widzenia logistyki dawano sobie z tym rad ę , co prawdopodobnie mia ł o znaczenie dla ostatecznego losu cz łonków zespołu pod koniec wojny. „Haunebu IB" stanowi ł dalszy postęp w stosunku do poprzednich konstrukcji. Silniki odrzutowe pozbawiono os łon wylotów dysz i silniej zintegrowano je z kad ł ubem dysku, który przez to sta ł się nieco grubszy. Dzia łanie efektu Coandy pozosta ło nienaruszone, ale gazy wylotowe by ł y wyrzucane przez os ł onię te wyloty, po ł oż one w pobliż u krawędzi okrągł ego kadł uba (wloty powietrza do silników po łoż one były w przedniej cz ęś ci pojazdu). Wewnątrz kadł uba, wzoruj ąc si ę na konstrukcji Flugelrada, zainstalowano du ż y wirnik w celu zapewnienia stabilizacji dzi ęki efektowi żyroskopowemu. Miethe wiedzia ł , ż e musi poprawi ć wł asno ś ci aerodynamiczne projektu. Bez dysz wylotowych pojazd sta ł si ę bardziej p łaski, dzi ęki czemu stawiał mniejszy opór w powietrzu i móg ł rozwin ąć większą prę dko ść . Zmiany te oraz wprowadzenie wirnika stanowi ły gł ówny cel prac prowadzonych od zimy 1944 roku. W tym miejscu nale ż y wspomnieć o nowym materiale, opracowanym w niemieckich laboratoriach, z którego Miethe chcia ł wykonać kadł ub Haunebu. Luftschwamm („powietrzna gąbka"), czyli spiek aluminiowo-magnezowy, mia ł pewną wł aś ciwość , dzi ę ki której przewy ż szał wszystkie inne tworzywa — by ł porowaty, co idealnie odpowiadało zapotrzebowaniu. Jego powstanie wi ąza ł o si ę poś rednio z prowadzonymi w latach 30. badaniami zjawiska aerodynamicznego, znanego jako warstwa przy ś cienna. jej zachowanie mia ło duży wpł yw na moż liwość osi ągnięcia jak najwi ększej prę dkoś ci. W skrócie warstwa przy ś cienna to cieniutka warstwa powietrza, przylegaj ą ca do powierzchni poruszaj ącego si ę skrzydła. Zachowuje si ę ona jak swoisty „bufor po ś lizgowy" między pokryciem samolotu a op ływaj ącym go powietrzem i u ł atwia rozcinanie powietrza przez przemieszczaj ąc ą się maszyn ę . Odpowiedni profil aerodynamiczny pozwala efektywnie skierować przemieszczaj ą ce si ę masy powietrza do ty łu, redukuj ąc opór i tym samym zapewniaj ąc przyrost prędko ś ci. I na odwrót, ź le opracowany profil powoduje powstanie oporów, zmniejsza pr ę dko ść i zwi ększa zapotrzebowanie na moc silnika, a tym samym roś nie zuż ycie paliwa. W obu przypadkach najwa ż niejsze jest jednak rozwi ązanie problemu tak zwanego punktu przej ś cia (ang. transition point, w skrócie TP). Wraz ze wzrostem prę dkoś ci warstwa przy ś cienna staje si ę coraz grubsza, a po przebyciu okre ś lonego
G2
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
odcinka drogi przy powierzchni samolotu wyst ę pujący w niej przep ływ laminarny zaczyna przechodzi ć w przep ływ turbulentny, co powoduje powstanie zawirowa ń zwi ększaj ących opór powietrza. Celem konstruktorów bardzo szybkich samolotów (jakim przecież miał być Haunebu) jest wi ęc odpowiednie sterowanie warstw ą przyś cienną tak, aby przesun ąć punkt przej ś cia jak najbliż ej krawędzi spływu pł ata albo wrę cz całkowicie go zlikwidować . W latach 30., zarówno w Anglii, jak i w Niemczech, próbowano rozwi ązać ten problem przez odsuni ę cie warstwy przy ś ciennej od powierzchni skrzyd ł a, aby w ten sposób przemie ś ci ć punkt przej ś cia. W tym celu zastosowano nadmuch spr ęż onego powietrza poprzez niewielkie otwory na powierzchni skrzyd ł a, aby zaburzy ć i odsun ąć warstwę przyś cienną , ale metoda ta by ł a mał o skuteczna i nie przynios ła pożą danego efektu. Zespó ł brytyjski zmieni ł podej ś cie, próbuj ąc odsysać warstwę przy ś cienn ą przez takie same otwory w pokryciu p łata, odprowadzaj ąc nadmiar powietrza wylotami pod kraw ę dzią spływu. Uzyskano w ten sposób przesuni ęcie punktu przej ś cia wystarczaj ą co daleko do tylu, tak ż e nie stanowi ł już problemu (opatentowanie tego pomys łu skrzętnie odnotowano w Niemczech). Po pewnym czasie, gdy oba kraje ...nalazł y się w stanic wojny, prace nad tym zagadnieniem uleg ły znacznemu przyspieszeniu. Brytyjczycy skupili si ę na poł owicznym rozwią zaniu w postaci materia ł u o nazwie porosint (spiek fosforu i br ązu), który zamierzano zastosowa ć przy konstruowaniu kraw ędzi natarcia śkrzyde ł samolotowych, Niemcy natomiast wynale ź li wł asną jego wersj ę , nazwan ą luttschwamm. Kolejnym egzotycznym materia łem wyprodukowanym w Niemczech by ło impervium, które weszł o do uż ytku w 1935 roku. By ł o odporne na ekstremalnie wysokie temperatury, przy czym poddane ich dzia ł aniu zmieniał o kolor. Tworzywo to odegra ł o pewną rol ę w produkcji luftschwammu, zapewniaj ą c dodatkow ą izolacj ę termiczn ą kabiny pilota, silników itp. Prawdopodobnie luftschwamm pierwotnie zamierzano wykorzysta ć w projekcie V-2, ale zakł adaj ą c, ż e SS nadzorowa ło zarówno budow ę rakiet, jak i FIaunebu, nie jest wykluczone, Ż e Miethe zosta ł poinformowany o w ł aś ciwo ś ciach nowego materia ł u. Pewien naukowiec z zespo ł u V-2, dr Waldemar Schicrhorn, wybitny znawca stopów i spieków aluminiowych, uczestniczy ł w projektowaniu zewn ę trznego poszycia rakiety, móg ł wię c być prawdopodobnym ź ródłem informacji, zważywszy na przyja źń , łą czącą Miethego z jego szefem, von Braunem. W ka ż dym razie Miethe uznał , ż e luftschwamm stanowi rozwiązanie problemu warstwy przy ś ciennej, wyst ę pują cego w „Haunebu III", ponieważ jeś li jego kadł ub zostanie zbudowany z tego niezwyk ł ego materiał u, wewnę trzny wirnik z Flugelrada b ę dzie mógł odsysa ć powietrze z warstwy przy ś ciennej, kieruj ąc je do silników odrzutowych. Gazy wylotowe z tych silników zostan ą natomiast skierowane do umieszczonego z ty ł u dyfuzora, pokrytego luftschwammem. Powsta ł y w ten sposób
efekt Coandy dodatkowo wzmocni ci ąg i zapewni zwarto ść strumienia odrzutu, zapobiegaj ąc niekorzystnemu rozpraszaniu, prowadz ącemu do zwi ększenia oporów. Brytyjczycy pracuj ą cy nad porosintem przekonali si ę , ż e materia ł ten sprawia wiele kłopotów (jednym z nich by ł o to, ż e podczas deszczu nasi ąkał jak g ąbka, dwu- lub trzykrotnie zwi ę kszaj ąc swoj ą mas ę), które przewa ż ają nad korzyś ciami z jego zastosowania. Naukowcy niemieccy mogli oczywi ś cie usunąć niektóre z wad luftschwammu, ale pojawi ły si ę inne trudno ś ci, takie jak intensywne nagrzewanie si ę powierzchni dysku podczas szybkiego lotu (pami ę tajmy, ż e ochronna warstwa przy ś cienna by ł a odsysana). Wygl ą dał o na to, ż e wada ta by ł a niemoż liwa do usunię cia, co prawdopodobnie zmusi ł o
63 Miethego do częś ciowej rezygnacji ze swych planów. Poziom materia ł oznawstwa był jeszcze zbyt niski, by odpowiednio udoskonali ć luftschwamm, wi ęc musiał upłynąć pewien czas, by podobne tworzywa znalaz ły zastosowanie w budowie róż nych statków powietrznych. Takie przeszkody zmusi ły Miethego i Schrievera do ponownego wprowadzenia zasadniczych zmian, w wyniku których „Haunebu IV" przybra ł kształ t podobny do wizerunku „klasycznego" UFO, czyli dwóch spodków zł oż onych do wewnątrz i stykaj ą cych się krawę dzią . Soczewkowaty kszta łt zachowa ł dobre własnoś ci aerodynamiczne „Haunebu III", a jednocze ś nie pozwolił na umieszczenie wewn ątrz 12 lub wi ę cej silników odrzutowych wraz ze zbiornikami paliwa, s ł użą cych do wprawiania w ruch tej bestii. Wirnik pomys ł u Schrievera okaza ł się już niepotrzebny, bo nowy system wektorowania ci ągu sprawiał , ż e pojazd mógł obej ść się bez dodatkowej stabilizacji. Miethe wci ąż usi łował wykorzystywa ć efekt Coandy, jednak (cho ć był o to najbardziej eleganckie rozwiązanie, je ś li chodzi o ukierunkowywanie ci ągu) równie zawzi ęcie pragn ął zlikwidować problem warstwy przy ś ciennej. Wł aś nie dlatego postanowi ł zamontowa ć silniki promieni ś cie, w równej odleg ł oś ci od siebie, w pobliż u krawę dzi dysku, który liczył 15 metrów ś rednicy. Wloty powietrza skierowane by ły doś rodkowo. Po uruchomieniu silników strumie ń gazów wylotowych by ł kierowany do ruchomych dysz, umieszczonych na brzegu dysku (po trzy dysze na silnik), przy czym za spraw ą efektu Coandy ci ąg odchylany byłby w dół , dzi ęki czemu statek unosi ł by si ę w powietrze. W celu przej ś cia od wznoszenia do lotu poziomego pilot ustawia łby część dysz w poł oż eniu zapewniaj ącym ruch post ępowy. Ponieważ ci ą g produkowany by ł w miejscach po ł oż onych naokoł o dysku, niepotrzebna był a stabilizacja z u ż yciem wirnika. Projekt uznano za sensowny kompromis, ale raczej nie by ło wielkich szans na to, aby uda ł o się go zrealizowa ć , bo wojna dobiegał a już koń ca i brakował o ś rodków na budowę tak potęż nego pojazdu. W dodatku silniki BMW w dalszym ci ągu nie zapewnia ły odpowiedniego ci ągu oraz poziomu niezawodno ś ci, a w przypadku planowanego zastosowania na „Haunebu IV" co najmniej 12 takich jednostek zu ż ycie paliwa był oby wrę cz niewiarygodnie wysokie. Przy wyst ę puj ących wówczas w Niemczech dotkliwych k ł opotach paliwowych sprawa wydawa ł a się przes ądzona. Ponadto BMW nawet nie rozpocz ęł o seryjnej produkcji tych silników, wię c tym razem i SS mog ł o nie poradzi ć sobie ze zrealizowaniem zapotrzebowania. Zakł adaj ąc, ż e SS cały czas wywiera ł o nacisk na konstruktorów, musieli oni znale źć szybkie rozwi ązanie tej k ł opotliwej sytuacji. Dlatego ostatnie miesi ące wojny Miethe i Schriever prawdopodobnie sp ę dzili na projektowaniu zmniejszonej wersji, która potrzebowa ła, powiedzmy, czterech silników odrzutowych Junkers Jumo. Zosta ły one już sprawdzone w my śliwsko-bombowych samolotach Me 262 i o ile był y wyprodukowane w tej samej podziemnej fabryce, dzi ęki powiązaniom zespo ł u konstrukcyjnego z SS „wypo życzenie" kilku egzemplarzy nie powinno stanowi ć większego problemu. To wł a śnie miał być kompromisowy „Haunebu V", z konieczno ś ci opracowany w bardzo szybkim tempie. Mia ł mieć podobne wł aś ciwoś ci do swego niezrealizowanego poprzednika, ale ponieważ był jedynie obiektem do ś wiadczalnym, czł onkowie zespoł u uznali, iż wszystko, co do nich należy, to spowodowa ć , by uniósł się w powietrze. „Haunebu IV" mia ł tymczasem pozosta ć w cieniu i czekać na lepsze czasy. Cztery silniki zamontowane w taki sam sposób jak w wię kszym pierwowzorze da ły w efekcie du ż o mniejszą i lż ejszą maszynę , dzięki czemu jej osi ągi powinny dorówna ć tym, których oczekiwano od wcze ś niejszego projektu, czyli zdecydowanie przewy ż szyć wszystko, co
64
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
dotychczas zbudowano. Prace post ępowały bardzo szybko i 14 lutego 1945 roku odby ł się pierwszy próbny lot zapewne nieco dziwnie wygl ądaj ącej maszyny, która wzbił a się w szare niebo nad fabryk ą, maj ąc za sterami pilota z KG-200 albo samego Schrievera. Ś wiat dowiedzia ł si ę o tym w 1954 roku ze wspomnie ń ś wiadka, którym był George Klein. Udzieli ł on wywiadu pewnej szwajcarskiej gazecie, w którym stwierdzi ł , ż e widział ten lot, maj ący miejsce w pobli ż u wielkiej podziemnej fabryki Kabla w Turyngii, kontrolowanej przez SS. Poza kilkoma innymi detalami wymieni ł zadziwiaj ącą prędkość wznoszenia, z jak ą pojazd w czasie krótszym od trzech minut wdrapa ł się z poziomu ziemi na wysoko ść ponad 12 000 metrów, oraz pokonanie bariery d ź wię ku — całkiem nieź le jak na pierwszy raz! Niektórzy badacze wczytali si ę głę biej w relacj ę Kleina i stwierdzili, ze tego dnia panowa ły „zupełnie nieodpowiednie" warunki atmosferyczne, by ł o mgli ś cie, ponuro i padał ś nieg, wi ę c ż aden próbny lot nie móg ł by się odbyć . Być moż e tak wł aś nie by ł o, ale nie jest wykluczone, ż e lot odbył się wł aś nie dlatego, ż e był a fatalna pogoda. Oznacza ł o to bowiem, ż e w próbach nie powinien przeszkodzi ć ż aden samolot, czy to aliancki, czy nale żą cy do Luftwaffe, dzi ę ki czemu nikt niepowo ł any nie móg ł zobaczy ć pojazdu w locie. Jestem sk ł onny przychyli ć si ę do przypuszczenia, ż e Klein musiał by ć w jakiś sposób powiązany z projektem, inaczej nie uczestniczy ł by w próbnych lotach. Cho ć wypowiedź sprawia wra ż enie autentycznej, jej rzetelno ść pozostaje kwestią dyskusyjn ą . Ja jestem w tym przypadku nieufny. I znów nikt nie wie na pewno, co dzia ł o się dalej. Choć do koń ca wojny pozosta ł o już niewiele czasu, na temat tego okresu powsta ło mnóstwo plotek. Jedna z najbardziej znanych g łosi, jakoby SS uruchomił o linię produkcyjną gdzie ś w Górach Harcu (w miejscu podobnym do Nordhausen), skąd po upadku III Rzeszy, jak z ostatniej reduty, mia ł y wyruszy ć całe chmary lataj ą cych dysków, wyposa ż onych w „promienic ś mierci" — czy miały to być Flugelrady, czy Haunebu, to ju ż zależy od tego, kto opowiada t ę historię . Jednak nawet stosunkowo najnowocze ś niejszy „Haunebu V" wci ąż daleki był od doskonał oś ci, wi ę c SS wola ł o raczej nie ryzykowa ć , lecz skorzysta ć ze sprawdzonych systemów bojowych. Pomys ł , ż e te pojazdy mia łyby dysponowa ć tak egzotycznym uzbrojeniem, jest wrę cz ś mieszny. Owszem, zapewne pracowano nad jak ąś supernowoczesną broni ą, ale błę dem był oby sądzi ć , ż e zosta ł a ona u ż yta w praktyce. Wiedz ąc, ż e miałyby one być zbudowane z wykorzystaniem najnowocze ś niejszych silników i materia łów, i znają c ówczesn ą sytuacj ę III Rzeszy, trudno się spodziewać , by nawet SS podoł a ł o trudnoś ciom uruchomiania linii produkcyjnej dla tak niezwykł ych wyrobów, czy to w Niemczech, czy w Czechos ł owacji. Nie należ ał o tego robi ć z jeszcze jednego wzgl ę du, którym był o szybkie zbliż anie się wojsk radzieckich. Pojedyncze prototypy, a nawet krótka seria produkcyjna — by ć mo ż e to byłoby jeszcze wykonalne, ale masowa produkcja na skalę , dajmy na to, odrzutowych my ś liwców typu VolksYjger, to czyste szale ń stwo, zwł aszcza ż e zaraz po pierwszym locie Haunebu Rosjanie praktycznie stan ęli u wrót. Został o bardzo ma ło czasu na zorganizowanie „harce ń skiej reduty", a gdy armie alianckie w ko ń cu zaj ęł y Bawarię , nie natrafiono na ż adne ś lady fortec czy bastionów, poza kilkoma skł adami amunicji i paroma beczkami paliwa. Reduta istnia ł a jedynie w chorej wyobra źni niektórych esesmanów i urz ę dników z ministerstwa propagandy Goebbelsa. Cóż wię c się stał o z samotnym egzemplarzem „Haunebu V" po jedynym locie próbnym? Niektórzy g łę boko wierzą, ż e dysk zdemontowano i wraz z ekip ą techników przewieziono na pokł adzie U-Boota do Nowej Szwabii, sk ą d wojna mogł a być kontynuowana, ale raczej trudno da ć temu wiarę . Zakł adaj ą c, ż e dzi ę ki sprzecznym rozkazom
65 i biurokracji panuj ą cej w sztabie Dónitza, dysponowano U-Bootem, to „Haubebu V", nawet rozmontowany, zajmowa ł zbyt wiele miejsca i ogranicza ł by liczb ę moż liwych do zabrania pasa ż erów. Wydaje si ę oczywiste, ż e esesmani nadzoruj ą cy prace zespo ł u konstrukcyjnego woleli wysadzi ć w powietrze prototyp, a potem polega ć tylko na rysunkach technicznych. Ostatecznie, dzi ę ki udanej próbie wiedzieli na pewno, ż e koncepcja jest s ł uszna, wi ę c nale ż a ł o przypuszcza ć , iż podobnie był oby w przypadku maj ą cego naturalne rozmiary „Haunebu IV". Pozostawianie okrytego tajemnic ą prototypu, który ju ż odegra ł swą rol ę , bylo zbyt wielkim ryzykiem. Mimo to, jak wspomniano w rozdziale drugim, istnieje du ż e prawdopodobie ń stwo, ż e plany i rysunki techniczne dysków wraz ze sprz ę tem do produkcji silników odrzutowych (a takż e silnika Schaubergera) w taki czy inny sposób dotar ł y do odległ ej Bazy 211. Dysponuj ą ce dalekim zasi ę giem U-Booty niew ą tpliwie bywa ł y w tym miejscu podczas wojny, a wobec normalnej ż eglugi ze strategicznymi ł adunkami, obejmuj ą cej porty zaprzyja ż nionych krajów Ameryki Po ł udniowej (czy nawet Japonii), rejsy z dostawami dla bazy mog ł y pozosta ć niezauwa ż one. Stworzenie w tym miejscu warunków do dalszego rozwoju projektu, a nawet do produkcji dysków w bardzo ograniczonej skali, nale ży uznać za zupe ł nie moż liwe, cho ć ma ło prawdopodobne. Jednak je ś li nawet by ły takie plany, to nie dotyczy ł y one zespo ł u konstrukcyjnego. SS uzna ł o, ż e ludzie ci nie s ą już potrzebni, i odes ł ał o ich z powrotem do Pragi, do zak ł adów BMW, daleko od podziemnej fabryki, w której dot ą d pracowali. Sta ło się tak z dwóch powodów. Po pierwsze, aby kontynuowa ć projekt bez ich wiedzy, a po drugie, by stworzy ć fa ł szywy ś lad dla tych, którzy b ę dą próbowali rozwi ązać tę tajemnic ę po wojnie. SS nie zamierza ł o si ę poddawa ć , a zmyliwszy trop, mog ł o gdzie indziej realizowa ć swe starania. Czym czł onkowie zespolu zajmowali si ę w Pradze, nie wiadomo, ale raczej nie mieli nic konkretnego do roboty, bo prototypy Flugelrada Schrievera zosta ły już dawno zniszczone. Mo ż e pracowali nad stworzeniem sobie alibi, czekaj ą c na nieuniknion ą kl ęsk ę , która mia ł a być dla nich furtk ą do wolno ś ci... Nie trwa ł o to zbyt d ł ugo, bo 9 maja 1945 roku, wobec postępów wojsk alianckich, zak ł ady BMW przerwa ł y prac ę i zosta ły przej ę te przez czeskich patriotów i przymusowych robotników z innych krajów z my ś l ą o odwecie, w zwi ązku z czym pozostaj ą cy tu wci ąż niemieccy technicy rzucili si ę do ucieczki, by ratowa ć swą skórę . Prawdopodobnie byli mi ę dzy nimi czł onkowie zespo ł u konstrukcyjnego, którzy ruszyli na Zachód, gdzie mogli liczy ć na bardziej przyjazne przyj ę cie ni ż ze strony Armii Czerwonej Stalina. Jedynym wyj ą tkiem był Habermohl, który w niewyjaś niony sposób od łą czy ł si ę i stał się bezterminowym „go ś ciem" Zwi ązku Radzieckiego. Poniewa ż jego specjalnoś ci ą był y silniki odrzutowe, mo ż na się domyś lać , ż e wł aś nie w tej dziedzinie zosta ł zatrudniony, bo Rosjanie mogli nie wiedzie ć o dyskach czy te ż o tym, ż e pracowa ł on przy ich budowie. Jego kolegom poszczęś cił o się i zgodnie z oczekiwaniami dotarli do zachodnich aliantów. Wed ł ug wł asnej relacji Schrievera po wojnie prac ę zaoferowali mu zarówno Amerykanie, jak i organizacje uwa ż ane za przedstawicieli hitlerowców, ukrywaj ą cych si ę w Argentynie (prawdopodobnie zwi ą zane z Baz ą 211). Ostatecznie urzą dzi ł si ę on du ż o skromniej w porównaniu do jego poprzedniej pozycji — zaj ął si ę rozwo ż eniem wojskowej gazety „S tars Sz Stripes" do ameryka ń skich baz na terenie Niemiec. Prawd ę mówi ą c, do ść dziwnie u ł oż y ł y si ę jego losy, ale sk ą din ą d wiadomo, ż e organizacje by łych esesmanów, takie jak Paj ą k czy ODESSA, posł ugiwa ł y si ę ludź mi na podobnych stanowiskach 5 - Zaginione tajemnice technologii...
66
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
w celu organizowania ucieczek z kraju dla by ł ych funkcjonariuszy, poszukiwanych za zbrodnie wojenne. Nie jest wi ę c wykluczone, ż e Schriever przyj ął tę prac ę , by prowadzi ć dalej sekretn ą wojnę . Wszystko by ł oby jasne, gdyby to by ł a jedyna praca, jaką mu proponowano, dlaczego jednak odrzuci ł inne oferty? Schriever zmar ł pod koniec lat 50. w Bremerhaven, gdzie ostatecznie si ę osiedlił , nie zostawiaj ąc po sobie ż adnych wspomnień z okresu wojennego, poza kilkoma wywiadami prasowymi, w których potwierdzał tylko to, co o nim wiemy. Niemniej mgie ł ka tajemnicy, otaczaj ąca jego osobę , nie uległ a rozproszeniu nawet po ś mierci. Atmosfer ę tę tworzył y jego wypowiedzi, ż e był jednym z członków zespo ł u projektu „Saucer" („Spodek") oraz ż e UFO, sfotografowane kilkakrotnie w latach 50. bardzo przypomina to, co projektowa ł wspólnie z Miethem. Ponadto twierdzi ł , ż e z jego laboratorium skradziono rysunki techniczne, przez co straci ł szansę powrotu do projektu, ale nie jest to zgodne z prawd ą . Był o to raczej co ś w rodzaju zasłony dymnej, s łużą cej odwróceniu uwagi od jego do ść niezwykł ej profesji kierowcy dostawczej ci ęż arówki i, by ć moż e, wprowadzeniu w b łą d. Jeś li chodzi o Belluzza, to niewiele wiadomo o jego powojennym życiu — pozostaje człowiekiem tajemniczym. A Miethe? Po wojnie przeniós ł się do Stanów Zjednoczonych na skutek znalezienia si ę na li ś cie wybra ń ców, w ramach planu „Paperclip", z rekomendacji starego przyjaciela, Wcmhera von Brauna, co zosta ł o potwierdzone przez by ł ego doradcę sekretarza do spraw lotnictwa wojskowego Aleksandra Flaksa w nakr ę conym na ten temat telewizyjnym filmie dokumentalnym. Miethe pocz ą tkowo pracował dla ameryka ń skich sił powietrznych, uczestnicz ąc w kilku programach badawczych (które do tej pory są tajne, lecz nietrudno domy ś lić si ę , o co chodziło), ale w latach 50. zosta ł oddelegowany do wytwórni lotniczej A. V. Roe w Kanadzie. Zajmowa ł się tam rzekomo nieudanym projektem zwanym „AvroCar", ale dzi ę ki póź niejszym badaniom oraz odtajnieniu pewnych dokumentów na podstawie ustawy o wolnym dost ę pie do informacji ujawniono, ż e bardziej prawdopodobne by ło jego zaangaż owanie w projekt znany jako „Silver Bug" („Srebrny Chrz ąszcz"), a „AvroCar", zgodnie ze zdaniem wielu zainteresowanych, uznano za wygodny (cho ć kosztowny) wabik odci ągaj ący uwag ę opinii publicznej. W dalszej cz ęś ci oba te projekty zostan ą omówione dokł adniej. I tak to wyglą dało. Z tego cz ęść , a moż e wszystko, mo ż e być prawdą , ale dopóki nie zostan ą udostępnione oficjalne dokumenty, nikt nie mo ż e tego potwierdzi ć ani temu zaprzeczyć . A jednak... brzmi to do ść przekonuj ąca. Zbieraj ąc materia ły do Ostatniej szansy Luftwaffe, natknął em się na sporo niesamowitych projektów, które wygl ądały zupe ł nie nieprawdopodobnie, a pó ź niej okazał y si ę prawdziwe. Jedyne, czego brakuje w naszej historii, to fotograficznych lub pisemnych dowodów, które raz na zawsze rozwia łyby wą tpliwoś ci. Ale kompletnego obrazu tego zagadnienia nie da si ę stworzyć wyłą cznie na podstawie wspomnie ń lub współczesnych opisów. Być moż e zapoznanie si ę z niemieckim wysiłkiem wojennym, zw ł aszcza pod k ą tem tajnych i tych nieco lepiej poznanych technologii, rzuci nieco ś wiatł a na poruszane tutaj problemy. W ł aś nie tą tematyką zajmiemy si ę w kolejnym rozdziale.
Rozdział 5
Uciekają cy ko ń nie potrzebuje ostrogi. P ubliliusz Syrus Maksymy
Tak dowiedzieli śmy się z poprzedniego rozdzia ł u, w Niemczech w latach wojny C./ bez w ątpienia istnia ł jakiś program budowy lataj ą cego dysku. Cho ć być moż e nie był on tak zaawansowany technicznie, jak sugerowa ł y niektóre, niezbyt wiarygodne ź ródł a, jednak projekt samolotu o zbli ż onej konfiguracji był realizowany, z wykorzystaniem b ędących pod r ęką silników i materiał ów. Opracowuj ąc projekt i uruchamiaj ąc produkcj ę na taką skal ę w trudnym czasie wojny, przy zachowaniu wymogów ś cisł ej tajemnicy, aby mie ć jaką kolwiek szans ę powodzenia, nale ż ał o spełnić okreś lone warunki, które teraz zostan ą szczegółowo omówione. Ostatecznie, po tak d ł ugim milczeniu wł adz, którym nie zale ż ało na wyci ąganiu tych spraw na ś wiatł o dzienne, by ć moż e przyszed ł czas na uchylenie r ąbka tajemnicy. Natychmiast po alianckiej operacji „Hydra", czyli nalocie na Peenemiindc, najbardziej widoczne z realizowanych tam projektów— V-1 i V-2 — zosta ły stamtąd przeniesione i rozproszone w ró ż nych miejscach na obszarze ca ł ej HI Rzeszy, wliczaj ąc w to terytoria okupowane. Prawdopodobnie w tym samym czasie przeniesiono oba Haunebu Miethcgo. Niektóre elementy projektu trafi ły do istniej ących instytucji badawczych, b ę dących wł asnoś ci ą przemysł owców, armii albo Luftwaffe, a reszt ę ulokowano w specjalistycznych, podziemnych fabrykach, zbudowanych lub dostosowanych dla tych celów pod nadzorem SS. Ponadto SS od dawna dysponowa ł o wł asnymi oś rodkami doś wiadczalnymi, ponieważ Himmler zdawa ł sobie sprawę , ż e po to, by zrealizowa ć dł ugofalowy plan prowadzący do dominacji tej organizacji w kraju, b ę dzie ona musiał a działać we wszystkich kierunkach, takż e w dziedzinie nauki i techniki. Operacja „Hydra" da ł a Himmlerowi pretekst do wzi ę cia tych projektów pod skrzyd ł a SS. Obwini ł on armi ę i Luftwaffe o ujawnienie sekretów Peenemtinde oraz przyrzek ł Hitlerowi, ż e pod nadzorem SS takie wpadki w kwestii bezpiecze ń stwa wi ęcej si ę nie powtórzą . Poprzez tworzenie nowych, tajnych zak ł adów produkcyjnych Himmler realizowa ł kolejny etap maj ący prowadzi ć do supremacji SS i, kto wie, by ć moż e jego dział ania wpłynęł yby korzystnie na potencja ł
6S
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
cał ego niemieckiego przemysł u zbrojeniowego, gdyby Hitler da ł mu szersze uprawnienia. Jednak kluczowe dla tej sprawy okaza ł y się gł osy innych czo ł owych postaci z hitlerowskiego aparatu w ł adzy, które nie obdarzy ł y Himmlera zaufaniem (by ć moż e obawiano si ę wzrostu znaczenia SS), dlatego zakrojony na szerok ą skalę plan budowy podziemnych fabryk — wymagaj ą cy milionowych nak ładów oraz setek tysi ę cy robotników — zosta ł ograniczony tylko do zakł adów produkuj ących broń rakietow ą . Częś cią tego planu by ł y zapewne tak ż e lataj ące dyski, które, zdaniem autora, zosta ł y ukryte pod mas ą innych projektów. Gruppenfijhrer SS Hans Kammlcr, m ł ody i zdolny oficer, b ę dący wrę cz wzorcowym hitlerowcem, otrzyma ł rozkaz zaplanowania trzech etapów roz ś rodkowania projektu V-2. Po pierwsze, za ł oż ył nowy poligon rakietowy w Bli ż nie na terenach Polski. Po drugie, w podziemnej jaskini nad brzegiem austriackiego jeziora Traunsee rozpocz ę te zosta ł y prace pod nazwą projekt „Cement". Jednak w lipcu 1944 roku Speer, na rozkaz Hitlera, zaczął ogranicza ć projekty d ł ugoterminowe na korzy ść produkcji związanej bezpoś rednio zc zbrojeniami. Od tego momentu Traunsee przestawiono na wytwarzanie cz ęś ci do czoł gów. Trzecim elementem, dope łniaj ącym plan Kammlera, by ł y zakłady w Niedersachswerfen w Górach Harcu, w pobli ż u Nordhausen. Pocz ą tkowo intensywne podziemne prace w tym miejscu prowadził a firma WIFO, która zajmowa ł a si ę eksploatowaniem z łóż mineralnych, ale na wszechmocny rozkaz Fiihrera firma ta zosta ł a wyeksmitowana przez SS, które dzi ęki Kammlerowi mia ło wolną rękę w kwestii przygotowania zak ł adu na przyj ę cie róż nych Wundenvaffen • Istniej ą pogł oski, jakoby wł a ś nie tam przechowywano „bombę radiacyjną" V-4, ale po rezygnacji z tego programu zamiast niego do Nordhausen skierowano projekt V-2. Po wykuciu nowych galerii na górze Kohnstein przez 60 000 przymusowych robotników, zatrudnianych przez Organizacj ę Todta, miejsce to sta ł o si ę najwię kszą kiedykolwiek zbudowan ą podziemn ą fabryk ą, skł adaj ącą się z dwóch równoleg ł ych tuneli o d ługo ś ci 2600 metrów każ dy i wystarczaj ąco szerokich, by zmie ś cić w nich obok siebie dwa tory kolejowe. Moż na sobie to przedstawi ć w postaci drabiny zł oż onej z dwóch bocznych belek, pomi ę dzy którymi przeprowadzono 64 szczeble tuneli łą czących, z których każ dy był dł ugi na 200 metrów. W 27 z nich mia ł y być skł adane rakiety V-2, w pozostał ych produkowano by silniki odrzutowe. Ogólna powierzchnia zak ł adu wynosi ł a 125 000 m', a łą czne gabaryty pomieszcze ń dochodzi ł y do 750 000 m3. Był o to więcej niż powierzchnia wszystkich fabryk poziemnych w ówczesnej Wielkiej Brytanii. Dwanaś cie szybów wentylacyjnych zapewnia ł o cyrkulacj ę powietrza i stałą temperatur ę 17°C oraz ogranicza ło wilgotno ść powietrza, która stanowi ł a poważ ną przeszkod ę dla podziemnej pracy maszyn i urz ądzeń elektronicznych. To by ło potęż ne przedsi ę wzi ę cie. Jednak konstruktorzy, tacy jak Kammler, niezwykle szybko powi ę kszali swe zasoby wiedzy na temat zasad budowania bezpiecznych tuneli i ogólnej in żynierii górniczej. Ponadto wiedza ta by ł a prawdopodobnie przekazywana cywilnym in żynierom, którzy podczas wojny tworzyli pod lodem Baz ę 211. Warunki, w jakich pod ziemi ą żyli i pracowali robotnicy Organizacji Todta, by ł y tak straszne, ż e po wizycie ministra przemys ł u zbrojeniowego Alberta Speera w grudniu 1943 roku, który był zaszokowany tym, co zobaczy ł , zbudowano dla nich na powierzchni ziemi obóz (Dora). Tu przynajmniej widzieli niebo i oddychali ś wież ym powietrzem, a w celu poprawienia wydajno ś ci pracy podwy ż szono im tak ż e racje ż ywnoś ciowe.
69 Ludzie ci znale ź li się w tak fatalnym poł oż eniu tylko dlatego, ż e byli Ż ydami, Cyganami i Sł owianami z okupowanych terenów Rosji. Podobno ponad 20 000 z nich ponios ł o podczas budowy fabryki ś mierć z gł odu, wyczerpania i z powodu brutalnego traktowania przez stra żników z SS. Po oddaniu do u ż ytku pierwszych tuneli przeniesiono do nich prace, rozpocz ę te w Peenemiinde, a miejsce to zacz ę to nazywa ć Nordhausen Mittelwerke (Centralne Zak ł ady w Nordhausen). S ł owo „centralny" wzi ęł o się od ich poł oż enia geograficznego w pobliż u ś rodka Niemiec. Inne podziemne fabryki mia ły powstać na wschodzie i na zachodzie, odpowiednio w Rydze i w Wiedniu, ale pogarszaj ąca się sytuacja militarna uniemo ż liwił a realizacj ę tych planów, wię c wszelkie wysi łki skoncentrowano na doko ń czeniu budowy gł ównych zakł adów w Nordhausen wraz z kilkoma po ł oż onymi w pobliż u, mniejszymi fabrykami. Przykł adowo, produkcj ę lataj ących dysków najpewniej przeniesiono do Kahla, miejsca nale żą cego do kompleksu Nordhausen. Tam w łaś nie przeprowadzono próby w locie, których ś wiadkiem był Georg Klein. Dzię ki ciągłemu poganianiu pracowników Mittelwerke uruchomiono zgodnie z planem w styczniu 1944 roku. Do chwili zamkni ę cia w kwietniu 1945 roku wyprodukowano tam ponad 6000 egzemplarzy rakiet V-2. Chocia ż od samego pocz ątku był a planowana wytwórnia silników odrzutowych, to nie zosta ł a ona nigdy uko ń czona, podobnie jak kilka innych fabryk, do których mia ł y się przenieść zakłady samolotowe Junkersa, wytwórnia ciekł ego tlenu i rafineria paliw syntetycznych. Oddzielny zak ł ad planowano zbudować w pobliskim Woffleben, gdzie mia ły powstawać pociski kierowane Henschel HS 293 oraz V-I, ale jego budowa takż e nie został a ukoń czona. Kolejne tajemnicze miejsca odkryte po wojnie to Instytut Hermanna Góringa w Volkenrode, kompleks w górach otaczaj ących jezioro Garda wc W łoszech, fabryka w pobli ż u Taunus, 29 kilometrów na pó ł noc od Frankfurtu nad Menem, i jeszcze jedna w Verdun we Francji. Wa ż nego odkrycia dokonali takż e Rosjanie w czeskim mie ś cie Podmokly, gdzie znaleziono pewn ą liczb ę kadł ubów V-2 wraz ze sk ł adem uranu i kilkoma cyklotronami (urz ądzeniami do wzbogacania uranu), prawdopodobnie wykorzystywanymi w programie budowy V-4. Po podwójnej demonstracji pot ęgi bomb atomowych zrzuconych na japo ń skie miasta rosyjscy naukowcy zostali zmuszeni do dokonania ponownej oceny znaczenia tego odkrycia. Maszyny zapakowano i przetransportowano na wschód, do le żą cej nad Morzem Czarnym miejscowo ś ci wypoczynkowej S uchumi, gdzie pono ć Rosjanie przeprowadzili swe pierwsze eksperymenty j ądrowe z u ż yciem wł aś nie tych urządzeń i zapasów uranu. Jednak poza ukrywaniem fabryk wewn ą trz gór już wcze ś niej zbudowano inne potęż ne konstrukcje, takie jak schrony przeciwlotnicze dla U-Bootów w portach francuskich i niemieckich, linię obronn ą zwaną Wał em Atlantyckim oraz liczne bunkry-wyrzutnie V-2. Powsta ł y one dlatego, ż e uznano je za kluczowe dla bezpiecze ń stwa pa ń stwa, gdy tymczasem reszta przemys ł u miała być broniona przez artyleri ę przeciwlotnicz ą i samoloty myś liwskie. Kammler do świadczył podczas wojny niezwykle barwnych prze żyć , a to z powodu jego błyskawicznej kariery. Przed 1939 rokiem by ł zwykłym, cywilnym inżynierem zatrudnionym w Luftwaffe, jednak o ile wierzy ć opowieś ciom, wraz z wybuchem wojny zdal sobie spraw ę , ż e je ś li jego kariera ma si ę rozwijać w dobrym tempie, powinien si ę zatrudni ć w jakiej ś duż o bardziej dynamicznej instytucji. Da ł się skusi ć miraż om oferowanym przez SS i praktycznie od samego pocz ą tku sł uż by uczestniczy ł w ś ci ś le tajnych przedsi ęwzię ciach technicznych w o ś rodku badawczym, mieszcz ącym si ę w czeskich
70
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
zakł adach Skody w Pilznie. Himmler by ł tak zachwycony jego zdolno ś ciami administracyjnymi (swoj ą drogą nie lada wyczyn: zachwyci ć Himmlera umiej ę tno ś ci ą zarządzania), ż e otoczył grupę badawczą Kammlcra potrójnym pier ś cieniem zabezpiecze ń , aby mieć pewno ść , ż e zostanie zachowana ś cisł a tajemnica. Ju ż z tego wida ć , ż e Kammler nie był zwykł ym inżynierem. Od tego czasu wraz ze sw ą grupą zwaną Kammlerstab (sztab Kammlera) otrzymywa ł fundusze poprzez zarz ąd Skody, co na zewn ątrz wygl ądał o na zwyczajną transakcj ę finansową, ł atwą do ukrycia w ksi ę gach fabryki. Po w łą czeniu Skody do pseudomilitarnego kombinatu przemys ł owego Hermann Góring Werke dział ania grupy Kammiera zosta ł y jeszcze bardziej utajnione. Jako szef Kammlerstabu móg ł bez problemu wspiera ć projekty lataj ących dysków zarówno Miethego, jak i Schrievera, nawet wówczas, gdy jeszcze dzia ł ało Peenemiinde. Hitler po raz pierwszy zwróci ł uwagę na Kammlera, kiedy Himmler przedstawi ł mu kilka pomysł ów swojego podw ładnego dotycz ących rozplanowania obozu koncentracyjnego. Obaj byli pod wraż eniem do tego stopnia, ż e wydana został a dyrektywa, aby szkice Kammlera s ł użyły jako wzór podczas budowy ka ż dego nowego obozu koncentracyjnego. Wkrótce awansowano go do stopnia SS-Brigadefiihrera i uczyniono odpowiedzialnym za projekty techniczne, realizowane przez SS. W grudniu 1941 roku Kammler przedstawi ł pięcioletni plan, którego rezultatem mia ło być wię cej koszar i obozów koncentracyjnych w całej Rzeszy, od norweskich fiordów do pól naftowych Baku nad Morzem Kaspijskim. Jednak najwi ększym jego osi ągnię ciem był o rozproszenie produkcji V-2. Przebieg ł o ono dość gł adko, a w nagrodę Kanimi cr zosta ł zaproszony przez Speera do uczestnictwa w jego nowym sztabie do spraw myś liwców (Jilgerstab) — radzie ministerialnej, powo ł anej w celu zwię kszenia produkcji samolotów my ś liwskich i innych rodzajów uzbrojenia. B ędącemu wci ąż w szeregach SS Kammlerow i powierzono kierowanie planowaniem produkcji. Mimo wiecznego braku surowców i mocy przerobowych by ł on z tego stanowiska bardzo zadowolony. Gdy przyszed ł rok 1945, dzi ę ki swym wp ływom oraz umiej ę tnemu prowadzeniu rozgrywek politycznych Kammler sta ł się praktycznie w pe łni odpowiedzialny mi ę dzy innymi za programy V-1 i V-2, projekt odrzutowego my ś liwca Volksj4er oraz produkcj ę wszystkich samolotów (i silników) odrzutowych. Dzi ęki opinii człowieka, który potrafi znaleźć wyj ś cie z pozornie beznadziejnych sytuacji, by ł podziwiany przez wszystkich dookoł a. Ponieważ miał poparcie Himmlera i Hitlera, trudno si ę dziwić , ż e zaszed ł tak daleko. Kammler wzbudza ł zaufanie, a poniewa ż w tym czasie prawie wszystko sz ł o już bardzo ź le, Hitler nie mia ł wyboru i postanowił dać mu wiarę . Maj ąc bezpo ś rednią kontrol ę nad gł ównymi oś rodkami, takż e nad Mittelwerke, oraz potęż ne wpływy w SS, Kammler jawi si ę jako ten, kto z ramienia SS kierowa ł projektem lataj ącego dysku od pocz ątku, czyli od momentu, gdy Schriever po raz pierwszy poprosi ł o wsparcie finansowe. Flugelrad by ł tak niecodziennym pomys ł em, ż e tylko Kammler, maj ący już własne do ś wiadczenia z niezwykł ymi, tajnymi projektami w zakł adach Skody, mógł pokierowa ć takż e tym programem. Podczas swej pó ź niejszej wizyty w Peenemnde, po niezb ę dnym zorientowaniu si ę w termicie, Kammler, który zna ł zamiary Miethego, bez w ątpienia udzieli ł mu poparcia, bo wiedzia ł , ż e jego projekt jest uzupe ł nieniem prac Schrievera. Pó ź niej, kiedy oba programy zacz ęł y traci ć impet, Kammler nie zastanawia ł się dł ugo i po łą czy ł je ze sob ą w nadziei, ż e lepszy skutek przynios ą wspólne wysi łki. I najwyraź niej nie myli ł si ę . W porównaniu ze zreorganizowaniem produkcji V-2 przeniesienie po łą czonego zespoł u konstrukcyjnego z Pragi do Kahla by ł o dla Kammiera niezbyt trudnym zadaniem.
71 Tutejsza fabryka, wykuta w skale pod gór ą Grósseutersdorf, nie by ł a tak potęż na jak Nordhausen, ale mia ł a wystarczaj ąc ą wielko ść , by nadawać się na realizacj ę tego projektu, oraz dogodne po łą czenie kolejowe i drogowe. Najwi ę kszą chyba zagadk ę, związaną z postaci ą Kammlcra, stanowi jego znikni ę cie w ostatnich dniach wojny. Ze sprzecznych relacji jego najbli ż szych wspó łpracowników wynika, ż e zastrzeli ł si ę on w Lesie Bawarskim, ale doprawdy trudno w to uwierzy ć . Ktoś tak energiczny jak Kammler zapewne uzna ł by ś mierć za najprostszą formę ucieczki. Należ y pami ę tać , ż e wstąpi ł on do SS po to, by u ł atwi ć sobie dalsz ą karierę , wię c o ile kompletnie nie wierzy ł w idee braterstwa, to na pewno widzia ł w tym jaki ś sens dopóty, dopóki mógł z tego wyci ągnąć korzyś ci dla siebie. Dostrzegaj ąc zbliż ający się nieuchronnie koniec wojny — bez wzgl ę du na to, co meldowa ł Himmlerowi i Hitlerowi — pragmatycznie myś lą cy Kammler widzia ł w projekcie lataj ących dysków idealny, nowy cel dzia ł ania, dlatego jest wielce prawdopodobne, ż e to on zorganizowa ł przeniesienie go do Bazy 211, podobnie jak wcze ś niej udał o mu si ę zabra ć V-2 z Peenemiinde. Autor uwa ż a za mało prawdopodobn ą historię o jego samobójstwie. Kto ś tak bardzo przywi ązany do ż ycia i kariery móg ł raczej upozorowa ć swe znikni ę cie, aby zacząć wszystko od pocz ątku, w innym miejscu, z mo ż liwoś ci ą podj ę cia nowych wyzwa ń . Pozostaje kwesti ą do dyskusji, czy w Niemczech istnia ł y warunki, pozwalaj ące na dokł adne utajnienie realizacji projektu lataj ących dysków a ż do dzisiejszych dni. Wzi ąwszy pod uwagę, ż e o ś rodek w PeenemUnde zosta ł wykryty dopiero w 1943 roku, po wielu latach funkcjonowania, a o Mittelwerke, Kahli i wielu innych zak ł adach dowiedziano się dopiero po wojnie, to odpowied ż na powyż sze pytanie powinna by ć twierdząca. III Rzesza rozci ągał a si ę prawie na ca łą Europę , wię c alianckie samoloty rozpoznawcze nie by ły w stanie zbada ć każ dego metra tak ogromnych poł aci terenu. Czasami zdarza ły im się sukcesy, zwykle we wspó ł pracy z lokalnym ruchem oporu, a czasami pomaga ł zwykły ł ut szczęś cia, ale zdarza ło si ę to bardzo rzadko, wi ę c trudno si ę dziwi ć , ż e jeszcze wiele spraw pozostało otoczonych tajemnic ą . Postęp techniczny w dziedzinie konstrukcji lotniczych by ł podczas wojny bardzo szybki dzi ę ki narzuconemu przez Giiringa nadzorowi ze strony Luftwaffe, a wi ę c wysi łki w kierunku zapewnienia tajemnicy mogły naturalnie przynie ść sporo korzyś ci. Jeś li chodzi o firmy prywatne, jak na przyk ł ad BMW, to poza bardzo skutecznym zwodzeniem przedstawicieli w ładzy (którzy wci ąż przeprowadzali inspekcj ę laboratoriów i linii produkcyjnych) ż adna z opracowanych tam nowinek technicznych nic zosta ł a wybrana i udoskonalona przez odpowiednie gremium w ramach Urz ę du Techniki, zanim nie wypróbowa ły jej zespo ły konstruuj ące lataj ące dyski albo wytwórcy konwencjonalnych samolotów. Zakł ady przemysł owe nie mogł y, rzecz jasna, odrzuca ć tego rodzaju zale żnoś ci, dlatego uznawano w nich, ż e rozwój wiedzy technicznej ma zarówno dobre, jak i zł e strony. Zakładaj ąc wi ę c, ż e istniał y sprzyjaj ą ce warunki pod wzgl ędem moż liwoś ci przemysł u i wiedzy technicznej, nale ż y przyjrze ć si ę stronie operacyjnej ca ł ego przedsi ę wzi ę cia. We źmy choć by pilotów, wyznaczonych do oblatywania prototypów lataj ących dysków. Najcz ęś ciej mówi si ę , ż e wywodzili si ę z pu łku KG 200 (Kampfgeschwader). Jeż eli nawet jego by ł y dowódca, pu ł kownik Werner Baumbach, nie wspomina o nim w swoich pami ę tnikach, moż na sobie wyobrazi ć , jak bardzo elitarna i tajna musia ł a być to jednostka. I jak idealnie pasowa ł a do tego zadania. KG 200 wywodzi się od nieformalnego i tajnego dywizjonu, przydzielonego pod komendę Abwehry (wywiadu wojskowego) i tajnego 5 Wydzia ł u Luftwaffe, którego
72
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
zadaniem by ł o fotografowanie cz ęś ci terytorium Europy. Afryki Pó ł nocnej i Zwi ą zku Radzieckiego — tym ryzykownym zaj ę ciem parali si ę zarówno piloci cywilni, jak i wojskowi. W miarę rozwoju sytuacji wojennej reputacja Abwehry zacz ęł a si ę pogarsza ć w zwi ązku z pogłoskami o uczestnictwie w intrygach, zmierzaj ących do usuni ę cia Hitlera. Jeden z pilotów, kapitan Edmund Gartenfeld, by ć moż e rozczarowany zmian ą przeznaczenia dywizjonu, latem 1942 roku sformowa ł zupeł nie nową, odrębn ą jednostkę . W lutym 1944 roku jego 2 Jednostka Do ś wiadczalna, która liczy ł a już cztery dywizjony, został a oficjalnie zreorganizowana i nadano jej nazw ę KG 200. Po przeniesieniu na lotnisko Gatow w pobli ż u Berlina dowództwo nad KG 200 obj ął Baumbach, który dokona ł nowego podział u puł ku na dywizjony (Gruppen). Pierwszy dywizjon sk ł ada ł się z czterech eskadr. Pierwsza eskadra (I /KG 200 ) zajmowa ł a si ę transportem agentów na terytorium wroga i z powrotem. Druga (2/KG 200) przeprowadza ł a operacje specjalne blisko stref frontowych, u ż ywaj ąc dwóch ameryka ń skich ci ęż kich bombowców B-17 Lataj ą ca Forteca, zł oż onych z samolotów rozbitych podczas dziennych nalotów na Niemcy. 3/KG 200 był a eskadrą transportow ą i szkoleniow ą , stacjonuj ącą na bał tyckiej wyspie Rugii, a póź niej we Flescnburgu. Ostatnia, 4/KG 200, s ł uż ył a do celów technicznych. Drugi dywizjon realizowa ł wszystkie te cele, które nie pokrywa ł y się z obowi ą zkami pierwszego, na przyk ł ad zapewnianie samolotów wyznaczaj ących cele dla wypraw bombowych, zagł uszanie radarów oraz wykorzystanie niezwyk łej konfiguracji samolotów, zwanej Mistel. Polega ł a ona na mocowaniu my ś liwca, jak cho ć by Me 109, na kad ł ubie pozbawionego cz ęś ci wyposaż enia bombowca, wycofanego ze s ł uż by liniowej, ale za to zał adowanego o ś mioma tonami materia ł u wybuchowego. Kilka takich pokracznych zespo ł ów miał o nadlatywać nad duż y, strategiczny ccl, jak most lub elektrownia, piloci mieli odczepia ć myś liwce od bombowców, które nast ę pnie spada ł y w stron ę celu ł agodnym ł ukiem, który ko ń czył się „ś mierteln ą piką". Podczas wojny te dwa dywizjony byty jedynymi do ko ń ca zorganizowanymi cz ęś ciami skł adowymi KG 200, cho ć planowano utworzenie jeszcze dwóch — trzeci mial wykorzystywa ć samoloty my ś liwskie Fw 190 uzbrojone w torpedy przeciwko alianckiej ż egludze, natomiast czwarty okry ł się złą sł awą jako jednostka, z której rekrutowali si ę niemieccy piloci-samobójcy, od których wkrótce mia ł a zale ż e ć przysz ł ość Rzeszy. Samolotem przeznaczonym do tego typu zada ń był a za łogowa wersja lataj ą cej bomby V-1, naprowadzana na cel przez pilota. Gdy rozpocz ę to nabór pilotów do programu, oficerowie KG 200 i zwolennicy wprowadzenia tej taktyki byli zadziwieni liczb ą chę tnych do zł oż enia w ofierze swego ż ycia. Ostatecznie plany lotów samobójczych zarzucono z obawy o niekorzystny wp ływ na morale spo ł ecze ń stwa. Jednak mimo i ż ten dziwaczny pomys ł nie zosta ł zrealizowany, KG 200 uczestniczy ł a w wielu innych programach, wi ę c idealnie nadawa ł a si ę tak ż e do wykorzystania przy próbach z lataj ą cymi dyskami. Warto wspomnie ć o rewelacyjnym sposobie przerzutu tajnych agentów na terytorium wroga w samolotach my ś liwskich, zasadniczo niezdolnych do zabierania pasa ż erów. W póź niejszym okresie wojny wiele niemieckich myś liwców wyposa ż ono w zewnę trzne zaczepy bombowe, opracowano wi ę c plan podwieszania na nich op ł ywowego, owalnego kontenera desantowego o nazwie PAG — Personcn-Abwurf-Gerit (urz ądzenie do zrzutu ludzi). Maksymalnie trzech agentów mog ł o zaj ąć miejsce wewn ątrz na brezentowych kojach, a ich ekwipunek umieszczano w przedniej częś ci w kształcie stoż ka, której zadaniem by ło też ł agodzenie impetu uderzenia podczas l ą dowania. Nad miejscem zrzutu pilot zwalnia ł kontener z zaczepów. W tej
73 samej chwili otwiera ły si ę trzy spadochrony, na których PAG opada ł na ziemi ę . Procedura by ła w miarę bezpieczna i wielokrotnie stosowana. Podsumowuj ą c, zapoznali ś my si ę z moż liwoś ciami zaopatrywania Bazy 211 w surowce i inne niezb ę dne materia ły przez statki z Ameryki Po ł udniowej i Niemiec oraz okrę ty podwodne (cho ć ż aden z ówczesnych okrę tów podwodnych nie móg ł zabra ć tyle ładunku co zwykł y frachtowiec). Wiadomo, ż e niemiecka ż egluga na Atlantyku poludniowym podczas wojny by ł a aktywna, a zaprzyja ź nione pań stwa, takie jak Argentyna i Paragwaj, nie mia ł y nic przeciwko tym rejsom. Ustalili ś my bardzo prawdopodobny 7:kres czasowy, który łą czy wszystkie postacie wyst ę puj ą ce w tej historii, oraz stwierdzili ś my, ż e uczestniczy ł y one w realizowaniu mo ż liwych do osi ągnię cia celów. W niniejszym rozdziale sprawdzili ś my, jak z wielu stron wygl ą dał o zapewnienie ś cis ł ej tajemnicy, otaczaj ą cej realizacj ę projektu — zarówno próby, jak i proces produkcji. Zasady ze, w nieco mniejszej skali, mog ł yby zostać zastosowane w Nowej Szwabii. To, ż e nie ma ż adnych namacalnych dowodów istnienia tych obiektów, nie oznacza jeszcze, ż e faktycznie ich nie by ł o. Najwi ę kszym osi ągnię ciem Schrievera by ło odkrycie, jak bardzo istotne jest zastosowanie wiruj ącego elementu w okrągłym kad ł ubie dla zachowania stabilno ś ci ż yroskopowej. To dokonanie by ło rzeczywi ś cie prze ł omowe, ale nie nale ż y zapominać , ż e stanowił o jedynie jeden z elementów powstaj ącej wł aś nie nowej technologii budowy ś mig ł owców. Austriacki baron Friedrich von Ddblhoff zacz ął w 1942 roku budowa ć prototyp jednoosobowego ś migł owca w ł asnego pomys ł u. Choć w pocz ątkowym stadium maszyna ta nie by ł a w stanie wykona ć swobodnego lotu po prostej i podczas prób musia ł a by ć przytrzymywana linami, to prawdziwe zdumienie budzi ł jej niezwyk ły ukł ad nap ę dowy. Niewielki silnik benzynowy nap ę dzał zamontowan ą w głowicy wirnika nad kad ł ubem spręż arkę firmy Argus, która zasysa ł a powietrze, spr ęż a ł a je i mieszał a z podgrzaną benzyną ze zbiornika paliwa. Wybuchowa mieszanka wt ł aczana by ła do umieszczonego w gł owicy wirnika i dalej do jego trzech ł opat. Na ko ń cu każ dej z nich znajdowa ł a si ę mał a komora spalania, pomys ł u wspomnianego ju ż dr. Pabsta. Nast ę pował zapł on mieszanki, a gazy wyrzucane by ły na zewn ą trz przez w ą ską dyszę , co nadawał o ca ł emu wirnikowi moment obrotowy. Dzi ę ki takiemu rozwi ązaniu odpada ły problemy przeniesienia nap ę du od silnika, który zwykle umieszczano wewn ą trz kad ł uba. Mówi ą c krótko, by ł to helikopter odrzutowy. Po pierwszych udanych „podskokach" próbnego egzemplarza zbudowano pi ęć prototypów z cz ęś ciowo obudowanymi kabinami i mocniejszymi silnikami, ale seryjnej produkcji nie brano pod uwag ę . Pod koniec wojny maszyny, które ocala ły, wpad ły w ręce Amerykanów i rozp łyn ęł y się gdzie ś w ś ród licznych ł upów wojennych, znajdowanych przez szeregowych ż o ł nierzy na terytorium zniszczonych wojn ą Niemiec. Nie wiadomo, jakie by ł y ich dalsze losy. Projekty Dtiblhoffa zas ł ugiwa ł y na uwag ę , ale ci ąg silników strumieniowych Pabsta oraz moc silnika benzynowego nie by ł y wystarczaj ą ce. Tak ż e wirnik nic mial moż liwoś ci zmiany k ą ta natarcia }opat, co znacznie redukowa ł o jego skuteczno ść . Te braki wydają si ę dość dziwne, bo wówczas ju ż co najmniej dwóch producentów wytwarza ł o ś migł owce na potrzeby Luftwaffe i Kriegsmarine. Mo ż na wi ę c wysnu ć wniosek, ż e Ddblhoff miał zamiar jedynie sprawdzi ć swoj ą koncepcj ę przed zastosowaniem bardziej skomplikowanego wirnika o zmiennym skoku. W ostatnich miesi ącach wojny konstruktorzy Focke-Wulfa, znanej firmy produkuj ą cej samoloty, wykorzystali zasad ę zastosowan ą przez Ddblhoffa we w ł asnym projekcie
74
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
o nazwie Triebffligel. Maszyn ę tę , b ę dącą nowatorskim my ś liwcem przechwytuj ą cym o aerodynamicznym kszta ł cie, poprzedzi ł o kilka modeli o zmniejszonych rozmiarach. Stoj ąc na ziemi w pozycji pionowej, Triebfliigel mia ł opiera ć się na koł ach, zamontowanych w cz ęś ci ogonowej. Trzy ł opaty wirnika o zmiennym ustawieniu planowano zamocować na obrotowym pier ś cieniu, wpuszczonym w zewnę trzne poszycie na wysoko ś ci po ł owy kadł uba, Na ko ń cu każ dej z ł opat miał być umieszczony silnik strumieniowy Pabsta, wi ększy ni ż te z maszyny Dóblhoffa. Dla wyjaś nienia: najwa żniejszym elementem silnika strumieniowego jest zw ęż aj ący się , stoż kowaty wlot powietrza (z niewielk ą liczb ą częś ci ruchomych albo zupe łnie ich pozbawiony), w którym przy du ż ej prędkoś ci spręż one powietrze miesza si ę z ciekł ym lub stał ym paliwem. W celu uzyskania odpowiedniej prę dko ś ci, niezb ę dnej do pracy tych jednostek nap ę dowych, ka ż da z tych, które wykorzystano do nap ę dzania Tricbfliigela, mia ł a zamontowany w obudowie specjalnie przystosowany silnik rakietowy Waltera. Przed startem pilot nastawia ł ł opaty wirnika tak, by nie wytwarza ły sił y noś nej (skok zerowy), i odpala ł skierowane do do łu silniki rakietowe. Pod wp ływem ciągu, wytwarzanego przez silniki Waltera (podobne do tych, które montowano w Me 163 Komet), samolot wzbija ł si ę pionowo w niebo. Po nabraniu pr ę dkoś ci pilot przestawia ł ł opaty wirnika na wi ększy ką t natarcia. Po zmianie skoku ci ąg połą czony z wkrę caniem si ę ł opat w powietrze nadawa ł pierś cieniowi ruch obrotowy, a ca ł ość tworzył a ogromny wirnik noś ny, dział aj ący na analogicznej zasadzie jak w ś migłowcu Dóblhoffa. Podobnie jak w ś migł owcu, ł opaty wirnika wytwarza ły siłę noś ną , obracaj ąc się dzięki ci ągowi silników strumieniowych, które uruchamiano, gdy wyczerpa ł o się paliwo do silników rakietowych. Po osi ągnię ciu puł apu operacyjnego oko ło 10 500 metrów pilot mia ł wyrównać maszynę do poziomu i zmieni ć kąt natarcia łopat tak, aby pr ę dkość obrotów wirnika i ci ąg silników strumieniowych nadawa ły jej pożą daną prę dko ść poziomą . Pierś cień obracaj ący si ę z prę dko ś ci ą oko ł o 220 °bn/min pozwala ł na uzyskanie prędkoś ci postępowej ko ń cówek ł opat w granicach 0,9 macha, co w zupe ł noś ci wystarcza ł o do wydajnej pracy silników strumieniowych, W momencie zako ń czenia dzia ł ań wojennych tylko kilku tygodni brakowa ło do rozpocz ęcia budowy pierwszego prototypu, gdy ż zakoń czono już testy silników oraz badania modelu kad ł uba. Mogł oby się wydawać , ż e po sprawdzeniu się silników strumieniowych technologia ta powinna zosta ć przyj ę ta takż e przez inne zespo ł y konstrukcyjne. Nie jest to pochopny sąd, jeś li pamiętać o tym, ż e w 1945 roku SS kontrolowa ło już wi ę kszość , jeś li nie wszystkie projekty dotycz ące modernizacji lotnictwa. Osoby w rodzaju Kammlera mia ły za zadanie monitorowa ć takie przedsi ęwzięcia jak wspomniane konstrukcje Dóblhoffa i Focke-Wulfa. Ponadto Kammler nadzorowa ł prace laboratoriów do ś wiadczalnych SS i Luftwaffe, w których dokonywano prze ł omowych odkry ć w wielu dziedzinach, jak cho ć by w radiolokacji. Na tym etapie dzia ł ań wojennych wpł ywy Góringa znacznie os ł abły, przez co Luftwaffe sta ł a si ę w pewnym stopniu formacj ą bezpań ską , niezapewniaj ą cą odpowiedniego nadzoru nad tysi ącami pracowników i zapleczem naukowym. Aby zasoby te mogł y w dalszym ciągu funkcjonować , nadzór ze strony SS wydawa ł się wręcz koniecznoś cią , zwł aszcza ż e praca wymagał a trudnych do zdobycia surowców i materia ł ów. Jednym z prawdopodobnych przedsi ęwzi ęć mógł być też inny projekt, nieco podobny i opracowywany równolegle z programem lataj ących dysków, a przez niektórych wr ęcz błę dnie uwa ż any za jego cz ęść . Chodzi tu o „Foo Fighter". Inaczej ni ż w przypadku latają cych dysków, s ą ś wiadkowie potwierdzaj ą cy istnienie tego projektu.
75 W zwi ązku z falami ameryka ń skich i brytyjskich bombowców, atakuj ących terytorium Rzeszy w dzie ń i w nocy, poszukiwano ś rodka, który pozwala ł by na ich skuteczne zwalczanie. Konieczne by ł o podj ę cie kroków, maj ących na celu ochron ę obywateli i zakł adów przemys łowych. Pomys ł ów był o bez liku: od propozycji nowych dzia ł przeciwlotniczych o wi ększym zasi ęgu do projektów jednoosobowych, opancerzonych szybowców, maj ą cych wlatywa ć w ś rodek formacji nieprzyjacielskich maszyn. Poczynaj ąc od lata 1944 roku, Albert Speer zdawa ł sobie spraw ę, ż e dalsze niszczenie infrastruktury przemys ł owej w wyniku alianckich nalotów przyspieszy koniec wojny, której wynik, w przypadku utrzymania si ę dotychczasowej tendencji, by ł ł atwy do przewidzenia. Jednak kapitulacja 111 Rzeszy nie by ła wówczas powa ż nie brana pod uwagę, wi ęc Speer i SS musieli zapewni ć warunki do dalszej, niezak ł óconej produkcji okrę tów podwodnych, czo łgów i samolotów. Pal ącą potrzebą stawał o si ę zapewnienie skutecznej ochrony samolotów my ś liwskich, atakuj ących ameryka ń skie i brytyjskie bombowce, by umo ż liwić funkcjonowanie przemys ł u. Jednak dotychczasowe ogromne straty samolotów my ś liwskich, zarówno biorąc pod uwag ę wysokie koszty ludzkie, w wyniku utraty wyszkolonych pilotów, jak i nakł ady czysto finansowe, sk ł aniał y do ci ągł ego poszukiwania ta ń szych ś rodków, mogących zapewni ć odebranie aliantom panowania w powietrzu. Jeden z projektów, maj ących spore szanse na realizacj ę przed koń cem wojny, obejmowa ł wdro ż enie w pe ł nym zakresie „konwencjonalnych" systemów rakietowych ziemia-powietrze. Nie ma w ątpliwo ś ci, ż e gdyby wojna potrwa ł a jeszcze kilka miesię cy, rakiety te mog łyby wykazać się druzgoc ąc ą skuteczno ś cią dzi ęki wykorzystaniu do ść wyrafinowanych czujników podczerwieni, namierzaj ących si ę na gorą ce osł ony silników i rury wydechowe alianckich bombowców (zaadaptowanych z systemów o kryptonimie „Spanner", produkowanych przez AEG, w które wyposaż ono niektóre nocne my ś liwce). Ale Niemcy nie mia ł y tych kilku miesi ę cy. Trzeba by ł o zastosować co ś natychmiast, jeś li dalszy opór mia ł mieć jakikolwiek sens. Szcz ęś liwie znaleź li się konstruktorzy, maj ący wizj ę rozwi ązania tego problemu. Na rozwi ązanie to skł adał yby się elementy pracy kilku róż nych, wspomnianych już wcześ niej, instytucji badawczych. Ci nieznani z nazwiska wynalazcy, by ć moż e pod kierownictwem Kammlera, zacz ę li szuka ć moż liwo ś ci połą czenia elementów najnowszych technologii, by uzyska ć skuteczny ś rodek obrony powietrznej. Pierwsze efekty ich stara ń alianccy (i niemieccy) piloci ujrzeli zim ą 1944 roku — były to w ł aś nie Foo Fighters, czyli „ogniste my ś liwce". Nazwa pochodzi od francuskiego s ł owa feu oznaczaj ącego „ogie ń ", a drugi jej cz ł on — „myś liwce" — dodali ś wiadkowie, usił uj ący nada ć jakikolwiek logiczny sens temu, co zaobserwowali. Niemieccy piloci, którzy ujrzeli w locie te maszyny, nadali im miano Feuerball (ogniste kule), nie maj ą c zreszt ą poj ę cia, podobnie jak ich przeciwnicy, co tak naprawd ę widzą. Mówi ąc wprost, piloci donosili o kulach energii, pulsuj ą cych pomara ń czowoczerwonym, opalizuj ącym ś wiatł em, których ruchy by ły ewidentnie kontrolowane. Zdawa ł o się , ż e jedynym ich celem był o towarzyszenie samolotom. Bez wzgl ę du na manewry, stosowane przez pilotów w celu pozbycia si ę intruzów, Foo Fighters, jak przyklejone, wci ąż utrzymywa ł y jednakowy dystans. Czasem donoszono o jednoczesnym zauwa ż eniu kilku z nich, a co najmniej raz ca ł y zespół ś wiecą cych kul przelecia ł przez ś rodek formacji alianckich bombowców. Prawdopodobnie pierwszy raz zosta ł y one dostrze ż one w nocy 22 lub 23 listopada 1944 roku. Pilot RAF-u kapitan Edward Schliiter lecia ł nocnym myś liwcem Bristol
76
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII lII RZESZY
Beaufighter podczas zwyk ł ego patrolu nad Renem, kiedy oko ł o 32 kilometrów od Strasburga, wraz z drugim cz ł onkiem zał ogi, zauważ ył 10 l ś nią cych, czerwonych kul, lec ących w ś lad za nim. W tym samym momencie radar pok ł adowy odmówił posł uszeń stwa, a poniewa ż nocny myś liwiec nie moż e operować bez tego urz ądzenia, Schlfiter zawróci ł do bazy, bardzo zdziwiony tym, co widzieli. Cztery dni pó ź niej kapitan Giblin, pilotuj ą c swego Beaufightera znalaz ł sic na po ł udnie od Mannheim, gdy pojedyncza, za to du ż o wi ększa kula pomara ń czowego ś wiatł a pojawi ł a się kilkaset metrów ponad jego maszyną i towarzyszy ła mu, nic wp ływaj ąc w ż aden sposób na wskazania radaru. Obecno ś ci tego obiektu nie zarejestrowa ł a te ż najbliż sza naziemna stacja radarowa, ale to mo ż na zł oż yć na karb niedoskona łoś ci ówczesnych urz ądzeń , które nie potrafi ł y rozró ż ni ć dwóch statków powietrznych, lec ących w tak niewielkiej odleg łoś ci od siebie. Pokaź ne rozmiary „ognistego my ś liwca" w porównaniu z tymi, które widział Schliiter, mo ż na wyjaś nić w ten sposób, ż e dystans, dziel ący go od samolotu, móg ł być duż o mniejszy. Tak czy inaczej, nie uda ł o się stwierdzić , które si ł y powietrzne spowodowa ły pojawienie si ę tego zjawiska. Podobne spotkania zdarza ły si ę przez cał y grudzień , przy czym Foo Fighters ś ledziły zarówno samoloty alianckie, jak i niemieckie. Niemieccy piloci uwa ż ali je za tajną broń pań stw zachodnich, podczas gdy alianci my ś leli dokł adnie odwrotnie. Jednak od chwili pojawienia si ę podobnych doniesień z walk nad Japoni ą dowództwo lotnictwa aliantów uzna ł o to zjawisko za now ą broń przeciwnika. W listopadzie 1944 roku Luftwaffe znalaz ła si ę na zdecydowanie przegranej pozycji. Z wyj ą tkiem nieudanej operacji „Bodenplatte", któr ą przeprowadzono 1 stycznia 1945 roku, u ż ywaj ąc wszystkich zdolnych jeszcze do walki si ł w celu zaatakowania alianckich lotnisk, Luftwaffe praktycznie nie stawia ł a już oporu. Nie mog ł o być inaczej, skoro ze wzgl ę du na drastyczny spadek zapasów paliwa wydano rozkaz zabraniaj ą cy samolotom ko ł owania na starto w ł asnych si ł ach, zamiast tego, w ramach oszcz ę dnoś ci, nakazuj ą cy ciągnię cie maszyn przez wo ł y. Produkcja samolotów my ś liwskich osi ągnęł a niezwykł e rozmiary, ale, co mo ż e wydać się niewiarygodne, paliwa wystarczał o tylko na wykonanie najbardziej niezb ędnych zadań , a i to tylko po zatwierdzeniu przez najwy ż sze wł adze. W rezultacie alianckie nocne my ś liwce, zamiast zwalcza ć opór Luftwaffe, musia ł y poprzestać na atakowaniu nocnych poci ągów i transportów drogowych, co powodowa ł o znu ż enie zał óg. Niektórzy powojenni badacze fenomenu Foo Figthers doszli wi ę c do wniosku, ż e był to jedynie wytwór fantazji cz ł onków zał óg samolotów RAF-u, próbuj ących oż ywić nieco nudne patrole. Kiedy za ś relacje te trafił y do opinii publicznej, mistyfikacja wymkn ęł a si ę spod kontroli i zacz ę ta ż yć w ł asnym ż yciem. Autor nic zgadza si ę z tym os ądem, maj ąc zaufanie do profesjonalizmu za ł óg samolotów bojowych. Owszem, jedna czy dwie relacje mog ły by ć wynikiem głupiego dowcipu czy kawa łu, ale nie ma dymu bez ognia. Skoro starsi oficerowie po obu stronach frontu odnotowali pojawienie si ę podobnego zjawiska, to co ś musiał o być na rzeczy. Pierwsze informacje podano do ogólnej wiadomo ś ci w czasopi śmie „South Wales Argus". Krótki artyku ł na ten temat, wydrukowany 13 grudnia 1944 roku, zosta ł opracowany na podstawie doniesienia agencji Reutera, która z kolei mog ł a posił kować si ę wcześ niejszą o miesiąc publikacj ą w ameryka ń skim „Legion Magazine", zawieraj ąc ą relacje kilku pilotów sił powietrznych Stanów Zjednoczonych na temat przypuszczalnych ź róde ł tajemniczego zjawiska:
77 Niemcy, w zwi ą zku z nadchodz ącym Hoż ym Narodzeniem, wyprodukowali nową „tajną" broń . Urzą dzenie, b ę dą ce prawdopodobnie broni ą przeciwlotnicz ą, przypomina szklane bombki wieszane na choince. Wisz ą sobie one w powietrzu nad terytorium Niemiec, pojedynczo, a czasem w grupach. Maj ą srebrzyst ą barw ę i są przezroczyste.
Wiadomo ść ta wywoł ał a spore zamieszanie i zosta ł a podj ę ta przez powa ż ny dziennik „New York Herald 8c Tribune" z 2 stycznia 1945 roku. 12 stycznia zaobserwowano wzmoż oną aktywno ść Foo Fighters, o czym za ł ogi kilku dywizjonów bombowych poinformował y dowództwo w Dijon. Na wysokim szczeblu wdro ż ono wi ęc dochodzenie, które zakoń czył o si ę stwierdzeniem, ż e skoro obiekty te nie wykazuj ą tendencji do zachowa ń agresywnych, to najwyra ź niej nie stanowią zagroż enia. Skoro Foo Fighters nie str ą cały samolotów, to jakie by ł o ich prawdziwe przeznaczenie i co mogł o je łą czyć z programem produkcji lataj ą cych dysków? Aby znale źć odpowiedzi na te pytania, nale ż y si ę gnąć do gł ównego ź ródł a informacji na ten temat, jakim jest wydana w 1968 roku ksi ąż ka wł oskiego autora, Renata Vesca, zatytu ł owana Intercettateli Senza Sparare (Przechwyci ć bez strzał u). Cho ć niektórzy badacze odnosz ą si ę pogardliwie do kilku zawartych w niej do ść w ątpliwych twierdze ń , Vesco przedstawia spraw ę w sposób bardzo intryguj ą cy. Próbuj ąc dociec, jaki móg ł być cel produkcji „ognistych my ś liwców", Vesco wybra ł kilka w ątków z ogromu bada ń , prowadzonych w instytutach nale żą cych do SS i Luftwaffe. Chodzi ło mi ędzy innymi o generator pulsu elektromagnetycznego o ograniczonym zasi ęgu, sł użą cy do przerywania pracy uk ł adów zapłonowych ówczesnych silników lotniczych, urz ądzenie do zak ł ócania łą czno ś ci radiowej z samolotami oraz czujnik podczerwieni namierzaj ący wydech spalin, podobny do stosowanego we wspó łczesnych przeciwlotniczych pociskach rakietowych. Urz ą dzenie to dział ał o na zasadzie utrzymania stał ej wartoś ci odczytu, wi ę c gdyby zainstalowa ć je na samolocie, to po namierzeniu umoż liwiałoby ono pod ąż anie za celem. System ów, znany jako Paplitz, zosta ł skonstruowany przez Instytut Elektroakustyki w Namslau. W marcu 1945 roku po zainstalowaniu go w konwencjonalnym samolocie okaza ł o si ę , ż e jest on wystarczaj ąco czuł y, by utrzyma ć dystans zaledwie 12 metrów mi ę dzy ś ciganym a ś cigaj ą cym — czyli tak, jak czynił y Foo Fighters. Do dzi ś nie wiadomo, jak w rzeczywisto ś ci wygl ą dał „ognisty my ś liwiec". Nie zachował y się ż adne plany ani fotografie, a poniewa ż widywano je zwykle w nocy, nie moż na nawet z opisu ustali ć ich rozmiarów czy kształ tów. Moż na tylko zakł adać , ż e kad ł ub mial postać kuli o ś rednicy okoł o dwóch metrów, na której obwodzie obraca ł si ę wirnik, skł adaj ący si ę , dajmy na to, z sze ś ciu łopat o zmiennym k ą cie natarcia, tak jak w przypadku Triebfliigela. Na ko ń cówkach trzech z nich mog ły być umieszczone mniejsze wersje silników strumieniowych Pabsta, zbli ż one rozmiarami do tych ze ś migł owca Dóblhoffa. By ł y to stosunkowo niewielkie obiekty, niewymagaj ące ogromnych mocy, więc silnik na ka ż dej łopacie wirnika nie by ł chyba konieczny. Dolna część kadłuba mogł a być nieco wydł uż ona (przez co ca ł ość przypominał a kszta łtem waflowy kubeczek wype ł niony lodami) w celu obni ż enia ś rodka cięż koś ci i uniknię cia niekontrolowanego obracania si ę we wszystkich kierunkach. Pojawi ły si ę też sugestie, ż e dolna część kadł uba mogł a być wyposaż ona w ukł ad hamulców aerodynamicznych,
78
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
zwię kszaj ących możliwoś ci akrobacyjne oraz u łatwiaj ących wykonywanie ewentualnych uników. Sporych rozmiarów układy elektroniczne mia ły znajdowa ć si ę w górnej cz ęś ci kuli, gdzie by ł yby zabezpieczone przez gor ącem oraz drganiami, pochodz ą cymi od silnika i uł ożyskowania obracaj ą cego si ę wirnika. Tam te ż był by zamontowany odbiornik czujnika podczerwieni, skierowany do przodu, aby odczyty nie zosta ły zakł ócone przez wł asne silniki odrzutowe. Równie ż tu był oby miejsce na niewielkich rozmiarów g łowicę bojow ą , odpalan ą przez system podczerwieni, ale cho ć nie jest znany ż aden przypadek zniszczenia samolotu przez „ogniste my ś liwce", nie wiadomo, czy nie sta ło się tak tylko dlatego, ż e spotykane obiekty by ł y wyłą cznie niedoko ń czonymi prototypami. Podobnie nie ma jasnoś ci co do zastosowania na nich pewnego rodzaju mechanizmu „szybkiej ucieczki". Niektórzy strzelcy z bombowców otwierali ogie ń do Foo Fighters, które ponoć oddalały si ę wówczas z niezwykłą prę dkoś cią . Vesco przypuszcza, ż e to dzi ęki pokryciu zewnę trznemu z dwóch warstw metalowych p łyt, maj ą cych odwrotnie spolaryzowane ł adunki elektryczne, przedzielonych warstw ą izolatora. Pocisk, przebijaj ą cy obie warstwy, powodowa ł by zwarcie, które uruchamia łoby awaryjn ą moc silników i, niezależ nie od systemu naprowadzania w podczerwieni, rozpoczyna łby procedurę nagłego oddalenia się z najwyż szą prędkoś cią w celu unikni ęcia kolejnych trafień . W każ dym razie wszystkie wymienione cz ęś ci skł adowe „ognistych my ś liwców" należą do sfery przypuszcze ń , bo po prostu nikt nie wie, co si ę na nie skł ada ł o w rzeczywisto ś ci — moż na tylko próbowa ć si ę tego domy ś lić . Foo Fighters startowa ły prawdopodobnie zc skrzyni ci ęż arówki, platformy kolejowej lub jakiej ś zaimprowizowanej wyrzutni naziemnej. Ich operatorzy prawdopodobnie czekali z odpaleniem, a ż samoloty znajdą się w polu widzenia albo w zasi ęgu radaru, by nie powodowa ć strat paliwa na poszukiwanie celu. Mo ż na się tylko domyś lać , jakie systemy nap ę dowe zastosowano na „ognistych my ś liwcach". Istnieje pogl ąd, ż e pod doln ą częś cią pojazdu mocowano niewielki zestaw rakietowych dopalaczy na paliwo sta łe (okreś lany angielskim skrótem RATO — Rocket Assisted Take Off), sł użą cych do wspomagania startu. Wi ę ksze wersje takich zestawów wykorzystywane by ły przcz Luftwaffe do wspomagania startów bombowców i ci ęż kich transportowców. Obs ł uga wystrzeliwala „myś liwiec" z platformy, pozostaj ąc w pewnym oddaleniu, bo startowa ł on z prę dkoś cią rakiety. Lot na silnikach rakietowych by ł krótki, ale wystarczał do speł nienia dwóch warunków: osi ą gni ę cia pu ł apu operacyjnego oraz rozwini ę cia prę dko ś ci, przy której uruchamia ł y się silniki strumieniowe. Od chwili startu pompa dostarcza ł a do nich paliwo. Przy odpowiedniej prę dko ś ci następował samozap ł on, a wraz z nim wzbudza ł y si ę obroty wirnika — głównego ź ródł a nap ę du po wyczerpaniu paliwa dopalaczy. Niewielkich rozmiarów dopalacze Oddziela ł yby si ę od kadłuba i opadały na ziemi ę na spadochronie w celu powtórnego u życia, tak jak dzia ł o si ę to w przypadku wi ę kszych modeli, stosowanych już w praktyce. Tymczasem Foo Fighter namierzy ł by si ę mi wybrany cel dzi ęki systemowi naprowadzania na podczerwie ń i pod ąż ał by ś ladem ciepinym za wrogim samolotem. Według innej hipotezy, obiekty te wyposaż one by ł yby w wewnę trzne silniki benzynowe albo turbiny gazowe, s ł u żą ce do rozkrę cenia wirnika jeszcze na ziemi do prę dkoś ci umoż liwiaj ą cej uruchomienie silników strumieniowych, dzi ęki czemu start nie wymagałby uż ywania dopalaczy. Alternatywnym rozwi ą zaniem byłoby wyposaż enie platformy startowej w silnik i wał ek, sł użą ce do wst ę pnego rozkr ęcenia wirnika „my ś liwca".
79 Przy odpowiedniej pr ę dko ś ci obrotowej uruchamia łyby si ę silniki strumieniowe i pojazd swobodnie unosi łby się w powietrze. A moż e stosowano kombinacj ę tych trzech metod— tego zwyczajnie nie wiemy. Bez wzgl ę du na to, w jaki sposób Foo Fighter wzbijał się w przestworza, w warunkach operacyjnych zapewne dzia ł ał zupeł nie samodzielnie. Operator na stanowisku naziemnym mógł być moż e pilnować poziomu paliwa i dokonywa ć odczytów wskaza ń czujnika podczerwieni, ale nie móg ł w ż aden sposób wpł ywać na samo dział anie urządzenia. Przede wszystkim telewizyjny system naprowadzania, który wówczas by ł już opracowany dla eksperymentalnych wersji pocisku powietrze-ziemia Henschel lis 293, zapewnia ł jedynie fatalnej jako ś ci obraz i bardzo niepewny odbiór. Podobnie z radarem: w owym czasie nie by ł o tak zminiaturyzowanego systemu radarowego, by zmie ś cić go w niewielkim i ciasnym kadłubie — zw łaszcza gdy cz ęść miejsca zabiera łby system naprowadzania w podczerwieni. W zwi ązku z powy ż szym operator by ł by bezsilny w przypadku, gdyby cel zaczął wykonywać uniki. Gdy poziom paliwa spadlby do warto ś ci minimalnej, Foo Fighter musia ł by rezygnować z dalszego polowania i zacz ąć przygotowania do powrotu (zakł adaj ąc, ż e nie został by zestrzelony). Rezerwa paliwa mia ł a dać szans ę dolecenia jak najbliż ej stanowiska naziemnego, mo ż liwie w jednym kawa łku, a sarno l ądowanie odbywałoby si ę z uż yciem spadochronu, umieszczonego w dolnej cz ęś ci kadł uba (nad zestawem rakietowych dopalaczy), który, otwieraj ą c si ę , powodowałby też odcię cie dopływu paliwa, o ile samo si ę jeszcze nie wyczerpa ł o. W celu uł atwienia odnalezienia maszyny operator pos ł ugiwa łby się namiarami na ci ągł y sygnał radiowy. Od czasu wojny sporo napisano na temat ,ognistych my ś liwców", przy czym wyjaś nienia tego zjawiska obejmuj ą zarówno wizyt ę przyjaź nie nastawionych „obcych", przyglądaj ących si ę konfliktowi, jak i najzwyklejsze zjawiska atmosferyczne, takie jak cho ć by piorun kulisty. Inne sugestie, pojawiaj ą ce si ę na przestrzeni wielu lat, mówi ą o wprowadzaj ącej zał ogi w błą d „mgiełce", powstaj ącej w wyniku pracy silników wł asnego samolotu, albo o zaburzeniach elektromagnetycznych, wywo ł anych wzajemnym oddziaływaniem systemów radarowych i pok ł adowych stacji nadawczo-odbiorczych, b ę dących przyczyn ą anomalii atmosferycznych. Wszystkie te „wyja śnienia" upadaj ą po bliż szej analizie, a jedynym, które ewentualnie daje si ę utrzymać , jest to, które przedstawiono w tej ksi ąż ce. Ostatecznie by ł o to dokonanie bez precedensu, je ś li chodzi o techniczny aspekt przedsi ę wzi ę cia, ale naciski na powstanie takiej broni ze strony SS wywierano tak silnie, ż e niewątpliwie pozwoliło to ominąć mniejsze przeciwno ś ci. Krótko mówi ąc, autor uważ a, ż e Foo Fighters stanowi ły całkowicie realny i wykonalny system uzbrojenia, a prototypy pierwszych obiektów rozpocz ę to testować w 1944 roku, ale projekt nie wszed ł do produkcji seryjnej ani nie zosta ł uż yty w walce z powodu zmiany przebiegu wojny oraz roli, jak ą miało do odegrania SS. Program rozwoju „ognistych my ś liwców" mógł przebiega ć w dwóch róż nych fazach. Po pierwsze, jako nieuzbrojone prototypy, by ły broni ą psychologiczn ą, nastawioną na wywo łanie wś ród alianckich pilotów i ich przeł oż onych obawy, ż e czeka ich surowa kara, wymierzona przez przeciwnika. Po drugie, Niemcy bez w ątpienia mieli zamiar wysył ać całe chmary „ognistych my ś liwców" po ich dopracowaniu, dzie ń po dniu i noc po nocy. Podziemne zakłady, takie jak Nordhausen i Kahla, produkowa łyby te stosunkowo tanie i rozwojowe „powietrzne miny" w wielkich liczbach, a ich po łą czone dział anie miał o ustrzec niemieckie niebo przed wtargni ę ciem alianckich samolotów, pozwalaj ąc na tak po żą dane uzyskanie przewagi powietrznej. By ł yby to urz ądzenia wyj ątkowo
SO
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
skuteczne w dzia ł aniu, ponieważ nie znano wówczas przed nimi ż adnej obrony - bro ń , jakiej od dawna brakowa ło Hitlerowi i jak ą mial być oczekiwany projekt bomby atomowej V-4. Alianci nawet nie rozpocz ę li poszukiwa ń ś rodków zaradczych przeciwko Fon Fighters, wi ę c Hitler móg ł dla swego kraju uzyska ć wystarczaj ą cą ilość czasu, by dokoń czyć opracowywanie innych elementów muru obronnego wokó ł Niemiec — odrzutowych my ś liwców oraz pocisków rakietowych. Naprzeciw Haunebu i Foo Fightcr nawet odrzutowce byly przestarza ł e, i wł aś nie teraz na scenie pojawi ł się Kammler, prawdopodobnie za wiedz ą i zgodą Himmlera. Każ dy projekt mia ł na celu obron ę Rzeszy, ale tylko te dwa — Haunebu i Foo Fighter, otrzyma ły szans ę realizacji w postaci wygrywaj ących wojn ę maszyn, moż liwych do zastosowania zarówno pod wzgl ędem ekonomicznym, jak i strategicznym. Dzi ę ki nim Niemcy mia ły moż liwo ść odzyskania ż ywotnych si ł . Ale czas wyprzedzi ł oba te projekty, a Kammlcr, dysponuj ący ogromn ą wiedzą na ten temat, doskonale zdawa ł sobie z tego spraw ę . Zgodnie z doniesieniami, „Haunebu V" wzniós ł się po raz pierwszy w lutym 1945 roku, ale projekt zosta ł szybko zarzucony. Od marca 1945 roku coraz mniej s ł ychać był o o Foo Fighters, czy ż by również z powodu zawieszenia realizacji projektu przez Kammlera? Do tej pory, rzecz jasna, mo ż liwoś ci obu urządzeń satysfakcjonowa ł y zarówno jego samego, jak i reszt ę SS i planowano jak najszybsze skierowanie ich do produkcji seryjnej, gdyby nie pojawił y się inne problemy. Armia Czerwona uros ł a na wschodzie w wielk ą sil ę , wiadomo by ł o, ż e gdy ruszy, nikt jej nie zatrzyma. Podobnie na zachodzie, alianci nabrali znów impetu po laniu, jakie dostali podczas ofensywy w Ardenach pod koniec 1944 roku. W rezultacie ci ęż kich walk w Ardenach Niemcy zyska ł y nieco czasu dla z ł apania oddechu, ale ostatecznie opó ź ni ło to marsz z zachodu nie wi ę cej niż o miesiąc, a to nie wystarczy ło, by uruchomi ć na wielką skal ę produkcj ę Wundenvaffen oraz ewakuować wcze ś niejsze projekty, takie jak V-2. Niemiecki przemys ł leż ał w gruzach i nie by ł już w stanic ocali ć kraju. Wojna był a sko ń czona i zabrak ł o czasu, by te zadziwiaj ące systemy bojowe wesz ł y do walki pod sztandarem 111 Rzeszy. Ale pewne materia ły pozwalaj ą sądzić , ż e miał y one jeszcze zosta ć u ż yte, cho ć w zupeł nie innym miejscu.
Rozdział 6
Powierzają c komu ś swe tajemnice, oddajesz mu swoj ą wolność . Przys ł owie hiszpa ń skie
koń cem wojny Niemcy pogrąż yły si ę w bezczynno ś ci. Kraj zosta ł wzi ęty w kleszcze z jednej strony przez Amerykanów i Brytyjczyków, z drugiej przez Rosjan. Alianci pilnie przyglądali się lokalnym wł adzom i wyczerpanemu wojn ą społ eczeń stwu w poszukiwaniu oznak odradzania si ę faszyzmu, jednocze ś nie dokonuj ą c rozbioru na czynniki pierwsze zak ł adów przemys ł owych, aby odnaleźć ś lady sł ynnych Wundenvaffen. Zakł adaj ąc, ż e zarówno projekt Foo Fighters, jak i Hauncbu zosta ł wyekspediowany do Bazy 211, jakie ł upy mogły zostać dla naukowców ze zwyci ę skich krajów? Koleje losu wielu wspomnianych tu projektów były podobne. Za przykł ad mogą pos ł uż yć samoloty odrzutowe i rakiety, ale materia ł ów tego rodzaju by ł o pod dostatkiem. Zarówno plany, jak i ukoń czone już egzemplarze, zapewnia ły naukowcom zaj ęcie na cał e lata. Jednak wszystko to by ło małe piwo w porównaniu z Haunebu i „ognistymi my ś liwcami". Nie wiadomo, czy radzieccy piloci meldowali o spotkaniach z tymi ostatnimi, wi ę c trudno powiedzie ć , czy radzieckie tajne s ł uż by (NKWD) otrzyma ł y zadanie rozwikł ania tej tajemnicy, ale wszystko wskazuje na to, ż e brytyjskie MI 6 (wyst ępuj ące dalej jako SIS — S ecret Intelligence Seryjce — dos ł . tajna s łuż ba wywiadowcza, czyli wywiad brytyjski) oraz ameryka ń skie OSS (Office of Strategie Services, jako ż e CIA nie zosta ł a jeszcze sformowana) wykaza ły duż e zainteresowanie tym problemem. Ostatecznie zjawisko to mogł o być celowo lekceważone wobec opinii publicznej, jednak za zamkni ętymi drzwiami gabinetów pojawia ł o si ę zakłopotanie w zwi ązku z niewiedzą, czym s ą te fantomy i co sob ą reprezentuj ą . Jeż eli naprawdę miał to być nowy typ konstrukcji lotniczej, wystarczył o, by przedstawiciele w ł adz zobaczyli, jak to ustrojstwo zatacza kó łka wokół wszystkich konwencjonalnych samolotów, aby doszli do wniosku, ż e nie moż na tego zlekceważyć . W przypadku gdyby wspomniane obiekty nie by ły już dostę pne, należ ało znaleźć techników i inż ynierów, którzy je zbudowali, pilotów, którzy nimi latali, oraz ludzi
Z
6 —Zaginione tajemnice technologii...
82
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
z obs ł ugi naziemnej, którzy je naprawiali. Dok ł adniej — wszystkich tych, którzy zostali po odp łynię ciu ostatniego U-Boota na Antarktyd ę . ż aden ze zwyci ę skich krajów nie mógł pozwoli ć sobie na to, by przepuś ci ć mię dzy palcami tysi ące naukowców, zaanga ż owanych w realizacj ę tych projektów. Je ś li nie nakazano pł aci ć Niemcom wojennych odszkodowa ń , tak jak w roku 1918, to dlatego, ż e przyszł e ekonomiczne korzy ś ci z zastosowania nowatorskich rozwi ązań technicznych stanowi ły lepsze ź ródło zado ść uczynienia dla zwyci ę zców. Jednak SIS nie zawsze traktowa ła naukowców jako źródł o korzyś ci wywiadowczych bądź ekonomicznych. Przyk ł adem moż e być słynna sprawa Raportu Norwegia, opisuj ącego niektóre dokonania niemieckich naukowców, takie jak: bezsilnikowe prototypy Me 163 Komet testowanego pó ź niej w Pccncmilnde, dwa nowe typy torped, nowoczesny system radarowy i zapalnik zbli ż eniowy do pocisków przeciwlotniczych. Raport ten został przesł any do SIS kilka miesi ę cy przed wybuchem wojny przez anonimowego norweskiego dobroczy ń c ę, zaniepokojonego post ępem technicznym Niemiec. Ale SIS zlekceważ yła te informacje, prezentuj ąc nonszalancką postawę typu: „Skoro my nie potrafimy tego zrobić , to oni też nie potrafi ą". W maj ących nadej ść latach zmaga ń podobna, krótkowzroczna postawa uleg ł a diametralnej zmianie. Rzecz jasna, brytyjscy naukowcy nie pozostawali w tyle, a nawet tworzyli jeszcze bardziej genialne wynalazki, zw ł aszcza po przyst ąpieniu Ameryki do wojny w 1941 roku. Już od pierwszych dni obowiązywania umowy lend-lease brytyjscy naukowcy i przemys ł owcy odwiedzali Ameryk ę, by zapoznać się z dobrodziejstwami prawdziwie masowej produkcji, aby odpowiednio zmodernizować swoje w ł asne fabryki. Post ęp był powolny, ale wraz z pojawieniem si ę nowych samolotów, czo łgów i okrętów SIS zacz ęł a dostrzegać rosnące znaczenie wywiadu przemysł owego. Tendencja ta by ł a wyraź nie widoczna pod koniec wojny w 1944 roku, Istniał a jednak jeszcze jedna, prosta i jednocze ś nie nagl ą ca przyczyna, dla której alianci zdecydowali si ę na wybranie właś nie niemieckich wynalazków i naukowców. Alianckie czoł gi i okrę ty podwodne by ły stale ulepszane podczas wojny, ale w porównaniu ze sprz ętem niemieckim modyfikacje te pozostawa ł y daleko w tyle. Niemieckie U-Booty typu XXI z nowatorskim systemem dostarczania powietrza do silników nazwanym Snorchel (chrapy) mogł y przebyć w zanurzeniu wiele setek, o ile nie tysi ęcy mil, staj ąc się w ten sposób prawdziwym okrętem podwodnym, w przeciwie ń stwie do okrę tów maj ących jedynie czasow ą zdolno ść do zanurzania si ę . Niemieckie czołgi miały silniejsze opancerzenie i skuteczniejsze dzia ł a, które strzela ły lepszą amunicj ą w porównaniu do wi ę kszo ś ci typów czoł gów alianckich. Co prawda alianci prowadzili w wy ś cigu o skonstruowanie pierwszej bomby atomowej, a to dlatego, ż e Niemcy woleli pracowa ć nad w ł asnym projektem bomby, nieco uproszczonej, cho ć nie mniej przera ż aj ącej, zwanej broni ą V-4. Zamiast bomby atomowej Niemcy, tak jak w przypadku dzia ł a kolejowego Kruppa, zdecydowali si ę na zaangaż owanie sił i ś rodków w bardziej egzotyczne przedsię wzi ę cia — rakiety i lataj ące bomby. Cho ć broń ta nie zapewnił a jej użytkownikom peł nego sukcesu, to alianccy naukowcy, a ż do dnia, w którym po raz pierwszy zosta ł a użyta, przekonywali samych siebie i wszystkich dookoła, ż e taki postęp technologiczny, który pozwoli j ą wyprodukować , jest w ogóle niemoż liwy. Bardziej pragmatycznie my ś lący Churchill był tak przera ż ony moż liwoś ciami nowej broni, ż e wydał rozkaz zrównania z ziemi ą Peenemtinde, ale by ł o już Z a. póź no na cał kowite zastopowanie projektu. Pierwszy nalot V-1 odbył się niecały rok później. Ś wiadomo ść faktu, ż e postę p w zakresie nowoczesnej technologii zapewnia strategiczn ą przewagę , ukierunkował a powojenne dzia ł ania SIS, OSS
83 i podobnych organizacji oraz sta ł a się iskrą zapalną szaleń czego wy ś cigu zbrojeń , którego jeste ś my ś wiadkami praktycznie do dnia dzisiejszego. Po wojnic pań stwa alianckie, d ążą c do wspólnego celu, ponownie przyst ąpiły do rywalizacji ekonomicznej. Pozosta ły nienaruszone sojusze wojskowe, ale w kwestii demilitaryzacji i b ędącego jej konsekwencj ą przestawienia przemys ł u na produkcj ę pokojową każ dy odpowiada ł sam za siebie. SIS — wraz z agencjami wywiadowczymi innych pań stw zwyci ę skiej koalicji — musia ł a toczyć nowe boje w dziedzinie ekonomii, chc ąc osiągnąć jakiekolwiek korzy ś ci, wynikają ce z wygrania wojny. Niestety, pierwsze brytyjskie próby zdobycia informacji w tej dziedzinie zakrawa ły na fars ę . Zupełnie nieoczekiwanie RAF arogancko stwierdzi ł , ż e nie jest zainteresowany bezpo ś rednim zapoznaniem si ę z obiektami i mieniem nale żą cym do Luftwaffe, i nie wyznaczy ł w tym celu ż adnych ludzi spo ś ród swego personelu. Royal Navy oraz dowództwo wojsk l ą dowych musia ły wi ęc polegać na swoich w ł asnych grupach dzia ł ania, wyznaczonych do tego rodzaju prac, zwanych Sekcjami T*. Po otrzymaniu doniesie ń o bezprawnych dzia ł aniach Sekcji T, w której skł ad wchodzili angielscy komandosi (zyskał a sobie ona nazw ę „zespoł u naruszania nietykalno ś ci cielesnej"), brytyjskie w ł adze wojskowe wyda ły rozkaz zalecaj ący tym grupom wspó łprac ę z lepiej zorganizowanymi i bardziej zdyscyplinowanymi jednostkami ameryka ń skimi, takimi jak zespó ł ALSOS, zaanga ż owany w odkrywanie tajemnic niemieckiego programu budowy broni j ą drowej. Ten ż enuj ący epizod pokazuje jedynie, jak ą amatorszczyzną charakteryzowa ł y się brytyjskie dział ania, skoro w wyniku braku dyscypliny i prymitywnych zachowań prace straci ł y tempo i przewag ę pierwsze ń stwa. Natomiast Amerykanie sporz ądzili dł ugą listę osi ągnięć technicznych i naukowców i nie unikali zaangaż owania poważ nych sił i ś rodków, by zrealizowa ć wyznaczone cele. W porównaniu z nimi SIS ponownie zawiod ł a, nie potrafi ąc dokł adnie przewidzie ć brytyjskich potrzeb w okresie powojennym — tak przynajmniej wynika z oficjalnie udost ę pnionych dokumentów. Oto dwie historie potwierdzaj ą ce popełnienie wspomnianych b łę dów. Kiedy wojska radzieckie opanowa ły należą cy do SS poligon doś wiadczalny rakiet V-2 w Bli ź nie, Churchill wysłał do Stalina depesz ę z zapytaniem, czy po łą czona grupa angielskich i ameryka ń skich specjalistów mo ż e odwiedzi ć to miejsce i z bliska obejrze ć rakiety. Stalin wyrazi ł zgodę, ale gdy po wyczerpuj ącej podróży zespól dotarł na miejsce, okaza ło sig, ż e rzekomo jest ono wci ąż zaj ęte przez Niemców — gdy w rzeczywisto ś ci Rosjanie siedzieli tam ju ż od dwóch tygodni i ukradkiem wywozili jedna po drugiej wszystkie rakiety. Kiedy wreszcie wpuszczono tam zachodnich specjalistów, nie znale ź li oni niczego, co miał oby wię kszą warto ść , za to ich gospodarze, w przyp ływie dobrej woli, podarowali im kilka skrzyń czegoś , co mia ło być „częś ciami skł adowymi V-2", do dokł adnego przebadania w Anglii. Po otwarciu skrzyń okazało się , ż e były tam częś ci zamienne do silników lotniczych — co, jak moż na sobie wyobrazi ć , nie spotkał o się ze zbyt entuzjastycznym przyj ę ciem. Kolejna pere ł ka dotyczy francuskiego podej ś cia do powojennego pilnowania w ł asnych interesów. Niemcy z konieczno ś ci opracowali substytut gumy, zwany buna, który podczas wojny wytwarzali w fabryce na terenie Francji. Kiedy dotarli tam brytyjscy badacze, zainteresowani technologi ą produkcji buny, dyrekcja fabryki poinformowa ł a ich, ż e niczego nie moż e ujawnić z powodu tajnej umowy, podpisanej z przedstawicielami odchodz ącego personelu niemieckiego! Krótko mówi ąc, tajemnice produkcji wa ż nego * Prawdopodobnie „T" jak trophy - Irofeum, zdobycz wojenna (przyp. t łum.).
84
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
wyrobu miały pozostać wł asnoś ci ą niemieckich naukowców i francuskich w ł a ś cicieli fabryki. Historia nie ujawnia, czy Wielka Brytania pozna ł a kiedykolwiek tajemnic ę produkcji buny, ale oba przypadki ukazuj ą ówczesne błę dne podej ś cie Brytyjczyków do tych spraw. Przedstawiciele tego kraju byli zbyt „ugrzecznieni", chcieli gra ć zgodnie z zasadami prawa wojennego i mi ędzynarodowej dyplomacji, podczas gdy inne pań stwa angaż ował y wiele sil i ś rodków, aby zapewni ć sobie wł asnym sumptem mo ż liwie jak najwi ększe zado ść uczynienie ze strony pokonanych. Poza istni ęjącym ju ż zespoł em ALSOS ameryka ń skie dział ania był y prowadzone w bardzo aktywny (mo ż na powiedzie ć — ryzykowny) sposób. Wszystko, czym dysponował a Ameryka, zosta ło zaanga ż owane w herkulesowe dzie ł o utrzymania powojennej przewagi tego kraju nad innymi pod wzgl ę dem strategicznym i ekonomicznym. Nowym przeciwnikiem, jak przewidywano, mia ł a sta ć si ę Rosja, b ędąca jedynym prawdziwym supermocarstwem poza Stanami Zjednoczonymi, wi ę c Amerykanie nie mogli pozwoli ć na to, aby z ich rąk wymkn ę li się najzdolniejsi niemieccy naukowcy wraz z efektami swojej pracy. Jeszcze zanim na dobre sko ń czyła si ę wojna w Europie, Amerykanie codziennie wysył ali do portów nad kana łem La Manche poci ąg (zwany Cukierkowym Ekspresem), zał adowany ł upami: czoł gami, samolotami, pociskami V-1 i V-2. Mo ż na by wymienia ć bez koń ca, przy czym nawet cz ęść tego ł adunku nie był a przeznaczona dla Wielkiej Brytanii, bo po dotarciu poci ą gu na wybrzeż e ca łość przeł adowywano na ameryka ń skie statki i wysył ano prosto do Stanów Zjednoczonych. Wywo ż ono nie tylko to, co był o znane, ale takż e całą masę bardzo dziwacznych projektów, o których Brytyjczycy i pozostali zwycięzcy nie mieli zielonego poj ę cia. Przykł adowo profesor Lippisch, twórca Me 163, pracował nad projektem nowego my ś liwca o skrzydł ach w kształ cie delty, nap ę dzanego odrzutowym silnikiem strumieniowym, którego paliwem, w zwi ązku z nę kaj ącym Niemcy permanentnym brakiem ropy naftowej, planowano uczyni ć granulowany miał węglowy. Pod koniec wojny zdobyto w po łowie ukoń czony, bezsilnikowy prototyp, a Amerykanie nie do ść , ż e skł onili in ż ynierów i projektantów do doko ń czenia swoich prac, to potem zał adowali gotowy p ł atowiec na platform ę do transportu czo łgów i ostroż nie przetransportowali j ą do portu, gdzie czeka ł już na nią lotniskowiec. Zastosowano wyj ą tkowe ś rodki bezpiecze ń stwa w celu ukrycia przeznaczenia dziwnie wygl ądaj ącego ładunku podczas przejazdu przez terytorium Francji, niemniej cel zosta ł osi ągnię ty i DM-1, jak nazywal si ę pł atowiec, pierwszy swój lot odby ł w Stanach Zjednoczonych. Ameryka ń skie lotniskowce i transportowce ju ż od wielu tygodni pokonywał y Atlantyk w obie strony, przewożą c równie waż ne ł adunki, zanim Brytyjczycy zechcieli po ś wię cić tej kwestii cho ć odrobin ę uwagi. Po wstępnej szarż y Amerykanów w celu pozyskania materia ł ów dotyczą cych technologii wojskowych i przemysł owych dla niemieckich naukowców sta ł o si ę jasne, przed kim bę dzie się im bardziej op ł acał o skapitulować . Dysponuj ą ca praktycznie nieograniczonymi zasobami Ameryka by ł a dla pragn ą cych kontynuowa ć swoje prace Niemców prawdziwą ziemi ą obiecan ą . Moż e wydać się dziwne, ż e ludzie ci chcieli pracowa ć dalej dla wrogów, jednak w wi ększo ś ci byli to cywile, dla których praca stanowi tre ść ż ycia przez ostatnie pi ęć lat. Opracowywanie i realizowanie projektów sta ł o si ę ich zawodem, wię c gdy pokonane i zniszczone Niemcy nie by ł y w stanie zagwarantowa ć im dalszego zatrudnienia, zupe ł nie oczywistym posunięciem by ł zwrot w kierunku zwyci ęzców. Najlepsze mo ż liwoś ci zapewniał a Ameryka, dlatego wi ększo ść wybrał a tę mo ż liwość .
85 Najbardziej znanym uczonym by ł chyba Wernher von Braun, który podda ł się Amerykanom wraz z ca łym swoim zespoł em zaraz po tym, gdy SS przenios ło ich do ma łego alpejskiego miasteczka Oberammergau, s łynącego z wystawianych raz na dekad ę pasji. Był a to nie lada zdobycz, która wraz z przechwyconymi w Nordhausen rakietami V-2 dawała Ameryce spor ą przewagę nad Związkiem Radzieckim. W związku z dużą liczb ą naukowców, pragnących przej ść na ich stron ę , Amerykanie musieli zorganizowa ć jako ś ich przyj ę cie i rozmieszczenie. W tym celu OSS opracowa ł o plan „Overcast" („Zachmurzenie"), tajne przedsi ęwzi ę cie administracyjne, maj ące na celu przydzielanie zezwole ń na osiedlenie si ę w zależnoś ci od rodzaju pracy, jaką uchodźca mial do zaoferowania. Poniewa ż dział ania te nie zapewnia ł y odpowiedniego stopnia bezpiecze ń stwa, wprowadzono udoskonalenia, zwane planem „Paperclip" („Spinacz"), która to nazwa pochodził a od spinaczy, przypię tych do ka ż dego zestawu dokumentów, decyduj ących o tym, czy dana osoba otrzyma zgod ę na podró ż do Stanów Zjednoczonych. Werner Osenberg, był y dowódca wydziahi do spraw nauki w gestapo, obecnie zatrudniony przez szefa OSS, Allena Dullesa, sporz ądzi ł wstępną list ę 600 ludzi, którym powinno si ę umoż liwić podróż . Niektórzy z nich zwi ą zani byli z rakietowym programem von Brauna, który mia ł być kontynuowany. Inni, należą cy do różnych „medycznych zespo ł ów badawczych", mieli podjąć przerwane eksperymenty, prowadzone dotychczas w obozach koncentracyjnych. Oznaczało to uczestnictwo niczego nie ś wiadomych, szeregowych żołnierzy ameryka ń skich w do ś wiadczeniach ze ś rodkami chemicznymi, wywo ł ują cymi okreś lone reakcje psychofizyczne, maj ące zwię kszać moż liwo ś ci bojowe personelu. Chodzi ło o zniesienie potrzeby snu oraz zlikwidowanie l ę ków i uczucia strachu, co mia ł o poprawi ć skuteczność ż oł nierzy w warunkach polowych (takie eksperymenty prowadzone s ą do dnia dzisiejszego, zarówno w armii brytyjskiej, jak i w ameryka ń skiej). Normy bezpiecze ń stwa, jakie powinni speł niać przesiedle ń cy, dla tych 600 wybra ń ców zosta ły znacznie obniż one, cho ć zapewniano pras ę i opinię publiczną, ż e prawdziwi nazi ś ci zostaną odrzuceni w wyniku ś ledztwa i szczegó ł owych kontroli. Jednak nie by ł o to prawdą . Rudolf Hermann, ekspert w dziedzinie aerodynamiki, który my ś lał o zbudowaniu dla hitlerowców platformy zdolnej przenosi ć broń orbitaln ą , zakwaterowany w bazie lotniczej Wright Field, zwrócił na siebie uwag ę , gdyż paradował w nazistowskiej, brunatnej koszuli i podczas porannego wyczytywania listy obecno ś ci wygłaszał przemowy o koniecznoś ci pozostania lojalnymi wobec Hitlera. Brat von Brauna — sprowadzony do Ameryki wyłą cznie z tej w łaś nie przyczyny — zosta ł przył apany na próbie sprzeda ż y sztabki platyny jubilerowi z El Paso. Podczas przes ł uchania nie potrafi ł wyjaś nić , w jaki sposób wszedł w jej posiadanie, mimo to sprawa zosta ł a zatuszowana — podobnie jak w wielu innych podobnych przypadkach. Mimo to proces denazyfikacyjny przebiega ł w szybkim tempie, w zwi ą zku z czym uchodź cy, którym pozwolono zosta ć , szybko otrzymywali ameryka ń skie obywatelstwo. Jeś li chodzi o plan „Paperclip", jego realizacj ę zakoń czono w 1973 roku. Niemcy pomogli wystać czł owieka na Księż yc, ale po zamkni ę ciu projektu „Apollo" Ameryka nie potrzebowa ł a już importować pierwszej generacji pionierów budowy rakiet. Nawiasem mówi ąc, dr Miethe przyby ł do Ameryki w ramach planu „Paperclip" — fakt ten zosta ł potwierdzony w wywiadzie telewizyjnym, jakiego udzieli ł były doradca sekretarza do spraw lotnictwa wojskowego Aleksander Flax. Zdaniem autora nic przyby ł on jednak do Stanów Zjednoczonych w zwi ązku z obietnic ą zbudowania lataj ą cych dysków, lecz dzi ęki umiej ę tnemu sprzedaniu swych wcze ś niejszych doś wiadczeń oraz przyja ź ni z samym
86
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
von Braunem. W latach 1945-1946 Amerykanie koncentrowali si ę na rozwinię ciu zdobycznej technologii budowy rakiet, nie zawracaj ą c sobie głowy gł upstwami w rodzaju lataj ących dysków. Z punktu widzenia obserwatorów ze strony brytyjskiej, nikt nie mia ł zamiaru wzi ąć na siebie odpowiedzialno ś ci, by przej ąć choć resztkę z gwaltownie kurcz ących si ę niemieckich zasobów naukowych. W. S. Farren, dyrektor Lotniczego Instytutu Do ś wiadczalnego w Farnborough, przyjechał wreszcie do Francji w lipcu 1945 roku po trwaj ących miesi ącami biurokratycznych przepychankach. Kiedy wraz ze sw ą ekip ą dotarł do zakł adów Messerschmitta, w miejscu tym roi ło si ę od amerykań skich ż ołnierzy i techników. Taki sam obraz powtarza ł się w prawie ka ż dej fabryce, którą odwiedzili Anglicy. Farren napisał w swoim raporcie: „Przedstawiciele Wielkiej Brytanii w takich miejscach bywaj ą od przypadku do przypadku, w wielkim po śpiechu, a najcz ęś ciej nie pojawiaj ą się wcale". Odczucia te podzielali inni ś wiadkowie, ale wciąż nic si ę nie zmieniał o. Wymyś lano róż ne wymówki, takie jak brak ludzi do pracy, ale by ł o to wrę cz ż ał osne tł umaczenie, jeś li wzi ąć pod uwag ę , ż e Anglia wraz ze swymi partnerami ze Wspólnoty Brytyjskiej dysponował a na kontynencie kilkusettysi ę czn ą armi ą , gotową w każ dej chwili udzieli ć odpowiedniej pomocy. Jednak kiedy zwracano uwag ę brytyjskim przemys łowcom, ż e powinni wysł ać swoich przedstawicieli do Niemiec, zewsz ą d sł ychać był o gł upkowatą odpowiedź : „A po co, skoro i tak wygrali ś my wojnę ?". Zakł ady Rolls-Royee'a produkował y miesię cznie 100 silników odrzutowych pod koniec wojny, podczas gdy w Niemczech ten sam wska źnik od dawna przekracza ł liczb ę 2000. Gotowe zał oż enia procesu produkcyjnego by ły po wojnie do wzi ęcia, ale nic z tego nie wyszło. Podobnie bywa ł o w innych przypadkach, gdy niezdecydowanie i klapki na oczach zarówno przemys ł owców, jak i polityków powodowa ły stał e pogarszanie si ę sytuacji dla kraju. Wielka Brytania co prawda wygra ł a wojnę , ale mogł a teraz przegra ć pokój. Nie tylko Brytyjczycy mieli tak lekcewa żą ce podej ś cie do przejmowania ł upów wojennych. Dzia łalno ść przedstawicieli radzieckiego wywiadu by ł a wyj ątkowo mizerna, a brak wykszta ł conych ludzi w pobli ż u linii frontu, którzy mogliby dokona ć oceny trofeów, prowadzi ł najczęś ciej do wysadzania w powietrze lub zwyk ł ego „gubienia" prawdziwych skarbów my ś li technicznej z powodu zupe ł nej ignorancji szeregowych ż ołnierzy. Ale już wkrótce sytuacja mia ła ulec radykalnej zmianie. Pierwsz ą oznaką powa ż niejszego podej ś cia Rosjan do tej sprawy by ł o oś mieszenie delegacji zachodnich aliantów na poligonie rakietowym w Bli ź nie. Sprawy nabra ł y tempa w 1946 roku, kiedy ponad 3000 techników i ich rodzin przeniesiono w g łą b Rosji. Zostali oni podzieleni na dwie grupy w celu prowadzenia prac nad projektami nowoczesnych samolotów. Pierwsza grupa kontynuował a wcze ś niej realizowany program budowy DFS 346, czyli rakietoplanu mającego prze ł amać barierę dź wi ę ku. Według pojawiaj ących si ę do dzi ś pogł osek miało się to uda ć jeszcze przed s ł ynnym lotem Chucka Yeagera w 1947 roku. Druga grupa skoncentrowa ła się na pracach nad Junkersem Ju 287, który by ł odrzutowym bombowcem ze skrzyd ł ami o skosie ujemnym. Ten rewolucyjny projekt wyprzedza ł swój czas, ale gdy mankamenty aerodynamiczne doprowadzi ły do zastosowania na nim bardziej konwencjonalnych skrzydeł , prace gwał townic straci ł y tempo i nigdy nie trafi ł on do produkcji seryjnej. Oprócz tych dwóch kompletnych projektów Rosjanie przej ę li wiele silników odrzutowych oraz maszyn i narz ę dzi, a takż e rakiety V-2 i kilka egzemplarzy samolotów do ś wiadczalnych. Poza Blizn ą Rosjanie „odziedziczyli" po Amerykanach
S7 Nordhausen*, ale ju ż po tym, jak von Braun pomóg ł swoim nowym panom wywieźć całą setkę rakiet V-2, które póź niej wypłynęł y na powierzchni ę w Arizonie. Z jednym wyj ątkiem wydaje si ę wątpliwe, aby w ręce Rosjan wpadło co ś , co miało jakikolwiek zwią zek z projektami lataj ących dysków lub Foo Fighters. Chocia ż przez ca ł e cztery lata niemieccy cywile odnosili si ę do Rosjan z nieskrywan ą pogardą , po wojnie zaakceptowali zastan ą sytuacj ę i nauczyli się w niej żyć , stąd współpraca przy projektach samolotów. Jednak zagorzali nazi ś ci, zwł aszcza z szeregów SS, nigdy nie zdecydowaliby się pomagać Rosjanom, ponieważ już od czasów przedwojennych wpajano im do nich jadowitą nienawiść . Hitlerowska machina propagandowa przedstawiał a Rosjan jako s łowiań skich „podludzi", jednak pogl ądy te zosta ły upublicznione dopiero po rozpocz ę ciu przez Hitlera inwazji na Zwi ązek Radziecki w ramach planu „Barbarossa". Wcze śniej oba kraje łą czyły zbyt cenne stosunki handlowe, by nara ż ać je na szwank. Dzia ło si ę tak, cho ć według ujawnionych niedawno dowodów, gdyby Hitler nie zaatakowa ł pierwszy, Stalin wkrótce uczyniłby to samo, wykorzystuj ąc przewidywane os łabienie Wehrmachtu, zmuszonego do walki na dwa fronty. Skoro powsta ły organizacje takie jak ODESSA i Paj ąk, założ one przez byłych esesmanów, by dbać o interesy dawnych towarzyszy broni i pokonanej Rzeszy, istniej ą szanse, ż e nie wszystkie tajemnice zosta ły przekazane znienawidzonym Rosjanom tak skwapliwie, jak sta ł o się to w przypadku Amerykanów, Francuzów czy Brytyjczyków, czego najlepszymi przyk ł adami pozostaj ą projekty lataj ących dysków i Foo Fighters (cho ć Francja raczej na pewno nie by ł a zaangaż owana w spraw ę lataj ą cych dysków). Wspomnianym wcześ niej wyjątkiem był o schwytanie przez Rosjan Klausa Habermohla. Nie dysponujemy ż adnymi informacjami o tym, co Rosjanie wiedzieli o jego wcze ś niejszych pracach, ale mo ż na przypuszcza ć , ż e za obietnic ę przyzwoitego traktowania przez reż im Habermolil mógł sprzeda ć swoją wiedzę i tajemnice. Ale bez rysunków technicznych i pomocy ze strony innych czł onków zespoł u prace nad rekonstrukcj ą lataj ą cego dysku przebiega ł yby w ś limaczym tempie. Dlatego du ż o bardziej prawdopodobne wydaje si ę , ż e zaoferowa ł raczej sw ą wiedzę w dziedzinie konstrukcji konwencjonalnych silników odrzutowych. Ponadto, tak samo jak Miethe w Ameryce, Habermohl móg ł zdawać sobie spraw ę, jak dł ugie i niebezpieczne są macki ODESSY w przypadku tak głę bokich tajemnic. Cho ć Wielka Brytania nic potrafił a przej ąć tyle sekretów, co Stany Zjednoczone, to jednak miała na tym polu wi ększe sukcesy ni ż Zwią zek Radziecki. Pomijaj ąc początkowe partactwo i niekompetencj ę , ostatecznie Anglicy zdo ł ali przerzuci ć przez kana ł kilku waż niejszych konstruktorów, jak na przykł ad profesora Waltera, konstruktora rewolucyjnego „elektrycznego" U-Boota oraz silnika rakietowego do Me 163 Komet. Wraz z czł onkami swego zespo ł u konstrukcyjnego, pracuj ącego nad U-Bootem, zosta ł przez Admiralicj ę umieszczony w Barrow-in-Furness, gdzie mia ł pomagać w budowie nowej generacji brytyjskich okrę tów podwodnych. Jednak nawet w tym miejscu współ praca nie ukł adał a si ę jak należ y. Trzeba by ło zabra ć go stamtąd, bo miejscowi s ąsiedzi, w których domach panowa ł lodowaty chł ód ze wzgl ę du na racjonowanie w ęgla, skł adali skargi do lokalnych w ł adz, widz ąc dym z kominków, buzuj ących w wielkim domu, w którym zakwaterowani byli Niemcy (ostatecznie zostali oni repatriowani do swej ojczyzny). Lokalne animozje nie by ły jedynym problemem, z którym stykali si ę w Wielkiej Brytanii zagraniczni pracownicy. Po pierwsze, wysokie podatki, jakimi obarczone by ły ich * Miejscowość ta przypadł a ostatecznie Rosjanom w wyniku podzia ł u Niemiec na strefy okupacyjne (przyp. tłum.).
88
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
dochody, sprawia ł y, ż e tym wolnym cywilom nie op ł acało si ę pracować dla Wielkiej Brytanii. Po drugie, oferowano im tylko krótkoterminowe kontrakty, co nie stanowi ł o dla Niemców specjalnej zach ę ty do opuszczenia swego kraju. By ł o to typowo brytyjskie zachowanie, sprzeczne z przys ł owiem, ż e darowanemu koniowi nie patrzy si ę w zęby. W tym samym czasie w RAF-ie tak ż e zorientowano si ę , jak wielkie starty poniesiono z powodu gł upiej arogancji, i postanowiono naprawi ć błę dy poprzez realizacj ę planu „Surgeon" („Chirurg"). Mia ł on na celu zlokalizowanie i oddzielenie wszystkiego, co ma jakąkolwiek warto ść z oś rodka badawczego Luftwaffe w Vilkenrodc, i przewiezienie zdobyczy do Farnborough. Jednak by ł o ju ż o wicie za póź no i chociaż kilku uczonych oraz techników zdecydowa ł o się wyjechać , oni takż e padli ofiarami lokalnego ostracyzmu i uci ąż liwych podatków. To zreszt ą był o bardzo na r ę kę brytyjskiemu kontrwywiadowi MI 5, sprzeciwiaj ącemu si ę przyjazdom obywateli niemieckich w celu osiedlenia si ę i pracy w Wielkiej Brytanii, a to w obawie przed odnowieniem si ę piątej kolumny i obcą agitacj ą . Jednak przedstawianie dzia ł ań SIS, MI 5 oraz ówczesnego rz ądu w tak ciemnych barwach jest troch ę nie w porządku. By ć moż e Wielka Brytania nie by ł a zainteresowana programami produkcji V-1, V-2 i my ś liwców odrzutowych z tego prostego powodu, ż e w jakiś (poniekąd cudowny) sposób weszł a w posiadanie czego ś o o wiele wi ększej warto ś ci, czego ś , przy czym wszystko inne schodzi na plan dalszy... Chodzi mianowicie o wiedzę na temat lataj ących dysków. Przy czym jej ź ródł em nie by ł zapewne ż aden z naukowców, którzy ostatnio poddali si ę Brytyjczykom, ale raczej jaki ś technik, pracuj ący niegdyś przy tym projekcie, który w zamian za wolno ść sprzedał rysunki techniczne lataj ących dysków lub „ognistych my ś liwców", a mo ż e jednych i drugich. Niewykluczone, ż e kiedy oficerowie Kammlerstabu szykowali si ę do ucieczki, kopie planów mog ły zostać wykradzione przez wykorzystuj ącego okazj ę pracownika. Cho ć nie zbudowano ani jednego dzia ł aj ącego modelu ż adnego ze znanych dysków, mo ż na zał oż yć , ż e Wielka Brytania wesz ł a w posiadanie materia ł ów w formie rysunków technicznych, skopiowanych prawdopodobne na mikrofilmie Cokolwiek to by ł o, po dokładnym sprawdzeniu zapewne zdano sobie spraw ę z najwyż szego stopnia wa ż noś ci uzyskanych materia ł ów, w zwi ązku z czym uruchomiono odpowiednie procedury. O ile M[ 5 ograniczał o się do spraw wewn ę trznych pań słwa, to SIS miał a duż o szerszy, geopolityczny zakres zainteresowa ń , dzi ęki czemu nawi ąza ł a bliskie kontakty z wojskiem. Prawdopodobna wi ę c był a sytuacja, w której publicznie mówi ł oby się o ograniczaniu kontaktów z osobami narodowo ś ci niemieckiej, aby nie draż nić w łasnych obywateli (epizod z kominkiem doskonale nadawa ł się jako pretekst), natomiast prawdziwe interesy prowadzone by łyby zupełnie gdzie indziej, w koł ach wojskowych. Niewątpliwie SIS zaprzepa ś cił a pozyskiwanie materia ł ów bezpo ś rednio po zakoń czeniu dział ań wojennych, mo ż e nawet wzbudzaj ąc tym weso ł ość w MI 5, ale gdy założ yć , ż e dysponował a już wówczas planami lataj ących dysków, sprawy wygl ądaj ą zupeł nie inaczej. I tak być powinno, bo ważnoś ci tych danych nie sposób by ło przeceni ć . Dotyczył y one nieznanych dot ąd dziedzin techniki lotniczej, mog ących zrewolucjonizowa ć lotnictwo, a nawet umoż liwić podróż e w przestrzeni kosmiemej. Ogromny ci ęż ar gatunkowy sprawy musia ł przerasta ć zajmuj ących si ę nią ludzi. Na pewno znalazły się fundusze i przyzwolenie na prace nad czym ś o tak kolosalnym znaczeniu, podczas gdy dla MI 5 pozosta ł y resztki niemieckiej machiny wojennej przewiezione do Anglii, którymi nikt nie miał ochoty si ę zajmować . Należ y jeszcze raz podkre ś lić , ż e nie ma ż adnych dowodów na poparcie tej teorii,
S9 istnieją wyłą cznie poszlaki. Ale próba ods łonię cia rąbka tajemnicy zawsze jest bardzo interesuj ąca. Wielka Brytania mog ł a wówczas jeszcze szczyci ć się wieloma ś ladami dawnej wielkoś ci imperium, maj ąc pod częś ciową kontrol ą Indie i Pakistan, podobnie antypody oraz afrykań skie dominia takie jak Rodezja. Poza tym był a jeszcze Kanada, której rozleg ł e, niezamieszkane lasy, prerie i łań cuchy górskie mog ł y być idealnym miejscem lokalizacji projektu. Wyspy Brytyjskie, do ść gę sto zaludnione, nie nadawa ły si ę do tego celu, ale Kanada był a wręcz doskonał a. Nie były to zreszt ą pierwsze tajne uk ł ady z wł adzami Kanady W 1943 roku otwarto ś ciś le tajny angielsko-kanadyjski o ś rodek przetwarzania uranu w Chalk River, niedaleko Petawawa w stanic Ontario. Wraz z kolejn ą fabryką w Clinton w Brytyjskiej Kolumbii oraz kopalni ą uranu nad Jeziorem Wielkiego Nied ź wiedzia w okręgu Mackenzie na Terytorium Pó ł nocno-Zachodnim dawa ł o to Anglii i Kanadzie zasoby porównywalne, o ile nie bogatsze, z ameryka ń skimi i stanowiło podstawę do przyszł ej współpracy na jeszcze wię ksz ą skal ę . Jednak ta bliska wspó łpraca nie przebiega ł a bez komplikacji. Podczas wojny rząd brytyjski stara ł się unikać jakichkolwiek napi ęć w stosunkach z Ameryk ą, być moż e ze wzgl ę du na ochron ę umowy lendlease. Na pół nocnym zachodzie Kanady znajduje si ę amerykań ski stan Alaska, którego po łożenie został o uznane po wojnie za wa żne strategicznie, przez co sta ł si ę oś rodkiem zainteresowania kół wojskowych jako terytorium buforowe w przypadku ewentualnego ataku Związku Radzieckiego, wyprowadzonego zza Cie ś niny Beringa. Aby przerzuci ć odpowiednią ilość ludzi i sprzętu na wypadek wojny, Ameryka zaproponowa ł a budowę drogi przecinaj ą cej zachodni ą Kanad ę , łą czą cej odległy stan z macierzystym terytorium Stanów Zjednoczonych, któr ą nazwano „szos ą alaską". W pewnych odstępach wzdł uż drogi (oddanej do uż ytku w 1942 roku) zbudowano liczne nowe lotniska, zarówno wojskowe, jak i cywilne, od Edmonton do Fairbanks, ponadto rozpocz ę to eksploatacj ę pól naftowych w Norman Wells oraz poł oż ono ruroci ąg, aby transportowa ć nim ropę do Whitehorse. Władze amerykań skie odpowiadały za ruroci ąg i drogę, a Kanadyjczycy za szyby naftowe i lotniska. Początkowo przedsi ęwzi ę cie spotkał o się z przychylnym przyj ęciem. Dawał o szansę na rozwój zachodniej Kanady przynajmniej o jedno pokolenie wcze śniej, niż przewidywano, a jeś li Ameryka podtrzymywa ł a gotowość sfinansowania poł owy prac, to tym lepiej. Wysoka Komisja Brytyjska w Ottawie i w Londynie pocz ątkowo odniosł a się przychylnie do projektu. Ale w po łowie 1943 roku zaszły pewne okoliczno ś ci, nieprzewidziane przez brytyjski rz ąd, w związku z czym jego przedstawiciel w Ottawie, Malcolm MacDonald, miał zbadać całą sprawę . Ze sporządzonego przez niego raportu wynika ło, ż e Kanada zaanga ż ował a tak wiele si ł i ś rodków w wysiłek wojenny, ż e ma trudno ś ci w wype łnieniu swych zobowi ązań wynikaj ących z projektu. Pierwotny plan zak ł adał , że wł a ś cicielami cał ego wspólnego przedsi ę wzi ęcia po jego uko ń czeniu zostan ą Kanadyjczycy, ale raz po raz ustalenia kontraktu by ł y ignorowane, a kluczowe decyzje podejmowali sami Amerykanie. Na przykł ad po przestudiowaniu rozmieszczenia niektórych lotnisk Amerykanie po prostu rozpocz ę li budow ę swoich w ł asnych pasów startowych bez jakichkolwiek konsultacji z Kanadyjczykami, cho ć byli jedynie go ść mi na ich terytorium. W rezultacie oprócz g ł ównej nitki szosy (o d ł ugoś ci 2575 kilometrów) trzeba by ł o zbudować 3220 kilometrów nowych dróg dojazdowych. Decyzje te podejmowano wyłą cznic z punktu widzenia strategii, nie bior ąc pod uwagę wojennych potrzeb kanadyjskiego spo ł ecze ń stwa, skł adaj ąc to na barki brytyjskiej
90
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
i kanadyjskiej administracji. Jednak nie by ł o to jeszcze wszystko, na przyk ł ad obok rurociągu bę dącego przedmiotem umowy po łoż ono inne, zupe ł nie nieprzewidywane. Pola naftowe Norman Wells wydawa ły się wyj ątkowo obfite, wi ę c dla bezpo średnich obserwatorów sta ł o si ę jasne, ż e nowe ruroci ągi stanowi ą celowe przygotowanie gruntu dla napływu ameryka ń skich firm naftowych zaraz po zako ń czeniu wojny. Jeszcze bardziej niepokojący był fakt, ż e Amerykanie dokł adnie fotografowali ca ł e terytorium. Nikt wówczas nie wiedzia ł , jaki był tego cel, natomiast po fakcie mo ż na stwierdzi ć , ż e równie dobrze mogło być to przygotowanie na spodziewany radziecki atak mi ę dzykontynentalny, jak też zwykł e szpiegowanie s ąsiedniego kraju pod przykrywk ą wspólnego przedsi ę wzię cia. Miejscowi ludzie us łyszeli też od Amerykanów, ż e ci ostatni uznaj ą si ę za „si ły okupacyjne", co oczywi ś cie spotka ło się z bardzo złym przyj ę ciem. W maju 1943 roku Kanada zaprosi ł a generał a Fostera, aby uzdrowi ł stosunki z Amerykanami w zwi ązku z projektem, ale ten raczej nie wykaza ł się ż elazn ą konsekwencj ą , w zwi ązku z tym Ameryka zacz ęł a pogłę biać swą przewagę . Mówi ąc krótko, Anglicy i Kanadyjczycy zostali odci ę ci od swojej w ł asnoś ci, i to nie po raz pierwszy. Zdaj ąc sobie spraw ę , iż amerykań ska pomoc na pocz ątku wojny udzielona został a pod warunkiem, ż e Wielka Brytania przeka ż e Stanom Zjednoczonym szczegó łowe plany swego systemu radarowego oraz zezwoli armii ameryka ń skiej na nieograniczone korzystanie ze swoich baz wojskowych, nietrudno wyt ł umaczyć sobie przyczyny rosn ącego niezadowolenia Brytyjczyków. Kropl ą, która przela ł a czarę goryczy, był o wykluczenie Anglii z udzia ł u w powojennych pracach nad bomb ą A. Prawdopodobną przyczyną amerykań skiej odmowy podzielenia si ę now ą broni ą był wybór w Wielkiej Brytanii nowego rz ądu laburzystowskiego, co zosta ł o uznane — a przynajmniej tak się wydawał o — za gest przyjaźni wobec Zwi ązku Radzieckiego. Dlatego, widz ąc w Związku Radzieckim nowego wroga, Amerykanie nie chcieli przekazywa ć Anglikom tajemnic nowej broni. Jednak zbudowanie bomby atomowej nie by ł oby w ogóle moż liwe bez pomocy brytyjskich uczonych i fizyków, co jeszcze bardziej rozw ś cieczał o władze w Londynie. Można te ż przypuszcza ć , ż e mi ędzy OSS a SIS trudno by ł oby doszuka ć się wzajemnego szacunku. Stosunki cechowa ł raczej obustronny brak zaufania, zw ł aszcza po kompromitacji ze strony dawnych Sekcji T. Amerykanie uwa ż ali, ż e SIS nie jest szczeln ą strukturą, a z tego wynikało, ż e moż e przekazywa ć tajemnice przedstawicielom innych krajów. Zresztą chyba si ę nie mylili, zważ ywszy na późniejszą dział alność Kima Philby'cgo, choć trzeba powiedzie ć , ż e Amerykanie mieli te ż swoje wł asne problemy. Jednak jest wysoce nieprawdopodobne, aby cokolwiek, co dotyczy ło latają cych dysków, dostał o się do wiadomoś ci Moskwy lub Waszyngtonu. Wystarczy powiedzie ć , ż e już sama modułowa natura projektu ogranicza ł a moż liwość uzyskania pełnego obrazu ca łoś ci do jednej lub dwóch wybitnie zaufanych osób, a w interesie Londynu i Ottawy by ł o utrzymanie tego stanu rzeczy. Komplikacje z budow ą szosy zmusił y wł adze brytyjskie i kanadyjskie do pokonania kilku przeszkód bardzo delikatnej natury w negocjacjach, ale w ł aś nie wówczas zosta ł a podj ęta decyzja o budowie nowego dysku na podstawie posiadanych planów, co niew ątpliwie poprawi ł o ich pozycj ę w tej niesł ychanie waż nej grze. SIS by ł a doskonale zorientowane w napięciach między Ameryk ą a Kanad ą i Wielką Brytani ą, jednak wydano decyzj ę o kontynuacji prac, jako ż e oprócz atomowego programu w Chalk River podczas wojny dochodzik) niejednokrotnie do brytyjsko-kanadyjskiej wspó łpracy w dziedzinie techniki lotniczej. W grudniu 1944 roku w Londynie odby ł się szczyt brytyjsko-kanadyjski,
91 podczas którego ustalono, ż e podj ęte zostan ą wspólne dział ania, maj ące na celu osi ą gnię cie wzajemnych korzy ś ci w badaniach aeronautycznych. Dok ł adna tre ść rozmów pozostaje tajemnic ą , ale poniż szy urywek protoko ł u wydaje si ę bardzo interesuj ą cy: Ustalono, ż e prace eksperymentalne prowadzone na terenie Kanady dotyczy ć będą przede wszystkim prób w locie. Nie uwa ż a si ę za celowe omawianie na tym etapie szczegó łowego programu przedsi ęwzi ę cia, ale nale ż y zaznaczy ć , ż e Kanada dysponuje dużą powierzchni ą i jest krajem stosunkowo ma ł o zaludnionym, wi ę c eksperymenty z radionawigacj ą, zdalnie sterowanymi samolotami osi ą gaj ą cymi wysokie pr ę dko ś ci oraz róż nymi typami kierowanych pocisków rakietowych mogą tam być przeprowadzone w sposób o wiele bardziej bezpieczny ni ż w Zjednoczonym Królestwie (wyró ż nienia autora). W dalszym ci ągu protokoł u jest mowa o utworzeniu „specjalnego o ś rodka eksperymentalnego" z w ł asnymi laboratoriami, warsztatami i lotniskiem, mo ż liwie jak najdalej od wś cibskich spojrzeń . Poza tym powsta ł o nowe ciało — Rada ds. Bada ń Lotniczych (ARC — Aeronautical Research Council), do której nale ż eć mieli takż e australijscy konstruktorzy i naukowcy. Jej zadania by ły jasno okreś lone: zajmowanie si ę konwencjonalnymi samolotami poni ż ej poziomu bezpiecze ń stwa okre ś lonego jako „poufny" — innymi sł owy na poziomie dost ę pnym zwykłym zjadaczom chleba. Zdaniem autora dla potrzeb spraw o charakterze wojskowym, wymagaj ą cych bardziej dyskretnego podej ś cia, istniał a lub został a stworzona odr ębna struktura, maj ąca za zadanie koordynacj ę dział ań . Nie potrzebowa ł a ona wzywać czł onków niemieckich zespo ł ów konstrukcyjnych lataj ących dysków w celu wykonania ekspertyzy, po pierwsze dlatego, ż e to zawsze powodował o pojawienie si ę podejrzliwych pyta ń w rodzaju „a po co?", po drugie, konstruktorzy zwerbowani do prowadzenia tego projektu potrafili sami zinterpretowa ć rysunki techniczne. Przynajmniej w fazie pocz ątkowej. W memorandum Wspólnoty Brytyjskiej wydanym w sierpniu 1945 roku zapisano, ż e je ś li chodzi o kwestie bezpiecze ń stwa, to ponieważ Kanada nie dysponuje odpowiednimi zasobami finansowymi, najlepiej by był o, gdyby Zjednoczone Królestwo wzi ęł o to na siebie, natomiast w przypadku innych elementów projektu, maj ących na celu obopólne korzyś ci, Kanada gotowa jest udzieli ć wszelkiej pomocy. Nast ępnie wspomina si ę o próbach lotów dalekodystansowych oraz w warunkach arktycznych, a ko ń cowy dopisek mówi o moż liwoś ci wydł uż enia listy zada ń „po uwzglę dnieniu istniej ą cych lokalizacji". Można si ę domyś lać , ż e chodzi tu o zupe łnie nową lokalizacj ę , maj ącą powsta ć w Bedford, noszą cą dostojną nazw ę Pań stwowy Instytut Lotniczy. Maj ą cy w planach przej ę cie częś ci prac wykonywanych w Farnborough nowy instytut mia ł zostać zbudowany dokł adnie w miejscu, w którym stał a niegdy ś historyczna wioska Thurleigh (zanim zosta ł a zniszczona). Wzorowany mia ł być na wł oskim centrum naukowo-badawczym w Guidonii. Dysponuj ący sze ś cioma tunelami aerodynamicznymi, a tak ż e licznymi komorami pomiarowymi oraz laboratoriami instytut w Bedford by ł by idealnym miejscem dla prac badawczych, dlaczego wi ęc na pocz ątku 1950 roku jego budowa został a przeł oż ona na dalszy termin? Vesco t ł umaczy w swej ksi ąż ce, ż e został o to spowodowane wywiezieniem z Kanady niezb ędnych techników i materia ł ów, z czym, do pewnego stopnia, nie sposób si ę nie zgodzi ć .
92
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
Inn ą „istniej ąc ą lokalizacj ą" by ł a duż a baza wojsk lotniczych w Amprior koł o Ottawy. Zbudowano ją w 1942 roku, a nast ępnie został a uznana przez ARC w 1944 roku za miejsce odpowiednie na „kanadyjskie Farnborough". Jednak le ż ał a zbyt blisko granicy ameryka ń skiej, wi ęc po napię ciach, powstałych przy budowie szosy, wybrano zupe łnie nowe miejsce, gdzie ś w zaroś niętych lasem górach Kolumbii Brytyjskiej, daleko na poł udniowym zachodzie. Mimo blisko ś ci autostrady alaskiej i sporego miasta Calgary do dzisiaj jest to miejsce dzikie i niezamieszka łe, wi ę c 50 lat temu był o idealną lokalizacj ą na budow ę tajnej bazy. Je ś li Amerykanie sfotografowali tak ż e ten rejon, ich ówczesna sumienność powinna pomóc im w znalezieniu tego miejsca. Przygotowania utrzymywano w tajemnicy. Uczestniczy ł w nich kanadyjski Departament Górnictwa oraz oddzia ł kartograficzny biura pomiarów technicznych. Obie te instytucje najlepiej nadawa ł y się do poszukiwań odpowiednich lokalizacji. Prawdopodobnie wybrano cztery miejsca na obszarze 1945 km'. Na tak wielkiej powierzchni z ł atwo ś cią moż na był o ukryć bazę . Autostrada alaska mia ł a już wiele bocznych dróg dzi ęki staraniom Amerykanów, ale by ł o jeszcze miejsce na zbudowanie w tajemnicy kolejnej drogi, obok jednej z ju ż istniej ących, przy czym wjazd na ni ą miał być zamaskowany gałę ziami albo ogrodzeniem. W ka ż dym razie mia ł a ona prowadzi ć prosto do bazy, oczywiś cie po przejechaniu odpowiednio d ł ugiego dystansu. Ze wzgl ędu na konieczno ść uniknię cia zainteresowania, jakie w ś ród zabłą kanych kierowców móg łby wzbudza ć dziwny samolot, lataj ący nad drog ą, pewien odcinek o dł ugoś ci okoł o 30 kilometrów mia ł być wyj ątkowo wyboisty i prowadzić do leżą cej obok, ukrytej doliny, co powinno w wystarczaj ącym stopniu zniech ę cić ciekawskich — zw ł aszcza ż e na cał ej dł ugoś ci dyż urowałyby patrole stra ż ników. Jeś li chodzi o konstrukcj ę , to pas startowy mia ł być wykonany z betonu, dowo ż onego wspomnianą drogą albo ukrytym torem kolejowym, poprowadzonym specjalnie w tym celu, choć droga wydaje si ę bardziej prawdopodobna. Droga startowa nic musia ł aby być wcale bardzo d ł uga — moż e wystarczy ł oby ze 400 metrów albo co ś koł o tego — ponieważ budowane tu i wypróbowywane lataj ące dyski mia ły dysponować wł aś ciwoś ciami VTOL, a w najgorszym przypadku STOL. W kwestii zabudowa ń zgadzam si ę z tym, co s ądzi Vesco. Przyjrzawszy si ę kilku niemieckim zakł adom, można zauważ yć , ż e cywilni budowniczowie uznali za najbardziej skuteczne i ł atwe do ukrycia jedno- lub maksymalnie dwukondygnacyjne budynki, rozrzucone podobnie jak kampus uniwersytecki po ś ród gę stego, iglastego lasu, skutecznie maskuj ącego kształty zabudowa ń , które tym samym bę dzie duż o trudniej wykryć . Budowanie bazy pod ziemi ą wydatnie zwi ększył oby koszty przedsi ęwzię cia, a zuboż ał a Anglia i stosunkowo biedna Kanada (w porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi) nie byłyby w stanie ich ud ź wign ąć . Pierwsza opcja był a wi ę c jedyną moż liw ą do zrealizowania (w koń cu nie miał to by ć schron przeciwatomowy), a dzi ę ki pł askim zabudowaniom, hangarom, warsztatom, biurom i blokom mieszkalnym był aby niewidoczna nawet dla ameryka ń skich samolotów szpiegowskich, znajduj ą cych się w drodze do Zwi ązku Radzieckiego. Po zaprzestaniu intensywnej produkcji na potrzeby wojenne w 1945 roku wytwórcy broni zaczęli poszukiwa ć sposobnoś ci czerpania zysków podczas pokoju, a producenci samolotów nie stanowili w ś ród nich wyj ątku. Jeden z nich, pó ź niejszy Hawker Siddeley, dostrzegł moż liwość wytwarzania prefabrykowanych domów z aluminiowych paneli z zastosowaniem techniki masowej produkcji, sprawdzonej podczas wytwarzania bojowych samolotów. Materia ł , który wynaleź li — airoh — okazał się wyj ątkowo udany. Zbudowano
93 z niego dziesi ątki tysi ę cy domów w całym Zjednoczonym Królestwie, w których osiedlali się powracaj ący z wojny ż ołnierze wraz z rodzinami oraz tysi ące obywateli, którzy stracili swe domy w wyniku nalotów bombowych Inni producenci samolotów, jak na przykład Bristol, zacz ęli wytwarzać airoh na licencji i wkrótce powsta ł a nowa gałąź przemysł u. Zarówno w Kanadzie, jak i w Australii, gdzie zamierzano zbudowa ć poligon do testowania nowych rodzajów broni w Woomera, uznano nowy materia ł za doskonał e rozwią zanie i przy wspó ł udziale SIS zorganizowano w tajemnicy obfite dostawy tego budulca. Dla bazy w Kolumbii Brytyjskiej materia ł ten okazał si ę idealny, gdyż moż na był o robić z niego doskonale izoluj ący „przekł adaniec" z warstw ą styropianu jako wypełniaczem, który stanowi ł dobrą ochronę przed wyst ępuj ą cymi w tym rejonie bardzo mro ź nymi zimami. D ł ugie zimy i wzmocniona izolacja wi ązały się z innymi niezbę dnymi wymaganiami: wprowadzeniem systemu ogrzewania budynków, przechowywaniem wystarczaj ących racji ż ywnoś ciowych na wypadek zasypania ś niegiem oraz opracowaniem systemów, zapewniaj ących ciągłą dostawę oleju nap ę dowego i pr ądu elektrycznego, wody pitnej, a takż e systemem kanalizacji. Dzięki pokojowi zarówno rz ąd, jak i SIS nie mieli problemu ze znalezieniem personelu do swoich nowych programów. Poniewa ż liczba zamówie ń na samoloty bojowe w 1946 roku zdecydowanie spadł a, już rok wcze ś niej producenci zacz ę li zwalniać pracowników z biur konstrukcyjnych, dzi ęki czemu na rynku pracy pojawi ł się nadmiar techników i projektantów — marzenie ka ż dego pracodawcy. Podobnie jak w przypadku amerykań skiego planu „Paperclip" da ł o to moż liwo ść dokonywania przez SIS dok ł adnego wyboru ludzi, którzy maj ą pojechać do pracy za ocean. Najbardziej po żą dani byli samotni męż czyź ni, niemaj ący silnych związków rodzinnych, cho ć z drugiej strony należ ał o pamiętać o zapewnieniu im na miejscu odpowiednich rozrywek. W bazie mieli pracowa ć gł ównie cywile, a sk ądinąd wiadomo, ż e na wydajno ść ogromny wp ływ ma odpowiednia motywacja, dlatego nale ż ał o stworzyć personelowi jak najbardziej komfortowe warunki, zbudowa ć odpowiednie zaplecze wypoczynkowo-rekreacyjne oraz zadba ć o rozrywkę . Natomiast zupe łnie zrezygnowano ze szkó ł , ponieważ z zał oż enia nie był o to miejsce, w którym miały mieszkać rodziny, wi ę c być moż e ż onaci w ogóle nie byliby zatrudniani albo mieszkaliby poza o ś rodkiem w najbliż szym miasteczku. Jednak ze wzgl ę du na to, ż e nikt nie wie, gdzie by ł a — czy te ż jest — zlokalizowana ta baza, nie jestem w stanie poda ć nazwy tego miasta. Wielka Brytania sta ł a przed wieloma trudnymi wyzwaniami w powojennej Europie. Wiadomo był o, ż e nast ąpi gwałtowne pogorszenie koniunktury, zwi ązane z zaprzestaniem produkcji na potrzeby wojenne, dlatego zacz ęto rozgl ądać si ę za jakąś form ą rekompensaty za straty wojenne. Ameryka postawi ł a na rozwój techniki rakietowej w oparciu o „zdobyczne" V-2 i niemieckich naukowców. Francja rozpocz ęł a odbudow ę bazy przemys łowej, odnawiaj ąc i coraz bardziej zacie ś niaj ąc przyjazne stosunki z Niemcami. Niemcy podnosi ły się z ruin i uczy ły na nowo zasad demokracji. A Wielka Brytania pozostawa ł a coraz bardziej na uboczu. Amatorskie próby pozyskania naukowców nie znalazły ż adnego poparcia na najwy ż szym szczeblu, a usi ł owania włą czenia się do amerykań skiego planu „Paperclip" by ły zbyt s ł abe. Kraj nie mia ł silnej bazy przemys ł owej oraz zaplecza ekonomicznego, na którym móg ł by si ę oprze ć tak jak inne pa ń stwa. Co gorsza, na stosunki z Ameryk ą nał oż ył a się odmowa współpracy w dziedzinie broni j ą drowej oraz konieczno ść spł at, wynikaj ą cych z umowy lend-lease, gdy tymczasem
94
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
trzeba był o zachować płynność finansową, bo do domów wracał o tysią ce ż ołnierzy, a przyszłość rysował a si ę coraz bardziej niepewnie. Minio to podj ę to się realizacji trudnego programu konstrukcyjno-badawczego we współpracy z Kanad ą i Australią oraz usił owano znaleźć w przyszł ym ś wiecie miejsce dla kraju b ędącego częś cią Wspólnoty Brytyjskiej. Oto jaka by ł a strategia dzia ł ania. Po pozyskaniu przez SIS, w tajemniczy sposób, rysunków technicznych Foo Fighters i Haunebu, postanowiono zacie ś nić stosunki z koloniami, co mia ł o stanowić alternatyw ę dla dwóch supermocarstw. Kraje wspólnoty mia ł y teraz po łą czyć swe si ł y dla osiągnię cia jednego celu: militarnego uniezale żnienia si ę od coraz bardziej panosz ą cej się i dumnej Ameryki, która właś nie przyst ępował a do zimnej wojny ze Zwi ązkiem Radzieckim i nie miał a ochoty dzieli ć się z nikim swoimi zabawkami. To, ż e Kanada mia ł a na swoim terytorium zatrz ę sienie amerykań skich baz, zmuszona by ł a do realizacji ró ż nych umów wojskowych oraz uczestnictwa we wspólnych ć wiczeniach, stawia ł o ją w podobnej sytuacji do Wielkiej Brytanii, dzi ę ki czemu wzmocni ły się tendencje do zjednoczenia si ł . Podejrzewam, ż e zarówno Kanadyjczycy, jak i Brytyjczycy mieli ś wiadomo ść , ż e inne potęgi dokł adnie przygl ądaj ą się ich poczynaniom, ale dopóki oba kraje by ły przekonane o swojej przewadze w tej dziedzinie, nic nie mog ło ich powstrzyma ć od rozpocz ę cia prac nad, być moż e, najważ niejszym dokonaniem w technice lotniczej od czasów pierwszego lotu braci Wright.
Rozdział 7
Kłamstwo ma krótkie nogi, za to plotka potrafi fruwa ć . Z przeprosinami dla dr. med. Thomasa Fullera, autora Gnomologu
godnie z tym, co napisano we wcze ś niejszych rozdzia ł ach, legenda o maj ą cej stanowi ć nazistowski bastion Bazie 211 jest trudna do podwa ż enia. W ci ągu ponad 50 lat, jakie up łynęł y od chwili zakoń czenia II wojny ś wiatowej, podobne historie bywały tworzywem, z którego utkano niejedn ą spiskową teorię dziejów. Opowie ś ci o ucieczce Adolfa Hitlera wraz z grupk ą najwierniejszych towarzyszy w kierunku Antarktydy na pokł adzie U-Boota, gdzie mieli rzekomo zosta ć sklonowani, aby rozpocz ąć dzieł o budowania IV Rzeszy, by ły i są po prostu wyssane z palce. Nadawano im form ę poczytnych i fascynuj ących artykuł ów i publikacji, które zapewne b ę dą się ukazywać jeszcze przez wiele lat w przysz łoś ci. Jednak opieraj ąc się na zgromadzonych w niniejszym tomie materia ł ach, moż na stwierdzi ć autorytatywnie, ż e istnienie Bazy 211 nigdy nie zosta ł o obiektywnie potwierdzone, dlatego te ż sporządzenie chronologicznego zapisu jej dziejów staje si ę bardzo trudne. Zamiast marnowa ć siły na uporanie się z tego rodzaju enigmatycznymi wymys ł ami, bardziej sensownie byłoby okreś lić nasz sposób rozumienia ca łej tematyki. Rozważ anie tego rodzaju niedorzecznych opowie ś ci i traktowanie ich serio z zastosowaniem powa ż nych narz ę dzi analizy naukowej wydaje si ę ś mieszne, zwł aszcza kiedy dodane zostan ą inne, zgoł a fantastyczne elementy tej historii. Stworzenie nowego Hitlera poprzez klonowanie pierwowzoru na podstawie zachowanych próbek krwi i w łosów metodą co do joty przypominaj ącą tę zastosowan ą w Jurassic Parkbyć moż e był oby teoretycznie mo ż liwe w najbliż szych latach, lecz z pewno ś ci ą pozostawa ł o całkowicie nierealne w 1945 roku! Po prostu bez szans. Inne relacje mówi ą z kolei, iż Hitler został zamroż ony przy użyciu techniki kriogenicznej, po tym jak rzekomo ukrywaj ąc si ę w latach 50. gdzie ś w Ameryce Poł udniowej, zapad ł na nieuleczaln ą chorobę . Jego cia ł o ma być , zgodnie z t ą wersj ą, przechowywane do takiej chwili, kiedy b ę dzie moż na ponownie go wskrzesi ć . Czyż by wię c jego nieobecno ść miał a oznaczać , ż e metoda leczenia tej choroby wci ąż jeszcze nie zosta ła odkryta?
Z
96
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
Po odrzuceniu częś ci materia ł ów o przesadnym stopniu niedorzeczno ś ci pozostaje mieszanina faktów poprzeplatanych relacjami, które mo ż na uznać za prawdziwe, oraz „tajemniczymi opowieś ciami", które w oczach mniej ł atwowiernych, a bardziej sceptycznie nastawionych czytelników stanowi ą wytwór czystej fantazji. Przede wszystkim jednak autor pragnie jeszcze raz potwierdzi ć wcześ niej zaprezentowane stanowisko dotyczące istnienia Bazy 211. W trakcie pisania tej ksi ąż ki moje stanowisko ulegało wahaniom, lecz w obliczu wagi istniej ących poszlak (podobnie jak w przypadku opowie ś ci o ł ataj ących spodkach) nie widz ę innego wyjś cia, jak tylko potwierdzi ć jej realny charakter. Jak si ę niebawem przekonamy, Niemcy dysponowa ł y niezb ędnym potencjał em technicznym potrzebnym do zbudowania bazy wojennej na Antarktydzie. Jednym z wa ż niejszych czynników pomocnych w tym przedsi ę wzię ciu był o mę stwo zał óg flotylli U-Bootów. Podczas wojny podstaw ę sił podwodnych Kriegsrnarine stanowi ł y niezawodne U-Booty Typ VII, których zbudowano ogó łem blisko 700. Te wszechstronne jednostki dysponowały podczas marszu na powierzchni zasi ęgiem 16 095 kin, a ich ś redni zasi ęg patrolowy wynosił blisko 11 265 kilometrów. We wczesnych fazach wojny podwodnej, gdy U-Booty operowa ł y z macierzystych baz po ł oż onych na terenie Niemiec i dociera ł y na Atlantyk poprzez kana ł La Manche, odległ ość do sektora bojowego wynosi ł a okoł o 3220 km. Zasi ę g operacyjny,jednostek, uwzgl ę dniaj ąc tras ę powrotną , wahał się w przedziale od 4830 do 9670 km. Jednak w miar ę coraz powszechniejszego stosowania przez aliantów echolokacji do penetrowania wód kana ł u oraz gę stniej ą cej sieci zapór minowych rozstawianych na brytyjskich wodach U-Booty ju ż wkrótce zosta ł y zmuszone do przedzierania si ę na tereny ł owieckie d ł uż szym szlakiem, omijaj ąc od pó ł nocy Szkocj ę, po czyni p łynąc wzd ł uż zachodnich brzegów Irlandii. Ten wymuszony „objazd" zdecydowanie ograniczy ł zasięg operacyjny i skuteczno ść okrę tów, stąd też Niemcy musieli podj ąć szybkie i konkretne dzia ł ania, jeż eli nie chcieli utraci ć przewagi zyskanej na Atlantyku. Pierwszym posuni ę ciem był a zmiana patrolowanych obszarów na bardziej sprzyjające wody Morza Karaibskiego oraz po łudniowe rejony Atlantyku, gdzie zarówno wilcze stada, jak i pojedyncze jednostki, przez nikogo nieniepokojone, mog ły atakowa ć pozbawione konwojów i s ł abo chronione statki handlowe pa ń stw alianckich przemierzają ce te akweny. Lecz to znacz ące zwi ększenie odleg ł oś ci do patrolowanych obszarów był o zwi ązane z postawieniem wyż szych wymaga ń wobec okr ę tów Typ VII, których zasięg operacyjny by ł zbyt mały nawet wtedy, kiedy jednostki te mog ły wypływać z baz morskich zdobytych we Francji. Na deskach kre ś larskich byly ju ż nowe większe konstrukcje, cechuj ą ce si ę zwi ększonym zasi ęgiem, lecz zanim wesz ły do sł uż by, postanowiono zatka ć nagłą lukę dzi ę ki zastosowaniu „podwodnych zbiornikowców", czyli U-Bootów Typ XIV, cz ę sto zwanych przez ich za ł ogi „mlecznymi krowami". W sumie zwodowano sześć tych specjalnych, w zasadzie nieuzbrojonych okr ę tów, których kszta łt kad ł uba i kiosku przypomina ł z dala typowe ma ł e frachtowce, poprzez co chciano uniknąć nazbyt wczesnego rozpoznawania przez si ł y alianckie. Na samym pocz ątku to sprytne rozwi ązanie okaza ło si ę całkiem skuteczne. Jedna „mleczna la-owa" był a w stanie zaopatrzy ć 10 podwodnych okr ę tów nie tylko w olej napędowy (pełna pojemność zbiorników wynosi ł a 432 tony), lecz równie ż w słodką wodę , częś ci zapasowe oraz jarzyny i mi ę so, przechowywane w pokł adowych chł odniach, a nawet pieczywo wypiekane w okr ętowej piekarni. Lecz ta wszechstronno ść miał a
97 okaza ć si ę obosiecznym mieczem zarówno dla admira ł a D6nitza, jak i dowódców UBootów, gdyż przed łuż enie zasi ę gu operacyjnego okr ę tów Typ VII os ł abił o starania na rzecz wprowadzenia do s ł uż by nowszych jednostek. Przed pojawieniem si ę „mlecznych krów" dotarcie U-Boota Typ VII na Morze Karaibskie i z powrotem trwa ł o dwa miesi ące, na prowadzenie za ś dział ań bojowych pozostawa ł zaledwie jeden miesi ąc z ca łego, liczącego trzy miesi ące rejsu bojowego. Dónitz wyda ł rozkaz, by co najmniej 10 okr ę tów patrolował o wody u wybrze ży Ameryki, co wymagał o jednoczesnego zaanga ż owania co najmniej 30 jednostek, by system dzia łał zgodnie z za łoż eniami, a okrę ty mogł y rotacyjnie zamieniać się na patrolach. Od chwili gdy zacz ę to eksploatować „mleczne krowy", wystarczył tylko jeden tankowiec skierowany na wody Karaibów, by wyd ł użyć moż liwoś ci bojowe co najmniej 10 jednostek bojowych do pe ł nych czterech miesi ę cy, a nie jednego — jak do tej pory. Dzi ę ki temu można był o obniżyć ogólną liczbę U-Bootów przeznaczonych do patrolowania tych akwenów. By ło to bł yskotliwe posuni ęcie strategiczne, które nie mog ł o zawie ść . Niemieckie okrę ty podwodne mog ły również uzupeł niać zapasy paliwa, tankuj ąc je ze zbiorników „mlecznych krów" znajduj ących si ę na obszarze Oceanu Atlantyckiego, pe łni ących funkcj ę swego rodzaju wysuni ę tych baz macierzystych na trasie rejsu na Antarktyd ę i z powrotem. Zakł adają c moż liwość ponownego tankowania paliwa w Bazie 211, podwodne zbiornikowce mog ły pokonywa ć marszrutę Europa—Baza 211—Europa, zatrzymuj ąc si ę tylko jeden raz. Warto równie ż pamię tać o tym, ż e skoro jeden U-Boot Typ XIV był w stanie zaopatrywa ć w dostatecznym stopniu 10 okrętów typu VII, to dwie lub trzy jednostki tego typu stanowi ł yby nieporównanie wi ększy potencjał . U-Booty mogłyby jeszcze ś mielej zapuszcza ć się na wody poł udniowego Atlantyku, nawet bez konieczno ś ci zawijania do Bazy 211. Niestety, pojawi! si ę pewien problem, który stan ął na przeszkodzie szerszego zastosowania „mlecznych krów". Du ż y przekrój poprzeczny gwarantowa ł co prawda nadzwyczaj wielką przestrzeń ł adunkow ą, lecz zarazem obni ż ał prędkość i pogarszał zwrotno ść tych okrę tów. Ponadto brak ofensywnego uzbrojenia poza jedynym dzia ł kiem przeciwlotniczym zainstalowanym na kiosku (w miejsce aparatów torpedowych zainstalowano zbiorniki paliwa) powodowa ł , ż e był y one bardzo podatne na atak z powietrza przez alianckie samoloty, którym uda ł o si ę dostrzec je podczas swych patroli. Po łą czenie tych dwóch czynników przyczyni ł o się do tego, ż e do koń ca 1944 roku wszystkie „mleczne krowy" zosta ły zatopione. Do tego jednak czasu wesz ły do eksploatacji pierwsze egzemplarze nowszych i wi ę kszych U-Bootów, charakteryzuj ących się duż o wię kszym zasi ęgiem ni ż stare i wysł u ż one jednostki Typ VII. Na przyk ł ad nowy U-Boot Typ IXD2 móg ł dotrzeć na wody Japonii bez zawijania do portu, a jego zasi ę g wynosił 58 000 kilometrów. Posiadanie tak nowoczesnych jednostek po raz pierwszy umo żliwił o dotarcie do Bazy 211 na Antarktydzie bez dodatkowego wsparcia czy zawijania do tranzytowych baz zaopatrzeniowych. Dł ugotrwał a wojna na wyczerpanie zacz ęł a w koń cu zbierać swoje ś miertelne ż niwo, a na pocz ątku 1945 roku starsi dowódcy s ł użą cy na zdziesi ątkowanych jednostkach podwodnej floty zdali sobie sprawę., ż e fortuna zacz ęł a się od nich odwraca ć . Szeregi marynarskiej braci zosta ły w znaczący sposób uszczuplone o podwodniaków z dł uż szym staż em, którzy gin ę li w odmę tach oceanów wraz z okr ę tami, na których s ł uż yli. Coraz wię ksze straty w ś ród U-Bootów wynika ły z postępów czynionych przez aliantów w technice wykrywania okr ę tów podwodnych. Co prawda oddawano do eksploatacji wi ęcej nowych jednostek niż kiedykolwiek wcze ś niej, lecz w linii znajdowa ł o si ę ich faktycznie 7 — Zaginione tajemnice ttxihnologii...
98
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
mniej, a to z powodu bombardowania stoczni, chronicznych problemów z zaopatrzeniem produkcyjnym oraz ci ągłych problemów paliwowych — te trzy zsumowane czynniki sprawiły, ż e awanturniczc wypady na dalekie wody w coraz wi ększym stopniu stawa ły si ę niewykonalne. Przez pewien okres grupa U-Bootów operowa ł a w rejonie Oceanu Indyjskiego, wykorzystuj ąc w charakterze bazy zaopatrzeniowej port Penang w Malezji, lecz w rezultacie nasilenia dzia ł ań wojennych przeciwko Niemcom jednostki zosta ły ponownie przegrupowane z zadaniem obrony ojczystego kraju. Jednak ż e z 12 okrę tów tworzą cych zgrupowanie jedynie trzy zdo ł ały przedrze ć się do Europy. Pozosta łe zosta ły zatopione lub utknęł y w miejscu, niezdolne do kontynuacji rejsu z powodu braku paliwa. Opieraj ąc si ę na tym materiale faktograficznym, nale ż y skł onić się ku tezie, i ż — wbrew niektórym opiniom — liczba U-Bootów operuj ących na po ł udniowych wodach nie był a zbyt duż a, lecz zachowa ły się raporty potwierdzaj ące ich dział ania w tym rejonie. Istniej ą też poszlaki, wskazuj ące na realizowanie nieoficjalnych, czyli utajnionych i nigdzie nierejestrowanych rejsów. Czyni ą tak obecnie i czyni ł y od zawszc marynarki wojenne każ dego kraju. Czy w trakcie wype łniania tych misji okręty kursowa ł y na trasie wiod ącej do i z Bazy 211, tego nic wiciny na pewno, lecz pewne fakty ś wiadczą o tym, ż e niemieckie okrę ty nawodne oraz jakie ś U-Booty był y zaanga ż owane w prowadzenie nietypowych dzia ł ań podczas wojny na obszarze po ł udniowego Atlantyku — czego potwierdzeniem mo ż e być ś wiadectwo dane przez za łogę „Pinguina". Niezwyk ły artyku ł pojawi ł się jesieni ą 1946 roku we francuskiej gazecie codziennej „France Soir" — wymieniony zosta ł zresztą w ksi ąż ce Matterna i Friedricha UFOs — Sectet Nazi Weapon? (UFO — tajna broń nazistów?). Jego tre ść sugerowa ł a, ż e niemieckie operacje morskie w tym rejonie by ł y prowadzone jeszcze przez jaki ś okres po zako ń czeniu 11 wojny ś wiatowej i obejmowa ły również rejsy do Bazy 211. Wedle wszelkiego prawdopodobie ń stwa statek wielorybniczy „Juliana" p ł ywaj ący pod banderą Islandii we wrze ś niu tamtego roku napotkał w pobliż u Falklandów niemiecki okr ęt podwodny, którego za łoga podpłynęł a na pontonach i wesz ł a na pokład islandzkiej jednostki w celu dokonania zakupu ś wież ej ż ywnoś ci, pł ac ąc za nią ameryka ń skimi dolarami. Choć być moż e nigdy nic poznamy ca ł ej prawdy o Bazie 211, to jednak warto przyjrzeć się bliż ej kilku ś ciś le tajnym operacjom faktycznie przeprowadzonym przez U-Booty na wodach Atlantyku, w których bra ły udział okręty U-530, U-234 oraz U-977. Na tej podstawie b ę dzie mo żna pokusić się o wyciągnięcie okre ś lonych wniosków dotycz ących prawdziwego znaczenia niemieckich operacji w tym rejonie. U-977* został zwodowany w listopadzie 1944 roku, lecz dopiero w kwietniu następnego roku po obj ę ciu dowództwa przez kapitana Heinza Schaeffera by ł gotowy do przeprowadzenia pierwszych prób morskich. Wed ług relacji Schaeffera, zamieszczonych w jego autobiografii, przed wyruszeniem w morze za żą dał on dokonania wymiany baterii oraz wzmocnienia pancerza os ł aniaj ącego kiosk. Jednak ze wzgl ę du na niedobór niezbę dnych materia ł ów i sprzętu oba wnioski został y odrzucone. Nast ępnie otrzyma ł rozkaz wypłynię cia do Kilonii z naprę dce sklecon ą zał ogą, by tam zabra ć na pokł ad zapasy niezbę dne do wyruszenia w dalszy rejs, którego cel pozostawa ł jeszcze nieznany. Po zabraniu zapasów dalsze rozkazy skierowa ł y okrę t do Norwegii, na której wodach mia ł o * U-977 Typ VIIC zosta ł przekazany Kricgsmarine ju ż 31 marca 1943 roku. Ry ł wyj ą tkowo pechowym okrę tem, jako ż e podczas prób morskich co najmniej trzykrotnie zderzy ł się z innymi jednostkami. Ze wzgl ę du na doznane szkody, m.in. uszkodzenie kad łuba sztywnego, nie skierowano go do walki, lecz przeznaczono do szkolenia. Schaeffer nie by ł jego pierwszym dowódc ą, za to U-977 by ł pierwszym okrętem dowodzonym pucz Schaeffera (przyp. t łum.).
99 nastąpić spotkanie z dworna innymi U-Bootami (jednym z nich by ł nowy okrę t Typ XXI), a utworzony w ten sposób konwój mia ł wyruszyć na wody Morza Pó łnocnego. P łyną c z Kilonii, U-977 zawin ął po drodze do jednego z portów w Danii, gdzie uzupe ł nił zapasy i prowiant, jeszcze przed dotarciem do Kristiansand w dniu 26 kwietnia 1945 roku. Okr ęt pozostał w porcie do nocy 2 maja, kiedy to Schaeffer otrzyma ł rozkaz „wywo ł ania zamieszania" na wodach English Solent i dowiedzia ł si ę , ż e admirał Dónitz postanowi ł przenie ść sztab niemieckiej marynarki do Norwegii z Berlina, zaj ę tego już prawie w cał oś ci przez wojska sojusznicze. Wkrótce po przej ś ciu przez Kristiansand zepsu ł się główny peryskop, co był o jednoznaczne z uniemo ż liwieniem dokonywania ataków w zanurzeniu. Jednak U-Boot by ł zmuszony do przebywania pod wod ą ze wzgl ę du na zagro ż enie, jakie stanowi ł y samoloty alianckie, wypatruj ące z powietrza potencjalnego ł upu. Okrę t w ci ągu dnia p ł ynął pod wodą, wykorzystuj ą c nowy system chrap*, natomiast w nocy wynurzał się i kontynuowa ł rejs na powierzchni, i tak- był o aż do opuszczenia zasi ę gu samolotów patrolowych — jednak trwa ł o to wiele tygodni. U-977 płynął w zanurzeniu i bez łą cznoś ci z dowództwem przez osiem dni, zatem wiadomo ść otrzymana w dniu 10 maja od dowództwa floty U-Bootów, nakazuj ąca poddanie się, spadła na zał ogę jak grom z jasnego nieba. Schaeffer zgodzi ł się na wysadzenie na brzeg 16 marynarzy (tych, którzy mieli rodziny) i zawróci ł do Niemiec. Jednak obawiaj ąc się przechwycenia okrętu wraz z pozosta łą załogą, a tym samym przekre ś lenia podj ętych planów dotarcia do Argentyny i rozpocz ęcia tam nowego życia, ostatecznie postanowił wysadzi ć marynarzy na brzeg w trudno dost ę pnej częś ci Norwegii, gdzie okr ę t mógł pozosta ć niezauważ ony. Następnie Schaeffer wyruszył w trwaj ący 66 dni rejs w zanurzeniu**, którego szlak wiód ł obok cypla John O'Groats, a nast ępnie wzdł u ż wybrzeż y Irlandii, potem przez wody Zatoki Biskajskiej, zostawiaj ąc na trawersie Gibraltar, i dalej na po ł udnie, zanim okrę t wzi ął kurs na zachód na otwarty Atlantyk. W swoich wspomnieniach opowiada o trudach, jakie wtedy prze żywał on sam wraz z za ł ogą —w pewnym momencie na okrę cie zebra ł o si ę tyle ś mieci zainfekowanych przez muchy, ż e musieli zał adować je do wyrzutni torpedowych i wystrzeli ć , a wewnę trzne powierzchnie okrę tu oraz skór ę ludzi w coraz wi ększym stopniu pokrywa ł a ple śń wywołana brakiem wentylacji. Od czasu do czasu spaliny z silników dieslowskich przedostawa ły si ę do wnę trza okrętu, pokrywaj ąc wszystko i wszystkich czarn ą sadz ą . Kiedy jednak uda ł o się dotrze ć na wody uznane za bezpieczne, okr ę t wynurzył się na powierzchni ę, a zał oga mogła znowu odetchn ąć ś wież ym powietrzem. Zatrzymali si ę nawet na spokojniejszych wodach w pobli ż u jednej z mniejszych Wysp Zielonego Przyl ądka, by wreszcie wyk ąpać się w towarzystwie ł awic ciekawskich delfinów. Po wiciu dniach Schaeffer us łyszał przez radio, ż e inny U-Boot (U-530), którego za ł oga również nie miała zamiaru kapitulowa ć , wpłynął do rzeki La Plata w Argentynie, sk ąd Niemcy wraz z okr ętem zostali przekazani w r ę ce Amerykanów. Wypadki potoczy ły się więc zupełnie inaczej, niż spodziewał się tego Schaeffer i jego ludzie. Do tego momentu Argenty ń czycy odnosili si ę z niezwyk łą serdeczno ś ci ą i przyja ź ni ą do obywateli * Chrapy skł adały się z dwuprzewodowej ruty, któr ą moż na był o wysuwać z kiosku zanurzonego okrę tu podwodnego, podobnie jak peryskop. S ł uż ył a ona do zasysania powietrza, niezb ę dnego do pracy silników wysokopręż nych oraz do odprowadzania spalin. Normalnie okr ę t podwodny używał w zanurzeniu silników elektrycznych, natomiast id ąc na powierzchni, korzysta ł z silników wysokopr ęż nych, które s ł uż yły nie tylko do nap ę du, ale tak ż e do ł adowania baterii akumulatorów. Dzi ę ki chrapom okr ęt podwodny móg ł uż ywa ć silników wysokopręż nych, pozostaj ąc w zanurzeniu (przyp. aut.). •* Oczywi ś cie czasami korzysta ł z chrap, ale i lak byt to niezwyk ły wyczyn (przyp. t ł um.).
100
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
III Rzeszy. Ponieważ jednak zapasy paliwa kurczy ły się nadzwyczaj szybko, dowódca U-977, nie maj ąc innego wyj ś cia, zdecydowa ł się na zawinię cie do jednego z argenty ń skich portów, a jego wybór pad ł na Mar dcl Plata, do którego okr ęt wszedł w dniu 17 sierpnia 1945 roku, po trzech miesi ącach podwodnej gehenny w ekstremalnie trudnych warunkach. Prawie natychmiast rozpocz ęł o się intensywne dochodzenie, maj ące na celu wyja ś nienie rzeczywistych przyczyn, dla których komandor Schaeffcr tak pó ź no zdecydowa ł się na poddanie okrętu. Ameryka ń ski zespół dochodzeniowy, przes łuchuj ący w tym czasie czł onków zał ogi wspomnianego wy ż ej U-530, skierowa ł bezzwł ocznie wysi ł ki na marynarzy z U-977. W swoich wspomnieniach niemiecki dowódca wymienia jedynie trzy pytania, jakie zadali mu Amerykanie:
1.Gdzie znajdowa ł się U-977 w chwili zatopienia brazylijskiego parowca „Ba-
bia"? (Schacffcr by ł podejrzewany o dokonanie tego ataku ju ż po ogł oszeniu zawieszenia broni). 2. Dlaczego tak d ł ugo zwlekał z podj ę ciem decyzji o poddaniu si ę ? 3. Czy w trakcie trwania podwodnej eskapady mial na pok ładzie okrę tu kogoś (lub co ś ) maj ą cego szczególne znaczenie polityczne — na przyk ł ad Adolfa Hitlera bądź też Martina Bormanna?
Schaefer — w odpowiedzi na pierwsze pytanie — stanowczo zaprzeczy ł , jakoby brai udział w ataku, na drugie pytanie udzieli ł odpowiedzi zgodnej z tym, co przedstawili ś my wcze ś niej*, natomiast w przypadku trzeciej kwestii uparcie odmawia ł udzielenia jakichkolwiek wyjaś nień . Pytania o podobnej tre ś ci kierowano równie ż pod adresem komandora porucznika Otto Wehrmutta, dowódcy wcze ś niej internowanego U-530. W ko ń cu zniechęceni nieprzejednanym milczeniem obu niemieckich oficerów w przedmiotowej kwestii ; Amerykanie przenie ś li ich do obozu przej ś ciowego poł oż onego w Waszyngtonie, zwolniwszy uprzednio z niewoli pozostał ych członków obu zał óg. Na przebieg przesłuchań niewątpliwy wpływ miał fakt, ż e nigdzie w Niemczech nie znaleziono szcz ątków dwóch najważ niejszych nazistów —Adolfa Hitlera i Martina Bormanna. Ma ł o tego, coraz wi ęcej wątpliwoś ci w oczach Amerykanów budzi ł kierunek oficjalnego ś ledztwa prowadzonego przez Rosjan, badaj ącego tezę o rzekomym samobójstwie Fiihrera. Sztab OSS pragnął uzyskania jednoznacznych odpowiedzi na trzy wymienione oraz wiele innych, bardziej drę czą cych kwestii, a dwaj dowódcy U-Bootów dawali nadziej ę na ich zdobycie. Fakt, ż e odpowiedzi Niemców nigdy nie zosta ł y opublikowane, wynika również z ich g łę bokiej indoktrynacji i ś lepej lojalnoś ci, które uł atwia ły im stworzenie dymnej zas łony przesłaniaj ą cej rzeczywisty cel ich misji. Nie nale ży również wykluczy ć takiej moż liwoś ci, ż e po wyciagni ę ciu wiarygodnych zezna ń dzi ę ki zastosowaniu alternatywnych metod ś ledczych zdobyta prawda mog ł a się okaza ć zbyt szokuj ąca i trudna do przyj ę cia, by ogł osi ć ją publicznie. A co by się stało, gdyby zgodnie z ówczesnymi sugestiami Hitlerowi, Bormannowi oraz Kammlerowi i grupce wiernych, pozosta łych przy życiu popleczników uda ł o się zbiec poza granice Niemiec, dajmy na to, na pok ł adzie jednego lub nawet kilku U-Bootów, po tym jak zostawili po sobie ewidentne dowody samobójstwa oraz liczne ś lady i poszlaki prowadzące ekipy dochodzeniowe w ś lepe uliczki? W przypadku Hitlera bez w ątpienia * Schaeffer twierdzi ł , jakoby niemiecka propaganda straszy ł a, *e po wojnic planuje sie sterylizacje wszystkich Niemców w Europie, st ąd jego decyzja o ucieczce do Argentyny (przyp. t łum.).
„Ol odkryto dostatecznie duż o tego typu myl ących manewrów, by ludzie zajmuj ący si ę jego spraw ą podj ę li ponowny trud sprawdzenia wszystkich okoliczno ś ci zwi ązanych z jego domniemanym samobójstwem. W ś ród tych podejrzanych faktów mo żna wymienić sprzeczne zeznania kilku kluczowych czł onków prywatnej sł użby Hitlera; zbyt ma łą ilość benzyny, niepozwalaj ącą na spalenie ciał a do takiego stopnia, w którym nie da ł oby się przeprowadzi ć identyfikacji zwłok; brak oficjalnego protoko łu potwierdzaj ącego taką identyfikacj ę ciał a Fiihrera przed jego spaleniem itd., itp. Im bli ż ej i dociekliwej b ędzie się analizować okoliczno ś ci ewentualnej ś mierci Hitlera, tym wi ę cej rodzi się pytań i wątpliwoś ci. W rezultacie nasuwa si ę, co prawda ma ł o prawdopodobny, lecz jednak mo ż liwy wniosek, ż e być moż e mamy tu rzeczywi ś cie do czynienia z misternie przygotowan ą, nadzwyczaj zagmatwan ą mistyfikacj ą , jak sugeruj ą to niektórzy badacze tematu. Czy zatem autor pragnie w ten sposób zasugerowa ć , ż e kilka osób wysoko postawionych w hierarchii nazistowskiego pa ń stwa zdoł ał o uniknąć niewoli i zbiec ca ło tylko po to, ż eby przesiedli ć się do Nowego Berlina? Odpowied ź brzmi — i tak, i nie. Jestem g łę boko przekonany, ż e taka ucieczka by ł a ze wszystkimi szczegó ł ami zaplanowana i przygotowywana. Moim zdaniem oba okr ęty U-530 i U-977 zosta ł y wysł ane z ostatni ą misj ą zaopatrzeniow ą do Bazy 211 , zabieraj ąc na pokł ad w charakterze pasa ż erów wysokich funkcjonariuszy pa ń stwa nazistowskiego, z wyj ą tkiem Kammlera. Nawet w tej ko ń cowej fazie wojny istnia ł a moż liwo ść dotarcia przez oba okr ę ty na wody poł udniowego Atlantyku, gdzie miał yby się spotkać z nawodnym zbiornikowcem przed wzi ę ciem kursu na Bazę 211. Tuż przed dotarciem do strefy paku lodowego dowódcy okr ętów najprawdopodobniej spotkali si ę z Kammlerem i grupk ą inż ynierów (którzy dotarli do antarktycznej bazy nieco wcze ś niej), przekazuj ąc im wiezione na pokł adzie osobisto ś ci oraz elementy potrzebne do budowy lataj ących dysków. Jedynym rozs ądnym manewrem było w tej sytuacji skierowanie si ę ku wodom Argentyny i wystawienie na brzeg tajemniczych pasaż erów prosto w ramiona oczekuj ących tam rodaków i miejscowych sympatyków. Po opróż nieniu ł adowni U-Boot (lub nawet kilka z nich) móg ł zawinąć do miejscowego portu — gdzie zał oga również spodziewał a si ę ciepł ego przyj ę cia — aby po zdobyciu zaopatrzenia kontynuowa ć rejs do ojczyzny b ądź też znaleźć sprzyjaj ące warunki do rozpocz ę cia nowego życia w Ameryce Po ł udniowej, gdzie do dzi ś mieszka liczna rzesza ludno ś ci pochodzenia niemieckiego. Operacj ę zniknię cia oraz udzielenia wsparcia dla pasa ż erów i czł onków załóg mogł y przeprowadzić organizacje ODESSA lub Pająk. Być moż e nieprzypadkowo obaj wzi ę ci do niewoli dowódcy U-Bootów po wypuszczeniu na wolno ść zdecydowali si ę zamieszka ć i spędzi ć reszt ę ż ycia właś nie w Argentynie. Od chwili zako ń czenia wojny historycy przyj ę li gremialnie najprostsz ą z moż liwych wersji, zgodnie z którą Adolf Hitler pope łnił samobójstwo w swojej berli ń skiej kwaterze. Za łóżmy jednak, ż e był o inaczej i ta hipoteza mija si ę z prawdą . Zdaniem autora w takim przypadku scenariusz zdarze ń potencjalnie najbardziej nieprawdopodobny sta ł by si ę najbardziej mo ż liwy i realny spo ś ród wszystkich rozpatrywanych. Dzieje U-Boota U-234, kolejnego okrętu z grupy wcze ś niej wymienionych jednostek, również zasługuj ą na miano intryguj ących. Pierwotnie zbudowany jako podwodny stawiacz min, w sierpniu 1944 roku, po pierwszym patrolu, zosta ł wprowadzony do suchego doku w celu dokonania przebudowy na podwodny transportowiec, a jego przedział y minowe zosta ł y przerobione na ł adownie. Po bardzo dł ugim okresie przebywania w stoczniowym doku, czego przyczyn ą był y liczne naloty przeprowadzane przez alianckie samoloty, U-234 opu ś cił macierzysty port w Kilonii w dniu 25 marca 1945 roku,
102
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
dowodzony przez komandora Johanna Fehlera. Okr ęt wzi ął kurs na Tokio, zabieraj ąc na pokł ad duż y ł adunek ś rodków sanitarnych i lekarstw, szk ł a optycznego do przyrz ądów celowniczych, a tak ż e sporą ilość broni, gł ównie przeciwpancernych granatników typu Panzcrfaust, a nawet kompletny, chocia ż rozmontowany my ś liwiec odrzutowy Messerschmitt Me 262 Schwalbe (który Japo ń czycy zamierzali produkowa ć na niemieckiej licencji). Lecz najwi ększe zainteresowanie badaczy tematu po up ływie wielu lat od zakoń czenia wojny budził o 55 o łowianych sze ś ciennych pojemników, zgromadzonych w przedniej grodzi minowej, z których ka ż dy był owini ę ty w brą zowy papier. Z biegiem lat nazbierał o się wiele hipotez i teorii na temat potencjalnej zawarto ś ci tych zbiorników: zdaniem niektórych znajdowa ły się tani elementy niezb ę dne do produkcji broni laserowej, lataj ących spodków b ądź też zrabowane dzie ł a sztuki. W rzeczywisto ś ci jednak prawda wydaje si ę być jeszcze bardziej ponura i pos ępna, gdyż stawia pod znakiem zapytania wiarygodno ść tajnych rezultatów pracy ALSOS, na podstawie których stwierdzono, ż e niemiecki program budowy broni atomowej zatrzyma ł się na bardzo wczesnym etapie. Raporty te w ewidentny sposób ignorowa ł y istnienie bomb V-4 oraz fakt, ż e w tajemniczych pojemnikach na pokł adzie U-234 zgromadzonych by ł o 550 kilogramów częś ciowo wzbogaconego uranu, stanowi ą cego pó łprodukt do produkcji plutonu — który mógł być przeznaczony do produkcji bomby atomowej wykorzystuj ącej energi ę reakcji ł ań cuchowej. Przewozowi tego niezwykle wa ż nego ł adunku towarzyszy ł a dwójka japoń skich oficerów — komandor Hideo Tomonaga oraz pu łkownik Cesarskich Sił Powietrznych Genzo Shosi. Wś ród wybitnych niemieckich pasaż erów znajdowali si ę mię dzy innymi podporucznik Luftwaffe Erich Menzel, ekspert od lataj ących bomb V-1, oraz komandor Gerhard Falk z Departamentu Konstrukcji Okr ętowych, którego zadaniem by ł o udzielenie pomocy Japo ń czykom w zbudowaniu repliki najnowszego i najbardziej zaawansowanego modelu U-Boota Typ XXI. Jednak na samym pocz ątku rejsu mieli pecha, gdy na wodach Skandynawii doszł o do kolizji z innym okrę tem podwodnym U-1301. Lecz po wykonaniu naprawy uszkodzonego kiosku Fehler otrzyma ł w dniu 16 kwietnia od samego admira ł a Diinitza rozkaz wyruszenia w dalsz ą drogę . Koniec wojny miał nadej ść za niecał e trzy tygodnie. Po udanym przej ś ciu przez akweny w rejonie Wysp Brytyjskich w dniu 6 maja na okręt dotarł a przygnębiaj ąca depesza podaj ąca do wiadomoś ci kapitulacj ę HI Rzeszy oraz informuj ąca o jednostronnych dzia ł aniach Japo ń czyków, zrywaj ących wszelkie stosunki dyplomatyczne z niegdysiejszym sojusznikiem w ramach pa ń stw Osi. Wydaje si ę najzupełniej naturalne, ż e Fehler potraktowa ł te fakty jednoznacznie, zdecydowa ł się zawróci ć z drogi do Azji i ruszy ć ku zachodnim wybrze ż om Atlantyku, by tam podda ć się Amerykanom. Ta opcja wydawala mu si ę bezsprzecznie bardziej korzystna ni ż powrót do Kilonii, gdzie wpadł by w ręce Rosjan, którzy w tym czasie zaj ę li już macierzysty port jednostki. Dwa dni póź niej odebrano przez radio dwie kolejne wiadomo ś ci — pierwsza z nich dawa ł a dowódcy jednostki moż liwość wyboru mię dzy kontynuacj ą zadania a zawinię ciem do alianckiego portu i kapitulacj ą ; natomiast druga zabrania ł a przekazywania nieprzyjacielowi zaszyfrowanych depeszy radiowych. Do tego czasu komandor Fehler by ł już zdecydowany na wybór bezpieczniejszego wariantu dzia ł ania; poleci ł również aresztowa ć dwóch japoń skich oficerów i umieś cić ich w kabinie, konfiskuj ąc im uprzednio rytualne miecze. Najbliż szym alianckim portem by ł w tym momencie Hal ifax w kanadyjskiej Nowej Szkocji, lecz niemiecki dowódca, nie chc ąc stać si ę celem dla szukaj ących ł atwej zdobyczy samolotów patrolowych operuj ących w tym rejonie, postanowi! zmieni ć kurs bardziej na
103 południe, by zawin ąć do amerykań skiego, nie zaś kanadyjskiego portu. W ostatniej fazie rejsu nikt nie zwraca ł uwagi na zamkni ętych w kabinie japoń skich oficerów. Po otwarciu drzwi okaza ł o si ę, ż e popeł nili oni samobójstwo, zaż ywaj ąc nadmiern ą dawkę tabletek nasennych. Ich cia ł a zatopiono w morzu dopiero po tym, jak ś ledzący ich ameryka ń ski okrę t USS „Sutton" podszed ł bliż ej i wysł ał sekcj ę abordaż ową na niemiecki okrę t, aby wprowadzi ł a go do Portsmouth w stanie New Hampshire. Po przybyciu do Portsmouth U-Boot zosta ł poddany szczegó ł owej inspekcji, czy przypadkiem nie zastawiono w nim ukrytych pu ł apek, zanim przystąpiono do roz ł adowywania frachtu zgromadzonego w ł adowniach; prace te rozpocz ęł y si ę na dobre dopiero na pocz ątku lipca. Zaraz po wej ś ciu na okrę t odkryto o ł owiane pojemniki, co wywoł ał o ogromne poruszenie, jednak wkrótce ustalono niezbicie, ż e częś ciowo wzbogacony materiał radioaktywny zawiera ł jedynie 0,7% izotopu uranu 235, natomiast do zainicjowania reakcji ł ań cuchowej niezb ędna jest koncentracja promieniotwórczego izotopu na poziomie siedmiu procent. Niemcy nie posiada ł y tylu cyklotronów, za pomoc ą których moż na był o dalej wzbogacać uran, co Stany Zjednoczone, lecz nie jest to najbardziej istotne. Zdaniem autora najwa żniejszym faktem w tej historii jest to, ż e uran zawieraj ący podwyż szone ilo ś ci izotopu o masie atomowej 235 stanowi ł pozostałość po pracach badawczych nad niemieckim projektem V-4 prowadzonych do tej pory w Nordhausen. Warto w tym miejscu zauważyć , ż e bomba V-4 nie był a przeznaczona do wywo ł ania eksplozji j ądrowej, lecz miał a wykorzystywa ć tradycyjny materia ł wybuchowy do rozrzucenia radioaktywnego py łu na szerokim obszarze, by w ten sposób spowodowa ć promieniotwórcze ska ż enie moż liwie duż ej liczby ludnoś ci cywilnej. Wzbogacony uran przewoż ony na pokładzie U-234 nadawa ł się idealnie do takiego celu i móg ł dla Japoń czyków stanowi ć szans ę zadania ciosu alianckim oddzia ł om i skupiskom ludnoś ci cywilnej z użyciem wł asnych bomb typu R* dzi ę ki pomocy ju ż pokonanych nazistowskich Niemiec. Niektórzy obserwatorzy wysun ęli nawet hipotez ę , ż e Amerykanie sami dokonali wzbogacenia przeję tego uranu i potem wykorzystali go przy produkcji g łowic j ądrowych użytych w dwóch bombach atomowych zrzuconych na Japoni ę póź nym latem tego samego roku. Trzeba jednak przyznać , ż e amerykań ski projekt był już bardzo zaawansowany w chwili internowania uranowego ładunku i powyż sza hipoteza wydaje si ę mał o prawdopodobna. Nie można jednak wykluczy ć takiej ewentualno ś ci, ż e odkrycie ś miercionoś nego ł adunku mog ł o zaostrzyć stanowisko prezydenta Trumana i cz ł onków. Sztabu Generalnego, po ś rednio przyczyniając się do podj ęcia ostatecznej decyzji o u ż yciu nowej broni. Setki tysi ęcy amerykań skich ż ołnierzy mogło jeszcze ponie ść ś mierć w trakcie mozolnego zdobywania dobrze ufortyfikowanych wysp japo ń skiego archipelagu. Je ż eli ponadto istnia ł o cho ć by najmniejsze prawdopodobie ń stwo posiadania przez armi ę cesarską broni podobnej do bomby R, wtedy uzasadnione by ło uż ycie wszelkich dost ępnych metod, by zdusi ć ten projekt w zarodku. W konsekwencji pierwsza bomba atomowa zosta ła zrzucona w dniu 6 sierpnia na Hiroszimę . Trzy dni póź niej celem kolejnego ataku sta ł o się Nagasaki, co mia ł o niedwuznacznie wskazywa ć , ż e następne moż e być stoł eczne Tokio. Opieraj ąc si ę na analizie opisanych tu losów trzech niemieckich okr ę tów podwodnych, można wyrobi ć sobie poj ęcie o zapale i nieodpartej ch ę ci zał óg U-Bootów, by pój ść duż o dalej, ni ż wymagało tego od nich zwykł e poczucie obowi ązku i wojskowej dyscypliny. Stopień ich wyczerpania by ł bardzo duży, straty w ludziach pod koniec wojny wynosi ły * R jak radiation promieniowanie (przyp. timm.). —
104
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
ponad 60% stanu osobowego za ł óg, wskutek ś mierci w trakcie dzia łań wojennych lub też uznania za zaginionych. Dzie ł a zniszczenia dope łnił swego rodzaju fatalizm i desperacja niemieckich marynarzy. Wielu z nich uros ł o do rangi prawdziwych bohaterów, dowódcy U-Bontów, którzy zyskali miano „asów", byli darzeni uwielbieniem zarówno przez masy, pras ę , jak i nazistowską elitę . Maj ąc tak oddaną zał ogę , nie bylo praktycznie zadania, którego by się nic podj ę li, nawet gdyby mia ł to być rejs na Antarktyd ę czy cokolwiek innego. Do ostatnich dni bycia na stanowisku admira ł Dbnitz odczuwał dum ę z wyczynów podlegaj ą cej mu podwodnej floty; by ć moż e wtedy wł aś nie miał najwię ksze powody do takich uczuć . Jeż eli bowiem na wybrze ż ach Antarktydy istnia ła rzeczywi ś cie wojenna baza, naczelny dowódca ca ł ej floty U-Bootów musia ł o tym z pewno ś cią wiedzieć . Lecz pomimo aktów bezsprzecznego heroizmu, bez wzgl ę du na zamierzenia innych formacji, takich cho ć by jak jednostki SS, rok 1945 przyniós ł ostateczne zwyci ę stwo sil pań stw sprzymierzonych w koalicji antyhitlerowskiej. Podj ęto wtedy w kilku krajach dział ania maj ące na celu wykorzystanie wojennych zdobyczy i rozwi ązanie wi ążą cych się z nimi tajemnic wojennych. W tej dziedzinie dzia ło się bardzo wiele, poczynaj ąc od zespo ł u konstrukcyjnego von Brauna, pracuj ącego nad przygotowaniem do testów rakiet V-2 na amerykań skiej pustyni, a ko ń cząc na ekipach naukowych pracuj ących na terenie Niemiec nad projektem nowego samolotu odrzutowego, ale ju ż dla potrzeb Zwi ązku Radzieckiego. Również Brytyjczycy nie marnowali czasu. Ich operacje na terenie Kanady toczy ły się bez przeszkód, w zgodzie z przyj ętymi początkowo założ eniami. Gdy ta faza mia ła się ku koń cowi i nadchodzi ł rok 1946, Kanadyjczycy i Brytyjczycy poczynili du ż e post ępy w swoich pracach, opieraj ąc się na szkicach i rysunkach technicznych znajduj ących się w ich posiadaniu. Szybkim post ępom szczególnie sprzyjała atmosfera koncentracji i odosobnienia. W koń cu w miejscu, którego nic ma na mapie, nie bylo zbyt wielu atrakcji mog ących odciągn ąć uwagę naukowców od pracy, dlatego czyniono szybkie post ępy, aby mo ż liwie jak najprędzej uporać się z zadaniami i powróci ć do życia w realnym ś wiecie. W 1946 roku miały miejsce pierwsze próbne loty angielsko-kanadyjskiego prototypu Haunebu. Z kolei funkcjonariusze SS z niech ę ci ą oczekiwali zakoń czenia dział ań wojennych bez uprzedniego zapewnienia sobie pewnego losu i bezpiecznego ż ycia w przyszł oś ci. Organizacje ODESSA oraz Paj ą k miały na celu zadbanie o powojenne losy esesmanów, a Kammler z pewno ś ci ą zdawał sobie spraw ę z moż liwoś ci stwarzanych przez dynamiczny rozwój gospodarki w pierwszych latach po wojnie. Podejmuj ąc si ę realizacji projektu Bazy 211, prawdopodobnie zamierza ł zdobyć silniejsze karty przetargowe, dzi ęki którym mógłby wynegocjowa ć lepsze i bardziej honorowe (w swoich oczach) warunki dla swych towarzyszy, a w konsekwencji równie ż dla Niemiec. Funkcjonariusze SS znale ź li si ę wtedy pod ś cisłą kontrol ą — tak jak kiedy ś zaplanowa ł to sam l-limmler. Jako przyboczna gwardia Hitlera esesmani mogli przewie żć swego Fi.ihrera do odleg ł ej i bezpiecznej Ameryki Po ł udniowej, gdzie by ć moż e pozostawili mu tytularn ą wł adzę do ko ń ca jego dni. Oczywi ś cie należ y zakł adać , ż e stopniowo porzucili my ś li o odbudowaniu potę gi Niemiec pod postaci ą Czwartej Rzeszy. Lecz organizacje esesma ń skie nic zasypia ły gruszek w popiele, planuj ąc podj ę cie w przyszł o ś ci dział ań maj ących im zapewni ć finansowe bezpiecze ń stwo. Przemieszczenie Kammlera i jego ekipy stanowi ł o newralgiczny element tych projektów. By ć moż e niemieccy inż ynierowie zak ł adali moż liwość docierania do Bazy 211 na lataj ących dyskach wł asnej konstrukcji, odczuwaj ąc to samo, co ich koledzy pracuj ący w dalekich ostępach kanadyjskiej tajgi. W ko ń cu miejsce ich przeznaczenia by ł o nieskoń czenie bardziej
105 odludne i osamotnione, gdy ż kontakt ze ś wiatem zewnę trznym był skrajnie ograniczony lub w ogóle niemo ż liwy, a droga do ojczystego kraju niewyobra ż alnie daleko. Tam gdzie si ę znaleź li, nic nie przypominał o ich rodzinnych stron, zarówno w sensie politycznym, jak i w odniesieniu do przyrody i krajobrazu. Lecz w odró ż nieniu od cywilnych inż ynierów pracuj ących na obszarze Kolumbii Brytyjskiej przywi ą zanie do nazistowskich dogmatów sprawił o, ż e nie ustawali w podj ę tych wysiłkach, by zrealizowa ć wyznaczone cele. Nale ż y przy tym pami ęta ć , ż e funkcjonariusze SS byli bardzo karni i zdyscyplinowani, co w rezultacie powodował o, ż e praktycznie nic tolerowano najmniejszego cho ć by oporu. Robotnicy (lub mieszka ń cy Antarktydy, zale ż nie od punktu widzenia czytelnika) musieli po prostu przestrzega ć narzuconych im zasad i regu ł albo potulnie milcze ć . Budowniczowie Nowego Berlina nie mogli sobie pozwoli ć na zaognienie stosunków z byłymi funkcjonariuszami SS, donosz ą c na nich do przedstawicieli nowych w ł adz, gdy ż te musiały od samego początku wiedzie ć o obecno ś ci ludzi z tatua ż ami na ramionach. Prezydent Truman uzna ł ostateczn ą klę skę Japoń czyków w sierpniu 1945 roku za koniec dział a ń skierowanych przeciwko pa ń stwom osi, przynajmniej do chwili kiedy do jego uszu zacz ęł y docierać pierwsze meldunki o Bazie 211, o której informacje uzyskano w wyniku dochodzenia, w którym inwigilacji poddano dowódców i za ł ogi U-Bootów internowanych w Ameryce Po ł udniowej. Jakby tego było mał o, wojenne chmury zacz ęł y ponownie gromadzi ć się nad Europ ą, tym razem z inspiracji Stalina, który, nie wywo ł ując bezpoś redniego konfliktu, przybra ł zimnowojenny kurs. Z tego te ż wzgl ę du amerykań scy genera ł owie do łoż yli wszelkich starań , by zapewni ć bezpieczeń stwo terytorium Stanów Zjednoczonych. W odró ż nieniu od Alaski bezludne bezmiary Antarktydy nie przedstawiały dla Amerykanów wi ę kszej warto ś ci strategicznej, lecz rosn ące nadzieje na zyskanie tam niewyczerpanych zasobów rozmaitych bogactw mineralnych oraz surowców energetycznych, w po łą czeniu z mo ż liwoś cią wykorzystania tych obszarów do bezpiecznego instalowania wyrzutni balistycznych pocisków nuklearnych dalekiego zasię gu, spowodowały zwiększone zainteresowanie tym regionem. Stany Zjednoczone zdecydowa ły się na eskalacj ę swoich roszcze ń , przejmuj ąc krok po kroku niewielkie skrawki rozmaitych terytoriów znajduj ących si ę już w obrębie ameryka ń skich wpływów, podobnie jak dekad ę wcześ niej czyni ł to Hitler. Wieś ci o pojawieniu si ę potencjalnego i powa ż nego zagro ż enia dla narodowego bezpiecze ń stwa Ameryki i jej sojuszników ze strony grupki nazistowskich renegatów osiedlonych na Antarktydzie mog ł y się wydać trudne do zrozumienia. Je ż eli ta nieliczna przecież grupa ludzi zdoł ał a z powodzeniem opracowa ć konstrukcj ę wł asnego lataj ącego dysku Haunebu, moż liwo ś ci raż enia, jakie dawa ł ten statek powietrzny, mog ł y okazać się przeogromne, gdy ż Amerykanie w tamtym momencie nie stworzyli konkurencyjnego projektu — nawet na etapie desek kre ś larskich w biurach konstrukcyjnych. Zak ł adaj ąc daleki zasi ę g oraz niedo ś cignioną zwrotno ść , z którą nie mógł się równać ż aden konwencjonalny pojazd lataj ący znajduj ą cy się na wyposaż eniu sił powietrznych Stanów Zjednoczonych czy ich sojuszników, pojazd ten by ł (hipotetycznie) w stanie, bez najmniejszego ostrze ż enia, siać terror w wielkich miastach oraz zagra ż a ć bezpo ś rednio obiektom wojskowym czy militarnym instalacjom. Podj ęto wię c decyzj ę , by za jednym uderzeniem zał atwić dwie sprawy: po pierwsze, dokona ć oceny, a następnie zlikwidowa ć potencjalne zagro ż enie i po drugie, zgł osi ć roszczenia do anektowanego przy tej okazji terytorium. By umoż liwić realizacj ę tego przedsi ę wzięcia, zebrano odpowiednie siły w postaci korpusu ekspedycyjnego, którego zadaniem by ł o dotarcie na Antarktyd ę , by
106
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
tam przeprowadzi ć ostateczną rozgrywk ę . Wyprawa zyska ł a nazwę operacji „High Jump" (OHJ — Operation High Jump, operacja „Skok wzwy ż "). Taki rozwój wydarzeń wywoł ał widoczną konsternacj ę w brytyjskich kr ęgach rządowych, gdyż Anglicy byli przekonani, ż e prawdziw ą przyczyn ą przygotowania operacji OHJ był ameryka ń ski ekspansjonizm. Nie wiadomo, czy Brytyjczycy mieli jakiekolwiek poj ę cie, co do rzeczywistych zamiarów Amerykanów. Jednak rzeczowa analiza rozmaitych odtajnionych po latach dokumentów z archiwów Foreign Office dotycz ących omawianego tematu nie wykazuje ż adnych tropów, które wskazywa łby na domy ś lanie si ę prawdziwych powodów operacji. Mo żna w nich dostrzec jedynie jasno wyra ż one obawy co do geopolitycznych i militarnych celów, jakie pragn ę li osiągnąć sojusznicy zza Atlantyku. Powodem do wi ększych zmartwie ń i ż ywszego zainteresowania Wielkiej Brytanii niż dział ania zwi ązane z operacj ą OHJ był a pozornie odr ębna (cho ć realizowana w tym samym czasie) misja prowadzona pod auspicjami Ameryka ń skiego Towarzystwa Geologicznego, której zadaniem by ł o wykonanie badań powierzchni oraz map antarktycznego lądu. Autorem koncepcji i planu tej drugiej misji by ł oficer ameryka ń skiej marynarki, komandor porucznik Finn Ronne. Tymczasem w kilku starych chatach, znajduj ących si ę na obszarze Antarktydy nale żą cym do Ameryki, zakwaterowani byli pracownicy angielskiej placówki, utrzymywanej w ramach British Falkland Islands Dependent Survey (Falklandzkiej Inspekcji Badawczej). Pojawi ły się wię c obawy, ż e angielska ekipa zostanie odkryta i usuni ę ta przez ludzi komandora Ronne'a, który zamierza ł wyruszy ć mniej więcej w tym samym czasie, w którym zaplanowano rozpocz ę cie operacji „Skok wzwy ż ". Trzeba jednak doda ć , iż sił y ludzkie, jakimi dysponował dowódca misji geologicznej, był y znikome w porównaniu z operacj ą militarną — jego zespó ł slcladal si ę zaledwie z 20 badaczy i naukowców. Jakie dyscypliny i dziedziny nauki reprezentowali poszczególni jego czł onkowie, nic wiadomo do dzi ś . Jednak pewne enuncjacje prasowe łą czą tę misję z poszukiwaniami zł óż uranu na szóstym kontynencie. Prasa ameryka ń ska był a szczegó łowo informowana na temat przyczyn, jakie leg ł y u podstaw podj ę cia decyzji o realizacji operacji OHJ. Oficjalnie misja mia ł a do speł nienia dwa cele: po pierwsze poszukiwania z łóż rud uranu (czy ż by przypadkowa zbie ż no ść z zadaniami wyprawy komandora Ronne'a?) i po drugie sprawdzenia nowego sprz ę tu wojskowego przeznaczonego do dzia ł ania w warunkach niskich temperatur, którego wprowadzenie do eksploatacji w ameryka ń skiej armii rozważ ano wówczas przy okazji testów nowych typów pocisków kierowanych. Pocz ątkowo manewry mia ł y odbyć si ę w regionach arktycznych na pó łkuli północnej, lecz zdecydowano o ich przeniesieniu na Antarktyd ę, by nic wywoływać obaw czy zaniepokojenia Rosjan. Lecz te oficjalne deklaracje nie do ko ń ca by ły zgodne z prawd ą, gdyż zataja ły podane wcześ niej cele, które mia ł y być zrealizowane w ramach taktyki dwóch pieczeni na jednym ogniu. W trakcie manewrów, podobnie zreszt ą jak dekadę wcze ś niej czynili to Niemcy, ameryka ń skie samoloty mia ły zrzuca ć narodowe flagi po dotarciu do najdalszego punktu podczas lotów rozpoznawczych. W ten sposób Amerykanie mogli zg ł asza ć roszczenia terytorialne do oznakowanego obszaru, a w planach operacji le ż ał o obj ę cie lotami zwiadowczymi znacznej cz ęś ci linii brzegowej Antarktydy. Wygl ąda ł o wię c na to, ż e Departament Stanu zamierza ł zdobywa ć nowe terytoria na rzecz Stanów Zjednoczonych, czyni ąc to niejako mimochodem, pod pretekstem przeprowadzanych w tamtym rejonie wojskowych manewrów. Oczywi ś cie ani ten zamiar, ani te ż zadanie przeprowadzenia potencjalnego ataku na Baz ę 211 nie zosta ł y cho ć by w najmniejszym stopniu
107 zasugerowane podczas oficjalnych konferencji prasowych. Sugestie, ż e operacja nie mia ł a ukrytych celów, wydaj ą si ę ś miechu warte, gdy ż jak autor sugerowa ł już niejednokrotnie na stronach tego tomu, cz ę sto bywa tak, ż e prawda jest du ż o bardziej dziwaczna niż naj ś mielsze nawet domys ł y. Amerykanie nic mieli raczej dylematu, kogo wybra ć na kierownika ekspedycji — w naturalny sposób nasuwa ł a si ę jedyna kandydatura kontradmira ł a Richarda E. Byrda. Ten charyzmatyczny badacz i polarnik osi ągnął bardzo du ż o jeszcze na wiele lat przed wybuchem wojny, zapisuj ą c na swoim koncie wiele pionierskich wyczynów, takich jak pierwszy przelot nad biegunem pó łnocnym*. Jak sobie przypominamy, Byrd był równie ż doradc ą niemieckiej wyprawy do Nowej Szwabii z 1938 roku, kiedy to zademonstrowa ł seri ę przezroczy obrazuj ących warunki terenowe i klimatyczne, jakich mogli spodziewa ć si ę uczestnicy wyprawy po dotarciu na antarktyczny l ą d. W latach wojny kontradmira ł brał udział w kilku tajnych ameryka ń skich misjach, celowo usuwaj ąc si ę nieco w cień , by nie wzbudzać niepotrzebnej uwagi lub sensacji prasy czy mediów. Jego uczestnictwo w operacji „High Jump" stanowi ł o oficjalny powrót z pozorowanej emerytury. Przygotowuj ąc się do realizacji misji o tak du ż ej randze, dowództwo ameryka ń skiej marynarki potrzebowa ł o do ś wiadczenia Byrda oraz jego znajomo ś ci tamtejszych wód. Zaproponowano mu stanowisko „konsultanta do spraw obszarów polarnych" u boku dowodz ą cego wypraw ą od strony organizacyjno-wojskowej komandora Richarda H. Cruzena. Z chwil ą podj ę cia decyzji o realizacji misji rozpoczę to przygotowania, które zaj ęł y dużą część 1946 roku; w ko ń cu, po sformowaniu floty ekspedycyjnej, w dniu 2 grudnia okr ęty wyszł y w morze z bazy Norfolk w stanie Wirginia. Z tego, co wiemy, w sk ład flotylli wchodzi ł jeden okrę t podwodny, dwa statki pomocnicze przewo żą ce wodnopł atowce, jeden lotniskowiec oraz dziewi ęć innych jednostek, w tym lodo ł amacze, niszczyciele oraz zbiornikowiec z' paliwem, a ponadto sze ść ś migł owców typu Sikorsky, sze ść ł odzi lataj ących oraz sze ść innych samolotów i przynajmniej jeden kompletny psi zaprz ęg z saniami przywieziony z Alaski. Zabrane zapasy i prowiant by ły wystarczaj ące na okres oko ł o 18 miesi ę cy, na wypadek gdyby wyprawa zosta ł a uwi ę ziona w wiecznej zmarzlinie. Liczba ż o ł nierzy biorących udział w ekspedycji przekracza ł a 4000, co sprawia ł o, ż e cał a wyprawa w du ż o mniejszym stopniu sprawiał a wraż enie misji badawczej, przypominaj ą c raczej korpus ekspedycyjny, co w istocie by ł o zgodne ze stanem rzeczywistym. Jeszcze raz powracaj ąc do gł ównego tematu tej opowie ś ci, należ y podkre ś lić , ż e od tej chwili dalszy bieg zdarze ń moż na podzieli ć na dwie wersje — t ę podawan ą oficjalnie oraz wariant utajniony, w du ż ym stopniu niezgodny z podawanym do publicznej wiadomoś ci. Zgodnie z oficjalnym raportem ponad 1 300 000 kilometrów kwadratowych powierzchni Antarktydy zosta ł o przebadanych kartograficznie i sporz ą dzono odpowiednie mapy, a przebieg misji uznano za wielki sukces. Richard Byrd zdo ł ał ponadto przelecie ć nad tak zwanym punktem niedostę pno ś ci, odległ ym od otwartego morza w dowolnym kierunku o ponad 1600 kilometrów. Kilkakrotnie odby ł też udane loty nad po ł udniowymi biegunami magnetycznym i geograficznym, zbaczaj ą c przy tym z trasy w kierunku Oceanu Indyjskiego oraz Oceanu Spokojnego. Ponieważ jednak warunki pogodowe pou.orszy ł y si ę do tego stopnia, ż e wybitny polarnik uzna ł je za niebezpieczne, doradzi ł * Lot ten mial miejsce w 1922 roku, a siedem lal pó źniej Byrd przelecia ł nad biegunem południowym (przyp. tłum.).
108
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
podję cie decyzji o skróceniu czasu trwania misji, nie chc ą c zosta ć uwięzionym w lodach przez reszt ę pory zimowej. Wyprawa powrócił a więc do Stanów Zjednoczonych nieco wcześ niej, niż pierwotnie planowano. Powracaj ą c jednak do tematu tej ksi ąż ki, operacja OHJ mia ła najprawdopodobniej nieco odmienny przebieg i rezultaty. Ze ź ródeł tak niecodziennych, jak nieomal mityczna broszura, wydawana przez neonazistowsk ą grup ę o nazwie Brisant w latach 70., na którą uwagę moj ą oraz innych autorów zajmuj ących się podobną problematyką zwróci ł brytyjski pisarz W. A. Harbinson, dowiadujemy si ę mianowicie o pewnych pogł oskach czy plotkach dotycz ących militarnej kl ę ski odniesionej przez Amerykanów w rezultacie u ż ycia udoskonalonego lataj ą cego dysku Haunebu przez za ł ogę Bazy 211. Zgodnie z tym nieco legendarnym przekazem dysponuj ą ca du ż ym potencja ł em militarnym ekspedycja admira ł a Byrda mia ł a wyl ą dować w pobli ż u obszaru niemieckiej kolonii Nowa Szwabia, pragn ą c sprowokowa ć osiadłych tam od kilku lat mieszkań ców do ujawnienia si ę . I rzeczywi ś cie, Niemcy udokumentowali swoj ą obecność . Konwencjonalne samoloty u ż yte przez Amerykanów nie stanowi ły najmniejszego zagroż enia dla dysków, których bro ń pokł adowa przecina ł a ameryka ń skie maszyny jak gorą cy nóż wchodzący w mas ł o (moż na si ę domyś lać , ż e to uzbrojenie przypomina ł o „promienie ś mierci" TesIi). Ameryka ń ski korpus nie by ł w stanie w ż aden sposób przeciwstawi ć si ę tej ofensywie, trac ąc wielu ludzi oraz kilka samolotów ju ż pierwszego dnia. W rezultacie rozbita i os ł abiona flotylla zaledwie po trzech tygodniach wycofa ł a si ę z pozycji zaj ę tych na wybrze ż ach Antarktydy i ju ż w marcu nast ępnego roku zjawił a si ę w macierzystym porcie. W trakcie szczerej wymiany zda ń z pewnym dziennikarzem admira ł Byrd mial podobno powiedzie ć : Stany Zjednoczone zosta ł y zmuszone do podj ę cia dział ań obronnych skierowanych przeciw wrogim my ś liwcom nadlatuj ą cym z obszarów polarnych... w przypadku wybuchu nowej wojny obszar Stanów Zjednoczonych móg ł by zosta ć zaatakowany przez maszyny, zdolne do pokonania odleg ł o ś ci mię dzy biegunem poł udniowym i pół nocnym, poruszaj ące się z niewiarygodn ą wprost prędko ś ci ą .
Nie mamy pewno ś ci co do tego, czy wybitny polarnik kiedykolwiek rzeczywi ś cie wypowiedział zacytowane powy ż ej sł owa, chociaż autorzy tej relacji zapewniaj ą , ż e admira ł już do koń ca swoich dni (a zmarł w 1957 roku) był zwi ązany przysi ęgą dochowania ś cisł ej tajemnicy w sprawie rzeczywistego charakteru i przebiegu operacji „High Jump". Nie wiemy jednak, w jaki sposób w ładze wymog ły zachowanie tajemnicy na ż oł nierzach i reporterach bior ących udzia ł w ekspedycji; by ć moż e wystarczył o w tym wypadku osobiste poczucie lojalno ś ci wobec ojczyzny oraz kategoryczne polecenie dochowania bezwzgl ędnego milczenia? Po przyjrzeniu si ę i przeanalizowaniu wyż ej przedstawionych relacji, mo ż emy si ę pokusić o rozważ enie wątpliwoś ci, co do obiektywnego i rzeczywistego istnienia Bazy 211. Autor pragnie w tym miejscu stwierdzi ć , ż e niektóre z bardziej zdumiewaj ą cych opowieś ci zwi ą zanych po ś rednio z istnieniem bazy, takie cho ć by, jak o eskadrze lataj ących dysków, które dopiero co zesz ły z ta ś my produkcyjnej i dokona ły skutecznego odparcia ameryka ń skiego korpusu inwazyjnego realizuj ącego misj ę OBJ, budzą jego uzasadnione wą tpliwoś ci i zastrze ż enia. Po chwili zastanowienia i wahania ni ż ej podpisany jest w stanie przyj ąć do wiadomo ś ci fakt, ż e Niemcy posiadali jakiego ś rodzaju baz ę na
109 antarktycznym l ądzie. Jak już wcze ś niej wykazał em, nic ma powodów, by wierzyć w to, ż e w przypadku Niemiec za ł oż enie i utrzymanie takiej bazy nie by ł o w zasi ęgu realnych moż liwo ś ci. Uwzględniaj ąc moż liwoś ci dział ania zwi ązane z dysponowaniem flotyll ą U-Bootów oraz wzgl ę dną bliskoś cią kontynentu po ł udniowoameryka ń skiego, istnienie stacji-bazy na Atarktydzie nabiera ca łkiem realnych kszta ł tów. Dzi ęki przybyciu Kammlera mieszka ń cy polarnej placówki mogli nawet wej ść w posiadanie projektu lataj ącego dysku Haunebti, który odnaleź li również Brytyjczycy i nast ę pnie podję li próbę zbudowania wł asnej wersji. Jednak podchodz ą c do sprawy bardziej realistycznie, nale ż y stwierdzi ć , ż e zarówno czas b ę dą cy w dyspozycji mieszka ń ców Antarktydy oraz ilo ść surowców, a takż e zaplecze techniczne i technologiczne by ły daleko niewystarczaj ące, by zbudować całą flotyllę dysków, co sugerowa ł a jedna z relacji przedstawionych powy ż ej. Jedna z bardziej znamiennych historii zwi ązanych z niemieckimi osi ągnię ciami produkcyjnymi w czasie trwania wojny dotyczy my ś liwca o nazwie Volksj4er. By ł to myś liwiec odrzutowy o prostej konstrukcji, zaprojektowany napr ędce i oblatany w przeci ągu zaledwie trzech miesi ęcy. Gdyby Niemcy dysponowali nieco wi ększą iloś cią czasu oraz większymi zapasami paliwa odrzutowego, ten niezwykle prosty samolot móg ł odegra ć ogromn ą rol ę w znaczącym zredukowaniu strat ponoszonych przez nazistowskie wojska na wszystkich frontach, a nawet hipotetycznie móg ł się przyczyni ć do cał kowitego powstrzymania inwazji sił alianckich na obszar pa ń stwa niemieckiego, daj ąc jednocze śnie jego silom zbrojnym tak potrzebny oddech. Tego rodzaju osi ągnięcie techniczne był o moż liwe jedynie dzi ęki zaangaż owaniu ogromnego potencja łu ludzkiego oraz aktywnemu udziałowi dziesi ątek firm ocala łych jeszcze w ró żnych zakątkach upadaj ącej III Rzeszy. Wspólny wysiłek, dokonany resztką sił , przyczyni ł się do finalnego sukcesu przedsi ęwzięcia. Wracaj ą c jednak do tematu Bazy 211, tego typu nakł ady zarówno w odniesieniu do ludzi, jak i ś rodków był y nie do powtórzenia. Co prawda istniej ą pewne relacje, w których padaj ą sugestie, ż e liczba mieszka ń ców antarktycznej kolonii mog ła nawet przekracza ć 100 000 osób, lecz niż ej podpisany z miejsca odrzuca takie dane ze wzgl ędu na ich całkowit ą nierealność . Zakł adaj ąc hipotetycznie tak ą liczebno ść , po odliczeniu personelu administracyjnego (w ko ń cu byli to lubiący nade wszystko porzą dek i ł ad Niemcy), służ by zdrowia, służ b porządkowych, robotników przemys łowych oraz budowniczych róż nej specjalno ś ci, pozostawa ł oby jeszcze, szacunkowo licz ąc, około 70 000 ludzi bezpoś rednio zaangaż owanych w realizacj ę projektu „Haunebu"! Sto tysi ęcy ludzi zgromadzonych w jednym miejscu na obszarze wiecznej zmarzliny w dzikiej i niedost ępnej antarktycznej dziczy mia ł oby wypełniać misj ę zaprojektowania i zbudowania powietrznej floty pojazdów opartych na najnowocze ś niejszej na owe czasy technologii, bazuj ąc na sporadycznych i organizowanych naprędce dostawach realizowanych przez kilka zaledwie U-Bootów oraz jednostek nawodnych! Zdaniem autora wizja taka nie wytrzymuje obiektywnej krytyki. Rozważ my teraz niezwykły stopie ń technicznej z ł oż ono ś ci każ dego z lataj ą cych dysków, a dojdziemy niechybnie do wniosku, ż e doprowadzenie do zako ń czonego powodzeniem montaż u prototypu na podstawie posiadanych planów nie jest absolutnie tym samym, co sklejenie modelu zabawki zakupionego w sklepie. I to jeszcze przed wzi ęciem pod rozwagę wysił ku niezb ędnego do zmontowania obudowy i zainstalowania odrzutowych silników w taki sposób, by dzia ł ał y w sposób niezawodny. Wszystkie te problemy musia ł y być również pokonane, rzecz jasna, w tajnej bazie konstrukcyjnej w Kanadzie. Lecz w tym przypadku zespó ł tam zatrudniony móg ł zawsze liczy ć na konsultacje f:2.chowców oraz wszelkie niezb ę dne dostawy. Za ł óż my teraz, ż e pierwszy egzemplarz
I 10
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
dysku unosi się w powietrze, tak jak przewidywano w projekcie (co samo w sobie jest ma ło prawdopodobne), i rozwa ż my zakres potrzeb i wymaga ń niezb ędnych do podj ę cia seryjnej produkcji. Nie potrafi ę sobie wyobrazi ć , by na miejscu zgromadzono dostateczną ilość niezb ę dnych surowców i materia ł ów, nie wspominaj ąc już nawet o niezb ędnej iloś ci paliwa odrzutowego. Moż na się zgodzić , ż e co jaki ś czas docierał statek z cz ęś ciow ą dostawą, lecz zapewnienie ci ągłych dostaw pokrywaj ących potrzeby produkcyjne było cał kowicie nierealne. Baza 211, jak twierdz ą niektórzy, z pewno ś cią nie stwarza ł a minimalnych nawet warunków do rozpocz ęcia produkcji seryjnej. Zgodnie z wysuni ętymi wcze ś niej hipotezami wydaje si ę ma ł o prawdopodobne, aby Baza 211 nigdy nic by ł a rozwa ż ana jako miejsce ostatecznego schronienia. Nale ż y uznać za prawdopodobne, ż e w miarę pogarszania si ę sytuacji militarnej Niemiec polarna baza był a kilkakrotnie odwiedzana w ramach przygotowa ń prowadzonych przez struktury SS do utworzenia nazistowskiego rz ądu na emigracji, który mia ł znależć swoją siedzibę w Bazie 211, ewentualnie w którym ś z krajów Ameryki Poł udniowej. W ramach tej akcji planowano ewakuacj ę grupy prominentnych funkcjonariuszy aparatu nazistowskiego oraz wy ż szych dowódców SS, by tym samym uchroni ć ich przed dostaniem si ę w rę ce aliantów oraz postawieniem przed trybuna ł em za dokonane zbrodnie, co zreszt ą w ramach dziejowej sprawiedliwo ś ci spotkał o wielu hitlerowskich zbrodniarzy, którzy stan ę li przed Trybunał em Norymberskim. S ł awetna Narodowa Reduta Alpejska, maj ąca si ę rzekomo znajdowa ć na obszarze poł udniowych Niemiec, był a w rzeczywisto ś ci wyłą cznie fikcj ą, której pomysł zrodził się w murach ministerstwa propagandy Josefa Gocbbelsa, lecz wie ś ci o niej skutecznie maskowa ły istnienie Bazy 211. Z tych to powodów autor pragnie wysun ąć przedstawion ą poniż ej hipotezę, która wydaje się mieć kompromisowy charakter wobec wielu sprzecznych ze sob ą , niekiedy mitycznych opowie ś ci, dzięki czemu przedstawia równie ż wersj ę zdarze ń duż o bardziej prawdopodobn ą od pozostalych. Po pierwsze, nale ż y z naciskiem poprze ć tezę , ż e pierwsza wyprawa antarktyczna z 1938 roku znalaz ł a odpowiednie miejsce na lokalizacj ę przysz ł ej bazy. Kolejne, obj ęte klauzul ą tajno ś ci misje realizowane z udział em okrętów podwodnych oraz jednostek nawodnych zawioz ł y na Antarktyd ę sprzę t oraz ludzi — zdaniem ni ż ej podpisanego w sumie nie wi ę cej ni ż 20 do 30 osób. Na tym etapie Baza 211 stanowi ł a jeszcze jeden utajniony posterunek nazistowskich tajnych s łuż b, peł ni ący funkcj ę palcówki łą czno ś ciowej oraz biorą cy udzia ł w szpiegowskich operacjach prowadzonych w Ameryce Po ł udniowej, w poł udniowych regionach Czarnego L ądu oraz, by ć moż e, jeszcze w Australii i Nowej Zelandii. Oprócz prowadzenia nas ł uchu radiowego baza by ł a również wykorzystywana jako port tranzytowy dla U-Bootów oraz statków i okr ę tów nawodnych, przep ł ywaj ących przez antarktyczne akweny. Liczba jednostek morskich operuj ących w akwenie poł udniowego Atlantyku w latach wojny potwierdza wiarygodno ść tej hipotezy. Je ś li chodzi o sam charakter bazy, wydaje si ę prawdopodobne, ż e tworzył y j ą nieliczne proste, ocieplane drewniane budynki wzniesione na powierzchni, trzon instalacji bazy by ł natomiast ukryty w podziemnych tunelach wykutych w wiecznym lodzie, jak ju ż wcześ niej sugerowali ś my. Trzeba w tym miejscu dodać , ż e wykrycie takich tuneli by ł o wówczas mał o prawdopodobne. Dopiero zdj ę cia satelitarne, robione w ostatnich latach w celu sporządzenia map topograficznych, umo ż liwiaj ą dostrzeż enie takich ukrytych pod powierzchnią struktur. Nie trzeba jednak dodawa ć , ż e na tych mapach tunele te nie s ą widoczne (być moż e ktoś z rozmys łem pomin ął te elementy przy tworzeniu mapy).
Po przybyciu do bazy wraz z niewielk ą grupą inż ynierów oraz wykwalifikowanych przymusowych robotników przywiezionych z Nordhausen Kammler szybko zorientowa ł się , ż e warunki zastane na miejscu by ł y bardzo surowe i nie odpowiadały temu, czego si ę spodziewał . Zrozumiał , ż e jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia, zanim b ę dzie moż na pomyś leć o przystąpieniu do montaż u pierwszego egzemplarza lataj ącego dysku Haunebu. Dostawy surowców oraz zapasów organizowane i wysy ł ane z Ameryki Po ł udniowej przez struktury Odessy mog ły w najlepszym razie zaspokoi ć najbardziej podstawowe potrzeby by ć moż e w stopniu wystarczaj ącym na skonstruowanie jednego lub co najwyż ej dwóch pojazdów Haunebu. Nale ż y absolutnie wykluczyć moż liwość wyprodukowania w istniej ących warunkach ca ł ej eskadry lataj ących spodków (co sugerowa ł a relacja ze wspomnianej wcze ś niej broszury). Przyjmijmy zatem za ł o ż enie, ż e przynajmniej jeden w pełni sprawny pojazd Haunebu zosta ł zmontowany w ci ągu 1946 roku. Zał oga bazy powi ększona o dowiezione posi łki do, powiedzmy, 80 czy nawet 100 ludzi by ł a skazana na prac ę w skrajnie prymitywnych warunkach i jednocze ś nie bardzo niskich temperaturach. Takie obiektywne warunki musia ły zapewne same z siebie mie ć negatywny wpływ na osi ągane rezultaty, przyczyniaj ąc się do licznych awarii oraz technicznych niedociągnięć . Dostawy nadchodz ą ce z Argentyny czy innych miejsc by ć moż e był y kontynuowane, lecz stan zapasów materia ł owych w Bazie 211 nale ż y uznać za permanentnie niewystarczaj ący. Biorąc pod uwagę powyż sze, postuluj ę wniosek, ż e do chwili wylądowania na antarktycznym l ą dzie korpusu ekspedycyjnego admirał a Byrda w ramach operacji „High Jump", co miał o miejsce na prze łomie stycznia i lutego 1947 roku, wyprodukowanie przez Niemców cał ych eskadr lataj ących spodków należ y uznać za mrzonki. W rezultacie nieuniknionego starcia za ł oga bazy, uż ywaj ąc z konieczno ś ci broni konwencjonalnej, mimo stawiania zaciekł ego oporu, wzmocnionego zapewne jeszcze nazistowskim fanatyzmem, musiał a w koń cu ulec pod przewa ż aj ącym naporem sił inwazyjnych. Dzię ki wykorzystaniu jednego czy dwóch Haunebu Amerykanie mogli ponie ść bolesne straty, wielu ich ż oł nierzy zginęł o lub odniosło rany. Nie zmienił o to jednak ostatecznego rozstrzygni ęcia tej nierównej batalii, co umo ż liwił o Byrdowi w ostatecznym rozrachunku szybsze, niż zaplanowano, zakoń czenie misji i powrót do macierzystego portu. Nie wracał też z pustymi rękoma — jego Trofeum stanowi ł zdobyczny egzemplarz Haunebu, a przynajmniej jego pe łne plany konstrukcyjne. Dla Amerykanów nie by ło przy tym istotne, czy pojazd by ł kompletnie zmontowany, czy te ż rozł oż ony na cz ęś ci, gdyż jego zrekonstruowanie, by ć moż e z wykorzystaniem wiedzy i kompetencji ludzi takich jak Mie2ne, nie stanowi ł o problemu nie do pokonania. Gdy zatem za łoga Bazy 211 została poko:iana i ostatecznie rozbita, przed Amerykanami stan ęł o jedynie zadanie zrozumienia tego, czym wł aś ciwie by ło niezwykł e antarktyczne znalezisko. Na zasadzie zupe łnego przeciwie ń stwa angielscy i kanadyjscy inż ynierowie pracowali nad wł asną wersj ą lataj ącego spodka Haunebu na d ługo przed zako ń czeniem dziawojennych skierowanych przeciwko Japonii. W 1946 roku z pewno ś cią ujrzał ś wiatł o senne pierwszy w pełni funkcjonalny prototyp skonstruowany w nowej bazie produkcyj:_o-badawczej zlokalizowanej na obszarze Kolumbii Brytyjskiej. Ze wzgl ędów czysto logi,.•cznych nale ży zał ożyć , ż e przy jego montaż u uż yto silników odrzutowych produkcji ytyjskiej, rezygnuj ąc z urządzeń niemieckich. W odró ż nieniu od rywalizuj ącej ekipy -rzcuj ącej w surowych warunkach Antarktydy w prawie pe łnej izolacji aliancka baza w rzeczywisto ś ci nie był a aż tak bardzo oddalona od ś wiata — w koń cu znajdowa ł a się na -
I 12
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
terytorium jednego z pa ń stw uczestnicz ących w projekcie, dost ę p do niej, czy to drog ą lądową, czy Powietrzna, był zagwarantowany, warunki klimatyczne by ł y sprzyjaj ące, a w razie potrzeby mo ż na był o uruchomi ć wszelkie niezb ę dne dostawy. To samo mo ż na odnieść do potencja łu ludzkiego i moż liwoś ci uzupełniania personelu. Mo ż emy dla porównania przywo ł ać na myś l tajne miasto, w którym zamieszkali robotnicy zatrudnieni w przy obs ł udze instalacji Chalk River, czy nawet supertajne osiedle mieszkalne wzniesione na ameryka ń skiej pustyni, w którym dach nad g łową znalazł personel realizuj ący projekt Manhattan (konstrukcja bomby atomowej). Mo ż emy sobie tym samym u ś wiadomić , ż e takie tajne miasteczko, w którym zamieszka ł oby kilkuset czy nawet kilka tysi ę cy wykwalifikowanych robotników, co stanowi liczb ę z pewno ś ci ą przekraczaj ącą zakres realnych potrzeb zwi ązanych z budow ą lataj ących dysków, moż na był o zbudować bez specjalnego wysi łku, zapewniaj ąc przy tym jego mieszkań com nieporównanie wi ększe wygody i wyż szy komfort niż te, jakimi mogli się cieszyć duż o mniej liczni mieszka ń cy Bazy 211. Kiedy na prze ł omie lat 1946 i 1947 gotowych by ł o kilka pierwszych dzia ł aj ą cych prototypów, nadesz ł a pora na rozwa ż enie rozpocz ę cia, co prawda ograniczonej, produkcji seryjnej. W paź dzierniku 1938 roku miody Orson Welles wyreż yserowa ł radiowe s ł uchowisko, stanowi ące adaptacj ę klasycznej powie ś ci Herberta G. Wellsa Wojna ś wiatów, w którym odtwarzał jedn ą z gł ównych ról. Opisuj ąc fikcyjn ą inwazj ę na obszar Stanów Zjednoczonych, dokonaną przez statki kosmiczne, za których sterami siedzieli Marsjanie, wybitny aktor i re żyser spowodował (wbrew swoim intencjom) nieomal ogólnonarodową psychoz ę i panikę , w rezultacie której dosz ło do kilku przypadków samobójstw popełnionych przez mniej odpornych na „relacje z katastrofy" obywateli, a dziesi ątki czy setki tysi ę cy ich rodaków chwyci ł o za karabiny i pistolety, barykaduj ą c si ę w domach. Poziom trwogi był przeogromny, i to mimo wielokrotnie powtarzanych przez radio informacji, ż e treść audycji jest tylko i wy łą cznie radiową fikcj ą . Skala panicznej reakcji ogromnych rzesz amerykań skiego społ eczeń stwa zaalarmowa ł a również wł adze federalne. Wydawał o się , ż e przeci ę tny obywatel by ł w stanie uwierzyć we wszystko, co mu si ę oficjalnie wmówi, fakt ten mia ł w póź niejszych latach zyska ć niezwykle wysok ą warto ść w dział aniach s łuż b specjalnych. Potem był a H wojna ś wiatowa, po której w 1947 roku w Stanach Zjednoczonych rozpocz ął się okres gospodarczej prosperity, a ludzie z ufno ś ci ą i optymizmem patrzyli w przysz ł ość . Co prawda na horyzoncie ci ągł e jeszcze widnia ło zagroż enie ze strony Rosjan, lecz to Ameryka z durn ą napręż ał a mi ęś nie, a przeci ę tny obywatel niewiele sobie robi ł z potencjalnych gró ź b deklarowanych przez Moskw ę . W koń cu w tamtym czasie Stany Zjednoczone był y jedynym mocarstwem nuklearnym na ś wiecie. Oficjalne raporty sporz ądzane tej zimy opisywał y raczej mgli ś cie przebieg i rezultaty operacji „High Jump", stanowi ą c jeden z pierwszych przyk ł adów nowego podej ś cia mass mediów wynikaj ącego z poczucia si ły i skuteczno ś ci w rozpowszechnianiu oczywistej nieprawdy jako powszechnie akceptowanej prawdy. By ć moż e prezydent Truman doszed ł do przekonania, ż e zagro ż enie zwi ązane z lataj ącymi dyskami ostatecznie odesz ło w przeszł ość oraz ż e Ameryka znalaz ł a si ę jako jedyny kraj w posiadaniu dowodów istnienia tego rodzaju potencjalnej broni, zyskuj ąc dzi ęki temu bezpiecze ń stwo i komfort kontynuowania prac badawczych i rozwojowych bez ż adnych przeszkód ze strony innych pa ń stw. 24 czerwca tego samego roku Kenneth Arnold, instruktor pilota ż u pracuj ący w pobliż u Seattle, dostrzeg ł coś zupełnie niebywał ego w trakcie szkoleniowego lotu, który
113 odbywał si ę w rejonie pasma górskiego Rainier Mountains w stanie Waszyngton. By ł a to grupa dziewi ę ciu czy moż e dziesi ę ciu srebrzystych obiektów, lec ą cych jeden za drugim w zwartym szyku. Mimo wieloletniego do ś wiadczenia w powietrzu i tysi ę cy godzin spę dzonych za sterami pilot skonstatowa ł , ż e nigdy przedtem w swym ż yciu nie widział niczego podobnego. Gdy zagadkowe obiekty mija ły go w powietrzu, zyska ł chwil ę sposobno ś ci, by im się nieco bliż ej przyjrze ć ; widoczno ść był a bardzo dobra. Na podstawie tych ogl ę dzin opisał pó ź niej ich wygl ą d, który jego zdaniem przypominał dwa spodki, zetkni ę te ze sob ą górnymi kraw ę dziami, dzi ę ki czemu tworzy ł a się charakterystyczna soczewkowata sylwetka. Kiedy potem miejscowa prasa opublikował a relacj ę o dziwnym spotkaniu w powietrzu, u ż yto dokł adnie s ł ów Arnolda — „lataj ą ce spodki" (ang. flying saucers) — które potem na sta ł e wesz ły do leksykonów i encyklopedii. Jeszcze w czerwcu pojawi ł y si ę kolejne, całkiem liczne relacje o zaobserwowaniu zagadkowych obiektów, a w ś lad za nimi doniesienia prasowe. Co prawda w ł adze, zajmuj ą c oficjalne stanowisko, stara ły się zignorować te doniesienia lub przynajmniej nadać im marginalną rang ę , deklaruj ą c, ż e nie widz ą w tym jakiegokolwiek zagro ż enia dla bezpiecze ń stwa narodowego — ju ż samo to sformuł owanie wydawa ło się niedorzeczne — to jednak nie ulega ło wątpliwo ś ci, ż e nierozpoznane obiekty stanowi ł y jednoznacznie takie zagro ż enie, naruszaj ą c bez zezwolenia przestrze ń powietrzną Stanów Zjednoczonych. Jednak w zaciszu salonów dowództwo si ł powietrznych Stanów Zjednoczonych oraz oficerowie Sztabu Generalnego gor ączkowo usił owali zrozumie ć , co się w rzeczywistoś ci dzieje. Gdy relacje o kolejnych obserwacjach tajemniczych obiektów zacz ęł y lawinowo napływać , prasa ogólnokrajowa zacz ęł a po ś wię cać temu tematowi coraz wi ęcej uwagi i wkrótce okaza ł o si ę, ż e liczba pyta ń przekracza znacz ąco liczb ę moż liwych do udzielenia satysfakcjonuj ących odpowiedzi. Jednoznaczne dementi co do realnego charakteru i obiektywnego istnienia lataj ących spodków by ł o już niewystarczaj ące. Zdaniem niż ej podpisanego to w ł aś nie w tym momencie jaki ś przedstawiciel najwy ż szych kręgów wł adzy przypomnia ł sobie niezwykł e wydarzenia zwi ązane ze s łuchowiskiem Orsona Wellesa wyemitowanym dziewi ęć lat wcze śniej oraz jego zdumiewaj ący oddź więk w amerykań skim społ eczeń stwie. Wniosek by ł nastę puj ący — miliony Amerykanów nie dojrzał y do tego, by przyj ąć prawdziw ą wersj ę , gdyż nie były w stanie odpowiednio podej ść do komunikatów ogł aszanych jako fikcja (ponadto nale ż ał o zakł adać , ż e reakcje społ ecze ń stw w wielu innych krajach by ł yby w duż ym stopniu analogiczne). Kieruj ąc si ę wię c analizą tego przypadku i wynikaj ącymi z niego wnioskami, oficjalnie postanowiono przyj ąć okre ś loną politykę informacyjn ą, zwi ązaną z pojawianiem si ę na amerykań skim niebie UFO — niezidentyfikowanych obiektów lataj ących. Bez wzgl ę du na to, czyimi okaza łyby się w rzeczywisto ś ci obserwowane obiekty — Marsjan, Rosjan czy niedobitków nazistów — spo ł eczeń stwo nie powinno by ć dopuszczane do informacji mog ą cych wywo ł ać masowy l ęk czy prowadzi ć do zaburzenia porz ądku publicznego nawet na skalę znacznie wi ększą , niż miał o to miejsce w pa ź dziernikowe popo ł udnie 1938 roku. Informacje podawane do publicznej wiadomo ś ci powinny by ć dozowane na zasadzie kroplówki, stopniowo, w ma ł ych dawkach, zawieraj ąc ewentualnie ziarenko prawdy, owinię te mas ą dodatkowych, myl ących oś wiadczeń i oficjalnych dementi. Dopiero co Dowoł ana do ż ycia CIA (Centralna Agencja Wywiadowcza) z miejsca wzi ęł a się do pracy nad systemem „fragmentaryzacji" utajnionych informacji — w ramach jego za ł oż eń nawet osoby pracuj ące w tajnych strukturach b ą dź też maj ą ce dostęp do sekretnych S —Zaginione tajemnice teclmo!ogi i...
114
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
wiadomoś ci znały tylko wybrane fakty zwi ązane z zakresem w ł asnej dział alno ści i tylko tyle, ile powinny. Niemieccy rekruci, których równie ż włą czono w struktury agencji, jak dla przykładu Reinhard Gehlen, wnie ś li wł asne doś wiadczenia zwi ązane z dział alnoś ci ą kontrwywiadowcz ą i zorganizowan ą dezinformacj ą . Od tej wł aś nie chwili, je ś li chodzi o rz ądową politykę informacyjną w obliczu problemów lataj ą cych spodków, wszelkie oś wiadczenia i komunikaty zawiera ł y w sobie szczegó łowo opracowane elementy maskuj ące i mylące, za pomoc ą których starano si ę ukryć rzeczywisty stan spraw i prawd ę . Nigdy też nie uż ywano prostych i jednoznacznych sformu łowań . Sytuacja taka ma, na dobrą sprawę , miejsce po dzi ś dzień . Ani CIA, ani też inne organizacje nie musia ł y czeka ć dł ugo, by ich nowa taktyka przeszł a testy w warunkach rzeczywistych, ju ż w lipcu bowiem w pobli ż u miejscowo ś ci Roswell w stanie Nowy Meksyk dosz ł o do wydarzenia, które przesz ł o po latach do sfery legend i mitów. Na pustynnych terenach otaczaj ą cych to miasteczko stacjonowa ła jednostka wojskowa — baza bombowców Si ł Powietrznych Stanów Zjednoczonych oznaczona numerem 509 — a w jej strukturze funkcjonowa ł jedyny w tamtym czasie dywizjon przeznaczony do misji z u ż yciem bomby A. Był o to wię c miejsce o szczególnym znaczeniu strategicznym dla ameryka ń skiej armii. W ci ągu trzech pierwszych wieczorów tego miesią ca operatorzy radarów zainstalowanych w bazie zaobserwowali dziwne anomalie na ekranach monitorów; „ ś wietlne punkty" poruszaj ące si ę z prędko ś cią znacznie przewyż szaj ącą moż liwoś ci nawet najnowocze ś niejszych maszyn w tamtym czasie. Dokonana naprę dce diagnoza stanu technicznego urz ądzeń radarowych nie przynios ł a spodziewanego rezultatu, sprz ęt dział ał bez zarzutu, lecz zagadkowe punkty na niebie ci ągle się pojawiały — obserwacje te zosta ły zreszt ą potwierdzone przez s ąsiaduj ącą stacj ę radarową zainstalowan ą w bazie lotniczej White Sands. Do Roswell ś ciągn ęł y wię c ekipy dochodzeniowe kontrwywiadu CIC (Counter Intelligence Corps), by rozwi ązać zagadk ę , przybywaj ąc na miejsce po poł udniu dnia 4 lipca, akurat na czas, by obejrze ć kolejne podniebne iluminacje. Ś wiadkami tych zdarze ń byli również cywilni mieszka ń cy Roswell. W pewnej chwili zupe ł nie nieoczekiwanie operatorzy radaru obserwuj ący tor lotu nieznanych go ś ci zameldowali o nagł ym znilmi ęciu jednego z obiektów. Przez chwil ę pę dził on przez przestworza z pr ędkoś cią przekraczaj ącą 1600 km/h, a w następnej sekundzie znikł z ekranu monitora. Czł onkowie ekipy wywiadowczej C1C nie tracili ani chwili, by zlokalizowa ć miejsce, gdzie mógł znajdowa ć się zagadkowy pojazd, który wedle wszelkiego prawdopodobień stwa musiał się rozbić i uderzy ć w ziemi ę . Zakł adano się nawet, ż e był to jakiś pojazd stanowi ący rezultat rozwini ętej technologii opanowanej przez Rosjan, który wyruszy ł na zwiadowczy rekonesans z misj ą sfotografowania najbardziej sekretnych wojskowych instalacji w Ameryce — po ś pieszyli wi ęc na miejsce zdarzenia co tchu, by dotrzeć tam jak najprę dzej, na wypadek gdyby to za ł oż enie okazał o si ę prawdziwe. Okazał o się jednak, ż e tej nocy nie byli jedynymi ś wiadkami podniebnej katastrofy nieznanego obiektu lataj ącego — wydarzenia na niebie obserwowa ł również zespół archeologów prowadzących wykopaliska zwi ązane z odkryciem obiektów zwi ązanych z dawn ą kulturą Indian ameryka ń skich. Naukowcy zd ąż yli również powiadomić miejscowego szeryfa o ognistym obiekcie, który przemkn ął nad ich gł owami i rozbił się gdzie ś w oddali. Szeryf George Wilcox wezwa ł do akcji dru ż ynę straż y poż arnej i wysł ał ją w miejsce oddalone o blisko 60 kilometrów w kierunku pó łnocna-zachodnim od miasta. Stra ż acy mieli tam dotrzeć we wczesnych godzinach porannych w dniu 5 lipca — nie zdaj ąc sobie
115 sprawy z faktu, ż e sekcja kontrwywiadu CIC ś ciągnięta do bazy równie ż wyruszył a w drogę i ż e dotrze wcze ś niej do celu. Kiedy ludzie z jednostki kontrwywiadu rozstawili pospiesznie wartowników, by zamknąć szczelnym pierś cieniem obszar o pokaźnym obwodzie, na którym doszło do powietrznej kolizji, ż aden cywil nie był już w stanie podej ść bliż ej. Nie pozwolono na to również „Macowi" Brazelowi, w ł aś cicielowi rancza, na którego terenie mia ł a miejsce katastrofa, a który pó ź niej twierdził , ż e widział wrak pojazdu. Ten sam los spotka ł również druż ynę straż acką i samego szeryfa Wilcoksa. Kiedy jednak zablys ły naprędce zainstalowane reflektory i o ś wietlił y scenę zdarzeń , niektórzy obecni wówczas na miejscu ś wiadkowie twierdzili, i ż widzieli wrak oraz porozrzucane fragmenty dziwnego materiahi, przypominaj ącego aluminiową foli ę . Wś ród tych ś wiadków był również oficer zabezpieczenia bazy, major Jesse Marcel, który nawet posiada ł fragment niezwykł ego materiału do chwili, kiedy wszystko zosta ł o oficjalnie skonfiskowane. Tajemnicza folia wraz z fragmentami umieszczonego na niej równie dziwnego materia ł u przypominaj ącego drewno, na którym widnia ły znaki przywodz ące na myś l nieznane pismo hieroglificzne, nie dawał a si ę ani rozerwa ć , ani przeci ąć czy przewierci ć mimo usilnych prób. Nie mo ż na jej był o również w ż aden sposób zł ożyć na pół . Pewne raporty opublikowane w ostatnich latach wysuwaj ą równie ż hipotez ę , ż e szczątki odnalezione na terenie rancza „Maca" Brazela by ł y jedynie częś ciami rozpadaj ącego się wraku. Natomiast sam pojazd, z którego pochodził y te elementy, le ż ał o kilka mil dalej, na dnie skalnego w ąwozu. Ś wiadkowie z tego drugiego miejsca, których fragmentaryczne relacje zacz ęł y się pojawiać już w 1947 roku, twierdz ą, ż e widzieli personel s ł uż b kontrwywiadu jeszcze przed tym, jak rozeszł a si ę pogł oska o lotniczej katastrofie na obszarze nale żą cym do rancza „Maca" Brazela. Na tej podstawie nale ży wnioskowa ć , ż e ekipa dochodzeniowa CIC doskonale wiedział a, gdzie ma szuka ć rozbitego pojazdu. To, co odnale ź li, pozostał o nienaruszone od momentu katastrofy. Pojazd mia ł głę bokie rozdarcie po jednej stronie p ł askiego kadłuba o obrysie deltoidalnym. Zupe łnie nie przypominał soczewkowatej sylwetki spodków, jakiej można się był o spodziewać , odwoł uj ąc si ę do opisu Arnolda. Nie ulega jednak wątpliwo ś ci, ż e zewn ę trzne kszta łty rozbitego pojazdu by ły bardzo zbli ż one do wyglądu prototypu Hauncbu wed ł ug konstrukcji Miethego, wykorzystuj ącego efekt Coandy. Zachował y się również drastyczne opisy pi ęciu „niezwyk łych" cial znajduj ących się w pobliż u dysku, których charakterystycznymi elementami by ł y wielka głowa, ogromne oczy w kształ cie migdał ów, szare kombinezony itp. — czyli reasumuj ąc, klasyczny, cho ć w tym przypadku pierwszy i calkowicie dziewiczy opis „zwyklej" istoty pozaziemskiej, w skrócie EBE (Extraterrestrial Biological Entity). W tym miejscu naszej opowie ś ci autor pragnie jeszcze raz oderwa ć się od ogólnie przyj ętej mitologii, która w tym przypadku kaza ł aby nam uwierzyć , ż e w Roswell doszł o do katastrofy statku kosmicznego pilotowanego przez inteligentne istoty pochodzenia pozaziemskiego. Gdyby jednak obcy rzeczywi ś cie brali udzia ł w tych pami ę tnych zdarzeniach, to warto si ę zastanowi ć , jakimi motywami kierowali się , obieraj ąc za cel swego mi ędzyplanetarnego rekonesansu w łaś nie Roswell? Z pewno ś cią bez trudu moż na poda ć wiele lepszych miejsc czy sposobów na przyci ągnię cie uwagi rz ą du Stanów Zjednoczonych ni ż uporczywe przelatywanie nad wa ż ną strategicznie baz ą lotniczą poł oż oną w pobliż u niewielkiego miasteczka zagubionego w piaskach pustyni po ś rodku stanu Nowy Meksyk. Zaiste trudno uzna ć ten wybór za optymalny, je ś li ma si ę zamiar przygotowa ć spotkanie
116
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
ambasadorów dwóch kosmicznych cywilizacji... Zastanówmy si ę również , jaki cel mogli osiągnąć obcy, decyduj ąc si ę na wizytacj ę tego miejsca? Pragn ąc da ć znać o swej obecno ś ci odpowiednim czynnikom na Ziemi albo szykuj ąc si ę do strategicznej inwazji czy te ż z jakichkolwiek innych przyczyn, o jakich mia ł okazj ę sł yszeć niż ej podpisany — ż adna argumentacja nie wydaje si ę przekonuj ąca czy choć by zadowalaj ąca. W ś ród rozmaitych hipotez zwi ązanych z pozaziemskim pochodzeniem obiektu w Roswell znajdujemy równie ż taką , ż e byli to „kosmiczni tury ś ci" — przybysze z gwiazd, których krajoznawcza eskapada nic sko ń czy ł a si ę happy endem, lecz mię dzyplanetarn ą katastrofą . Inna wersja mówi, ż e mieli ś my do czynienia z ambasadorami obcej cywilizacji, co jaki ś czas odwiedzaj ącej Ziemi ę , a przy okazji równie ż rodzaj ludzki, by przekona ć si ę , jakie postępy poczynili tymczasem przedstawiciele gatunku homo sapiens. Ci przybysze mieliby ponadto para ć się inżynierią genetyczn ą, majstruj ąc w pewnym momencie historii w ludzkich genach i sprawiaj ą c, ż e dalszy bieg ewolucji cz ł owieka rozumnego poszed ł inną ś cież ką niż pozosta ł ych przedstawicieli ma łp czł ekokształtnych. Jeszcze inna teoria g ł osi, ż e kosmici przybyli z zamiarem ostrze ż enia ziemskiej cywilizacji przed gro ź bą bezpoś redniej inwazji ze strony bardziej wojowniczej cywilizacji albo te ż pragnąc ustrzec nas przed zagro ż eniem wybuchem wojny atomowej, oderwania si ę Księż yca od oko łoziemskiej orbity i tym podobne. W ostatnich latach pojawi ły si ę modne opowie ś ci o „uprowadzeniach" dokonywanych przez przybyszów, o zagadkowych okaleczeniach byd ł a, któremu zadawano rany trudnym do wyt ł umaczenia sposobem, a tak ż e o tajemniczych napastnikach i dziwnych kultach, g ł oszących bliski koniec ś wiata i/lub mo ż liwość zbawienia czekaj ąc ą tych, którzy pope ł nią samobójstwo, a w zamian dost ąpi ą zaszczytu po łą czenia si ę ze swymi niebia ń skimi brać mi. Rzecz jasna ż adna z przedstawionych powyż ej wersji zakładaj ących potencjalny udzia ł obcych w wydarzeniach w Roswell nie ma wi ę kszego sensu i nie wytrzymuje logicznej i racjonalnej krytyki, zatem autor stanowczo odrzuca tego typu hipotezy. Lecz zapomnieliś my o jednej jeszcze, jak najbardziej realnej i rzeczywistej ewentualno ś ci. O angielsko-kanadyjskiej bazie zlokalizowanej w Kolumbii Brytyjskiej. Kiedy spojrzy si ę na map ę zachodnich obszarów Ameryki Pó ł nocnej, bez trudu mo ż na zorientowa ć si ę, ż e poniewa ż kanadyjska prowincja, o której tu mowa, znajduje si ę stosunkowo niedaleko od górskiego ł ań cucha Rainier Mountains, na którego obszarze Kenneth Arnold po raz pierwszy zaobserwowa ł sł awetne lataj ące spodki, z pewno ś cią dystans ten nie przekracza ł taktycznego zasi ęgu niewielkiej flotylli angielsko-kanadyjskich dysków Haunebu. Warto również uś wiadomi ć sobie, ż e upłynęł y niemal dwa pe ł ne lata od chwili, gdy personel tajnej bazy po raz pierwszy pochyli ł się nad planami niezwykł ego pojazdu — a jest to okres zupe ł nie wystarczaj ący, by skonstruowa ć , udoskonali ć , a nast ępnie zmontować i uruchomić produkcj ę niewielkiej serii lataj ących dysków. A takż e by zademonstrowa ć bezpoś rednio ameryka ń skiej administracji, z uporem odmawiaj ącej przekazania tajemnicy bomby atomowej swemu najważ niejszemu w tamtym momencie sojusznikowi, bezsprzeczn ą wyż szość tej techniki. Brytyjskie tajne s ł uż by SIS z pewno ś ci ą dobrze znał y precyzyjn ą lokalizacj ę bazy bombowej 509, nie stanowi ł o więc wi ę kszego problemu wys ł anie w tamten region eskadry dopiero co wyprodukowanych lataj ących dysków kilka tygodni póź niej, na pocz ątku lipca, z zamiarem wzbudzenia niepokoju u Amerykanów, ka żą c im si ę domyś lać , ż e kto ś inny kryje si ę za tym incydentem. Niestety, wbrew pierwotnym zamiarom, jeden z pojazdów uległ przypadkowej katastrofie, rozbijaj ąc si ę na terenie farmy „Maca" Brazela
117 podczas czwartej, kolejnej nocy realizacji podniebnych manewrów. Z chwil ą dotarcia na miejsce katastrofy ekipy kontrwywiadu CIC pilnie strze ż ony do tej pory sekret przesta ł być tajemnic ą . Wielka Brytania i Kanada z konieczno ś ci ujawnił y posiadanie najbardziej na ś wiecie rozwini ętej techniki lotniczej, co z kolei by ł o powodem wybuchu prawdziwej wś ciekłoś ci po stronie ameryka ń skiej. W istniej ących okoliczno ś ciach w ł adze federalne nie mogł y podać do publicznej wiadomoś ci prawdziwej wersji wydarze ń , obawiaj ąc się , cał kiem zreszt ą słusznie, wywoł ania powszechnych oskarż eń o to, ż e Stany Zjednoczone da ły się wyprzedzi ć przez inne kraje w wyś cigu technologicznym — a na taką okazj ę zapewne tylko czekali Rosjanie, co z pewnoś cią opinia publiczna przyj ęł aby z duż ym chł odem. W tej sytuacji zarówno CIC, jak i CIA, po łą czywszy wysił ki, wdro żyły w życie nowo opracowan ą koncepcj ę polityki informacyjnej. Ju ż pierwszego dnia ze wszystkich raportów i dokumentów, nawet tych najważ niejszych, usuni ę to skrz ę tnie i skrupulatnie wszelkie dowody wskazuj ące na fakt, ż e pojazd przylecia ł z obszaru Kanady. W miejsce „nazbyt" ziemskiej za ł ogi przy pierwszej nadarzaj ącej si ę sposobno ś ci podstawiono specjalnie przygotowane manekiny. Wykonano je tak, by ich sylwetki przypomina ły istoty człekokształ tne, lecz jednocze ś nie miały wyraziste cechy wskazuj ą ce na ich pozaziemskie pochodzenie. Manekiny dotarły na miejsce katastrofy wraz z zespo ł em dochodzeniowym kontrwywiadu CIC. Naoczni ś wiadkowie zgodnie z rzeczywistym stanem rzeczy zeznali, ż e widzieli dziwne humanoidalne istoty w drugim miejscu zderzenia (w skalnym w ą wozie) czy nawet w samej bazie lotniczej Roswell. Lecz to, co widzieli, to specjalnie pod ł oż one manekiny, nie zaś rzeczywiste cia ł a czł onków za ł ogi pilotuj ącej rozbity pojazd. Od tego momentu legenda o odwiedzinach Ziemi przez przedstawicieli pozaziemskiej cywilizacji nabra ł a impetu niczym ś nież na kula tocząca się po górskim stoku, wchł aniaj ąc po drodze strz ępy innych relacji i opowie ś ci, jak gdyby jej kszta łt i rozmiary wymkn ęł y si ę spod kontroli tych, którzy pu ś cili w dó ł malutkąś nież kę z wierzcho łka góry. Lecz taki wł aś nie rozwój zdarze ń stanowi ł od samego początku ukryty cel ludzi z obu federalnych agencji — wywiadowczej CIA i kontrwywiadowczej CIC. Dopóki opinia publiczna by ł a gotowa zaakceptować romantyczny mistycyzm opowie ś ci o odwiedzinach naszej planety przez przybyszów z kosmosu, dopóty utajnione prace mog ły być prowadzone w miarę spokojnie bez ciekawskich oczu spogl ądających z zewnątrz, bez intruzów wtr ącających swoje trzy grosze, sł owem, budowa dysków pozostawa ł a niczym niezagroż ona. Amerykanie weszli nieodwołalnie w posiadanie, na zasadzie podarowanego prezentu, angielsko-kanadyjskie2o dysku, co prawda w duż ym stopniu uszkodzonego, lecz przy nienaruszonej zasadniczej konstrukcji. Uzupełnili tym samym swój stan posiadania, maj ąc wcześ niejsze trofea, takie jak Haunebu, przywiezione z Antarktydy wiosn ą tegoż roku. W niedł ugim czasie Wielka Brytania wesz ł a w posiadanie technologii nuklearnej, której tak bardzo pragn ęł a. Pozwala to nam na wysnucie wniosku, ż e ryzykowna gra polegaj ąca na wysyłaniu lataj ących dysków w przestrze ń powietrzną Stanów Zjednoczonych w ostatecznym rezultacie op ł acił a si ę z nawi ązką . Kiedy lataj ą ce dyski przestały stanowi ć tajemnic ę , nic nie sta ł o już na przeszkodzie, by wszystkie trzy zainteresowane kraje — Wielka Brytania, Kanada i Stany Zjednoczone — mog ł y połą czy ć pomys ł y i zasoby, jakimi z osobna dysponowa ły, by kontynuowa ć prace na projektem. Na pocz ą tku lat 50. takie za łoż enie stał o si ę rzeczywisto ś cią . Dawne za ś doś wiadczenia dr. Miethego mogły być teraz wykorzystane przy realizacji nowych, fascynuj ą cych projektów, które weszł y na deski projektantów w nast ę pnych latach.
I 18
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
Powracaj ą c do dalszych losów Bazy 211, autor przypuszcza, ż e zosta ł a ona porzucona i opuszczona w rezultacie zwyci ę skiej dla strony ameryka ń skiej operacji „High Jurnp". Po zako ń czeniu wojny Niemcy, przez wiele lat rozdzielone na dwa wrogie sobie pa ń stwa, pozbawione niezb ę dnych zasobów oraz politycznej motywacji do utrzymywania zamorskiego terytorium, oficjalnie zrzek ły si ę swych roszcze ń do tego terenu. Ró ż ne powojenne frakcje i organizacje esesmanów równie ż straci ł y zainteresowanie utrzymywaniem swej obecno ś ci w Bazie 211, z chwil ą kiedy program budowy lataj ących dysków ostatecznie upadł . Swoj ą przyszł ość organizacje te widzia ły teraz w anga ż owaniu się w bardziej subtelne i utajnione transakcje ekonomiczne, realizowane w ró ż nych miejscach na świecie. Byli esesmani przestali te ż marzyć o odzyskaniu dawnej, niegdy ś przeraż aj ącej potęgi militarnej. Na zawsze zapewne pozostanie te ż otwartą kwesti ą odpowiedź na pytanie, czy Kammler zdo łał wymknąć się z pę tli zaci ś niętej przez, korpus ekspedycyjny wysł any na Antarktyd ę w ramach operacji „High Jump" i powróci ł potem do Niemiec, ewentualnie wybra ł inne miejsce emigracji, czy te ż , jak twierdz ą niektóre ź ródł a, rzeczywi ś cie zginął w 1945 roku.
1
Rozdział 8
Bron jest takż e wrogiem tego, kto ni ą włada. Przysł owie tureckie
Geografia uczyniła nas [Stany Zjednoczone i Kanadę] sąsiadami. Historia zrobiła z nas przyjaciół . Gospodarka sprawił a, ż e jesteś my partnerami. A konieczno ść uczyni ła z nas sojuszników Kogo po łą czy ły prawa natury, niech ż aden cz łowiek nie ś mie rozdziela ć . John F. Kennedy, orędzie wygł oszone w parlamencie Kanady, Ottawa, 17 maja 1961 roku
peracja „High Jump" pozwoli ła na zlikwidowanie ostatniej placówki nazistów na Antarktydzie, daj ąc jednocze ś nie Amerykanom trofea, umo ż liwiaj ące zainicjowanie realizacji wł asnego projektu budowy lataj ą cych dysków. Zdaniem autora mogli oni ż ywić przekonanie, ż e stali si ę tym samym jedynymi potencjalnymi posiadaczami supernowoczesnej technologii. By ć moż e też wł aś nie to przekonanie, które przy okazji przyczyni ło się do usztywnienia stanowiska Stanów Zjcdnoczonych co do udost ę pnienia sojusznikom bomby atomowej, sprawił o, iż Kanadyjczycy pospo ł u z Brytyjczykami postanowili wej ść na scenę wydarzeń . Pierwsze loty dysków w rejonie górskiego pasma Rainier Mountains były z pewno ś ci ą zaplanowane; kolizja w Roswell bez cienia w ątpliwoś ci był a dziełem przypadku. Lecz od tego dok ł adnie momentu, z chwil ą gdy Amerykanie znale ź li rozbity lataj ący dysk, który nie by ł kierowany przez istoty pozaziemskie, lecz przez wykwalifikowanych pilotów mówi ących bez wątpienia po angielsku jedynie z wyraź nym akcentem brytyjskim lub kanadyjskim, zdaniem autora wszystkie trzy zaan2aż owane strony, chc ą c, nie chc ąc podjęł y współprac ę . Ta współpraca otoczona najwy ż szym stopniem poufno ś ci odbywała się z udział em trzech pa ń stw, stą d też nazwiemy tę formułę kooperacji trójprzymierzem, w skrócie TG (ang. Tripartite Group). Jej celem
O
120
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
by ł o nieustanne doskonalenie ju ż istniej ą cych projektów oraz dzielenie
pomiędzy sobą obci ąż eń finansowych, przysz łych zada ń produkcyjnych oraz wspó ł udział w pracach badawczych i rozwojowych — przy czym Brytyjczykom postawiono swego rodzaju ultimatum. Lecz czyż w tamtej chwili Ameryka mogła sobie pozwolić na okazanie gniewu wobec Wielkiej Brytanii i Kanady bez jednoczesnego wywo ł ania publicznego zainteresowania przemieszanego z wybuchem powszechnego niepokoju spo ł ecznego? Czy by ł a w stanie wysunąć bezpo ś rednie gro ź by wobec swoich sojuszników? Prezydent Truman miał zwi ązane rę ce ze wzgl ędu na zagro ż enie ze strony Zwi ązku Radzieckiego i w takiej sytuacji nie mógł sobie pozwoli ć na ryzyko najmniejszej choć by destabilizacji istniej ącej równowagi i zaburzenia status quo istniej ą cego w Europie Zachodniej, obawiaj ąc si ę nieoczekiwanej ofensywy Rosjan. W takiej to gor ącej i napiętej atmosferze narodzi ł a się formuł a współpracy w ramach TG, a projekt lataj ących dysków zyska ł w rezultacie zielone ś wiatł o oraz pewno ść realizacji i bezpieczn ą przyszł ość . W latach, które mia ły potem nadej ść , wydarzenia, jakie mia ł y miejsce w ró żnych częś ciach ś wiata, doprowadzi ły do dalszej i szerszej wspó łpracy w obszarach wspólnych interesów wymienionej trójki sojuszników, nie tylko w ramach projektu budowy spodków. Dla przyk ł adu w 1947 roku został o osiągnię te porozumienie mi ę dzy Stanami Zjednoczonymi, Wielk ą Brytani ą oraz głównymi krajami Wspólnoty Brytyjskiej, takimi jak Kanada, Australia i Nowa Zelandia, które przesz ło do historii pod nazw ą ukł adu UKUSA, a które stanowi ł o kontynuacj ę wojennych osi ągnięć zespoł u angielskich deszyfrantów ze s ł ynnego Bletchley Park, skutecznie ł ami ą cych kod niemieckiej Enigmy. W ramach nowego ukł adu wywiady krajów sygnatariuszy wprowadzi ł y wspólny protokó ł dotycz ący tajnych operacji, zobowi ązuj ąc si ę jednocze ś nie do wzajemnego udostępniania informacji szpiegowskich zdobytych w latach trwania zimnej wojny. Niecał e dwa lata póź niej, w roku 1949, kiedy w Berlinie przerwa ł a prac ę wspólna sojusznicza Komisja Kontrolna w rezultacie odmowy przez stron ę radziecką dalszej dobrowolnej współ pracy z pozosta ł ymi mocarstwami okupacyjnymi, powsta ł e napi ę cia doprowadzi ł y do powstania obronnego paktu militarnego zachodnich sojuszników — NATO. Bez wzgl ę du na rzeczywist ą histori ę leżą cą u podstaw powstania TG, nic ulega w ątpliwoś ci, ż e pocz ąwszy od 1948 roku, udokumentowane relacje na temat obserwacji niezidentyfikowanych obiektów lataj ą cych, zwanych potocznie UFO, narasta ły w stopniu nieomal lawinowym. Gazety na ca łym ś wiecie pełne były sensacyjnych doniesie ń i opowieś ci naocznych ś wiadków tych niezwyk łych zjawisk. Co miesi ą c wychodził a nowa powie ść science fiction w masowym nak ł adzie, której tematyka po ś wię cona był a zjawisku UFO, z których ka ż da ro ś cił a sobie prawo do odkrycia ostatecznej prawdy na temat rzeczywistej natury i pochodzenia lataj ących spodków. Nawet Hollywood nie opar ł o się globalnemu nastrojowi i pogoni za sensacj ą, produkuj ąc kilka obrazów przedstawiaj ących niesamowite wizje. Taki film, jak przyk ł adowo Dzień , w którym zatrzyma ła się Ziemia, wyprodukowany w 1951 roku, wp ływaj ący niezwykle sugestywnie na zbiorow ą wyobraź nię, przedstawia ł sielankow ą wizj ę wielkiego srebrnego spodka l ądującego na trawniku przed Białym Domem i kieruj ących si ę szlachetnymi intencjami przybyszów z innej planety (chocia ż maj ących wyraziste cechy rasy aryjskiej), którzy wype łniali pokojową misj ę , pragnąc uwolnić ziemski ś wiat od broni nuklearnej; to zadanie wykonuj ą w koń cu towarzyszące obcym roboty. Te kinowe produkcje przesz ł y już do klasyki, nic
121 wi ęc dziwnego, ż e zawarte w nich wszechobecne obrazy i wizje na sta ł e zago ś ciły w naszej zbiorowej psychice i powszechnej świadomoś ci. Za każ dym razem, kiedy — poczynaj ąc od tamtej pory — powa żni naukowcy przymierzali si ę do bardziej wnikliwego i obiektywnego zg łę bienia problemu, zawsze natrafiali na ogólnikowe, wy ś wiechtane obiegowe stanowisko opinii publicznej, symptomatyczne dla oklepanych opowieś ci o „mał ych zielonych ludzikach". Być moż e takie pogl ądy zagnież dż one w ś wiadomoś ci społ ecznej były naiwne, lecz dominuj ący w latach 50. sposób informowania opinii publicznej o tych wydarzeniach i zjawiskach by ł ś wiadomie nakierowany na robienie ludziom wody z mózgu. I najprawdopodobniej taki w łaś nie cel zamierza ł a osiągnąć Centralna Agencja Wywiadowcza oraz inne federalne agencje jej pokroju i proweniencji. W ko ń cu ostatnią rzeczą, która, zdaniem funkcjonariuszy CIA, byla w tamtym czasie (co zreszt ą pozostało aktualne po dzi ś dzień ) potrzebna, było zorientowanie si ę przedstawicieli opinii publicznej co do rzeczywistych, lecz ca łkowicie utajnionych projektów wówczas realizowanych. Znacznie lepszym wyj ś ciem był o skierowanie powszechnej uwagi na tematy zwi ązane ze sferą fantastyki. Stany Zjednoczone, by ć moż e bardziej niż jakikolwiek inny kraj w tamtym czasie, w coraz wi ększym stopniu ulegały obsesji zwi ązanej z rol ą światowego ż andarma, w szczególno ś ci zaś skierowanymi wobec Ameryki zagro ż eniami — urojonymi bądź też rzeczywistymi — mającymi jakoby czyhać po drugiej stronie ż elaznej kurtyny. W okresie procesów politycznych prowadzonych przcz komisj ę McCarthy' ego, dotykaj ą cych praw ie każ dego, kto w oczach opinii publicznej wydawa ł się podejrzany o komunistyczne pogl ądy czy choć by lewicowe sympatie, nadarzy ła się idealna okazja, by niektóre media zainicjowały kampani ę kieruj ącą na Zwi ązek Radziecki podejrzenia o zwi ązek z wizytami obiektów UFO na ameryka ń skim niebie. 27 kwietnia 1947 roku, stoj ąc w obliczu tak postawionych pytań , Departament Obrony Stanów Zjednoczonych wyda ł oficjalne o ś wiadczenie, które w jednoznacznym stopniu dementuje tego rodzaju wniosek. Oto fragment tej deklaracji: Prawdopodobień stwo, ż e te lataj ące obiekty mog ą być powietrznymi pojazdami wysł anymi przez inny kraj, zosta ł o również wzięte pod rozwag ę . Jednakż e ich prę dkość , opisywana w relacjach naocznych ś wiadków, w tak znacz ącym stopniu przekraczaj ąca mo ż liwo ś ci nawet najnowocze ś niejszych samolotów skonstruowanych do dnia dzisiejszego przez ludzk ą technikę , każ e wyci ągnąć wniosek, ż e j edynie najzupelniej przypadkowe odkrycie i to na tyle nowe, ż e dopiero w tej chwili zosta ł o wdro ż one, mogłoby stanowić potencjalne wytłumaczenie problemu (wyró żnienie autora). W tym oś wiadczeniu, które sta ło się ju ż klasyką omawianej problematyki, ujawniana jest częś ciowa prawda, chocia ż jak zwykle jest ona podana typowym pokr ętnym i pogmatwanym j ę zykiem. Naczelne dowództwo wojskowe wielkiego kraju stara si ę w dość nieporadny sposób zasugerowa ć , ż e wiedza na ten temat jest du ż o większa ni ż zakres wiadomoś ci, który nadaje si ę do publicznego ujawnienia. Zignorowanie pog ł osek czy poszlak o potencjalnym radzieckim udziale w ca ł ym zamieszaniu wobec oficjalnie postawionych pyta ń stanowi ło idealną okazj ę , by skierować uwagę opinii publicznej w inną stronę . Dlaczego ludzie mieliby uwierzy ć , ż e za sterami tajemniczych obiektów latają cych siedzą radzieccy piloci, nie za ś istoty pozaziemskie? Przecie ż ta druga wersja
122
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
był a o wicie bardziej kusz ą ca i silniej oddział ująca na zbiorow ą wyobraźnię . Taki wniosek wydaje si ę tym bardziej s łuszny i oczywisty, kiedy we źmie si ę pod rozwagę narastającą lawinowo listę relacji z przypadków „bliskich spotka ń ", których uczestnikami w tamtym wł a ś nie czasie był y zarówno osoby cywilne, jak i wojskowi piloci. Jedno z najbardziej charakterystycznych spotka ń spoś ród tych najwcze ś niejszych mia ło miejsce w 1948 roku i podobnie jak ma to miejsce w odniesieniu do kolizji w Roswell, po dzi ś dzień nie zosta ł o zadowalaj ąco wyjaś nione. Kapitan Philip Mantell był doś wiadczonym i wytrawnym pilotem si ł powietrznych Stanów Zjednoczonych, weteranem minionej wojny, a przy tym cz ł owiekiem o zrównoważ onym charakterze, niezbyt podatnym na pope łnianie błę dów. 7 stycznia 1948 roku, wraz z dwójk ą towarzyszących mu maszyn, odbywał lot treningowy, pilotuj ąc samolot P-51 Mustang. W trakcie tego ć wiczebnego lotu dosz ło do spotkania z UFO — niezidentyfikowanym obiektem lataj ącym. Łą czność radiowa z wieżą kontrolną był a chwilami przerywana przez dziwne zak ł ócenia, lecz pó ź niejsze odtworzenie zapisu pozwoli ł o jednoznacznie stwierdzi ć , ż e kapitan Manteil podj ął próbę doś cignięcia zagadkowego obiektu, pragn ąc za wszelką cenę go zidentyfikowa ć . Uważ a się również , ż e w pewnym momencie pilot Mustanga wystrzeli ł serię z pokł adowych dzia ł ek w kierunku nieznanej „zwierzyny". To dział anie odniosł o zapewne zamierzony skutek, przyci ągaj ąc uwagę zał ogi UFO, gdyż pojazd nagle zmieni ł kierunek lotu i zawróci ł wprost na ś cigaj ą c ą go maszynę . W momencie gdy ten raczej wrogi manewr zosta ł wykonany, Philip Mantell w trakcie chwilowego uzyskania łą czno ś ci z wieżą zdołał zameldowa ć , jak rosnący szybko w oczach statek UFO b łyskawicznie zape łnił prawie cały widnokrąg. Potem łą czność radiowa został a ponownie zerwana. Samolot Mantella zacz ął nagle w niekontrolowany sposób pikowa ć w stron ę ziemi. Trudno powiedzie ć , dlaczego pilot nie zdo ł ał bezpiecznie wyskoczyć i wyl ądować na spadochronie. Zgin ął , uderzaj ąc wraz z maszyn ą z ogromnym impetem w podł oż e. Tak w skrócie wygl ądał o cale zdarzenie. Je ś li zdecydujemy si ę na zignorowanie ś miesznej i brzmi ącej absurdalnie wersji oficjalnej — jakoby dowódca eskadry ś ciga ł ... planetę Wenus — i uwzgl ędnimy stanowisko niektórych badaczy tematu, to ś mierć amerykań skiego pilota by ła wynikiem akcji obronnej podj ętej przez pozaziemskie istoty pilotuj ące pojazd UFO, które, co wydaje si ę cał kiem logiczne, potraktowa ły otworzenie ognia przez Ziemianina jako akt bezpo ś redniej agresji. Nic zatem dziwnego, ż e po tym incydencie dowództwo si ł lotniczych wydał o obowią zują cy na stał e rozkaz, by piloci maszyn wojskowych w razie napotkania w powietrzu niezidentyfikowanych obiektów lataj ących kontynuowali obserwacje, pod ż adnym pozorem nie otwieraj ąc ognia — chyba ż e doszłoby do bezpo ś redniego zagroż enia ich ż ycia ze strony agresywnych manewrów podniebnych go ś ci. Innymi słowy, nale ż ało patrze ć , ale nie dotykać . A zatem nale ż y wnioskowa ć , ż e dowództwo sił powietrznych nie tylko by ł o przekonane o realnym charakterze zjawisk UFO, lecz nawet wyda ł o odpowiedni ą instrukcj ę przeznaczon ą dla pilotów bę dą cych na sł użbie, jak maj ą się zachowywa ć , gdyby doszło do niespodziewanego spotkania takiego obiektu w przestrzeni powietrznej Stanów Zjednoczonych. W ci ągu jednego dnia wydarzy ł o się tyle, ż e istnienie zjawiska UFO nie mogł o już być dł uż ej traktowane przez w ł adze w Waszyngtonie jako ś wietlna iluminacja czy gra ś wietlnych odbi ć i refleksów. Ponieważ wierzę , ż e prawdziwa historia UFO nie ma nic wspólnego z mitycznymi małymi, szarymi czy te ż zielonymi ludzikami, interpretuj ę przypadek kapitana Mantella jako tragiczne w swych skutkach spotkanie z lataj ą cym dyskiem wyprodukowanym ,
123 w ramach wspó łpracy TG. Uwzgl ę dniaj ąc najwyż szy stopień tajnoś ci, jakim był otoczony cał y projekt, nale ż y przyj ąć jako pewnik fakt, ż e ż aden z oficerów lotnictwa na poziomie dowódców dywizjonów, nie wspominaj ąc już o szeregowych pilotach, nie by ł dopuszczony do tajemnicy. Kiedy wi ęc dochodził o do nieoczekiwanych spotka ń w przestworzach, lotnicy byli ś wię cie przekonani, i ż maj ą przed sob ą przybyszów z innych ś wiatów, którzy ewentualnie mogli si ę kierować nieprzyjaznymi intencjami, wobec czego należ ało na wszelki wypadek otworzy ć ogie ń i zestrzeli ć intruza. W ko ń cu, tak jak wszyscy obywatele, ameryka ń scy piloci czytywali gazety i s ł uchali relacji radiowych, w których roił o się od opowie ś ci o UFO. W konsekwencji, dostosowuj ąc si ę do dominujących w owym czasie nastrojów i przekona ń , przyj ęcie takiego za ł oż enia podczas akcji w powietrzu wydawa ło się jak najbardziej s ł uszne i uzasadnione. Kapitan Mantell ś cigał i zaatakował lataj ący spodek, lecz jego w rzeczywisto ś ci zdecydowanie ziemska za łoga nie mogł a pod ż adnym pozorem pozwoli ć na to, by ich pojazd zosta ł zestrzelony, przyczyniaj ąc si ę tym samym do powstania drugiej legendy Rosvvell. Ludzie siedz ący za sterami domniemanego UFO — nie maj ąc innego wyboru — musieli wykona ć obowiązujący ich rozkaz, by za wszelk ą cenę usunąć każ de zagro ż enie ujawnienia tajemnicy projektu lataj ących dysków. W tej sytuacji Philip Mantell nie by ł wcale najważ niejszy. Jedno ludzkie ż ycie i jeden rozbity konwencjonalny my ś liwiec warte był y poś wię cenia w imi ę „wyż szego dobra". Jak się potem miał o okazać , ameryka ń ski pilot nie był wcale ostatnim, który miał zginąć . Jeż eli pominiemy relacje dotycz ące Foo Figthcrs zaobserwowanych jeszcze w trakcie trwania II wojny ś wiatowej, to typowy scenariusz spotkania z UFO, który zreszt ą niewiele si ę zmienił po dzi ś dzień , został zapocz ątkowany w 1947 roku relacj ą Kennetha Arnolda dotycz ą cą dziewi ę ciu srebrzystych pojazdów UFO przelatuj ących nad górami Rainier Mountains. By ł to jednak zaledwie czubek ogromnej góry lodowej; pierwsza informacja, która przeciek ł a do opinii publicznej, staj ą c si ę jednocześ nie przyczynkiem do póź niejszego zawi ązania tajnej wspó łpracy w ramach formu ł y TG oraz do utworzenia doktryny, na mocy której projekt zwi ązany z budow ą lataj ących dysków stał się jednym z najważniejszych dla zdolno ś ci obronnych krajów zaanga ż owanych w jego realizacj ę . W momencie kiedy wszystkie trzy kraje wyci ągnęł y swoje asy z r ękawa, powsta ł a zupełnie nowa sytuacja, wymagaj ąca pilnego wdra ż ania w ż ycie projektu realizowanego przez TG, w szczególno ś ci w odniesieniu do potencjalnego i narastaj ącego (przynajmniej teoretycznie) zagro ż enia ze strony Zwi ązku Radzieckiego, którego intencje uznano za co najmniej nieszczere. Alaska oraz rozległ e poł acie Kanady, w po łą czeniu z odludnymi obszarami na Antarktydzie, jak ju ż mieliś my wcze ś niej okazj ę się przekonać , były w tamtym czasie rozważ ane jako tereny najbardziej przydatne z punktu widzenia mo ż liwoś ci urządzania baz startowych dla dysków w razie ewentualnego wybuchu III wojny ś wiatowej. Lataj ące dyski maj ące wł a ś ciwo ś ci VTOL mogł y startowa ć z niewielkich le ś nych polan, mogł y też być przechowywane w dobrze zamaskowanych, po ł oż onych na odludziu hangarach. W momencie kiedy powsta ła pierwsza generacja ameryka ń skich mię dzykontynentalnych pocisków balistycznych ICBM (Inter-Continental Balisstic Missile), kraje cz ł onkowskie TG mogły opracowa ć plan wykorzystania dysków jako broni rezerwowej, rozmieszczonej w odizolowanych lokalizacjach, w charakterze idealnego ś rodka odwetowego, za pomocą którego mo żna był o dokonać drugiego lub trzeciego uderzenia, w przypadku _dyby terytorium w ł asnego kraju zosta ł o zniszczone w rezultacie ataku nuklearnego.
I24
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGU HI RZESZY
Decyduj ąc się na wybór tak odleg łych miejsc, zmuszano Rosjan do intensywnych poszukiwań , zanim byliby w stanie skierować swoje pociski w miejsca dyslokacji dysków. Taka strategia stanowi ła zresztą nieco dziwaczne echo sposobu my ś lenia nazistów, w rezultacie którego zapada ł a decyzja o budowie i funkcjonowaniu antarktycznej Bazy 211. Zdaniem autora, wynikiem rosn ącej ś wiadomo ś ci strategicznego znaczenia nowej broni był o istotne przy ś pieszenie prac rozwojowych w ramach projektu budowy dysków, realizowane prze trzy wspó łpracuj ą ce ze sobą pań stwa. To z kolei uczyni ło moż liwym podj ę cie przez za łogi pilotuj ące dyski nowych rodzajów misji i zada ń bojowych, takich choć by, jak dla przyk ł adu: potajemne loty zwiadowcze oraz sekretne dowo ż enie i odwoż enie personelu pracuj ącego przy realizacji projektu TG. Nowe typy konwencjonalnych samolotów wojskowych by ł y oczywi ś cie przez cał y czas takż e opracowywane. Niektóre z bardziej zaawansowanych technologicznie konstrukcji, ż eby wymienić bezzał ogowy samolot szpiegowski li-2, wykorzystywa ły również najnowsze osi ągnię cia techniki oraz pewne elementy rozwini ę te w początkowej fazie budowy dysków. Chociaż samolot taki jak wymieniony wł a ś nie U-2 był lepszym narzę dziem do gromadzenia informacji szpiegowskich niż jego poprzednicy, to jednak kierownictwo TG przez ca ły czas zdawa ł o sobie spraw ę z faktu, ż e lataj ące dyski reprezentowa ły zakres mo ż liwoś ci, w porównaniu z którym wyczyny konwencjonalnych supermaszyn mog ł y wzbudzać jedynie u śmiech politowania. Był y zdolne do niemal natychmiastowego przyspieszenia do pr ędkoś ci przekraczaj ącej poziom Mach 1, cechowa ły si ę niedo ś cignioną zwrotno ś ci ą, oferowały niezrównane moż liwoś ci przeprowadzania misji zwiadowczych i — czego nie mo ż na wykluczyć — prawdopodobnie były w tym charakterze wykorzystywane — przynajmniej od czasu do czasu. Kiedy w latach 50. pojawi ł y się relacje o zaobserwowaniu UFO nad pewnymi krajami Ameryki Ś rodkowej i Po ł udniowej, a tak ż e na niebie na obszarach Europy Wschodniej, niewykluczone, ż e naoczni ś wiadkowie mieli okazję oglądać lataj ące dyski wykonuj ące loty zwiadowcze. Takie postawienie sprawy nasuwa w naturalny sposób pytanie o sens budowy niezwykle drogich samolotów konwencjonaLnych w rodzaju szpiegowskiego U-2, jeż eli udział owcy TG dysponowali alternatywnym sprz ętem opartym na nieporównanie bardziej rozwini ę tej technologii. Jak b ę dziemy mieli okazj ę przekonać si ę nieco póź niej, wdra ż anie w ż ycie projektów relatywnie mniej sprawnych rozwi ą zań odbywało si ę zasadzie „manewru odwracaj ącego uwagę". I to bez wzgl ędu na stopie ń niezawodno ś ci i przydatno ś ci poszczególnych projektów (który w przypadku U-2 by ł z pewno ś ci ą bardzo wysoki) takie zas ł ony dymne stanowi ły po prostu newralgiczny element strategii dzia ł ania przyj ę tej przez udział owców „trójprzymierza". W nierozerwalny sposób z celami strategicznymi projektu budowy dysków zwi ązana był a obawa TG przed mo ż liwoś cią rozwini ę cia podobnego projektu i jego realizacji w tamtym okresie przez Zwi ązek Radziecki. Nie ulegał o najmniejszej w ątpliwo ś ci, ż e w latach, o których mowa, odbywa ła si ę w tym kraju prawdziwa rewolucja techniczna. Kolejne osi ą gnię cia w tej dziedzinie — budowa bomby atomowej, sztuczny satelita Ziemi Sputnik, pierwszy cz ł owiek w kosmosie, a tak ż e pierwsza kobieta wyniesiona na oko łoziemską orbitę oraz rozwój technologii budowy rakiet balistycznych dalekiego zasi ęgu — wywoł ały falę prawdziwego strachu na Zachodzie, w szczególno ś ci zaś w samych Stanach Zjednoczonych. Ca ły ten postę p naukowo-techniczny nale ż ał o w duż ej mierze przypisać przej ęciu niemieckiego dziedzictwa w ramach wojennych zdobyczy, z czego również w duż ej mierze skorzystali Amerykanie. W pewnym momencie pa ń stwa zgrupowane w TG zaczęł y się nawet do tego stopnia martwi ć , ż e nabrano przekonania, i ż Rosjanie
125 realizowali analogiczny program budowy lataj ą cych dysków. Jednakż e poza faktem pojmania do niewoli Habermohla pod koniec wojny nie znaleziono ż adnych dowodów — o udokumentowanym czy cho ć by poszlakowym charakterze —które potwierdza ł yby fakt posiadania przez stron ę rosyjską czego ś wi ę cej niż ewentualne plany którego ś z dwóch pojazdów Haunebu bą dź też Foo Figther. Nawet gdyby za ł oż yć , i ż Rosjanom udał o si ę wyci ą gnąć z Habermohla ca łą jego wiedz ę na temat konstrukcji niezwyk łych pojazdów, praktyczne rezultaty tych zdobyczy by ł y raczej znikome. Autor jest zdania, ż e z chwil ą gdy zachodni wywiad dzia łaj ą cy w Zwi ązku Radzieckim potwierdzi ł w istocie taki stan rzeczy, mog ł o to stanowi ć dla pań stw TG bodziec do dokonania zmiany kierunku dział ań . Wobec braku konkurencyjnego projektu radzieckiego dysku w perspektywie daj ą cej si ę sprecyzowa ć w nieodleg ł ej przyszł oś ci partnerzy z trójprzymierza mogli zwolni ć szaleń cze tempo swojej aktywno ś ci i przyj ąć bardziej miarowy harmonogram prac rozwojowych, co zapewne rzeczywi ś cie miał o miejsce pod koniec dekady lat 50. Liczba relacji naocznych ś wiadków dotyczą cych obserwacji zagadkowych obiektów wcale nie mala ł a, moż na był o nawet dostrzec pewne ich fale (zwi ę kszona liczba obserwacji na okre ś lonym obszarze). Sporz ądzono również pierwsze fotografie UFO, dzi ęki którym moż na był o w bardziej obiektywny sposób potwierdzi ć pewne detale i szczegó ł y opisywane wcześ niej przez osoby, którym dane by ł o ogl ądać na wł asne oczy zagadkowe pojazdy. Chociaż z drugiej strony wiele z tych zdj ęć po bliż szej analizie okazał o się mniej lub bardziej zręcznymi fotomonta ż ami, to zgromadzone materiał y stanowi ł y wystarczaj ące podstawy do powstania podwalin nowej dziedziny wiedzy — typologii pojazdów UFO. Jednak zanim przejdziemy do bli ż szego omówienia tego tematu, powinni ś my zaj ąć si ę analizą osi ą gnię tych etapów rozwojowych w ramach ró żnych projektów w okre ś lonym momencie czasowym — mianowicie w roku 1947, zaczynaj ą c od niemieckiego realizowanego napr ę dce modelu Haunebu zbudowanego i oblatywanego w Bazie 211 na Antarktydzie. Wersja projektu hardziej zaawansowana technologicznie, oznaczona nazwą „Haunebu IV", w oryginale opracowana przez in ż yniera Miethego, zak ł adał a wykonanie zewn ę trznej obudowy kadł uba pojazdu z tworzywa luftschwamm o charakterze porowatym, jednak napotkane ograniczenia, zarówno zwi ą zane z pozostaj ą cym do dyspozycji czasem, jak i dost ę pnymi surowcami i materia ł ami, wykluczy ły realną moż liwość zastosowania tak niezwyk ł ego rozwi ą zania. Dlatego te ż , zdaniem autora, zespó ł nadzorowany przez Kammlera z konieczno ś ci powróci ł do prostszego i ł atwiejszego do zrealizowania projektu „Hauncbu V", którego prototyp wzniós ł si ę w powietrze w Kahli tuż przed koń cem wojny. Model ten by ł zbliż ony w zarysie kadł uba do oryginalnej konstrukcji „Hauncbu IV", zbudowanego przez par ę inż yniersk ą Schricvcr i Micthc. Cztery silniki odrzutowe by ł y najprawdopodobniej rozmieszczone promieni ś cie wzd ł u ż zewnę trznej kraw ę dzi dysku. Je ż eli takie rozwi ą zanie z jakich ś wzgl ę dów okazał o si ę niepraktyczne, to prawdopodobnie zastosowano prostsze rozwi ą zanie w formie o ś miokątnej platformy. Podobnie jak w pierwszym przypadku powietrze by ł o pobierane w pobli ż u znajdują cego si ę w ś rodku korpusu pojazdu, natomiast gazy wydechowe by ły kierowane na zewnątrz poprzez system ł opatek rozmieszczonych wzd ł uż obwodu. Do sterowania poją zdem wykorzystywano efekt Coandy. Najprawdopodobniej taki w ła ś nie pojazd przej ę '_i Amerykanie po przeprowadzeniu na wybrze ż ach Antarktydy operacji „High Jump". Z drugiej strony oryginalny projekt brytyjsko-kanadyjski nie musia ł by ć wcale skazany na rozwi ą zania kompromisowe. W ko ń cu zatrudnieni przy nim in ż ynierowie
126
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
czynili post ę py w pracach na doskonaleniem porosintu, przepuszczalnego materia ł u o niezwykłych wł aś ciwoś ciach. Mieli ponadto dost ęp do innych zdobyczy nowoczesnej techniki, zwi ązanej z bardzo nowoczesnymi projektami konstrukcyjnymi samolotów my ś liwskich o nap ę dzie odrzutowym, jak cho ć by De Havilland Vampire, dzi ęki którym mogli z lepszym skutkiem osi ągnąć postęp technologiczny przybli ż aj ą cy ich do oryginalnych pornysłów i pionierskich rozwi ązań zawartych w projekcie dysku „Haunebu IV". Je ż eli potraktowa ć jako wiarygodne ź ródło relacje przekazane przez Kennetha Arnolda oraz innych naocznych ś wiadków, ż e widzieli nieznane pojazdy p ę dzące przez przestworza z prę dkoś ci ą „przekraczaj ąc ą 2000 km/h", to nale ż y uzna ć , iż zespól dział aj ący w Kolumbii Brytyjskiej osi ągnął ten cel. Obydwa projekty, niemiecki oraz angielsko-kanadyjski, mia ły zapewne podobny wygląd zewnę trzny, ich powierzchnia by ł a barwy przydymionej epoksydowanej stali b ądź też matowego aluminium. Oprócz oczywistego problemu zwi ązanego z łatwiejszym rzucaniem sie_ w oczy zastosowanie farby wydawa ł o się problematyczne równie ż z dwóch dodatkowych powodów: zwi ę kszało cał kowity cięż ar pojazdu z jednej strony, z drugiej natomiast warstwa pokryta farb ą mogła ulegać spalaniu w rezultacie tarcia o cz ąsteczki powietrza przy ogromnej prę dkoś ci. Co wi ę cej, nic można wykluczy ć również takiej ewentualno ś ci, ż e mikropory na powierzchni porosintu uniemo ż liwiały pokrycie go farb ą . Moż emy również przyj ąć zał oż enie, i ż obydwa pojazdy były wyposaż one w rodzaj wysuwanego podwozia, umo ż liwiają cego l ą dowanie na twardym pod ł oż u i manewrowanie na ziemi. Wobec braku potwierdzonych informacji na ten temat niektórzy rysownicy popu ś cili wodze fantazji, przedstawiaj ą c wizerunek Haunebu z widocznymi na spodzie pół sferycznymi pneumatycznymi poduszkami, lecz sprawiaj ą one wra ż enie zbyt nieporęcznych i ma ł o funkcjonalnych. Nawet gdyby stanowi ł y rzeczywisty element projektu na tamtym etapie rozwojowym, to, zdaniem autora, by łyby to raczej pokryte gum ą zbiorniki (prawdopodobnie od łą czane), wype łnione b ą dź to paliwem, b ądź też po prostu wod ą, peł nią ce zarazem funkcje balastu umo ż liwiającego obniż enie ś rodka ci ęż ko ś ci. Ale poduszki pneumatyczne wydaj ą si ę raczej nierealne. Jednak najwi ększą przewagą, jaką dysponował brytyjsko-kanadyjski zespó ł konstruktorski, w porównaniu z pracuj ącym w znacznie bardziej odizolowanych warunkach personelem Bazy 2I I, by ł w zasadzie nieograniczony dost ęp do najnowszych modeli silników turboodrzutowych, maj ących duż o większe moce. Silniki, opracowane jeszcze w okresie wojny przez BMW i inne koncerny, z ledwo ś cią osi ągały minimaln ą niezb ędną moc. Lecz wraz z zako ń czeniem dział ań wojennych firmy brytyjskie i ameryka ń skie opracowa ły konstrukcje bardziej niezawodne i cechuj ą ce si ę wyż szą mocą; zosta ły one zaadaptowane do potrzeb rozwoju programu budowy dysków. Zwi ę kszył si ę w zwi ązku z tym zasięg pojazdów oraz ich zdolno ś ci manewrowe; dopóki jednak u ż ywane były jednostki nap ędowe, dzia ł aj ą ce w oparciu o spalanie zasysanej mieszanki paliwowo-powietrznej, dopóty możliwoś ci nowych wehikuł ów nie mogł y by ć wykorzystane w pe ł ni, gdyż zasięg ich operowania z konieczno ś ci by ł ograniczony do warstw atmosfery otaczaj ącej kulę ziemską . Oczywi ś cie w początkowej fazie rozwoju projektu okoliczno ść ta nie stanowiła odczuwalnego braku, gdy ż w tamtym okresie ż aden samolot b ę dący na wyposaż eniu nie był w stanie długo dorówna ć osi ągom dysków — i nie jest w stanie po dzi ś dzień , choć minęł o ju ż kilka pokoleń . Co prawda samoloty osi ągn ęł y już wysokie prę dkoś ci, przekraczaj ące barierę dź więku, jednak niezwykł a zwrotno ść dysków wci ąż jeszcze pozostaje niedo ś cigniona. Warto sobie u ś wiadomi ć , ż e mówimy o pionierskich
127 czasach (1947), kiedy to Chuck Yeager oficjalnie przekroczy ł prę dko ść dź wi ęku, odbywaj ą c lot na eksperymentalnej maszynie typu Bell X-1. W tym samym roku ukonstytuował a się również formalna współpraca TG, a moż liwoś ci technologii rozwijanej w ramach prac mi ę dzynarodowego zespo ł u w zestawieniu w osi ą gnię ciami Yeagera by ł y jak porównanie konia wy ś cigowego czystej krwi z poci ągowym wał achem. Wyobraź my sobie, jak w takiej sytuacji musia ł czuć si ę sfrustrowany personel badawczy, nie mog ąc otwarcie ogłosić ś wiatu i opinii publicznej swoich zdumiewaj ących osi ągnięć . Fakt dalszego rozwijania niektórych technologii, które po raz pierwszy ujrza ły ś wiatł o dzienne podczas wojny i by ł y jednocze ś nie zwi ązane z programem budowy dysków, potwierdza opis jednej z relacji dotycz ących „bliskiego spotkania", umieszczony w ksi ąż ce Vesca. Zdarzenie miało miejsce w Iranie w pa ź dzierniku 1954 roku. Pewien biznesmen z Teheranu napotka ł którego ś razu o poranku lataj ą cy dysk, który wyl ą dował na s ąsiednim podwórzu. Nie odczuwaj ąc ż adnych obaw, podszedł do niezwykł ego pojazdu, zobaczywszy sylwetk ę pilota poruszaj ącą się wewnątrz centralnie po ł oż onego kokpitu. Gdy tylko zd ąż ył oprzeć rękę o powierzchni ę kadł uba pojazdu, poczuł nagle, jak jcgo d ł oń jest zasysana do ś rodka, tak jakby przy ł oż ył rę kę do ssawki wielkiego odkurzacza. Zaczął krzycze ć , prosząc o udzielenie pomocy, lecz jego wo ł anie zwróci ł o jedynie uwagę człowieka siedz ącego za sterami, który, zobaczywszy, co si ę dzieje, zacz ął grzać silniki, szykuj ąc si ę najwyraź niej do oderwania si ę od ziemi i odlotu z tego miejsca. Szcz ęś liwym trafem czł owiek na ziemi zdo ł ał uwolni ć swoj ą dł oń w chwili, gdy spodek odrywa ł się od podłoż a. Poczu ł jedynie, jak owiewaj ą go strumienic gorą cego powietrza wyrzucane przez silniki. Opisane zdarzenie przywodzi na my ś l zjawiska związane z cechami takich przenikliwych materia ł ów jak porosint czy luftschwamm. Nawet kiedy silniki by ły przestawione na ja ł owy bieg, pobieranie przez nie powietrza poprzez przenikliw ą obudow ę mogł o być na tyle silne, ż e przypomina ło to ł agodne ssanie. Kiedy pilot otworzy ł przepustnice, by zwi ę kszyć siłę ci ągu, ssanie stało się silniejsze, a w momencie gdy maszyna uniosł a si ę do góry, gorące powietrze owiewaj ące człowieka stoj ą cego na ziemi był o po prostu mieszaniną gazów wydechowych, wydmuchiwanych na zewn ę trzn ą powierzchni ę kadł uba, by w ten sposób zyska ć ci ąg, dzięki wykorzystaniu efektu Coandy. To z kolei mogł o wywoł ywać inne jeszcze zjawisko, cz ę sto opisywane w relacjach — migotliwe ś wiatł o, emitowane przez niektóre pojazdy UFO. Je ż eli miał eś kiedy ś , czytelniku, okazj ę ogl ądać z bliska samoloty odrzutowe na lotnisku, to czy przyszł o ci do gł owy, by spojrze ć na nie z ty ł u poprzez masy gorącego powietrza wyrzucane przez silnik? Wszystko, co wida ć , staje si ę wtedy zamazane i drgaj ące; autor pragnie przy tym zasugerowa ć , ż e taki sam efekt wywo ł uje powietrze op ływaj ące porowaty metal u ż ywany jako pokrycie kad ł uba dysków, z czym mieli ś my do czynienia w opisanym wy ż ej przypadku. W warunkach zasysania duż ych iloś ci chłodnego powietrza, przy jednoczesnym wydychaniu rozgrzanych gazów w ró ż nych punktach kadł uba, mieszające si ę ze sobą masy zimnego i gorą cego powietrza z pewno ś cią wywo łałyby analogiczny efekt optyczny jak opisany powyż ej przypadek z odrzutowcami na lotnisku. W chwili rozpocz ę cia trójstronnej wspó łpracy dysponowano dyskami produkcji brytyjsko-kanadyjskiej oraz tym, co zosta ł o znalezione i przywiezione z Bazy 211 na Antarktydzie. Na pocz ątku lat 50. XX wieku najlepsze elementy obu projektów mog ły zostać wykorzystane do stworzenia nowego modelu, który najcz ęś ciej był opisywany w relacjach naocznych ś wiadków, opowiadaj ących o swoich spotkaniach z UFO. Ten model moż na najtrafniej chyba opisa ć jako standardowy lataj ący dysk w wersji „Jeep", którego
12S
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
ś rednica by ł a zmienna i wynosi ła od 10 do nawet 25 metrów. Ró ż nice w wymiarach z pewnoś ci ą odzwierciedlaj ą istnienie rozmaitych wariantów produkcyjnych, a podwy ż szona liczba obserwacji wynika ła z oczywistego faktu, ż e tego typu egzemplarzy zbudowano więcej. Rozwój nowoczesnych technologii biegł oczywi ś cie swoim torem, a wszystkie nowe osiągnię cia były równo dzielone pomi ę dzy trzy partycypuj ące w tajnym programie pań stwa. Przemysł lotniczy w ka ż dym z nich mógł również , przynajmniej hipotetycznie, budować wł asne wersje lataj ących spodków, podwy ż szaj ąc tym samym ogóln ą liczb ę maszyn, produkowanych w gł ównej mierze na terenie Stanów Zjednoczonych. Nale ż y przy tym podkre ś lić , bez wzgl ę du na miejsce finalnej produkcji, ż e niezwykł e pojazdy był y budowane z przeznaczeniem do realizacji rozmaitych celów, co zreszt ą przekł adał o się na ró ż nice w ich wielkoś ci i wygl ądzie, z którymi mamy do czynienia w relacjach ś wiadków. Wobec duż ej liczby relacji naocznych ś wiadków, którzy mieli sposobno ść ogl ądania na przestrzeni lat 50. pierwszych modeli lataj ących dysków wyprodukowanych w ramach „trójprzymierza", pojawił a si ę coraz silniejsza presja wywierana na dowództwo sil powietrznych oraz rz ądy róż nych pań stw na cał ym ś wiecie, by wydał y oficjalne o ś wiadczenia lub zaj ęł y formalne stanowisko na temat tych zdarze ń . Niezale ż ni badacze oraz liczne media podejmował y próby znalezienia odpowiedzi, a cz łonkowie gremiów rz ądowych pań stw TG zdawali sobie w coraz wi ę kszym stopniu spraw ę , i ż nie mogą w nieskoń czoność odkł adać gorącego tematu na póź niej. W rezultacie podj ęto decyzj ę o kontynuacji skomplikowanej w swej istocie polityki dezinformacji, której zasady przedstawiliś my ju ż na poprzednich stronach. Równolegle z zainaugurowaniem oficjalnych prac badawczych na wysokim szczeblu, cho ć ca łkowicie bezowocnych, jak na przyk ł ad projekt „Niebieska Ksi ę ga" (Project Blue Book), pa ń stwa tworzą ce TG wszcz ę ly też prace nad intensywnymi programami maskuj ącymi (ca łkowicie zreszt ą bezuż ytecznymi), mają cymi za zadanie wyłą cznie mydlenie oczu, co do których istnienia mog ły się oficjalnie przyznawa ć , unikaj ą c przy okazji ś ci ągania niepotrzebnej uwagi na post ę py czynione w strategicznym i rzeczywi ś cie sekretnym programie budowy dysków. Dzia ł ały one skutecznie w charakterze zas ł ony dymnej, która sprawdzi ł a si ę doskonale w praktyce, a w przypadku niektórych mniej poinformowanych komentatorów odgrywa tak ą rolę jeszcze do dzi ś . Najsłynniejszym takim projektem by ł ten, który opiera ł si ę na do ś wiadczeniach z „lataj ącym nale ś nikiem" Chance-Voughta. Ten najbardziej og łupiaj ący ze wszystkich program zosta ł oficjalnie odtajniony dopiero w 1960 roku, kiedy z nawi ązką spełnił swoje zadanie. Ż eby jednak iluzja mog ł a dzia ł ać , trzeba najpierw odpowiednio przygotowa ć scenę, występów, po czym udowodni ć zgromadzonej publiczno ś ci, ż e magik na niej występuj ą cy nic nie ukrywa w r ękawach. Tego typu zdarzenie mia ł o miejsce w dniu 11 lutego 1953 roku, kiedy to nagłówki kanadyjskiego dziennika „Toronto Stai" og łosiły triumfalnie rozpoczę cie produkcji „prawdziwych lataj ących spodków", realizowanej w zak ł adach w Malton, których w ł aś cicielem był a kanadyjska filia brytyjskiego koncernu lotniczego Roe, firma AvroCanada. Zgodnie z opublikowan ą relacj ą nieokreś lony z nazwy pojazd miał być zdolny do osiągania prę dkoś ci rzę du 2200 km/h i s łuż yć jako bro ń obronna, mogą ca być wykorzystana w razie potencjalnego ataku zainicjowanego przez Rosjan, który nadszed ł by od strony kola polarnego (nic dziwnego, ż e anons prasowy mial taką formę — mógł być ogł oszony w prasie każ dego z pań stw czł onkowskich TG lub NATO). Na ca ł e szczęś cie, jak si ę okaza ł o, prasowe rewelacje nie przyci ągnęł y uwagi
129 gremiów rządowych, chociaż być moż e nie dotyczy ło to kręgów władzy na najwy ż szych szczeblach. Tym niemniej w przeci ągu nast ępnych kilku miesi ę cy przedstawiciele oficjalnych kręgów w Ottawie oraz kierownictwo koncernu Avro podawali tylko bardzo ogólnikowe informacje o niezwykł ym projekcie, w ko ń cu studząc nadzieje na szybki sukces przez stwierdzenie, ż e rozpocz ę cie monta ż u pojazdów nie zacznie si ę wcze ś niej niż w perspektywie co najmniej sze ś ciu lat. W rzeczywisto ś ci jednak zespół badawczo-rozwojowy zgrupowany pod egid ą TO dzia ł ał już na dobre od co najmniej sze ś ciu lat, w ca ł kowitej tajemnicy przed opini ą publiczn ą — mo ż emy wię c w tej sytuacji popatrze ć na to stwierdzenie w bardziej obiektywny sposób — prasowe doniesienia stanowi ł y po prostu zręczny manewr maj ący na celu zamaskowanie prawdziwych prac nad o wiele bardziej zaawansowanymi technicznie projektami lataj ących dysków. W kolejnych doniesieniach prasa zgodnie z planem informowa ł a o braku oficjalnego dementi na temat rzeczywistego istnienia takiej przyn ęty, co zapewne musia ł o zadowalać czł onków „trójprzymierza", gdy ż oznacza ł o to mo ż liwość prowadzenia bez zak ł óceń dalszych prac rozwojowych nad kolejnymi generacjami dysków, z dala od ciekawskich oczu, nie budz ą c najmniejszego nawet zainteresowania opinii publicznej. W ci ągu tego lata pojawi ł o się już niewiele nowych informacji zwi ą zanych z tym tematem, a zainteresowanie ś rodków masowego przekazu w miar ę upływu czasu ca ł kowicie zanikł o. Jedynie w pa ź dzierniku pojawi ł a si ę jeszcze jedna notatka zawieraj ą ca dodatkowe szczegół y projektu, ochrzczonego od tej pory nazw ą „Avro Omega"; z pewno ś ci ą był to rezultat jeszcze jednego, sterowanego uchylenia r ąbka tajemnicy, w ramach strategii dezinformacji. Omega jest ostatni ą literą greckiego alfabetu. Gdyby zatem uzna ć , iż u ż yto jej dla oznaczenia najni ż szej fazy rozwojowej projektu, to mo ż na by przyj ąć , ż e „prawdziwy" projekt powinien zosta ć oznaczony, pocz ą wszy od tego momentu, mianem pierwszej litery tego ż alfabetu, czyli Alfa. Czytelnicy prasy dowiedzieli si ę wtedy, ż e prace na budow ą pojedynczego prototypu, do chwili opublikowania notatki, poch ł onęł y kwotę rzę du 200 000 000 dolarów amerykań skich, wydan ą przez koncern Avro, oraz ż e producenci liczyli na otrzymanie zamówienia na kilka próbnych egzemplarzy ze strony Royal Canadian Air Force. Zgodnie z tymi zał oż eniami oczekiwano, ż e lotnictwo kanadyjskie wyposa ż y w lataj ące spodki cał e dywizjony rozlokowane na rozleg łych bezkresach pó ł nocnej Kanady, co stanowi jeszcze jeden ś wiadomy przeciek zwi ą zany z rzeczywistym projektem. Trzecia publikacja prasowa pojawi ł a si ę w listopadzie 1953 roku; informowano w niej o zademonstrowaniu prototypu Omegi „grupie 25 go ś ci przyby ł ych ze Stanów Zjednoczonych". By ć w moż e w rezultacie tej prezentacji, na pocz ą tku 1954 roku, zainicjowano rozmowy o przeniesieniu cał ego projektu na terytorium Stanów Zjednoczonych, gdzie „niedoskona ł y" technicznie projekt móg ł by być udoskonalony dzi ę ki wykorzystaniu „elementów z innych konstrukcji". Nast ę pnie zmodyfikowany projekt mial by ć zdiagnozowany przez konstruktora pierwszego pojazdu Johna Frosta, angielskiego in ż yniera, zatrudnionego wcze ś niej w brytyjskim koncernie De Havilland, który pó ź niej przeniós ł si ę do Nowej Zelandii. W ko ń cu, w grudniu 1954 roku wł adze kanadyjskie o ś wiadczył y, ż e projekt _Avro Omega" zostaje zarzucony, gdy ż nie rokuje nadziei „na znalezienie u ż ytecznego zastosowania". To oś wiadczenie brzmi na pierwszy rzut oka do ść przekonuj ą ce, lecz je ś li przyjrzeć mu si ę bliż ej, otrzyma si ę zupeł nie inny obraz. Zacznijmy od kwoty 200 000 000 dolarów, która w realiach roku 1954, wydatkowana na zbudowanie tylko pojedynczego 9 —Zaginione tajemnice technologii.—
130
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
prototypu, wydaje si ę sumą wprost niewiarygodnie olbrzymi ą . Nawet zakł adaj ąc eksperymentalny i ca ł kowicie nowatorski charakter powietrznego pojazdu, z pewno ś ci ą wydatki poniesione na jego projekt i budow ę nie mogły być aż tak wysokie. Dlatego te ż autor kwestionuje wiarygodno ść podanej kwoty, chyba ż e w ramach tego bud ż etu realizowane był y również inne projekty ni ż „Omega". Po drugie, rozważ my znaczenie wspomnianej prezentacji pojazdu grupie (niezidentyfikowanych z nazwiska) Amerykanów. Sugerowa łbym, ż e byli to wysocy rang ą czł onkowie zespo ł u dział aj ącego w strukturach TG, którzy po prostu rutynowo kontrolowali post ę py czynione w ramach jednego z projektów o charakterze maskuj ącym i odwracaj ącym uwagę . Kiedy natomiast w ostatnim komunikacie pojawił a się sugestia o zarzuceniu projektu „Omega", konkretn ą przyczyn ą tej decyzji by ł o osi ągnięcie takiego etapu prac nad najbardziej zaawansowanym technologicznie projektem „Alfa", który umo ż liwiał rozpoczęcie produkcji seryjnej —w zak ł adach produkcyjnych dzia ł aj ących w ramach „trójprzymierza", lecz poza granicami Kanady. Nie było bowiem wię kszego sensu budowania ca łej floty lataj ących Omeg jedynie w charakterze dymnej zas ł ony i dla wł asnej satysfakcji. Kiedy w ł adze o ś wiadczył y oficjalnie, ż e pojazdy te nie znalaz łyby praktycznego zastosowania, nale ż y zakł adać , iż tak był o w istocie. W ko ń cu ta konstrukcja by ła tylko maskuj ąc ą przyn ę tą i —w odró ż nieniu od naprawd ę udanego modelu samolotu szpiegowskiego U-2 — dyski Omega prawdopodobnie nic były sprawne technicznie w takim stopniu, jak zak ł adał ich projekt. A zmontowane egzemplarze na dobr ą sprawę nie był y w zasadzie niczym wi ę cej niż makietami. Jednak podstawy strategicznej doktryny nie zosta ły w najmniejszym cho ć by stopniu ujawnione, a rzeczywistym projektem, który naprawd ę był istotny, był model Alfa. Je ż eli w grę wchodził a ograniczona nawet produkcja, Amerykanie dysponowali znacznie lepszymi warunkami do jej podj ę cia. Lecz w tym miejscu nasza opowie ść wcale się nic koń czy. W paź dzierniku 1955 roku Donald Quarles, sekretarz Sil Powietrznych Stanów Zjednoczonych, wyda ł oś wiadczenie nawi ązuj ące do rozlicznych spekulacji, w którym stwierdzi ł mię dzy innymi: Wkraczamy obecnie w epok ę technologii lotniczych, w których pojawiaj ą si ę konstrukcje o nietypowej budowie i niezwyk ł ych parametrach lotu [...] W ramach wspó łpracy z kanadyjskim koncernem Avro (sic!) Ltd podpisana jest druga umowa, w rezultacie której powinien powsta ć pojazd powietrzny w formie dysku, nieco przypominaj ący kszta ł tem powszechnie znane lataj ące spodki [...] [Jest on] bezpo ś redni ą kontynuacj ą prac rozwojowych zwi ązanych z konwencjonalnymi samolotami i z tego wzgl ę du nie powinien być traktowany jak obiekt nadnaturalny czy tajemniczego pochodzenia [...]
Ostatnie zdanie zacytowane powy ż ej jest szczególnie interesuj ą ce, gdy ż, zdaje si ę sugerowa ć prób ę postawienia tamy spekulacjom i domys ł om zwi ą zanym z obiektywnym
charakterem zjawiska UFO. Natomiast wzmianka na temat kontynuacji wspó łpracy z firmą Avro zaprzecza oficjalnemu stanowisku w ł adz kanadyjskich; by ć moż e jest to rezultat niedostatecznej wymiany informacji mi ędzy rzą dami obu krajów b ądź też ś wiadoma dezinformacja. W sytuacji, kiedy zagro ż enie wciąż jeszcze wydawa ł o się bardzo realne i ciągle narastaj ą ce, informacje o realizacji projektu „Omega" mog ły posł uż yć jako zasłona dymna zastosowana przez cz ł onków TG do ukrycia prac nad strategicznym projektem „Alfa". W ciągu kilku nastę pnych lat wszystko wskazywa ł o na to, ż e główne prace
131
rozwojowe został y przeniesione na terytorium Stanów Zjednoczonych, do chwili pojawienia się pierwszych zgrzytów w ramach projektu, kiedy w 1959 roku koncern Avro zacz ęł y trapi ć poważ ne tarapaty finansowe. Granicz ąca z paranoj ą histeria, która zdominowa ł a scen ę życia politycznego i społ ecznego Stanów Zjednoczonych od pocz ątku lat 50. XX wieku do ich połowy, zacz ęł a powoli traci ć na sile i wygasać , kiedy stopień zagro ż enia ze strony Zwi ązku Radzieckie0o został poddany bardziej krytycznej i realistycznej ocenie i okaza ł się duż o mniejszy, niż wcześ niej zakł adano. Rosjanie, na przyk ł ad, dysponowali znacznie mniejsz ą liczbą bombowców dalekiego zasi ę gu, niż wynika ło z poprzednich szacunków. W rezultacie takiej sytuacji wiele kontraktów zbrojeniowych na terenie Ameryki zosta ł o znacznie ograniczonych. Koncern Avro nie stanowi ł w tym wzglę dzie ż adnego wyj ą tku, a gdy nadszedł rok 1960, firma zosta ł a zmuszona do zwolnienia tysi ę cy swoich pracowników, gdy ż kontrakty w ramach innych projektów równie ż zosta ł y ograniczone lub wstrzymane. Co do losu projektu „Omega" nie ogł oszono ż adnego oficjalnego komunikatu, poza mo ż e oś wiadczeniem pewnego genera ł a sil powietrznych Stanów Zjednoczonych, w którym wyraż ono nadziej ę , ż e pierwsze loty testowe b ę dą mogł y zosta ć podję te wkrótce, po pokonaniu problemów pojawiaj ących si ę co jaki ś czas w trakcie prac rozwojowych — wynikał o z tego niezbicie, ż e niektóre programy budowy dysków by ł y kontynuowane. Warto jednak w tym miejscu przypomnie ć , ż e zaledwie pi ęć lat wcze ś niej Donald Quarles informował oficjalnie przedstawicieli prasy na temat tego, co b ę dzie przemierza ć przestworza w niedalekiej przysz ł oś ci. W tej chwili natomiast pad ły deklaracje, ż e pierwsze loty testowe zostan ą zainicjowane niebawem. Nie dajmy si ę jednak wyprowadzi ć na manowce — Quarl es z pewno ś cią mówił a projekcie „Alfa", natomiast, na zasadzie przeciwień stwa, dyski budowane w ramach programu „Omega" stanowi ł y jedynie zas ł onę dymną i w za ł oż eniu nigdy nie mia ły wznieść się w powietrze. W bli ż szej perspektywie te problemy mogły — albo nawet mia ły — nie zosta ć pokonane, skoro dyski Alfa ju ż latał y. W tej sytuacji dowództwo lotnictwa Stanów Zjednoczonych postanowi ło zrezygnowa ć z dalszej realizacji Omcg, ujawniaj ąc w sierpniu 1960 roku rezultaty stopniowo ograniczanego pierwotnego projektu, który w efekcie zaprowadzi ł jego konstruktorów w technologiczną_ ś lepą uliczkę . Jedyny istniej ący prototyp, przemianowany na AvroCar, mia ł nietypow ą, „dwukopułkową" kabin ę przeznaczon ą dla dwuosobowej za ł ogi. Każ dy z członków siedział po przeciwnych stronach duż ego, centralnie umieszczonego wirnika, który zasysa ł powietrze z góry i kierował je do do ł u poprzez system otworów wentylacyjnych umieszczonych na obwodzie pojazdu. Moc centralnego wirnika by ł a wzmocniona czterema mniejszymi rozmieszczonymi wzd łuż kolistego kad ł uba. Już na pierwszy rzut oka AvroCar bardziej przypomina ł prymitywny i niezgrabnie zaprojektowany poduszkowiec, pozbawiony poduszek wokół dolnej kraw ę dzi. Co gorsza, pojazd nie by ł nawet w stanie umie ść się w powietrze na wi ę kszą wysoko ść i chociaż prace testowe nad podwy ż szeniem dramatycznie niskiej prę dkoś ci trwa ły aż do 1961 roku, by ł o za póź no — zasł ona dymna był a już cał kowicie zb ę dna. Dla ufologów, którzy z ca ł ego serca wierzyli, ż e ich obiekty UFO i kieruj ące nimi istoty nie s ą pochodzenia ziemskiego, przedstawione z rozmys ł em publiczne fiasko stanowiło tylko pretekst, utwierdzaj ący ich w przekonaniu, ż e ludzka myś l techniczna nie jest w stanie dorówna ć osi ągni ęciom przybyszy z innych planet. Dokł adnie to mieli na celu, rzecz jasna, uczestnicy „trójprzymierza"; z tego punktu widzenia projekt „Omega"-„AvroCar" okaza ł się ca ł kowitym sukcesem. Osiem lat
132
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
intensywnych prac badawczo-rozwojowych oraz wiele milionów dolarów finansowych nakł adów stworzy ły wystarczaj ące warunki, by skonstruowa ć w pełnej tajemnicy dysk Alfa. Maj ąc komfortow ą pewność , ż e każ da obserwacja lataj ą cego obiektu mo ż e by ć oficjalnie uznana za przelot dysku Omega, który, w jego ujawnionej dla opinii publicznej formie, mia ł trudno ś ci z oderwaniem si ę od ziemi, nie wspominaj ą c już nawet o zdumiewaj ą ca wysokiej sprawno ś ci i zwrotnoś ci nowej, drugiej ju ż generacji dysków Alfa. „AvroCar" by ł chyba najbardziej znanym projektem realizowanym jako zas łona dymna, przy czym koncern AvroCanada bez chwili przerwy pracowa ł nad rozwijaniem innych, duż o bardziej tajemniczych konstrukcji (nie tylko dysków Alfa na zlecenie TG). Jeden z takich projektów, maj ą cy w założ eniu być bardziej sprawny od nieudanego AvroCara, realizowany z ramach programu o nazwie „Silver Bug" („Srebrny Chrz ą szcz"), został odtajniony dopiero w 1995 roku, a i to tylko w rezultacie dochodzenia prowadzonego na mocy ustawy o dost ę pie do informacji — czyli ca ł e 40 lat po okresie jego rzeczywistej realizacji. Zasadniczo rzecz ujmuj ąc, autor stoi na stanowisku, ż e projekt „Silver Bug" by ł rozwi ązaniem połowicznym, stanowi ącym krok do przodu w odniesieniu do konstrukcji AvroCar i Omega, lecz jednocze ś nie krok w ty ł w porównaniu z Alfą . Jeż eli AvroCar zosta ł kiedykolwiek wystawiony w charakterze przyn ę ty, jaką był w istocie, to Silver Bug z pewno ś cią był pomyś lany jako druga linia obrony — nawet je ś li jego konstrukcja nie pozwala ł a jeszcze uzna ć tego pojazdu za kategori ę lataj ących spodków, to nie ulega najmniejszej w ą tpliwoś ci fakt, ż e jego projekt by ł traktowany zdecydowanie powa ż niej. Je ś li czł onkowie „trójprzymierza" zostali kiedykolwiek zmuszeni przyzna ć się do posiadania bardziej zaawansowanej konstrukcji, z pewno ś ci ą był to Silver Bug. Co wi ęcej, niż ej podpisany jest gotów pój ść w swej opinii jeszcze dalej, sugeruj ą c, ż e po pierwsze rozwój projektu „Silver Bug" zosta ł sfinansowany w ramach gigantycznie rozdmuchanego budż etu programu „Omega", i po drugie, ż e rozwa ż ano powa ż nie podj ę cie seryjnej produkcji tego pojazdu w ś ród kilku konkuruj ących ze sob ą modeli. Kilka elementów rozwi ązań technicznych sprawia, ż e konstrukcja ta doskonale nadawa ł a si ę do odgrywania roli bardzo wiarygodnej dymnej zas ł ony, analogicznej do projektu U-2, maskuj ą cej program budowy ze skuteczno ś ci ą nieporównanie wy ż szą ni ż Omega. W koń cu Silver Bug mógł lata ć ... Co waż ne, Silver Bug (oficjalna nazwa: projekt „Y" — Ypsylon) by ł po częś ci zaprojektowany przez dr. Richarda Miethego, który w ramach operacji „Paperclip" zosta ł oddelegowany do zakł adów koncernu Avro zlokalizowanych w Malton w prowincji Ontario. Jednoosobowa kabina by ł a umieszczona przed silnikiem turboodrzutowym ze spr ę żarką promieniową, w obrę bie okrągłej platformy o ś rednicy oko ł o siedmiu metrów, która w odróż nieniu od rozwi ązania zastosowanego w AvroCar by ł a ca łkowicie zamkni ę ta. Pojazd odrzutowy pobiera ł powietrze poprzez system ma ł ych otworów wlotowych umieszczonych z przodu na górnej kraw ę dzi kadł uba. Natomiast gazy wylotowe byty wyrzucane poprzez system otworów na dolnej powierzchni w taki sposób, by efekt Coandy stanowił źródło zarówno sił y no ś nej, jak i nap ę du w ruchu post ę powym, pozwalaj ąc jednocześ nie na zrezygnowanie z montowania dodatkowych powierzchni steruj ących, takich jak stery, stateczniki czy klapy. W rezultacie Silver Bug by ł w stanie osi ą gnąć prę dkość przekraczaj ącą 3,5 macha na pu ł apie 25 000 metrów — co jak na po ł owę lat 50. stanowi ł o niezwykł e dokonanie. W ko ń cu up łynęł o zaledwie 10 lat od zako ń czenia II wojny
133 ś wiatowej, by ć moż e wi ę c stary „Haunebu V" rzeczywi ś cie jako pierwszy pokona ł barierę dź wię ku, jak g ł oszą niektórzy znawcy tematyki. Skonstruowano te ż drug ą wersj ę , oznaczon ą jako Y-2. Wykorzystano w niej promieniową turbinę gazową, podobną do pionierskiego rozwi ą zania Habermohla, ale nie ma pewno ś ci, czy ten model rzeczywi ś cie uniósł się w przestworza, czy te ż nie. Podane liczby z pewno ś ci ą wywoł ują wraż enie, lecz poważ nym niedoci ągnięciem Srebrnego Chrzą szcza w porównaniu z Alfą był brak zewn ę trznej pokrywy wykonanej z materia ł u o wł a ś ciwo ś ciach porosintu. Ponadto konstrukcja by ł a zbyt mał a, by móc pomie ś ci ć wi ę cej ni ż jeden, co najwy ż ej dwa silniki odrzutowe, w rezultacie nie maj ąc szans na osi ą gnię cie takich parametrów lotu, jakie uda ł o si ę osiągnąć w przypadku Alfy. Tym niemniej znaczenie projektu dla rozwoju tego typu konstrukcji jest przeogromne, a jego odtajnienie stanowi ł o pierwszy dowód na potwierdzenie faktu, ż e w latach 50. koncern Avro pracowa ł równie ż nad innymi programami niż „AvroCar" czy „Omega", pozwalając jednocze ś nie na bardziej realistyczn ą ocenę naszych spekulacji zwi ązanych z istnieniem projektu „Alfa". Ci ągle jednak glównym celem Srebrzystego Chrz ąszcza by ł stworzenie zas łony dymnej, chocia ż był a to duż o bardziej powa ż na i udana konstrukcja ni ż nieudolny AvroCar. To, co zdumiewa najbardziej, to fakt gotowo ś ci do ujawnienia przed opinią publiczną istnienia samego programu. W oficjalnym komunikacie podano, ż e uzyskane wyniki lotów testowych by ły „niezadowalaj ące", lecz w porównaniu z osi ągami Omegi przedstawia ł y si ę zdumiewaj ąco korzystnie, do tego stopnia, ż e trudno nawet znale źć skal ę odniesienia. W realiach W55 roku Silver Bug stanowi ł konstrukcj ę pod wieloma wzgl ędami wyprzedzaj ą cą każ dy konwencjonalny statek powietrzny, a mimo to jego realizacja zosta ł a zawieszona. Z tej w ł a ś nie przyczyny powinni ś my skierowa ć uwagę ku temu, co w rzeczywisto ś ci stara ł y się ukryć rozmaite projekty odgrywaj ące rolę zasł on dymnych — czyli ku dyskom Alfa. Od tamtej pory up łynęł o już tak wiele czasu, ż e być moż e w gremiach w ł adzy pojawia si ę stopniowo przekonanie o rozpocz ę ciu procesu odtajnienia, dzi ę ki któremu na ś wiatł o dnia wyjdą informacje pozwalaj ą ce na poznanie prawdziwego biegu zdarze ń . Dopóki jednak to nic nast ąpi, ujawnienie informacji na temat ś ci ś le tajnego projektu „Silver Bug" wskazuje na fakt, ż e archiwa tajnych operacji s ą jeszcze bardzo zasobne. Nale ży zakł adać , ż e do roku 1960 oryginalna wersja dysku Alfa, okre ś lona nazw ą „Jeep", uleg ł a zasadniczym zmianom wraz z rozwojem technologicznym — by ć moż e powsta ł y nawet pojazdy trzeciej generacji — ale dopóki w ich konstrukcji wykorzystywano konwencjonalne silniki odrzutowe, dopóty ich zasi ęg byt ograniczony jedynie do penetrowania oko ł oziemskiej atmosfery. Dalszy rozwój programu zale ż ał od pokonania tego ograniczenia, a w projekcie „Silver Bug" po raz pierwszy natrafiamy na wzmiank ę o pojeź dzie lub technologii, która z za łoż enia mia ła wyjść poza te granice — by ł to projekt Winterhaven. Kierowcy je ż d żą cy w wyś cigach Formuły 1 niekiedy opowiadaj ą o przeci ąż eniach, jakim poddane są ich ciał a w trakcie pokonywania zakr ę tów przy du ż ych prę dkoś ciach. Opisywane przez nich pozorne zwielokrotnienie wagi cia ła w okresie tych kilku sekund wynika z wp ł ywu przyspieszenia na inercyjn ą masę ciał a. Czytelnik ma za sob ą tego typu do świadczenia, je ś li jecha ł kiedyś górską kolejką w wesoł ym miasteczku. Kiedy wagoniki przeje ż dż aj ą przez szczyt torowiska i nagle spadaj ą prawie pionowo w dól, to w ci ągu kilku zaledwie sekund osi ągaj ą prę dkość ponad 150 km/h. W takich chwilach czujemy si ę wciskani w foteliki, prawie nie mog ąc oddycha ć . W XVI wieku włoski uczony
134
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
Galileusz wykonał sł ynny eksperyment, wielokrotnie zrzucaj ą c dwie oł owiane kule z wierzcho ł ka krzywej wie ż y w Pizie. Masa kul by ł a zró ż nicowana, jednak obie osi ągał y takie samo przyspieszenie i równ ą prędko ść koń cową , gdyż znajdowa ł y si ę w tym samym (ziemskim) polu grawitacyjnym. Zgodnie z ogóln ą teorią wzgl ę dnoś ci Einsteina, a zwł aszcza stanowi ą c ą jej część zasad ą równoważ no ś ci, to, co odkry ł Galileusz i czego doś wiadcza pasa ż er górskiej kolejki, stanowi nierozerwaln ą więź mi ę dzy grawitacyjn ą a inercyjną masą ciał — praktycznie rzecz bior ą c, są one sobie równe. Odnieś my to do wspó ł czesnych, dysponuj ą cych wy ś mienitymi osi ągami (chociaż ci ągle konwencjonalnych) samolotów my ś liwskich. Ich piloci nosz ą specjalne kombinezony wyposa ż one w ukł ady hydrauliczne, pozwalaj ą ce na ś ci ś ni ę cie ko ń czyn i korpusu podczas wykonywania brawurowych manewrów po to, by utrzyma ć normalne krąż enie krwi i nic dopu ś cić do utraty ś wiadomo ś ci czy nawet powa ż niejszych następstw. Przyspieszenia trzy- lub czterokrotnie wi ę ksze od normalnej ziemskiej grawitacji, jakich doś wiadczaj ą w czasie rutynowych lotów wojskowi piloci, sprawiaj ą , ż e pozorny ci ęż ar ich ciał a wzrasta w niektórych momentach z przyk ł adowych 90 kilogramów do ponad 300. Innymi sł owy, je ż eli samolot wykona nag ły skrę t w lewo, to ciał o pilota jeszcze przez jaki ś czas p ę dzi do przodu impetem bezw ł adu, zanim ruch ten dostosuje si ę do zmienionego kierunku lotu maszyny: wszystko to jest rezultatem inercji — zwi ązanej z oporem bezwł adno ś ciowym jego cia ł a. Wszystko dzieje si ę w samolotach konwencjonalnych, zaprojektowanych w taki sposób, by ich moż liwo ś ci wykonywania manewrów w powietrzu nie przekracza ł y granicy wytrzyma łoś ci ludzkiego organizmu. Gdyby samolot leciał jeszcze szybciej, mog ł oby to mie ć negatywny skutek na funkcje fizjologiczne organizmu pilota. Z tym te ż zwi ązane s ą ograniczenia konstrukcyjne z konieczno ś ci zastosowane we wspó ł czesnych samolotach wojskowych. Powróć my jednak do realiów lat 50. — dok ł adnie przed takim samym problemem stanął zespól konstruktorski „trójprzymierza", pracuj ą cy nad rozwojem technologii lataj ących dysków i planuj ący osi ąganie dalszych post ępów. Poczynaj ąc od pierwszego prototypu Alfy, konstruktorzy stan ę li w obliczu konieczno ś ci poradzenia sobie z problemem nauczenia si ę charakterystyki lotu oraz opanowania umiej ę tnoś ci pilotowania pojazdu, który by ł niezwykle szybki i bez najmniejszego wysi łku potrafi ł w ułamku sekundy zmienia ć kierunek lotu — to by ł o wyzwanie, jakiemu musieli stawi ć czo ł o. Z dużą dozą prawdopodobień stwa moż na stwierdzi ć , ż e od pilotów oblatywaczy dysków Alfa nie wymagano wykorzystywania w powietrzu maksymalnych osi ągów tych pojazdów, gdy ż groził o to negatywnym wpływem na ich organizmy, poza tym nikt nic był przygotowany na widok cia ł pilotów, zmienionych w truskawkow ą marmolad ę podczas wykonywania manewrów w ekstremalnych warunkach. Pojawi ł a si ę konieczno ść znalezienia jakiego ś rozwi ązania umoż liwiaj ącego bezpieczne pilotowanie dysków przez cz ł owieka, bez przymusowego zdania si ę na korzystanie z us ł ug elektronicznego autopilota (taka mo ż liwość , co prawda, ju ż wtedy istnia ł a, ciągle jednak znajdował a si ę jeszcze w powijakach). By pokonać te nadzwyczaj trudne przeszkody, naukowcy zespo ł u TG zacz ę li się zastanawia ć nad rozwi ą zaniami umoż liwiaj ą cymi obni ż enie masy Alfy w stosunku do dział aj ącej na ni ą siły grawitacji. Gdyby, jak hipotetycznie zak ł adano, udał o si ę obni ż yć cięż ar ciał a pilota do, dajmy na to, 9 kilogramów (lub jeszcze mniej) w porównaniu do przeci ę tnej wagi 90 kilogramów, to z pewno ś ci ą był oby mu o wiele ł atwiej wykonywa ć manewry w momentach, gdy jego pozorny ci ęż ar wzrós ł by nawet trzykrotnie w tym —
135
wypadku do ok. 30 kilogramów, zamiast do 300 kilogramów w sytuacji rzeczywistej. Oczywi ś cie nie oznacza ł o to rozpocz ę cia prac genetycznych nad rozwini ęciem hodowli miniaturowych pilotów (chocia ż niektórzy ufolodzy twierdz ą , ż e szarozielone pozaziemskie istoty tak cz ę sto widywane za sterami UFO, s ą dowodem wskazuj ącym na to, i ż tak wł a ś nie si ę stał o), lecz badacze zacz ę li analizowa ć ten problem od innej strony. Je ż eli istniał jaki ś sposób oszukania grawitacji dzia ł aj ą cej na cia ł o pilota (oraz, oczywi ś cie, na mas ę dysku, w tym przypadku), tak by cz ł owiek stał si ę duż o l ż ejszy, był oby to jakie ś rozwi ązanie. Takie wł aś nie cele zosta ł y postawione przed zespo ł em realizuj ą cym projekt ,Winterhaven", podobnie zreszt ą jak przed wieloma innymi naukowcami pracuj ącymi nad licznymi innymi konstrukcjami, które po dzi ś dzień s ą ukryte przed opini ą publiczn ą jako ś ci ś le tajne. Odpowiedź nadeszł a w rezultacie poddania bli ż szej analizie wyników prac wybitnego naukowca, który ju ż wcze ś niej zajmował si ę problematyką grawitacji i jej oddzia ł ywań . Thomas T. Brown by ł jednym z pierwszych badaczy, z którym podj ęto wspó łprac ę ze wzgl ę du na rezultaty jego do ś wiadczeń zwią zanych z uzyskiwaniem lokalnych pól elektrycznych. Ubocznym efektem tych pól by ł o zakł ócenie oddzia ływania siły grawitacji na obiekty znajduj ące się w obrę bie pola. Wyniki jego prac, w po łą czeniu z osi ągni ę ciami innych badaczy, zosta ł y włą czone do projektu ,Winterhaven", lecz nowa generacja dysków Alfa, która ujrza ł a ś wiat ł o dzienne w latach 50. ci ągle jeszcze wykorzystywał a nap ę d turboodrzutowy. W tej sytuacji nale ż a ł oby zakł adać , ż e wczesne prototypy z „Winterhaven" mia ł y wbudowane pewne komponenty elektrograwitacyjne, których zadaniem był o poprawienie osi ą gów odrzutowych dysków. Jednak docelowym rozwi ą zaniem, do którego d ąż ono, by ł o ca ł oś ciowe potraktowanie problemu od innej strony — ujmuj ąc krótko, mia ł to być lataj ący spodek nap ę dzany tylko i wyłą cznie elektrograwitacyjnie, przy ca ł kowitej rezygnacji z silników odrzutowych. Oprócz wymienionego przez nas programu „Winterhaven" wdro ż ono co najmniej dziewi ęć ś ciś le tajnych projektów w poszukiwaniu rozwi ązań technicznych zwi ą zanych z pogłę bianiem wiedzy na temat antygrawitacji i bezw ł adno ś ci. W tej sytuacji jedynie kwestią czasu stał o si ę znalezienie ca ł oś ciowego rozwi ązania. Zakł adano, ż e każ dy z tych projektów powinien zaowocowa ć skonstruowaniem wydajnego, a przy tym niewielkiego pokł adowego alternatora, pobieraj ącego energi ę z ma ł ej turbiny j ą drowej dzia ł ają cej w „systemie zamkni ę tym" lub też z duż o prostszego urzą dzenia, jak cho ć by generator nap ędzany silnikiem wysokopr ęż nym. Taki alternator mia łby do speł nienia trzy zadania. Po pierwsze, zasila ł by wszystkie elektryczne ukł ady i przyrządy zainstalowane na pokł adzie, takie jak awionika oraz system klimatyzacji powietrza. Po drugie, nap ę dza łby wirniki do odsysania warstwy przyś ciennej powietrza z powierzchni porowatego (do tego czasu udoskonalonego) materia ł u, z którego wykonano by poszycie zewn ę trzne (a przy okazji do chł odzenia). Na koniec taka pr ądnica zasilał aby co najmniej dwie cewki zbudowane zgodnie z projektem naszego starego znajomego Nikoli Tesli z wykorzystaniem materia ł u o wysokim przewodnictwie, takiego jak mied ź lub specjalnie w tym celu opracowany stop. Cewki Tesli generowa łyby prąd elektryczny o niezwykle wysokim napi ę ciu, który po przejś ciu przez jeden lub kilka transformatorów by łby kierowany na kolejne dwie cewki Tesli, z których jedna by ł aby zainstalowana w centralnej cz ęś ci dysku po jego spodniej stronie, druga za ś zamontowana wewn ą trz kadł uba pojazdu. Cewki te, wraz z pozosta ł ymi urządzeniami elektrycznymi wysokiej mocy, by ł yby zawieszone w specjalnych komorach wypeł nionych albo nieprzewodz ącym, oboj ę tnym gazem szlachetnym, albo te ż w ś rodku
136
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
komór panowa ł aby idealna próż nia, by zapobiec przechodzeniu wytwarzaj ącego si ę ciepła do kabiny. Takie specjalistyczne cewki zauwa ż ono w dyskach obserwowanych jako UFO, dlatego te ż autor przyjmuje powyż sze rozwa ż ania za bardzo prawdopodobne. Cewka zamontowana na spodzie pojazdu miał a wytwarza ć potęż ne, skierowane poziomo falc statycznej elektryczno ś ci, natomiast drugi ukł ad zainstalowany na pok ł adzie emitowa ł by analogiczne fale, lecz skierowane pionowo. Te pola by łyby sterowane poprzez odpowiednie okablowanie albo do zewn ę trznej kraw ędzi dysku, albo te ż ku jego dolnej i górnej stronie, w zależnoś ci od tego, czy był y generowane przez pionow ą , czy poziomą cewkę . Takie lokalne pola si ł owe umo ż liwiałyby w efekcie poruszanie si ę w dwóch pł aszczyznach, poziomej i pionowej — daj ąc napę d i moż liwość wykonywania manewrów — w rezultacie odpychania naturalnego ujemnego pola grawitacyjnego Ziemi oraz pozytywnie spolaryzowanej górnej warstwy jonosfery. Je ż eli kiedykolwiek, miał eś okazj ę ogl ądać menedż erską zabawkę , w której ł oż ysko kulkowe „zawisa" w powietrzu w polu magnetycznym wytwarzanym przez dwa elektromagnesy, to mia ł eś do czynienia z zasad ą, o której był a mowa powyż ej. Jeż eli zwi ększy si ę moc jednego z magnesów, to łożysko bę dzie albo przyci ągane, albo te ż odpychane — dokł adnie tak samo reaguje dysk wzgl ędem nieba, ziemi i ca ł ego ś wiata zewn ę trznego. Cewki elektryczne mog ą również generowa ć miejscowe pole plazmowe wokó ł kadł uba pojazdu, wytworzone przez zaburzone cz ą steczki zjonizowanego powietrza, przechodzącego przez (do wewn ątrz lub na zewn ą trz) pory elektrycznie na ł adowanego materiał u porosintu, dzi ęki czemu dysk móg ł by z wi ę kszą ł atwoś cią porusza ć się w okoł oziemskiej atmosferze. Nie mo ż na równie ż wykluczy ć , ż e taki strumie ń powietrza opł ywaj ący kad ł ub, przyjmuj ąc postać masy o wł aś ciwoś ciach plazmatycznych, przyczyniłby si ę do zmiany wł aś ciwoś ci „lepkiej" warstwy przy ś ciennej, zmniejszaj ąc istotnie tarcie o dalsze warstwy powietrza, u ł atwiaj ą c znacząca poruszanie si ę dysku przy duż ych prę dko ś ciach, być moż e w stopniu ca ł kowicie eliminuj ącym konieczno ść zastosowania takich materia ł ów jak porosint — nie wiemy tego na pewno. Firma Northrop Corporation of America zajmowa ł a się tą technologi ą w latach 60., szukaj ą c sposobu na obni ż enie tarcia i u ł atwienie przelotu rakiet balistycznych dalekiego zasi ęgu ICBM wchodzą cych ponownie do g ę stszych warstw atmosfery w ko ń cowej fazie lotu. By ć moż e wię c ta technologia wyparł a porosint lub stanowi ł a tylko jego uzupeł nienie. Dyski mogł y wreszcie porusza ć si ę bez konieczno ś ci pobierania powietrza —przedzia ły zał ogowe mogły stać si ę duż o wygodniejsze, wykorzystuj ą c zamknię ty obieg powietrza, a nowe silniki nie potrzebowa ł y już powietrza do chł odzenia. Te potrzeby zosta ły w znacznym stopniu zredukowane w rezultacie przej ś cia na g ł ówny mechanizm nap ę dowy o znacznie bardziej statycznej naturze i w pe ł ni izolowany. Podróż w próż ni przestrzeni kosmicznej sta ł a się moż liwa w rezultacie post ępów technologicznych poczynionych w ramach realizacji projektu „Winterhaven" i innych siostrzanych programów. Skupiaj ą c lub po prostu podwy ż szaj ąc si łę grawitacji wytwarzan ą przez cewki, pojazd by ł zdolny do odbijania si ę od pola grawitacyjnego planet, emituj ą c energi ę elektromagnetyczn ą nał adowan ą dodatnio lub ujemnie, w zale ż noś ci od potrzeby, osi ągaj ą cą prę dko ść ś wiatł a, odpowiednio oddzia ł uj ąc na polaryzacj ę sił y grawitacyjnej ró ż nych ciał niebieskich i umoż liwiaj ą c tym sposobem „przeskakiwanie" z jednej planety do drugiej — z pr ę dko ś ci ą znacznie przekraczaj ą c ą dotychczas najszybszy modu ł ksi ęż ycowy znany z wypraw programu „Apollo". Sterowanie takim dyskiem znajduje si ę pod pełniejszą kontrol ą w porównaniu z konwencjonaln ą rakietą kosmiczną .
137 Jak pami ę tamy, w rakiecie potrzebne jest zastosowanie przeciwnego ci ągu, by zmniejszyć prę dkość poruszania si ę w przestrzeni kosmicznej, natomiast w lataj ą cym spodku wystarczy jedynie odwróci ć kierunek fal grawitacyjnych, tak aby zacz ęł y się odpychać od pola grawitacyjnego docelowej planety, ewentualnie zmniejszy ć nat ęż enie pola skierowanego ku planecie, znajduj ącej si ę z tył u pojazdu. Bez wzgl ę du na to, który sposób zostanie zastosowany, stopie ń sterownoś ci i zwrotno ś ci b ę dzie taki sam, jak w trakcie lotu w ziemskiej atmosferze. Jeś li chodzi o za ł ogę , to rado ś nie powitanym produktem ubocznym uzyskanym w ramach realizacji projektu „Winterhaven" by ł o opanowanie techniki tworzenia miejscowych obszarów mikrograwitacji, które oddzia ływały zarówno na pilotów, jak i ich pojazdy. Silnik elektrograwitacyjny moż e spowodować zmniejszenie masy i bezw ł adno ś ci pojazdu, umoż liwiaj ą c tym samym prawie natychmiastowe przyspieszenie lub wyhamowanie oraz zmianę kierunku lotu bez jakichkolwiek negatywnych oddzia ływań na sam pojazd. Jeś li chodzi o załogę , spoglądaj ąc przez luki optyczne na sceneri ę znajduj ącą się na zewną trz pojazdu, czuliby si ę , jakby ogl ądali w telewizorze nagran ą na taś mie wideo historię swojej podróż y. Podobnie jak kierowca Formu ły 1, który, siedz ąc w fotelu w swoim mieszkaniu i oglądając relacj ę z wyś cigu, jest poddany mniejszej sile grawitacji, ni ż ma to miejsce w rzeczywisto ś ci, kiedy siedzi za kierownic ą i pę dzi po torze wy ś cigowym. Znajduj ąc si ę w obszarze, w którym panuje mikrograwitacja, pilot móg ł by si ę stać prawie nieważ ki — cał kowita niewa ż kość spowodowa łaby, ż e napoje wyp ływałyby z naczyń , a kąpiel pod prysznicem nale ż ał aby do szczytów akrobatycznych wyczynów, o czym ś wiadcz ą relacje astronautów bior ących udział w wyprawach kosmicznych. Z tej te ż przyczyny zdaniem autora optymalne by ł oby wytworzenie pola grawitacyjnego zbli ż onego do ksi ęż ycowego — o warto ś ci okoł o jednej szóstej grawitacji ziemskiej lub podobnego. Czy w rzeczywisto ś ci taki wł aś nie system powstał w ramach programów badawczych? Nikt, kto mo ż e o tym wiedzie ć , z pewno ś cią nie wykazuje zamiaru uchylenia rąbka tajemnicy, przynajmniej do tej pory. Lecz ni ż ej podpisany z du żą dozą pewności twierdzi, ż e na pocz ątku lat 60. taki system zosta ł opracowany i stopniowo udoskonalony. Na przykł ad w 1966 roku w trakcie dochodzenia rz ądowego, prowadzonego przez House Armed Services Committee (Komitet ds. S ł uż by Zbrojnej), dotyczą cego pojawiania się niezidentyfikowanych obiektów lataj ących UFO, cieszący si ę renomą ufolog Donald Keyhoe zarejestrowa ł w sumie 46 odrębnych projektów naukowych po ś wię conych badaniu problemów grawitacji, których realizacja zosta ła formalnie potwierdzona. Spoś ród nich 33 prowadzono pod nadzorem Si ł Powietrznych Stanów Zjednoczonych, a 25 z tej grupy by ł o utajnionych (przypuszczalnie jednym z nich by ł projekt „Winterhaven"). A wszystko to dzia ło się ponad 30 lat temu! Niewyczerpane wprost fundusze inwestowano w realizacj ę tych programów, a interpretowanie oficjalnego milczenia na ten temat jako wyrazu osi ągnię cia niewielkich lub praktycznie ż adnych postępów w tej dziedzinie raczej ur ąga inteligencji przeci ętnego obywatela. Nie ulega w ątpliwo ś ci, ż e osiągnię to naprawd ę duże postę py! A pierwszym przejawem osi ągniętego postępu technicznego by ły dyski Alfa drugiej generacji, wyposaż one w napę d elektrograwitacyjny. Zastosowanie rewolucyjnego systemu nap ędowego mogł o mieć również wpływ na zmianę podstawowych elementów konstrukcyjnych najnowszych modeli dysków. W sytuacji wytwarzania tak wysokiego napi ę cia wokół pojazdu duż o bezpieczniejszym rozwiązaniem by ł o umieszczenie za łogi w hermetycznie zamkni ę tej, samodzielnej kopule i w tym kierunku posz ły dział ania. Luki obserwacyjne zosta ły zlikwidowane, a w ich
138
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
miejsce pojawi ł się przemyś lany system, daj ą cy pilotowi i ca ł ej zał odze wraż enie obrazu o kącie pełnym. Gł adkie ś ciany wewn ętrzne, sufit oraz pod ł oga kokpitu mogł y być wykonane z półprzezroczystego materia ł u, umoż liwiaj ącego widzenie panoramiczne w pe ł nym kącie 360° tego, co znajduje si ę na zewn ątrz statku — pilotowi wystarcza ł o jedno spojrzenie w danym kierunku, by zyska ć odpowiednią orientacj ę co do pozycji pojazdu. Wydaje si ę, ż e takie rozwi ązanie było oczywiste, jednak zdaniem autora natura ludzka jest tak skonstruowana, i ż dostosowanie si ę do tak niezwykł ego sposobu dzia ł ania sprawiał o załodze okre ś lone problemy. Nowatorski system zosta ł oparty na wykorzystaniu pierwszych (jeszcze utajnionych) w ł ókien szklanych przewodz ących ś wiatł o (ś wiatł owodów). Wiązki takich w ł ókien by ł y montowane na zewn ę trznej powierzchni ca ł ego dysku, ich ko ń cówki wychwytywały obraz i przekazywa ły dalej informacje optyczne do powi ę kszaj ącego projektora umieszczonego za ś cianą kokpitu, który z kolei po przetworzeniu kierowa ł ten obraz na nieprzezroczyst ą ś cian ę , na którą mogli spoglą dać czł onkowie załogi. W ten sposób, przy zapewnieniu odpowiedniej liczby ś wiatł owodów oraz projektorów, powsta ł a moż liwo ść stworzenia pe łnego, panoramicznego obrazu, na analogicznej zasadzie jak zł oż one oko muchy łą czy dane optyczne dostarczane przez liczne soczewki, tworz ąc jednorodn ą , choć niesł ychanie zł oż oną cał ość . Dzi ęki „odtwarzaniu wstecznemu" za ł oga mogł a porusza ć się swobodnie, nie powoduj ąc zasł aniania emitowanego obrazu. Zdolno ść rozpoznawania wybranych obiektów w ś wietle podczerwonym umoż liwiał a ponadto przeprowadzanie niczym nieograniczonych operacji nocnych. Natomiast odbijanie promieni ultrafioletowych gwarantowa ł o bezpieczeń stwo podczas podróż y w przestrzeni kosmicznej, w warunkach intensywnej emisji promieni UV, których źród ł em był o Słoń ce lub inne gwiazdy, Wyrafinowane systemy sterowania lotem instalowane w cywilnych i wojskowych samolotach wspó łcześ nie z pewnoś ci ą nie istniały jeszcze w latach 60., ale zdaniem autora systemy zastosowane w dyskach by ły niezwykle zaawansowane techniczne, jak na tamte czasy. Panele instrumentów pomiarowych oraz awionika zosta ły przeprojektowane w takich sposób, by umo ż liwić pilotowi i zał odze sterowanie dyskiem oraz szybkie gromadzenie niezb ędnych informacji. Bior ąc pod uwag ę ówczesny poziom rozwoju elektroniki (równie ż tajnych projektów), ni ż ej podpisany sugeruje, ż e zrezygnowano z licznych konwencjonalnych liczników i mierników, a w ich miejsce zastosowano lampy elektronowe (minimonitory TV) pozwalaj ące na uzyskiwanie odczytów cyfrowych albo na wł asnym panelu instrumentu, albo wy ś wietlanych na ś cianie pulpitu s łużą cej za ekran. Przyrządy sł użą ce do kontroli lotu by ły obslugiwane za pomoc ą tradycyjnie wygl ądaj ącego orczyka, z tym ż e oddzielna dź wignia s ł uż ył a do obni ż ania lub podwy ż szania pu ł apu lotu, a pilot mia ł moż liwo ść otrzymywania syntetycznych odczytów, podobnie jak ma to miejsce w helikopterach. Nie s ądzę również , ż eby lataj ący spodek mógł być pilotowany przez jednoosobową zał ogę , gdyż potrzebny by ł jeden lub więcej inżynierów pokł adowych do obserwowania pracy przyrz ądów kontrolnych systemu nap ę dowego oraz wskazań instrumentów nawigacyjnych. Ze wzgl ę du na stopień zł oż ono ś ci różnych podsystemów jeden pilot nie by ł w stanie poradzi ć sobie z tak dużą ilo ś cią informacji i z pewnoś cią potrzebowa ł pomocy. Przestrze ń kokpitu najmniejszych dysków Alfa o nap ę dzie odrzutowym mo ż na by zapewne okre ś lić jako dopasowan ą do potrzeb dwu- lub trzyosobowej za łogi. Lecz nawet zastąpienie nieporęcznych korpusów silników odrzutowych oraz niezb ę dnych dla nich zbiorników paliwowych przez nap ęd elektrograwitacyjny nie pozwoli ło na zyskanie
139 dostatecznej powierzchni na stworzenie wi ę cej ni ż kilku dodatkowych miejsc, by ć moż e jeszcze schowków towarowych oraz ubikacji — czyli w sumie nie dawa ł o obszernej przestrzeni umoż liwiaj ącej długie podróż owanie w kosmosie. Opanowanie techniki bezpiecznego kierowania strumienia fal elektrostatycznych, a tak ż e zyskanie odpowiedniej przestrzeni dla zainstalowania projektorów obrazu we wn ę trzu kopu ł y nie zmieni ł o ogólnego obrazu sytuacji — po zamontowaniu ca ł ego sprzę tu i aparatury we wn ę trzu nowej generacji dysków Alfa ciągle by ło ciasno tak jak w poprzednich modelach. Jednak dzi ęki niewiarygodnym osi ągom czas lotu wokó ł Ziemi stał się znacznie krótszy, dlatego te ż okres przebywania za ł óg w przestworzach równie ż uległ znacznemu zredukowaniu. Do tej pory mówili ś my tylko o dyskach Alfa maj ą cych praktyczne zastosowanie, czyli o modelu „Jeep". Poniewa ż jednak nowy system nap ę dowy umo ż liwił odbywanie lotów pozaziemskich, powsta ł a potrzeba zbudowania wi ększego pojazdu, który móg łby pomie ś cić wię kszą załogę w dł uż szym czasie. Oryginalne dyski Alfa mia ł y ś rednicę rzę du 25 metrów, lecz nawet takie rozmiary okaza ł y si ę teraz niewystarczaj ą ce. Pojawiły si ę wię c dyski innego typu, których istnienie potwierdzi ł y liczne obserwacje UFO; typu, któremu autor pragnie nada ć nazwę dysków Beta. Zdaniem ni ż ej podpisanego pojazd ten stanowi odpowiednik czterotonowej ci ęż arówki stosowanej w licznych wspó ł czesnych armiach — służ y on do dostarczaniu dowolnego ł adunku w dowolne miejsce. Istnienie wi ększych dysków potwierdza ł y już relacje pojawiaj ące si ę w pocz ątkach istnienia TG, należ y zatem przyj ąć za ł oż enie, iż widziano wtedy prototypy innych projektów, w tym mię dzy innymi odtworzony dysk „Haunebu IV", zbudowany w celu zweryfikowania s łusznoś ci idei, opracowany przez dr. Richarda Miethego (by ć moż e nawet bra ł on osobi ś cie udział w realizacji projektu!). Przypadki zaobserwowania du ż ych obiektów by ł y nieliczne, co mog ł oby stanowić potwierdzenie powy ższej tezy. Lecz potrzeba zbudowania wi ększych pojazdów o ś rednicy dochodz ącej do 100 metrów sprawi ł a, ż e na niebie pojawi ł y się dyski Beta. W obiektach o tak du żych rozmiarach jak wy ż ej wspomniane istnienie okrągłych luków często opisywanych przez naocznych ś wiadków (przez które mog ł aby być odprowadzana wiruj ąca plazma elektryczna), rozmieszczonych na ró ż nych poziomach, w obrębie kopulastej struktury wień czącej dysk w jego centralnej cz ęś ci i mogących służ yć za otwory obserwacyjne, jest zdaniem autora ca łkiem prawdopodobne. Wobec braku potwierdzonych danych o liczbie pokł adów wydaje si ę uzasadnione przypuszczenie, ż e optymalnym rozwi ązaniem byłyby dwa lub trzy poziomy u żytkowe w poje ździe przeznaczonym do d ługich wojaż y. Gł ówny kokpit znajdował by się na górnym pokł adzie, niewielka kuchnia oraz pomieszczenia dla za ł ogi pię tro niż ej, a ewentualne dolne pokł ady miał aby charakter ł adowni. Dysponuj ą c gotowymi dyskami Beta, sprawnymi technicznie i wyposa ż onymi w pot ęż ne silniki elektrograwitacyjne, kraje tworz ące „trójprzymierze" przyst ąpiły do opracowywania koncepcji pojazdów o jeszcze wi ększych wymiarach: czyli tego, co w dobie rozwoju literatury sciene fiction jest nazywane statkiem-matk ą . Obiekty o charakterze statków-baz pojawiaj ą si ę zwykle na bardzo du żych wysokoś ciach i zawsze maj ą gigantyczne rozmiary; w niektórych relacjach padaj ą nawet szacunki okreś laj ą ce ich d ł ugoś ci na ponad 1,5 kilometra. Takie rozmiary sprawiaj ą, ż e gigantyczny statek macierzysty pojawiaj ący się w koń cowych scenach klasycznego filmu Bliskie spotkania trzeciego stopnia wydaje si ę karzełkiem. Znane s ą również przypadki startów lub lą dowań duż o mniejszych dysków Alfa lub Beta odbywaj ą cych si ę na korpusie powietrznego kolosa.
140
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGU III RZESZY
Jakie logiczne argumenty mo żna przytoczy ć , chc ąc odrzuci ć hipotezy wskazuj ą ce na pozaziemskie pochodzenie tych niezwyk łych pojazdów? Jedna z mo ż liwych odpowiedzi moż e prowadzi ć ku hipotezie, ż e te statki s ą pewną formą wielkich sterowców — statków powietrznych — zbudowanych nie tu, na Ziemi, lecz w przestrzeni kosmicznej. Brzmi to co prawda dosy ć dziwacznie, lecz chcia ł bym to wyja ś nić nieco bli ż ej. Zbudowanie tak du ż ej konstrukcji, zdolnej do unoszenia si ę w ziemskiej atmosferze, nawet zakł adaj ąc zmniejszenie rozmiarów o po ł owę, znajduje si ę poza zasi ęgiem moż liwoś ci technicznych wspó łczesnej wiedzy inż ynierskiej, co do tego autor nie ma w ą tpliwoś ci. Po pierwsze jego masa w warunkach ziemskiej grawitacji by łaby zbyt wielka, by mogły sobie z nią poradzi ć konwencjonalne silniki odrzutowe. Nawet zastosowanie nap ę du elektrograwitaeyjnego dla zminimalizowania masy pojazdu i umo ż liwienia tym samym uniesienia si ę w powietrze nie stanowi wiarygodnej przes łanki, wystarczaj ą cej do przyj ę cia tezy, ż e taki kolos zosta ł zbudowany przy zachowaniu pe ł nej tajemnicy na Ziemi. Taki pojazd byłby po prostu zbyt wielki, by mo ż na by ł o go skutecznie ukry ć , moż e poza bezmiarami Antarktydy i pustyniami centralnej Australii. Co prawda takiej ewentualno ś ci nic da si ę ca ł kowicie wykluczy ć , lecz wydaje si ę zbyt daleko id ą ca i nieco naci ągana. A przecie ż , jak wiemy, radzieckie satelity szpiegowskie z pewno ś ci ą dostrzeg ł yby tak wielki obiekt, nawet je ś li podj ęto by na szerok ą skalę dział ania maskuj ące jego istnienie. Ale nowa generacja dysków Beta mia ł a moż liwość pokonania ziemskiej grawitacji, umoż liwiają c tym samym podejmowanie pewnych operacji — w chwili kiedy to pisz ę , przechodzi mnie dreszcz — zwi ązanych z lotami na drug ą, ciemną stronę Księż yca. Dlaczego tam? Odpowied ź jest prosta — dlatego ż e jest ona niewidoczna z Ziemi. Bez angaż owania nadmiernych ś rodków skonstruowanie gigantycznego statku macierzystego w przestrzeni kosmicznej i na powierzchni Ksi ęż yca, gdzie grawitacja ma warto ść zaledwie jednej szóstej si ł y przyci ągania ziemskiego, by ł oby zdecydowanie ł atwiejsze. Taka ukryta lokalizacja pozwoli ł aby na zbudowanie ogromnej konstrukcji w pe łnej tajemnicy, a materiał y i surowce był yby dostarczane przez dyski Beta albo nawet pozyskiwane i obrabiane na Ksi ęż ycu — taka hipoteza w rzeczy samej nie jest a ż tak bardzo fantastyczna, jak mogł oby wydawa ć si ę w pierwszym momencie, nawet je ś li odniesiemy to do realiów lat 60., zwł aszcza gdy u ś wiadomimy sobie, ż e dyski Beta by ły już w dyspozycji. Tak wielki statek, który powsta ł w rezultacie prac konstrukcyjnych, otrzyma ł form ę potęż nego sterowca, którego szkielet zewn ętrzny wykonany z metalu był pokryty specjalnym stopem, wzgl ę dnie warstw ą ż ywicy zdolnej do odbijania promieniowania s ł onecznego oraz innych rodzajów radiacji. Pojazd powinien by ć również odporny na rozdarcia kad ł uba, a w razie potrzeby zdolny do naprawiania uszkodze ń spowodowanych przez uderzenia mikrometeorytów — takie ryzyko nale ż y zawsze bra ć pod uwagę w przypadku statków kosmicznych o tak kolosalnych rozmiarach. Wc wn ę trzu konstrukcji znajdowa ł y si ę przegrody pionowe i poziome, a ca ły statek mia ł by klasyczny, cylindryczny kszta ł t ze wzgl ędu na jego wytrzyma ł o ść oraz skuteczne manewrowanie w przestrzeni kosmicznej. Po ukoń czeniu montaż u jeden lub kilka takich statków macierzystych mog ł o rozpocz ąć funkcjonowanie w charakterze wysuni ę tej bazy dla realizacji kosmicznych misji: dowożą c mniejsze dyski na Ksi ęż yc lub zabieraj ąc je stamtą d, stosownie do potrzeb (by ć moż e w celu zaoszczę dzenia paliwa), oraz dostarczaj ąc je w pobli ż e górnych warstw ziemskiej atmosfery, gdzie si ł a grawitacji jest jeszcze na tyle ma ł a, ż e kosmiczne kolosy mogły swobodnie manewrowa ć . Podczas ,dokowania" czy te ż „kotwiczenia" po niewidzialnej stronie Ksi ęż yca — albo na jego powierzchni, albo na orbicie geostacjonarnej — stacje te
141 mogł y przejmowa ć — a zapewne dzieje si ę tak jeszcze dzi ś — funkcj ę warsztatów naprawczych, w których dokonywano niezb ędnych napraw i przegl ą dów technicznych mniejszych jednostek. Niski poziom grawitacji pozwala ł mechanikom na wykonywanie ich pracy bez konieczno ś ci stosowania zabezpiecze ń . Co do wymiarów kosmicznego kolosa, dł ugość rzę du 1,5 kilometra wydaje si ę , zdaniem autora, zdecydowanie przesadzona, zatem niż ej podpisany skł ania się ku wielkoś ci od 400 do 600 metrów. Szacunki naocznych ś wiadków, oscyluj ą ce wokół rozmiarów przekraczaj ących nawet 1500 metrów, mog ą w rzeczywisto ś ci wynikać ze zbyt niskiej oceny pu ł apu, na którym lecia ł pojazd, co mogł o wpł ywać na wyciągnię cie błę dnych wniosków. Od chwili wprowadzenia technologii elektrograwitacyjnej w latach 60. XX wieku konstrukcje opracowywane przez zespo ł y „trójprzymierza" ulega ł y stopniowej ewolucji, takie jest przynajmniej zdanie autora. W miar ę postępującej miniaturyzacji, zwi ę kszania efektywno ś ci i podwyż szania niezawodno ś ci zbudowano wtedy ca łą seri ę nowych modeli o rozmaitych kszta ł tach i wymiarach — co zreszt ą znajduje swoje odzwierciedlenie w relacjach naocznych ś wiadków przelotów niezidentyfikowanych obiektów na przestrzeni ostatnich 20 lat. Rozwa ż ania po ś wi ę cone mniejszym pojazdom sk ł aniaj ą mnie do przedstawienia w chwili obecnej mo ż liwego rozwoju pojazdów, które w oryginalnym projekcie nazwaliś my „Foo Fighter". Ś wiadkowie całkiem licznych obserwacji UFO relacjonowali cz ę sto obecno ść mał ych pojazdów, widocznych jedynie w postaci ró ż nokolorowych refleksów ś wietlnych, towarzysz ą cych lataj ącym talerzom o wi ększych wymiarach. Te ma ł e pojazdy mogł yby być bezza ł ogowymi wehiku ł ami, sterowanymi zdalnie przez za łogę g ł ównego dysku b ą dź też pilotowanymi samodzielnie, lecz stanowi ącymi eskortę wi ę kszych za ł ogowych statków, takich jak na przykł ad dyski Beta. Nap ędzane dzi ę ki niewielkiemu systemowi elektrograwitacyjnemu, mog ł y one sł uż yć jako pojazdy zwiadowcze penetruj ą ce te obszary, na które nic odwa ż ał y się wejść peł nowymiarowe dyski — sprawdza ły panuj ą ce warunki atmosferyczne, umo ż liwiały dyskretn ą i bierną obserwacj ę oraz wykonywa ł y inne zadania. Lecz pewnym wydaje si ę fakt, ż e stanowi ą one bezpo ś rednie nast ępstwo pionierskich niemieckich Foo Fighters. Pi ęć dziesi ą t lat nieustannych prac rozwojowych zaowocowa ł o skonstruowaniem szybszych, l ż ejszych i cechuj ą cych si ę lepszą zwrotno ś ci ą pojazdów, których zadaniem nie był o już tylko nę kanie alianckich bombowców, lecz wype ł nianie duż o bardziej wyszukanej roli. Biorąc pod uwag ę liczb ę obserwacji, w czasie których naoczni ś wiadkowie mieli widzieć mał e „kierowane automatycznie" pojazdy, nale ż y wysun ąć hipotezę , ż e ich budowa stanowił a integralny element programu realizowanego przez TG. Elementem wspólnym, łą czą cym te minidyski z ich wi ę kszymi bra ć mi, jest rozmaito ść barw, które maja. zgodnie z relacjami ś wiadków, emitowa ć . Mo ż na powiedzieć , i ż reprezentowana jest pe ł na paleta barw, a tego typu ś wiatł a stanowi ą zwykle podstawowy element licznych obserwacji UFO. Ś wiadkowie obecno ś ci obiektów UFO najprzeró ż niejszej wielko ś ci mówi ą o obserwowaniu kolorowych ś wiateł , od punktowych b łysków do wielkich koronowych wył adowań . Powinni ś my się teraz skoncentrowa ć na udzieleniu odpowiedzi na pytanie, czym s ą te ś wiatł a lub jaka jest ich przyczyna. Punktowe promienie ś wiatł a można wyjaś nić tylko w jeden sposób. Jak w przypadku każ dego statku powietrznego sygnalizacja ś wietlna ulatwia personelowi nadziemnemu rozpoznanie pojazdu oraz kierowanie nim w nocy. Je ż eli na te ś wiatł a nałoż ył oby si ę rozmaite filtry, to naziemny obserwator móg łby popaść w konsternacj ę . Oczywi ś cie, taka operacja by ł aby
142
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
w równym stopniu skuteczna co wyłą czenie ś wiateł , lecz gdy zamiarem jest stworzenie i utrwalenie okre ś lonego złudzenia, ś wiatł a stanowią nieodzowny element takiej psychologicznej sugestii, nie pozwalaj ąc jednocze ś nie, by naoczni ś wiadkowie dostrzegli zbyt wiele szczegó ł ów technicznych pojazdu — je ż eli obserwator jest o ś lepiony migaj ącymi ś wiatł ami, z trudem b ędzie w stanie dostrzec cokolwiek poza nimi. Natomiast wyja ś nienie kolorowej ś wietlanej aureoli, otaczaj ą cej niekiedy lataj ą ce spodki ze wszystkich stron, opisywanej w niektórych relacjach, wymaga ponownego rozpatrzenia pewnych cech systemu nap ędowego. Kierowanie fal energii elektromagnetycznej wokół kadł uba dysku jest zwi ą zane z powstawaniem wyładowań koronowych (ulotowych), gdy ż warstwy powietrza w pobli ż u pojazdu są nał adowane i zjonizowane. Wiadomo również , ż e takie zjawisko mo ż e wywołać powstanie ś wiecącej aury, by ć moż e to wł a ś nie tak ą aurę obserwuj ą naoczni ś wiadkowie. Wp ływ na widziane kolory ma wiele czynników, warunki atmosferyczne, warunki ś wietlne oraz k ąt, pod jakim widziany jest lataj ą cy obiekt. Liczni ś wiadkowie opisuj ą również rozmaite odgł osy i hał asy emitowane przez UFO, przy czym najcz ęś ciej powtarza si ę w relacjach niskie, wibruj ące buczenie czy te ż dudnienie, którego najbardziej prawdopodobn ą przyczyną jest uboczny efekt zwi ązany z rozprzestrzenianiem si ę fal energii, sł yszalny w chwili docierania czo ł a drga ń do obserwatora. Kiedy ś uważ ano, ż e ludzkie ucho nie jest w stanie zarejestrowa ć takich odgł osów, lecz badania do ś wiadczalne wykaza ły, ż e przy odpowiedniej modulacji takie fale elektromagnetyczne o cz ę stotliwo ś ciach radiowych (RF) staj ą si ę słyszalne w rezultacie rezonansu harmonicznego — a zatem w warunkach analogicznych do tych, jakie maj ą miejsce podczas obserwacji UFO. W okresie przed udoskonaleniem systemów nap ę du elektrograwitacyjncgo to, co s łyszeli ś wiadkowie, było odgł osem silników odrzutowych przelatuj ą cych w górze dysków, cz ęś ciowo modulowanym gwizdem czą steczek powietrza zasysanych i wypychanych przez pokryw ę z porosintu. Być moż e obecnie u żywana porowata warstwa zewn ę trzna pokrywaj ą ca kadłub (je ś li w ogóle bywa stosowana) jest ci ągle ź ródł em takich gwizdów, lecz s ą one tł umione przez odgłosy fal elektromagnetycnych (RF). Zastanówmy si ę , jaki wpł yw moż e wywierać przelatuj ący dysk na bezpoś rednie otoczenie poza emitowaniem jaskrawych ś wiateł oraz niskich basowych odg ł osów? Wyobraź my sobie przebieg typowego bliskiego spotkania, kiedy przypadkowy obserwator natyka si ę na prawdziwy dysk klasy Beta, który, dajmy na to, wyl ądował na le ś nej polanie. Pilot lub inny cz ł onek za łogi znajduje si ę na zewnątrz pojazdu, dokonuj ą c jakichś pomiarów, ale jakich i dlaczego? By ć moż e diagnozuje skal ę wp ływu pokł adowej si ł owni na okoliczną ro ś linno ść — w koń cu pionowa cewka Tesli, dzi ęki której pojazd wyl ą dował na ziemi, wykonuj ą c manewr przypominaj ą cy swobodne, lecz kontrolowane spadanie, emitował a potęż ne fale energii elektromagnetycznej. Do pewnego stopnia taka emisja przywodzi na my ś l ogromn ą kuchenkę mikrofalow ą użytą jako ś rodek transportu, a fale z pewno ś cią „upiekł y" część podł oż a. Bez wzgl ę du na rodzaj misji wykonywanej przez członka za ł ogi, jest on ubrany w dobrze nam znany srebrzysty, metaliczny kombinezon — co zreszt ą nic powinno nas wcale dziwi ć , przecie ż pracuje w bezpo ś redniej blisko ś ci potęż nego źród ła energii elektrycznej i elektromagnetycznej (RF). Kraje TG nie był y zainteresowane tym, by nasi naoczni ś wiadkowie rozpoznali w istotach pilotuj ących lataj ące spodki zwykł ych ludzi, z przyczyn oczywistych, tote ż kombinezon oraz hełm s łuż ył y również za praktyczne elementy maskuj ą ce. Po pewnym czasie,
143 zakoń czywszy przeprowadzanie pomiarów, cz ł onek za ł ogi ze spodka powraca na pok ł ad pojazdu, przechodz ąc przez niewidoczne do tej pory drzwi. W ł az jest niewidoczny jedyMe dlatego, ż e tuż po zamkni ę ciu staje si ę częś cią przewodz ącej powierzchni, wokó ł której przcp ł ywa plazma elektromagnetyczna. Efekt optyczny, jaki przy tym powstaje, sprawin, ż e przestaj ą być widoczne jakiekolwiek kraw ę dzie drzwi. Jeż eli natomiast zewnę trzna warstwa obudowy dysku by ł aby wykonana z przepuszczalnego materia ł u typu porosint, to drzwi by ł yby zamaskowane wzburzonym strumieniem powietrza przechodzącym przez mikropory. Z niskim buczeniem, którego intensywno ść roś nie, a ton podnosi się do góry, i które zgodnie z relacjami licznych ś wiadków przenika do szpiku ko ś ci, pojazd wznosi si ę ponad podł oż e, do wysoko ś ci oko ło 50 metrów, po czym w mgnieniu oka ze ś wistem mika z pola widzenia obserwatorów. Odgł os buczenia jest spowodowany przez pionow ą cewkę , która zwi ę ksza swoj ą prędkość obrotow ą i moc emitowanej energii. Pocz ą tkowa moc pozwala na powolne unoszenie si ę do góry, a przy maksymalnych obrotach dysk jest w stanie pokona ć siłę przyci ą gania ziemskiego. Po osi ągnię ciu dostatecznie bezpiecznej wysoko ś ci — na przykład powyż ej linii drzew na pu ł apie oko ł o 50 metrów —pilot uruchamia poziom ą cewkę, dzi ę ki czemu z ogromnym przyspieszeniem nisza do przodu. Przypomnijmy sobie, ż e zarówno masa, jak i bezw ładność stanowi ą drobn ą czą stkę rzeczywistej warto ś ci, zatem osi ągane przyś pieszenie jest dla obserwuj ących scen ę wydarze ń ś wiadków niewiarygodne — na tyle du ż e, ż e nawet nie s ą w stanie dostrzec, w którym kierunku oddalił si ę zagadkowy obiekt, a trzeba doda ć , ż e ludzkie oko ł atwo daje si ę zmylić przez szybki ruch. Maj ąc w pami ę ci tak niezwykł e przeż ycia, naoczny ś wiadek zwykle p ę dzi do miejsca, w którym przed chwil ą znajdował si ę lataj ą cy spodek. Zwykle te ż widzi niewielki krąg wypalonej do korzeni trawy i zw ę glonej ziemi i przestaje cokolwiek rozumie ć . Przyczyna, jaka kryje si ę za tym, co widzi nasz ś wiadek, jest w zasadzie tym, co mo ż na by nazwa ć pieczeniem w kuchence mikrofalowej — w istocie rzeczy takie zjawisko w ła ś nie miał o miejsce na jego oczach. Elektromagnetyczne fale grawitacyjne emitowane przez cewki nap ę dowe spowodował y taki efekt w miejscach, w których koncentracja i natęż enie energii by ł y najsilniejsze. Cz ł onek załogi dysku najprawdopodobniej mierzy ł stopień dokonanych zniszcze ń tym spowodowanych. Efekt ten, podobnie jak wszystkie inne obserwowane w trakcie bliskich spotka ń , moż na racjonalnie wytł umaczyć , ale nasz naoczny ś wiadek nie jest w stanic zrozumie ć tego, co wł a ś ciwie widział , nic potrafi wi ę c jednocze ś nie znalc żć punktu odniesienia, z którym mógł by to porówna ć . W ci ągu minionych stuleci takie odwiedziny zapewne traktowano jako odwiedziny bogów, lecz w oczach wspó łczesnych ś wiadków wersja o odwiedzinach obcych brzmi duż o bardziej naturalnie. W ko ń cu, dzi ę ki wysiłkom krajów „trójprzymierza" przez ostatnie 50 lat ani ś wiadkowie, ani sceptycy nie stali si ę choć by o jotę mądrzejsi, argumentując przy tym nast ę pująco: „Gdyby to wszystko by ł o dzie ł em rządu, to z pewno ś cią do tej pory wiedzieliby ś my o tym...". Oczywiś cie prawdopodobień stwo, ż e istnienie TG lub prowadzone przez ni ą projekty ki edykolwiek wyjd ą na jaw, jest raczej bardzo znikome — nawet po ujawnieniu sekretnego programu „Silver Bug". Ponadto taki projekt jak ten w rozmaity sposób by ł traktowany w róż nych miejscach ś wiata. Oczywi ś cie Kanadyjczycy nigdy nie b ę dą organizowali wycieczek z przewodnikiem po terenie bazy w Kolumbii Brytyjskiej, nie powstanie te ż tury,:lyezny przewodnik opisuj ący walory krajoznawcze rozległ ych terenów oznaczonych jako
144
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
Strefa 51 — „kraina marze ń " w stanie Nowy Meksyk. Mimo to istnieje przecie ż cał a lista rozmaitych miejsc, o których wiemy bardzo ma ło, a które mog ą być , zupełnie nieprzypadkowo, połą czone z tematem naszej opowie ś ci. W następnym rozdziale przyjrzymy si ę nieco bliż ej niektórym z tych miejsc.
Rozdział 9
Nie zawsze trzeba si ę ukrywa ć , aby być bezpiecznym. Seneka O spokoju umys łu
Nie rozprawiaj o sekretnych sprawach na polu pełnym niewielkich pagórków Przysł owie hebrajskie
Tak mieli ś my okazj ę przekona ć się w poprzednich rozdział ach, poziom tajno ś ci, jaki zastosowano wobec projektu budowy lataj ących dysków, jest porównywalny, jeś li nawet nie wy ż szy, z tym, jakim otoczono projekt „Manhattan", którego rezultatem by ł a bomba atomowa. Poczynaj ą c od pierwszych dni projektu, jeszcze na obszarze Niemiec rozdartych wojn ą , rozmaite instytucje obarczone zadaniem utrzymania rozwoju lataj ą cych spodków w ś cis ł ej tajemnicy nie szcz ędziły wysiłków, by sekret pozostał tajemnic ą . Instalacja w Kahli, stanowi ą ca powód do durny Kammlera oraz ca ł ego SS, a takż e obiekt w Nordhausen to tylko dwa przypadki takich miejsc na terenie nazistowskich Niemiec, w których istnia ł y warunki do realizacji projektu oraz utrzymywania na dystans ciekawskich oczu. Wiemy, ż e takich miejsc by ło znacznie wi ę cej — a ka ż de z nich odgrywało wł asn ą, mniejszą rol ę w cał ej historii. Mo żna tu na przykł ad wymieni ć liczne o ś rodki badawczo-rozwojowe Luftwaffe, zaanga żowane w rozwój technologii wykorzystywanych w programie budowy dysków. Jeż eli prawdziwe jest za ł oż enie, ż e Brytyjczycy zdobyli plany projektu dysku opracowane przez dwójk ę inż ynierów Schrievera i Miethego, to musia ła powstać całkowicie nowa baza, w której mo ż na był o kontynuowa ć prace. Wtedy w łaś nie postanowiono ulokować tajny oś rodek na terenie Kanady, z dala od ludzi. Po ł udniowe obszary Kolumbii Brytyjskiej ci ągną się przez setki kilometrów kwadratowych, s ą gę sto zalesione, górzyste oraz rzadko zaludnione — oferuj ą idealne warunki do ukrycia tego typu przedsi ę wzi ę cia. Jak już mieliś my okazj ę usł yszeć , kanadyjski Departament Górnictwa zna ł lokalną 16 — Zaginione tajemnica technologii...
146
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII HI RZESZY
topografi ę duż o dokł adniej, ni ż podawano do wiadomo ś ci publicznej. Kiedy ukaza ły si ę nowe mapy, już po zbudowaniu tajnej bazy, czy kto ś moż e zarę czyć , ż e jej położ enie nie zosta ł o wymazane z matryc s ł użą cych do drukowania materia ł ów kartograficznych? Nie był o to wcale trudne do przeprowadzenia. Autostrada prowadz ą ca na Alaskę ma tak wiele bocznych odga łę zień , ż e pomini ę cie na mapie jednego czy dwóch mog ł o nie zwróci ć niczyjej uwagi. Wykaza ł em już wcze ś niej, w jaki sposób i gdzie taka baza mog ł a zosta ć zbudowana, zatem obecnie powinni ś my skoncentrowa ć się na formie, jak ą mogł a przybra ć . Lataj ące dyski zdolne startowa ć i lądować pionowo (VTOL) nie potrzebowa ły pasów startowych, by unieść się w powietrze, st ąd też w rezultacie nie zaistnia ł a konieczno ść budowy dł ugich i ł atwo rzucaj ą cych si ę w oczy pasów startowych. Ten fakt z kolei w zasadniczy sposób wpł ywał na ograniczenie wielko ś ci obszaru potrzebnego do zbudowania bazy, ponadto umo ż liwia ł zastosowania specjalnych, zamaskowanych hangarów z rozsuwanymi dachami, pozwalaj ącymi na start pojazdu bezpo ś rednio z hali hangaru. Z takiego udogodnienia mog ą również korzysta ć konwencjonalne helikoptery, co zreszt ą mieliś my okazj ę widzieć na jednym z filmów o Jamesie Bondzie, w którym sekretna kryjówka wroga znajduje si ę we wn ętrzu wygas ł cgo wulkanu. Jednym z zada ń związanych z tak duż ymi wysi ł kami po ł oż onymi na zamaskowanie obiektu jest zagwarantowanie mo ż liwo ś ci dział ania przez okrągły rok nawet w warunkach d ł ugiej i srogiej zimy, typowej dla obszarów le żą cych w strefie du ż ych szeroko ś ci geograficznych. Od czasów II wojny ś wiatowej kanadyjscy in ż ynierowie wojskowi opracowali wiele rozwi ązań umoż liwiających funkcjonowanie lotnisk w niesprzyjaj ących warunkach pogodowych i niektóre z nich mogły z pewno ś ci ą zostać wykorzystane przy projektowaniu nowej bazy brytyjsko-kanadyjskiej. W ramach kamufla ż u mury i stropy hangarów oraz innych budynków zosta ł y pokryte warstw ą odpowiedniej izolacji, umoż liwiaj ąc cał oroczne korzystanie z drzwi wjazdowych i rozsuwanego dachu. a przy okazji zosta ł a zminimalizowana moż liwość wykrycia przez satelity szpiegowskie stosuj ące promienie podczerwone, gdy ż emisja ciepina ś cian została znacząco obniż ona. Wspomniał em już wcześ niej o połą czonych wysi łkach w budowie instalacji umoż liwiaj ącej wzbogacanie uranu w Chalk River oraz o du żych ś rodkach na to wydatkowanych i ś cis łej tajemnicy, z jak ą realizowano to przedsi ę wzi ę cie. A trzeba w tym miejscu dodać , ż e lataj ące dyski mia ł y jeszcze wy ż szą rang ę w hierarchii wa ż noś ci. Kiedy wi ę c wyasygnowane ś rodki finansowe pozwoli ł y wreszcie na rozpocz ę cie prac nad projektem i zbudowanie tajnej bazy na obszarze Kolumbii Brytyjskiej, w pewnym momencie rz ąd brytyjski, a być moż e również kanadyjski, zacz ął oczekiwa ć jakiej ś formy zwrócenia si ę wydatków poniesionych na budow ę obiektu oraz na prace badawcze i rozwojowe. Obydwa kraje wysz ły z II wojny ś wiatowej ekonomicznie os ł abione. I chociaż ca ł kiem s ł usznie uważ ał y si ę za zdobywców nowych technologii, to jednak brakowa ł o im wystarczają cych ś rodków i zasobów, by w d ł uż szej perspektywie czasowej w pelni wykorzysta ć te zdobycze —nawet w odniesieniu do projektu o tak wielkim znaczeniu presti ż owym i strategicznym. Kiedy wydarzy ł a się katastrofa w Roswell, to, przypadkowo, programem zainteresowali si ę Amerykanie, przyłą czyli si ę więc do projektu i tak zacz ęł y si ę tworzy ć podwaliny pod przysz ł e „trójprzymierze", od tej chwili przesta ł też istnieć problem finansowania prac. Jak mo ż na si ę domyś lać , całkiem zresztą sł usznie, w zamian za finansowanie lwiej cz ęś ci wydatków programu Amerykanie za żą dali praw do przyszł ej produkcji,
147 pragn ąc tym samym da ć silny impuls do dalszego rozwoju gospodarki w ł asnego kraju. Kiedy zbli ż ał a się dekada lat 50., a Zwi ązek Radziecki stuka ł do drzwi Europy Zachodniej, kieruj ąc takie same wojownicze pogró ż ki w stron ę Stanów Zjednoczonych, nietrudno zrozumie ć , jak i dlaczego formu ł a współpracy w ramach TG szybko nabra ł a realnych kształtów i sta ł a si ę faktem. Genera ł owie i admira ł owie, którzy mieli okazj ę ogl ą dać dyski w powietrzu, nawet je ś li były to tylko Silver Bug (s ł użą ce jako dymna zasł ona), z pewno ś ci ą nie kazali si ę dł ugo przekonywać , by wyasygnować dodatkowe ś rodki na finansowanie programu, tego mo ż emy być cał kowicie pewni. Kiedy ukł ad si ł w ramach TG uleg ł zmianie, kanadyjska baza sta ł a si ę tylko obiektem satelitarnym w stosunku g ł ównych prac rozwojowych i bada ń testowych przeniesionych na teren Stanów Zjednoczonych. Udzia ł Brytyjczyków sta ł si ę z konieczno ś ci mniej zauważ alny i skierowany g łównie na dostarczanie wiedzy inż ynierskiej. Wielka Brytania jest stosunkowo niewielkim wyspiarskim krajem, silnie zaludnionym, na którego terenie trudno znale źć odosobnione i odizolowane miejsce, nadaj ące si ę na zbudowanie tajnej instalacji czy bazy. Co wi ę cej, każ dy start lataj ą cych dysków odbywaj ący si ę za dnia i przelot nad obszarem Wysp Brytyjskich, realizowany w ramach rutynowego programu badawczego, graniczy ł by z czystym szale ń stwem, biorą c pod uwag ę prawdopodobną liczbę naocznych ś wiadków — nawet na odludnych obszarach Walii czy Szkocji. Przed takim jednoznacznym wyborem przed 50 laty stan ę la Wielka Brytania, z tej te ż przyczyny jej zaanga ż owanie w dzia ł aniach operacyjnych TG mia ł o okazjonalny charakter, ograniczaj ący si ę jedynie do nielicznych w sumie przypadków udost ępniania l ą dowisk — lotnisk położ onych w bardziej oddalonych miejscach b ąd ź też prywatnych l ą dowisk czasowo dostosowanych do potrzeb l ą duj ą cych dysków. Jeś li natomiast chodzi o stron ę badawczą i rozwojow ą, brytyjscy naukowcy mieli przez ca ły czas do swojej dyspozycji bazę TG w Kanadzie, jak również dostęp do licznych o ś rodków w Stanach Zjednoczonych, których dzia ł alno ść również był a zwi ą zana z realizacj ą programu budowy dysków. Niż ej podpisany jest nawet gotów wysun ąć twierdzenie, ż e wkł ad Brytyjczyków i Kanadyjczyków (je ś li oprócz tego swego dorobku nie maj ą takż e inne kraje, jak cho ć by Australia) jest bardzo istotny i porównywalny z tym, co wnie ś li Amerykanie. Każ dy z tej trójki ma na koncie du ż e zas ł ugi, co do tego nie ma w ą tpliwoś ci. Kiedy powsta ł y solidne podwaliny pod solidarn ą dział alno ść TG, co miał o miejsce w latach 1947-1948, zrodzi ł a si ę pilna potrzeba zbudowania kwatery g ł ównej programu na terenie Stanów Zjednoczonych, st ą d też oczy wszystkich zwróci ł y si ę ku poł udniowozachodnim obszarom kraju. Regiony te nawet dzisiaj s ą sł abo zaludnione, w ca ł kowitym przeciwień stwie do Wielkiej Brytanii. Las Vegas i Albuquerque by ł y wówczas ma ł ymi osadami w porównaniu z wielkimi miastami, dominuj ącymi w tym rejonie, jakimi sta ł y się współ cześ nie. Szerokie po ł acie pustynnych obszarów, wraz ze sprzyjaj ącymi warunkami pogodowymi, nadawa ł y si ę wprost idealnie na lokalizacj ę bazy operacyjnej TU. Wiemy już z wcze ś niejszych stron o blisko ś ci miasteczka Roswell i bazy wojskowej mieszczącej 509 Grup ę Bombowców, ale odosobniona baza po ł oż ona na terenie stanu Nowy Meksyk był a po prostu jedn ą z wielu zlokalizowanych w s ą siaduj ą cych stanach, takich jak Kalifornia, Arizona, Teksas czy Kolorado. II wojna ś wiatowa wykazał a konieczno ść tworzenia takich baz, daj ą cych moż liwo ść swobodnego testowania nowych samolotów czy rozwijania technologii zwi ą zanych z broni ą nuklearną . Projekty te wymagały również zastosowania nowych procedur zachowania tajemnicy, a zadanie to mia ły wypeł niać dopiero co utworzone tajne s ł uż by, którym dano do dyspozycji odpowiednie
I48
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
środki finansowe i zaplecze logistyczne. Poczynaj ąc od przymusowego wykupu ziemi znajduj ącej się w rękach prywatnych farmerów oraz rdzennych mieszka ń ców tych obszarów, czyli Indian, i sekwestracji gruntów administrowanych przez inne urz ę dy federalne, Departament Obrony z udzialem innych (np. Departamentu Rolnictwa) gromadzi ł ziemię i stawa ł jako strona do najwi ę kszych przetargów dotycz ących obrotu gruntami. Kiedy zimna wojna rozgorza ła na dobre, ż aden pojedynczy obywatel nie ś miał oficjalnie kwestionowa ć takiej polityki w obawie o posądzenie go o komunistyczne sympatie, dlatego te ż agencje federalne uparcie kontynuowa ł y swoj ą grabie ż czą politykę w odniesieniu do ziemi oraz prowadzi ły rozmaite dzia ł ania stanowi ące przygotowania do ewentualnego wybuchu III wojny ś wiatowej. Niektóre z lokalizacji tajnych baz sta ły się tymczasem znane, zw ł aszcza ludziom interesuj ącym się histori ą lotnictwa; moż na wś ród nich wymienić dwie przyk ł adowe: White Sands oraz Edwards Air Force Base (znana wcze ś niej pod nazw ą Muroc Field). Amerykań ska agencja do spraw bada ń kosmicznych NASA przez wiele lat wspó łpracował a z tymi o ś rodkami, przyczyniaj ąc się po częś ci do okre ś lenia profilu prowadzonych tam testów. Na przykł ad kiedy prom kosmiczny powraca na Ziemi ę z kolejnej misji, to jego awaryjnym l ądowiskiem jest pas startowy R-23 o d ł ugoś ci 4,8 kilometra, znajduj ący si ę w bazie Edwards. W latach 60. NASA przeprowadzi ł a szereg wa żnych lotów badawczych w tej w ł aś nie bazie oraz w innych miejscach na samolocie „kad ł ubopł acie" — czyli konstrukcji, której kad ł ub został zaprojektowany w taki sposób, by si ł a noś na tworzył a się bez potrzeby montowania wyprofilowanych skrzyde ł . Prom kosmiczny stanowi bezpo ś rednią kontynuacj ę tamtych bada ń i testów. W rezultacie wej ś cia w posiadanie tych ogromnych i bezpiecznych przestrzeni powietrznych wedle wszelkiego prawdopodobień stwa TG był a w stanie zapewni ć sobie niewielki obszar w jednej z takich baz, przy czym do tajemnicy zostali dopuszczeni tylko nieliczni przedstawiciele personelu wojskowego bazy. Tereny bazy White Sands obejmuj ą setki kilometrów kwadratowych; w latach 50. obszar ten s ł uż ył do testowania zasi ęgu i celnoś ci pocisków rakietowych, nie stanowi ł o zatem wi ę kszego problemu zainstalowanie nawet du ż ej, zamaskowanej bazy badawczej w obrębie obszaru nale żą cego do White Sands. Autor nie zamierza wskaza ć palcem bezpoś rednio na obiekt wojskowy White Sands jako miejsce lokalizacji pierwszego w Stanach Zjednoczonych o ś rodka TG, lecz wiemy na pewno, ż e tu wł a ś nie odbywał y si ę testy dysku Silver Bug, podobnie zreszt ą jak w bazie sił powietrznych Edwards, co podnosi prawdopodobie ń stwo takiej tezy. A zatem, zdaj ąc sobie spraw ę, ż e jest to tylko rozważ anie czysto hipotetyczne, za ł óż my, ż e wybrano baz ę White Sands o wi ę kszej powierzchni. Uwzgl ędniaj ąc wysoki stopień utajnienia projektu „Silver Bug", nie wspominaj ąc już nawet o dyskach Alfa, w porównaniu z „konwencjonalnymi" testami rakiet balistycznych przeprowadzanymi w tej bazie, prawdopodobne wydaje si ę , ż e musiał o doj ść do pewnych „na po ły bezstronnych" uzgodnień z sił ami powietrznymi, przy czym do sekretu zostali dopuszczeni tylko najwy ż si dowódcy, natomiast ni ż szy personel nie miał zielonego poj ę cia o projekcie. Ż ołnierze obsł ugujący radar w bazie Wbite Sands niejeden raz meldowali o pojawieniu si ę obiektów UFO w obserwowanej powierzchni powietrznej, co tylko zwi ę ksza prawdopodobie ń stwo, ż e nie byli oni wtajemniczeni i ich raporty były formuł owane w dobrej wierze, albo te ż , w przeciwnym razie, takie relacje były stwarzane ś wiadomie, maj ąc na celu maskowanie testowych lotów odbywanych na dyskach Silver Bug i Alfa. Niektórzy obserwatorzy mogliby pot ępiać jeden i drugi
149 sposób postępowania jako nieuczciwy czy nawet wskazuj ący na oczywisty brak odpowiedzialno ś ci, gdyby doszł o do ewentualnej katastrofy we wspólnej przestrzeni powietrznej, któr ą przemierza ły zarówno lataj ą ce spodki, jak i pociski rakietowe oraz odrzutowe myś liwce. Najprostsza odpowied ź na tc zarzuty odnosi si ę jednak do ogromnych ś rodków, jakimi dysponowa ł o TG, bez wzgl ę du na rzeczywistą lokalizacj ę swej bazy. Niewykluczone, ż e zespoły prowadzące projekty „Silver Bug" i „Alfa" dysponowały własnymi urzą dzeniami radarowymi i radiowymi oraz obs ługuj ą cym je personelem, dzię ki czemu moż liwa był a precyzyjna obserwacja przestrzeni powietrznej oraz kontrola panuj ą cych warunków atmosferycznych. Awionika zastosowana w projekcie „Alfa" stanowi ł a głę boką tajemnicę , poziom rozwoju tych urz ą dzeń o cał e lata wyprzedza ł to, co instalowano w seryjnych samolotach odrzutowych. Taki stopie ń technologicznego zaawansowania oraz podwy ż szona sprawno ść i sterowno ść sprawia ł a, ż e zarówno Silver Bug, jak i dyski Alfa dysponowały w powietrzu niedo ś cignioną przewagą w każ dym przypadku, kiedy do trajektorii ich lotu zbli ż ał się , przypadkowo b ądź też nie, konwencjonalny samolot. Być moż e ta w ł aś nie przewaga był a niekiedy testowana, zw ł aszcza w przypadkach, gdy niczego nie ś wiadomy pilot my ś liwca usi ł owa ł podj ąć konfrontacj ę z „pozaziemskim pojazdem kosmicznym", który w rzeczywisto ś ci by ł tak samo ,pozaziemski" jak czł owiek za sterami wojskowego samolotu. By ć moż e w podobnej sytuacji znalaz ł się kapitan Charles Mantell w trakcie tragicznie zako ń czonego lotu, jaki mia ł miejsce kilka lat wcze ś niej w 1948 roku. Jeś li chodzi o opinie wyraż ane przez tych, którzy uwa ż aj ą, ż e starty dysków z zamaskowanej bazy znajduj ą cej się w obrębie obszaru wi ę kszej bazy lotniczej nie mia łyby specjalnego sensu ze wzgl ę du na ł atwo ść wychwycenia ich przez radary „macierzystej" bazy, takiej cho ć by jak Whitc Sands (tym samym miejsce startu dysków zosta łoby zdekonspirowane), to zdaniem autora mo ż liwe s ą dwa wytł umaczenia. Po pierwsze, lataj ący dysk z ł atwoś cią mógł szybować na niskiej wysoko ś ci tu ż nad powierzchni ą pustyni, a wtedy radar nie by ł w stanie go wykryć . Dopiero w chwili wej ś cia na wyż szy puł ap dysk pojawia ł się nagle na ekranie radaru, nie pozwalaj ąc tym samym na odkrycie punktu startowego. Po drugie dyski ju ż w tamtym czasie mog ły mieć wbudowane pionierskie elementy technologii stealth: na przykł ad, nie da się wykluczy ć , ż e zastosowany nap ę d elektrograwitacyjny oraz plazma elektryczna op ł ywaj ą ca kadł ub w jaki ś sposób zmniejszał y również odbijanie promieni wysył anych przez radar jako efekt uboczny. Dzi ę ki temu dyski mogłyby swobodnie startowa ć i lądować , pozostaj ąc w pełnej nie ś wiadomoś ci operatorów pobliskich stacji radarowych. Warto te ż w tym miejscu przypomnie ć , ż e aparatura radarowa przed 40 czy 50 laty by ła dużo prostsza i mniej precyzyjna ni ż dzisiejsze, bardzo wyrafinowane urz ą dzenia. Nawet je ś li nowa baza rozwojowa TG zosta ł a zbudowana w oparciu o te same zasady co w przypadku pionierskiej bazy w Kanadzie, to z pewno ś ci ą pozostawa ł aby prawie niewidoczna zarówno dla obserwacji z powierzchni ziemi, jak i z powietrza. Trudno byłoby na jej obszarze doszukać się pasów startowych, du ż ych hangarów, betonowych schronów itp. Go ść odwiedzaj ący to miejsce na pocz ątku lat 50. zapewne zobaczy ł by samochody osobowe i ci ęż arowe zaparkowane w pobli ż u zwyczajnie wygl ądaj ących hangarów i budynków gospodarczych, by ć moż e częś ciowo zamaskowane wa ł ami ziemnymi biegn ącymi wzd łuż ogrodzenia, by przys ł onić zarys murów. By ć moż e jeszcze jego uwitg.e, przyci ągnęł aby rzucaj ąca si ę w oczy antena radarowa. Bior ąc jednak pod uwag ę , iż był to obszar ś ciś le tajny, ż aden element architektury bazy nie móg ł by ć widoczny
I 50
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
z najbliż szej drogi wewn ę trznej zaznaczonej na planie topograficznym bazy wojskowej ani też z powietrza, nie wspominaj ą c już o widoku rozci ągają cym si ę z najbli ż ej przebiegaj ącej drogi publicznej. Innymi słowy baza był a oddalona o co najmniej 20 kilometrów od miejsca, w którym toczy ło się jakieś życic — a taki dystans z ł atwo ś cią można był o zagwarantowa ć na rozległ ych poł aciach kompleksu wojskowego Wbite Sands. Uwzglę dniając niedostępno ść tego terenu, musiano te ż zagwarantowa ć odrę bne uję cie wody oraz zasilanie w energi ę elektryczn ą oraz zapewni ć regularne i utajnione dostawy niezb ę dnych surowców i materiał ów, realizowane z powietrza przy u ż yciu helikopterów, b ądź też organizuj ąc nocne konwoje drogowe. Do ś wiadczenia w tej dziedzinie zebrano w macierzystej bazie brytyjsko-kanadyjskiej. Liczne szwadrony posterunków wartowniczych pilnowa ły wszystkich dróg prowadz ących do bazy, a wszystkich — przypadkowych lub nie — intruzów stanowczo odprawia ły z kwitkiem, nie dopuszczaj ąc do uchylenia cho ć by rąbka tajemnicy. Nie był bym wcale zdziwiony, gdyby byli pracownicy baz wojskowych w rodzaju White Sands, niezobowi ązująco pytani po latach, przyznali si ę do tego, ż e przynajmniej słyszeli pogłoski o dziwnych rzeczach dziej ą cych si ę w miejscu ich pracy w latach 50. i 60. W latach 60. i 70. XX wieku Rosjanie usilnie rozwijali, co nie stanowi zreszt ą tajemnicy, nowe generacje satelitów szpiegowskich. Oznacza ł o to, ż e okre ś lone obszary w wybranych miejscach, takich jak White Sands, by ły teraz szczególnie pieczo ł owicie ś ledzone i inwigilowane, co z kolei nie pozosta ł o bez wpł ywu na kórnynuowanie tam operacji, gdyż oznacza ł o ryzyko ujawnienia istnienia dysków nowej generacji Alfa. Co wię cej, utrzymanie w tajemnicy faktu ich istnienia przed wieloma cz ł onkami personelu bazy, takimi cho ć by jak pracownicy NASA, równie ż stawał o si ę coraz trudniejszym zadaniem, dlatego te ż postanowiono poszuka ć nowej lokalizacji. Przeniesienie bazy w inne miejsce, najlepiej pod ziemi ę , wydawa ł o si ę w tamtym momencie zadaniem stosunkowo ł atwym do przeprowadzenia i z pewno ś ci ą ta koncepcja wzi ęł a górę , gdy przyszło do rozpatrywania konkretnego projektu. Zbudowanie podziemnej instalacji, chocia ż pocz ątkowo moż e się wydawa ć koszmarnie kosztowne, w zamian niesie zc sob ą kilka istotnych zalet, gwarantuj ąc te ż dł ugi czas na swobodne dzia ł anie, zanim przeciwnik nieuchronnie j ą odkryje. Na pocz ątek moż na wymieni ć fakt, ż e potencjalny wróg, w odró ż nieniu od bazy naziemnej, musi po ś więcić wiele „wysił ku, by odkry ć podziemn ą instalacj ę . A byłoby to zadanie wcale nie łatwe, gdy ż jedynymi zewnętrznymi oznakami jej istnienia widocznymi z powietrza by łyby niepozorne otwory wentylacyjne oraz zamaskowana droga dojazdowa. W ko ń cu instalacja w Nordhausen pozostała do koń ca nieodkryta. Po drugie, je ś li obiekt zostanie wykuty we wn ę trzu wzgórza lub góry, to przeciwnik nie ma ż adnych przes ł anek na temat tego, w któr ą stronę biegną podziemne korytarze i chodniki. Atak bombowy lub rakietowy mo ż e być skoncentrowany na okre ś lonym obszarze w przekonaniu, ż e właś nie tam znajduje si ę gł ówna instalacja, a równie dobrze mo ż e okaza ć si ę , ż e był o to tylko stare, nieu ż ywane skrzyd ł o. Co wię cej, jeż eli sama baza b ę dzie zbudowana dostatecznie g łę boko, z pokrywaj ą cymi j ą masami ziemi i litej skały, wtedy w praktyce b ę dzie odporna na ka ż dy atak z u ż yciem konwencjonalnych materia ł ów wybuchowych, na potwierdzenie czego mo ż na podać przykł ad z czasów II wojny ś wiatowej, kiedy alianci usi ł owali zbombardować niemiecką bazę U-Bootów i stanowisko artylerii przeciwokr ę towej wykute w pionowym klifie. Nawet bojowe głowice ją drowe mogłyby okaza ć si ę nieskuteczne w podobnym przypadku — chyba ż e potencjalny przeciwnik dysponowa ł by tak ą iloś cią amunicji, która pozwolił aby na zamienienie w proch górskiego masywu.
151 Plany przeciwstawienia si ę nawet zmasowanemu atakowi zosta ły potem wprowadzone w ż ycie w róż nych miejscach ś wiata, wszę dzie tam, gdzie pojawi ł a się potrzeba zbudowania ca ł kowicie bezpiecznego obiektu. Pocz ąwszy od gigantycznych (a ostatnio rozbudowanych) bunkrów pod murami moskiewskiego Kremla, a ko ń cząc na magazynach ż ywnoś ci i broni ukrytych na niedost ępnych obszarach Montany przez przedstawicieli ruchu survivalistów, którzy w obliczu konieczno ś ci przetrwania przysz ł ego konfliktu nuklearnego spojrzeli pod stopy i zacz ę li kopać niezmierzone podziemne komnaty i korytarze. Nas w mniejszym stopniu zajmuje scenariusz HI wojny ś wiatowej, istniej ą jednak przes ł anki co do tego, ż e w pewnych okre ś lonych, odizolowanych miejscach zbudowano obiekty kontynuuj ące realizacj ę projektów TG, dzia ł aj ące jeszcze dzisiaj, 50 lat po ich powstaniu. Pomysł umieszczenia ca łej bazy lotniczej pod ziemi ą wydaje si ę trudny do przyj ę cia, gdyż wi ąż e si ę z konieczno ś cią skutecznego pokonania licznych problemów technicznych i logistycznych, zwi ązanych z budowaniem tak skomplikowanej struktury pod powierzchnią ziemi. Trzeba jednak doda ć , ż e wszystkie potencjalne trudno ś ci zostały już dawno pokonane, a przy okazji zdobyto odpowiednie do ś wiadczenie. Architekci i budowniczowie z Wysp Brytyjskich, ju ż od czasów rzymskiej okupacji, z wielkim kunsztem, i nie licz ą c się z kosztami, u ż ywali jako budulca kamienia wapiennego, odkrytego na wzgórzach otaczaj ących miasto Bath po ł oż one w Wielkiej Brytanii. Początkowo budulec był pozyskiwany z odkrywkowego kamienio łomu, lecz pó ź niej, kiedy zł oż a powierzchniowe zacz ęł y się wyczerpywa ć , si ęgni ęto do pokł adów znajduj ą cych się w głę bszych warstwach. W kulminacyjnym momencie eksploatacji, w XIX wieku, długo ść podziemnych korytarzy wydr ąż onych we wnę trzu oko ł omiejskich wzgórz wynosi ł a dobrze ponad osiem kilometrów: dzia ł o si ę to w czasach, kiedy urobek by ł pozyskiwany przy u życiu prochu strzelniczego i dynamitu, a wydobyty wapie ń był przewo ż ony przez niezliczone statki p ływaj ące pod irlandzk ą banderą. Wielka Kolej Zachodnia na trasie Londyn—Bristol, której budowniczym by ł inż ynier Marc Isambard Brunel, na odcinku trzech kilometrów prowadzi ł a przez podziemny Box Tunnel, biegn ą cy równolegle do kopalnianych wyrobisk. Tunel przetrwa ł do dzi ś , a kolej korzysta z niego codziennie. Rozpatruj ąc hipotetycznie wykonalno ść takich projektów jak zbudowanie pod ziemi ą bazy lotniczej, powinni ś my uwzgl ę dnić dawne osi ągni ę cia i wycią gnąć wniosek koń cowy, ż e jest to przedsi ę wzięcie moż liwe do zrealizowania, aczkolwiek jego koszty by ł yby wysokie. Zak ł adaj ąc jednak praktycznie niewyczerpany bud ż et, jakim dysponowało TG, nawet tak du ż e wydatki by ły do zaakceptowania. Da ł o to takie efekty, przy których osi ągni ęcia Brunela wydaj ą sig niezbyt imponuj ą ce. W latach poprzedzaj ących wybuch wojny ś wiatowej technika budowania podziemnych konstrukcji opiera ł a się na dwóch głównych typach „narz ę dzi". Pierwszym z nich by ł robotnik wyposaż ony w kilof i ł opatę , to rozwi ązanie by ł o stosowane praktycznie od zarania dziejów ludzkiej cywilizacji. Drugim z kolei by ł a stosunkowo nowa maszyna zwana wrębiarką do kamienia, której jednym z g ł ównych elementów był a duż a piła tarczowa (z z ę bami tnącymi o diamentowych ko ń cówkach), pozwalaj ąca na ci ęcie lica skały na bloki dają ce si ę obrabiać , ł adowane dalej na przeno ś niki ta ś mowe, ci ągniki lub wozy konne. Nawet przy wykorzystaniu innych jeszcze ś rodków u ż ywanych w tej dziedzinie, takich jak trotyl do wysadzania ska ł oraz stalowe i betonowe stemple do podpierania stropów, czynione post ępy był y czę sto bardzo powolne, osi ą gane ogromnym kosztem i bardzo cz ę sto niebezpieczne dla pracuj ą cych przy wyrobisku ludzi. Lecz
152
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGIE III RZESZY
te sprawdzone metody umoż liwił y Niemcom dokonanie podziemnej rozbudowy obiektu "Nordhanseri, a takż e wydrąż enie tuneli w wieki innych miejscach, natomiast Brytyjczycy zdoł ali przemieni ć kamienioł omy w Bath na magazyny amunicji, a ska łę Gibraltaru na przypominaj ą c ą kszta łtem mrowisko niezdobytą fortec ę . Po zakoń czeniu wojny prywatne firmy w Stanach Zjednoczonych rozpocz ęł y poszukiwania metod pozwalaj ących na przyspieszenie prac pod ziemi ą , kieruj ą c si ę wł asną inicjatyw ą bą dź też na zlecenie ameryka ń skiego rz ądu. Wkrótce te ż ich wysi ł ki przyniosł y rezultaty w postaci pierwszej maszyny TBM (ang. Tunnel-Boring Machine) przeznaczonej do drąż enia tuneli. Od czasu gdy powsta ł a ta konstrukcja, dokonano wielu usprawnień , lecz zasada dzia ł ania TBM pozosta ł a ta sama po dzi ś dzień . Przypominaj ąc sylwetką dż dż ownicę , typowy kombajn do drąż enia tuneli ma d ł ugi, cylindryczny korpus o ś rednicy około 12 metrów; z przodu znajduje si ę „paszcza" w formie pojedynczej, duż ej, obrotowej gł owicy tn ącej lub też kilku mniejszych g łowic wykonanych z ró ż nego materiał u, za pomoc ą których drąż y się lico skały. Podczas pracy system hydraulicznych imaków (zacisków) przyciska korpus maszyny do ś cian tunelu, przytrzymuj ą c j ą w poziomie i w odpowiednim kierunku, natomiast dodatkowe podno śniki (dź wigniki) zapewniają styk kroj ą cej głowicy z licem ska ły. TBM przesuwa si ę do przodu w rezultacie zsynchronizowanego dzia ł ania hydraulicznych podnoś ników, cią gną cych korpus urz ą dzenia do przodu, na podobnej zasadzie, jak dzia ł aj ą mięś nie dż dż ownicy lub g ąsienicy. Wyprodukowany urobek (zwany te ż skałą pł onną lub odpadem) jest przesuwany do ty ł u wewną trz korpusu maszyny, po czym zostaje przekazany na ta ś moci ąg albo za ł adowany na wagoniki kolejki w ą skotorowej i w ko ń cu zostaje odtransportowany na powierzchnię . W celu zagwarantowania bezpiecze ń stwa pracy operatorów kombajny tunelowe s ą z reguły nap ę dzane elektrycznie (by unikn ąć wydzielania szkodliwych gazów spalinowych), a klimatyzowane kabiny, w których za ł oga obserwuje post ę py prac, s ą umieszczone w tylnej cz ęś ci maszyny. Chociaż TBM potrafi znacznie szybciej dr ąż yć podziemne otwory, ni ż był o to moż liwe kiedykolwiek wcześ niej przy zastosowaniu technik konwencjonalnych, powstaj ą cy tunel bardzo cz ę sto musi być dodatkowo wzmacniany, by unikn ąć zawalenia skalnego pokł adu. Niebezpiecze ń stwo jest szczególnie du ż e, jeż eli roboty podziemne prowadz ą przez warstwy ska ł o niestabilnej strukturze, co grozi zasypaniem maszyny i ludzi przez zawał . W celu unikni ęcia podobnych katastrof rutynowo stosuje si ę betonowe lub stalowe stemple podpieraj ące stropy wydrąż onego tunelu, wstawiane w miarę posuwania si ę TBM do przodu. Trzeba jednak doda ć , ż e przy robotach w ska ł ach o trwał ej strukturze takie wzmocnienie jest cz ę sto zb ę dne. Powyż szy opis przedstawia w skrócie sposób dzia ł ania standardowego kombajnu do drąż enia tuneli, którego pierwsze prototypy pojawi ły się w latach 50. Pó ź niejsze modele były wykorzystywane w trakcie budowy angielsko-francuskiego Eurotunelu*, który oddano do u ż ytku w poł owie lat 90. XX wieku. Jeden z kombajnów TBM u ż ywanych do tych robót jest teraz wystawiony na kolejowym parkingu znajduj ą cym si ę nieopodal autostrady M20, daj ąc wyobraż enie o ogromnych rozmiarach tych maszyn. Lecz „konwencjonalne" TBM s ą przydatne tylko przy okre ś lonym usytuowaniu terenu, zwykle mniej lub bardziej wypoziomowanym, tam gdzie nie wyst ę puj ą zbyt nagł e spadki w dó ł . Maszyna porusza si ę prostopadle do zbocza wzgórza lub góry, startuj ąc * Eurotunel — tunel kolejowy pod kana ł em La Manche (przyp. t ł um.).
153 z pł askowy ż u. W innej sytuacji mo ż e drąż yć otwór, schodząc lekko w dół , przez co przypomina ł agodnie zwisaj ącą nitkę spaghetti. Tak w ł aś nie by ł o w przypadku Eurotunelu, który nie biegnie w p ł aszczy ź nie poziomej i opada na dó ł pod kanał em La Manchc, aby przej ść pod zgromadzonymi na dnie pok ł adami kredy. Lecz chc ą c maksymalnie wykorzysta ć przestrzeń we wnę trzu ska ł y, inżynierowie musz ą drąż yć liczne poziomy - pi ętra - a do wykonania tego zadania kombajn TBM jest zbyt ma ł o elastyczny lub innymi sł owy - ma za du ż e rozmiary. W tej sytuacji producenci, oprócz rozwijania nowych ś widrów, mogących drąż yć pionowe sztolnie o rozmiarach pozwalaj ą cych na zainstalowanie windy mieszcz ącej ci ęż arówką , wyszli z propozycj ą mniejszych maszyn nowej generacji, zwanych kombajnami przodkowymi lub górnikami na kó ł kach. Urządzenia te mog ł y być opuszczane wzd ł uż ś ciany sztolni na po żą dan ą głę bokość , a nastę pnie rozpoczynał y drąż enie kolejnego wyrobiska lub podziemnego chodnika. Ich niewielkie, w porównaniu z kombajnami TBM, wymiary dał y moż liwość architektom projektuj ącym podziemne obiekty duż o swobody, umo ż liwiaj ąc tworzenie w skalnym masywie lub warstwach gruntu konstrukcji na podobień stwo piastra pszczelego wosku. Mog ł y teraz powstawa ć krzyż ujące si ę, obszerne korytarze, chodniki, komnaty oraz silosy; wszystko to w znacznie szybszym tempie ni ż kiedykolwiek wcze ś niej. Gęsto ść chodników i korytarzy by ł a wrę cz nieosi ągalna dla wielkich i nieporę cznych TBM. Wiertł a z diamentowymi ko ń cówkami, zainstalowane w g ł owicach kombajnów tunelowych i przodkowych, wykorzystuj ą siły tarcia, wykruszaj ąc lico skał y. Jednak w przypadku, gdy chce si ę ukryć przed niepowo ł anym okiem podziemne roboty, pojawia si ę odwieczny problem - jak ukryć podstawowy dowód górniczej aktywno ś ci, czyli skalny urobek. Ka ż da fotografia satelitarna danego miejsca natychmiast wyka ż e obecno ść albo nieko ń czącego si ę konwoju cięż arówek lub wagonów kolejowych, wyje ż dż aj ą cych z tunelu, albo w przeciwnym razie ci ągle rosn ące ha łdy skalnych odł amów znajduj ące si ę w pobliż u. Na samym początku ekipy pracuj ą ce dla TG oraz innych ameryka ń skich urzędów rządowych nie mia ły innego wyj ś cia i musia ły wywozić urobek na powierzchni ę . Ale nowe radzieckie satelity by ł y w stanie wykry ć tego typu aktywno ść , zatem rozwini ę to nowe techniki dr ąż enia tuneli, nieprodukuj ą ce skalnych odpadów. Wysoce tajne technologie s ą stosowane od dobrych 30 lat, poczynaj ąc od wysokoci ś nieniowych dział ek wodnych, w których ma łe kulki s ą mieszane z wod ą i z ogromn ą siłą uderzaj ą o powierzchnię skał y, w rezultacie czego powstaje p ł ynna zawiesina (szlam), który mo ż e być odprowadzany ukrytym ruroci ągiem. Na drugim koń cu znajduje si ę najbardziej niezwykł y pomysł spo ś ród wszystkich - kombajn podziemny. Pierwszym sygna ł em o pojawieniu si ę kombajnu podziemnego by ł o przyznanie patentu w 1972 roku dwóm instytucjom. Los Alamos National Laboratory oraz Komisji do spraw Energii Atomowej. Lecz w pó ź niejszym okresie entuzjazm wobec nowej koncepcji znacznie osł abł . Istotą opatentowanego pomys ł u był kombajn do drąż enia tuneli o nap ędzie nuklearnym, który w obiegu zamkni ętym oddziaływał na lico skały wysoce rozgrzanym, radioaktywnym litem, powoduj ąc jej przej ś cie w stan płynny. Stopiona skał a była następnie wpompowywana pod ci ś nieniem w istniej ące w skalnym masywie szczeliny i p ęknię cia, tuż za przesuwaj ą cym się do przodu urz ą dzeniem. Dwie podstawowe zalety tego rozwi ązania były nastę puj ące: po pierwsze, mo żna było zrezygnować z koniecznoś ci stawiania stempli stropowych, gdy ż wytopiony w skale (zeszklony) tunel jest ca łkowicie stabilny i odporny na zawa ły; po drugie nie powstawa ł już urobek, którego trzeba si ę było pozbyć . W zwi ązku z bardzo wysok ą temperaturą oraz dużą radioaktywno ś cią stanowi ącymi element tej
54
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
techniki, kabina dla za ł ogi znajduj ąca si ę z tyłu kombajnu była obudowana warstw ą izolacyjną i specjalnymi ekranami —przy za łoż eniu, ż e obsł uga urz ądzenia przez czł owieka by ł a niezbę dna, gdyż moż liwe jest równie ż sterowanie zdalne. Mniej skomplikowane rozwi ązania, og ł aszane co jaki ś czas, obejmuj ą dodanie do gł owicy tn ącej konwencjonalnego TBM kilku przemys ł owych dzia ł ek radarowych, s ł użą cych do rozbijania powierzchni ska ł y, uł atwiaj ą c tym samym prac ę gł owic i kruszenie skalnego urobku. Taki system z pewno ś cią przyśpieszyłby tempo podziemnych prac w porównaniu z zastosowaniem w pe łni konwencjonalnego kombajnu, lecz ci ą gle by ł a produkowana skał a pł ynna, a ekonomiczna efektywno ść był a duż o ni ż sza ni ż w przypadku zastosowania kombajnu o nap ędzie nuklearnym. Czerpi ą c energi ę z minireaktora j ądrowego, kombajn podziemny jest praktycznie samowystarczalny w dzia ł aniu, moż e bardzo dł ugo pracowa ć bez konieczno ś ci konserwacji mechanizmów w porównaniu z rozwi ązaniem konwencjonalnym. Je ś li konieczne było zastosowanie personelu, mo ż liwa był a praca na trzy zmiany. W ten sposób urz ądzenia takie jak kombajny przodkowe i kombajny podziemne mogą wydrąż yć ogromne, nie grożą ce zawa ł em, nie zamknię te podziemne komory, wykopuj ą c korytarz, i posuwaj ąc si ę do przodu ruchem malej ącej (albo rosnącej) spirali, wychodz ą cej z okre ś lonego punktu. Spekulacje na temat rzeczywistego istnienia maszyn do dr ąż enia tuneli o napę dzie j ądrowym ci ągle si ę powtarzaj ą, powinni ś my zatem pami ętać o tych pozornie zapomnianych wynalazkach. Nie nale ż y również przemilcza ć faktu, ż e przede wszystkim takie patenty nie zosta łyby przyznane, gdyby nie udowodniono dzia ł ania prototypów w praktyce. W koń cu były to patenty wydane przez jeden urz ą d federalny na rzecz drugiego, a coś takiego nie zdarzy ł oby się, gdyby sprawy jedynie ,,nabra ł y biegu urzędowego" w celu ochrony wyimaginowanej technologii, istniej ą cej tylko na papierze. Wydawanie patentów —a tym samym udost ę pnianie ogół owi społ eczeń stwa przedmiotu wynalazku— moż e by ć również postrzegane jako element polityki informacyjnej realizowanej przez TG. Innymi sł owy znowu mamy tu do czynienia z zagmatwanym obrazem spraw, mnogoś ci ą mglistych uwag na marginesie oraz przypadkowymi dokumentami. Oficjalna historia rozpoczyna si ę od inauguracyjnego zastosowania w latach 50. na zlecenie rz ądu Stanów Zjednoczonych konwencjonalnych kombajnów tunelowych TBM przy budowie skomplikowanych schronów atomowych, przeznaczonych na miejsce ewakuacji wł adz cywilnych oraz dowództwa wojskowego na wypadek konfliktu nuklearnego. Zlecenia te dotyczy ły też drąż enia podziemnych silosów przechowuj ą cych rozmaite typy wyrzutni rakiet balistycznych dalekiego zasi ęgu ICBM. Wię kszość ludzi jest przynajmniej ś wiadoma istnienia tego typu planów i zapewne mia ł a okazj ę sł yszeć o takich miejscach, jak NORAD (North American Aeorospace Defence Cornmand), czyli Dowództwo Obrony Przestrzeni Powietrznej Ameryki Pó ł nocnej — chodzi o bunkier „superdowództwa" zlokalizowany pod masywem górskim Mount Cheyenne w stanie Kolorado. Z kolei w latach 80., w ramach polityki wzmo ż onych wydatków na obron ę cywilną, zainicjowanej przez Ronalda Reagana, sie ć takich podziemnych obiektów zosta ł a dalej rozbudowana z jednoczesnymi planami budowy nowych silosów na pociski strategiczne. Szczegó ł y dotyczą ce tego kontraktu, ujawnione w ramach ustawy o wolno ś ci informacji (US Freedom of Information Act), zosta ły przes ł ane do róż nych firm zajmuj ących się konstruowaniem skomplikowanych tuneli dr ąż onych na duż ych głę boko ś ciach. Projekt, którego zako ń czenie zaplanowano na rok 1990, obejmowa ł wydrąż enie głę bokiego
155 tunelu si ęgaj ącego do poziomu 915 metrów o łą cznej d ł ugoś ci przekraczaj ącej 320 kilometrów, przebiegaj ącego wzd łuż linii ł ań cucha górskiego le żą cego gdzie ś w zachodniej częś ci Stanów Zjednoczonych. Kilka kombajnów o nap ę dzie nuklearnym nadawa ł oby si ę najlepiej do wykonania tego gigantycznego zadania. Przy dr ąż eniu tunelu o takiej dł ugoś ci powstawa ł yby miliony ton odpadowego urobku, gdyby roboty wykonywano za pomoc ą konwencjonalnych TBM. Takie ilo ś ci są stanowczo zbyt du ż e, by da ł o si ę je ukryć , i zosta ł yby z ł atwoś ci ą wychwycone na zdj ę ciach satelitarnych, natomiast zastosowanie kombajnów podziemnych pozwoli łoby na uniknię cie tego problemu. Je ś li glówne wej ś cie jest ukryte pod powierzchni ą ziemi i moż na do niego dotrze ć tylko poprzez inne tunele łą cznikowe, wtedy nikt nie musi zna ć dokł adnej lokalizacji obiektu. W razie wybuchu wojny jądrowej podziemne pomieszczenia zosta ł yby hermetycznie zamkni ę te na stał e, a z dziesi ątek czy nawet setek bocznych odnóg g ł ównej arterii ruszy ł yby samodzielne machiny TBM (wcze ś niej przygotowane do dzia ł ania — każ dy był by uzbrojony w rakietę z głowicą j ądrową), uruchomione przez personel, teraz na dobre i na z ł e uwię ziony pod ziemi ą . Po dokonaniu oceny, czy up ł yn ął już dostatecznie d ł ugi czas (a mog ą to być nawet całe lata), za ł ogi nuklearnych TBM uruchomi łyby te pojazdy, by przebi ć się ku powierzchni zgodnie z wcze ś niej zaprojektowan ą tras ą . Następnie pociski zosta ł yby odpalone, zamieniaj ąc w gaz i pyl resztki si ł nieprzyjaciela i daj ą c tym samym Ameryce prawo do powiedzenia ostatniego s ł owa. Podobnie rzecz ma si ę w przypadku TG i jego projektów, takż e i w tej kwestii nie zabiera g ł osu nikt, kto mógł by potwierdzi ć lub zaprzeczy ć pogłoskom dotycz ącym tego tunelu — na przyk ł ad czy i kiedy został zbudowany. Nikt też oficjalnie nie dementuje tych wie ś ci i nie ogł asza, ż e s ą to tylko opowieś ci wyssane z palca. Zdaniem autora istnienie takiego tunelu wydaje si ę nie tylko mo ż liwe, lecz nawet ca łkiem prawdopodobne. Co wi ęcej, sugerowa ł bym, ż e wzd łuż podziemnych chodników co jakiś czas znajduj ą si ę obszerne hangary, w których przechowywane s ą pewne typy dysków wyprodukowanych w ramach programów prowadzonych przez TG. W koń cu czy istnieje lepsza metoda zdobycia atomowego wysypiska ś mieci wzgl ędnie wydostania si ę z planety Ziemi inaczej ni ż na pokł adzie lataj ącego spodka? Lecz wszystko to, o czym tu mówimy, by ł o odleg łą przyszł oś ci ą w czasie, gdy TG rozpoczęł o dyslokacj ę bazy z kanadyjskiej Kolumbii Brytyjskiej do Stanów Zjednoczonych na początku lat 50. Ju ż wcześ niej próbowali ś my odgadn ąć , jaką posta ć miał a pionierska baza brytyjsko-kanadyjska, lecz jakakolwiek baza zlokalizowana w Stanach Zjednoczonych musia ł a speł niać te same (je ś li nie wy ż sze) wymogi tajno ś ci i być doskonale zamaskowana. W latach 50. XX stulecia technika kosmiczna nie by ł a jeszcze na tyle rozwini ę ta, by umoż liwi ć budowę satelitów szpiegowskich, a Rosjanie nie byli w stanie skonstruować ani samolotu, ani te ż dysku zdolnego do odbywania potajemnych lotów zwiadowczych nad obszarem Stanów Zjednoczonych — zatem obserwacja z powietrza raczej nie budzi ł a obaw. Wybieraj ąc takie miejsca, jak White Sands, normalne restrykcje dotyczące przestrzeni powietrznej ponad baz ą wojskow ą by ły w zupe łno ś ci wystarczaj ące do zagwarantowania, ż e nikt niepo żą dany nie móg ł się „przypadkowo" zab łą kać zbyt blisko, bez napotkania na zdecydowane przeciwdzia łanie. Nawet w tamtych czasach ta polityka by ł a skuteczna równie ż w odniesieniu do przypadkowych gapiów, chc ących sobie pooglądać bazę z ziemi. Lecz kiedy lata 50. zacz ęł y odchodzi ć do historii, ust ę pując miejsca kolejnej dekadzie, ludzie z TG zacz ę li się zastanawia ć nad dwiema kwestiami: potencjalnym atakiem nuklearnym oraz prawdopodobn ą inwigilacj ą przez radzieckie satelity szpiegowskie. Wszystkie istniej ące bazy z pewno ś ci ą stanowi ł y cel ataku
156
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
i nawet biorą c pod uwagę niską precyzj ę pierwszej generacji mi ę dzykontynentalnych pocisków balistycznych po jednej i drugiej stronie oraz uwzgl ę dniaj ą c po ł o ż enie bazy w odosobnionym terenie, nale ż ał o si ę liczy ć z przypadkowym celnym trafieniem. Szukano wi ę c nowej lokalizacji, rozwa ż aj ąc przy tym częś ciowe umieszczenie jej instalacji pod ziemi ą . Na całe szczęś cie istnia ł a już jednak baza wojskowa speł niaj ą ca te warunki. Okryty nimbem tajemnicy — podobnym do otaczaj ącej pó ź niejszy projekty myś liwca bombowego F-117 przed ujawnieniem jego istnienia w trakcie wojny w Zatoce Perskiej — samolot szpiegowski U-2 by ł najbardziej zaawansowanym technologicznie konwencjonalnym samolotem u ż ywanym przez si ły powietrzne Stanów Zjednoczonych przez ca łą dekadę lat 50. i przez pierwsze lata 60. Dok ł adano wię c wtedy wszelkich wysił ków, by utrzyma ć jego istnienie w tajemnicy. Za miejsce prawie idealnie nadaj ące si ę do startów lotów testowych sekretnych samolotów uznano dno wyschni ętego jeziora o nazwie Groom Lake, po ł oż onego na pustyni Nevada. Miejsce to znajdowa ł o si ę w pobliż u strefy testowania broni nuklearnej, zatem nieuprawnione wej ś cie w przestrze ń powietrzn ą tego obszaru by ł o kategorycznie zabronione, a najbli ż sze drogi i ludzkie osady znajdowa ły się w oddaleniu dziesi ątek kilometrów. Prowizoryczna baza, zorganizowana z duż ym pośpiechem zacz ęł a funkcjonowa ć w 1955 roku, zaledwie na kilka miesi ę cy przed przybyciem pierwszych maszyn szpiegowskich U-2. Poniewa ż do tego miejsca nie prowadził a ż adna droga dojazdowa, wszelkie zaopatrzenie by ł o dostarczane drog ą powietrzn ą, a piloci samolotów transportowych byli naprowadzani na cel przez niezidentyfikowan ą wieżę kontroli lotów, dostrzegaj ąc pas startowy dopiero tu ż przed l ą dowaniem. Przez całe lata 50., gdy ta po ł oż ona w oddali baza sta ł a si ę siedzib ą dywizjonu szkolnego samolotów U-2, prowizoryczne baraki zmontowane z elementów prefabrykowanych stopniowo ustę pował y miejsca bardziej solidnym i trwa ł ym zabudowaniom—przez ca ł y czas jednak baza Groom Lake pozostawa ł a ca ł kowicie ukryta przed ś wiatem, a wszelkie ciekawskie oczy i uszy starano si ę utrzyma ć jak najdalej. Kiedy nadesz ły lata 60., zdaniem autora du ż e oddalenie tego miejsca pozwoli ł o na podj ę cie pewnych prac przy programie budowy dysków, jak równie ż realizowano operacj ę przeniesienia dysków Alfa do nowej bazy. Góry otaczaj ą ce jezioro Gromu Lake, a w szczególno ś ci masywy okalaj ą ce leżą ce w pobliż u (24 kilometry w kierunku po ł udniowym) inne jezioro o nazwie Papoose Lake gwarantowa ł y i ś cie niebia ń ski spokój i pe łne bezpieczeń stwo, a tak ż e oferowa ły warunki, w których moż na był o podjąć produkcj ę dysków Alfa i Beta. Samoloty U-2 startował y tylko z powierzchni jeziora Groom Lake, st ąd też odwa ż ył bym si ę na wysunię cie hipotezy, ż e TG przenios ło swoje operacje w rejon Papoosc Lake, przemieszczaj ą c sprzę t poprzez podziemny tunel, wydr ąż ony przy uż yciu j ądrowych kombajnów podziemnych. W ten sposób na pocz ą tku lat 60. powsta ł a nowa, bardziej d ługotrwał a siedziba, w której stacjonowały dyski — miejsce to otrzymał o, zgodnie z relacj ą co najmniej jednego ś wiadka, zakodowan ą nazwę Es-4, chocia ż znaczenia tego skrótu nikt nie jest w stanie wyt ł umaczyć . W ostatnich latach w bazie Groom Lake podj ę to, co do tego nie ma w ą tpliwo ś ci, dział ania zwi ązane z obecno ś ci ą specjalnego dywizjonu sil powietrznych, którego zadaniem jest oblatywanie samolotów zdobytych na nieprzyjacielu lub zdobytych w inny sposób, produkowanych w ró żnych miejscach ś wiata. Stacjonowa ł o tam kilka odrzutowych my ś liwców ze Zwi ą zku Radzieckiego i Chin, przeprowadzono te ż liczne pozorowane walki powietrzne mi ę dzy pilotami zasiadaj ą cymi za sterami najnowszych modeli amerykań skich i pa ń stw NATO a ich kolegami pilotuj ą cymi radzieckie migi. Oprócz
157 prowadzenia lotów testowych na niegdy ś utajnionych konstrukcjach ameryka ń skich, takich jak myś liwiec F-117, bombowiec stealth B-2 czy nast ępca szpiegowskiego U-2, SR71 Blackbird, wydaje si ę , ż e gł ównym zaj ę ciem by ł o testowanie „obcych", jak si ę mawia w wojskowym ż argonie, pojazdów. Wszystko to brzmi do ść niewinnie, dopóki nie dowiemy się , ż e rząd federalny Stanów Zjednoczonych w latach 90. sukcesywnie wykupywał coraz szersze area ły gruntów otaczaj ą cych baz ę Groom Lake, chc ąc zagwarantowa ć , ż e ż aden cywil nie spojrzy nawet z daleka na to, co si ę dzieje w ś rodku. Kiedy ś co ciekawsi obywatele mogli si ę wspinać na górski masyw i z odległ oś ci 45 kilometrów ogl ądać bazę przez obiektyw teleskopu, lecz od momentu, kiedy góra Freedom Ridge sta ł a si ę wł asnoś ci ą armii w ramach akcji scalania gruntów, legendy o niezwyk łych wydarzeniach w Groom Lakc zacz ęł y si ę mno ż yć w postępie geometrycznym. Obserwatorzy sceny publicznej zacz ę li stawia ć otwarte pytania o przyczyn ę podj ę cia tak stanowczych kroków, skoro za wojskowym ogrodzeniem miał y się znajdować jedynie stare migi. Przypadkowi w ę drowcy nic mogli ju ż teraz wkracza ć na tereny w pobli ż u bazy w odleg ł o ś ci większej niż kilka kilometrów od pobliskiej drogi, natrafiaj ą c na zamaskowane i uzbrojone posterunki wartownicze (w lokalnej gwarze zwane canznw dudes), które mia ły rozkaz strzelać z ostrej amunicji do każ dego, kto nie dostosuje si ę do polecenia natychmiastowego wycofania si ę . Jeż eli nazwa bazy z niczym si ę nie kojarzy, Co by ć moż e jej przydomek „kraina marzeń " albo Strefa 51 wyda si ę bardziej znajomy? Kod „A 51" (Area 51) od strony technicznej jest oznaczeniem wycinka przestrzeni powietrznej otaczaj ącej Groom Lake, lecz moż na odnieść wraż enie, iż termin ten na dobre zadomowi ł si ę we współ czesnej kulturze zwią zanej ze zjawiskami UFO, tak jakby w pewnym sensie pe łnii analogiczn ą rol ę jak hasł o otwieraj ące jaskini ę Aladyna i stanowi ł wrota do prawdziwych „obcych" technologii i tajemnic. Tak si ę skł ada, ż e okre ś lenie „błę kitne ognie", od którego pochodzi oryginalny tytuł tej ksi ąż ki, jest prawdopodobnie kodem, jakim pos ł uguj ą się kontrolerzy lotów bazy Groom Lake, kiedy rozpoczynaj ą się loty testowe — bez wzgl ędu na to, czy będą to dyski TG, pojazd przywieziony przez obcych czy te ż pozorowany pojedynek myś liwców F-16 z 20-letnimi migami. Groom Lake, czy ujmuj ąc bardziej precyzyjnie, domniemana baza Es-4 w rejonie jeziora Papoose, od dawna by ło kojarzone z opowie ś ciami o przej ętych czy otrzymanych w darze od obcych lataj ą cych spodkach, które by ł y rozkładane na częś ci pierwsze w celu poznania ich konstrukcji przez in ż ynierów podekscytowanych mo ż liwoś cią odkrycia ich technicznych sekTetów. Niektórzy ufolodzy posun ę li się nawet do stwierdzenia, ż e rząd Stanów Zjednoczonych prowadzi zakrojon ą na szerok ą skal ę współpracę z przedstawicielami ró ż nych cywilizacji pozaziemskich, które mia ł yby jakoby od lat odwiedza ć niebieską planetę . Niektórzy uważ aj ą również , iż za rozmaitymi niezwyk łymi • projektami — poczynaj ąc od tych rodem z serialu Z Archiwum X, polegaj ących na wykorzystaniu in żynierii genetycznej do stworzenia sklonowanej rasy ludzkiej i na stopniowym dołą czaniu ziemskiej populacji do kosmologicznej Organizacji Narodów Intergalaktycznych — kryj ą się równie ż istoty pozaziemskie. Tego typu spekulacje pojawiaj ą się czę sto już od wielu lat, od chwili gdy opinia publiczna po raz pierwszy dowiedzia ła si ę o istnieniu Strefy 51 oraz jej oczywistym znaczeniu dla ca ł ej historii lataj ą cych spodków. Nie moż na jednak przytoczy ć konkretnego dowodu — o niezbitym czy nawet poszlakowym charakterze, który móg ł by poprze ć takie stanowisko. Z pewno ś cią baza na jeziorze Groom Lake istnieje — fotografie wykonane jeszcze przed przej ę ciem przez wojsko góry
158
ZAGINIONE TAJEMNICE TECI-INOLOGII III RZESZY
Freedom Ridge pokazuj ą znajduj ące się tam budynki i du żą anten ę radarową . Nawet dzisiaj piloci dowożą pracowników do bazy, startuj ąc z lotniska McCurran Airport w Las Vegas. Przed zamkni ę ciem tego obszaru mo ż na był o widzie ć autobusy wożą ce personel tam i z powrotem pomi ę dzy dwoma wyschni ę tymi jeziorami (okna w autokarach by ły zasł onię te, zatem musimy z konieczno ś ci przyj ąć zał oż enie, ż e pasaż erami byli robotnicy pochodzenia ziemskiego). Jak do tej pory dysponujemy zeznaniami jedynego ś wiadka potwierdzaj ą cego realne istnienie obiektu Es-4 na jeziorze Papoosc — niejakiego Roberta Lazara, którego nieco naiwne relacje na temat tego, co widzia ł , kiedy rzekomo tam w ł a ś nie pracowa ł , pozostaj ą jedyn ą przes ł anką pozwalaj ą cą nam wnioskowa ć na temat tego, co w ł aś ciwie dzieje si ę w tamtym miejscu. Z jego relacji wynika, ż e na wł asne oczy widzia ł liczne (w sumie pada liczba dziewi ęć ) podziemne hangary z rozsuwanymi wrotami, a w ka ż dym z nich mialy się znajdować róż ne lataj ące spodki, co wskazywa ł oby na prowadzenie tu operacji przez TO. Oczywi ś cie, jeś li był a to gł ówna baza testowania dysków czy chocia ż by warsztaty naprawcze (nie odwa ż yłbym się na wysuni ę cie hipotezy, ż e tu w ł a ś nie znajdowa ł o si ę centrum produkcji pojazdów) — to dlaczego nie mia łyby znajdowa ć się tam dawne, produkowane obecnie oraz prototypowe modele dysków, które trzeba by ł o gdzieś przechowywa ć i poddawać przegl ądom technicznym? Nowe technologie montowane w starych kadł ubach, pionierskie prototypy szykowane do rozpocz ę cia programu lotów testowych, dyski poddawane okresowej kontroli technicznej i konserwacji — wszystko to stanowi moż liwe wyjaś nienie tego, co widzia ł Lazar. ś wiadek ten opisuje równie ż niezwykle dokuczliwy re ż im zwi ązany ze sprawami bezpiecze ń stwa, polegaj ący na tym, ż e każ dy cywilny inż ynier i naukowiec pracuj ący przy dyskach mia ł swojego wartownika patrz ą cego mu na rę ce — takiego re ż imu można by spodziewać się w obiektach pracuj ących nad projektami o tak wysokim stopniu tajno ś ci. Ta atmosfera z pewno ś ci ą zapewniał a moż liwość skupienia umysł u i gwarantował a zachowanie ciszy. Autor przypomina sobie podobne relacje zas ł yszane od robotników i elektryków zatrudnionych przy budowie i wyposa ż aniu silosów przeznaczonych do zainstalowania ameryka ń skich pocisków samosteruj ących w bazie Greenham Common w hrabstwie Birkshire w Wielkiej Brytanii na pocz ątku lat 80. Opisywali oni podobnie restrykcyjne warunki pracy w atmosferze zastraszenia; każ dy z nich miał przydzielonego osobistego anio ła stróż a, który towarzyszył im nawet w toalecie. Brzmi to rzeczywi ś cie podobnie, lecz w odniesieniu do innych elementów zwi ązanych z osob ą i relacj ą Lazara zaczynaj ą się pojawiać pewne wą tpliwoś ci, wynikają ce nie tylko z jego niejasnego i pogmatwanego ż yciorysu. Ż aden innowacyjny projekt inż ynierski nie b ę dzie w stanie przetrwa ć , nie wspominaj ąc już nawet o osią gnię ciu sukcesu, jeś li bę dzie opracowywany w warunkach tak straszliwie represyjnej dyscypliny zwi ązanej z zapewnieniem tajemnicy prac, jak opisa ł to Lazar. Miałoby to zdecydowanie negatywny wp ł yw na zdolno ś ci twórcze zatrudnionych inż ynierów, którzy — bez wzgl ę du na to, czy pracuj ą przy programie my ś liwców stealth czy też lataj ą cych dysków — zobowi ą zani byliby do zachowania ca łkowitej i bezwzgl ędnej tajemnicy. Silnie umotywowany zespól badawczy pracuje natomiast na w ł asnych zasadach, bez jakiegokolwiek przymusu. Wystarczy o to zapyta ć kadrę w „skunksowych" zakł adach koncernu Lokheed mieszcz ą cych się w Palmdale, w stanie Kalifornia, która przez dziesi ątki lat pracowa ł a nad projektem chyba najbardziej utajnionego konwencjonalnego samolotu, jaki kiedykolwiek zosta ł zbudowany i wzniós ł si ę w przestworza. Tajemnicy strze ż ono na każ dym kroku, a pracuj ący przy projekcie ludzie byli przekonani,
159 ż e tworzą elitarny zespó ł , zatem nie ma powodów, by podejrzewa ć , iż personel zatrudniony w bazie Es-4 by ł poddany bardziej represyjnym warunkom, Lazar sugeruje, ż e obecność ruchomych patroli i wartowników w o ś rodku wynika z faktu, ż e realizowany tam projekt by ł zlecony przez w ł adze wojskowe, lecz w rzeczywisto ś ci mogł o by ć również inaczej - wartownicy byli wystawieni jedynie po to, by nie dopu ś ci ć , by kto ś niepożą dany dosta ł się na jej teren z zewn ątrz, a stopie ń uci ąż liwoś ci tych wart dla personelu wydaje si ę przesadzony. Zapewne kto ś chcia ł, aby nasz ś wiadek przedstawi ł tak bardzo opresyjny obraz widziany w ł asnymi (a przez to równie ż naszymi) oczami, gdy ż w ten sposób wzmacnia ł o się przekonanie, ż e co ś o niezwykł ym (nawet apokaliptycznym) znaczeniu, oprócz „normalnych" lataj ących spodków, był o przedmiotem tamtejszych bada ń . Być moż e nawet chodzi ł o o obcych. Komu ś zależ ał o na tym, by Lazar dok ł adnie w to uwierzy ł i potem opowiedzia ł w swojej relacji. Zreszt ą zrobi ł to cał kiem udanie i skutecznie. Zupe łnie podobnie jak mia ł o to miejsce w przypadku, gdy naoczni ś wiadkowie widzieli ciał a obcych po katastrofie w Roswell 40 lat wcze ś niej - iluzja (mistyfikacja) trwa po dzi ś dzień . Być moż e nieprzypadkowo przesuwane drzwi mi ędzy hangarami by ł y otwarte w obecnoś ci Lazara, by da ć mu szansę przekonania si ę o rozmiarach bazy Es-4 oraz o tym, co się w niej znajdowa ł o. W normalnych warunkach taka sytuacja by ł a mał o prawdopodobna, ze wzgl ę du na zwi ązane z tym problemy z wentylacj ą i klimatyzacj ą pomieszczeń . A jednak Lazarowi uda ł o si ę zobaczyć zawarto ść hangarów... To, co widzia ł , mogł o być mistyfikacj ą, gdyż nie odzwierciedlał o codziennej rzeczywisto ś ci m ęż czyzn i kobiet tam zatrudnionych, pracuj ących przy realizacji programów TG, jednak Lazar mimo wszystko co ś widzia ł . By postawi ć sprawę uczciwie, kiedy którego ś razu wywierano na niego nacisk, ż eby ujawnił nieco wi ę cej szczegó ł ów na temat obcych, których dostrzeg ł katem oka, idąc podziemnym korytarzem, wyzna ł w odpowiedzi, ż e jego zdaniem mog ł y to być równie ż manekiny przygotowane do bada ń ergonomicznych zwi ązanych z u ż yciem pojazdów o ciasnym wn ę trzu, którym to tematem zajmowa ł się nasz ś wiadek. Lecz struktura tak skuteczna i efektywna jak TG w normalnych okoliczno ś ciach po prostu nigdy nie zaaprobowa łaby zatrudnienia osoby z tak niejasnymi referencjami jak Robert Lazar, bez wzgl ę du na to, co ten cz ł owiek mógł o sobie mówi ć . Jego póź niejsze wyskoki oraz przypadki naruszenia prawa tylko dodaj ą si ł y powyż szemu argumentowi. Na przykł ad Lazar twierdzi, ż e ma dyplomy uko ń czenia dwóch szkó ł , Politechniki Kalifornijskiej oraz Instytutu Technologii stanu Massachusetts, ale kiedy jeden z badaczy tematu przegl ądał odpowiednie dane z wczesnych lat 90., nic znalaz ł najmniejszej wzmianki na temat Roberta S. Lazara na listach studentów ż adnej z obu placówek edukacyjnych. To samo można odnieść do profesorów, których wymieni ł jako swoich akademickich nauczycieli. Jeden z nich, profesor Duxler, okaza ł si ę wykł adowcą informatyki w college'u. Jeszcze bardziej zaciemnia rzeczywisty stan rzeczy zdumiewaj ą cy fakt, ż e rzekomy absolwent dwóch uczelni nie pami ę ta, jak d ł ugo pracowa ł w obiekcie Es-4, raz podaą c cztery, kiedy indziej sze ść miesi ę cy. Brzmi to dziwacznie, mówi ąc najbardziej ogl ę dnie, zwł aszcza bior ąc pod uwagę fakt, ż e jego pierwsze rewelacje pojawi ły się tuż po rym, jak przestał pracować w bazie. A przecież praca nad tak donios łym projektem mia ł a zapewne niezwykłą wagę w jego dotychczasowym życiu, trudno wi ę c był o zapomnie ć , ;gik d ł ugo trwa ł o to zaj ę cie. Fakt, ż e Lazar nie jest w stanie udowodni ć ż adnej ze swych rewelacji dotycz ących pracy w bazie - nawet tego, ż e był tam rzeczywi ś cie zatrudniony - wydaje si ę nieco niepokoj ący. Pewnego razu przedstawi ł publicznie odcinek wyp ł aty
160
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
z tajemniczym kodem „w dyspozycji Biura Wywiadu Marynarki", lecz kiedy poddano bliż szej analizie ten zapis, to okaza ło si ę, ż e był on umieszczony jako niewykorzystany kod rezerwowy (by ć moż e kod zosta ł specjalnie aktywowany w tym jednym konkretnym przypadku — nie da si ę tego wykluczyć ). Nic zamierzam wg łę biać się w poddawanie krytycznej ocenie ludzkiego charakteru, lecz jeden czy dwa fakty mog ą wpłynąć na podej ś cie do relacji Lazara opisuj ącego bazę Es-4. Po pierwsze, należ y zał oż yć , ż e zbierał oderwane strz ępy informacji od pracuj ących tam ludzi, których spotyka ł na stopie towarzyskiej, albo które przypadkowo us ł yszał . Potem te informacje łą czył ze sobą , tworząc wł asną interpretacj ę na temat tego, co się dzieje w bazie. W rezultacie ł atwowierni ufologowie zaaprobowali te uzyskane z drugiej rę ki sądy i potraktowali je jako potwierdzone fakty. Po drugie, najbardziej prawdopodobne wyjaś nienie wygl ą da następuj ą co — Robert Lazar rzeczywi ś cie dostał pracę w bazie Es-4, lecz wybór jego osoby nie wynikał z jego uzdolnień technicznych w jakiej ś konkretnej dziedzinie. Został celowo wybrany ze wzgl ędu na stosunkowo małą przydatno ść do oferowanego mu stanowiska. Nasz ś wiadek przez jaki ś czas pracowa ł w laboratorium Los Alamos w zespole ciesz ą cego si ę autorytetem fizyka doktora Edwarda Tellcra i jak sam twierdzi, wykorzysta ł tę znajomo ść , staraj ą c si ę o posad ę w obiekcie Es-4. Jednak moim zdaniem doktor Teller zna ł go i wiedzia ł , ż e młody czł owiek zupeł nie nie nadaje si ę na obj ę cie stanowiska w Es-4. By ć moż e nawet znany fizyk zosta ł poproszony przez przedstawicieli TG o zaproponowanie nazwiska osoby, która dawa ł aby jakieś gwarancje skutecznego wykorzystania w przysz ł oś ci w ramach dzia ł ań zwi ązanych ze strategi ą dezinformacji poprzez „przeciek sterowany". Lazar mia ł stać si ę po prostu wysoce zakonspirowanym, nie ś wiadomym swej roli donosicielem — stanowi ąc kolejny klocek w dezinformacyjnej uk ł adance budowanej przez TG, której pocz ątki si ęgaj ą pierwszych dni realizacji sekretnego projektu Alfa. W ko ń cu jego praca w o ś rodku zosta ł a zako ń czona w rezultacie zaimprowizowanej napr ę dce, wieczornej eskapady wraz z ż oną, szwagierk ą oraz zaprzyja żnionym ufologiem w pobli ż e bazy, w czasie której zamierzano obserwowa ć zapowiedziany przez Lazara testowy lot, maj ący odbyć się tej nocy. Nieproszeni go ś cie zostali zatrzymani, a podczas nast ępnej zmiany winowajca zosta ł przes ł uchany i odes ł any do Las Vegas, jego za ś kontrakt na prac ę wygasł . Prawdopodobnie w trakcie przes ł uchania poruszano równie ż sprawy osobiste, które odkryto dzi ęki pods ł uchowi zał oż onemu na prywatnej linii ekspracownika. Informacje te przytoczono, pragnąc umotywować jego zwolnienie, chocia ż równie dobrze moż na przyj ąć inną interpretacj ę , wskazuj ąc na fakt, ż e Robert Lazar przesta ł już być potrzebny w bazie— dowiedział się i zobaczył wystarczaj ąco duż o. W czasie gdy ogł oszono po raz pierwszy rewelacje bohatera tej opowie ś ci, a by ł to rok 1989, zainteresowanie Strefą 51 wzros ł o do takiego stopnia, ż e konieczne sta ł o się wydanie oficjalnego o ś wiadczenia ze strony dowództwa si ł powietrznych. W ko ń cu przyznano si ę jedynie do istnienia bazy lotniczej Groom Lake, nie informuj ą c w najmniejszym nawet stopniu o charakterze prowadzonych tam dzia ł ań . Bo przecie ż z trudem przyszł oby im przyznać si ę , ż e od mniej wi ę cej 40 lat absolutnie tajna agencja (którą nazwali śmy TG) pracowa ł a nad projektem lataj ących spodków, a bazy Groom Lake i Papoose Lake s ł uż ył y za siedziby o ś rodków badawczo-rozwojowych... W ci ągle aktualnym interesie krajów cz łonkowskich TG jest utrzymywanie ś cisłej tajemnicy, a najlepszym sposobem na osi ągni ęcie tego celu jest wmówienie opinii publicznej
161 alternatywnego wyt ł umaczenia — w tym przypadku realnego istnienia ma ł ych zielonych ludzików. Lecz tematem tej ksi ąż ki nie jest opowie ść o bazie Es-4 czy losy Boba Lazara. Groom Lake oraz Papoose Lake odgrywaj ą tylko epizodyczn ą rolę w historii TG, ale zdo ł a ły zdobyć sobie s ławę jedynych znanych niezwykł ych miejsc, dotychczas odpornych na ciekawskie spojrzenia z zewn ątrz. I rzeczywi ś cie, rozgł os towarzyszący obu bazom w ostatnich latach najwyra ź niej zmusi ł wł adze do przeniesienia cz ęś ci operacji w inne miejsce — na tereny okre ś lane kodem Strefa 13. Wiarygodno ść tej informacji nie jest stuprocentowa. ż aden cywil niezwi ą zany sł uż bowo z tym rejonem nigdy nie zdoł ał wykonać fotografii czy te ż odwiedzi ć tego miejsca, a zatem mo ż e to być kolejna dymna zasłona—albo cz ęść rzeczywistej bazy. Nikt z dopuszczonych do tajemnicy nie mówi ani sł owa, a dopóki tury ś ci b ę dą zwiedza ć pobliskie miasteczko Rachel i kupowa ć pamiątki przedstawiaj ące obcych lub opatrzone napisem „A 51", na pewno te ż nikt nie wyjawi sekretu. Oprócz jednej czy dwóch lokalizacji na obszarze pustyni Ncvada, po dzi ś dzień zajmowanych przez TG, istnieje równie ż duż a szansa, ż e pierwotna baza w Kanadzie ci ągle jeszcze jest wykorzystywana, cho ć by z tej prostej przyczyny, ż e znajduje si ę wystarczaj ąco daleko od ludzkich siedzib, by ci ągle być uż yteczna. Brytyjscy in żynierowie zatrudnieni przez takie koncerny, jak Racal i Bae, ci ągle jeszcze do pewnego stopnia s ą zaangaż owani w projekt, na podobnej zasadzie mo ż e si ę to odnosić do kilku miejsc na bezludnych obszarach Australii. To samo przypuszczenie kojarzy si ę z rozległym obszarem testowym Woomera, nad którym dyski mog łyby latać w miarę swobodnie. Federalna Agencja Bezpiecze ń stwa Narodowego NSA (National Security Agency) ma du żą stacj ę nasł uchową w miejscu zwanym Fine Gap w pobli ż u Alice Springs, która mogłyby z ł atwoś cią sł uż yć do ś ledzenia dysków przemierzaj ących przestworza. Przypuszczenie to wynika z silnego zaanga ż owania tej agencji, dzia łaj ą cej z dala od oczu opinii publicznej, w prowadzenie pods łuchu telekomunikacyjnego w skali globalnej. Patrz ąc z tej perspektywy, agencja by ł aby naturalnym partnerem dla dzia ł a ń prowadzonych przez TG. Gdyby NSA nic był a w jakiej ś formie zaanga ż owana w operacje Grupy, to niemoż liwe był oby utrzymanie tajemnicy, gdy ż dyski Alfa, podobnie jak każ dy statek powietrzny, musz ą korzysta ć z łą cznoś ci (nawet gdyby by ł a głę boko zakodowana). Nale ż y zatem za łoż yć , ż e agencja jest cz ęś cią projektu, maskuj ą c i zakł ócaj ąc te dane, które przedostan ą si ę na pasma komercyjne, co z kolei stanowi jeszcze jeden element zacierania dowodów istnienia TG i prowadzonych przez ni ą operacji. Siedziba NSA mie ś ci się w dobrze zabezpieczonym forcie Meade, w stanie Maryland. W 1982 roku oddano tam do uż ytku podziemne centrum komputerowe o powierzchni ponad czterech hektarów, rozci ągające si ę pod kilkoma sąsiaduj ącymi budynkami i dysponuj ące chyba najpot ęż niejszą mocą obliczeniow ą na ś wiecie, dzięki niezliczonej liczbie maszyn main parne firmy IBM oraz co najmniej dwóm superkomputerom CRAY. Moż na tylko spekulować , co mieś ci si ę dzisiaj w podziemiach fortu. Oprócz w ł asnego college'u znajduj ą się tam sklepy, salony fryzjerskie, przychodnie medyczne oraz wiele innych palcówek usł ugowych typowych dla ma ł ego miasta, wszystko dla kilkutysi ę czne£to personelu tajnego obiektu. Centrum jest równie ż w pełni samowystarczalne, je ś li chodzi o zasilanie w energi ę elektryczn ą , są tu równie ż warsztaty naprawcze oraz posterunek policji, patroluj ą cy zewn ę trzne ogrodzenie, znajduj ące się pod napi ę ciem i zwień czone ostrymi szpikulcami. 11 — "laginionc tajemnice technologii...
I62
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII HI RZESZY
Oficjalna rola NSA polega na pods ł uchiwaniu i odkodowywaniu telekomunikacyjnej transmisji danych elektronicznych w skali ca ł ego globu. Jest to robione pod kątem okre ś lenia znaczenia wychwytywanych informacji w kontek ś cie zagro ż enia bezpiecze ń stwa narodowego Stanów Zjednoczonych. Oprócz kwatery g ł ównej w forcie Meade oraz obiektu w Pnie Gap agencja korzysta jeszcze z rozmaitych innych stacji nas ł uchowych rozrzuconych po ca ł ym ś wiecie, takich jak ta w Menwith Hill w pó łnocnej Anglii. Ka ż dy z tych obiektów dzia ł a jako stacja przeka ź nikowa, przesy ł aj ąca nieustanny strumie ń przechwytywanych i rozkodowywanych danych do stacji w Maryland poprzez satelity. Jednak wraz z powstaniem Internetu, ś wiatowej sieci informatycznej oraz technologii telefonii komórkowej wypełnianie zadań postawionych przed agencj ą staje si ę coraz trudniejsze w nowej dobie informacji. Zakł ada się w związku z tym, ż e w najbli ż szych latach jej dział alność oraz ambicje zostan ą z konieczno ś ci zredukowane, w obliczu twardych realiów współ czesnego ś wiata, i być moż e skoncentruj ą się wyłą cznie na kodowaniu danych, przy jednoczesnej rezygnacji, w du ż ej mierze, z szerokopasmowego podsł uchu. W latach 50. i 60. XX wieku wielu ś wiadków zjawisk UFO informowa ł o o odwiedzinach tajemniczych „facetów w czerni", którzy wydzwaniali do nich w ci ągu dni bezpo ś rednio następuj ących po „bliskim spotkaniu" i grozili bli ż ej niesprecyzowanymi ś rodkami odwetowymi, je ś li bę dą dalej upiera ć się przy zamiarze upublicznienia swoich przeż yć . Wielu obserwatorów zjawisk UFO traktował o tego typu relacje o dziwnych wizytach jako przejaw stanów bliskich paranoi, zapominali jednak o powi ązaniach TG z agencj ą NSA, ś ledzą cą relacje na temat istot pozaziemskich oraz statków, na których obcy przybyli. W tym kontekś cie wysunął bym hipotez ę , ż e ta gigantyczna i sekretna agencja — dysponuj ąca nawet liczniejszym personelem i wi ększymi zasobami wywiadowczych archiwów ni ż CIA — mo ż e być odpowiedzialna za tego rodzaju odwiedziny. Dla ludzi z NSA nie stanowił oby ż adnego problemu za łoż enie podsł uchu na prywatnej linii ś wiadka i rejestrowanie rozmów, w których padaj ą takie s ł owa jak „UFO" czy „lataj ące spodki". W konsekwencji agencja wysy ł ał aby czł onków szczególnie zakonspirowanych, nieobliczalnych i zł owieszczych sekcji do domów tych osób, by przekaza ć im ostrze ż enie, po łą czone z pogró ż kami. Chociaż wielu ludzi, którym dane by ł o zaobserwować z bliska UFO, to niew ątpliwie osoby elokwentne i inteligentne, to jednak pami ętne sł uchowisko Orsona Wellesa Wojna ś wiatów udowodnił o wł adzom w sposób niezbity, jak ł atwowierna i podatna na manipulacje staje si ę szeroko poj ęta opinia publiczna, staj ą c w obliczu czego ś tak zł owróż bnego i niewytł umaczalnego jak niezidentyfikowani agenci. W rezultacie, anonimowi i do pewnego stopnia pozbawieni twarzy „Men in Black" — „faceci w czerni" — stanowili idealne i skuteczne narz ędzie wymuszaj ą ce zachowanie milczenia. W czasie gdy pisał em tę książ kę , NSA odgrywa ło wciąż istotną rolę w ś wiatowej sieci wywiadowczej, wspieraj ą c przy tym dział ania TG, która bez tego zapewne nie mogł aby istnieć . Moż na jednak wymieni ć inne struktury w równym stopniu niezb ędne do funkcjonowania TG. Przede wszystkim Narodowe Biuro Rozpoznania Wywiadowczego NRO (National Reconnaissance Office) — agencja dostarczaj ąca dane wizualne przekazywane przez flotyll ę satelitów szpiegowskich, która od czasu do czasu sprawdza znane sobie lokalizacje obiektów TG pod wzgl ędem jako ś ci zastosowanych tam ś rodków maskuj ących, by zagwarantowa ć dalsze utrzymanie tajemnicy. Nie nale ż y również zapominać o brytyjskim odpowiedniku NSA, czyli agencji GCHQ (Government Communications Headquarters), operuj ą cej w Cheltenham, odbieraj ą cej ze stacji Menwith Hill dane
I63 z podsłuchu, wype łniaj ącej część zadań zwi ązanych z globalnym programem telekomunikacyjnego nas ł uchu zwanym planem „Echelon". Sekretne monitorowanie g ł osów oraz faksów przechodz ących przez w ę zły telekomunikacyjne i stacje przeka ź nikowe w poszukiwaniu kluczowych s ł ów (na przykład „UFO") z pewno ś ci ą wymaga rejestrowania danych i być moż e nawet ich transkrypcji na kod komputerowy — co prawdopodobnie zosta ł o dopracowane dopiero ostatnio. W ten sposób, je ś li jakiś rząd, organizacja czy nawet osoba prywatna postanawia zrealizowa ć plan odkrycia tajemnicy TG i jej dzia ł alnoś ci, z całą pewno ś ci ą NSA bę dzie o tym wiedzia ł a wcze ś niej niż ktokolwiek inny, a dysponuj ąc taką wiedzą, podejmie odpowiednie kroki, by zdusi ć takie zamiary w zarodku. Podobnie jak NSA i NRO, inne ameryka ń skie agencje federalne w pewnych okresach by ły wią zane przez ufologów, ho ł dują cych spiskowej teorii dziejów, z rych ł ym nadej ś ciem wł adzy obcych czy te ż z tak zwanym tajnym rz ądem. Agencja FEMA (Federal Emergency Management Agency) jest jedn ą z nich. Trzeba jednak doda ć , ż e jako struktura obarczona zadaniem przeprowadzenia Stanów Zjednoczonych przez kl ęski i katastrofy, te duż e i te mał e, należ y oczekiwać , ż e dysponuje ona jedn ą lub dwiema wywierającymi wraż enie siedzibami, w których mo ż e wywi ązywać si ę ze swych obowi ązków. Jedno z takich miejsc znajduje si ę pobli ż u Bluemont w stanie Wirginia. Ochrzczony mianem Mount Weather podziemny schron o powierzchni 18 580 metrów kwadratowych mie ś ci oko ło 900 cywilów, stanowi ących część kadry gwarantuj ą cej ci ą gł ość rzą dzenia (Continuity of Government) w razie ewentualnych kl ę sk. Obiekt zosta ł zbudowany w latach 50., a koszty jego budowy przekroczy ły ponad 1 000 000 000 dolarów; w razie wy ż szej konieczno ś ci bezpieczne schronienie mog ą tu znaleźć prezydent Stanów Zjednoczonych oraz blisko 2000 pracowników rz ądowej administracji. Zakł ada si ę, ż e NORAD (North American Aeorospace Defence Command) — jako najszerzej znane centrum przeznaczone do dzia ł ań w sytuacjach wyj ątkowych — zostanie wyłą czone z uż ytku stosunkowo szybko w razie zmasowanego ataku nuklearnego, natomiast Mount Weather, jako obiekt mniej rzucaj ący się w oczy, powinien zgodnie z oczekiwaniami funkcjonowa ć przez cale miesi ące po uderzeniu. By tak w ł a ś nie się stało, miejsce to ma własne krematoria, zbiorniki wody, studio radiowe i telewizyjne (stanowiące cz ęść Awaryjnego Systemu Nadawczego, Emergency Broadcast System), awaryjną elektrowni ę oraz centrum komputerowe. Wszystko to jest odporne na oddzia ł ywanie impulsu elektromagnetycznego towarzysz ącego atakowi nuklearnemu, a o ś rodek Mount Weather moż e być wykorzystywany do koordynowania dzia ł ań po zainicjowaniu dział alno ś ci przez agencj ę FEMA. Inne miejsce tego typu jest oddalone jedynie o mniej wi ę cej osiem kilometrów od Camp David — weekendowej rezydencji prezydenckiej. Znane jest pod nazw ą Raven Rock (Krucza Ska ł a) albo „Miejsce W'. Zostało zbudowane na zlecenie prezydenta Trumana w 1949 roku i funkcjonuje jako drugi Pentagon, kiedy prezydent przebywa w pobliskiej rezydencji. Personel o ś rodka liczy 350 osób, a centrum to stanowi element tego samego ł ań cucha dowodzenia co Mount Weather; taki jednolity ł ań cuch jest zł oż ony z blisko 50 baz o różnym charakterze rozmieszczonych na ca łym terytorium Stanów Zjednoczonych. W każ dej z nich przez cały czas znajduje si ę personel, albo wojskowy, albo cywilny, a finansowany jest z tajnych „czarnych bud ż etów" — wydatki te nie s ą wykazywane w ż adnym z oficjalnie publikowanych bud ż etów. Odpowiednie fundusze s ą po prostu przemieszczane w ramach budz ącego respekt, kolosalnego bud ż etu przeznaczonego na obron ę narodową Stanów Zjednoczonych, dysponuj ącego kwotami, które nawet w stosunkowo chudych
1 64
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
latach po wyga ś nięciu zimnej wojny opiewaj ą na setki miliardów dolarów rocznie. Te sumy
są wystarczaj ąco duż e, by ukryć w nich nie tylko koszty budowy oraz utrzymania podziemnych baz, lecz równie ż takich projektów, jak bombowiec stealth B-2, nowoczesne atomowe okręty podwodne i, oczywiś cie, finansowanie TG i jego projektów. Chocia ż wydatki na dział alność TO prawdopodobnie stanowi ą znikomą część całkowitego budż etu obronnego, z duż ym prawdopodobie ń stwem mogą być okryte najwi ę kszą tajemnicą Firmy i korporacje prywatne s ą równie ż integralnym elementem aktywno ś ci TG, podobnie jak ma to miejsce w innych tajnych projektach, cho ć by programie budowy bombowca stealth. Od samego pocz ątku zaanga ż owanie przemys ł u miał o zasadnicze znaczenie w kontek ś cie zapewnienia wysoce wykwalifikowanego personelu technicznego. Nie chodził o przy tym tylko o wybudowanie bazy, lecz równie ż , a nawet przede wszystkim, o prace badawczo-rozwojowe nad projektem dysków. Projekt TG z pewno ś cią nie mógł by zostać zrealizowany, gdyby nie to zaanga ż owanie. Kompleks wojskowo-przemys ł owy, jak niekiedy okre ś la si ę tę nie do koń ca sprecyzowan ą grupę przedsi ę biorstw, jest niew ątpliwie bardzo silny, a jego wp ływy obejmuj ą w praktyce cały ś wiat. Korporacje takie jak Northrop czy Lockheed od zako ń czenia II wojny ś wiatowej kojarzą się z rozwijaniem ,zakonspirowanych" projektów samolotów (takich, które nic s ą uję te w oficjalnym bud ż ecie). W okresie zimnej wojny ich finanse był y przeogromne, lecz z chwil ą rozpadu dawnego Zwi ązku Radziecko sytuacja nie jest już tak komfortowa. Jednak te firmy, które s ą zwią zane z operacjami TG, ci ą gle mogą liczyć na lukratywny strumie ń funduszy, który zapewne nigdy nic przestanie p ł ynąć . Projekt budowy lataj ących dysków, z samej swej natury, jest przedsi ę wzi ęciem wymagaj ącym nieustannego i dynamicznego post ępu; jakiekolwiek dł uż sze zahamowanie prac zawsze b ę dzie grozi ć zaryzykowaniem tego, ż e przewaga zdobyta w ci ągu 50 lat nieustannego rozwoju moż e zosta ć utracona i nigdy wi ę cej już nie odzyskana, je ż eli trzon kadry in ż ynierskiej, zatrudnionej przy podstawowych elementach projektu odszed łby do innej pracy. Poniewa ż TG wyasygnował o poważ ne kwoty na projekty dysków Alfa, Beta i jeszcze inne, wydaje si ę, ż e wojskowi zleceniodawcy poszli za ich przyk ładem. Na przykład firma Northrop, realizuj ąca projekt bombowca stealth B-2, wartego 2 000 000 000 dolarów dysponuje miejscem o nietypowym wygl ą dzie, poł oż onym w pobli ż u pasma górskiego Tchachapi Mountains w po ł udniowej Kalifornii, niedaleko miasta Lancaster. Pog łoski krążą ce wś ród miejscowych mieszka ń ców mówi ą mię dzy innymi o rzekomych 42 podziemnych kondygnacjach; baza ma by ć również połą czona, za pomocą tajnego systemu podziemnego transportu, z wieloma innymi podziemnymi o ś rodkami mieszczą cymi się w okolicy. Niektórzy wymieniaj ą tramwaje, inni mówi ą o „tunelowych spodkach". W każ dym razie, cokolwiek by znajdowa ł o si ę w środku, jest otoczone ś cis łą tajemnicą . Dotyczy to równie ż dł ugiej, przypominaj ącej pas startowy struktury zbudowanej na powierzchni pustyni, na której obu ko ń cach znajduj ą się budynki zagłę bione w kanałach. Po ś rodku tego pasa mo żna dostrzec hydraulicznie obs ł ugiwaną zasuwę , otwierającą się na podobnej zasadzie jak przes łona w aparacie fotograficznym. Po jej otwarciu wysuwa si ę dziwacznie wygl ądaj ący sł up transmisyjny zwień czony p łaską , pię ciokątną anten ą, przeznaczon ą do nadawania i/lub odbierania sygna łów radarowych, odbijanych od odległ ych obiektów. Zarówno McDonnell-Douglas jak i Lockheed dysponuj ą niemal identycznymi strukturami (odpowiednio na lotnisku Gray Butte oraz w Hellendale), musi zatem budzi ć zastanowienie fakt, co w ł aś ciwie dzieje si ę pomiędzy tymi firmami, skoro współdział aj ą w taki wł aś nie sposób —nie ulega bowiem wątpliwoś ci, ż e dziel ą się wspólną
165 technologi ą . Wyjaś nienie, które pragn ę zaproponowa ć , jest następujące: wszystkie te miejsca s ą obecnie w jakiej ś formie wł asnoś ci ą rzą du Stanów Zjednoczonych, a trzy wymienione korporacje tylko dzierż awi ą te obszary — rz ąd wynajmuje te ziemie jako zleceniodawca, a firmy, tworz ąc grup ę zł oż oną z trzech podmiotów, wykorzystuj ą je do prowadzenia prac badawczo-rozwojowych nad skonstruowaniem nowej technologii radarowej czy te ż nad innym prze ł omowym wynalazkiem. Ś wiadkowie mieszkaj ący na tych terenach podaj ą relacje o dziwnych ś wiatł ach emanuj ą cych z tych miejsc nocą . To z kolei wskazywa ł oby w wi ę kszym stopniu na zaanga ż owanie tych baz w projekt TG, a w znacznie mniejszym sugerowa ł oby udzia ł w konspiracji zwi ązanej z przybyszami z innych cywilizacji. Lecz być mo ż e ostatnie s ł owo dotycz ące tematu tajnych podziemnych baz b ę dzie należ ał o do obiektu Greenbrier Hotel w miejscowo ś ci White Sulphur Springs, w Wirginii Zachodniej. Jego pocz ątki sięgaj ą roku 1780; przez XIX i na pocz ą tku XX wieku rozbudowywał się , zyskuj ą c większe rozmiary i renom ę — w latach 30. powsta ł o tu nawet lądowisko dla samolotów. W okresie II wojny ś wiatowej budynek s ł uż ył jako szpital wojskowy dla ewakuowanych rannych do chwili, kiedy uleg ł przebudowie i zmianie wystroju i zacz ął dział ać na nowo jako hotel dla ludzi biznesu w 1948 roku. W nadziei odzyskania dawnej reputacji, w 1960 roku oddano do u ż ytku rozległ e skrzyd ł o West Viriginia. A jednak rzeczywisto ść miał a si ę nieco inaczej, ni ż wszystkim si ę wydawał o, poniewa ż bezpoś rednio pod nowym skrzyd ł em rząd federalny zbudowa ł ogromny podziemny kompleks schronów, mog ący pomie ś cić 535 czł onków amerykań skiego Kongresu wraz z ich personelem biurowym na wypadek wojny nuklearnej. Dysponuje on powierzchni ą 10 405 m2 i należ y do największych schronów tego rodzaju, lecz podczas drąż enia tunelu w skale pod hotelowym budynkiem nikt niczego nie zauwa ż ył . Przez ponad 30 lat, do chwili wycofania z u ż ytku w 1992 roku, bunkier by ł nieustannie gotów do ś wiadczenia us ł ug „hotelowych" na nie gorszym poziomie ni ż znajduj ący si ę nad nim Greenbrier Hotel — wystarczy powiedzie ć , ż e podziemia w ś ród innych atrakcji mia ły wł asną pływalnię tylko po to, by pozwoli ć zapomnieć na chwil ę o szalej ącej na powierzchni nuklearnej po ż odze. W 1979 roku na polu golfowym hotelu Greenbrier rozegrano turniej mistrzowski Ryder Cup. Przybyło tysiące wielbicieli golfa, którzy wraz z ca łym sprzę tem zgromadzili się w tym miejscu, lecz nikt niczego nie zauwa ż ył . Jeż eli wszystko to mogł o zosta ć zbudowane dawno temu, w latach 60., to mo ż na sobie wyobrazić , co jest mo ż liwe do osiągni ęcia dzisiaj. Apotem warto zastanowi ć się przez chwil ę nad przyczynami wycofania z eksploatacji tego obiektu... Czy stoj ą ce za tym si ły miały do dyspozycji nowszy i lepiej wyposaż ony obiekt położ ony gdzie indziej? Z pewno ś cią , jeś li przyjmiemy zał oż enie o realnym istnieniu TG, w jakiejkolwiek formie odbywa ł aby się ta wspó łpraca, to trudno sobie wyobrazi ć , by bazy używane do realizacji projektu nawet przez d ł uż szy okres nie by ł y równie skutecznie zamaskowane i utajnione. Nie wiem do ko ń ca, czy supertuncl w rzeczywisto ś ci został zbudowany, lecz istniej ą solidne przes łanki, by udzieli ć pozytywnej odpowiedzi. To samo mo ż na odnie ść do kwestii realnego istnienia bazy Es-4 w rejonie jeziora Papoose. Lecz dopóki w ł adze nic b ę dą gotowe do oficjalnego ogł oszenia tego faktu przed ś wiatem, wszystko, co przedstawi ł em powyż ej, stanowi materię mniej lub bardziej uzasadnionych domysł ów i poszlak.
Podsumowanie
Strzeż się, byś nie stracił wszystkiego, goni ą c za cieniem. Ezop Pies i cień
Realiś ci nie obawiają się rezultatów swoich docieka ń . Fiodor Dostojewski Ostatnie zjawisko literackie
(--Nd pierwszych stron tej ksi ąż ki dokł adał em starań , by przedstawi ć w jasnym k.../ i realistycznym ś wietle rozmaite fakty i przypuszczenia dotycz ące historii lataj ą cych dysków. Niekiedy takie podej ś cie by ł o zwi ązane z pomini ę ciem kilku mitów czy legend, chocia ż niejeden raz korci ło mnie, by w łą czyć je do tego tomu. Z tego te ż powodu, pragną c zachowa ć równowagę , ostatni rozdzia ł bę dzie po ś wi ę cony wybranym, mniej wiarygodnym fragmentom „materia ł u dowodowego". Nie gwarantuj ę jednak ich rzetelnoś ci. Wrę cz przeciwnie, pragn ę pozostawić czytelnikom pe ł ną swobod ę w wycią ganiu wł asnych wniosków, chocia ż w niektórych przypadkach przedstawiam kilka w ł asnych hipotez, zwi ązanych z omawianym materia ł em. Przedstawione tu przypadki mo ż emy podzieli ć na kilka istotnie ró ż niących si ę grup chociaż będziemy je omawiać po kolei, nie da si ę tu wyróż nić jakiej ś skali wiarygodnoś ci, każ dy z nich roś ci sobie prawo do bycia cz ęś ci ą legendy lataj ących spodków (jedne z nich w hardziej przekonuj ący sposób niż inne, trzeba to w tym miejscu dopowiedzieć ). Przede wszystkim zacznijmy od przyjrzenia si ę pocz ątkom projektów nowatorskich dysków w Niemczech w okresie II wojny ś wiatowej. Omawia ł em wcześ niej rozmaite konstrukcje dysków wówczas projektowanych, dokumentuj ąc jednocze ś nie ich prawdopodobne parametry techniczne. Jednak niektórzy badacze tematu twierdza, ż e Niemcy zbudowali nie tylko jedno-, wzgl ędnie dwuosobowy pojazd Haunebu, lecz równie ż duż o większy statek powietrzny d ł ugoś ci blisko 300 metrów, wyposa ż ony w silniki Schaubergera, zdolne do wyniesienia nazistowskich astronautów na Marsa. Co wi ę cej, widziałem
167 na wł asne oczy dokumenty dotycz ące „oficjalnego" niemieckiego programu budowy dysków, wskazuj ące na jego pocz ątki już w 1938 roku, a takż e towarzysz ące im fotografie pokazuj ące makietę pojazdu. Moim zdaniem jest to jednak w du ż ym stopniu sfera poboż nych ż yczeń i fantazji. Po pierwsze dlatego, ż e SS zapewne dysponowa ł o moż liwoś ciami skonstruowania dysków o niewielkich rozmiarach, jak to przedstawili ś my wcze ś niej, jednak zbudowanie tak gigantycznego statku powietrznego z pewno ś ci ą przekraczał o nawet ich potencja ł inż ynierski. Co wi ę cej ś rodki bezpiecze ń stwa niezb ędne do utrzymania w tajemnicy istnienia takiego kolosa by ł y poza zasi ę giem nawet po łą czonych wysił ków SS i gestapo. Pocz ąwszy od jesieni 1944 roku, wojna powoli, lecz definitywnie zmierzał a ku koń cowi i ludzie z SS zdawali sobie z tego spraw ę — dlatego też podj ę li decyzj ę o przeniesieniu projektów, po cz ęś ci pragną c zabezpieczy ć swoj ą przyszł o ść , a po częś ci ze wzgl ędów strategicznych. Projekt budowy dysków, które wcze ś niej opisał em, mógł być przeniesiony w inne miejsce przy minimalnym udziale wartowników i robotników. Ale pojazd d ł ugo ś ci 300 metrów? Wystarczy tylko uwzgl ę dnić liczbę inż ynierów, metalurgów itp. potrzebnych do pracy nad t ą konstrukcj ą, wszyscy oni musieliby dochować pełnej tajemnicy. I co, w takim razie, sta ł o się z lataj ącym kolosem po zako ń czeniu wojny? Czy wyl ądował na Antarktydzie, ewentualnie gdzie ś w Ameryce Po ł udniowej po powrocie z wyprawy do dalekich zakątków Ukł adu Sł onecznego? A potem mo ż e zabrał na pokł ad Hitlera i kilku wybranych towarzyszy i zawióz ł ich do nazistowskiej bazy na Ksi ęż ycu? Wszystko to zupe ł nie nie ma sensu. Poza jedynym wyj ą tkiem w osobie dr. Richarda Miethego nie jestem nawet pewien , czy zostało obiektywnie udowodnione fizyczne istnienie innych cz łonków niemieckiego zespoł u projektuj ącego dyski. Nic mi równie ż nie wiadomo, by w pierwszych latach po wojnie sprawa ta by ł a przedmiotem poszukiwa ń kogo ś z licznej już wtedy rzeszy cywilnych ufologów. W 1950 roku w niemieckim tygodniku „Der Spiegel" opublikowano artykuł przypisywany Schrieverowi, którego autor sugerowa ł , ż e program budowy dysków osiągnął jedynie etap desek kre ś larskich. Lecz twierdzenia te nie s ą w peł ni wiarygodne, je ś li weź miemy pod uwag ę najbardziej prawdopodobny wariant, ż e Schriever pracował jako zakonspirowany agent Odessy przez okres wielu miesi ę cy, a nawet lat po wojnie, jako kolporter magazynu „Stars & Stripes". A zatem, zak ł adaj ąc, ż e Schriever był postacią realnie istniej ącą, a nie wyłą cznie wymys łem autora artykuł u czy te ż owocem nadmiernie wybuja ł ej wyobraź ni jakiego ś agenta wywiadu, kto jest w stanie rozstrzygnąć dylemat, czy ten artyku ł nie został napisany z premedytacj ą ? Rozważ my tylko rok, w którym ukazał się publikowany materiał — 1950. W tym czasie TG, je ś li rzeczywiś cie powsta ło, dział ał o od dobrych paru lat, a Schriever móg ł przemawia ć w jego interesie w równym stopniu, co w interesie swoich mocodawców z SS, natomiast jego wywiad stanowił element misternie zaplanowanej kampanii dezinformacyjnej. Legenda o „lataj ących spodkach" wtedy zaczyna ł a nabiera ć rozmachu, a w ł adze mogł y być zdania, ż e je ś li pozwol ą, by sprawy bieg ły wł asnym tokiem, to moż e to zagrozi ć realizowanemu przez nie projektowi. Odrzucenie koncepcji, ż e pochodzenie dysków by ł o zwi ązane z nazistowskimi Niemcami, mogł o uł atwić skoncentrowanie uwagi opinii publicznej na przybyszach spoza Ziemi, a taka mistyfikacja by ł aby od tej pory podtrzymywana. Kilka lat póź niej, w 1957 roku, równie ż w Niemczech opublikowano ksi ąż kę napisaną przez wojskowego, majora Rudolfa Lusara, który twierdzi ł, iż ujawnia prawdę o wielu rodzajach hitlerowskiej „tajnej broni", mi ę dzy innymi również o lataj ących dyskach.
168
ZAGINIONE TAJEMNICE TECI INOLOGII III RZESZY
Omawiaj ąc tematykę dysków, jedyn ą rzeczą, którą zrobił Lusar, by ł o skorzystanie z artykuł u sprzed siedmiu lat napisanego przez Schrivera i przedstawienie na tej podstawie hipotetycznych parametrów technicznych spodków, by tym samym sprawi ć wraż enie, ż e te pojazdy istnia ł y „rzeczywi ś cie". Podał nawet dla przykł adu konkretne dane w odniesieniu do osi ągów, co przypominał o opisywanie testów drogowych nowego typu auta, nie maj ąc sposobno ś ci chociaż raz usiąść za kierownic ą . Autor zamie ś cił również ilustracje, które, chocia ż bcz wątpliwoś ci stanowi ły przejaw wymyś lnej fantazji ilustratora, stał y się od tamtej pory sta łym elementem opowieś ci o spodkach. Na rysunkach mo ż na dostrzec robi ącą silne wraż enie broń laserową , umieszczon ą na spodzie dysku. Ksi ąż ka Lusara został a przetł umaczona na angielski dwa lata pó ż niej i nawet sprowokowa ł a wyż szych czł onków Pań stwowego Komitetu Doradczego ds. Aeronautyki (National Advisory Committee for Aeronautics) do skomentowania tez sformu łowanych przez jej autora. Dyrektor Komitetu Hugh Dryden stwierdzi ł , ż e nieprawdziwe by ł y twierdzenia Lusara o opanowaniu przez Niemców techniki budowy lataj ących dysków, dysponuj ą cych tak wielką prędkoś cią i pu ł apem. Warto przy tym zauwa ż yć , ż e w komentarzu tym nie odrzucano tezy o zbudowaniu przez Niemców dysków jako takich. W polityce dezinformacji zawsze powinno wydawać si ę oś wiadczenia, rozpuszcza ć pogloski oraz ogł asza ć komunikaty, w których zawarte jest przynajmniej ziarenko prawdy — owijaj ąc tajemnic ę gąszczem zagadek i niedopowiedzeń . Z kolei kampania ś wiadomego wprowadzania w b łą d nie ujawnia najmniejszej cho ć by cząstki rzeczywistego stanu rzeczy; ca ła historia jest wymys łem, wszystkie fakty to wierutna bzdura. Je ż eli przyjrzymy si ę bliż ej tezom stawianym przez Rudolfa Lusara, to dostrze ż emy jedynie ra żą c ą dezinformacj ę : na przyk ład, aparaty fotograficzne z migawk ą o bardzo krótkich czasach ekspozycji, dyski potrafi ące lata ć z szybkoś cią tak ogromn ą, ż e trudno si ę zorientowa ć , sk ąd nadlecia ł y. Có ż jednak nale ży sądzić , gdyby okazał o się, ż e w ś wiadectwie danym przez tego autora ukryte jest chocia ż jedno ziarenko prawdy — w tym przypadku fakt realnego istnienia niemieckich lataj ą cych dysków? Taki stan rzeczy, w ka ż dym razie, zdecydowanie przeczy ł by wcześ niejszym o ś wiadczeniom Schrievera. Przenie ś my się teraz z szybko ś cią błyskawicy o 30 lat do przodu, do roku 1989 i wejś cia na scen ą Roberta Lazara wraz z jego relacj ą o tajnej bazie Es-4. I jeszcze raz warto podkre ś lić , ż e w odróż nieniu od klasycznej mistyfikacji w ramach kampanii informacyjnej w tym, co rzekomo widzia ł ten czł owiek, s ą zapewne elementy prawdy: po łą czone ze sobą hangary, lataj ące dyski i tak dalej. Być moż e jednak istnieje jeszcze jedno bardziej subtelne powi ązanie, które do tej pory ucieka ł o naszej uwadze? Rozważ my tylko niezwykłą zbież ność dwóch nazwisk: Rudolf Lusar i Robert Lazar. Czy kto ś nie spłatał z premedytacj ą figla, gdyż drugie nazwisko jest tylko angielsk ą wersj ą pierwszego? Czy mamy do czynienia jedynie z ca ł kowicie przypadkowym „szcz ęś liwym trafem", czy te ż jest to oznaka głę bszego powiązania? Czy kto ś z personelu TO próbuje powiedzie ć nam co ś o relacjach obu ludzi, ś wiadomie dobieraj ąc ich nazwiska? Wiemy ju ż , ż e niektóre elementy życiorysu Roberta Lazara zawieraj ą niejasno ś ci, zatem czy mo ż emy spojrze ć na tę uderzaj ącą zbież ność z nazwiskiem pierwszego dezinformatora, jako na kolejny dowód bardziej zakonspirowanej roli tego drugiego? Rozpatruj ąc kwesti ę przyczyn, dla których nigdy nie uda ł o się zobaczyć lataj ących dysków, ani tych wyprodukowanych przez Niemców, ani te ż bę dących dzieł em TO, niektórzy badacze sugeruj ą, ż e dzieje si ę tak, gdy ż dyski po prostu nie istniej ą . Lecz takie
169 krótkowzroczne i upraszczaj ą ce zapatrywanie nie rozwi ązuje problemu dysków. We ź my dla porównania niemiecki projekt „Hadubrand". W opinii niektórych osób ten projekt promieni ś mierci mógł potencjalnie przyczyni ć się do rozstrzygni ę cia wojny na korzy ść Rzeszy, lecz wobec ewidentnego braku dowodów (analogicznie jak w przypadku dysków) kilku badaczy podaje w w ą tpliwo ść fakt jego istnienia. Osobi ś cie stanowczo skł aniam si ę ku sceptycyzmowi w odniesieniu do tego konkretnego projektu, chocia ż pragnę zwróci ć uwag ę czytelników na polityk ę przyj ę tą przez Adolfa Hitlera w lo,vestii strategicznego zastosowania tego typu Wunderwaffe. Maj ą c w pamię ci ataki przy u życiu gazów bojowych na froncie zachodnim podczas I wojny ś wiatowej, Fiihrer zdecydowa ł nigdy nic wprowadza ć do uż ytku broni, która mogł aby zosta ć szybko skopiowana czy nawet ulepszona przez wroga. Do tej grupy nie wchodzi ły pociski V-1 i V-2, jak równie ż lataj ące dyski Haunebu. Natomiast promienie ś mierci mogły z ł atwo ś ci ą zosta ć skierowane przeciwko niemieckim oddzia ł om i ludnoś ci cywilnej, gdyby cho ć jeden egzemplarz tej broni zosta ł przej ęty przez nieprzyjaciela. To samo mo ż na odnie ść do bomby radiacyjnej V-4 oraz gazów paralityczno-drgawkowych, takich jak VX czy sarin, Mimo cał ego fanatyzmu Hitler pozosta ł w głę bi duszy patriotą i wcale mu nie zależ a ło na podwy ż szaniu wojennego ryzyka i liczby potencjalnych ofiar — nawet w ko ń cowej fazie ewidentnie przegrywanej wojny — zatem promienie ś mierci zosta ły odłoż one na pół kę . Jeż eli ten projekt rzeczywi ś cie istniał , to zosta ł albo wywieziony przez oddzia ł y SS, albo też przeję ty przez aliantów. Nawiasem mówi ąc, prawdopodobn ą przyczyną, dla której pań stwa sojusznicze nigdy nie skopiowa ł y ani V-1 ani też V-2, był fakt uznania, i ż mimo niewą tpliwego nowatorstwa zastosowanej technologii oba rodzaje nowej broni mia ły tylko ograniczone znaczenia strategiczne, chocia ż rakiety V-2 okaza ły si ę nieocenione w badaniach przestrzeni kosmicznej prowadzonych po zako ń czeniu wojny. Ż adna z technologii zastosowanych koniec ko ń ców podczas wojny sama z siebie nie przechyli ł a szali zwyci ę stwa na którąś ze stron, stanowi ą c jedynie dodatkowe udoskonalenie sztuki prowadzenia wojny. Nie zawsze jednak tak by ł o na przestrzeni dziejów; dawniejsze armie niejeden raz mia ł y zdecydowaną przewagę nad przeciwnikiem w postaci dł uż szych mieczy, twardszej zbroi, d ł ugiego ł uku, muszkietu, annaty czy na koniec, podczas I wojny ś wiatowej, karabinu maszynowego, okr ę tu podwodnego i czoł gu. Jednak od czasu zako ń czenia pierwszego konfliktu o skali globalnej, poza oczywistym wyjątkiem bomby A, działania wojenne przybra ły formę udoskonalania ś rodków i metod, z niewielkim jedynie udzia ł em innowacji. Samoloty my ś liwskie sta ły się szybsze i bardziej sprawne, lecz ich konstrukcja pozosta ł a w swej istocie konwencjonalna. Czo ł gi zyska ł y twardszy pancerz i wi ę ksze dzia ł a, lecz ci ągle są powolne i podatne na atak, jeż eli są pozbawione wsparcia. Je ż eli pokusić się o wysuni ę cie tezy, ż e H wojna ś wiatowa wprowadził a jakie ś innowacje do sztuki wojennej, by ło to rozci ągnię cie działa ń wojennych na frontowe zaplecze w kraju nieprzyjaciela. W okopach I wojny ś wiatowej bezpoś rednio walczyli ze sob ą tylko ż ołnierze na froncie, w nast ępnym globalnym konflikcie postawiono na atak na zaplecze przemys ł owe znajduj ące si ę daleko na ty ł ach walcz ących ze sob ą krajów. Wystarczy poda ć za przykł ad niezliczone naloty prowadzone przez bombowce w Europie i Azji, których celem by ł y obiekty przemys ł owe. Wygrywał ten, kto by ł w stanie wybudować najwię cej samolotów, czo łgów i okrę tów podwodnych, niekoniecznie najlepszych... Amerykanie zrzucili bomb ę atomową na Japoni ę tylko dlatego, ż e genera ł owie zdali sobie spraw ę z faktu, i ż atak na japo ń skie wyspy stanowi ł by rzeź amerykań skich ż oł nierzy przypominaj ący czasy 1 wojny ś wiatowej.
170
ZAGINIONE TAJEMNICE TECFINOLOGII III RZESZY
Przewaga technologiczna Ameryki niewiele znaczy ł a dla spo ł ecze ń stwa, które najwidoczniej był o gotowe do zbiorowej ś mierci za swego cesarza. Lecz w Niemczech nikt nigdy nic oczekiwa ł podj ę cia decyzji o narodowym harakiri w obronie Hitlera. Prawdziwe b ędzie też stwierdzenie, ż e nie każ dy Niemiec, cywil czy te ż ż ołnierz, był czł onkiem nazistowskiej partii. Pod sam koniec 1944 roku pozosta ł o już zbyt ma ło fanatyków, by zorganizowa ć podobny stopie ń oporu co w Japonii, a w warunkach malej ącego potencjału sił zbrojnych, w tempie przypominaj ą cym uchodzenie powietrza z przebitej futbolówki, duch walki opuszczał niemieck ą Rzeszę . W przeciwień stwie do Niemców alianci dopiero co odkryli swoj ą przewagę w powietrzu i wykorzystywali mo ż liwoś ci, jakie im dawa ł a ta sytuacja, siej ąc spustoszenie codziennie i do woli. Dla Niemców wojna była już przegrana, a dyski nie by ł y już niczym wię cej niż tylko nic nieznacz ą cym show. Z tej też przyczyny, moim zdaniem, Kammler zdecydowa ł się na spakowanie ca ł ego projektu i przewiezienie go w inne, bezpieczne miejsce. Od tamtej pory ci, którzy mieli co ś do powiedzenia, wysocy przedstawiciele nazistowskiej hierarchii, którzy przeż yli wojnę , podawali w wą tpliwo ść fakt zrealizowania przez Niemcy projektu budowy lataj ą cych dysków. Lecz moim zdaniem nawet w ostatniej fazie wojennej po ż ogi istnia ł tam potencja ł przemys ł owy warunkuj ący ograniczon ą produkcj ę ... Myś liwiec odrzutowy koncernu Heinkla, He 162 Volksj żlger, potrzebowa ł jedynie 3 miesi ę cy na przej ś cie z desek kre ś larskich do pierwszych lotów testowych, wchodz ąc jednocze ś nie do seryjnej produkcji. Tylko po to, by równic nagle jego produkcja zosta ł a zatrzymana, gdy nagle wojna si ę zakoń czył a. Przypuszczam, ż e projekt „Haunebu" nie anga ż ował duż o wyż szej technologii i wiedzy inż ynierskiej niż odrzutowy my ś liwiec, mógł być zatem wdroż ony w ż ycie, gdyby historia potoczyła się inaczej. Idą c dalej, dyski stanowiły oręż mogą cy przesądzić o zwyci ę stwie w wojnie, nietrudno zatem zgadn ąć , co by się stał o, gdyby Niemcy wdroż yli swój projekt do produkcji jeszcze przed zakoń czeniem wojny. Pierwszy lataj ący spodek rozbity za lini ą frontu po stronie alianckiej posł użyłby do natychmiastowego zrekonstruowania wszystkich mechanizmów w dwa razy krótszym czasie (z po ś piechem zdecydowanie kontrastuj ącym ze ś limaczym tempem kopiowania V-2) i wkrótce piloci pa ń stw sojuszniczych lataliby nad Niemcami, siedząc za sterami dysków, nie za ś Mustangów P-51, Spitfire'ów czy bombowców B-17. I sytuacja znowu sta ł aby si ę patowa. Niemcy jednak wojn ę by przegra ły. Co gorsza, Zwi ązek Radziecki móg ł by również rozwinąć now ą technologi ę , a wtedy zimna wojna, która póź niej nastał a, miał aby zapewne du ż o bardziej gorący i gwałtowny charakter. Gdyby jednak ś wiat przeszed ł przez ten napi ęty okres nietkni ęty, wynalazek ten mógł by uczyni ć podróż owanie po ś wiecie duż o tań szym i ł atwiej dost ępnym, nawet w stopniu wi ększym, ni ż ma to miejsce wspó ł cze ś nie, lecz również ryzyko był oby duż o wi ększe. Wyobraź my sobie grup ę terrorystów lub dyktatora renegata dysponuj ą cych flotą lataj ą cych spodków. Nigdzie na ś wiecie nie był oby już bezpiecznie, gdy ż atak mógłby nastąpić blyskawicznie i w każ dym miejscu. A zatem, zak ł adaj ą c, ż e Brytyjczykom udało sic zdoby ć plany konstrukcyjne dysków, nic powinni ś my być zdziwieni pó ź niejszą ciszą, jaka otoczył a projekt. Dzisiejszy ś wiat jest nawet bardziej niestabilny politycznie, niż był przed 50 laty, og łoszenia istnienia lataj ących spodków nie nale ż y wi ę c uznać za dobry pomysł . Wystarczy spojrze ć na liczbę małych brudnych wojen, jakie toczy ł y się w latach 90., je ś li potrzebny jest jaki ś dowód, ż e obecna sytuacja na ś wiecie jest mniej stabilna, ni ż miał o to miejsce w okresie zimnej wojny, kiedy każ da ze stron mog ł a przynajmniej analizowa ć i przewidywa ć intencje przeciwnika.
171 Istnieje jednak jeszcze inny aspekt ca łego problemu. Gdyby III wojna ś wiatowa wybuchł a jutro, a TG otwarcie ujawni ł oby swoje istnienie, mo ż na sobie wyobrazi ć reakcj ę nieprzyjaciela dysponuj ą cego broni ą nuklearn ą . Nie maj ąc ś rodków mog ą cych stanowić przeciwwagę dla dysków, przeciwnik móg ł by się poczuć zap ę dzony w kozi róg, a w takiej sytuacji jedynym mo ż liwym działaniem wobec potencjalnego agresora by ł oby przeprowadzenie wyprzedzaj ącego pierwszego uderzenia, a dopiero potem zadawano by pytania. Z pokł adu lataj ą cych dysków nie oddano by nawet jednego strza łu, ale nie miałoby to najmniejszego znaczenia. Sama ich obecno ść byłaby wystarczaj ącym pretekstem do naci ś nię cia czerwonego guzika. Strach przed eskalacj ą jest jednym z g łównych powodów ci ągł ego utrzymywania w tajemnicy wszystkich aspektów projektu. Prace rozwojowe mog ą być kontynuowane w zaciszu tak d ł ugo, jak badacze tematyki i ufolodzy nie wykażą ochoty na kierowanie si ę zdrowym rozs ądkiem i będą wyobraż a ć sobie, ż e za sterami zagadkowych pojazdów siedz ą istoty pozaziemskie. Nikt nie wie wszystkiego, a ci, którzy twierdzą, ż e takow ą wiedzą dysponuj ą, oszukuj ą samych siebie — i nas. Ale dyski naprawdę istniej ą — co do tego nie ma cienia w ątpliwo ś ci. Kiedy w latach 50. pracowano nad projektem „Silver Bug", jego osi ągi były zdumiewaj ące — a był o to prawic 50 lat temu. Czy ż mamy wierzyć , ż e postę p techniczny zatrzyma ł si ę na tamtym poziomie? Na pewno nie. Sekret Silver Bug zosta ł ujawniony, gdy ż projekt sta ł się obecnie zbyt przestarza ły, by mógł jeszcze nie ść ze sob ą zagroż enie bezpiecze ń stwa. Równic prawdziwe jest istnienie obecnie kilku generacji dysków, stanowi ących kontynuacj ę tego projektu, Za porównywalny przykł ad moż e posł uż yć F-177 Nighthawk (Nocny Jastrz ąb), „niewidzialny myś liwiec". Wł aś ciwie jest to samolot my ś liwsko-bombowy, który po raz pierwszym pojawił się na niebie w czasie wojny w Zatoce Perskiej w latach 1990-1991. Kiedy ogłaszano przed ś wiatem nowy cud wojennej techniki, ma ł o kto zwróci ł uwagę na dopiski w stopce, ż e pierwszy egzemplarz, wzbi ł się w powietrze na prze ł omie lat 1978/79, a na sta ł e do służ by samoloty te wesz ł y w 1984 roku... Sze ść lat przed operacj ą „Desert Storm" („Pustynna burza"). Przez ca ł y ten sze ś cioletni okres u ż ytkowania F-117 nikt nie puś cił nawet pary z ust na temat jego istnienia. Kolejnym przyk ł adem mo ż e być Northrop 13-2, bombowiec b ęd ący szczytowym osi ągnię ciem techniki, którego istnienie og ł oszono oficjalnie w 1988 roku, lecz korzenie programu rozwojowego si ęgaj ą roku 1977. Zaprojektowany na bazie klasycznego lataj ącego skrzydł a B-2 został oficjalnie zatwierdzony do produkcji seryjnej — lecz kwota, która przekracza 1 000 000 000 dolarów za maszynę nie wydaje się nazbyt niska. Całkowity koszt utajnionego projektu musi by ć zapewne astronomiczny, co potwierdzaj ą pewne opublikowane liczby dotycz ące programu B-2. Stany Zjednoczone wydał y 23 000 000 000 dolarów, zanim pierwsza maszyna wzleciał a w przestworza. To suma 20-krotnie wi ększa niż łą czne kwoty wydane na badania nad AIDS do 1989 roku. Pocz ątkowo uważ ano, ż e konstrukcja B-2 jest zbyt kosztowna, by wysy ł ać te samoloty do walki, w czasie której mo ż na był o je straci ć . Stosunek ceny samolotu do wielko ś ci strat zadanych przeciwnikowi nigdy nie usprawiedliwia ł by takiej decyzji. Senator William Cohem skomentowa ł nastę puj ąco projekt B-2: „Mo ż na to porówna ć do zamiaru wysł ania rolls-royce'a do strefy walk w celu zdobycia kiosku z warzywami". Innymi słowy, dlaczego wysadza ć w powietrze most warty 10 000 000 dolarów, używaj ąc do tego samolotu o warto ś ci 1 000 000 000 dolarów, kiedy równie dobrze zadanie to wykona pocisk kosztuj ący 200 000 dolarów, wystrzelony z pok ł adu samolotu
172
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
myś liwskiego w cenie 15 000 000 USD? To samo mo ż na odnieść do dysków... Konstrukcje te s ą tak drogie i kosztowne, ż e nigdy nic b ę dzie si ę opł acać zastosowanie ich w operacjach, nios ą cych ze sob ą choć by ś ladowe ryzyko, ż e rakieta ziemia-powietrze warto ś ci 50 000 dolarów zestrzeli jeden z nich. Wystarczy sobie wyobrazi ć nieprzychylną reakcj ę opinii publicznej, jak ą wywoł ał oby takie zdarzenie. Podczas konfliktu w Kosowie si ły powietrzne Stanów Zjednoczonych straci ł y podczas wykonywania akcji bojowej jedną maszynę B-2 i doskonale sobie przypominam wrzaw ę , jaką to wzbudził o. Z tego wł aś nie powodu nigdy nie us ł yszymy oficjalnego ujawnienia faktu istnienia dysków. Czy mo ż esz sobie, czytelniku, wyobrazi ć rzecznika prasowego rz ą du — wybieranego czy nominowanego — który stoj ąc na mównicy, oficjalnie og ł asza, ż e lataj ą ce dyski istniej ą . A potem musi uzasadnia ć koszty ich produkcji, zasypany gradem pyta ń dziennikarzy pragn ących za wszelk ą cen ę dowiedzie ć si ę , dlaczego TG (czy ktokolwiek inny), posiadaj ą c je, nie odwa ż y si ę zaryzykowa ć ich u ż ycia? Przy okazji szczegó ł owej inspekcji poddane zosta łyby nie tylko dyski, lecz równie ż cał a infrastruktura pomocnicza i zaplecze technologiczne: hangary, kadra in ż ynierska, zakonspirowane zak ł ady produkcyjne i oś rodki badawczo-rozwojowe. Przyjmijmy chwilowo za ł oż enie, ż e koszty egzemplarza B-2 oraz standardowego dysku Alfa s ą z grubsza takie same i opiewaj ą na kwot ę 1 000 000 000 USD. Ciekawe, jaki potencjalny zysk usprawiedliwia ł zastosowanie dysku w akcji? B-2 jest, z tego, co wiemy, u żywany w operacjach bojowych, lecz uwzgl ędniaj ą c liczne zalety eksploatacyjne lataj ą cych spodków, z trudem przychodzi mi uwierzyć , ż e przez ca ły czas s ą bezczynne i pozostaj ą niewykorzystane w hangarach... Ujmując spraw ę prosto, samolot taki jak B-2 zosta ł zbudowany dlatego, ż e projektanci ci ą gle usi łuj ą skonstruować lepszą puł apkę na myszy. Przy okazji stanowi on idealne wytł umaczenie, jakie mo ż na zakomunikowa ć , gdy ludzie twierdzą, ż e dostrzegli na niebie lataj ące dyski... Je ś li kto ś widział co ś , co przeczy ł o konwencjonalnym wyjaś nieniom i niew ą tpliwie by ł to lataj ą cy dysk, to w przesz ł oś ci po opublikowaniu relacji o takim zdarzeniu oficjalna odpowiedz w ł adz zwykle brzmia ł a nastę puj ąco: „anomalia atmosferyczna" albo „balon meteorologiczny." Obecnie ś wiadkowie otrzymuj ą wytł umaczenia w rodzaju „lot testowy B-2". Brzmi to nie tylko przekonuj ące dla laików, lecz równie ż natychmiast gasi ciekawo ść wi ę kszoś ci ludzi. Je ś li jednak kto ś z uporem twierdził , ż e to, co widzia ł , był o dyskiem a nie samolotem w kszta ł cie lataj ą cego skrzydł a, takim jak B-2, wówczas w ł adze mogły si ę odwoł ać do licznych argumentów nie do odparcia, pragn ą c wyjaś nić , co naoczny ś wiadek są dzi, ż e widział . Publiczne przyznanie si ę do posiadania lataj ących spodków, stanowi ł oby zaproszenie rywalizuj ą cych narodów do stworzenia analogicznej technologii, a wtedy przewaga zosta łaby utracona. Natomiast trzymaj ą c je pod kluczem i wykorzystuj ąc dn wybranych misji, utrzymuje si ę je w gotowoś ci do dzia ł ania i zachowuje przewag ę , lecz jednocze ś nie opinia publiczna nie jest w stanie odkry ć tajemnicy, a przeciwnik pozostaje zdezorientowany. Zanim jednak zajdziemy zbyt daleko w tych rozwa ż aniach, przypomnijmy sobie jeden fakt — program budowy F-117 stcalth liczy sobie ju ż dobre 20 lat. Kiedy w czasie wojny w Zatoce Perskiej z triumfem og ł aszano jego wyj ś cie z cienia, mo ż na si ę zał oż y ć , ż e fakt ten by ł równie korzystny dla Saddama Husajna, co dla Ameryki. Gdyby nie by ł a potrzebna dodatkowa propaganda, by ć moż e po dzi ś dzień nie wiedzieliby ś my o jego istnieniu. Bior ąc jednak pod uwag ę wiek projektu, istnieje jeszcze jeden mo ż liwy powód ujawnienia rąbka tajemnicy F-117, mianowicie fakt, ż e jego nast ępca był już gotowy do wzniesienia się w powietrze. Podobnie zreszt ą ma si ę rzecz z bombowcami B-2. Jedynie
173 pod presj ą Senatu Stanów Zjednoczonych w zwi ązku z budż etem dowództwo USAF (Si ł Powietrznych Stanów Zjednoczonych) zosta ł o zmuszone do ujawnienia faktu posiadania tego samolotu. Czy to równie ż oznacza, ż e gotowy jest jego nast ępca? W tym miejscu powinienem wspomnieć o tym, jak mało wiemy o takich moż liwoś ciach, i przedstawi ć temat Aurory. Ameryka ński program „Aurora" jest otoczonym najwy ż sz ą tajemnicą, systemowo zakonspirowanym projektem budowy zaawansowanego technologicznie (chocia ż w istocie konwencjonalnego) pojazdu powietrznego, którego osi ą gi przcicraezaj ą wyczyny poprzedniego posiadacza rekordu szybko ś ci, samolotu szpiegowskiego SR-71 Blackbird. Jedna z konstrukcji realizowanych w ramach Aurory jest oznaczona kodem TR-3B (od angielskiego tier (lirce poziom trzy — mo ż na to interpretowa ć jako trzeci ą generacj ę tego typu konstrukcji po maszynach U-2 i SR-71). Jego prototyp po raz pierwszy uniós ł się w powietrze w polowie lat 80., a w rezultacie co najmniej trzy egzemplarze wesz ły do eksploatacji na pocz ą tku lat 90. XX wieku. Sfinansowany z poka ź nego zakonspirowanego budż etu rozdysponowanego w ramach funduszy przeznaczonych na realizacje programu gwiezdnych wojen SDI (Space Defense Initiative — Kosmiczna Inicjatywa Obronna), samolot TR-3B jest lataj ącym skrzyd ł em w kszta łcie trójkątnej platformy (chocia ż nie podobnej do B-2) i, wedle pewnych opinii, jest nap ę dzany „silnikiem impulsowo-detonacyjnym". To rewolucyjne rozwi ązanie polega na spalaniu granulek nieznanego paliwa w rytmicznych seriach kontrolowanych eksplozji, przy czym powstaj ące falc uderzeniowe popychaj ą maszyn ę do przodu. Pog ł oski dotycz ące innego sytemu nap ę dowego sugeruj ą, ż e został on wzi ę ty bezpo ś rednio z projektu TG: na przyk ł ad jaka ś forma lokalnych zak ł óceń elektrograwitacyjnych, pozwalaj ąca na zmniejszenie masy samolotu. Nic ma to być jednak gł ówne źródło si ł y napę dowej, tak jak w przypadku lataj ących dysków, lecz jedynie sposób na podwy ż szenie osi ą gów aerodynamicznych poprzez zredukowanie masy wł asnej. Nie maj ą c zamiaru wdawania si ę w zbytnie szczegó ły, chcę tylko stwierdzi ć , ż e w ostatnich latach wielokrotnie obserwowano czarny samolot przypominaj ą cy kształ tem TR-3B, lecą cy w eskorcie helikopterów, wzgl ędnie te ż odrzutowych my ś liwców. Jeden z tych przypadków, który przychodzi mi na my ś l, to zdj ę cie obszaru kanału La Manche wykonane przez satelit ę meteorologicznego i opublikowane w ostatnich kilku latach, na którym wyraź nie widać ci ąg „pączków z dziurką". Takie pier ś cienie mogą być skutkiem przelotu na wysokim pu ł apie maszyny wykorzystuj ącej silnik impulsowo-detonacyjny. Oprócz niezwyk łych wibracji oraz rozrywaj ącego uszy „ogł uszaj ącego dudnienia", opisywanego przez naocznych ś wiadków, zapewne kryje si ę tu jeszcze co ś wię cej. TR-3B oraz jego niechybnie liczne siostrzane modele realizowane w ramach programu Aurora są produktami „kultury konspiracji" rozwini ętej przez TG jeszcze w latach 50., która zresztą kwitnie po dzi ś dzień . Osobi ś cie nie mam najmniejszych w ątpliwoś ci co do istnienia projektu „Aurora", w takiej czy innej formie; z du ż ym prawdopodobień stwem jest on realizowany w o ś rodku Groom Laka lub innej bazie macierzystej. Biorąc pod uwagę fakt, ż e Stany Zjednoczone s ą najważ niejszym udział owcem TG, powinni śmy przyjrze ć się również rozmaitym aspektom la ń cucha dowodzenia, by nabra ć przekonania o skuteczno ś ci polityki systemowej konspiracji w dzia ł aniu. Przez wiele lat obaj przywódcy, ameryka ń ski i rosyjski, podró żowali w towarzystwie nierzucaj ą cych si ę w oczy agentów, noszą cych ze sobą mał e czarne teczki przypi ę te kajdankami do przegubów ich dł oni. Taka teczka, zwana potocznie w Stanach Zjednoczonych „futbolówk ą", —
I 74
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
zawiera kody autoryzacji i odpalenia pe łnych nuklearnych arsenał ów każ dego z wymienionych krajów, wraz w moż liwoś ci ą wyboru wariantu uderzenia-czyli zestaw, za pomoc ą którego każ dy z prezydentów moż e zainicjowa ć prawdziwy Armagedon. Lecz prezydent Stanów Zjednoczonych- mo ż ecie w to wierzyć lub nie - nie ma ś wiadomo ś ci tego, co zawiera teczka. Naczelny dowódca nie wie, co znajduje si ę w ś rodku teczki, kiedy wi ęc dochodzi od sytuacji kryzysowej i zostaje mu co najwy ż ej 30 minut, by zdecydowa ć o reakcji Ameryki, nie ma na czym si ę oprze ć , by podj ąć optymalną decyzj ę . Stwierdzenie, ż e taki stan rzeczy jest potencjalnie niebezpieczny, to zdecydowanie za ma ło powiedziane, lecz jeś li gł owa pań stwa nie jest wtajemniczona, to w takim razie kto? Odpowied ź brzmi następująco: genera ł owie Lotnictwa Strategicznego SAC (Strategie Air Command), a takż e inni, dla których prezydent jest jedynie bezsiln ą marionetką . Od chwili otwarcia teczki, staje si ę postaci ą poci ąganą za sznurki. Mo żna tylko przypuszcza ć , ż e podobny system działa również w Rosji. Ale cóż to ma wspólnego z lataj ącymi dyskami? Sugeruj ę tezę , ż e bardzo niewielu cywilów w gremiach rz ą dowych Stanów Zjednoczonych i w kierownictwie TG dysponuje wiedzą o istnieniu dysków, nic wspominaj ąc już nawet o ogromnym wysi ł ku logistycznym włoż onym w ciągu minionych 50 lat w prace badawczo-rozwojowe i budow ę floty dysków oraz utrzymanie tego faktu w ca ł kowitej tajemnicy. Cywilni przywódcy mogą być wtajemniczeni w realizacj ę pewnych projektów, takich jak cho ć by „Aurora", lecz taki stan rzeczy jest usprawiedliwiony, je ś li genera ł owie maj ą ukryte w rę kawie jeden lub dwa superprojekty (jak na przyk ład lataj ące dyski). Oczywi ś cie, przy realizacji tych projektów zatrudnieni s ą cywile, lecz zastosowane procedury bezpiecze ń stwa, jakimi s ą otoczeni, nale żą do niezwykle zł oż onych. Ludzie ci pracuj ą w warunkach naj ś ciś lejszego podział u zadań , znajduj ąc się pod nieustanną kontrol ą wojskowych nadzorców. W rezultacie równie ż oni sarni nie maj ą zbyt g łę bokiego poj ęcia o cał okształ cie projektu. W rzeczywisto ś ci rygory nie s ą chyba aż tak drastyczne, jak wynika ł oby to z relacji Roberta Lazara dotycz ącej bazy Es-4, lecz moim zdaniem stosunki mi ę dzy pracownikami a personelem wojskowym cechuje ch ł ód i dystans. Ponadto nale ży tu jeszcze uwzgl ędnić rozważ anie na temat konsekwencji wynikaj ą cych z umoż liwienia rozprzestrzenienia si ę tej technologii i nieuniknionego w takiej sytuacji dostania si ę jej w rę ce nieprzyjaciela. Ca ły projekt był równoznaczny z otwarciem puszki Pandory, a nadzorcy z TG usił ują wł oż yć swoje zabawki z powrotem do pude łka, czyli ukryć wł asne wynalazki. Pozostaje im jedynie mieć nadziej ę, ż e wieko bę dzie na tyle hermetycznie zamknięte, ż e nikt z zewn ątrz nie b ę dzie w stanie si ę gnąć do ś rodka, co zreszt ą przez ostatnie 50 lat udaje im si ę osiągnąć z dobrym skutkiem. Nie ma zbyt wielu w ą tpliwoś ci co do tego, ż e Zwią zek Radziecki w omawianych wydarzeniach odegra ł rol ę zdecydowanie marginaln ą, ale by odda ć wszystkim stronom sprawiedliwo ść , należ y w tym miejscu przedstawi ć opowieść , która pojawi ła si ę w latach 50. Dotyczy ona niemieckiego oficera i in ż yniera Horsta Pinkela. Na d ł ugo przed rozpoczęciem wojny Zwi ą zek Radziecki i Niemcy w ś cisł ej tajemnicy zainicjowa ły wymian ę kilku programów wojskowych, które w utajniony sposób łamał y postanowienia traktatu wersalskiego, zawartego po zawieszeniu broni w 1918 roku, stanowi ą cego o ograniczeniu i poddaniu kontroli niemieckich dzia ł ań związanych ze zbrojeniami. W 1928 roku Pinkel był zaangaż owany w taką wymianę i trafił do rosyjskiej Ka ł ugi, gdzie kontynuował prace innego niemieckiego naukowca Waltera Lewetzowa, po ś wi ę cone tematowi generowania pewnego rodzaju promieniowania energetycznego, mog ą cego służ yć
175 źródł o energii (na podobnej zasadzie, co koncepcja „przesy ł ania elektrycznoś ci" Tesli). Wraz z wybuchem wojny, 11 lat pó ż niej, Pinkel zosta ł internowany i wraz ze swoim laboratorium przewieziony do dalekiego obwodu po ł oż onego za Uralem, a Stalin rozkazał mu opracowa ć broń na podstawie dokonanego odkrycia. Wszystko wskazuje na to, ż e podczas wojny osi ągni ę to niewielkie post ę py (w koń cu rezultat wysi ł ków Pinkela zosta ł by skierowany przeciwko jego rodakom), ale nieco pó ź niej, w 1948 roku, pojawi ł a się relacja o ameryka ń skim szpiegu zbieg łym z Rosji z formułą tajemniczego stopu odkrytego przez Pinkela. Zgodnie z t ą opowieś cią metal ten mial być uż yty do skonstruowania pojazdu, który byłby w stanie wykorzysta ć promienie skoncentrowanej energii zarówno do napę du ; jak i w charakterze broni. W chwili kiedy pojawi ł a się ta relacja, Rosjanie mieli rzekomo być w posiadaniu pi ę ciu takich pojazdów, które testowali w ró żnych miejscach tego regionu, a zw ł aszcza w rejonie obwodu Bie łaj a. Brzmi to bardzo sugestywnie, le ć z wiarygodno ść tej historii budzi pewne w ątpliwoś ci. Po pierwsze, je ż eli Pinkel rzeczywi ś cie poczyni ł tak du ż e postę py, to z pewno ś ci ą niemieccy obserwatorzy programu wiedzieliby o tym. Dlaczego wi ę c nie odwoł ali swojego cz ł owieka na dł ugo przed rozpocz ęciem inwazji na Rosj ę latem 1941 roku? Co wię cej, zwa żywszy, ż e ogromna cz ęść rosyjskiego przemyski w okresie przed II wojn ą ś wiatową był a cał kowicie przestarza ł a i staro ś wiecka, czy uzasadnione s ą przypuszczenia, ż e Rosjanie posiadali potencja ł umoż liwiaj ący im pracę nad tak zł oż onym tematem jak odlewanie specjalnych stopów oraz dysponowali odpowiednio wykszta ł coną kadrą inż ynierską , niezb ędną do realizacji tak skomplikowanego przedsi ęwzię cia jak budowa eksperymentalnego pojazdu? Zgadzam si ę z tezą , ż e nawet w szczytowej fazie niemieckiego najazdu na Zwi ązek Radziecki jego globalna produkcja przemys łowa znacznie przekracza ł a moż liwoś ci gospodarki Wielkiej Brytanii. Jednak przemys ł radziecki by ł w duż ym stopniu uzale ż niony od wsparcia z Zachodu, zw ł aszcza w zakresie infrastruktury przemys łowej ; i nie jestem w stanie uwierzy ć , że gdzieś głę boko na Uralu znajdował się oś rodek dysponuj ący wysoką technologi ą przeznaczony do realizacji takiego projektu jak ten. Na przykład w trakcie wojny Niemcy zniszczyli jedn ą z wielkich turbin prą dotwórczych w elektrowni Dnieprostri, a Rosjanie, nie b ędąc w stanie dokona ć jej naprawy i przywróci ć dostawę energii elektrycznej w regionie, musieli czeka ć na nadejś cie nowego bloku ze Stanów Zjednoczonych. Historie takie jak tu opowiedziana by ł y w tamtym czasie na porz ądku dziennym, zatem relacje Pinkela wydaj ą się nieco gołosł owne. Jak już wspomniał em, część projektu „Haunebu", jak ą zabrał ze sobą Kammler do Bazy 211, prawdopodobnie obejmowa ł a dokumentacj ę techniczn ą, na podstawie której towarzyszący mu inż ynierowie zamierzali odtworzy ć dysk, bazuj ąc na dostawach materiałów wysył anych z Niemiec i Ameryki Po łudniowej. Kilka miesię cy póź niej jego ś ladem wyruszyły dwa okrę ty podwodne U-977 oraz U-530, a pog ł oski o ich niezwykł ym ładunku nie wygas ły po dziś dzień . Czy na ich pokładzie Adolf Hitler, Ewa Braun, Martin Bormann i inni dygnitarze opu ś cili HI Rzeszę ? To akurat nie ma zbytniego zwi ą zku z samymi dyskami, lecz chyba powinienem teraz przytoczy ć pozostałą część tej opowieś ci, na tyle, na ile zdo ł ał em j ą sam poznać . Na samym początku muszę powiedzie ć , ż e ich ucieczka by ł a moż liwa. Próbowalem zachować maksimum sceptycyzmu, dochodz ąc do tego przekonania, lecz dowody maj ące ś wiadczy ć o samobójstwie Hitlera przy bli ż szej weryfikacji okazuj ą się niespójne, co wskazuje na fakt, ż e temat ten wymaga podj ę cia dalszych bada ń . Co wi ęcej, dociekania
176
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
historyków pozwoli ł y na dokł adne odtworzenie przebiegu ucieczki Martina Bormanna z bunkra. Dalsze jego losy pozostaj ą już niepotwierdzone. Niektóre ź ródł a podaj ą, ż e zosta ł zastrzelony przez Rosjan na ulicach Berlina, lecz wobec braku konkretnych dowodów nie da si ę wykluczyć , ż e upozorował swoją ś mierć , by póź niej spotka ć się z F6hrerem. Zacznijmy od tego, ż e ciał o Bormanna nie zosta ł o nigdy odkryte (jego „czaszka" został a rzekomo znaleziona w wykopaliskach prowadzonych w latach 70. w Berlinie na pewnym boisku sportowym, lecz ni ż ej podpisany nie wie nic na temat bada ń DNA mogą cych potwierdzi ć tę hipotezę). Po drugie, podejmuj ąc jakąkolwiek prób ę ucieczki, jako faktycznemu zast ępcy Hitlera by ło mu bezpiecznej rusza ć w drogę , rozdzieliwszy si ę z Fhrerem. Po trzecie, je ś li zał ożyć , ż e Hitler uciekł z Berlina na pok ładzie ma ł ej awionetki, takiej jak samolot obserwacyjny Storch, zanim przesiad ł się na odrzutowy bombowiec Arado Ar 234, to z pewno ś cią znajdował o się w nim miejsce najwy ż ej dla pilota, Adolfa Hitlera i Ewy Braun — a i tak by ł oby już bardzo ciasno. Jak zatem nale ży traktować relacje pojawiaj ące siew nast ępnych latach, których autorzy utrzymuj ą , ż e ujawniają, całą prawdę o tej ucieczce? Moja ulubiona historia, odkryta w trakcie pisania tej ksi ąż ki, opowiada o konwoju U-Bootów z Hitlerem na pok ł adzie, którego trasa wiod ł a do antarktycznej Bazy 211, z przej ś ciem przez wysp ę Georgia Po ł udniowa, gdzie powsta ł a nazistowska baza, odkryta i zniszczona dopiero podczas konfliktu o Falklandy w 1982 roku. Zdumiewaj ące. Jak wcze ś niej stwierdził em, moje wł asne przekonanie na ten temat jest nastę puj ące: wszyscy wymienieni zdo ł ali zbiec z Niemiec i potem ż yli anonimowo w Ameryce Poł udniowej dzi ę ki wysi ł kom takich grup jak ODESSA i Paj ąk. Pogł oski powtarzaj ące si ę od zakoń czenia wojny mówił y o tajnych nazistowskich bazach na obszarze ca łej Patagonii — w po łudniowej Argentynie i Chile. „Tajny legion SS" miał podobno zosta ć zał oż ony w dż ungli na pograniczu Peru i Brazylii. Ta ostatnia historia zosta ł a po raz pierwszy opublikowana w latach 60. przez szwajcarskiego podróż nika i pisarza, Karla Brugera, który twierdzi ł , ż e odnalazł dowody istnienia sekretnej podziemnej krainy i cywilizacji o nazwie Akator, rozci ągaj ącej si ę pod rozległymi poł aciami Argentyny. Rozwa ż ania poś wi ę cone teram tematowi przywodz ą mi na myś l jako ż ywo dawne aryjskie legendy o Vrilu, zatem przejd ź my do omówienia innych zakonspirowanych baz oraz do wydarze ń , które mog ą w jakiś sposób wi ązać si ę z przedwojennym etapem historii UFO. Po pierwsze, istniej ą pogł oski o bazie UFO zlokalizowanej w wodach Zatoki Tokijskiej w Japonii, która po wojnie zosta ł a zaatakowana przez stawiacz min ameryka ń skiej marynarki wojennej wyposa ż ony w specjalny radar o skrajnie niskiej cz ęstotliwoś ci, za pomocą którego moż na był o dok ł adnie wskaza ć jej poł oż enie. Legenda mówi, ż e obcy zatopili okrę t, chocia ż podj ę te przeze mnie próby potwierdzenia tego incydentu nie da ły jednoznacznej odpowiedzi. Inna baza, istniej ąca z całą pewno ś cią, jest położ ona w rejonie Long Island w Nowym Jorku, w miejscu zwanym Montauk. Zosta ł a zbudowana w latach 20., pierwotnie jako siedziba dla o ś rodka badawczego marynarki, lecz pó ź niejsze jej wykorzystanie okryte jest tajemnic ą, zważywszy, ż e podobno obecnie nic jest ju ż używana. Oprócz typowych dla tego miejsca zagadkowych ś wiate ł okoliczni mieszkań cy opowiadaj ą jeszcze o ci ęż arówkach wje ż dż aj ących do wal ących się budynków, z których nigdy nic wyjeż dż aj ą . Wskazywałoby to na fakt, ż e wykorzystuj ą windy, zwożą ce je w dół do podziemnej drogi... Lecz dok ąd ten tunel moż e prowadzi ć ? Na tym terenie znajduje si ę mnóstwo instalacji wojskowych, zatem materia łu do potencjalnych spekulacji jest sporo. Baza Montauk mia ł a, jak gł oszą plotki, być siedzibą zł owieszczego programu
177 kontroli ludzkiego umys ł u opatrzonego nazw ą projektu „Monarch" („Monarcha"), natomiast pod drugiej stronie Montauk Point znajduje si ę baza atomowych okr ę tów podwodnych poł oż ona ju ż w s ą siednim stanie Connecticut. W odleg ł o ś ci 32 kilometrów na zachód zlokalizowane s ą laboratoria Brookhaven National. To ostatnie miejsce ma by ć ponoć zwi ązane z do ś wiadczeniami nad przyspieszaniem atomów azotu, stanowi ą cymi część programu badawczego nad nowym rodzajem broni zwanym promieniami ś mierci. Niektórzy komentatorzy zasugerowali tez ę , ż e katastrofa samolotu pasa ż erskiego linii TWA, lot numer 800, ma mie ć jakiś zwi ązek z tymi dział aniami. Jeszcze inni, bardziej podatni na paranoj ę , twierdz ą nawet, ż e zamieszana jest równie ż agencja FEMA, szykuj ąca si ę potajemnie do przej ę cia wł adzy w Stanach Zjednoczonych poprzez wprowadzenie wł adzy dyktatorskiej, z jednoczesnym drastycznym ograniczeniem praw obywatelskich, takich jak na przykład prawo do posiadania broni palnej. S ą to oczywi ś cie wierutne bzdury. Nie ulega co prawda w ą tpliwoś ci, ż e agencja ma pewne statutowe prerogatywy, które nabieraj ą mocy prawnej w razie ogólnonarodowej katastrofy. Te uprawnienia maj ą służ yć jedynie zapewnieniu scentralizowanej koordynacji, stworzeniu struktury mog ą cej koordynowa ć akcj ę ratunkową , działaj ąc w takich o środkach jak na przyk ł ad Mount Weather. Czy naprawd ę mamy uwierzyć , iż pań stwo tak g łę boko oddane idei demokracji i wolno ś ci sł owa w aktywny sposób szykowa ł oby się do odrzucenia tego wszystkiego i wprowadzenia rzeczywistej dyktatury? Dodaj ąc nieco cyniczny komentarz, ameryka ń skie kręgi biznesowe z pewno ś ci ą by do tego nie dopu ś ciły, zważ ywszy na wrzaw ę, jaką wywoł ał oby to na ś wiatowych rynkach gospodarczych. We wstępie do tej ksi ąż ki wspomniał em, ż e w ostatnich latach nast ąpił o przesuni ę cie głównego akcentu w obserwacjach UFO w kierunku relacji zwi ązanych z „uprowadzeniami" — czyli bardzo bliskimi spotkaniami, w czasie których naoczni ś wiadkowie, o czym zeznaj ą w najlepszej wierze i rozumieniu, nawi ązuj ą bezpośredni kontakt z istotami pozaziemskimi (EBE) o ró ż nym kształ cie i rozmiarach. Co za bzdury! Osoby maj ące kontakt z ca ł ego serca i w palni w ł adz umysł owych wierzą , ż e takie spotkanie mia ł y rzeczywi ś cie miejsce, ale jakie dowody mamy my czy też oni sami, by twierdzi ć , ż e doszł o do kontaktu z przybyszami z kosmosu? Nie dysponujemy ż adnymi fotografiami tych istot, które po obiektywnej analizie nie okaza łyby si ę jedynie fał szerstwami. Film przedstawiaj ący „sekcj ę zwł ok z Roswell", pokazany w ostatnich latach, to zamazane zdj ęcia z polaroidu pokazuj ące dwumetrowe istoty ubrane w gumowe kombinezony czy też klasyczne zielone ludziki trzymaj ące za rę kę posta ć przypominaj ąc ą policjanta w nieprzemakalnym p ł aszczu i filcowym kapeluszu... Wszystkie te wizerunki i wiele, wiele innych tylko czekaj ą na okazj ę , by pozbawi ć zdrowego rozs ądku badaczy i ufologów i w nie ś wiadomy sposób zwie ść ich na manowce. Dopóki jednak nie bę dziemy w posiadaniu rzeczywistego dowodu — czego ś , o czym z ca łą pewno ś cią b ędziemy wiedzie ć , ż e nie jest to student czy pilot przebrany w gumowy kombinezon — to traktowanie takich wizerunków czy opowie ś ci za autentyczne b ędzie tylko służ yć temu, by nikt nigdy nie odkry ł prawdy. Osoby maj ą ce kontakt z obcymi w okresie zimnej wojny zwykle utrzymywa ły, ż e podczas rozmów, jakie toczy ły się mi ę dzy nimi a ich gospodarzami i/lub porywaczami, jedna wiadomo ść był a przekazywana przez naszych kosmicznych braci ze szczególnym naciskiem — by ludzko ść odrzucił a broń atomową . Wydaje si ę zabawne, ż e ludzie twierdzący, i ż mieli styczność z przybyszami, otrzymywali to samo przes ł anie, nawet je ś li powtarzane przez nich relacje ró żniły si ę od czasu do czasu. Gdy tylko zimna wojna 12 —Zaginione tajemnice technologii...
173
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
dobiegł a kresu i bezpo ś rednie zagro ż enie wybuchem wojny j ądrowej został o zaż egnane, jakąż to nową wieść przynieś li nam kosmiczni pobratymcy? Globalne ocieplenie... Konieczność zaprzestania wytwarzania CO, w procesach spalania, by powstrzyma ć ogólno ś wiatową katastrofę . Nie — wszystko to jest nazbyt wy ś wiechtane i oklepane, zbyt proste i ł atwe. Przypuszczam, ż e gdzieś głę boko w duszy tych ludzi tkwi co ś , co każ e im — albo pod ś wiadomie, albo te ż z pełną premedytacj ą i ś wiadomo ś ci ą — podawać do publicznej wiadomo ś ci sprawy, które ich niepokoj ą, czegokolwiek mia ł oby to dotyczy ć . Jedyny problem, jaki si ę pojawia w tym kontekś cie, polega na tym, ż e w miarę upływu czasu coraz wi ę cej ludzi zaczyna twierdzi ć , ż e przeżyło tego samego rodzaju do ś wiadczenia — co prowadzi nas do obecnego stanu rzeczy, zgodnie z którym ł 0% Amerykanów, czyli 25 000 000 ludzi jest przekonanych, ż e zostało uprowadzonych przez obcych. Istnieje jednakż e również inna strona tego zagadnienia, mimo i ż wielu spo ś ród tych tak zwanych uprowadzonych z pewno ś cią ulega zł udzeniu pot ęgowanemu przy okazji nazbyt czę sto ogl ądania serialu Z Archiwum X, zapewne niewielki procent z nich prze żył doś wiadczenia, które mo ż na uznać za autentyczny epizod o takim charakterze. Niektórzy mogą sobie przypomnie ć szczegół y zdarzenia jedynie w stanie regresji hipnotycznej, inni z kolei pami ę taj ą wszystko w stanie pe ł nej ś wiadomoś ci. Lecz jak mog ę dokonać kwadratury ko ł a i pogodzi ć mój wewnętrzny sceptycyzm i niewiarę w odwiedziny istot pozaziemskich z tego typu przypadkami? Elementem, który mo ż na najł atwiej podważyć , jest wygl ąd tak czę sto opisywanych małych zielonych ludzików. Tu równie ż moż na przytoczy ć racjonalne, cho ć nieco wstrz ąsaj ące wyt ł umaczenie. Znajdujemy si ę dzi ś u progu XXI stulecia. DNA oraz zapis informacji genetycznej ż ycia zostały odkryte ponad 50 lat temu, lecz w ł adze dopiero teraz zaczynaj ą mówić otwarcie o genetycznie modyfikowanych ro ś linach uprawnych oraz o klonowaniu. Innymi słowy, chce nam si ę wmówić , ż e —w analogiczny sposób jak w przypadku Silver Bug — osi ągnięcie takiego postępu zaj ęł o aż pięć pełnych dekad? Nie s ą dzę , by tak by ł o. Bez wzglę du na to, co s ł yszymy oficjalnie, czy ż kto ś jest w stanie zarę czyć , ż e naukowcy na ca łym ś wiecie nie sklonowali ju ż czł owieka, a ł ań cuch ludzkiego DNA i sekwencja genów nic jest od dawna przedmiotem licznych, nielegalnych eksperymentów i zakazanych projektów? Mog ę się tylko domy ś lać , co w tej chwili my ś lą niektórzy z czytelników, lecz pragn ę przypomnieć , ż e w ostatnim rozdziale po prostu przedstawiam pewne pogl ą dy i teorie, których rzetelno ść nie jest do koń ca potwierdzona, a tak ż e opinie, pod któryriti autor nie zawsze si ę podpisze. Zwa ż ywszy jednak na fakt, ż e trudno pominąć milczeniem za łogi lataj ących spodków, skoro tak wiele powiedziano o ich pojazdach, chcia ł bym teraz przedstawi ć pewną interpretacj ę tego, o czym opowiadaj ą naoczni ś wiadkowie. Teoria ta moż e być przypadkiem jak najbardziej trafna, lecz równie dobrze moż e okazać się czczym wymysł em— jedyne, co nie ulega wątpliwo ś ci, to fakt, że nigdy nie dowiemy si ę tego na pewno. Zacznijmy od bliż szego przyjrzenia si ę wzrostowi tych istot, opisywanemu w trzech czwartych wszystkich przypadków uprowadze ń . Prawie bez wyj ątków mieś ci si ę on w przedziale od 0,7 do 1,3 metra, przy czym najcz ęś ciej powtarzan ą wielkoś cią jest w przybliż eniu jeden metr. Lecz taka wysoko ść ciał a jest dobrze znana równie ż u ludzi. Choroba znana jako skarlenie dzieci ęce powoduje w rezultacie bardzo niski wzrost, spowodowany zwykle zahamowaniem rozwoju kr ę gosł upa przy zachowaniu normalnego tempa wzrostu pozostał ych czł onków ciała (lub prawie normalnego). Najbardziej znanym przypadkiem karla by ł Charles Sherwood Stratton. Ten malutki cz łowiek, nazwany przez
179 P. T. Bamuma „genera ł em Tomciem Paluchem", zadebiutowa ł na cyrkowej arenie, mierzą c zaledwie 0,83 metra. Istnieje wiele potwierdzonych przypadków ludzi jeszcze ni ż szych od Strattona. Na przyk ł ad pewna Holenderka nazwiskiem Pauline Masters mia ł a tylko 58,9 centymetra wzrostu w chwili ś mierci w wieku 19 lat. Chocia ż przyznaj ę , Ze s ą to w rzeczy samej bardzo rzadkie przypadki, to na ś wiecie ci ągle ż yj ą rdzenne rasy karł ów, wykazuj ących objawy „syndromu buldoga" czy te ż skarlenia achandroplastycznego. U osób dotkni ę tych tą dolegliwoś ci ą głowa przybiera nieproporcjonalnie du ż e rozmiary, twarz jest szeroka, oczy wy ł upiaste, a nos szeroki. Skrócone ko ś ci przedramienia i podudzia są również czę sto spotykanym objawem. Afrykań scy Pigmeje cz ę sto wykazuj ą te anomalie, a przedstawiciele najmniejszego pod wzgl ę dem wzrostu plemienia zamieszkuj ąccgo obszar North Twides w lasach Ituri mierz ą przeci ętnie 1,37 metra w przypadku kobiet oraz 1,44 metra u m ęż czyzn. Porównajmy teraz opisane powy ż ej cechy z typowymi atrybutami „zielonych ludzików". Du ż e gł owy, nieproporcjonalne w stosunku do tu ł owia? Ale ż tak. Wył upiaste, wydatne oczy? Równie ż . Róż nica da si ę zauważ yć w odniesieniu do opisywanego koloru skóry, chociaż akurat to mo ż e by ć rezultatem rozmaitych czynników, poczynaj ąc od sposobu odż ywiania si ę , a na warunkach ś rodowiska naturalnego ko ń cząc. Nie moż na również wykluczyć , ż e „zieloni" stosuj ą kosmetyki na twarz po to, by nas zmylić i skł onić do myś lenia, ż e mamy przed sob ą istoty pozaziemskie o szarozielonym kolorze skóry. Badacze tematu szukaj ą cy bezpo ś rednich powi ą zań mi ę dzy cz ł onkami zał óg UFO a Pigmejami natrafiaj ą na pewną trudno ść , gdy przychodzi do opisu ust i uszu. Zgodnie z relacjami obcy maj ą bowiem jedynie szczeliny, bez ma łż owin usznych oraz bez warg. Jak zawsze, nie daj ę ż adnej gwarancji co do s ł usznoś ci tego, co zostanie powiedziane dalej, lecz przedstawiony scenariusz stanowi swego rodzaju rozwi ązanie. Wyobra ź sobie, czytelniku, przez chwil ę , ż e jest 1955 rok i został eś mianowany kierownikiem projektu realizowanego przez TG, który w oparciu o „genetyczne modyfikacje pojmanych jednostek" zapewni stworzenie za ł óg dostosowanych do mniejszych dysków, które bę dą produkowane w przysz łoś ci, lub też lepiej dopasowanych do d ł ugotrwał ych podróż y w porównaniu z normalnymi ludzkimi zał ogami. Zdajesz sobie spraw ę , ż e wzrost takich osobników nie mo ż e przekraczać okre ś lonej wysoko ś ci, lecz na pocz ątek musisz gdzieś zdoby ć pierwsze pokolenie. S łyszałeś o rasie karłów dopiero co odkrytej w g łę bi amazoń skiej puszczy, zatem organizujesz misj ę, której zadaniem b ędzie odnalezienie tego plemienia. Z pomoc ą pracuj ących dla TG antropologów spotykasz to plemi ę i stopniowo zdobywasz zaufanie jego cz ł onków w trakcie kolejnych spotka ń . Podczas jednego z nich w ś rodku zielonego piekł a, z dala od jakichkolwiek ś wiadków organizujesz l ądowanie kilku duż ych transportowych dysków Beta na wcze ś niej przygotowanej polanie. Indianie, przeraż eni tym, co si ę dzieje, s ą najwyraź niej niezdolni ani do oporu, ani ucieczki. Być moż e w wię kszym stopniu jest to rezultat „kontroli umys łu", czyli zastosowania przeciwko tubylcom broni elektromagnetycznej, powoduj ą cej czasowy parali ż . Wł azy wej ś ciowe do dysków otwieraj ą si ę i wychodzą z nich członkowie za łogi ubrani w ochronne kombinezony, którzy zap ę dzaj ą wszystkich mieszkań ców wioski na pokł ad statków powietrznych. Nast ępnie dyski odlatuj ą, pozostawiając bę dą cych w zmowie antropologów, by ci w najbli ż szej siedzibie lokalnych w ł adz zdali relacj ę , ż e nie zdo łali odnaleźć plemienia liliputów i w zwi ązku z tym postanowili uda ć si ę bezzwł ocznie w drogę powrotn ą . W ten sposób prawda zostaje ukryta. Tymczasem dyski zabra ły mieszkań ców
180
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
wioski do odległ ej bazy, z dala od ciekawskich oczu—mo ż e to być gdziekolwiek, niekoniecznie w gł ównej bazie badawczo-rozwojowej dysków, takiej jak Es-4 albo Wbite Sands. Zespó ł antropologów do łą cza do zdezorientowanych i przestraszonych mieszka ń ców Amazonii nieco pó ź niej. Niektórzy czł onkowie ekipy odczuwaj ą silne wyrzuty sumienia wywoł ane tym, czego si ę podj ę li, lecz przedsi ę wzi ę te ś rodki bezpiecze ń stwa s ą wystarczaj ące, by zapewnić jednolitą postaw ę ca ł ego zespo ł u wobec Ciebie, jako kierownika programu. Ty z kolei podlegasz kadrze TG, a wizyty oficjeli z kwatery g ł ównej zawsze s ą związane ze sprawami bezpiecze ń stwa i zachowania tajemnicy. Rozważ my teraz ten aspekt sprawy. Oprócz niezb ędnej ekipy lekarzy i chirurgów potrzebna jest jeszcze obecno ść wielu wojskowych, lecz zachowuj ą cych si ę dyskretnie— chyba ż e miejsce to jest na tyle odleg ł e, by wykluczy ć moż liwość ucieczki nowych wi ęź niów czy też „go ś ci". Dostę p jest moż liwy jedynie z powietrza, za pomoc ą helikopterów lub dysków, bez koniecznoś ci budowy pasa startowego. Z pewno ś cią musiały zosta ć zbudowane hangary, w których s ą przechowywane oraz rozwijane lataj ące spodki, ponadto magazyny surowcowe oraz baraki dla personelu i przedmiotu bada ń . Konieczna był a również budowa duż ego kompleksu szpitalnego. W pierwszej fazie zespól programowy wykorzysta ł sposobność do przebadania rozmaitych funkcji fizjologicznych kar łów w trakcie normalnej aktywno ś ci; przystąpiono również do nauczenia angielskiego oraz podstaw matematyki m ł odych osobników. Kandydaci spe łniają cy odpowiednie kryteria byli nast ę pnie dobierani do oceny przydatno ś ci na symulatorach dysków, przy czym postanowiono dopasowa ć ich sylwetkę do mał ej kabiny pilota. Ten czynnik ostatecznie decydowa ł o przydatno ś ci przedmiotu bada ń do zada ń , które przed nimi postawiono. W miar ę upł ywu czasu starsi cz ł onkowie plemienia zaczę li wymierać ; ich los można uzna ć za szcz ęś liwy, gdyż ich potomstwo oraz nast ępne pokolenia nie zaznaj ą już innego losu jak ż ycie pilota lataj ących dysków. Celem Twojej pracy jest calkowite zintegrowanie przysz łych pilotów oraz ich powietrznych statków w sposób przypominaj ący cyborga; ma to by ć pozbawiona zgrzytów fuzja cz łowieka i maszyny. W nast ę pnej fazie zespó ł medyczny zaczyna badania maj ące wykazać , bez których podstawowych organów ludzki organizm mo ż e si ę oby ć . Dlaczego? Ponieważ im mniej narządów, tym d łuż ej bę dą mogły funkcjonować przedmioty badań (uprowadzeni nie s ą już nawet nazywani osobnikami) w bardziej ekstremalnych warunkach, zachowuj ąc maksymalną wydolność organizmu. B ę dą się wolniej m ęczyć , wymagać mniej pożywienia, a ich mózgi b ę dą obywa ć si ę bez snu. Krok po kroku ekipa doś wiadczalna rozwija precyzyjny system, w ramach którego przedmioty bada ń zostaj ą poddane kauteryzacji (przy ż eganiu) mózgu w okreś lonych miejscach, w rezultacie czego zostaj ą pozbawione pami ęci oraz wspomnie ń z minionego życia i staj ą się nadzwyczaj podatne na sugesti ę poprzez kontrolowane pobudzanie nerwu s ł uchowego za poś rednictwem podskórnych implantów. Obiekty genetycznej in ż ynierii nic potrzebuj ą już uszu do s ł uchania, zatem ich małż owiny uszne zostaj ą usunię te. Zmys ł powonienia również staje si ę zbę dny, stąd też amputowane zostaj ą nosy, a pozostaj ą tylko dwa ś ladowe otwory nosowe, niezb ę dne do oddychania. Na koniec na stó ł operacyjny trafia uk ł ad pokarmowy. Przedmioty badań maj ą już znacznie mniejsze rozmiary ni ż przeci ętne osobniki rodzaju ludzkiego, stąd te ż zapotrzebowanie na kalorie jest oczywi ś cie zredukowane. Lot za sterami dysku przestaje by ć równie ż wymagaj ącym zadaniem pod wzgl ędem fizycznym, dlatego te ż ż ołą dek i jelita zostaj ą wzi ę te pod lupę . Ograniczenie długoś ci przewodu pokarmowego w drodze ingerencji chirurgicznej pozwala na zastosowanie jako
181 jedynego po ż ywienia pł ynu zasobnego w proteiny. Zredukowany ż ołą dek i w ątroba nie są w stanie trawi ć niczego wi ęcej. Ponieważ stał y pokarm stał się zb ę dny, wszystkim przedmiotom bada ń zostaj ą usunięte zę by, dzi ą sł a oraz j ęzyk wraz ze strunami g ł osowymi. Następnie ż uchwa jest ł amana i usuwana, z ewentualnym u życiem stalowych sworzni, by ograniczy ć ruchy, w rezultacie pozostaje tylko szczelina, przez któr ą przedmioty chirurgicznych zabiegów mog ą oddycha ć i przyjmować płynny pokarm. Powy ż sze zabiegi dotycz ą wszystkich, poza bardziej inteligentnymi osobnikami, które zachowuj ą język i zdolność mówienia po to, by móc porozumiewa ć się za pomoc ą głosu z personelem eksperymentuj ącym na ich ciał ach. By ć moż e przeznaczona jest dla nich rola „przodowników", maj ą cych uczy ć pozostał e przedmioty bada ń s ł użą c im przykł adem, poza uczeniem za pomoc ą pobudzania nerwu sł uchowego, stosowanym przez zespó ł doś wiadczalny. W pierwszym okresie realizacji projektu liczne przedmioty bada ń czę sto umieraj ą z powodu szoku, co zreszt ą nie dziwi, zanim jeszcze moż na ocenić rezultaty podj ę tych zabiegów, lecz ta sytuacja nie zniech ę ca twojego zespo łu. Nawet wr ę cz przeciwnie, motywuje jego czł onków jedynie do udoskonalania stosowanych technik i procedur. Wyrzuty sumienia czy proste zadawanie sobie pyta ń na temat tego, co robi ą , zostaj ą zapomniane — w ko ń cu TG jest zaanga ż owana w zimn ą wojnę ze Zwi ązkiem Radzieckim, który na podstawie tego, co wiemy, robi dok ł adnie takie same eksperymenty gdzie ś na dalekiej Syberii. Ponadto gdzie ż indziej mł odzi, zapaleni naukowcy dysponowaliby tak grubymi ksi ąż eczkami czekowymi zawsze z pokryciem oraz zyskaliby nieskr ę powane moż liwoś ci realizowania zada ń , które ostatecznie s ł użą — a przynajmniej w to wierz ą — dobru rodzaju ludzkiego jako ca ł oś ci. Mija dekada i twój projekt dochodzi do 1965 roku. Plemi ę karł ów jest ju ż nie do poznania. Wszyscy pierwotnie uprowadzeni cz ł onkowie już umarli, jednak próbki ich plemników i komórek jajowych s ą wykorzystywane do krzyż owania w ramach pierwszego na ś wiecie programu sztucznego zap ł odnienia in vitro — 18 lat przed tym, jak na ś wiat przysz ł o pierwsze oficjalne dziecko z probówki, Louise Brown, co mia ł o miejsce w 1978 roku. Od czasu do czasu organizowane s ą również wyprawy do dż ungli w celu pojmania przedstawicieli innych plemion, by w ramach projektu zapewni ć urozmaicenie materia łu genetycznego. Wkrótce równie ż te zabiegi przestan ą być potrzebne, gdy ż pierwsze wyniki doś wiadczeń z klonowaniem wygl ądają obiecująco. Osobniki ż eń skie są_ wykorzystywali i e jedynie jako „nosicielki płodów". Do ich macicy w regularnych odst ępach czasu wprowadzane s ą zapł odnione komórki jajowe, okres ci ąż y zostaje skrócony do 26 tygodni. Malutkie noworodki s ą poddawane zmianom ju ż na tym etapie rozwoju poprzez zastosowanie zawansowanych metod mikrochirurgicznych, by zapewni ć pożą dany wzrost i rozwój. Dalsze operacje są również potrzebne, lecz po osi ągnięciu wieku dziewi ę ciu lat przez tych prawie „debilnych naukowców" rozpoczyna si ę trening przygotowuj ący do lotów, wtedy bowiem zyskuj ą zdolność rozumienia danych technicznych oraz nauczanych zasad. Wczesny kontakt ze sprzętem w symulatorach wp ływa tylko na przyspieszenie procesu uczenia si ę . Ich ż ycie jest poddane ś cisłym rygorom, mieszkaj ą w zbiorowych dormitoriach, nie dysponując w ogóle wolnym czasem — zreszt ą, czym mieliby go wype łnić ? Nie notuje się również przypadków agresywnych zachowa ń — takie skł onnoś ci zosta ły wyeliminowane w drodze umiej ętnej kauteryzacji mózgu, skutkuj ącej zł agodzeniem temperamentu. Mija kolejna dekada i dochodzimy do 1975 roku — up ływa 20 lat od momentu schwytania pierwszych do ś wiadczalnych przedmiotów bada ń . W tym czasie zmieni ł o si ę
142
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGU III RZESZY
bardzo wiele i równie ż bardzo wiele si ę nauczono. Poniewa ż od mniej więcej 10 lat klonowanie przebiega ca ł kiem sprawnie i udanie, w projekcie nic ma ju ż uczestników pł ci ż e ń skiej, ma ł e jest równie ż prawdopodobie ń stwo urodzenia si ę dziewczynek. Ale chł opcy staj ą się równie ż pozbawionymi cech p ł ciowych i wł osów androginami. Sztuczne macice i łoż yska od ż ywiają rozwijaj ące si ę płody przez cały okres ci ąż y. Dzi ę ki wyraź nym postę pom genetycznym liczba operacji chirurgicznych wymaganych dla odpowiedniego uformowania si ę każ dego z przedmiotów równie ż maleje. Jedyne zabiegi medyczne ciągle jeszcze niezb ędne dotycz ą kauteryzacji mózgu (stopie ń jego skomplikowania wyklucza jeszcze skuteczne stosowanie in ż ynierii genetycznej) oraz korekty kilku osobliwych cech tu ł owia i cał ej sylwetki. W miarę upływu lat zmianie ulegaj ą również pł uca, umoż liwiając ni ż sze tempo oddychania, ni ż miał o to miejsce pierwotnie — normalny rytm pracy serca oraz tempo metabolizmu zosta ł y zredukowane do po łowy typowej wartoś ci dla organizmu ludzkiego i maj ą by ć poddane dalszemu obni ż eniu. Oznacza to mniejszą ilość tlenu potrzebn ą na pokł adzie dysków wysył anych na dalekie wyprawy, a dzi ęki zastosowaniu pomysł owego systemu reoddychania, u ż ywanego ju ż przez NASA w rakietach programu „Apollo", lataj ą ce spodki zyskały porę czną metod ę konserwowania i recyklingu zabieranych zapasów, co pozwa ł a na dalsze zmniejszenie wagi i wielko ś ci pomieszcze ń pojazdu. Wraz z post ę pami technologii komputerowej od lat 60. zdecydowanie udoskonalono system kontroli i wydawania polece ń . Początkowo komendy były wydawane w rodzimym narzeczu uprowadzonych przedstawicieli plemienia liliputów, do chwili gdy pierwsze przedmioty opanowa ły podstawy j ę zyka angielskiego. Lecz poczynaj ąc od poł owy lat 80., instrukcje by ły już wydawane bezpo ś rednio z komputera poprzez implanty umieszczone w obr ę bie nerwu s łuchowego, wykorzystuj ą c nowy elementarny j ęzyk zł oż ony z rozmaitych dź wię ków i nut; „s ł owa" uznano za zbyt nieporęczne i sprawiaj ące nadmierne trudno ś ci w przyswajaniu. Wskaź niki refleksyjne zainstalowane na goglach równie ż wyś wietlał y i przedstawia ł y dane jasno i czytelnie za pomocą specjalnie opracowanych kolorowych symboli i ikon. Przedmioty s ą rzadko wystawianie na ś wiatł o słoneczne i ż yją w ś rodowisku, gdzie ekspozycja na promieniowanie ultrafioletowe jest zminimalizowana. Gdy jednak wyruszaj ą w przestrze ń kosmiczną, promieniowanie wszelkiego rodzaju staje si ę bardzo intensywne, dlatego te ż ich skóra zmienił a się, dostosowuj ą c si ę odpowiednio — jest teraz utworzona z trzech dodatkowych epidermalnie zoptymalizowanych warstw. Zespó ł eksperymentalny od d ł uż szego czasu zaleca ł również stosowanie szarozielonego metalicznego proszku, który zabarwia naturalnie blad ą skórę oraz pomaga w gojeniu si ę ran po oparzeniach s ł onecznych. I w ten oto sposób dochodzimy do dnia dzisiejszego. Dzi ęki postę pom wiedzy na temat genetyki i mechanizmów dziedziczenia przedmioty s ą obecnie prawie gotowe w chwili opuszczenia sztucznej macicy i wymagaj ą jedynie drobnych zabiegów operacyjnych, oprócz kauteryzacji mózgu. Mo ż liwe jest rozpocz ęcie produkcji seryjnej. D ługość ich ż ycia dochodzi do 100 lat, niektóre z pierwszych finalnych przedmiotów ci ągle jeszcze funkcjonuj ą. Wraz z ograniczeniem liczby organów oraz zmniejszeniem wra ż liwo ś ci na bod ź ce zewnętrzne w paradoksalny sposób spowolnieniu uleg ły równie ż procesy starzenia si ę . Choroby zagra ż aj ące ż yciu odeszły w niepami ęć dzię ki rygorystycznej, racjonalnej diecie oraz brakowi organów, które mog łyby ulec uszkodzeniu. Najstarsze podmioty nie bior ą już regularnego udzia ł u w lotach, lecz s ą utrzymywane przy życiu i przetrzymywane w innym miejscu, w ramach procesu monitorowania, pozwalaj ą cego
I S3 okreś lić czas ich funkcjonalnej u ż yteczno ś ci. W rezultacie ca ł e dnie sp ę dzaj ą w symulatorach lotu, odbywaj ą c nieko ń czące się , wyimaginowane misje, w trakcie których ich sprawność jest porównywana z kondycj ą za ł óg wysył anych na rzeczywiste operacje. Oczywi ś cie powyż sze wyja ś nienie obecno ś ci „obcych" należ y uzna ć za fantastyczne, ale jak wyt ł umaczy ć tak czę sto powtarzany w relacjach fakt noszenia przez nich odzież y? Ś wiadkowie prawie zawsze opisuj ą noszon ą przez przybyszów z kosmosu odzie ż jako jednoczęś ciowe kombinezony, o mał ych lub duż ych rozmiarach. Niekiedy z metalicznym wykoń czeniem, kiedy indziej bez, s ą one, moim zdaniem, dodatkow ą barierą chroni ącą przed promieniowaniem wszechobecnym w przestrzeni mi ę dzygwiezdnej. W niektórych przypadkach ś wiadkowie twierdzili równie ż , ż e humanoidy by ł y odziane w bluzy i spodnie. Wspóln ą cech ą wię kszoś ci opisów jest fakt, ż e uniformy te zwykle nie maj ą ż adnych daj ących si ę dostrzec szwów. Takie opowie ś ci pojawia ły si ę w okresie, zanim ś wiat us łysza ł o rzepach i materiale velcro - w ko ń cu, chociaż ludzie ch ę tnie uwierzyliby w jego kosmiczne pochodzenie, nie da si ę wykluczyć , ż e materia ł ten zosta ł wynaleziony po to w ł aś nie, by zapewni ć bezpiecze ń stwo w ś rodowiskach, w których konwencjonalne szwy by łyby zbyt niewygodne lub zahacza ły o przeszkody. Również pasy s ą przedmiotem cz ę stych relacji, lecz nigdy nie uda ł o się rozstrzygnąć , czy niekiedy opisywane dziwnie wygl ądaj ą ce sprzączki są osobistymi generatorami antygrawitacji, stanowi ą jaki ś rodzaj broni czy te ż sł użą do nawi ą zywania łą cznoś ci. Innym charakterystycznym elementem, cz ę sto widywanym przez naocznych ś wiadków, są he ł my — poczynaj ą c od przezroczystych jak szkł o kul umieszczonych na g ł owie przybyszów, po staromodne miedziane, przypominaj ące hełmy nurków. Jednak w wi ę kszo ś ci obserwacji he łmy w ogóle nie są uż ywane, a obcy mog ą normalnie oddychać . Być moż e niektórzy cz ł onkowie za łóg wcze ś niej wychodzili w otartą przestrzeń kosmiczną, oddychaj ąc nietypow ą mieszanką gazow ą, zatem po powrocie na ziemi ę muszą korzystać z aparatów tlenowych znajduj ących si ę na ich plecach. Na powyż szej uwadze dobiega ko ń ca moja wieloetapowa podró ż poprzez liczne potencjalne, hipotetyczne przypadki by ć moż e zwi ązane z TG oraz jego kampani ą dezinformacyjn ą dotycz ą cą UFO i odwiedzin obcych. Mój wł asny stosunek do kwestii przedmiotów badań stworzonych laboratoryjnie na podobie ń stwo istot pozaziemskich (EBE) okreś lił bym jako wysoce sceptyczny. 1 to nie z powodu mojej niewiary w realn ą moż liwość podj ę cia takiego eksperymentu, lecz po prostu z tej przyczyny, i ż z trudem przychodzi mi uwierzenie, ż e projektanci TG byliby do tego stopnia zmuszeni do zredukowania wymiarów dysków, ż e jedynym realnym wyj ś ciem był o „wyprodukowanie" zminiaturyzowanej za ł ogi. Kiedy wzi ąć pod uwag ę , o ile latwiej utrzyma ć w gotowo ś ci za ł ogi zł oż one z normalnych ludzi w porównaniu z wysi ł kiem i nakł adem pracy przedstawionym powyż ej, pierwsza opcja staje si ę wyborem o wiele bardziej racjonalnym i logicznym. Dlaczego in ż ynierowie i projektanci czuli si ę zmuszeni do podj ę cia tak ekstremalnych ś rodków, skoro dysponowali nap ę dem elektrograwitacyjnym zmniejszaj ącym radykalnie mas ę nawet cz łonków ludzkiej za łogi? Lecz z drugiej strony tak liczni ś wiadkowie relacjonuj ą fakt zaobserwowania „zielonych", opisuj ą c swoje uprowadzenie, wskazuj ąc na „pozaziemskie" pochodzenie lataj ących spodków, o czym wspomnia ł em we wstępie do tej ksi ąż ki. Chciał em poprzez to wykaza ć , ż e w przypadku gdyby to, co widz ą, kiedykolwiek okazał o się prawd ą, to opowie ść przeczytana przed chwil ą mogłaby stanowi ć jedno z potencjalnych wyja ś nień .
18 ą
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY
Cóż zatem powstrzymuje mnie od dania wiary temu, ż e ziemia jest odwiedzania przez ma łych zielonych Marsjan czy te ż ambasadorów z Zeta Reticuli? Sk ą d si ę bierze mój niezbyt popularny upór w usi ł owaniu zdezawuowania mo ż liwoś ci wizyty ma ł ych zielonych ludzików na korzy ść opcji o ich zdecydowanie ziemskim pochodzeniu? Ujmuj ąc rzecz najkrócej, najprostsza odpowied ź brzmi nast ę puj ą co: dlaczego obcy mieliby chcie ć tu przybywa ć ? Nie wątpi ę przy tym, ż e gdzie ś tam we wszech ś wiecie istniej ą prawdopodobnie niezliczone miliony cywilizacji — prawo ś rednich mówi, iż tak musi być , a jest to perspektywa zapieraj ą ca dech w piersiach. Lecz z jakiej przyczyny istoty pozaziemskie istniej ące w naszym kosmicznym s ą siedztwie chcia ł aby w rzeczywisto ś ci przyby ć na Ziemi ę ? Ta niewą tpliwie pi ękna planeta jest zamieszkiwana przez ludzk ą rasę , która w istocie jest jeszcze prymitywna — ci ągle zanieczyszczamy, zabijamy, spieramy si ę i nienawidzimy; w rzeczy samej a ż dziw bierze, ż e jeszcze istniejemy. By ć moż e prawdziwi obcy, odwiedzaj ąc nas, pragn ą zobaczy ć „prymitywn ą naturę ", podobnie jak my sami, bior ąc udzia ł w afryka ń skim safari... Lecz osobiś cie raczej w to w ą tpi ę . Patrząc na to z szerszej perspektywy, nasz tak zwany wiek nowoczesno ś ci trwa od zaledwie 100 lat mniej wi ęcej, czyli tyle co nic, mniej ni ż zmruż enie oka w odniesieniu do wieku wszech ś wiata. Kosmos jest tak wielki, a my tacy mali i nic nieznacz ący. W pewien sposób nasz ą w ł asną zas ł ugą jest wzbudzenie wiary, ż e stali ś my si ę już czł onkami wielkiej galaktycznej wspólnoty. W rzeczywisto ś ci jednak nie jeste ś my nawet gotowi do wype łnienia podania o przyj ęcie. Jako rasa rozumna o ś mieszamy si ę sami, nie przestaj ą c wierzy ć w to, ż e liczne niezidentyfikowane pojazdy lataj ące widziane na niebie od czasów 11 wojny ś wiatowej s ą oznaką obecno ś ci przybyszów z gwiazd — potwierdzeniem, „ż e nie jeste ś my sami". Niestety, moim zdaniem prawda ma w tym przypadku wyra ź nie ziemskie korzenie. Ludzie pilnuj ą cy, by nie zosta ł a ona ujawniona, wiedz ą aż nazbyt dobrze, co sta łoby się z nami — a takż e z nimi — gdyby dopu ś cili do zdemaskowania ich tajemnicy.
Posłowie
Nic nie wymaga wi ę cej wyrzecze ń niż pocz ą tek. Nietzsche Wola mocy
akonspirowana grupa ludzi spotka ł a się w tajemnicy, by przedyskutowa ć , co na leż y zrobić z poufnymi informacjami przekazanymi im w sekrecie przez drug ą zakonspirowana grup ę — innymi sł owy, mieli radzi ć o tym, jak najskuteczniej zachowa ć tajemnicę . Postanowili, i ż najlepsze, co mogą zrobić , to dyskretne przeniesienie tajemnicy z obecnej tajnej lokalizacji w inne miejsce, które zagwarantuje sprawie odpowiedni stopień tajnoś ci. Niestety, ta nowa tajna lokalizacja zosta ł a odkryta przez innych ludzi, którzy nic byli oficjalnie wtajemniczeni, jednak bardzo chcieli si ę czegoś dowiedzie ć . To zmusi ł o grupę do przeniesienia tajemnicy jeszcze jeden raz, w jakie ś inne miejsce. Lecz zanim zdo ł ano zakoń czyć przeprowadzk ę, część sekretów przeciek ł a do opinii publicznej. Utrata tych sekretów oznacza ł a, ż e w nowej lokalizacji nic by ł o już wszystkich sekretów, wchodz ących pierwotnie w sk ł ad tajnego programu. W krótkim czasie nowe miejsce zosta ł o zdekonspirowane, zatem tajna grupa zosta ł a zmuszona po raz kolejny do przeniesienia sekretu w nowe miejsce. Ten schemat dzia ł ania jest kontynuowany od ponad 50 lat, cho ć czł onkowie pierwszej, zakonspirowanej grupy ju ż dawno odeszli. Jednak struktura, któr ą utworzyli i do której nale ż eli, przetrwa ł a i nieustannie realizuje swoj ą tajną dzia ł alno ść , pracuj ąc nad rozwojem i udoskonaleniem tego, co stanowi ł o pierwotną tajemnicę , a nawet tworz ąc coraz nowsze wersje. Kontynuatorzy za ś nie tracą nadziei, ż e przyszli członkowie grupy dotrzymaj ą ś cis ł ej tajemnicy. Od samego początku niektórzy z uczestników realizowali w ł asne tajne programy, udzielaj ąc pewnych poufnych informacji osobom zainteresowanym, co w rezultacie doprowadza ł o do kolejnego odkrywania kilku tajnych lokalizacji. Ludzie ci od pocz ą tku wiedzieli, ż e w miarę rosnącej liczby sekretnych elementów projektu utrzymanie wszystkiego w tajemnicy b ę dzie coraz trudniejszym zadaniem, dlatego te ż z rozmys ł em raz na jaki ś czas pozwalali na nieliczne przecieki informacji, by utrzyma ć odpowiedni poziom gotowoś ci i zapewni ć stały rozwój projektu. Niektóre nowe elementy tajnego programu przeczy ł y wcześ niejszym, aby utrzyma ć odpowiedni stopie ń dezorientacji opinii publicznej, dzi ę ki czemu projekt moż e być realizowany bez przeszkód.
Z
I SG
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII II! RZESZY
Co to za grupa, kto wchodzi w jej sk ł ad, gdzie s ą zlokalizowane jej o ś rodki oraz czym zajmował a się przez wszystkie te lata — nie potrafi ę powiedzieć . To wła ś nie jest tajemnica.
Wykaz terminów
AFB (Air Force Base — Stany Zjednoczone) — baza si ł powietrznych ALSOS (American Intelligence Mission to Germany) — misja wywiadowcza w Niemczech, której nazwa pochodzi od greckiego s ł owa, b ę dącego tł umaczeniem nazwiska generał a dywizji Lesliego R. Grovesa (z ang. grove — gaj), dowodzą cego całą operacją . Jej zadaniem by ło odkrycie tajemnicy otaczaj ącej niemiecki program nuklearny. Ze wzgl ędu na mierne rezultaty dzia ł ań wywiadowczych zespó ł ś ledczy nie uzyskał odpowiedniej wiedzy o prawdziwym poziomie rozwoju niemieckich prac nad programem budowy broni nuklearnej, w przeciwnym wypadku zawarto ść ł adowni U-234 nie stanowił aby tak wielkiego zaskoczenia BdM (Bund Deutscher Madchen) — Niemiecki Zwi ą zek Dziewcz ąt CIA (Central Intelligence Agency — Stany Zjednoczone)—Centralna Agencja Wywiadowcza DAP (Deutsche Arbeiterpartei) — Niemiecka Partia Robotnicza, poprzedniczka NSDAP ELF (extreme low frequency) — bardzo niska cz ę stotliwość EMP (electromagnetic pulse) impuls elektromagnetyczny. Nast ę pstwo eksplozji j ądrowej w postaci pot ęż nej fali elektromagnetycznej, powoduj ącej awarie wszelkich ukł adów elektrycznych, które nic zosta ły odpowiednio uodpornione na dzia ł anie tego czynnika fizyka aryjska — doktryna nazistowska zapocz ątkowana przez fizyków Philippa Lenarda i Johannesa Starka, którzy odrzucili zdobyt ą w XX wieku wiedz ę na temat budowy atomu, a takż e teori ę wzglę dnoś ci Alberta Einsteina, okre ś laj ą c je mianem „ żydowskiej pseudonauki" GCHQ (General Communications Headquartcrs — Wielka Brytania) — Naczelne Dowództwo Sł uż b Telekomunikacyjnych Gestapo (Geheime Staatspolizei) — tajna policja pa ń stwowa III Rzeszy HJ (Hitlerjugend) — organizacja m ł odzież owa NSDAP ICBM (Inter-Continental Ballistic Missile) — mi ę dzykontynentalny balistyczny pocisk rakietowy Luftwaffe — niemieckie lotnictwo wojskowe NASA (National Aeronautical Space Administration) — Pa ń stwowa Agencja do spraw Bada ń Kosmicznych — organizacja rz ądowa Stanów Zjednoczonych realizuj ą ca program bada ń kosmosu
I96
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGU III RZESZY
NATO (North Atlantic Treaty Organisation) — Organizacja Paktu Pó łnocnoatlantyckiego Net, Schwabenland — Nowa Szwabia — niemieckie terytoria na Antarktydzie, nazwa pochodząca od nazwy regionu w Niemczech. Statek wioz ący czł onków pierwszej ekspedycji równie ż nazywa ł się „Schwabenland" NRO (National Reconaissance Office — Stany Zjednoczone) — Narodowe Biuro Rozpoznania Wywiadowczego NSA (National Security Agency — Stany Zjednoczone) — Agencja Bezpiecze ń stwa Narodowego NSDAP (National Sozialistische Deutsche Arbeiter Partei) — Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza ODESSA (Organisation der SS Abteilung) — organizacja cz ł onków SS zajmuj ąca si ę przesiedlaniem i reintegracj ą byłych czł onków SS, zwł aszcza tych, którzy mieli co ś do ukrycia, jak cho ć by dokonane zbrodnie wojenne, w celu zasymilowania ich w ramach powojennych społeczeń stw. ODESSA zajmowa ł a się praniem pieni ę dzy zyskiwanych z nielegalnej sprzedaż y dziel sztuki i innych skarbów zrabowanych w czasie wojny na terytoriach podbitych przez III Rzesz ę . Fundusze te wykorzystywano do tworzenia nowych, legalnych przedsi ęwzi ęć gospodarczych, które mog ły zatrudniać byłych esesmanów OT (Organisation Todt) =Niemieckie Oddzia ły Paramilitarno-Budowlane RAF (Royal Air Force — Wielka Brytania) — Królewskie Si ły Powietrzne RCAF (Royal Canadian Air Force) — Królewskie Kanadyjskie Si ły Powietrzne RF (radio frequency) — częstotliwość radiowa RLM — ministerstwo lotnictwa Rzeszy SA (Sturmabteilung) — organizacja z ł oż ona z oddział ów szturmowych i politycznych, rywalizuj ąca z SS, zlikwidowana w wyniku prowokacji Heinricha Himmlera Paj ąk (Der Spinne) — organizacja podobna do ODESSY, lecz nieczerpi ąca zysków z dział alnoś ci gospodarczej. Mia ł a raczej charakter rozbudowanego klubu towarzyskiego o utajnionym charakterze, podobnie jak Germanenorden czy stowarzyszenie Thule. SS (Schutz Staffel) — „Czarny Zakon" za łoż ony przez Heinrich Himmlera, utworzony z członków elitarnej straż y przeznaczonej do dyspozycji Adolfa Hitlera. W pó ź niejszym okresie powsta ł o jego zbrojne skrzyd ł o, nazwane Waffen SS. STOL (Short Take Off and Landing) — krótki start i l ądowanie TBM (Tunnel-Boring machin ę ) — kombajn do drąż enia tuneli TG (Tripartitc Group) — „trójprzymierze", struktura maj ąca się zajmować rozwojem technologii lataj ących dysków od czasu zako ń czenia wojny TNT — trotyl, rodzaj materia ł u wybuchowego UFO (Unidentified Flying Object) — niezidentyfikowany obiekt lataj ący uran —poł yskliwy metal przypominaj ący ż elazo. Najcięż szy pierwiastek metaliczny wystę pujący w stanie naturalnym, maj ący ci ęż ar wł aś ciwy 19,04 g/cm3 (dla porównania ci ęż ar wla ś ciNiqy olowiu 11,34 g/cm') USAAF (United States Anny Airforce) — Si ł y Powietrzne Armii Stanów Zjednoczonych, struktura poprzedzaj ą ca USAF
197 USAF (United States Airforce) — Si ły Powietrzne Stanów Zjednoczonych Vollcisch— niemieckie s ł owo oznaczaj ące pierwotnie „nacjonalistyczny, narodowy". Pó ź niej zyskał o wymowę rasistowską i mistyczne zabarwienie VTOL (Vertical TakcOff and Landing) — pionowy start i l ądowanie Waffen SS — militarne skrzyd ł o SS, oddziały złoż one z fanatyków a ż do ś mierci lojalnych wobec Hitlera oraz partii nazistowskiej Wehrmacht — regularne si ły zbrojne III Rzeszy od 1935 roku do ko ń ca II wojny ś wiatowej
Bibliografia
Agoston Tom Bhmder! Dodd, Mead, 1985 Alexandersson °Jar Living Warer: Viktor Schauherger & the secrets of natura! enerw, Gateway Books, 1982 Anderson Ken Hitler and the Occult, Prometheus Books, 1995 Ash/Hewitt The Vortex, Gateway Books, 1995 Baigent/Leigh/Lincoln Ś wi ę ty Graal, ś wię ta krew, KiW, Warszawa 1989 Baigent/LeiQh Tajne Niemcy KiW, 1999 Bamford James The Puzzle Palace, Houghton Miffin/Penguin. 1982/3 Bar-Zohar Michel The Hum for German Scientisis, Arthur Barker, 1967 Barker Gray They kneiv too mach aboutflyingsaucers, University Books, Nowy Jork 1956 Bleuel Hans Peter S'Irength Through Joy; Seeker & Warburg, 1974 Bower Tom The Paperclip Conspi•acy, Michael Joseph, 1987 Brooks Geoffrey Hitler 's Nuclear Weapons, Leo Cooper, 1992 Corso Philip J. TheDay After Roswel ł, Simon & Schuster, 1997 Crankshaw Edward Gestapo, Putnam, 1956 Darlington David The Dreamland Chronicie]: Little, Brown 1997 Edwards Frank Flying Saucers — Serious Business, Bantam Books, Nowy Jork 1967 Fest Joachim C. The Face of the Third Reich, Penguin, 1979 Friedman Stanton Top Secret/MAIIC, Michael O'Mara, 1997 Galland Adolf The Pirn and the Last, Bal lantine, Nowy Jork 1967 Godwin Joscelyn Arktos — the Polar myth iu science, symhohstn & Nazi survival, Thames & Hudson, 1993 Goodrick-Clarke Nicholas The Occult Roois ofNazism, New York University Press, 1985 Goudsmit Samuel A.,4LSOS, Schuman, Nowy Jork 1947 Heard Gerald The Ricidle of the Fying Saucers, Caroll & Nicholson, 1950 Hogg I. V. German Secret Weapons of World War H, London Press, 1970 Hyland/Gill Ostatnia szansa Luftwaffe, Amber, Warszawa 1999 Irving David The Mare s Ncst, William Kimber, Granada 1964 Kaufmanii/Jurga Fortress Europe, Greenhill Books, 1999
199
Keith Jim Casebook on Alternative 3, Illuminet Press, 1994 Keyhoe Donald H. The Flying Saucers Are Real, Fawcett, Nowy Jork 1950 Keyhoe Donald H. Flying Saucers. from Outer Space. Henry Holt, Nowy Jork 1953 Kirwan Lawrence P. A History of Polor Exploration, Penguin, 1959 Langford David War in 2080, William Morrow, 1979 Lauryssens Stan The Man Who lnvented the Third Rejek Sutton, 1999 Lee Asher The Soviet Air Rocket Forces, Weidenfeld & Nicholson, 1959 Lee Stephen J. The Weimar Republic, Routledge, 1998 Lomas R. The Mazi Who Invented the Twentieth Cenzury, Headline, 1999 Lusar Rudolf German Secret Weapons of World War 2, Neville Spearman, 1959 Lumsden Robin Himmler ś Black Order; Sutton, 1997 McCamley N. J. Secret Underground Cities, Leo Cooper, 1999 McCampbell James M. UFOlogy, Celestial Arts, 1976 Maclellan Alec The Los! World of Agharti, Souvenir Press, 1982 Mallory/Ottar The Architecture of War, Pantheon, 1973 Mattern/Friedrich UFOs, Secret Nazi Weapon?, Samisdat Publications, Toronto 1974 Matthews Tim UFO Cover-Up, Blandford, 1999 Montgomery-Hyde H. The Atom Bomb Spies, Hamish Hamilton, 1980 O'Neill Richard The Suicide Squads, Salamander, 1981 Padfield Peter War Beneath the Sea, John Wiley & Sons, 1995 Pauwels Louis, Bergier Jacques The Dawn of Magic or The Morning of the Magicians, Panther, 1969 Pennick Nigel Hitler 's Secret Sciences, Neville Spearman, 1981 Pilger John A Secret Country, Jonathan Cape, Sydney 1989 Pritchard David The Radar War, Patrick Stephens, 1989 Sauder Richard Underground Bases and Tunnels, Adventures Unlimited Press, 1995 SchaefTer Heinz U-Boat 977, William Kimber, 1953 Simon Leslie E. Secret Weapons of the Third Reich, WE Inc., 1971 Smith/Kay German Aircraft of the Second World War; Purnell, 1976 Schauberger Viktor The Water Wizar, Gateway Books, 1998 Stahl P. W. KG 200, Book Club Associates, 1981 Stevenson William The Bormann Brotherhood, Weiclenfeld & Nicolson, 1973 Sullivan Walter Quest for a Continent, McGraw-Hill, 1957 Vajda/Dancey German Aircraft Industry c3 Producrion, Airlife, 1998 Vesco Renato Intercettateli Senza Sparare, E. Murzia, Mediolan 1968 Watkins Leslie Alternative 3, BBC/Sphere, 1977 Weiner Tim Blank Cheque — The Pentagon 's Black Budget, Warner Books, 1990 Wbite John F. U-Boat Tankers, 1941-1945, USNI, 1998
KSIĘ GI TAJEMNIC
ZAGINIONE TAJEMNICE TECHNOLOGII III RZESZY Pojazdy antygrawitacyjne skonstruowane przez hitlerowskich naukowców Wiele teorii usi ł owa ł o wyja ś ni ć zdarzenie w Roswell. Wi ększość z nich wskazywa ła na lataj ące talerze. Poruszaj ący si ę z ogromn ą szybko ścią no bardzo du żej wysokości lataj ący obiekt z Roswell wykazywa ł jednak dziwne podobie ń stwo do projektów zdumiewaj ących samolotów przysz łości, skonstruowanych w najwi ększym sekrecie przez niemieckich naukowców podczas 11 wojny światowej. Wiele tych projektów — oraz ich twórców — po wojnie tajemniczo znikn ęł o. Latające dyski konstruowane w tajnej niemieckiej bazie pod Antarktyd ą Projekt „Haunebu" Foo Fighters — ogniste my śliwce Samoloty o nap ędzie odrzutowym i rakietowym Latające bomby V-1 i rakiety V-2 Amerykańska operacja „Paperclip" Przej ę cie kontroli nad Baz ą 211 przez aliantów i kontynuacja prac nad nowymi rodzajami lataj ących maszyn Doniesienia o UFO od pó ł wieku pojawiaj ą si ę na ca łym świecie. Opinia publiczna uznaje je za wytwór obcych cywilizacji, nie podejrzewaj ąc, że ich prawdziwego pochodzenia nale ży szuka ć na ziemi, a nawet pod ziemi ą. Gary Hyland — specjalista od tajnych broni nazistowskich Niemiec, autor bestsellera Ostatnia szansa Luftwaffe — twierdzi, że UFO to rezultat wybitnych osi ągni ęć niemieckiej nauki, tajnych bada ń prowadzonych przed, w czasie i po II wojnie światowej, otoczonych a ż do dziś najwi ększą tajemnicą .
ISBN 83-241-132
Cena det. zł 29,80
AMBER
7853_4 I 1620 >