ALAN BULLOCK
HITLER I STALIN: ŻYWOTY RÓWNOLEGŁE
1
Księgozbiór DiGG
f
2010
TOM PIERWSZY
OD NARODZIN PO ROK 1938
...
322 downloads
2688 Views
3MB Size
Report
This content was uploaded by our users and we assume good faith they have the permission to share this book. If you own the copyright to this book and it is wrongfully on our website, we offer a simple DMCA procedure to remove your content from our site. Start by pressing the button below!
Report copyright / DMCA form
ALAN BULLOCK
HITLER I STALIN: ŻYWOTY RÓWNOLEGŁE
1
Księgozbiór DiGG
f
2010
TOM PIERWSZY
OD NARODZIN PO ROK 1938
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Pochodzenie Stalin: 1879-1899 Hitler: 1889-1908 (od urodzenia do wieku 19 lat) I
Kim więc byli ci dwaj ludzie, którzy mieli odcisnąć niezatarte piętno na europejskiej historii XX wieku? Urodzili się w odstępie dziesięciu lat: Stalin 21 grudnia 1879 roku w Gori, w Gruzji, a Hitler 20 kwietnia 1889 roku w Braunau nad rzeką Inn. Ta różnica wieku jest faktem, o którym nigdy nie należy zapominać we wszelkich porównaniach różnych etapów ich karier; stała się ona jeszcze większa u kresu. Hitler umarł w 1945 roku w wieku 56 lat, Stalin przeżył go, aby umrzeć w 1953 roku mając 73 lata. Około 2400 kilometrów dzieli Gruzję, znajdującą się na pograniczu Europy i Azji, między Morzem Czarnym a Kaukazem, i górną Austrię, leżącą w sercu Środkowej Europy, między Dunajem i Alpami. Jeszcze większy dystans dzieli ich rozwój społeczny i historyczny. A jednak przeszłość tych dwu ludzi ma pewne cechy wspólne. Żaden z nich nie należał do tradycyjnej klasy rządzącej i trudno sobie wyobrazić zdobycie przez któregokolwiek z nich władzy w świecie, w którym się urodzili. Ich kariery były możliwe tylko w nowym świecie stworzonym po załamaniu się starego porządku w Europie w rezultacie I wojny światowej -najpierw klęski Rosji carskiej, a następnie mocarstw centralnych oraz późniejszych rewolucji. A jednak ich poglądy i idee ukształtowały się i pozostały częścią świata, w którym wyrośli. Marksizm Stalina oraz darwinizm społeczny i rasizm Hitlera były systemami dziewiętnastowiecznymi, które osiągnęły szczytowy punkt swych wpływów na przełomie stuleci, w ostatnim dziesięcioleciu XIX i pierwszym XX wieku. To samo odnosi się do ich upodobań w sztuce, architekturze, literaturze i muzyce, czyli dziedzinach, w których rościli sobie prawo do ustanawiania obowiązujących kanonów i w których żaden z nich nie wykazał nawet cienia sympatii dla modernizmu rozkwitającego w Rosji i w Europie Środkowej za ich życia. Obaj urodzili się na peryferiach krajów, którymi mieli rządzić; podobnie jak Macedończyk Aleksander Wielki i Korsykanin Napoleon byli outsiderami. Hitler, rzecz jasna, był Niemcem, ale urodził się jako poddany imperium Habsburgów, w którym Niemcy od wieków odgrywali czołową rolę. Jednakże po utworzeniu przez Bismarcka w latach sześćdziesiątych XIX wieku cesarstwa niemieckiego pod hegemonią Prus Niemcy austriaccy
zostali z niego wyłączeni. Przyszło im wówczas bronić swych historycznie umotywowanych roszczeń do władzy przed coraz donośniejszymi żądaniami równouprawnienia ze strony Czechów i innych „narodów poddanych”. Ta sytuacja wywarła głęboki wpływ na poglądy Hitlera. Stał się zaciekłym niemieckim nacjonalistą, ale zamiast włączyć się w nurt prężnej, ekspansywnej polityki nowo powstałego cesarstwa niemieckiego rządzonego z Berlina, przejął pesymistyczne, pełne niepokoju poglądy ludzi stanowiących mniejszość w swym „własnym państwie”, mniejszość świadomą wielkiej przeszłości, ale dostrzegającą wzrastające zagrożenie ze strony coraz liczniejszych i posiadających coraz większe wpływy przedstawicieli innych, „gorszych” ras - Słowian, polskich i rosyjskich Żydów - w „skundlonym imperium”, którego habsburscy władcy zdradzili świętą sprawę Deutschtum, zachowania charakteru i potęgi narodu niemieckiego. W 1938 roku Hitler zmienił tę sytuację powstałą w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku i wraz z aneksją Austrii „przywrócił moją drogą ojczyznę Rzeszy niemieckiej”. Jednakże żadne sukcesy w odtwarzaniu Wielkich Niemiec nie mogły wymazać spuścizny austriackiego pochodzenia Hitlera: głębokiego poczucia, iż walczy w obronie niemiecko-aryjskiego dziedzictwa zagrożonego rosnącą falą barbarzyństwa i zanieczyszczeniem rasy. Następstwa pochodzenia Stalina nie były bynajmniej mniej ważne, chociaż wyraziły się w inny sposób. Jednym z nich było pojawienie się w późniejszych latach postaci z jego gruzińskiej przeszłości takich jak Ordżonikidze i Beria. Na postawę Stalina wobec nich wpłynęły skomplikowane stosunki i zatargi gruzińskiej sceny politycznej. Jednakże miało to znaczenie drugorzędne wobec najistotniejszej decyzji w życiu Stalina (porównywalnej jedynie z decyzją, że zostanie rewolucjonistą), a mianowicie odrzucenia swego gruzińskiego dziedzictwa, i - był przecież realistą - identyfikacji z rosyjskimi zdobywcami Gruzji, a nie z gruzińskimi ofiarami Rosjan. W rezultacie powstał, z czego Lenin zbyt późno zdał sobie sprawę, wielki rosyjski szowinista, który działał na rzecz obalenia carskiego państwa, ale nie rozpadu rosyjskiego imperium. Podobnie jak inni neofici Stalin nigdy nie mógł traktować akceptacji siebie jako Rosjanina jako czegoś oczywistego ani zapomnieć, że jego gruziński akcent zawsze przypominał rodowitym Rosjanom o jego pochodzeniu. Dlatego mianowany po zakończeniu wojny domowej przez Lenina komisarzem do spraw narodowości traktował narodowe aspiracje ludów nierosyjskich z surowością renegata. W latach 1920-1921 położył kres krótkiemu okresowi niepodległości, jakim cieszyła się Gruzja i inne państwa kaukaskie, przyłączając je do Związku Radzieckiego, a sposób, w jaki traktował Ukraińców podczas kolektywizacji, pozostaje jedną z najczarniejszych kart w historii ZSRR. Z imperialną przeszłością Rosji identyfikował się Stalin zwłaszcza w latach wielkiej wojny narodowej. Pod jej koniec Stalin szczycił się odzyskaniem wszystkich terytoriów, utraconych przez cesarstwo rosyjskie podczas wojen z lat 1904-1905 i 1914-1918, i rozszerzeniem jego granic, obejmujących większy obszar niż za
któregokolwiek z jego carskich poprzedników. II W roku 1879, kiedy urodził się Stalin, wszystko to było niewyobrażalne. W tym czasie Gruzja wciąż jeszcze nie zasymilowała się z Rosją europejską. Stanowiąc geograficznie część Zakaukazia Gruzja należy do subtropikalnej Azji i leży na jednym z historycznych szlaków lądowych łączących Azję Środkową z Europą. Była częścią świata klasycznego, legendarną ziemią Kolchidy i Złotego Runa, ojczyzną mitu o Prometeuszu. Skolonizowana przez Greków, stała się później częścią rzymskiej prowincji - Armenii. Pod względem etnicznym stanowiła zawsze mieszaninę. Grecki geograf Strabon doliczył się na Kaukazie siedemdziesięciu plemion, mówiących równie wielką liczbą języków. Sami Gruzini dzielili się na tuzin klanów, a jednak zachowali tożsamość etniczną i czystość języka przez 2000 lat. Jako małe, ale bogate i niepodległe królestwo w czasach bizantyjskich, cywilizacja gruzińska osiągnęła w XII wieku wspaniały punkt szczytowy, który nigdy już się nie powtórzył. Później Gruzja została zdobyta przez Mongołów, walczyli o nią Turcy i Persowie, by na początku XIX wieku zostać anektowana przez Rosjan. Jednak w górach utrzymywała się partyzantka i dopiero w latach sześćdziesiątych XIX wieku Rosjanie całkowicie spacyfikowali ten kraj. Do tego czasu Gruzja, mimo bogatych zasobów naturalnych i dawnej świetności swej cywilizacji, pogrążyła się już w nędzy. Trzy czwarte ludności stanowili analfabeci, nie było przemysłu, plagą stali się rozbójnicy. W dowodzie tożsamości Stalina widnieje informacja, która stanowi jeden z kluczy do jego kariery politycznej: „Josif Dżugaszwili, wieśniak z okręgu Gori w prowincji Tyflis”. Był on w istocie potomkiem chłopów zarówno ze strony ojca jak i matki. Jego rodzice, analfabeci lub w najlepszym razie półanalfabeci, urodzili się jako chłopi pańszczyźniani. Zostali wyzwoleni dopiero w roku 1864 i wtedy ojciec Stalina przeprowadził się do Gori - niewielkiego miasteczka gdzie wykonywał odziedziczony zawód szewca. Tam właśnie spotkał Jekatierinę Geładze, z którą się ożenił. Przed przyjściem na świat Stalina mieli dwoje dzieci, które zmarły tuż po urodzeniu. Sam Stalin był bliski śmierci w wieku pięciu lat; zachorował wówczas na ospę, która pozostawiła charakterystyczne ślady na jego twarzy. Po doznanym w dzieciństwie wypadku miał trwały niedowład lewego ramienia. Mieszkał w ceglanym domku, składającym się z jednej izby, ubikacji, strychu i piwnicy, który został później przekształcony w rodzaj kaplicy i obudowany neoklasycystyczną świątynią wspartą na czterech marmurowych kolumnach. Ojciec Stalina, brutalny i gwałtowny człowiek, który często zaglądał do kieliszka, bił żonę i dziecko i nie był w stanie zapewnić im utrzymania. Iremaszwili, przyjaciel Stalina, który znał go najlepiej zarówno ze szkoły w Gori, jak i z seminarium w Tyflisie, pisał tak w swych pamiętnikach: „Niezasłużone i dotkliwe bicie sprawiło, że ten chłopiec stał się tak
zawzięty i pozbawiony serca jak jego ojciec. Ponieważ wszyscy ludzie sprawujący władzę nad innymi wydawali mu się podobni do jego ojca wkrótce zrodziło się w nim pragnienie zemsty na wszystkich stojących wyżej od niego. Poczynając od dzieciństwa, realizacja jego myśli o zemście stała się celem, któremu wszystko podporządkował”. Inne źródła potwierdzają zarówno fakt bicia, jak i reakcję na nie chłopca: głęboko przeżywał sposób, w jaki traktował go ojciec, ale to nie zdołało go złamać. Rekompensatę znajdował w uczuciu i wsparciu ze strony matki, rudowłosej Jekatieriny, kobiety pobożnej, o silnej woli, która nie dała się zastraszyć mężowi i utrzymywała siebie oraz Josifa, kiedy jego ojciec przeniósł się do odległego o 60 kilometrów Tyflisu, gdzie dostał pracę w fabryce obuwia Przez pewien czas pracowała jako gospodyni i służąca w domu prawosławnego duchownego, ojca Czarkwianiego, zatrzymując syna przy sobie. Kapłan ów pomógł jej zapisać syna do szkoły prowadzonej przez cerkiew. Kiedy Josif skończył dziesięć lat, ojciec zabrał go do Tyflisu, aby nauczył się szewskiego rzemiosła w fabryce obuwia. Jednakże matka zdecydowanie dążyła do tego, aby Josif został duchownym, i w końcu udało jej się zabrać go z powrotem, aby mógł ukończyć szkołę. Ambicją Jekatieriny było umożliwienie synowi nie tylko nauki w szkole kościelnej, do której dopiero od niedawna mogły uczęszczać chłopskie dzieci, ale również w seminarium rosyjskiej Cerkwi prawosławnej w Tyflisie. Drogą osobistych poświęceń, a także dzięki stypendium, udało się jej osiągnąć cel i kształcić Josifa w szkole i w seminarium do chwili ukończenia przez niego dziewiętnastu lat. Wiele lat później, kiedy był już najpotężniejszym człowiekiem w Związku Radzieckim, powiedziała mu wprost, że ciągle wolałaby, aby został duchownym. Uwaga ta rozbawiła go. Stalin śpiewał w chórze cerkiewnym, gdzie zwrócił na siebie uwagę swym głosem. Ukończył szkołę ze specjalnym honorowym wyróżnieniem, a egzamin wstępny do seminarium zdał na tyle dobrze, że przyjęto go i przyznano miejsce w internacie, pokrywając wydatki związane z jego nauką i utrzymaniem. Fakt, iż matka ulokowała w nim wszystkie swoje ambicje i nadzieje na sukces, wywarł wpływ na jego osobowość. Wchłonął jej przeświadczenie, że stanie się kimś wyjątkowym, kimś, kto zrealizuje wielkie dzieła. Po ojcu odziedziczył twarde serce i nienawiść do władzy. Połączenie tych czynników miało okazać się potężną spuścizną Należałoby wspomnieć o dwóch jeszcze faktach z początkowego okresu jego życia. Kiedy Stalin uczęszczał do szkoły kościelnej w Gori, zgodnie z prowadzoną przez rząd carski polityką rusyfikacji wycofano ze szkół język gruziński jako język wykładowy i nagle zastąpiono go rosyjskim, dotychczas nauczanym jako język obcy. Doprowadziło to do wielu konfliktów z rosyjskimi urzędnikami, którzy przybyli dopilnować realizacji tego rozporządzenia. Stalin okazał się jednym z najaktywniejszych buntowników. Zmiany te sprawiły również, że potrzebował sześciu lat na opanowanie czteroletniego programu nauczania. Wzbudziły w nim także namiętne zainteresowanie literaturą gruzińską, której dzieła otrzymywał z wypożyczalni książek prowadzonej przez miejscowego księgarza. Wśród nich znalazły się romantyczne opowiadania Aleksandra Kazbegiego o heroicznym oporze stawianym rosyjskim najeźdźcom przez górali
kaukaskich. Jedno z tych opowiadań, oparte na epizodzie historycznym z roku 1840, wywarło niezatarty wpływ na Stalina Niewątpliwie jego uwagę zwrócił tytuł: Ojcobójca. Była to historia Koby, kaukaskiego Robin Hooda, który rzuca wyzwanie Kozakom, broni praw chłopów i mści się za przyjaciół wydanych przez wioskowych zdrajców. Odtąd aż do czasu, kiedy dwadzieścia lat później zaczął używać pseudonimu „Stalin”, młody Dżugaszwili nalegał, aby nazywano go „Koba”. Jak wspomina Iremaszwili, „Koba stał się jego Bogiem, sensem jego życia. Chciał stać się drugim Koba, równie słynnym bojownikiem i bohaterem: postać Koby miała w nim się odrodzić”. III Rodzina Hitlera również pochodziła ze wsi, z lesistego i pagórkowatego rejonu Waldviertel w Dolnej Austrii, leżącego między Dunajem a granicą z Czechami, gdzie nazwisko „Hitler”, być może czeskiego pochodzenia i wymawiane na różne sposoby, po raz pierwszy pojawia się w XV wieku. Przodkowie Hitlera wieśniacy, nie byli chłopami pańszczyźnianymi, ale drobnymi niezależnymi rolnikami lub wioskowymi rzemieślnikami. Pierwszym, który zerwał z rodzinną tradycją był jego ojciec Alois, który wspiął się o kilka szczebli w górę hierarchii społecznej, zostając urzędnikiem celnym w służbie celnej cesarstwa Habsburgów. W odróżnieniu od dzieciństwa Stalina wczesne dzieciństwo Hitlera nie upłynęło w biedzie i znoju. Wbrew wrażeniu, jakie stara się stworzyć w Mein Kampf, nie był ani ubogi, ani źle traktowany. Jego ojciec stopniowo awansował i dosłużył się najwyższej rangi dostępnej dla urzędnika w służbie cywilnej o takim jak jego wykształceniu. Jako cesarski urzędnik miał zapewnione stałe dochody, jak również pozycję społeczną a kiedy umarł, pozostawił wdowę i dzieci dobrze zabezpieczone. Kiedy urodził się Hitler, jego ojciec pracował w Braunau nad rzeką Inn, która stanowi tam granicę między Austrią a Bawarią. Ojca wielokrotnie jednak wysyłano do różnych miejscowości i dlatego Adolf chodził do trzech różnych szkół wstępnych. Podobnie jak Stalin śpiewał w kościelnym chórze przy klasztorze Benedyktynów w Lambach. Powaga i wspaniałość religijnych obrzędów wywarły na nim duże wrażenie. Alois Hitler nie był sympatyczną postacią. Ten władczy i samolubny człowiek wykazywał niewiele zainteresowania uczuciami o wiele młodszej żony i równie mało zrozumienia dla dzieci. Ale właściwie to samo można by powiedzieć o większości ludzi jego stanu i czasu, którzy awans zawdzięczali samym sobie. Najwięcej troski okazywał swym pszczołom, oczekując na dzień, w którym będzie mógł odejść w stan spoczynku z niewielkim własnym kapitałem i całkowicie poświęcić się pszczelarstwu. Cel ten w końcu udało mu się osiągnąć w Leonding na przedmieściu Linzu, w roku 1899. Matka Adolfa Hitlera była o dwadzieścia dwa lata młodsza od jego ojca, swego kuzyna drugiego stopnia. Była kochanką Aloisa i kiedy zmarła jego druga żona, była z nim w ciąży. Aloisowi nie udało się uszczęśliwić swej trzeciej żony bardziej niż dwóch poprzednich, ale Klara Hitler dokładała
wszelkich starań, aby życie rodzinne układało się harmonijnie i jeśli nawet w miarę upływu czasu stawała się coraz smutniejsza i bardziej rozczarowana, to jednak była dumna z dobrze prowadzonego domu i zyskała sobie uczucie zarówno swoich własnych dzieci, jak i pasierbów. Do ukończenia przez Adolfa pięciu lat, kiedy to przyszedł na świat młodszy brat, cała uwaga matki skupiała się na nim. Nie ma jednak przekonywających dowodów na to, że kiedy skończył się ten okres, Adolf szczególnie cierpiał z zazdrości; w istocie nastąpił po nim najszczęśliwszy rok jego dzieciństwa spędzony w Passau. Chłopiec osiągał dość dobre wyniki w szkole, chociaż już wówczas przejawiał zarówno upór, jak i niepodporządkowywanie się dyscyplinie regularnej pracy. Przeniesienie do szkoły realnej w Linzu okazało się jednak katastrofą. Jedynym przedmiotem, z którego otrzymał oceny zadowalające, był rysunek. Później Hitler usiłował pomniejszyć znaczenie tej porażki, tłumacząc, że był to protest przeciwko woli ojca który chciał, aby obrał karierę urzędnika państwowego, podczas gdy on sam pragnął zostać artystą. Jednakże taka wersja przedstawiona w Mein Kampf okazała się być niezręcznym zmyśleniem, a śmierć ojca w styczniu 1903 roku nie wpłynęła na zmianę jego postępowania. Chociaż był już nastolatkiem, nadal uchylał się od wszystkiego, co przypominało pracę, aby z pasją oddawać się zabawom w wojnę na świeżym powietrzu i czytaniu powieści przygodowych Karola Maya o północnoamerykańskich Indianach. Temu ostatniemu upodobaniu hołdował nawet jako kanclerz Rzeszy wielokrotnie czytał całe serie tych książek i często wyrażał swój entuzjazm dla Karola Maya. Po wyrzuceniu Hitlera ze szkoły realnej w Linzu matka wysłała go do szkoły z internatem w Steyr, ale nie zmieniło to wiele - jego świadectwa wciąż określały go jako leniwego, upartego i pozbawionego szacunku dla starszych. Infekcja płuc, której się nabawił latem 1905 roku, pomogła Hitlerowi przekonać matkę, że powinien rzucić szkołę i starać się o przyjęcie do wiedeńskiej Akademii Sztuk Pięknych. Jednakże pod różnymi pretekstami przez dwa lata odkładał egzaminy na Akademię i od jesieni 1905 do jesieni 1907 roku korzystał ze swobody. Utrzymywany przez matkę, szkicował i malował, ubierał się tak, aby wyglądać na dandysa (miał przy tym nadzieję, że dzięki czarnej lasce z rękojeścią z kości słoniowej będzie brany za studenta uniwersytetu) oraz oddawał się ekstrawaganckim snom na jawie, dzięki jakim to czynom pewnego dnia zawładnie światem. Między szesnastym i osiemnastym rokiem życia w świadomości Hitlera zaczęło się kształtować jego wyobrażenie o sobie samym. Podobnie jak Koba Stalina był to wizerunek heroicznego buntownika, ale specjalnego rodzaju: mianowicie geniusza artystycznego, za którego Hitler uważał się przez całe życie, często rozpaczając, jaką to stratę poniósł świat, kiedy, kierując się poczuciem obowiązku, został zmuszony do zajęcia się polityką. Jedyny przyjaciel Hitlera, kilka lat młodszy od niego August Kubizek, stanowił - wraz z matką i siostrą Adolfa - niezbędną widownię, przed którą puszczał wodze fantazji. W jaki sposób Hitler miałby wyrazić swój geniusz, pozostawało niejasne - jako malarz, architekt (opracował plany
całkowitej przebudowy Linzu) czy też pisarz - ale zawsze w grę wchodziło rzemiosło artystyczne jako uzasadnienie jego niezdolności do zdyscyplinowanego działania. Przyjaciele wykorzystywali każdą okazję, aby odwiedzać operę i teatr w Linzu. Idolem Hitlera był Richard Wagner, był on oczarowany jego dramatami muzycznymi. Hitler miał później powiedzieć, że nie miał poprzedników z wyjątkiem Wagnera. Wiele mówiono o tym, że Wagner był antysemitą, ale tym, co przede wszystkim przyciągnęło do niego Hitlera, była teatralność i epicka skala jego oper. Hitler nigdy nie miał dość ich oglądania i przejął do swego stylu politycznego właśnie ich teatralność i epickość. Jeszcze ważniejsza była osobowość Wagnera i w dużym stopniu przez niego stworzona romantyczna koncepcja artysty jako geniusza, której ucieleśnienie stanowił on sam, gdy wbrew wszelkim przeszkodom doprowadził do wzniesienia w Bayreuth świątyni sztuki niemieckiej. Podobnie jak Stalin identyfikował się początkowo z bohaterem gruzińskim Kobą, a później z Leninem, Hitler identyfikował się z Wagnerem. Była to inspiracja, która nigdy go nie zawiodła. Skoro tylko zaczynał odczuwać jakieś wahania, magiczny świat muzyki Wagnera i przykład jego geniuszu natychmiast przywracał mu wiarę w siebie. W sierpniu 1939 roku, na krótko przed wojną, Hitler zaprosił Kubizka do Bayreuth. Przyjaciel przypomniał wówczas, że kiedyś w Linzu spektakl Rienzi tak dalece rozmarzył Hitlera że zaciągnął go na szczyt pobliskiej góry Freinberg i tam wprawił w osłupienie wizjonerską przemową, w której opisał, jak to pewnego dnia ocali naród niemiecki podobnie jak Rienzi ocalił Rzymian. Mile połechtany tym przypomnieniem Hitler powtórzył je Angielce Winifred Wagner, synowej kompozytora jednej z jego pierwszych wielbicielek, po czym uroczyście oświadczył: „Tej godziny to się zaczęło”. Klara Hitler uciekała się do różnych sposobów, aby skłonić syna do poważnego zastanowienia się nad przyszłością; sfinansowała na przykład jego czterotygodniowy pobyt w Wiedniu. W końcu zgodziła się na to, aby korzystał z majątku pozostawionego przez ojca oraz z pensji, do której był uprawniony jako syn urzędnika państwowego. Zgodziła się też, aby przeniósł się do Wiednia i studiował tam malarstwo w Akademii Sztuk Pięknych. Głównym powodem jej decyzji było odkrycie, że cierpi na raka piersi, i gorące pragnienie, by przed śmiercią ujrzeć Adolfa urządzonym. Hitler zdołał dotrzeć do Wiednia na czas, tak aby złożyć w październiku 1907 roku egzamin wstępny. Jednak rysunek, jaki przedstawił, został odrzucony. „Byłem tak przekonany, że odniosę sukces, że kiedy otrzymałem tę wiadomość, uderzyła we mnie jak piorun z jasnego nieba”. Świat jego młodzieńczych marzeń legł w gruzach. Był tak zaskoczony, że zażądał rozmowy z rektorem Akademii, który taktownie sugerował mu, iż ma zdolności raczej w dziedzinie architektury, a nie rysunku. Hitler szybko przekonał samego siebie, że rektor miał rację: „Po kilku dniach ja również wiedziałem, że powinienem kiedyś zostać architektem”. Brakowało mu jednak świadectwa ukończenia szkoły średniej niezbędnego do rozpoczęcia kursu szkolenia zawodowego. Gdyby Hitler miał rzeczywiście poważne plany, byłby w stanie je uzyskać. Ale nie zadał sobie
nawet trudu zdobycia potrzebnego dokumentu. Nie mówiąc matce prawdy, pozostał w Wiedniu, tak jakby nic się nie stało, i kontynuował to, co pompatycznie nazywał „studiami”, czyli gorączkową, ale równie jak w Linzu bezcelową działalność. Drugim, jeszcze silniejszym wstrząsem była dla niego wiadomość, że matka jest umierająca. Podobnie jak Stalin, Hitler zawdzięczał matce bardzo wiele. Freud zauważył, że „mężczyzna, który był niewątpliwym faworytem matki, przez całe życie zachowuje poczucie zdobywcy, przekonanie, iż odniesie sukces, które często pociąga za sobą rzeczywisty sukces”. Mogło to być prawdą w wypadku Stalina, a było nią niewątpliwie w wypadku Hitlera. Różnica polegała na tym, że Stalin nie doceniał poświęcenia matki. Po tym, jak zaangażował się w działalność rewolucyjną, widział się z nią tylko kilka razy, i zaszokował opinię publiczną Gruzji tym, że nie zjawił się na jej pogrzebie w roku 1936. Hitler przeciwnie. Jak relacjonuje Kubizek, dowiedziawszy się o chorobie matki powrócił do Linzu i poświęcił się pielęgnacji i opiece nad nią. Śmierć matki, która nastąpiła po wiedeńskich niepowodzeniach, była dla niego głębokim szokiem. Szok ten jednak nie skłonił go do stawienia czoła rzeczywistości. Nie ulegając sugestii rodziny, iż powinien zacząć pracować, i pozostawiając ją w przekonaniu, że jest studentem Akademii, niezwłocznie po dopełnieniu formalności związanych z majątkiem matki i jego pensją powrócił do Wiednia i swego wyimaginowanego świata. Aby wzmocnić własne iluzje, przekonał Kubizka i jego rodziców, iż przyjaciel powinien przyjechać do niego. Dzieląc pokój, do którego wciśnięto duży fortepian służący Kubizkowi do ćwiczeń, snuli swe marzenia o tym, by studiować w Wiedniu sztukę. Kubizek bez trudności dostał się do Akademii Muzycznej i każdego ranka wychodził na uczelnię, pozostawiając Hitlera leżącego w łóżku. Dopiero po pewnym czasie zapytał przyjaciela o jego studia. Spowodowało to wybuch wściekłości Hitlera adresowanej do „głupich” władz uczelni, które nie zgodziły się go przyjąć. Hitler oświadczył jednak, że jest zdecydowany odnieść tryumf jako architekt-samouk. Jego „studia” polegały na chodzeniu po ulicach i przypatrywaniu się monumentalnym XIX-wiecznym budynkom na Ringu, robieniu niezliczonych szkiców ich fasad oraz zapamiętywaniu ich wymiarów. Wydawał więcej, niż mógł sobie pozwolić na bilety do opery, równoważąc to zmniejszeniem wydatków na żywność. W Linzu zapałał namiętną miłością do młodej kobiety o imieniu Stephanie, nie zamieniwszy z nią nawet jednego słowa. W Wiedniu mówił wiele Kubizkowi na temat miłości i kobiet, ale nie przezwyciężył swej nieśmiałości na tyle, aby z którąkolwiek nawiązać znajomość. Jego wyobraźnia, podobnie jak u większości młodych mężczyzn, była owładnięta seksem, ale nie ma dowodów na to, by utrzymywał intymne stosunki z jakąś kobietą. Kubizka męczyły nagłe zmiany nastrojów przyjaciela - od egzaltacji, kiedy gorączkowo rozprawiał, do przypływów rozpaczy, kiedy potępiał wszystko i wszystkich. W porównaniu z okresem spędzonym w Linzu Kubizek określa Hitlera w Wiedniu jako „całkowicie wytrąconego z równowagi”.
W lipcu 1908 roku po zakończeniu pierwszego roku studiów na Akademii Muzycznej Kubizek powrócił do Linzu. Jesienią znów miał zamieszkać z Hitlerem w tym samym wiedeńskim mieszkaniu, a latem otrzymał od niego wiele pocztówek. Kiedy jednak przyjechał do Wiednia w listopadzie, po Hitlerze nie było śladu. Nie mówiąc nic Kubizkowi ani nikomu innemu, Hitler ponowił w październiku drugą próbę dostania się na Akademię Sztuk Pięknych. Również i tym razem nawet nie dopuszczono go do egzaminu. Był to tak ciężki cios, niszczący jego alibi jako „artysty”, że nie mógł stanąć twarzą w twarz z nikim, kto go znał. Zerwał wszelkie kontakty z rodziną i z przyjacielem, po czym rozpłynął się w anonimowej rzeszy mieszkańców wielkiego miasta. IV Jest naturalne, że Hitler wywoływał zainteresowanie psychiatrów. Opublikowano wiele prac zwracających szczególną uwagę na jego stosunek do nadopiekuńczej matki i dominującego ojca. Taki układ rodzinny był dość typowy w świecie niemieckojęzycznym na przełomie wieków i w nim właśnie Freud upatrywał przyczyny kompleksu Edypa. Jednakże większość historyków dystansuje się od „psychologicznej” interpretacji postępowania Hitlera z dwóch powodów. Pierwszy to brak wiarygodnych dowodów, co zmusza psychiatrów do spekulowania na wyrost i formułowania wniosków przez analogię. Po drugie, jeśli nawet sięgając do psychologii czy psychiatrii określi się Hitlera (lub Stalina) jako człowieka cierpiącego na urojenia właściwe psychopatycznej, schizofrenicznej czy paranoidalnej osobowości, powstaje następny problem: jak pogodzić paraliżujące zwykle skutki takich zaburzeń, z jakimi na co dzień stykają się psychiatrzy, z niezwykłymi sukcesami Hitlera (i Stalina) w przekształceniu urojeń w przerażającą rzeczywistość? Wydaje się, że w obecnym stanie wiedzy - i dowodów - należy ze sceptycyzmem odnieść się do wszelkich prób dokonania pełnej, wszechstronnej analizy osobowości Hitlera i Stalina przy czym nie powinno się jednak pomijać konkretnych analiz, które mogą pojawiać się w pracach z dziedziny psychologii. Posługując się dwoma przykładami wytłumaczę, co mam na myśli. Pierwszy to „młodzieńczy kryzys tożsamości” Erika Eriksona. W wypadku Hitlera miałby on mieć miejsce między pierwszym odrzuceniem jego kandydatury przez Akademię we wrześniu 1907 roku, kiedy miał 18 lat, a drugą tego rodzaju porażką w październiku 1908 roku. Jest to również okres szoku po śmierci matki. Jeśli młody mężczyzna lub młoda kobieta nie zdoła przezwyciężyć tego młodzieńczego kryzysu i uzyskać własnej tożsamości, doznaje poważnego urazu psychologicznego. Zdaniem Eriksona to właśnie przydarzyło się Hitlerowi. Pozostał on „niezłomnym młodzieńcem, który wybrał karierę odległą od zwykłego szczęścia merkantylnego spokoju i pokoju ducha”. Drugi przykład to teza Ericha Fromma, że przyczyną konfliktu między Hitlerem i jego ojcem nie była, jak twierdził Hitler, jego odmowa
zastosowania się do woli ojca który pragnął widzieć syna urzędnikiem państwowym, ani, jak utrzymują zwolennicy Freuda, mająca swe źródło w kompleksie Edypa rywalizacja o miłość matki. Fromm upatruje porażkę Hitlera na uczelni w pogłębiającej się ucieczce w świat fantazji. Konflikt z ojcem natomiast miał swe źródło w tym, że Adolf odrzucał wszelkie próby przywołania go do rzeczywistości i skłonienia do wyboru drogi życiowej. Uczucie, jakim obdarzała go matka w ciągu pierwszych pięciu lat jego życia miało podsycić w Hitlerze przekonanie o własnej wyjątkowości podobnie jak w przypadku Stalina. Fromm argumentuje, że obaj ci ludzie, pomimo dzielących ich różnic, byli klasycznymi przykładami osobowości charakteryzującej się narcyzmem. Narcyzm jest koncepcją pierwotnie sformułowaną przez Freuda odnoszącą się do wczesnego dzieciństwa, ale obecnie stosowaną szerzej przy opisach zaburzeń osobowości wyrażających się w nieprawidłowym stosunku do świata zewnętrznego. Zaburzenia owe polegają na tym, że dana osoba postrzega jako zjawiska w pełni realne jedynie siebie, swoje potrzeby, uczucia i myśli oraz wszystko i wszystkich mających z nią związek. Wszyscy i wszystko inne natomiast są czymś nierzeczywistym, nie wywołującym zainteresowania. Fromm argumentuje, że pewien stopień narcyzmu można uważać za chorobę zawodową przywódców politycznych. „Natężenie” narcyzmu pozostaje w proporcji do ich przekonania o własnej opatrznościowej misji i pretensji do nieomylności sądów oraz monopolu władzy. Kiedy podobne odczucia osiągają natężenie takie jak u Hitlera czy Stalina u szczytu ich władzy, wszelkie wyzwanie będzie postrzegane jako zagrożenie dla ich osobistego wyobrażenia o sobie, a także dla ich wizerunku publicznego. Dlatego też nie zawahają się przed niczym, aby je zdławić. Jak dotychczas psychiatrzy poświęcali o wiele mniej uwagi Stalinowi niż Hitlerowi, częściowo z powodu braku materiałów. W przypadku Związku Radzieckiego nie było sytuacji sprzyjającej przejęciu dokumentów i przesłuchiwaniu świadków, jaka nastąpiła po klęsce Niemiec. Ale ważniejszy jest jaskrawy kontrast między temperamentami i stylem działania obu tych ludzi: efekciarski Hitler, wykazujący brak powściągliwości i ekstrawagancję w swych przemówieniach, co sprawiało, że przez długi czas wielu nie traktowało go poważnie, oraz pełen rezerwy Stalin, który osiągnął szczyty władzy dzięki skutecznemu ukrywaniu, a nie eksponowaniu swej osobowości i który był niedoceniany właśnie dlatego, że wielu nie dostrzegało jego ambicji i bezwzględności. Nic więc dziwnego, że raczej pierwszy z nich, a nie drugi skupił na sobie uwagę psychiatrów. Tym bardziej interesująca jest sugestia, że pod tymi kontrastami kryła się wspólna im narcystyczna obsesja. Istnieje jeszcze jeden pogląd, który amerykański biograf Stalina, Robert Tucker, przejął od Karen Horney, autorki pracy na temat neurozy. Sugeruje on, że brutalne traktowanie Stalina przez ojca a zwłaszcza bicie zarówno chłopca jak i jego matki w jego obecności, wywołało głęboko zakorzeniony lęk i poczucie izolacji we wrogim świecie, które mogły doprowadzić do ukształtowania się jego neurotycznej osobowości. Byłoby naturalne, gdyby ktoś, kto w dzieciństwie doświadczył takiego lęku, próbował odbudować w
sobie poczucie bezpieczeństwa poprzez ukształtowanie własnego wyidealizowanego wizerunku i przyjęcie go jako rzeczywistej tożsamości. „Od tego momentu poświęca swą energię na coraz intensywniejsze starania, mające na celu sprawdzenie swojego »ja« w działaniu i uzyskanie aprobaty innych”. W przypadku Stalina oznaczało to identyfikację z kaukaskim banitą-bohaterem, którego imię sobie przybrał, a później z Leninem, bohaterem rewolucji, na którym wzorował swą własną „osobowość rewolucyjną” nazywając siebie Stalinem, „człowiekiem ze stali”, co było odbiciem pseudonimu Lenina. Wiek młodzieńczy okazał się być burzliwym okresem zarówno dla Stalina jak i dla Hitlera. W roku 1894 Stalin opuścił Gori, aby zostać jednym z sześciuset słuchaczy seminarium rosyjskiego Kościoła ortodoksyjnego w Tyflisie. Ponieważ władze carskie nie zgodziły się na otwarcie uniwersytetu na Kaukazie, obawiając się przekształcenia go w ośrodek radykalnej i nacjonalistycznej agitacji, seminarium w Tyflisie odgrywało rolę substytutu. Uczęszczało doń wielu młodych ludzi, którzy nie mieli zamiaru poświęcić się kapłaństwu. Surowa dyscyplina panująca w tym seminarium, przypominającym skrzyżowanie klasztoru i koszar, okazała się jednak sprzyjać budzeniu się poglądów wywrotowych w tym samym stopniu co swobodniejsza atmosfera uniwersytetu. Czternastoletni Stalin był silniejszy umysłowo niż fizycznie (nigdy nie osiągnął więcej niż 162 centymetry wzrostu). Dobrze jednak radził sobie sam w codziennych czynnościach i nie wykazywał braku zaufania w kontaktach z kolegami czy nauczycielami. Stalin uczył się w seminarium do ukończenia prawie dwudziestu lat, od roku 1894 do 1899, ale później nagle je opuścił; podobnie jak Hitler - bez świadectwa. Pracował jednak wystarczająco pilnie, aby nauczyć się czegoś z programu, który poza teologią scholastyczną i prawosławną obejmował również łacinę i grekę, a także literaturę i historię rosyjską przyswoić sobie pewne wiadomości. Jedną z korzyści, jaką Stalin odniósł ze swej nauki, było wyrobienie fenomenalnej pamięci, która okazała się nie bez znaczenia w jego późniejszej karierze. Fakt, iż było to wykształcenie kościelne, pomógł w uformowaniu się umysłu człowieka który miał stać się znany ze swego dogmatyzmu i skłonności do postrzegania spraw w kategoriach ostatecznych, czerni lub bieli. Czytając przemówienia i pisma Stalina, każdy dostrzeże ich katechetyczną strukturę, posługiwanie się metodą pytań i odpowiedzi, sprowadzanie skomplikowanych zagadnień do zestawu uproszczonych formuł, korzystanie z cytatów w celu wsparcia argumentacji. Te same kościelne wpływy zauważyli biografowie w jego stylu mówienia czy pisania po rosyjsku: „deklamatorski i repetycyjny, zawierający liturgiczne tony”. Niezależnie od dwukrotnej codziennej modlitwy, w niedziele i święta kościelne chłopcy musieli uczestniczyć stojąc w nabożeństwach trwających trzy, cztery godziny. Nic dziwnego, że spowodowało to silną reakcję antyreligijną. W odwecie mnisi szpiegowali swych podopiecznych, podsłuchiwali ich, przeszukiwali ich odzież i szafki oraz denuncjowali przed przełożonymi. Jakiekolwiek naruszenie regulaminu, jak na przykład
wypożyczanie książek ze świeckich bibliotek w mieście, było karane zamknięciem w celi. Prowadzona przez władze polityka rusyfikacji uczyniła z seminarium twierdzę gruzińskiego nacjonalizmu. W roku 1886 pewien student wydalony z seminarium za antyrosyjską postawę zamordował przełożonego, a zaledwie kilka miesięcy przed przyjęciem Stalina po strajku protestacyjnym zorganizowanym przez wszystkich gruzińskich studentów, zamknięto czasowo seminarium i wydalono 87 studentów. Ci, którzy znali Stalina z Gori jako żywego i towarzyskiego chłopca, zauważyli wyraźną zmianę po roku lub dwóch spędzonych w seminarium: stał się zamknięty w sobie i małomówny, preferował samotność lub lekturę i łatwo obrażał się nawet bez powodu. Poprzez umiejętne udawanie Stalin nauczył się ukrywać swe uczucia, co stało się jego drugą naturą. W głębi duszy wciąż jednak żywił nienawiść do władzy; nie do samej jej zasady, ale do praktycznego jej wykorzystania przez innych wobec niego. Z równą pogardą odnosił się do tych niezależnie od tego, czy to byli urzędnicy carscy, czy mnisi - którzy dzierżyli tę władzę, jak i do tych, którzy byli na tyle głupi, aby się jej podporządkować. Przez pięć lat nauczył się nie tylko sposobów przetrwania ale z bliska obserwował zamknięte społeczeństwo, w którym konformizm wymuszany był przez system szpiegowania, denuncjacji i strachu. Tej lekcji nie zapomniał. Jego córka Swietłana tak napisała po jego śmierci: „Wykształcenie kościelne było jedynym systematycznym wykształceniem, jakie kiedykolwiek uzyskał mój ojciec. Jestem przekonana, że seminarium, w którym spędził ponad dziesięć lat, odegrało olbrzymią rolę w ukształtowaniu charakteru mojego ojca na resztę jego życia wzmacniając i intensyfikując cechy wrodzone. Mój ojciec nigdy nie żywił żadnych uczuć dla religii. W młodym człowieku, który nigdy, ani przez moment, nie wierzył w istnienie duszy lub Boga nie kończące się modlitwy i przymusowa nauka religii mogły spowodować tylko rezultaty przeciwne do zamierzonych... Opierając się na swych doświadczeniach z seminarium doszedł do wniosku, że ludzie są nietolerancyjni, grubiańscy, oszukujący swoją trzódkę w celu wymuszenia jej posłuszeństwa; że intrygują kłamią i z zasady mają liczne wady i bardzo niewiele zalet”. Jedną z form sprzeciwu Stalina było spędzanie mnóstwa czasu na czytaniu zabronionych książek, przemycanych do seminarium z wypożyczalni w mieście. Poza przekładami literatury zachodniej i również zakazaną - klasyką rosyjską, Stalin zapoznał się z ideami radykalnymi i pozytywistycznymi, które mógł czerpać z przekładów Darwina, Comte’a i Marksa, jak również z poglądami pierwszego rosyjskiego marksisty Plechanowa. Stalin, któremu nie wystarczały mgliste, romantyczne ideały gruzińskiego nacjonalizmu, zorganizował wraz z innymi studentami, w tym z Iremaszwilim, koło badaczy socjalizmu. Według Iremaszwilego Stalin wkrótce zaczął wykazywać nietolerancję wobec tych członków koła którzy się z nim nie zgadzali. Za szczególnie atrakcyjne uznał Stalin teorie Marksa
o nieuchronności walki klas i obalenia niesprawiedliwego i skorumpowanego porządku społecznego. Zainteresowanie Stalina tymi problemami miało w równej mierze podłoże psychologiczne, co intelektualne. Odwoływały się one bowiem do potężnych, ale destrukcyjnych uczuć nienawiści i niechęci, które miały w przyszłości dominować w charakterze Stalina, oraz stwarzały możliwość pozytywnej realizacji ambicji i zdolności, które w innym wypadku zostałyby zmarnowane. Jak pisał Robert Tucker, dogmat walki klas stanowił uzasadnienie jego niechęci wobec władzy: „identyfikował on swych wrogów jako wrogów historii”. Pomimo represyjnego charakteru carskiego reżimu od czasu nieudanej rewolty oficerów (dekabrystów) z 1825 roku istniała w Rosji tradycja rewolucyjna. Lenin doskonale zdawał sobie z tego sprawę i w 1912 roku określił bolszewików jako czwarte pokolenie rewolucjonistów. Już w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XIX wieku wcześniejsza działalność konspiracyjna stała się inspiracją dla populistycznego programu sformułowanego przez Aleksandra Hercena i Nikołaja Czernyszewskiego, programu, który określając odrębną rosyjską drogę do socjalizmu pomijał rozwój kapitalizmu na Zachodzie i w kraju z przytłaczającą przewagą ludności chłopskiej opierał się na tradycyjnej rosyjskiej wspólnocie wiejskiej z jej prymitywną formą samorządu. Dopiero po rozpadzie Ziemli i Woli, pierwszej rosyjskiej partii rewolucyjnej, co nastąpiło po zamordowaniu cara Aleksandra II w 1881 roku, idee marksistowskie zaczęły przenikać rosyjskie koła intelektualne i znajdować oddźwięk w rozwijającej się przemysłowej klasie robotniczej. Idee te przywiozła do Gruzji grupa składająca się w większości z absolwentów seminarium w Tyflisie, która zapoznała się z nimi podczas studiów w warszawskim Instytucie Weterynarii. Przed powrotem do Gruzji zobowiązali się do propagowania marksistowskiej myśli społecznej i przybrali nazwę Messame Dassy (Trzecia Grupa). Atrakcyjność marksizmu polegała na tym, że oferował on to, co miało być naukową podstawą wiary w przyszłą rewolucję, a to dzięki przeniesieniu do Rosji modelu Europy Zachodniej, gdzie ewolucja kapitalizmu poprzez fazę demokracji burżuazyjnej i jej sprzeczności (nieuchronnie, jak twierdził Marks) prowadziła do konfliktu klasowego i rewolucji społecznej. W jaki sposób marksistowski schemat miał sprawdzić się w Rosji, gdzie dominowała ludność chłopska, pozostawało przedmiotem zaciętych sporów. Jednak w ciągu dwudziestu pięciu lat poprzedzających pierwszą wojnę światową, kiedy to nastąpił szybki rozwój przemysłu i klasy robotniczej, wyzyskiwanej tak samo jak w pierwszej fazie rozwoju kapitalizmu w Europie Zachodniej, został w Rosji przygotowany grunt dla propagandy socjalistycznej. Jeden z ośrodków rozwijającego się przemysłu znajdował się na Kaukazie, na polach naftowych Baku na Morzu Kaspijskim, w rafineriach naftowych i w porcie Batumi, gdzie kończył się rurociąg, a także na budowie kolei transkaukaskiej. Członkowie Messame Dassy nawiązali również kontakty z robotnikami w warsztatach kolejowych w Tyflisie, wśród których znajdowali się zesłani na Kaukaz za socjalistyczne sympatie.
Spotkania musiały odbywać się potajemnie i właśnie na jednym z nich Stalin i Iremaszwili po raz pierwszy spotkali zbiegłego rewolucjonistę. Słuchali, zafascynowani, jego opowieści o cierpieniach więźniów politycznych zesłanych na Syberię. Stalin został przyjęty do Messame Dassy jeszcze jako słuchacz seminarium. Początkowo działał w kółku dyskusyjnym złożonym z robotników kolejowych, zapoznając ich z ideami Marksa. Wielkie wrażenie zrobił na Stalinie jeden z członków tej grupy, Lado Kecchoweli. Trzy lata od niego starszy, chodził do tej samej szkoły w Gori, a później kontynuował naukę w seminarium w Tyflisie. Był on przywódcą rewolty, która doprowadziła do zamknięcia seminarium. Po wydaleniu z seminarium uzupełnił studia w Kijowie i powrócił nielegalnie do Tyflisu, aby całkowicie poświęcić się pracy podziemnej. Za pośrednictwem jego młodszego brata Wano, który jeszcze uczył się w seminarium, Stalin ponownie nawiązał kontakt z Lado. Przychodził często do jego mieszkania, aby poczytać. Często też rozmawiał ze starszym kolegą, dla którego zaczął żywić podziw graniczący z kultem bohatera. Stalinowi szczególnie imponowało praktyczne podejście Lado: poszedł on do pracy w drukarni w Tyflisie, aby nauczyć się zawodu drukarza, a następnie założył pierwsze podziemne wydawnictwo marksistowskie na Zakaukaziu, które w rosyjskich kręgach rewolucyjnych ceniono za śmiałość i skuteczność. Wydawnictwo to, zakonspirowane w jednym z domów w Baku, należącym do muzułmanina o niewiarygodnym nazwisku Ali-Baba, wydrukowało ponad milion egzemplarzy nielegalnych publikacji (w tym m.in. leninowskiego dziennika „Iskra”), zanim policja odkryła je po pięcioletnich poszukiwaniach. Kecchoweli, aresztowany w 1902 roku, został zastrzelony przez strażników za to, że wykrzykiwał z okna swej celi: „Precz z samowładztwem!”, „Niech żyje wolność!”, „Niech żyje socjalizm!” Dla Stalina przez wiele lat Kecchoweli pozostawał przykładem rewolucyjnego bojownika i bez wątpienia pod jego wpływem przyspieszył swe odejście z seminarium. W piątym roku nauki w opinii władz szkolnych Stalin był zatwardziałym mącicielem i w maju 1899 roku został wydalony za to, że „z nieznanych powodów” nie stawił się na kończące rok egzaminy. Iremaszwili, który studiował z nim w seminarium, pisał później, że Stalin wyniósł stamtąd „nieubłaganą i zawziętą nienawiść do administracji szkolnej do burżuazji i do tego wszystkiego w kraju, co reprezentowało władze carskie”. Niezależnie od przyczyn była to decyzja, po podjęciu której Stalin nigdy już nie cofnął się z obranej drogi. Marksizm dostarczył mu sztywnych intelektualnych ram ideowych, które doskonale zaspokajały jego potrzebę znalezienia substytutu dla systemu dogmatycznej teologii, której się uczył, ale której nie mógł zaakceptować. Poczucie swego rodzaju kontynuacji zostało wzmocnione tą samą w obu systemach ortodoksją, odrzuceniem wątpliwości, nietolerancją wobec odstępców i prześladowaniem heretyków. Tak więc ukończywszy dwadzieścia lat Stalin miał już sprecyzowane poglądy i wybrane zajęcie: zdecydował się na życie zawodowego agitatora misjonarza którego celem było rewolucyjne obalenie istniejącego porządku.
Hitler potrzebował kilku lat więcej niż Stalin, aby osiągnąć porównywalne poczucie kierunku dalszej drogi. Decyzja, którą dwudziestoletni Stalin podjął w 1899 roku, zdeterminowała charakter jego późniejszych doświadczeń. W wypadku Hitlera było odwrotnie. Mając dwadzieścia lat, po drugiej nieudanej próbie dostania się do Akademii jesienią 1908 roku, również on porzucił wszelkie myśli o dalszej edukacji, ale w jego wypadku właśnie zdobyte później doświadczenia zdeterminowały decyzję, co robić dalej w życiu, decyzję, którą ostatecznie podjął dopiero przy końcu I wojny światowej, w latach 1918-1919, mając już trzydzieści lat. W latach 1899-1917, to znaczy pomiędzy dwudziestym a trzydziestym ósmym rokiem życia, Stalin prowadził życie rewolucyjnego agitatora, wciąż narażonego na aresztowanie i często przebywającego w więzieniu lub na długotrwałym zesłaniu. Była to ciężka, żmudna praca, ale Stalin wiedział, co chce robić. Wzbogacał swe doświadczenia i przeczuwał, że takie wydarzenia, jak klęska Rosji w wojnie z Japonią rewolucja 1905 roku, wybuch wojny w 1914 roku, rewolucja lutowa 1917 roku, potwierdzały jego wiarę w słuszność poglądów marksistowskich, które przyjął, i linii Lenina jako przywódcy partii. Niezależnie od trudności w sferze życia psychicznego, jakie mu towarzyszyły -większość z nich sam sobie stwarzał - nie żywił żadnych wątpliwości natury intelektualnej. Jego wiara doczekała się spełnienia w postaci objęcia władzy przez bolszewików w rezultacie rewolucji październikowej i pojawienia się jego samego jako jednego z przywódców rządu rewolucyjnego. Porównajmy to z doświadczeniami Hitlera w latach 1908-1919, będącego mniej więcej w tym samym wieku, pomiędzy dwudziestym i trzydziestym rokiem życia. Po pierwszych sześciu latach, kiedy to przebywał w Wiedniu i krótko w Monachium, wciąż był daleki od podjęcia decyzji, co chce robić. Żył z dnia na dzień jako jeden z bezrobotnych w wielkim mieście. W latach 1914-1918 wreszcie znalazł to, czego szukał, w wojskowym życiu, w wojnie i w Fronterlebnis (doświadczeniu frontowym), w emocjonalnej identyfikacji z niemieckim nacjonalizmem tylko po to, aby przeżyć głęboki szok wywołany klęską Niemiec i rozpadem armii, a następnie rewolucją która rzuciła wyzwanie jego najświętszym ideałom. Hitler zajął się polityką z desperacji. Był anonimowym byłym żołnierzem rozprawiającym gwałtownie o odwróceniu klęski Niemiec i szukającym zemsty na „listopadowych zbrodniarzach”, którzy wbili armii nóż w plecy. Jest oczywiste, że są to lata, w których doświadczenia Hitlera i Stalina były najbardziej rozbieżne. Równocześnie miały one wielkie znaczenie dla ich przyszłości i nie można traktować ich ogólnikowo. Doświadczeń tych nie można też porównywać bezpośrednio i dlatego muszą być badane kolejno. Zbliżają się one do siebie pod koniec wojny 1914-1918, kiedy Hitler idzie w ślady Stalina, poświęcając się karierze politycznej.
ROZDZIAŁ DRUGI
Doświadczenie Stalin: 1899-1917 (wiek 19-37 lat) Hitler: 1908-1918 (wiek 19-29 lat) I
Kiedy w listopadzie 1908 roku Hitler zniknął z pola widzenia rodziny i przyjaciół, dysponował jeszcze częścią spadku i przez rok zdołał utrzymać się na powierzchni, wynajmując tańsze kwatery. Nie miał nikogo, z kim mógłby porozmawiać, i coraz bardziej zamykał się w sobie, spędzając większość czasu na lekturze w swym pokoju lub w bibliotekach publicznych. Jesienią 1909 roku jego fundusze wyczerpały się. Opuścił wynajmowany pokój, nie płacąc zaległego czynszu, i zaczął sypiać na parkowych ławkach lub nawet w sieniach domów. Kiedy nadeszły chłodniejsze dni, stał w kolejkach po miskę zupy z kuchni zakonnej, a później znalazł miejsce w Asyl für Obdachlose, schronisku dla nędzarzy prowadzonym przez towarzystwo dobroczynne. Na przełomie lat 1909-1910 sięgnął dna: był głodny, bezdomny, bez płaszcza, wyczerpany fizycznie i nie mający pojęcia, co robić dalej. Do załamania psychicznego wywołanego niepowodzeniem jako artysty dołączyło poczucie poniżenia, spowodowane zepchnięciem tego zepsutego młodego snoba z klasy średniej do statusu włóczęgi. Z tego stanu wydźwignął go na początku 1910 roku Reinhold Hanisch, podobny jak on włóczęga, który jednak miał o wiele lepszy niż Hitler pomysł na przeżycie na dnie hierarchii społecznej. Hanisch przekonał go, że jeśli - jak twierdzi - umie malować, to mogą założyć spółkę: on będzie sprzedawał to, co Hitler namaluje, a dochód podzielą po równo. Następne trzy lata (1910-1913) spędził Hitler w niedawno zbudowanym i dobrze prowadzonym Domu dla Mężczyzn przy Meldemannstrasse, również instytucji dobroczynnej, ale znajdującej się o kilka szczebli wyżej niż Asyl. Pomógł mu spadek po ciotce, a poza tym nauczył się zarabiać na życie malując widoki Wiednia, głównie dobrze znanych budowli, które kopiował z fotografii. Wykonywał je wystarczająco zręcznie, aby po kłótni z Hanischem samemu sprzedawać je ramiarzom i innym drobnym pośrednikom. Hitler pozostał w Domu dla Mężczyzn nie tylko dlatego, że miał tam znacznie lepsze warunki życia, ale również dlatego, że znajdował tam tak potrzebne wsparcie duchowe. Był członkiem niewielkiej grupy stałych mieszkańców o uznanej pozycji (wyrażało się to na przykład w prawie do
korzystania z czytelni, gdzie malował), którzy określali siebie nawzajem mianem „intelektualistów”. Zdecydowanie dystansowali się od przejściowych lokatorów, których traktowali jak gorszych od siebie. Kółko bywalców czytelni zapewniało Hitlerowi pewien rodzaj powierzchownych kontaktów, których jako „samotnik” potrzebował, nie naruszając rezerwy, jaką zachowywał wobec otoczenia, i nie angażując go w żadne rzeczywiste stosunki międzyludzkie. Kółko zapewniało mu jeszcze coś, czego potrzebował: widownię. Według Karla Honischa, który był członkiem tego kółka w 1913 roku, Hitler pracował spokojnie, dopóki nie powiedziano na temat polityki lub problemów społecznych czegoś, co go zirytowało. Wówczas zmieniał się całkowicie, skakał na równe nogi i wygłaszał wściekłą tyradę. Kończyło się to równie gwałtownie jak zaczynało i z gestem rezygnacji Hitler siadał, wracając do malowania. Własną relację z tych lat Hitler przedstawił w książce Mein Kampf, którą napisał po ponad dziesięciu latach od opuszczenia Wiednia, po fiasku listopadowego puczu z 1923 roku, kiedy to starał się wywrzeć na swych czytelnikach wrażenie opowiadaniami o cierpieniach, jakich doznał, oraz niezmiennością poglądów, jakie wówczas sobie wyrobił. Jak sam przyznaje, jeśli był ubogi i głodny, to tylko przez krótki okres przed zamieszkaniem w Domu dla Mężczyzn, wcześniejsze kłopoty zaś stwarzał sobie głównie sam. Nie przygotowywał się poważnie do kariery ani nie szukał pracy, kiedy miał jeszcze wystarczające środki do utrzymania. Jego najgorsze cierpienia wynikały ze zranionej miłości własnej i szoku wywołanego zderzeniem własnego wyobrażenia o sobie jako wielkim artyście czy pisarzu (miało to być to wielkie „coś”, co pozostawi jego nazwisko na kartach historii) z realną sytuacją, kiedy to znalazł się na poziomie pogardzanych przez siebie wyrzutków. Z punktu widzenia psychologii okres wiedeński ważny jest z dwu powodów. Po pierwsze, pomimo niepowodzeń Hitler wciąż trwał przy własnym autowizerunku. Chociaż na zewnątrz największym jego sukcesem była wegetacja na marginesie społeczeństwa przy bardziej niż kiedykolwiek mglistym wyobrażeniu, w jaki sposób przekształci wiarę we własne przeznaczenie w rzeczywistość, to jednak fakt, iż zachował ową wiarę przez trwający sześć długich lat okres próby wykazuje istnienie ukrytej siły woli, która miała okazać się podstawą jego sukcesu politycznego. W tym czasie nadal doświadczał frustracji i upokorzeń, które pogłębiały jego urazy i podsycały pragnienie zemsty na świecie, który go odrzucił, potęgując równocześnie wolę odniesienia sukcesu, kiedy w końcu nadarzy się odpowiednia okazja. Drugie ważne wydarzenie to próba wyjścia z izolacji, w jakiej pogrążyła go jego własna osobista klęska, w celu wyjaśnienia jej w kategoriach społecznych tych napięć i konfliktów, które dostrzegał wokół siebie. Hitler z pewnością przesadził, pisząc w połowie lat dwudziestych, że kiedy opuszczał Wiedeń w 1913 roku, miał już zdecydowane poglądy. Zignorował wpływ doświadczeń z okresu wojny 1914-1918, swoją reakcję na klęskę Niemiec oraz niespokojny okres, który nastąpił później. Jeśli jednak przyjmie się tę poprawkę, nie ma powodu wątpić w stwierdzenie Hitlera że właśnie w rezultacie doświadczeń wiedeńskich jego
Weltanschanung (pogląd na świat) „zaczął nabierać kształtów”. Dobrze ilustruje to ten oto fragment Mein Kampf: „Ci, wśród których spędziłem dni mojej młodości, należeli do klasy drobnomieszczańskiej, świata, który miał bardzo niewiele kontaktów ze światem pracowników fizycznych... Powodem tej izolacji jest strach dominujący w grupie społecznej, która właśnie uzyskała status nieco wyższy od poziomu pracownika fizycznego - strach, aby nie spaść ponownie do poprzedniego poziomu czy też nawet aby nie być klasyfikowanymi razem z robotnikami. Jest coś odpychającego we wspomnieniach o kulturalnym ubóstwie tej niższej klasy i jej prymitywnym sposobie bycia dlatego też ludzie, którzy wspięli się na pierwszy szczebel drabiny społecznej, nie mogą znieść jakichkolwiek kontaktów z poziomem kultury i życia jaki właśnie pozostawili za sobą... W wypadku takiej osoby ciężka walka, jaką musiała stoczyć, często zabija normalne ludzkie współczucie. Własna walka o byt niszczy wyczulenie na nędzę tych, którzy pozostali z tyłu”. Upokorzenia, jakich doznał Hitler w Wiedniu przed wojną, sprawiły, że identyfikował się z wieloma Niemcami, których po wojnie opanował ten sam strach przed staniem się declasses. Hitler przybył do Wiednia już jako niemiecki nacjonalista. To, co tam zobaczył, umocniło jego defensywno-agresywną postawę wobec innych narodowości zamieszkujących cesarstwo Habsburgów, które liczebnie przewyższały Niemców czterokrotnie. Po przekształceniu się cesarstwa w roku 1867 w podwójną monarchię austro-węgierską niemieckojęzyczna mniejszość w części austriackiej odczuwała coraz większe zagrożenie dla swej tradycyjnej naczelnej pozycji. Wzrastała świadomość narodowa i wiara we własne siły narodów słowiańskich, stanowiących większość ludności, zwłaszcza Czechów. Podejmowane przez rząd próby znalezienia kompromisu, który zaspokoiłby roszczenia Czechów i innych narodowości do równouprawnienia (np. poprzez stosowanie ich języka), uważał Hitler nie tylko za skazane na niepowodzenie, ale - ponieważ to zawsze Niemcy musieli iść na ustępstwa - również za akt zdrady narodowej. Dwa nowe zagrożenia, które Hitler - jak mówi - odkrył po raz pierwszy w Wiedniu, to „marksizm i żydostwo”. Gwałtowny wzrost liczby ludności Wiednia, o 259 procent w latach 1860-1900, znacznie większy niż wzrost ludności Londynu czy Paryża a mniejszy jedynie od wzrostu ludności Berlina dawał mieszkańcom stolicy Austrii jedyną w swoim rodzaju okazję do poznania obu tych zjawisk - zwłaszcza tym żyjącym na dole piramidy społecznej. Trudną sytuację społeczną objawiającą się ubóstwem, niskim standardem mieszkań, przeludnieniem, niskimi zarobkami i bezrobociem, pogarszał dodatkowo gwałtowny napływ nowych przybyszów. Z 1.675.000 osób zamieszkujących Wiedeń w roku 1900, mniej niż połowę, bo 46 procent, stanowili miejscowi. Masa nowych przybyszów - wśród nich liczną grupę stanowili Czesi - trafiła do miasta w poszukiwaniu pracy i wtłoczyła się do i tak już przeludnionych dzielnic robotniczych, które Hitler znał z autopsji. „Nie wiem, co było wówczas dla mnie najbardziej
przerażające: nędza materialna tych, którzy byli wówczas moimi towarzyszami ich prymitywne obyczaje i morale, czy niski poziom ich kultury intelektualnej”. Hitler był przerażony, ale nie pozbawiony współczucia. Odkrył ze zgrozą, że nie tylko czescy, ale również niemieccy robotnicy odnoszą się z pogardą do wszystkiego, co miało dla niego znaczenie. „Nie było niczego, czego nie obrzuciliby błotem [...] narodu, ponieważ uważany był za wymysł klasy kapitalistów; ojczyzny, ponieważ uważana była za narzędzie w rękach burżuazji, służące do wykorzystywania mas pracujących; autorytetu prawa, ponieważ był to środek do zniewalania proletariatu; religii jako sposobu odurzania ludzi po to, aby ich później wykorzystywać; moralności jako oznaki głupiej i potulnej uległości”. Stalin nie mógłby bardziej zwięźle streścić podstawowych tez doktrynalnych marksizmu. Dla niego było to objawieniem prawdy. Natomiast w wypadku Hitlera rzecz się miała dokładnie odwrotnie. Kiedy po raz pierwszy usłyszał tego rodzaju opinie wygłaszane przez niemieckich robotników, „postawiły one głęboko niepokojące pytanie: Czy tacy ludzie są warci tego, aby należeli do wielkiego narodu?”. Później nastąpiły „dnie udręki duchowej”, dodatkowo pogłębionej napotkaniem w Wiedniu demonstracji maszerujących czwórkami robotników. Było ich tak wielu, że ich przejście trwało dwie godziny. Demonstracja wywarła na Hitlerze wielkie wrażenie. Wreszcie przezwyciężył swe rozterki i zaczął ponownie „myśleć życzliwie o swoim ludzie”, wytłumaczywszy sobie, że musiał on paść ofiarą pozbawionych skrupułów przywódców partii socjaldemokratycznej, którzy sprytnie wykorzystywali cierpienia mas, aby je wynarodowić i oderwać od innych klas społecznych. Hitler wierzył, że znalazł odpowiedź na pytanie, dlaczego socjaldemokraci byli wrogo nastawieni do walki o zachowanie niemieckiej tożsamości narodowej w Austrii, opowiadając się za kompromisem ze słowiańskimi „towarzyszami” i głosząc, że to, co ich łączy jako członków tej samej uciskanej klasy, jest ważniejsze od tego, co ich dzieli jako przedstawicieli różnych narodowości. Tak więc do zaciekłego niemieckiego nacjonalizmu Hitlera dołączyła równie zaciekła nienawiść do marksizmu. Pozostaje trzeci element Weltanschauung, czyli „kwestia żydowska”. W roku 1857 było w Wiedniu 6.217 Żydów, czyli nieco mniej niż 2 procent ogółu ludności. Do roku 1910 liczba ta wzrosła do 175.318, czyli do 8,6 procent. W mieście, którego liczba ludności wynosiła 2 miliony, wciąż ponad 90 procent mieszkańców nie było Żydami, ale istniały dwa czynniki, które zwróciły uwagę na żydowską mniejszość. Pierwszy to znaczny procent Żydów, w stosunku do ich ogólnej liczby, w szkołach średnich i wyższych, a także w najbardziej cenionych zawodach: prawników, polityków, lekarzy, dziennikarzy, finansistów i artystów. Drugi czynnik, występujący na przeciwległym końcu drabiny społecznej, polegał na koncentracji uboższych Żydów w jednej lub dwu dzielnicach (Mieście Wewnętrznym i w starym getcie Leopoldstadt, gdzie stanowili prawie trzecią część ludności). Wielu z nich było imigrantami z Europy
Wschodniej, zwracającymi na siebie uwagę niecodziennym wyglądem. Według relacji Hitlera zawartej w Mein Kampf, która ma wszelkie cechy zmyślenia, właśnie spotkanie z jednym z tych imigrantów, ubranym w długi chałat i noszącym czarne pejsy, uświadomiło mu obcość „Żyda”. Hitler pisze dalej, że zdał sobie wówczas sprawę, że Żydzi byli przywódcami socjaldemokracji: „Objawienie to spowodowało, że spadło mi bielmo z oczu. Moja długa wewnętrzna walka zbliżała się do końca... W ten sposób odkryłem wreszcie, kim były złe duchy prowadzące nasz lud na manowce”. Hitler twierdzi, że w okresie wiedeńskim czytał „niezwykle dużo i wnikliwie”. Ale zaledwie kilka stronic dalej pisze w Mein Kampf. „Oczywiście poprzez czytanie rozumiem coś innego niż przeciętny członek naszej tak zwanej inteligencji [...] Znam ludzi, którzy czytają bez końca, a jednak nie nazwałbym ich »dobrze oczytanymi«... Nie mają oni zdolności odróżniania tego, co jest pożyteczne i bezużyteczne w danej książce, tak aby mogli zachować to pierwsze w swej pamięci i, jeśli to możliwe, pomijać to drugie lub je wyrzucać jak bezużyteczny balast... Uzyskany w ten sposób każdy fragment wiedzy musi być traktowany jak niewielki kamień, który należy umieścić w mozaice, tak aby znalazł się na właściwym miejscu wśród innych, pomagających powstaniu ogólnego »Weltanschauung« w umyśle czytelnika”. Wyjaśnia to trudność określenia charakteru czytanych przez Hitlera książek. Nie miał żadnego stosunku do literatury czy też zainteresowania książkami jako takimi. Traktował je wyłącznie jako źródło, z którego mógł pozyskiwać materiał przystający do już sformułowanych przez siebie poglądów. Wydaje się, że znaczna część jego lektur składała się z publikacji popularyzatorskich. To właśnie w nich znajdował wiele cytatów z oryginalnych dzieł, które zapamiętywał i z kolei sam cytował, tak jakby pochodziły z jego własnych lektur. Miał wyjątkową pamięć, zwłaszcza do faktów, liczb, wymiarów budynków i parametrów broni, co chętnie wykorzystywał, zbijając z tropu znawców i wywierając wrażenie na osobach bezkrytycznych. Większość historyków uznaje obecnie, że błędem jest niedocenianie siły umysłu Hitlera oraz systemu jego poglądów stworzonego na podstawie lektur i własnego doświadczenia. Wszystko, co kiedykolwiek powiedział lub napisał, ujawnia jednak, że jego umysł pozbawiony był nie tylko humanizmu, ale również zdolności do krytycznej oceny, obiektywizmu i rozsądku w przyswajaniu wiedzy - tych charakterystycznych i tradycyjnie uznawanych cech wykształconego umysłu, którymi Hitler otwarcie pogardzał. Hitler twierdził, że wiedzy na temat Żydów - podobnie jak w wypadku socjaldemokracji i marksizmu - szukał w książkach. Tym razem jednak dysponujemy konkretnymi dowodami, że owymi „książkami” było kilka antysemickich pamfletów, które nabył za kilka groszy, i magazyny w rodzaju „Ostara”. „Ostar”, wydawany był przez usuniętego z zakonu mnicha, podającego, że nazywa się Lanz von Liebenfels, i dedykowany pod znakiem swastyki „praktycznym zastosowaniom badań antropologicznych w celu ochrony przed zniszczeniem europejskiej rasy panów poprzez utrzymanie czystości rasowej”. Tego typu publikacje były
charakterystyczne dla ówczesnej subkultury wiedeńskiej, często miały charakter pornograficzny, a gwałtowność i niewybredność ich języka nie miały granic. Fragmenty Mein Kampf, w których Hitler pisze o Żydach, wywodzą się właśnie z tej tradycji, podobnie jak jego zainteresowanie dla spraw seksu i skażenia krwi niemieckiej: „koszmarna wizja uwodzenia setek tysięcy dziewcząt przez odrażających żydowskich bękartów o krzywych nogach”. „Jak tylko zacząłem badać te sprawy [...] Wiedeń pojawił się w nowym świetle... Czy było jakiekolwiek mętne przedsięwzięcie, jakakolwiek forma plugastwa zwłaszcza w życiu kulturalnym, w których nie uczestniczyłby przynajmniej jeden Żyd? Przecinając nożem tego rodzaju wrzody natychmiast odkrywa się, jak robaka w rozkładających się zwłokach, małego Żyda którego często oślepia niespodziewane światło”. „Żyd” był wszędzie, odpowiadał za wszystko, czego Hitler nienawidził i bał się: za modernizm w sztuce i muzyce, za pornografię i prostytucję, za organizowanie handlu białymi niewolnikami (jeden z ulubionych tematów literatury antysemickiej), za antynarodową krytykę w prasie. Sam Hitler stwierdza, że upłynęło wiele czasu, zanim zdał sobie sprawę ze znaczenia „problemu żydowskiego”. Przełomowe znaczenie miało dlań odkrycie, że Żydzi nie byli, jak dotychczas sądził, Niemcami wyznającymi specjalny rodzaj religii, ale odrębną rasą. Nie ma dowodów sugerujących, że tak wcześnie, w wieku zaledwie dwudziestu paru lat, Hitler miał wyrobiony pogląd, co należałoby zrobić, aby „rozwiązać” problem żydowski, oraz że wymyślił wówczas koncepcję eksterminacji. Jednakże to właśnie pojęcie rasy miało stać się kluczem do poglądu Hitlera na historię i podstawą jego ideologii. Akcentowanie tej kwestii pozostawało w związku z inną szeroko rozpowszechnioną koncepcją z końca XIX wieku, która stała się podstawą jego filozofii - darwinizmem społecznym, czyli wiarą że wszystkie organizmy żywe prowadzą walkę o byt, w której tylko najsilniejsze mogą przetrwać. Skonfrontował on socjalistyczną wiarę w równość z „arystokratyczną zasadą Natury”: naturalną nierównością jednostek i ras. Sprawa została przesądzona wraz z wykazaniem, że marksizm był doktryną sformułowaną przez Żyda Karola Marksa i wykorzystywaną przez żydowskich przywódców partii socjaldemokratycznej do usidlenia mas oraz do skierowania ich przeciwko państwu, narodowi niemieckiemu i aryjskiej rasie panów. Jeszcze inne wnioski wyciągnął Hitler z okresu wiedeńskiego. Jednym z nich było przekonanie o łatwości, z jaką można manipulować masami za pomocą umiejętnej propagandy. Kolejny to przeświadczenie o nieskuteczności instytucji parlamentarnych (w pewnym okresie Hitler przysłuchiwał się hałaśliwym debatom austriackiego Reichsratu), które potępiał za niszczenie przywództwa indywidualnej inicjatywy i indywidualnej odpowiedzialności. Porażkę Pangermańskiego Ruchu Nacjonalistycznego Schoenerera, którego program był dla niego atrakcyjny, przypisywał decyzji Ruchu przekształcenia się w partię parlamentarną. Przeciwstawiał ową klęskę sukcesom tych grup, które opierały swą siłę na organizowaniu masowych partii politycznych poza parlamentem, jak ilustrował to przykład Socjaldemokratycznej Partii
Austrii i Partii Chrześcijańsko-Społecznej słynnego burmistrza Wiednia Karla Luegera. Lueger był najbardziej podziwianym przez Hitlera przywódcą. Jak napisał w Mein Kampf, poświęcił on swą działalność polityczną „pozyskaniu tych warstw ludności, których istnienie było zagrożone” - drobnych sklepikarzy i przedsiębiorców, rzemieślników, niskich rangą urzędników i pracowników municypalnych, którzy czuli, że ich poziom życia i status społeczny zagrożony jest przez zmiany gospodarcze i socjalne. W przedwojennej Austrii istniała jeszcze jedna partia, o której Hitler nie wspomina, zdecydowanie nacjonalistyczna Partia Niemieckich Robotników (DAP), założona w Czechach w 1904 roku, która zarzucała austriackim socjaldemokratom dążenie do obniżenia poziomu życia wykwalifikowanych robotników, Niemców, do poziomu zacofanych Słowian. DAP pogardliwie określała Czechów mianem Halbmenschen, czyli półludzi. Partia ta prowadziła agresywną kampanię na rzecz powiększenia niemieckiego Lebensraumu (przestrzeni życiowej) i kiedy w 1918 roku imperium Habsburgów rozpadło się, wezwała do włączenia niemieckich osad w Czechach i na Morawach do Rzeszy niemieckiej. W początkowym okresie istnienia partii nazistowskiej w Monachium, już po wojnie, Hitler nawiązał kontakt z DAP w Wiedniu i w końcu przejął ją jako austriacką filię jego własnej Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej. Zarówno nazistowski program „rasy i przestrzeni”, jak i niemiecka okupacja Czech i Moraw w latach trzydziestych miały swe źródło w życiu politycznym przedwojennej Austrii. Przed opuszczeniem Austrii Hitler zgromadził wiele obserwacji i refleksji, które miał później skutecznie wykorzystać. Doświadczenia wiedeńskie umocniły jego zaciekły niemiecki nacjonalizm i uświadomiły mu istnienie trzech grup, które uważał za zagrażające historycznej pozycji niemieckiego Herrenvolku (rasy panów) w Europie Środkowej - rasowo gorszych Słowian, marksistów i Żydów. Jednakże wciąż nie miał pojęcia w jaki sposób mógłby przyczynić się do walki z tymi grupami, kiedy w maju 1913 roku, w wieku 24 lat, opuścił Austrię i przeniósł się do sąsiednich Niemiec. II Mając tyle lat co Hitler przenoszący się z Wiednia do Monachium, Stalin nie tylko wiedział, co chce robić, ale rozpoczął już praktykę w zawodzie rewolucjonisty. Na początku XX wieku Rosja była największym i najbardziej zacofanym z wielkich mocarstw. Rolnictwo tego kraju, liczącego 129 milionów ludności (według wyników spisu z 1897 roku), było zacofane, a wysokość zbiorów o wiele niższa od uzyskiwanych w innych krajach europejskich. Wielka masa ludzi była uboga, niewykształcona i bez kwalifikacji. W europejskiej części Rosji prawie dwie trzecie mężczyzn i prawie 90 procent kobiet nie umiało czytać, tylko 104 tysiące osób w całym imperium miało uniwersyteckie lub równorzędne wykształcenie, niewiele zaś ponad milion uczęszczało do szkół średnich.
Struktura społeczna Rosji była pozbawiona równowagi: klasa wyższa licząca niecałe 2 miliony, jeszcze mniej liczna klasa średnia (ludzie z wykształceniem zawodowym i kupcy) oraz wyalienowana inteligencja. Pozostała część ludności, i to zarówno miejskiej, jak i wiejskiej, żyła albo poniżej, albo w pobliżu granicy ubóstwa. System władzy miał charakter autokratyczny, represyjny i pozbawiony był instytucji przedstawicielskich. Stosowano arbitralną cenzurę wobec opinii publicznej i forsowano politykę rusyfikacji wobec Polaków, Ukraińców, Żydów, Tatarów, Ormian i innych ludów żyjących pod panowaniem rosyjskim. Największe nadzieje poprawy sytuacji w dalszej perspektywie budziła industrializacja, tymczasem jednak stwarzała zagrożenie dla władz carskich. W latach 1880-1914 gwałtownie rozwijały się rosyjskie koleje, fabryki maszyn, hutnictwo, wzrastało wydobycie węgla żelaza, ropy naftowej i innych bogactw naturalnych (na Kaukazie), produkcja tekstyliów. Jednakże odbywało się to kosztem rolnictwa, które cierpiało na niedosyt inwestycji, przeludnienie wsi, i uzależnienie od podatków pośrednich, które najbardziej obciążały chłopstwo i biedotę wiejską. Wciąż stosowano przestarzały system trójpolówki, kontrolowany przez „mir” (wspólnotę wioskową). Utrzymujące się zacofanie rosyjskiego rolnictwa niwelowało skutki rozwoju przemysłu, a wrzące wciąż niezadowolenie chłopów było główną przyczyną wybuchu rewolucji po klęsce Rosji w wojnie z Japonią w roku 1905. Równocześnie rozwój przemysłu spowodował powstanie drugiego potencjalnego zarzewia rewolty w postaci klasy robotniczej, która w roku 1900 liczyła 3 miliony. Silnie skoncentrowana w nielicznych, ale bardzo dużych fabrykach i słabo opłacana, musiała żyć w przeludnionych, nędznych osiedlach, z zakazem organizowania się we własnej obronie. To właśnie był klasyczny marksowski proletariat, o którym dało się bez przesady powiedzieć, że „nie miał nic do stracenia poza swymi kajdanami”. Rewolucje z lat 1905 i 1917 miały wykazać, jak skutecznie proletariat ten może działać, kiedy nadarza się okazja. W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XIX wieku część rosyjskich intelektualistów, którzy przyjęli marksizm, włączyła się w działalność kółek robotniczych, jakie zaczęły powstawać w Sankt Petersburgu i innych ośrodkach przemysłowych, określających się jako marksistowskie lub socjaldemokratyczne. Poza dyskusjami i propagandą działalność ich polegała głównie na organizowaniu i popieraniu strajków, które - chociaż nielegalne - objęły prawie 250 tysięcy robotników w ciągu ostatnich pięciu lat ubiegłego stulecia i spowodowały skrócenie dnia roboczego. Kwestia, czy należy wykraczać poza żądania ekonomiczne („ekonomizm”) i angażować się w agitację polityczną, była przedmiotem namiętnych dyskusji prowadzonych w tajnych publikacjach, które zamieszczały artykuły pisane przez rosyjskich intelektualistów przebywających w Szwajcarii lub na zesłaniu na Syberii. Wśród nich był Władimir Iljicz Uljanow, który od końca 1901 roku stał się znany pod pseudonimem Lenin. Urodził się w 1870 roku w Symbirsku nad Wołgą jako syn prowincjonalnego inspektora szkolnego w szczęśliwej i zżytej rodzinie. Zarówno dwaj jego bracia, jak i obie siostry byli
okresowo zatrzymywani za działalność wywrotową. Starszy brat, Aleksandr, w roku 1887 zawisł na szubienicy za udział w przygotowaniu zamachu na życie cara. Wydarzenie to wywarło głębokie wrażenie na Leninie, wówczas siedemnastolatku. Lenin, który był człowiekiem starannie wykształconym i obdarzonym bystrym umysłem, przeniósł się w roku 1893 do Sankt Petersburga. Rozpoczął tam pracę w kancelarii adwokackiej, jednakże o wiele więcej czasu spędzał na dyskusjach w kółkach socjalistów niż w sądach. Zanim został uwięziony w 1895 toku, a później skazany na wygnanie za udział w fali strajków, dał się poznać jako marksista, ostro krytykujący populizm i „ekonomizm”. W roku 1900 powrócił z zamiarem wydawania dziennika, który spełniałby funkcję ośrodka jednoczącego podziemne komitety działające w Rosji. Tak powstała „Iskra”, której pierwszy numer wydano za granicą w grudniu 1900 roku i przemycono do Rosji. Na niewielkim nielegalnym zjeździe zorganizowanym w Mińsku w roku 1898 podjęto próbę powołania Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji. Chociaż zjazd ten określany jest zawsze jako pierwszy zjazd SDPRR, nie przyniósł żadnych rezultatów. Lenin, zachęcony nawiązaniem dzięki „Iskrze” kontaktów pomiędzy rozproszonymi w Rosji podziemnymi ugrupowaniami, zdecydował się podjąć kolejną próbę, publikując tytułem wstępu w roku 1902 jedną z najsłynniejszych rewolucyjnych broszur pt. Co robić? Przedstawił w niej swoją koncepcję scentralizowanej, zdyscyplinowanej partii, będącej siatką zawodowych rewolucjonistów, którzy odgrywaliby rolę „awangardy proletariatu” i mobilizowaliby go do obalenia reżimu carskiego. Rok później, latem 1903 roku, grupa skupiona wokół „Iskry” zorganizowała kolejny zjazd (zawsze określany jako II), który odbył się w Brukseli i - po przeniesieniu obrad do Londynu - powołał do życia Socjaldemokratyczną Partię Robotniczą Rosji. Stalin, ledwie zobaczył egzemplarz „Iskry”, stał się „iskrowcem” i przyjął argumenty Lenina za swoje własne. Po opuszczeniu seminarium w roku 1899 następne dziesięć lat spędził na Kaukazie, pracując jako lokalny agitator i organizator z wyjątkiem okresów, w których siedział w więzieniu lub przebywał na zesłaniu na Syberii. Żyjąc z dnia na dzień, był uzależniony od wsparcia towarzyszy i sympatyków, którzy zapewniali mu miejsce do spania i kryjówkę. Działał wśród robotników w trzech skupiskach, w których zaczynała tworzyć się przemysłowa klasa robotnicza: w węźle kolejowym w Tyflisie, na polach naftowych w Baku (w roku 1904 był to najbardziej wydajny w świecie ośrodek wydobycia ropy naftowej) oraz w rafineriach i w porcie Batumi. W ośrodkach tych żyły niewielkie grupki rosyjskich robotników, wywiezionych na Kaukaz za sympatie socjalistyczne, pracujących np. w warsztatach kolejowych w Tyflisie i w elektrowni w Baku. Pola naftowe przyciągały nie tylko Rosjan, ale również Ormian, Turków, Persów i Tatarów, a w Batumi przebywało wielu gruzińskich chłopów. Stalin musiał się nauczyć wyjaśniania doktryny marksistowskiej w bardzo prosty sposób, przekonywania robotników, że wspólna akcja mająca na celu zaprotestowanie przeciwko warunkom, w jakich żyją, jest wykonalna, udzielania pomocy przy organizacji strajków i demonstracji ulicznych.
Musiał również pisać odezwy i ulotki oraz dostarczać je do podziemnych drukarni. Stalin brał udział w demonstracjach pierwszomajowych w Tyflisie w 1901 roku, podczas których około 2 tysięcy robotników starło się z policją, oraz w strajku robotników naftowych w Batumi w 1902 roku, kiedy to policja zastrzeliła piętnastu z nich. Barwną, chociaż nieprzychylną charakterystykę Stalina z tego okresu przekazała młoda członkini partii, F. Chunjanis, która tak opisuje ich pierwsze spotkanie: „Znalazłam »Kobę« w małym pokoju. Był niski, chudy i wyglądał na nieco przygnębionego. Przypominał mi drobnego złodziejaszka oczekującego na wyrok. Miał na sobie ciemnoniebieską chłopską bluzę, ciasną marynarkę i czarną turecką czapkę. Traktował mnie podejrzliwie. Po długim wypytywaniu wręczył mi stertę nielegalnej literatury[...] Obserwował mnie, jak wychodzę, z tym samym czujnym, nieufnym wyrazem twarzy”. Dalej opisuje zachowanie Stalina na spotkaniach miejscowego komitetu. „Gdy zbliżał się czas rozpoczęcia obrad, »Koby« nie było. Zawsze się spóźniał. Niedużo, ale zawsze... Kiedy wchodził, atmosfera zmieniała się. Stawała się nie tyle rzeczowa, co napięta. »Koba« przychodził z książką pod swoim krótszym lewym ramieniem i siadał gdzieś z boku lub w kącie. Słuchał w milczeniu wszystkich wypowiedzi. Zawsze zabierał głos ostatni. Nie spiesząc się, porównywał różne poglądy, ważył wszystkie argumenty [...] i formułował swój własny wniosek bardzo stanowczo, jakby zamykając dyskusję. Powstawało więc wrażenie specjalnej wagi wszystkiego, co powiedział”. Po strajku w Batumi Stalin po raz pierwszy został aresztowany przez policję i trafił do więzienia a następnie na zesłanie do Wołogdy na Syberii. Chruszczow cytuje charakterystyczne wspomnienie Stalina z tego okresu: „Stalin mówił często: Podczas mego pierwszego wygnania spotkałem wśród kryminalistów kilku równych facetów. Przebywałem głównie w towarzystwie kryminalistów. Pamiętam, że w mieście często zatrzymywaliśmy się przed knajpami. Sprawdzaliśmy, czy ktoś z nas ma jednego lub dwa ruble, zamawialiśmy coś i przepijali każdą kopiejkę. Jednego dnia płaciłem ja, drugiego ktoś inny i tak po kolei. Ci kryminaliści byli sympatycznymi ludźmi, solą ziemi. Wśród skazańców politycznych było natomiast wiele szczurów. Pewnego razu zorganizowali sąd koleżeński i wytoczyli mi proces za picie z zesłańcami kryminalnymi, co - jak twierdzili - było przestępstwem”. Po drugiej, tym razem udanej, próbie ucieczki z Wołogdy Stalin powrócił na Kaukaz, aby dowiedzieć się, że na zjeździe brukselskolondyńskim powołano wreszcie Socjaldemokratyczną Partię Robotniczą Rosji, która natychmiast rozpadła się na dwie frakcje. Sprawą, która jako pierwsza wywołała na zjeździe kontrowersje, było członkostwo partii. Lenin chciał, aby umożliwić je jedynie osobom aktywnie uczestniczącym w organizacjach partii, Martow natomiast, jeden z jego najbliższych współpracowników przy wydawaniu „Iskry”, proponował luźniejszą formułę dopuszczającą do członkostwa wszystkich, którzy „współpracowali z jedną z organizacji partii”. Sprawa nie wydawała się
ważna, zwłaszcza po tym, jak Lenin podkreślił, iż nie sugeruje ograniczania członkostwa do zawodowych rewolucjonistów. Kiedy ten problem został poddany pod głosowanie, Lenin jednak przegrał. Wyjaśnienie tego rozłamu kryje się w zakulisowych wysiłkach Lenina, zmierzającego nie tylko do tego, aby „Iskra” kontrolowała działalność partii, ale również do tego, aby on kontrolował „Iskrę”. Sprawa członkostwa partii podzieliła również grupę skupioną wokół „Iskry” - po części ze względu na układy personalne i rywalizację w małym, zamkniętym światku emigracyjnych polityków (w zjeździe uczestniczyło zaledwie ok. 50 delegatów), po części zaś dlatego, że grupa „miękkich” (określenie Lenina) podejrzewała, że przy pierwszej okazji Lenin przekształci partię w organizację poddaną ścisłej kontroli i ostrej dyscyplinie zgodnie z założeniami przedstawionymi w broszurze Co robić? Jednakże zmiana stanowiska pewnej liczby delegatów spoza ugrupowania „Iskry”, którzy głosowali za alternatywną propozycją przekształciła większość popierającą Martowa w mniejszość. Lenin nie wahał się przed wykorzystaniem większości (po rosyjsku „bolszewików”), której obecnie przewodził, do zapewnienia sobie kontroli nad radą wydawniczą „Iskry” i nad Komitetem Centralnym partii mimo sprzeciwu Martowa i mniejszości (po rosyjsku „mienszewików”). Zwycięstwo Lenina okazało się krótkotrwałe i w ciągu roku utracił kontrolę zarówno nad „Iskrą”, jak i nad Komitetem Centralnym. Dokładano wielkich starań, aby przezwyciężyć różnice między obu frakcjami, zwłaszcza podczas rewolucji 1905 roku. Dopiero w 1912 roku Lenin przeforsował ostateczne zerwanie z mienszewikami. Jednakże problem, o który rozbijały się wszelkie próby przywrócenia jedności, pozostał ten sam co w roku 1903. Oba ugrupowania akceptowały marksistowski schemat historycznego rozwoju i uważały, że Rosja musi przejść przez fazę kapitalizmu, będącą niezbędnym warunkiem rewolucji socjalistycznej. Ale już nie mogły zgodzić się co do dalszych spraw. Mienszewicy uważali, że wobec zacofania gospodarczego Rosji musi upłynąć wiele czasu, zanim taka rewolucja będzie mogła nastąpić, oraz że zadaniem na najbliższą przyszłość jest przygotowywanie liberalnej rewolucji klas średnich. Umożliwiłaby ona obalenie autokratycznego reżimu carskiego, pozwoliłaby kapitalizmowi na odegranie jego historycznej roli, to znaczy dokonanie industrializacji, oraz równocześnie zapewniłaby przeprowadzenie reform konstytucyjnych, otwierających drogę do legalnego rozwoju masowej partii robotniczej wzorowanej na niemieckiej partii socjaldemokratycznej. Lenin nie zamierzał czekać ani zdać się jedynie na procesy historyczne wiodące do rewolucji socjalistycznej, na której skupiały się wszystkie jego myśli. Dla mienszewików była to antymarksistowska herezja, wyrażająca się w zaufaniu do „czynników subiektywnych”, takich jak wola rewolucyjna, a nie do „obiektywnych czynników” Marksa, czyli praw rozwoju społecznego, które sformułował i których nie można sztucznie przyspieszać. Lenin odpowiadał na to, że oczywiście nie uważa, aby rewolucje mogły
być planowane czy wywoływane na życzenie, ale można - i należy przygotowywać się do nich tak, aby kiedy nadejdzie odpowiedni moment, partia mogła znaleźć się na fali historycznych przemian. Był przekonany, że rozwój ruchu robotniczego doprowadzi jedynie do porozumienia typu związkowego, wynikającego z potrzeby połączenia sił w celu wymuszenia ustępstw, co w istocie sprowadza się do zaakceptowania systemu burżuazyjnego. Zadaniem partii socjaldemokratycznej, tak jak to widział Lenin, było rozwijanie świadomości klasowej robotników i budzenie w ten sposób woli dokonania rewolucji, bowiem tylko ona może uwolnić ich od wyzysku i niesprawiedliwości. Takie zadanie mogłoby być realizowane tylko przez całkiem inny rodzaj partii od tej, którą wyobrażali sobie mienszewicy. Jej rdzeń musieliby stanowić zawodowi rewolucjoniści, współpracujący z ruchem robotniczym, ale od niego niezależni. Dzięki opanowaniu przez nich teorii Marksa byliby w stanie rozwijać i kierować pojmowaniem przez robotników ich rzeczywistych interesów klasowych i misji historycznej, to znaczy odgrywaliby rolę stymulatora procesu historycznego o z góry wiadomym rezultacie. Lenin był bezkompromisowy w swym sprzeciwie wobec lansowanego przez mienszewików programu współpracy z wywodzącymi się z klasy średniej konstytucjonalistami w procesie usuwania autokratyzmu carskiego i walki o uzyskanie liberalnych reform. W zamian proponował współpracę z chłopami, dostrzegał bowiem wielki rewolucyjny potencjał w ich nie spełnionych żądaniach ziemi, którym dali wyraz podczas rebelii z 1905 roku. Sam Lenin porównywał swój spór z mienszewikami do kłótni jakobinów z żyrondystami podczas rewolucji francuskiej. Wyrażała ona podstawową różnicę poglądów i temperamentów, dzielącą europejskie ruchy radykalne i socjalistyczne przez ostatnie dwieście lat na „bojowników” i „rewizjonistów”, „rewolucjonistów” i „reformatorów”, „komunistów” i „socjaldemokratów”. Etykietki zmieniają się, ale kryjąca się za nimi treść pozostaje ta sama. III Stalin był naturalnie bolszewikiem. Kiedy przeczytał broszurę Krok naprzód, dwa kroki wstecz (1904), w której Lenin bronił swego stanowiska na zjeździe londyńskim, w przedstawionej tam koncepcji partii znalazł doskonałe uzupełnienie marksowskiej doktryny walki klasowej; środek, za pomocą którego analizę gospodarczą i socjologiczną można przekształcić w akcję rewolucyjną. Jego doświadczenia uzyskane w kontaktach z klasą robotniczą pozbawiły go wszelkich złudzeń co do „spontaniczności” socjalistycznych przemian w łonie proletariatu. Prawdę tę uznał także Lenin, kładąc nacisk na organizację, co znalazło u Stalina natychmiastowy oddźwięk. W artykule Klasa proletariuszy i partia proletariuszy opublikowanym w prasie podziemnej l stycznia 1905 roku Stalin napisał: „[...] partia, która wytknęła sobie jako cele dowodzenie walczącym proletariatem, winna być nie przypadkowym zbiorowiskiem jednostek, lecz zwartą, scentralizowaną organizacją [...] Dotychczas nasza partia była
podobna do gościnnej, patriarchalnej rodziny, która gotowa jest przyjąć wszystkich sympatyzujących z nią. Ale potem, gdy partia nasza przekształciła się w scentralizowaną organizację, zrzuciła z siebie patriarchalne szaty i całkowicie upodobniła się do twierdzy, której bramy otwierają się tylko dla godnych”. Jego zdaniem partia musi domagać się od swoich członków jedności poglądów nie tylko co do programu, ale również co do taktyki i organizacji. Propozycje Lenina były dla Stalina atrakcyjne nie tylko ze względu na ich wojowniczość - obaj z uwagi na temperament należeli do aktywistów „twardej” lewicy - ale również dlatego, że przyznawały główną rolę zaangażowanym zawodowym rewolucyjnym agitatorom i organizatorom, którzy całe swe życie podporządkowali sprawie, prześladowanym przez policję. Takich ludzi Lenin uważał za „awangardę proletariatu”, prawdziwych twórców rewolucyjnej historii. Tego rodzaju uznanie było potężnym zadośćuczynieniem za poniżający - zdaniem Stalina i innych członków partii z podobnym życiorysem - sposób traktowania tych bojowników przez współtowarzyszy uważających się za członków inteligencji. Rosyjska tradycja rewolucyjna, od samych jej początków w XIX wieku, była ściśle związana z rosyjską inteligencją. Słowo „inteligencja” jest rosyjskiego pochodzenia. Po raz pierwszy użył je w pięćdziesiątych latach XIX wieku zapomniany powieściopisarz Baborykin, do powszechnego obiegu zaś wprowadził Turgieniew zwłaszcza kreśląc znany portret nihilisty Bazarowa przedstawiony w Ojcach i dzieciach (1862). Pojęcie „inteligencja” łączyło w sobie przynależność do określonej grupy społecznej ze stanem umysłu, charakteryzującym się nienawiścią do carskiego reżimu i zaangażowaniem na rzecz zastąpienia go społeczeństwem opartym na zasadach sprawiedliwości i równości. Populizm, anarchizm, marksizm - wszystkie te doktryny dostarczały podbudowy ideowej i argumentów tym, dla których ogólne idee o utopijnym i uniwersalistycznym charakterze oraz intelektualna dyskusja na ich temat odgrywały znacznie większą rolę niż doświadczenie. Jednym z najsłynniejszych epizodów w historii Rosji XIX wieku była „wędrówka w lud” podjęta w latach 1872-1874 przez setki młodych, wykształconych narodników. Wędrowali oni po wsiach, pragnąc pobudzić świadomość mas chłopskich. „Wędrówka w lud” zakończyła się jednak rozczarowaniem, bowiem wysłannicy byli przepędzani właśnie przez tych, których los pragnęli poprawić. Innym takim epizodem była próba zamachu na szefa policji, generała Trepowa, podjęta w 1878 roku przez młodą idealistkę Wierę Zasulicz (udało jej się przeżyć, później weszła w skład kolegium redakcyjnego „Iskry”), a kolejnym - udany zamach na cara w 1881 roku. Większość przywódców obu frakcji, na jakie podzielili się marksiści, miała poczucie przynależności do tej samej tradycji rewolucyjnej. Stalin nie miał takiego poczucia. Fakt ten stanowi jeden z kluczy do zrozumienia jego charakteru i kariery. Rodzice Stalina urodzili się jako chłopi pańszczyźniani, on sam wychował się w nędzy, a jego terminowanie w ruchu rewolucyjnym przed 1917 rokiem odbywało się na najniższym szczeblu, w Rosji, a nie na emigracji intelektualisty w Europie. Odróżniało
go to zdecydowanie od ludzi w rodzaju Lenina, Plechanowa, Trockiego i Bucharina wywodzących się z klasy średniej, lepiej wykształconych, znających języki obce i świat poza Rosją, w którym większość z nich spędzała długie okresy wygnania i gdzie zetknęli się z zachodnim socjalizmem. Dla tych ludzi wyzysk i inne plagi społeczne, przeciwko którym buntowali się, były w o wiele większym stopniu koncepcjami socjologicznymi i ekonomicznymi niż czymś, co znali z osobistych doświadczeń. Trocki, na przykład, tak pisał o swej przeszłości: „Tępy empiryzm, bezwstydny, uniżony kult faktu był dla mnie nienawistny. Poza faktami poszukiwałem praw... W każdej sferze miałem odczucie, że mogłem poruszać się i działać tylko wtedy, kiedy trzymałem w ręku nitkę ogólnego wątku. Rewolucyjny radykalizm społeczny, który stał się stałą osią mojego całego życia wewnętrznego, wyrósł z tej intelektualnej wrogości do dążenia do małych celów, do całkowitego pragmatyzmu, do wszystkiego, co jest pozbawione formy ideologicznej i teoretycznego uogólnienia”. Porównajmy to z jakże odmienną retrospektywą Stalina: „Zostałem marksistą ze względu na moją pozycję społeczną (mój ojciec był robotnikiem w fabryce obuwia, moja matka również pracowała), a także [...] ze względu na ostrą nietolerancję i jezuicką dyscyplinę, które tak bezlitośnie zmiażdżyły mnie w seminarium”. Osobiste kontakty wielu czołowych socjaldemokratów z klasą robotniczą ograniczały się do jej elity już przekonanej do socjalizmu. Tylko z książkowych opisów znali te zacofane, bierne i podejrzliwe masy, które złamały serca narodników, kiedy w porywie idealistycznego ducha „poszli w lud” w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XIX wieku. Isaac Deutscher w swej biografii tak opisuje krańcowo odmienny przypadek Stalina: „Był on wyjątkowo, prawie instynktownie wyczulony na element zacofania rosyjskiego życia [...] Odnosił się ze sceptyczną nieufnością nie tylko do ciemiężycieli, obszarników, kapitalistów, mnichów i żandarmów, ale również do uciskanych, robotników i chłopów, których sprawę uznał za swoją. W jego socjalizmie nie było poczucia winy. Bez wątpienia odczuwał pewną sympatię dla klasy, w której się urodził, ale jego nienawiść do klas posiadających i rządzących musiała być o wiele silniejsza. Nienawiść klasowa, wyznawana przez rewolucjonistów z klas wyższych, była uczuciem drugorzędnym kultywowanym z powodu przekonań teoretycznych. U Stalina nienawiść klasowa nie była drugą naturą, ale pierwszą. Nauka socjalistyczna przemawiała do niego dlatego, że wydawała się moralnie sankcjonować jego własne uczucia. W jego światopoglądzie nie było odrobiny sentymentalizmu. Jego socjalizm był zimny, trzeźwy i szorstki”. W kontaktach z innymi przywódcami socjaldemokratycznymi (zawsze z wyjątkiem Lenina) Stalin głęboko odczuwał swoje upośledzenie społeczne i intelektualne. Rzadko zapominał lekceważenie lub wybaczał okazywaną mu protekcjonalność, ale też nauczył się obracać na swoją korzyść nawet niedocenianie go przez innych. Po tym, jak Trocki zdyskredytował go jako „szarą i bezbarwną miernotę”, to właśnie Stalin skorzystał z pomyłki
innych, a Trocki za nią zapłacił utratą sukcesji po Leninie, a w końcu utratą życia. Czymś, co także różniło go od innych działaczy partyjnych i co on sam zdołał wykorzystać, były uzyskane na miejscu, w Rosji, doświadczenia jako lokalnego organizatora. Legitymowali się nimi tylko nieliczni z pierwszych przywódców bolszewików czy mienszewików. Był to powód, dla którego Lenin dostrzegł Stalina. Na doświadczenia Stalina składały się aresztowania, pobyty w więzieniu i na zesłaniu oraz ucieczki. Stalin był siedmiokrotnie aresztowany i pięć razy uciekał; w ciągu dziewięciu lat między marcem 1908 roku i marcem 1917 roku spędził zaledwie półtora roku na wolności. W rosyjskiej tradycji rewolucyjnej więzienie i zesłanie służyło wielu działaczom politycznym za „uniwersytet”, na którym dużo czytali, zdobywali solidną wiedzę z zakresu radykalnej literatury i ideologii, często od doświadczonych nauczycieli, oraz brali udział w licznych dyskusjach organizowanych przez społeczność więzienną. Przebywając na zesłaniu Stalin wykorzystał wszelkie możliwości, aby uzupełnić braki w wykształceniu, zwłaszcza w dziedzinie literatury marksistowskiej. Większość tych, którzy go znali z więzienia zgodnie wspomina człowieka o dużej samodyscyplinie, zawsze z książką w ręku, wyróżniającego się w dyskusjach. Mówi się o nim jako o człowieku pewnym siebie, określając ton jego wypowiedzi jako ostry i pogardliwy. Kaukaz, gdzie terminował Stalin, był twierdzą mienszewików, co pomaga zrozumieć niechęć i nieufność okazywaną mu przez wielu wywodzących się stamtąd socjaldemokratów. Ale wynikały one również z jego brutalnej taktyki i ostrego języka. Arsenidze, jeden z gruzińskich mienszewików, w opublikowanych później wspomnieniach utrzymuje, że w swym przemówieniu do gruzińskich robotników w Batumi w 1905 roku Stalin użył takich oto sformułowań: „Lenin jest oburzony, że Bóg zesłał mu takich towarzyszy jak mienszewicy! Kim są w końcu ci ludzie! Martow, Dan i Akselrod są obrzezanymi Żydłakami. A ta stara kobieta Wiera Zasulicz! Spróbujcie z nimi pracować. Nie można iść z nimi do boju czy z nimi ucztować. Tchórze i kramarze!” Nawet jeśli odrzuci się jad, z jakim mienszewicy w rodzaju Trockiego atakowali go jeszcze długo potem, istnieją wystarczające dowody, pozwalające przypuszczać, iż Stalin już w roku 1905 zyskał sobie opinię człowieka z którym trudno się współpracuje, ambitnego intryganta, który podjudza współtowarzyszy przeciw sobie, nikogo nie darzy zaufaniem i któremu nie można ufać, nigdy nie zapominającego lekceważenia i nigdy nie wybaczającego nikomu, kto kiedykolwiek pokonał go w sporze lub występował przeciwko niemu. Nikt nie kwestionował zdolności Stalina jako organizatora. Był to człowiek, który mógł coś załatwić, i chociaż jako marksista nigdy nie wyróżnił się niczym choćby przypominającym oryginalność Lenina, to jednak okazał się dobrym dyskutantem, obeznanym z marksistowskimi tekstami na tyle, aby wspierać swe argumenty cytatami z Marksa i Engelsa, a także z Plechanowa i Lenina. Ale nawet podczas sporów prowadzonych
bez przestrzegania cywilizowanych zasad przez każdą ze stron zrażał swych oponentów brutalnością i sarkazmem. Stalin zatrzymał przy sobie zarówno swych zwolenników, jak i wrogów z okresu spędzonego na Kaukazie, ale zawsze na warunkach, które nie pozostawiały wątpliwości co do tego, że akceptowali go jako przywódcę. Podobnie jak Hitler był „samotnikiem”, chociaż w inny sposób pozostawał zimny i wyrachowany, podczas gdy Hitler był skory do ekscytacji i niezrównoważony. Jednakże, podobnie jak Hitler, trzymał innych na dystans i sprawiał wrażenie człowieka niezdolnego do nawiązywania bliższych kontaktów. A jednak w czerwcu 1906 roku ożenił się z Jekatieriną, córką kolejarza Siemiona Swanidze, zaangażowanego w podziemną działalność polityczną. Jej brat Aleksiej chodził do szkoły ze Stalinem. W 1938 roku Stalin polecił rozstrzelać go razem z innymi, którzy znali go z okresu młodości. Jekatieriną nie interesowała się polityką pełniąc rolę tradycyjnej gruzińskiej żony, modlącej się, podobnie jak jego matka, aby zrezygnował ze swych ambicji rewolucyjnego działacza i ustatkował się. Aby sprawić przyjemność teściowej Stalin zgodził się nawet na ślub kościelny. Udzielił im go kolega z seminarium. Później Stalin z żoną zamieszkali w Tyflisie. Właśnie w Tyflisie próbował ugruntować swoją pozycję marksistowskiego teoretyka pisząc serię artykułów pod wspólnym tytułem Anarchizm czy socjalizm!, ukazujących się w odcinkach w nielegalnych gruzińskich publikacjach w latach 1906-1907. W roku 1907 przyszedł na świat syn Stalina Jakow, ale sześć miesięcy później, 22 października 1907 roku, Jekatierina zmarła na tyfus, pozostawiając chłopca na wychowanie swej siostrze. Iremaszwili był zaskoczony, iż miała prawosławny pogrzeb, a jeszcze bardziej tym, że Stalin, który szczycił się swym opanowaniem, nie ukrywał smutku. Iremaszwili dodaje, że jeśli kiedykolwiek niespokojny duch Stalina odnalazł miłość, to właśnie wraz z żoną i dzieckiem w ubogim domu w Tyflisie. IV Podczas gdy bolszewicy i mienszewicy dyskutowali, jak wywołać rewolucję w Rosji, na początku 1905 roku żywiołowa fala strajków, powstań chłopskich i rewolt wśród narodowości nierosyjskich rozszerzyła się na cały olbrzymi kraj, szybko urastając do rozmiaru rewolucji. Klęska w wojnie z Japonią w latach 1904-1905 osłabiła autorytet rządu, który stał w obliczu rosnącego niezadowolenia zarówno robotników, jak i chłopów. Kiedy olbrzymia, ale spokojna i zorganizowana demonstracja prowadzona przez duchownego zebrała się przed Pałacem Zimowym w Sankt Petersburgu, aby wręczyć petycję carowi, władze wpadły w panikę i wydały żołnierzom rozkaz otwarcia ognia, co spowodowało śmierć około stu osób, a kilkaset dalszych zostało rannych. Incydent ten nieodwołalnie zniszczył tradycyjny wizerunek cara jako „ojca narodu” i wywołał dalsze akty gwałtu. W wydarzeniach 1905 roku czołową rolę odgrywała przemysłowa klasa robotnicza. W Sankt Petersburgu wybrano zaimprowizowany „sowiet”,
czyli Radę Delegatów Robotniczych. Pod wojowniczym przewodnictwem 26-letniego Trockiego przez krótki okres rywalizowała ona z rządem carskim o wpływy, wzywając do niepłacenia podatków. Podobne sowiety pojawiły się w innych miastach. W obliczu zamieszek rząd skapitulował, obiecując uchwalenie konstytucji oraz wybór zgromadzenia przedstawicielskiego (Dumy). Dopiero po klęsce powstania moskiewskiego w grudniu fala wystąpień rewolucyjnych załamała się, ale niepokoje utrzymywały, się przez cały rok 1906 i część 1907. W czerwcu 1907 roku nowy premier, Stołypin, poczuł się na tyle silny, że rozwiązał Drugą Dumę i aresztował ponad 50 jej deputowanych, z których wszyscy byli socjaldemokratami. Rok 1905 nie tylko zaskoczył socjaldemokratów, ale przywódcy zarówno bolszewików, jak i mienszewików nie zdołali opanować sytuacji i przekształcić jej w rewolucję. Tylko Trocki - wówczas zachowujący niezależność wobec obu frakcji - dokonał brawurowego występu, porównywalnego do jego roli w 1917 roku. Lenin przyjechał do Rosji dopiero po dziesięciu miesiącach od wybuchu zamieszek, ale szybko wyjechał ponownie, nie wykazując nawet śladu tych możliwości czy stanowczości decyzji, z których zasłynął jako przywódca w 1917 roku. Chociaż rząd carski potwierdził swój autorytet i odmówił przyznania Dumie jakiejkolwiek realnej władzy, to jednak nie czuł się na tyle silny, aby ją znieść całkowicie. Nastąpił okres władzy półkonstytucyjnej, która umożliwia powołanie nowych partii politycznych - takich jak Partia Konstytucyjno-Demokratyczna, czołowa legalna partia opozycyjna (znana pod nazwą kadetów) oraz całego szeregu partii nacjonalistycznych, jak np. polskich - a nawet wykorzystanie przez partie socjalistyczne możliwości działania na granicy legalności i podziemia. Chociaż obie frakcje socjaldemokratów miały różne poglądy na temat udziału w Dumie, to deputowani zaliczający się do ich obozu (i posiadający immunitet parlamentarny) stanowili w Drugiej Dumie grono liczące 65 osób i nawet mimo prawa wyborczego faworyzującego prawicę weszli do Trzeciej i Czwartej Dumy (lata 1907-1917). W podobnym stopniu byli reprezentowani ich rywale, socjaliści-rewolucjoniści (SR), będący związkiem populistycznych ugrupowań, powołanym na początku tego stulecia jako kontynuacja Ziemli i Woli, który to związek zyskał sobie masowe poparcie dla programu socjalizacji ziemi podczas buntów chłopskich z lat 1905-1906. Lewe skrzydło eserowców odrodziło wcześniejszą tradycję terroru indywidualnego, między innymi dokonując w 1904 roku udanego zamachu bombowego na Plehwego, carskiego ministra spraw wewnętrznych. Działalność Stalina w latach 1905-1907 ograniczała się do Kaukazu, który stał się areną kilku najgwałtowniejszych wydarzeń tej rebelii. W okresie kiedy mienszewicy uzyskali przewagę w tym rejonie, Stalin odgrywał aktywną, ale wcale nie wybitną rolę w wydarzeniach. Bolszewicy staczali jedną z najtrudniejszych bitew frakcyjnych, a Stalin był dodatkowo atakowany za udział w „wywłaszczeniach”, czyli dokonywanych przez grupy partyjnych bojowników napadach rabunkowych z bronią w ręku na banki i wagony pocztowe. Lenin był w znacznym stopniu uzależniony od
tych akcji; stanowiły one źródło dopływu funduszy, choć mienszewicy głośno je potępiali. Najsłynniejszy był napad na Bank Państwowy w Tyflisie, dokonany w czerwcu 1907 roku. Stalina oskarżono o inspirowanie tego napadu. Gruzińscy mienszewicy, którzy otwarcie traktowali go jak wroga i oskarżali również o to, że był informatorem policji, zażądali usunięcia go z partii za udział w wywłaszczeniach, i chociaż nigdy do tego nie doszło, Stalin uznał to za wygodny pretekst do przeniesienia się z Tyflisu do Baku. W tym czasie Stalinowi po raz pierwszy udało się zostać delegatem na zjazd partyjny. Zjazd sztokholmski zwołano w 1906 roku w celu ponownego zjednoczenia partii socjaldemokratycznej, ale zakończył się on większym rozłamem niż kiedykolwiek, a mienszewicy uzyskali siedem miejsc w liczącym dziesięć osób organie wykonawczym partii. Stalin kilkakrotnie wypowiadał się w obronie poglądów Lenina, ale w kwestii, która miała okazać się bardzo ważną w przyszłości, zajął odrębne stanowisko. Chodziło o odpowiedź na pytanie, co zrobić z ziemią po odebraniu jej obszarnikom. Lenin chciał ją znacjonalizować i przekazać rządowi centralnemu, mienszewicy natomiast chcieli oddać ją władzom lokalnym. Stalin, znając z autopsji mentalność chłopów o wiele lepiej niż Lenin czy mienszewicy, odrzucił obie propozycje jako nierealistyczne: „Chłopi nawet we śnie widzą pola obszarników jako swoje własne”. Czuł instynktownie, że naprawdę liczy się nie to, jak rozwiązanie problemu ziemi pasować będzie do teoretycznego schematu rewolucji, co do którego i tak nie osiągnięto zgody, ale jak zaspokoić potrzeby chłopów. A można było to zrobić tylko obdzielając ich ziemią. Stalinowi udało się przekonać większość do swego stanowiska i chociaż Lenin ostro krytykował ograniczony realizm propozycji Stalina, to jednak sam tak właśnie postąpił w roku 1917, był to bowiem jedyny sposób uzyskania milczącej zgody chłopów na objęcie władzy przez bolszewików. Dla Stalina najważniejszym rezultatem partyjnych narad było to, że spotykał Lenina i widział go w działaniu. Lenin, wówczas dobrze po trzydziestce, był niewiele wyższy od Stalina, krępej budowy ciała i już łysiejący, co dodatkowo powiększało jego i tak już wysokie czoło. Nosił małą spiczastą rudawą bródkę. Stalin był początkowo zaskoczony bezceremonialnym sposobem bycia Lenina; zaabsorbowany pracą nie starał się eksponować swej osobowości, nie uciekał się do retoryki, ale polegał na argumentach i na swej sile przekonywania. Równocześnie był skłócony z większością marksistowskich emigrantów, ale nie zmniejszało to pewności siebie, z jaką mówił. Poszukujący mistrza Stalin znalazł człowieka, który godzien był stać się dla niego autorytetem. Przemawiając do słuchaczy kremlowskiej uczelni wojskowej po śmierci Lenina w 1924 roku Stalin tak wspominał pierwsze z nim spotkanie: „Kiedy porównywałem go z pozostałymi kierownikami naszej partii, zdawało mi się ciągle, że współtowarzysze Lenina - Plechanow, Martow, Akselrod i inni - stoją niżej od Lenina o całą głowę, że Lenin w porównaniu z nimi nie jest po prostu jednym z kierowników, lecz kierownikiem wyższego typu, orłem górskim nie znającym bojaźni w walce i śmiało prowadzącym partię naprzód po niezbadanych drogach rosyjskiego ruchu
rewolucyjnego”. Mogłoby się wydawać, że była to przesadna wypowiedź wygłoszona pod wpływem śmierci Lenina, ale to samo określenie - „prawdziwy górski orzeł” - oraz porównanie z Plechanowem, Akselrodem i innymi pojawia się w liście, który Stalin napisał w 1904 roku. Frazeologia ta sugeruje jeszcze coś innego, a mianowicie to, że do ruchu rewolucyjnego pociągnęły Stalina nie tylko racje polityczne i przekonania, ale również pragnienie udziału w przedsięwzięciu, w którym mógłby sam odegrać heroiczną rolę. Teraz Lenin zajął w świadomości Stalina miejsce Koby - bohatera, z którym się identyfikował; samo określenie „górski orzeł” zapożyczone jest właśnie z kaukaskiej legendy o Kobie. Chociaż Stalin starannie ukrywał swe ambicje, to jednak podziw dla Lenina ugruntowywał w nim jego własny wizerunek najpierw jako prawej ręki Lenina, a później jako jego następcy. Nietrudno jest dostrzec powody, dla których Stalin zafascynował się Leninem, ale co dostrzegał Lenin w tym często grubiańskim i nieprzyjemnym w obejściu młodym nowicjuszu z prowincji? Lenin zainteresował się jednym lub dwoma artykułami, w których Stalin bronił punktu widzenia bolszewików, ale wkład Stalina do trzech zjazdów partyjnych, w których brał udział, nie wywarł na Leninie szczególnego wrażenia. Kiedy przywódca mienszewików Martow sprzeciwiał się wybraniu Stalina i trzech innych osób na delegatów na zjazd londyński, motywując to tym, że nikt nie wie, kim oni są, Lenin odparł: „To prawda, my też nie wiemy”. A jednak w ciągu niecałych pięciu lat (więcej niż połowę tego czasu Stalin spędził w więzieniu lub na zesłaniu) po ostatecznym zerwaniu z mienszewikami Lenin dokooptował go do Komitetu Centralnego partii bolszewickiej i powierzył mu wiele odpowiedzialnych zadań. Co spowodowało ten niespodziewany awans? Lenin, chociaż był jednym z intelektualistów, nie miał o nich zbyt wysokiego mniemania. Brakowało im umiejętności łączenia niezachwianego przekonania o słuszności wyznawanych poglądów z pragmatycznym instynktem, konsekwencji w dążeniu do celu z taktyczną elastycznością, które to cechy uczyniły z Lenina rewolucyjnego przywódcę. Intelektualiści byli chwiejni w swych opiniach i mieli tendencje do kwestionowania opinii Lenina. Poszukując nowicjuszy, po których można było spodziewać się, że zaakceptują jego kierownictwo i zajmą się wyłącznie pracą, Lenin postawił na „ludzi praktyki” w rodzaju Stalina. Słuszność tego wyboru potwierdziła działalność Stalina w ciągu pięciu kolejnych lat. Rewolucja 1905 roku była spontanicznym wybuchem i - zgodnie z tym, co Lenin sądził o tego rodzaju żywiołowych powstaniach - zakończyła się fiaskiem. Lata, które nastąpiły później (1907-1912), były okresem kontrrewolucji, spędzonym przez Lenina i innych przywódców rosyjskiej socjaldemokracji ponownie na emigracji na Zachodzie. Liczba członków partii w Rosji zmniejszyła się radykalnie w porównaniu ze stanem z czasu rewolucji 1905 roku. I tak np. w Sankt Petersburgu zmniejszyła się z 8000 w roku 1907 do 300 w 1909 roku, kiedy to Stalin odwiedził stolicę. Jednakże Baku, gdzie jesienią 1907 roku Stalin wchodził w skład lokalnego
komitetu bolszewickiego, było ostatnim miejscem w całej Rosji, w którym nawet w okresie ogólnego regresu ruch podziemny nadal odnosił sukcesy. Gwałtowny rozwój przemysłu i wzrost liczby pracujących w nim źle opłacanych robotników sprawił, że Baku stanowiło wdzięczne pole do agitacji, pod warunkiem jednak, iż organizatorzy przekonają tę wybuchową mieszaninę ras i religii do wspólnego działania. Wybory do Dumy - Trzeciej Dumy - były dwustopniowe, a prawo do głosowania bardzo ograniczone. Mieszkańcy każdego majątku, głosując oddzielnie w okręgach w całym kraju, wybierali delegatów, którzy z kolei wybierali posła z ich obwodu. W Baku komitet bolszewicki zapewnił wybór delegatów robotniczych - członków swojej partii, a nie mienszewików czy eserowców. Stalin napisał Instrukcję robotników Baku dla ich posła, która miała stać się modelem taktyki parlamentarnej bolszewików. Przyjmował w niej punkt widzenia Lenina, iż Duma powinna być traktowana jako forum, na którym - co prawda - tak długo, jak utrzyma się carat, nie będzie można przeprowadzić poważnych reform, ale które można wykorzystać do agitacji rewolucyjnej. Po wyborach Stalin i inni członkowie grupy z Baku włączyli się do konfliktów robotników z pracodawcami, przekonując robotników naftowych, by połączyli się w jednym związku zawodowym, pracodawców zaś do uznania tego związku jako jedynego przedstawiciela „50 tysięcy robotników Baku”. Podczas gdy mienszewicy i socjaliści-rewolucjoniści wzywali do bojkotu tych rozmów, grupa bolszewików podtrzymywała je przez wiele miesięcy, dyskutując na temat każdego punktu wynegocjowanej w końcu umowy zbiorowej, wzywając robotników do strajku w razie potrzeby i traktując rozmowy jako kolejną okazję do zaprezentowania linii partii. Sytuacja taka byłaby nie do pomyślenia gdzie indziej w Rosji. Lenin oświadczył z podziwem: „To są nasi ostatni Mohikanie masowego strajku politycznego”. Stalin posługiwał się już wówczas rosyjskim zamiast gruzińskim zarówno w mowie, jak i w piśmie (był to kolejny etap przyjmowania przez niego rosyjskiej tożsamości). Kopie jego artykułów zamieszczanych w legalnym biuletynie bolszewickich związkowców, jak również podziemnego czasopisma „Bakijskij Proletarij”, którego był wydawcą, regularnie przesyłano Leninowi. Chociaż prace Stalina były mało oryginalne, to jednak Lenin pozostawał pod wrażeniem ich konkretności oraz pozbawionej wszelkich wahań wierności wobec linii politycznej bolszewików. Nawet wówczas kiedy Stalin i inni członkowie komitetu przebywali w areszcie, wspomniane czasopisma nadal zamieszczały przemycane z więzienia bieżące komentarze, jak również instrukcje dla robotników. Stalin pisał później: „Dwa lata rewolucyjnej pracy wśród robotników naftowych w Baku zahartowały mnie jako prawdziwego bojownika i jako jednego z rzeczywistych przywódców [...] W Baku po raz pierwszy przekonałem się, co to znaczy przewodzić dużym masom robotniczym, i otrzymałem mój drugi rewolucyjny chrzest bojowy”. Po półtora roku spędzonym w więzieniu i na zesłaniu Stalin uciekł i pojawił się znów potajemnie w Baku w lipcu 1909 roku. Wówczas nawet w
tej „twierdzy” rewolucyjna fala opadła, fundusze partyjne wyczerpały się, a „Bakijskij Proletarij” nie ukazywał się od roku. W pierwszym numerze, który zdołał wydać po swym powrocie, zamieścił Stalin artykuł analizujący bez upiększeń kryzys w partii: „Partia nie ma korzeni w masach robotniczych. Petersburg nie wie, co się dzieje na Kaukazie, Kaukaz nie wie, co się dzieje na Uralu... Ta partia, z której byliśmy tak dumni w 1905, 1906 i 1907 roku, już nie istnieje”. Emigracyjne ośrodki za granicą tak bolszewików, jak i mienszewików, były równie nieskuteczne, ponieważ nie miały kontaktu z masami i „były oderwane od rosyjskiej rzeczywistości”. Stalin nie domagał się przeniesienia kierownictwa do Rosji, ale wezwał Komitet Centralny do utworzenia ogólnokrajowego dziennika, publikowanego w Rosji, który mógłby stanowić spoiwo jednoczące rozproszone ogniwa partii. W tym samym numerze opublikował rezolucję komitetu bakijskiego, krytykującą Lenina za marnowanie czasu i doprowadzenie do rozłamu we frakcji bolszewików w rezultacie filozoficznego sporu wokół rewizji materializmu dialektycznego. Co prawda w tym wypadku Stalin krytykował Lenina, ale jego Listy z Kaukazu, pisane w końcu 1909 roku dla „Socjaldemokraty” (publikowanego w Paryżu i w Genewie przez wspólne bolszewicko-mienszewickie kolegium redakcyjne), dowodzą że pozostał zdecydowanym zwolennikiem poglądów Lenina w dziedzinie polityki i taktyki. Chciał tylko przypomnieć Leninowi zasadniczy cel przygotowanie następnej fazy rewolucyjnej walki, która, jego zdaniem, miała się właśnie rozpocząć. Stalin został ponownie aresztowany w marcu 1909 roku, kiedy przygotowywał strajk generalny w przemyśle naftowym. Miał wówczas trzydzieści lat. Gdy znów pojawił się latem 1911 roku, nie powrócił już do Baku i na Kaukaz, dokąd od tej pory przyjeżdżał już tylko na krótko. Jednakże doświadczenia dwu lat, które, choć z przerwami, spędził tam między rokiem 1907 i 1909, stały się fundamentem pod budowę centralnej organizacji partii. Podczas gdy Stalin był wyłączony z gry, Lenin postanowił w końcu 1911 roku zrezygnować z poszukiwań sztucznej jedności z innymi ugrupowaniami w SDPRR, ostatecznie zerwać z mienszewikami i tymi bolszewikami, którzy kwestionowali jego przywództwo, oraz podjąć działania zmierzające do przejęcia nazwy i autorytetu partii przez jego ugrupowanie. W styczniu 1912 roku wezwał na spotkanie do Pragi tych, którym, jak uważał, może ufać, i przedstawił im listę osób, mających wejść do nowego Komitetu Centralnego. Na liście znalazło się nazwisko Stalina, który nie był obecny na spotkaniu i nie został wybrany. Lenin jednakże nalegał i przekonał innych członków nowo wybranego komitetu, aby dokooptowali Stalina. Lenin zerwał kontakty z emigracyjnymi intelektualistami - między innymi z takimi ludźmi, jak Trocki, Kamieniew i Bucharin, którzy mieli później odegrać razem z nim olbrzymią rolę w stworzeniu Związku Radzieckiego, jak również z przywódcami mienszewików, Martowem i Danem. Jedynym, którego zatrzymał przy sobie, był Zinowiew, syn
żydowskiego mleczarza, wówczas dobiegający trzydziestki. Przed udaniem się na emigracje, gdzie przyłączył się do Lenina, Zinowiew pracował jako urzędnik i nauczyciel. Na emigracji okazał się tak przydatny, że został głównym współpracownikiem Lenina. Innych członków Komitetu Centralnego Lenin szukał wśród osób prowadzących praktyczną działalność podziemną. Dwie z tych osób były członkami komitetu bakijskiego - Stalin i G. K. Ordżonikidze. Ten ostatni był, podobnie jak Stalin, Gruzinem. W 1911 roku Lenin skierował go na szkolenie w szkole partyjnej w Longjumeau koło Paryża, a później odesłał do kraju z zadaniem powołania komitetu organizacyjnego w Rosji. Ordżonikidze również miał odegrać w przyszłości ważną rolę; w okresie stalinowskiej industrializacji Rosji został komisarzem do spraw przemysłu ciężkiego, później pokłócił się ze Stalinem i zastrzelił się w roku 1937. W roku 1912 Ordżonikidze, wraz ze Stalinem i jeszcze innym członkiem komitetu bakijskiego, wszedł w skład czteroosobowego biura, które miało kierować działalnością partii w Rosji. Stalin już wcześniej sugerował powołanie takiego organu w przysłanym z zesłania liście, który - jak wiedział - zostanie pokazany Leninowi. Starał się, aby list nie zawierał żadnych akcentów krytycznych, które mogłyby zniweczyć jego szansę jako przyszłego członka owego biura, wyrażając poparcie dla Lenina językiem bardzo różniącym się od języka intelektualistów: „Lenin jest rozsądnym mużykiem (chłopem), który dobrze wie, gdzie raki zimują”. W latach późniejszych radzieccy panegiryści Stalina wyolbrzymiali jego awans, starając się przedstawić go jako głównego zastępcę Lenina po zerwaniu z mienszewikami. Jest to dalekie od prawdy. Kierownictwo partii było wówczas nieliczne, a jego skład ciągle się zmieniał. W ciągu pięciu lat między rokiem 1912 a rewolucją październikową Stalin prowadził aktywną działalność przez zaledwie rok, pozostałe cztery bowiem spędził na Syberii. Awans nie oznaczał zasadniczej zmiany pozycji Stalina w partii, ale był dla niego pierwszą, krótko trwającą okazją do wykazania własnych możliwości oraz do zaprezentowania się pozostałym członkom grupy kierowniczej. Kiedy usłyszał tę nowinę, nie marnując czasu uciekł z zesłania. Jeżeli miał zatrzymać to stanowisko, musiał szybko sprostać oczekiwaniom Lenina. Podczas kolejnych pięciu miesięcy spędzonych w więzieniu udało mu się dokonać dwu rzeczy - wydać pierwszy numer „Prawdy”, partyjnego dziennika publikowanego w Rosji, o którego powołanie zabiegał już wcześniej, oraz zorganizować wybór bolszewickich deputowanych do Czwartej Dumy. Z trzynastu wybranych socjaldemokratów sześciu było bolszewikami, a siedmiu mienszewikami. Lenin zwołał w styczniu 1913 roku w Krakowie, w części Polski pozostającej pod zaborem austriackim, w pobliżu granicy zaboru rosyjskiego, wspólną konferencję bolszewickich deputowanych i członków Komitetu Centralnego. Chodziło mu o zerwanie ścisłej współpracy między deputowanymi obu frakcji, jaka istniała w Trzeciej Dumie. Jednakże wśród robotniczego elektoratu zdecydowanie przeważały nastroje poparcia dla jedności i Lenin, choć bardzo niechętnie, musiał przystać na odroczenie konfrontacji z mienszewikami. Stalin nie podzielał
jego stanowiska. Lenin pozostawał pod wrażeniem przeprowadzonych z nim rozmów, a zwłaszcza orientacji, jaką wykazywał ten Gruzin w skomplikowanych problemach stosunków między narodowościami zamieszkującymi Kaukaz. Były to praktyczne doświadczenia które mogłyby umożliwić Stalinowi napisanie - pod kierownictwem Lenina eseju na temat polityki socjaldemokratów wobec problemu narodowości w Rosji, przy czym chodziłoby nie tylko o ludy kaukaskie, ale również o aspiracje Polaków, Ukraińców, Żydów, Łotyszów i innych. Lenin sugerował, aby Stalin odwiedził Wiedeń i zapoznał się z opracowanym przez austriackich socjalistów programem rozwiązywania konfliktów narodowościowych w cesarstwie Habsburgów - czyli właśnie tym dokonaniem austriackiej socjaldemokracji, które bardziej niż cokolwiek innego przyczyniło się do wzbudzenia wrogości Hitlera do jej przywódców. Sugestia Lenina była schlebiająca; po raz pierwszy stwarzała Stalinowi okazję wniesienia - pod kierownictwem samego Lenina - wkładu do teoretycznego dorobku socjaldemokracji, czyli do domeny uznanej za należącą do intelektualistów partyjnych. Stalin pojechał więc do Wiednia i spędził tam miesiąc (przełom stycznia i lutego 1913 roku). Był to jego najdłuższy pobyt poza Rosją w ciągu całego życia - następną zagraniczną wizytę złożył w 1943 roku w Teheranie, aby spotkać się z Churchillem i Rooseveltem. Hitler wciąż wówczas przebywał w stolicy Austrii i być może nawet Stalin otarł się o niego w tłumie. Natomiast dwoma ludźmi, których bez wątpienia spotkał i których miał później zniszczyć, byli Bucharin i Trocki. Pierwszy z nich okazał wiele pomocy przybyszowi, mówiącemu tylko prymitywnym niemieckim, w odnalezieniu się w nowych warunkach, a drugi, zaangażowany w zaciekły spór z Leninem, zaledwie raczył zauważyć jego nieokrzesanego protegowanego, którego zapamiętał tylko z „wrogiego błysku” w „żółtych oczach”. Lenin był zachwycony materiałami zebranymi przez Stalina a zwłaszcza z tego, że odrzucił sformułowaną przez austriackich marksistów koncepcję „autonomii kulturalno-narodowej”. Wśród przywódców austriackiej socjaldemokracji głównym autorytetem w kwestii narodowej był Otto Bauer (1881-1938). Wobec mieszaniny narodowości zamieszkujących cesarstwo Habsburgów, dodatkowo skomplikowanej przez istnienie rejonów różnojęzycznych i przez ciągłą migrację do miast, Bauer zrezygnował z terytorialnego kryterium narodowości na rzecz zasady „osobistej”, polegającej na tym, że każdy obywatel, niezależnie od miejsca zamieszkania miałby prawo określić swoją przynależność narodową. Każdy naród ustanowiłby swoją własną organizację w celu rozwoju swej kultury i instytucji. Narodowe ciała samorządowe byłyby podstawą państwa i jego autorytetu. Przyjęcie takiego rozwiązania w Rosji stworzyłoby - zdaniem Stalina olbrzymie problemy rewolucyjnemu rządowi. Nie jest zadaniem socjaldemokratów - jak pisał - „zachowywanie i rozwój narodowych atrybutów poszczególnych ludów” (jeden z celów programu partii austriackiej); zadaniem ich jest organizowanie proletariatu do walki
klasowej. Właściwe rozwiązanie kwestii narodowej w Rosji nie polega na przyznaniu mniejszościom narodowym w każdym rejonie prawa do używania własnego języka i posyłania dzieci do własnych szkół, ale na organizowaniu robotników wszystkich narodowości w ramach jednej zintegrowanej partii jako członków nie oddzielnych narodów, ale jednej klasy. Lenin napisał do Kamieniewa, że „ten artykuł jest bardzo dobry”, zwracając się zaś do Maksyma Gorkiego nazwał jego autora „wspaniałym Gruzinem”. Niezależnie od pomocy, jakiej mógł udzielić Lenin, esej, który został opublikowany w trzech numerach „Proswieszczenija” („Oświecenia”) pod tytułem Kwestia narodowa i socjaldemokracja, podpisany został K. (to znaczy Koba) Stalin, „człowiek ze stali”. Nowy pseudonim okazał się trwały. Esej nie tylko wzmocnił pozycję Stalina w partii (i podbudował jego miłość własną) poprzez fakt opublikowania go w czołowym organie teoretycznym SDPRR, ale zyskał mu opinię partyjnego specjalisty w kwestii narodowości, co pięć lat później stało się podstawą do mianowania go komisarzem do spraw narodowości w rządzie bolszewików. W tydzień po powrocie do Sankt Petersburga Stalin został ponownie aresztowany. Zdradził go inny członek Komitetu Centralnego i bolszewicki deputowany z Moskwy do Dumy, Roman Malinowski, długoletni agent carskiej tajnej policji (ochrany), który potajemnie informował władze o działalności partii, ale wciąż cieszył się dużym zaufaniem Lenina. Stalina skazano na cztery lata zesłania do jednej z najbardziej oddalonych kolonii karnych północnej Syberii, w rejonie Jenisej-Turuchańska, obszaru wielkości Szkocji, zamieszkanego przez 12 tysięcy ludzi rozproszonych w maleńkich osadach odległych od siebie o setki kilometrów. Na obszarach tych, położonych na północ od koła podbiegunowego, temperatura w zimie spada poniżej -40°C, a długie arktyczne noce trwają 8-9 miesięcy. Lato, z jego „białymi nocami” i plagą komarów, jest prawie tak samo trudne do przetrwania. Zamarznięta ziemia nie nadaje się do uprawy, miejscowa ludność utrzymywała się więc z myślistwa i rybołówstwa. Ucieczka była praktycznie niemożliwa: nawet przy użyciu sań podróż do stacji kolei transsyberyjskiej w Krasnojarsku trwała sześć tygodni. Nic więc dziwnego, że monotonia, samotność i trudne warunki życia załamywały psychicznie i fizycznie wielu zesłańców. Stalin był dostatecznie twardy, aby przetrwać. Prawie nie brał udziału w życiu społeczności zesłańców, składającej się z 350 osób. Inny bolszewik, Swierdłow, z którym przez krótki czas mieszkał w tej samej chacie, wyprowadził się. Jak napisał do żony, jego towarzysz „okazał się być nie do zniesienia we wzajemnych stosunkach. Musieliśmy przestać dostrzegać się i mówić do siebie”. Stalin bynajmniej nie zachęcał swym zachowaniem do zawierania z nim znajomości. Trzymał się z dala od innych; wolał spędzać czas na łowieniu ryb, zastawianiu pułapek na zwierzynę, czytaniu i paleniu fajki. Alliłujewowie, których poznał na Kaukazie i których jedną z córek miał poślubić, wysłali mu okolicznościową paczkę. List z podziękowaniami za nią jest jednym z niewielu ludzkich odruchów Stalina z tych mrocznych i pustych lat. W liście prosił o przesłanie mu kilku pocztówek z widokami natury.
„W tym przeklętym miejscu natura jest brzydka i ponura: rzeka w lecie, śnieg w zimie... Oto cała tutejsza sceneria. Mam więc idiotyczne pragnienie spojrzenia na jakiś krajobraz, nawet tylko na papierze”. Dotkliwie musiał odczuwać oderwanie od działalności politycznej właśnie wtedy, kiedy zaczynał ściśle współpracować z Leninem. Zamknięty w arktycznej głuszy, z listami i gazetami, jakie otrzymywał po wielu tygodniach czy miesiącach, miał olbrzymie trudności w śledzeniu tego, co działo się w świecie zewnętrznym. Wybuch pierwszej wojny światowej wywołał zamęt w europejskim ruchu socjalistycznym i zniszczył II Międzynarodówkę, federację partii socjalistycznych założoną w 1889 roku. Lenin nie miał cierpliwości do socjalistów, którzy popierali tę wojnę, ani do tych, którzy określili się jako pacyfiści. Wzywał, by odpowiedzieć na wojnę rewolucją i „przekształcić wojnę imperialistyczną w wojnę domową”, w istocie przyznając się do zarzucanego mu defetyzmu. Klęska caratu miała być wstępem do rewolucji - i w istocie tym się okazała. Stalin miał uzyskać egzemplarz Tez wojennych Lenina i odczytać je na zgromadzeniu zesłańców. W lipcu 1915 roku odbył długą podróż, aby spotkać się z innymi przywódcami bolszewików przebywającymi na zesłaniu i przedyskutować stanowisko Lenina wobec wojny oraz sposób postępowania bolszewickich deputowanych do Dumy w tej kwestii. Jednakże przez cztery lata, daleko od rozgrywających się wydarzeń, nic nie napisał i wydawał się przejawiać niewielkie lub żadne zainteresowanie dyskusją na temat zasadniczych problemów. W roku 1916 wezwano go do Krasnojarska na badania lekarskie, po których uznano go za niezdolnego do służby wojskowej ze względu na niesprawne od dzieciństwa lewe ramię. Był to uśmiech losu. Nie wysłano go już na mroźną północ, ale pozwolono odbyć resztę kary w pobliskim Aczinsku, położonym przy kolei transsyberyjskiej w odległości zaledwie czterech dni jazdy pociągiem ekspresowym od Piotrogrodu. Kiedy wybuchła rewolucja lutowa 1917 roku, car abdykował i utworzony został Rząd Tymczasowy. Stalin, wraz z innymi więźniami politycznymi, wysłał telegram z „braterskimi pozdrowieniami” do Lenina i udał się w podróż do stolicy, do której dotarł wraz z innymi 12 marca. Znalazłszy się znów w centrum wydarzeń, wraz z Kamieniewem, który również wrócił z zesłania, upomnieli się o swe prawa do przejęcia „Prawdy” oraz przywództwa partii bolszewickiej do czasu powrotu Lenina ze Szwajcarii, co nastąpiło trzy tygodnie później. V Zarówno przed Stalinem, jak i przed Hitlerem wojna stworzyła możliwość podjęcia działalności politycznej, która w innych warunkach dla żadnego z nich byłaby nie do pomyślenia Jednak wpływ wojny na ich życie osobiste był bardzo różny. Na pozór cztery lata, które Stalin spędził w arktycznej głuszy, były białą plamą. Z pewnością jednak wpłynęły one na jego rozwój wewnętrzny. Zesłaniec B. I. Iwanów, zaszokowany tym, że Stalin nie chciał pogodzić się ze Swierdłowem, pisał: „Dżugaszwili pozostał tak dumny jak zawsze, tak samo zamknięty w sobie z własnymi
myślami i planami”. W okresie zsyłki pogłębiły się takie cechy Stalina jak surowość, brak ludzkich odruchów i podejrzliwość, i tak już dla niego charakterystyczne. Lata te dowiodły także jego wyjątkowej samowystarczalności i zdolności do równoczesnego zawieszenia i podtrzymywania ambicji. Dla Hitlera natomiast wojna była - jak powiedział później - „największym ze wszystkich doświadczeń”. W czerwcu 1913 roku, kiedy Stalin jechał na zsyłkę za koło podbiegunowe, Hitler opuścił Wiedeń i przeniósł się do Monachium. Nie wydaje się, aby miały jakiś związek z rzeczywistością opowiadania, iż pragnął w ten sposób uniknąć służby w wojsku, wobec czego nie dopełnił obowiązku rejestracji. Nie robił tajemnicy ze swych planów i oświadczył przyjaciołom z Domu dla Mężczyzn, że będzie starać się o przyjęcie do Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. „Prawie od pierwszej chwili pisał w Mein Kampf - zacząłem kochać to miasto bardziej niż jakiekolwiek inne. »Niemieckie miasto!« - powiedziałem do siebie. Jakże różne od Wiednia [...] tego Babilonu ras”. Hitler we właściwym czasie zarejestrował się w policji w Monachium jako „malarz i pisarz”, ale nie zrobił nic, aby dostać się na Akademię. Nie wykorzystał również faktu, że Monachium było wówczas najbardziej ożywionym miastem w Niemczech przyciągającym artystów, intelektualistów, pisarzy i innych „wolnych strzelców”, buntujących się przeciwko staroświeckim konwencjom niemieckiej burżuazji i kół oficjalnych. Miasto, a zwłaszcza jego północna dzielnica Schwabing, było jednym z pierwszych ośrodków ruchu modernistycznego w sztuce, magnesem dla każdej formy eksperymentu i radykalizmu nie tylko intelektualnego i artystycznego, ale również politycznego, i to zarówno prawicowego, jak i lewicowego. A jednak Hitler, niedoszły artysta, trzymał się z daleka od tego całego fermentu, który przyjmował każdego, kto pragnął wziąć w nim udział. Prowadził jeszcze bardziej samotne życie niż w Wiedniu, nie rozmawiając właściwie z nikim poza członkami rodziny wynajmującej mu pokój, malując nadal widoki architektury w sztywnym, akademickim stylu i sprzedając je w handlu domokrążnym, aby uzyskać środki do życia. Resztę czasu spędzał na lekturze w bibliotekach lub w swym pokoju; czasami dawał się wciągać w gniewne kłótnie w kawiarniach. Jak wynika z jego własnych relacji, Hitler pogłębiał wiedzę na temat marksizmu, „tej destruktywnej nauki”, i jej związków z Żydami. Coraz bardziej krytycznie odnosił się do beztroski, z jaką traktowano w Niemczech stwarzane - jego zdaniem - przez Żydów zagrożenie. Równie krytycznie odnosił się do sojuszu Niemiec z cesarstwem habsburskim. W jego przekonaniu cesarstwo przestało być państwem niemieckim, stanowiąc jedynie ciężar, który może pociągnąć za sobą Niemcy w otchłań przyszłej wojny. Z tych podniosłych rozważań wytrąciło go i sprowadziło na ziemię aresztowanie za uchylanie się od służby wojskowej w Austrii. Otrzymał rozkaz niezwłocznego stawienia się do służby w Linzu. Przerażony, prosił o łaskę, zasłaniając się ubóstwem i brakiem znajomości prawa. Zrobił tak żałosne wrażenie na austriackim konsulu generalnym, że w końcu pozwolono mu zgłosić się do wojska w Salzburgu zamiast w
Linzu, a następnie uznano go za „nie nadającego się do pełnienia obowiązków bojowych i pomocniczych z powodu słabości fizycznej oraz niezdolnego do noszenia broni”. Jednakże sześć miesięcy później, po zabójstwie arcyksięcia Ferdynanda w Sarajewie, Hitler przyjął z entuzjazmem wiadomość, iż Niemcy i Austria wspólnie wypowiedziały wojnę Serbii i Rosji. Na słynnej fotografii (wykonanej przez Heinricha Hoffmanna, który później został jego oficjalnym fotografem) widać Hitlera stojącego w tłumie, który zebrał się na Odeonsplatz, aby radośnie powitać wypowiedzenie wojny. Wybuch wojny przyjęty został przez Hitlera jak i przez miliony innych ludzi, jak wyzwolenie z monotonii codziennej - a w wypadku Hitlera pozbawionej celu - egzystencji. W pierwszych dniach sierpnia 1914 roku nastąpiła bezprecedensowa eksplozja uczuć jedności narodowej, której nigdy nie zapomnieli ci, którzy jej doświadczyli, egzaltowanego patriotyzmu wyrażonego przez kajzera, kiedy powiedział tłumom na dziedzińcu pałacowym w Berlinie, że nie uznaje już dłużej partii czy ugrupowań, a jedynie „niemieckich braci”. Hitler nie tylko podzielał te ogólne nastroje, ale odczuwał radość wyzwolenia z tak długo doświadczanego poczucia klęski. „Dla mnie te godziny nadeszły jako wybawienie od cierpień dręczących mnie w czasach mojej młodości [...] Upadłem na kolana, aby podziękować Niebiosom za łaskę, iż pozwoliły mi dożyć takiego czasu”. Natychmiast zgłosił się na ochotnika do wojska i nie posiadał się z radości, kiedy dowiedział się, że armia niemiecka przyjmie go w swe szeregi. Po kilkumiesięcznym szkoleniu 16 Rezerwowy Pułk Piechoty Bawarskiej, do którego został przydzielony, wyruszył na front zachodni. Dotarł tam akurat na czas, aby wziąć udział w ciężkich walkach podczas pierwszej bitwy pod Ypres. Był to październik 1914 roku; Hitler miał pozostać na froncie lub w jego pobliżu przez dwa lata. Do Niemiec powrócił dopiero po odniesieniu rany w październiku 1916 roku. Aż do października 1917 roku nie można go było przekonać, aby wystąpił z wnioskiem o zwolnienie. Hitler był bez wątpienia dobrym żołnierzem i uczestnikiem wielu walk. Wziął udział w ponad trzydziestu starciach na froncie zachodnim w latach 1914-1918. Był łącznikiem pułkowym przenoszącym rozkazy, kiedy zawodziły inne środki łączności, co się często zdarzało. Było to niebezpieczne zadanie, ale odpowiadało mu, ponieważ mógł działać sam. Został ranny i wiele razy omal nie dostał się do niewoli. Za odwagę i zimną krew odznaczono go Krzyżem Żelaznym pierwszej klasy. Po bezpośrednim zetknięciu się z okropnościami wojny wielu jej uczestników straciło początkowy entuzjazm. Nie dotyczyło to Hitlera. Pozostał superpatriotą: nigdy nie skarżył się na niewygody i niebezpieczeństwa wykazywał przesadne poczucie obowiązku, wprawiając swych towarzyszy we wściekłość ciągłymi deklamacjami w stylu plakatów mobilizacyjnych. „Był wśród nas ten dziwak, który nie zgadzał się z nami, kiedy potępialiśmy wojnę”. Akceptowano go jako dobrego kompana, ale wciąż trzymał się z boku, odmawiając przyjęcia przepustek i nie wykazując zainteresowania kobietami ani też paleniem czy piciem. Każde ze
wspomnień o Hitlerze jako żołnierzu zawiera aluzję do czegoś dziwnego, co wiązało się z jego osobą. Niewątpliwie dlatego właśnie dosłużył się tylko stopnia kaprala. Jego przełożeni byli gotowi zarekomendować go do odznaczenia, ale uważali, że brakuje mu zdolności przywódczych i nie nadaje się nawet na podoficera. W świetle tych faktów może wydawać się paradoksalne, że Hitler cenił tak wysoko braterstwo życia na froncie. Jednakże, jak wskazuje Joachim Fest, Hitler znajdował w nim „ten rodzaj stosunków międzyludzkich, który odpowiadał jego naturze”. Przez całe życie okazywał się być niezdolny do nawiązywania bliskich osobistych stosunków przyjaźni. Wojenne kwatery i ziemianki dostarczały „ram społecznych, które korespondowały zarówno z jego mizantropijnym zamknięciem się w sobie, jak i równoczesnym dążeniem do kontaktu. W bezosobowości tych miejsc zawarty był styl życia Domu dla Mężczyzn” połączony z odczuciem, że jest się cząstką dużo większej całości - armii, narodu - która podporządkowywała sobie, ale równocześnie nadawała znaczenia wchłanianym przez siebie jednostkom ludzkim. Wiedeń pozwolił mu dostrzec niepokoje tych, którym groziła deklasacja. Wojna pozwoliła mu odkryć inne zjawisko: identyfikacji, a jeśli trzeba również i ofiary, jednostki na rzecz Volku, którą Hitler miał uczynić głównym elementem swego politycznego credo. Nie będąc już skazanym na bezcelowe samotne życie, które prowadził w Wiedniu i w Monachium, ochoczo podporządkował się dyscyplinie armii, rozkoszował się poczuciem bezpieczeństwa wynikającym z wchłonięcia go przez organizację obejmującą całe jego życie i wykonującą jedno tylko zadanie - niszczenie wrogów Niemiec. Wojna przekształciła młodzieńczy świat fantazji w rzeczywistość. Hitler odczuwał także dumę i radość; czuł się bohaterem „przygotowanym do śmierci za Ojczyznę”: „Jako chłopiec i młody mężczyzna często tęskniłem do okazji wykazania, iż mój narodowy entuzjazm nie był tylko gadaniem [...] Podobnie jak miliony innych czułem dumę i radość, że pozwolono mi przejść przez tę nieubłaganą próbę [...] Dla mnie, jak i dla każdego Niemca, rozpoczął się najwspanialszy i najbardziej niezapomniany okres życia”. Było to Fronterlebnis, jedyne w swoim rodzaju uczucie, które Hitler dzielił z innymi żołnierzami frontowymi (Frontkampfer), a które odegrało tak dużą rolę w utworzeniu partii nazistowskiej. Wojna dostarczyła mu jeszcze czegoś innego: praktycznego doświadczenia tej wiary w walkę, siłę i przemoc, którą Hitler zaczął już podnosić do rangi naczelnego prawa ludzkiego życia. Codzienny kontakt ze śmiercią i zniszczeniem w ich najbardziej odrażających formach nie tylko nie wywołały w nim uczucia wstrętu, ale umocniły jego poglądy i wywoływały w nim uczucie głębokiej satysfakcji. We wszystkim, co powiedział i napisał na temat wojny w Mein Kampf, w przemówieniach i rozmowach nigdy nie wyrażał odrazy, jaką odczuwała większość tych, którzy służyli w okopach, na widok przerażającego marnotrawienia milionów istnień ludzkich, niszczenia wszelkich form cywilizowanej egzystencji - miast, wsi, domów - i wszelkich śladów życia organicznego. Na to wszystko reagował poczuciem dumy, że oto wojenne doświadczenia
nie tylko uodporniły jego ciało, ale również wzmocniły jego wolę, że nie zawahał się, że on, żółtodziób, zmienił się w weterana, którego nic nie może zaszokować i który jest nieczuły na wszelkie prośby o litość. „Wojna - oświadczył - jest dla mężczyzny tym, czym jest urodzenie dziecka dla kobiety”. Była to w istocie deklaracja świadcząca o jego niezdolności rozróżnienia między życiem a śmiercią, ale również taka, która - jak wykazują niezliczone obrazy przemocy, nienawiści i zniszczenia zawarte w jego przemówieniach - miała większą siłę atrakcyjną niż większość ludzi była skłonna przez długi czas przyznać. Odmowy Hitlera skorzystania z przepustki, jego częste nawiązania do pierwszej wojny światowej jako najszczęśliwszych lat to pierwsze wyraźne dowody fascynacji destrukcją, która stała się jego główną namiętnością podczas drugiej wojny światowej, a po ataku na Rosję owładnęła nim całkowicie. Hitler nie mógł znieść życia z dala od frontu. W miarę jak wojna przedłużała się na drugi i trzeci rok, patriotyczna jedność i entuzjazm, które charakteryzowały jej początkowy okres, ustąpiły miejsca rozczarowaniu, skargom na braki, czarny rynek i odrodzenie się podziałów społecznych oraz politycznych. Wysłany na tyły w celu zaleczenia rany odniesionej zimą 1916-17 roku, Hitler potępiał napotkanych dekowników, spekulantów i uchylających się od poboru jako zdrajców. Nie mógł poznać Monachium i przekonał się, że nastroje w batalionie zapasowym były godne pogardy. Błagał o umożliwienie mu powrotu na front; jego pułk był - jak oświadczył - jego domem. Życzenie Hitlera zostało spełnione i w tym samym miesiącu, w którym Stalin wrócił do Piotrogrodu, czyli w marcu 1917 roku, znalazł się z powrotem we Flandrii, ogarnięty radością że przybył na czas, aby wziąć udział w wiosennej ofensywie. Podczas walk wokół Arras wiosną 1917 roku oraz podczas trzeciej bitwy pod Ypres latem tego roku pułk Hitlera poniósł ciężkie straty. Tych, którzy przeżyli, wysłano w sierpniu do Alzacji, aby odzyskali siły. Do końca tego roku ich udział w walkach był już symboliczny. Rok 1917 przyniósł siłom niemieckim dwa poważne bodźce: załamanie się Rosji i przełom dokonany przez wojska austriackie na froncie włoskim. Jednakże zima z roku 1917 na 1918 była surową próbą dla morale wszystkich walczących stron - w Niemczech wystąpiły dotkliwe braki żywności, a po apelu o strajk generalny zgromadziło się w styczniu w Berlinie 400 tysięcy robotników. Hitler wściekał się na ten „cios w plecy”, ale jego nadzieje odżyły w marcu 1918 roku, kiedy rewolucyjny rząd Rosji w końcu przyjął warunki podyktowane przez Niemców. Wobec zakończenia wojny na Wschodzie naczelne dowództwo armii niemieckiej skoncentrowało swe siły do militarnego rozstrzygnięcia na Zachodzie. Po niecałych trzech tygodniach od podpisania 21 marca 1918 roku traktatu brzeskiego Ludendorff dokonał serii ataków we Francji, które odrzuciły armię brytyjską i francuską i spowodowały, że żołnierze niemieccy znaleźli się w odległości 60 kilometrów od Paryża. Pułk Hitlera uczestniczył we wszystkich fazach trwającej cztery miesiące ofensywy niemieckiej: nad Sommą nad Aisne i nad Marną Jego duch bojowy nigdy nie był większy. Na początku lata żył w przeświadczeniu, że zwycięstwo jest bliskie, a 4 sierpnia odznaczony został
Krzyżem Żelaznym pierwszej klasy za „osobiste męstwo i ogólne zasługi”. Odznaczenie takie rzadko przyznawano kapralowi i Hitler nosił je z dumą do końca życia. Siły armii niemieckiej były jednak na wyczerpaniu. Brytyjski kontratak, który przerwał linie niemieckie pod Amiens 8 sierpnia Ludendorff miał później określić jako „czarny dzień niemieckiej armii”. Jednakże zmianę sytuacji, która nastąpiła w sierpniu i we wrześniu, oraz fakt, iż Naczelne Dowództwo poprosiło o warunki zawarcia pokoju, ukrywano przed narodem niemieckim. Ukrywano to również przed samą armią, która, chociaż cofała się, jednak czyniła to w sposób zorganizowany i kiedy wojna dobiegła końca, wciąż znajdowała się poza granicami Niemiec. Dopiero 2 października przywódcy partii zasiadających w Reichstagu zostali poinformowani, że bliskie jest nie zwycięstwo, lecz klęska. Dla większości Niemców szok nastąpił zbyt nagle, aby mogli w pełni zrozumieć, co się stało. Hitler przeżył szok podwójny ze względu na podniecenie, satysfakcję i poczucie wyzwolenia, jakie wywołała w nim wojna. Po długim okresie klęsk i rozczarowań wreszcie osiągnął świadomość celu i swej tożsamości jako żołnierza armii niemieckiej. Teraz, jak się wydawało, z dnia na dzień rozpadł się cały jego świat i legło w gruzach to wszystko, w co wierzył. W połowie października Hitler znalazł się w strefie brytyjskiego ataku gazowego. Leżał w szpitalu w Pasewalku, częściowo oślepiony, kiedy napłynęły wiadomości najpierw o buncie marynarzy niemieckiej marynarki wojennej, później o utworzeniu rad robotniczych i żołnierskich i o otwartym powstaniu. Wreszcie 10 listopada Hitler dowiedział się, że kajzer abdykował, proklamowano republikę oraz że następnego dnia nowy rząd przyjmie warunki zawieszenia broni podyktowane przez aliantów. Opisując później uczucia które nim wówczas owładnęły, Hitler utrzymywał, że właśnie w szpitalu w Pasewalku postanowił zająć się polityką i poświęcić się walce o odwrócenie klęski Niemiec. W rzeczywistości podjęcie tej decyzji zajęło mu większą część następnego roku, podczas którego żył z dnia na dzień, bez wyraźnych pomysłów na przyszłość, zanim zwrócił się w stronę polityki i znalazł ujście dla uśpionej od tak dawna energii. Niewątpliwie jednak szok spowodowany klęską oraz późniejsze doświadczenia z okresu rewolucji przyczyniły się ostatecznie do skrystalizowania jego poglądów i podjęcia ostatecznej decyzji.
ROZDZIAŁ TRZECI
Rewolucja październikowa Pucz listopadowy Stalin: 1917-1918 (wiek 37-38 lat) Hitler: 1918-1923 (wiek 29-34 lata) I
Wybuch rewolucji lutowej 1917 roku, podobnie jak rewolucji 1905 roki zaskoczył rosyjskich rewolucjonistów. Zaledwie kilka tygodni wcześniej Trocki rozczarowany rozwojem sytuacji w Europie, przeniósł się do Stanów Zjednoczonych, w styczniu zaś Lenin powiedział grupie młodych socjalistów w Zurychu: „My ze starszego pokolenia możemy nie dożyć decydujących bitew zbliżającej się rewolucji”. Luty 1917 roku był kolejną spontaniczną rewoltą mas przywiedzionych do rozpaczy klęską i utratą prawie 2 milionów mężczyzn podczas bezskutecznej wojny, a także głodem i załamaniem się porządki społecznego. Rewolucja czerpała siły z narodu rosyjskiego, ze zbuntowanych żołnierzy domagających się zakończenia wojny, z robotników fabrycznych żądających chleba i poprawy warunków pracy oraz z chłopów domagających się ziemi. Podobnie jak w 1905 roku tę nagromadzoną energię wyzwolił nie rewolucyjny spisek, ale wydany żołnierzom w Piotrogrodzie rozkaz otwarcia ognia do demonstrantów, który tym razem doprowadził do wybuchu buntu wśród żołnierzy. Bunt szybko rozszerzył się na cały stołeczny garnizon i rząd nie był w stanie opanować sytuacji. W zamęcie, jaki nastąpił później, tymczasowo przejęły władzę dwa samozwańcze ośrodki. Jednym z nich była Rada (Sowiet) Piotrogrodzka, sformowana według wzoru z 1905 roku, ale tym razem złożona z delegatów zarówno robotniczych, jak i żołnierskich. Komitet wykonawczy tej Rady podjął działania zmierzające do zorganizowania dostaw żywności i powołania milicji robotniczej, która zastąpiłaby policję. Drugim ośrodkiem władzy był Tymczasowy Komitet Dumy. Reżim carski, który utrzymywał się przez trzysta lat, nie został obalony, ale załamał się z dnia na dzień. Car abdykował i nie można było znaleźć następcy, co spowodowało wytworzenie się próżni politycznej, w której naród rosyjski, po raz pierwszy w swej historii, korzystał z wolności, tylko w nieznacznym stopniu ograniczanej przez niepewną i podzieloną władzę Komitetu Tymczasowego i Rady Piotrogrodzkiej. Oba te ośrodki pośpiesznie zawarły porozumienie o utworzeniu Rządu Tymczasowego. Program tego rządu obiecywał natychmiastową amnestię oraz wprowadzenie wolności słowa, stowarzyszeń i innych swobód
demokratycznych, a także zorganizowanie powszechnych, bezpośrednich wyborów do zgromadzenia konstytucyjnego, które opracowałoby demokratyczną konstytucję dla Rosji. Partie socjalistyczne, tzn. eserowcy oraz dwie marksistowskie partie socjaldemokratyczne, mienszewicy i bolszewicy, odmówiły udziału w tym rządzie, uważając, że muszą zachować swobodę działania, aby stanowczo domagać się od nowych władz realizacji demokratycznego programu oraz rozpoczęcia negocjacji pokojowych. W praktyce oznaczało to, że Rząd Tymczasowy mógł zapewnić realizację własnych poleceń tylko za zgodą Sowietu, ponieważ to właśnie delegaci robotniczy i żołnierscy kontrolowali najbardziej newralgiczne ogniwa władzy, takie jak wojsko, kolej i sieć telegraficzną. Jednocześnie Rada Piotrogrodzka nie miała żadnych zahamowań przed wydawaniem własnych rozkazów. Tego samego dnia, w którym zgodziła się na utworzenie Rządu Tymczasowego, Rada wydała, bez konsultacji, rozkaz nr l, upoważniający pochodzące z wyboru komitety żołnierskie w koszarach Piotrogrodu do wydawania broni i znoszący tradycyjne formy dyscypliny wojskowej. Niezależnie od tego, czy było to zamierzone, czy nie, zjawiska te rozszerzyły się na całą armię i w znacznym stopniu przyczyniły się do rozkładu sił rosyjskich na froncie wojny z Niemcami. Partie rewolucyjne były w równej mierze podzielone, jak zaskoczone podzielone w kwestii stanowiska wobec Rządu Tymczasowego, wobec Sowietów powstających w całym kraju, wobec negocjacji pokojowych i wobec zjednoczenia sił radykalnych. To zamieszanie na szczycie, brak jednego ośrodka władzy przy anarchii panującej w kraju i wciąż trwającej wojnie utrzymywały się aż do jesieni. Wbrew później tworzonym legendom bolszewicy odegrali tylko marginesową rolę w rozwoju rewolucji przed sierpniem 1917 roku. Na krótko przed wydarzeniami lutowymi liczba członków ich partii wynosiła mniej niż 25 tysięcy i chociaż szybko wzrosła, to jednak cieszyli się znacznie mniejszym poparciem niż ich rywale - mienszewicy i socjaliścirewolucjoniści, dwie partie, które dominowały w Sowietach. A jednak była różnica między sytuacją bolszewików w 1905 roku, kiedy odegrali podobnie marginesową rolę, a w roku 1917. Różnica polegała na przekonaniu Lenina, że tym razem wie, jak opanować rewolucyjną falę i zapobiec jej wsiąknięciu w piasek. Ani Lenin i bolszewicy, ani inne partie socjalistyczne nie „zrobiły” tej rewolucji; nie stworzyły skarg chłopów domagających się ziemi, późniejszego niezadowolenia robotników z ich wyzysku czy zmęczenia wojną zarówno armii, jak i narodu. Ale tam, gdzie inne partie nie zdołały odpowiedzieć zdecydowanie na niezadowolenie mas, Lenin wykazał genialne zdolności wynajdywania sloganów - pokoju, ziemi, chleba, kontroli robotniczej - „w celu skatalizowania skarg w energię rewolucyjną”. Lenin jednakże przebywał wciąż za granicą zirytowany swoją przymusową bezczynnością oddzielony od Rosji wojną na froncie wschodnim. Dopiero kiedy Niemcy (w nadziei osłabienia woli walki wśród Rosjan) zgodzili się umożliwić jemu i innym rewolucjonistom przejazd
przez swój kraj do neutralnej Szwecji, przywódca bolszewików dotarł w końcu 3 kwietnia na Dworzec Fiński w Piotrogrodzie. Okazało się wówczas, że jego propozycje są takim samym zaskoczeniem dla jego własnej partii, jak i dla innych, ale sześć miesięcy późnię miały się okazać kluczem do przekształcenia sytuacji rewolucyjnej w rewolucję. Stalin przybył do Piotrogrodu z Syberii trzy tygodnie przed Leninem i zatrzymał się u Alliłujewów. Siergiej Alliłujew, który powrócił z Kaukazu mieszkał teraz z żoną i córką w stołecznej dzielnicy Wyborg. Ich dom stał się bazą Stalina w okresie rewolucji, a przez kilka dni również kryjówką Lenina. Udział Stalina w wydarzeniach roku 1917 nie był ani tak wybitny, jak przedstawiano to później w oficjalnych opracowaniach, ani tak nieistotny, jak twierdził Trocki i inni jego wrogowie. Razem ze Stalinem wrócili z Syberii dwaj inni czołowi członkowie partii, Muranow i Kamieniew, i wszyscy trzej od razu zażądali dla siebie miejsc w Biurze Rosyjskim Komitetu Centralnego partii bolszewickiej, przejęcia wydawania „Prawdy” i wejścia jako przedstawicieli bolszewików do komitetu wykonawczego Rady Piotrogrodzkiej. Lew Kamieniew, trzydziestoczteroletni syn inżyniera kolejnictwa krótko studiował na uniwersytecie moskiewskim, zanim poświęcił się całkowicie pracy rewolucyjnej. Ostatnie trzy lata spędził na zesłaniu na Syberii i wkrótce po powrocie do Moskwy nawiązał współpracę z Zinowiewem, która trwała aż do wyrzucenia ich z partii przez Stalina w końcu lat dwudziestych i skazania na śmierć w 1936 roku podczas dokonywanej przez Stalina czystki starych bolszewików. Kamieniew w opisywanym okresie zajmował już inne niż Lenin stanowisko, opowiadając się za koniecznością walki w obronie Rosji podczas wojny w przeciwieństwie do leninowskiego „rewolucyjnego defetyzmu”, i na krótko przed powrotem Lenina w kwietniu 1917 roku wystąpił z poparciem dla Rządu Tymczasowego oraz opowiedział się za zjednoczeniem z mienszewikami w ramach jednej partii. Stalin, jak się wydawało, nie miał skonkretyzowanych własnych poglądów. Poszedł śladem Kamieniewa w sprawie zjednoczenia z mienszewikami w artykułach, które napisał dla „Prawdy”, i w dwóch przemówieniach wygłoszonych na ogólnorosyjskiej konferencji partii bolszewików, obradującej w Piotrogrodzie między 27 marca i 4 kwietnia. Z wysyłanych do „Prawdy” przez Lenina Listów z oddali wynikało jasno, że ich poglądy były jaskrawo sprzeczne. Ale Stalin, ignorując te sprzeczności, podejmował działania zmierzające do uzyskania od konferencji partii jednomyślności w kwestii podjęcia wstępnych rozmów między bolszewikami i mienszewikami i został wybrany na jednego z czterech członków komitetu, mającego prowadzić te rozmowy. Lenin nie zwlekał z jasnym wyrażeniem swego sprzeciwu. Jeszcze zanim wysiadł z pociągu wjeżdżającego na Dworzec Fiński, zaatakował ugodowość linii Kamieniewa i Stalina: „Co ma znaczyć to, co wypisujecie w »Prawdzie«? Widzieliśmy kilka numerów i naprawdę przeklinaliśmy was”. Dziesięć Tez kwietniowych, które Lenin przedstawił konferencji partii
przed jej rozpadem, wykluczało jakąkolwiek myśl o zjednoczeniu się z mienszewikami czy poparciu dla Rządu Tymczasowego. Wyrzucając na śmietnik tradycyjny marksistowski pogląd, że między rewolucją demokratyczno-burżazyjną i socjalistyczno-proletariacką musi upłynąć długi czas, Lenin utrzymywał, że natychmiast winno nastąpić przejście do fazy socjalistycznej. Wypowiedział się przeciwko wojnie i wzywał do utworzenia nie republiki parlamentarnej, ale do „republiki Rad Robotniczych, Żołnierskich i Chłopskich deputowanych w całym kraju [...] zniesienia policji, armii, biurokracji [...] wprowadzenia zasady wybieralności i możliwości odwoływania wszystkich urzędników [...] konfiskaty całej ziemi obszarniczej, nacjonalizacji wszystkich ziem, podporządkowania ich kontroli lokalnych Sowietów [...] natychmiastowego połączenia wszystkich banków w jeden bank narodowy, pozostający pod nadzorem Sowietów. [...] zmiany programu partii [...] zmiany nazwy partii [...] i odbudowy Międzynarodówki Socjalistycznej”. Śmiałość Lenina, polegająca na rezygnacji z wszelkich prób dopasowania wydarzeń lub planów do przyjętych już marksistowskich schematów, zaszokowała i jeszcze bardziej podzieliła jego partię. Większość pozostałych przywódców bolszewickich nie zgadzała się z nim, a niektórzy, jak np. Kamieniew i Zinowiew, pozostawali w opozycji aż do okresu bezpośrednio poprzedzającego powstanie październikowe, a nawet jeszcze później. Jednakże hasła Lenina były zgodne z wyraźnie sformułowanym przez niego kierunkiem, zmierzającym do jak najszybszego przejęcia władzy i przemawiały do szeregowych członków partii, robotników fabrycznych i żołnierzy, których niecierpliwiło skupienie się intelektualistów na zagadnieniach teoretycznych. Lenin nie wierzył, że uda się przejąć władzę od razu. Bolszewicy muszą starać się uzyskać większość w Sowietach, ale będzie to tylko środek do osiągnięcia tego jednego, najważniejszego celu. Zawsze też należy wykorzystywać wszelkie okazje przybliżające jego realizację. Stalin nie różnił się od innych, oceniając, że Tezy kwietniowe są zbyt radykalne, aby je przyjąć, a nawet aby je od razu zrozumieć. Wypowiedział się przeciwko nim na spotkaniu członków Rosyjskiego Biura bolszewików 6 kwietnia a kiedy zostały opublikowane w „Prawdzie” (której był wciąż współredaktorem), opatrzono je notą od wydawcy, iż wyrażają osobiste poglądy Lenina a nie poglądy partii. A jednak jeszcze przed rozpoczęciem obrad VII Konferencji partii bolszewickiej 24 kwietnia Stalin zaakceptował stanowisko Lenina. W tym okresie dzielił z nim jedno biuro i ściśle z nim współpracował przy redagowaniu „Prawdy”. Gotowość zrozumienia i przyjęcia punktu widzenia starszego towarzysza, którą wykazał Stalin, przywróciła klimat zaufania zrodzony między nimi w 1912 roku. Lenin zademonstrował ten fakt podczas konferencji, na której 150 delegatów reprezentowało liczącą już 80 tysięcy członków partię, powierzając Stalinowi obronę swego stanowiska w dwóch sprawach, w stosunku do których istniała najsilniejsza opozycja - Tez kwietniowych i kwestii narodowościowej. W zamian za to zarekomendował Stalina jako kandydata na jednego z czterech członków Komisji Organizacyjnej Komitetu Centralnego.
Lenin budował własny zespół i dostrzegał już, że Stalin będzie miał w nim miejsce. Rekomendując go uczestnikom konferencji wskazał na tę cechę jego charakteru, którą sam najwyżej cenił - „dobry wykonawca wszystkich odpowiedzialnych zadań”. Nie twórca polityki, nie intelektualista obdarzony umiejętnością mobilizowania mas jak Trocki ani przewodzenia partii jak Lenin, ale człowiek, któremu można powierzyć zadanie i ufać, że będzie wykonane. Szorstki, wciąż jeszcze niedoświadczony, ale przejawiający gotowość uczenia się (przynajmniej od Lenina, a to tylko Lenina interesowało) oraz instynktownie dążący do władzy. Zadania, których wykonanie powierzono Stalinowi w maju i czerwcu, potwierdzały tę charakterystykę: kilka przemówień czy artykułów w „Prawdzie”, żadnego udziału w przewlekłych negocjacjach, podczas których Lenin przekonał Trockiego i jego grupę do przyłączenia się do partii, za to wiele cennych zakulisowych zabiegów w celu zorganizowania i przeprowadzenia rozmów z różnymi grupami opozycyjnymi w tym okresie stałego napięcia i zamętu. Jednym z najważniejszych zadań Stalina było organizowanie demonstracji antywojennych żołnierzy i robotników. Wojna wciąż stanowiła poważny problem. Liberałowie w Dumie, którzy dysponowali większością w Rządzie Tymczasowym, starali się zapewnić sojuszników Rosji, że będą ją prowadzić dalej. W maju 1917 roku rząd został rozszerzony poprzez włączenie do jego składu kilku mienszewików, a członek partii socjalistów-rewolucjonistów, Kiereński, został ministrem wojny i odwiedził oddziały na froncie, starając się wzniecić tego samego ducha patriotyzmu, który inspirował armie rewolucji francuskiej. Ale demoralizacja armii posunęła się zbyt daleko, aby dało się ją opanować. Dla chłopów, którzy tworzyli jej szeregi, rewolucja oznaczała ziemię i tylko nieliczni z nich byli skłonni ryzykować, iż zostaną wyprzedzeni przez sąsiadów przy jej podziale. Oceniano, że z armii zdezerterował ponad milion osób i liczba ta stale rosła, w miarę jak żołnierze powracali do swych chłopskich korzeni. Niemcy, szybko zorientowawszy się, iż posiadają przewagę, zarządzili wstrzymanie ataków na froncie wschodnim i zachęcali do bratania się. W przeciwieństwie do innych partii, w których występowały wahania i podziały, bolszewicy, przyjmując linię Lenina, nalegali, aby naród rosyjski przedłożył w obecnej sytuacji rewolucję nad wojnę. Demonstracja zorganizowana przez Stalina 18 czerwca zgromadziła na ulicach kilkaset tysięcy osób, a na przytłaczającej większości transparentów widniały bolszewickie slogany. Był to triumf bolszewików nad ich rywalami, którzy od razu oskarżyli Lenina o planowanie zamachu stanu. Stalin uzyskał znaczne wpływy w bolszewickich Organizacjach Wojskowych (OW), a ich Ogólnorosyjska Konferencja obradująca w stolicy przyczyniła się, w dużej mierze dzięki działaniom ponad setki doświadczonych i energicznych agitatorów, do opanowania przez partię czerwcowej demonstracji. W jej następstwie w szeregach OW wzmogły się żądania obalenia Rządu Tymczasowego i przekazania władzy Sowietom. Spotkały się one z poparciem żołnierzy, którym w razie kontynuowania wojny groził powrót na front. Miały też poparcie zbrojnego kontyngentu
wojowniczych marynarzy z Kronsztadu. Lenin jednakże po pewnych wahaniach uznał, że planowany zamach stanu może się nie powieść, i 4 lipca wezwał do odwrotu zamiast do ataku, właśnie wtedy kiedy Rząd Tymczasowy, przy poparciu mienszewików i eserowców, wchodzących w skład Komitetu Wykonawczego Piotrogrodzkiego Sowietu, mobilizował siły w celu zduszenia przygotowywanego przez bolszewików powstania. Bolszewicy byli wówczas prawie całkowicie izolowani i próba realizacji planów Lenina wiązała się z bardzo poważnym ryzykiem. Stalin tkwił w głównym nurcie wydarzeń. Wykorzystując kontakty z żołnierzami i marynarzami o probolszewickim nastawieniu z jednej strony i z władzami wykonawczymi Sowietu z drugiej, dążył do uniknięcia przelewu krwi i zmniejszenia strat partii w tej przegranej próbie sił. Był w stanie wyświadczyć Leninowi osobistą przysługę - przekonał władze wykonawcze Sowietu, aby nie popierały prowadzonej przez Rząd Tymczasowy kampanii prasowej przeciwko Leninowi, w której zarzucano mu, iż przyjął pomoc finansową od niemieckiego Sztabu Generalnego i działał jako niemiecki agent. Oskarżenie to można było bez trudu uznać za prawdopodobne, ponieważ Lenin przybył do Piotrogrodu dzięki uzgodnieniom z niemieckimi władzami wojskowymi. Po raz drugi Stalin udzielił pomocy Leninowi, kiedy Rząd Tymczasowy wydał nakaz jego aresztowania, znajdując mu kryjówkę w domu Alliłujewów przed zorganizowaniem ucieczki do Finlandii. Nic bardziej nie umocniło zaufania Lenina do Stalina i do jego praktycznych umiejętności niż sposób, w jaki udzielał mu pomocy w okresie kryzysu, który mógł zniszczyć jego karierę. Wydarzenia z początku lipca były dotkliwym ciosem dla bolszewików; w ich konsekwencji Lenin i Zinowiew musieli się ukrywać, Kamieniew i Trocki znaleźli się w więzieniu i tylko Stalin oraz Swierdłow pozostali, aby zachować całość partii. Jednakże Lenin już od 10 lipca, kiedy opublikował swój artykuł O ostatnich wydarzeniach politycznych, utrzymywał, że wrogie działania podjęte przez Rząd Tymczasowy i popierane przez Sowiety ostatecznie wyjaśniły sytuację, wskazując jednoznacznie kurs, jaki powinni obecnie obrać bolszewicy. Lenin argumentował, że wszelkie nadzieje na pokojowy rozwój sytuacji zostały zniweczone; Rosja jest rządzona przez dyktaturę kontrrewolucyjnej burżuazji, popieraną przez większość mienszewików i eserowców, którzy „zdradzili rewolucję”. Bolszewicy muszą zrezygnować z hasła „władza dla Rad” i przygotowywać się do zbrojnego powstania opartego na robotnikach i ubogim chłopstwie. Podobnie jak poprzednio Stalin potrzebował nieco czasu, aby przystosować się do tego kolejnego zwrotu w myśleniu Lenina. Dopiero podczas zakończenia VI Zjazdu partii bolszewickiej (26 lipca - 3 sierpnia), na którym wygłosił zarówno referat wprowadzający, jak i końcowy, opowiedział się jednoznacznie za linią obraną przez Lenina i przekonał do niej uczestników zjazdu. W tym czasie partia bolszewicka potroiła już liczbę swych członków, osiągając 240 tysięcy. Jednakże w sierpniu i wrześniu Stalin znalazł się na dalszym planie. Raz jeszcze zbyt późno zrozumiał znaczenie kłótni między Kiereńskim, młodym prawnikiem i ministrem wojny, który został w lipcu szefem
zreformowanego Rządu Tymczasowego, i generałem Korniłowem, którego Kiereński mianował naczelnym dowódcą armii. Koła konserwatywne przekonały Korniłowa, że powinien podjąć interwencję w celu położenia kresu rewolucji i przywrócenia porządku. Próba ta zakończyła się jednak fiaskiem - żołnierze, którym wydał rozkaz marszu na Piotrogród, zdezerterowali, zanim dotarli do stolicy. Incydent ten doprowadził do wycofania się mienszewików z Rządu Tymczasowego i rozpadu koalicji, a jednocześnie realna groźba kontrrewolucji spowodowała radykalną zmianę nastawienia klasy robotniczej, która gotowa była teraz poprzeć rząd złożony wyłącznie z socjalistów. Lenin od razu uznał tę zmianę sytuacji politycznej za okazję do zdobycia władzy przez bolszewików i do 10 października Stalin z większością Komitetu Centralnego gotów był głosować za zbrojnym powstaniem. Jednakże ku swemu bolesnemu rozczarowaniu przekonał się, że w późniejszych wydarzeniach październikowych jego własne zasługi zostały przyćmione przez błyskawicznie wschodzącą gwiazdę Trockiego. Lew Bronstein, syn wolnego zrusyfikowanego żydowskiego chłopa, który osiedlił się na ukraińskim stepie, już w szkole w Odessie wyróżniał się błyskotliwą inteligencją oraz uzdolnieniami literackimi i językowymi. Podobnie jak wielu innych rosyjskich rewolucjonistów został wciągnięty do działalności podziemnej jeszcze jako student i przed ukończeniem dwudziestu lat skazano go na karę więzienia i na zesłanie. Pseudonim „Trocki” obrał uciekając ze sfałszowanym paszportem; za granicą przyłączył się do skupionej wokół Lenina grupy „Iskry”. Jego działalność jako przewodniczącego Rady (Sowietu) Sankt Petersburga w 1905 roku zapewniła mu sławę czołowego rewolucyjnego mówcy. Po roku 1905 był wśród rosyjskich emigrantów postacią sławną, ale wyróżniającą się indywidualizmem - szedł własną drogą, gotów do sporów zarówno z Leninem, jak i z mienszewikami - wykazującym tę samą wirtuozerię w swych pismach, jak wcześniej w przemówieniach. W sierpniu 1917 roku Lenin zdołał przekonać Trockiego, aby wstąpił do partii bolszewickiej. Trocki rychło dowiódł, że jego talenty jako organizatora dorównują walorom intelektualnym, tworząc z Komitetu Wojskowo-Rewolucyjnego Piotrogrodzkiego Sowietu, który zdominował, ośrodek przygotowań do powstania. Stalin miał wiele okazji, by przyłączyć się do jego działań, ale nie zdał sobie na czas sprawy ze znaczenia komitetu. Nie zjawił się też na posiedzeniu Komitetu Centralnego rankiem 24 października, na którym dokonano ostatecznego podziału zadań, i w konsekwencji został pozostawiony z boku, kiedy następnego dnia podjęto decydującą akcję. Niespodziewanie rewolucji dokonano w czasie krótszym niż 48 godzin i z minimalnym przelewem krwi. Z sił, na które bolszewicy mogli liczyć, najpewniejsza była robotnicza Czerwona Gwardia, łącznie około 20 tysięcy członków, oraz marynarze z bazy w Kronsztadzie i z Floty Bałtyckiej. Garnizon piotrogrodzki był niepewny i właśnie Trocki bezpośrednim apelem przeciągnął go na stronę bolszewików, niwecząc nadzieje Kiereński ego i Rządu Tymczasowego na zdławienie powstania. Ustaliwszy linię polityczną, Lenin nie brał prawie wcale udziału w jej
realizacji. W ostatniej chwili opuścił kryjówkę i w przebraniu dostał się do kwatery Trockiego w Instytucie Smolnym na krótko przed północą 24 października. O drugiej nad ranem 25 października Trocki wyciągnął zegarek i powiedział: „Zaczęło się”. Lenin odrzekł na to: „Od bycia ściganym do najwyższej władzy, to zbyt wiele!” Do godziny trzeciej nad ranem 26 października Kamieniew mógł poinformować uczestników nowo wybranego II Ogólnorosyjskiego Zjazdu Sowietów, że Pałac Zimowy został zdobyty, a członkowie Rządu Tymczasowego aresztowani. Jak zauważył później sam Trocki, „ostateczny akt wydawał się zbyt krótki, zbyt suchy - w jakiejś mierze nie korespondujący z historyczną skalą wydarzeń”. Nie było jednak wątpliwości co do entuzjazmu, z jakim powitano Lenina, kiedy pojawił się, aby przedstawić nowy rząd Zjazdowi Sowietów, na którym po raz pierwszy bolszewicy mieli większość. Mienszewicy i niektórzy eserowcy wycofali się, protestując w ten sposób przeciwko objęciu władzy przez bolszewików. Trocki skomentował to następująco: „Odegraliście już swoją rolę. Idźcie tam, gdzie jest wasze miejsce: na śmietnik historii”. Ci, którzy pozostali, uczestniczyli w uchwaleniu dekretu o pokoju, zapowiadającego niezwłoczne zawieszenie broni i zawarcie pokoju, oraz dekretu o ziemi, przewidującego wywłaszczenie bez odszkodowania wszystkich ziem obszarniczych i kościelnych i przekazanie jej chłopom do podziału. Te dwa dokumenty - o pokoju i ziemi - miały zyskać nowemu rządowi maksymalne poparcie. II Istnieją trzy powody, dla których rok 1917 jest kluczem do zrozumienia psychiki Stalina. Po pierwsze fakt, iż nie zdołał odegrać w tych wydarzeniach czołowej roli, o której marzył, wywołał u niego głęboki i trwały uraz. Skoro tylko uzyskał odpowiednie możliwości, to znaczy od końca 1929 roku, podjął energiczne działania, aby go uleczyć. Zmieniano lub utajniano źródła historyczne, niszczono lub cenzurowano pamiętniki, wywierano naciski na historyków, „dworskich” malarzy i reżyserów filmowych, aby tworzyli „zrewidowaną” wersję najważniejszych wydarzeń w historii Związku Radzieckiego. Wystarczy jeden przykład. Przywódcy bolszewików, którzy byli już w Piotrogrodzie, wyruszyli na spotkanie pociągu Lenina zanim wjechał on na Dworzec Fiński. Odrzucając ich powitanie, Lenin właśnie wówczas wybuchnął, gwałtownie krytykując ich linię polityczną. Stalina najwidoczniej nie było w tej grupie; nikt też nie zwrócił uwagi na jego obecność czy nieobecność. W oficjalnej biografii Stalina, wydanej w 1940 roku, zdarzenie to przedstawiono następująco: „3 kwietnia Stalin udał się do Bieło Ostrowa aby spotkać Lenina. Z wielką radością dwaj przywódcy rewolucji, dwaj przywódcy bolszewizmu, spotkali się po długiej rozłące. Obaj mieli właśnie rozpocząć walkę o dyktaturę klasy robotniczej, przewodzić walce rewolucyjnego ludu Rosji. Podczas podróży do Piotrogrodu Stalin poinformował Lenina o stanie spraw partii i o postępie rewolucji”.
Postać Trockiego, który niewątpliwie odgrywał rolę ustępującą jedynie roli Lenina - a pierwszoplanową w rzeczywistym przejęciu władzy - została usunięta i zastąpiona postacią Stalina. Lenin pozostał wielkim przywódcą który powrócił do Rosji z zagranicy; Stalina wyniesiono na ten sam poziom jako przywódcę, który nigdy nie opuścił Rosji i powitał Lenina w chwili jego powrotu. Chociaż Stalin starał się zataić ten fakt pod przykrywką skromności, to jednak takich zmian nigdy by nie dokonano, jeśli nie wydałby odpowiednich instrukcji. Mały one na celu wzmocnienie jego kultu, który był równie niezbędny dla reżimu jak „mit Hitlera” dla Trzeciej Rzeszy. Jednakże takie wyjaśnienie byłoby zbyt proste. Należy raczej sądzić, iż „dowody”, że odgrywał w roku 1917 podobnie imponującą rolę jak Lenin, były równie niezbędne jego własnemu wyobrażeniu o sobie, jak i jego publicznemu wizerunkowi, równie konieczne politycznie, jak psychologicznie. Ci, którzy najbliżej z nim współpracowali, przekonywali się, że każdy, kto ośmielał się kwestionować jego wersję czy nawet uchylał się od podkreślenia swego przekonania do niej, mógł zapłacić życiem. Jak się okazało, wśród „skreślonych” podczas czystek z lat trzydziestych było zaskakująco dużo tych uczestników wydarzeń z roku 1917, którzy zachowali odmienne wspomnienia, a niekiedy nawet je opublikowali. Drugą konsekwencją klęski poniesionej w roku 1917 było zrodzenie się w psychice Stalina potrzeby - niezależnie od motywacji politycznych, gospodarczych i taktycznych - dokonania własnej rewolucji dorównującej rewolucji Lenina. Doprowadziło to do jeszcze drastyczniejszych niż sama rewolucja październikowa wydarzeń z lat 1929-1933, kiedy to dokonano industrializacji Rosji i kolektywizacji jej rolnictwa przy użyciu siły. Była to „druga rewolucja”, bez której - jak mógł twierdzić Stalin - ta z 1917 roku okazałaby się niepełna, pozbawiona perspektyw na przyszłość. Oba te czynniki miały konsekwencje w przyszłości. Trzecia przyczyna, dla której rok 1917 był tak ważny dla Stalina wiąże się bezpośrednio z okresem lat 1917-1921. Nie chodzi tu o wkład Stalina w dzieło rewolucji, który nie był pod żadnym względem decydujący, ale odwrotnie: o decydujący wkład, jaki rewolucja wniosła do jego rozwoju. Po czterech jałowych latach spędzonych na zesłaniu Stalin miał okazję poprzez własne doświadczenia przekonać się, co to znaczy znaleźć się w centrum wielkiego rewolucyjnego wydarzenia i ściśle współpracować z jednym z wybitnych - wielu powiedziałoby: najwybitniejszym -współczesnych rewolucyjnych przywódców. Stalin miał nad Trockim tę przewagę, że szybko się uczył. Zademonstrował tę cechę na przykład po niezrozumieniu znaczenia obu dokonanych przez Lenina zwrotów politycznych w kwietniu i lipcu, przyswajając i wchłaniając je po pewnym czasie. Była to zaleta, którą Lenin mógł docenić i wykorzystać. Wystarczyła aby zapewnić Stalinowi miejsce w Radzie Komisarzy Ludowych (w skrócie: Sownarkom), jak nazwano gabinet nowego rządu, a nawet w ścisłym gabinecie złożonym z trzech bolszewików (Lenin, Trocki, Stalin) i dwóch członków lewego skrzydła socjalistów-rewolucjonistów. Oznaczało to ścisłą współpracę z Leninem, a właśnie w takich warunkach - jak okazało się już w okresie
kwiecień-lipiec - Stalin uczył się najchętniej. Niewątpliwie podziwiając Lenina Stalin musiał zadawać sobie pytanie, czym wyróżniał się on jako przywódca. To nie tylko inteligencja i siła argumentacji zapewniały mu niezagrożone panowanie w partii. Bez wątpienia nie był to dar dalekowzroczności czy bezbłędnej oceny sytuacji, ponieważ Lenin wielokrotnie nie był w stanie poprawnie przewidzieć dalszego rozwoju wydarzeń. Nie przewidział np. wybuchu rewolucji w Rosji w 1917 roku, całkowicie błędnie ocenił szansę rewolucji europejskiej, która w jego rachubach miała uratować rewolucję rosyjską, i nigdy nie zdał sobie sprawy z konsekwencji, jakie dla Rosji i socjalizmu wynikną z metod, których użył, aby dokonać swej rewolucji. Nie, cechy Lenina, które wywarły największe wrażenie na Stalinie, to jego poświęcenie się jednemu tylko celowi i siła koncentracji; jego zdolność dostrzegania i wykorzystywania okazji, a następnie wykorzystywania wszystkiego, łącznie z własnymi błędami, do osiągnięcia swego celu; jego niezachwiane przekonanie, że ma rację, i towarzysząca mu wola osiągnięcia sukcesu, zdecydowanie, aby nie być stroną przegraną. Kiedy Lenin przybył w kwietniu 1917 roku na Dworzec Fiński, właśnie jego jasność umysłu, silna motywacja i całkowite zaangażowanie, tak kontrastujące z zamętem i sprzecznymi radami innych, doprowadziły do zwrotu w partii i umożliwiły jej, mimo wszelkich przeciwności, zdobycie władzy. Jednak wcześniej Lenin nie zadawał sobie zbyt często pytania, jak możliwe będzie przejście od kapitalizmu do socjalizmu w kraju tak zacofanym jak Rosja. Powtarzał powiedzenie Napoleona: „Trzeba zaczynać - a później się zobaczy!” (Ons’engage - etpuis on voit!) Kiedy spotkał się z uczestnikami Zjazdu Sowietów nazajutrz po powstaniu, oświadczył: „Będziemy teraz przechodzić do budowy socjalistycznego porządku”, tak jakby była to po prostu kwestia opracowania planów i wydania dekretów. W praktyce przejęcie władzy okazało się być stosunkowo proste: trudności wynikały stąd, że bolszewicy przejęli rządy w sytuacji przegranej wojny, wciąż utrzymującego się wrzenia społecznego, praktycznie całkowitego załamania gospodarki oraz perspektywy wojny domowej. Priorytet Lenina był taki sam jak przed rewolucją: wówczas wszystko musiało być podporządkowane sprawie przejęcia władzy, teraz wszystko musiało być podporządkowane utrzymaniu jej za wszelką cenę. „Kwestia władzy jest podstawową kwestią każdej rewolucji” lub też - jak głosi najsłynniejsze powiedzenie Lenina - „Kto kogo?” Marks przewidywał, że przejście od kapitalizmu do socjalizmu dokona się poprzez dyktaturę proletariatu. Jednakże wyobrażał sobie, że dyktatura taka zostanie ustanowiona na końcu długiego procesu industrializacji, w wyniku którego proletariat stanie się najliczniejszą warstwą społeczną. W Rosji proces ten rozpoczął się dopiero w końcu XIX wieku i proletariat przemysłowy był wciąż nieliczną mniejszością w kraju, w którym przytłaczającą większość stanowili chłopi, posiadający zupełnie odmienne interesy. Dlatego też dyktatura proletariatu w Rosji oznaczała nie rządy większości, jak przewidywał Marks, ale mniejszości narzucającej swą wolę większości.
Lenin nie cofnął się przed tego rodzaju konkluzją. Podobnie jak w czasie dokonywania rewolucji partia musi działać w imieniu proletariatu. Większość kierownictwa partii, łącznie ze Stalinem i Trockim, popierała go i wzywała do powołania rządu całkowicie bolszewickiego. Kiedy niechętnie zgodzono się zaakceptować obecność w rządzie lewicowych eserowców jako słabszych partnerów, przyjęto jako oczywiste, że bolszewicy będą stanowić większość i narzucą własny program. Jednakże mniejszość, w tym Zinowiew, Kamieniew i Rykow, była gotowa raczej ustąpić z Rady Komisarzy Ludowych, niż przyjąć stanowisko Lenina, argumentując, że niezbędne jest powołanie rządu reprezentującego, w największym możliwym zakresie, wszystkie partie wchodzące w skład Sowietów. Opowiadali się za włączeniem do rządu mienszewików i prawicowych socjalistów-rewolucjonistów, a także lewicowych eserowców, utrzymując, że rząd wyłącznie bolszewicki byłby w stanie utrzymać się jedynie za pomocą terroru politycznego, co prowadziłoby do zdrady i ruiny rewolucji. Jednakże ich zastrzeżenia nie zostały przyjęte. Lenin utrzymywał, że tak szeroka koalicja prowadziłaby jedynie do kompromisów i rezygnacji z władzy. Dysydentów nakłoniono do wejścia w skład rządu, ale ta sama sprawa wypłynęła ponownie, kiedy partia musiała podjąć decyzję, czy zezwolić na przeprowadzenie wyborów do Zgromadzenia Konstytucyjnego. Wiele pokoleń rosyjskich rewolucjonistów oczekiwało zwołania takiego zgromadzenia wybranego przez cały naród i opracowania przez nie konstytucji jako na sygnał rozpoczęcia nowej ery w Rosji. Rząd Tymczasowy jeszcze przed swym upadkiem wyznaczył wybory do zgromadzenia na listopad. Lenin nie miał zamiaru oddawać dopiero co zdobytej przez partię władzy wrogiemu Zgromadzeniu, jednakże większość kierownictwa uznała, że odwołanie czy odroczenie wyborów, jak tego chciał Lenin, byłoby błędem politycznym. Ale tak jak on przewidywał, bolszewicy uzyskali jedynie jedną czwartą głosów i kiedy Zgromadzenie zebrało się 5 stycznia 1918 roku, nie byli w stanie zapobiec odrzuceniu dekretów uchwalonych przez II Zjazd Rad bezpośrednio po rewolucji październikowej. Zamiast nich na porządku dziennym stanęły propozycje zgłoszone przez prawe skrzydło socjalistów-rewolucjonistów. Lenin nie wahał się. Bolszewicy, a w ślad za nimi lewicowi eserowcy, wycofali się ze Zgromadzenia. Czerwona Gwardia uniemożliwiła następnie kontynuowanie posiedzenia i na mocy dekretu Centralnego Komitetu Wykonawczego Sowietów, zdominowanego przez bolszewików, zgromadzenie zostało rozwiązane. Kiedy niektórzy ze zwolenników Lenina kwestionowali jego argumentację uzasadniającą te działania, ostrzegł ich: „Jakakolwiek próba, bezpośrednia czy pośrednia, rozważania kwestii Zgromadzenia Konstytucyjnego z formalnego, prawnego punktu widzenia w ramach zwykłej demokracji burżuazyjnej, ignorująca walkę klasową i wojnę domową, jest zdradą sprawy proletariatu i przyjęciem burżuazyjnego stanowiska”. Wkrótce potem III Zjazd Rad ogłosił się najwyższą władzą i
zaaprobował decyzję rządu o rozwiązaniu Zgromadzenia Konstytucyjnego. Opracowanie projektu konstytucji powierzono komisji, w której zasiadało dwunastu bolszewików na ogólną liczbę piętnastu jej członków. Stalina włączono w skład tej komisji, aby mieć pewność, iż jej zalecenia powierzające formalnie najwyższą władzę ustawodawczą Zjazdowi Rad (Sowietów) i jego Centralnemu Komitetowi Wykonawczemu, nie będą sprzeczne z absolutną kontrolą obu tych organów i rządu, tzn. Rady Komisarzy Ludowych (Sownarkomu), przez partię bolszewicką. Hasło „Cała władza w ręce Rad” zachowano jako fikcję konstytucyjną przy przyjęciu zasady, jasno sformułowanej przez Zinowiewa na VIII Zjeździe partii w marcu 1919 roku, iż „wszelkie podstawowe kwestie polityczne, dotyczące zarówno polityki międzynarodowej, jak i wewnętrznej, muszą być rozstrzygane przez Komitet Centralny naszej partii”. Jeszcze na długo przedtem nowy reżim podjął kroki, aby zaopatrzyć się w środki, za pomocą których mógłby sprostać jakiemukolwiek wyzwaniu dla swej władzy. Stojąc w obliczu groźby strajku pracowników państwowych, 7 grudnia Sownarkom, przy pełnym poparciu Lenina, wydał zezwolenie powołania Komisji Nadzwyczajnej (znanej pod skrótem CzeKa), kierowanej przez Polaka Dzierżyńskiego, której zadaniem było zwalczanie działalności kontrrewolucyjnej i sabotażu. Wygłaszając do swych współtowarzyszy-komisarzy przemówienie na temat wewnętrznych zagrożeń, Dzierżyński oświadczył: „Musimy wysłać na front - najniebezpieczniejszy i najokrutniejszy z frontów - zdecydowanych, twardych, poświęconych sprawie towarzyszy, gotowych do zrobienia wszystkiego w obronie Rewolucji. Nie myślcie, że poszukuję form rewolucyjnej sprawiedliwości; nie potrzebujemy obecnie sprawiedliwości. Teraz jest wojna - twarzą w twarz, walka aż do końca. Życie albo śmierć!”. Dzierżyński nie przesadzał: niebezpieczeństwa były wystarczająco realne i CzeKa, pierwsza w Związku Radzieckim organizacja o charakterze policji politycznej (która stała się wzorcem dla państw policyjnych XX wieku), była niezbędna. Taką cenę należało zapłacić za „danie bodźca historii” i Lenin nie zawahał się przed jej zapłaceniem. Na krótko przed zbrojnym powstaniem, we wrześniu 1917 roku, napisał: „Rewolucja, prawdziwa, głęboka, »ludowa« rewolucja, aby użyć wyrażenia Marksa, jest niewiarygodnie skomplikowanym i bolesnym procesem umierania starego i rodzenia się nowego porządku społecznego, sposobu życia dziesiątków milionów ludzi. Rewolucja jest najintensywniejszą, zaciekłą, desperacką walką klas i wojną domową. Nie było w historii ani jednej wielkiej rewolucji bez wojny domowej”. W Dzierżyńskim, który ze swych czterdziestu lat życia jedenaście spędził w więzieniu lub na zesłaniu, Lenin znalazł człowieka, którego szukał, równie zaangażowanego i niepodatnego na korupcję jak on sam, gotowego do odegrania roli Fouquiera-Tinville’a (prokuratora publicznego Trybunału Rewolucyjnego Robespierre’a, który w latach dziewięćdziesiątych XVIII wieku wysłał tysiące osób na gilotynę) rewolucji bolszewickiej. Ocenia się, że w ciągu pięciu lat przed śmiercią Lenina (na początku roku 1924) CzeKa dokonała co najmniej 200 tysięcy
egzekucji. Dla porównania w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat panowania carów, do roku 1917, wykonano 14 tysięcy egzekucji. Jednakże zimą 1917-1918 roku największe zagrożenie stanowił nie wróg wewnętrzny, ale zewnętrzny w postaci armii niemieckiej. Wszystkie kalkulacje Lenina oparte były na przekonaniu, że rewolucja w Rosji spowoduje rewolucję światową, a przynajmniej europejską. Nie wierzył, aby bez takiego rozwoju sytuacji rewolucja rosyjska mogła się utrzymać. W grudniu 1917 roku rozpoczęły się w Brześciu rozmowy pokojowe z Niemcami. Trocki przekształcił je w trybunę, z której apelował do narodów walczących państw, aby wystąpiły przeciwko swym rządom. Ale rewolucja w Niemczech i w pozostałych państwach europejskich nie wybuchła. Niemcy natomiast w sformułowanych przez siebie warunkach zawarcia pokoju zażądali oddania części Polski, znajdującej się pod zaborem rosyjskim, państw bałtyckich i części Ukrainy. Odrzucając konwencje dyplomatyczne Trocki zademonstrował iście adwokacką błyskotliwość, która zbiła z tropu i zirytowała przedstawicieli państw centralnych. Kiedy jednak po ponad dwóch miesiącach gry na zwłokę starał się ukoronować swoje „występy” oświadczeniem, iż Rosja wycofuje się z wojny bez przyjęcia żądań niemieckich, odpowiedzią armii niemieckiej było wznowienie ofensywy na Piotrogród. Próby Trockiego zyskania na czasie, tak by rewolucja w Europie Środkowej zdążyła usunąć zagrożenie ze strony Niemiec, spełzły na niczym. Przez dwa miesiące głęboko podzielone rosyjskie kierownictwo naradzało się, co robić dalej. Większość pod przewodnictwem Bucharina, popierana przez lewicę eserowców, wzywała do „rewolucyjnej wojny przeciwko niemieckiemu imperializmowi”. Zgoda na niemieckie żądania oznaczałaby oddanie wszystkich terytoriów, które Rosja uzyskała od XVI wieku. Trocki argumentował, że kierownictwo powinno opowiedzieć się za polityką „ani wojny, ani pokoju”, którą Stalin odrzucił jako tożsamą z brakiem jakiejkolwiek polityki i należącą do sfery fikcji, a nie rzeczywistości. Tylko Lenin utrzymywał, że nie ma innego wyjścia poza podpisaniem porozumienia na warunkach niemieckich. Stalin podczas tych dyskusji mówił niewiele i trudno mu się było zdecydować. „Może nie musimy podpisywać układu?” - zapytał, na co Lenin odpowiedział: „Jeżeli tego nie zrobicie, to wydacie wyrok śmierci na władzę radziecką w ciągu trzech tygodni. Nie mam najmniejszych wątpliwości. Nie szukam »rewolucyjnych frazesów«„. Zdecydowanie Lenina przekonało go. Tym, którzy mówili o zdradzie rewolucji, Stalin odpowiedział: „Na Zachodzie nie ma ruchów rewolucyjnych; nie ma faktów świadczących o ruchach rewolucyjnych, istnieje tylko ich potencjalna możliwość, a nie możemy opierać się jedynie na możliwości”. A jednak w żadnej innej kwestii Lenin nie stanął w obliczu takiej opozycji, która wystąpiła ponownie na późniejszym Zjeździe partii. Ofensywa niemiecka nie napotykała oporu ze strony żołnierzy rosyjskich, którzy masowo poddawali się. W ciągu kilku dni Niemcy mogli wejść do stolicy. Dopiero wówczas, kiedy zostało zagrożone dalsze istnienie reżimu radzieckiego, sześciu z piętnastu członków Komitetu Centralnego, poza Leninem, zaakceptowało jego argumentację, iż należy
kupić czas za przestrzeń i przeżyć, aby móc pewnego dnia podjąć walkę, by odzyskać wszystko to, co zostanie oddane. Czterech członków Komitetu (w tym Bucharin) głosowało przeciwko, a pozostałych czterech (w tym Trocki) wstrzymało się od głosu. Raz jeszcze wszystko podporządkowano zasadniczemu celowi: utrzymaniu władzy. Lenin dodał jeszcze, że gdyby nie zaakceptowano jego poglądu, natychmiast podałby się do dymisji. Dramatyczna debata nad układem, ostatecznie podpisanym w Brześciu 3 marca 1918 roku, była doświadczeniem niezapomnianym dla wszystkich jego uczestników, a już najbardziej dla Stalina, który miał je przed oczami, kiedy stanął w obliczu kolejnego zagrożenia niemieckiego dwadzieścia lat później. Liczba ludności została zmniejszona aż o jedną trzecią Pod względem gospodarczym Rosja traciła 32 procent ziemi nadającej się do uprawy, 27 procent sieci kolejowej, 54 procent przemysłu i 89 procent kopalń węgla. Warunki były znacznie ostrzejsze od tych, które narzucał Niemcom traktat wersalski, potępiany przez nich jako bezprecedensowo surowy. Jedną z bezpośrednich konsekwencji układu było przeniesienie się rządu do Moskwy, leżącej poza zasięgiem wojsk niemieckich znajdujących się już w odległości zaledwie około 100 kilometrów od Piotrogrodu. Inną był podwójny rozłam w rządzącej koalicji. Na czele lewicowej rewolty wewnątrz partii, przemianowanej na Rosyjską Komunistyczną Partię (bolszewików), stanął Bucharin, oburzony zdradą ideałów rewolucyjnego socjalizmu na rzecz oportunizmu. Równocześnie wycofali się z rządu lewicowi eserowcy, potępiając Lenina jako zdrajcę, który wyprzedał Rosję Niemcom. Pierwszy rozłam został opanowany, kiedy dalsza dyskusja wykazała, iż przytłaczająca większość zarówno na VII Zjeździe partii, jak i na IV Zjeździe Rad (Sowietów) opowiada się za Leninem. Jednakże opozycja lewicowych socjalistów-rewolucjonistów stawała się coraz silniejsza. Jej kulminacją były nieudane próby powstań w Moskwie i Piotrogrodzie, podjęte 6 lipca 1918 roku, oraz zabójstwo ambasadora Niemiec, hrabiego Mirbacha. Rząd miał tylko garstkę żołnierzy, na których mógł polegać, a jego sytuacja była tak niepewna, że kiedy dowódca tych żołnierzy, Watsetis, został wezwany na Kreml, pierwsze pytanie Lenina brzmiało: „Towarzyszu, czy zdołamy utrzymać się do rana?” Tym razem lewicowych eserowców potraktowano stosunkowo łagodnie, ale kiedy w końcu sierpnia zamordowany został Uricki, członek Komitetu Centralnego partii komunistycznej, a Lenin odniósł poważne rany, rozpoczęto oficjalną kampanię masowego terroru, wymierzoną przeciwko wszystkim podejrzanym o opozycję, uciekając się do takich metod, jak branie zakładników, zbiorowe egzekucje i masowe aresztowania. Oceniano, że do listopada tylko w rejonie piotrogrodzkim dokonano łącznie 1300 egzekucji. Jeszcze większe znaczenie miał fakt, iż do tego czasu w kraju wybuchła wojna domowa na pełną skalę, w której interweniowali sojusznicy zachodni.
III W odróżnieniu od Hitlera Stalin doszedł do władzy w następstwie rzeczywistej rewolucji. Ale Stalin nie wywołał tej rewolucji poza tym, że stworzył partię, która jej dokonała. W obu przypadkach centralną postacią był Lenin. W porównaniu z Hitlerem Stalin znajdował się w niekorzystnej sytuacji: miał poprzednika, którego osiągnięcia musiały usuwać w cień każdego następcę. Jedną z najbardziej interesujących spraw w karierze Stalina jest prześledzenie, jak radził sobie z tym problemem. Jednakże w latach 1918-1919 zasadnicze pytanie brzmiało: jak bolszewicy, nawet pod przywództwem Lenina zdołają utrzymać zdobytą władzę. Odpowiedź Lenina brzmiała: dzięki rewolucji w Niemczech, do której mogliby się przyłączyć bolszewicy i zrewolucjonizować całą Europę. To, z czym Lenin wiązał nadzieję, było przedmiotem obaw reszty Europy. Pierwsze zdanie Manifestu komunistycznego: „Widmo krąży nad Europą, widmo komunizmu”, było przesadą w opisie Europy roku 1848, ale nie Europy lat 1918-1923. Właśnie tu jest element łączący wydarzenia które wyniosły Stalina i innych przywódców bolszewickich do władzy w Rosji, z sytuacją w Niemczech, która dała Hitlerowi szansę rozpoczęcia kariery politycznej. Hitler miał nadzieję, że rewolucja rosyjska otworzy drogę niemieckiemu zwycięstwu; wyglądało natomiast na to, że klęska Niemiec mogłaby otworzyć drogę niemieckiej rewolucji. Wrażenie to potęgował nagły upadek dyktatury wojennej sprawowanej przez niemieckie władze wojskowe, abdykacja cesarza i proklamowanie w Niemczech republiki. Dziennik „Berliner Tageblatt” obwieścił 10 listopada, że „największa ze wszystkich rewolucji” zatriumfowała na ulicach Berlina gdzie rozentuzjazmowany tłum radośnie powitał wywieszenie czerwonej flagi nad pałacem cesarskim. W całych Niemczech powstały rady (często nazywane sowietami) robotnicze i żołnierskie, a w Berlinie wybrana przez nie Rada Pełnomocników Ludowych. Rada ta uważała siebie za odpowiednik Komitetu Wykonawczego Piotrogrodzkiego Sowietu i kłóciła się o władzę z sześcioosobową Radą Komisarzy Ludowych (kolejna nazwa zapożyczona od Rosjan), czyli rządem tymczasowym sformowanym przez Socjaldemokratyczną Partię Niemiec (SPD), znaną pod nazwą „socjalistów większości”, i bardziej radykalną Niezależną Socjaldemokratyczną Partią Niemiec (USPD), utworzoną po oderwaniu się od SPD w kwietniu 1917 roku tych działaczy, dla których poparcie wojny było nie do pogodzenia z zasadami socjalizmu. Szybko stało się jasne, jak niewielkie były szansę przekształcenia upadku monarchii niemieckiej w rewolucję, która rzeczywiście zmieniłaby układ sił w społeczeństwie niemieckim. Niemiecki ruch robotniczy i SPD szukały inspiracji nie w rosyjskiej rewolucji październikowej, ale w lutowej. Za radykalną linią polityczną realizowaną przez bolszewików opowiadała się tylko mniejszość lewicy niemieckiej i bynajmniej nie wszyscy z tej grupy byli gotowi zgodzić się z leninowską taktyką podporządkowania wszystkiego sprawie zdobycia władzy. Celem
Socjaldemokratycznej Partii Niemiec było zakończenie wojny i stworzenie republiki demokracji konstytucyjnej, realizującej program reform społecznych. Ostatnią rzeczą, jakiej chcieli, było powtórzenie w Niemczech rewolucyjnego chaosu, który doprowadził w Rosji do wojny domowej. Jednakże między styczniem 1919 roku i kwietniem 1920 doszło do całej serii strajków i demonstracji w Berlinie i przemysłowych rejonach Niemiec. Niepokoje te często przeradzały się w starcia zbrojne. Wiosną 1920 roku w Zagłębiu Ruhry zjawiska te przybrały skalę wojny domowej. Uzbrojona armia składająca się z 50 tysięcy robotników początkowo wyparła regularne wojska i oddziały Freikorpsu (były to nieregularne oddziały ochotnicze, złożone z oficerów, podoficerów i żołnierzy byłej armii cesarskiej) z terenu zagłębia i została zgnieciona dopiero po ciężkich walkach kosztem dużych strat. Te spontaniczne wybuchy były wyrazem potężnej i szerokiej fali protestu społecznego, która jednak nigdy nie miała przywódców zdolnych do przekształcenia jej w skuteczną siłę polityczną. Jedną z intrygujących hipotetycznych kwestii jest próba odpowiedzi na pytanie, co by się stało, gdyby Lenin urodził się jako Niemiec w najbardziej uprzemysłowionym kraju w Europie, z największym ruchem robotniczym, a nie w Rosji, najbardziej zacofanym, a tym samym najmniej odpowiednim kraju do rozpoczynania w nim rewolucji marksistowskiej. Przywódcy Socjaldemokratycznej Partii Niemiec uważali, że tego rodzaju wybuchy są rezultatem działalności ekstremistów, starających się nie dopuścić do utworzenia republiki. Zamiast ustąpić, woleli raczej zwrócić się o wsparcie do dowództwa Reichswehry (armii niemieckiej) i doprowadzić do zdławienia tych protestów przez regularne oddziały wojska, jak również przez ochotnicze oddziały Freikorpsu. Te ostatnie utrzymywały ścisłe związki z regularną armią i odgrywały czołową rolę w przywracaniu porządku oraz łamaniu władzy rad robotniczych i żołnierskich, jak również w walkach z Polakami i Rosjanami w państwach bałtyckich oraz na niemiecko-polskich terenach przygranicznych. Bojownicy Freikorpsu o autorytarnych, podobnie jak Hitler, poglądach, przywiązani do nacjonalistycznego wizerunku Frontkampferów (bojowników frontowych), mieli stać się bogatym źródłem zasilającym szeregi nazistów i innych ekstremistycznych organizacji. Rywalizującym z socjaldemokratami „niezależnym” socjalistom (USPD) i komunistom zabrakło przywódców, zdolnych do zmobilizowania masowego poparcia dla ich programu rewolucyjnego socjalizmu, i ruch ten pozostawał podzielony, z niejasno określonymi celami. Poza „dzikim” żądaniem nacjonalizacji kopalń górników z Zagłębia Ruhry, które było bardziej syndykalistyczną odpowiedzią na bezpośrednio ich dotykające krzywdy materialne („kontrola robotnicza”) niż pierwszym krokiem w kierunku gospodarki socjalistycznej, tymi, którzy strajkowali i walczyli, kierowała wrogość klasowa do pracodawców, nienawiść do militaryzmu i rozczarowanie do rządu z socjalistycznymi ministrami, gotowego do użycia wojska przeciwko robotnikom. Po „pacyfikacji” Zagłębia Ruhry w kwietniu 1920 roku fala strajków i demonstracji opadła, pozostawiając radykalną lewicę pokonaną a niemiecką klasę robotniczą trwale
podzieloną. Dla tych, którzy uznawali marksistowski pogląd, iż żadna rewolucja nie jest godna tej nazwy, jeśli nie prowadzi, tak jak rewolucja z 1917 roku w Rosji, do trwałej zmiany stosunków między klasami, rewolucja niemiecka z lat 1918-1920 nie była wcale rewolucją. W najlepszym razie, podobnie jak rewolucja niemiecka z lat 1848-1849, była rewolucją niepełną. Zapożyczając określenie A.P. Taylora odnoszące się do wydarzeń lat 18481849, można by powiedzieć, że również w latach 1918-1920 niemiecka historia osiągnęła punkt zwrotny - i nie zdołała dokonać zwrotu. Tak to wygląda teraz, ale bynajmniej nie wyglądało tak wówczas. To, do czego doprowadziła rewolucja w Rosji (i ciągły jej wpływ), spowodowało, że strach przed jej rozszerzeniem się był dominującą cechą polityki europejskiej po wojnie nawet w takim kraju jak Wielka Brytania, który nie został pokonany i w którym nie wydarzyło się nic poza serią strajków. Strach ten był o wiele większy w Europie Środkowej, gdzie wojna i klęska spowodowały radykalne zmiany granic, obcą okupację, inflację, ciągłe zamieszki i walki. Radziecka propaganda wskazywała na rychłą rewolucję w Niemczech jako na decydujący krok w kierunku rewolucji światowej, a wiadomości o proklamowaniu republik Rad, wiosną 1919 roku, na Węgrzech i w Bawarii oraz ofensywie Armii Czerwonej na Polskę latem 1920 roku uzasadniały te obawy. Kolejne powstania kierowane przez komunistów wybuchły w latach 1921 i 1922 w środkowych Niemczech oraz w Hamburgu w październiku 1923 roku. Fakt, iż wszystkie te próby zdobycia władzy zakończyły się fiaskiem i zostały łatwo stłumione, oraz że Polakom udało się wypędzić Armię Czerwoną ze swego kraju, nie rozproszył wrażenia, że w latach 1918-1923 Niemcy tylko o włos uniknęły rewolucji. Komuniści (Kommunistische Partei Deutschlands, w skrócie KPD) uczynili wszystko, co leżało w ich mocy, aby wrażenie to podtrzymać, argumentując, że gdyby ruch robotniczy nie podzielił się i nie został „zdradzony” przez SPD, rewolucja zakończyłaby się sukcesem i - jeśli robotnicy zjednoczą się wokół KPD tak właśnie zakończy się następnym razem. Podtrzymywanie mitu o marksistowskiej rewolucji, która omal nie udała się i może zostać powtórzona, było równie korzystne dla radykalnej prawicy, jak dla radykalnej lewicy i stało się jednym z głównych powodów powstawania partii faszystowskich w całej Europie. W Niemczech korzyści, jakie siły te wyciągnęły z tego faktu, zostały dodatkowo wzmocnione przez dwa wydarzenia. Po pierwsze, tymczasowy rząd republikański zmuszony był zwrócić się do niemieckiego korpusu oficerskiego i do urzędników byłego cesarskiego aparatu państwowego o pomoc w stłumieniu groźby rewolucji i utrzymania, po klęsce, jedności państwa. Umożliwiło to byłej elicie rządzącej - oficerom, urzędnikom, sędziom, przedstawicielom wolnych zawodów i kadrom kierowniczym - zachowanie w ramach nowego systemu znacznej części ich władzy. Po drugie, rozwój sytuacji nie przekonał byłych klas rządzących do systemu republikańskiego, który robił wszystko co w jego mocy, aby uchronić Niemcy przed tymi doświadczeniami, jakie stały się udziałem
Rosji. Byłe klasy rządzące, które wciąż miały bardzo silną pozycję w społeczeństwie, oskarżały republikę o spowodowanie klęski Niemiec, o przyjęcie „kartagińskich” warunków pokoju narzuconych przez aliantów i niejako zastępczo - w warunkach silnej, autorytarnej władzy, do której Niemcy byli przyzwyczajeni - o utworzenie „słabego” rządu, „zachęcającego” do bałaganu i rebelii. Taka interpretacja wydarzeń była parodią prawdy, ale umożliwiała jej autorom zepchnięcie odpowiedzialności za przegranie wojny na system parlamentarny i dostarczała oburzonej opinii publicznej kozła ofiarnego, odpowiedzialnego za doznane upokorzenia dumy narodowej. Podczas wyborów przeprowadzonych w styczniu 1919 roku w celu wyłonienia Zgromadzenia Narodowego, które miało opracować konstytucję dla nowej republiki, 76 procent głosów otrzymały trzy partie popierające demokrację parlamentarną, choćby tylko jako najlepsze możliwe zabezpieczenie przed rządami rad robotniczych i żołnierskich. Partiami tymi były: SPD, katolicka partia Centrum i liberalna Niemiecka Partia Demokratyczna (DDP). Zgromadzenie opracowało konstytucję (nazwaną konstytucją weimarską od nazwy miasta, w którym obradowało Zgromadzenie), która, po raz pierwszy w historii Niemiec, ustanawiała rzeczywisty system demokracji parlamentarnej, czyli Republikę Weimarską (często określaną w skrócie jako „Weimar”). Jednakże drugie wybory, przeprowadzone w czerwcu 1920 roku w celu wyłonienia pierwszego Reichstagu, czyli parlamentu, radykalnie zredukowały 76procentową większość z 1919 roku do 47-procentowej mniejszości. Partie popierające nowy system demokratyczny uzyskały w roku 1920 zaledwie 11 milionów głosów, a nie 19 milionów jak w roku 1919, i stanęły w obliczu podwójnej opozycji - prawicowej, na którą w porównaniu z rokiem 1919, padło prawie dwa razy więcej głosów (odpowiednio 5,6 miliona i ponad 9 milionów głosów) oraz skrajnie lewicowej, która uzyskała ponad dwa razy więcej głosów (nieco ponad 2 miliony i 5,3 miliona). Tak więc po dziesięciu miesiącach od ogłoszenia demokratycznej konstytucji jej twórcy i zwolennicy znaleźli się w mniejszości, której nigdy już nie mieli być w stanie przekształcić w większość. W rezultacie Republika Weimarska znalazła się w defensywie i nigdy nie powołała stabilnego, demokratycznego rządu. W latach 1920-1930 przeciętny okres trwania jej dwudziestu koalicyjnych rządów wynosił zaledwie 8,5 miesiąca, a po upadku tego, który utrzymywał się najdłużej, czyli wielkiej koalicji z lat 1928-1930, nastąpiło w istocie zawieszenie konstytucji, co umożliwiło powoływanie pozaparlamentarnych gabinetów prezydenckich. Radykalna opozycja lewicowa, „niezależni” socjaliści i komuniści, była stale przedstawiana jako główne zagrożenie dla niemieckiej demokracji, ale prawdziwe zagrożenie stanowiła prawica. Elementem łączącym wszystkie prawicowe ugrupowania był nacjonalizm, chęć wymazania „hańby” z roku 1918 i zadośćuczynienia zranionej dumie, zwłaszcza dumie niemieckiej armii. Wielu Niemców odmawiało uznania faktu, iż została ona kiedykolwiek pobita. Przed klęską w roku 1918 nacjonalizm odgrywał raczej rolę jednoczącą niż wywołującą podziały w społeczeństwie niemieckim. Ukuto specjalne
słowo: „socjalimperializm”, na określenie funkcji nacjonalizmu, polegającej na kierowaniu napięć społecznych na zewnątrz w formie agresywnej polityki zagranicznej i militarnej. To zjawisko można było obserwować również w innych krajach, takich jak Wielka Brytania, ale szczególnie wyraźnie występowało ono w Niemczech, gdzie najbardziej rozpowszechniony pogląd na temat własnego kraju głosił, iż dołączył on „późno” do grona wielkich mocarstw i dlatego musi to wyrównać energicznym podkreśleniem swych „praw”. Natomiast funkcja powojennego niemieckiego nacjonalizmu była odwrotna: agresywność prawicowych partii nacjonalistycznych kierowała się do wewnątrz, przeciwko Republice, rządowi „listopadowych kryminalistów”, którzy zdradzili kraj i zgodzili się na jego upokorzenie. Patriotyzm wykorzystywano jako hasło jednoczenia się w celu obalenia władzy, a nie, jak przed rokiem 1918, jej popierania. Tempo i rozmiary zmian gospodarczych i społecznych w Niemczech w okresie między zjednoczeniem w latach sześćdziesiątych XIX wieku i wybuchem wojny w 1914 roku spowodowały poważne konflikty interesów i napięcia socjalne. Zjawiska te czasowo ustąpiły w okresie wojny, ale pojawiły się znowu jeszcze przed jej zakończeniem i zostały dodatkowo wzmocnione kieską nadziei nacjonalistów oraz strachem przed rewolucją. W latach 1919-1923 Niemcy były krajem, którego społeczeństwo przeżywało wstrząs sięgający najgłębszych korzeni. Szczególnie dotyczyło to dużej niemieckiej klasy średniej (Mittelstand). Na początku XX wieku Niemcy rozróżniali wyższą klasę średnią (dobrze prosperujących przedstawicieli wolnych zawodów, bogatych przedsiębiorców i dyrektorów dużych przedsiębiorstw, wyższych rangą urzędników państwowych), w coraz większym stopniu identyfikowaną z historyczną klasą wyższą od niższej klasy średniej złożonej z drobnego mieszczaństwa, czyli prawdziwej Mittelstand. Ta z kolei była podzielona na starą klasę średnią (Alte Mittelstand) -niezależnych sklepikarzy, kupców i przedsiębiorców działających w ograniczonej skali, często w firmach rodzinnych, a także drobnych i średnich rolników, w istocie pracujących na własny rachunek, oraz na nową klasę średnią (Neue Mittelstand) złożoną z armii urzędników, drobnych funkcjonariuszy państwowych oraz pracowników umysłowych w firmach handlowych i aparacie państwowym (w tym nauczycieli) - czyli ludzi utrzymujących się głównie z zarobków i bardzo wyczulonych na sprawy swego statusu. W ciągu dwudziestu pięciu lat przed rokiem 1914 na Mittelstand (często określaną jako przegraną w procesie modernizacji) wywierany był coraz silniejszy nacisk ekonomiczny ze strony dużych korporacji, czyli niejako z góry, oraz nacisk socjalny ze strony zorganizowanego ruchu związkowego, czyli z dołu. Zjawiska te wywołały w polityce klasy średniej ruch w kierunku prawicowego radykalizmu, radykalizmu wojowniczego, antysemickiego i nacjonalistycznego W warunkach powojennych Niemiec, charakteryzujących się niestabilnością polityczną inflacją i aktami przemocy, Mittelstand czuła się dodatkowo zagrożona załamaniem się dotychczasowych zasad i uznanych wartości, a także niepewnością co do własnej przyszłości.
Postawy społeczne i nacjonalizm starszych pokoleń w sposób charakterystyczny połączyły się z dążeniami do restauracji monarchii. Ale radykalizacja postaw rozpoczęła się jeszcze przed wojną również wśród młodszego pokolenia w ramach rewolty, która przekroczyła granice państw i której francuscy, włoscy oraz niemieccy pisarze przypisywali te same ideały, które stały się zapleczem powojennego ruchu faszystowskiego. De Tocqueville wykazał swą zwykłą spostrzegawczość, kiedy napisał do francuskiego proroka rasizmu, hrabiego de Gobineau, po opublikowaniu przez niego w latach 1853-1855 Szkicu na temat nierówności ras ludzkich (Essai sur l’inegalite des races humaines): „Sądzę, że los sprawi, iż Pańska książka powróci do Francji z zagranicy, zwłaszcza z Niemiec. W Europie tylko Niemcy posiadają ten szczególny talent roznamiętniania się tym, co uznają za abstrakcyjne prawdy, nie biorąc pod uwagę ich praktycznych konsekwencji”. Wśród owych „prawd” znajdowały się te dotyczące wyższości rasowej, antysemityzmu i darwinizmu społecznego. „Nowa fala” z przełomu stuleci głośno przeciwstawiała ideał heroizmu i „niebezpiecznego życia” burżuazyjnemu etosowi materializmu i konserwatyzmu, uczucie oraz intuicję - intelektowi, kult irracjonalizmu - oświeceniowej wierze w racjonalizm, działanie -rozumowi. W świadomości niemieckich intelektualistów wojna spotęgowała do punktu szczytowego poczucie odrębności od Zachodu i stopiła niemiecki nacjonalizm z odrzuceniem zachodnich wartości; przeciwstawiając Kultur cywilizacji, „ludową” (volkisch) wiarę w unikalność niemieckiej kultury uniwersalizmowi oświecenia. Zarówno Kultur, jak i Volk (z jego przymiotnikiem volkisch) były podstawowymi terminami w niemieckiej ideologii prawicowej, terminami zawierającymi w sobie ładunek emocjonalny, niedokładnie oddawany przez tłumaczenie ich jako „kultura”, „lud” czy „rasa”. Według Oswalda Spenglera, którego Upadek świata zachodniego wydany w latach 1918-1922 wywarł olbrzymie wrażenie, Kultur ma duszę w przeciwieństwie do „cywilizacji” będącej francuską koncepcją oznaczającą „najbardziej sztuczny i powierzchowny stan, do którego zdolna jest ludzkość”. Niemieckie zastosowanie tego słowa zawierało w sobie przekonanie o wyższości niemieckiej Kultur jako wyrazu intensywności uczuć i idealizmu, nie spotykanych w innych kulturach europejskich. Podobnie Volk i volkisch wyrażały to, co miało być o wiele szerszym i zabarwionym uczuciowo doświadczeniem niemieckim, niedoskonale rozumianym i podzielonym, jeśli w ogóle wchodziło to w grę, przez tych, którzy określali się jako „ludy” lub „narody”. Wyrazy Volk i volkisch oznaczały związek grupy ludzi połączonych wspólną tożsamością rasową, stanowiącą źródło ich indywidualności i zdolności twórczych. Volk było ulubionym słowem Hitlera. Było „zakorzenione” w jego rodzinnej ziemi; jego „organiczna” wspólnota (Volks-gemeinschaft) chroniła swych członków przed uczuciem wyobcowania. W kategoriach politycznych „ludowa” (volkisch) ideologia gloryfikowała wojnę, „odnowę poprzez zniszczenie”, ceniąc je znacznie wyżej niż internacjonalizm i pacyfizm; stawiała siłę i jedność narodu nad wolnością jednostki, dyktatorskie
państwo i elitaryzm nad parlamentarną demokracją i egalitaryzm. Straszliwa klęska z roku 1918 spotęgowała te uczucia. Dla Frontkampfera, który miał wystarczająco wiele trudności w przystosowaniu się do banalności pokojowego życia było nie do zniesienia, że wojna skończyła się klęską Niemiec i triumfem Zachodu. Ludzie ci byli gotowi dać posłuch każdemu, kto obnażyłby zdradę, za pomocą której tego dokonano, dostarczyłby kozłów ofiarnych w postaci Żydów i marksistów i zaoferował nadzieję odwetu. Człowiek, który miał odegrać tę rolę, został w końcu listopada 1918 roku zwolniony ze szpitala i odbył powrotną podróż do Monachium przez kraj, którego nie poznawał. Podobnie wielkim szokiem jak klęska Niemiec był dla niego spektakl (jak to odbierał) w wykonaniu tych, których najbardziej nienawidził - socjaldemokratów, bolszewików i Żydów (nie rozróżniał ich) -jako nowych panów Niemiec. W rezultacie powstania robotników i żołnierzy, na którego czele stał idealistyczny lewicowy socjalista żydowski Kurt Eisner, po tysiącletnim panowaniu abdykowała dynastia Wittelsbachów. Proklamowano Republikę Bawarską. Hitler, nie mając zajęcia ani domu, do którego mógłby powrócić, trzymał się munduru. Zameldował się w monachijskich koszarach swego pułku tylko po to, aby zastać zaniedbane i brudne budynki, zanik wszelkiej dyscypliny oraz nowo powołaną radę żołnierską. W tej sytuacji zgłosił się na ochotnika do służby wartowniczej w obozie dla jeńców wojennych w Traunstein i nie powrócił do Monachium aż do marca 1919 roku. Do tego czasu, zwłaszcza po zamordowaniu Eisnera przez księcia Arco-Valleya, prawicowego oficera, sytuacja w Bawarii zaostrzyła się. Założycielski zjazd III Międzynarodówki (komunistycznej), który zebrał się w Moskwie z udziałem delegacji z 19 państw, wezwał robotników wszystkich krajów do łączenia się w poparciu dla Związku Radzieckiego - ojczyzny robotników. Na Węgrzech Bela Kun, żydowski komunista, który - jak donosiła prasa niemiecka - mianował dwudziestu pięciu komisarzy żydowskiego pochodzenia na łączną ich liczbę trzydziestu dwu, proklamował Republikę Rad. W kwietniu umiarkowany socjaldemokratyczny rząd Bawarii, który objął władzę po zamordowaniu Eisnera, został zmuszony do opuszczenia Monachium w rezultacie lewicowego zamachu stanu, proklamującego Republikę Rad. Na czele władz tej republiki stanęli trzej emigranci rosyjscy, z których dwóch było również Żydami. Podczas obchodów święta l maja na Placu Czerwonym Lenin oświadczył: „Wyzwolona klasa robotnicza czci swą rocznicę nie tylko w Rosji radzieckiej, ale również na radzieckich Węgrzech i w radzieckiej Bawarii”. Pośpieszył się jednak: w Monachium i w Budapeszcie czerwoni zostali zmiażdżeni siłą. Hitler był naocznym świadkiem objęcia przez komunistów władzy w Monachium, a także kontrataku armii i Freikorpsu, który położył temu kres. Towarzyszące tej akcji masakry pochłonęły setki istnień ludzkich. Dopiero po tym epizodzie Hitler ujawnił się, składając zeznania przed komisją wojskową powołaną w celu zidentyfikowania osób zaangażowanych w system władzy radzieckiej. Później Okręgowe
Dowództwo Armii wysłało go na kurs indoktrynacji prowadzony przez „myślących w sposób narodowy” profesorów z uniwersytetu monachijskiego. Pewnego dnia jeden z profesorów, historyk K. A. von Muller, nie mógł wyjść z sali wykładowej, ponieważ przejście było zablokowane „przez grupę zafascynowanych ludzi, stojących wokół człowieka, który przemawiał do nich bez przerwy i z rosnącą pasją dziwnie gardłowym głosem. Miałem dziwne uczucie, że ten człowiek czerpie siły z wzniecanego przez niego samego podniecenia. Zobaczyłem bladą, szczupłą twarz pod nieporządnie opadającym pasmem włosów, z wąsko przyciętymi wąsami i uderzająco dużymi, blado-niebieskimi oczami o zimnym, fanatycznym blasku”. Po ukończeniu kursu Hitler, będący wciąż na utrzymaniu armii, awansował do „oddziału oświaty” w obozie dla powracających żołnierzy w Lechfeld. Tam właśnie zaczął rozwijać swój dar przekonywania. Jako członek tego oddziału na polecenie swego przełożonego, kapitana Mayra, Hitler przygotował wypowiedź do sprawozdania o „zagrożeniu stwarzanym dzisiaj przez Żydostwo dla naszego narodu”. Jest to jego pierwsze zachowane oświadczenie (datowane 16 września 1919 roku) na temat kwestii, którą miał uczynić dla siebie charakterystyczną. W oświadczeniu tym czyni istotne rozróżnienie: „Antysemityzm wynikający wyłącznie z przyczyn emocjonalnych znajdzie swój ostateczny wyraz w formie pogromów. Natomiast antysemityzm rozumowy musi prowadzić do planowej opozycji prawnej i eliminacji przywilejów Żydów. Ale jego ostateczny cel musi absolutnie polegać na całkowitym usunięciu Żydów. Tylko rząd siły narodowej, nigdy zaś rząd narodowej niemocy, będzie w stanie osiągnąć oba te cele”. Polityczny testament Hitlera, podyktowany w roku 1945 w podziemnym bunkrze w Berlinie bezpośrednio przed śmiercią, zawiera te same poglądy. Końcowy fragment nawiązuje do jego najwcześniejszych obsesji: „Nade wszystko wzywam przywódców narodu i ich podwładnych do skrupulatnego przestrzegania praw rasowych, do bezlitosnego przeciwstawiania się powszechnemu trucicielowi wszystkich narodów, międzynarodowemu Żydostwu”. Hitler był również zatrudniany przez Dowództwo Okręgu w Monachium w innym charakterze, jako „łącznik” prowadzący obserwację oszołamiające różnorodnych radykalnych ugrupowań prawicowych, które rozprzestrzeniły się w Bawarii. Właśnie w tym charakterze 12 września 1919 roku poszedł na zebranie jednego z takich ugrupowań, Niemieckiej Partii Robotniczej, założonej przez ślusarza z monachijskich warsztatów kolejowych, Antona Drexlera, oraz dziennikarza sportowego, Karla Harrera. Podczas dyskusji ktoś zaproponował oderwanie Bawarii od Rzeszy i połączenie jej z Austrią. Hitler nie mógł tego spokojnie słuchać; włączył się i gwałtownie zaatakował przedmówcę. Drexler był pod wrażeniem wypowiedzi Hitlera i namawiał go, aby przyszedł znowu. Wcisnął mu też napisaną przez siebie broszurę Moje polityczne przebudzenie. Raport Hitlera nie był entuzjastyczny: grupa nie miała pojęcia, jak zwerbować większą liczbę zwolenników i nie bardzo jej na tym zależało. Z
drugiej jednak strony, jeśli miał zamiar włączyć się do polityki, musiał gdzieś zacząć. Żadna z istniejących partii mu nie odpowiadała, żadna nie stworzyłaby też odpowiednich możliwości działania nieznanemu przybyszowi. Niemiecka Partia Robotnicza stanowiła zalążek organizacji, mały i wystarczająco nieznany, aby dało się przekształcić go w coś innego: w partię zdolną do przyciągnięcia mas (żadna z istniejących partii prawicowych nie okazała się do tego zdolna) w sposób, jaki czynił to zarówno Lueger, jak i jego przeciwnicy, socjaldemokraci, w Wiedniu. Tak więc po drugiej wizycie, tym razem na posiedzeniu komitetu, i dwóch dniach wahań (zawsze charakterystycznych dla sposobu podejmował decyzji przez Hitlera), przyjął propozycje wstąpienia do Niemieckiej Partii Robotniczej jako członek odpowiedzialny za rekrutację i propagandę. Rozpoczął od pisania zaproszeń i wysyłania zawiadomień o otwartym spotkaniu. Kiedy spotkanie to odbyło się 16 października 1919 roku z udziałem zaledwie niewiele ponad stu osób, Hitler zelektryzował obecnych namiętną tyradą i zebrał od nich 300 marek. „Mówiłem przez trzydzieści minut i to, co zawsze przeczuwałem w głębi serca nie mając możliwości sprawdzenia, okazało się tam być prawdą: mogłem wygłosić dobre przemówienie”. Miało się to okazać doniosłym odkryciem. Spotkanie w październiku 1919 roku nie było na tyle liczne, aby Hitler mój zademonstrować wszystkie efekty, które był w stanie uzyskać, jeśli miał odpowiednie warunki. Taka okazja nadarzyła się 24 lutego 1920 roku, kiedy prawie 2 tysiące osób zapełniło Festsaal w Hofbrauhausie. Hitler nie był wymieniony jako główny mówca, a kiedy zabrał głos, musiał stawić czoło hałaśliwej opozycji, która doprowadziła do bójki na sali. Opanował jednak te zamęty, uzyskał zgodę na zmianę nazwy partii na Narodowosocjalistyczną Niemiecką Partię Robotniczą (wkrótce skróconą na Nazi) i nalegał na zaprezentowanie jej liczącego 25 punktów „niezmienialnego” programu zgromadzonym żądając od nich powiedzenia „tak lub nie”. W retrospekcji Hitler wyolbrzymił swój sukces, przekształcając go w triumf czego nie potwierdzają ówczesne relacje prasowe. Ale jest prawdą, że dla niego te doświadczenie miało decydujące znaczenie. To była chwila, w której jego decyzja poświęcenia się polityce stała się rzeczywistością. Odtąd oddał się doskonaleniu umiejętności wzbudzania emocji na masowych wiecach, czyniąc z niej podstawę swej kariery. Była to nie tylko umiejętność szczególna, ale i taka, której nie posiadł w równym stopniu żaden inny niemiecki polityk i która odróżniała go wyraźnie od Stalina. Ten ostatni bowiem nie miał jej nigdy. IV Wkrótce po przemówieniu w Hofbrauhausie, l kwietnia 1920 roku, Hitler został zwolniony z armii, chociaż nadal utrzymywał z nią bliskie kontakty. Podobnie jak Stalin dwadzieścia lat wcześniej, poświęcił się całkowicie pracy agitatora i starał się pozyskać jak najhojniejszych sponsorów. Mieszkał w jednym skromnie umeblowanym pokoju. Jednakże
w odróżnieniu od Stalina działał otwarcie i miał protektorów, do których mógł się zwrócić. Cel, jaki sobie postawił, był podobny do celu Stalina w pierwszym dziesięcioleciu XX wieku - dokonanie rewolucji oraz spowodowanie wciąż niejasno określonego odrodzenia narodowego, którego pierwszym etapem miało być obalenie obecnego rządu. „Być przywódcą - pisał Hitler - oznacza być zdolnym do pociągania za sobą mas”. Żywił pogardę dla konserwatywnych nacjonalistów, odizolowanych od większej części narodu barierami przesądów klasowych; równie pogardliwie odnosił się do prawicowych grup „ludowych” (volkisch), które zachowywały swe przekonania dla siebie i rozmawiały lub kłóciły się - tylko z podobnie myślącymi. Dążył do stworzenia nacjonalistycznego odpowiednika masowej partii socjaldemokratycznej, która wywarła na nim tak wielkie wrażenie w Wiedniu. Należy jednak pamiętać o tym, że mówimy o okresie historycznym przed wynalezieniem telewizji, kaset wideo i magnetofonów, kiedy zarówno radio, jak i kino znajdowało się jeszcze w powijakach. Gdyby Hitler przed dojściem do władzy miał dostęp do radia i telewizji, nie ulega wątpliwości, że wykorzystałby te środki przekazu w sposób maksymalny. Nigdy żaden polityk nie okazał się większym entuzjastą i nie był lepiej zorientowany w sprawach techniki. Dowodzi tego nie tylko działalność Hitlera w czasie II wojny światowej, ale również jego pasja do samochodów oraz korzystanie z samolotów w celu podbudowania zarówno wizerunku własnego, jak i wizerunku partii. Ale w tych pierwszych latach skupiał się na masowych wiecach publicznych. Zaczynał od jednego wiecu tygodniowo, przeważnie w Monachium, czasami w pobliskich miastach, przy czym występował zarówno w roli organizatora, jak i głównego mówcy. Był to najlepszy sposób ściągania na siebie uwagi i pozyskiwania nowych zwolenników. Wielokrotnie opisywano Hitlera jako mówcę i jego hipnotyczny wpływ na słuchaczy. Pierwsze jego próby w tej dziedzinie były prymitywne w porównaniu z przemówieniami z lat trzydziestych, z ich wyrafinowaną grą sceniczną i pewnością siebie, będącą rezultatem wieloletniego doświadczenia. Ale podstawowe elementy, na których budował, były obecne od samego początku. Celem Hitlera, co wielokrotnie podkreślał w Mein Kampf, nie było przekonanie słuchaczy za pomocą argumentów, ale apelowanie do ich uczuć: „Psychika szerokich mas poddaje się tylko temu, co jest silne i bezkompromisowe. Podobnie jak kobieta, której wrażliwość wewnętrzna znajduje się nie tyle pod panowaniem abstrakcyjnego rozumowania ale pod wpływem niejasnej emocjonalnej tęsknoty za siłą, która uzupełnia jej istnienie, i która raczej ugięłaby się przed silnym mężczyzną, niż dominowała nad mięczakiem - również i masy wolą władcę od petenta, większym poczuciem bezpieczeństwa psychicznego przepełnia je doktryna nie tolerująca innych niż liberalne nauki, dające im możliwość wyboru. Masy mają bardzo niewielkie wyobrażenie, jak dokonać takiego wyboru, i są skłonne uważać, że zostały pozostawione własnemu losowi. Nie żywią większych oporów przed poddaniem się intelektualnemu terroryzmowi [...]
Dostrzegają tylko bezlitosną siłę i brutalność jej wypowiedzi, którym zawsze w końcu ulegają”. Aby osiągnąć taki skutek, Hitler starał się przekonać słuchaczy o szczerości i sile swoich uczuć. „Ludzie wierzą - pisał Nietzsche - w prawdziwość tego wszystkiego, co wydaje się być przedmiotem ich silnej wiary”. Hitler często sprawiał wrażenie, iż podniecony tym, co mówi, traci nad sobą kontrolę. Jednakże nauczył się, właściwej mówcom i aktorom, sztuki zatrzymywania się na krok przed zerwaniem kontaktu ze słuchającymi oraz różnicowania efektów poprzez zniżanie głosu, uciekanie się do sarkazmu lub przechodzenie od zajadłego potępiania „kryminalistów”, którzy zdradzili ojczyznę, do gorących deklaracji wiary w zdolność Niemiec do ponownego powstania w odrodzonej potędze. Podczas przemówień, które często trwały dwie godziny lub dłużej, nie popełniał błędu ciągłego perorowania do swoich słuchaczy. Mógł przyprawić ich o śmiech swoją mimiką i uzyskać ich aprobatę szybką i dowcipną odpowiedzią na zaczepki krzykaczy. Spędzał długie godziny przed lustrem, ćwicząc gesty i wyraz twarzy. Studiował także zdjęcia wykonywane podczas jego przemówień przez Heinricha Hoffmanna i wybierał te, na których jako mówca wydawał się być najbardziej przekonujący, odrzucając pozostałe. W Mein Kampf Hitler utrzymuje, że skuteczna propaganda winna łączyć w sobie upraszczanie z powtarzaniem: „musi ograniczyć się do kilku spraw i ciągle je powtarzać”. Zachowane notatki z jego wczesnych przemówień dowodzą, z jaką starannością planował kolejność tematów i wynajdywał najtrafniejsze sformułowania. Równie wielką wagę przywiązywał do miejsca i czasu zwoływania wieców: „Są sale, które niezmiennie uniemożliwiają wytworzenie w nich korzystnej atmosfery [...] We wszystkich tych przypadkach ma się do czynienia z problemem wpływu na wolność woli człowieka [...] Rankiem i w ciągu dnia wydaje się, że siła ludzkiej woli buntuje się przy użyciu całej swej energii przeciwko każdej próbie narzucenia jej innej woli lub opinii. Natomiast wieczorem łatwo poddaje się dominacji woli silniejszej”. Uzupełnieniem jego przygotowań, które służyło mu do stałej weryfikacji ich stanu, było jego wyczulenie na reakcje słuchaczy: „Mówca otrzymuje stale wskazówki od ludzi, do których przemawia [...] Zawsze będzie niesiony przez wielkie masy w taki sposób, że żywe emocje jego słuchaczy powodują napływ właściwych słów do jego warg, takich, których potrzebuje, aby przemawiać do ich serc. Jeżeli popełni nawet najmniejszy błąd, ma przed sobą żywą korektę”. To wyjaśnia, dlaczego Hitler przeznaczał tyle czasu na „rozgrzewkę” wyczucie nastroju słuchaczy aż do znalezienia najlepszego sposobu na nawiązanie z nimi kontaktu. Chociaż często miał trudności z nawiązaniem stosunków międzyludzkich z konkretnym człowiekiem, to jednak wyjątkowo dobrze porozumiewał się z masową widownią. Ale niezależnie od tego, jak silne było wrażenie spontaniczności, jak niepohamowany był potok słów wydobywający się z jego ust, ci, którzy znali go dobrze, wyrażali opinię, że nigdy nie dawał ponosić się
wzbudzanemu przez siebie entuzjazmowi, że wiedział bardzo dobrze, co mówi i jaki efekt zamierza wywołać. Tym, co czyniło Hitlera niebezpiecznym, było połączenie fanatyzmu i wyrachowania. Aby nakłonić bawarskich polityków (w pierwszej kolejności) i bawarską opinię publiczną do tego, by brali go poważnie, Hitler musiał zaprezentować się światu, sprawić, aby jego nazwisko stało się znane. „Niezależnie od tego, czy śmiali się z nas, czy nas wyzywali, czy też określali nas jako głupców i kryminalistów - pisał w Mein Kampf najważniejsze było to, że nas zauważali”. Bardzo pomocne w zdobyciu rozgłosu okazało się zakupienie (w grudniu 1920 roku) przez grupę zwolenników Hitlera z Monachium, którzy wyłożyli na to pieniądze, stojącej u progu bankructwa gazety „Volkischer Beobachter”, przekształconej w organ partyjny. Dla Hitlera klęska Niemiec była zdradą, a rewolucja atakiem na wszystko, w co wierzył. Ale wydarzenia te stały się dla niego również okazją do uogólnienia i nadania politycznego wymiaru rozgoryczeniu i nienawiści, które zrodziły w nim porażki doznane przed rokiem 1914. Stały się też pretekstem do zaprezentowania swych odczuć słuchaczom, którzy je podzielali. W jego przekonaniu naród niemiecki bardziej niż kiedykolwiek zagrożony był przez wrogów wewnętrznych - socjalistów, komunistów, Żydów - ściśle współpracujących z wrogami zewnętrznymi, Francuzami i ich sojusznikami, którzy narzucili Niemcom traktat wersalski i doprowadzili ich do nędzy reparacjami, oraz bolszewikami, którzy grozili im czerwonym terrorem. W Bawarii było stosunkowo łatwo zrzucać winę na republikański rząd w Berlinie, „listopadowych kryminalistów”, którzy powinni być odsunięci od władzy. Był to czas, kiedy w Europie chętnie dawano posłuch teoriom spiskowym. W Niemczech lat dwudziestych niezwykłym zainteresowaniem cieszyły się Protokoły Mędrców Syjonu, mające przedstawiać „światowy spisek żydowski” zmierzający do zniszczenia cywilizacji chrześcijańskiej i zbudowania światowego państwa żydowskiego. Spisek ów miał być ukartowany w Bazylei w roku 1897 podczas pierwszego kongresu syjonistycznego. Protokoły były w rzeczywistości fałszerstwem spreparowanym przez carską tajną policję i po raz pierwszy opublikowanym w 1903 roku. Przetłumaczone na wiele języków, weszły do klasyki antysemickiej propagandy i zostały skwapliwie wykorzystane przez Hitlera, który uczynił z antysemityzmu jeden z głównych tematów swych przemówień z początku lat dwudziestych. Ale nigdy nie omieszkał połączyć słów potępienia z namiętnym odwołaniem się do dumy narodowej i wezwaniem do narodowej odnowy, co budziło w jego słuchaczach tak potrzebną im nadzieję i pozostawiało ich raczej w nastroju egzaltacji niż depresji. Hitler stopniowo obudowywał masowe wiece wymyślnym rytuałem, którego kulminacją były niezwykłe spektakle podczas norymberskich zjazdów partii w latach trzydziestych. Widowiska na taką skalę wymagały nakładów ze strony państwa i dyktatora, który chciałby je wykorzystać, ale Hitler zaczął składać poszczególne ich elementy już na początku lat dwudziestych, kiedy były jeszcze wielką nowością.
Znajdowały się wśród nich olbrzymie plakaty i sztandary partyjne, dla których celowo wybrał kolor czerwony, aby sprowokować lewicę; emblemat swastyki; pozdrowienie „Heil Hitler!”; masowe defilady w stylu wojskowym; uroczyste wręczanie sztandarów i odznak partyjnych. Wiele godzin wertował Hitler stare magazyny poświęcone sztuce i wiele godzin przesiedział w dziale heraldycznym Monachijskiej Biblioteki Państwowej, poszukując takiego rysunku orła, który by mu odpowiadał, do oficjalnej pieczęci partii, a pierwszy list okólny, wydany przez niego jako przewodniczącego partii (z 17 września 1921 roku), poświęcony był w znacznej mierze symbolom partyjnym, które szczegółowo opisał. Członkowie partii mieli obowiązek noszenia stale jej emblematu. Podczas wieców umiejętnie potęgowano napięcie: przy akompaniamencie muzyki wojskowej i pieśni patriotycznych wkraczały w zwartym szyku doborowe oddziały, pochylając w pozdrowieniu niesione sztandary. Wszystko to poprzedzało celowo opóźniane przybycie „Führera”. Tych, którzy wyrażali sprzeciw lub przychodzili po to, aby wzniecać awantury, bił i wyrzucał z wiecu specjalny oddział osiłków sformowany przez Hitlera z byłych członków Freikorpsu i z Frontkampferów oraz z ludzi przysłanych mu przez Dowództwo Okręgu Armii. Hitler z zadowoleniem obserwował sceny przemocy, przekonany, że potrafi je opanować oraz że przyciągną one poszukiwaczy mocnych wrażeń. Kiedyś w rozmowie z Hermannem Rauschningiem powiedział: „Czy nie zauważył pan, że po bójce na wiecu ci, którzy zostali pobici , są pierwszymi, którzy składają wniosek o przyjęcie do partii?” W ciągu roku od wiecu w Hofbrauhausie partia zorganizowała ponad czterdzieści dalszych w Monachium i prawie drugie tyle w okolicznych miejscowościach. Na większości z nich Hitler był głównym mówcą. Teraz, kiedy odnalazł swoje powołanie, wprost rozsadzała go energia. Liczba słuchaczy często przekraczała 2 lub 3 tysiące. Pewnego lutowego dnia 1921 roku 6500 osób zapełniło zbitym tłumem olbrzymi namiot monachijskiego cyrku „Krone”, aby burzliwymi owacjami witać słowa Hitlera o „przyszłości lub ruinie” oraz jego ataki na alianckie żądania reparacji. Gwałtowny sposób, w jaki Hitler przejął w istocie kierownictwo nad NSDAP, radykalny kierunek, w którym ją spychał, oraz rozgłos, jaki uzyskał, nie budziły bynajmniej zachwytu dawnych członków Niemieckiej Partii Robotniczej, wchłoniętej przez NSDAP. Ich niezadowolenie sięgnęło szczytu w lipcu 1921 roku, kiedy, pod nieobecność Hitlera rozpoczęli rozmowy o połączeniu się z innym „ludowym”(volkisch) ugrupowaniem Niemiecką Partią Socjalistyczną i przeniesieniu wspólnej kwatery głównej z Monachium do Berlina. Odpowiedź Hitlera polegała na natychmiastowej rezygnacji, a ponieważ było oczywiste dla każdego - nawet dla jego krytyków - że bez niego NSDAP nie ma przyszłości, opozycja załamała się. Hitler potraktował to jako okazję do uczynienia swej pozycji nienaruszalną. Zażądał i otrzymał „funkcję pierwszego przewodniczącego z uprawnieniami dyktatorskimi”. Wymógł także powierzenie funkcji sekretarza generalnego Maxowi Amannowi, swemu byłemu podwładnemu z okresu służby w armii, oraz
funkcji skarbnika partyjnego własnemu nominatowi Franzowi Xavierowi Schwarzowi. Mógł też powiększyć sekretariat. Monachium miało stać się stałą siedzibą ruchu, a unia z innymi ugrupowaniami została wykluczona. Możliwe było tylko ich bezwarunkowe przyłączenie się, a wszelkie negocjacje miały pozostawać wyłącznie w jego gestii. Hitler zapewnił sobie w ten sposób formalne uznanie jego dominującej pozycji i równocześnie ustanowił „zasadę przywództwa” (Führerprinzip) jako podstawę organizacji partii. Zasada ta, po jej przyjęciu, nie tylko dawała Hitlerowi prawo podejmowania arbitralnych decyzji, ale zastępowała hierarchiczną strukturę władz państwowych i armii, z jej ścisłym przestrzeganiem przepisów, starszeństwa i procedury, koncepcją bezwarunkowej, osobistej lojalności dla Führera. Na tej zasadzie oparto cały ruch nazistowski, a później również i państwo nazistowskie. W miarę rozwoju ruchu Niemcy były dzielone na okręgi partyjne (Gaue), których gauleiterzy, czyli przywódcy, mieli znaczną swobodę w podejmowaniu decyzji i inicjatyw - ale zawsze pod warunkiem, że ich lojalność wobec Hitlera była poza wszelkimi podejrzeniami, a sam Hitler nie postanowił inaczej. W rezultacie cały ruch został uzależniony od sieci osobistych powiązań, a to z kolei oznaczało, że na każdym szczeblu władzy formowała się klientela, kwitła protekcja i wzajemne rywalizacje podobnie jak na partyjnym szczycie. Taki system nie tylko nie był przypadkowy czy nie przewidziany, ale wręcz stanowił autorytarną odpowiedź Hitlera dla dwóch politycznych instytucji, których nienawidził biurokracji, czyli rządów urzędników, i demokracji, czyli rządów komitetów. Inną charakterystyczną dla nazistów koncepcją, uzupełniającą Führerprinzip, była „walka” (Kampf), słowo, którego Hitler użył w tytule swej książki, stosowane później do określenia całego okresu przed rokiem 1933 Kampfzeit, czyli „czasu walki”. Korzystając ze swobody, jaką dawała mu jego nowa pozycja, Hitler nadał pojęciom Kampf i Führerprinzip formę instytucjonalną, powołując latem 1921 roku SA. Inicjały te, które pierwotnie oznaczały „Sekcję Sportową”, teraz miały oznaczać „Sturmabteilung”, czyli oddziały szturmowe, nazistowską organizację paramilitarną, później znaną pod popularną nazwą „brunatnych koszul”. Krótko przedtem na polecenie republikańskiego rządu w Berlinie rozwiązana została bawarska Einwohnerwehr (milicja „obywatelska”) oraz kilka najbardziej znanych oddziałów Freikorpsu (Oberland Korps, Epp Korps i Brygada Ehrhardta). Wielu członków tych oddziałów, doprowadzonych do rozpaczy perspektywą zamiany życia żołnierskiego na cywilne, przyłączyło się do młodszych członków partii nazistowskiej, którzy czuli się pozbawieni szansy udziału w wojnie, aby stworzyć „taran” tego ruchu i przenieść do polityki „ducha frontu”. W pierwszym numerze wydawanej przez SA „Gazette” Hitler określił podwójną rolę tej organizacji, pisząc, że ma być ona „nie tylko instrumentem ochrony ruchu, lecz [...] przede wszystkim szkołą przygotowującą do zbliżającej się walki o wolność na froncie wewnętrznym”. Właśnie ten nacisk na cel raczej polityczny niż wojskowy odróżniał SA od innych paramilitarnych organizacji prawicy, które po roku 1923 albo
rozwiązały się, albo przekształciły w organizacje weteranów, jak np. Stahlhelm. Na pierwszą próbę SA zostało wystawione podczas tzw. Saalschlacht („bitwy w sali”) w Hofbrauhausie 4 listopada 1921 roku, kiedy Hitler stanął wobec dużej grupy socjalizujących robotników z pobliskich fabryk, przybyłych z zamiarem zerwania wiecu. Hitler dysponował zaledwie pięćdziesięcioma esamanami, którzy mogliby się im przeciwstawić. Podczas bójki, która wybuchła w połowie jego przemówienia, esamani zostali porządnie poturbowani, ale w końcu wygrali i później Hitler twierdził, że ulice Monachium należą do nazistów. Rok później, w październiku 1922 roku (miesiącu, w którym Mussolini sięgnął po władze w Rzymie), Hitler wzorując się na włoskich oddziałach Duce zorganizował rozreklamowany wypad. W towarzystwie 800 członków SA (w pełnych uniformach) udał się do Coburga, aby uczcić „Dzień Niemiec” w twierdzy SPD. Przedarli się przez wrogi tłum i dwukrotnie przemaszerowali przez miasto jako zwycięzcy. Dla uczestników akcji w Coburgu, który stał się odtąd bazą nazistów, wybito specjalny medal. Zorganizowana przemoc nie była czymś przypadkowym, ale miała zasadnicze znaczenie dla nazistowskiego stylu prowadzenia polityki. SA otrzymywało różne zadania, ale większość z nich sprowadzała się do stosowania przemocy, czy też - co nie mniej ważne - groźby jej użycia. Było to posługiwanie się przemocą w celach politycznych, a nie militarnych. Za wroga uznawano lewicę, której trzeba było rzucić wyzwanie, bić i spędzać z ulic w jej własnych robotniczych dzielnicach. A jednak Hitler całkiem szczerze przyznawał, że wiele nauczył się od lewicy. Ponieważ jednak odmawiał rozróżnienia między socjaldemokratami i komunistami, których określał wspólnym mianem marksistów, nie wydawał się dostrzegać pewnej bardzo istotnej cechy, wspólnej dla nazistów i komunistów. Zarówno Hitler, jak i Lenin uporczywie podkreślali wagę uzyskania poparcia mas i obaj również utrzymywali, że masy są niezdolne do samoorganizacji. Zarówno dla nazistów, jak i dla komunistów masy były zasobem, który trzeba mobilizować, a nie szeregami członkowskimi, które należy reprezentować. Lenin na X Zjeździe partii rosyjskiej w roku 1921 powiedział: „Tylko partia komunistyczna jest zdolna do zjednoczenia wykształcenia i zorganizowania awangardy proletariatu i całej masy ludu pracującego, tak aby była ona zdolna oprzeć się nieuchronnym drobnomieszczańskim wahaniom”. Hitler w roku 1924 napisał w Mein Kampf: „Polityczne wyrobienie szerokich mas w żadnej mierze nie jest dostatecznie rozwinięte, aby umożliwić im zajęcie własnego stanowiska w dziedzinie określonego ogólnego światopoglądu politycznego”. Aby te masy zmobilizować, trzeba było partii, której rdzeń stanowiliby zaangażowani członkowie organizujący masowe mityngi, biorący udział w demonstracjach, wiecach, walkach ulicznych oraz poświęcający całe swoje życie jej potrzebom. Ten sposób widzenia odróżniał tak komunistów jak i nazistów od innych partii. Hitler był wystarczająco bystry, aby zdać sobie sprawę, że tego typu wymagania, jeśli nie zostaną odrzucone, tych, którzy je zaakceptują,
zespolą jeszcze silniej z partią, wytwarzając więź o charakterze tyleż politycznym, co religijnym - „wiarę Kościoła połączoną z dyscypliną armii”. Wielu z tych, którzy wstąpili do NSDAP w latach dwudziestych, przyciągnęła emocjonalna satysfakcja wynikająca z przynależności do ruchu (tego słowa używano chętniej niż słowa „partia”) podobnie myślących, w tym samym stopniu wyobcowanych ludzi, odrzucających demokratyczne pluralistyczne wartości Republiki Weimarskiej i równocześnie wykorzystujących je do spisku mającego na celu jej obalenie. Tymczasem dążyli do stworzenia mikroświata z zupełnie odmiennym rodzajem społeczeństwa, wzorowanym na tym, które istniało na froncie w okresie wojny i które miało zastąpić dotychczasowe. Początkowo lokalne organizacje miały znaczną autonomię, ale wywierano stały nacisk na realizowanie w praktyce koncepcji partii sterowanej centralnie i zdyscyplinowanej. Hitlerowi od początku przyznano pozycję wyjątkową. Z tego rozwinął się, w połowie lat dwudziestych i w latach późniejszych, mit Hitlera („Zbawca zesłany przez Opatrzność, aby wybawił naród niemiecki z jego niedoli i przywrócił mu wielkość”), uznanie go za charyzmatycznego przywódcę odpowiedzialnego tylko przed sobą; tak powstała identyfikacja ruchu z osobą Adolfa Hitlera ideologii tego ruchu z jego Weltanschauung oraz spersonalizowane stosunki między Hitlerem i jego gauleiterami, często określane jako stosunki neofeudalne, łączące księcia z jego wasalami. V Do roku 1930 naziści pozostawali małą partią marginesu niemieckiego życia politycznego. Kto wstąpił do niej w pierwszym okresie i z jakich pobudek? Liczba członków wzrastała z około 1100 w czerwcu 1920 roku, przez 6 tysięcy na początku 1922 roku, do około 20 tysięcy na początku roku 1923, kiedy Niemiecka Partia Socjalistyczna rozwiązała się i w drodze głosowania postanowiła przyłączyć się (na warunkach Hitlera) do NSDAP, dając jej w ten sposób po raz pierwszy członków poza Bawarią. W kryzysowym roku 1923 liczba członków zwiększyła się znacznie, osiągając w okresie puczu listopadowego poziom 55 tysięcy. Liczbę tę jednakże należy porównać z łączną liczbą ludności Niemiec, wynoszącą 30 milionów. Dokumentacja dotycząca pierwszego okresu istnienia partii, to znaczy lat 1919-1923, jest fragmentaryczna, ale wnikliwe badania pozwoliły ustalić zasadnicze jego rysy i porównać skład partii ze składem społecznym całej ludności niemieckiej. W odróżnieniu od innych partii niemieckich, z wyjątkiem katolickiej partii Centrum, członkowie partii nazistowskiej, także w tym pierwszym okresie, rekrutowali się ze wszystkich klas i warstw. Nie była w niej co prawda zbyt licznie reprezentowana klasa robotnicza jako całość, ale wykwalifikowani robotnicy, a zwłaszcza mistrzowie, należeli do niej w procencie większym, niż wynikałoby to z ich liczby. Członkowie starej Mittelstand (czyli niższej klasy średniej) - wysoko
wykwalifikowani rzemieślnicy, sklepikarze i drobni przedsiębiorcy - mieli również „nadreprezentację” i byli istotnym źródłem siły, zwłaszcza na południu. Jednakże rolników przed rokiem 1923 nie było w partii zbyt wielu. Przynależność pracowników umysłowych z nowej Mittelstand pozostawała w proporcji do ich liczby w Rzeszy, podczas gdy liczba niższych rangą urzędników państwowych (w tym nauczycieli) była w partii większa, niż wynikałoby to z ich ogólnej liczby w społeczeństwie. „Nadreprezentację” posiadały również ugrupowania elitarne, chociaż były nieliczne (stanowiły mniej niż 3 procent łącznej liczby ludności). W ich skład wchodziły kadry kierownicze, poważni przedsiębiorcy, akademicy, ludzie wolnych zawodów i studenci uniwersyteccy (wielu z nich było poprzednio oficerami w armii i w Freikorpsie). Jedyną elitarną grupą która nie była proporcjonalnie reprezentowana, okazali się wyżsi rangą urzędnicy państwowi. W partii przeważała i nadawała jej swój ton niższa klasa średnia, do której aspirowali wykwalifikowani robotnicy. Byli to przeważnie mężczyźni wulgarni, opijający się piwem, szowinistyczni, pełni ksenofobii antysemici, niechętni intelektualistom, emancypacji i modernizmowi, którym imponowała siła. Program NSDAP, napisany przez Hitlera i Antona Drexlera już na początku 1920 roku i ogłoszony jako niezmienny, stanowił odbicie ich starań, by każdy, z wyjątkiem Żydów, znalazł w nim coś dla siebie. Dla nacjonalistów była obietnica rewizjonistycznej i ekspansjonistycznej polityki zagranicznej, unieważnienia traktatu wersalskiego, unii wszystkich Niemców w ramach Wielkiej Rzeszy. Dla „ludowców” (Volkisch) żądanie, aby Żydzi byli traktowani jak obcy, by nie mieli możliwości sprawowania urzędów publicznych, aby można ich było deportować w razie wystąpienia niedoboru żywności. Dla robotników była obietnica likwidacji wszelkich dochodów nie pochodzących z zarobków, skonfiskowania zysków wojennych i wprowadzenia zasady podziału zysków w dużych przedsiębiorstwach przemysłowych. Dla klasy średniej uspołecznienia dużych domów towarowych i ich wydzierżawienia drobnym handlowcom, zniesienia „niewolnictwa procentowego” i zapewnienia szczodrej opieki państwa nad ludźmi chorymi i starymi. Pojedynczy „zbłąkani” robotnicy nadal wstępowali do partii nazistowskiej, ale mimo ciągłej gadaniny o konieczności pozyskania klasy robotniczej, jej program w bardzo niewielkim stopniu był atrakcyjny dla świadomych klasowo członków zorganizowanego ruchu związkowego. Hitler nigdy nie wykazywał większego zainteresowania antykapitalistycznymi hasłami i nie czynił starań, aby je zrealizować, kiedy doszedł do władzy. Ale zdawał sobie sprawę że „narodowa”, drobnomieszczańska wersja „socjalizmu” jest bardzo atrakcyjna dla wielu zwolenników z klasy średniej i dlatego też z haseł tych nigdy nie zrezygnował. W istocie Hitler nigdy nie traktował programu partii zbyt serio i większość z punktów tego programu nigdy nie została zrealizowana. Nalegał, aby program ogłoszono niezmiennym, ponieważ chciał kontrolować dyskusję na temat celów partii, czyli uniknąć błędu
popełnionego przez partie parlamentarne, którymi pogardzał. Instynkt go nie zawiódł. Ludzie nie przychodzili słuchać jego przemówień dla samej ich treści, ale dlatego, że umiał łączyć w nich elementy propagandy nacjonalistycznej i prawicowej oraz prezentować je z siłą i skutecznością, którymi nie mógł poszczycić się żaden z jego rywali. Hitler już wówczas zaczął wybierać wiernych sobie ludzi, którzy w przyszłości mieli objąć najwyższe urzędy Trzeciej Rzeszy. Pochodzili oni z najróżniejszych środowisk. Dwóch z nich, Rudolf Hess i Hermann Göring, to dawni piloci wojskowi. Hess, urodzony w Aleksandrii syn niemieckiego kupca był siedem lat młodszy od Hitlera. Gdy się zetknęli, był poważnym, niezbyt rozgarniętym i całkowicie pozbawionym poczucia humoru studentem uniwersytetu monachijskiego. Wykazywał psie przywiązanie do Hitlera i został jego sekretarzem. Göring był ostatnim dowódcą doborowej eskadry myśliwskiej „Richthofen” i kawalerem najwyższego niemieckiego odznaczenia za męstwo, „Pour le Merite”. Był on pyszałkiem ożenionym ze szwedzką baronessą, posiadającą własny majątek. Prowadził snobistyczny tryb życia, bawiąc się w studia na uniwersytecie. Hitler zrobił z Göringa dowódcę SA. Była to pierwsza z wielu nominacji, które w latach trzydziestych uczyniły z niego najpotężniejszą po Hitlerze osobistość w Niemczech. Gottfried Feder i Dietrich Eckart wstąpili do Niemieckiej Partii Robotniczej jeszcze przed Hitlerem. Obaj byli ludźmi wykształconymi, dobrze znanymi w Monachium. Feder, inżynier budownictwa lądowego, wyznawał nieortodoksyjne poglądy na gospodarkę i zniesienie „niewolnictwa procentowego”, które głosił z uporczywością graniczącą z dziwactwem. Przez pewien czas wywierał na Hitlera duży wpływ, ale podobnie jak inni radykalni ekonomiści - stracił go w momencie, gdy Hitler był bliski objęcia władzy. Feder musiał zadowolić się stanowiskiem podsekretarza w Ministerstwie Gospodarki, z którego został wyrzucony w końcu roku 1934. Eckart był człowiekiem, od którego Hitler w pierwszym okresie swej partyjnej działalności nauczył się najwięcej. Prawie o dwadzieścia lat starszy od Hitlera, był barwną postacią, znaną w sferach artystycznych. Wszechstronnie oczytany, przetłumaczył Peer Gynta Ibsena, a w końcu zaczął wydawać rynsztokowe pisemko „Auf gut’ Deutsch” („Bez ogródek” lub „Prosto z mostu”), upowszechniające jego nacjonalistyczne, antydemokratyczne i antyklerykalne opinie. Ten rasista, odnoszący się entuzjastycznie do nordyckiego folkloru i z upodobaniem dręczący Żydów, nie tracił daru wymowy nawet w alkoholowym zamroczeniu. W Monachium znał wszystkich. Pożyczał Hitlerowi książki, poprawiał styl jego przemówień i artykułów, równocześnie mówił o nim jako o przyszłym zbawcy Niemiec. Otworzył przed nim wiele drzwi, pomógł zebrać pieniądze na zakup „Volkischer Beobachter” i wprowadził go do Obersalzbergu, górskiej miejscowości położonej niedaleko Berchtesgaden, blisko granicy bawarsko-austriackiej, którą później Hitler uczynił swym domem. Eckart zmarł na długo przed dojściem nazistów do władzy, ale Hitler złożył mu hołd na ostatniej stronie Mein Kampf. Jedną z rodzin, której Eckart przedstawił swojego protegowanego, byli
Bechsteinowie, znani i bogaci wytwórcy fortepianów. Hitler bardzo spodobał się pani Helene Bechstein, która wydawała przyjęcia dla grona znajomych i przyjaciół, aby mogli poznać nowego proroka. Podobnie postępowali Bruckmannowie, znani monachijscy propagatorzy sztuki, którzy zostali jego przyjaciółmi na całe życie. Hitler, wciąż źle czujący się w towarzystwie, był na tyle sprytny, aby wykorzystać własną nieporadność, celowo zachowując się przesadnie, przychodząc na spotkania późno i wcześnie je opuszczając. Witał się z panią domu austriackim zwyczajem całując ją w rękę i wręczając jej bukiet róż. Nie umiejąc prowadzić luźnej rozmowy, siedział w milczeniu, dopóki - podobnie jak to było w Domu dla Mężczyzn - wygłoszona przez kogoś uwaga nie sprowokowała go do gwałtownego wybuchu. Mógł wówczas przez pół godziny namiętnie perorować podniesionym głosem, po czym przerywał swoją orację tak nagle, jak ją zaczynał. Następnie zwracał się do pani domu, proszą o wybaczenie, całował ją w rękę i żegnając resztę towarzystwa lekkim ukłonem wychodził. Jest to streszczenie wrażeń, jakie jeden z uczestników pewnego przyjęcia w roku 1923 przekazał Konradowi Heidenowi, dodając że nikt, kto był tam obecny, nigdy nie zapomniał spotkania z Adolfem Hitlerem. Świętym miejscem dla Hitlera był Wahnfried, dom rodziny Wagnerów w Bayreuth, gdzie chętnie podejmowała go angielska synowa kompozytora Winifred, która została jego przysięgłą wielbicielką. Wnuczka Wagnera Friedelind, tak go zapamiętała jako młodego człowieka: „Ubrany był w bawarskie skórzane bryczesy, krótkie, grube wełniane skarpety koszulę w czerwono-niebieską kratę oraz krótką niebieską marynarkę zwisającą z jego chudego szkieletu. Jego wydatne kości policzkowe sterczały nad zapadniętymi, ziemistymi policzkami, a ponad nimi znajdowała się para nienaturalnie jasnoniebieskich oczu. Wyglądał na człowieka na pół zagłodzonego, ale było w nim jeszcze coś, jakiś rodzaj fanatyzmu”. Członek pewnej firmy wydawniczej, specjalizującej się w publikacjach o sztuce, mężczyzna słusznego wzrostu, mieszanego niemieckoamerykańskiego pochodzenia absolwent Harvardu, Putzi Hanfstaengl, zaskarbił sobie względy Hitlera umiejętnością rozluźniania go po wygłoszeniu przemówienia poprzez grę na pianinie utworów Wagnera, rozbawianie niezliczonymi anegdotami oraz wygłaszanie niewybrednych komentarzy. Tajemniczy, ale utrzymujący liczne kontakty Erwin Scheubner-Richter, niemiecki uchodźca z bałtyckich prowincji Rosji, poznał Hitlera z grupą skrajnie antybolszewickich i antysemickich „białych” rosyjskich emigrantów, z których najważniejszym był generał Skoropadski, mianowany przez Niemców w roku 1918 gubernatorem Ukrainy. Scheubner-Richter pośredniczył w kontaktach Hitlera z generałem Ludendorffem, bohaterem niemieckich nacjonalistów z okresu wojny. Zginął zastrzelony u boku Hitlera podczas puczu w 1923 roku. Z tego samego kręgu wywodził się inny niemiecki uchodźca z krajów bałtyckich, Alfred Rosenberg. Szczególne wrażenie wywarł na Hitlerze jego dyplom architekta uzyskany w Moskwie. Rosenberg został redaktorem „Volkischer
Beobachter” i po napisaniu wymęczonej i pedantycznej rozprawy na temat rasy i kultury Mit XX wieku, której nikt nie czytał, a którą Goebbels zdyskwalifikował jako „ideologiczną czkawkę”, uznał się za filozofa ruchu nacjonalistycznego. Hitler o wiele swobodniej czuł się „wśród służby”, z mniej wyrafinowanymi członkami partii, takimi jak Max Amann, jego były podwładny z armii, Ulrich Graf, jeden z jego przybocznych strażników, uczeń masarski, uprawiający amatorsko zapasy, przepadający za burdami i bijatykami, czy dorównujący mu pod tym względem Christian Weber, były handlarz końmi, dysponujący wielką siłą fizyczną niegdyś pracujący jako „wykidajło” w rozmaitych piwiarniach. Hoffmann, oficjalny fotograf partii, był kolejnym rubasznym Bawarczykiem, mającym słabość do towarzyskich popijaw i dosadnych dowcipów. Hermanna Essera sam Hitler określał jako łajdaka, który spławił liczne kochanki i wyspecjalizował się w wynajdywaniu żydowskich skandali. Cieszył się jednak względami, ponieważ miał wrodzoną zdolność przemawiania do tłumu. Jedynym rywalem Essera w tej dziedzinie (a także w dziedzinie pornografii) był Julius Streicher, nauczyciel szkoły elementarnej w Norymberdze, który nigdy nie pokazywał się publicznie bez pejcza. Streicher założył pismo „Der Sturmer” („Żołnierz Szturmowy”), najbardziej osławioną publikację antysemicką, w której zamieszczał fantastyczne relacje o żydowskich morderstwach rytualnych i przestępstwach seksualnych. Mimo ciągłych nacisków, aby pozbył się tego rodzaju odrażających osobników, Hitler przez cały okres istnienia Trzeciej Rzeszy utrzymywał zarówno Essera, jak i Streichera na stanowiskach partyjnych w Bawarii z uwagi na ich lojalność. W latach czterdziestych, patrząc wstecz, Hitler wydawał się być pozbawiony złudzeń co do rodzaju ludzi, których przyciągnął jego ruch w początkowym okresie, ale równocześnie ich bronił: „Tego rodzaju element jest bezużyteczny w czasie pokoju, ale w okresach burzliwych sytuacja jest całkiem odmienna [...] Pięćdziesięciu burżujów nie jest wówczas wartych jednego z tych ludzi. Z jakim ślepym zaufaniem szli za mną! Zasadniczo byli po prostu przerosłymi dziećmi [...] W czasie wojny walczyli na bagnety i rzucali ręczne granaty. Byli prostymi stworzeniami, ulepionymi z tej samej gliny. Nie mogli pozwolić, aby kraj został wyprzedany mętom będącym produktem klęski. Od początku wiedziałem, że partię można stworzyć tylko z takich jak oni”. Kluczową rolę w sukcesie odniesionym przez Hitlera odegrał Ernst Röhm, urodzony najemnik, kapitan sztabowy, który trzymał w ręku nici powiązań między okręgowym dowództwem Reichswehry, antyrepublikańskimi organizacjami nacjonalistycznymi, jakie rozpowszechniły się w Bawarii, i grupami Freikorpsu, które zeszły do podziemia po oficjalnym rozwiązaniu. To właśnie Röhm subsydiował Hitlera z tajnych funduszy Reichswehry, zarekomendował go i przedstawił najwyższym rangą oficerom, zadbał, aby było powszechnie znane, iż Hitler cieszy się poparciem armii, i kierował potencjalnych rekrutów do SA, przyczyniając się w większym stopniu do rozbudowy tej organizacji niż Hitler czy ktokolwiek inny.
Dla Hitlera równie ważne było posiadanie przyjaciół w policji i w urzędzie prokuratora publicznego, którzy mogliby zablokować ewentualne próby wszczęcia przeciwko niemu postępowania za przestępstwa przeciwko porządkowi publicznemu. Po roku 1918 Bawaria była najbardziej nielojalną wobec rządu częścią Niemiec. Właśnie tam prawicowi niemieccy nacjonaliści i bawarscy separatyści mogli głośno wyrażać swoją nienawiść wobec republikańskiego reżimu w Berlinie. Władze Bawarii udawały, że nie dostrzegają spiskowania, demonstracji i ćwiczeń, które trwały w oczekiwaniu na „ten dzień” i z którymi wielu członków tych władz sympatyzowało. Szef policji w Monachium, Pöhner, oraz jego doradca polityczny, Wilhelm Frick, a także bawarski minister finansów, Gürtner, byli gotowi udzielić Hitlerowi ochrony. Podczas procesu Hitlera po puczu z listopada 1923 roku Pöhner i Frick nie ukrywali, dlaczego nie podjęli żadnych działań zmierzających do zlikwidowania partii nazistowskiej: „Powstrzymaliśmy się celowo, ponieważ dostrzegaliśmy w partii zalążki odnowy Niemiec, ponieważ byliśmy przekonani, że ten ruch ma największe szansę zapuszczenia korzeni wśród robotników zarażonych marksistowską plagą i pozyskania ich z powrotem dla obozu nacjonalistów. Oto dlaczego chroniliśmy NSDAP i pana Hitlera”. Zarówno Frick, jak i Gürtner wstąpili do partii i zostali nagrodzeni tekami ministerialnymi, kiedy Hitler został kanclerzem. W początkowym okresie swego istnienia partia nazistowska dysponowała bardzo skromnymi funduszami. Kiedy Hitler uzyskał wstęp do zamożnych kół w Monachium, przyniosło to nie tylko korzyści towarzyskie, ale i finansowe. Wśród ofiarodawców znaleźli się tacy ludzie, jak Dietrich Eckart, Bechsteinowie, Bruckmannowie i Putzi Hanfstaengl, którego dochód w dolarach, uzyskiwany z rodzinnej galerii sztuki w Nowym Jorku, okazał się bezcenny podczas najgorszego okresu inflacji. Hitler wielokrotnie zwracał się z sugestiami wsparcia do kół przedsiębiorców bawarskich, ale z bardzo mizernym skutkiem. Ważniejsze okazało się wprowadzenie do wpływowego Klubu Narodowego w Berlinie, które zawdzięczał przyjacielowi Dietricha Eckarta, Emilowi Gansserowi. W 1922 roku Hitler był dwukrotnie zapraszany do wygłoszenia przemówienia w tym klubie, zrzeszającym głównie oficerów, wyższych urzędników państwowych oraz pewną liczbę przedsiębiorców. Wydaje się, że zaprezentował się dobrze: pominął w swym przemówieniu antykapitalistyczne tezy zawarte w programie NSDAP, podkreślając natomiast jego antymarksistowski charakter. W każdym razie zdołał wzbudzić entuzjastyczne zainteresowanie jednego z najbardziej znanych niemieckich przemysłowców, Ernsta von Borsiga, szefa słynnej, choć już nie czołowej, firmy inżynierskiej. Borsig bez wątpienia przekazał NSDAP pewne fundusze, ale nie zebrał pieniędzy od innych przemysłowców, aby umożliwić Hitlerowi założenie siedziby oddziału jego partii w Berlinie. Kolejne próby uzyskania wsparcia kół przemysłowych, tym razem w Zagłębiu Ruhry, okazały się również bezowocne, mimo ciągle powtarzających się, ale, jak się okazało, bezpodstawnych, pogłosek, iż z pomocą partii pośpieszył największy kapitalista Niemiec, Hugo Stinnes.
Jedynym hojniejszym ofiarodawcą, którego nazwisko dało się ustalić, był Fritz Thyssen, sfrustrowany spadkobierca osiemdziesięcioletniego szefa jednego z największych koncernów metalurgicznych w Niemczech, który później opublikował, napisaną przez opłaconą osobę, książkę pod sensacyjnym tytułem Zapłaciłem Hitlerowi. Twierdził w niej, że w październiku 1923 roku, bezpośrednio przed puczem, przekazał NSDAP 100 tysięcy marek w złocie. W innym jednak miejscu książki Thyssen stwierdza wyraźnie, że pieniądze te nie były dane Hitlerowi, tylko generałowi Ludendorffowi, partnerowi Hindenburga w Naczelnym Dowództwie z okresu wojny, który teraz stał na czele koalicji prawicowych ugrupowań i - jak się sądzi - przyznał część (a więc nie całość) wspomnianej sumy nazistom, rozdzielając resztę pomiędzy inne ugrupowania. Nie ma wątpliwości co do tego, że - dzięki Röhmowi - Hitler mógł korzystać z funduszy Reichswehry. Mógł również otrzymywać pomoc od takich prawicowych organizacji, jak Liga Pangermańska. Nie znaleziono jednak przekonywających dowodów na to, że Hitler - jak pisano - uzyskiwał duże subsydia od niemieckich kół wielkoprzemysłowych. Wydaje się, że naprawdę było tak, iż partia od samego początku stawiała swym członkom wyjątkowe wymagania. Od osób sprawujących lokalne urzędy oczekiwano, że pracować będą bez wynagrodzenia przez wiele godzin (dopiero w 1929 roku gauleiterowie zostali umieszczeni na partyjnej liście płac); członkowie partii nie otrzymywali zwrotu wydatków i stale wywierano na nich nacisk, aby nie tylko organizowali i brali udział w wiecach i demonstracjach, ale aby zbierali pieniądze. Naziści przejęli od socjaldemokratów praktykę wymuszania regularnego płacenia składek przez członków. Zarówno członków, jak i sympatyków nagabywano o udzielanie nie oprocentowanych pożyczek, płacenie za wstęp na spotkania i wiece i uczestniczenie w zbiórkach pieniędzy, jakie przeprowadzano po przemówieniach Hitlera. Według cytowanych raportów agentów policji sumy, jakie gotowi byli dawać ludzie o raczej skromnych zasobach, „były prawie niewiarygodne”. Żadna prawicowa partia w Niemczech nigdy jeszcze nie stosowała takich metod. Osiągane dzięki nim rezultaty pozwalały Hitlerowi szermować argumentem, iż NSDAP jest prawdziwym ruchem ludowym, będącym w stanie uzyskać masowe poparcie. Takie twierdzenie, a także agitatorskie i organizatorskie talenty Hitlera jako (jak sam się wyraził) Trommler zur Deutschheit (dobosza germanizmu) przyciągały zainteresowanie ludzi, którzy mogli mu pomóc. Ale jaki był cel tych wszystkich działań? W jaki sposób miałyby one przynieść polityczne rezultaty? Hitler przy prawie każdej okazji wyrażał swoją pogardę dla metod parlamentarnych i dawał do zrozumienia, iż opowiada się za użyciem siły. Ale udzielał niejasnych odpowiedzi na pytania jak należałoby zmobilizować i zastosować tę siłę. Marsz Mussoliniego na Rzym w końcu października 1922 roku, który przyniósł mu władzę dyktatorską, sugerował możliwą odpowiedź. Marsz bowiem okazał się jedynie groźbą. W rzeczywistości po przyjeździe Mussoliniego do Rzymu zwykłym nocnym pociągiem i po powierzeniu mu przez króla misji utworzenia rządu odbyła się jedynie triumfalna parada. Gdyby władzę
sprawował silny rząd lub jeśli król zdecydowałby się na podjęcie ryzyka, regularna armia dysponowała w stolicy wystarczającymi siłami, aby zniweczyć wszelkie próby zamachu stanu. Ale rozkazy nigdy nie zostały wydane. Wobec braku przedstawicieli władz, którzy wzięliby na siebie odpowiedzialność, opór załamał się, a zajęcie przez faszystowską milicję kilku ośrodków prowincjonalnych, takich jak Florencja i Perugia, wystarczyło, aby sama groźba użycia siły wyniosła Mussoliniego do władzy w sposób legalny. Sukces Mussoliniego wywarł wielkie wrażenie na nacjonalistycznej opozycji w Niemczech. Szczególnie w Bawarii wiele mówiono o marszu na Berlin, a na początku roku 1923 wydawało się, że w Niemczech mogą powstać wszystkie niezbędne warunki, jakie umożliwiły sukces Mussoliniego, łącznie z osłabieniem władzy rządu centralnego i sił przeciwnych zamachowi. VI Nowym czynnikiem, który przyspieszył powrót niepewności oraz aktów przemocy charakterystycznych dla lat 1918-1920, było żądanie aliantów wypłacenia reparacji wojennych i oświadczenie Niemców, że nie są w stanie tego zrobić. Francuzi, zdecydowani położyć kres niemieckim krętactwom, w styczniu 1923 roku zajęli Zagłębie Ruhry, a Niemcy odpowiedzieli na to apelem o ogólnonarodową kampanię biernego oporu, prowadzoną pod kierownictwem rządu i wspieraną przez wszystkie partie polityczne. W czerwcu 1922 roku zamordowany został przez prawicową bojówkę minister spraw zagranicznych Rathenau, a rząd niemiecki przyjął ustawę „o ochronie republiki”. Okazała się ona jednak nieskuteczna. Pod hasłem oporu wobec Francuzów organizacje paramilitarne, zarówno nacjonalistyczne, jak i komunistyczne, zdołały znów wyjść z podziemia i bezkarnie wznowić akty przemocy. W Monachium w Bawarii, gdzie wciąż żywe były urazy wywołane upadkiem monarchii i utratą specjalnych praw państwowych, posiadanych w dawnym cesarstwie, rząd odmówił realizacji nowej ustawy. Zamęt polityczny, spowodowany okupacją Zagłębia Ruhry i apelem rządu o stawianie oporu, dodatkowo spotęgowało załamanie się marki. Praprzyczyną tego zjawiska była nieprzemyślana polityka finansowania wojny poprzez pożyczki, co doprowadziło do olbrzymiego wzrostu zadłużenia państwa i ilości pieniędzy posiadanych przez obywateli. Do roku 1922 marka spadła do jednej dziesiątej jej wartości z roku 1920; w roku 1923 przestała mieć jakąkolwiek wartość, l lipca tego roku l dolar był wart 160 tysięcy marek; l sierpnia - milion marek. 15 listopada 1923 roku siła nabywcza l marki z 1914 roku równała się milionowi milionów marek. W listopadzie dokonano jednak bez większych trudności stabilizacji waluty, w istocie bez pomocy zagranicznej, ale w warunkach o wiele gorszych niż te, które istniały rok wcześniej. Jednakże aż do listopada niemieccy eksperci twierdzili, że stabilizacja jest niemożliwa, i całą odpowiedzialnością za ten stan rzeczy obarczali alianckie żądania reparacji.
Niektórzy Niemcy na inflacji dorobili się fortun, zwłaszcza właściciele ziemscy i przemysłowcy, którzy pozbyli się długów i mogli spłacić pożyczki zaciągnięte w Reichsbanku zdeprecjonowanymi markami. Ale olbrzymie masy Niemców poniosły dotkliwe straty. Większość warstw klasy średniej straciła praktycznie wszystkie oszczędności, a wielu jej członków popadło w nędzę. Siła nabywcza zarobków klasy robotniczej została zredukowana do zera, wielu robotników nie było stać ani na wystarczające wyżywienie, ani dach nad głową. Szok inflacji pozostawił trwałe ślady w niemieckim społeczeństwie, powodując w krótszej perspektywie destabilizację polityczną oraz długotrwałą destabilizację psychologiczną. W miarę upływu kolejnych tygodni i wzrostu kosztów polityki oporu coraz więcej ludzi w całych Niemczech mówiło: „To nie może trwać dłużej”, i zarzucało rządowi bierność. Dla Hitlera i nazistów była to wymarzona sytuacja. Hitler dostrzegał tę okazję bardzo wyraźnie; zastanawiał się jedynie, jak wykorzystać ją w swoim interesie. Wciąż był tylko przywódcą jednego z licznych prawicowych ugrupowań, jakie rozmnożyły się w Bawarii, nie dość silnego, aby mogło samodzielnie coś osiągnąć, a ponadto skłóconego co do celów z tymi, na których musiałoby polegać jako na sojusznikach. Te rozbieżności były podstawową przyczyną chaotycznych manewrów, jakie nastąpiły po fiasku listopadowego puczu. Aby zrozumieć niemiecką scenę polityczną z lat dwudziestych, trzeba koniecznie pamiętać, że Republika Weimarska, podobnie jak cesarstwo niemieckie, które zastąpiła miała federalną strukturę. Siedemnaście składających się na nią krajów (landów) było bardzo różnej wielkości - od Prus posiadających 38 milionów mieszkańców (dwie trzecie łącznej liczby ludności) po Schaumburg Lippe z 48 tysiącami mieszkańców. Poza centralnym rządem Rzeszy - odpowiedzialnym za podatki, politykę zagraniczną i obronę - i ogólnokrajowym parlamentem, Reichstagiem, poszczególne landy miały swoje własne rządy, odpowiedzialne np. za policję i oświatę, oraz własne parlamenty (Landtagi). Najważniejszym z nich był rząd pruski z siedzibą w Berlinie, który, reprezentując dużą liczbę ludności i duże zasoby, mógł łatwo być postrzegany jako rywal rządu Rzeszy, również urzędującego w Berlinie. Jednakże w roku 1923 Hitlera interesował konflikt berlińskiego rządu Rzeszy z prawicowym rządem Bawarii w Monachium (Bawaria była drugim, po Prusach, krajem pod względem wielkości). W grę wchodziły trzy sprawy. Pierwszą z nich był bawarski partykularyzm. Prawicowi politycy dążyli do zapewnienia Bawarii możliwie największej autonomii, przywrócenia jej przedwojennego statusu (jeśli nie niepodległości), i restytucji monarchii Wittelsbachów. Drugą było dążenie wielu oficerów Reichswehry, w tym także Röhma, do stworzenia z SA i byłych oddziałów Freikorpsu tajnej rezerwy dla armii niemieckiej, ograniczonej traktatem wersalskim do 100 tysięcy żołnierzy. Trzecią były silne tendencje nacjonalistyczne, rozbudzone w obliczu francuskiej agresji i okupacji Zagłębia Ruhry, stawiające sobie za cel zjednoczenie narodu niemieckiego w poparciu dla rządu Rzeszy w Berlinie i wzmocnienie w ten sposób Republiki Weimarskiej.
Hitler nie opowiadał się za żadną z tych trzech idei. Bawarią interesował się tylko jako miejscem, z którego mógłby zapoczątkować marsz na Berlin, aby obalić istniejący rząd federalny i zastąpić go rządem jednoczącym wszystkich Niemców, w tym także Austriaków oraz Bawarczyków, w silnym państwie narodowym. W SA widział przede wszystkim paramilitarne ramię partii wykorzystywane do celów politycznych, a nie część armii rezerwowej. Uważał bowiem, że droga do odbudowy niemieckiej potęgi militarnej wiedzie nie poprzez zabawę w żołnierzy w lasach bawarskich czy działania partyzanckie przeciwko Francuzom w Nadrenii, ale poprzez odzyskanie siły politycznej i remilitaryzację, która byłaby wówczas możliwa. Jeśli chodzi o apele o jedność narodową Hitler rozmyślnie płynął pod prąd, utrzymując, że prawdziwym wrogiem narodu niemieckiego są nie Francuzi, ale sprawujący wciąż władzę w Berlinie rząd „listopadowych kryminalistów”, który zaakceptował ustalenia wersalskie. Hitler wykazywał to samo zdecydowanie w sądach co Lenin: jedyną sprawą, która się liczyła, było zdobycie władzy; po osiągnięciu tego celu przyjdzie wszystko inne. Ale realizując otwarcie tak konsekwentną linię, znalazłby się w izolacji, a na to nie mógł sobie pozwolić. Aby utrzymać się w grze politycznej toczącej się w Bawarii, musiał lawirować i iść na kompromisy, ale nigdy nie rozproszył nieufności innych graczy, którzy byli co prawda dość zadowoleni z poparcia jakie mógł im zapewnić (między lutym i listopadem 1923 roku liczba członków partii zwiększyła się o około 35 tysięcy osób, a liczba członków SA o 15 tysięcy), ale jednocześnie nie mieli zamiaru zaakceptowania go na równych prawach, nie mówiąc już o pozwoleniu mu na objęcie kontroli nad sytuacją. Wraz z innymi wojowniczymi ugrupowaniami nacjonalistycznymi utworzono Kampfbund (Związek Walki). Na dzień l maja 1923 roku Hitler zaplanował dużą demonstrację, której celem było zapobieżenie lub rozbicie tradycyjnych obchodów tego święta organizowanych przez lewicę. Kiedy rząd Bawarii wyraził zgodę na masowy wiec i paradę, ale zabronił jakichkolwiek pochodów ulicznych, Hitler zignorował ten zakaz i postanowił podwoić stawkę. Mimo wyraźnego zakazu ze strony okręgowego dowódcy Reichswehry, generała von Lossowa, ludzie z SA, korzystając z pomocy Röhma, udali się do koszar i zabrali broń, w tym karabiny maszynowe, którą przechowywały tam „oddziały patriotów”. Zgromadzeni na paradę bojówkarze byli przekonani, że wreszcie wezmą udział w akcji rewolucyjnej, tak często zapowiadanej przez Hitlera. On sam pojawił się wśród nich w hełmie i z przypiętym Żelaznym Krzyżem. Ale von Lossow nie pozwolił się wymanewrować: zażądał, aby Röhm, który wciąż był czynnym oficerem, spowodował zwrot skradzionej broni, i wysłał go pod eskortą wojska i policji, by wykonał ten rozkaz. Kilku przywódców Kampfbundu opowiedziało się za natychmiastowym rozpoczęciem akcji, ale Hitler nie chciał ryzykować. Wydał rozkaz, bojówkarze zwrócili broń do koszar i chociaż podczas przemówienia w cyrku „Krone” starał się przedstawić ten incydent w korzystnym dla siebie świetle, to jednak finał był powszechnie odebrany jako jego poważna porażka. W istocie Hitler przyznał się do niej, znikając z Monachium i
wycofując się na kilka tygodni do Obersalzbergu. Stracił pewność siebie i zląkł się, że mógłby zostać deportowany z Bawarii (był przecież wciąż obywatelem austriackim). Ale już w sierpniu i wrześniu wobec zaostrzenia się kryzysu w Niemczech Hitler ponownie stanął przed pokusą wypróbowania swego szczęścia. 11 sierpnia podał się do dymisji rząd Cuno, otwarcie przyznając się, że rozpoczęta przez niego kampania biernego oporu w Zagłębiu Ruhry nie spowodowała zmiany stanowiska Francuzów. Wydawało się, że zagrożona jest zarówno ekonomiczna, jak i polityczna jedność Rzeszy: pierwsza w rezultacie ostatecznego załamania się waluty, a druga wobec francuskiego poparcia dla separatyzmu Nadrenii, organizowanych przez komunistów strajków i zamieszek oraz ponownych wypowiedzi w Bawarii na temat zerwania z Berlinem. Nowy rząd, sformowany w sierpniu przez Stresemanna, miał tylko jedno wyjście - odwołać kampanię oporu wobec Francuzów, co z kolei mogło bez wątpienia zostać wykorzystane jako pretekst do ataków na rząd jako na „zdrajcę Ojczyzny”. Nazajutrz po olbrzymiej demonstracji w Norymberdze, zorganizowanej w celu uczczenia rocznicy klęski Francuzów pod Sedanem 2 września 1870 roku, podczas której przemawiał Hitler, wznowiono działalność Kampfbundu. Odzyskując swą dawną energię, Hitler zaczął przemawiać pięć lub sześć razy dziennie. „Reżim z listopada [1918 r.] dobiega swego kresu [powiedział słuchaczom 12 września]. Gmach chwieje się, jego konstrukcja skrzypi. Przed nami są obecnie tylko dwie możliwości: swastyka albo sowiecka gwiazda; światowy despotyzm Międzynarodówki albo święte imperium narodu germańskiego. Pierwszym aktem naprawy musi być marsz na Berlin i powołanie dyktatury narodowej”. Kwestia, kto miał być dyktatorem, pozostawała otwarta. Generał Ludendorff, który przyjął urząd przewodniczącego odrodzonego Kampfbundu, zakładał, że będzie nim on. Nie jest jasne, czy Hitler już wówczas widział siebie w tej roli, będącej czymś więcej niż rola „dobosza”. Jednakże jego podstawowy problem pozostawał nie rozwiązany. Pociągnięcie za sobą Kampfbundu nie wystarczało; musiał mieć ponadto poparcie bawarskiego rządu oraz poparcie, a przynajmniej milczącą zgodę, Reichswehry. Tymczasem rząd Bawarii, aby jasno wyznaczyć granice działania Kampfbundu, wprowadził 26 września stan wyjątkowy i mianował prawicowego polityka, von Kahra, generalnym komisarzem wyposażonym w uprawnienia dyktatorskie. Von Kahr szybko zrobił z nich użytek, zakazując zwołania czternastu masowych wieców, które planował Hitler w ramach wznowienia swej kampanii. Decydujące znaczenie miała jednak postawa Reichswehry. Tego samego dnia, w którym wiadomość o wprowadzeniu w Bawarii stanu wyjątkowego dotarła do Berlina, to znaczy 26 września, prezydent Ebert i gabinet Rzeszy spotkali się z generałem von Seecktem, naczelnym dowódcą armii, i poprosili o przedstawienie stanowiska Reichswehry. Odpowiedź generała: „Reichswehra, Herr Reichsprasident, stoi za mną”, równała się twierdzeniu, że armia, a nie rząd, jest najwyższym strażnikiem jedności Rzeszy i będzie działać tak, jak jej dowództwo uzna za stosowne, aby tę jedność zachować.
Gabinet jednak nie mógł sobie pozwolić na kłótnię z von Seecktem; jego członkowie byli zadowoleni już z faktu, że tym razem, wobec groźby wojny domowej, Reichswehra była gotowa udzielić im poparcia. Mając to poparcie, rząd mógł z kolei ogłosić stan wyjątkowy w całym kraju, powierzając uprawnienia wykonawcze nominalnie ministrowi obrony, a w rzeczywistości von Seecktowi jako naczelnemu dowódcy. Przez sześć miesięcy za pośrednictwem dowódców siedmiu okręgów wojskowych armia (podobnie jak czyniła to w czasie wojny) kontrolowała wszystko łącznie z cenami, przepisami regulującymi obieg pieniądza i warunkami pracy. Podjęta przez prawicową „czarną Reichswehrę” próba dokonania puczu została natychmiast zneutralizowana. Zdławiona została też groźba lewicowego rządu Saksonii dokonania rewolty przy pomocy czerwonej milicji. Podobne zagrożenia w Hamburgu i Turyngii zlikwidowano w ten sam sposób. Trudniej było się uporać z Bawarią. Właśnie pogłębiający się rozłam między Monachium i Berlinem dał Hitlerowi szansę. Nie tylko von Kahr odmówił uznania władzy rządu Rzeszy; także generał von Lossow, dowódca okręgu w Bawarii, nie chciał podporządkować się rozkazom von Seeckta, który domagał się zawieszenia nazistowskiego „Völkischer Beobachter” za jego gwałtowne ataki na Berlin i aresztowania czołowych bawarskich nacjonalistów. Kiedy von Seeckt zdymisjonował von Lossowa, von Kahr odmówił zaakceptowania jego następcy i mianował von Lossowa dowódcą sił Reichswehry w Bawarii. Von Seeckt przypomniał wtedy von Lossowowi i dowodzonym przez niego żołnierzom o przysiędze posłuszeństwa ale von Kahr i von Lossow, popierani przez pułkownika Seissera, komendanta bawarskiej Policji Państwowej, nie zmienili swego stanowiska. Nie jest bynajmniej jasne, co chciał osiągnąć ten triumwirat; najprawdopodobniej jego członkowie zwlekali z podjęciem ostatecznej decyzji, grając na zwłokę, aby przekonać się, jak rozwija się sytuacja. Von Kahr miał jakoby zaangażować się na rzecz marszu na Berlin i 24 października von Lossow zorganizował konferencję w celu przedyskutowania planów realizacji tego przedsięwzięcia. Celowo jednak nie zaproszono na nią Hitlera i kierownictwa SA. Hitler podejrzewał, że triumwirat zamierzał albo działać bez niego, albo pragnął skłonić von Seeckta do powołania narodowej dyktatury. W takim wypadku Bawarczycy udzieliliby mu masowego poparcia, aby zapewnić należyte uwzględnienie interesów swego kraju. Hitler i Kampfbund dokonali już własnych przygotowań i coraz bardziej niecierpliwili się z powodu zwłoki. Hitler nie mógł sobie pozwolić na powtórkę fiaska z l maja; zdawał sobie (podobnie jak triumwirowie) sprawę, że czas ucieka oraz że rząd w Berlinie może wkrótce opanować kryzys. 6 listopada Kampfbund postanowił działać na własną rękę; chodziło o postawienie von Kahra i von Lossowa przed faktami dokonanymi i pozbawienie ich możliwości odwrotu. Dowiedziawszy się, że von Kahr zaplanował na wieczór 8 listopada duży wiec z udziałem wszystkich bawarskich notabli, Hitler uznał, że będzie to właściwa pora do działania. Nie był to właściwie „pucz Hitlera”, ale „ostatnia desperacka gra
człowieka który obawiał się, że opuszczają go jego towarzyszekonspiratorzy”. W dniu wiecu około 2 tysięcy osób wypełniło szczelnie piwiarnię Bürgerbrau, aby wysłuchać przemówień przywódców bawarskich. Wkrótce po rozpoczęciu spotkania na podium wdarł się Hitler z pistoletem w dłoni, krzycząc, że rozpoczęła się narodowa rewolucja. Wypchnąwszy von Kahra, von Lossowa i Seissera do bocznego pomieszczenia powrócił, aby obwieścić, iż sformowany został tymczasowy rząd narodowy, w którym on obejmie kierownictwo polityczne, a Ludendorff zostanie naczelnym dowódcą niemieckiej armii. Stanowiska otrzymają również wszyscy członkowie triumwiratu Przy pomocy Ludendorffa sprowadził całą trójkę z powrotem na podium, gdzie triumwirowie zadeklarowali Hitlerowi lojalność i uścisnęli mu rękę podczas burzliwie oklaskiwanej sceny pojednania. Następnie wszyscy trzej przeprosili zebranych i rozpłynęli się w mroku nocy. Hitler miał jeszcze dużo do zrobienia. Kiedy doszło do decydującej akcji i użycia siły, co - jak Hitler wielokrotnie powtarzał - było jego celem, okazał się wyjątkowo nieporadny. Nic nie zostało właściwie wykonane. Kiedy Hitler w końcu pojął, że von Lossow i von Kahr odzyskali swobodę działania i przygotowują się do zduszenia powstania załamał się nerwowo, przeżywając kolejno gniew, rozpacz, apatię, przypływ nadziei, wahanie. W rzeczywistości, gdyby tylko zdobył się na wyjście i przemówienie do tłumów - które to zadanie zepchnął na Streichera - zdałby sobie sprawę, że nadal jest możliwe zmobilizowanie masowego poparcia dla marszu na Berlin. Jednak zamiast tego zamknął się w piwiarni. Oddzielony od tłumów, z których zawsze czerpał siłę, nie był w stanie podjąć decyzji czy zaryzykować zorganizowania demonstracji. W końcu decyzję tę podjął za niego Ludendorff. W południe następnego dnia poprowadził Hitlera oraz innych przywódców nazistowskich na czele kilkutysięcznej kolumny, która przekroczyła Izerę i pomaszerowała do centrum miasta. Opowiadania świadków sugerują jednoznacznie, że Hitler stracił wówczas wszelką wiarę w celowość dalszego działania. Kiedy kordon policji na Odeonsplatz otworzył ogień, szeregi demonstrantów załamały się. Czternastu uczestników pochodu i trzech policjantów zostało zabitych, a wiele innych osób odniosło rany. Podczas gdy Ludendorff kontynuował marsz i przedzierał się przez kordon, Hitler, po ściągnięciu go na ziemię, zwichnął sobie rękę, wygramolił się z tłumu i uciekł do Uffing na przedmieściach Monachium, gdzie znalazł sobie kryjówkę. Dwa dni później został aresztowany i przewieziony do więzienia w stanie krańcowego załamania. Był przekonany, że nigdy już nie podźwignie się z katastrofy, która go spotkała, oraz że tak czy inaczej zostanie rozstrzelany. Jak się okazało, nie był to koniec Hitlera. Chociaż został osądzony i skazany za zdradę, w więzieniu spędził mniej niż rok. Kiedy w końcu roku 1924 wyszedł na wolność, stanął wobec perspektywy odbudowy swej pozycji prawie od podstaw. W roku 1923 szansę na powodzenie zamachu stanu, porównywalnego z wcześniejszym o rok marszem Mussoliniego na Rzym, były minimalne. Gdyby jednak zamach się udał, Hitler co prawda wciąż jeszcze musiałby grać prawie o wszystko, ale przynajmniej
zaistniałby jako uczestnik rozgrywki. Tymczasem musiał poświęcić najbliższe pięć lat na sam powrót na scenę polityczną. W porównaniu z historycznym znaczeniem i skalą wydarzeń, w których w tym samym czasie uczestniczył Stalin, początki kariery Hitlera i pucz listopadowy, skwitowany przez światową prasę zaledwie wzmiankami, muszą wydawać się krańcowo mało ważne. A jednak podobnie jak okres przed rokiem 1917, który spędził Stalin na terminowaniu, doświadczenia Hitlera z roku 1923, w tym także wieńczące je fiasko, miały odegrać kształtujący wpływ na sposób, w jaki ostatecznie doszedł do władzy.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Sekretarz generalny Stalin: 1918-1924 (wiek od 38 do 44 lat) I
Rosyjska rewolucja z 1917 roku pozostaje jednym z najniezwyklejszych i najważniejszych wydarzeń w historii XX wieku. Bolszewicy byli najmniejszą z rosyjskich partii socjalistycznych; na początku roku 1917 liczyła ona zaledwie 25 tysięcy członków i przez większą część tego roku pozostawała w opozycji oraz w izolacji politycznej. A jednak przed końcem tego roku jej przywódcy utworzyli niespodziewanie, prawie z dnia na dzień, pierwszy socjalistyczny rząd na świecie, odpowiedzialny za olbrzymi kraj, którego ludność liczyła ponad 170 milionów. Jesienią 1918 roku mieli już za sobą rok sprawowania władzy, podczas którego zakończyli wojnę i ustanowili jednopartyjną dyktaturę, mającą reprezentować rosyjskich robotników i chłopów. Nadal jednak pozostawała wątpliwa ich zdolność do rozszerzenia swej władzy na cały kraj, a nawet przetrwania jako rządu, nie mówiąc już o realizacji programu gospodarczej i społecznej rewolucji. Założenie, które zarówno Lenin, jak i Trocki uznawali za kluczowe w swych rachubach na sukces - równoczesny wybuch rewolucji w Europie Zachodniej, a zwłaszcza w Niemczech, okazało się być pozbawione podstaw. Zamiast otrzymać pomoc od przyjaznych rządów socjalistycznych, stanęli w obliczu sojuszniczej interwencji, popierającej siły kontrrewolucyjne w Rosji. Ukraina, Polska i państwa bałtyckie, okupowane przez Niemców w ostatnim roku I wojny światowej, po jej zakończeniu powołały niezależne rządy. Byli carscy generałowie - Denikin, Judenicz i Wrangel, oraz admirał Kołczak stanęli na czele „białych” armii rosyjskich, walczących z bolszewickim rządem. W ciągu roku 1918 siły białych, do których dołączył Legion Czechosłowacki sformowany z jeńców wojennych, zajęły wszystkie kluczowe ośrodki przemysłowe i strategiczne na Syberii, na Uralu oraz w rejonie środkowej Wołgi. Na południu kozacy gen. Krasnowa posuwali się w kierunku północnym z zamiarem połączenia się z innymi siłami białych w Kazaniu i przerwania połączenia kolejowego między Carycynem i Moskwą, czyli łączności stolicy z jej ostatnim już spichlerzem na północnym Kaukazie. Racje chleba dla robotników w Moskwie i Piotrogrodzie zmniejszono do nieco ponad 30 gramów dziennie. Sam Kaukaz był podzielony między rywalizujące ze sobą lokalne władze, walczące zarówno z białymi, jak i z komunistami, a także okresowo między sobą.
Na zachodzie Polacy chcieli odzyskać ziemie ukraińskie i białoruskie, niegdyś stanowiące część państwa polsko-litewskiego. Na Dalekim Wschodzie Japończycy, a wkrótce potem Amerykanie, wprowadzili swe wojska na Syberię. Siły francuskie zajęły Odessę, a Brytyjczycy opanowali Archangielsk na północy i Baku na południu. Przez pewien czas obszar kontrolowany przez rząd Lenina był niewiele większy od zajmowanego przez piętnastowieczne Księstwo Moskiewskie. Kierownictwu partii, które stanęło przed niezwykle trudnym zadaniem opanowania tej sytuacji, nie brakowało zdolnych ludzi, ale żaden z nich nie miał żadnego doświadczenia w sprawowaniu władzy czy zarządzaniu gospodarką. Byli oni nie tylko silni w teorii i słabi w praktyce, ale odnosili się z głęboką nieufnością do tradycyjnej praktyki rządzenia, zarówno carskiej autokracji, jak i burżuazyjnych państw w Europie Zachodniej; odrzucali też całkowicie kapitalistyczne metody zarządzania gospodarką. Nie mieli doświadczenia, brakowało im również modelu czy projektu systemu alternatywnego; wszystko musiało być improwizowane. Jednak ani Lenin, ani Trocki - pierwszy wciąż przed pięćdziesiątką a drugi, podobnie jak Stalin, wciąż przed czterdziestką - nie ulękli się stojących przed nimi zadań. Lenin osiągnął cel, któremu poświęcił życie: zdobył władzę, a to wzmocniło nie tylko jego wiarę we własne siły, ale również jego autorytet. Do X Zjazdu partii w roku 1921 polityka była jeszcze przedmiotem gorących dyskusji; tolerowano różnice poglądów i krytykę. Jednak postawa, jaką Lenin, wbrew stanowisku partyjnej większości, zaprezentował wygłaszając Tezy kwietniowe, podczas rewolucji październikowej i w czasie negocjacji w Brześciu - w każdym z tych wypadków potwierdzona ostatecznym rezultatem jego poczynań - sprawiła że odtąd jego przywództwo nie było nigdy kwestionowane. Trocki uważany był przez starych bolszewików za outsidera. Do partii wstąpił dopiero w sierpniu 1917 roku, a jego władczy sposób bycia wywoływał oburzenie współtowarzyszy (poza Stalinem), którzy odbierali to jako arogancję. Jednakże działalność Trockiego w piotrogrodzkim Sowiecie, zarówno w 1905, jak i 1917 roku, oraz zasadnicza rola, jaką odegrał przy przejmowaniu władzy, sprawiły, że jego pozycja jako przywódcy rewolucyjnego nie była przez nikogo kwestionowana, zwłaszcza kiedy później, szczególnie w czasie wojny domowej, dowiódł zdolności „organizatora zwycięstwa” - Carnota1 rosyjskiej rewolucji. To samo można było powiedzieć o czterdziestoletnim Zinowiewie, o którym niewielu partyjnych przywódców wyrażało się dobrze. Był przeciwny zbrojnemu sięganiu po władzę w 1917 roku i po odrzuceniu przez Lenina koncepcji rządu koalicyjnego zrezygnował z członkostwa w Komitecie Centralnym. Mimo tego jednak Lenin wybaczył mu i Zinowiew został w roku 1919 zastępcą członka Biura Politycznego, pełnoprawnym członkiem zaś w roku 1921. Był również przewodniczącym Międzynarodówki Komunistycznej od chwili jej założenia oraz piotrogrodzkiej organizacji partyjnej. Powszechnie uważano jednak, że zawdzięczał swą pozycję faktowi, iż Lenin przyzwyczaił się polegać na 1
Lazare Nicolas Carnot [1753-1823] generał, mąż stanu, jeden z twórców armii rewolucji francuskiej, był min. ministrem wojny i ministrem spraw wewnętrznych (przyp. tłum.).
nim w okresie spędzonym na emigracji, w latach 1908-1917, i robił to nadal później - mimo że, jak sam powiedział: „On kopiuje moje błędy”. Zinowiew był dobrym mówcą i uzdolnionym popularyzatorem, ale jego pretensji do statusu intelektualisty nie brano poważnie. Udokumentowane jest również powiedzenie Lenina, iż Zinowiew jest śmiały tylko wtedy, kiedy niebezpieczeństwo już minęło. Swierdłow określił go krótko jako „personifikację paniki”, a jego próżność była przysłowiowa. Ale, osiągnąwszy szczyt, Zinowiew był zdecydowany na nim pozostać i starał się o to usilnie (w odróżnieniu od Trockiego, którego nienawidził). Zinowiewowi sprzyjał jego sojusz z Lwem Kamieniewem, urodzonym w tym samym co on roku 1883, również z żydowskich rodziców. Kamieniew zaczynał od działalności podziemnej, a w latach 1908-1914 przebywał za granicą gdzie został najbliższym, po Zinowiewie, współpracownikiem Lenina. Zesłany na Syberię w tym samym czasie co Stalin, powrócił wraz z nim w roku 1917 i ponownie nawiązał współpracę z Zinowiewem, która trwała aż do roku 1936, kiedy to na polecenie Stalina zostali postawieni przed sądem i straceni. Kamieniew, człowiek o niewielkich osobistych ambicjach, wzorujący się na swym przyjacielu Zinowiewie, ściągnął na siebie gniew Lenina za ugodową postawę, jaką zajął w latach 1917-1918. Jednakże również on uzyskał przebaczenie i został ponownie przyjęty do Komitetu Centralnego i Biura Politycznego jako kolejny znany działacz, na którym Lenin mógł polegać. Został również przewodniczącym organizacji partyjnej w innym dużym mieście - Moskwie. Solidniejszy niż Zinowiew, mimo skłonności do ulegania wpływom innych, Kamieniew był bardziej lubiany i szanowany za swe talenty jasno i precyzyjnie formułującego swe myśli publicysty i mówcy. Podobnie jak Stalin raczej w Rosji niż za granicą działali dwaj inni członkowie kierownictwa. Obaj należeli do prawego skrzydła partii, ale mieli duże doświadczenie w praktycznym działaniu, co Lenin cenił tak wysoko. Michaił Tomski był jedynym wśród czołówki bolszewickiej, który pracował jako robotnik przemysłowy; był z zawodu litografem, a do partii wstąpił dopiero w wieku 24 lat. Jego wielką zaletą było to, że był w stanie przejąć kierownictwo związków zawodowych. Na korzyść Aleksieja Rykowa przemawiał fakt, iż pochodził z chłopskiej rodziny i był rdzennym Rosjaninem. Była to zaleta, jeśli się zważy, że trzy najważniejsze stanowiska po Leninie zajmowali Żydzi: Trocki, Zinowiew i Kamieniew a czwarte Gruzin. Antysemityzm był w Rosji wciąż silny, mimo że później Hitler niestrudzenie identyfikował „Moskwę” z „syjonistyczną konspiracją światową”. Rykow objął stanowisko czołowego administratora przemysłu i w lutym 1918 roku został przewodniczącym najwyższej Rady Gospodarki Narodowej, w roku 1921 razem z Tomskim członkiem Biura Organizacyjnego Komitetu Centralnego Partii (Orgbiuro) i członkiem Biura Politycznego w roku 1922. Jedynym członkiem kierownictwa, poza Leninem i Trockim, którego można bez wątpienia określić jako intelektualistę, był Nikołaj Bucharin. Był on również etnicznym Rosjaninem, urodzonym w 1888 roku w rodzinie nauczyciela Zanim poświęcił się całkowicie działalności rewolucyjnej, podobnie jak Kamieniew krótko studiował na uniwersytecie
moskiewskim. W roku 1911 wyemigrował za granicę. Bucharin był zafascynowany teorią ekonomii, a jego książka Imperializm a gospodarka światowa poprzedzała i wywarła wpływ na dzieło Lenina na ten sam temat. Po powrocie do Rosji w 1917 roku Bucharin został przywódcą lewego skrzydła partii. Występował przeciwko układowi z Brześcia opowiadając się za wojną rewolucyjną oraz dostarczył teoretycznego uzasadnienia dla metod komunizmu wojennego w pracy Gospodarka okresu przejściowego, będącej śmiałą próbą oceny i obrony „kosztów rewolucji”, jego zdaniem nieuchronnych. Był tak samo błyskotliwy jak Trocki, chociaż w odróżnieniu od niego cieszył się popularnością zwłaszcza wśród młodszych członków partii. Obdarzony zarówno osobistym wdziękiem, jak i zdolnościami, był beniaminkiem partii, jak określał go Lenin. Ale Lenin uważał go również za człowieka niestałych poglądów i „miękkiego jak wosk”. Być może dlatego właśnie, choć wybrany na zastępcę (kandydata) członka Politbiura w 1919 roku, nie uzyskał pełnego członkostwa aż do roku 1924, już po śmierci Lenina. Bucharin nigdy nie piastował żadnego wyższego stanowiska ani w partii, ani w rządzie i nawet nie mógł mierzyć się z innymi jako polityk; wykazywał jednak dużą niezależność myślenia często występując przeciwko Leninowi w kwestiach teoretycznych. Bucharin przekonał się do Nowej Polityki Ekonomicznej i został jej głównym adwokatem, propagując ją jako stałą zmianę dotychczasowego kursu. W Instytucie Czerwonych Profesorów zgromadził wokół siebie grupę młodych ekonomistów, którzy propagowali jego idee. Sam mógł je rozpowszechniać również jako redaktor naczelny „Prawdy” i nowego dziennika Komitetu Centralnego „Bolszewik”. Tak przedstawiała się grupa ludzi, którzy, wraz ze Stalinem, stanowili na początku lat dwudziestych najwyższe kierownictwo Związku Radzieckiego i byli jego głównymi przeciwnikami w walce o sukcesję po śmierci Lenina. Na szczęście dla nich kłótnie wśród „białych” i brak jakichkolwiek uzgodnień między obcymi mocarstwami w kwestii interwencji sprawiły, że sytuacja komunistów nie była tak beznadziejna, jak się wówczas mogło wydawać, pod warunkiem jednak wykorzystania przez nich przewagi poprzez powołanie jednolitego dowództwa i stworzenie sprawnych sił zbrojnych. Zważywszy stan, w jakim znajdowała się pobita armia rosyjska, której morale komuniści starali się wszelkimi sposobami osłabić, było to zadanie niezwykle trudne. Trocki jednakże, mianowany w marcu 1918 roku komisarzem spraw wojskowych i morskich, okazał się niespodziewanie uzdolnionym organizatorem wojskowym. Zarządzono pobór do wojska i do końca 1918 roku wcielono do Armii Czerwonej 800 tysięcy ludzi. Oceniano, że w szczytowym okresie, w roku 1920, liczyła ona 2,5 miliona żołnierzy. Niepowodzenie próby inwazji na Polskę brutalnie odebrało Leninowi złudzenia, że przez użycie Armii Czerwonej można będzie rozszerzyć rewolucję na resztę Europy. Jednakże armii tej udało się pokonać białogwardzistów, położyć kres nadziejom interweniujących mocarstw na likwidację rewolucyjnej władzy Rosji oraz do roku 1922 rozszerzyć władzę radziecką na większą część terytorium przedrewolucyjnej Rosji, z wyjątkiem obszarów na zachodzie, gdzie utracono Besarabię, część Polski, znajdującą się wcześniej pod zaborem
rosyjskim, państwa bałtyckie i Finlandię. Taka była sytuacja, w której przyszło działać Stalinowi w latach 19181921. Problem Hitlera w tych latach polegał na powołaniu i takiej rozbudowie ruchu, aby był on brany poważnie. Żywił przekonanie, że jeśli uda mu się tego dokonać, zachowa dla siebie pozycję przywódcy. Problem Stalina był zupełnie inny. Partia komunistyczna została już powołana i sformowała rząd. Stalin w obu tych procesach odegrał pewną rolę, ale nie taką która usprawiedliwiałaby późniejsze przedstawianie go jako głównego współpracownika Lenina. Wówczas żaden z przywódców bolszewickich nie uważał go za ewentualnego następcę Lenina i nie da się ustalić, kiedy w Stalinie zrodziła się taka ambicja. Lenin w roku 1920 miał pięćdziesiąt lat i był tylko dziewięć lat starszy od Stalina który nie mógł przewidzieć, że jego przywódca dozna pierwszej serii ataków apopleksji w maju 1922 roku i umrze już w styczniu 1924 roku nie ukończywszy pięćdziesięciu czterech lat. Bez wątpienia jednak Stalin uważał siebie za kandydata do sukcesji od lata 1922 roku, a być może nawet wcześniej. Problem polegał na tym, jak miał umocnić swą pozycję w kierownictwie, aby z jego ambicjami zaczęto się liczyć. W Radzie Komisarzy Ludowych Stalin sprawował funkcję komisarza do spraw narodowości. Możliwości, jakie dawało to stanowisko, były ograniczone. W trzy tygodnie po bolszewickim zamachu w roku 1917 Stalin wziął udział w zjeździe Fińskiej Partii Socjaldemokratycznej, na którym proklamował prawo Finów do niepodległości. Dekret gwarantujący to prawo został podpisany przez Lenina, a Stalin działał zgodnie z zasadą samookreślenia, zawartą w jego rozprawie z 1913 roku Marksizm i narodowości. Nie tylko mienszewicy, jak np. Martow, ale również bolszewicy, tacy jak Bucharin i Dzierżyński, krytykowali tę politykę, określając ją jako „wyprzedaż” mniejszych narodów na rzecz burżuazyjnego nacjonalizmu kosztem Rosji i rosyjskiej rewolucji. W okresie generalnego rozpadu, jaki nastąpił po obaleniu rządu carskiego, nacjonalistyczne ruchy we wszystkich krajach pogranicznych powołały nowe rządy o nastawieniu antybolszewickim, dążące do całkowitego oddzielenia się od Rosji. Doszło do tego nie tylko w Polsce i krajach bałtyckich, ale również na Kaukazie, w Azji Środkowej, a nawet na Ukrainie. Z drugiej strony odrzucenie wprost zasady narodowego samookreślenia zniweczyłoby wszelkie nadzieje na utrzymanie tych ludów w ramach Związku Radzieckiego i skłoniłoby je do szukania poparcia u sił antybolszewickich. Stalin rozwiązał tę kwadraturę koła, interpretując prawo do samookreślenia jako „sposób w walce o socjalizm, podporządkowany zasadom socjalizmu”. Innymi słowy, narodowa autonomia była do przyjęcia tylko wówczas, jeśli realizowano ją pod kontrolą komunistów. Otwierając w maju 1918 roku konferencję poświęconą utworzeniu Tatarsko-Baszkirskiej Autonomicznej Republiki Radzieckiej, Stalin dał jasno do zrozumienia co miał na myśli: „Autonomia jest formą. Cała sprawa polega na tym, jakie klasy sprawują kontrolę w ramach tej formy. Rząd radziecki jest za autonomią,
ale tylko za taką autonomią, w której cała władza jest w rękach robotników i chłopów, w której burżuazja wszelkich narodowości jest nie tylko pozbawiona władzy, ale również uczestnictwa w wyborach organów władzy”. Przyjęcie nowej koncepcji autonomii ułatwił fakt, iż Stalin stopniowo odchodził od pierwotnie głoszonych zasad. Podczas prac komisji powołanej do opracowania projektu konstytucji radzieckiej w roku 1918 Stalin zrezygnował z propagowanej wcześniej scentralizowanej struktury państwa na rzecz formy federalizmu, opartej na jednostkach narodowoterytorialnych. Michaił Reisner, występując przeciwko zaleceniom Stalina argumentował, że reprezentują one w istocie „ukryty centralizm pod przykrywką struktury federalnej”. Miał zupełną rację, ale Stalin (przy poparciu Lenina) odniósł zwycięstwo. Wszystkie te zmiany miały okazać się ważne w przyszłości, ale do czasu rozstrzygnięcia kwestii samego przetrwania reżimu były niczym więcej jak tylko gestami. Podczas gdy Lenin pozostawał w Moskwie, aby trzymać w swych rękach wszystkie nitki władzy, a Trocki osiągał kolejne sukcesy jako komisarz spraw wojskowych, innych przywódców radzieckich wysyłano w specjalnych misjach do zapalnych rejonów w miarę ich pojawiania się. Lenin wykazał takie samo zaufanie do Stalina, jako specjalisty od rozwiązywania trudnych sytuacji, jakie miał w 1917 roku, powierzając mu najbardziej skomplikowane zadania. Nie zawiódł się w swym zaufaniu. W warunkach chaosu panującego w latach 1918-1919 Stalin nie tracił zimnej krwi i okazał się zdolny do pełnienia przywódczej roli oraz opanowania sytuacji, chociaż stosował dość brutalne środki, łącznie ze zbiorowymi egzekucjami bez procesu sądowego. W odróżnieniu od doświadczeń Hitlera jako Frontkampfera w I wojnie światowej doświadczenia Stalina w czasie wojny domowej sprowadzały się do działalności jako komisarza politycznego lub specjalnego przedstawiciela na stosunkowo niskim szczeblu dowodzenia. Nie miał on żadnych doświadczeń frontowych. Jednakże w obu przypadkach wcześniejsze doświadczenia miały wpłynąć na ich działalność jako naczelnych dowódców podczas II wojny światowej. Pierwsze poważniejsze zadanie, jakie otrzymał Stalin, wiązało się ze stanowiskiem w Carycynie nad Wołgą (później przemianowanym na Stalingrad, a obecnie noszącym nazwę Wołgograd), gdzie był on odpowiedzialny za zapewnienie nieprzerwanych dostaw żywności do Moskwy i Piotrogrodu. W dwadzieścia cztery godziny po przybyciu do tego miasta 6 czerwca Stalin informował, że rozprawił się z „bachanaliami spekulantów” poprzez wprowadzenie stałych cen żywności i jej racjonowanie. 7 lipca, nazajutrz po próbie zamachu stanu podjętej przez socjalistów-rewolucjonistów, zapewniał Lenina: „Zrobione będzie wszystko, aby zapobiec tutaj ewentualnym niespodziankom. Bądźcie pewni, że nasza ręka nie zadrży. Ścigam i wymyślam komu trzeba. Nie będziemy nikogo oszczędzać, ani nas, ani innych, ale będziemy wam wysyłać żywność”. Właśnie podczas pobytu Stalina w Carycynie po raz pierwszy ujawnił się jego konflikt z Trockim. Przyczyną sporu była decyzja Trockiego, jako
komisarza spraw wojskowych, wykorzystania byłych carskich oficerów w rozbudowującej się Armii Czerwonej. Lojalności owych oficerów mieli strzec komuniści przydzieleni im jako komisarze polityczni. Wielu działaczy partyjnych kwestionowało celowość takiej polityki. Do jej przeciwników zaliczał się też Lenin, który ustąpił dopiero wtedy, kiedy dowiedział się od Trockiego, że tych „specjalistów wojskowych” (jak ich nazywano) jest w szeregach Armii Czerwonej ponad 40 tysięcy i że bez nich i bez ponad 200 tysięcy byłych carskich podoficerów armii groziłoby niebezpieczeństwo rozpadu. To wymuszone sytuacją rozwiązanie rodziło wiele trudności. Podczas wojny domowej dochodziło do licznych przypadków zdrady, duży sprzeciw wykazywali też nadal przywódcy wielu czerwonych ugrupowań paramilitarnych, którzy nie chcieli podporządkować się konserwatywnym byłym oficerom carskim, jak również wielu lewicowych komunistów, którzy przypominali Leninowi i Trockiemu ich wcześniejsze obietnice zastąpienia stałej armii (oraz policji politycznej) milicją ludową. Północnokaukaski Okręg Wojskowy wkrótce stał się ośrodkiem opozycji wobec polityki Trockiego i jednym ze źródeł, podobnie jak wcześniej komitet bolszewicki w Baku, z którego Stalin pozyskiwał godnych zaufania ludzi. Ściśle związany ze Stalinem był Woroszyłow, stary bolszewik i agitator polityczny w fabryce sprzętu artyleryjskiego w Carycynie, przed dziesięciu laty sekretarz organizacji robotników przemysłu naftowego i członek komitetu bakijskiego. Choć Woroszyłow nie miał doświadczenia wojskowego, Stalin doprowadził do mianowania go dowódcą 10 armii. Komisarzem politycznym w tej armii był Sergo Ordżonikidze, także współtowarzysz z okresu bakijskiego, który przekonał Lenina, aby włączył Stalina do Komitetu Centralnego partii w roku 1912. Obaj ci ludzie zostali członkami mafii Stalina, razem z Budionnym, byłym sierżantem kawalerii, który odniósł znaczne sukcesy jako przywódca partyzancki. Trocki określał ich pogardliwie jako „opozycję podoficerów”, ale wszyscy trzej dzięki Stalinowi awansowali na wysokie stanowiska w aparacie władzy. Woroszyłow zastąpił Trockiego na stanowisku komisarza spraw wojskowych; Ordżonikidze odgrywał kluczową rolę w realizacji stalinowskiego programu industrializacji i został członkiem Biura Politycznego, a Budionnego (razem z Woroszyłowem) mianowano jednym z pierwszych marszałków Związku Radzieckiego. Na Froncie Północnokaukaskim w roku 1918 grupa z Carycyna ignorowała rozkazy otrzymywane z centrum, odmawiała współpracy z wykształconymi oficerami z byłej armii regularnej i była wielokrotnie oskarżana o niesubordynację przez Trockiego oraz Rewolucyjną Radę Wojenną. W cytowanym już liście do Lenina z 7 lipca Stalin domagał się oddania mu władzy zarówno wojskowej, jak i cywilnej. Trzy dni później Stalin wysłał kolejną depeszę: „Dla dobra sprawy muszę mieć władze wojskową... Ale nie otrzymałem odpowiedzi. Bardzo dobrze. W takim razie ja sam, bez formalności, usunę dowódców armii i komisarzy, którzy wszystko psują. Do tego zmusza mnie dobro sprawy i oczywiście brak kawałka papieru od Trockiego nie powstrzyma mnie”.
Za zgodą Trockiego Stalinowi przyznano uprawnienia, o jakie się ubiegał, i powołano go na stanowisko przewodniczącego Północnokaukaskiej Rady Wojskowej, ale nie pozostawiono mu wątpliwości co do tego, że Lenin wspiera swym autorytetem Rewolucyjną Radę Wojenną. Nie przyczyniło się to jednak w najmniejszym stopniu do powstrzymania Stalina, który zachęcał lokalnych dowódców, aby nie zwracali uwagi na rozkazy otrzymywane z góry, i wbrew instrukcjom z Moskwy odwoływał rozkazy byłego carskiego generała Sytina, mianowanego przez Trockiego dowódcą Frontu Południowego, oraz odmówił uznania jego władzy. Tym razem Trocki kategorycznie domagał się odwołania Stalina i groził postawieniem Woroszyłowa przed sądem wojskowym, jeśli nie wykona rozkazów. Lenin ustąpił, ale aby osłabić ten cios, wysłał jednego ze swych najbliższych współpracowników, Jakowa Swierdłowa, sekretarza Komitetu Centralnego Partii, specjalnym pociągiem, aby sprowadził Stalina do Moskwy z wszystkimi honorami i mianował go członkiem Rewolucyjnej Rady Wojennej, jak również nowej Rady Obrony Robotników i Chłopów, powołanej w końcu listopada 1918 roku w celu mobilizacji zasobów kraju do prowadzenia wojny. Lenin apelował zarówno do Trockiego, jak i do Stalina, aby porzucili spory i podjęli współpracę. Stalin poczynił pewne starania w tym kierunku, wychwalając Trockiego w kilku przemówieniach, ale Trocki nie mógł zdobyć się na ukrycie poczucia wyższości. „Dopiero znacznie później [pisał w swej autobiografii] zdałem sobie sprawę, że Stalin próbował nawiązać pewien rodzaj poufałych stosunków. Jednakże odrzucały mnie te właśnie cechy, które wzmacniały jego... Wąski krąg jego zainteresowań, psychologiczny prymitywizm i szczególny cynizm człowieka z prowincji, który został wyzwolony z krępujących go przesądów przez marksizm, ale który nie zastąpił ich filozoficznym światopoglądem, wszechstronnie przemyślanym i przyswojonym przez jego umysł”. Jeśli chodzi o Stalina, jego konflikt z Trockim również wykraczał poza kwestie polityki czy taktyki. Przed rozpadem koalicji z lewicowymi eserowcami bolszewicy byli reprezentowani w najwyższych władzach przez trzech ludzi - Lenina, Trockiego i Stalina. Później jednak Stalin został wyeliminowany i podczas gdy pozostawał w cieniu, rząd radziecki stał się znany jako rząd Lenina i Trockiego, podobnie zresztą jak partia. Stalin zawsze akceptował przywództwo Lenina, tym bardziej że Lenin był od niego starszy o dziewięć lat. Jednakże Trocki był jego rówieśnikiem. Do jego uzdolnień intelektualnych i talentów oratorskich doszła najpierw sława twórcy Armii Czerwonej, a później „organizatora zwycięstwa” w wojnie domowej. Dla człowieka tak ambitnego jak Stalin i tak obciążonego dokuczliwym poczuciem niższości, kariera Trockiego była nie do zniesienia tym bardziej, że Trocki pogardliwie odmawiał uznania go za poważnego rywala. Lenin robił wszystko co w jego mocy, aby załagodzić konflikt między tymi ludźmi, których cenił, nawet jeśli osądzał ich stosując różne kryteria. O tym, że Stalin nie utracił zaufania Lenina, świadczy zlecanie mu kolejnych zadań na froncie, na którym pozostawał aż do zakończenia
wojny domowej. W styczniu 1919 roku wysłano go na front wschodni, aby sporządził raport na temat dotkliwej klęski i utraty Permu. W maju umacniał obronę Piotrogrodu przed „białymi” i polecił dokonać egzekucji 67 oficerów marynarki wojennej w Kronsztadzie za nielojalność. Jeszcze w tym samym roku przerzucono go ponownie na Front Południowy, aby zablokował ofensywę „białych” na Moskwę, po zdobyciu Orła przez Denikina. Stalin zyskał sobie w roku 1919 mieszane opinie: owszem, zdolny człowiek, na którym można polegać, ale jednocześnie trudny we współpracy i kierujący się własnym subiektywnym odczuciem. Głośno chwalił się swoimi osiągnięciami, ostro krytykując innych, dostrzegał zdradę i spisek tam, gdzie inni widzieli tylko nieskuteczność i bałagan, trawiła go zazdrość i poświęcał tyle samo energii na kłótnie z kolegami, których uważał za rywali, co na walkę z wrogiem. Jak relacjonuje Trocki, kiedy Politbiuro postanowiło przyznać mu Order Czerwonego Sztandaru za jego zasługi w ocaleniu Piotrogrodu jesienią 1919 roku, Kamieniew z pewnym zakłopotaniem zaproponował, aby ten sam order przyznać Stalinowi. Kalinin zapytał: „Za co?”, a wtedy Bucharin wziął go na stronę i powiedział: „Nie rozumiesz? To pomysł Lenina. Stalin nie może znieść, jeśli nie ma czegoś, co ma kto inny. Nigdy tego nie wybaczy”. Ostatni epizod, w którym uczestniczył Stalin podczas wojny domowej, dostarczył dalszych dowodów potwierdzających wady, za jakie był krytykowany. W maju 1920 roku armia polska dokonała inwazji na Ukrainę i zajęła Kijów. Polacy zostali odrzuceni przez radziecką kontrofensywę, w wyniku której Armia Czerwona znalazła się nad Bugiem. Powstało pytanie, czy żołnierze radzieccy powinni przekroczyć tę rzekę i kontynuować ofensywę na rdzennie polskich terenach w celu zajęcia Warszawy. Zarówno Stalin, jak i Trocki byli temu przeciwni. Jednakże Lenin zajął inne stanowisko. Wciąż miał nadzieję, że rewolucja za granicą przyjdzie z pomocą Rosji. W roku 1919 odbyło się w Moskwie inauguracyjne posiedzenie Międzynarodówki Komunistycznej (w skrócie nazywanej Kominternem), na które przybyli delegaci z dziewiętnastu krajów. Przywódcą I Międzynarodówki (Międzynarodowego Stowarzyszenia Robotników) w latach 1864-1876 był Marks; II Międzynarodówka, międzynarodowe zrzeszenie partii i organizacji socjalistycznych, powołana w 1889 roku i opowiadająca się za demokracją parlamentarną, rozpadła się, kiedy jej członkowie w chwili wybuchu wojny w 1914 roku znaleźli się po przeciwnych stronach. Wykorzystując sytuację Lenin powołał III Międzynarodówkę (Międzynarodówkę Komunistyczną) z siedzibą w Moskwie, opowiadającą się za rewolucją światową pod przywództwem Rosji. II Kongres Kominternu w roku 1920 zgromadził delegatów z 37 krajów i przyjął sformułowany przez Lenina program złożony z 21 punktów. Idea dokonania inwazji na Polskę była dla Lenina kusząca, ponieważ - jak powiedziała Klara Zetkin, wchodząca w skład delegacji Niemieckiej Partii Komunistycznej do Kominternu - chciał on „wybadać Europę za pomocą bagnetów Armii Czerwonej” i spróbować połączyć się z Niemcami, wciąż znajdującymi się w niepewnej sytuacji. Trocki oraz
dwóch Polaków, Dzierżyński i Radek, nadal sprzeciwiali się, ale Stalin przeszedł na stronę Lenina i głosował z większością Politbiura za ofensywą na Warszawę. Stalin nie brał udziału w głównym uderzeniu. Jego przeprowadzenie powierzono 27-letniemu Tuchaczewskiemu, byłemu porucznikowi wojsk carskich, który odznaczył się w wojnie domowej. Stalin był wówczas przedstawicielem Politbiura w Południowo-Zachodniej Grupie Armii, a do jego obowiązków należało obserwowanie sił Wrangla na Krymie i ewentualnej interwencji Rumunii, jak również południowego odcinka frontu wojny z Polską. Prowadził pełną złośliwości wymianę poglądów z Leninem i Politbiurem na temat reorganizacji Frontów. „Otrzymałem waszą notatkę na temat podziału Frontów - telegrafował do Lenina. Politbiuro nie powinno zajmować się tego rodzaju nonsensownymi drobiazgami”. Stalin i wojskowy dowódca Frontu PołudniowoZachodniego, Jegorow, otrzymali jednak rozkazy przerzucenia znacznych sił na północ w celu wsparcia lewego skrzydła sił Tuchaczewskiego idących na Warszawę. Stalin najpierw zwlekał, a później odmówił wykonania tego rozkazu, kontynuując niezależne działania l Armii Konnej, dowodzonej przez Budionnego, w celu zajęcia leżącego na południu Polski Lwowa. Kiedy 16 sierpnia Polacy rozpoczęli kontrofensywę przeciwko Tuchaczewskiemu, Armia Czerwona doznała decydującej klęski. Do tej klęski w znacznej mierze przyczyniło się wykorzystanie przez Polaków faktu, iż lewe skrzydło wojsk rosyjskich nie było osłonięte. Przez całe lata trwały zacięte spory, kto był za to odpowiedzialny. Odbiły się one na stosunkach między Stalinem i Tuchaczewskim w latach trzydziestych. Stalin został odwołany do Moskwy, otrzymał naganę od Lenina na IX Konferencji Partyjnej i nie brał już udziału w ostatniej kampanii wojny domowej przeciwko siłom Wrangla na południu. Jednakże jego pozycja w kierownictwie nie osłabła. Na VIII Zjeździe partii, zorganizowanym w marcu 1919 roku, nazwisko Stalina figurowało wśród sześciu innych na liście kandydatów do Komitetu Centralnego. Został członkiem zarówno podkomisji Komitetu Centralnego powołanych przez Zjazd, jak i pięcioosobowego Biura Politycznego i Biura Organizacyjnego. Do komisariatu do spraw narodowości dodał Inspekcję Robotniczo-Chłopską (rosyjski skrót: Rabkrin), która miała kontrolować poszczególne departamenty rządu. Fakt, że częściowo ponosił odpowiedzialność za katastrofę w Polsce i wycofał się ze spraw wojskowych, nie przeszkodził mu zupełnie w jednoczesnym piastowaniu tylu odpowiedzialnych stanowisk. Bez wątpienia podstawową przyczyną tego stanu rzeczy było to, iż Stalin okazał się być zbyt pożytecznym i zbyt pilnie pracującym członkiem wewnętrznego kierownictwa, aby się go pozbyć. Trocki wspomina, że zapytał Sieriebriakowa, członka Komitetu Centralnego, który współpracował ze Stalinem w Radzie Wojennej Frontu Południowego, czy dwaj członkowie Komitetu byli rzeczywiście potrzebni i czy Sieriebriakow nie mógł sobie poradzić bez Stalina. „Po namyśle Sieriebriakow odpowiedział: »Nie, naciskać tak, jak Stalin, nie umiem, to nie moja specjalność«. Lenin bardzo cenił u Stalina umiejętności »naciskania«”.
Stanowisko Lenina było decydujące, a wydaje się, że za główne zalety Stalina uważał nie tylko jego gotowość podjęcia się każdego zadania, ale również właśnie tę brutalność, którą w postscriptum do swego tzw. Testamentu (4 stycznia 1923 roku) potępił jako grubost’ (grubiaństwo w mowie i zachowaniu) i z powodu której nalegał na usunięcie Stalina ze stanowiska sekretarza generalnego. Na początku lat dwudziestych Lenin wciąż jeszcze uważał tę cechę za proletariacką prostotę „praktyka”, która po raz pierwszy zwróciła jego uwagę na Stalina i którą uważał za ważny element w kierownictwie partii, w znacznej mierze złożonej z intelektualistów pochodzenia burżuazyjnego (zaliczał się do nich sam Lenin). Stalin szybko zorientował się, że daje mu to wobec Lenina uprzywilejowaną pozycję, i wykorzystał ten fakt w pełni. II Chociaż zwycięstwo w wojnie domowej przesądziło kwestię dalszego istnienia reżimu sowieckiego, to jednak koszty tego zwycięstwa wywierały potężny wpływ na jego dalszy rozwój. Najbardziej odczuwalne były olbrzymie straty ludzkie - pierwsze tego rodzaju, wręcz niewiarygodne, a jednak jak najbardziej autentyczne liczby, które pojawiły się na kartach historii. Szacuje się, że w samej wojnie domowej zginęło 15 milionów mężczyzn, kobiet i dzieci, a podczas klęski głodu, która nastąpiła zaraz potem, liczba ta zwiększyła się o 16-17 milionów, jeśli doda się do tego żołnierzy i cywilów zabitych podczas I wojny światowej. Wszystko to wydarzyło się w latach 1914-1922. Według demografów liczba ludności Rosji w roku 1923 była o około 30 milionów mniejsza, niż wynikałoby to z przewidywań. Straty materialne i zniszczenia były nie mniej poważne. Produkcja przemysłowa w roku 1920 osiągnęła nie więcej niż jedną siódmą produkcji z roku 1913, nastąpiło załamanie się pieniądza, robotnikom trzeba było płacić w naturze, a jedynym rodzajem handlu stał się handel wymienny. Tego rodzaju klęski, które prawie wyeliminowały zdobycze socjalne i ekonomiczne Rosji, uzyskane od czasu zniesienia pańszczyzny w roku 1861, każdy rząd postawiłyby w obliczu olbrzymich trudności na drodze do stymulowania odbudowy i osiągnięcia poziomu z lat przedwojennych. Było to szczególnie trudne dla rządu uzależnionego w realizacji programu radykalnych przemian od zindustrializowanego i zurbanizowanego sektora. Przed rokiem 1914 ludność miast stanowiła mniej niż 10 procent ogółu ludności (większość jej mieszkała w małych miastach prowincjonalnych), a tylko 2 procent pracowało w przemyśle wytwórczym i maszynowym. Dla porównania wskaźnik ten dla Stanów Zjednoczonych wynosił wówczas ponad 11 procent. A właśnie ten sektor, w znacznie większym stopniu niż o wiele liczniejszy sektor ludności wiejskiej, poniósł największe straty podczas wojny domowej. Odsetek ludności miejskiej zmniejszył się z 19 do 15 procent. Moskwa straciła połowę mieszkańców, Piotrogród zaś dwie trzecie. Zgony i emigracja zdziesiątkowały potencjał intelektualny, administracyjny i zarządzający klasy średniej i zmniejszyły o połowę liczebność klasy robotniczej, na której opierał się system sowiecki. Wielu
robotników zginęło walcząc w szeregach Armii Czerwonej, inni zaś (ocenia się ich liczbę na 8 milionów) powrócili do rodzinnych wsi. W najlepszym stanie przetrwała wieś. Liczba ludności wiejskiej wzrosła do ponad czterech piątych i ponad 86 procent ogółu pracujących. Wzrosło także znaczenie chłopstwa jako klasy. W latach 1917-1921 rosyjskie wsie objęła rewolucja i tak jak przepowiadał Stalin, partia komunistyczna - aby zdobyć i utrzymać poparcie chłopów - musiała zrezygnować z wszelkich zamiarów nacjonalizacji ziemi lub kolektywizacji rolnictwa i pozwolić (nie mając zresztą innego wyboru) na przepędzenie posiadaczy ziemskich oraz podział ich majątków. W rezultacie rozmiary działek wyrównały się i wzrosła liczba „średniaków”, zmniejszając z jednej strony odsetek najbiedniejszych i bezrolnych chłopów, a z drugiej chłopów najbogatszych. Miało to ważne skutki gospodarcze w postaci zmniejszenia się nadwyżek żywności, które ta ostatnia grupa dostarczała na rynek. W konsekwencji zmniejszyły się dostawy żywności do miast i na potrzeby Armii Czerwonej. Jeszcze ważniejsze były jednak konsekwencje społeczne. Został bowiem osłabiony sektor miejsko-przemysłowy, od którego komuniści spodziewali się poparcia w procesie modernizacji, podczas gdy sektor wiejsko-rolniczy, zakorzeniony we własnej, starej i głęboko konserwatywnej kulturze, wzmocnił się doprowadzając do odwrócenia tendencji przedwojennych. Z punktu widzenia chłopów parcelacja ziemi, która - ich zdaniem - zawsze do nich należała i została im skradziona przez obszarników, wyrównywała stare krzywdy i uzupełniała emancypację z roku 1861. Zniesiono, co prawda, wówczas pańszczyznę, ale nie przyznano im ziemi. Każdy rząd, który próbowałby ponownie odebrać im ziemię z zamiarem kolektywizacji rolnictwa napotkałby zdecydowany opór. Poza przesunięciami w układzie sił społecznych ważnym skutkiem wojny domowej była zmiana charakteru partii komunistycznej. „Komunizm wojenny”, jako określenie używane do opisów tego etapu historii partii, odnosi się bowiem nie tylko do jej udziału w operacjach wojskowych, ale również do „militaryzacji” innych dziedzin jej działalności. Trzeba by geniuszu Goyi, aby w rosyjskiej wersji Okrucieństw wojny przedstawić przerażający charakter wojny domowej i zobojętnienie, jakie wywołała ona po obu stronach wobec nagminnego stosowania tortur, palenia wsi i rozstrzeliwania jeńców. Komunistyczne kierownictwo, przywykłe do rozkazywania i posługiwania się siłą oraz terrorem, zaczęło traktować przymus również jako sposób rozwiązywania trudnych problemów gospodarczych i społecznych. Jak stwierdził Karol Radek, w tym czasie komuniści „mieli nadzieję na wymuszenie - z karabinem w dłoni - drogi na skróty, do bezklasowego społeczeństwa”. W dekrecie z 2 września 1918 roku, który wprowadził stan wyjątkowy, rząd określił republikę radziecką mianem „zbrojnego obozu”. Podobnie „militarnych” metafor używano powszechnie przy określaniu polityki partii wobec przemysłu, siły roboczej i zaopatrzenia. W zdewastowanym i zdezorganizowanym kraju najbardziej dotkliwym z tych problemów było zaopatrzenie w żywność. Chociaż Lenin, niechętnie, zgodził się na odroczenie kolektywizacji rolnictwa, to jednak był
zdecydowany położyć kres wolnemu handlowi zbożem, oświadczając, że jest on równoznaczny z przywróceniem kapitalizmu. Jednym z głównych posunięć komunizmu wojennego było zorganizowanie uzbrojonych „oddziałów żywnościowych”, zajmujących się rekwizycją posiadanych przez chłopów nadwyżek zboża (lub tego, co uznawano za nadwyżki). Opór wobec tej praktyki był powszechny. Chłopi ukrywali swoje zapasy i ograniczali produkcje, co jeszcze bardziej zmniejszało ilość żywności. Jak przyznał później sam Lenin, była to polityka katastrofalna w skutkach i trzeba było z niej zrezygnować. W latach 1918-1920 określał ją jednak jako „prawdziwie fundamentalną walkę kapitalizmu z socjalizmem” i utrzymywał, że należy ją prowadzić w sposób bezwzględny, mimo iż budziła wśród chłopstwa niechęć do nowej władzy. Sytuacja robotników przemysłowych była równie trudna. W pierwszym porywie entuzjazmu w listopadzie 1917 roku wydano dekret o przekazaniu robotnikom kontroli nad fabrykami, ale jego rezultaty okazały się katastrofalne. Produkcja przemysłowa załamała się niemal zupełnie i Lenin nie miał innego wyjścia, jak zwrócić się do „burżuazyjnych” specjalistów o niezbędną pomoc w zarządzaniu i nadzorowaniu technologii. Wywierał też nacisk na związki zawodowe, by spowodowały wzrost wydajności pracy. Rząd już wówczas zaczął militaryzować siłę roboczą. Najpierw skierowano żołnierzy do takich prac, jak wyrąb lasów oraz transport żywności i paliwa. Później, z inicjatywy Trockiego, zorganizowano ich w „armie pracy”. W trzecim etapie zamiast żołnierzy z poboru do pracy w przemyśle kierowano mobilizowanych jak w wojsku robotników. Było to posunięcie, które Trocki, nowo mianowany komisarz do spraw transportu, propagował jako sposób przywrócenia dyscypliny pracy. W roku 1920 Trocki opublikował Obronę terroryzmu, w której wyłożył możliwie najprzystępniej zasady komunizmu wojennego. Odrzucając demokrację parlamentarną, równość wobec prawa oraz prawa obywatelskie jako burżuazyjne oszustwa, argumentował, że walka klas może być prowadzona jedynie przy użyciu siły, a nie kart do głosowania. Odrzucenie terroru równało się odrzuceniu socjalizmu. Kto chciał osiągnąć ostateczny cel, musiał być zdecydowany na użycie właśnie tego środka: a la guerre comme de la guerre (na wojnie jak to na wojnie), jak zwykł mawiać Lenin. Organizacja państwa służyła interesom mas pracujących, ale: „[...] nie wyklucza to elementu przymusu w całej jego sile. Zasada przymusowego świadczenia pracy równie radykalnie i trwale zastąpiła zasadę wolnego najmu, jak uspołecznienie środków produkcji zastąpiło własność kapitalistyczną”. Jednakże wiosną 1921 roku u kresu wojny domowej Lenin zmienił politykę. Zrezygnowano z militaryzacji pracy i rekwizycji. Ktoś mógłby więc zapytać, po co wspominać teraz okres komunizmu wojennego, skoro nie był on niczym więcej niż okresem przejściowym, który zakończył się wraz z wyjątkowymi warunkami wojny domowej? Odpowiedź na to pytanie jest następująca: znaczna liczba członków partii, jak zobaczymy to później, przyjęła argumenty Lenina z 1921 roku, uzasadniające zmianę kursu, ale uczyniła to niechętnie i nadal wspominała z dumą wojnę domową i komunizm wojenny jako heroiczny okres historii partii, w
którym rewolucyjna wola zerwania z przeszłością i narzucenia społeczeństwu nowego porządku, bez względu na koszty, nie była krępowana przez kompromis. Przekształcając porażkę w zwycięstwo, osiągnięto wtedy nierealny na pozór cel. Dlatego kiedy Stalin, któremu znane były te doświadczenia, postanowił w końcu lat dwudziestych ponowić próbę „szturmowego” zakończenia rewolucji, starając się wyzwolić dalsze zasoby rewolucyjnej energii, mógł odwołać się do tradycji komunizmu wojennego jako precedensu niewątpliwie wówczas bardzo dla niego przydatnego. Ale na początku lat dwudziestych prąd zaczął płynąć w odwrotnym kierunku i Stalin, idąc za wskazaniami Lenina, dał się mu unieść. Przez cały okres wojny domowej jako czynnik zapobiegający zbyt silnemu oporowi wobec komunistów działała obawa, iż klęska „czerwonych” spowoduje przywrócenie starego porządku i spełnienie żądań byłych posiadaczy ziemskich domagających się zwrotu majątków. Czynnik ten zanikł, kiedy zwycięstwo „czerwonych” stało się pewne. Powracający żołnierze i dezerterzy potęgowali buntownicze nastroje wsi i zimą 1920-1921 roku powstania chłopskie, w których brały udział kilkutysięczne watahy, osiągnęły w okolicach Tambowa rozmiary wojny partyzanckiej. Równocześnie nasilające się niepokoje wśród robotników Moskwy, Piotrogrodu i innych ośrodków przemysłowych znalazły swój wyraz w strajkach i demonstracjach, zwłaszcza po komunikacie rządu, iż racje chleba zostaną zmniejszone o jedną trzecią. W miarę zmiany sytuacji na frontach wojny domowej na korzyść komunistów, opozycja wobec Lenina i polityki kierownictwa zaczęła pojawiać się również w szeregach partii. Na IX Zjeździe partii w marcu 1920 roku grupa nazywająca siebie demokratycznymi centralistami zaprotestowała przeciwko wzrastającej centralizacji władzy i autorytarnemu tonowi przyjętemu przez kierownictwo. Przywódca tej grupy, Timofiej W. Sapronow, określił Komitet Centralny jako „małą garstkę partyjnych oligarchów”. Latem i jesienią 1920 roku przedmiotem krytyki stało się zagadnienie demokracji w sektorze przemysłowym. Znaczny odłam klasy robotniczej, partii i związków zawodowych nie mógł się pogodzić z rezygnacją z wiary w robotniczą kontrolę nad fabrykami, którą Lenin odrzucił jako utopijną iluzję i z powrotem zatrudnił zawodową kadrę zarządzającą. Zaczął też naciskać na związki zawodowe, aby udzieliły priorytetu dyscyplinie przemysłowej i wzrostowi wydajności pracy. Tzw. opozycja robotnicza, pod przywództwem Aleksandry Kołłontaj i Aleksandra Szlapnikowa (byłego robotnika przemysłu metalowego i pierwszego ludowego komisarza do spraw pracy), wzywała do zwiększenia udziału proletariatu w podejmowaniu decyzji oraz autonomii dla związków zawodowych oraz ich dominującej roli w zarządzaniu przemysłem. W ciągu sześciu miesięcy poprzedzających X Zjazd partii w marcu 1921 roku na jej najwyższych szczeblach rozpoczęła się otwarta debata, będąca wyrazem protestu przeciwko wzrastającej centralizacji i militaryzacji władzy oraz coraz większej przepaści między proletariatem i reprezentującymi go przywódcami. Lenin bardziej niż Trocki skłonny do kompromisu ze związkami zawodowymi, był jednak zdecydowany nie
ustępować w podstawowej dla niego sprawie - roli partii jako awangardy, autorytatywnego przywódcy proletariatu. W roku 1902, w rozprawie Co robić?, stwierdził: „Nie może być mowy o niezależnej ideologii wykształconej przez same masy pracujące”. Doświadczenia tylko potwierdzały ten pogląd: bez partii, która mogłaby go realizować, dyktatura proletariatu była nonsensem. Lenin nie miał zamiaru pozwolić na zniszczenie jedności partii, ulegając jej lewemu skrzydłu, które apelowało o demokrację robotniczą. Rzucając na szalę swój ogromny autorytet i wykorzystując wszystkie dostępne środki zdołał uzyskać zdecydowane poparcie delegatów na zjazd partii, który miał się zebrać 8 marca 1921 roku. Jednakże na sześć dni przed tym terminem partia doznała potężnego wstrząsu w postaci zbrojnej rewolty marynarzy i załogi garnizonu bazy marynarki wojennej w Kronsztadzie. W 1917 roku baza ta była twierdzą bolszewików, ale teraz wzywała w imieniu Października, do trzeciej rewolucji w celu obalenia represyjnego reżimu komunistów, czyli „komisarokracji”. „Był to błysk światła - jak przyznał później Lenin - który rozjaśnił rzeczywistość lepiej niż cokolwiek innego” i ujawnił, jak poważny kryzys zagrażał partii. Odpowiedź Lenina była zdecydowana. Po pierwsze, rewolta musiała zostać stłumiona. Fakt, iż Tymczasowy Komitet Rewolucyjny w Kronsztadzie usprawiedliwiał podjętą akcję, cytując, wbrew komunistycznemu kierownictwu, żądania i slogany zapożyczone od bolszewików z pierwszych dni rewolucji październikowej, okazał się bez znaczenia. W oczach Lenina była to kontrrewolucja i jedyne pytanie brzmiało: „kto kogo?” Opór żołnierzy Armii Czerwonej, którzy nie chcieli strzelać do marynarzy i robotników, pokonano mieszaniną obietnic, gróźb i kłamstw. W rezultacie uderzenia nadzorowanego z Moskwy przez Trockiego i dowodzonego przez Tuchaczewskiego twierdza została zdobyta szturmem i kilkuset, a być może nawet kilka tysięcy, jej obrońców rozstrzelano bez sądu. Lenin wykorzystał tę okazję do postawienia znaku równości między lewicową opozycją i „siłami kontrrewolucyjnymi”, które działały w Kronsztadzie. W przemówieniu inauguracyjnym wygłoszonym na zjeździe partii potępił tzw. opozycję robotniczą jako zagrożenie dla bezpieczeństwa rewolucji. Reprezentowała ona - jak powiedział - „odchylenie anarchosyndykalistyczne” i „kryjące się za plecami rewolucji drobnomieszczańskie elementy anarchistyczne”. Lenina jednakże nie zadowoliło stłumienie rewolty i zrzucenie za nią odpowiedzialności na tzw. opozycję robotniczą. Poszedł za ciosem, aby dotrzeć do korzeni problemu, wykazując raz jeszcze niezwykłą zdolność do wyciągania przykrych nawet wniosków i opartych na nich zdecydowanych działań. Jak przyznał później: „Posunęliśmy się za daleko [...] nie uzyskaliśmy wystarczającej bazy [...] Masy wyczuły to, czego myśmy nie mogli, jak dotąd, świadomie sformułować [...] to znaczy to, że bezpośrednie przejście do czysto socjalistycznych form wykracza poza nasze siły i że jeśli nie okażemy się zdolni do wycofania się i do poświęcenia łatwiejszym zadaniom, zagrozi
nam katastrofa”. Stosując się do tej samej zasady, która skłoniła go do zaakceptowania układu z Brześcia, Lenin wykazał gotowość poświęcenia wszystkiego, aby utrzymać władzę, nie kierując się ambicjami osobistymi, ale dążeniem do osiągnięcia wyznaczonych celów. Decydującym ustępstwem („chłopskim Brześciem”, jak określił je niezależnie myślący Riazanow) było natychmiastowe zniesienie przymusowych rekwizycji zboża i żywności, które zastąpiono zwykłymi podatkami, początkowo w naturze, a później w pieniądzach. Nadwyżki chłopi mogli swobodnie sprzedawać. Stosowną uchwałę zjazd podjął dopiero po wysłaniu ponad 200 delegatów na agitację wśród niechętnie nastawionych żołnierzy Armii Czerwonej, których pędzono przez pola lodowe pod groźbą użycia broni do ataku na garnizon w Kronsztadzie. Jak powiedział jeden z doświadczonych komisarzy politycznych, oświadczenie, iż rekwizycje zostaną zniesione, spowodowało „radykalną zmianę nastrojów wśród żołnierzy - chłopów”. Przemiany w sferze gospodarki, dokonane pod wpływem Lenina nie były tylko chwilowym manewrem. Umożliwiły przywrócenie małych i średnich prywatnych przedsiębiorstw przemysłowych i handlowych. Zachęcano prywatny kapitał do ponownego inwestowania w Rosji, nawet w wielkim przemyśle, ustabilizował się rubel. W istocie powstała w Rosji gospodarka mieszana oraz w dużej mierze wolny handel, zastępując komunizm wojenny. Była to ważna zmiana strategii. Stosując tę Nową Politykę Ekonomiczną (NEP), Lenin miał nadzieję na likwidację gnębiących kraj niedoborów i na przy wrócenie sprawnej gospodarki. „Poszliśmy za daleko [powiedział na zjeździe partii] na drodze nacjonalizacji handlu i przemysłu [...] Wiemy, że tylko porozumienie z chłopstwem może ocalić socjalistyczną rewolucję w Rosji do czasu wybuchu rewolucji w innych krajach”. Tymczasem w dłuższej perspektywie państwo zarezerwowało sobie prawo własności wielkiego przemysłu, handlu zagranicznego i transportu, jak również ogólną kontrolę nad gospodarką. Zezwoliło na konkurencję sektora znacjonalizowanego i prywatnego w przekonaniu, że socjalizm okaże swą wyższość i będzie stopniowo się rozszerzać, podczas gdy sektor prywatny będzie się kurczyć. Pod wrażeniem powstania w Kronsztadzie propozycje Lenina zostały uchwalone prawie bez dyskusji. Pytanie, czy był to taktyczny odwrót czy „ewolucja”, pozostaje bez odpowiedzi. Istniało jednak oczywiste niebezpieczeństwo, że tak radykalna i nagła zmiana polityki może pogłębić podziały w łonie partii po przezwyciężeniu kryzysu. Lenin starał się do tego nie dopuścić, równoważąc zwiększenie swobód w sferze gospodarczej wzmocnieniem centralnej kontroli w dziedzinie politycznej. Z tym właśnie wiąże się duże znaczenie kryzysu z 1921 roku dla kariery Stalina. Podczas dyskusji na zjeździe Lenin poparł obietnicę Bucharina, iż wraz z zakończeniem wojny domowej nastąpi rezygnacja z centralizmu w wojskowym stylu i przywróci się demokrację wewnątrzpartyjną. Był to jednak tylko wstęp, gdyż później oświadczył: „Nadszedł czas, aby skończyć z opozycją okiełznać ją; mieliśmy już dosyć opozycji!”.
Ostatniego dnia zjazdu Lenin przedstawił niespodziewanie dwie nowe rezolucje: O syndykalistycznym i anarchistycznym odchyleniu w naszej partii oraz O jedności partii. Pierwsza formalnie potępiała tezę opozycji robotnicze o zarządzaniu gospodarką przez związki zawodowe jako „niesłuszną pod względem teoretycznym” i świadczącą o odrodzeniu herezji syndykalistycznych. Głosiła, że poglądy tego rodzaju są obrazą marksizmu, jednak z użytych w niej sformułowań wynikało jasno, że naprawdę chodzi o brak zgodności z forsowaną przez Lenina tezą, iż: „[...] Tylko partia polityczna klasy robotniczej, tj. partia komunistyczna, jest w stanie zjednoczyć, wychować, zorganizować taką awangardę proletariatu i ogółu mas pracujących, która - jedyna - potrafi przeciwstawić się nieuniknionym drobnoburżuazyjnym wahaniom tych mas [...] i recydywom ograniczoności zawodowej lub przesądów zawodowych wśród proletariatu”. Druga rezolucja ogłaszała rozwiązanie wszelkich ugrupowań z odrębną platformą, takich jak opozycja robotnicza i grupa demokratycznych centralistów, pod rygorem natychmiastowego wykluczenia ich członków z partii. Specjalna klauzula ( w rozdziale 7), nie ujawniona aż do stycznia 1924 roku, upoważniała Komitet Centralny „w przypadku złamania dyscypliny lub odrodzenia czy tolerowania sekciarstwa do stosowania wszystkich kar partyjnych, łącznie z wydaleniem”, nawet wobec członków samego Komitetu Centralnego. Obie rezolucje uchwalono przytłaczającą większością głosów, a Karol Radek podsumował nastroje na zjeździe słowami, które miały okazać się prorocze zarówno dla niego samego, jak i wielu innych: „Głosując za tą rezolucją czuję, że może być ona łatwo użyta przeciwko nam, a mimo to ją popieram [...] Niech Komitet Centralny w momencie zagrożenia podejmie najsurowsze kroki przeciwko najlepszym towarzyszom partyjnym, jeśli uzna to za konieczne [...] niech Komitet Centralny nawet się myli! Jest to mniej niebezpieczne niż niezdecydowanie, które można obecnie obserwować”. Wkrótce po zakończeniu X Zjazdu Lenin wykazał, jak niewielkie znaczenie przywiązuje do rezolucji o związkach zawodowych i partyjnej demokracji. Uznał je za potrzebne, aby uspokoić swych krytyków, był jednak zdecydowany wyplenić „sekciarstwo” w partii z taką samą surowością jaką wykazał podczas dławienia rewolty w Kronsztadzie. Podczas czystki w latach 1921-1922 aż jedna trzecia członków partii została z niej wydalona. Kiedy przywódcy opozycji robotniczej odmówili wyrzeczenia się własnych poglądów, odwołując się nawet (zresztą bezskutecznie) do Międzynarodówki Komunistycznej, zostali ponownie potępieni przez Lenina na XI Zjeździe partii w marcu 1922 roku, a dwóch przywódców tej „frakcji” usunięto wówczas z szeregów partyjnych. III Stalin bynajmniej nie odgrywał pierwszoplanowej roli w dyskusjach prowadzonych w partii w latach 1921-1922. Realizował linię Lenina w okresie komunizmu wojennego i kiedy Lenin dokonał nagłego zwrotu,
propagując NEP, poszedł w jego ślady. Nikt jednak nie skorzystał z tego bardziej niż on sam i to z dwóch powodów. Wprowadzony przez Lenina zakaz „frakcyjności” miał ułatwić w przyszłości Stalinowi posunięcie się dalej i przekształcenie partii w monolityczną strukturę, podobnie jak aprobata Lenina dla stosowanych przez CzeKa metod usprawiedliwiła późniejsze wyniesienie terroru do rangi systemu rządów. Poparcie, jakiego Stalin udzielił Leninowi, wywołało także skutki natychmiastowe i bardziej bezpośrednie. Jeżeli Lenin naprawdę chciał wykorzenić opozycję i ochronić partię przed zgubnymi skutkami frakcyjności, wymagało to czegoś więcej niż wygrywania dyskusji i uchwalania rezolucji na zjazdach - wymagało to systematycznego, codziennego zarządzania partią. Nie było to zadanie, na które Lenin, uznany przywódca zarówno rządu, jak i partii, mógł znaleźć czas, ani też praca, do której miałby zamiłowanie czy predyspozycje którykolwiek z pozostałych trzech członków Politbiura - Trocki, Kamieniew czy Zinowiew. Jednakże dla piątego członka Biura Politycznego, Stalina, było to naturalne przedłużenie roli, którą odgrywał od roku 1917 i dzięki której zyskał zaufanie Lenina. Polegała ona na utrzymywaniu kontaktów między centrum i funkcjonariuszami oraz członkami partii spoza obu stolic, którzy łatwiej mogli porozumieć się z człowiekiem w rodzaju Stalina, tak samo jak oni wywodzącym się z prowincji, niż z byłymi emigrantami i intelektualistami w rodzaju Trockiego, Zinowiewa czy Bucharina. Podobną funkcję spełniały piastowane przez Stalina stanowiska ministerialne. Jako komisarz do spraw narodowości - stanowisko to odzyskało dawne znaczenie po zakończeniu wojny domowej - był przedstawicielem Politbiura i Komitetu Centralnego, z którym musieli współpracować lokalni bossowie na Ukrainie, na Kaukazie i w Azji Środkowej w działaniach sprowadzających się do odbudowy imperium rosyjskiego. Jego drugie stanowisko rządowe było rezultatem wizyty na Uralu w połowie 1919 roku, kiedy stwierdził, że praktycznie wszyscy z 4766 urzędników władzy radzieckiej w prowincji Wiatka pochodzili z carskiej biurokracji, administracja była niesprawna i przeżarta korupcją, a także brakowało skutecznych środków łączności, za pomocą których rząd centralny mógł zapewnić realizację swych poleceń. Stalin zaproponował powołanie „komisji kontrolno-rewizyjnej”, działającej za pośrednictwem zespołów robotniczo-chłopskich. Leninowi spodobał się ten pomysł i w taki właśnie sposób Stalin został mianowany komisarzem Rabkrinu, czyli Inspekcji Robotniczo-Chłopskiej. Propozycja Stalina i przyjęcie jej przez Lenina wykazywały jednak, jak byli oni niedoświadczeni w rozwiązywaniu problemów biurokracji. Chociaż zapoczątkowano szkolenie nowej generacji urzędników państwowych, inspekcja Robotniczo-Chłopska okazała się niezdolna do rozwiązania jakichkolwiek problemów. Rzeczywisty problem był bowiem o wiele głębszy. Dopiero po rewolucji październikowej Lenin zaczął poważnie myśleć o roli partii po objęciu przez nią władzy. W roku 1920, kiedy napisał Dziecięcą chorobę lewicowości w komunizmie, dyktaturę proletariatu określał jako: „[...] Wytrwałą walkę z siłą i tradycjami starego społeczeństwa [...] z siłą
przyzwyczajeń milionów i dziesiątków milionów. Bez żelaznej partii zahartowanej w walce, bez partii cieszącej się zaufaniem wszystkiego co uczciwe w danej klasie, bez partii zdolnej do obserwowania i wpływania na nastroje mas niemożliwe jest pomyślne prowadzenie takiej walki”. Lenin wyrażał się wystarczająco jasno na temat zasad, ale znacznie mniej jasno na temat sposobów pełnienia przez partię jej funkcji w sytuacji, kiedy przestała działać w konspiracji i stała się władzą. Przyczyną tego stanu rzeczy były wzajemne relacje między formalnym i rzeczywistym rozdziałem władzy w Związku Radzieckim. Nowe państwo rosyjskie wedle konstytucji stanowiło Republikę Rad. Jej rząd, Rada Komisarzy Ludowych (Sownarkom - często określana jako gabinet lub Rada Ministrów), był formalnie organem wykonawczym Wszechrosyjskiego Zjazdu Rad, a każdy komisarz odpowiadał za jeden lub więcej resortów rządowych. Rzeczywistą władzę jednak nadal sprawowała partia komunistyczna, ciało nie wymienione ani w konstytucji z 1918, ani z 1924 roku. Polityki nie ustalał ani Zjazd Rad, ani Rada Komisarzy Ludowych. Ta ostatnia nie była organem wykonawczym, jak głosiła konstytucja, Zjazdu Rad, ale Komitetu Centralnego partii komunistycznej i jej Politbiura Tam członkowie Rady Komisarzy Ludowych, spotykający się jako przywódcy partii komunistycznej, ustalali politykę, a następnie jako komisarze ludowi wydawali polecenia poszczególnym ministerstwom, za które byli odpowiedzialni, w celu realizacji tej polityki. Ale kto miał w istocie ją realizować? Pięć lat po rewolucji Lenin powiedział na IV Kongresie Międzynarodówki Komunistycznej: „Natomiast u dołu [są] setki tysięcy dawnych urzędników, których otrzymaliśmy w spadku od cara i od społeczeństwa burżuazyjnego, działających częściowo świadomie, częściowo nieświadomie przeciwko nam. [...] Musimy tu pracować przez wiele lat, aby udoskonalić aparat, zmienić go i przyciągnąć nowe siły. Partia nie była w stanie przejąć administracji państwowej czy zarządzania znacjonalizowanym już przemysłem. Jej członkom brakowało niezbędnego doświadczenia; do czasu wykształcenia nowego pokolenia aż do 1928 roku - nowy reżim musiał polegać (podobnie jak w Armii Czerwonej) na administratorach i kadrze kierowniczej z okresu przedrewolucyjnego. Partia w tym okresie nadzorowała, pobudzała i inspirowała machinę państwową. Jednym z pierwszych zadań partii było wzmocnienie armii dzięki systemowi komisarzy politycznych oraz nadzorowaniu wyborów i debat w radach poczynając od zgromadzenia wiejskiego, a kończąc na Radzie Najwyższej. W latach dwudziestych partia rozszerzyła penetrację aparatu państwowego na wszystkich szczeblach, w tym również administracji republik związkowych (jak np. Ukrainy), wielkich miast, takich jak Piotrogród i Moskwa, znacjonalizowanego przemysłu i związków zawodowych. Prowadzenie takiej polityki wymagało systematycznej i dokładnej pracy Sekretariatu KC partii, a przede wszystkim zmian w systemie jej organizacji. Pierwszej próby w tym kierunku dokonano w marcu 1919 roku, po śmierci kierującego sekretariatem Jakowa Swierdłowa, który zadowalał się personelem złożonym z 15 zaledwie osób i sam panował nad
wszystkim. To właśnie wówczas formalnie uznano istnienie Biura Politycznego (Politbiura), zajmującego się sprawami polityki, i powołano Biuro Organizacyjne (Orgbiuro), zajmujące się realizacją tej polityki i sprawami organizacji partii. Jednakże rozwiązania zastosowane po śmierci Swierdłowa okazały się niewystarczające; równocześnie coraz bardziej oczywista stawała się potrzeba takiej organizacji pracy organów centralnych, aby nie były one w zbyt wielkim stopniu przeciążone bieżącymi zadaniami. Po X Zjeździe partii Stalin w sposób naturalny przejął odpowiedzialność za kierowanie pracą Sekretariatu, jako człowiek, o którym Lenin wiedział, że może na nim polegać, i jako jedyny członek Komitetu Centralnego, który wchodził w skład tak Biura Organizacyjnego, jak Biura Politycznego partii. Jego formalna nominacja 4 kwietnia 1922 roku, po XI Zjeździe, potwierdzała posiadaną już de facto przez Stalina władzę i została przez prasę skwitowana w sposób rutynowy. Z dzisiejszej perspektywy jest to fakt godny uwagi, zważywszy, że jako sekretarz generalny partii - nie objął żadnego innego stanowiska do maja 1941 roku, kiedy to mianował się przewodniczącym Sownarkomu, czyli Rady Ministrów - osiągnął pozycję arbitralnej władzy osobistej, rzadko spotykanej we współczesnym państwie. Jednakże jest prawie pewne, że wówczas nie wiedział, jak dalece będzie mógł rozbudować swoje nowe stanowisko. Jak Stalin wykorzystał możliwości stwarzane mu przez to stanowisko? Robert Tucker argumentował, że - wbrew stereotypowym poglądom Stalin nie był „urodzonym organizatorem” oraz że z jego instynktowną personalizacją każdej sprawy nie był szczególnie predysponowany do roli administratora. To prawda, ale Stalin nie był zwykłym administratorem, zainteresowanym administracją jako taką. Tym, co wyróżniało Stalina (w sposób równie zdecydowany jak talent charyzmatycznego mówcy wyróżniał Hitlera), była jego instynktowna umiejętność przekształcania władzy administracyjnej w polityczną. Niezwykłość obu tych ludzi polegała na umiejętności wykorzystania własnych uzdolnień - w wypadku Hitlera mówcy; organizatora i członka gremiów partyjnych w wypadku Stalina - do przejęcia kontroli nad partią i wyzyskania tej kontroli do stworzenia osobistej formy władzy, której nikt nie mógłby rzucić wyzwania. Dlaczego Lenin i inni członkowie Politbiura pozwolili na skoncentrowanie tak wielkiej władzy w rękach jednego człowieka? Początkowo nikt nie zdawał sobie sprawy z ogromu ambicji Stalina i nie zastanawiał się nad tym, jak wiele funkcji sprawuje równocześnie. Po prostu była praca, którą należało wykonać i na którą nie miał szczególnej ochoty żaden z pozostałych przywódców. Stalin chciał się jej podjąć, a Lenin, Kamieniew, Zinowiew, a nawet niekiedy Trocki, byli zadowoleni, że mogą mu ją zaproponować. Jedynym człowiekiem, po którym można by się spodziewać, że dostrzeże nadciągające niebezpieczeństwo, był Lenin, ale jego normalnie wyostrzoną czujność polityczną osłabiła potrzeba, aby ktoś zajął się zadaniami wymagającymi, według niego, pilnej uwagi, oraz odczucie, iż Stalin jest jedynym z przywódców partii, na którym może polegać, że wywiąże się z tych zadań.
Kiedy były członek Sekretariatu partii, Prieobrażenski, zabierając głos na XI Zjeździe partii (marzec 1922 roku) zapytał, w jaki sposób Stalin, czy ktokolwiek inny, może łączyć obowiązki sekretarza generalnego partii z kierowaniem pracą dwóch komisariatów (ministerstw), Lenin odparł: „A kto z nas jest bez grzechu? Kto nie przyjmował kilku obowiązków naraz? Cóż zresztą można zrobić innego? Cóż możemy teraz zrobić, by zachować obecny stan rzeczy w Ludowym Komisariacie do Spraw Narodowości, by uporać się ze wszystkimi turkiestańskimi, kaukaskimi i innymi zagadnieniami? [...] musimy więc mieć człowieka do którego przedstawiciel każdego narodu mógłby przyjść i szczegółowo opowiedzieć, o co chodzi. Gdzie go znaleźć? Sądzę, że nawet Prieobrażenski nie mógłby wymienić innej kandydatury oprócz towarzysza Stalina. To samo dotyczy Inspekcji Robotniczo-Chłopskiej. Gigantyczna sprawa. Po to jednak, by umieć kierować kontrolą trzeba, by na czele stał człowiek mający autorytet - w przeciwnym razie ugrzęźniemy, utoniemy w drobnych intrygach”. Lenin dostrzegał wady Stalina. Według Trockiego, kiedy po raz pierwszy wymieniono Stalina jako kandydata na sekretarza generalnego, Lenin zauważył: „Ten kucharz zgotuje tylko pieprzne dania”. Ale nie zasugerował innego nazwiska. Zawsze robiły na nim wrażenie „praktyczne” zdolności Stalina i był przekonany, że sobie z nim poradzi. Bez wątpienia nie przeczuwał zagrożenia dla własnej pozycji do czasu, kiedy w miesiąc po mianowaniu Stalina sekretarzem generalnym obezwładnił go pierwszy atak apopleksji (maj 1922). W ciągu trzech lat, jakie dzieliły śmierć Swierdłowa i sukcesję Stalina wiele się zmieniło. Liczba pracowników Sekretariatu zwiększyła się z 30 do 600 (na rok przed przejęciem steru przez Stalina), a zadania zostały rozdzielone między wiele wydziałów i biur. Jako sekretarz generalny Stalin otoczył się, podobnie jak wcześniej w Carycynie, grupą zastępców, którzy utożsamiali swoje kariery z jego karierą i razem z nim szli do góry. Dwoma jego czołowymi współpracownikami byli Wiaczesław M. Mołotow i Łazar Kaganowicz. Obaj przeżyli go i zostali usunięci ze stanowisk dopiero przez Chruszczowa w 1957 roku. Mołotow, którego prawdziwe nazwisko brzmiało Skriabin, był bratankiem znanego kompozytora, przez krótki czas studiował na wydziale mechaniki uniwersytetu moskiewskiego. Był jednym z nielicznych bolszewików wywodzących się z burżuazji, którzy związali się ze Stalinem od początku. W dniach rewolucji lutowej miał 27 lat. Fatalnie jąkał się, nosił binokle, a jego nieprzenikniona twarz odzwierciedlała sposób bycia, który niezmiennie go charakteryzował. W 1920 roku został zastępcą członka Komitetu Centralnego, a pełnoprawnym członkiem w roku 1921. Równocześnie wszedł w skład Sekretariatu i Biura Organizacyjnego. Rok później został wybrany pełnoprawnym członkiem Biura Politycznego i jako najbliższy współpracownik Stalina został przewodniczącym Rady Ministrów. Zyskał sobie sławę jako szef dyplomacji radzieckiej, który wynegocjował pakt między ZSRR i nazistowskimi Niemcami. Kaganowicz, Żyd-renegat, był twardym, niezmordowanym i bezlitosnym aparatczykiem, który zyskał sobie opinię najlepszego administratora w ZSRR. Zdecydowany wyrwać się z nędzy, w której wyrósł w wiosce
ukraińskiej, bardzo wcześnie postanowił, podobnie jak Mołotow, związać wszystkie swoje nadzieje ze Stalinem, z którym się całkowicie identyfikował. Głęboko zaangażował się w realizację stalinowskiego programu przyspieszonej industrializacji i stał się sławny jako człowiek, który zainicjował budowę moskiewskiego metra. Kaganowicz zdał egzamin z lojalności podczas czystek, kiedy Stalin zapytał go, czy jego brat Michaił, wówczas minister przemysłu lotniczego, powinien być rozstrzelany. Kaganowicz odparł wówczas, że powinny zadecydować o tym kompetentne organy. Sprawa zakończyła się tak, że jego brat popełnił samobójstwo. Mołotowa wezwano tylko po to, aby przyjął do wiadomości decyzję wysłania jego żony do obozu pracy. Zarówno Mołotow, jak i Kaganowicz położyli podwaliny pod swe kariery jako zastępcy Stalina w Sekretariacie Komitetu Centralnego partii. Kaganowicz przetrwał wszystkie zawieruchy dziejowe i w roku 1988 odkryto, że wciąż żyje, mieszka w Moskwie i pobiera emeryturę. Miał wówczas 95 lat. Jednakże najodporniejszy okazał się Ormianin Anastas Mikojan, który, podobnie jak Kaganowicz, był w latach dwudziestych członkiem Komitetu Centralnego i zastępcą członka Politbiura. Mianowany komisarzem do spraw handlu Związku Radzieckiego, okazał się na tyle sprytny, że przetrwał wszystkich innych działaczy z ery stalinowskiej, pozostając członkiem Politbiura, a później Prezydium KC KPZR, aż do roku 1966, kiedy to ze wszystkimi honorami odszedł na emeryturę. W Sekretariacie Komitetu Centralnego Stalin stworzył własne przyboczne biuro: Tajny Wydział Komitetu Centralnego, który obsługiwał Politbiuro, Orgbiuro i Sekretariat. Pierwszym szefem tego wydziału był Iwan Towstucha, intelektualista i uczony marksistowski, który działał w podziemiu, był na zesłaniu na Syberii i na emigracji. (Według Bażanowa, który przez pewien czas pracował w Sekretariacie, Stalin kiedyś powiedział do Towstuchy: „Moja matka miała kozła, który wyglądał dokładnie jak wy, nie nosił tylko binokli”.) Zupełnie inny był późniejszy szef Tajnego Wydziału, Aleksandr N. Poskriebyszew, o którym mówiono, że nigdy nie podnosił głosu, ale posługiwał się skrajnie ordynarnym językiem i robił wrażenie zupełnie niewykształconego. Poskriebyszew pracował początkowo w pakowni i awansował jedynie dlatego, że w Sekretariacie nie było żadnego pracownika fizycznego. Jednym z jego zadań jako szefa „specjalnej sekcji” Tajnego Wydziału była rozbudowa służby wywiadowczej, mającej penetrować wszystkie ogniwa systemu radzieckiego, łącznie z armią, OGPU (policja polityczna, czyli CzeKa, od lutego 1922 roku znana była jako GPU, a w lipcu 1923 roku, z okazji utworzenia ZSRR, przemianowano ją na OGPU) i Kominternem, tak aby dać Stalinowi szczególnego rodzaju przewagę nad rywalami. Poskriebyszew przez 25 lat był osobistym sekretarzem Stalina niewolniczo mu oddanym i nie zadającym żadnych pytań niezależnie od tego, co kazano mu robić. Kontrolował dostęp do Stalina, podobnie jak Bormann kontrolował dostęp do Hitlera, ale w odróżnieniu od swego niemieckiego odpowiednika nie starał się wykorzystać stanowiska do rozszerzenia własnej władzy. Nikt nie znał lepiej niż on tajemnic Stalina, ale nie ujawnił żadnej. Poskriebyszew przetrwał wszystkie zmiany i czystki tylko po to,
aby w ostatnim roku życia dyktatora paść ofiarą zżerającej go podejrzliwości wobec wszystkiego i wszystkich i zostać nagle zwolnionym. W Sekretariacie Komitetu Centralnego powstały liczne wydziały, w tym Wydział Agitacji i Propagandy (Agitprop), który zajmował się, poza propagandą i prasą, również ideologią i kulturą. Jednakże najważniejszą funkcją Sekretariatu było ścisłe kontrolowanie, reorganizowanie, a w koniecznych wypadkach przenoszenie lub wydalanie pełnoetatowych funkcjonariuszy partyjnych na wszystkich szczeblach i na całym olbrzymim obszarze kraju leżącym, poza dwiema stolicami - Moskwą i Piotrogrodem. Po wojnie domowej powstały duże obszary, na których regionalne i obwodowe komitety i szefowie partyjni przyzwyczaili się do samodzielnego działania i do utrzymywania jedynie słabych powiązań z Moskwą. Sekretariat przystąpił do porządkowania tej stajni Augiasza, wzmacniając władzę centralną i łączność wewnątrzpartyjną. Na podstawie ciągle aktualizowanych informacji, zebranych przez Sekretariat w pierwszym roku rządów Stalina mógł on podać, że ponad 10 tysięcy nominacji funkcjonariuszy partyjnych dokonano w ciągu ubiegłych 12 miesięcy. Kolejnych 1000 nominacji dokonano w roku następnym, w tym czterdziestu dwu regionalnych sekretarzy partii. Właśnie do kierowania tymi pracami Stalin sprowadził Łazara Kaganowicza do Sekretariatu. Stalin nie stworzył machiny partyjnej; zakończył tylko dzieło jej organizowania. Do 1923 roku Orgbiuro i Sekretariat dysponowały szczegółowymi informacjami o każdym z 485 tysięcy członków partii i były w stanie umieszczać nominatów, którym mogły ufać, na wszystkich partyjnych szczeblach. Nie tylko Stalin, ale i Lenin oraz inni przywódcy komunistyczni - tak samo jak Hitler - uważali, że władza i przywództwo powinny być sprawowane z góry oraz że podwładni na niższych szczeblach muszą być odpowiedzialni za realizację „słusznej linii”. Stalin mógł twierdzić, że dostarczył im środków zapewniających funkcjonowanie systemu. „Kadry określają wszystko” - stało się jednym z jego ulubionych powiedzeń. - „Po wyborze słusznej linii sukces zależy od pracy organizacyjnej [...] i właściwego doboru ludzi”. Ale prawdą było i to, że największe korzyści z tego stanu rzeczy odniósł Stalin. W praktyce funkcjonariuszy partyjnych nie wybierali już lokalni członkowie, nie odpowiadali też oni przed terenowymi organizacjami: „rekomendowani” przez centrum, byli wchłaniani przez centralną biurokrację i stawali się od niej zależni w rozdziale zadań i awansach. Aparatczycy, z których wielu należało do twardej, nowej generacji, zahartowanej przez wojnę domową i dążącej (jak np. Chruszczow) do osiągania kolejnych stopni w hierarchii służbowej, utworzyli odrębną grupę, głęboko zainteresowaną utrzymaniem własnej władzy i prerogatyw. Nie potrzebowali dużo czasu, aby zorientować się, że w obu tych sprawach są uzależnieni nie tylko od przychylności Stalina ale również od zwiększenia jego władzy. Również Stalin szybko zdał sobie sprawę z istnienia tej wzajemnej zależności oraz z tego, że niezawodność aparatczyków jest jego największym atutem w przyszłej walce o władzę. Nikt inny w Politbiurze nie wiedział tak wiele o partii poza Moskwą i
Piotrogrodem; nikt inny nie znał tylu funkcjonariuszy z awansującej generacji, którym mógł zapewnić „wybór” na partyjne zjazdy i konferencje czy wysunąć jako kandydatów do Komitetu Centralnego; nikt inny, aby posłużyć się określeniem z historii Rzymu, nie miał tak dużej liczby klientów. Co więcej, Stalin - w znacznie większym stopniu niż którykolwiek z jego rywali - był człowiekiem, z którym partyjni sekretarze mogli identyfikować się w sposób najbardziej naturalny, człowiekiem, który całe swe doświadczenie zdobył w Rosji, a nie na emigracji, był „praktykiem” podobnie jak oni, rozumiejącym ich problemy i ich punkt widzenia, a nie intelektualistą traktującym ich protekcjonalnie, z góry. Stalin, uznawany przez kolegów z kierownictwa za człowieka trudnego, zawsze miał czas dla przybysza z prowincji, gotów był cierpliwie go wysłuchać i udzielić rady zyskując sobie w ten sposób kolejnego klienta. Do czasu rekonwalescencji Lenina po pierwszym ataku w 1922 roku Stalin utworzył bazę swej władzy. Nie było w tym nic spektakularnego. Trocki z jego zamiłowaniem do efektownych gestów (które wzbudziły obawy przed bonapartyzmem) uznał to za typowe dla bezbarwnej przeciętności, która była wszystkim, co dostrzegał w Stalinie. Ale była to działalność skuteczna. W nowej sytuacji, stworzonej przez chorobę Lenina, Stalin mógł wykorzystać swe wpływy w organizacjach partyjnych w całym kraju do wywarcia nacisku na najwyższe centralne organy partii - Zjazd, Komitet Centralny i Politbiuro - gdzie miała rozstrzygnąć się walka o sukcesję. IV Jak dotychczas awans Stalina był uzależniony od stałego zaufania i poparcia Lenina. W latach 1922-1923 stracił jedno i drugie i stanął w obliczu najgroźniejszego kryzysu w swej karierze. Nieprzewidzianym wydarzeniem, które zmieniło całą sytuację, był atak apopleksji, którego doznał Lenin w maju 1922 roku. Miał on wówczas tylko pięćdziesiąt dwa lata i odzyskał siły w stopniu wystarczającym, aby powrócić na kilka miesięcy do swych obowiązków w drugiej połowie 1922 roku. Natychmiast jednak pojawił się problem sukcesji. Pozycja Lenina zachwiała się, on sam również zaczął patrzeć na Stalina i jego współtowarzyszy zupełnie inaczej. Kim innym był Stalin jako jego „prawa ręka”, którego mógł kontrolować, a zupełnie kim innym Stalin jako jego następca, który już przed końcem 1923 roku zaczął wysuwać pretensje do niezależnej pozycji. Tym, co przyspieszyło zmianę stanowiska Lenina, nie był fakt skupienia przez Stalina wielu wysokich funkcji w partii, ale jego stosunek do problemu narodowości, który sprawił, że Lenin zwrócił na niego uwagę jeszcze przed rokiem 1914. Wraz z zakończeniem wojny domowej i odzyskaniem przez komunistów większej części imperium carskiego kwestia ta nabrała pierwszoplanowego znaczenia dotyczyła bowiem prawie połowy całej liczby ludności, 65 ze 140 milionów, która albo nie była Słowianami, albo - jeśli nimi była - nie była Wielkorusami, ale Ukraińcami. Powstało pytanie, jak dalece komuniści, teraz już u władzy, skłonni byli
realizować swoje wcześniejsze deklaracje o prawie narodów do samookreślenia? Nikt w kierownictwie komunistycznym, a już na pewno nie Lenin, nie kwestionował zasady sprawowania władzy przez jedną partię. Lenin jednak dystansował się od „wielkorosyjskiego szowinizmu”, który traktował wszystkich nie-Rosjan jako gorszych. Odrzucał go jako pozostałość reżimu carskiego i aroganckiej mentalności jego funkcjonariuszy. Krytykował też komunistów, domagających się zunifikowanego systemu oświaty z rosyjskim językiem wykładowym, mówiąc: „Moim zdaniem taki komunista jest wielkorosyjskim szowinistą Ten szowinista jest w wielu z nas i musimy z nim walczyć”. Jednakże dla Stalina który wyrzekł się swego gruzińskiego pochodzenia i przyjął rosyjską tożsamość, takie rozróżnienie było nierealne. W rewolucji bolszewickiej i w leninizmie widział „najwyższe osiągnięcie rosyjskiej kultury” i miał coraz mniej zrozumienia dla „burżuazyjnego nacjonalizmu” Ukraińców i ludów kaukaskich, którzy zagrażali temu „osiągnięciu” żądaniami autonomii narodowej i kulturalnej. Do czasu swej choroby Lenin wydawał się sprowadzać wszelkie różnice w poglądach własnych i Stalina do kwestii rozłożenia akcentów czy taktyki. Dopiero na przykładzie potraktowania przez Stalina Gruzji, Lenin który po pierwszym ataku nie był już chyba tak przekonany o możliwości kontrolowania Stalina - uznał powagę dzielących ich różnic. W lutym 1921 roku zaakceptował propozycję Stalina, aby do obalenia rządu mienszewików, sprawujących władzę w Gruzji od 1918 roku, użyć Armii Czerwonej. Dokonawszy tego, Stalin zaproponował, aby Gruzja weszła w skład Kaukaskiej Federacji Republik Radzieckich, chociaż gruzińscy bolszewicy chcieli, aby została samodzielną autonomiczną republiką radziecką. Polecił swemu gruzińskiemu rodakowi Ordżonikidzemu, aby oczyścił gruzińską partię z przeciwników federacji, na co uzyskał zgodę Lenina i Politbiura. Stworzenie Federacji Kaukaskiej, do której, poza Gruzinami, weszliby Ormianie i Azerowie (wszystkie te narody prowadziły ze sobą krwawe wojny od niepamiętnych czasów), było częścią planowanej przez Stalina reformy konstytucji. Reforma ta miała polegać na włączeniu republik narodowych, Zakaukazia, Ukrainy i Białorusi, do Federacji Rosyjskiej z prawem autonomii. Sprawami wewnętrznymi, wymiarem sprawiedliwości, oświatą i rolnictwem miały, przynajmniej formalnie, zajmować się rządy republikańskie; finanse, gospodarka, zaopatrzenie w żywność i sprawy siły roboczej miały być „koordynowane” z Moskwy; polityka zagraniczna natomiast, sprawy wojskowe, bezpieczeństwo, handel zagraniczny, transport i łączność miały należeć do wyłącznych prerogatyw rządu centralnego. Ukraińcy ostro protestowali przeciwko likwidacji ich oddzielnego ministerstwa spraw zagranicznych, lecz prawdziwą opozycję stanowili nadal Gruzini. Wciąż zasypywali oni Moskwę nowymi skargami mimo gróźb Ordżonikidzego. A jednak Stalinowi udało się uzyskać dla swego planu aprobatę komisji opracowującej nową konstytucję. Przesłał ów projekt do Komitetu Centralnego, nie czekając na opinię Lenina. Lenin wciąż odbywał rekonwalescencję w Gorki, ale jego reakcja była
natychmiastowa. Oświadczył, że jest to sprawa wyjątkowej wagi, i poprosił Politbiuro, aby czekało na jego powrót, dodając, że „Stalin ma pewną skłonność do pośpiechu”. Zamiast projektu Stalina, który skrytykował za przesadny centralizm, zaproponował powołanie nowego państwa Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (ZSRR), w którym Republika Rosyjska byłaby traktowana na równi z innymi republikami narodowymi, wszystkie zaś miałyby takie same prawa. W odpowiedzi Stalin nie starał się kryć swej irytacji. Z pięciu sugerowanych przez Lenina zmian jedną określił jako do przyjęcia, drugą jako „absolutnie nie”, trzecią o znaczeniu tylko redakcyjnym, piątą zaś jako zbyteczną. O czwartej propozycji Stalin napisał, że to właśnie towarzysz Lenin „nieco się pospieszył”. Komentując dotyczącą siebie uwagę dodał sarkastycznie: „nie ulega wątpliwości, że ten pośpiech dostarczy amunicji adwokatom niepodległości ze szkodą dla znanego liberalizmu towarzysza Lenina w sprawach narodowościowych”. A jednak po trzygodzinnej rozmowie z Leninem w Gorkach Stalin zmienił swój projekt. Uwzględnił w nim uwagi Lenina tak, że nie sprzeciwiał się on już przyjęciu projektu przez Komitet Centralny. Kiedy gruziński Komitet Centralny wrócił do sprawy, opowiadając się za bezpośrednim przyłączeniem się Gruzji do ZSRR, a nie w ramach Federacji Kaukaskiej, Lenin przekazał całą sprawę Stalinowi, potwierdził podjęte już decyzje i zganił Gruzinów za ich ataki na Ordżonikidzego. Ten ostatni, na żądanie Stalina kontynuował dogłębną czystkę w partii gruzińskiej. Jednakże trwające wciąż protesty tej partii przekonały członków Politbiura, w tym także Lenina o konieczności przeprowadzenia dochodzeń. Lenin wrócił już do normalnej pracy i wyczuł, że podczas jego choroby coś się zmieniło. Wyraźną tego oznaką była liczba spraw, w których po wyjaśnienia trzeba się było zwracać do Stalina. Nieufność Lenina wobec osoby sekretarza generalnego zwiększyła się po pewnym nieprzyjemnym incydencie. Jak opowiadał Rykow, kiedy Lenin rozmawiał z jednym z przywódców opozycji gruzińskiej, w mieszkaniu Ordżonikidzego w Tyflisie, wybuchła kłótnia między dwoma Gruzinami, podczas której Ordżonikidze uderzył swego oponenta w twarz. Dla Lenina zachowanie Ordżonikidzego było nie do przyjęcia gdyż nawet w carskiej Rosji wysoki urzędnik nie posuwał się do rękoczynów wobec podwładnego. Ordżonikidze i Stalin przyswoili sobie najgorsze zwyczaje rosyjskich dostojników - chamstwo, czyli mieszaninę brutalności i prostactwa. Lenin odmówił przyjęcia usprawiedliwiającego ich raportu i polecił Dzierżyńskiemu, szefowi i twórcy GPU, aby udał się do Gruzji i ustalił dalsze szczegóły dotyczące kłótni w mieszkaniu Ordżonikidzego. Cztery dni później Lenin doznał drugiego ataku (16 grudnia 1922 roku). To, co zdarzyło się później, stało się znane dopiero po drugim czasie, w większości po śmierci Stalina. Wydarzenia te nie pozostawiają wątpliwości co do tego, że Lenin zaczął się odnosić do swego dawnego protegowanego z nie ukrywaną nieufnością. Kroki, które podjęło Politbiuro, aby kontrolować sytuację, zwiększyły tę nieufność. 24 grudnia po konferencji z udziałem Stalina Kamieniewa, Bucharina i lekarzy zadecydowano:
„Władimir Iljicz ma prawo do codziennego dyktowania przez 5 do 10 minut, ale nie może to mieć charakteru korespondencji, a Władimir Iljicz nie może liczyć na otrzymanie jakichkolwiek odpowiedzi. Nie wolno mu przyjmować gości. Przyjaciele i osoby z jego otoczenia nie mogą informować go o sprawach politycznych”. Kroki te podjęto z obawy, iż Lenin - chociaż prawie na pewno nie będzie zdolny do ponownego objęcia swych funkcji - mógłby jeszcze żyć na wpół sparaliżowany przez wiele lat i ingerować w życie polityczne. Reakcją Lenina było uczynienie wszystkiego, co w jego mocy, aby obejść te instrukcje, a jego determinację zwiększył jeszcze fakt powierzenia przez Politbiuro Stalinowi pilnowania ich przestrzegania. Poszukując sojusznika, Lenin zwrócił się do Trockiego. W roku 1922 dwukrotnie proponował mu stanowisko zastępcy przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych i za każdym razem spotykał się z odmową. Trocki nie zorientował się, że propozycja Lenina byłaby okazją zdobycia pozycji politycznej jako pierwszego wśród jego zastępców. Dopiero w grudniu, kiedy Lenin sprzeciwił się rozluźnieniu przez Stalina monopolu państwa w dziedzinie handlu zagranicznego, ku swemu zadowoleniu przekonał się, że Trocki jest gotów przedstawić jego pogląd Komitetowi Centralnemu. Ucieszył się jeszcze bardziej, kiedy Komitet dał się przekonać do zmiany swej pierwotnej decyzji. „Zajęliśmy pozycję bez walki - pisał - proponuję, abyśmy nie zatrzymywali się i kontynuowali atak”. Podczas prywatnej rozmowy z Trockim Lenin ponownie zaproponował mu objęcie stanowiska zastępcy przewodniczącego i oświadczył, że jest gotów sformować blok do walki z biurokracją zarówno w państwie, jak i w partii. Jednak kilka dni później Lenin uległ kolejnemu atakowi apopleksji i nic nie wyszło z tej propozycji, która mogła mieć dla Stalina daleko idące konsekwencje. Zamknięty w swoim mieszkaniu na Kremlu Lenin mógł porozumiewać się jedynie za pośrednictwem żony, Nadieżdy Krupskiej, swojej siostry Marii oraz sekretarek. Ale jako były konspirator, jakim w istocie stał się w czasie choroby, nie stracił bojowego ducha. Grożąc „strajkiem” - odmową stosowania się do zaleceń lekarzy, wywalczył sobie prawo do pracy dłuższej niż kilka minut dziennie nad tym, co nazywał swoim „pamiętnikiem”. Nie był to jednak pamiętnik, ale ostatnie przesłanie do zjazdu partii, które Lenin, stojąc w obliczu śmierci, potajemnie dyktował między 23 grudnia i 4 stycznia 1923 roku i które stało się znane jako jego „Testament”. Zatrwożony, iż wzrastająca biurokratyzacja partii i państwa prowadzi do oderwania się obu tych instytucji od robotników i chłopów, których interesom powinny służyć, Lenin wzywał do zwiększenia liczby członków Komitetu Centralnego. Wówczas Komitet składał się z zaledwie 16 członków i 8 zastępców, wliczając w to Lenina i pozostałych członków Politbiura. Lenin apelował o zwiększenie tego gremium o 50-100 osób, podkreślając, iż nowi członkowie powinni być robotnikami i chłopami: „Robotnicy wchodzący w skład KC powinni się rekrutować, moim zdaniem, przede wszystkim nie spośród tych, którzy mają już za sobą długi okres służby w aparacie radzieckim [...] gdyż wśród tych robotników wytworzyły się już pewne tradycje i pewne uprzedzenia których zwalczanie
jest właśnie pożądane. W poczet robotników-członków KC powinni wejść przeważnie robotnicy [...] stojący bliżej szeregowych robotników oraz chłopów”. Lenin miał nadzieję, że nowi członkowie, uczestnicząc we wszystkich posiedzeniach Komitetu Centralnego i Politbiura oraz czytając wszystkie dokumenty, „byliby w stanie, po pierwsze, ustabilizować sam Komitet i, po drugie, skutecznie pracować nad odnową i poprawą aparatu państwowego”. Poprzez stabilizację, jak powiedział, rozumiał niedopuszczenie do rozłamu, którego groźba wynikała przede wszystkim ze stosunków pomiędzy Stalinem a Trockim. „Tow. Stalin po objęciu funkcji sekretarza generalnego skupił w swych rękach nadmierną władzę i nie mam pewności, czy zawsze potrafi z tej władzy korzystać z należytą ostrożnością. Z drugiej strony tow. Trocki, jak tego już dowiodła jego walka przeciw KC w związku ze sprawą Ludowego Komisariatu Komunikacji, odznacza się nie tylko wybitnymi zdolnościami. Osobiście jest on bodajże najzdolniejszym człowiekiem w obecnym KC, a zarazem cechuje go przesadna pewność siebie i przesadne pasjonowanie się czysto administracyjną stroną spraw”. Lenin nie wypowiadał się o żadnym z nich jako o jego następcy; niepokoiła go natomiast groźba, że cechy „dwóch wybitnych członków Komitetu Centralnego” mogłyby doprowadzić w sposób niezamierzony do rozłamu w partii. Uważał, że najlepszym sposobem zapobieżenia temu będzie zwiększenie liczebności komitetu. Lenin przelotnie wspominał o Zinowiewie i Kamieniewie, jednak żadnemu z nich nie przyznał tej samej rangi co Stalinowi i Trockiemu, podobnie jak dwóm młodszym członkom Komitetu Centralnego, Bucharinowi i Piatakowowi, których określił jako wyjątkowo uzdolnionych, ale potrzebujących jeszcze czasu na rozwój. Dziewięć dni później Lenin dopisał postscriptum: „Stalin jest zbyt brutalny i wada ta, która jest całkiem do zniesienia w naszym środowisku i w stosunkach między nami, komunistami, staje się nie do zniesienia na stanowisku sekretarza generalnego. Wobec tego proponuję towarzyszom, by zastanowili się nad sposobem przeniesienia Stalina z tego stanowiska i wyznaczyli na to miejsce innego człowieka, który by pod wszystkimi względami różnił się od tow. Stalina jedną tylko zaletą mianowicie - większą tolerancyjnością większą lojalnością, większą uprzejmością, bardziej uważnym stosunkiem do towarzyszy, mniej kapryśnym usposobieniem itd. Okoliczność ta może się wydać nic nie znaczącą drobnostką. Myślę jednak, że z punktu widzenia tego, co napisałem wyżej, jest to taka drobnostka, która może nabrać decydującego znaczenia. 4 stycznia 1923 r.” Po napisaniu listu i sporządzeniu kilku kopii, umieszczono je w zapieczętowanej kopercie z napisem: „Tajne, nie otwierać z wyjątkiem W. I. Lenina, a po jego śmierci przez Nadieżdę Krupską”. List zaadresowano do XII Zjazdu partii, który miał odbyć się wiosną 1923 roku i w którym Lenin miał nadzieję jeszcze uczestniczyć. Dotychczas uważano, że list pozostawał nie znany pozostałym przywódcom rosyjskim do maja 1924 roku, kiedy Krupska - po śmierci
Lenina w styczniu tego roku - przedłożyła go na plenum Komitetu Centralnego, poświęconym przygotowaniom do XIII Zjazdu. Jednakże starannie udokumentowany artykuł opublikowany w „Prawdzie” w lutym 1988 roku sugeruje, że w grudniu 1922 roku Lidia Fotijewa, sekretarka Lenina zapoznała Stalina i sześciu innych członków Politbiura z opinią, jaką wystawił im Lenin, chociaż nie z tym, co było napisane w postscriptum. Tak czy inaczej, na zjeździe w 1923 roku nie wspomniano o liście. Trocki twierdził później, że zamiarem Lenina było stworzenie sobie pozycji, która umożliwiłaby mu przejęcie stanowiska przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych. Lenin rzeczywiście mógł mieć taki zamiar, kiedy nalegał, aby Trocki przyjął nominację na zastępcę przewodniczącego, z której to okazji Trocki - w odróżnieniu od Stalina, który przyjął stanowisko sekretarza generalnego - nie skorzystał. Jednakże w swym liście (tzw. Testamencie) do zjazdu Lenin rozmyślnie uchylił się od zaproponowania kogokolwiek na swego następcę. Sugeruje to, że myślał o kolektywnym kierownictwie, w ramach którego wszystkich sześciu wymienionych przez niego działaczy pracowałoby wspólnie pod ścisłym nadzorem Komitetu Centralnego i Centralnej Komisji Kontroli. W tym samym czasie, w którym dyktował swój list do zjazdu - w notatkach noszących datę 30-31 grudnia 1922 roku - Lenin powrócił do kwestii narodowościowej. Rozgniewany doniesieniami, iż Stalin i Ordżonikidze mówią o wypaleniu uczuć narodowych rozpalonym do czerwoności żelazem, określił opisany wyżej incydent z uderzeniem w twarz jako symptomatyczny dla „bagna w jakie się stoczyliśmy”. Stwierdził, że należy unikać tego rodzaju nieokrzesania (w przypadku Stalina określił to jako grubost’) w stosunkach Wielkorusów z mniejszymi narodami. Ordżonikidze zasłużył na przykładne ukaranie, ale główną winę ponosił Stalin z jego pośpiechem i zawziętością, z jaką zwalczał gruzińskie uczucia narodowe, przesadną administracyjną gorliwością oraz dyktatorskimi metodami. Konstytucja Stalina była fikcją. Nie chroniła narodów nierosyjskich przed „najazdem owego rdzennie rosyjskiego człowieka Wielkorusa-szowinisty, w istocie rzeczy łajdaka i gwałciciela, jakim jest typowy biurokrata rosyjski”. Fakt, że ani Stalin, ani Dzierżyński (który prowadził dochodzenie) nie mogli twierdzić, że są Rosjanami, tylko powiększał wagę całej sprawy: „wiadomo, że zruszczeni obcoplemieńcy zawsze przesadzają, gdy chodzi o rdzennie rosyjskie nastawienie”. Notatki na temat sprawy gruzińskiej zostały odłożone do wykorzystania na XII Zjeździe partii, Lenin natomiast podyktował w styczniu i w lutym 1923 roku dwa artykuły, które miały być opublikowane w „Prawdzie”. Mówiły one o potrzebie skuteczniejszego przeciwdziałania wzrostowi biurokracji w administracji rządowej i partyjnej. Głównym obiektem krytyki w drugim artykule była Inspekcja Robotniczo-Chłopska, którą kierował Stalin, zanim został sekretarzem generalnym. Lenin wytykał Inspekcji te same biurokratyczne nawyki, do których likwidacji była powołana. Stalin nie został wymieniony z nazwiska, ale zjadliwy atak Lenina na biurokrację nie pozostawiał wątpliwości co do adresata. „Wszyscy wiedzą, że nie ma gorzej zorganizowanych instytucji, niż
instytucje naszej Inspekcji Robotniczo-Chłopskiej i że w obecnych warunkach nie ma czego wymagać od tego ludowego komisariatu”. Oceniając pobieżnie istniejącą równolegle Centralną Komisję Kontroli, której przewodniczył również Stalin, Lenin dodał: „Nawiasem mówiąc, biurokrację spotkać można u nas nie tylko w instytucjach radzieckich, ale i w partyjnych”. Zdaniem Lenina przyczyny takiego stanu rzeczy tkwiły w braku kultury. „Chcąc nie chcąc skłonni jesteśmy tak właśnie odnosić się do ludzi, którzy zbyt wiele i zbyt łatwo rozprawiają na przykład o kulturze »proletariackiej«: na początek wystarczyłaby nam rzetelna kultura burżuazyjna, na początek wystarczyłoby, byśmy pozbyli się szczególnie odrażających typów kultury o charakterze przedburżuazyjnym, tj. kultury czynowniczej lub pańszczyźnianej itp. W sprawach kultury nie ma nic bardziej szkodliwego niż pośpiech i niepohamowanie”. Pierwszy artykuł ukazał się w „Prawdzie” 15 stycznia 1923 roku. Bucharin, ówczesny redaktor naczelny, wahał się jednak, czy opublikować drugi, o wiele bardziej krytyczny i zawierający konkretne propozycje reform. Podczas specjalnego posiedzenia Politbiura, zwołanego na wniosek Trockiego po tym, jak Krupska poprosiła o pomoc, większość była przeciw. Kujbyszew sugerował nawet wydrukowanie pojedynczego numeru gazety zawierającego artykuł, aby zadowolić Lenina. Przeważył jednak pogląd, że artykułu Lenina nie można ukryć przed partią i ukazał się on 4 marca pod tytułem Lepiej mniej, ale lepiej. Tymczasem Lenin, być może kierując się przeczuciem, zebrał swe słabnące siły do ostatniego ataku na Stalina. 5 marca podyktował list do Trockiego, prosząc go, by podjął się obrony Gruzinów w Komitecie Centralnym. Razem z listem wysłał notatki z grudnia na temat kwestii narodowościowej. Następnego dnia wysłał telegram do Mdiwaniego i Gruzinów, w którym napisał, że „śledzi ich sprawę całym sercem” i przygotowuje się do udzielenia im poparcia. Ale Trocki odmówił działania tłumacząc się złym stanem zdrowia Stalin umiejętnie reżyserując przebieg miejscowej konferencji partyjnej zdołał ostatecznie odsunąć od władzy rządzącą w Gruzji grupę Mdiwaniego. W tym samym czasie Lenin napisał również list do Stalina na temat epizodu, który wydarzył się w końcu grudnia. Wówczas to Stalin, niezadowolony z ingerencji Lenina w spór wokół kwestii monopolu handlu zagranicznego, wykorzystując fakt, iż powierzono mu nadzór nad przestrzeganiem przez Lenina zaleceń lekarzy, zadzwonił do Krupskiej, aby udzielić jej ostrej nagany za pozwolenie na obejście tych zaleceń, i zagroził postawieniem jej przed Komitetem Centralnym. Krupska nie powiedziała nic Leninowi i ograniczyła się do wysłania pełnego godności listu do Kamieniewa, prosząc jego i Zinowiewa o obronę. Jednakże na początku marca Lenin dowiedział się o wszystkim i napisał do Stalina: „Szanowny tow. Stalin! Pozwoliliście sobie na grubiańskie [znów to samo słowo - grubost’] wezwanie mojej żony do telefonu i zwymyślanie jej. Chociaż oświadczyła Wam, że zgadza się zapomnieć o tym, co zostało powiedziane, to jednak
dowiedzieli się od niej o tym fakcie Zinowiew i Kamieniew. Nie mam zamiaru zapominać tak łatwo o tym, co się robi przeciwko mnie, a nie potrzebuję tu podkreślać, że uważam za skierowane również przeciwko sobie to, co się czyni przeciwko mojej żonie. Proszę więc, abyście rozważyli, czy jesteście skłonni cofnąć swoje słowa i przeprosić, czy też wolicie zerwanie stosunków pomiędzy nami. Z poważaniem Lenin” Niedawno w archiwach odkryto notatkę Stalina wysłaną do Lenina, w której napisał: „Jeżeli uważacie, że muszę odwołać moje słowa, mogę je odwołać, ale nie rozumiem, na czym polega problem, gdzie jest moja wina”. Lenin prawdopodobnie był już zbyt chory, aby przeczytać list Stalina. Pewien rodzaj przeprosin miał być również wysłany Krupskiej, ale rozbrat Lenina ze Stalinem nigdy nie został przezwyciężony. 6 marca stan zdrowia Lenina pogorszył się i 10 marca doznał on kolejnego ataku apopleksji, który odebrał mu mowę i sparaliżował prawą stronę ciała co uniemożliwiło mu jakikolwiek dalszy udział w sprawach publicznych. Latem i jesienią 1923 roku jego stan poprawił się na tyle, że mógł trochę chodzić, a nawet złożyć potajemną pożegnalną wizytę w Moskwie. Odwiedziło go wielu funkcjonariuszy partyjnych i rządowych, ale nie było wśród nich Stalina; obaj nigdy się już nie spotkali. V Kiedy Stalin zdał sobie sprawę, że człowiek, którego podziwiał bardziej niż kogokolwiek innego i którego zaufaniu zawdzięczał swój awans, stał się jego wrogiem, musiał przeżyć szok. Ostatni list Lenina przechowywał do końca życia. Odnaleziony po śmierci Stalina w szufladzie jego biurka, po raz pierwszy został odczytany przez Chruszczowa podczas jego tajnego przemówienia na XX Zjeździe partii w 1956 roku. W 1923 roku Stalin nie wiedział wciąż, jak daleko Lenin był gotów się posunąć, nie wiedział też o jego zamiarze zaproponowania usunięcia go ze stanowiska sekretarza generalnego. Zdawał sobie jednak dobrze sprawę, że coś się szykuje na następny XII Zjazd partii, i świadomość, iż nie będzie już musiał stawić czoła Leninowi, była wielką ulgą. Pod nieobecność Lenina o polityce partii i codziennej działalności decydowała „trojka” złożona z Zinowiewa, Kamieniewa i Stalina. Nie łączyła ich bynajmniej miłość, ale przewyższająca wszystko inne nieufność wobec Trockiego. Na papierze ich pozycja wydawała się silna. Kamieniew, który w czasie nieobecności Lenina pełnił obowiązki przewodniczącego Politbiura, był jednym z jego dwóch zastępców jako przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych, jak również przewodniczącym moskiewskiej Rady (Sowietu). Zinowiew przewodniczył leningradzkiemu Sowietowi oraz Kominternowi - III Międzynarodówce (komunistycznej). Stalin, poza stanowiskiem komisarza do spraw narodowości, piastował kluczową funkcję sekretarza generalnego partii. Jednakże Trocki posiadał coś zupełnie innego; nie zestaw stanowisk, ale autorytet i charyzmę oraz otaczającą go aurę rewolucyjnego przywódcy, którą dzielił z Leninem i
która wywoływała burzliwą owację, kiedy pojawiał się na zjeździe. Dla większości członków partii - i dla niego samego - właśnie on wciąż był najbardziej naturalnym następcą Lenina na wypadek gdyby pojawiła się taka potrzeba. Jeżeli Trocki chciałby podjąć starania o sukcesję, mógłby sięgnąć do trzech spraw, które już wysuwano w krytyce kierownictwa partyjnego, a które mógł wyzyskać na swoją korzyść. Pierwszą z nich była biurokracja i zagrożenie dla demokracji wewnątrzpartyjnej, drugą - polityka gospodarcza, trzecią problem narodowości i nowa konstytucja. We wszystkich tych sprawach Lenin, zrywając ze Stalinem, skłonny był zbliżyć się do Trockiego. O wzroście biurokracji i reakcji na to zjawisko powiedziano już wystarczająco wiele. Polityka gospodarcza pojawiła się jako problem dopiero wówczas, gdy NEP przyniosła pierwsze rezultaty. Do wiosny 1923 roku gospodarka dźwignęła się ze zniszczeń spowodowanych wojną domową w stopniu wystarczającym, by umożliwić dyskusję i formułowanie różnych opinii co do możliwych linii postępowania w przyszłości. Podstawowe pytanie brzmiało: jak rozwiązać problem tzw. kryzysu nożyc, czyli spadających cen towarów rolnych i wzrastających cen towarów przemysłowych. Ostrożna recepta skrzydła prawicowego, przyjęta przez większość kierownictwa pod przewodem „trojki”: Zinowiewa, Kamieniewa i Stalina, zalecała odbudowę sektora rolniczego, zakładając, że bogatsza wieś zakupi więcej towarów, dzięki czemu znajdą się środki na rozwój przemysłu. To z kolei spowodowałoby zorientowaną na rynek ekspansję małych, produkujących dobra konsumpcyjne przedsiębiorstw przemysłowych, co w konsekwencji wpływałoby pozytywnie na rozwój przemysłu ciężkiego. W ramach przedłużenia polityki NEP-u opracowano łagodniejszy system podatkowy, aby zjednać chłopstwo, podczas gdy ostra kontrola kredytów miała stabilizować pieniądz i zmuszać przemysł do koncentrowania produkcji w najbardziej wydajnych przedsiębiorstwach, nawet jeśli miałoby to oznaczać wzrost bezrobocia. Opozycja lewicowa pod przewodnictwem Trockiego dążyła do udzielenia priorytetu rozwojowi przemysłu i interesom robotników przemysłowych, którzy - jak argumentowano - muszą być podstawą każdego programu socjalistycznego. Tezy o przemyśle Trockiego, przygotowane na XII Zjazd partii, głosiły: „Tylko rozwój przemysłu tworzy niewzruszony fundament dyktatury proletariatu”. Mając poparcie Lenina, Trocki wezwał do rozszerzenia uprawnień Gospłanu, czyli Państwowej Komisji Planowania, oraz do opracowania wszechstronnego planu gospodarczego, przewidującego subsydiowanie przemysłu, zwłaszcza ciężkiego, i zastosowanie metody rozdziału środków finansowych przez państwo w celu realizacji dalekosiężnych założeń tego planu. Na posiedzeniu Politbiura poświęconym przygotowaniom do zjazdu Stalin zaproponował, aby referat programowy wygłosił, zamiast Lenina, Trocki. Trocki jednak odmówił, obawiając się, że odebrano by to jako ubieganie się przez niego o przywództwo jeszcze przed śmiercią Lenina. Zaproponował, aby referat wygłosił Stalin, ale ten również odmówił,
pozostawiając to zadanie próżnemu Zinowiewowi, który je przyjął. Kiedy Kamieniew ujawnił Komitetowi Centralnemu, że Lenin zwrócił się do Trockiego z prośbą o zajęcie się sprawą Gruzinów i wysłał mu egzemplarz swoich kontrowersyjnych Uwag o kwestii narodowości, z krytycznymi opiniami Stalina na ich temat, Trocki, który trzymał to w tajemnicy przez ponad miesiąc, znów znalazł się w kłopotliwej sytuacji. Stalin zimno zarzucał mu krętactwo i oszukiwanie partii. Komitet Centralny, będąc pod wrażeniem „szczerości” Stalina postanowił nie publikować uwag Lenina, ale poufnie zapoznać z ich treścią delegatów. Podczas otwarcia obrad zjazdu 17 kwietnia 1923 roku Trocki popełnił kolejny błąd: nie wziął udziału w dyskusji na temat polityki narodowościowej, umożliwiając w ten sposób Stalinowi odniesienie kolejnego sukcesu. Stalin przyjął bowiem krytykę Lenina potwierdzając zasadę samookreślenia i potępiając otwarcie szowinizm Wielkorusów. Odpowiadając swym gruzińskim krytykom, dodał, że choroba nie ogranicza się do centrum: objawiła się w lokalnym gruzińskim szowinizmie, kierowanym przez rządzącą grupę komunistów przeciwko innym mniejszościom w Gruzji, takim jak Ormianie. Zdaniem Stalina należało wytępić szowinizm wielkorosyjski choćby dlatego, że będzie to równoznaczne z „przezwyciężeniem dziewięciu dziesiątych tego nacjonalizmu, który przetrwał lub rozwija się w poszczególnych republikach”. Przygotowując się do zjazdu, Stalin przy pomocy swojej machiny partyjnej zdołał zapewnić sobie poparcie większości delegatów: 55 procent delegatów z prawem głosu stanowili pełnoetatowi funkcjonariusze partyjni. Było ich zatem ponad dwa razy więcej niż na X Zjeździe przed dwoma zaledwie laty. Jakby nie dostrzegając napięcia jakie wytworzyło się między nim i nieobecnym przywódcą partii, Stalin określił Lenina jako swego „nauczyciela”, przywódcę, który zawsze podpowiadał towarzyszom, gdzie popełnili błędy, dodając z charakterystyczną dla siebie nutą: „Od dawna nie widziałem tak zjednoczonego i zainspirowanego zjazdu jak ten. Żałuję, że nie ma tutaj towarzysza Lenina”. Gdyby Lenin tam był, raczej mało prawdopodobne byłoby, aby towarzysz Stalin utrzymał się na stanowisku sekretarza generalnego... Tymczasem w powstałej sytuacji Stalin mógł bez żadnych przeszkód zapożyczyć od Lenina jego własne słowa z artykułu Lepiej mniej, ale lepiej, po to, aby potępić wzrost sowieckiej i partyjnej biurokracji. Był teraz gotów zaakceptować plan Lenina przewidujący połączenie Inspekcji Robotniczo-Chłopskiej z rozszerzoną Centralną Komisją Kontroli i powierzenie im zwalczania owej biurokracji. Uzupełnił ten plan własną wersją innej propozycji Lenina przewidującej rozszerzenie składu Komitetu Centralnego i podporządkowanie mu Politbiura. Stalin nie potrzebował wiele czasu, aby zorientować się, że tego rodzaju przesunięcie w rozkładzie sił w centrum będzie mógł wyzyskać na swoją korzyść. Podczas gdy nie miał - jeszcze - pewności co do stanowiska większości członków Politbiura, był już w stanie kontrolować wybór członków Komitetu Centralnego. Propozycje Stalina spotkały się ze sprzeciwem byłych działaczy tzw.
opozycji robotniczej, ale zostały uchwalone znaczną większością głosów i zyskały nawet poparcie niektórych byłych opozycjonistów, którzy pozytywnie zareagowali na jego apel o wprowadzenie do kierownictwa świeżej krwi. Przyjmując pozornie krytykę Lenina dotyczącą wzrastającej biurokratyzacji partii i jego apel o zreformowanie jej struktury, Stalin w istocie odwrócił jego propozycje. Co prawda Komitet Centralny i Centralna Komisja Kontroli zostały, zgodnie z zaleceniami Lenina, rozszerzone, a uprawnienia tego ostatniego organu zwiększone, nie słyszano jednak już nic o żądaniu Lenina, aby nowi członkowie rekrutowali się nie spośród funkcjonariuszy partyjnych, ale spośród zwykłych robotników i chłopów. Dzięki manipulacjom Stalina rezultat tych zmian polegał na zwiększeniu, a nie zmniejszeniu scentralizowanej kontroli, czyli był odwrotny od intencji Lenina. Wybory, które nastąpiły później, wykazały zasadność kalkulacji Stalina. Podczas gdy skład Politbiura pozostał w istocie niezmieniony (jedynym nowym zastępcą członka był Rudzutak, który opowiadał się za Stalinem), wszystkich czternastu nowych zastępców członków Komitetu Centralnego (w tym także Łazar Kaganowicz) okazało się być sprawdzonymi zwolennikami Stalina i jego współpracownikami w latach dwudziestych. Centralna Komisja Kontroli, o znacznie zwiększonych uprawnieniach i składzie (z 5 do 50 członków), była podporządkowana prezydium złożonemu z dziewięciu osób, które miały prawo uczestniczenia w posiedzeniach Komitetu Centralnego. Stanowisko nowej Komisji wobec kwestii ochrony partii i państwa przed zagrożeniami biurokracji jasno wyraził jeden z członków prezydium, Gusiew, a artykule opublikowanym w styczniu 1924 roku: „Komitet Centralny ustala linię partii, podczas gdy Centralna Komisja Kontroli pilnuje, aby nikt od niej nie odchodził [...] Autorytet zdobywa się nie tylko pracą, ale i strachem. Obecnie Centralna Komisja Kontroli oraz Inspekcja Robotniczo-Chłopska [były Rabkrin] zdołały już wywołać ten strach. Pod tym względem ich autorytet rośnie”. Przewodniczącym Komisji Kontroli Stalin mianował kolejnego swojego człowieka, Waleriana Kujbyszewa. Po raz pierwszy wypróbował go w Sekretariacie, następnie pełnił on funkcję przewodniczącego Komisji Kontroli do roku 1926, kiedy to został nominowany przez Stalina na stanowisko przewodniczącego Najwyższej Rady Gospodarczej. Jego miejsce zajął Ordżonikidze. Podobnie jak Kaganowicz zarówno Kujbyszew, jak i Ordżonikidze byli członkami (choć krócej) Politbiura i obaj na początku lat trzydziestych zdecydowanie forsowali stalinowski program industrializacji. Jednakże w odróżnieniu od Kaganowicza zachowali niezależność na tyle, aby sprzeciwiać się Stalinowi; w rezultacie żaden z nich nie przeżył okresu czystek. Umocniwszy swą kontrolę nad machiną partyjną, Stalin mógł dopuścić do uchwalenia przez zjazd rezolucji o polityce gospodarczej, wiernie odzwierciedlającej tezy Trockiego i kładącej nacisk na traktowany priorytetowo rozwój przemysłu. Wystarczyło, aby po zjeździe większość w Politbiurze dopilnowała by nie podjęto żadnych kroków zmierzających do realizacji tej rezolucji, która w ten sposób stała się martwą literą. Dopiero
pięć lat później, kiedy nie tylko lewicowa, ale i prawicowa opozycja została zniszczona, Stalin był gotów rozpocząć realizację programu Trockiego i lewicy. Sam Trocki później przyznał, że stracił okazję. W swej autobiografii napisał: „Nie wątpię, że gdybym w przeddzień XII Zjazdu wystąpił, zgodnie z zamierzeniami »bloku« Lenin - Trocki, przeciwko biurokratyzmowi stalinowskiemu, odniósłbym zwycięstwo [...]. Przecież w roku 1922/23 można było jeszcze zdobyć stanowisko naczelne, wywierając otwarty nacisk na szybko kształtującą się frakcję [...] epigonów bolszewizmu”. Był to przypadek braku dostatecznej woli politycznej: „Moje wystąpienie mogło być zrozumiane, a raczej byłoby przedstawione, jako moja walka osobista o miejsce Lenina w partii i w państwie. Na samą myśl o tym wstrząsał mną dreszcz”. Stalin nie odczuwał tego rodzaju skrupułów, ale zdając sobie sprawę z potencjalnej siły pozycji Trockiego był na tyle ostrożny, że nie rzucił mu bezpośredniego wyzwania, zadowalając się wyciąganiem korzyści ze strachu, jaki wciąż żywili inni przywódcy partyjni przed możliwością dokonania zamachu przez Trockiego. Wyborcze manipulacje Stalina przed i podczas XII Zjazdu nie przeszły jednak nie zauważone. Jesienią 1923 roku, w jednej z jaskiń w pobliżu kaukaskiego uzdrowiska Kisłowodsk, Zinowiew zwołał nieformalne zebranie przebywających tam na odpoczynku przywódców partyjnych i przedstawił im plan działań zmierzających do ograniczenia władzy Stalina uzyskując ich zgodę na tę propozycję. Kiedy ich list z propozycjami dotarł do Stalina, udał się on osobiście do Kisłowodska i zaproponował, aby Zinowiew, Trocki i Bucharin, jako członkowie Biura Politycznego, zostali włączeni do Biura Organizacyjnego i zapoznali się z „machiną Stalina” od wewnątrz. Równocześnie zaoferował swą rezygnację: „jeśli towarzysze obstają przy tym, jestem gotów zwolnić miejsce bez szumu, bez dyskusji jawnej lub tajnej”. Zinowiew skorzystał z oferty Stalina i wziął udział w kilku posiedzeniach Orgbiura, podczas gdy Trocki i Bucharin nie pojawili się tam ani razu. Stalin dobrze wiedział, że gdyby rzeczywiście zrezygnował, otworzyłoby to Trockiemu drogę do wystąpienia z roszczeniem o sukcesję po Leninie. Taka perspektywa skutecznie powstrzymywała Zinowiewa i jego kolegów od dalszego forsowania własnych poglądów i pogłębiania rozdźwięków. Kolejny kryzys w gospodarce radzieckiej rozpoczął się latem 1923 roku. Rząd starał się mu sprostać, wydając polecenie uporządkowania sytuacji w przemyśle poprzez ograniczenie i skoncentrowanie produkcji w najbardziej wydajnych fabrykach. Wzrastające bezrobocie i obniżki płac spowodowały falę strajków, którą starały się wykorzystać podziemne ugrupowania opozycyjne. Nastąpiły aresztowania dokonywane przez GPU oraz wydalenia z partii. Szef GPU Dzierżyński zalecił wówczas kierowanej przez siebie podkomisji Komitetu Centralnego, aby zobowiązać członków partii do denuncjowania w GPU osób zaangażowanych w podziemną działalność frakcyjną. To wydarzenie skłoniło Trockiego do porzucenia wahań i wystąpienia do walki.
Na decyzję Trockiego wpłynęły również dwa inne czynniki. Pierwszym było wymanewrowanie go przez „trojkę” z jego twierdzy w Komisariacie Spraw Wojskowych poprzez rozszerzenie Rewolucyjnej Rady Wojennej i włączenie do niej jego dwóch starych wrogów z okresu wojny domowej Woroszyłowa i Łaszewicza. Kiedy Trocki poprosił o wyjaśnienie, Kujbyszew, przewodniczący Centralnej Komisji Kontroli, powiedział mu: „Uważamy za niezbędne podjęcie przeciwko wam walki, ale nie możemy ogłosić was wrogiem; dlatego też musimy uciec się do takich metod”. Drugim czynnikiem był rozwijający się kryzys w Niemczech, spowodowany przez okupację Zagłębia Ruhry oraz szalejącą inflację. Postawił on rosyjskie kierownictwo (w związku z jego dominującą pozycją w Kominternie) przed decyzją czy zachęcać, czy nie, Niemiecką Partię Komunistyczną do podjęcia próby zdobycia władzy. Kierownictwo rosyjskie było ostro podzielone: Trocki, tym razem wspólnie z Zinowiewem i Bucharinem, był zdecydowanie za, Stalin i Karol Radek (ekspert Kominternu od spraw niemieckich) natomiast równie zdecydowanie występowali przeciwko. Te sprzeczne opinie przyczyniły się do wywołania katastrofalnego zamętu. Komuniści z Hamburga, którzy rozpoczęli rewoltę, wierząc, iż wybuchło ogólne powstanie, zostali krwawo poskromieni; w Saksonii i Turyngii, gdzie powstanie odwołano w ostatnim momencie, Reichswehra zlikwidowała rządy koalicyjne złożone z komunistów i socjalistów. Na dwa tygodnie przed nieudanym puczem Hitlera w Bawarii obudzone na nowo nadzieje Rosjan na komunistyczną rewolucję w Niemczech rozwiały się ostatecznie. Wśród gorzkich wzajemnych oskarżeń zaczęto szukać winnych. W tej sytuacji Trocki opublikował 8 października 1923 roku otwarty list do Komitetu Centralnego, w którym potępił „jaskrawe, podstawowe błędy polityki gospodarczej” kierownictwa, które spowodowały kryzys z lata tego roku, i zrzucił odpowiedzialność za pogarszającą się sytuację w partii na ograniczenie swobody dyskusji, wynikające z metod stosowanych przez Sekretariat Stalina do kontroli wyborów. „Stworzona została szeroka warstwa działaczy partyjnych, którzy całkowicie wyrzekli się własnej opinii, a przynajmniej jej otwartego wyrażania, tak jakby zakładano, iż hierarchia Sekretariatu jest aparatem ustalającym opinię partii i jej decyzje. Poniżej tej warstwy [...] znajdują się szerokie masy partyjne, którym każdą decyzję przedstawia się w formie nakazu lub polecenia. W tych masach stanowiących fundament partii panuje duże niezadowolenie [...] które nie może wyrazić się poprzez ich wpływ na organizację partii (wybór komisji i sekretarzy partii) i potajemnie gromadzi się, co prowadzi do wewnętrznych napięć”. Politbiuro odparło krytykę Trockiego, twierdząc, że wypływała ona z jego osobistych ambicji jako komisarza do spraw przemysłu i spraw wojskowych. Jednakże 15 października do Politbiura wpłynęło tajne oświadczenie, którego nie można było odrzucić tak łatwo, podpisane przez 46 działaczy partyjnych znanych od czasu zakończenia wojny domowej ze swej opozycji wobec kierownictwa. „Oświadczenie 46”, które szybko stało się znane, skierowane było przeciwko „przypadkowym, nie przemyślanym i niesystematycznym decyzjom Komitetu Centralnego”, które groziły
spowodowaniem poważnego ogólnego kryzysu gospodarczego, oraz przeciwko „absolutnie niemożliwemu do tolerowania reżimowi wewnątrz partii”. Komitet Centralny (pod nieobecność chorego Trockiego) ustosunkował się do listu Trockiego i „Oświadczenia 46”. Traktując je jako całość, oficjalnie potępił ich autorów za frakcyjność i dążenie do rozłamu w partii. Jednocześnie plenum potwierdziło zasadę demokracji wewnątrzpartyjnej i na dowód swej szczerości udostępniło łamy „Prawdy” dla ogólnopartyjnej dyskusji na temat spraw związanych z opracowaniem programu reform. Dyskusję zainaugurował 7 listopada Zinowiew wyjątkowo szczerym artykułem. „Nasze główne nieszczęście polega na tym - pisał - że wszystkie najważniejsze problemy przekazuje się z góry na dół jako już przesądzone”. W lokalnych organizacjach partyjnych przeprowadzono ożywioną dyskusję, która znalazła odbicie na łamach „Prawdy”. Trwała ona do końca listopada, przybierając coraz ostrzejszy charakter. Stalin utrzymywał, że niezbędne jest „uchronienie partii, która jest walczącym ramieniem proletariatu, przed zdegenerowaniem się w klub dyskusyjny”, Zinowiew natomiast oświadczył: „Dobro rewolucji - oto najwyższe prawo. Każdy rewolucjonista mówi: do diabła ze »świętymi« zasadami »czystej demokracji«”. Starając się zachować pozory jedności, Biuro Polityczne odbywało długie posiedzenia w mieszkaniu Trockiego, gdzie dochodził do zdrowia w nadziei na opracowanie rezolucji, która zakończyłaby całą debatę. Kiedy Trocki odrzucił pierwszy projekt, Stalin i Kamieniew usiedli razem z nim, aby opracować wersję, która by go zadowoliła. Sporządzono długą listę zmian, przewidując m.in. autentyczne wybory funkcjonariuszy partyjnych, umożliwianie awansu nowym działaczom oraz dalsze działania Komisji Kontroli w celu ograniczenia „biurokratycznej perwersji”. W zamian Trocki wyraził zgodę na umieszczenie wzmianki o zakazie działalności frakcyjnej uchwalonym na X Zjeździe. Politbiuro opublikowało tę rezolucję 5 grudnia, przedstawiając ją jako uzyskaną wreszcie zgodę na rzeczywiste reformy. Jednakże żadna ze stron nie ufała drugiej. Trocki, chociaż entuzjastycznie poparł rezolucję, utrzymywał w liście otwartym z 8 grudnia, że będzie ona skuteczna tylko wtedy, jeśli uczyni ją taką 400 tysięcy członków partii. Nie wystarczy pozostawić jej biurokratom, aby „odnotowali nowy kurs, tzn. unieważnili ją biurokratycznie”. „Absolutnie najważniejsze jest oczyszczenie czołowych stanowisk z tych, którzy na pierwsze słowo krytyki, sprzeciwu czy protestu rzucają gromy kar. »Nowy kurs« musi rozpocząć się wywołaniem u każdego poczucia, że odtąd nikt nie ośmieli się terroryzować partii”. List Trockiego i masowy wiec moskiewskiej organizacji partyjnej, na którym zakrzyczano przedstawicieli kierownictwa spowodowały odrodzenie się sporu ze zdwojoną siłą. Kiedy Trocki wezwał młodszych członków partii, aby uchronili bolszewicką starą gwardię od grożącej jej degeneracji, Stalin odparł, że nikt nie popełni pomyłki, zaliczając do tej gwardii i Trockiego, choć wstąpił do partii późno. Zadał także pytanie, które zepchnęło Trockiego i opozycję do defensywy: czy żądają oni, aby
zasady samego Lenina, które Trocki poparł na X Zjeździe w 1921 roku, zakazujące tworzenia w partii frakcji i ugrupowań, zostały odrzucone? Tak czy nie? W tym krytycznym momencie, po włączeniu establishmentu do otwartego konfliktu, Trocki nagle wycofał się, rzekomo z powodu nawrotu choroby; w sytuacji, która w istocie wydawała się być politycznym paraliżem, pozostawił opozycję bez przywódcy i wyjechał z Moskwy na leczenie nad Morze Czarne. Pozostali członkowie Politbiura, pod przewodnictwem Stalina, Zinowiewa i Bucharina, przystąpili do dławienia opozycji, wykorzystując kontrolowaną przez siebie prasę, dyscyplinę partyjną i pozbawiając opozycję łączności z szeregowymi członkami partii. Aby ostatecznie zamknąć sprawę, Komitet Centralny postanowił zwołać nie zjazd partii, na który wybierano delegatów, ale konferencję partyjną, na której lokalne organizacje były reprezentowane przez sekretarzy i działaczy mianowanych przez Sekretariat. Stalin tak skutecznie pokierował wyborem 128 delegatów z prawem głosu, że tylko trzech z nich należało do opozycji. XIII Konferencja Partyjna zebrała się w styczniu 1924 roku i tym razem, pod nieobecność Trockiego, Stalin zaatakował go bezpośrednio, wyliczając sześć popełnionych przez niego podstawowych błędów. Kto ma przewodzić partii - zapytał - jej Komitet Centralny, czy jakaś osoba uważająca siebie za nadczłowieka, zgadzająca się z KC jednego dnia i atakująca go następnego? „Jest to usiłowanie zalegalizowania frakcyj [oświadczył], a przede wszystkim frakcji Trockiego [...] opozycja w swej nieokiełznanej agitacji za demokracją [...] rozpętuje żywioł drobnomieszczański [...]. Frakcyjna robota opozycji - to woda na młyn wrogów naszej partii.” Kiedy Prieobrażenski, jeden z sygnatariuszy „Oświadczenia 46”, przypomniał krytyczne uwagi Lenina o Stalinie w związku z kwestią narodowościową, Stalin zaatakował go wprost. Powiedział, że teraz opozycjoniści chwalą Lenina jako geniusza ale: „[...] pozwólcie, że Was zapytam, Prieobrażenski, dlaczego wystąpiliście przeciw temu najgenialniejszemu człowiekowi w sprawie pokoju brzeskiego? Dlaczego opuściliście tego najgenialniejszego człowieka w trudnej chwili i nie posłuchaliście go? Gdzie, w jakim obozie znajdowaliście się wówczas?” „Terroryzujecie partię!” - krzyknął na to Prieobrażenski. „Nie” - odparł Stalin - „tylko ostrzegam tych, którzy sieją niezgodę w jej szeregach”. Następnie po raz pierwszy ujawnił publicznie tajną klauzulę dyrektywy Lenina z 1923 roku, która zalecała wydalenie z partii jako karę za działalność frakcyjną. Stalin zagroził również podjęciem surowych kroków przeciwko każdemu, kto będzie puszczał w obieg poufne dokumenty. Być może miało to związek z „Testamentem” Lenina i dołączonym do niego postscriptum, proponującym usunięcie Stalina ze stanowiska sekretarza generalnego. Stosując się do sugestii Stalina, konferencja, przy trzech tylko głosach przeciwnych, potępiła Trockiego i 46 dysydentów nie tylko za „działalność frakcyjną, będącą bezpośrednim odejściem od leninizmu, ale również za jasno wyrażane odchylenie drobnomieszczańskie”.
VI XIII Konferencja Partyjna ze stycznia 1924 roku jest kamieniem milowym w rozwoju rosyjskiej partii komunistycznej. Aż do tej chwili ogólnokrajowe konferencje i zjazdy partyjne były rzeczywistymi wydarzeniami, podczas których poglądy opozycji były nie tylko wygłaszane, ale i wysłuchiwane, często zyskując sobie poparcie delegatów, którzy nie obawiali się go wyrażać. Jeżeli kierownictwo przeforsowywało swoje stanowisko, następowało to dopiero po umotywowanej jego obronie i uzyskaniu większości głosów podczas otwartej dyskusji. Konferencja z roku 1924 była pierwszą, podczas której tok dyskusji był reżyserowany, a decyzje podejmowane z góry. Był to precedens, który odtąd stał się regułą. Stalin nie występował we własnym imieniu, ale jako reprezentant większości Biura Politycznego, i mógł twierdzić, że próbował uzyskać kompromis z Trockim. Ale to właśnie Stalin był tym, który dzięki stworzonej przez siebie w aparacie Sekretariatu machinie politycznej miał możliwości działania przekształcania rezolucji i gróźb w rzeczywistość. XIII Konferencja Partyjna była pierwszym wydarzeniem, podczas którego Stalin dowiódł niesłychanej skuteczności swej władzy oraz zmiany, jaką spowodowało to w charakterze partii. Nie było to już zagrożenie, ale fakt dokonany. Jednakże właśnie w momencie kiedy Stalin mógł mieć nadzieję, iż udało mu się na dobre zdusić opozycję w partii, zmarł Lenin i sytuacja uległa zmianie. Przez ostatnie dziewięć miesięcy życia Lenin pozostawał w tragicznym położeniu przywódcy zdającego sobie sprawę z kryzysu w partii, którą stworzył, ale całkowicie sparaliżowanego, niezdolnego do poruszania się i mówienia. Nie miał więc żadnej możliwości działania. „Prawda” opublikowała sprawozdanie z XIII Konferencji Partyjnej, które Krupska mu przeczytała. To, co usłyszał, poruszyło go, ale nie był w stanie przekazać swych odczuć. Następnego ranka, 21 stycznia 1924 roku, doznał kolejnego ataku apopleksji i zmarł przed wieczorem tego dnia. Kwestia sukcesji, mimo że nigdy otwarcie nie przyznano się do jej istnienia stała się obecnie przedmiotem zabiegów opozycji i walk frakcyjnych, które przywódców znajdowały nie na forum zjazdu, ale w stale podzielonym Politbiurze. Jednakże Stalin nie tylko nie był przygnębiony taką perspektywą, ale (według Bażanowa, który pracował w Sekretariacie) „był pełen triumfu. Nigdy nie widziałem go w radośniejszym nastroju niż w dniach po śmierci Lenina. Przemierzał wszerz i wzdłuż gabinet z zadowoleniem wypisanym na twarzy”. Nic w tym dziwnego. Dopóki Lenin żył i mógł wyzdrowieć, Stalin czuł się zagrożony. W ciągu poprzedniego roku ukrywał swą niepewność i wykazywał zimną krew oraz umiejętność manewrowania, dzięki czemu wyszedł z okresu próby z większym autorytetem, niż którykolwiek z pozostałych przywódców. Czekała go kolejna próba związana z potępieniem go przez Lenina w „Testamencie”. Ale Stalin dowiódł nie tylko zdolności przetrwania: już w momencie śmierci Lenina dał pierwszą wskazówkę, jak będzie zwalczać człowieka który mógłby go zniszczyć,
przywłaszczając sobie legendę Lenina. Raz jeszcze Trocki zaznaczył swą nieobecność, tym razem na pogrzebie Lenina, który był ważną i wywołującą emocje uroczystością. „Było jak dawno, dawno temu”, napisała Nadieżda Mandelsztam, żona poety: „Mandelsztam zdumiewał się tym widowiskiem: to była starodawna Moskwa chowająca jednego z jej carów [...] Był to jedyny przypadek w moim życiu, kiedy ludność Moskwy wyszła na ulice i ustawiała się w kolejki z własnej nieprzymuszonej woli”. Inny świadek tego wydarzenia, korespondent prasy francuskiej Rollin, napisał: „Mon Dieu, jaka niewykorzystana okazja! Achilles dąsający się w swoim namiocie... Jeżeli Trocki przyjechałby do Moskwy, stałby się główną postacią”. Sam Trocki twierdził później, że został wprowadzony w błąd przez Politbiuro, które podało mu złą datę pogrzebu. Ale paraliż jego woli trwał nadal. W swej autobiografii napisał: „Znałem jedno palące pragnienie: aby pozostawiono mnie w spokoju. Nie mogłem wyciągnąć ręki, aby podnieść pióro”. Stalin nie popełnił tego błędu. Był „dyskretnie widoczny” wśród przywódców niosących trumnę Lenina i opuszczających ją do grobowca pod murem Kremla, tymczasowego miejsca spoczynku do chwili, kiedy zabalsamowane zwłoki można było złożyć w specjalnie wybudowanym na placu Czerwonym mauzoleum - zgodnie z sugestią, z którą miał wystąpić Stalin i której Krupska była przeciwna. Wieczorem poprzedniego dnia w Teatrze Bolszoj, spowitym żałobnym kirem, odbyła się uroczystość poświęcona pamięci zmarłego. Późniejsze sowieckie sprawozdania starały się stworzyć wrażenie, jakoby Stalin był tam jedynym mówcą. W rzeczywistości był tylko jednym z ponad dwunastu. Jednakże styl jego hołdu, złożonego w katechetycznej formie ślubowania, przypominającego jego wychowanie w seminarium, tak odbiegał od wystąpień pozostałych mówców, że natychmiast zwrócił na siebie uwagę. Rozpoczynając od oświadczenia: „Towarzysze! My, komuniści, jesteśmy ludźmi szczególnego pokroju”, Stalin sześciokrotnie powtórzył serię niemal liturgicznych inwokacji i ślubowań: „Odchodząc od nas nakazał nam towarzysz Lenin wysoko dzierżyć wielkie miano członka partii i strzec jego czystości. Przysięgamy ci, towarzyszu Leninie, że z honorem wykonamy ten twój nakaz! Odchodząc od nas nakazał nam towarzysz Lenin strzec jak źrenicy oka jedności naszej partii. Przysięgamy ci, towarzyszu Leninie, że wykonamy z honorem również i ten twój nakaz!” Krupska i stara gwardia bolszewików byli oburzeni tym, co uważali za pokaz najgorszego z możliwych gustów, który sam Lenin odrzuciłby z pogardą. Bażanow dostrzegał jedynie hipokryzję Stalina publicznie ślubującego lojalność dla przywódcy, z którego śmierci po cichu się cieszył. Obie te opinie są słuszne, ale pod wyrachowaniem i świętoszkowatą grą mogła kryć się ulga, którą Stalin odczuwał nie tylko z powodu śmierci Lenina, ale również i dlatego, że znowu mógł zademonstrować swój ścisły z nim związek, co przez ostatnich osiemnaście miesięcy uniemożliwiała mu
wrogość okazywana przez chorego Lenina. Związek ten był Stalinowi niezbędny zarówno z powodów emocjonalnych, jak i politycznych; była to potrzeba identyfikacji z przywódcą, wodzem, którego następcą uważał siebie z wyroku przeznaczenia. Za tą wiarą kryło się zarówno przekonanie, jak i ambicja. Stalin zaczynał dostrzegać w sobie jedynego człowieka, mającego siłę woli i zdecydowanie, aby urzeczywistnić idee Lenina, idee, z których sam Lenin zrezygnował w czasie swojej choroby i których nie mogły wcielić w życie takie niedbałe primadonny jak Zinowiew i Trocki. Czy miał rację? Czy „stalinizm” był jeśli nie nieuchronnym, to przynajmniej logicznym rezultatem rewolucji rosyjskiej, jeżeli komuniści mieli nie zrezygnować z próby stworzenia społeczeństwa socjalistycznego? Czy też była alternatywa? Są to pytania do których trzeba będzie powrócić. Na razie wystarczy odnotować rolę odegraną przez przypadek nieprzewidzianej choroby, która najpierw obezwładniła, a następnie zabiła, w stosunkowo młodym wieku pięćdziesięciu trzech lat, jedynego człowieka, który zawsze posiadał autorytet, a pod koniec również i wolę, aby zahamować pochód Stalina do władzy w okresie, kiedy wciąż było to jeszcze możliwe.
ROZDZIAŁ PIĄTY
Utworzenie partii nazistowskiej Hitler: 1924-1930 (wiek 35-41 lat) I
Dokładnie w miesiąc po „ślubowaniach” Stalina złożonych podczas przemówienia w Teatrze Bolszoj 26 lutego 1924 roku, w Monachium rozpoczął się proces Hitlera i innych uczestników nieudanego puczu, oskarżonych o zdradę. Wiadomość, iż będzie publicznie sądzony, wybawiła Hitlera z nastroju rozpaczy, który opanował go w momencie aresztowania. Ufając swym zdolnościom mówcy, dostrzegł okazję wymazania niekorzystnego wrażenia, jakie pozostawiła jego porażka jako człowieka czynu, i przekształcenia listopadowego fiaska w triumf. Sposób, jaki zastosował, był prosty, ale wyjątkowo skuteczny. Formalnie podczas procesu Hitler, Ludendorff i inni przywódcy Kampfbundu byli oskarżonymi, a triumwirat złożony z von Kahra, von Lossowa i Seissera miał dostarczyć głównych świadków oskarżenia. Jednakże Hitler odwrócił sytuację. Nie tylko nie zaprzeczając, ale w całości przyjmując oskarżenie o zdradę stanu, postawił świadkom oskarżenia kontrzarzut, iż byli równie głęboko zaangażowani w pucz jak zasiadający na ławie oskarżonych, ale zabrakło im odwagi i uczciwości, aby to przyznać. „Jeżeli nasze przedsięwzięcie było zdradą stanu - oświadczył Hitler w przemówieniu inauguracyjnym - to Lossow, Kahr i Seisser musieli ją popełnić razem z nami, ponieważ w ciągu wszystkich tych tygodni nie mówiliśmy o niczym innym jak o celach, o które jesteśmy obecnie oskarżeni...”. Ponieważ wszyscy w monachijskiej sali sądowej wiedzieli, że to była prawda, Hitlerowi od razu udało się odnieść sukces w postaci przejęcia inicjatywy. Kontynuował mówiąc: „Tylko ja ponoszę odpowiedzialność, ale nie jestem z tego powodu kryminalistą. Jeżeli dzisiaj stoję tutaj jako rewolucjonista, to jako rewolucjonista występujący przeciwko Rewolucji. Nie istnieje coś takiego jak zdrada stanu wobec zdrajców z roku 1918...”. Jego konkluzja: „Uważam siebie nie za zdrajcę, ale za Niemca, który chciał najlepiej dla narodu niemieckiego”, spotkała się z burzliwym aplauzem w zatłoczonej sali rozpraw. Von Kahr i Seisser nie mogli sprostać tak zręcznemu przeciwnikowi, ale von Lossow, którego karierze wydarzenia listopadowe położyły kres i który był teraz świadkiem, jak publicznie oskarża się go o tchórzostwo, nie zamierzał się poddać. Jego przemówienie wyrażało całą pogardę korpusu oficerskiego dla kaprala, któremu udało się zrobić karierę i który próbował dyktować swe warunki Reichswehrze: „Uważał siebie za niemieckiego Mussoliniego lub niemieckiego Gambettę, a jego zwolennicy uważali go za
niemieckiego Mesjasza”. Von Lossow powiedział, że, jego zdaniem, Hitler nadaje się jedynie do odgrywania roli dobosza politycznego. „Dobrze znana elokwencja Herr Hitlera początkowo wywarła na mnie duże wrażenie. Ale im więcej się o nim dowiadywałem, tym bardziej to wrażenie słabło”. Jego przemówienia były zawsze na ten sam temat; jego poglądy nie odbiegały od poglądów przeciętnego niemieckiego nacjonalisty i dowodziły, że brakuje mu poczucia rzeczywistości. Von Lossow wielokrotnie oskarżał Hitlera o kłamstwa i określił go jako „pozbawionego taktu, ograniczonego, nudnego, czasami brutalnego, czasami sentymentalnego i bez wątpienia pośledniego”. Jednakże Hitler sprostał wyzwaniu. Podczas gniewnego krzyżowego ognia pytań doprowadził generała do irytacji, a sędzia przewodniczący rozprawie (niewątpliwie zachęcony przez ministra sprawiedliwości Gürtnera) pozwolił na przekształcenie wystąpienia końcowego w swoisty tour de force. „W jak przyziemny sposób myślą mali ludzie [...] To, co miałem na myśli od pierwszego dnia było tysiąc razy ważniejsze od zostania ministrem. Chciałem stać się pogromcą marksizmu [...] Nie ze skromności chciałem być »doboszem« [...] Człowiek, który jest urodzony na dyktatora nie jest przymuszany; on tego chce. Nie jest popychany naprzód, ale sam prze do przodu”. Ignorując swoją własną, daleką od heroicznej rolę, oświadczył, że fiasko z listopada 1923 roku było klęską jednostek takich jak von Lossow i von Kahr oraz że Reichswehra - najbardziej stała z niemieckich instytucji - nie była w to zamieszana. „Kiedy dowiedziałem się, że to policja strzelała, byłem szczęśliwy, że to nie była Reichswehra: Reichswehra pozostała tak nieskalana jak przedtem. Pewnego dnia nadejdzie godzina, kiedy Reichswehra stanie po naszej stronie, oficerowie i żołnierze... To nie wy, panowie, wydacie na nas wyrok; zostanie on wydany przez wieczny sąd historii... Ten drugi sąd nie zapyta nas: popełniliście czy nie popełniliście zdradę stanu? Ten sąd osądzi nas [...] jako Niemców, którzy chcieli najlepiej dla swego narodu i swej ojczyzny, którzy chcieli walczyć i zginąć”. Proces trwał dwadzieścia cztery dni i nie schodził z pierwszych stron niemieckich gazet. Po raz pierwszy Hitler uzyskał dostęp do ogólnokrajowej widowni. Przed końcem procesu Hitler osiągnął swój cel, stawiając otwarcie czoło fiasku listopadowego puczu i przywracając własną wiarygodność. Jego apele do uczuć narodowych raz za razem wywoływały aplauz publiczności. W świetle wszystkich dowodów Ludendorff został uniewinniony, a Hitler otrzymał najniższy możliwy wyrok 5 lat więzienia. Dzięki swej postawie podczas procesu, po zwolnieniu z więzienia Hitler miał przewagę nad rywalami w rozgrywce o przywództwo nad ugrupowaniami nacjonalistycznymi: mógł przedstawiać siebie jako człowieka który ośmielił się podjąć próbę puczu, a kiedy został „zdradzony”, nie uchylił się od odpowiedzialności, oświadczając, że będzie kontynuował walkę przeciwko znienawidzonej republice. Nic nie dowodzi lepiej talentu Hitlera jako propagandzisty niż fakt, iż zamiast próbować
zapomnieć niefortunny pucz, przetworzył go w trwałą legendę ruchu nazistowskiego. Każdego roku w rocznicę puczu powracał do Bürgerbraukeller i na Odeonsplatz, aby przypomnieć to, co wydarzyło się tam w listopadzie 1923 roku, i uczcić odwagę tych, którzy polegli. Historycy byli skłonni przyjąć punkt widzenia Hitlera na listopad 1923 roku jako przełom, po którym zrezygnował z wszelkich myśli o obaleniu istniejących rządów siłą i postanowił działać w ramach konstytucji, ukrywając swe rewolucyjne zamiary pod zasłoną poszanowania „legalizmu” i dążąc do zdobycia władzy środkami politycznymi. Bez wątpienia klęska z listopada 1923 roku, którą później miał określić jako „największy uśmiech szczęścia w jego życiu”, zmusiła Hitlera do skrystalizowania własnych poglądów i rozproszenia dwuznaczności, które stwarzał ciągłymi wzmiankami o „zdobyciu władzy” i „marszu na Berlin”. Odtąd, podobnie jak Mussolini w czasie tzw. marszu na Rzym, Hitler zawczasu zapewniał sobie odpowiednie przyjęcie i przyjeżdżał wagonem sypialnym nocnego pociągu przed swymi zwolennikami. Ale kiedy Hitler mówił o „nowej decyzji”, przesadzał. Scheubner-Richter, który należał do jego bliskiego otoczenia napisał w memorandum z 24 września 1923 roku: „Rewolucja nacjonalistyczna nie może poprzedzać zdobycia władzy politycznej; raczej kontrola nad policją państwową jest warunkiem wstępnym rewolucji nacjonalistycznej”. Scheubner-Richter zapłacił życiem za zlekceważenie tej rady; kiedy 9 listopada maszerował ramię w ramię z Hitlerem w pierwszym szeregu, został zastrzelony przez policję. Ale Hitler zawsze uzależniał jakąkolwiek próbę obalenia rządu od gotowości władz bawarskich i Reichswehry do jej poparcia lub przynajmniej przymknięcia na nią oczu. Byłaby to „rewolucja za pozwoleniem Herr Prasidenta” - jak szydzili jego przeciwnicy. Hitler, powodowany frustracją i obawą przed utratą okazji, zastosował ryzykowny wybieg, aby skłonić von Kahra i von Lossowa do współpracy, ale z chwilą gdy zdał sobie sprawę, iż oszukali go oraz że jego plan zakończył się fiaskiem, wpadł w rozpacz. Nie był to rezultat braku odwagi, o czym świadczy jego postawa w czasie wojny, ale przekonania, że Kampfbund nie będzie w stanie odnieść sukcesu własnymi siłami oraz że sprawa jest już przegrana. Klęska z listopada 1923 roku okazała się punktem zwrotnym w karierze Hitlera dlatego, że wzmocniła jego pozycję w sporze z przeciwnikami, którzy wciąż marzyli o zdobyciu władzy siłą. „Ten wieczór i ten dzień [8-9 listopada] umożliwił nam później prowadzenie walki sposobami legalnymi przez dziesięć lat; bowiem - trzeba to powiedzieć jasno -gdybyśmy wówczas nie podjęli działania, nigdy nie byłbym zdolny do zorganizowania ruchu rewolucyjnego i utrzymania się, mimo to, przez cały czas w legalnych ramach. Ktoś mógłby słusznie powiedzieć: »Mówisz jak wszyscy pozostali« i będziesz tak mało robić jak pozostali”. „Po puczu mogłem powiedzieć tym wszystkim w Partii to, czego inaczej nigdy nic mógłbym powiedzieć. Moja odpowiedź krytykom brzmiała: teraz walka będzie prowadzona tak jak ja chcę i nie inaczej”. Ostatnie przemówienie Hitlera na procesie uderzająco kontrastuje z
hołdem oddanym przez Stalina Leninowi zaledwie dwa miesiące wcześniej. Kontrast ten wykracza poza sprawy temperamentu i stylu. Natarczywe zgłaszanie przez Hitlera pretensji do roli męża opatrznościowego, wyrażało nie tylko jego egotyzm, ale również desperacką potrzebę potwierdzenia jego roszczenia do odgrywania poważnej roli w życiu politycznym Niemiec. Stalin był w równym stopniu egotystą jak Hitler i tak samo jak on zamierzał odegrać rolę męża opatrznościowego, ale kryzys, który mógł przynieść mu katastrofalną klęskę jak Hitlerowi, wzmocnił jego pozycję. Nie musiał odbudowywać reputacji i miał wszelkie powody, aby nie demonstrować wobec otoczenia swych ambicji, ale aby ukryć je pod zasłoną kultu Lenina, z którym ani on, ani żaden inny członek Politbiura nie mógł się równać. Mimo wszelkich różnic w sytuacji Hitlera i Stalina w latach dwudziestych jeden element pozostaje wspólny: żaden z nich nie myślał o zdobyciu władzy siłą. W Rosji rewolucji dokonał już Lenin; Stalin chciał sukcesji po Leninie, lecz nie za pomocą zamachu - ten zarzut stawiał Trockiemu - ale zgodnie z prawem, za zgodą partii. Wszystko zależało nie tylko od pozbycia się rywali, ale także od przekonania większości aparatczyków partyjnych, że rewolucja - i oni jako jej beneficjanci - ma większe szansę na przezwyciężenie sprzeczności z nim u steru, niż z którymkolwiek innym przywódcą. W Niemczech rewolucji wciąż trzeba było dopiero dokonać, ale tylko (jak argumentował Scheubner-Richter) po objęciu władzy przez nazistów. W tym wypadku, utrzymując entuzjazm swych zwolenników, Hitler musiał przekonać tych, którzy - jak miał nadzieję - pomogą mu w uzyskaniu władzy (konserwatywny establishment, inne partie nacjonalistyczne, a przede wszystkim Reichswehrę), że jest sojusznikiem, na którym można polegać, który może posługiwać się ekstremistyczną frazeologią, mobilizując w ten sposób masowe poparcie, będące w ich oczach jego wielkim atutem, ale który po zaakceptowaniu go jako partnera okaże się rozsądny i da sobą kierować, kiedy obejmie władzę. Dopiero po zdobyciu władzy z zachowaniem pozorów legalności - Stalin na początku roku 1930, a Hitler trzy lata później - obaj zainicjowali własną „rewolucję odgórną” (wyrażenie Stalina), która w przypadku tego ostatniego wyrażała się w przymusowej kolektywizacji rosyjskiej wsi oraz w forsownym programie industrializacji, a w przypadku Hitlera „koordynacją” (Gleichschaltung) niemieckich instytucji. Dla większości zwolenników Hitlera taka perspektywa musiała wydawać się mało prawdopodobna, kiedy burza wywołana przez proces monachijski uspokoiła się, a sam Hitler został zamknięty w twierdzy Landsberg, gdzie odsiadywał swój wyrok. A jednak pomimo, że partia nazistowska została zdelegalizowana, jej przywódcy rozproszeni, a Hitler, nawet po zwolnieniu, musiałby rozpoczynać od nowa, on sam nigdy nie wątpił, iż w końcu dojdzie do władzy. W więzieniu przebywało razem z nim około czterdziestu innych narodowych socjalistów. Wszyscy prowadzili przyjemne i wygodne życie. Odżywiali się dobrze, mogli mieć tylu odwiedzających, ilu sobie życzyli, a większość czasu spędzali na powietrzu, w ogrodzie. Rolę ordynansa
Hitlera, a także jego sekretarza pełnił Emil Maurice. Przekazał ją później Rudolfowi Hessowi, który dobrowolnie powrócił z Austrii, aby dzielić ze swym wodzem pobyt w więzieniu. Personel więzienny traktował Hitlera z szacunkiem, nie jak zwykłego więźnia. W dniu jego 35 urodzin - przypadły one wkrótce po procesie otrzymał paczki i kwiaty, które wypełniły kilka pokoi. Niezależnie od odwiedzających go gości prowadził rozległą korespondencję, miał też nieograniczony dostęp do książek i gazet. Podczas wspólnych obiadów Hitler zasiadał na honorowym miejscu, żądając i otrzymując wyrazy szacunku, należne mu jako przywódcy partii. Poczynając od lipca, na długi czas zamykał się w swym pokoju, aby dyktować Mein Kampf. Pracę nad tą książką rozpoczął w więzieniu, a jego słowa notowali Emil Maurice i Hess. W istocie Hitler w latach 1924-1928 napisał trzy książki: tom pierwszy Mein Kampf, podyktowany w więzieniu w 1924 roku i opublikowany w 1925 roku; tom drugi Mein Kampf, podyktowany w jego willi w Obersalzbergu i opublikowany w końcu 1926 roku, oraz tzw. Zweites Buch (Druga książka), podyktowana wydawcy Maxowi Amannowi w 1928 roku, ale opublikowana dopiero w 1961 roku. Wcześniej, aż do czasu odkopania maszynopisu w 1958 roku, nic o niej nie wiedziano. Jeśli weźmie się pod uwagę jego leniwy tryb życia oraz pogardę dla słowa pisanego w porównaniu z mówionym, nie jest wykluczone, że Hitler nigdy nie podjąłby działalności w tej dziedzinie, gdyby nie został zamknięty w więzieniu i gdyby po wypuszczeniu na wolność nie miał zakazu publicznego występowania. Istniały jednak co najmniej trzy istotne powody, dla których wysiłek ten był dla niego opłacalny. Po pierwsze mógł on być pomocny w uzasadnieniu jego pretensji do odbudowy i przewodzenia ruchowi narodowosocjalistycznemu po wyjściu na wolność. Można to pogodzić z faktem, iż Mein Kampf nie sprzedawała się dobrze nawet wśród członków partii do czasu przełomu dokonanego przez nią w 1930 roku (do roku 1929 sprzedano 23 tysiące, egzemplarzy tomu I i 13 tysięcy tomu II) oraz że wielu z tych, którzy ją nabyli, uznali ją za lekturę zbyt ciężką i nigdy jej nie dokończyli. Jak zauważył Donald Watt, ruchy, które czynią z politycznej lojalności kwestię wiary, wydają się uważać za niezbędne posiadanie odpowiednika Biblii: prace Karola Marksa, O podstawach leninizmu Stalina, Czerwona książeczka Mao, Idee napoleońskie Napoleona III. Podobnie jak egzemplarze Biblii, które niszczeją nie czytane na półkach wielu chrześcijan, tego rodzaju tekst nie musi być czytany czy rozumiany. „Oczywiście jego przesłanie musi nadawać się do zredukowania do najprostszych spraw [...] Ale jego złożoność i niezrozumiałość jest zaletą, ponieważ wykazuje głębię wizji przywódcy [...] jego zdolność do borykania się z problemami, wobec których jego wyznawcy przyznali się do bezsilności... Dla nich wystarczało, że ten tekst istniał”. Po drugie, praca ta dawała Hitlerowi okazję zbudowania podstaw własnego mitu - wizerunku Führera, który miał okazać się jedną z najpotężniejszych sił - być może najpotężniejszą - w zdobyciu poparcia i poświecenia milionów Niemców. Trzecim wreszcie powodem była szansa wyselekcjonowania własnych ideałów oraz opracowania własnego
Weltanschauung - podstawy, którą uważał za niezbędną do prowadzenia skutecznych działań politycznych. Podobnie jak Stalin, Hitler odnosił się pogardliwie do intelektualistów, ale równocześnie gorąco pragnął uzyskać własny autorytet intelektualny. Stalin starał się tego dokonać w dziele O podstawach leninizmu (opublikowanym w tym czasie, kiedy Hitler pisał Mein Kampf, nie domagając się uznania go za samodzielnego myśliciela, ale za autorytatywnego interpretatora i dziedzica tradycji marksistowskoleninowskiej. Zachowując zewnętrzne pozory zgodności i powtarzając rytualne sformułowania, nie dał poznać, w jakim stopniu w praktyce odchodził od tradycji i działał jako innowator. Hitler natomiast przeciwnie: nigdy nie ujawniając źródeł, z których czerpał swe ideały („intelektualny śmietnik wieków” - według określenia Trevora Ropera), stale przesadnie kładł nacisk na własną oryginalność. Każdy z elementów jego światopoglądu można łatwo odnaleźć u dziewiętnastowiecznych pisarzy, a także twórców z przełomu wieków, ale nikt przed nim nie połączył tych elementów w taki jak on sposób. Ważniejsze jednak jest to, że stworzywszy własny światopogląd, którego podstawowe zasady przedstawił w Mein Kampf, a ukształtował w pełni do czasu napisania w 1928 roku Zweites Buch, Hitler nigdy go nie zmienił. Istnieje rozpoznawalna kontynuacja łącząca idee, które wyrażał w latach dwudziestych-czterdziestych, oraz polityczny testament, który podyktował w bunkrze bezpośrednio przed popełnieniem samobójstwa w kwietniu 1945 roku. Stwierdzenie to może być łatwo źle rozumiane, ponieważ Hitler godził niezwykłą konsekwencję w dziedzinie ideologii, z równie zaskakującą elastycznością w dziedzinie programów, taktyki i metod. Wyraźnie oddzielał politycznego teoretyka od polityka i temu ostatniemu przypisywał większe znaczenie. Jednakże w dobrze znanym fragmencie Mein Kampf napisał: „Czasami może się zdarzać podczas długich okresów ludzkiego życia, że myśliciel polityczny i polityk stają się jednym”. Hitler najwidoczniej wierzył, że on właśnie był przykładem tego rodzaju połączenia i w tej jego wierze kryła się przynajmniej następująca prawda: jeżeli nie był on jedynym w swoim rodzaju, to był rzadkim typem przywódcy politycznego, który starał się dosłownie zrealizować swój światopogląd. II Mein Kampf, książka wyjątkowo odrażająca w swym języku, tonie, a przede wszystkim treści, jest interesująca o tyle, że pozwala z jednej strony przyjrzeć się mentalności Hitlera i jego poglądom na świat, z drugiej sposobowi, w jaki zamierzał zorganizować swój ruch polityczny, a także powstaniu jego mitu jako łącznika między tymi dwiema dziedzinami. Podstawą poglądów Hitlera był prymitywny darwinizm społeczny: „Człowiek stał się wielki dzięki walce [...] Wszelki cel, jaki człowiek osiągnął, zawdzięczał swej oryginalności oraz brutalności [...] Wszelkie życie sprowadza się do trzech tez: walka jest ojcem wszystkich rzeczy,
prawość zależy od krwi, przywództwo jest naczelne i decydujące”. W Mein Kampf napisał: „Ten, który chce żyć, musi walczyć, a ten, który nie chce walczyć na tym świecie, na którym wieczna walka jest prawem życia - nie ma prawa do istnienia”. Hitler był zafascynowany historią i podobnie jak Spengler dostrzegał w niej następstwo kolejnych epok ludzkości, z których każda znajdowała swój wyraz w odrębnej kulturze wzajemnie powiązanych ze sobą idei i instytucji: kultura grecko-rzymska świata starożytnego, którą - jak twierdził - podziwiał, nie wykazując jednak większej wiedzy na jej temat; średniowiecze, którego kulturę postrzegał jako „germańską”, przyćmioną w okresie odrodzenia przez kapitalistyczne społeczeństwo Zachodu, które znów podobnie jak Spengler - uważał za chore i schyłkowe. Zdolność tworzenia takich kultur była ograniczona do rasy „aryjskiej” (tego określenia Hitler nigdy nie sprecyzował). „Jeżeli podzielimy rodzaj ludzki na trzy kategorie - twórców kultury, jej propagatorów oraz niszczycieli tylko Aryjczyków można uważać za reprezentujących pierwszą kategorię. (Hitler wymienia Japończyków jako przykład drugiej kategorii, a trzecia była - według niego - reprezentowana przez Żydów). To właśnie Aryjczyk zbudował fundamenty i wzniósł ściany każdej wielkiej budowli w kulturze ludzkiej”. Każda kultura czy imperium chyliły się ku upadkowi z tego samego powodu: mieszania się ras, co osłabiało, a następnie niszczyło siły niezbędne do kontynuowania walki, która jest prawem życia. „Wszystkie wielkie cywilizacje przeszłości stały się dekadenckie, ponieważ pierwotnie twórcza rasa wymierała w rezultacie zanieczyszczenia jej krwi”. Hitler uważał, że zachodnia cywilizacja była dekadencka oraz że przeznaczeniem narodu niemieckiego było ją zastąpić, podobnie jak plemiona germańskie zastąpiły Imperium Rzymskie, niezdolne już do samoobrony, i stworzyły nową, prężną kulturę. Aby osiągnąć wspomniany wyżej cel, Niemcy muszą wywalczyć nowe imperium germańskie, które będzie dominować na kontynencie europejskim. Wymagało to polityki zagranicznej daleko wykraczającej poza żądania rewizji traktatu wersalskiego, które legły u podstaw kariery Hitlera jako agitatora. W tomie I Mein Kampf ledwie zarysowane, sprawy te przybrały w tomie II kształt pełnokrwistej polityki zdobycia Lebensraumu (przestrzeni życiowej) w Europie Wschodniej kosztem Rosji. Prowadzenie kolejnej wojny w celu przywrócenia granic Niemiec z 1914 roku byłoby przestępstwem; jedynym celem usprawiedliwiającym taką akcję było „zapewnienie narodowi niemieckiemu ziemi i terytoriów, do których ma prawo na tym świecie”. „Tak więc my, narodowi socjaliści, świadomie odkreślamy politykę zagraniczną naszego okresu przedwojennego. Zaczynamy tam, gdzie stanęliśmy 600 lat temu. Kładziemy kres nieskończonemu ruchowi niemieckiemu na południe i zachód i kierujemy nasz wzrok na ziemie na wschodzie. Wreszcie, zrywamy z kolonialną i handlową polityką okresu przedwojennego i przechodzimy do terytorialnej polityki przyszłości. Jeśli mówimy o terytorium w Europie, możemy mieć na myśli tylko Rosję i jej wasalne państwa przygraniczne”.
W swej Zweites Buch Hitler wyjaśnia, że dzięki rewolucji bolszewickiej, będzie to stosunkowo proste przedsięwzięcie: „Gigantyczne imperium na Wschodzie jest na progu załamania się”. Słowiańskie masy są niezdolne do stworzenia własnego państwa, a germańska grupa rządząca, dotychczas nimi dominująca, została zastąpiona przez żydowsko-bolszewickie kierownictwo, które z powodów nie dających się krótko wyjaśnić nie może ani zorganizować ani utrzymać państwa. Wojna z Francją, którą Hitler wcześniej uważał za konieczną do uzyskania rewizji granic, teraz stała się (co w latach 1940-1941 okazało się rzeczywistością) wstępem do głównego celu, tzn. skutecznego ataku na Rosję. Inne niezbędne warunki to sojusz z Włochami Mussoliniego (którym Niemcy powinny być gotowe oddać Południowy Tyrol) i z Anglią, z którą należało za wszelką cenę uniknąć rywalizacji na innych kontynentach, bowiem okazała się ona dla kajzera fatalna w skutkach. Luki w tej koncepcji są oczywiste - na przykład fakt, iż Niemcy nie tylko nie miały nadmiaru ludności, ale nie dysponowały wystarczającą jej liczbą do przejęcia i zagospodarowania terytoriów na Wschodzie, które jej armie okupowały. Jednakże jest to mniej istotne od łączności między celami, które Hitler przedstawił w latach dwudziestych i tymi, które starał się zrealizować w latach czterdziestych. Hitler w pełni podzielał pogląd o prymacie polityki zagranicznej nad polityką wewnętrzną tradycyjnie dominujący w niemieckiej historiografii. Nie interesował się sprawami konstytucyjnymi i prawnymi czy polityką gospodarczą i społeczną jako takimi. W latach dwudziestych patrzył na te sprawy głównie pod kątem wykorzystania ich do uzyskania poparcia i włączenia się do rozgrywki politycznej. Pogląd ten rozszerzył na samo państwo: „Państwo jest tylko środkiem do osiągnięcia celu. Celem tym jest zachowanie istnienia rasy. Państwo jest tylko naczyniem, a rasa jest tym, co je wypełnia”. Jeśli chodzi o formę państwa Hitler opierał wszystko na Führerprinzip - zasadzie przywództwa. Oznaczała ona koncentrację władzy w rękach wodza, wodza nie ograniczonego żadną formą kontroli konstytucyjnej czy parlamentarnej, będącej w stanie wymóc na państwie udzielenie priorytetu polityce zagranicznej i zbrojeniom, w tym zdobyciu nowej przestrzeni życiowej na Wschodzie. Korzystając z doświadczeń uzyskanych od czasu opuszczenia Wiednia i okresu rozmyślań w więzieniu Landsberg, Hitler określił sztukę prowadzeń polityki w roku 1928 jako „realizację walki narodu o istnienie”, podporządkowującej sobie zarówno politykę zagraniczną, jak i wewnętrzną. „Polityka zagraniczna jest sztuką zabezpieczania doniosłej, niezbędnej przestrzeni życiowej, o wielkości i jakości niezbędnej dla narodu. Polityka wewnętrzna jest sztuką zachowania niezbędnej siły w tym celu w formie wartości rasy [Volkswert] i jej liczebności”. Pojęcie „wartość rasy” wymaga wyjaśnienia. „Źródło całej potęgi ludzkiej - mówi Hitler - nie leży w posiadaniu broni czy w organizacji armii, ale w wartościach wewnętrznych, to znaczy w wartości rasy”. Aby zachować tą wartość, państwo musi bronić swego narodu przed zanieczyszczeniem przez trzy trucizny, z których każdą Hitler
identyfikował z Żydami. Są to: internacjonalizm, czyli skłonność do rzeczy obcych, która wynika z niedoceniania własnych wartości kulturowych i prowadzi do mieszania się ras; egalitaryzm, czyli demokracja i rządy większości, które nie sprzyjają indywidualnej twórczości i przywództwu, będących źródłem całego postępu ludzkości, oraz pacyfizm, który niszczy zdrowe, naturalne instynkty samozachowawcze u ludzi. W przemówieniu wygłoszonym w Norymberdze 21 lipca 1927 roku Hitler oświadczył: „Ludzie tracą swą wewnętrzną wartość po zakażeniu się tymi trzema nałogami, po wyeliminowaniu swej wartości rasowej, głoszeniu internacjonalizmu, rezygnacji z ustalania własnej drogi i zastąpieniu jej rządami większości, to znaczy niekompetencji, oraz po tym, jak zaczynają pozwalać sobie na braterstwo ludzkości”. Musiałem pozostawić na koniec najbardziej znamienną cechę systemu hitlerowskiego - antysemityzm, a to w celu umieszczenia jej w szerszych ramach jego Rassenpolitik (polityki rasowej). Polityka ta z jednej strony obejmowała eksterminację nieprzystosowanych zgodnie ze sformułowanym w 1933 roku programem zapobiegania obciążeniom dziedzicznym nawet w wypadku czystej krwi Niemców i sięgała w ten sposób do rasowych podstaw nazistowskiej polityki agrarnej; z drugiej zaś eksploatację i eksterminację nie będących Żydami Polaków i Rosjan jako Untermenschen (podludzi). Jednakże nie ulega kwestii, że w Weltanschauung Hitlera Żydzi zajmowali wyjątkowe miejsce. Nie jest znane żadne jego osobiste doświadczenie, które mogłoby przyczynić się do wyjaśnienia intensywności nienawiści Hitlera do Żydów, chociaż niektórzy biografowie wskazywali na obsceniczny język, jakim zazwyczaj posługiwał się w mowie i w piśmie w odniesieniu do Żydów, i twierdzili, że źródła tego zjawiska mają charakter seksualny. Trudno stwierdzić, kiedy ten człowiek, odpowiedzialny za śmierć 6 milionów Żydów, po raz ostatni naprawdę rozmawiał czy spotkał Żyda osobiście. Jednakże „ten Żyd”, którego spotyka się na kartach Mein Kampf i w majaczeniach Hitlera, nie przypomina istot z krwi i kości żydowskiego pochodzenia: „ten Żyd” jest wymysłem obsesyjnej fantazji Hitlera, sataniczną kreacją, wyrażającą jego potrzebę stworzenia obiektu, na którym mógłby skoncentrować swoją agresję i nienawiść. Hitler racjonalizował te uczucia oświadczając, że to, co odróżnia Żydów od innych ras, to fakt, że nie posiadali własnego terytorium i dlatego nie mogli uczestniczyć w walce o przestrzeń życiową - walce, którą uważał za główną treść historii. Nie posiadając terytorium, Żydzi nie mogli budować państwa, musieli natomiast stać się pasożytami (obsesyjna metafora Hitlera), żerującymi na twórczej działalności i pracy innych narodów. „Ostatecznym celem żydowskiej walki o istnienie jest zniewolenie aktywnych produkcyjnie ludów [...] poprzez wynarodowienie, znieprawienie innych narodów, pogorszenie poziomu rasy narodów najwyższych oraz zdominowanie tej rasowej mieszanki poprzez wytępienie ludowej (völkisch) inteligencji i zastąpienie jej członkami własnego narodu”. Na arenie międzynarodowej żydowscy kapitaliści dążyli do odwrócenia uwagi narodów od ich prawdziwych interesów i wplątania ich w wojny,
stopniowo ustanawiając własne panowanie nad nimi za pomocą potęgi pieniądza i propagandy. Równocześnie żydowscy przywódcy międzynarodowej rewolucji komunistycznej znaleźli sobie światową siedzibę w Moskwie, z której prowadzili działalność wywrotową metodą propagowania przez partie marksistowskie internacjonalizmu, egalitaryzmu i pacyfizmu. Wszystkie te zjawiska Hitler identyfikował z Żydami i uważał je za zagrożenie dla aryjskich wartości rasowych. Patrząc na tę sprawę z innej strony, można dostrzec, że antysemityzm dostarczył Hitlerowi dalszych argumentów na rzecz prowadzenia przez Niemcy polityki zdobycia dodatkowej przestrzeni życiowej na Wschodzie kosztem bolszewickiej Rosji, którą stale identyfikował z „żydowskim spiskiem światowym”. Podbój ten nie tylko wzmocniłby rasowy fundament narodu niemieckiego, ale zniszczyłby bazę międzynarodowego żydostwa i podciął korzenie trującej rośliny marksizmu. W zagmatwanej wizji kosmologicznej Hitlera wiecznym wrogiem Aryjczyków, rasy dysponującej siłą tworzenia, był Żyd, wcielenie zła, czynnik zanieczyszczenia rasy, który podkopywał i niszczył jedną cywilizację po drugiej. „Jeśli Żyd za pomocą swojej marksistowskiej wiary podbije narody tego świata to jego korona stanie się żałobnym wieńcem ludzkości i raz jeszcze ta planeta, pozbawiona ludzkości, będzie krążyć po swej orbicie przez eter, tak jak miliony lat temu...”. Co Hitler rozumiał przez „eliminację” żydowskiego zagrożenia pozostaje niejasne, ale niemieckiemu narodowemu socjaliście z Czech, który odwiedził go w więzieniu i zapytał, czy zmienił swe poglądy na temat Żydów, udzielił następującej odpowiedzi: „Tak, tak, to zupełna prawda, że zmieniłem moją opinię na temat metod zwalczania żydostwa. Doszedłem do przekonania że dotychczas byłem stanowczo zbyt miękki. Pracując nad moją książką, zdałem sobie sprawę, że w przyszłości będą musiały być zastosowane najsurowsze metody walki, abyśmy mogli odnieść sukces. Jestem przekonany, że jest to kluczowa kwestia nie tylko dla naszego narodu, ale dla wszystkich narodów. Judaizm jest bowiem plagą tego świata”. Dwa dogmaty, na których opierał się światopogląd Hitlera: konieczność „wykorzenienia” Żydów (niezależnie od tego, co przez to rozumiał) oraz zdobycia Lebensraumu w Europie Wschodniej, nie tylko pozostały niezmienione, ale były wielokrotnie powtarzane na wiele lat przed objęciem przez niego władzy zarówno w Mein Kampf, jak i w wielu przemówieniach i wywiadach. Jednakże byłoby błędem uznać te dwa dogmaty jego ideologii za przyciągające nowych zwolenników w takim stopniu, by wstępowali całymi tysiącami do partii nazistowskiej w latach dwudziestych, później zaś, na początku lat trzydziestych, oddawali na nią miliony głosów. Wręcz przeciwnie, fakty świadczą o tym, że chociaż antysemityzm był częścią wspólnej platformy niemieckiej prawicy i uważany był za oczywisty fragment programu nazistów, to jednak wyjątkowa waga, jaką przykładał doń Hitler - występowało to wyraźniej w pierwszej połowie lat dwudziestych niż w drugiej - okazała się być szczególnie atrakcyjna
jedynie dla niewielu spośród nowych członków partii (jak np. dla Himmlera), którzy traktowali ten problem tak samo poważnie jak Hitler. Koresponduje to z rozróżnieniem, dokonanym przez Hitlera w Mein Kampf między zwolennikami ruchu, z których większość uważała że „wystarczy prosty wysiłek wiary w polityczną doktrynę”, i mniejszością, „która reprezentowała ideę walki o tę doktrynę”. Wydaje się, że to samo odnosi się do Lebensraumu, marzenia o niemieckiej ekspansji na Wschodzie. Podstawowe wątki przemówień Hitlera na temat polityki zagranicznej w latach dwudziestych były całkiem inne: rewizjonizm, zniesienie traktatu wersalskiego i powrót do granic Niemiec z 1914 roku (jeśli to konieczne, poprzez wojnę z Francją, a nie z Rosją). W tym okresie formowania się, przed dojściem partii do władzy, narodowy socjalizm czerpał nie tylko z Hitlera, ale z wielu innych źródeł: na przykład z takich neokonserwatywnych myślicieli, jak Moeller van der Bruck, i innych przywódców nazistowskich, takich jak Feder, bracia Strasserowie i Darre. Hitler nie narzucił jeszcze wówczas partii swej osobistej wizji; nadal istniały rywalizujące ze sobą tendencje (np. w dziedzinie polityki gospodarczej), które utrzymywały się do połowy lat trzydziestych, a sam Hitler wykazywał uderzającą elastyczność, różnicując swoje apele w zależności od słuchaczy i okoliczności. Mógł jednak to robić, ponieważ, jak twierdził w Mein Kampf: „W tym okresie dojrzewał we mnie obraz świata i filozofia, która stała się granitowym fundamentem wszystkich moich działań. Poza tym, co wówczas stworzyłem, nie musiałem się już później wiele uczyć i nic nie musiałem zmienić”. Hitler błędnie kojarzy to z okresem, który spędził w Wiedniu przed rokiem 1914; był to proces, który wówczas się rozpoczął, ale nie zakończył do czasu, kiedy przelał swe poglądy na papier w połowie lat dwudziestych. Jednakże co do późniejszego okresu miał całkowitą rację mówiąc, że jego Weltanschauung stał się granitowym fundamentem, do którego już nic nie dodał. Hitler reprezentował typ umysłowości zamkniętej, odpornej na argumenty czy wątpliwości. Właśnie dzięki temu, dzięki przekonaniu, iż posiadł klucz do historii, za pomocą którego może również otworzyć drzwi do przyszłości, czuł się zdolny do wykorzystywania taktycznych okazji. Nie tracąc z pola widzenia zasadniczych celów, mógł czekać na swój czas, wierząc, że nadejdzie i że wówczas będzie mógł zaangażować naród niemiecki na rzecz programu, który pozostał równie prymitywny i brutalny jak w okresie, kiedy przedstawił go w Mein Kampf. Korzyści, jakie dawała taka postawa, były już oczywiste w latach poprzedzających rok 1930, kiedy okoliczności mu nie sprzyjały i tylko nieliczni poza partią traktowali go poważnie. Hitler był jednak przygotowany do zmiany na jego korzyść; nie mógł jej przewidzieć, ale był przekonany, że nastąpi. Przez cały okres Kampfzeit (czasu walki przed objęciem władzy) ludzie przychodzili słuchać Hitlera nie tyle dla treści jego przemówień, które w większości składały się z komunałów nacjonalistycznej i prawicowej propagandy, ile dla sposobu, w jaki je wygłaszał, uzyskując efekt, jakim nie mógł się pochwalić żaden z jego rywali. Jak powiedział Otto Strasser, nie będący bynajmniej jego zwolennikiem:
„Jeżeli próbuje on podeprzeć swe argumenty teoriami czy cytatami z książek, które zrozumiał tylko powierzchownie, to wówczas rzadko wznosi się ponad przeciętność. Ale jeśli pozwoli mu się odrzucić jego kule, mówić tak, jak dyktuje mu dusza, szybko przekształca się w jednego z największych mówców tego stulecia [...] Adolf Hitler wchodzi do sali. Wciąga powietrze, wyczuwa drogę, bada atmosferę. Nagle wybucha. Jego słowa lecą jak strzały do celu, dotyka wszystkich nie zagojonych ran, wyzwala nieświadomych, eksponując najintymniejsze ich aspiracje i mówiąc to, co ludzie chcą najbardziej usłyszeć”. Sam Hitler zdawał sobie doskonale sprawę z tej swojej władzy. W Mein Kampf tak pisze o sposobie przezwyciężenia wahań emocjonalnych: „Nic poza odwołaniem się do tych ukrytych sił nie będzie tu skuteczne. Tylko orator może mieć nadzieję na dokonanie tego”. Nie mniej istotna była jego zdolność ukrywania faktu wykorzystywania tej władzy i przekonywania słuchaczy, iż fanatyzm, jaki przekazuje, jest dowodem jego szczerości. Na tym właśnie polegała siła atrakcyjna Hitlera; na jego zdolności do wzbudzenia w słuchających go ludziach wiary nie tyle w jego argumenty, program czy ideologię, ile w niego samego jako charyzmatycznego przywódcę, posiadającego nadludzkie siły, umożliwiające mu osiągnięcie niemożliwego. To właśnie mieli na myśli szeregowi naziści, kiedy mówili: „Nasz program może być wyrażony dwoma słowami: »Adolf Hitler«”. III Ostatnie badania wykazały, że autobiograficzne ramy Mein Kampf są bardzo niewiarygodne. Hitler, mitologizując własną postać, musiał przede wszystkim udramatyzować swe pierwsze lata nieudolności i folgowania własnym zachciankom, przedstawiając je jako okres nędzy, cierpienia i samotności, który ukształtował w nim jako przyszłym przywódcy zdecydowanie i wiarę we własne siły. Unikał ujawniania politycznych szczegółów dotyczących klęski puczu z 1923 roku, na co miał nadzieję jego wydawca, i zapełniał strony licznymi dygresjami na pierwszy lepszy temat, który przyszedł mu na myśl, wykazując buńczuczną ignorancję niedouczonego człowieka, tak charakterystyczną dla jego późniejszych wystąpień. Wyjątkiem są fragmenty, w których mówi na temat sposobu tworzenia masowego ruchu, wykorzystania propagandy, siły atrakcyjnej przemocy - czyli, krótko mówiąc, wiedzy politycznej niezbędnej do realizacji przekonań ideologicznych. Zaskakująca jest szczerość, z jaką Hitler pisał na temat manipulacji słuchaczami, głupoty mas, wykorzystywania emocji, używania sloganów i plakatów do utrwalenia w umysłach ludzkich podstawowych tez. Teraz sprawy te są znane, ale zwrócenie na nie uwagi w latach dwudziestych wskazuje na oryginalność Hitlera. „Pierwszym warunkiem, który musi spełnić każdy rodzaj propagandy, jest systematyczna jednostronność... Propaganda nie może badać prawdy obiektywnej... Musi przedstawiać tylko ten aspekt prawdy, który jest korzystny dla danej strony”. Nieco dalej pisze:
„Dla znacznej większości narodu [...] myśli i działania podporządkowane są raczej uczuciom niż trzeźwemu rozumowaniu. Uczucia te jednakże [...] nie są zbyt zróżnicowane, posiadają bowiem tylko negatywne i pozytywne pojęcia miłości i nienawiści, prawości i nieprawości, prawdy i kłamstwa. Pojęcia te nigdy nie są częściowo tym, a częściowo tamtym”. Hitler był równie przekonujący, kiedy poruszył temat organizacji politycznych. Analizując przyczyny niepowodzenia w zahamowaniu wzrostu marksizmu i partii marksistowskich po klęsce z roku 1918, pisał: „Tak zwane partie narodowe były pozbawione wpływów, ponieważ nie miały siły, którą mogłyby skutecznie zademonstrować na ulicach... Ligi Kombatantów miały wszelką siłę, były panami ulicy, ale nie posiadały idei politycznej, a przede wszystkim żadnego określonego celu politycznego. Marksizm osiągnął swój sukces dzięki doskonałej współpracy między celami politycznymi i bezlitosną siłą. Tym, co pozbawiło narodowe Niemcy wszelkiej realnej nadziei na ukształtowanie własnego rozwoju, był brak zdecydowanej współpracy między brutalną siłą i mądrze wybranymi celami politycznymi”. Hitler kładł nacisk na to, że te dwie sprawy muszą być ze sobą skoordynowane, czego dowodzą sukcesy rewolucji francuskiej, rewolucji rosyjskiej i ruchu faszystowskiego we Włoszech. „Brak wielkiej idei, która nadałaby sprawom nowy kształt, zawsze oznaczał ograniczenie zdolności do walki. Przekonanie prawicy do zastosowania nawet najbardziej brutalnej broni zawsze wiąże się z żarliwą wiarą w konieczność nowego i rewolucyjnego przekształcenia świata”. Partie burżuazyjne były do tego niezdolne i myślały tylko o przywróceniu przeszłości. Dlatego też Hitler nie zawierał z nimi sojuszy i wolał, aby partia nazistowska działała samodzielnie. Z drugiej strony nalegał, aby SA nie zostało przekształcone w ligę kombatantów, kierując się w tym przypadku raczej ukrytym celem militarnym niż politycznym; zadaniem SA było zapewnienie ochrony partii i zabezpieczenie jej swobodnej działalności na ulicy, tak jak to miało miejsce w Coburgu. W okresie kiedy Hitler dyktował drugi tom Mein Kampf, z którego pochodzi wiele cytowanych tu urywków, przyjaciele sprawujący urzędy państwowe doprowadzili do zwolnienia go z więzienia. Mógł wówczas przystąpić do odbudowy partii nazistowskiej, ale fala prawicowego ekstremizmu, która wyniosła go w latach powojennych, właśnie opadła. Podczas wyborów do Reichstagu w maju 1924 roku radykalna prawica zdobyła jeszcze 6,5 procent ogólnej liczby głosów i uzyskała 32 miejsca. Jednakże podczas wyborów w grudniu tego roku jej elektorat zmniejszył się o więcej niż o połowę, a liczba miejsc w Reichstagu spadła do 14. Podobnych niepowodzeń doznała skrajna lewica. KPD straciła jedną trzecią miejsc w parlamencie. Lata 1924-1928 były okresem największego zbliżenia do normalności w dziejach Republiki Weimarskiej: stabilizacja waluty, odbudowa gospodarki, porozumienie w sprawie reparacji (plan Dawesa), duże amerykańskie kredyty, sukces Stresemanna w wynegocjowaniu układu z Locarno oraz przyjęcie Niemiec do Ligi Narodów.
Był to jedyny okres w jego politycznej karierze, kiedy Hitler znalazł się w nie sprzyjającej sytuacji i równocześnie utracił protekcję polityczną, której dotąd udzielały mu władze Bawarii. Zaledwie po jednym wiecu na początku roku 1925 zabroniono mu publicznych wystąpień w Bawarii. Zakaz ten szybko rozszerzał się na Prusy i inne państwa niemieckie. Obowiązywał aż do maja 1927 roku w Bawarii i do września 1928 roku w Prusach. W ten sposób pozbawiono Hitlera jego największego atutu; w tym okresie był skazany na przemówienia na zamkniętych zebraniach członków partii. Przez pewien czas po opuszczeniu więzienia przebywał na zwolnieniu warunkowym i nie mając niemieckiego obywatelstwa (otrzymał je dopiero w roku 1932) był narażony na deportację do Austrii. Wydano zakaz działalności partii nazistowskiej, a jej organ prasowy „Völkischer Beobachter” został zlikwidowany natychmiast po puczu z 1923 roku. Rosenberg, któremu Hitler powierzył kierownictwo ruchu na czas swego pobytu w więzieniu, okazał się człowiekiem całkowicie nieodpowiednim. Powszechnie podejrzewano, że Hitler wybrał go właśnie z tego powodu: było najmniej prawdopodobne, by mógł stać się jego rywalem. Hitler nie był bynajmniej zadowolony, kiedy Rosenberg - mimo iż znał jego niechęć do polityki parlamentarnej - zgodził się na sojusz wyborczy z „ludowym” (völkisch) ugrupowaniem Deutschvölkische Freiheitspartei (DVFP, Niemiecka Rasistowska Partia Wolności). Jeszcze mniej był zadowolony, kiedy ten sojusz - bez niego - niespodziewanie uzyskał prawie 2 miliony głosów podczas wyborów do Reichstagu w maju 1924 roku. Jednakże pokaz jedności tych ugrupowań okazał się krótkotrwały i wkrótce sojusz rozpadł się na zwalczające się obozy. Najostrzejsza linia podziału w ruchu nazistowskim przebiegała między ugrupowaniem bawarskim, którego przywódcy urodzili się przed rokiem 1890, i młodszą grupą, silniejszą w północnych Niemczech, która stworzyła NS Freiheitspartei (NSFP, Narodowosocjalistyczna Partia Wolności). Pierwsza grupa mogła poszczycić się kilkoma czołowymi działaczami - Esserem, Streicherem, Schwarzem i Amannem - ale miała niewielkie wpływy poza trzema miastami: Monachium, Norymbergą i Bambergiem. Pogardliwie nazywani przez Goebbelsa „pionierami”, zostali określeni przez Dietricha Orlowa jako grupa zrodzona na gruncie doświadczeń niższej klasy średniej, już przed wojną odczuwającej zagrożenie dla swego statusu sklepikarzy i drobnych urzędników, przeciwnej industrializacji i obarczającej Żydów odpowiedzialnością za wszystko, czego nie lubiła. Doświadczenia, które legły u podstaw drugiego ugrupowania, były doświadczeniami „pokolenia frontowego”, które postrzegało program nacjonalistów w kategoriach „frontowego socjalizmu” (wrogość do władzy dużych korporacji i kapitału finansowego), swoistej rewolucji, polegającej na apelowaniu raczej do mas pracujących niż do klasy średniej. Oba ugrupowania odrzucały parlamentarną demokrację na korzyść dyktatury, były antysemickie i wciąż patrzyły na Hitlera jako na swego wodza. Jeszcze przebywając w więzieniu, Hitler wysłuchiwał wzajemnych apeli i oskarżeń, ale odmawiał występowania w roli arbitra i nie chciał też opowiadać się za którąś ze stron. W lipcu 1924 roku zrezygnował z pozycji
przywódcy, nie przejmując się zarzutami, iż postąpił tak, aby przekonać się, które z ugrupowań uzyska dominującą pozycję. Jego bliski współpracownik Kurt Ludecke pisał: „Był on jedynym człowiekiem mogącym wyjaśnić sytuację, a jednak nigdy nie ruszył nawet małym palcem i nie powiedział jednego słowa”. Taktyka Hitlera okazała się skuteczna. Rezultaty drugich wyborów do Reichstagu, przeprowadzonych w bardziej stabilnych warunkach w grudniu 1924 roku, które wykazały zmniejszenie się o połowę elektoratu ugrupowań nacjonalistycznej prawicy, oznaczały powrót tych ugrupowań na margines polityki niemieckiej. Kiedy Hitler dwa tygodnie później wyszedł z więzienia ruch nazistowski był głęboko podzielony i nikt inny nie wydawał się zdolny do jego ponownego zjednoczenia. Dzięki wpływom swych sympatyków Hitler odbył mniej niż dziewięć miesięcy z pięcioletniego wyroku i wrócił do domu już na święta Bożego Narodzenia. Po odzyskaniu wolności nie tylko nie starał się być pojednawczy, ale nie poszedł na żadne ustępstwa wobec tych, którzy wzywali go do sformowania kolejnej koalicji z innymi ugrupowaniami nacjonalistycznymi. Zraził sobie nacjonalistycznych (volkisch) deputowanych w bawarskim Landtagu swą arogancją; wdał się w kłótnię z Ludendorffem, który przyćmił go w 1923 roku, i odnosił się lekceważąco do przywódców NSFP w północnych Niemczech. Dopiero po wielkich trudnościach i po interwencji dawnego protektora Gürtnera uzyskał zniesienie zakazu działalności partii i wydawania „Völkischer Beobachter” w Bawarii. Przez dwa miesiące trzymał zarówno swych zwolenników, jak i przeciwników w niepewności, odmawiając angażowania się, gdy nagle dzień wcześniej oznajmił, że będzie przemawiać 27 lutego w Bürgerbraukeller, scenie nieudanego puczu. Kiedy 3 tysiące jego wiernych zwolenników zwartym tłumem wypełniło wnętrze, musiano zamknąć drzwi; 2 tysiące dalszych pozostało na zewnątrz. Już w chwili pojawienia się powitał Hitlera wybuch dzikiego entuzjazmu, którego nie mógłby wzbudzić żaden inny prawicowy przywódca. Przemawiał przez dwie godziny, po czym nastąpiły wzruszające sceny pojednania w trakcie których Max Amann wykrzyknął: „Kłótnie muszą być przerwane. Każdy za Hitlerem!”. Nastąpiło to po tym, jak Hitler wyraźnie określił swoje stanowisko, mówiąc: „Jeżeli ktokolwiek przychodzi i chce stawiać mi warunki, mówię mu: »Mój przyjacielu, poczekaj, aż usłyszysz warunki, które ja tobie stawiam. Wiesz, że nie umizguję się o względy mas«. Po upływie roku wy, moi towarzysze partyjni, będziecie sędziami. Jeżeli okaże się, że postępowałem niewłaściwie, zwrócę moje stanowisko w wasze ręce. Ale do tego czasu obowiązuje zasada: ja i tylko ja sam będę przewodzić ruchowi i nikt nie będzie stawiać mi warunków tak długo, jak ja osobiście ponoszę odpowiedzialność. Z drugiej strony, ja ponoszę odpowiedzialność za wszystko, co wydarzy się w ruchu”. Kiedy okazało się, że Hitler nie stracił nic ze swego talentu magnetyzującego mówcy, ponownie zakazano mu udziału w spotkaniach publicznych. Jednakże Hitler, którego tego rodzaju porażka w 1923 roku wtrąciłaby w rozpacz, pozostał niewzruszony nawet perspektywą utraty
związanych z tym dochodów. Potwierdziło to wrażenie, iż - jak zgadzają się świadkowie - po doznanej porażce i roku spędzonym w więzieniu nie tylko stał się bardziej odporny, ale nabrał niewzruszonego przekonania co do swej misji, które nie opuszczało go nawet wówczas, gdy był tylko przywódcą nie znaczącej i nie odnoszącej sukcesów partii. Przed opuszczeniem więzienia powiedział Rudolfowi Hessowi: „Będę potrzebował pięciu lat, by ruch znowu znalazł się na szczycie”. Jak się okazało, była to zaskakująco trafna prognoza. Ale zamierzał tego dokonać na swój sposób. W kwietniu 1925 roku był raczej gotów pożegnać się z Röhmem, któremu tyle zawdzięczał we wcześniejszym okresie, niż pójść na kompromis w sprawie roli nowego SA. Röhm chciał je trzymać z dala od polityki i uczynić z niej część podziemnych sił, Frontbannu, które umożliwiłyby armii niemieckiej obejść ograniczenia jej liczebności, narzucone przez traktat wersalski. Hitler nieustępliwie twierdził, iż SA musi podlegać jego politycznemu kierownictwu i służyć partii jako jej zbrojne ramię. Kiedy Röhm zrezygnował, Hitler nie odpowiedział na jego list ani na jego apel o utrzymanie osobistej przyjaźni. Przy pomocy Essera i Streichera Hitler odzyskał swą dawną kontrolę nad ruchem nazistowskim w południowych Niemczech. Jednakże Bawaria bez północy, z jej o wiele większymi, potencjalnymi masami członkowskimi nie była już wystarczającą bazą dla ogólnokrajowego ruchu. Efemeryczna NSFP na północy rozwiązała się, ale wrogość jej młodszego i bardziej radykalnego kierownictwa do „pionierów” na południu pozostała. Wyrażała się ona w oporze wobec podejmowanych przez kwaterę główną nazistów w Monachium próbom podporządkowania sobie lokalnych grup poza Bawarią. Najenergiczniejszym działaczem na północy był Gregor Strasser, Frontkampfer z Landshut w Bawarii, który już w 1923 roku zorganizował liczący 900 osób oddział SA w Dolnej Bawarii. Kiedy Hitler był w więzieniu, zainicjował powołanie NSFP i zdobył miejsce w Reichstagu jako deputowany z Westfalii. Po rozwiązaniu NSFP i reaktywowaniu partii nazistowskiej Hitler dał Strasserowi wolną rękę w organizowaniu partii na północy, gdzie dowiódł już swej energii i zdolności organizacyjnych. Równocześnie Strasser został mianowany gauleiterem swej rodzinnej Dolnej Bawarii; zastępcą został jego były sekretarz, Heinrich Himmler. W ciągu następnych dwunastu miesięcy, kiedy Hitler wiele czasu spędzał w Obersalzbergu, pracując nad drugim tomem Mein Kampf, Strasser wygłosił przemówienia na prawie stu wiecach przeważnie w przemysłowych rejonach północnych i środkowych Niemiec. Wśród młodych aktywistów, których zgromadził wokół siebie, znajdował się jego brat Otto, 27-letni Goebbels i późniejsi gauleiterzy: Karl Kaufmann, Erich Koch i Josef Terboven. Opracowali oni bardziej radykalną formę narodowego socjalizmu niż monachijska wersja Essera i Streichera odwołującą się do młodszego pokolenia i podejmującą antykapitalistyczne tezy z programu partii: likwidację dochodów nie pochodzących z pracy, renty dzierżawnej za ziemię i spekulacji ziemią; atak na „niewolnictwo oprocentowania”, kapitał finansowy i wielkie domy towarowe; apel o nacjonalizację przemysłu ciężkiego, podział zysków i reformę rolną.
Żądania te przedstawiono jako narodową, „germańską”, idealistyczną wersję socjalizmu, jako alternatywę dla międzynarodowej, materialistycznej, niwelującej wszystko wojny klasowej głoszonej przez marksistów. „Aktywiści” mieli nadzieję na wykorzystanie tego programu do dokonania „otwarcia na lewicę” w takich uprzemysłowionych twierdzach SPD i KPD, jak Zagłębie Ruhry oraz do stworzenia nacjonalistycznego ruchu związkowego. Strassera pociągał również narodowy bolszewizm, propozycja sojuszu między Niemcami i Rosją, dwoma krajami, które poniosły klęskę w wojnie z lat 1914-1918 z kapitalistycznym, imperialistycznym, zdominowanym przez Żydów Zachodem. Odpowiedź Hitlera była enigmatyczna. Miał skłonne do radykalizmu usposobienie i również mógł posługiwać się antykapitalistycznym językiem, kiedy mu to odpowiadało. Nie miał jednak zamiaru wiązać sobie rąk tego rodzaju programem, ale ponieważ nie mógł sobie pozwolić na utratę północy, grał na zwłokę i unikał angażowania się. Przywódcy z północy, rozczarowani, poszli swoją drogą organizując w sierpniu i we wrześniu 1925 roku Robotniczą Partię Północnego Zachodu (Arbeitsgemeinschaft, w skrócie AG). Stworzyli w ten sposób przeciwwagę dla ugrupowania monachijskiego, mając nadzieję, że uda im się uwolnić Hitlera spod jego wpływu i pozyskać go dla własnych ideałów. Jednakże podjęta przez Strassera próba stworzenia zrewidowanej wersji programu partii, kładącego większy nacisk na hasła antykapitalistyczne niż wersja z 1920 roku, zakończyła się niepowodzeniem wobec rywalizacji między przywódcami z północy i wewnętrznych sprzeczności tego programu. Nie jest jasne, czy Strasser poszedł dalej i myślał o tym, by rzucić wyzwanie Hitlerowi jako przywódcy. Strasser był człowiekiem wybitniejszym niż którykolwiek z pozostałych przywódców nazistowskich i miał zdolności przywódcze, ale całkiem innego rodzaju. Miał znacznie bardziej prostolinijny charakter niż Hitler i był utalentowanym organizatorem oraz dobrym mówcą, brakowało mu jednak charyzmy Hitlera. Strasser nie był osobowością, wokół której powstają mity, i właśnie fakt, iż zdawał sobie sprawę z wyższości Hitlera pod tym względem, powstrzymywał go wielokrotnie. Jednakże myśl, że mogliby okazać się rywalami, musiała przyjść do głowy obu tym ludziom, a bez wątpienia Hitlerowi. Jak dotąd Hitler powstrzymywał się od interwencji, ale został do niej sprowokowany przez splot wydarzeń, które nastąpiły zimą 1925-1926 roku. Propozycja lewicy dotycząca wywłaszczenia byłych domów książęcych wywołała w całych Niemczech ostre kontrowersje na temat praw własności. Hitler był przeciwny wywłaszczeniu, grupa Strassera natomiast poparła ją. Projekt programu przygotowany przez Strassera był bezpośrednim wyzwaniem dla deklaracji Hitlera, iż pierwotne 25 punktów są niezmienialne. Podobny charakter miała decyzja utworzenia niezależnego wydawnictwa Kampfverlag i rozpoczęcia wydawania bez pozwolenia dziennika „Der Nationale Sozialist”. Wreszcie apel Strassera, aby partia odeszła od swej nieśmiałej polityki legalności i przyjęła kurs „polityki katastrofy”, był sprzeczny ze stanowiskiem Hitlera, który
odmówił udzielenia poparcia kolejnej próbie zdobycia władzy siłą. Przystępując do działania Hitler wykazał tym razem zdecydowanie i umiejętności. Prawie natychmiast zwołał spotkanie wszystkich przywódców partii w Bambergu, na terytorium Streichera, gdzie mógł być pewien, iż dokona pokazu siły, który wywrze wrażenie na północnych Niemcach - nie najmniejsze znaczenie miała towarzysząca mu kolumna samochodów. Podczas trwającego 4 godziny przemówienia dokonał, punkt po punkcie, miażdżącej krytyki platformy Strassera. „Program z roku 1920 jest podstawą naszej religii, naszej ideologii. Zmienianie go byłoby aktem zdrady wobec tych, którzy polegli (w czasie listopadowego puczu) wierząc w naszą Ideę”. W istocie Hitler unikał wyboru między rozbieżnymi interpretacjami programu partii i zamiast tego „mitologizował swą własną osobę utożsamiając ją z programem”. Strasser próbował odpowiedzieć, ale jego argumenty nie zyskały poparcia. Hitler grał swą kartą atutową: bez niego jako przywódcy nie byłoby ruchu i jego słuchacze o tym wiedzieli. Odniósłszy zwycięstwo, starał się jednak uniknąć poniżania Strassera: demonstracyjnie podszedł do niego i otoczył go ramieniem w geście braterstwa, który wywarł wrażenie przynajmniej na pozostałych widzach, jeśli nie na samym Strasserze. Hitler nie ograniczył się jedynie do tego gestu. Zaproponował Gregorowi Strasserowi stanowisko szefa biura propagandy partii i zaprosił jego najbardziej utalentowanego zastępcę, Goebbelsa do złożenia wizyty w Monachium, gdzie pozyskał go sobie całkowicie i w listopadzie 1926 roku mianował gauleiterem Berlina. Ten dwudziestosiedmioletni, wątłej budowy, o szpotawych stopach niedoszły intelektualista, próżny i równocześnie niepewny siebie, wykazał niespodziewane talenty jako twardy, agresywny przywódca w mieście stanowiącym twierdzę komunistów i SPD. Wykształcił on w sobie zdolności prowokacyjnego mówcy i publicysty, i to w takim stopniu, iż żarliwością w dziedzinie propagandy ustępował tylko Hitlerowi. Były to dwie najlepsze nominacje, jakich Hitler kiedykolwiek dokonał, odrywające obu tych ludzi od - jego zdaniem - jałowych i wywołujących podziały kłótni na temat programu partii i angażujące ich do istotnych zadań propagandowych oraz organizacyjnych. W Bambergu powtórzył to, co pisał w drugim tomie Mein Kampf: Narodowi socjaliści nie są klubem dyskusyjnym czy partią intelektualistów. Ten sam pogląd wyraził Lenin na X Zjeździe Rosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików) w 1921 roku. Zadaniem nazistów jest wzmocnienie siły partii oraz jej woli zdobycia władzy. Również ten sam cel sformułował Lenin. „Tego rodzaju walka oświadczył Hitler - nie jest prowadzona bronią »intelektualną«, ale za pomocą fanatyzmu”. Uniknąwszy rozłamu w partii, Hitler zwołał ogólne spotkanie jej członków w Monachium w maju 1926 roku i zmienił zasady stowarzyszenia. Narodowosocjalistyczne Stowarzyszenie Robotników Niemieckich w Monachium zostało jedynym „nośnikiem” ruchu. Dyrektorzy wybrani przez członków lokalnego ugrupowania monachijskiego mieli automatycznie stanowić kierownictwo całej partii.
Niemieckie prawo wymagało wybrania pierwszego przewodniczącego, który miałby prawo mianowania i zwalniania gauleiterów, przewodniczących komitetów i innych lokalnych funkcjonariuszy. Miał on również prawo do przewodzenia partii niezależnie od decyzji większości rady zarządzającej i komitetów. W praktyce nigdy nie powstała żadna rada dyrektorów. Poza sekretarzem, odpowiedzialnym za sprawy członkowskie, i skarbnikiem konkretne zadania rozdzielano wśród szefów wydziałów centralnych (Amtsleiter; na przykład Strasserowi, który był odpowiedzialny za propagandę), mianowanych przez Hitlera i przed nim odpowiedzialnych. Na początku lipca 1926 roku Hitler uznał, że jest gotowy do zorganizowania pierwszego od czasu puczu wiecu partyjnego w Weimarze, w Turyngii, jednym z nielicznych landów, w których miał jeszcze prawo publicznego przemawiania. Na wiecu przyjęto tylko te tezy, które uzyskały jego aprobatę jako pierwszego przewodniczącego, co odtąd stało się obowiązującą praktyką. Ściśle określono sposoby i czas wygłaszania przemówień (nie dotyczyło to Hitlera); nie przeprowadzano głosowań, a Hitler dał jasno do zrozumienia że chce „zdusić nie kończące się dyskusje”. Po spotkaniu plenarnym, które odbyło się w Teatrze Narodowym (w tym samym, w którym w 1919 roku uchwalono konstytucję Republiki Weimarskiej), Hitler odebrał paradę pięciu tysięcy członków partii i SA i po raz pierwszy, naśladując faszystów włoskich, pozdrawiał ich wyciągniętą ręką. IV Hitlerowi udało się umocnić własną pozycję w partii nazistowskiej. Ale partia nie zbliżyła się w ten sposób do przezwyciężenia swej marginesowej pozycji w polityce ogólnokrajowej. Liczba jej członków, wynosząca w 1926 roku 35 tysięcy, w porównaniu z 15,6 miliona Niemców, którzy pofatygowali się do urn, aby wziąć udział w referendum na temat wywłaszczenia dóbr książęcych, daje pojęcie, jak daleka czekała ją jeszcze droga. Tak długo jak prowadzona przez rząd polityka stabilizacji dawała rezultaty, było bardzo mało prawdopodobne, aby partia mogła dalej się rozwijać. Rezultaty tej polityki były widoczne nie tylko w poprawie międzynarodowej pozycji Niemiec, ale również w dziedzinie gospodarczej. Dzięki amerykańskim kredytom przemysł niemiecki został zmodernizowany, a produkcja w każdym niemal dziale gospodarki wykazywała w latach 1923-1928 wzrost większy niż w jakimkolwiek innym kraju europejskim. W roku 1928 dochód narodowy był o 12 procent wyższy niż w roku 1913 mimo utraty dużej części terytorium w rezultacie wojny, a liczba zarejestrowanych bezrobotnych spadła do poniżej pół miliona. Ponieważ nie następowała katastrofa, z której - jak twierdził tylko on mógłby wyprowadzić Niemcy, Hitler był samozwańczym Mesjaszem i niewielu Niemców traktowało go poważnie. Słabość pozycji partii objawiała się w każdej dziedzinie: w polityce, organizacji, rekrutacji członków, finansach. Jeżeli pucz był wykluczony, to w jaki sposób Hitler zamierzał zdobyć władzę? Czy przez zwycięstwo w
wyborach, czy też (wzorem „marszu na Rzym”, który zdecydowanie preferował) poprzez groźbę rewolucji? W obu przypadkach konieczne było zmobilizowanie masowego poparcia. Ale kto miał go udzielić? Robotnicy? Rolnicy? Klasa średnia? I jakiej polityki poparcie to miało dotyczyć? Większość partii starałaby się odpowiedzieć na takie pytania zestawem tez zawartych w ich programie. Jednakże partia nazistowska nie przypominała innych; jej polityka nie była rezultatem posiedzeń komisji czy decyzji większości, a nawet uzgodnień przywódców. Jak wykazał jasno wiec w Bambergu, był to ruch utrzymujący spoistość dzięki lojalności jego członków - niezależnie od tego, jakie mogłyby być ich poglądy na konkretne sprawy - wobec jednego przywódcy: Adolfa Hitlera. Hitler wiedział, że aby odnieść sukces w takiej roli, musiał możliwie najbardziej dystansować się od sporów na konkretne tematy i unikać opowiadania się po którejś ze stron w sporach frakcyjnych. Ideologia Hitlera niezależnie od tego, jak prymitywna i nieprzekonywająca wydawała się tym, którzy jej nie podzielali, pozwalała mu interpretować proces historyczny, co dawało mu taką samą pewność, jaką marksizm dawał przywódcom komunistycznym. Podobnie jak Lenin i Stalin, traktował on politykę i taktykę nie jako kwestię zasad, ale korzyści; ich celem było zdobycie poparcia i w konsekwencji władzy. Różnica polegała na tym, że komuniści byli gotowi zmienić linię partii z dnia na dzień i usprawiedliwić tę woltę zmianą „obiektywnych warunków”, podczas gdy Hitler wolał utrzymywać kilka otwartych opcji i ogólnie mówić o złych stronach „systemu”, odrodzeniu narodowym i Volksgemeinschaft (wzmocnieniu niemieckiego poczucia wspólnoty rasowej), angażując się możliwie najmniej w bieżące sprawy polityki gospodarczej i społecznej, które i tak uważał za drugorzędne. Tego rodzaju stanowisko narażało go na zarzut, że nazistów, jako partii bez własnej polityki, nie mężna brać poważnie. Umożliwiało to jednak identyfikowanie się z Hitlerem ludziom o bardzo różnych poglądach zarówno wewnątrz partii, jak i pozostających poza nią - w czasie gdy nie mógł jeszcze przewidzieć, w których warstwach narodu niemieckiego jest w stanie uzyskać najszersze poparcie. To stanowisko Hitlera w latach 1926-1930 wynika, jak zobaczymy to później, z kontrastu w jego poglądach na kwestie polityczne z jednej strony i kwestie organizacyjne z drugiej. Mimo rozbieżności, które skłoniły go do zorganizowania spotkania w Bambergu, przez resztę roku 1926 i w roku 1927 Hitler zezwalał Strasserowi i jego grupie na realizację tzw. planu miejskiego, mającego na celu zdobycie poparcia dla antykapitalistycznego, „narodowego” socjalizmu i skupiającego działania partii na dużych ośrodkach przemysłowych w Zagłębiu Ruhry, Hamburgu, Saksonii, Turyngii i w Berlinie. W roku 1927 Gregor Strasser napisał w pewnym periodyku partyjnym: „My, narodowi socjaliści, jesteśmy wrogami, śmiertelnymi wrogami obecnego systemu kapitalistycznego z jego wyzyskiem słabych ekonomicznie... i jesteśmy zdecydowani bezwarunkowo zniszczyć ten system”. Tę samą linię realizował Goebbels jako gauleiter Berlina rzucając wyzwanie komunistom w jednej z ich twierdz i równocześnie
wykorzystując swe zdolności propagandzisty do atakowania „świń pieniądza kapitalistycznej demokracji”. Te zabiegi o poparcie klasy robotniczej przyniosły nazistom pewien wzrost liczby członków w latach 1926-1927, chociaż wydaje się, iż nastąpił on głównie wśród robotników mieszkających w małych miastach i w wioskach (jak np. w Zagłębiu Ruhry), z których dojeżdżali codziennie do pracy w wielkich miastach. Miasta przemysłowe pozostały ostojami KPD i SPD i w szczytowym momencie w roku 1927 liczba pracowników fizycznych wśród członków partii nazistowskiej - oceniana na 21-26 procent - wciąż nie odpowiadała ich procentowej reprezentacji w ogólnej liczbie zatrudnionych. Ci z nazistów, którzy byli największymi zwolennikami tzw. planu miejskiego, uważali, że mógłby on przynieść większe rezultaty, gdyby naziści mogli tworzyć własne (volkisch) związki zawodowe i jednoznacznie popierać strajki. Hitler zabraniał zarówno jednego, jak i drugiego jako zbyt daleko idącego naśladownictwa taktyki marksistów. Z drugiej jednak strony, kiedy skupiono się na mobilizowaniu innych warstw ludności, takich jak klasa średnia i chłopstwo, planu miejskiego nie odrzucano i radykalne skrzydło partii wciąż mogło zabiegać o pozyskanie poparcia klasy robotniczej. Na przykład w latach 1927-1930 niewielka reprezentacja nazistów w Reichstagu nie tylko wniosła pod obrady projekty ustaw wzywających do konfiskaty majątków zbitych na giełdzie i zysków wojennych, ale była jedyną partią która w wielu wypadkach otwarcie poparła antykapitalistyczną linię komunistów. Hitler wyraził nawet cichą zgodę na to, by lewicowi aktywiści jego partii, mimo wydanego przez niego zakazu, organizowali komórki związkowe w fabrykach, co pozwoliło przełamać monopol SPD i KPD w tej dziedzinie i umożliwiło prowadzenie nazistowskiej propagandy oraz wystawianie kandydatów w wyborach do rad fabrycznych. W styczniu 1931 roku Narodowosocjalistyczna Organizacja Komórek Fabrycznych (NSBO) została zaakceptowana jako pełnoprawny organ partii. Nie przeszkodziło to jednak Hitlerowi w podjęciu serii prób mających na celu uzyskanie poparcia kół przemysłowych. Czyniąc te starania nie tylko nie wspominał o radykalnych tezach gospodarczych, wciąż figurujących w oficjalnym programie NSDAP, czy o antykapitalistycznym nastawieniu radykalnego skrzydła partii, ale pomniejszał znaczenie spraw tak podstawowych dla jego poglądów politycznych, jak antysemityzm, Lebensraum na wschodzie oraz nieograniczone prawo ingerowania państwa w gospodarkę. Uznał bowiem, że wszystkie te sprawy mogą zniechęcić jego słuchaczy. Na spotkaniach z przemysłowcami i ludźmi interesu mówił, że celem jego partii jest oczyszczenie Niemiec z marksizmu i przywrócenie im wielkości w świecie. Odniósł pewne sukcesy w wypadku szefów mniejszych przedsiębiorstw i średniej rangi kadry zarządzającej, ale żadnego w wielkim biznesie, czy to w Zagłębiu Ruhry, czy gdzie indziej. Wyjątkiem był Emil Kirdorf, osiemdziesięcioletni wolnomyśliciel, niegdyś znany jako „węglowy Bismarck”, na którym Hitler wywarł takie wrażenie, że dokonał wpłaty w wysokości 100 tysięcy marek na cele ruchu i podjął próby przekonania kręgów przemysłowych do
Hitlera. Po roku, w sierpniu 1928, wystąpił jednak z partii urażony atakiem nazistów na kartel węglowy, powołany głównie jego staraniem. Hitler próbował także innych sposobów. W październiku 1926 roku udał się do Weimaru, zabiegając o sojusz między nazistami i prawicowymi stowarzyszeniami weteranów, zwłaszcza Stahlhelmem. Sojusz taki pozwoliłby mu pozyskać ponad milion wyborców, a także dotrzeć do tak potrzebnych rezerw potencjalnych przywódców, z których wielu dysponowało doświadczeniem wyniesionym z Freikorpsu. Tym razem przyczyną niepowodzenia nie były różnice polityczne, ale fakt, iż przywódcy weteranów nie chcieli uznać go za Führera. Załamanie się rozmów doprowadziło do wzajemnych oskarżeń i zakazu bratania się z innymi grupami nacjonalistycznymi, które tylko izolowały nazistów od ich naturalnych sojuszników. Innym posunięciem była rozbudowa SA, tak aby liczba członków wzrosła do 100 tysięcy. W ramach reorganizacji z roku 1926 Hitler znalazł następcę Röhma na stanowisku OSAF (Oberst SA Führer) w osobie kapitana Franza von Pfeffera, byłego przywódcy Freikorpsu. W liście do von Pfeffera Hitler nalegał, że „szkolenie SA musi być raczej podporządkowane potrzebom partii niż militarnemu punktowi widzenia”. Większość młodszych, aktywnych członków partii należała również do SA, ale stare zatargi i rywalizacje między dowództwem SA, jako zbrojnym ramieniem partii, składającym się głównie z byłych oficerów armii, a partyjnym „Reichsleitung”, jego ogólnokrajowym kierownictwem politycznym, znajdującym się w Monachium, jak również lokalnymi gauleiterami, nie ustały po nominacji von Pfeffera. W 1927 roku monachijskie SA, zniechęcone odmową „spuszczenia go ze smyczy” w celu przygotowania kolejnego puczu, zbuntowało się przeciwko władzy OSAF i uspokoiło się dopiero po osobistej interwencji Hitlera. W Berlinie gwałtowne bójki uliczne między SA i komunistami zraziły opinię publiczną i doprowadziły do uzyskania przez policję zakazu działalności organizacji nazistowskiej w stolicy. Trudności z SA trwały nawet wówczas, gdy Hitler usunął von Pfeffera i sam mianował się w roku 1930 jego naczelnym dowódcą. Te różnorakie wysiłki podejmowane przez Hitlera i nazistów w latach 1924-1928 w celu uzyskania poparcia nie tworzą imponującego i spójnego obrazu. Świadczy to dobitnie, że do czasu zmiany warunków na ich korzyść, a także nastawienia mas ludzkich, nawet tacy utalentowani propagandziści jak Hitler i Goebbels nie byli w stanie nic zrobić, aby uzyskać posłuch. Jednakże podejmowane przez Hitlera próby rozbudowy systemu organizacyjnego partii wskazują na coś innego: na jego przekonanie, że taka zmiana nastąpi i na czynione do niej przygotowania. Pierwszym posunięciem mającym na celu stworzenie ogólnokrajowej kwatery głównej w Monachium, podjętym jeszcze przed wiecem w Bambergu, było nominowanie dwóch bezbarwnych, ale skutecznych administratorów: Philippa Bouhlera na stanowisko sekretarza wykonawczego i Franza Xaviera Schwarza, byłego księgowego w ratuszu miejskim w Monachium, na stanowisko skarbnika. Bamberg otworzył drogę do drugiego etapu, zastępując luźny związek lokalnych organizacji przyzwyczajonych do
samodzielnego postępowania bez zwracania większej uwagi na instrukcje z Monachium centralną biurokracją. Gauleiterów i lokalne organizacje trzeba było przekonać, że lojalność dla osoby Hitlera nie wystarczy; muszą oni również zaakceptować fakt, iż stanowią część ogólnonarodowej organizacji i są odpowiedzialni przed jej kwaterą główną oraz kierownictwem mianowanym przez Hitlera. Pokonanie oporów w tej kwestii zajęło pewien czas, ale nacisk na centralną kontrolę finansów i na przyjmowanie nowych członków narzucił dyscyplinę. Hitler doskonale zdawał sobie sprawę, że jeśli partia ma kiedykolwiek przyciągnąć nowych członków na masową skalę, musi dysponować aparatem administracyjnym zdolnym do zajęcia się dużą liczbą ludzi. Już w 1926 roku nalegał na zwiększenie personelu kwatery głównej, wskazywał na potrzebę zapewnienia odpowiednich warunków lokalowych, nabycia najnowocześniejszego sprzętu biurowego oraz opracowania starannego systemu rejestracji członków jeszcze zanim ich rzeczywista liczba usprawiedliwi tego rodzaju wydatki. Kontrast między tymi zaleceniami Hitlera i jego własnym nieregularnym trybem pracy (częste znikanie w Obersalzbergu czy innej kryjówce na całe dnie, a nawet tygodnie) odzwierciedlał coś więcej niż wrodzoną niechęć do pracy biurowej. Jego koncepcja przywództwa wymagała unikania osobistego angażowania się w tego rodzaju działalność i przerzucenia szczegółowej pracy administracyjnej na bezosobową machinę biurokratyczną. Ci, którzy kierowali tą machiną - Bouhler, Schwarz, później Hess - rozumieli bardzo dobrze, że Hitler podejmuje decyzje, ale ważne jest nadanie ich realizacji siły instytucjonalnej oraz zachowanie dystansu dzielącego osobę Führera od jego wyznawców. W ten sam sposób Hitler ożywił działalność krajowej komisji śledczej (USCHLA), która miała nieprzerwanie kontrolować, czy lokalni przywódcy nie kwestionują decyzji partii i nie odchodzą od jej linii. Postarał się także, aby na jej czele stanęła osoba, której mógłby ufać. „Komisja skutecznie chroniła status Hitlera jako żywej legendy, ściągając wszelkie ewentualne niezadowolenie z podjętych decyzji na siebie, a nie na osobę wodza, którego była wytworem i instrumentem”. Po kongresie partii w Norymberdze w 1927 roku Hitler nabrał pewności, że reorganizacja została zaakceptowana i można przejść do następnego jej etapu. Potrzebę tego unaoczniło niepowodzenie „planu miejskiego”, a zwłaszcza zakaz działalności partii w Berlinie. Zdał sobie sprawę, że jeśli naziści mają dokonać przełomu i radykalnie zwiększyć liczbę swych członków, partia musi opracować nową strategię. Wymagało to cichego uznania dwóch faktów. Pierwszy to ten, że nie było większej nadziei na to, aby Hitler stał się niemieckim Mussolinim dzięki groźbie puczu ani na obalenie istniejącego rządu poprzez rzeczywisty pucz. Niezależnie od tego, jak dalece byłoby to sprzeczne z przyjętą linią, udział w wyborach oraz powiększanie zdobytej liczby głosów pozostawały jedyną drogą zbliżenia się do celu, czyli władzy. Po drugie, największe szansę dokonania tego dawało odwołanie się do klas średnich, które - chociaż rzadko brały udział w demonstracjach czy bójkach ulicznych - mogłyby dać się przekonać do głosowania na nazistów.
W kierownictwie krajowym (Reichsleitung) dokonano nowych nominacji - np. Gregor Strasser został przywódcą do spraw organizacji podobnie jak wśród gauleiterów, od których w coraz większym stopniu oczekiwano, że będą mieli wykształcenie i zdolności niezbędne do odgrywania nowej roli regionalnych menadżerów partyjnych, prowadzących kampanie wyborcze i mających szansę znalezienia się na partyjnych listach kandydatów. SA mogło utyskiwać, że partię dławią biurokratyczne pęta - w monachijskim SA doszło do drugiej rewolty i znów Hitler musiał ją pacyfikować - ale Reichsleitung poświęcało całą swą energię przygotowaniom do wyborów do nowego Reichstagu w maju 1928 roku, wystawiając kandydatów we wszystkich 35 okręgach wyborczych i prezentując ich na 10 tysiącach wieców wyborczych. Rezultatem była całkiem niespodziewana klęska: naziści uzyskali o 130 tysięcy głosów mniej niż w grudniu 1924 roku. Głosowało na nich zaledwie 800 tysięcy osób z 30 milionów 750 tysięcy, które wzięły udział w wyborach. Jedna po przezwyciężeniu szoku kierownictwo nazistowskie szybko wyciągnęło wnioski z tej lekcji. Chociaż partia wypadła źle w miastach, uzyskała niespodziewanie dobre wyniki w wielu rejonach wiejskich - zarówno na północy (Szlezwik-Holsztyn i Hanower), jak i na południu (Frankonia). Ten właśnie fakt Hitler wykorzystał. Zamiast ogólnokrajowego kongresu (na który głęboko zadłużona po wyborach partia nie mogła sobie pozwolić) w sierpniu 1928 roku zwołał konferencję całego kierownictwa w Monachium. Zaapelował na niej o zmianę priorytetu z miast na rejony wiejskie i wytyczenie nowych granic okręgów (Gau) działania partii. Wiejski elektorat był rozproszony, a nie skoncentrowany jak w miastach, i trzeba było o wiele większych wysiłków - właściwie całorocznej kampanii wyborczej - aby do niego dotrzeć. Przedstawiwszy nową linię, Hitler pozostawił Schwarzowi i Strasserowi opracowanie szczegółów i wyjechał, aby spędzić kilka tygodni ze swym bogatymi przyjaciółmi Bruckmannami w Berchtesgaden. Do czasu drugiej konferencji w styczniu 1929 roku reorganizacja, którą rozpoczęto po wiecu w Bambergu dwa lata wcześniej, była zakończona. Dwie najważniejsze zmiany dotyczyły określenia na nowo roli gauleiterów i zdecydowanego wprowadzenia pionowej struktury, w ramach której każdy szczebel był wyraźnie podporządkowany wyższemu. Rzecz jasna, w praktyce struktura partii została ulepszona w znacznie mniejszym stopniu, niż wynikałoby ze schematów organizacyjnych. Słabość systemu polegała na jego uzależnieniu od jednego człowieka we wszystkich decyzjach nie mających rutynowego charakteru, w tym także decyzjach, co ma, a co nie ma takiego charakteru. Ponieważ Hitler uchylał się od pracy w biurze, rozstrzygania sporów czy regularnego odpowiadania na listy, oznaczało to „zagęszczenie” na szczycie. Sytuacja zmieniła się dopiero wówczas, gdy Hitler znalazł w Rudolfie Hessie, swym osobistym sekretarzu, nieformalnego zastępcę, któremu mógł ufać, iż będzie sprawował rządy w jego imieniu, nie nadużyje władzy i nie odejdzie od jego mitu, do którego odnosił się z wręcz nabożnym oddaniem. Hitler zawsze uważał organizację za ważną, ale traktował ją tylko jako środek wiodący do określonego celu. Skuteczność działania partii oceniał
według jednego kryterium - zdolności pozyskiwania głosów. Hitler dokładał starań, aby nie odtrącać publicznie radykalnych, socjalistycznych elementów w partii, ale ich tęsknoty za rewolucyjną strategią socjalną, której zresztą nigdy nie udało im się zdefiniować, służyły odtąd zdobywaniu poparcia zarówno wiejskich, jak i miejskich klas średnich. Hitler dostrzegł okazję wykorzystania wzrastającego niezadowolenia z powodu spadających cen, wzrastających podatków i bankructw, będących zapowiedzią kryzysu z roku 1929, wśród niegdyś dobrze prosperujących hodowców bydła w Szlezwiku-Holsztynie. Po ogłoszeniu w grudniu 1927 roku podwyżek zarobków pracowników państwowych doszło tam do gniewnych protestów, które szybko rozszerzyły się na protestanckie rejony rolnicze Oldenburga, Dolną Saksonię, Pomorze i Prusy Wschodnie. Światowy spadek cen artykułów rolnych rozpoczął się w końcu 1927 roku. Przyspieszyły go dodatkowo układy handlowe z takimi krajami jak Polska, z których Niemcy zgodziły się zwiększyć import towarów rolnych w zamian za niemieckie towary przemysłowe. Kryzys w rolnictwie, który w rezultacie nastąpił, dotknął nie tylko chłopów, ale również rzemieślników i drobnych kupców, zależnych od rolnictwa. Hitler udał się do Szlezwiku-Holsztyna w grudniu 1927 roku, aby przemawiać do protestujących, i uwierzył w możliwość uzyskania ich głosów na tyle, by dokonać zmiany w „niezmienialnym” programie partii. W kwietniu 1928 roku ogłosił, że punkt 17 tego programu, wzywający do wywłaszczenia prywatnej własności, jest wymierzony wyłącznie przeciwko własności żydowskiej. Nastąpiło to zbyt późno, aby wywrzeć wpływ na ogólny wynik wyborów w 1928 roku, ale w niektórych rolniczych okręgach północno-zachodnich, gdzie protesty były najsilniejsze, naziści uzyskali ponad 10 procent głosów w porównaniu ze średnią ogólnokrajową 2 procent. Zapoczątkowało to bardzo skuteczną kampanię nazistów, zręcznie przystosowaną do politycznych warunków rozproszonego, małomiasteczkowego i wiejskiego elektoratu. Rzemieślnicy i drobni kupcy z klasy średniej, zarówno w rejonach uprzemysłowionych, jak i wiejskich, należeli do pierwszych, którzy odczuli początek kryzysu z jednej strony jako przesunięcie równowagi sił w gospodarce na korzyść wielkiego biznesu i związków zawodowych, z drugiej zaś jako pogorszenie położenia rolnictwa i starej klasy średniej. Była to konsekwencja racjonalizacji niemieckiego przemysłu w latach dwudziestych, przyspieszającej historyczny proces koncentracji wielkich trustów i karteli, z którymi małe firmy praktycznie nie mogły współzawodniczyć. Równocześnie związki zawodowe i SPD skutecznie domagały się wyższych zarobków i poprawy systemu opieki socjalnej. Przykładem tej presji było wprowadzenie w końcu 1927 roku nowego, szerokiego systemu ubezpieczeń dla bezrobotnych - równolegle z podwyżką płac urzędników państwowych. Oznaczało to zarówno wyższe wpłaty pracodawców, jak i wyższe podatki. Bezpośrednim rezultatem pogorszenia się sytuacji gospodarczej było rozczłonkowanie starego elektoratu klasy średniej i mnożenie się grup specjalnych interesów. Nie okazały się one jednak trwałe, a nasilenie
ataków na domy towarowe i spółdzielnie konsumentów, tak znienawidzone przez małe firmy, przyniosło nazistom w latach 1929-1933 duże korzyści. Równocześnie kierownictwo partii poświęcało wiele energii na organizowanie lub reorganizowanie ugrupowań afiliowanych, takich jak Liga Nazistowskich Prawników, Nazistowskich Lekarzy czy Nazistowskich Nauczycieli, jak również Nazistowski Związek Studentów. Wszystkie te organizacje miały przyciągać klasę średnią. Nie zaniedbywano polityki zagranicznej. Hitler nasilił apele do „myślących narodowo” we wszystkich klasach, rozpoczynając ostrą kampanię przeciwko prowadzonej przez ministra spraw zagranicznych, Stresemanna, Erfullungspolitik (polityce stosowania się do postanowień traktatu wersalskiego), którą potępiał jako zdradę niemieckich interesów narodowych. Latem 1929 roku międzynarodowy komitet ekspertów pod przewodnictwem amerykańskiego bankiera Owena D. Younga zaproponował rozwiązanie kwestii reparacji, polegające na dokonywaniu przez Niemcy rocznych wpłat aż do roku 1988, czyli przez kolejne prawie 60 lat. Plan Younga dał Hitlerowi okazję do ożywienia całego gniewu odczuwanego przez Niemców z powodu klęski z 1918 roku, strat terytorialnych narzuconych przez traktat wersalski oraz jego osławionego artykułu 231 podkreślającego wyłączną odpowiedzialność Niemiec za wojnę z lat 1914-1918, na którym oparto roszczenia reparacyjne. Plan ten nie tylko umożliwił mu podsycenie nastrojów nieprzyjaznych aliantom i rządom weimarskim, które spełniały rolę ich narzędzia, ale stał się dodatkowym bodźcem na rzecz i tak już dokonującego się zbliżenia z innymi prawicowymi ugrupowaniami nacjonalistycznymi, takimi jak Stahlhelm, z którym naziści pozostawali w chłodnych stosunkach od roku 1926. Otworzyło to również drogę do czegoś więcej. Jesienią 1928 roku kierownictwo głównej partii konserwatywnej, nacjonalistów (Deutschnationale Volkspartei, w skrócie DNVP), dostało się w ręce Alfreda Hugenberga, fanatycznego, ambitnego, apodyktycznego barona prasowego, który zbił fortunę na inflacji i zbudował imperium prasowe składające się z wielu czasopism, agencji prasowej oraz czołowej niemieckiej wytwórni filmowej UFA. Hugenberg był bardziej zainteresowany wykorzystaniem tego imperium do forsowania swych reakcyjnych poglądów niż do robienia pieniędzy. Poświęcił się zniszczeniu „socjalistycznej republiki”, złamaniu potęgi związków zawodowych, zrównoważeniu oddolnej walki klas walką klas prowadzoną od góry. Na realizację tych celów mógł pobierać znaczne sumy pieniędzy od wielkiego biznesu. Znaczna część konserwatywnego kierownictwa DNVP wystąpiła z partii, protestując w ten sposób przeciwko polityce Hugenberga, ale jemu zależało przede wszystkim na zdobyciu masowego poparcia i uważał, że w Hitlerze znalazł człowieka który je dla niego uzyska. Hitler wykorzystał tę okazję umiejętnie. Podczas spotkania z Hugenbergiem nie wykazał entuzjazmu dla jego propozycji prowadzenia wspólnej kampanii przeciwko planowi Younga. Wiedział, że niezależnie od nieuniknionej opozycji ze strony radykalnych ugrupowań w partii, także wielu lojalnych nazistów poczułoby się niepewnie na myśl o jego
kolacyjkach z diabłem w postaci tak zacietrzewionego przeciwnika nie tylko związków zawodowych, ale również wszelkiej interwencji państwa czy reform. Jeżeli miałby przystać na propozycję Hugenberga, to tylko na własnych warunkach: całkowitej niezależności nazistów w prowadzeniu kampanii oraz uzyskania znacznej części funduszy na jej finansowanie. Kiedy warunki te zostały przyjęte, Hitler dodał ostatni w postaci mianowania Gregora Strassera, przywódcy nazistowskiego najbardziej identyfikowanego z orientacją antykapitalistyczną, na swego przedstawiciela we wspólnej komisji finansowej. Tylko nielicznym członkom kierownictwa nazistowskiego podobało się porozumienie zawarte przez Hitlera, ale zdołał ich przekonać, iż powinni poczekać i zobaczyć co z tego wyjdzie. Żaden z nich nie podał się do dymisji ani nie zaprotestował otwarcie. W dniach 3-4 sierpnia 1929 roku Hitler zorganizował najbardziej imponujący z dotychczasowych Kongres Partii w Norymberdze. Trzydzieści specjalnych pociągów przywiozło 200 tysięcy członków i sympatyków partii z całych Niemiec, a podczas wielkiej parady 60 tysięcy umundurowanych członków SA maszerowało przed Führerem przez trzy i pół godziny. Nowy u nazistów ton pewności siebie zabrzmiał jeszcze wyraźniej w późniejszej kampanii propagandowej przeciwko planowi Younga. Przez całe lata Hitler wyszydzał konserwatywną prawicę za to, że nie była zdolna zwrócić się do mas: teraz mógł zademonstrować, na skalę przekraczającą wcześniej możliwości partii, jak można to robić. Przez sześć miesięcy każde przemówienie, wygłoszone przez niego i innych przywódców nazistowskich, było szczegółowo relacjonowane na pierwszych stronach w prasie Hugenberga. Dla milionów Niemców, którzy wcześniej niewiele o nim słyszeli, dzięki kampanii reklamowej opłaconej z funduszy zebranych przez Hugenberga Hitler stał się znaną postacią. Podczas kampanii nie zdołano osiągnąć założonego celu, to znaczy uzyskać większości głosów w plebiscycie wzywającym Reichstag do uchwalenia „ustawy wymierzonej przeciwko zniewoleniu narodu niemieckiego”, która odrzuciłaby plan Younga. Za ustawą opowiedziało się mniej niż 6 na minimum 21 milionów głosów niezbędnych do uzyskania sukcesu w referendum. Ale klęska kampanii Hugenberga i jego „ustawy o wolności” nie była klęską Hitlera. Natychmiast zerwał z Hugenbergiem i nacjonalistami, zrzucając całą winę za niepowodzenie na brak zdecydowanego poparcia z ich strony. Fakt, iż w DNVP nastąpił rozłam spowodowany taktyką Hugenberga, dodatkowo wzmocnił wagę zarzutów Hitlera. Ale dla Hitlera największe znaczenie miało to, że wreszcie on i jego partia przedarli się na ogólnokrajową scenę polityczną. W czerwcu następnego roku uzyskali prawie 15 procent głosów w wyborach krajowych w Saksonii, tradycyjnej twierdzy lewicy, gdzie dwa lata wcześniej zdobyli mniej niż 3 procent. Liczba członków partii rosła jednocześnie z liczbą głosów. Między październikiem 1928 roku a wrześniem 1929 roku zwiększyła się ze 100 tysięcy do 150 tysięcy, a do połowy 1930 roku, mimo pewnych wahań, osiągnęła poziom 200 tysięcy. Podczas wyborów do władz poszczególnych landów i władz lokalnych w 1929 roku Gregor Strasser odgrywał rolę ogólnokrajowego dyrektora
kampanii wyborczej, działając za pośrednictwem gauleiterów. Wiosną 1930 roku zakupiono pałac Barlow w Monachium. Przemianowany na Brunatny Dom, stał się imponującą nową siedzibą władz partyjnych i szybko powiększającego się personelu. Do zadań centrum należało m.in. przygotowanie wytycznych, plakatów i ulotek, którym poświęcano wiele uwagi, nim przedłożono je Hitlerowi i Hessowi do aprobaty. Klucz do sukcesu polegał jednak na zdaniu sobie sprawy przez nazistów, że scentralizowana organizacja i planowanie mogą być skuteczne tylko w przypadku powiązania ich z odpowiednio rozbudowanymi strukturami terenowymi. Dlatego potrzebni byli aktywiści partyjni w wioskach i małych miastach, znający dobrze swój teren oraz posiadający dostatecznie dużo inicjatywy i środków, aby to wykorzystać. Pomyślne zwerbowanie takiej siatki lokalnych współpracowników i miejscowych notabli, obejmującej całe Niemcy, umożliwiło nazistom penetrację większości z tysięcy społeczności lokalnych, z których złożony by naród. Najbardziej znanym przykładem takiego powiązania między centrum i terenem jest plan opracowany przez urodzonego w Argentynie Walthera Darrego. Nawiązał on do idei A. G. Kenstlera, założyciela i wydawcy czasopisma „Blut und Boden” („Krew i Ziemia”) w celu „propagowania i rozwoju aktywnego, narodowo-rewolucyjnego ruchu agrarnego SzlezwikaHolsztynu na całą Rzeszę”. Darre został mianowany doradcą partii do spraw agrarnych i w sierpniu 1930 roku przedstawił kierownictwu dwa memoranda. Pierwsze tłumaczyło znaczenie rolnictwa w zbliżającej się walce o władzę w Niemczech, a drugie przedstawiało „Zarys planu rozwoju agrarnego systemu organizacyjnego w całej Rzeszy”. Szczególnym celem stworzonego przez Darrego NS Agrarpolitischer Apparat były związki rolników. W wytycznych, które opracował w listopadzie 1930 roku, apelował: „Niech nie będzie ani jednego gospodarstwa, ani jednego majątku, ani jednej spółdzielni, przemysłu rolnego, lokalnej organizacji Reichslandbundu itp., w której nie posiadalibyśmy - lub przynajmniej - nie umieścilibyśmy naszych agentów [Vertrauensleute] wystarczająco licznych, abyśmy mogli jednym ciosem sparaliżować całe życie polityczne tych struktur”. Cel ten w znacznej mierze osiągnięto na początku lat trzydziestych opanowując kolejno związki rolnicze. Jednakże sieć stworzona przez Darrego nie ograniczała swej działalności propagandowej do spraw rolnictwa. Największe sukcesy na wsi odnosiła ona propagując trzy hasła: antysemityzm, walkę z liberalizmem i Republiką Weimarską oraz strach przed bolszewizmem. Aby rozwiązać problem zbyt małej liczby mówców do wygłaszania przemówień na lokalnych wiecach i spotkaniach, zwłaszcza na wsi, przekształcono szkołę, założoną przez jednego z gauleiterów, Fritza Reinhardta, w partyjny instytut dostarczający podstawowej wiedzy na temat publicznego przemawiania, zestawy gotowych wzorców przemówień oraz wzory odpowiedzi na pytania zadawane z sali. Ten sposób przekazywania idei partii do wiosek był skuteczniejszy od oczekiwania na to, iż rolnicy pofatygują się do najbliższego miasteczka. Nazistowska
Służba Filmowa okazała się tak skuteczna, zwłaszcza na wsi, gdzie filmy były nowością, że wszystkim lokalnym ogniwom partii wydano polecenie wyposażenia się w projektory filmowe. Zgodnie z sugestią, po raz pierwszy sformułowaną przez Goebbelsa dwa lata wcześniej, Wydział Propagandy Reichsleitungu opracował w grudniu 1928 roku plan prowadzenia skoncentrowanych „działań propagandowych” w kolejnych okręgach nie tylko podczas kampanii wyborczych, ale przez cały rok. W pojedynczym okręgu miało być przeprowadzanych od 70 do 200 wieców w ciągu 7-10 dni. Planowano też organizowanie zmotoryzowanych defilad SA, a także publicznych spotkań z udziałem przywódców partyjnych, w tym w miarę możności samego Hitlera; ich uzupełnieniem miały być systematyczne Sprechabende (rozmowy wieczorne), podczas których najlepsi lokalni mówcy utrwalaliby tematy wielkich wieców. Wyboru rejonów, na podstawie lokalnych raportów, oraz planowanie czasu tych „akcji” dokonywano starannie pod nadzorem Himmlera (wciąż szefa Wydziału Propagandy), Hitlera i Hessa. Przykładem niech będzie „nasycenie” tymi „akcjami” Saksonii przed wyborami do władz tego landu w czerwcu 1929 roku. Mając swą bazę w dwóch nazistowskich twierdzach, Hof i Plauen, agitatorzy partii jeździli po całej Saksonii, organizując łącznie 1300 wieców podczas kampanii wyborczej, z których ponad połowa odbyła się w Erzgebirge, rejonie zamieszkanym przez dużą liczbę drobnych rolników i chałupników. Jak była finansowana cała ta działalność? Pogląd, iż naziści otrzymywali duże subsydia od niemieckiego wielkiego przemysłu, zanim Hitler doszedł do władzy, nie wytrzymał próby badań historycznych. Większość funduszy przeznaczonych przez największe koncerny na cele polityczne w latach 1930-1932 nadal płynęła do prawicowych rywali nazistów, bardziej konserwatywnych partii DVP, DNVP, a po późniejszym rozłamie do Konservative Volkspartei, a nie do nazistów. Potwierdza to pogląd pruskiej policji politycznej, że naziści pozyskiwali większość pieniędzy sami. Znaczna ich część pochodziła z niezliczonych drobnych wpłat czy dobrowolnych usług świadczonych przez zagorzałych członków partii. Naziści wprowadzili dość wysokie opłaty za wstęp na ich liczne wiece, wynoszące 1-2 marki. Duży wiec, na którym przemawiał Hitler, mógł przynieść zysk w wysokości kilku tysięcy marek. Raport policyjny, z którego pochodzą powyższe dane, dodaje, że tradycyjne partie w tym samym rejonie nie wydawały więcej niż 22-30 tysięcy marek na całą kampanię wyborczą. Lokalna sieć utworzona przez partię była w istocie odpowiedzialna nie tylko za organizowanie kampanii, ale również w zaskakująco dużym stopniu za jej finansowanie. Niezależnie od systematycznie zbieranych i księgowanych składek członkowskich oraz specjalnych opłat (np. każdy członek partii musiał zapłacić 2 marki, aby pomóc w ten sposób przy zakupie Brunatnego Domu w Monachium), partia wykazała pomysłowość w znajdowaniu licznych innych sposobów zdobywania pieniędzy. Należał do nich obowiązkowy system ubezpieczeń oraz specjalna kartoteka „sympatyków”, zawierająca nazwiska bogatych osób i firm, które wolały otwarcie nie afiszować się wstąpieniem do partii, ale na których można
było liczyć, iż od czasu do czasu wniosą nieoficjalne dotacje. Entuzjazm, jaki wywołały tego rodzaju działania, był znamienny. Na początku 1930 roku wielu członków kierownictwa współpracowało z Hitlerem już od siedmiu do dziesięciu lat. Ich wiara w niego przetrwała nie tylko fiasko puczu z 1923 roku, ale również długie lata czekania podczas których perspektywa obalenia rządu weimarskiego stawała się coraz bardziej odległa. Po reorganizacji z lat 1926-1928 nastąpiła druzgocąca klęska w wyborach w maju 1928 roku i chociaż kampania przeciwko planowi Younga umożliwiła partii odegranie po raz pierwszy roli na ogólnokrajowej scenie politycznej, to jednak było faktem, że partia poniosła porażkę i że osłabły nadzieje na zbliżenie się do władzy. Wówczas nawet Hitler mówił o dwudziestu lub więcej latach, które będą musiały upłynąć, „zanim nasza idea zwycięży”. A jednak pomimo wątpliwości, jakie nurtowały nowych przybyszów, rdzeń ruchu pozostał lojalny, wciąż gotów sprostać wzrastającym wymaganiom - nie żałując czasu i pieniędzy w stopniu większym niż w którejkolwiek innej niemieckiej partii. Osiągnięcia Hitlera w latach dwudziestych polegały częściowo na tym, iż bez żadnego błyskotliwego sukcesu zdołał utrzymać przywództwo i mit człowieka wybranego przez Opatrzność do ocalenia Niemiec. Osiągnięcia te polegały również na takim zreorganizowaniu partii, że w latach 19291930 była ona zdolna wykorzystać dramatyczne zmiany klimatu politycznego i sprostać nagłemu napływowi członków i wyborców, znacznie przekraczającemu najbardziej optymistyczne prognozy. Stworzenie takiego instrumentu przed powstaniem warunków, w których można by go z powodzeniem zastosować - i usprawiedliwić w ten sposób jego koszty - było znacznie ważniejsze od zwrotów i niekonsekwencji w polityce partii. Późniejsze sukcesy nazistów w wyborach ogólnokrajowych i lokalnych sugerują, że zmiana tych warunków rozpoczęła się już z chwilą rozpadu weimarskiego systemu partyjnego i coraz wyraźniejszego wpływu kryzysu na gospodarkę światową. V Tak zwana koalicja weimarska, która opracowała republikańską konstytucję, składała się z trzech partii: socjaldemokratów (SPD), liberalnej Niemieckiej Partii Demokratycznej (DDP) oraz katolickiej partii Centrum. Koalicja ta straciła posiadaną większość podczas wyborów w roku 1920 i odtąd rządy Rzeszy opierały się na nietrwałych i stale zmieniających się sojuszach. W latach 1920-1928 było ich dwanaście, a przez ostatnie cztery lata tego okresu Niemcy były rządzone przez koalicję centro-prawicową, socjaldemokraci zaś zostali zepchnięci do opozycji. Niemieckie społeczeństwo z trudem godziło się ze wzrostem ruchu socjalistycznego i związkowego, który był ogólnoeuropejskim zjawiskiem jeszcze przed rokiem 1914. Bismarck próbował zdławić ten ruch, wydając zakaz wszelkiej działalności socjaldemokratycznej w latach 1878-1890, ale bezskutecznie. Do roku 1912 SPD stała się największą partią w Reichstagu i łatwo zdobyła przewodnictwo w II Międzynarodówce. Na rozwój tej
partii patrzyły z niechęcią klasy rządzące i pracodawcy, którzy upatrywali w zorganizowanej sile robotników zagrożenie dla ustanowionego porządku. Niechętnie odnosiła się do tego zjawiska również klasa średnia, spoglądająca na robotników z góry jako na zajmujących niższy szczebel w hierarchii społecznej. Odczucia te pogłębiły wydarzenia z lat 1918-1923, zwłaszcza wpływ na Niemcy rewolucji rosyjskiej z roku 1917, wielkich strajków ze stycznia 1918 roku oraz ruchów rewolucyjnych z lat 1918-1920. Na nie właśnie zrzucano odpowiedzialność za klęskę podczas wojny oraz zastąpienie monarchii republiką, która nigdy nie uwolniła się od zarzutu, iż jest „socjalistyczna”. SPD, nawet po wykluczeniu jej z rządu Rzeszy, pozostała czołową partią w koalicyjnym rządzie Prus, największym ze związkowych państw niemieckich. Związki zawodowe były na tyle silne, że doprowadziły do uchwalenia jednych z najbardziej radykalnych ustaw socjalnych i przemysłowych w Europie, a na obie „marksistowskie” partie, socjaldemokratów (29,8 procent) i komunistów (10,6 procent), oddano łącznie 40 procent głosów (12,4 miliona) podczas wyborów ogólnokrajowych w 1928 roku. Sukces odniesiony w tych wyborach spowodował ponowne włączenie SPD do rządu Rzeszy, a jeden z przywódców tej partii, Hermann Müller, został kanclerzem. Jednakże próby ożywienia pierwotnej koalicji weimarskiej rychło napotkały trudności. („Wielka koalicja” Müllera różniła się od pierwotnej koalicji weimarskiej - SPD, DDP i katolicka partia Centrum - udziałem w niej partii Stresemanna, Niemieckiej Partii Ludowej, DVP, czyli prawicowych liberałów. Właśnie to posunięcie dało tej koalicji większość w Reichstagu). Partnerzy SPD stracili swoje miejsca i byli zaniepokojeni wzrostem lewicowego elektoratu. W rezultacie zaczęli przesuwać się na prawo, podczas gdy sami socjaldemokraci, odczuwając skutki zwiększonej rywalizacji ze strony komunistów, zaczęli przesuwać się na lewo. Powodowało to coraz większe trudności w utrzymaniu spoistości rządu Müllera i osiągnięciu porozumienia zwłaszcza po śmierci w październiku 1929 roku ministra spraw zagranicznych Stresemanna, jedynego polityka dużego formatu z okresu Republiki Weimarskiej. Nie był to jednak koniec kłopotów SPD. W 1928 roku III Międzynarodówka (komunistyczna), mająca swą siedzibę w Moskwie, pod naciskiem Stalina zarządziła, iż działalność komunistów w Niemczech (gdzie na KPD padło ponad 3 miliony głosów) powinna odtąd być wymierzona przeciwko socjaldemokratom, określanym teraz jako „socjalfaszyści”. Dyrektywa ta, narzucona wyłącznie w interesie frakcji Stalina w rosyjskiej partii komunistycznej, bez uwzględnienia interesów niemieckiej klasy robotniczej, jak i samej KPD (w obu wypadkach nastąpiło osłabienie), była wymuszana od samego początku wielkiego kryzysu, w okresie wzrostu siły partii nazistowskiej, a nawet po objęciu władzy przez nazistów i późniejszym zniszczeniu Komunistycznej Partii Niemiec. Trudno jest ustalić, jakie korzyści przyniosła ta dyrektywa nazistom, ale nie ulega wątpliwości, że rozłam między dwiema partiami robotniczymi, ataki komunistów na socjaldemokratów i zwiększenie oddanej na komunistów liczby głosów podczas wyborów w 1932 roku do 5
milionów musiały być istotnym czynnikiem zmniejszającym opór wobec rozwoju nazizmu i podkopującym morale SPD, a także kierownictwa związków zawodowych. Stalin był głuchy na wszelkie próby przekonania go, aby zmienił swą politykę. Jeżeli doprowadziłaby ona do klęski demokracji w Niemczech i sprawy umiarkowanego socjalizmu, tym lepiej; oficjalna linia polityki Kominternu głosiła, że po zwycięstwie nazistów nastąpi rewolta klasy robotniczej i utworzenie sowieckich Niemiec. Hitler szybko zdał sobie sprawę, że destabilizacja i wzrastająca polaryzacja polityki niemieckiej w latach 1928-1930 stwarza mu nowe możliwości. Naziści mogli nasilić ataki na SPD, łącząc ją z komunistami w jeden obóz „czerwonych”, którzy zagrażali rewolucji. Równocześnie sami komuniści atakowali socjaldemokratów jako zdrajców klasy robotniczej. Jeśli chodzi o partie niesocjalistyczne, utrata przez nie części głosów była jasnym sygnałem, że wielu wyborców z klasy średniej, którzy głosowali na konserwatywnych nacjonalistów (ich elektorat skurczył się z 20 do 14 procent) lub na którąś z dwóch partii liberalnych (DDP lub DVP) czy nawet na katolicką partię Centrum, zrywało lub odchodziło od swych tradycyjnych sympatii partyjnych, nie znajdując odpowiadających im nowych ugrupowań. Jeżeli spowodowane to zostało, jak się powszechnie przyjmuje, przejściem na prawo całej niemieckiej sceny politycznej, naziści mieli większe niż jakiekolwiek inne partie antysocjalistyczne możliwości wykorzystania tego zjawiska i dotarcia do ich rozczarowanych zwolenników. Szeroko rozważany „kryzys partii burżuazyjnych” pogłębił drugi nowy czynnik - wpływ wielkiego kryzysu. Dotknął on już rolnictwo i inne zawody uzależnione od uprawy roli. W 1929 roku jego skutki rozszerzyły się na pozostałą część gospodarki: liczba zarejestrowanych bezrobotnych, która poprzednio spadła do 400 tysięcy, po raz pierwszy przekroczyła liczbę 3 milionów. Niemcy były szczególnie narażone na skutki kryzysu, ponieważ ich odrodzenie gospodarcze w znacznym stopniu było finansowane przez zagraniczne kredyty, głównie krótkoterminowe, które trzeba było teraz spłacać. Po załamaniu się handlu światowego i cen akcji na giełdzie nowojorskiej w październiku 1929 roku nastąpiło podobne załamanie się cen w Niemczech, zablokowanie spłaty długów, ograniczenie dostępności kredytów, fala bankructw, przymusowa sprzedaż majątków i gospodarstw rolnych, zamykanie fabryk. Ci, którym udało się wyjść obronną ręką, byli opanowani strachem, iż taka katastrofa czeka ich w przyszłości. Ludność Niemiec była bowiem narażona nie tylko ekonomicznie, ale i psychologicznie. Krach był tylko ostatnim z serii ciężkich szoków, poczynając od strat wojennych, klęski z 1918 roku, poprzez obalenie starego reżimu, groźbę rewolucji i wojny domowej, inflację, a kończąc na niewiele mniej bolesnych doświadczeniach z okresu stabilizacji. Kilka lat prosperity w połowie lat dwudziestych, które zakończyły się nagle kolejnym kryzysem, tylko wzmocniło poczucie zagrożenia. Ludzi wszystkich klas zaczęło ogarniać poczucie rozpaczy. Robotnicy obawiali się utraty pracy i nędzy związanej z bezrobociem. Wielu członków klasy średniej lękało się utraty swej pozycji społecznej, jak również obniżenia
poziomu życia i tego, czy przetrwają ekonomicznie. Młodzież buntowała się przeciwko odebraniu jej szans i nadziei. Wszyscy zwrócili się przeciwko istniejącemu systemowi i członkom rządu koalicyjnego, oskarżając ich o dopuszczenie do powtórnej katastrofy Niemiec i o niezdolność uzgodnienia jakie kroki należy podjąć w celu poprawy sytuacji. Podczas gdy inni politycy byli przerażeni, Hitler odczuwał podniecenie. Nic nie mogło lepiej odpowiadać jego apokaliptycznemu stylowi politycznemu niż perspektywa katastrofy, wobec której łatwo zdobywały posłuch przesadne obawy i irracjonalne poglądy. Instynktownie zdał sobie sprawę, że w miarę pogłębiania się kryzysu coraz większa liczba ludzi będzie chciała słuchać przywódcy, który nie obiecuje programu reform gospodarczych i społecznych, ale transformację duchową, odrodzenie narodowe, bazując na dumie Niemców przeświadczonych o historycznej misji ich narodu, oraz na własnym namiętnym przekonaniu, że wola i wiara mogą przezwyciężyć wszystkie trudności. Komuniści równie gwałtownie jak naziści potępiali obecny „system” i równie dogmatycznie twierdzili, iż historia jest po ich stronie. Jednakże podkreślanie przez nich znaczenia walki klasowej jako siły napędowej historii ograniczało zasięg ich oddziaływania i nawet robotników bardziej odstręczało niż przyciągało. Hitler natomiast przeciwnie, nie odwoływał się do żadnej konkretnej klasy. Apelował do niemieckich tęsknot do jedności narodowej, Volksgemeinschaft, wspólnoty ludowej, która obejmowałaby Niemców ze wszystkich klas, równocześnie pozwalając każdemu wierzyć, że w ten sposób zostaną zabezpieczone interesy jego grupy. Postać autorytarnego przywódcy symbolizowała tradycyjne tezy - koniec z rządami komisji czy koalicji - połączone z nowym, radykalnym stylem propagandy, który przyciągał młodych, i w ogóle wszystkich zmęczonych płaskimi i pospolitymi kompromisami demokracji weimarskiej. Seria wyborów w poszczególnych landach i do władz lokalnych jesienią 1929 roku i wiosną 1930 ręku wykazała wzrastające poparcie dla nazistów, ale jeszcze nie wystarczające do dokonania przełomu, na który Hitler tak długo czekał. Był on przekonany, że, podobnie jak w roku 1923, kryzys spowodowany przez depresję będzie działać na jego korzyść oraz że ma obecnie partię zorganizowaną tak, iż będzie mogła to wykorzystać. Jednakże stopień i tempo radykalizacji elektoratu, zwłaszcza z klasy średniej, mogły wykazać tylko ogólnonarodowe wybory do Reichstagu. Wydawało się jednak, że nie ma powodu do zwoływania takich wyborów. W marcu 1930 roku gabinet Müllera rozpadł się po długotrwałych sporach wokół budżetu. Socjaldemokratyczna Partia Niemiec zamiast wziąć na siebie część odpowiedzialności za reformy w dziedzinie finansów, które jej zdaniem zagroziłyby systemowi ubezpieczeń dla bezrobotnych, narażona na ataki komunistów za powstrzymanie się od obrony interesów klasy robotniczej, nalegała na wycofanie jej członków z koalicji. Nie można było sformować żadnej alternatywnej koalicji zdolnej do uzyskania większości w Reichstagu i impas ten dał prezydentowi von Hindenburgowi okazję do wykorzystania jego nadzwyczajnych uprawnień
zgodnie z artykułem 48 konstytucji weimarskiej. Artykuł ten umożliwiał mu mianowanie kanclerza, który - w razie konieczności - sprawowałby rządy za pomocą dekretów prezydenckich. Jednakże nadzwyczajne uprawnienia nie były nieograniczone. Kanclerz powołany przez prezydenta nie musiał montować popierającej go większości w Reichstagu, ale wydawane przez niego nadzwyczajne dekrety mogły być unieważnione poprzez przegłosowanie w Reichstagu wniosku o wotum nieufności, oczywiście o ile znalazłaby się większość, która by taki wniosek uchwaliła. W takim wypadku prezydent mógł rozwiązać Reichstag, ale w ciągu najbliższych sześćdziesięciu dni musiały być rozpisane nowe wybory. Niektórzy z doradców prezydenta poszukiwali już wyjścia z tej sytuacji poprzez stworzenie rzeczywiście „prezydenckiej” formy rządów, ponadpartyjnej i niezależnej od Reichstagu. Po pewnym czasie tak właśnie się stało, ale do czasu uchwalenia w marcu 1933 roku odpowiedniej ustawy, Reichstag, nawet jeśli nie był w stanie wyłonić roboczej większości w celu sformowania rządu, musiał być uwzględniany w rozgrywce, ponieważ dysponował możliwością przeforsowania nowych wyborów, uchwalając wniosek o wotum nieufności. Człowiek, którego wybrał von Hindenburg, Heinrich Brüning, przywódca frakcji parlamentarnej partii Centrum, miał nadzieję, że uda mu się przekonać wystarczającą liczbę deputowanych do Reichstagu za pomocą argumentu, iż mimo impasu parlamentarnego rząd musi nadal funkcjonować, i w ten sposób uniknąć głosowania nad wnioskiem o wotum nieufności. Wówczas, w marcu 1930 roku, bez wątpienia wyglądało na to, że prezydent przedłużył żywot reżimu weimarskiego. Wrażenie to pogłębiała twardsza linia władz największych niemieckich państw związkowych wobec aktów przemocy, popełnianych zarówno przez komunistów, jak i nazistów. Władze Bawarii i Prus zabroniły demonstracji w mundurach, takich jak brunatne koszule SA; Prusy zakazały urzędnikom państwowym wstępowania do wszelkich ekstremistycznych partii i znacznie zwiększyła się liczba dochodzeń o przestępstwa popełnione przeciwko porządkowi publicznemu. Hitler był owładnięty niepokojem, że - podobnie jak w roku 1923 - partia zniechęci się długo odraczanym momentem wkroczenia do akcji i straci motywację do działania oraz zapał, dzięki któremu w znacznej mierze zwracano na nią uwagę. Nie rozwiązane sprzeczności, które ciągle stanowiły zagrożenie dla partii, ilustruje konfrontacja między Hitlerem i młodszym bratem Gregora Strassera, Ottonem. Podczas gdy Gregor Strasser przeniósł się do Monachium, Otto pozostał w Berlinie i dzięki swej gazecie „Arbeitsblatt” (w istocie wciąż oficjalnego nazistowskiego dziennika na północy) oraz swemu wydawnictwu Kampfverlag utrzymywał niezależną radykalną linię, która irytowała Hitlera i wprawiała go w zakłopotanie. W kwietniu 1930 roku związki zawodowe w Saksonii ogłosiły strajk i Otto Strasser udzielił im całkowitego poparcia na łamach kontrolowanych przez niego gazet, zwłaszcza „Sachsischer Beobachter”, nazistowskiego dziennika w Saksonii. Hitler wydał rozkaz, iż żaden członek partii nie może wziąć udziału w tym strajku, ale nie mógł uciszyć prasy Strassera. 21 maja zaprosił Ottona Strassera na spotkanie i dyskusję w jego berlińskim hotelu.
Taktyka Hitlera była charakterystyczną mieszaniną przekupstwa, apeli i gróźb. Zaproponował przejęcie przez niego wydawnictwa Kampfverlag na dogodnych warunkach i zaoferował Strasserowi stanowisko jego szefa prasowego na całą Rzeszę; apelował do niego ze łzami w oczach w imieniu jego brata Gregora jako były żołnierz i weteran ruchu narodowosocjalistycznego; groził, że jeśli Strasser nie podporządkuje się jego rozkazom, wypędzi jego i jego zwolenników z partii oraz zabroni członkom partii wszelkich kontaktów zarówno z nim, jak i z jego publikacjami. Dyskusja rozpoczęła się od sporu na temat rasy i sztuki, ale wkrótce przeszła na tematy polityczne. Hitler zaatakował opublikowany przez Strassera artykuł na temat „lojalności i nielojalności”, w którym czynił rozróżnienie między Ideą, która jest wieczna, i Wodzem, który jest tylko jej sługą. „Wszystko to są pompatyczne nonsensy [oświadczył Hitler] i sprowadza się do tego, że pan dałby każdemu członkowi Partii prawo do decydowania o Idei - a nawet decydowania o tym, czy Wódz jest wierny tzw. Idei, czy nie. Jest to demokracja w jej najgorszym wydaniu i wśród nas nie ma miejsca na taki pogląd. U nas Wódz i Idea to jedno i każdy członek Partii musi robić to, co rozkazuje Wódz. Pan sam był żołnierzem... Pytam pana: czy jest pan gotów podporządkować się tej dyscyplinie, czy nie?” Po dłuższej dyskusji Otto Strasser poruszył to, co uważał za sedno sprawy. „Chce pan zdławić rewolucję socjalną - powiedział Hitlerowi - w imię legalności i pańskiej nowej współpracy z burżuazyjnymi partiami prawicy”. Hitler, którym wstrząsnęła ta sugestia, odparł gniewnie: „Jestem socjalistą, bardzo odmiennym rodzajem socjalisty od pańskiego bogatego przyjaciela księcia Reventlowa. Kiedyś byłem zwykłym pracującym człowiekiem. Nie pozwoliłbym, aby mój szofer jadł gorzej niż ja sam. To, co pan rozumie przez socjalizm, jest niczym innym niż marksizmem. Proszę spojrzeć: wielkie masy pracujących ludzi chcą tylko chleba i igrzysk. Nie mają żadnego zrozumienia dla ideałów jakiegokolwiek rodzaju i nie możemy nigdy mieć nadziei na znaczniejsze pozyskanie sobie robotników apelem do ideałów... Nie ma rewolucji poza rewolucjami rasowymi: nie może być rewolucji politycznej, gospodarczej czy społecznej - zawsze i tylko jest to walka niższej warstwy gorszej rasy z dominującą rasą wyższą i jeśli ta rasa wyższa zapomniała praw jej istnienia to stoi na straconej pozycji”. Rozmowa była kontynuowana następnego dnia w obecności Gregora Strassera, Maxa Amanna i Hessa. Kiedy Otto Strasser zażądał nacjonalizacji przemysłu, Hitler odparł z pogardą: „Demokracja zrujnowała świat, a mimo to chce pan rozszerzyć ją na sferę gospodarczą. Byłby to koniec niemieckiej gospodarki... Kapitaliści osiągnęli szczyt dzięki ich zdolnościom i na podstawie tej selekcji, która raz jeszcze udowadnia wyższość ich rasy, mają prawo przewodzić”. Kiedy Strasser zapytał go, co zrobiłby z Kruppami, gdyby doszedł do władzy, Hitler odpowiedział natychmiast: „Oczywiście pozostawiłbym ich w spokoju. Czy sądzi pan, że jestem aż
tak szalony, aby niszczyć gospodarkę Niemiec? Tylko wówczas, kiedy ludzie nie działają zgodnie z interesami ich narodu, wtedy - i tylko wtedy państwo powinno interweniować. Ale do tego nie potrzeba wywłaszczania... Potrzeba tylko silnego państwa”. Na krótko spór został zawieszony. Jednakże w końcu czerwca Hitler polecił Goebbelsowi, jako gauleiterowi Berlina, wykluczenie Otto Strassera i jego zwolenników z partii. Tylko nieliczni przyłączyli się do nich. Gregor Strasser zrezygnował z uczestnictwa w wydawnictwie Kampfverlag i zdystansował się od poglądów brata. Sam Otto, po opublikowaniu jego rozmów z Hitlerem, założył Związek Rewolucyjnych Narodowych Socjalistów, znany jako Czarny Front. Później wyemigrował i kontynuował swą działalność opozycyjną jako uchodźca, ale bez powodzenia. Wkrótce po wydaleniu Ottona Strassera, 16 lipca 1930 roku, nowy kanclerz rozwiązał za Hitlera problem wyboru czasu wkroczenia do akcji. Partie opozycyjne zakwestionowały zgodność z konstytucją decyzji Brüninga wykorzystania nadzwyczajnych uprawnień prezydenta do wprowadzenia w życie jego programu fiskalnego za pomocą dekretu. Odpowiedź Brüninga, później ostro krytykowana, polegała na przyjęciu wyzwania poprzez rozwiązanie Reichstagu i wyznaczenie nowych wyborów na 14 września. Okazało się to decyzją brzemienną w skutki, ponieważ wreszcie umożliwiło Hitlerowi włączenie się w rozgrywkę polityczną. Hitler nie mógł prawie uwierzyć swemu szczęściu. Jego partia była znacznie lepiej przygotowana do wyborów niż którakolwiek inna, a klimat polityczny bardziej niż kiedykolwiek, od roku 1923, sprzyjał nazistom. Wiosną 1930 roku Hitler mianował Goebbelsa szefem Wydziału Propagandy kierownictwa ogólnokrajowego i w ciągu następnych sześciu tygodni partia nazistowska po raz pierwszy uruchomiła w skali ogólnokrajowej ten rodzaj kampanii, który wypróbowała podczas wyborów w poszczególnych landach i wyborów lokalnych. Wszystko zmierzało do stworzenia wizerunku energicznej, pełnej wiary we własne siły, śmiałej, młodzieńczej, dynamicznej partii, zdecydowanej „więcej nie gadać, ale działać” i wskazującej na wszelkie sposoby, czym różni się od swych rywali, których wyszydzano jako staroświeckich, podstarzałych, zdyskredytowanych, podzielonych i ułomnych. Ton, w jakim Goebbels rozpoczął swój inauguracyjny apel, bardziej przypominał artystę cyrkowego, nawołującego do wejścia tłumy zgromadzone przed wielkim namiotem, niż nudne, przepełnione nic nie znaczącymi słowami manifesty partyjne, do których byli przyzwyczajeni niemieccy wyborcy: „Wyrzućcie precz szumowiny! Zedrzyjcie maski z ich pysków! Weźcie ich za karki; kopnijcie 14 września w ich tłuste brzuchy i wypędźcie ich ze świątyni odgłosem trąbek i bębnów!” Satyryk Kurt Tucholsky zdyskredytował Hitlera dowcipem: „Ten człowiek nie istnieje. On jest tylko hałasem, który wywołuje”. Ale właśnie ten hałas się liczył. Cała operacja, kierowana z Brunatnego Domu łącznie z takimi szczegółami, jak projekty plakatów i treść haseł, była starannie planowana i nic nie zostawiała przypadkowi. „Volkischer Beobachter”
ogłosił, że na ostatnie cztery tygodnie kampanii zaplanowano 34 tysiące wieców. Raport policji dla pruskiego ministra spraw wewnętrznych stwierdzał: „Wiece z udziałem od 1000 do 5000 osób są w większych miastach codziennym zjawiskiem. Często w istocie trzeba organizować jeden lub kilka równoległych wieców, ponieważ pierwotnie wytypowane sale nie mogą pomieścić tej liczby osób, które chcą wziąć w nich udział”. Sam Hitler wygłosił między 3 sierpnia i 13 września co najmniej dwadzieścia długich przemówień. Pomagał mu zespół złożony ze stu mówców, z których wszyscy, jak Goebbels i Strasser, byli doświadczonymi w przemawianiu do tłumów oratorami, oraz dwa do trzech tysięcy „absolwentów” szkoły Reinhardta. Tych ostatnich używano do zasypywania zarówno wsi, jak i miast nieustającą serią wieców i spotkań, które przyciągały tłumy, choćby tylko dla oferowanej rozrywki. Było to pierwsze spotkanie Niemiec z cyrkiem politycznym, który miał stać się im tak znany w ciągu następnych kilku lat. Większość komentatorów odrzucała to jako hecę, mającą na celu ukrycie braku programu nazistów, i nie brała ich poważnie. Entuzjaści partii spodziewali się pięćdziesięciu, być może siedemdziesięciu miejsc w nowym Reichstagu. Rezultat wykazał, jak dalece zarówno krytycy, jak i entuzjaści nie doceniali polaryzacji niemieckiej sceny politycznej na korzyść obu partii ekstremistycznych: komuniści zwiększyli swój stan posiadania do 4,5 miliona głosów i 77 miejsc, a naziści do 6,5 miliona głosów i 107 miejsc.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Następca Lenina Stalin: 1924-1929 (wiek 44-50 lat) I
W latach 1924-1929 Stalin był równie jak Hitler zdecydowany zdobyć władzę i, podobnie jak Hitler, widział w partii środek do osiągnięcia tego celu. Jednakże okoliczności były zupełnie inne. W Rosji partia komunistyczna znajdowała się już u władzy, wyeliminowała wszystkich rywali i, niezależnie od tego, jak niedoskonale realizowała w praktyce swe prawa do kontroli gospodarki i całego życia społecznego, a także machiny państwa nie pozwala ich ograniczać. Po kilku latach Hitler i partia nazistowska mogły twierdzić podobnie, ale w latach dwudziestych Stalin był bez wątpienia aktorem na znacznie większej scenie niż Hitler. Stalin nie dysponował jednak samymi tylko atutami. W odróżnieniu od Hitlera, którego unikalną pozycję jako Führera zwornika utrzymującego spoistość partii - otwarcie akceptowali wszyscy członkowie partii nazistowskiej, Stalin musiał kryć się ze swymi ambicjami i równocześnie szukać sposobów umożliwiających pokonanie rywali w nieustającej, ale zakulisowej walce o władzę. Aż do czasu swych pięćdziesiątych urodzin w grudniu 1929 roku nie mógł nigdy mieć pewności, czy wyjdzie z niej jako zwycięzca Fakt, iż walka nie była otwarta, ale przybrała formę serii debat na temat polityki partii, sprzyjał Stalinowi pod jednym względem: okazał się on być mistrzem obłudy, uzdolnionym w dziedzinie intryg politycznych i manewrów, z którym nie mogli się równać inni członkowie Politbiura. Stalin nigdy nie popełnił błędu, którego nie udało się uniknąć innym: podczas roztrząsania dyskutowanych kwestii nigdy nie pozwolił sobie na odwrócenie uwagi od najistotniejszego problemu - władzy. Ponadto jako sekretarz generalny miał większe niż ktokolwiek inny możliwości ciągłego rozszerzania swej władzy w partii. Z drugiej strony partia marksistowska musiała umieszczać każdą decyzję polityczną w ideologicznym kontekście i to stawiało Stalina w gorszej sytuacji, ponieważ nie dorównywał on innym w rozumieniu marksistowskiej teorii ani w umiejętności jej stosowania. Zarówno Hitler, jak i Stalin przywiązywali duże znaczenie do organizacji partii. Hitler jednak, chociaż nigdy nie zrezygnował z osobistego podejmowania decyzji w kwestii nominacji i rozdziału obowiązków, wolał to robić za zasłoną bezosobowej biurokracji partyjnej, chroniąc tym samym „mit Führera” przed kompromitacją. W ten sam
sposób utrzymywał dystans wobec dyskusji politycznych, odmawiając poparcia którejkolwiek ze stron i angażując swój autorytet tylko wtedy, kiedy było to konieczne do uciszenia sporu. Z chwilą uzyskania tej samej co Hitler wyjątkowej pozycji w partii Stalin realizował „kult jednostki” - odpowiednik „mitu Führera” posuwając go prawie do ubóstwienia; jednakże jakakolwiek sugestia na ten temat w latach dwudziestych byłaby dla niego zabójcza. Wówczas grał rolę zwykłego człowieka mówiącego tym samym praktycznym językiem, którym mówili działacze partyjni z prowincji mający do niego dostęp. Zamiast ukrywać fakt sprawowania władzy, personalizował ją, nie pozostawiając wątpliwości, do których drzwi trzeba pukać. Stojąc na czele partii reprezentował głos zdrowego rozsądku i umiarkowania, sprzeciwiając się ekscesom ekstremistów po każdej ze stron i podkreślając potrzebę jedności. Areną, na której Stalin prowadził swą sześcioletnią kampanię o sukcesję po Leninie, był zamknięty świat najwyższych szczebli partii komunistycznej i Międzynarodówki Komunistycznej. Uczestnicy rozgrywki w żadnym momencie nie chcieli - czy to w wypadku Stalina, czy jego oponentów - przedstawić dzielących ich spraw narodowi rosyjskiemu, czy nawet tak reprezentatywnym organom jak Sowiety. Najliczniejszymi organami uczestniczącymi w rozgrywce (udział w nich w coraz większym stopniu kontrolował Stalin) był zjazd partii oraz specjalnie zwoływane konferencje partyjne. Każdy z tych organów zebrał się trzykrotnie w okresie między śmiercią Lenina w 1924 roku a zwycięstwem Stalina w końcu 1929 roku. W XIV Zjeździe w grudniu 1925 roku uczestniczyło 600 delegatów z prawem głosu i właśnie ten zjazd wielokrotnie odraczano do czasu, kiedy Stalin mógł być pewien, iż uzyska większość. Był to niezbędny środek ostrożności w wypadku odwoływania się do organu dysponującego prawem do ostatecznych rozstrzygnięć. Jednakże dwoma głównymi organami, w których prowadzono bardziej otwarte, stałe dyskusje na temat spraw politycznych i walkę o władzę, było Politbiuro (w jego skład wchodziło siedmiu, a później dziewięciu pełnoprawnych członków oraz czterech do ośmiu zastępców), gdzie dochodziło do konfrontacji twarzą w twarz przy stole, oraz Plenum Komitetu Centralnego. Kiedy Lenin zalecił zwiększenie liczby członków Komitetu Centralnego i Centralnej Komisji Kontroli, apelował, aby te dwa organy spotykały się w formie plenum kilka razy w roku, stając się najwyższym partyjnym forum. Wobec faktu, iż liczba członków Komitetu Centralnego (uwzględniając zarówno zastępców, jak i pełnoprawnych członków) wzrosła z osiemdziesięciu pięciu w 1924 roku do stu dwudziestu jeden w 1928 roku, propozycja Lenina spowodowała powstanie gremium liczącego od dwustu pięćdziesięciu do trzystu osób, wśród których znajdowało się całe najwyższe kierownictwo partii komunistycznej. W tych warunkach, kiedy posiedzenia miały formę debat, które można było przerwać w celu zarządzenia głosowania nie było miejsca dla teatralnych gestów Hitlera. Stalin musiał wykształcić w sobie coś, do czego Hitler był z natury niezdolny: umiejętność odpierania kontrargumentów i wykazanie dostatecznego opanowania „zaplecza” ideologicznego, aby
manewrować podczas dyskusji i uwieńczyć swoją wypowiedź odpowiednio wymownym cytatem z Lenina lub też wcześniejszych prac jego oponentów i w ten sposób uzasadnić oskarżenia o odchylenie lub oportunizm. Zdając sobie sprawę ze swych ograniczeń, Stalin przyjął prosty styl mówienia, w pełni wykorzystując swą pozycję sekretarza generalnego do przygotowania gruntu i manipulowania sprawami członkowskimi, procedurą i terminarzem, tak aby stawiać swych przeciwników w niekorzystnej sytuacji. W porównaniu z przesadnymi oświadczeniami Hitlera i jego przepełnionymi emocjami apelami do słuchaczy typowe przemówienie Stalina z tego okresu - nawet na zjeździe partii - wykazuje logiczną linię argumentacji w konwencjonalnych marksistowskich ramach, a w czytaniu jest nudne, jeśli ktoś (tak jak jego słuchacze) nie posiadał klucza do „zakodowanych” aluzji, za pomocą których zdobywał punkty. Nic nie dowodzi bardziej jego przebiegłości niż wyrzeczenie się pretensji do wszelkiej oryginalności jako marksistowskiego teoretyka oraz powtarzanie twierdzenia, iż jest jedynie interpretatorem Lenina W miarę upływu czasu i dochodzenia do coraz większej wprawy w przemawianiu do odpowiednio dobranej widowni, jego pewność siebie wzrastała, a sposób bycia stawał się coraz bardziej złowieszczy. Często wskazywano, że mianując Stalina sekretarzem generalnym inni członkowie Politbiura nie zdawali sobie sprawy z władzy, którą dali mu do rąk i którą mógł wykorzystać do wywyższenia własnej osoby. Nie zdawali sobie również sprawy z konieczności zmian w roli i charakterze partii w porównaniu z tą, którą znali z okresu przedrewolucyjnego. Jedna z tych zmian dotyczyła liczebności partii. Lenin nalegał na wykluczenie z partii wielu z tych, którzy wstąpili do niej w okresie wojny domowej. Zmniejszyło to liczbę jej członków z 567 tysięcy do 350 tysięcy w końcu 1923 roku. Była to liczba niewystarczająca do realizacji zadań przewidzianych dla kraju tak wielkiego i tak zacofanego jak Rosja. Rozpoczynając od „zaciągu Lenina”, który partia proklamowała w 1924 roku jako formę uczczenia pamięci jej zmarłego przywódcy, liczba członków (w tym także kandydatów) bardziej niż podwoiła się (z mniej niż pół miliona do ponad miliona) w ciągu dwu lat i rosła dalej, osiągając poziom 3,5 miliona na początku 1933 roku. Sądząc po pochodzeniu społecznym, chłopstwo, które stanowiło przytłaczającą większość ludności, miało poważnie zaniżoną reprezentację w partii: przeciętnie 27 procent w latach 1924-1926 i tylko około 21 procent w latach 1927-1929. Porównywalne wskaźniki dla członków pochodzenia robotniczego były następujące: 52 procent w latach 19241926 i 58 procent w latach 1927-1929. Sądząc po wykonywanych zawodach, a nie tylko po pochodzeniu, liczby te były jeszcze mniej imponujące. I tak na przykład l stycznia 1928 roku skład członków partii przedstawiał się następująco: - Odbywający służbę w Armii Czerwonej - 6,3%; - Zarobkujący w przemyśle - 35,2%; - Robotnicy rolni - 1,2%; - Bogatsi chłopi, często zatrudniający pracowników najemnych - 9,2%;
- Funkcjonariusze partyjni ( w tym niepełnoetatowi) - 38,3%; - Inni zatrudnieni przy pracy niefizycznej - 9,8%. W 1927 roku liczba komunistów na wsi wynosiła nieco ponad 300 tysięcy na łączną liczbę ludności wiejskiej wynoszącą ponad 120 milionów. Ponadto większość z tych 300 tysięcy stanowili funkcjonariusze partyjni, a nie chłopi. W odróżnieniu od nazistów największym problemem rosyjskiej partii komunistycznej było zawsze nawiązanie skutecznych kontaktów z chłopstwem. Innymi cechami charakterystycznymi nowych członków były: młody wiek, niedoświadczenie i niski poziom wykształcenia. W 1927 roku mniej niż l procent miał ukończone wyższe studia, a mniej niż 8 procent ukończyło szkołę średnią. Jak stwierdza Leonard Schapiro, „zaciąg Lenina” dostarczył Sekretariatowi „masę podatnych na wpływy rekrutów w celu zrównoważenia wpływu bardziej opornych starszych komunistów”. Nie chodziło przy tym o to, że sami przywódcy byli starzy. Na 121 członków KC wybranych w grudniu 1927 roku (w większości byli to ludzie, którzy mieli rządzić Rosją za Stalina) prawie połowa nie miała czterdziestu lat, a trzy czwarte miało mniej niż czterdzieści pięć lat. Tak zwanych „podziemnych”, jak określano tych, którzy wstąpili do partii przed 1917 rokiem, było nie więcej niż 8500. Właśnie oni i weterani wojny domowej w 1927 roku wciąż dominowali na najwyższych szczeblach partii, ale na jej najniższych szczeblach ponad 60 procent sekretarzy podstawowych komórek partyjnych wstąpiło do partii po 1921 roku. Ważniejsze niż różnice wieku były różnice w doświadczeniu. Tradycje demokracji wewnątrzpartyjnej, zagadnienia ideologiczne i teoretyczne, które tak zaprzątały uwagę starszej generacji, zwłaszcza tych, którzy przebywali za granicą jako emigranci i zdobyli europejską ogładę, znaczyły niewiele dla nowych przybyszy, z których wielu w wieku kilkunastu lat przeszło twardą szkołę podczas wojny domowej. Byli oni dostatecznie przygotowani, aby przyjmować to, co im mówili ich instruktorzy: że obowiązkiem szeregowego członka partii jest wspieranie przywódców w realizacji olbrzymiego dzieła przekształcenia Rosji w nowoczesne państwo socjalistyczne oraz że w zamian otrzymają pewne przywileje - i perspektywę dalszego awansu. Ich wymagania ograniczały się do tego, aby im powiedzieć, co mają robić, a w Stalinie (którego Lenin krytykował za brutalność i brak kultury) widzieli człowieka, który był gotów przemawiać do nich zrozumiałym językiem. Mołotow mówił prawdę, kiedy stwierdził w roku 1924 na zjeździe partii: „Rozwój partii w przyszłości będzie bez wątpienia oparty na tym zaciągu leninowskim”. Silna pozycja Stalina wynikała z faktu, iż koncentracja władzy wynikająca „obiektywnie” z potrzeby partii wzmocnienia jej organizacji zbiegała się z jego osobistym interesem. Tym, którzy twierdzili, całkiem słusznie, że sekretarz generalny wykorzystuje partię do umacniania swej własnej pozycji, Stalin mógł odpowiedzieć - z równie mocnym uzasadnieniem - że realizuje to, do czego wzywał Lenin. Jaka była alternatywa, jeśli decyzje podejmowane przez kierownictwo miały być realizowane na dole? Stalin mógł nie tylko przenosić funkcjonariuszy partyjnych w górę lub w
dół po szczeblach hierarchii, ale również usuwać tych, którzy występowali przeciwko niemu, proponując przeniesienie albo na placówkę dyplomatyczną za granicą albo na stanowiska w bardziej odległych rejonach Syberii czy Azji Środkowej. Do roku 1926 dysponował tego rodzaju uprawnieniami wobec 5500 najwyższych funkcjonariuszy partyjnych, których nominacje były zastrzeżone dla organów centralnych. Stanowili oni grupę, do której - i początkowo wyłącznie do niej - odnosiło się określenie „nomenklatura”. Najważniejszymi z nich byli sekretarze partii, zwłaszcza na poziomie regionalnym (obkom i kraikom). Były to bardzo wpływowe osobistości, posiadające własną klientelę, aparat, czyli niezbędny system, na którym musiało polegać centrum w realizacji jego polityki. Ponieważ kariery pozostałych z tej grupy, których liczba w 1925 roku wynosiła około 20 tysięcy, były uzależnione od osób nominowanych przez centrum, Stalin nie miał trudności w rozszerzeniu swych wpływów również na szczeble średnie i niższe. Właśnie na niższych szczeblach partii dokonywano wyboru delegatów na zjazd i nie może dziwić fakt, że procent pełnoetatowych funkcjonariuszy wśród tych delegatów wzrósł z 25 na X Zjeździe w 1921 roku do 55 procent na XII Zjeździe w 1923 roku, 65 procent na XIII Zjeździe w 1924 roku i 70 procent na XIV Zjeździe w 1925 roku. Propozycje, które wysunął Lenin w celu wzmocnienia Komitetu Centralnego i Centralnej Komisji Kontroli, nie tylko nie ograniczyły władzy sekretarza generalnego i biurokracji, ale przyczyniły się do jej zwiększenia. Stalin był na tyle bystry, iż zdał sobie sprawę, popierając propozycje Lenina na zjeździe, że dokooptowanie większej liczby „lokalnych działaczy partyjnych”, na co tak liczył Lenin, w praktyce oznaczać będzie nominacje dalszych funkcjonariuszy partyjnych. Od tego czasu dla ambitnych najważniejsze było awansowanie na zastępcę członka Komitetu Centralnego, co umożliwiało współpracę z najważniejszymi osobistościami w partii, w tym z członkami Politbiura. Tym, których awansowano do takiego szczebla, nie pozostawiano wątpliwości, komu mają za to dziękować czy też czego się od nich oczekuje, jeżeli mają mieć nadzieję na kolejny awans. Podczas późniejszych etapów walki o władzę weteranów rewolucji, próbujących utrzymać prawo do kwestionowania i dyskutowania nad polityką partii w Komitecie Centralnym i na zjeździe, zakrzykiwano, a ich przemówienia były przerywane przez słuchaczy w coraz większym stopniu złożonych z pełnoetatowych funkcjonariuszy partyjnych, dobrze poinformowanych o tym, czego oczekuje sekretarz generalny. II Gdyby sześciu pozostałych członków Politbiura, czy nawet tylko ich większość, zjednoczyła się, aby uniemożliwić Stalinowi uzyskanie zbyt potężnej pozycji, z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać, że udałoby im się to, przynajmniej w pierwszym roku po śmierci Lenina. Oczywistą okazją było posiedzenie Komitetu Centralnego 22 maja 1924 roku na krótko przed rozpoczęciem obrad XIII Zjazdu. Krupska, wdowa po
Leninie, domagała się, aby przedstawiono zjazdowi tekst „Testamentu” Lenina łącznie z postscriptum, wzywającym do usunięcia Stalina ze stanowiska sekretarza generalnego, i utrzymywała że takie było wyraźne życzenie Lenina. Trudno powiedzieć, jaki byłby dalszy rozwój wydarzeń, gdyby do tego doszło. Lenin zmarł zaledwie przed czterema miesiącami i jego autorytet wciąż jeszcze był wielki. Wydaje się, że Stalin zdał sobie sprawę, że ważą się losy jego przyszłości. Boris Bażanow, który był członkiem Sekretariatu w latach 1923-1925 i uczestniczył w tym posiedzeniu KC, później wspominał, że kiedy „Testament” był odczytywany członkom Komitetu Centralnego: „Stalin, który siedział na końcu niskiego podium, przy którym odbywała się konferencja, patrzył przez okno z ostentacyjnym opanowaniem człowieka przeżywającego wewnętrzny niepokój. Wszelkie oznaki świadczyły, iż zdaje sobie sprawę, że decyduje się jego los, co było niezwykłe dla Stalina ponieważ normalnie wiedział, jak ukryć swoje uczucia. Miał wystarczające powody, aby bać się o swą przyszłość, ponieważ w nabożnej atmosferze otaczającej wszystko, co Lenin powiedział i zrobił, czy można było przypuszczać, że Komitet Centralny ośmieli się rzucić wyzwanie uroczystemu ostrzeżeniu Lenina i pozostawi sekretarza generalnego na jego stanowisku?”. Stalina ocaliła interwencja Zinowiewa i Kamieniewa, którzy uważali, że jedynym człowiekiem, który odniósłby korzyść z ujawnienia poglądów Lenina, był Trocki. Stalin zgodził się, że Zinowiew powinien wygłosić główny referat na zjeździe; w zamian Zinowiew oświadczył, że, na szczęście, obawy Lenina co do osoby Stalina okazały się nieuzasadnione, a Kamieniew wezwał Komitet do pozostawienia Stalina na stanowisku sekretarza generalnego. Trocki wyraził swą pogardę dla tej szarady grymasami i gestami, ale nic nie powiedział. Komitet postanowił następnie, że treść „Testamentu” Lenina powinna być przedstawiona poufnie przewodniczącym delegacji podczas sesji przy drzwiach zamkniętych, ale nie odczytana na zjeździe. Dalszych działań nie podjęto i ani listu Lenina ani sprawozdania z przebiegu zamkniętych sesji nie włączono do dokumentów zjazdu. Nie tylko Zinowiew i Kamieniew, ale również inni członkowie Politbiura wpadali po kolei w tę samą pułapkę, traktując jako poważniejszych rywali w rozgrywce o władzę wszystkich innych, lecz nie Stalina. Dlatego właśnie Trocki odmówił połączenia sił z Zinowiewem i Kamieniewem. Dopiero wiosną 1926 roku byli gotowi sformować jednolitą opozycję przeciwko Stalinowi, ale przekonali się wówczas, że mają przeciwników w osobach Bucharina, Rykowa i Tomskiego, którzy uznali ich za wrogów zamiast zadbać o to, by nie stać się kolejnymi ofiarami Stalina. Nigdy w ciągu sześciu lat, jakie upłynęły od zawartego w „Testamencie” apelu Lenina o usunięcie Stalina ze stanowiska sekretarza generalnego do chwili jego ostatecznego triumfu, Stalin nie napotkał jednolitego frontu sprzeciwu. Stalin mógł wykorzystać fakt niedoceniania go przez rywali, ponieważ przez długi czas umiejętnie ukrywał swe ambicje. Bażanow tak pisał w swych pamiętnikach:
„Stalin nie zwierzał się ze swych najtajniejszych myśli nikomu. Bardzo rzadko dzielił się swymi poglądami i wrażeniami z najbliższymi współpracownikami. W wysokim stopniu opanował sztukę milczenia i pod tym względem był wyjątkiem w kraju, w którym każdy mówił o wiele za dużo”. Bażanow opisuje dalej zachowanie się Stalina na posiedzeniach Politbiura i Komitetu Centralnego. Stalin nigdy na nich nie przewodniczył: „Palił swą fajkę i mówił bardzo mało. Od czasu do czasu zaczynał przemierzać salę konferencyjną, nie zwracając uwagi na fakt, iż odbywa się sesja. Czasami zatrzymywał się dokładnie naprzeciwko mówcy, obserwując wyraz jego twarzy i słuchając jego argumentów, wciąż ćmiąc swą fajkę... Miał dobry zwyczaj polegający na tym, że nigdy nic nie mówił, zanim wszyscy nie przedstawili w pełni swych argumentów. Siedział, obserwując przebieg dyskusji. Kiedy wypowiedzieli się wszyscy, mówił: »A więc, towarzysze, myślę, że rozwiązanie tego problemu jest takie a takie« - po czym formułował wnioski, do których przychylała się większość”. Umacniał w ten sposób swój wizerunek jako człowieka środka, nie należącego ani do lewicy, ani do prawicy. Jako ilustrację tego faktu Bażanow przytacza różnice w sposobie traktowania Trockiego podczas obrad Politbiura przez członków triumwiratu Przychodzili jako ostatni, po wstępnym spotkaniu, na którym ustalali, jaką postawę zająć podczas obrad. Zinowiew ignorował Trockiego, Kamieniew witał go lekkim ukłonem i tylko Stalin wychylał się przez stół, aby uścisnąć mu rękę i pozdrowić go. W latach bezpośrednio po śmierci Lenina Stalin zajmował postawę wyczekującą pozostawiając drugiej stronie wykonanie pierwszego ruchu, a następnie wykorzystywał jej błędy. Nawet kiedy rozłam między nimi stał się oczywisty, dopiero w końcu 1927 roku, po wielu wcześniejszych ostrzeżeniach podjął działania zmierzające do wykluczenia Trockiego i Zinowiewa z partii. W końcowej fazie, kiedy zniszczył już opozycję lewicową i zwrócił się przeciwko Bucharinowi i prawicy, dokładał wszelkich starań, aby o konflikcie nie dowiedział się nikt spoza najściślejszego grona. Dopiero kiedy po ponad roku nabrał pewności, że izolował Bucharina, wystąpił przeciwko niemu publicznie. W tym czasie Stalin dowiódł wprost fenomenalnej wytrwałości, podobnie jak cierpliwości i ostrożności. Kolejna opinia o Stalinie z tego okresu pochodzi od Ruth Fischer, członkini Komunistycznej Partii Niemiec (KPD), którą wezwano do Moskwy w styczniu 1924 roku na rozmowy między niemieckimi i rosyjskimi przywódcami komunistycznymi na temat wniosków wynikających z nieudanej próby rewolucji w Niemczech, podjętej poprzedniej jesieni. Niespodziewanie - Stalin nie był członkiem Prezydium Kominternu i nie brał udziału w oficjalnych rozmowach - Fischer i Maslow, przywódcy lewicowej frakcji w KPD, zostali zaproszeni przez Stalina na serię prywatnych rozmów. Niemcy byli zaskoczeni „zdumiewającymi zdolnościami”, jakie wykazał Stalin w opanowaniu wszystkich szczegółów organizacji niemieckiej partii i występujących w niej podziałów. O wiele mniejsze zainteresowanie wykazał sprawami polityki, a Fischer była zaszokowana naciskiem, jaki kładł na problem
zdobycia władzy wewnątrz partii: „jego wypowiedzi na temat organizacji i ugrupowań nie były przypadkowe, ale bezpośrednio powiązane z koncepcją ich najlepszego ukształtowania dla [zdobycia] władzy” „Próbował, jak twierdził, przezwyciężyć waśnie w partii rosyjskiej, będące rezultatem kryzysu wokół Trockiego, i utworzyć ponownie żelazną gwardię przywódców, którzy współpracowaliby bez słów czy też byliby ze sobą związani przez konieczność ciągłej samoobrony. Wkrótce wracaliśmy do Niemiec i chciał przekonać się, czy można na nas dostatecznie polegać, aby nas przyjąć do tego ścisłego grona”. Pewnego razu Stalin poprosił niemieckich gości, aby dyskretnie odwiedzili go w jego mieszkaniu na Kremlu. Byli pod wrażeniem skromnych warunków, w jakich mieszkał: zajmował jednopiętrowy, dwupokojowy dom, należący do dawnych kwater służby na Kremlu, nędznie umeblowany, mimo że był organizatorem systemu zatrudniającego „[...] dziesiątki tysięcy etatowych pracowników, w tym policji państwowej [...] i mógł oferować stanowiska w partii i w aparacie państwowym, przydzielać ważne misje w Rosji i za granicą oraz bardzo często »odpowiedzialne zadania partyjne«, łączące się z poważnymi korzyściami materialnymi - mieszkaniami, samochodami, wiejskimi rezydencjami [... ] specjalną opieką lekarską, pracą dla członków rodziny”. Prostota stylu życia Stalina nie była pozą. Interesowała go istota władzy, a nie jej zewnętrzne atrybuty. Bażanow i inni świadkowie potwierdzają to: „Ten namiętny polityk nie ma innych nałogów. Nie przepada ani za pieniędzmi, ani za przyjemnościami, ani za sportem, ani za kobietami. Kobiety, poza jego żoną dla niego nie istnieją”. W 1919 roku, podczas wojny domowej, Stalin ożenił się po raz drugi. Jego żona, Nadieżda Alliłujewa, młodsza od niego o dwadzieścia dwa lata, była córką kolejarza, Siergieja Alliłujewa, który znał Stalina jeszcze z czasów jego pobytu w Tyflisie i użyczył schronienia w swym domu, kiedy powrócił w 1917 roku do Piotrogrodu. Nadieżda, wychowana w rodzinie całkowicie oddanej sprawie rewolucji, została jedną z sekretarek Lenina. Po ślubie nie zrezygnowała z pracy, okazała się również dobrą gospodynią. Urodziła dwoje dzieci, Wasilija i Swietłanę. Zarządzała wiejską posiadłością położoną w odległości 30 kilometrów od Moskwy, noszącą nazwę Zubałowo od nazwiska magnata naftowego, do którego należała przed rewolucją. Stalin unowocześnił i rozbudował tę posiadłość, a Swietłana w swych pamiętnikach z nostalgią wspomina szczęśliwe dni, które tam spędziła. Dom był zawsze pełen ludzi, ponieważ jej ojciec miał zwyczaj zapraszać na kilka dni najbliższych kolegów i ich rodziny, m.in. Ordżonikidzów, Bucharinów i Siergieja Kirowa. Inni, w tym Mołotowowie, Woroszyłowowie i Mikojanowie, towarzyszyli im w letnich podróżach na wybrzeże Morza Czarnego. Nie było to życie, jakie prowadził proletariat, ale solidna, burżuazyjna egzystencja; prywatna, swobodna i domowa, a nie ostentacyjna czy ekstrawagancka, nie tknięta żadnym skandalem. Pisząc na temat Stalina z lat dwudziestych, trudno zdecydować, do jakiego stopnia winno się go oceniać poprzez pryzmat tych cech charakterystycznych, które miał ujawnić w końcu lat trzydziestych, będąc u
szczytu władzy. Współcześni już wówczas widzieli w nim grubiańskiego, chytrego, szczwanego i pozbawionego skrupułów polityka, a ci, którzy blisko z nim współpracowali, zdawali sobie sprawę z jego gwałtownego i podejrzliwego usposobienia, starając się go nie prowokować. Ale rewolucyjna polityka jest twarda i to samo można by powiedzieć o wielu innych postaciach historycznych, które jednak nie posunęły się do zadania własnemu narodowi cierpień i śmierci na wprost niewyobrażalną skalę. Rzecz jasna oceniane z dzisiejszej perspektywy niektóre sprawy wydają się oczywiste, ale wówczas, jeśli nawet potencjalne możliwości istniały, nie były jeszcze rozpoznane i sam Stalin nie wykazywał żadnych oznak, iż przeczuwa to, co miała przynieść przyszłość. Może to być jedynie spekulacją, ale istnieje wiele powodów, aby uważać ją za bardziej wiarygodną hipotezę niż przeciwna, głosząca tezę o „potworze w zarodku”. Świadczy o tym fakt, iż walki frakcyjne, mimo swej zaciekłości, wciąż były utrzymywane w pewnych ramach. Do końca 1927 roku prowadzono je otwarcie na plenach Komitetu Centralnego, na zjazdach czy konferencjach partyjnych, na których opozycja mogła rzucać wyzwanie kierownictwu, problemy rozstrzygano w drodze głosowania, a przebieg dyskusji był podawany do wiadomości. Co prawda coraz częściej zakrzykiwano rzeczników opozycji i coraz częściej przerywano im wypowiedzi, ale zdarza się to również nawet na posiedzeniach parlamentarnych. Opozycja miała coraz większe trudności w mobilizowaniu poparcia w szeregach partyjnych, ale nawet wówczas, kiedy w latach 1928-1929 doszło do starcia przy drzwiach zamkniętych między Stalinem i prawicową opozycją nie można było jej zdławić, trzeba było ją pokonać. Przywódców nie aresztowano ani nie zastrzelono; nawet Trocki został skazany na banicję, a nie aresztowany czy rozstrzelany, większości pozostałych, jak Zinowiewowi i Kamieniewowi, pozwolono na ponowne wstąpienie do partii - a nawet, jak Bucharinowi, na zajęcie oficjalnych stanowisk. Nie ulega wątpliwości, że pewność siebie i autorytet Stalina wzrosły na przestrzeni lat dwudziestych. Stalin z początku lat dwudziestych, który według opisu Bażanowa stara się unikać wyrażania własnej opinii na posiedzeniach Politbiura, nie był tym samym człowiekiem, który zaciekle atakował opozycję za jej defetyzm i który apelem o budowę socjalizmu w jednym kraju wzbudził entuzjazm na Konferencji Partyjnej w 1926 roku, czy też tym, który rzucił wyzwanie Trockiemu i zastraszył go na plenum Komitetu Centralnego w październiku 1927 roku. W miarę jak rosła jego pewność siebie, rosły też jego ambicje. Wraz ze sprawowaniem władzy wzrasta nie tylko przywiązanie do niej, ale również świadomość, jak dalece można ją jeszcze rozszerzyć. Stalin w okresie pierwszego planu pięcioletniego (1928-1933) mógł wyobrażać sobie swoją historyczną rolę jako coś więcej niż rolę następcy Lenina, co przekraczało jego wyobraźnię, a także i możliwości polityczne, w połowie lat dwudziestych. Stalin był przede wszystkim pochłonięty budową takiego instrumentu w systemie organizacyjnym partii, który wymuszałby jedność i dławiłby opór wobec tej jedności ze strony innych ugrupowań w partii. Pierwszym krokiem wiodącym do osiągnięcia tego celu było przyjęcie sloganu
głoszącego budowę socjalizmu w jednym kraju. Po pokonaniu Trockiego i opozycji lewicowej Stalin mógł rozwinąć ideę odejścia od Nowej Polityki Ekonomicznej, przeprowadzenia kolektywizacji rolnictwa oraz modernizacji przemysłu nie stopniowo, ale jednym zrywem, w najkrótszym czasie. Wymagało to zastosowania metod z okresu komunizmu wojennego - przymusu wspieranego przez terror, a także usprawiedliwienia tych metod stwierdzeniem, iż w miarę zbliżania się do socjalizmu walka klasowa się zaostrza. Właśnie dzięki tej pompatycznej koncepcji, jakże różniącej się od umiarkowanego, pośredniego kursu, przyjętego przez Stalina w połowie lat dwudziestych, wyłoniła się postać „wielkiego przywódcy narodu radzieckiego”, architekta drugiej rewolucji, kończącego dzieło, które rozpoczął Lenin, ale pozostawił nie dokończone. Ale od roku 1924 do tej chwili miało upłynąć pięć lub sześć lat. Kiedy na XIV Zjeździe partii Kamieniew rzucił Stalinowi w twarz oskarżenie, iż usiłuje wprowadzić rządy jednostki, Stalin odpowiedział szyderczo: „Kierowanie partią inaczej niż kolektywnie jest niemożliwe. Teraz, kiedy nie ma już z nami Iljicza, marzenia o czymś takim są głupie [oklaski]. Głupia jest gadanina na ten temat. Kolektywna praca, kolektywne kierownictwo, jedność w partii, jedność w organach Komitetu Centralnego, z mniejszością podporządkowującą się większości -oto czego teraz potrzebujemy”. Druga część odpowiedzi Stalina była równie szczera jak pierwsza. Podczas wszystkich debat z tego okresu stale pojawiają się dwa standardowe oskarżenia. Każda kolejna opozycyjna grupa, kiedy tylko została zmuszona do defensywy i wyczuwała porażkę, ponawiała oskarżenia o biurokratyzacj ę i dławienie demokracji wewnątrzpartyjnej. Kontroskarżenie polegało na zarzucie frakcyjności, czyli największym przestępstwie wedle komunistycznego dekalogu. Kiedy Lenin na X Zjeździe partii (rok 1921) zwołał nieformalne spotkanie w celu zmobilizowania poparcia dla swej rezolucji zakazującej działalności frakcyjnej, Stalin wyraził zaniepokojenie, iż sama grupa Lenina mogłaby być oskarżona o frakcyjność. Lenin zaśmiał się i odpowiedział: „Co słyszę z ust zaciekłego starego frakcjonalisty?... Musicie wiedzieć, że Trocki długo pracował, aby zebrać zwolenników jego platformy i prawdopodobnie właśnie w tym momencie, kiedy siedzimy tutaj i rozmawiamy, zwołał zebranie swej frakcji. Szlapnikow i Sapronow robią to samo. Dlaczego mamy zamykać oczy na oczywisty fakt, niezależnie od tego, jak nieprzyjemny, że w partii istnieją frakcje? To właśnie apel tej konferencji uczestników »platformy dziesięciu« stworzy warunki wykluczające w przyszłości wszelką działalność frakcyjną w naszej partii”. Stalin wyciągnął z tej lekcji właściwe wnioski. Pomogła mu w tym jedna z najbardziej charakterystycznych cech komunistycznej polityki, wynikająca logicznie z wiary, iż marksizm jest jedynym, nie podlegającym dyskusji i jednoznacznym przewodnikiem zarówno w dziedzinie historycznego rozwoju społeczeństw, jak i właściwej polityki, jaką partia powinna prowadzić w przyszłości. Jeżeli tak, to rzecz jasna nie było w partii miejsca na alternatywne poglądy czy alternatywną politykę. Sztuka
polegała na uzyskaniu przewagi szybciej niż przeciwnik, na ugruntowaniu twierdzenia, iż reprezentuje się „właściwy” pogląd, zgodny z doktryną marksistowską i potępieniu tych, którzy występowali przeciwko, zarzucając im grzech „frakcyjności”, podważania jedności partii. Działalność frakcyjna, podobnie jak zdrada, była z definicji nieskuteczna. Zarówno Lenin, jak i Stalin zdawali sobie jasno sprawę, że kiedy odniesie ona sukces - podobnie jak zdrada, która się powiedzie - uprawomocni się i będzie nazywana inaczej. Zagrożenie jedności partii było czymś dotyczącym wszystkich jej członków i dlatego tego rodzaju zarzut miał znacznie większą wagę niż kontrzarzut dławienia demokracji wewnątrzpartyjnej, przemawiający tylko do niewielkiej grupy intelektualistów, i to zwykle jedynie wtedy - o czym świadczą przykłady Trockiego, Zinowiewa i Bucharina - kiedy byli pozbawieni stanowisk i znajdowali się w opozycji. Nikt z uczestników rozgrywki nie próbował odwoływać się do szerokich warstw narodu, mas, które - jak twierdzili - reprezentują. Wszyscy zgadzali się co do tego, że niezależnie od stopnia zaciętości sporów muszą być one ograniczone do najwyższych kręgów partyjnych. Nic nie mogło bardziej sprzyjać Stalinowi. Fakt, iż tacy ludzie jak Trocki, Zinowiew i Bucharin, walczący o swe polityczne przetrwanie i ze znacznie większą swobodą komunikujący się zarówno w mowie, jak i w piśmie, dobrowolnie zaakceptowali takie ograniczenie, wykazuje, jak silne były więzy narzucone przez bolszewicki dogmat. Nawet przeniesienie sporu do środowiska szeregowych członków partii natychmiast wywoływało oskarżenie o dokonywanie rozłamu w jej szeregach i na przykład Bucharin z całą świadomością wykluczył taką możliwość z wielką dla niego samego stratą. Jeszcze potężniejsze było podświadome odczucie podzielane przez wszystkich, chociaż rzadko przyznawane, że partia stanowi oblężony garnizon w okupowanym kraju, a także lęk, że odwołanie się do mas mogłoby ponownie postawić na porządku dziennym kwestię narzucenia tym masom siłą porządku porewolucyjnego i doprowadzić w konsekwencji do zagłady partii oraz członków kierownictwa. Strach przed zarzutem frakcyjności i starania, aby go uniknąć, wiązały się ściśle z inną cechą charakterystyczną komunistycznej sceny politycznej, którą Stalin musiał opanować, jeżeli miał pokonać swych rywali ideologicznego wymiaru komunizmu. Jak na partię, która wyniosła jedność - zarówno w teorii, jak i w praktyce - do rangi wartości absolutnej, partia komunistyczna była wyjątkowo kłótliwa i była taka od czasu, kiedy marksizm po raz pierwszy pojawił się w Rosji w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku. Marks, co prawda, pozostawił swym wyznawcom niezmienialne prawa rozwoju społecznego, jednakże nie zapobiegło to nie kończącym się sporom co do ich interpretacji i stosowania. Ponieważ zasadniczo nie było miejsca na tego rodzaju rozbieżności, różnice w opiniach stały się błędem, który koniecznie należało wyeliminować. Prawie wszystkie prace Lenina mają charakter polemiczny; potępienie i zakaz działalności frakcyjnej nie mogły całkowicie stłumić scholastycznej pasji prowadzenia sporów.
Zjawisko to nie osłabło po śmierci Lenina i walka o władzę między jego spadkobiercami prowadzona była za pomocą serii argumentów dotyczących problemów, przed jakimi stał reżim, oraz ogólnej linii, jaką winna przyjąć partia, aby dążyć do ich rozwiązania. Cechą charakterystyczną tych debat było to, że obie strony, próbując przedstawić swoje stanowiska jako najskuteczniejszy sposób pragmatycznego rozwiązania problemów, za jeszcze ważniejsze uważały wykazanie, iż był to sposób prawidłowy z punktu widzenia ideologii marksistowskiej. Jak wyraził się w roku 1929 stalinowiec Łazar Kaganowicz: „Zdrada w polityce zawsze zaczyna się od rewizji teorii”. Było to szczególnym wyzwaniem dla Stalina, któremu weteran nauki marksistowskiej, Riazanow, dyrektor Instytutu im. Marksa i Engelsa powiedział niegdyś: „Daj temu spokój, »Koba«, nie rób z siebie głupca. Każdy wie, że teoria to nie jest właśnie twoja dziedzina”. O sile Stalina stanowiły jego uzdolnienia pragmatycznego polityka, mistrza intryg, a także całkowite oddanie się jednej jedynie idei, które kazało mu wszystkie bezsenne noce poświęcić na rozmyślania, jak najlepiej rozgrywać kolejne sytuacje i manipulować ludźmi w procesie budowy olbrzymiej machiny politycznej. Jak mówi Robert Tucker, umożliwiło mu to stanie się szefem partii (jej „gospodarzem”, jak go nazywano później), ale nie zapewniło mu uznania go jako nowego przywódcy partii, jej wodza, następcy Lenina. „Aby uzyskać sukcesję po Leninie, w odróżnieniu od wygrania walki o władzę, Stalin musiał sprawdzić się w roli naczelnego przywódcy, uzyskując w oczach bolszewików specjalny autorytet polityczny oznaczało to sprawdzenie się w roli Lenina jako głównego rzecznika ideologicznego partii i marksistowskiego myśliciela”. Stalin sprytnie poradził sobie z tym wyzwaniem. Chociaż podobnie jak wszyscy bolszewicy przytaczał cytaty z dzieł Marksa i Engelsa, to jednak nie rościł pretensji, by zostać uczonym - marksistą; nie starał się też wnieść oryginalnego wkładu do teorii marksistowskiej, do czego okazał się już zdolny Bucharin. Skoncentrował się natomiast na opanowaniu pism i przemówień Lenina, co pozwoliło mu bronić swego zdania podczas dyskusji, które często przypominały spory teologiczne z ciągłą wymianą cytatów z pism. Natychmiast po śmierci Lenina, w powodzi artykułów poświęconych jego pamięci, Stalin wyróżnił się serią wykładów na temat „podstaw leninizmu”, które wygłosił na Uniwersytecie im. Swierdłowa, będącym uczelnią dla funkcjonariuszy partyjnych, i które następnie zebrał w książce pod tym samym tytułem. Stalin wykładał często niezręcznie, a język jego książki był sztywny. Można jej było słusznie zarzucić skoncentrowanie się na elementach dogmatycznych kosztem bardziej elastycznych i zbliżonych do życia elementów rozważań Lenina. Wada tej książki polegała, jeśli zapożyczyć wyrażenie Trockiego, na „pewnej ideologicznej petryfikacji”. Jednakże była ona pierwszym pełnym i systematycznym przedstawieniem idei Lenina, zawartym na mniej niż stu stronach, obficie ilustrowanym cytatami. W tej dziedzinie Stalin wiele zawdzięczał (chociaż tego nie przyznał) swemu asystentowi F. A. Ksienofontowowi. Żaden z bardziej wybitnych myślicieli partyjnych nie zniżyłby się do napisania książki tego
rodzaju. Stalin dowiódł swego sprytu, wybierając moment jej opublikowania oraz odwołując się do „zaciągu leninowskiego”, nowego pokolenia mało wykształconych działaczy partyjnych, dla których własne prace Lenina były zbyt trudne i którzy skwapliwie wykorzystali to popularyzatorskie dzieło poparte autorytetem nie byle kogo, bo samego sekretarza generalnego. Książka O podstawach leninizmu okazała się nie tylko sukcesem czytelniczym, ale wzmocniła wrażenie identyfikacji z Leninem, zapoczątkowane przez samego Stalina który zainaugurował kult swego poprzednika. Jak można było oczekiwać, był to wizerunek Lenina ukształtowany według wyobrażeń jego następcy. Obu łączyło to, iż nie przyznając się lub nawet nie zdając sobie z tego sprawy, siłę napędową historii dostrzegali raczej w partii niż w siłach społecznych czy marksowskich zmianach w sposobie produkcji. To właśnie partia miała stworzyć świadomość klasową proletariatu, której brakowało robotnikom. „Partia [pisał Stalin] musi kierować walką proletariatu [...] musi wzbudzać w milionowych masach niezorganizowanych bezpartyjnych robotników ducha dyscypliny [...] organizacji i hartu [...] Partia jest najwyższą formą klasowej organizacji proletariatu”. W innym miejscu Stalin określił leninizm jako uwspółcześniony marksizm: „Leninizm to marksizm epoki imperializmu i rewolucji proletariackiej [...] leninizm to teoria i taktyka rewolucji proletariackiej w ogóle, teoria i taktyka dyktatury proletariatu w szczególności”. W stwierdzeniach tych nie było nic, z czym Lenin nie zgodziłby się. Dotyczy to także wniosków Stalina: „Proletariat potrzebuje partii do ustanowienia dyktatury. Potrzebuje jej jeszcze bardziej do utrzymania tej dyktatury”. Stąd wypływa potrzeba „żelaznej dyscypliny” i „jedności woli”, a także potępienia frakcji jako destrukcyjnej dla obu tych cech. Używanie przez Stalina podczas dyskusji cytatów z Lenina w celu wzmocnienia własnej pozycji nie przeszło nie zauważone. Nie raz miał on ciężkie starcia z Trockim, Zinowiewem czy Kamieniewem, którzy wykazywali mu, że zupełnie wypacza argumenty Lenina lub cytuje je w oderwaniu od kontekstu. Jednakże Stalin nie zrezygnował ze starań mających na celu uczynienie z Lenina swego patrona ideologicznego. Kiedy chciał znaleźć uzasadnienie dla doktryny budowy socjalizmu w jednym kraju, utrzymywał, że po raz pierwszy sformułował ją Lenin, i obstawał przy tym twierdzeniu, mimo iż Trocki i Zinowiew przedstawiali przekonywające dowody, świadczące o czymś wręcz przeciwnym. Stalin, nie zrażony, odwoływał się do zjazdu złożonego z odpowiednio wybranych uczestników, aby ich przegłosować; później, w miarę jak kolejno uciszano jego oponentów, nikt już nie mógł kwestionować jego twierdzenia, iż jest autorytatywnym interpretatorem marksizmu-leninizmu. W jego rękach marksistowsko-leninowska ideologia stała się instrumentem władzy. Zwycięstwo Stalina nad rywalami nie było ani nieuniknione, ani szczegółowo planowane zawczasu. Zdarzały się porażki, odwroty, ciągła improwizacja. Bardzo dużą rolę odegrało szczęście oraz błędy popełniane przez oponentów. Musiało upłynąć ponad siedem lat od chwili jego mianowania na stanowisko sekretarza generalnego w kwietniu 1922 roku,
nim mógł być pewien, że wygrał. Władza, jaką dysponował sprawując kontrolę nad Sekretariatem i machiną partyjną, była mu niezbędna; dzięki niej mógł w coraz większym stopniu promować swych własnych kandydatów, degradować lub wykluczać z partii przeciwników. Zapewniając odpowiedni skład komisji i przesądzając w ten sposób wynik głosowania Stalin mógł zwalczać każdego potencjalnego opozycjonistę, stawiając mu zarzut działalności frakcyjnej, wywoływania rozłamu w partii, prowadzenia działalności kontrrewolucyjnej i zdrady rewolucji - czyli po prostu zdrady. Do tego mógł dodawać zarzut herezji, drobnomieszczańskiego odchylenia od kanonu marksizmu-leninizmu, który tylko on sam mógł określać oraz - w razie potrzeby - rozszerzać. Krótko mówiąc, zapożyczając określenie z wcześniejszej historii europejskiej, właśnie połączenie władzy duchowej ze świecką uczyniło Stalina niepokonanym. Jednakże niezwyciężoność, rozbrojenie i pokonanie opozycji nie wystarczały do zdobycia tego rodzaju władzy, do jakiej dążył Stalin; musiał zwyciężyć zarówno podczas dyskusji, jak i podczas głosowania w gremiach o z góry ustalonym składzie. Ostatecznie, jak się okaże, również to mu się udało, przekonał bowiem tych, którzy dzielili z nim władzę, że właśnie on, a nie nikt inny ma największe szansę na rozwiązanie problemów, przed którymi stoi Rosja, przy zachowaniu istniejącego reżimu. III W konfrontacji między spadkobiercami Lenina można wyróżnić cztery fazy. Pierwsza rozpoczęła się w roku 1923, kiedy Lenin jeszcze żył, ale był niezdolny do działania i zakończyła się w roku 1925. Wówczas „trojka” złożona z Zinowiewa, Kamieniewa i Stalina zjednoczyła się przeciwko Trockiemu. W drugiej fazie, w latach 1925-1926, Stalin i Bucharin połączyli swe siły przeciwko Zinowiewowi i Kamieniewowi, w trzeciej zaś (w latach 1926-1927) Stalin i Bucharin walczyli ze zjednoczoną opozycją złożoną z Zinowiewa, Kamieniewa i Trockiego. Ostatni akt dramatu rozegrał się w latach 1928-1929 i zakończył porażką zjednoczonej opozycji oraz ofensywą Stalina przeciwko Bucharinowi, Rykowowi i Tomskiemu. Do chwili ukończenia pięćdziesięciu lat w roku 1929 Stalin przepędził z Politbiura pięciu z sześciu pozostałych członków, którzy zasiadali tam na początku tego okresu. Pozostały z tej szóstki Rykow był zaledwie tolerowany. Ta seria manewrów, za pomocą której Stalin uzyskał ostateczne zwycięstwo nad pozostałymi trzema frakcjami w Politbiurze, jest często przytaczana jako klasyczny przykład sztuki prowadzenia rozgrywek o władzę. Nie ma wątpliwości co do wyjątkowych uzdolnień Stalina jako polityka, ale błędem byłoby przypuszczać, że (podobnie jak Hitler) postępował zgodnie ze starannie przemyślanym planem, co często sugerują skrócone opracowania głoszące, iż najpierw nawiązał sojusz z prawicą w celu pokonania lewicy, a następnie przejął program lewicy w celu pokonania prawicy. Podobnie jak Hitler, Stalin konsekwentnie dążył do
uzyskania dominującej pozycji, ale był równie elastyczny, jak pozbawiony skrupułów w doborze środków wiodących do tego celu. Był gotów całkowicie zmienić swe stanowisko, nawiązywać i zrywać taktyczne sojusze i w pełni wykorzystywać wszelkie możliwości, niespodziewanie stwarzane przez błędy rywali. Lenin, człowiek z o wiele większą wyobraźnią niż inni przywódcy sowieccy, zdał sobie sprawę, że po jego zejściu ze sceny walka o sukcesję rozegra się między Trockim i Stalinem. Stalin doszedł do tego samego wniosku i podjął odpowiednie działania; Trocki nie zrobił tego i głównie dlatego przegrał. Dopiero bardzo późno, bo w 1926 roku, w pełni docenił Stalina i wykazał w końcu gotowość przyłączenia się do innych w celu podjęcia próby ograniczenia ciągle rosnącej władzy sekretarza generalnego. Wciąż trudno jest wyjaśnić, dlaczego Trocki tak źle ocenił sytuację, w jakim stopniu dotknięty był chorobą, dlaczego obrał tak nieskuteczną taktykę i zawodne metody działania (nieuczestniczenie w wydarzeniach o kluczowym znaczeniu), dlaczego musiał, ku rozpaczy swych zwolenników, przegrać i nie zdołał zmobilizować poparcia, które wciąż jeszcze mógł uzyskać w partii. Ale Stalin miał rację: niezależnie od wszystkich jego wad i błędów Trocki był człowiekiem, którego musiał obawiać się najbardziej; był urodzonym przywódcą, chociaż miał słabości; ustępował tylko Leninowi pod względem roli odegranej podczas rewolucji październikowej i wojny domowej, był też intelektualistą oraz mówcą, z którym Stalin nie mógłby się nigdy równać. W dorobku Trockiego nic nie wskazuje na to, iż byłby on mniej autokratyczny niż Stalin czy też mniej bezwzględny w realizowaniu swych decyzji. W oczach Stalina czyniło to z niego tym groźniejszego rywala, rywala klasy nieporównywalnej z żadnymi innymi członkami Politbiura. Niezależnie od tego, jakich Stalin dokonywał posunięć, jakich przeciwników musiał zwalczać, nigdy ani na moment nie tracił Trockiego z pola widzenia. Właśnie ta ciągła koncentracja uwagi, podsycana nienawiścią, której towarzyszyło znacznie większe rozeznanie słabości Trockiego niż rozeznanie przez tego ostatniego słabości Stalina, jak również cierpliwość, wytrwałość i zamiłowanie do taktyki oraz wyczucie czasu, których to cech Trockiemu brakowało, umożliwiły Stalinowi wygranie pojedynku, w którym wszystkie naturalne atuty wydawały się być po stronie przeciwnika. Nawet kiedy Trocki został zmuszony do emigracji, a jego nazwisko wymazano z dokumentów, Stalin nie był usatysfakcjonowany do chwili zamordowania Trockiego na jego rozkaz w roku 1940. Ale nawet wówczas nie ustała kampania oszczerstw, kontynuowana na pełną skalę. W 1923 roku, kiedy Lenin jeszcze żył, chociaż był sparaliżowany, Trocki dwukrotnie zaatakował ostro Stalina, ale na tym poprzestał. Na XIII Konferencji Partyjnej, która zebrała się na niecały tydzień przed śmiercią Lenina, w styczniu 1924 roku, wysłuchano pełnego pogróżek przemówienia Stalina, po czym udzielono nagany Trockiemu i „grupie 46” za frakcyjność. Stalin `udoskonalił swą sztukę reżyserii: na stu dwudziestu sześciu delegatów z prawem głosu, tylko trzech należało do opozycji. Trocki otrzymał kolejną reprymendę na XIII Zjeździe RKP(b) w maju
1924 roku, ale utrzymał swe miejsce w Politbiurze, a latem tego roku wystąpiły oznaki, iż „trojka” może wkrótce się rozpaść. Jednakże zamiast doprowadzić do rozwoju tego rozłamu, Trocki długim esejem Nauki Października, opublikowanym w siódmą rocznicę rewolucji, zainaugurował to, co stało się znane pod nazwą „sporu literackiego”. Esej pomyślany był jako odpowiedź na stale wysuwane przeciwko niemu zarzuty, iż przyłączył się do Lenina dopiero latem 1917 roku, a przedtem był bliższy mienszewikom niż bolszewikom. Wymieniając Zinowiewa i Kamieniewa, których wciąż uważał za swych prawdziwych wrogów (a nie Stalina), Trocki wysunął kontrzarzut, że to właśnie oni noszą piętno mienszewickiej herezji, oni atakowali plany Lenina wywołania powstania w 1917 roku jako „awanturnicze” i zgadzali się z tezą mienszewików, iż najpierw musi być zakończona burżuazyjna rewolucja demokratyczna, a potem nastąpić przerwa przed rewolucją proletariacką. Dodał, że podobna gra na zwłokę spowodowała niewykorzystanie przez Komintern (którego przewodniczącym był Zinowiew) sytuacji rewolucyjnej w Niemczech i w Bułgarii w 1923 roku. Według Trockiego ze wszystkich obecnych przywódców sowieckich tylko on sam działał w całkowitej zgodzie w Leninem od pierwszego dnia jego pobytu w Piotrogrodzie. Później Zinowiew miał przyznać Trockiemu, że Nauki Października były tylko pretekstem do zaciekłego ataku na niego, jaki później nastąpił. „Gdyby nie to, znaleziono by inny motyw”. Jednakże właśnie ta linia, którą przyjął Trocki, spowodowała zjednoczenie przeciwko niemu pozostałych członków Politbiura -Bucharina, Rykowa, Stalina, a także Zinowiewa i Kamieniewa. Wszyscy oni byli zainteresowani zdyskredytowaniem przedstawionej przez Trockiego wersji wydarzeń z roku 1917 właśnie dlatego, że była niewygodnie bliska prawdy. Najskuteczniejszym sposobem było odwrócenie uwagi od 1917 roku przez skoncentrowanie się na wcześniejszym okresie działalności Trockiego. Po rozłamie w 1903 roku w socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji prowadził on wysoce niezależną politykę i zaangażował się w serię polemik, z których najostrzejsze były te z Leninem. Polemiki owe zostały teraz odkurzone i przewertowane w celu znalezienia cytatów, które, często wyjęte z kontekstu, mogły być użyte do wywołania wrażenia, iż Lenin, którego autorytet był obecnie ponad wszelką krytyką odrzucał Trockiego jako czołowego reprezentanta myśli politycznej odbiegającej, a nawet przeciwstawnej jego własnej. Nikt nie przystąpił do tego zadania z większą gorliwością niż Stalin. W przemówieniu wygłoszonym 19 listopada 1924 roku pt. Trockizm czy leninizm? nie tylko zaczął przedstawiać na nowo historię rewolucji z 1917 roku, ale oskarżył Trockiego o dążenie do zdyskredytowania Lenina jako jej inspiratora i partii jako siły, która jej dokonała - wszystko w celu zastąpienia „leninizmu” - „trockizmem”. „Zadaniem partii jest pogrzebanie trockizmu jako ideologii” - powiedział Stalin. Wynalezienie „trockizmu” umożliwiło przeciwnikom Trockiego, a przede wszystkim Stalinowi, identyfikowanie z tym pojęciem ciągle żywej herezji z założenia antyleninowskiej i antybolszewickiej, możliwej do
rozszerzenia na każdy temat, który Trocki mógłby podjąć, czy który można byłoby mu przypisać z powodów oportunistycznych. Jak wspomina Trocki, Zinowiew powiedział członkom jego frakcji z Leningradu: „musicie zrozumieć, że to jest walka o władzę. Sztuka polega na zeszyciu ze sobą starych rozbieżności z nowymi problemami. Do tego celu wynaleziono »trockizm«”. Innym zarzutem przeciwko Trockiemu było to, że stworzył teorię „permanentnej rewolucji”. Doktryna ta, po raz pierwszy opracowana w okresie rewolucji z 1905 roku, postulowała potrzebę stałej rewolucji w dwojakim sensie. Po pierwsze, chodziło o nieprzerwaną kontynuację procesu rewolucji od jej etapu antyfeudalnego (demokratycznego) do fazy antykapitalistycznej (socjalistycznej). W drugim znaczeniu szło o przejście od fazy narodowej do międzynarodowej. Proces ten miał brać początek w Rosji, ale nie zatrzymywał się na jej granicach. Dopiero kiedy rewolucja rozszerzy się z Rosji na Europę Zachodnią, socjalizm uzyska solidne podstawy także w Rosji. Lenin, chociaż bez wątpienia był internacjonalistą, odrzucał tezy Trockiego - do roku 1917. Wówczas, nie przyznając się jednak do tego, przyjął teorię Trockiego za swoją, realizując jej pierwszą część w praktyce i przyjmując drugą część, „międzynarodową”, jako niezbędną przesłankę sukcesu rewolucji w Rosji. Jeśli ktoś miałby jakieś wątpliwości, wystarczy, aby zajrzał do autorytatywnego streszczenia poglądów Lenina zawartych w stalinowskich O podstawach leninizmu: „Dla ostatecznego zwycięstwa socjalizmu [...] wysiłki jednego kraju, zwłaszcza kraju chłopskiego takiego jak Rosja, nie wystarczą; do tego potrzebne są wysiłki proletariuszy wielu krajów rozwiniętych”. Ignorując historyczny kontekst, w którym została sformułowana teoria „permanentnej rewolucji”, a także fakt, iż była ona w znacznej mierze identyczna z rewolucyjną strategią samego Lenina w roku 1917, Stalin stworzył wrażenie, jakoby były to poglądy Trockiego na temat obecnej sytuacji w Związku Radzieckim, i przekształcił je w doktrynę „permanentnej beznadziejności”: „Brak wiary w siłę i możliwości naszej rewolucji, brak wiary w siłę i możliwości rosyjskiego proletariatu - oto co leży u podstaw teorii »permanentnej rewolucji«”. Temu brakowi wiary Stalin przeciwstawiał swój własny pogląd o „możliwości zwycięstwa socjalizmu w jednym kraju”, to znaczy w Rosji. Był to w istocie najbardziej oryginalny i najistotniejszy wkład Stalina do dyskusji na temat przyszłości Związku Radzieckiego. Jednakże dokładał wszelkich starań, aby temu zaprzeczyć, twierdząc na podstawie krótkiego oświadczenia Lenina z 1915 roku, wygłoszonego w całkiem innych okolicznościach, że „to właśnie Lenin, a nie kto inny, odkrył prawdę, iż zwycięstwo socjalizmu w jednym kraju jest możliwe”. W istocie Lenin nigdy nie przestał myśleć o socjalizmie w kategoriach międzynarodowych, ale w rezultacie tego podwójnego sfałszowania słów zarówno Trockiego, jak i Lenina, oraz wypaczenia ich intencji, Stalin był w stanie dokonać krzywdzącego porównania między „leninizmem”, teraz identyfikowanym z wiarą w możliwość istnienia socjalizmu w jednym kraju, a „trockizmem”, przedstawianym jako defetystyczna, na poły mienszewicka,
antyleninowska tendencja, szczególnie związana z „awanturniczą” teorią „permanentnej rewolucji”. Robert Daniels określił to jako inaugurację „praktyki dowodzenia za pomocą manipulacji tekstowych, nie kwestionujących słuszności autorytetu, ale równocześnie nie zwracających uwagi na to, co autorytet rzeczywiście miał na myśli”. Wówczas jednak Stalin zadowolił się wykazaniem, jak twierdził, że „permanentna rewolucja” Trockiego jest zaprzeczeniem leninowskiej teorii „rewolucji proletariackiej”. Podczas posiedzeń Komitetu Centralnego w styczniu 1925 roku, na których potępiono Trockiego, teza o socjalizmie w jednym kraju nie została nawet wspomniana. Jednakże, niezależnie od wątpliwości na temat jej pochodzenia, była to teoria z przyszłością, burząca zaakceptowany pogląd o zależności socjalizmu w Rosji od rewolucji socjalistycznej w innych krajach i czyniąca ze zwycięstwa rewolucji w Rosji, jak miał później chełpić się Stalin, „początek i przesłankę rewolucji światowej”. Tego typu twierdzenie przemawiało silnie do rosyjskiego nacjonalizmu, w sposób niekwestionowany stawiało Rosję na czele, a tych, którzy w nie wątpili lub występowali przeciwko, określało jako małodusznych, nie ufających narodowi rosyjskiemu i odnoszących się sceptycznie do jego możliwości i konsekwencji w doprowadzeniu do końca rozpoczętego dzieła. Trocki nie zrobił nic, aby uciszyć burzę, którą wywołał swymi Naukami Października. Wezwany do stawienia się przed Komitetem Centralnym w styczniu 1925 roku, usprawiedliwił się, że nie jest w stanie tego zrobić ze względu na chorobę, i ustąpił ze stanowiska komisarza wojny. Zinowiew i Kamieniew zdecydowanie domagali się wykluczenia go z partii, ale Stalin doradzał powściągliwość. W przemówieniu wygłoszonym na zjeździe partii w końcu tego roku wypowiedział znamienne słowa, które przytaczali niemal wszyscy jego biografowie: „Nie zgodziliśmy się z Zinowiewem i Kamieniewem dlatego, że wiedzieliśmy, iż polityka odcinania brzemienna jest w wielkie niebezpieczeństwa dla partii, że metoda odcinania, metoda puszczania krwi - a oni żądali krwi - jest niebezpieczna, zaraźliwa: dzisiaj odcięli jednego, jutro drugiego, pojutrze trzeciego - cóż nam zostanie w partii?” Cytat ten bardzo dobrze tłumaczy, dlaczego opisując Stalina z lat dwudziestych, trudno postrzegać go inaczej niż przez pryzmat późniejszych wydarzeń. Czy wygłaszając tę uwagę przeczuwał świadomie lub nieświadomie czasy, w których będzie możliwe usuwanie przeciwników w taki właśnie sposób, czy też to my, znając późniejsze wydarzenia, dopatrujemy się w tych słowach ironii? Któż to może wiedzieć? Trocki, mimo potępienia go przez Komitet Centralny, pozostał jego członkiem, a także członkiem Politbiura, powstrzymał się jednak w 1925 roku od jakichkolwiek dalszych wystąpień opozycyjnych, nie tylko nie biorąc udziału w sporach, ale ogłaszając we wrześniu artykuł krytykujący opublikowaną w Ameryce książkę Maxa Eastmana, w której dokładnie przytoczone były dłuższe fragmenty „Testamentu” Lenina. Trocki zaprzeczał, jakoby taki dokument istniał, i oświadczył, że gadanie o jego ukrywaniu jest „złośliwym wymysłem”. Może być prawdą, jak twierdził później Trocki, że uczynił to pod naciskiem Stalina, podobnie jak Krupska;
istotne jednakże było odczucie tych, którzy wciąż spodziewali się, iż stanie on na czele opozycji przeciwko Stalinowi. Ponieważ Trocki raz jeszcze wycofał się, przynajmniej na jakiś czas, Stalin uzyskał swobodę działania przeciwko dwóm pozostałym członkom „trojki”. Przeszedł do ofensywy, podkopując pozycję Zinowiewa, który cieszył się niezależnością jako przewodniczący Kominternu i leningradzkiej organizacji partyjnej. W obu wypadkach posłużył się tą samą metodą: starannie zbadał charaktery osób zainteresowanych, starając się znaleźć kogoś, kogo dałoby się nakłonić do posłuszeństwa mieszaniną gróźb i przekupstwa. Agentem Stalina w Kominternie był członek Sekretariatu partii, Ukrainiec Dmitrij Manuilski, który później stał się znany jako delegat Ukrainy na powojenne konferencje ONZ. Stalin spowodował, że Politbiuro delegowało Manuilskiego do Kominternu, rzekomo do pomocy Zinowiewowi, ale w istocie po to, aby zbudował stalinowską siatkę w Komunistycznej Partii Niemiec (KPD), ustępującej znaczeniem w III Międzynarodówce jedynie partii rosyjskiej. Podczas wyborów w Niemczech w maju 1924 roku KPD uzyskała 3,7 miliona głosów i zwiększyła swą reprezentację w Reichstagu z 15 do 62 miejsc: żadna inna partia komunistyczna nie odniosła porównywalnego sukcesu wyborczego. Wyjaśnia to, dlaczego misja Kominternu pod przewodnictwem Manuilskiego udała się do Niemiec, zatrzymując się w Berlinie i składając raporty bezpośrednio Stalinowi. W1924 roku Stalin zaczął interesować się działalnością Kominternu, biorąc po raz pierwszy udział w V Światowym Zjeździe Partii Komunistycznych, który odbył się w Moskwie w czerwcu tego roku. Nie zabrał głosu, ale dyskretnie przedstawił się delegatom. Ruth Fischer, obecna na tym zjeździe, opisuje go przechadzającego się po salonach i korytarzach wokół historycznej sali Świętego Andrzeja na Kremlu. „Paląc fajkę, ubrany w charakterystyczny mundur i w buty wellingtony, rozmawiał łagodnie i grzecznie z małymi grupkami [delegatów], przedstawiając siebie jako przywódcę rosyjskiego nowego typu. Młodsi delegaci byli pod wrażeniem tego rewolucjonisty, który gardził rewolucyjną retoryką, praktycznego organizatora, którego szybkie decyzje, unowocześnione metody rozwiązywały problemy w zmienionym świecie. Ludzie otaczający Zinowiewa byli starzy, zrzędzący, staromodni”. Celem strategicznym Stalina było poddanie w przyszłości Komunistycznej Partii Niemiec rosyjskiej kontroli w Międzynarodówce Komunistycznej. Przy pomocy Ulbrichta i Piecka (którzy później stali się założycielami powojennej Niemieckiej Republiki Demokratycznej) podzielił KPD i wygrywał różne frakcje przeciwko sobie. Proces ten opisała szczegółowo Ruth Fischer, którą Stalin wielokrotnie próbował przeciągnąć na swoją stronę. Do roku 1927 udało mu się pozbawić KPD jakichkolwiek możliwości niezależnego działania które mogłoby być sprzeczne z rosyjskimi celami. O konsekwencjach tego faktu dla polityki niemieckiej, w tym także dla stanowiska komunistów wobec Hitlera sięgającego po władzę, wspomniano już wyżej. Jednakże sukces Stalina miał również konsekwencje dla walki o
władzę w Rosji. Komintern, zdominowany od samego początku przez Rosjan, stał się przedłużeniem wewnętrznych rozgrywek frakcyjnych i polityki partii sowieckiej. Żadna inna partia komunistyczna nie ucierpiała więcej i nie odnosiła się z większą niechęcią do tego podporządkowania niż partia niemiecka, a nikt nie domagał się go bardziej energicznie niż Zinowiew. Interwencja Stalina na arenie międzynarodowej położyła kres nie tylko staraniom KPD o zachowanie własnej niezależności (potępionej przez Stalina jako próba stworzenia IV Międzynarodówki), ale również jak na ironię - władzy Zinowiewa nad aparatem Kominternu. Na początku 1926 roku pozycja Zinowiewa jako przewodniczącego Międzynarodówki była czysto formalna; przed końcem tego roku stracił nawet ją. Równocześnie Stalin podejmował działania, aby pozbawić Zinowiewa kontroli nad inną jego twierdzą - leningradzką organizacją partyjną. Zacząć należy od tego, że Zinowiew i jego sojusznik Kamieniew byli przewodniczącymi Sowietów i kontrolowali organizacje partyjne w Moskwie i w Leningradzie. Kamieniew pierwszy odczuł skutki intryg Stalina. W 1924 roku utracił stanowisko przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych, które sprawował de facto podczas choroby Lenina, a następnie kontrolę nad moskiewską organizację partyjną: jego człowiek, sekretarz moskiewskiego komitetu partii I. A. Zielenski, został wysłany do Azji Środkowej, a jego miejsce zajął N. A. Ugłanow, dezerter z obozu Zinowiewa i Kamieniewa. Leningrad okazał się twardszym orzechem do zgryzienia. Po pozbyciu się dwóch zwolenników Zinowiewa Stalin napotkał niespodziewany opór, kiedy na kluczowym stanowisku sekretarza leningradzkiej organizacji partyjnej umieścił jednego ze swoich ludzi, Komarowa. Zinowiew zmobilizował siły, ukrócił Komarowa i zaprotestował przeciwko ingerencji Komitetu Centralnego i jego sekretarza generalnego. Stalin doszedł do wniosku, że na razie względy polityczne przemawiają za powstrzymaniem się od forsowania tej sprawy, ale bynajmniej nie zrezygnował z podjęcia ofensywy po staranniejszym przygotowaniu ataku. IV Latem 1925 roku Zinowiew przeszedł do kontrataku, włączając się do dyskusji na temat polityki gospodarczej, która rozpoczęła się w 1924 roku. Chodziło o to, jak rozwiązać problem wynikający z faktu, że Lenin objął władzę w kraju nie przygotowanym - według marksistowskich schematów - do rewolucji socjalistycznej, ponieważ nie został jeszcze zindustrializowany i zmodernizowany przez kapitalizm. Początkowo, w okresie komunizmu wojennego, starano się rozwiązać tę kwestię przez wykorzystanie władzy państwa do odgórnej reorganizacji gospodarki i struktury społeczeństwa zgodnie z zasadami socjalizmu, tzn. do ustanowienia ekonomicznej i politycznej dyktatury proletariatu, zastosowania przymusu wobec chłopstwa (obowiązkowe rekwizycje) oraz robotników (militaryzacja stosunków pracy w przemyśle). Głównym teoretycznym orędownikiem tego rodzaju lewicowej polityki był Bucharin, który opublikował w 1920 roku prace pt. Ekonomia okresu przejściowego,
a wcześniej współpracował z J. A. Prieobrażenskim przy autorytatywnym dziele Elementarz komunizmu (1919 rok). Kiedy trzeba było zrezygnować z próby budowania socjalizmu metodami komunizmu wojennego, Lenin sięgnął do bardziej ewolucyjnych metod Nowej Polityki Gospodarczej. Bucharin, podobnie jak reszta kierownictwa poszedł w jego ślady, a po śmierci Lenina orędował za traktowaniem NEP-u nie jako kroku wstecz lub fazy przejściowej, ale jako wzoru postępowania na długi okres współistnienia z gospodarką chłopską, wolnym handlem artykułami rolnymi i tolerowania małego przemysłu prywatnego. Oznaczało to skupienie uwagi na rolnictwie, na 25 milionach gospodarstw chłopskich, i zachęcanie bardziej przedsiębiorczych chłopów do dalszego rozwijania gospodarstw. „Bogaćcie się” (enrichissez-vous) było hasłem rzuconym przez Guizota i wykorzystanym przez Bucharina: „Bogaćcie się, rozwijajcie wasze gospodarstwa nie bójcie się, że dotkną was restrykcje”. Bucharin argumentował, że droga do wciągnięcia chłopów do budowy socjalizmu nie wiedzie poprzez kolektywizację, ale - jak apelował Lenin pod koniec życia - poprzez rozwój wiejskich spółdzielni. Lenin przed śmiercią mówił o całej epoce historycznej, co najmniej dekadzie lub dwóch, jako o minimalnym okresie potrzebnym do przekonania chłopów do systemu spółdzielczego. Bucharin, biorąc pod uwagę zacofanie Rosji, sądził, że może to potrwać jeszcze dłużej. Zamysł ten mógł odnieść sukces tylko pod warunkiem stworzenia chłopom zachęt materialnych, odpowiedniego zaopatrzenia ich w dobra konsumpcyjne i zapewnienia dostatecznie wysokich cen na ich produkcję, tak aby mogli kupować oferowane im towary. Opozycja lewicowa i ci, którzy zawsze niechętnie akceptowali NEP, uważając ją za coś więcej niż taktyczne ustępstwo, widzieli w jej przedłużeniu drogę wiodącą do przywrócenia kapitalizmu. Zaatakowali prowadzoną przez Bucharina pojednawczą politykę wobec chłopów jako odejście od socjalizmu i zdradę dyktatury proletariatu. Alternatywny program tej grupy działaczy sformułował Prieobrażenski, bliski współpracownik Bucharina z okresu, kiedy obaj byli propagatorami metod komunizmu wojennego, a który obecnie krytykował Bucharina za zmianę frontu. Prieobrażenski argumentował, że kluczem do budowy socjalizmu w Rosji jest industrializacja, a z kolei kluczem do industrializacji jest akumulacja kapitału w celu przyspieszenia inwestycji w znacjonalizowanym przemyśle kosztem przede wszystkim rolniczego sektora prywatnego. Marks oświadczył, że historyczną misją burżuazji jest gromadzenie bogactwa („Akumulujcie, akumulujcie! To jest Mojżesz i prorocy”), aby stworzyć w ten sposób kapitał niezbędny do rozpoczęcia rewolucji przemysłowej. Zdaniem Marksa kapitał ten został zgromadzony w rezultacie wyzysku kolonii i wywłaszczeń chłopów, poprzez grabienie ich ziemi. Marks nazywał ten proces „prymitywną akumulacją kapitalistyczną”. Prieobrażenski argumentował, że sowiecka industrializacja wymaga rodzaju „prymitywnej akumulacji socjalistycznej”, dokonywanej za pomocą tego rodzaju posunięć fiskalnych, jak manipulowanie cenami (niskie ceny na towary rolne, wysokie na towary
przemysłowe), wysokie podatki, wyznaczanie wielkości obowiązkowych dostaw zboża itp. Działania te miały przesunąć środki z sektora prywatnego (w istocie od chłopów) do inwestycji w przemyśle państwowym. Naczelną zasadą było postawienie na pierwszym miejscu raczej produkcji niż konsumpcji. Bucharin odpowiedział atakiem na model Prieobrażenskiego, traktując go jako propozycję zastąpienia wyzysku chłopów przez kapitalistów wyzyskiem przez przemysłową klasę robotniczą. Oznaczałoby to „dyktaturę proletariatu w stanie wojny z chłopstwem” zamiast sojuszu między robotnikami i chłopami, który Lenin uważał za podstawę systemu sowieckiego. Bucharin argumentował, że dobrze prosperujące chłopstwo nie tylko zagwarantowałoby krajowi dostawy żywności, ale również zapewniłoby popyt na artykuły przemysłowe, a także dostarczyłoby funduszów inwestycyjnych uzyskiwanych przez ściąganie progresywnego podatku dochodowego i przez dobrowolne oszczędzanie. Kiedy słabe zbiory z 1924 roku wywołały zaniepokojenie, Bucharin oświadczył, że zwiększyć produkcję można poprzez uwolnienie chłopów od obaw, że jeśli wzbogacą się, zostaną ukarani. Do jego rad zastosowano się po XIV Konferencji partii w kwietniu 1925 roku. Obniżono wówczas podatki rolne i zalegalizowano (w pewnych granicach) korzystanie z pracy najemnej oraz dzierżawy ziemi. Zwłaszcza Zinowiew apelował o większe ulgi dla chłopów, wzywając partię do „zwrócenia się frontem do wsi”. Był to szczytowy moment Nowej Polityki Gospodarczej. Dlatego też było zaskoczeniem, kiedy latem 1925 roku Zinowiew i Kamieniew całkowicie zmienili swe stanowisko i zaatakowali wcześniej przez siebie popieraną politykę rolną jako niebezpieczne ustępstwo na rzecz bogatszych chłopów, czyli kułaków. Zinowiew argumentował teraz, opierając się szeroko na pracach Lenina, że NEP nigdy nie miała na celu postępu, ale była „strategicznym odwrotem”; w przyszłości należy opierać się głównie na proletariacie przemysłowym i na biednych, a nie bogatych chłopach. Dowody sugerują zdecydowanie, że Zinowiewowi chodziło nie tyle o politykę gospodarczą, ile o znalezienie sposobu na odzyskanie inicjatywy politycznej. W czerwcu 1925 roku Krupska napisała list potępiający okazywanie względów kułakom i obronę przez Bucharina tego rodzaju polityki. Był to pogląd podzielany przez wielu członków lewicy partyjnej, a Zinowiew i Kamieniew najwidoczniej zorientowali się, że właśnie wokół tego problemu mogliby zmontować opozycję wobec kierownictwa zarzucając mu odejście od prawdziwej wiary leninowskiej. Stalin, jak dotychczas, nie odgrywał szczególnej roli w dyskusji na tematy gospodarcze. Podobnie jak inni członkowie Politbiura popierał NEP i politykę rolną z 1925 roku, ale dystansował się od nierozważnego słownictwa Bucharina, a zwłaszcza od jego sloganu „bogaćcie się”(enrichissez-vous). Jeżeli sformułowano by slogan „uderzyć w kułaków” - powiedział w 1925 roku - na każdych stu komunistów poparłoby go dziewięćdziesięciu dziewięciu. Ale właśnie dlatego nie można było dopuścić, aby emocje przyćmiły ostrość sądu. Tego rodzaju slogan, zrealizowany w praktyce, doprowadziłby do wojny domowej,
ponieważ masy „średniej warstwy” chłopskiej odebrałyby uderzenie w kułaków jako wymierzone również w nich. Stalin, wraz z Rykowem, w istocie doprowadzili do znacznego wzrostu inwestycji w przemyśle, który przyczynił się do utrzymania równowagi. Stalin był jednak gotów przyjąć wyzwanie Zinowiewa i w tym celu nawiązał sojusz z Bucharinem. Ponieważ Rykow, następca Lenina na stanowisku przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych i chłop z pochodzenia, oraz Tomski, przywódca związków zawodowych, ogólnie rzecz biorąc zgadzali się z polityką Bucharina, dawało to Stalinowi większość w siedmioosobowym Politbiurze, zwłaszcza że Trocki nie wspierał Zinowiewa i Kamieniewa. Kiedy Komitet Centralny zebrał się w październiku 1925 roku, okazało się, że do opozycji poza Zinowiewem i Kamieniewem należy komisarz finansów, Sokolnikow. Grupa ta krytykowała politykę wobec chłopów i wzywała do otwartej dyskusji. Nie wyrażono jednak na nią zgody i XIV Zjazd partii, który miał zebrać się na wiosnę, został ponownie odroczony, co pozwoliło Stalinowi umocnić kontrolę nad aparatem partyjnym. Odpowiedź Zinowiewa polegała na odparciu prób penetracji przez Stalina leningradzkiej organizacji partyjnej przez usunięcie z niej wszystkich znanych mu zwolenników kierownictwa centralnego. Usunięto ich także z leningradzkiej delegacji na zjazd. Między Moskwą i Leningradem doszło do ostrej wymiany oskarżeń i obelg (w Leningradzie opozycja posiadała własny dziennik „Leningradskaja Prawda”). Atmosferę napięcia podsyciły szeroko rozpowszechniane pogłoski, że Stalin był odpowiedzialny za śmierć Frunzego, następcy Trockiego na stanowisku komisarza wojny. Politbiuro poleciło mu poddanie się operacji chirurgicznej mimo jego uzasadnionego sprzeciwu - sprawa ta wciąż pozostaje nie wyjaśniona. Następcą Frunzego był człowiek Stalina, Woroszyłow. Na krótko przed rozpoczęciem obrad XIV Zjazdu partii w grudniu 1925 roku Stalin zaoferował „kompromis” w celu uniknięcia otwartego konfliktu. Zinowiew odrzucił go jednak jako równoznaczny z kapitulacją. Jednakże oferta Stalina (co niewątpliwie było jej celem) spowodowała zrzucenie odpowiedzialności za ewentualny rozłam na Zinowiewa, który żądając wygłoszenia na zjeździe, po raz pierwszy od 1918 roku, referatu przedstawiającego stanowisko mniejszości, natychmiast naraził się na oskarżenie o frakcyjność. Opozycja oskarżała kierownictwo o faworyzowanie kułaków kosztem proletariatu, prowadzenie polityki kapitalizmu państwowego, a nie socjalizmu, odejście od leninowskiego internacjonalizmu na rzecz stalinowskiej herezji o socjalizmie w jednym kraju, podkopywanie demokracji wewnątrzpartyjnej oraz przekształcenie dyktatury proletariatu w dyktaturę nad proletariatem. Stalin i Bucharin z oburzeniem odrzucali te oskarżenia. Twierdzili, że atak na tezę o budowie socjalizmu w jednym kraju dowodzi braku wiary opozycji w zdolność narodu rosyjskiego do zbudowania społeczeństwa socjalistycznego. Zinowiew i Kamieniew - mówili - rzucają wyzwanie hasłom o jedności partii i zwalczaniu frakcyjności, których bronili przed Trockim na poprzednim zjeździe. „Kiedy większość popiera Zinowiewa, opowiada się on za żelazną dyscypliną i subordynacją. Kiedy nie ma większości, jest im przeciwny” -zauważył Mikojan.
Punktem kulminacyjnym zjazdu było wystąpienie Kamieniewa, który domagał się przyznania mniejszościom prawa do przedstawiania własnych poglądów: „Wróćmy do Lenina - wzywał - jesteśmy przeciwni tworzeniu wodza. Jesteśmy przeciwko Sekretariatowi, który w praktyce połączył zarówno funkcje polityczne, jak i organizacyjne, wynosząc się ponad organ polityczny”. Wzywając Politbiuro, aby podporządkowało sobie Sekretariat, Kamieniew oświadczył wśród ogólnej wrzawy: „Doszedłem do przekonania że towarzysz Stalin nie może odgrywać roli człowieka jednoczącego bolszewików”. Zwolennicy Stalina krzyczeli: „Stalin! Stalin!”, a delegacja leningradzka odpowiadała im okrzykiem: „Partia przede wszystkim!” Starając się przekrzyczeć hałas, Kamieniew powtarzał: „Jesteśmy przeciwni teorii rządów jednostki; jesteśmy przeciwni tworzeniu wodza”. Stalin szybko poparł żądania kolektywnego kierownictwa: oświadczył, że nic innego nie jest możliwe. Starając się zepchnąć opozycję do defensywy, twierdził, że to właśnie ona chce przewodzić partii „bez Rykowa, bez Kalinina, bez Tomskiego, bez Mołotowa, bez Bucharina”. „Niemożliwe jest przewodzenie Partii bez towarzyszy, o których wspomniałem. Dlaczego trwa to nieuzasadnione zniesławianie Bucharina? Żądacie krwi Bucharina? Nie damy wam jego krwi”. Po roku 1938, do którego on sam rozlał krew Bucharina, Rykowa i Tomskiego, wszelkie o nich wzmianki zostały usunięte z tego fragmentu późniejszych wydań jego przemówień. W końcowym wystąpieniu Stalina zaznaczyły się już pewne sygnały, zapowiadające jego tok myślenia w przyszłości. „Być może towarzyszom z opozycji nie jest znane to, że dla nas, bolszewików, formalna demokracja jest niczym, podczas gdy rzeczywiste interesy Partii są wszystkim [...]. Nie możemy rozpraszać się przez dyskusję. Jesteśmy partią rządzącą krajem - nie zapominajcie o tym. Nie zapominajcie, że jakakolwiek wymiana słów na szczycie jest dla nas w tym kraju stratą; nasze rozbieżności mogą zmniejszyć nasze wpływy”. Dyskusja nie była ograniczona, ale jej wynik nigdy nie podlegał wątpliwości. Kiedy zjazd głosował nad sprawozdaniami wygłoszonymi przez Stalina i Mołotowa, 559 głosów padło za, a 65 przeciwko. Uchwalona przez zjazd rezolucja zawierała kilka ustępstw między innymi dotyczących uznania problemu kułaków oraz potrzeby rozbudowy socjalistycznego sektora w gospodarce. Główne linie polityki pozostały jednak nie zmienione. Trocki, który był obecny jako delegat bez prawa udziału w głosowaniu, nie uczestniczył w tych sporach i obserwował z ponurą satysfakcją porażkę tych, którzy byli jego głównymi krytykami niecały rok temu. Teraz na nich przyszła kolej, by zapłacili za wyzwanie rzucone Stalinowi, chociaż wciąż jeszcze w stylu lat dwudziestych, a nie trzydziestych. 5 stycznia 1926 roku przybył do Leningradu zespół pod kierownictwem Mołotowa, w którego skład wchodzili Kirow, Woroszyłow i Kalinin. Ignorując lokalną hierarchię partyjną, udali się bezpośrednio do organizacji partyjnych w fabrykach, wyjaśniając decyzje XIV Zjazdu i mobilizując dla nich poparcie wbrew
miejscowemu aparatowi. Taktyka ta umożliwiła im opanowanie sytuacji, w tym między innymi uzyskanie większości w znanych Putiłowskich Zakładach Mechanicznych, do których przywiązywano specjalne znaczenie. W leningradzkiej organizacji partyjnej dokonano czystki, a „Leningradskaja Prawda” została przejęta przez przybyszów. Za bezpośredni atak na Stalina Kamieniew zapłacił utratą piastowanych funkcji rządowych i został zdegradowany z rangi pełnoprawnego członka Politbiura do zastępcy członka. Zinowiew zatrzymał na jakiś czas swoje miejsce w Politbiurze, które jednak zostało powiększone z siedmiu do dziewięciu członków. Nowe i wakujące miejsca zapełnili trzej ludzie Stalina - Mołotow, Kalinin i Woroszyłow. Podobne zmiany wzmocniły pozycję Stalina w Komitecie Centralnym, którego skład powiększono do 63 członków i 43 zastępców członków. Wśród przedstawicieli młodszej generacji, która po raz pierwszy pojawiła się na liście zastępców, znalazł się Andriej Żdanow, pierwszy sekretarz partii w ważnym okręgu Niżnij Nowgorod (później Gorki), który miał wznieść się na szczyty władzy w końcowym okresie drugiej wojny światowej. W tym samym miesiącu Stalin w charakterystyczny dla niego sposób rozprawił się z opozycją w sferze teorii. Rozgniewał go Zinowiew, który wykorzystał cytat z jego dzieła O podstawach leninizmu, aby wykazać, iż w 1924 roku wyznawał całkiem odmienny pogląd na temat możliwości budowy socjalizmu w jednym kraju, niż głosił w roku 1925. Stalin przyznał, że „zmodyfikował” swą wcześniejszą wypowiedź, ale tylko w imię jasności: „[...] sformułowanie to może dać powód do przypuszczenia, iż zorganizowanie społeczeństwa socjalistycznego siłami jednego kraju jest niemożliwe, co jest oczywiście niesłuszne”. Aby znów zacytować Roberta Danielsa, był to doskonały przykład tego typu rozumowania, które Stalin miał wkrótce uczynić obowiązującym w skali całego kraju: „Nigdy nie przyznawać się do dokonywania zmian w doktrynie; ludzie, którzy będą propagować starą interpretację, będą atakowani za dokonanie nowej, błędnej interpretacji tego, co jakoby poprzednio miało być powiedziane”. Zwycięstwo Stalina w końcu 1925 roku wydawało się ostateczne, a jednak w latach 1926-1927 odrodziła się opozycja wobec jego przywództwa, która przybrała formę gorączkowych i gorzkich konfliktów zarówno w Związku Radzieckim, jak i w Kominternie. Po trzech latach sporów Trocki, Zinowiew i Kamieniew w końcu zrozumieli, że łączy ich wspólny interes - rzucenie wyzwania Stalinowi, i udało im się stworzyć zjednoczoną opozycję. Działania mające na celu zmobilizowanie poparcia, podejmowane z oczywistych względów potajemnie, rozpoczęły się wiosną 1926 roku. Pewnego razu - Stalin i Politbiuro wykorzystali to później jako dowód spisku - zorganizowano spotkanie w lasach pod Moskwą, na którym wystąpił zastępca komisarza spraw wojskowych Łaszewicz. Opozycja przygotowując się do walki, którą podjęła na wspólnym posiedzeniu Komitetu Centralnego i Komisji Kontroli w lipcu 1926 roku, opracowała „Deklarację Trzynastu”, przedstawiającą główne zarzuty przeciwko kierownictwu partii. Aby uniknąć nieuchronnego oskarżenia o frakcyjność i kontrrewolucję, Trocki wynalazł porównanie z rewolucją francuską i termidorem,
miesiącem w roku 1794, w którym obalono Robespierre’a i reżim jakobiński. W tradycji rewolucyjnej upadek Robespierre’a był zawsze przedstawiany jako zwycięstwo burżuazyjnych sił kontrrewolucyjnych nad rzeczywistymi reprezentantami rewolucji i reform społecznych. Trocki argumentował, że istnieje realne niebezpieczeństwo, iż może dojść do tego w Rosji oraz że siły „termidora”, reprezentowane przez partyjną biurokrację, pokonają rewolucyjną tradycję reprezentowaną przez masy, których rzeczywistym rzecznikiem mieniła się być obecnie opozycja. Według tej argumentacji wszystkie wady istniejącego reżimu miały swe źródło w poszerzającej się przepaści między biurokracją i proletariatem. Represyjne posunięcia podejmowane przeciwko uzewnętrznianiu różnicy poglądów i dławienie demokracji wewnątrzpartyjnej wynikały „z rozbieżności między kierunkiem polityki gospodarczej a kierunkiem uczuć i myśli awangardy proletariatu”. Mówiąc to przywódcy opozycji odwoływali się do członków partii, zwłaszcza tych, którzy wstąpili do niej przed rokiem 1917, którzy pytali - upłynęło już dziewięć, a wkrótce upłynie dziesięć lat od rewolucji - co stało się z nadziejami i obietnicami, z którymi ją zaczynano. NEP odbudował gospodarkę prawie do przedrewolucyjnego poziomu, a do roku 1930 znajdzie się ona na poziomie z roku 1913, ale wówczas Rosja była krytykowana jako kraj ubogi, zacofany i barbarzyński. Czy to jest wszystko, co rewolucja osiągnęła? Kontynuacja obecnej linii politycznej może szybko doprowadzić do dalszego upadku. Opozycjoniści argumentowali, że konieczne jest zrealizowanie wysuwanych przez nich wielokrotnie żądań: udzielenie priorytetu rozwojowi przemysłu, poprawa wciąż pogarszających się warunków przemysłowej klasy robotniczej oraz opanowanie zagrożenia dla socjalizmu, stwarzanego przez wzrastające bogactwo i znaczenie kułaków i chłopów średnio zamożnych. W dziedzinie międzynarodowej opozycja zrzucała odpowiedzialność za niepowodzenia Kominternu (np. nieudzielenie poparcia strajkowi generalnemu w Wielkiej Brytanii w maju 1926 roku) na brak rewolucyjnego entuzjazmu, który wynikał ze skupienia się na budowie socjalizmu w jednym kraju oraz z rezygnacji z powiązań między budową socjalizmu w Rosji i rozszerzaniem się rewolucji w Europie i Azji. Obie te sprawy były ze sobą nierozłącznie związane: rzeczywiście bolszewicka polityka w interesie proletariatu w Rosji i rzeczywiście rewolucyjna polityka Kominternu. Za rządów obecnego kierownictwa zrezygnowano z obu tych celów. Plenum Komitetu Centralnego, na którym po raz pierwszy doszło do otwartej konfrontacji, trwało od 14 do 23 lipca 1926 roku. Mała grupka opozycjonistów, pod przewodnictwem Trockiego, Zinowiewa i Kamieniewa, używała wszystkich dostępnych argumentów, aby podważyć kontrolę kierownictwa nad większością członków KC. Zacięta dyskusja dotyczyła spraw industrializacji i polityki wobec chłopstwa, ale z najostrzejszym zarzutem wobec opozycjonistów wystąpili Stalin, Bucharin i Ryków. Oskarżenie to zostało powtórzone we wnioskach końcowych i mówiło o spisku przeciwko partii. „Wszystkie te dezorganizujące posunięcia opozycji świadczą, iż jej
członkowie postanowili już przejść od zgodnej z prawem obrony ich poglądów do stworzenia ogólnokrajowej nielegalnej organizacji, pozostającej w opozycji do partii i w ten sposób przygotowującej rozłam w jej szeregach”. Zarzut przygotowywania spisku postawiono nie Trockiemu, ale Zinowiewowi (bez wątpienia liczono na wywołanie w ten sposób między nimi rozłamu) i ten ostatni został wyrzucony z Politbiura. Jego miejsce zajął Łotysz Jan Rudzutak, wówczas zwolennik Stalina. Równocześnie mianowano pięciu nowych zastępców członków: Ordżonikidzego, Andriejewa, Kirowa, Mikojana i Kaganowicza - samych zaprzysięgłych aparatczyków. W końcu września opozycja postanowiła odwołać się do szeregowych członków partii na spotkaniach podstawowych organizacji w całym kraju. W Moskwie zorganizowano demonstrację w fabryce samolotów, na której jako mówcy wystąpili między innymi Trocki i Zinowiew. Ten ostatni podjął kolejną próbę w Zakładach Putiłowskich w Leningradzie. Był to cios wymierzony w fundament organizacji partii. Zmobilizowano aparat, aby uniemożliwił wystąpienia przedstawicielom opozycji poprzez ich zakrzykiwanie i zastraszanie. Wobec wzrastającego nacisku przywódcy opozycji zdecydowali się na kapitulację, wyrzekając się dalszej działalności frakcyjnej oraz swych lewicowych zwolenników w Kominternie i w tzw. opozycji robotniczej. Skutek tej nagłej wolty był katastrofalny dla wielu ich zwolenników, którzy już wcześniej byli nękani przez OGPU, a obecnie stracili wszelką wiarę w tych, którzy opuścili ich bez ostrzeżenia. Ta kapitulacja była zresztą daremna, bo zachęciła Stalina do jeszcze bardziej zdecydowanych działań mających na celu rozbicie opozycji. W październiku prasa światowa opublikowała, dostarczony przez opozycję, pełny tekst „Testamentu” Lenina. W tej sytuacji plenum KC postanowiło zerwać rozejm i Stalin przedstawił na posiedzeniu Politbiura 25 października „tezy” na temat opozycji, które zamierzał zaprezentować na specjalnie zwołanej konferencji partyjnej. Posiedzenie odbyło się w napiętej atmosferze. Trocki potępił zerwanie nowego rozejmu, zaatakował Stalina, zarzucając mu złą wolę, i ostrzegł większość, że idzie kursem mogącym doprowadzić do bratobójczych walk oraz zniszczenia partii. Trocki powiedział Stalinowi wprost: „Pierwszy sekretarz stawia swą kandydaturę na stanowisko grabarza Rewolucji!” Było to określenie, którego Marks użył zarówno w stosunku do Napoleona, jak i Ludwika Napoleona. Stalin, wstając z miejsca, bezskutecznie próbował opanować się, a następnie wybiegł z sali, zatrzaskując za sobą drzwi. Piatakow, opisując tę scenę żonie Trockiego, powiedział: „Wiecie, wąchałem już proch, ale nigdy nie widziałem czegoś takiego. Dlaczego, dlaczego Lew Dawidowicz to powiedział? Stalin nie wybaczy mu tego do trzeciego i czwartego pokolenia”. Następnego ranka plenum KC pozbawiło Trockiego i Kamieniewa ich miejsc w Politbiurze i usunęło Zinowiewa z egzekutywy Kominternu, gdzie zastąpił go Bucharin. Kiedy zebrała się konferencja partii, jej obrady trwały aż dziewięć dni (26 października - 3 listopada 1926 roku). Przywódcom
opozycji uniemożliwiono zaprezentowanie ich stanowiska musieli natomiast wysłuchać Stalina który - określając ich jako „związek wykastrowanych sił” - przedstawił swoją wersję stawki, o którą toczy się gra: „Czy zwycięstwo socjalizmu jest w naszym kraju możliwe, biorąc pod uwagę, że, jak dotychczas, jest to jedyny kraj dyktatury proletariatu [...] oraz że tempo rewolucji światowej osłabło?” Podczas późniejszej dyskusji garstka przedstawicieli opozycji miała wielkie trudności z zabieraniem głosu wobec głośnych szyderstw i ciągłego przerywania ich wypowiedzi. A jednak im bardziej kierownictwo wykorzystywało swą władzę do zdławienia opozycji, tym bardziej wykazywało, jak dalece czuje się zagrożone przez krytykę z pozycji komunistycznych pochodzącą z samej partii. Tłumaczy to furię, z jaką atakował opozycjonistów nie tylko Stalin, ale również ludzie umiarkowani, tacy jak Bucharin czy Rykow. Bucharin, który wcześniej wielokrotnie przeciwstawiał się próbom wykluczenia Trockiego z partii, teraz zażądał nie tylko, aby opozycja przerwała swą działalność, ale również, aby publicznie przyznała się do tego, że nie miała racji. „Stańcie przed Partią z opuszczonymi głowami i powiedzcie: »Przebaczcie nam, ponieważ zgrzeszyliśmy przeciwko duchowi, przeciwko literze i przeciwko istocie leninizmu«. Powiedzcie, powiedzcie to uczciwie: Trocki nie miał racji... Dlaczego nie macie odwagi, aby przyjść i powiedzieć, że to była pomyłka?” Nawet na Stalinie wywarło to wrażenie, bowiem wykrzyknął: „Dobra robota, Bucharin, dobra robota. On nie mówi, on tnie nożem”. Wszyscy z obecnych wiedzieli, że przywódcy opozycji nie mogą odnieść zwycięstwa w głosowaniu, ale im bardziej oczywiste stawało się to, że spotkanie zwołano właśnie w tym celu, tym bardziej wskazywało to na brak przekonania przywódców do własnych argumentów i tym większe było niebezpieczeństwo, że opozycja odniesie moralne zwycięstwo. Stalin zrobił wszystko, co w jego mocy, aby uprawomocnić swe argumenty, powołując się na autorytet Lenina, ale wdał się w niefortunną dla niego bitwę na cytaty. Kiedy Trocki przytoczył jednoznaczne oświadczenie Lenina, że „całkowite zwycięstwo rewolucji socjalistycznej w jednym kraju jest nie do pomyślenia”, Stalin mógł tylko podjąć nieprzekonywającą próbę wprowadzenia rozróżnienia między „zwycięstwem” i „całkowitym zwycięstwem” socjalizmu. Jednakże wydaje się nie ulegać wątpliwości, że w przemówieniu końcowym Stalin odniósł adwokackie zwycięstwo i zepchnął opozycję do defensywy. Tym, co przemawiało do młodej generacji wstępującej do partii i licznie reprezentowanej na konferencji, była niezachwiana wiara Stalina w Rosję i w przyszłość. Po kłótni z Zinowiewem na temat znaczenia pewnego cytatu z Engelsa Stalin dodał, ku głośnemu aplauzowi, że gdyby Engels żył teraz, powiedziałby: „Do diabła ze starymi formułami, niech żyje zwycięska rewolucja w ZSRR!” Stalin niestrudzenie atakował opozycję za brak wiary w „wewnętrzne siły naszej rewolucji”, za defetyzm, dyskredytowanie wszystkich osiągnięć Rosji, utrzymywanie, że przyszłość rewolucji zdecyduje się za granicą.
Jednocześnie zarysował perspektywę tego, co można by osiągnąć na olbrzymich przestrzeniach Rosji niezależnie od wydarzeń w innych krajach. W 1917 roku, w bardzo niekorzystnej sytuacji, komuniści zaskoczyli świat, dokonując cudu politycznego; dlaczego nie mieliby teraz, również wbrew wszelkiemu prawdopodobieństwu, ponownie zaskoczyć świat, dokonując cudu gospodarczego? Kiedy w grudniu 1927 roku zebrała się egzekutywa Kominternu, Stalin zaprezentował się przekonywająco i uzyskał całkowite wykluczenie opozycji z tej organizacji. Bucharin już wcześniej odwiedził Berlin, gdzie doprowadził do wykluczenia pięciu czołowych członków lewego skrzydła z KPD; nowym przywódcą partii francuskiej został Maurice Thorez, przysięgły stalinista. Komunistyczna Międzynarodówka została dostosowana do nowego układu sił na rosyjskiej scenie politycznej. A jednak poważna porażka, poniesiona przez Politbiuro w Chinach, zmobilizowała opozycję do wznowienia kampanii krytyki. Od roku 1923, na mocy porozumienia między rządem ZSRR i Kuomintangiem (Partią Narodową Sun Yatsena), komuniści chińscy byli zobowiązani do współpracy z Kuomintangiem. Wśród zarzutów Trockiego i Zinowiewa znalazł się i taki, że polityka „zjednoczonego frontu” i uzależnienie od niekomunistycznych sojuszników, wymuszone na Kominternie przez Stalina i Bucharina, doprowadziły do zmarnowania szans na rewolucję. W maju 1926 roku nadzieje związane z Angielsko-Rosyjskim Komitetem Jedności Związkowej zostały zniweczone przez fiasko strajku generalnego w Wielkiej Brytanii. Opozycja ostrzegała, że do podobnego rozczarowania może dojść w Chinach, gdzie miejscowi komuniści wyraźnie dostrzegali, iż kierownictwo rosyjskie jest bardziej zainteresowane uzyskaniem wpływu na następcę Sun Yatsena, Jiang Jieshi (Czang Kaj-szeka), i na Kuomintang jako na przyszły rząd Chin niż walką rewolucyjną. W kwietniu 1927 roku Jiang Jieshi zaatakował swych komunistycznych sojuszników w Szanghaju i dokonał masakry dużej ich liczby. Opozycyjna „Deklaracja 84”, przedstawiona na posiedzeniu Politbiura 25 maja, nie tylko krytykowała „oportunistyczną” politykę międzynarodową, ale wiązała serię niepowodzeń, do jakich polityka ta doprowadziła, z błędami popełnionymi przez Politbiuro w polityce wewnętrznej, a zwłaszcza przyjęciem „nieprawdziwej, drobnomieszczańskiej teorii socjalizmu w jednym kraju, która nie ma nic wspólnego z marksizmem czy leninizmem”. Wołania o jedność partii były podnoszone tylko w celu zdławienia prawdziwej krytyki proletariackiej: „niesłuszna linia jest mechanicznie narzucana z góry”. Rewizja dokonana przez policję londyńską w radzieckich przedstawicielstwach handlowych i późniejsze zerwanie stosunków dyplomatycznych przez rząd brytyjski (maj 1927) zrodziły zarówno wśród opozycji, jak i władz partyjnych przekonanie, iż wojna z Wielką Brytanią jest bliska. Opozycja wezwała do rezygnacji z polityki „zjednoczonego frontu” i zmiany obecnego „nieudolnego i represyjnego” kierownictwa sowieckiego; władze natomiast wezwały do jedności partii w obliczu „zjednoczonego frontu od Chamberlaina do Trockiego” oraz groźby wojny, atakując odszczepieńców i defetystów. Kiedy zwolennika Trockiego,
Smiłgę, „przeniesiono” na Daleki Wschód, odbyła się na dworcu kolejowym demonstracja, podczas której Trocki wygłosił przemówienie. OGPU domagała się prawa aresztowania przywódców opozycji, a Stalin żądał wykluczenia ich z partii. Ponieważ Politbiuro wciąż się wahało, Stalin zwrócił się do wspólnego plenum Komitetu Centralnego i Komisji Kontroli. Na tym właśnie forum Trocki oświadczył, że tylko opozycja jest w stanie przeprowadzić kraj przez trudny okres i dokonał porównania z Francją z czasu pierwszej wojny światowej, kiedy Clemenceau w obliczu katastrofy kontynuował działalność opozycyjną tak długo, jak długo nie mógł objąć władzy. Przemówienie to wywołało kolejną ogólną wrzawę. Powstały grupy ochotników, które miały paraliżować próby organizowania wieców przez opozycję. Podjęto też staranne przygotowania do XV Zjazdu partii, wielokrotnie już odraczanego, na którym Stalin zamierzał na dobre uciszyć swych krytyków. W okresie poprzedzającym dziesiątą rocznicę rewolucji październikowej (7 listopada) sowiecka scena polityczna była zdominowana przez konfrontację między Stalinem i Trockim. We wrześniu opozycja przedstawiła swoje trzecie i najdłuższe oświadczenie na temat polityki, a kiedy Politbiuro odmówiło zezwolenia na jego opublikowanie, obeszła ten zakaz i wykorzystała nielegalną drukarnię, gdzie jednak OGPU dokonała rewizji. W ostatnim, jak się okazało później, przemówieniu wygłoszonym w charakterze przywódcy sowieckiej partii komunistycznej Trocki gwałtownie zaatakował członków Politbiura za zdradę rewolucji i wymusił otwartą dyskusję na kolejnym wspólnym plenum (21 września - 3 października) na temat „Testamentu” Lenina i zawartej tam krytyki Stalina „Grubiaństwo i nielojalność, o których pisał Lenin [powiedział Trocki] nie są już tylko cechami osobistymi. Stały się podstawowymi cechami naszego obecnego kierownictwa, z jego wiarą we wszechmoc metod przemocy - nawet w działaniach wobec własnej Partii”. Stalin przeciwstawił się temu wyzwaniu frontalnym atakiem. Zaczął od przypomnienia, iż Trocki dwa lata temu zaprzeczał, jakoby taki dokument w ogóle istniał (co zrobił zresztą pod naciskiem Stalina), a następnie przyznał, że oczywiście taki dokument istnieje i że jest prawdą, iż Lenin sugerował w nim usunięcie go ze stanowiska sekretarza generalnego za jego brutalność. Sam przeczytał odpowiedni fragment, mówiąc: „Tak, jestem brutalny, towarzysze, wobec tych, którzy brutalnie i wiarołomnie niszczą i rozbijają partię. Tego nie ukrywałem i nie ukrywam”. „Testament” Lenina krytykował również Trockiego, Kamieniewa i Zinowiewa, którzy - zdaniem Lenina - nie zasługiwali na zaufanie polityczne. „Rzecz charakterystyczna - kontynuował Stalin - że ani jednego słowa ani jednej aluzji nie ma w »Testamencie« na temat błędów Stalina. Mowa tam tylko o brutalności Stalina. Ale brutalność nie może być wadą politycznej linii lub pozycji Stalina”. Czy jest prawdą, że dokonuje się aresztowań licznych bolszewików o odmiennych poglądach? „Tak jest - powiedział Stalin - aresztujemy ich i będziemy aresztować, jeżeli nie zaprzestaną knowań przeciw partii i Władzy Radzieckiej”.
W dniu rocznicy objęcia władzy przez bolszewików opozycja zorganizowała demonstracje uliczne w Moskwie i Leningradzie, zostały one jednak rozpędzone przez policję, a zorganizowane grupy podarły niesione transparenty. Tydzień później Trocki i Zinowiew zostali w końcu wyrzuceni z partii, a na XV Zjeździe w grudniu 1927 roku ten sam los spotkał 75 członków ich frakcji oraz 18 zwolenników centralizmu demokratycznego. Zinowiew i Kamieniew zwrócili się z prośbą o ponowne przyjęcie, zażądano od nich jednak wyrzeczenia się ich poglądów jako antyleninowskich - po czym ich wnioski odrzucono. Oświadczono im, że mogą zwrócić się z ponowną prośbą za sześć miesięcy, co uczynili. Sam zjazd został przekształcony w demonstrację lojalności wobec kierownictwa. Stalin, który nigdy nie wydawał się być bardziej pewny siebie, pogardliwie wyrażał się o drobnomieszczańskich praktykach intelektualistów, oderwanych od życia, od rewolucji, od partii i od robotników. Trzydziestoczteroletni wówczas Chruszczow, obecny na zjeździe jako członek delegacji ukraińskiej, reagował entuzjastycznie na te wypowiedzi. Uczestników zjazdu poinformowano z góry, czego się od nich oczekuje. Kiedy Rykow przedstawił Stalina „z żelazną miotłą tak aby mógł wymieść naszych wrogów”, wybuchły burzliwe owacje. „Wówczas [pisał Chruszczow w swych pamiętnikach] nie mieliśmy wątpliwości, że Stalin i jego zwolennicy mają rację [...] Zdawaliśmy sobie sprawę, że bezlitosna walka z opozycją jest nieuchronna. Usprawiedliwialiśmy to, co się działo, posługując się terminologią drwala: kiedy drwa rąbią wióry lecą. Poza tym nie było przypadkiem, że Stalin był przywódcą [...] Przebył długą drogę w krótkim czasie i pociągnął za sobą naszą partię i nasz naród”. Na pierwszym plenum KC po XV Zjeździe Stalin zaoferował swą rezygnację ze stanowiska sekretarza generalnego. Przemawiając na wspólnym posiedzeniu, powiedział: „Sądzę, że jeszcze niedawno istniały warunki, które zmuszały partię do utrzymywania mnie na tym stanowisku jako człowieka mniej lub bardziej surowego, będącego swoistym antidotum wobec opozycji [...] Obecnie jednak warunki te przestały istnieć [...] Teraz opozycja jest nie tylko rozgromiona, lecz nawet wykluczona z partii. Tymczasem mamy zalecenie Lenina które, moim zdaniem, należy wcielić w życie. Dlatego proszę plenum o zwolnienie mnie ze stanowiska sekretarza generalnego. Zapewniam was, towarzysze, że partia na tym tylko zyska”. Stalin nalegał, aby jego propozycję przedstawiono Plenum. Dobrze wiedział, że jego rezygnacja zostanie odrzucona. Podczas głosowania odrzucono ją jednomyślnie, z jednym głosem wstrzymującym się. Jednym posunięciem Stalin zakopał „Testament” Lenina i uzyskał wotum zaufania od przytłaczającej większości, usprawiedliwiające wszelkie posunięcia, które mógłby obecnie wykonać. Z partii wydalono później dalszych 1500 jej szeregowych członków. Trocki odmówił wyrzeczenia się swych poglądów i w styczniu 1928 roku został wyciągnięty ze swego mieszkania na Kremlu przez agentów OGPU, wsadzony do pociągu na jednej z podmiejskich stacji w celu uniknięcia
jakichkolwiek demonstracji i zesłany do Ałma-Aty, najdalszego zakątka sowieckiej Azji Środkowej. Nigdy już nie powrócił. V Wyrzucenie Trockiego i Zinowiewa oznaczało koniec otwartej, legalnej opozycji w partii. Podczas ostatniego etapu umacniania władzy przez Stalina słowo „opozycja” nie było już używane: Bucharin i jego współpracownicy zostali uznani winnymi nie „opozycji” - do tego już nie można się było przyznawać - ale „odchylenia”. Zgodnie z tą zmianą przez ponad rok nie ukazała się żadna publiczna wzmianka o starciu między Stalinem a Bucharinem, Rykowem i Tomskim. Obie strony zaprzeczały pogłoskom o rozłamie w Politbiurze. Opozycja musiała być teraz potajemna, a nie otwarta, a Stalin najpierw rozprawiał się ze swymi przeciwnikami prywatnie i dopiero później atakował ich publicznie. Do czasu zgniecenia „zjednoczonej” opozycji Stalin pilnował, aby utrzymać grupę umiarkowanych w Politbiurze - Bucharina, Rykowa i Tomskiego - po swojej stronie; Bucharin atakował Trockiego równie ostro jak sam Stalin. Zerwanie, do którego teraz doszło, nie zostało spowodowane przez Bucharina czy jego współpracowników. Jego przyczyną była zmiana polityki Stalina. Starania Bucharina i jego towarzyszy, zmierzające do przeciwstawienia się tej zmianie, określono jako odchylenie i wezwano ich do wyrzeczenia się poglądów, które dotychczas wyznawali wspólnie ze Stalinem, oraz do zaakceptowania nowej ortodoksji. Końcowa konfrontacja Stalina z Trockim, śmiałość, z jaką Stalin wykorzystał odwołanie się opozycji do „Testamentu” Lenina i obrócił go przeciwko niej, wykazywały, jak wiele zyskał pewności siebie. Publiczna porażka Trockiego i Zinowiewa oraz usunięcie ich ze sceny dały mu szersze pole manewru. Wobec braku innych działaczy będących w stanie zagrozić jego pozycji mógł przejąć inicjatywę i rozpatrywać kwestie polityczne bez ograniczeń narzucanych przez taktykę walki o władzę. Jeśli przeanalizuje się wcześniejsze wystąpienia Bucharina i Stalina na temat polityki gospodarczej, można dostrzec wtedy już istniejące różnice w rozłożeniu akcentów, ale nie przywiązywano wówczas do nich większego znaczenia. Mimo rekordowych zbiorów latem 1927 roku niepokojąco spadły dostawy zboża, gdyż chłopi przetrzymywali znaczną część plonów w odpowiedzi na niskie ceny zboża. Stalin miał interweniować, aby ceny te utrzymać na takim właśnie poziomie. Opozycja Trockiego i Zinowiewa proponowała zabrać chłopom niezbędne ilości zboża siłą, ale Komitet Centralny odrzucił w sierpniu te propozycję jako „absurdalną i demagogiczną”. Podobnie nie było żadnych oznak rozbieżności stanowisk w rezolucjach uchwalonych podczas posiedzeń KC w październiku i zatwierdzonych przez XV Zjazd. Ostrożne w tonie, dążyły one do stworzenia równowagi między przemysłem i rolnictwem. „Konieczne jest postępowanie według zasady optymalnego połączenia obu czynników” - teza ta powtarzała się wielokrotnie podczas przemówienia Rykowa na temat planu
gospodarczego. Mołotow natomiast, przedstawiając projekt rezolucji o rolnictwie, mówił z przekonaniem o zwycięstwie socjalistycznych elementów i średnio zamożnych chłopów nad kułakami, poparł kolektywizację pod warunkiem jej stopniowego i dobrowolnego wprowadzania oraz wskazał na spółdzielnie jako na drogę prowadzącą do socjalizmu. Sam Stalin powiedział na zjeździe: „Nie mają racji ci towarzysze, którzy sądzą, że można i trzeba skończyć z kułakiem w trybie administracyjnym, przy pomocy OGPU [...] Łatwo to można zrobić, ale środek ten jest nieskuteczny. Z kułakiem trzeba sobie radzić za pomocą środków ekonomicznych i zgodnie z praworządnością radziecką [...] Nie wyklucza to oczywiście korzystania z pewnych środków administracyjnych w walce z kułakiem. Środki administracyjne jednak nie powinny zastępować środków o charakterze ekonomicznym”. Dopiero w ostatniej chwili, bez dyskusji, kiedy przeprowadzano głosowanie nad rezolucją o polityce rolnej, pospiesznie dodano poprawkę stwierdzającą: „W obecnym okresie zadanie przekształcenia i połączenia małych gospodarstw indywidualnych z dużymi gospodarstwami kołchozowymi musi być uznane jako podstawowe zadanie partii na wsi”. Nie powiedziano nic o skali tych przekształceń czy o czasie niezbędnym do ich dokonania. Dopiero kiedy delegaci powrócili do domu, Stalin przekonał Komitet Centralny (za zgodą Bucharina, Rykowa i Tomskiego), aby wydać niejedną, ale trzy dyrektywy polecające zastosowanie „nadzwyczajnych posunięć” w celu zapewnienia przymusowych rekwizycji zboża, które to dyrektywy zjazd (i Stalin) właśnie dopiero co odrzucił. Ostatnia z nich zawierała pogróżki wobec lokalnych przywódców partyjnych, jeśli nie doprowadzą do przełomu w dostawach zboża w najkrótszym możliwie czasie. Energia, z jaką Stalin forsował swe polecenia, zapoczątkowała proces, który zaczął żyć swym własnym życiem. Zmobilizowano tysiące członków partii, którzy mieli udzielić pomocy wiejskim organizacjom partyjnym. Stalin, w towarzystwie Mołotowa, dokonał bezprecedensowego posunięcia w postaci osobistego odwiedzenia zachodniej Syberii (styczeń 1928 roku) i wówczas to, jedyny raz w swym życiu, spędził trzy tygodnie objeżdżając duży rejon rolniczy. Beształ lokalnych urzędników, oskarżając ich o to, że pragnąc zapewnić sobie spokojne życie, powstrzymują się od użycia siły w celu pokonania kułaków i uzyskania zboża, którym - jak twierdził przepełnione są ich stodoły. Aby nakłonić uboższych chłopów do składania donosów na bogatszych sąsiadów, obiecano im, że czwarta część skonfiskowanego zboża zostanie im sprzedana po niskich cenach. Ci, którzy stawiali opór, powinni być pociągnięci do odpowiedzialności jako „spekulanci” zgodnie z artykułem 107 kodeksu karnego. Kiedy wyrażono wątpliwość, iż byłyby to posunięcia o charakterze nadzwyczajnym, do których sądy nie są przygotowane, Stalin odparł: „Niech będą to posunięcia nadzwyczajne. I co z tego?” Sędziów i prokuratorów, którzy byliby „nie przygotowani”, należało zwolnić. Rząd radziecki nie zamierza przyglądać się i pozwolić kułakom na trzymanie kraju w szachu: „Tak długo, jak będą
istnieć kułacy, dostawy zboża będą sabotowane”. Posunięcia nadzwyczajne okazały się skuteczne: braki w dostawach zboża zostały zlikwidowane. Jednakże przymusowe rewizje i rekwizycje, nawet jeśli miały na celu zażegnanie grożącego kryzysu, pociągnęły daleko idące konsekwencje. Dla kułaków i średnio zamożnych chłopów wydawały się one powrotem do okresu komunizmu wojennego i spowodowały reakcję łańcuchową. W odpowiedzi chłopi zaczęli zmniejszać zasiewy, a wielu sprzedało swe gospodarstwa. Wydarzenia pierwszych miesięcy 1928 roku oznaczały rozpoczęcie jednego z najtragiczniejszych rozdziałów w historii Rosji - kolektywizacji sowieckiego rolnictwa, którego katastrofalne skutki odczuwane były jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. W momencie rozpoczynania się tego procesu ważne jest jasne wskazanie sposobu, w jaki Stalin wykorzystywał niejasność określenia „kułak” (po rosyjsku oznacza to „pięść”), którego nigdy nie używał, kiedy mówił o kolektywizacji. W broszurze opublikowanej w 1926 roku A. P. Smirnow, komisarz do spraw rolnictwa Rosyjskiej Republiki Radzieckiej, wyróżnił dwie kategorie lepiej sytuowanych chłopów. Pierwszym był kułak, „niszczyciel wspólnoty [...] wyzyskiwacz”, który najmował do pracy robotników, handlował i pożyczał pieniądze. Było to tradycyjne znaczenie tego słowa, ale Smirnow stwierdzał dalej, że ten typ chłopa prawie zanikł na wsi od czasu rewolucji i podziału ziemi. Drugim rodzajem był silny i zdolny rolnik, który mógł wynajmować kilku robotników w celu zwiększenia produkcji, ale nie był lichwiarzem czy kapitalistą i nie należy go mylić z kułakiem z okresu przedrewolucyjnego. Bucharin wprowadził to samo rozróżnienie między „dobrze sytuowanym karczmarzem, wiejskim lichwiarzem i kułakiem oraz dobrym rolnikiem”. Jednakże Stalin ignorował to rozróżnienie, utrzymując, że NEP spowodował powstanie nowej „klasy kułaków”, obrastającej tłuszczem i rozmyślnie prowadzącej antyradziecką politykę poprzez przetrzymywanie dużych ilości zboża. Zgodnie z tą linią właściwa polityka partii powinna polegać na wspieraniu biednego chłopstwa i wywłaszczaniu wyzyskiwaczy. Liczby opublikowane później przez sowieckich ekonomistów wykazują, że pomimo pewnego wzrostu w okresie NEP-u, w 1927 roku nie było więcej niż milion „kułaków” w całym kraju, czyli 3,9 procent w porównaniu z 15 procentami ogólnej liczby chłopów przed rewolucją z 1917 roku. Najczęściej używanym kryterium stosowanym przy określaniu kułaka był fakt posiadania 25-40 akrów obsianej ziemi. Obłożeni wyniszczającymi podatkami ci „bardziej energiczni i bardziej zasobni rolnicy w niczym nie przypominali przedwojennego kułaka, który był człowiekiem bogatym i stojącym o wiele wyżej w hierarchii społecznej od przeciętnego chłopa. Przedwojenni kułacy, jeśli nie zostali fizycznie wyeliminowani (podczas wojny domowej), zostali zredukowani do symbolicznej pozostałości”. Stalin, próbując wzniecić - do czego otwarcie się przyznawał - nienawiść klasową na wsi, zignorował inną ważną zmianę: wzrost liczby średnio zamożnych chłopów. Tych tzw. średniaków, uprawiających od 5-25 akrów ziemi, było przed rewolucją tylko 20 procent, ale w 1927 roku stanowili już
62,7 procent ogółu chłopów. Kiedy Stalin odrzucił rozróżnienie między kułakami i o wiele liczniejszymi średnio zamożnymi chłopami, znaczna część świadomie podjętych prześladowań, mających na celu likwidację kułaków, spadła na średniaków. Zniechęcono w ten sposób bardziej energiczne i zdolne warstwy ludności wiejskiej, od których współpracy uzależniony był sukces wszelkich prób reorganizacji rosyjskiego rolnictwa. Stalin zdawał sobie sprawę z opozycji w Politbiurze wobec jakichkolwiek sugestii odrodzenia komunizmu wojennego i zniesienia NEP-u. Po powrocie z Syberii w kwietniu 1928 roku uznał za konieczne oświadczyć, iż tego typu domysły są „kontrrewolucyjną plotką”. „NEP jest podstawą naszej polityki gospodarczej i pozostanie nią przez długi okres historyczny”. A jednak jeszcze w tym samym miesiącu, kiedy dostawy zboża załamały się ponownie, zastosowano nadzwyczajne posunięcia z jeszcze większą intensywnością. Rezerwy kułaków zostały już zabrane; teraz poszukiwano zapasów zboża posiadanych jeszcze przez średnio zamożnych chłopów. W czerwcu napłynęły doniesienia o rozruchach chłopskich, zwłaszcza w zasobnych rejonach zbożowych na północnym Kaukazie. Nawet zwolennicy Stalina w Politbiurze i w KC byli zdezorientowani i przerażeni. Aby uspokoić sytuację, podniesiono ceny zboża, a między czerwcem i sierpniem 1928 roku sprowadzono z zagranicy 250 tysięcy ton. Przygotowując się do plenum w lipcu 1928 roku, Bucharin, Rykow i Tomski starali się zdobyć poparcie wśród członków KC, z których wielu nie zajęło jeszcze wyraźnego stanowiska w kwestii polityki rolnej. Teoretyczna większość jednakże, na którą - jak sądzili - mogli liczyć, załamała się pod presją wywieraną przez Stalina za pośrednictwem kontrolowanego przez niego systemu organizacyjnego partii. Bucharin argumentował, że nie może być mowy o stałym wzroście industrializacji bez prosperującego rolnictwa i że to ostatnie obecnie upada w rezultacie rekwizycji. Odpowiadając mu, Stalin określił jego obawy jako „kapitulanctwo” i przypomniał argumenty Prieobrażenskiego (które swego czasu potępiał), że ponieważ Rosja nie ma kolonii, chłopstwo będzie musiało zapłacić „coś w rodzaju daniny” na rzecz sfinansowania większych inwestycji w przemyśle. Stalin posłużył się charakterystyczną żonglerką i wyborem cytatów z Lenina w celu nadania NEP-owi nowego znaczenia; polityka ta nie była odwrotem, ale „zwycięską i systematyczną ofensywą przeciwko kapitalistycznym elementom w naszej gospodarce”, w której energiczne posunięcia przeciwko kułakom i kolektywizacja pozostałej części chłopstwa były czymś naturalnym. Ukrywając swe przejście na lewo pod płaszczykiem ortodoksji, manewrował, jak skarżył się Bucharin, „w taki sposób, abyśmy wyglądali jak schizmatycy”. Stalin oświadczył, że źródłem wszystkich trudności, jest sabotaż kułaków i wrogość do reżimu sowieckiego. Dodał jednak, że taki opór jest naturalny, i wysunął dalej tezę, iż w miarę zbliżania się kraju do socjalizmu walka klasowa będzie się nieuchronnie zaostrzać. Ta dokładna antyteza wszystkiego, w co wierzył Bucharin, miała być odtąd głównym dogmatem stalinowskiej wersji marksizmu-leninizmu.
Wśród wrogich okrzyków i ciągłego przerywania jego wystąpienia Bucharin argumentował, że ryzykują zniechęcenie średnio zamożnego chłopstwa i narażają na szwank sojusz proletariatu z chłopami, który Lenin uważał za konieczny do przezwyciężenia zacofania Rosji. Nikt nie zadał pytania, czy było to kiedykolwiek czymś więcej niż sloganem kryjącym kolejną iluzję. Stalin nie odniósł decydującego zwycięstwa na lipcowym plenum, do czego zresztą nie dążył. Potrzebował więcej czasu na opracowanie planów i izolowanie tych, którzy byli mu przeciwni, odraczając otwartą konfrontację do czasu, kiedy będzie do niej gotowy, czyli, jak się okazało, do następnego lata. Bucharin, Rykow i Tomski również starali się, aby żadne rozbieżności nie wydostały się na zewnątrz. Wiedzieli, co stało się z Trockim i Zinowiewem, brali udział w manewrach, które zniszczyły ich politycznie, i orientowali się, jak wykorzystać może Stalin zarzut frakcyjności, jeśli dadzą mu okazję. Wciąż mieli nadzieję, że jeśli ograniczą się do przedstawiania swego stanowiska w Politbiurze, będą mogli przekonać Stalina lub przynajmniej pohamować go i zapobiec zbyt gwałtownemu zerwaniu z polityką NEP-u. Na początku wydawało się, że taktyka ta jest skuteczna. Rezolucja opublikowana po posiedzeniu z lipca 1928 roku sugerowała, że osiągnięto kompromis. Rykow, przemawiając do członków moskiewskiej organizacji partyjnej, poinformował (nie wiadomo, czy wierzył w to, czy nie), że zwrot na lewo został odwrócony, a Trocki (wciąż utrzymujący kontakty ze swymi zwolennikami) przewidywał zwycięstwo prawego skrzydła uważając, iż Stalin zbyt długo grał na czas. Jednakże natychmiast po lipcowej dyskusji Bucharin zdecydował się na ryzyko złożenia potajemnej wizyty Kamieniewowi, który został wyrzucony z partii między innymi przy jego „pomocy”. Najwidoczniej obawiając się, iż Stalin może zbliżyć się do grupy Kamieniewa-Zinowiewa, przybył, aby ostrzec dawnego współtowarzysza przed niebezpieczeństwem wynikającym z obecnej sytuacji. Bucharin mówił z desperacją (Kamieniew zauważył, że „robił wrażenie człowieka, który wie, że jest skazany”); Stalina, swego sojusznika sprzed zaledwie kilku miesięcy, określił mianem Dżyngis-chana, którego linia jest „wyniszczająca dla całej rewolucji. Nie rozmawiałem ze Stalinem od kilku tygodni... Nasze kłótnie osiągnęły punkt, w którym zarzucamy sobie kłamstwa. Poszedł na ustępstwa tylko po to, aby móc poderżnąć nam później gardła”. Kamieniew nie zajął wyraźnego stanowiska, ale dodał do swojej notatki o rozmowie (którą trockiści opublikowali potajemnie sześć miesięcy później): „Stalin zna tylko jedną metodę [...] uderzenie nożem w plecy”. Bucharin był przekonany, że prawdziwym celem Stalina nie jest przekształcenie NEP-u, ale odejście od jej reformistycznej, stopniowej polityki na rzecz „drugiej rewolucji”, powrót do metod „rozkazów i poleceń” z okresu komunizmu wojennego. Poczynając od przymusowych rekwizycji zboża i wojny domowej na wsi, nowa linia polityczna przewidywała wyeliminowanie prywatnego handlu, drastyczne przyspieszenie industrializacji i odwrócenie prawicowej polityki, którą sam Stalin narzucił Międzynarodówce - krótko mówiąc przyjęcie programu, za
który zniszczono lewicową opozycję w poprzednim roku. Istniało wiele oznak uzasadniających tego rodzaju wniosek. W Moskwie odbył się pierwszy z wielkich procesów pokazowych, w którym Andriej Wyszyński zadebiutował w roli prokuratora. Miało to miejsce po ogłoszeniu w marcu 1928 roku wykrycia kontrrewolucyjnego spisku, w który zamieszani byli specjaliści techniczni i obce mocarstwa, mającego na celu dokonanie aktów sabotażu w kopalniach w Zagłębiu Donieckim. Jako obserwatorów zaproszono na proces korespondentów zagranicznych, a rozprawom nadano jak najszerszy rozgłos. Oskarżono o sabotaż pięćdziesiąt osób: wiele z nich „przyznało się”. Jedenastu oskarżonych skazano na śmierć i na pięciu z nich wyroki wykonano. Stalin rozdmuchał tę sprawę do rozmiarów ogólnonarodowego skandalu, oświadczając: „Mamy wrogów wewnętrznych. Mamy wrogów zewnętrznych. Ani na chwilę nie wolno o tym zapominać, towarzysze”. Odtąd temat spisku, podobnie jak teza o zaostrzaniu się walki klasowej, stały się charakterystyczne dla przemówień Stalina, dominowały w sowieckiej prasie i w działalności agitacyjno-propagandowej partii. Wytworzono atmosferę napięcia i strachu. W maju 1928 roku Państwowej Komisji Planowania (Gospłan), która pracowała opierając się na założeniu, że rozwój przemysłu musi być limitowany tempem akumulacji kapitału w miarę poprawy sytuacji w rolnictwie, przedstawiono raport Najwyższej Rady Gospodarczej, kierowanej przez nominata Stalina, Kujbyszewa, proponujący sensacyjny wzrost produkcji przemysłowej o 130 procent w ciągu pięciu lat. W końcu maja Stalin wystosował kolejny apel do członków partii, oświadczając, że jedynym rozwiązaniem problemów kraju jest kolektywizacja rolnictwa i szybki rozwój przemysłu ciężkiego. Tym razem opuścił zwyczajowe zastrzeżenia, że kolektywizacja będzie stopniowa i dobrowolna. Dalszych dowodów dostarczył przebieg VI Światowego Zjazdu Kominternu, który obradował w tej samej Sali Kolumnowej w Moskwie, w której pięć dni wcześniej skończył się proces o sabotaż w kopalniach Zagłębia Donieckiego (proces trwał od połowy lipca do września 1928 roku). Pozornie, jako sekretarz i tytularny przywódca Kominternu, postacią centralną był Bucharin: wygłosił wstępne i końcowe przemówienia oraz wszystkie trzy główne referaty. Jednakże stalinowska większość w delegacji rosyjskiej sprzeciwiała się podstawowym tezom Bucharina i domagała się radykalnie nowego kursu opartego na założeniu, że partie komunistyczne w innych krajach przesuną się na lewo i skoncentrują swe ataki na socjaldemokratach jako „socjalfaszystach”, podzielą związki zawodowe i oczyszczą swe szeregi ze zwolenników prawicowego odchylenia. Było to w tym samym stopniu zerwaniem z polityką prowadzoną przez Bucharina w Kominternie jak proponowany nowy kurs w polityce gospodarczej pozostawał w sprzeczności z jego poglądem na NEP. Latem 1928 roku nie forsowano rozwiązania tej sprawy; to nastąpiło rok później. W 1928 roku wciąż jeszcze istniała silna opozycja i uchwalona rezolucja, podobnie jak na lipcowym plenum, stanowiła serię niejasnych kompromisów. Ale raz jeszcze szala przechyliła się na korzyść Stalina.
Jego agenci przeprowadzili „kampanię korytarzową” przeciwko Bucharinowi, przedstawiając go jako symbol prawicowego odchylenia, cierpiącego na „polityczny syfilis” i skazanego na dołączenie do Trockiego w Ałma-Acie. Kampania ta była tak skuteczna, że Politbiuro opublikowało oświadczenie zaprzeczające istnieniu jakiegokolwiek rozłamu wśród jego członków, czemu nikt nie uwierzył. Przy końcu zjazdu większość zagranicznych delegatów zaakceptowała aksjomat Stalina, iż „odchylenie prawicowe stanowi obecnie główne zagrożenie”, a Bucharin publicznie się z nim zgodził. Po przyjęciu przez Międzynarodówkę kategorie „prawicowego odchylenia” i „prawicowego oportunizmu” mogły być, w odpowiednim czasie, łatwo przeniesione do Rosji. Pozwoliłoby to okrzyknąć Bucharina i jego współpracowników zwolennikami odchylenia, którzy dokonują rozłamu w partii, podczas gdy Stalin bronił utrzymania prawidłowego kursu. W końcu września 1928 roku Bucharin opublikował artykuł pt. Notatki ekonomisty, który - bez wymieniania kogokolwiek z nazwiska - był bezpośrednią odpowiedzią na manifest Kujbyszewa i Najwyższej Rady Gospodarczej, żądający radykalnego przyspieszenia inwestycji w przemyśle ciężkim bez względu na cenę, w tym również za cenę nierównowagi gospodarczej i „niezadowolenia oraz aktywnego oporu” wśród ludności. Nowym sloganem stalinowskich planistów była parafraza Marksa sformułowana przez ekonomistę Strumilina: „Naszym zadaniem nie jest studiowanie ekonomii, ale jej zmiana. Nie jesteśmy skrępowani żadnymi prawami. Nie ma takich twierdz, których bolszewicy nie mogliby szturmować. Sprawa tempa jest przedmiotem decyzji ludzi”. Odpowiedź Bucharina brzmiała, iż planowanie ekonomiczne oznacza uwzględnianie warunków równowagi, a nie ich negowanie, oraz że polityka Kujbyszewa może doprowadzić do chaosu w całej gospodarce. „Możecie bić się w piersi, przysięgać wierność i złożyć przysięgę dokonania industrializacji, przekląć wszystkich wrogów i odszczepieńców, ale nie poprawi to sytuacji nawet o włos”. Politbiuro, większością głosów, udzieliło Bucharinowi nagany za „nie uzgodnioną” publikację. Jesienią 1928 roku Stalin podjął działania w celu zniszczenia niezależnych bastionów prawicy za pomocą tych samych środków, których użył do podminowania pozycji Zinowiewa w Leningradzie i Bucharina w Kominternie. Ugłanow, który z inicjatywy Stalina został mianowany szefem moskiewskiej organizacji partyjnej, ale później przesunął się na prawo, wiedział, że jego kariera zmierza do końca, kiedy przygotowywane przez niego regularne raporty były przyjmowane przez komitet moskiewski w ciszy, bez zwyczajowego aplauzu. Protestując przeciwko nagonce na swych sympatyków, Bucharin, Rykow i Tomski odbyli burzliwe spotkanie ze Stalinem i zagrozili mu swą rezygnacją. Stalin wciąż jeszcze nie był przygotowany do otwartego zerwania, zaoferował więc ustępstwa (które nigdy nie zostały, w istocie, zrealizowane) i przekonał całą trójkę, aby zgodziła się na kompromis podczas listopadowego (w 1928 roku) plenum KC. Przy poparciu Rykowa Stalin szyderczo poinformował Komitet Centralny, że w Politbiurze nie ma rozbieżności.
Nowy kurs gospodarczy został teraz połączony z nacjonalistycznym hasłem budowy socjalizmu w jednym kraju. Stalin wyznaczył cel w postaci wyprzedzenia państw kapitalistycznych i położenia kresu „odwiecznemu zacofaniu naszego kraju”. Socjalizm nie był już odtąd wytworem kapitalizmu, jak sądził Marks, ale alternatywą mającą przyspieszyć rozwój tych części świata które pozostały z tyłu w rezultacie rozwoju przemysłu na Zachodzie. Komitet Centralny potępił nie tylko prawicowców i wszelkie próby pojednania z nimi, ale jakiekolwiek tendencje zmierzające do pozyskania mediatorów. Zwolennicy Bucharina, starając się wszelkimi sposobami nie dopuścić do uznania ich za frakcję, udzielili pełnego poparcia temu potępieniu. Daremność tego rodzaju gestów wykazały dalsze wydarzenia. „Rezygnacje” Ugłanowa i trzech innych członków komitetu moskiewskiego zostały przyjęte. Miejsce Ugłanowa zajął sługus Stalina Kaganowicz. Po opóźnieniach, które miały umożliwić podobną zakulisową kampanię, w grudniu 1928 roku zebrał się Kongres Związków Zawodowych. Tomski wiedział, że jego dni jako szefa związków zawodowych są policzone, kiedy pięciu czołowych działaczy stalinowskich, w tym Kaganowicza, wybrano do Rady Związków Zawodowych. Stalin osobiście pojawił się na posiedzeniu egzekutywy Kominternu, aby zażądać wydalenia prawicowych oportunistów i „rozjemców”. W KPD i innych zagranicznych partiach komunistycznych nastąpiła fala czystek. Wykorzystując artykuł Bucharina, jak również publikacje trockistów na temat jego rozmowy z Kamieniewem w lipcu poprzedniego roku, Stalin wezwał Bucharina na wspólne posiedzenie Politbiura i Prezydium Komisji Kontroli (łącznie 22 osoby) i oskarżył go o opozycję wobec linii partii, „prawicowo-oportunistyczną, kapitulancką platformę” oraz o sformowanie „antypartyjnego bloku razem z trockistami”. Bucharin nie mógł się równać ze Stalinem pod względem umiejętności politycznego manewrowania, ale nie brakowało mu odwagi. Bronił się przy pomocy liczącego trzydzieści stron kontrataku na Stalina, odmówił rozważenia projektu rezolucji kompromisowej oraz powtórzył swój atak na kolejnym posiedzeniu 9 lutego 1929 roku, tym razem przy poparciu Rykowa i Tomskiego. Oświadczył, że Stalin uzurpuje sobie władzę, organizuje „jatki polityczne” tych, którzy się z nim nie zgadzają oraz prowadzi politykę „podziałów, rozłamów i ugrupowań” wiodącą do „rozkładu Międzynarodówki”. Politykę gospodarczą Stalina scharakteryzował jako „wracającą do pozycji trockistowskich” i oskarżył go o oparcie industrializacji na „militarno-feudalnym wyzysku chłopstwa”. Zwrot ten odebrany został przez wszystkich, którzy go przeczytali, jako przyrównujący traktowanie chłopów przez Stalina z ich losem w despotycznym państwie carskim. Tego zarzutu Stalin nigdy Bucharinowi nie wybaczył. Politbiuro udzieliło nagany Bucharinowi za „frakcyjność” i „niemożliwe do tolerowania oszczerstwa”, ale nie posunęło się tak daleko, jak chciał Stalin. „Traktujemy bucharinowców zbyt liberalnie i tolerancyjnie - oświadczył - czy nie nadszedł czas, aby skończyć z tym liberalizmem?” Żaden jednakże z trzech członków Politbiura o odmiennych
poglądach nie utracił swego miejsca. Jeden z nich, Kalinin, miał powiedzieć prywatnie: „Wczoraj Stalin zlikwidował Trockiego i Zinowiewa. Dzisiaj chce zlikwidować Bucharina i Rykowa. Jutro nadejdzie moja kolej”. Stalin ponowił swój atak na plenum KC w kwietniu 1929 roku, kiedy bucharinowców było zaledwie trzynastu w gronie liczącym ponad trzysta osób. Oskarżył ich o opozycję wobec całej polityki partii, „zdradę klasy robotniczej, zdradę rewolucji”. Wspominając swoje zesłanie na Syberii, Stalin zapytał: „Czy zdarzało się wam widzieć rybaków przed burzą na wielkiej rzece, takiej jak Jenisej? Widywałem ich nieraz. Zdarza się, że jakaś grupa rybaków w obliczu srożącej się burzy mobilizuje wszystkie swe siły, dodaje ducha swym ludziom i śmiało prowadzi łódź przeciw burzy: »Trzymać się, chłopcy, mocniej ster, prujcie fale, górą nasza!«, ale bywają i innego rodzaju rybacy, którzy przeczuwając burzę upadają na duchu, zaczynają kwękać i demoralizują swe własne szeregi: »To ci nieszczęście, burza nadciąga kładźcie się, chłopcy, na dno łodzi, zamknijcie oczy, a nuż nas jakoś wyniesie na brzeg«. [Ogólny śmiech.] Czy trzeba jeszcze dowodzić, że nastawienie i zachowanie się grupy Bucharina podobne jest jak dwie krople wody do nastawienia i zachowania się drugiej grupy rybaków, cofających się w panice przed trudnościami?” W angielskim tłumaczeniu przemówienie Stalina O odchyleniu prawicowym w WKP(b) zajmuje 53 gęsto zadrukowane strony. Będąc pewnym siebie i swych słuchaczy, Stalin postanowił całkowicie pokonać Bucharina. Od dawna zazdroszcząc Bucharinowi, o którego talentach intelektualnych Lenin miał wysokie mniemanie, Stalin ze szczególnym upodobaniem cytował fragmenty polemiki Lenina z Bucharinem z 1916 roku, podczas której Lenin krytykował Bucharina za jego niezrozumienie dialektyki marksistowskiej. Następnie odczytał kolejny fragment pewnego artykułu, w którym Bucharin zdawał się krytykować Lenina po jego śmierci i wykazał (jak twierdził Stalin), że zupełnie go nie rozumiał. „Macie tu piękny przykład wybujałej pretensjonalności niedouczonego teoretyka”. Sam Bucharin siedział milcząc, ale dwóch lub trzech jego zwolenników okazało się na tyle zuchwałych, aby przerwać Stalinowi i zarzucić mu, iż błędnie interpretuje poglądy Bucharina. Stalin odpowiedział: „Widzę, że Rozit poprzysiągł sobie przysłużyć się Bucharinowi. Ale przysługa jego okazuje się niedźwiedzią przysługą, gdyż pragnąc uratować Bucharina w rzeczywistości topi go ostatecznie. Nie bez powodu się mówi, że »usłużny niedźwiedź jest niebezpieczniejszy od wroga«”. [Ogólny śmiech.] Plenum poparło udzielenie nagany Bucharinowi i Tomskiemu i zwolniło ich z pełnionych przez nich funkcji w redakcji „Prawdy”, w Kominternie i w związkach zawodowych. Poparło również stalinowski pięcioletni plan modernizacji sowieckiego przemysłu z jego eskalacją wyznaczonych celów, trzykrotnym czy czterokrotnym zwiększeniem inwestycji w sektorze państwowym, zakładającym zwiększenie o 230 procent w ciągu pięciu lat wytwarzania środków produkcji. Zwolennicy Bucharina wciąż jednak
zasiadali w Politbiurze, a publiczny pokaz jednomyślności zachowano na XVI Konferencję Partyjną, która miała odbyć się później. W lipcu 1929 roku Stalin już jednak nie zwlekał. Egzekutywa Kominternu, której przewodniczył Mołotow zamiast Bucharina, dokonała radykalnej zapowiedzianej rok wcześniej zmiany kursu. Po pozbyciu się lewicowych przywódców KPD i innych partii komunistycznych wyeliminowano teraz skrzydło prawicowe, w obu wypadkach zgodnie ze zmieniającym się układem sił między różnymi frakcjami w ZSRR. Nowe dyrektywy polecały komunistom w całej Europie, wobec wzrostu sił nazizmu i faszyzmu, uznanie socjaldemokratów za głównych wrogów jako „socjalfaszystów”, popieranie rywalizujących związków zawodowych oraz rozmyślne wywoływanie rozłamów w europejskim ruchu robotniczym W 1929 roku życie Bucharina nie było zagrożone, ale rozpoczęta przeciwko niemu w sierpniu ofensywa, na którą składały się dosłownie setki artykułów, z których wiele napisano wcześniej - część nawet w poprzednim roku - równała się kampanii politycznego zabójstwa. Nie pominięto żadnego epizodu czy fragmentu tekstu, dzięki którym można było przedstawić go jako „niemarksistę, antyleninistę, antybolszewika, wroga partii, drobnomieszczanina i zwolennika kułaków”. Celem tych działań była ostateczna likwidacja wpływów człowieka, którego Lenin uznawał za czołowego teoretyka partii, i ostrzeżenie, co może stać się z każdym, kto chciałby kwestionować nową ortodoksję. Na plenum KC w listopadzie 1929 roku już pierwsza próba trzech pokonanych przywódców przyznania się do błędów politycznych (tego zresztą od nich żądano) rozwścieczyła Stalina i doprowadziła do natychmiastowego wykluczenia Bucharina z Politbiura. Dopiero wówczas zezwolono wszystkim trzem na przyznanie się, iż nie mieli racji, i na złożenie zobowiązania że będą prowadzić „zdecydowaną walkę z wszelkimi odchyleniami od generalnej linii partii, a przede wszystkim z odchyleniem prawicowym”. Długa walka o sukcesję dobiegła końca. Zarówno lewicowa, jak i prawicowa opozycja została pokonana. Do czasu zwołania kolejnego plenum KC w kwietniu 1930 roku nie będzie już wątpliwości ani co do sposobu, w jaki Stalin zamierza wykorzystać swe zwycięstwo, ani co do zasadności ostrzeżeń, których Bucharin zmuszony był się wyrzec.
ROZDZIAŁ SIÓDMY
Hitler u progu zdobycia władzy Hitler: 1930-1933 (wiek 41-43 lata) I
Fazą odpowiadającą w karierze Hitlera okresowi zbliżania się Stalina do władzy dyktatorskiej (lata 1924-1929), który właśnie prześledziliśmy, był okres między wrześniem 1930 roku a 30 stycznia 1933 roku. W przypadku Stalina okres ten rozpoczął się od choroby i śmierci Lenina, które przyspieszyły walkę o sukcesję; w przypadku Hitlera natomiast okres ten zapoczątkowały wybory z września 1930 roku, które przyniosły przełom oczekiwany przez niego od dziesięciu lat. Partia nazistowska uzyskała wówczas 18,6 procent głosów w całym kraju, zwiększając ich liczbę z 800 tysięcy w roku 1928 aż do 6,4 miliona czyli ośmiokrotnie. Był to precedens, który nie znalazł odpowiednika w historii Europy. Dysponując 107 deputowanymi w Reichstagu, Hitler stanął na czele drugiej pod względem siły partii w Niemczech (po SPD) i nie mógł już dłużej czuć się pozostawionym na marginesie rozgrywek politycznych. Nie można się dziwić, że wybory z roku 1930 oraz następne wybory z lipca 1932 roku, podczas których naziści ponownie uzyskali znaczny, bo dwukrotny, wzrost oddanej na nich liczby głosów (z 6,4 do 13,75 miliona), wywołały większe zainteresowanie niż jakiekolwiek inne w historii Niemiec. Kto głosował na nazistów? Z jakich powodów? Z uwagi na to, iż głosowanie było tajne, na pierwsze pytanie nie można odpowiedzieć z całkowitą pewnością, jednakże wykazano wielką dociekliwość w badaniu faktów, nawet jeśli wciąż panują sprzeczne opinie co do uzyskanych rezultatów. Częściowym wytłumaczeniem tej zmiany sytuacji nazistów był znaczny wzrost frekwencji wyborczej: w wyborach wzięło udział 82 procent uprawnionych do głosowania, czyli około 35 milionów osób w porównaniu z 31 milionami w roku 1928. Przybyły więc 4 miliony nowych wyborców, którzy albo nie zadali sobie trudu, aby głosować poprzednio, albo zarejestrowali się w biurach wyborczych po raz pierwszy. Innym powodem zwiększenia się liczby głosów oddanych na nazistów było powiększenie ich elektoratu przez osoby, które wcześniej głosowały na partie „burżuazyjne”: nacjonalistów (DNVP), prawicowych liberałów (DVP) i postępowych liberałów (DDP, znanych po lipcu 1930 roku pod nazwą Deutsche Staatspartei, czyli DSP). Ogólnie biorąc procent głosów oddanych na „partie burżuazyjne” spadł w roku 1930 prawie o połowę, a w lipcu 1932 roku o dalsze 50 procent. Z drugiej strony, katolicka partia
Centrum utrzymała swój stan posiadania i podczas gdy na socjalistów (SPD) oddano mniej głosów, komuniści, czyli KPD, byli jedyną partią poza nazistami, która uzyskała przyrost głosów, co zdaje się sugerować, iż większość głosów, które straciła SPD, zwiększyła stan posiadania komunistów. Jeżeli zsumuje się liczbę głosów oddanych na dwie partie robotnicze, wyjdzie na jaw, iż w okresie wielkiego kryzysu utrzymywały się one na zadziwiająco równym poziomie, wówczas kiedy wśród robotników występował bezprecedensowe wysoki poziom bezrobocia. Niemiecki elektorat wykazywał też charakterystyczne cechy pod względem stratyfikacji społecznej. Naziści przeciągnęli na swoją stronę znaczną część ludności regularnie chodzącej do kościoła w protestanckich rejonach kraju; znacznie mniejszą natomiast w rejonach katolickich (w tym również w Bawarii). Sytuacja ta utrzymywała się do czasu objęcia władzy przez Hitlera i podpisania przez niego latem 1933 roku konkordatu z Watykanem. Również raczej w protestanckich niż katolickich rejonach Niemiec naziści - kładący nacisk na tradycyjne wartości życia rodzinnego: Kinder, Kirche, Küche (dzieci, kościół, kuchnia) - uzyskali po raz pierwszy w 1930 roku większą liczbę głosów wśród kobiet. We wrześniu 1930 roku wystąpiły istotne różnice między poszczególnymi rejonami Niemiec. Okazało się, że największy procent wyborców, którzy głosowali na nazistów, zanotowano w protestanckich i rolniczych rejonach północnych i wschodnich Niemiec, takich jak Szlezwik-Holsztyn, Pomorze i Prusy. Bardzo dobre wyniki uzyskali również w okręgach o gospodarce mieszanej złożonej z małych przedsiębiorstw przemysłowych i rolnictwa takich jak Dolny ŚląskWrocław i Chemnitz-Zwickau. Znacznie mniejsze sukcesy odnieśli naziści w zurbanizowanych, wysoko uprzemysłowionych czy katolickich rejonach, takich jak Berlin, Północna Westfalia i Dolna Bawaria. Dwoma rejonami, które okazały się najmniej podatne na ich apele, były Górny Śląsk i Wirtembergia, oba charakteryzujące się przewagą przemysłu w gospodarce i silnymi więzami religijnymi. W ramach tego szerokiego obrazu wykonano wiele badań dotyczących socjologii wyborczej poszczególnych okręgów, co umożliwiło udzielenie, przynajmniej wstępnej, odpowiedzi na pytanie: kto głosował na nazistów? Najważniejszy wniosek wynikający z tych prac dotyczy stopnia w jakim naziści, w odróżnieniu od wszystkich innych partii niemieckich, z wyjątkiem katolickiej partii Centrum, przekroczyli tradycyjne linie podziału - gospodarcze, społeczne, religijne, regionalne - na których oparty był system partyjny od czasu jego powstania w XIX wieku. Ambicją nazistów było mobilizowanie poparcia bez względu na te podziały. Nawet po zmianie strategii po roku 1928 i odejściu od tzw. planu miejskiego na rzecz większej koncentracji na elektoracie z klas średnich, zwłaszcza z mniejszych miast i ze wsi, naziści nie pozwolili wyeliminować się z okręgów przemysłowych (takich jak Zagłębie Ruhry) i z robotniczych dzielnic wielkich miast. Nie zrezygnowali z prób dotarcia zarówno do wyborców katolickich, jak i protestanckich i nie chcieli zrzec się z góry żadnego rejonu czy grupy zawodowej jako pozostających poza ich
zasięgiem. Szyderstwa, iż była to partia uniwersalna, oferująca coś każdemu, były usprawiedliwione. Wzmacniały one jednak tylko twierdzenia nazistów, że - w odróżnieniu od innych partii - są partią ludu, zdolną do wznoszenia się ponad podziały klasowe i religijne oraz reprezentującą cały naród. Nie ulega wątpliwości, że nazistom nie udało się zrealizować tych deklaracji. Starania zmierzające do przezwyciężenia podziałów, które nasilił kryzys gospodarczy, wplątały ich w gęstwinę sprzeczności i nawet w najkorzystniejszych dla nich wolnych wyborach, w lipcu 1932 roku, nie zdołali przekonać do siebie więcej niż 37 procent wyborców. Jednakże fakt, iż okazali się oni jedyną partią poza Centrum, która podjęła taką próbę, sprawił, że oddało na nich głos wiele osób, i zapewnił im poparcie już w 1930 roku, a tym bardziej w roku 1932 - szerszego spectrum wyborczego niż jakiejkolwiek innej partii. W 1930 roku, aby pozyskać głosy robotników, naziści maksymalnie wykorzystali wzrastającą falę bezrobocia, argumentując, że SPD nie uczyniła nic, aby jej zapobiec. Jednak tam, gdzie SPD straciła część głosów - wśród pracowników fizycznych w górnictwie i przemyśle ciężkim, najbardziej zagrożonych bezrobociem - zyskała je KPD, a nie naziści. Wyjątkiem było SA (nazistowskie „brunatne koszule”), które odniosło pewne sukcesy, rekrutując nowych członków wśród bezrobotnych w Berlinie i Hamburgu. Nazistom udało się jednak dotrzeć do dużej liczby rękodzielników i drobnych producentów, pozostających poza związkami zawodowymi i często wrogo odnoszących się do kolektywizmu zorganizowanego ruchu robotniczego. Rok 1930 jest również początkiem sukcesów nazistów w zdobywaniu poparcia przedstawicieli zawodów, na które nakierowana była działalność takich organizacji, jak narodowosocjalistyczna Liga Niemieckich Prawników, powołana w 1928 roku, oraz narodowosocjalistyczna Liga Niemieckich Lekarzy, utworzona w 1929 roku. Ekspansję wpływów nazistów w środowisku akademickim gwarantował sukces narodowosocjalistycznego Niemieckiego Związku Studentów, jakim było nakłonienie około połowy ogólnej liczby studentów uniwersyteckich do wstąpienia do partii do 1930 roku oraz przejęcie kontroli nad ASTA, studencką organizacją samorządową. Naziści starannie wyreżyserowali swój apel do młodzieży. „Z drogi, wy starzy” - to tytuł jednego z artykułów Gregora Strassera, który przekształcono w kolejny slogan. Aż 43 procent z 720 tysięcy nowych członków, którzy wstąpili do partii w latach 1930-1933, miało mniej niż 30 lat. Wiele ówczesnych opracowań odnotowuje, że byli to przeważnie młodzi ludzie, wychowani w duchu tradycyjnego liberalizmu lub konserwatyzmu, którzy zbuntowali się przeciwko poglądom politycznym swych rodziców i przyłączyli się do nazistów. Dla wielu spośród nich kryzys gospodarczy oznaczał zmniejszenie szans na otrzymanie pracy. Jak napisał wówczas Carlo Mierendorff, było to środowisko, w którym „beznadzieja społeczna, nacjonalistyczny romantyzm i międzypokoleniowa wrogość wytworzyły zdecydowanie klasyczną mieszaninę”. Wobec faktu, iż znacznie więcej niż połowę ludności stanowiły klasy
pracujące, udzielające poparcia SPD i KPD, którym to partiom naziści nie mogli poważnie zagrozić, jedyną szansą uzyskania masowego poparcia były klasy średnie, stanowiące ponad 40 procent ogółu ludności. Dlatego też znacznemu wzrostowi liczby głosów oddanych na nazistów w 1930 roku i w lipcu 1932 roku towarzyszyło osłabienie tradycyjnych partii reprezentujących klasy średnie, które poniosły największe straty . Najstabilniejszym elementem w nazistowskim elektoracie było stale wzrastające poparcie ze strony Alte Mittelstand (starej klasy średniej) zarówno w miastach, jak i na wsi. W 1930 roku naziści włożyli wiele wysiłku, by wedrzeć się do drugiej konserwatywnej twierdzy - rentierów, emerytów i inwalidów wojennych, czyli Rentnermittelstand (rentierskiej klasy średniej), która cierpiała najwięcej z powodu inflacji, niewystarczającej rewaluacji długów i hipotek po okresie stabilizacji. Sukcesy odniesione w tej grupie równoważą wcześniej wykazywane przez nazistów tendencje do nadmiernego skupienia uwagi na młodych wyborcach. Ponad połowa osób zaliczających się do Rentermittelstand miała ponad 60 lat, a mniej niż 10 procent sklepikarzy i przedstawicieli wolnych zawodów w Alte Mittelstand miała mniej niż 30 lat. Wydaje się natomiast zachodzić potrzeba dokonania rewizji tradycyjnych poglądów wobec trzeciej grupy, Neue Mittelstand (nowej klasy średniej). Jej poparcie dla nazistów w roku 1930, chociaż ważne, okazało się być mniejsze niż Alte Mittelstand. Pracownicy biurowi i umysłowi w sektorze prywatnym nie spieszyli się tak, jak urzędnicy i funkcjonariusze aparatu państwowego, zwłaszcza niższych i średnich stopni, z głosowaniem na nazistów. Jednakże ogólna konkluzja nie zmieniła się, a amerykański historyk Thomas Childers podsumował ją następująco: „Do roku 1930 NSDAP zaczęła wykraczać poza jej początki w niższej klasie średniej, umacniając się na terenie wyborczym tradycyjnie zajmowanym przez konserwatywną prawicę. W 1930 roku naziści osiągnęli przełom w każdym z trzech głównych składników elektoratu, wywodzącego się z klas średnich. W miarę rozpadu liberałów i konserwatystów NSDAP dokonała już znacznego postępu w procesie stawania się od dawna oczekiwaną partią integrującą klasy średnie (Sammelbewegung).” Drugim sposobem analizy tych rezultatów, wykorzystanym w najnowszych pracach badawczych, jest zastosowanie kryterium liczebności danej grupy wyborców. Kanadyjski historyk Richard Hamilton podkreśla wagę tego kryterium za pomocą dwóch uderzających uogólnień. Pierwsze to stwierdzenie, że w późnym okresie Republiki Weimarskiej ponad połowa ważnych głosów w niemieckich wyborach była oddawana w wiejskich i małomiasteczkowych społecznościach, liczących mniej niż 25 tysięcy osób. Mimo, iż wiele napisano na temat wpływu urbanizacji i industrializacji (i łączących się z nimi alienacji i anonimowości), więcej wyborców „mieszkało w Diederfeldach i Schifferstadtach niemieckich niż w Düsseldorfach i Stuttgartach”, nie mówiąc już o Berlinie, który ze swymi 4 milionami mieszkańców wyprzedzał daleko inne największe miasta w kraju, ale był zamieszkiwany przez mniej niż 6 procent ogółu ludności. Prowadzi to do drugiego spostrzeżenia Hamiltona:
„Liczba głosów oddawanych na narodowych socjalistów zmieniała się odwrotnie proporcjonalnie do rozmiaru danej społeczności. Przed rokiem 1930 narodowy socjalizm był zjawiskiem miejskim. Rozpoczął się w miastach i został przeniesiony, z wielkim powodzeniem, do małych miasteczek i na wieś”. Nawet największy sukces wyborczy nazistów, osiągnięty przed objęciem władzy przez Hitlera (lipiec 1932 roku), kiedy to uzyskali prawie 14 milionów głosów, wykazywał przy bliższej analizie, że rekordową liczbę głosów (41 procent) naziści uzyskali w społecznościach - zarówno wiejskich, jak i miejskich - liczących mniej niż 25 tysięcy osób. W społecznościach liczących ponad 100 tysięcy odsetek ten spadał do 32 procent. Ważną cechą odróżniającą wsie od mniejszych miast z ludnością liczącą poniżej 100 tysięcy osób było istnienie w tych ostatnich klasy robotniczej, zorganizowanej w związki zawodowe i należącej do SPD lub KPD. W miastach znajdujących się w rejonach protestanckich miało to decydujące znaczenie. W. S. Allen w swym klasycznym studium takiego miasta które nazywa Thalburgiem, zamieszkanym przez 10 tysięcy osób, pisze: „To nienawiść do SPD wtrąciła thalburczyków w ramiona nazistów”. Z drugiej strony w miastach katolickich istnienie silnej partii Centrum zapobiegało tego rodzaju polaryzacji. Nawet tam, gdzie robotnicy dość licznie głosowali na SPD czy na komunistów, Centrum stanowiło antymarksistowską alternatywę dla NSDAP, mając ugruntowane tradycyjne wpływy wśród wyborców z klasy średniej. Trudniejsze jest wyciąganie ogólnych wniosków na temat wielkich miast (było ich dziesięć z ludnością liczącą ponad pół miliona). Berlin pozostał twierdzą lewicy; ponad 55 procent wyborców głosowało tam we wrześniu 1930 roku albo na socjalistów, albo na komunistów. W lipcu 1932 roku wskaźnik ten wynosił 54,6 procent, a w listopadzie 1932 roku - 54,3 procent. Jedyna zmiana polegała na tym, że komuniści, którzy w roku 1930 i w lipcu 1932 roku uzyskali taką samą liczbę głosów jak SPD, zdobyli wyraźną przewagę nad socjalistami w listopadzie 1932 roku, uzyskując 31 procent głosów w porównaniu z 23 procentami, jakie padły na SPD. Elektorat Centrum, chociaż znacznie mniejszy niż lewicy, w istocie wzrósł we wrześniu 1930 roku i w lipcu 1932 roku. Zyski nazistów były identyczne ze stratami partii liberalnych i konserwatywnych. Jedynym innym miastem (poza Berlinem) z ludnością powyżej jednego miliona był Hamburg. W tym mieście poparcie dla nazistów było większe niż w Berlinie, osiągając w lipcu 1932 roku nawet jedną trzecią ogólnej liczby głosów w porównaniu z 19 procentami we wrześniu 1930 roku. Jednakże lewica w Hamburgu, chociaż poniosła większe straty niż w Berlinie, wciąż uzyskiwała łącznie połowę liczby głosów w latach 1930 i 1932, a Centrum, mimo że jego wpływy były niewielkie, utrzymało swe pozycje. Podobnie jak w Berlinie, naziści zwiększali swój stan posiadania kosztem tradycyjnych partii klas średnich. Trudniejsza jest odpowiedź na drugie pytanie: dlaczego ludzie głosowali na nazistów? Nie jest to zaskakujące, jeśli zważy się wysoce indywidualną mieszaninę motywów, które złożyły się na wybór dokonany przy urnie
przez 6 milionów głosujących w 1930 roku i 13 milionów w roku 1932. Analiza klasowa, która zajmuje tak ważne miejsce w socjologicznych badaniach problemu: kto głosował na Hitlera - ma znacznie mniejszą wartość, jeśli zapytamy, dlaczego głosowano na niego - chociażby z tego powodu, że nie może wyjaśnić, czemu ludzie w identycznych warunkach socjalnych oddawali swe głosy na przeciwstawne partie. Jeżeli weźmiemy np. Alte Mittelstand, od której naziści uzyskiwali istotne poparcie, to jest oczywiste, że interesy jej przedstawicieli były rozbieżne, a często sprzeczne. Był to jeden z głównych powodów, dla których tradycyjne partie burżuazyjne traciły coraz więcej głosów na rzecz grup specjalnych interesów i dla których grupy te z kolei nie mogły nigdy połączyć się w celu stworzenia zjednoczonej partii klasy średniej. Naziści bliscy byli odegrania roli takiej partii bardziej niż jakakolwiek inna partia właśnie dlatego, że chociaż nie wykazywali żadnych zahamowań, obiecując zaspokojenie ekonomicznych i innych materialnych interesów różnych warstw klasy średniej, a w istocie również innych klas, nigdy nie czynili z tych obietnic głównego hasła swojej kampanii. Stojąc na przykład w obliczu sprzecznych interesów rolników, domagających się wyższych cen żywności, i ludności miejskiej, która chciała obniżenia tych cen, naziści nie próbowali wyjaśniać, jak pogodzą te dwa żądania, uciekali się natomiast do mobilizujących przemówień o „odrodzeniu narodowym” i Volksgemeinschaft, jedności narodowej, zamiast wojny klasowej. Miało to im umożliwić uwzględnianie interesów wszystkich poszczególnych grup poprzez pilnowanie interesów ogółu. Tak więc musimy raczej zwracać uwagę na wymiar psychologiczny niż na socjologiczny. Nie było przypadkiem, że Hitler zaczął zdobywać masowe poparcie dopiero wraz z rozpoczęciem się wielkiego kryzysu. Zawsze uważał, że właśnie katastrofa, tego czy innego rodzaju, będzie jego szansą. Dla wielu katastrofą było zwiększenie się liczby zarejestrowanych bezrobotnych do 3 milionów po raz pierwszy od początku 1929 roku i dalszy wzrost tej liczby w miesiącu wyborów, czyli we wrześniu 1930 roku. Zimą 1931/1932 i 1932/1933 liczba bezrobotnych wzrosła do 6 milionów. Jednakże właśnie dlatego, że katastrofa miała formę gospodarczą - powodując nie tylko masowe bezrobocie, ale również obniżki płac i zarobków oraz dramatyczny wzrost liczby bankructw z wyprzedażą gospodarstw rolnych i przedsiębiorstw za bezcen - Hitler nigdy nie popełnił błędu w postaci założenia, iż najlepszym sposobem wykorzystania tej sytuacji w przyszłych wyborach byłoby uczynienie właśnie z polityki gospodarczej i obietnic jej poprawy fundamentu manifestu jego partii. Zdał sobie sprawę, jak żaden inny niemiecki polityk - a bez wątpienia nie Brüning - że wpływ tego rodzaju czynników ekonomicznych na ludzi ma formę szoku psychologicznego i że właśnie do wywołanych przez ten szok emocji strachu, nienawiści, rozpaczy, potrzeby pociechy i dania nadziei - powinien odwoływać się przywódca polityczny. Istniał szczególny powód, dla którego właśnie tak należało postąpić w Niemczech i dla którego wielki kryzys wywołał tam większe skutki niż gdzie indziej. W latach 1918-1923 naród niemiecki doznał całej serii skumulowanych szoków tego rodzaju: klęska po ciężkich stratach w
okresie wojny, Wersal, reparacje, upadek monarchii, rewolucja, niemal wojna domowa i inflacja. Krótki okres odrodzenia gospodarczego, odbierany później jako zdradliwa iluzja, uczynił tym trudniejszymi do zniesienia lęki i obawy wywołane kryzysem. Na początku lat trzydziestych miliony niemieckich mężczyzn i kobiet czuły się jak rozbitkowie po trzęsieniu ziemi, którzy zaczęli odbudowywać swe domy tylko po to, aby być świadkami ponownego rozpadania się ich kruchej struktury. W tego rodzaju warunkach istoty ludzkie tracą swą odporność i są podatne na wydumane obawy i fantastyczne nadzieje. Sytuacja ta nie stworzyła Hitlera, ale była tym, co Ernst Deuerlein określił jako Ermoglichung możliwość Hitlera. Sytuacja ta „uczyniła Hitlera możliwym”, dając mu okazję wykorzystania talentów nadających się właśnie wówczas do wykorzystania. Hitler oferował milionom Niemców połączenie dwóch haseł, które najbardziej chcieli usłyszeć: całkowite odrzucenie wszystkiego, co zdarzyło się w Niemczech od czasu wojny, oraz równie bezwarunkową obietnicę przywrócenia podzielonemu narodowi jego utraconego poczucia własnej wielkości i potęgi. Potępiał zarówno „listopadowych kryminalistów”, którzy wbili niemieckiej armii nóż w plecy i przyjęli mające charakter zemsty żądania aliantów, jak i marksistów głoszących wojnę klasową, internacjonalizm i pacyfizm; liberalne pluralistyczne społeczeństwo symbolizowane przez bezbożny Berlin i Kulturbolshewismus (bolszewizm kulturalny), szydzące z tradycyjnych wartości i nie mające nic świętego, i wreszcie Żydów, których przedstawiał jako żyjących z korupcji i bogacących się na słabości Niemiec. Zamiast tego demokratycznego Schweinerei (świństwa) Hitler głosił swą wiarę w odrodzenie moralnej i politycznej siły Niemiec; w przywrócenie pruskich wartości - porządku, autorytetu, poświęcenia, służby, dyscypliny, hierarchii, dzięki którym Niemcy osiągnęły wielkość; w odrodzenie poczucia wspólnoty (Volksgemeinschaft) oraz w powołanie silnego autorytarnego rządu, zdecydowanego i konsekwentnego w sprawach wewnętrznych i wymuszającego szacunek dla silnych, wielkomocarstwowych Niemiec za granicą. Fritz Stern sugerował, że szczególna siła atrakcyjna Hitlera dla niemieckich protestantów, w tym także dla protestanckich pastorów, wynikała w znacznej mierze z „cichej sekularyzacji” protestantyzmu w poprzednim stuleciu, kiedy to Kościół protestancki zaczął być identyfikowany z losem narodu i monarchii. Klęska prowadząca do obalenia monarchii i dotychczasowego porządku wywołała u protestantów poczucie zagubienia i dezorientacji w obcym dla nich świecie. Dla wielu protestantów obietnica Hitlera dokonania strukturalnej odnowy narodu, jego apel o poświęcenie i jedność, były zgodne z potrzebą odrodzenia wiary, czego własnymi, osłabionymi siłami nie byli w stanie dokonać. Równocześnie Hitler był w stanie przyciągnąć neokonserwatywnych intelektualistów, odrzucających racjonalizm i ślamazarny liberalizm nowoczesnego świata na rzecz irracjonalizmu Nietzschego, człowieka heroizmu zamiast człowieka ekonomii. Równie atrakcyjny był Hitler dla członków byłych elit rządzących, rozgoryczonych utratą pozycji i wpływów; dla Alte Mittelstand, zagrożonej procesem modernizacji, w tym
wzrostem znaczenia klasy robotniczej, stawiającym ją w obliczu utraty środków do życia i pozycji społecznej, oraz dla wielu członków młodego pokolenia zniechęconych brakiem perspektyw i pragnących żarliwie zaangażować się na rzecz przyszłości. Ta heterogeniczność, niedostatecznie odzwierciedlana w analizach opartych na kryterium klasowym, jest tym, co w sposób szczególny wyróżnia poparcie uzyskane przez Hitlera i co jest widoczne już w 1930 roku, a jeszcze bardziej w późniejszych wyborach. Właśnie owa heterogeniczność stanowi klucz do sedna fenomenu nazizmu. Naziści różnili się bowiem od wszystkich innych partii, czyniąc styl swej kampanii ważniejszym od jej treści: aby uciec się do późniejszego sformułowania - w ich wypadku rzeczywiście „medium było przesłaniem”. Nie tylko przemówienia Hitlera ale wszystko, co dotyczyło tego ruchu, traktującego politykę jako mieszaninę teatru i religii, miało na celu apelowanie nie do zmysłu racjonalnego, ale emocjonalnego, tych „sfer emocjonalnych”, wobec których argumenty logiczne zawodzą, o czym dawno przekonali się badacze natury ludzkiej i filozofowie. Jak pisał Freud: „Nasz intelekt może niezawodnie funkcjonować tylko wtedy, kiedy pozbawi się go wpływu silnych impulsów emocjonalnych: w przeciwnym razie odgrywa jedynie rolę instrumentu woli i dostarcza takich wniosków, jakich ona żąda”. Mein Kampf dowodzi, że Hitler od samego początku zdawał sobie z tego sprawę. Jego najoryginalniejszym osiągnięciem było stworzenie ruchu, który rozmyślnie stawiał sobie za cel podkreślanie na różny sposób - a więc za pomocą symboli, języka, rytuału, hierarchii, parad, wieców będących kulminacją mitu Führera - supremacji dynamicznych, irracjonalnych czynników w polityce: walki, woli, siły, roztopienia się jednostki w emocjach grupowych, poświęcenia dyscypliny. Zgodnie z charakterem tego rodzaju ruchu Hitler nie ograniczał się konkretną polityką i programem, pozostawiając te sprawy do rozstrzygnięcia na okres po zdobyciu władzy, co było jedynym celem partii, podobnie jak w wypadku Lenina. Miało to nie tylko tę dobrą stronę, że zwiększało Hitlerowi pole manewru w miarę pojawiania się nowych możliwości, ale pozwalało identyfikować się z nazizmem ugrupowaniom o bardzo różnych i czasami sprzecznych interesach oraz poglądach, przy czym każde z tych ugrupowań wyrabiało w sobie przekonanie, że Hitler dąży do tych samych celów co one. Wielu ludzi z konserwatywnego starszego pokolenia głosowało na nazistów, ponieważ wierzyło, że Hitler przywróci tradycyjne wartości z przeszłości Niemiec. Inni, zwłaszcza z młodszego pokolenia, głosowali na nazistów, ponieważ uważali ich za wolnych od klasowego wizerunku Reaktion, który przylgnął do innych prawicowych partii, oraz dlatego, że wierzyli, iż Hitler zlikwiduje te relikty przeszłości, jak również teraźniejszości, oraz dokona radykalnej prawicowej rewolucji. Postulaty obu tych grup można by określić jako „moralne i duchowe odrodzenie narodu”. Kolejne strony nie przyniosą próby rozwiązania tych sprzeczności, dostarczą natomiast wielu przykładów ukazujących, że Hitler
uczynił wszystko, co było w jego mocy, aby podtrzymać oczekiwania zarówno swoich konserwatywnych, jak i radykalnych zwolenników. Było to niezbędne, jeśli miał przekonać dostatecznie dużą liczbę Niemców, iż mają do czynienia z człowiekiem i z ruchem zdolnym do zjednoczenia narodu, uwolnienia go od jego lęków i wskazania drogi wyjścia z bagna, w którym tkwił. W 1930 roku ośmiokrotnie więcej wyborców niż w 1928 roku dało się przekonać do poważnego potraktowania jego zapewnień; w lipcu 1932 roku miało być ich jeszcze dwa razy więcej. II W 1930 roku Hitler osiągnął swój pierwszy cel, wdzierając się na ogólnokrajową scenę polityczną. Pytanie, na które musiał teraz odpowiedzieć, brzmiało: jak przekształcić uzyskane 6,5 miliona głosów w narodowosocjalistyczny rząd z nim samym na jego czele. Istniały dwa narzucające się sposoby realizacji tego zamiaru. Pierwszym była droga parlamentarna, polegająca na stopniowym gromadzeniu coraz większej liczby głosów, aż do uzyskania przez nazistów większości w Reichstagu: albo samodzielnie, albo w ramach prawicowej koalicji. Drugi sposób to zamach stanu. Hitler dostrzegał ujemne strony obu tych rozwiązań. Decyzja o rozpisaniu kolejnych ogólnonarodowych wyborów nie leżała w jego mocy, a ponadto odnosił się z pogardą do perspektywy zostania „parlamentarnym” kanclerzem, uzależnionym od głosów w Reichstagu. Kampania nazistów od samego początku oparta była na twierdzeniu, że są oni ruchem odrzucającym bagno polityki parlamentarnej, w której decyzje dotyczące najważniejszych spraw były podejmowane lub, co bardziej prawdopodobne, nie podejmowane - poprzez głosowanie, a za każdym razem decydowała większość utworzona drogą kompromisów. Ale zdecydowanie się na drugi sposób i podjęcie próby uzyskania władzy siłą było równoznaczne z rzuceniem wyzwania przeważającym siłom państwa i narażeniem się na ryzyko porażki na ulicach, podobnej do tej z 1923 roku. Hitler chciał rewolucji, w której siła państwa byłaby po jego stronie. Ale rewolucja nie miała być środkiem służącym do zdobycia władzy; władza musiała być zdobyta przy zachowaniu przynajmniej pozorów legalności. W latach 1930-1932 Hitlerowi odpowiadało, kiedy uznawał za stosowne ze względów politycznych zabierać na ten temat głos publicznie, pozostawianie obu opcji otwartych. Miał jednak nadzieję, że uda mu się połączyć je w trzeci sposób. Możliwość taką stwarzał szczególny system władzy, w ramach którego Niemcy od marca 1930 roku były rządzone przez kanclerza i ministrów nie stojących na czele większości w Reichstagu, ale mianowanych przez prezydenta, von Hindenburga, i wykorzystujących jego nadzwyczajne uprawnienia do wydawania dekretów zgodnie z art. 48 konstytucji weimarskiej. Uprawnienia wyboru kanclerza i - w istocie - zapewnianie mu możliwości rządzenia dostały się w ręce małej grupy osób z otoczenia prezydenta. Jednakże taki system był niezadowalający na dłuższy czas, ponieważ był otwartym wyzwaniem dla większości w Reichstagu. W dłuższej perspektywie kanclerz musiał albo
zapewnić sobie większość głosów w Reichstagu, przywracając w ten sposób rząd parlamentarny, albo - jeśli prezydent i jego doradcy chcieliby całkowitego uwolnienia się od zależności od Reichstagu - uzyskać wystarczające poparcie w kraju, aby zmienić konstytucję. Prezydent von Hindenburg i jego doradcy chcieli zastosować ten drugi wariant, ale ani Brüning, ani jego dwaj następcy na stanowisku kanclerza, von Papen i von Schleicher, nie byli w stanie uzyskać wystarczającego poparcia elektoratu. Równocześnie narastała potrzeba znalezienia wyjścia z impasu politycznego, który coraz silniej oddziaływał na doradców prezydenta w miarę pogłębiania się kryzysu i narastania niebezpieczeństwa załamania się porządku publicznego, podobnie jak w początkowych latach Republiki Weimarskiej. Ostatnią rzeczą której chciała armia, było powtórzenie roku 1923 i równoczesnego powstania lewicowych i prawicowych ekstremistów. W tej sytuacji Hitler dysponował dwoma atutami. Sukces nazistów w wyborach we wrześniu 1930 roku, potwierdzony przez wybory regionalne w 1931 roku, zapowiadał poparcie, którego mógłby udzielić, jeśli włączono by go do rozgrywki. Gdyby pozostawiono go poza nawiasem, mógłby dokonać rewolucji wykorzystując zorganizowaną siłę SA. Taktyka Hitlera polegała więc na wykorzystaniu rewolucji, której nie chciał dokonać, i masowego poparcia, którego nigdy nie był w stanie przekształcić w większość (w pierwszym wypadku jako groźby, a w drugim jako obietnicy) - do nakłonienia prezydenta i jego doradców, aby uczynili z niego partnera w sprawowaniu rządów. Dzięki przejściu od parlamentarnej do prezydenckiej formy rządów Hitler uzyskał alternatywną drogę do zdobycia władzy; drogę, dzięki której mógł zarówno zrezygnować z walki o zdobycie większości przy urnach wyborczych, jak i uwolnić się od ryzyka związanego z próbą dokonania drugiego puczu. Tu właśnie leży klucz do zrozumienia serii przewlekłych i wykrętnych posunięć politycznych, podejmowanych od końca 1930 do końca stycznia 1933 roku, kiedy to Hitler w końcu osiągnął swój cel i został kanclerzem. Ale tego klucza należy używać ostrożnie, ponieważ, w odróżnieniu od historyka, Hitler nie mógł wiedzieć, czy jego taktyka okaże się skuteczna. Kiedy negocjacje załamywały się lub prowadziły donikąd, co się często zdarzało, musiał opierać się na koalicji z nacjonalistami, a nawet, w jednym wypadku, z Centrum, lub na zdobyciu wyraźnej większości w kolejnych wyborach, których w 1932 roku było aż pięć, tego czy innego rodzaju. Za każdym razem jednak Hitler sprawiał wrażenie, iż chodziło mu o wznowienie negocjacji, a alternatywne sposoby, do których się uciekał, pozwalały zwiększyć nacisk na drugą stronę w celu skłonienia jej do powrotu do stołu rokowań. Podobnie jak w wypadku Stalina zwraca uwagę wytrwałość, z jaką Hitler dążył do celu poprzez labirynt zwrotów i zakrętów. Jeszcze bardziej rzuca się w oczy jego zdolność utrzymywania zaufania zwolenników i zachęcania ich do aktywności w ciągu dwudziestu ośmiu frustrujących miesięcy, jakie upłynęły od oczekiwań, rozbudzonych przez wybory z września 1930 roku, do momentu ich realizacji. Było to dwadzieścia osiem miesięcy licznych porażek, a pod koniec - utraty 2 milionów głosów i
perspektywy całkowitej klęski. Ani Stalin, ani Hitler nie zdobyli władzy szybko. W przypadku Stalina proces ten trwał prawie dwukrotnie dłużej niż w przypadku Hitlera: ponad pięć lat, które upłynęły od śmierci Lenina, do momentu ostatecznego triumfu w dniu pięćdziesiątych urodzin. Od krótkiego spotkania Brüninga z Hitlerem wkrótce po wyborach z 1930 roku, które nie przyniosło żadnych rezultatów, upłynęło dalszych dwanaście miesięcy, zanim wznowiono rozmowy jesienią 1931 roku. Brüning oświadczył przywódcy nazistów, że kryzys gospodarczy będzie długotrwały. Była to dobra wiadomość dla Hitlera. Ale jak miał utrzymać morale i impet działania partii oraz SA podczas tego długiego okresu wyczekiwania? W dziesięć dni po wyborach z 1930 roku Hitler powiedział na pewnym spotkaniu w Monachium: „Nie jesteśmy, z zasady, partią parlamentarną - byłoby to sprzeczne z całym naszym wizerunkiem. Jesteśmy partią parlamentarną pod przymusem, ograniczeni, a tym ograniczeniem jest konstytucja. Konstytucja zmusza nas do posługiwania się tymi środkami [...] W naszej walce nie chodzi nam o miejsca w Reichstagu, ale zdobywamy miejsca w parlamencie po to, abyśmy pewnego dnia byli w stanie wyzwolić naród niemiecki”. Chociaż byli teraz drugą, pod względem liczebności, partią w Reichstagu, 107 deputowanych nazistowskich (nie było wśród nich Hitlera, wciąż jeszcze nie posiadającego niemieckiego obywatelstwa) od pierwszego dnia dało jasno do zrozumienia, że nie zamierzają angażować się w gry parlamentarne, ale po prostu wykorzystają Reichstag jako platformę do ataków na „system” i będą odnosić się z pogardą do jego instytucji. Partia nadal najwięcej energii wkładała w kontynuowanie strategii „stałej kampanii” poza parlamentem, w całym kraju. W następstwie wyborów z 1930 roku nastąpił znaczny wzrost liczby wniosków o przyjęcie do partii. W okresie między wrześniem 1930 roku i końcem tego roku liczba ta zwiększyła się o prawie 100 tysięcy. Dzięki temu, że Hitler zawczasu przygotował ramy organizacyjne, nowi przybysze zostali wchłonięci przez „wielki tygiel idei narodowosocjalistycznej” bez większych trudności, chociaż starzy weterani (Altkampfer) patrzyli z zazdrością na szybki awans często lepiej wykształconych i wyżej wykwalifikowanych Septemberlinge (jest to nawiązanie do słowa Pfefferlinge, nazwy popularnego gatunku grzybów), którzy wstąpili do partii dopiero po wrześniowym sukcesie wyborczym. Dwoma afiliowanymi organizacjami, które odnotowały podobny wzrost liczby członków, były: Agrarpolitischer Apparat (AA) Darrego i Hitlerjugend, odwołująca się zarówno do rodziców z klasy średniej, jak i ich dzieci. Tę ostatnią organizację przejął Baldur von Schirach i połączył z Nazistowskim Stowarzyszeniem Studentów. Znacznie mniejsze sukcesy odniosła NSBO (Narodowo-socjalistyczna Organizacja Komórek Fabrycznych). Uzyskawszy po wrześniowych wyborach, pod przewodnictwem Reinholda Muchowa, status organizacji ogólnonarodowej, wspierana przez Gregora Strassera oraz Goebbelsa w swym najlepszym okresie, w 1932 roku, nie liczyła więcej niż 300 tysięcy członków (głównie w Berlinie). Nie było to wiele w porównaniu z
milionami, które należały do związków zawodowych, ale taki stan rzeczy nie wynikał z braku środków ani z podejmowanych wysiłków. Wzrastająca liczba członków przyczyniała się do utrzymania wrażenia nieustannej aktywności, która była najważniejszym sposobem umacniania potęgi partii. Dobrze już opracowane „nasycające kampanie” umożliwiły nazistom uzyskanie przeciętnie ponad 40 procent głosów podczas wyborów regionalnych w 1931 roku. W okresie między kwietniem i sierpniem przeprowadzono kolejną gwałtowną kampanię razem ze Stahlhelmem, nacjonalistami i komunistami - raczej dziwnymi sojusznikami - domagając się rozwiązania pruskiego parlamentu. Inicjatywa zakończyła się fiaskiem, ale kampania umożliwiła partii pozostanie w centrum wydarzeń. W grudniu 1931 roku w całej Rzeszy naziści mieli zorganizować ponad 13 tysięcy wieców i publicznych spotkań w porównaniu z mniej niż 500 zorganizowanych przez ich rywali. Po wyborach dominacja Hitlera nad partią stała się całkowita. Jej symbolem stał się duży gabinet w Brunatnym Domu, z wiszącymi na ścianach trzema portretami Fryderyka Wielkiego oraz oficjalną fotografią Hitlera, siedzącego przy biurku, z podpisem: „Nic nie dzieje się w tym ruchu, z wyjątkiem tego, czego ja chcę”. Jego mityczny wizerunek „niekwestionowanego, jedynego przywódcy NSDAP” (określenie użyte przez Gregora Strassera w „Volkischer Beobachter”) był bardziej niż kiedykolwiek tym, co utrzymywało spoistość partii i służyło za substytut programu. W rzeczywistości Hitler spędzał niewiele czasu w swym gabinecie, jeżdżąc często po kraju i zdobywając poparcie na masowych wiecach, które były również ważnym źródłem dochodów. Wzmocnił jednak swój wizerunek Führera nowymi nominacjami w kierownictwie partii, które zajmowało się sprawami organizacyjnymi i doraźnymi decyzjami, nie pozostawiając nigdy wątpliwości, że prawo Hitlera do interwencji jest absolutne. Najistotniejsza z tych nominacji dotyczyła Goebbelsa, któremu na początku 1931 roku powierzono Kierownictwo Propagandy na Rzeszę (RPL). Sprawował on pełną kontrolę nad kampaniami propagandowymi, doborem mówców i określaniem stanowiska partii wobec każdego problemu. Goebbels wykazał już swe wyjątkowe uzdolnienia propagandzisty podczas kampanii wyborczej. Po przejęciu RPL wprowadził on system comiesięcznych raportów na temat nastrojów wśród szeregowych członków partii. Żądał ich od gauleiterów, domagając się, aby wysyłali agentów do „piekarni, sklepów rzeźniczych, sklepów kolonialnych i tawern” i w ten sposób przekonali się, co ludzie mówią. Zebrane materiały Kierownictwo Propagandy wykorzystywało następnie do opracowywania literatury propagandowej. Nagły napływ nowych członków, wzrost liczby ogłoszeń reklamowych w „Volkischer Beobachter” i większa liczba wydawnictw partyjnych, liczniejsze uczestnictwo w wiecach i w innych imprezach z płatnym wstępem - wszystko to pozwoliło partii wyjść z głębokiego zadłużenia, w jakie popadła w okresie kampanii wyborczej, i rozważyć możliwość stałego rozszerzenia działalności. Jeszcze w 1931 roku i w znacznej mierze w 1932 roku było prawdą, iż partia nazistowska utrzymywała się z własnych
środków. Najwięksi przemysłowcy i bankierzy wciąż odnosili się nieufnie do partii, która była niezdolna lub nie chciała ogłosić jasnego, czy nawet tylko spójnego, oświadczenia w sprawie swej polityki gospodarczej i zamiarów wobec kapitalistycznych przedsiębiorstw. Jednakże naziści zaczęli w latach 1930-1931 uzyskiwać pewne wpływy nie z funduszy korporacji, ale w formie indywidualnych wpłat od grupy sympatyków - m.in. od byłego prezesa Reichsbanku Schachta, Fritza Thyssena i Ludwiga Grauerta, dyrektora stowarzyszenia pracodawców przemysłu hutniczego. Były to jednak sumy wahające się od dziesiątków tysięcy do 100-200 tysięcy marek, często wypłacane nie partii, ale poszczególnym działaczom - nie Hitlerowi, tylko Göringowi, Strasserowi i Punkowi. Największym atutem ruchu było zaangażowanie jego szeregowych członków, ale zawsze istniało niebezpieczeństwo, że zwiększona aktywność, która je podtrzymywała przekroczy niezbyt precyzyjnie określoną linię między legalnością i nielegalnością. Hitler musiał utrzymywać równowagę między „nielegalnością” - która w razie wymknięcia się spod kontroli podważyłaby jego wiarygodność jako ewentualnego partnera w oczach dowództwa armii i grupy skupionej wokół prezydenta - a „legalnością”, która, zbyt ostro forsowana, mogłaby rozczarować dużą liczbę tych, którzy wstąpili do partii i do SA wierząc, że siła, a nie większość głosów, powinna rozstrzygnąć sprawy narodowe, i którzy wciąż tęsknie oczekiwali na marsz na Berlin i zdobycie władzy. Kunszt Hitlera polegał na rozmyślnym stwarzaniu aury niepewności wokół jego twierdzeń o „legalności”, tak aby - z jednej strony - utrzymywać przekonanie konserwatywnych ugrupowań, z którymi miał nadzieję negocjować, iż wywiera powściągający wpływ na partię; a z drugiej - wiarę radykałów w partii, że jego słowa o „legalności” były w istocie sprytnym kamuflażem, kryjącym zamiar dokonania puczu w odpowiednim momencie. Göring przedstawił to następująco: „Walczymy z Państwem i obecnym Systemem, ponieważ chcemy zniszczyć go całkowicie, ale w sposób zgodny z prawem - dla długouchego szpicla. Gdy nie mieliśmy jeszcze ustawy o »ochronie republiki«, mówiliśmy, że nienawidzimy tego Państwa; teraz mówimy, że je kochamy a jednak wszyscy wiedzą, co mamy na myśli”. Możliwości Hitlera prowadzenia podwójnej gry zostały wystawione na próbę natychmiast po wyborach w 1930 roku. Jeszcze w 1929 roku, pragnąc wywrzeć wpływ na opinię armii, podczas przemówienia w Monachium zaatakował on stanowisko konsekwentnie zajmowane przez von Seeckta, emerytowanego już naczelnego dowódcy armii, iż Reichswehra powinna trzymać się z dala od polityki. Argumenty Hitlera wywarły pewien wpływ na młodszych oficerów, którzy nie widzieli większych perspektyw awansu w armii ograniczonej traktatem wersalskim do 100 tysięcy ludzi i dla których atrakcyjne były obietnice Hitlera, że jeśli dojdzie do władzy, rozbuduje armię i przywróci Niemcom należną im pozycję w Europie. Na trzech poruczników: Scheringera, Ludina i Wentza, wpływ ten okazał się na tyle silny, że nawiązali kontakt z nazistami i podjęli działania w celu przeciągnięcia na ich stronę innych oficerów.
Aresztowani pod zarzutem szerzenia nazistowskiej propagandy w armii, zasiedli na ławie oskarżonych przed Sądem Najwyższym w Lipsku kilka dni po wyborach w 1930 roku. Hitler natychmiast poprosił o przesłuchanie go i, rozmyślnie adresując swe wypowiedzi do dowództwa Reichswehry, oświadczył kategorycznie, że SA zostało utworzone wyłącznie do celów politycznych oraz że jakiekolwiek pomysły zastosowania siły przez nazistów i wciągnięcia armii w wojnę domową czy też dążenie do jej zastąpienia (zwłaszcza tradycyjnego korpusu oficerskiego) nazistowską armią nowego typu są wykluczone. „Kiedy dojdziemy do władzy, dopilnujemy, aby z obecnej Reichswehry powstała wielka armia narodu niemieckiego. Tysiące młodych ludzi w armii są tego samego zdania”. Kiedy przewodniczący sądu przerwał mu mówiąc, że naziści raczej nie mogą żywić nadziei na osiągnięcie ich celów drogą legalną, Hitler z oburzeniem zaprzeczył. Liczą się tylko jego rozkazy, „a moja podstawowa zasada brzmi, że jeśli przepis partyjny jest sprzeczny z prawem, to nie należy go realizować”. Ci, którzy nie przestrzegali tej zasady, zostali wykluczeni, „wśród nich Otto Strasser, który flirtował z ideą rewolucji”. Następnie ze świadomą dwuznacznością, którą stosował wobec kwestii legalizmu oraz antykapitalistycznego stanowiska partii, Hitler dodał: „Stoję tutaj pod przysięgą złożoną Bogu Wszechmogącemu. Oświadczam wam, że jeśli dojdę do władzy legalnie, to będzie również nazistowski Trybunał Sprawiedliwości, rewolucja z listopada 1918 roku zostanie pomszczona i legalnie spadnie dobrych kilka głów”. Słowa te spotkały się z głośnym aplauzem z galerii dla publiczności, ale kiedy przewodniczący sądu zapytał, co Hitler rozumie pod pojęciem „niemiecka rewolucja narodowa”, uspokajająco odparł, że nie ma ona nic wspólnego z polityką wewnętrzną i że oznacza po prostu „niemieckie powstanie narodowe” przeciwko postanowieniom układów pokojowych, które „uważamy nie za obowiązujące prawo, ale za coś nam narzuconego”. „Hitler: Nasza propaganda jest duchowym rewolucjonizowaniem narodu niemieckiego. Nasz ruch nie potrzebuje siły... Wejdziemy do legalnych organizacji i w ten sposób uczynimy z naszej partii decydujący czynnik. Ale kiedy uzyskamy uprawnienia konstytucyjne, to ukształtujemy państwo w sposób, który uważamy za słuszny. Przewodniczący: Również środkami konstytucyjnymi? Hitler: Tak”. Generał Jodl, szef sztabu w okresie II wojny światowej, przesłuchiwany po wojnie podczas procesu norymberskiego, oświadczył trybunałowi, że nie został przekonany, dopóki Hitler nie oświadczył pod przysięgą w sądzie, że jest przeciwny jakiejkolwiek ingerencji w sprawy armii. To wyraźne oświadczenie Hitlera miało na celu otwarcie drogi do późniejszych negocjacji z dowództwem Reichswehry. Ale niebezpieczeństwa związane z taką taktyką ilustruje historia porucznika Scheringera. Skazany na osiemnaście miesięcy więzienia, przeszedł do komunistów, będąc wciąż jeszcze w więzieniu. Kiedy Goebbels wysłał telegram z pytaniem, czy list Scheringera, w którym zawiadamia on o zmianie swej przynależności partyjnej, jest autentyczny, Scheringer odtelegrafował: „Deklaracja autentyczna. Hitler zdradził rewolucję”.
Niebezpieczeństwa te przybrały najostrzejszą formę w SA. „Brunatne koszule” były niezbędne w kampanii nazistów: członkowie SA pełnili funkcje strażników podczas nie kończących się serii wieców; stanowili wyzwanie dla komunistów na ulicach, a swymi paradami demonstrowali siłę, która miała zasadnicze znaczenie dla wizerunku nazistów. Jednakże Hitler miał na myśli jedynie propagandę, obraz partii: członkowie SA mieli być żołnierzami szturmowymi rewolucji, która miała nigdy nie nastąpić. Z kolei ugruntowanie się takiego poglądu oznaczałoby osłabienie ich bojowego ducha, a ten należało podtrzymywać - jednakże uniemożliwiając mu wymknięcie się spod kontroli. Hitler zdawał sobie sprawę z tego problemu. Wykazała to jego szybka reakcja, kiedy berlińskie SA, znane ze swych gwałtownych starć z KPD, wznieciło bunt bezpośrednio przed wrześniowymi wyborami i odmówiło ochrony partyjnych wieców. Główne żądania członków miały charakter płacowy, ale odrębność struktury SA była przyczyną stałych tarć z polityczną hierarchią partii. Poza tym esamani byli zdania, że ogólnokrajowe kierownictwo partii w Monachium ich nie docenia. Jeden z oberführerów SA napisał, że ich zdaniem „SA jest tutaj po prostu po to, aby zdechnąć”. Hitler natychmiast udał się do Berlina i odwiedzał po kolei wszystkie piwiarnie oraz sale klubowe, przekonując esamanów i obiecując im lepszy żołd oraz traktowanie jako „żołnierzy rewolucji”. Aby uzyskać dodatkowe fundusze, polecił obciążenie każdego członka partii specjalnymi opłatami i zakończył swą wizytę efektownym akcentem, ogłaszając, że sam obejmie funkcję naczelnego dowódcy SA w miejsce von Pfeffera. Po wyborach, tak szybko jak tylko mógł, Hitler przekonał Ernsta Röhma do powrotu i objęcia stanowiska szefa sztabu SA. Dał mu wolną rękę, powierzając zadanie reorganizacji SA, którego liczba członków na początku 1931 roku wahała się między 60 i 100 tysiącami ludzi. Znaczny procent wśród nich stanowili bezrobotni, zwabieni obietnicą zapłaty, jedzenia i przygody. Równocześnie Hitler zezwolił Himmlerowi na powiększenie jego elitarnej organizacji SS (początkowo liczyła 280 członków i była bardzo nielubiana przez bardziej proletariacką SA), powierzając jej funkcję policji wewnątrzpartyjnej. Motto, jakie Hitler dał SS, brzmiało: „SS-Mann, deine Ehre heisst Treue” („Twoim honorem jest wierność”). Jednakże utyskiwania na prowadzoną przez Hitlera politykę „legalności” trwały nadal. W końcu marca 1931 roku, kiedy rząd wydał dekret wprowadzający wymóg uzyskiwania zgody policji na organizowanie wieców politycznych z dwudziestoczterogodzinnym wyprzedzeniem, Hitler polecił wszystkim agendom partyjnym podporządkowanie się temu dekretowi. Było to za wiele dla Stennesa, przywódcy SA w Berlinie, który potępił tę decyzję Hitlera, rozpędził miejscowe kierownictwo polityczne partii i podporządkował swojemu dowództwu zarówno lokalną organizację SA, jak i partię. Oficerowie SA na Pomorzu, występując po stronie Stennesa oświadczyli, że „NSDAP odeszła od rewolucyjnego kursu prawdziwego narodowego socjalizmu [...] i wyrzekła się czystego ideału, o który walczymy”. Hitler ponownie rzucił na szalę swój osobisty prestiż, zdymisjonował
Stennesa i zażądał, aby wszyscy dowódcy SA złożyli mu osobiście bezwarunkowe deklaracje lojalności. Chociaż Stennes przyłączył się do Ottona Strassera, występując otwarcie przeciwko Hitlerowi, to jednak jego rewolta załamała się i tylko nieliczni poszli w jego ślady. Siła mitu Führera zapewniała zwartą większość nawet w Berlinie. Göring dokonał czystki w SA; w odpowiedzi na skargi szeregowych członków przeprowadzono szereg reform, a Hitler i Röhm bardzo starannie czuwali nad kursami indoktrynacji dowódców SA w Szkole Kierownictwa Rzeszy. Ale problem pozostał jako nieodłączna część polityki, która mogła rozładować napięcie wywołane przez zawarte w niej sprzeczności tylko wtedy, kiedy prowadziła do sukcesu. III Hitler potrzebował nie tylko zaufania, ale i cierpliwości. Mógł potęgować nacisk z zewnątrz, ale tak długo, jak trzymał się swej taktyki legalności, musiał czekać na zaproszenie do wzięcia udziału w negocjacjach. To wyczekiwanie było ciężką próbą dla partii i dla wiary Hitlera w przeznaczony mu sukces, będącej podstawą mitu Führera. Istniały jednak cztery obiektywne czynniki, pozostające poza jego kontrolą, które wszakże mógł obrócić na swoją korzyść. Pierwszym było pogłębienie się kryzysu gospodarczego w latach 19311932. Liczba zarejestrowanych bezrobotnych przekroczyła wówczas 6 milionów osób, czyli procentowo więcej niż w jakimkolwiek innym kraju uprzemysłowionym. Drugim było równoległe zjawisko pogłębiania się kryzysu politycznego. Jednym z przejawów tego zjawiska była zwiększająca się liczba głosów oddawanych na radykalną prawicę (nazistów) i radykalną lewicę (KPD) oraz nasilenie się aktów przemocy na tle politycznym. Kryzys polityczny objawił się również zakończeniem okresu czasowej stabilizacji Republiki, jaki rozpoczął się po wyborze na jej prezydenta w 1925 roku feldmarszałka von Hindenburga, symbolicznego substytutu monarchii. Na krótki czas tradycyjne niemieckie elity stały się, jeśli nie pogodzone, to przynajmniej nie tak agresywne wobec Republiki. Kryzys położył temu kres. Kryzys gospodarczy stał się również kryzysem politycznym. Odpowiedzialność za wszystkie plagi nękające Niemcy zrzucano na „System”, co wskazywało, jak płytkie były w Niemczech korzenie demokracji parlamentarnej i jak głęboko zrażone były do Republiki te grupy, których przywileje i pozycja w społeczeństwie powinny uczynić z nich najmocniejsze filary państwa. Można to było wyraźnie zaobserwować na przykładzie czołowej partii konserwatywnej, nacjonalistów (DNVP). Zaczęli oni nie tylko tracić coraz więcej głosów na korzyść nazistów w rejonach wiejskich, ale ich partia została opanowana przez reakcjonistę i pangermańskiego autokratę, Hugenberga, który próbował - bez większego powodzenia - rywalizować z nazistami w ochrypłych, niestrudzonych atakach na Republikę, a czasami nawet nawiązywać z nimi sojusz. Zaproszenie Hitlera przez Hugenberga do wspólnej kampanii przeciwko planowi Younga w okresie referendum było ważnym etapem w dążeniu
Hitlera do pozyskania szacunku politycznego i ewentualnego dostępu do wpływów oraz zasobów finansowych prawicowych kręgów klas wyższych. Bardziej konserwatywnych członków DNVP zraził polityczny styl Hugenberga i w rezultacie utworzyli rozłamową grupę Ludowych Konserwatystów (Volkskonservativen). Ale Hugenberg, uparty i nie zrażony, kontynuował swój kurs, nie wyciągając żadnych wniosków ze swych wcześniejszych kontaktów z Hitlerem. Kolejnym jego posunięciem było włączenie Hitlera do „Narodowej Opozycji”, czyli tzw. Frontu z Harzburga, który na krótko zjednoczył w październiku 1931 roku wszystkich prawicowych wrogów Republiki Weimarskiej. Była to ta sama koalicja, która została odrodzona w styczniu 1933 roku, aby uczynić Hitlera kanclerzem w błędnym przekonaniu, iż będzie on zmuszony postępować zgodnie z życzeniami jego partnerów. Trzecim czynnikiem, który działał na korzyść Hitlera była zmiana polityki Reichswehry. Jedną z najbardziej uderzających i niebezpiecznych anomalii w Republice Weimarskiej był fakt, iż dowództwo armii przetrwało zarówno klęskę wojenną, jak i upadek monarchii oraz stworzyło coś w rodzaju państwa w państwie, lojalnego nie wobec zmieniających się ustawicznie rządów czy wobec Republiki, ale wobec tego, co korpus oficerski uważał za interesy i wartości „wiecznych Niemiec”. Twórcą tej unikalnej pozycji Reichswehry był generał Hans von Seeckt, jej naczelny dowódca w latach 1920-1926 (Chef der Heeresleitung). Nie tylko udało mu się obronić autonomię dowództwa armii wobec polityków, twierdząc, iż w armii nie może być miejsca dla polityki, ale jako przedstawiciel armii sam odgrywał dużą rolę w polityce, utrzymując, że armia jest ostatecznym sędzią interesu narodowego. Podczas kryzysu wewnętrznego w 1923 roku rząd niemiecki powierzył von Seecktowi pełną władzę wykonawczą, aby ratował państwo. Był on też odpowiedzialny za tajną politykę utrzymywania ścisłych kontaktów ze Związkiem Radzieckim, które umożliwiały armii niemieckiej obchodzenie militarnych klauzul traktatu wersalskiego. Wybór w 1925 roku feldmarszałka von Hindenburga, ostatniego dowódcy starej armii cesarskiej, na prezydenta Niemiec oraz późniejsze odejście w stan spoczynku von Seeckta (1926 rok) otworzyły drogę do zbliżenia między armią i władzami republikańskimi. Inicjatywę przejęła wpływowa grupa młodszych oficerów odbywających służbę w Ministerstwie Obrony i w Truppenamt, ukrytym następcy byłego Sztabu Generalnego, zlikwidowanego przez układ pokojowy. Kierowały nimi nie republikańskie sympatie, ale fakt, iż zdali sobie sprawę, że cele zawodowe mogą osiągnąć jedynie poprzez bliską współpracę zarówno z rządem Rzeszy, jak i Prus. Ich plany przewidywały stworzenie nowego modelu armii złożonej z 21 dywizji piechoty i 5 dywizji kawalerii (układ pokojowy zezwalał odpowiednio na 7 i 3 dywizje); wyposażenie tych sił (a także lotnictwa) w najnowocześniejszą broń, prawie w całości zakazaną przez traktat wersalski, oraz tajny program zbrojeń i szkolenia w Związku Radzieckim. Architektami tych nowych stosunków byli Wilhelm Groener, pierwszy generał, który został później ministrem obrony, oraz Kurt von Schleicher,
szef Ministeramtu, nowego urzędu mającego zajmować się wszystkimi sprawami politycznymi w imieniu armii i marynarki. Groener, jako drugi rangą dowódca w ostatnich dniach I wojny światowej, zastąpił Ludendorffa i wykazał się poczuciem realizmu, mówiąc cesarzowi (podczas gdy von Hindenburg zachował milczenie), że armia już go nie popiera. Następnie zawarł porozumienie z nowym socjalistycznym kanclerzem, Ebertem, i wziął na siebie odpowiedzialność za uświadomienie rządowi republikańskiemu, iż Niemcy nie są zdolne do kontynuowania wojny i muszą podpisać traktat wersalski. Ideę powierzenia mu w wieku sześćdziesięciu lat stanowiska ministra propagował von Schleicher, który jako major ściśle z nim współpracował w latach 1918-1920 i który przekonał von Hindenburga, aby dokonał tej nominacji. Von Schleicher, sprytny, pewny siebie, odznaczający się zarówno wdziękiem osobistym, jak i pasją do intryg politycznych (stał się znany jako „szara eminencja”), zaskarbił sobie zaufanie nie tylko Groenera, ale również - poprzez przyjaźń z Oskarem von Hindenburgiem (z którym odbywał służbę wojskową) - jego ojca, prezydenta. Wkrótce nie było dnia, aby pałac prezydencki nie zwracał się do von Schleichera z prośbą o radę. Jednakże, pomimo wysiłków Groenera, nieufność po obu stronach okazała się zbyt głęboko zakorzeniona (dotyczy to zwłaszcza socjaldemokratów), aby współpraca się udała. Groener był rozczarowany słabością rządu koalicyjnego, w którym poszczególne partie występowały przeciwko sobie, i już w grudniu 1929 roku on i von Schleicher poszukiwali innych sposobów zapewnienia stabilizacji politycznej oraz poparcia - niezbędnych, aby Reichswehra mogła zrealizować swój program zbrojeń. Dążenie armii do tego celu miało stać się ważnym czynnikiem ułatwiającym Hitlerowi objęcie urzędu kanclerza. Moment ten wciąż był jeszcze odległy, ale na długo przed 1933 rokiem zmiana stanowiska armii w znacznej mierze przyczyniła się do zmiany formy rządów z prezydenckich w parlamentarną. Był to czwarty czynnik, działający na korzyść Hitlera. Von Schleicher zaliczał się do najaktywniejszych doradców prezydenta, opracowujących plan mianowania kanclerza, który opierając się na nadzwyczajnych uprawnieniach prezydenta - byłby w stanie zapewnić to, czego potrzebowało zarówno państwo, jak i Reichswehra: silny rząd, zdolny do prowadzenia dalekosiężnej polityki bez oglądania się na łaskę przywódców partyjnych. Zgodnie z planem dokonano nominacji Brüninga; dalszy rozwój wypadków już opisano: jego decyzję rozwiązania Reichstagu i przegraną w wyborach, które nastąpiły we wrześniu 1930 roku. Nie znaczy to jednak, iż niespodziewane sukcesy Hitlera w wyborach w 1930 roku umożliwiły mu jego ostateczny triumf. Byłby to zbyt pochopny wniosek. Istniały również alternatywne scenariusze, którym warto się przyjrzeć. Po wyborach 107 deputowanych nazistowskich natychmiast połączyło swe siły z 41 nacjonalistami Hugenberga i 77 komunistami, przekształcając Reichstag w forum służące do systematycznych nagonek i uniemożliwiając normalną pracę tego organu. Ale opozycja przeliczyła się. Zmiana
stanowiska SPD umożliwiła stworzenie większości niezbędnej do zmiany regulaminu Reichstagu i przywrócenia normalnego toku obrad (luty 1931 roku). Ta sama koalicja, sięgająca od umiarkowanej lewicy (SPD) do umiarkowanej prawicy (Volkskonservativen, którzy oderwali się od Hugenberga i DNVP), mogła być wykorzystana do odrzucenia każdego wniosku o wotum nieufności i zapewnić większość, której potrzebował Reichstag do przywrócenia rządów parlamentarnych. Ale Brüning i grupa wokół prezydenta nie była tym zainteresowana; wspomnianą większość wykorzystali jedynie do uzyskania porozumienia o zawieszeniu obrad Reichstagu. Był to dalszy krok w kierunku zastąpienia rządów parlamentarnych rządami prezydenckimi. Inną możliwością była propozycja Ottona Brauna, socjaldemokratycznego premiera Prus, połączenia rządu pruskiego i ogólnokrajowego, co pozwoliłoby oddalić zagrożenia ze strony politycznego ekstremizmu nie tylko dla demokracji w Niemczech, ale dla idei stabilnego konstytucyjnego rządu. Jednym z paradoksów okresu weimarskiego było to, że w odróżnieniu od rządu ogólnokrajowego, nękanego kryzysami koalicyjnymi, rząd Prus odznaczał się stabilnością i postępową polityką, opartą na współpracy między socjaldemokratami i partią Centrum. Braun, były robotnik rolny z Prus Wschodnich, sprawował urząd premiera, z dwoma krótkimi kilkumiesięcznymi przerwami, od 1920 do 1932 roku. Rząd pruski już poprzednio przewodził działaniom zmierzającym do okiełznania ekstremistów nazistowskich. Obejmowały one między innymi zakaz parad i wieców na wolnym powietrzu, zakaz noszenia mundurów przez esamanów oraz ustawę uniemożliwiającą łączenie członkostwa w NSDAP i KPD z funkcją urzędnika państwowego czy piastowaniem publicznego urzędu w Prusach. Pruski minister spraw wewnętrznych, Grzesinski, któremu podlegały siły policyjne liczące 180 tysięcy ludzi (80 tysięcy było skoszarowanych, w pełni uzbrojonych i zmotoryzowanych), nie dawał się zastraszyć nazistom, wściekle żądającym jego ustąpienia. Po ataku na żydowskie sklepy w dniu, w którym zebrał się nowy Reichstag, Otto Braun mianował Grzesinskiego prezydentem policji berlińskiej. Dziennik „Frankfurter Zeitung” napisał wówczas, że „Herr Braun wie, jak rządzić Prusami”. Sam Grzesinski wypowiedział się na temat działań Brauna następująco: „Konieczne jest być twardym, tak twardym jak żelazo”. Wkrótce udowodnił, że nie były to tylko słowa. Braun powtórzył swą propozycję połączenia obu rządów w listopadzie 1931 roku, oferując własną rezygnację i połączenie przez Brüninga urzędu kanclerza Rzeszy z urzędem premiera Prus. W napisanych po wojnie pamiętnikach Brüning określił tę sugestię jako „wydarzenie o najwyższej doniosłości... Można było zapobiec wszystkim wydarzeniom 1932 roku” (w tym jego własnej dymisji). Ale wówczas nie uczynił nic, aby zrealizować zarówno tę, jak i wcześniejszą propozycję Brauna. Jeżeliby nawet podjął odpowiednie działania, prawie na pewno napotkałyby one weto von Hindenburga, Groenera i von Schleichera. Połączenie rządu Prus i centralnego (projekt takiej reformy był w Niemczech od dawna dyskutowany) czy próba zbudowania bloku większości w Reichstagu
musiałyby oznaczać współpracę z SPD, będącą wciąż największą partią, ale w oczach prawicy uosabiającą wszystko, czego najbardziej nienawidziła w Republice Weimarskiej. Kiedy Groener i von Schleicher próbowali doprowadzić do zbliżenia z Republiką, właśnie ta wrogość prawicy, połączona z niewiarą socjaldemokratów w zmianę postawy niemieckiego korpusu oficerskiego oraz ziemiańskiej klasy junkrów, identyfikowanej z tym korpusem, spowodowały fiasko ich działań. Był to koniec „otwarcia na lewicę”, przynajmniej ze strony armii. Jednakże jesienią 1930 roku ani Groener, ani von Schleicher nie byli jeszcze gotowi do wyciągnięcia wniosku, iż jedyną perspektywą są naziści. Groener spowodował aresztowanie i proces za zdradę trzech poruczników, którzy dążyli do zwiększenia wpływów narodowego socjalizmu w armii, a na konferencji dowódców okręgów w październiku 1930 roku on i von Schleicher bronili się energicznie przed krytyką, jaką ten proces wywołał w armii. A jednak sukces wyborczy nazistów i propaganda nacjonalistyczna wywarły wielkie wrażenie. Często cytowano opinię oficerów, którzy rozmawiali z brytyjskim attache wojskowym podczas jesiennych manewrów: „To jest ruch młodych (Jugendbewegung); nie można go zatrzymać”. W 1931 roku von Schleicher zmienił zdanie szybciej niż Groener. Röhm, który objął kierownictwo SA, skontaktował się po swym powrocie z von Schleicherem i podkreślił fakt, iż Hitler podjął działania zmierzające do pozbycia się Stennesa i bardziej rewolucyjnych elementów z SA. Hitler oraz Röhm odwiedzili von Schleichera, Groenera i generała von Hammersteina-Equorda, szefa Naczelnego Dowództwa armii. Von Schleicher zaczął lansować ideę „oswojenia” narodowych socjalistów poprzez zrzucenie na nich części odpowiedzialności za niepopularne decyzje; był to fragment szerszego planu przewidującego, tym razem, „otwarcie na radykalną prawicę”. Potrzeba uzyskania większego poparcia była tym bardziej paląca, że Brüningowi nie udało się uporać z problemami ekonomicznymi spowodowanymi przez wielki kryzys. Jego priorytetem było położenie kresu reparacjom. Uważał, że warunkiem wstępnym wiodącym do tego celu było zademonstrowanie byłym aliantom, iż Niemcy podejmują wysiłki w celu uporządkowania swej sytuacji gospodarczej. Polegały one na redukcji wydatków, zwiększeniu podatków i uzyskaniu w ten sposób zrównoważonego budżetu. Brüning, przekonany, że jest to prawidłowa polityka, pogodził się z faktem, iż będzie ona niepopularna. Z faktem tym nie pogodziła się jednak niemiecka opinia publiczna i nadała mu przydomek „kanclerza głodu”. Po osiemnastu miesiącach od chwili objęcia po raz pierwszy urzędu, jesienią 1931 roku, Brüning nie miał nic więcej do zaoferowania, a tymczasem popadł w poważne kłopoty w polityce zagranicznej. Propozycja jego ministra spraw zagranicznych, Curtiusa, powołania austro-niemieckiej unii celnej, wywołała gniewną reakcję Paryża; Francja zmobilizowała swoje zasoby finansowe, aby wymusić rezygnację z tego planu. Czołowy austriacki bank, Creditanstalt, został zmuszony do wstrzymania działalności, a obcy kapitał zaczął uciekać z Niemiec, co doprowadziło do
paniki na rynku finansowym i zamknięcia na trzy tygodnie głównych banków niemieckich latem 1931 roku. 3 września 1931 roku upokorzony rząd niemiecki musiał ogłosić rezygnację z tego planu. Kolejny program redukcji zarobków i płac zjednoczył prawicowych i lewicowych radykałów w gwałtownym ataku na politykę kanclerza. Von Schleicher przez pewien czas przewidywał potrzebę wzmocnienia rządu Brüninga. W październiku wykorzystał rezygnację ministra spraw zagranicznych do równoczesnego pozbycia się ministra spraw wewnętrznych, Wirtha, szczególnie znienawidzonego przez radykalną prawicę, i do mianowania na jego miejsce Groenera, który był już ministrem obrony. Mniejsze sukcesy odniósł w zabiegach o zdobycie aktywnego poparcia nazistów i nacjonalistów Hugenberga. Kiedy Hitler otrzymał telegram od Brüninga zapraszającego go na spotkanie, machał nim przed swymi kompanami, krzycząc: „Teraz mam ich w kieszeni! Uznali mnie za równego partnera w rozmowach”. Jego egzaltacja była jednak przedwczesna. Jesień 1931 roku była złym czasem dla Hitlera. We wrześniu popełniła samobójstwo, wyrażając sprzeciw wobec jego zaborczości, jego siostrzenica Geli Raubal, w której był zakochany. Podczas spotkań z Brüningiem i później z Hindenburgiem (10 października) był zdenerwowany i popełnił błąd, wygłaszając długie monologi, które wywarły nie najlepsze wrażenie zarówno na kanclerzu, jak i na prezydencie. Celowy przeciek z pałacu prezydenckiego rozpowszechnił opinię Hindenburga, iż „ten czeski kapral jest dziwacznym facetem, który mógłby być ministrem poczty, ale na pewno nie kanclerzem”. Następnego dnia Hitler miał pojawić się w Bad Harzburgu, gdzie Hugenberg zgromadził wszystkich czołowych konserwatystów (w tym Schachta, gen. von Seeckta, wszystkich prawicowych polityków i dwóch książąt z dynastii Hohenzollernów), a także oddziały Stahlhelmu i SA. Celem tej imprezy było zademonstrowanie siły zjednoczonej „opozycji narodowej” i wysunięcie żądania dymisji rządów Brüninga i Ottona Brauna, po których miały nastąpić nowe wybory zarówno w Rzeszy, jak i w Prusach. Hitler był w najgorszym z możliwych nastrojów. Czuł się przytłoczony przez te wszystkie surduty, cylindry, mundury oficerskie i formalne tytuły tę paradę reakcji - wśród której wielki trybun ludowy był nie na miejscu. Kiedy okazało się, że członków Stahlhelmu jest znacznie więcej niż członków SA, musiał podzielić trybunę z ich przywódcą Seecktem, i z Hugenbergiem. Hitler odczytał niedbale swe przemówienie i opuścił podium przed zakończeniem defilady Stahlhelmu. Zjednoczona „opozycja narodowa” załamała się jeszcze przed jej sformowaniem, a resztę roku wypełniły zacięte spory i wzajemne oskarżenia. Natomiast kiedy Brüning bronił swej polityki 13 października w Reichstagu, wypadł lepiej, niż oczekiwała tego większość ludzi. Przy poparciu SPD i Centrum uzyskał wotum zaufania większością 25 głosów. Hitler dał upust swej frustracji, pisząc gniewny list do Brüninga, w którym skrytykował jego dorobek, i nazajutrz po głosowaniu w Reichstagu zorganizował olbrzymią defiladę z zapalonymi pochodniami w
Brunszwiku. Trzydzieści osiem specjalnych pociągów i 5 tysięcy ciężarówek zwiozło ponad 100 tysięcy członków SA i SS, którzy przed nim przemaszerowali. Był to pokaz, jakiego nie mógł w Niemczech dokonać nikt inny: podczas gdy inni tylko mówili o potrzebie szerokiego poparcia, Hitler mógł twierdzić, że już je posiada. Ale nie był bliżej objęcia władzy niż rok temu. IV Pokonanie tego dystansu zajęło Hitlerowi dalszych piętnaście miesięcy, od października 1931 do końca stycznia 1933 roku. Te piętnaście miesięcy wypełniły dwie sprawy: wybory i negocjacje. W 1932 roku wybory odbyły się pięciokrotnie: dwa razy na prezydenta, dwa do Reichstagu i seria wyborów w kwietniu do parlamentów krajowych, z których najważniejsze były wybory w Prusach i w Bawarii. Negocjacje toczyły się z przerwami, były wykrętne i nie przynosiły rezultatów aż do ostatniego dnia. Dla Hitlera wybory i negocjacje wymagały dwóch różnych sposobów postępowania wzajemnie jednak współzależnych, ponieważ rezultaty wyborów, nawet kiedy nie były decydujące, zmieniały warunki prowadzenia negocjacji. Były to, mimo wszystko, dwie różne drogi dążenia do władzy. Pierwsza polegała na wejściu do prawicowej koalicji, rozszerzaniu wpływów nazistów we wszystkich możliwych grupach interesów (jak np. w stowarzyszeniach rolników) oraz na wykorzystaniu wszelkich możliwości zwiększenia udziału nazistów w rządzie, zarówno krajowym (Lander), jak i Rzeszy, tak aby móc uzyskać władzę „od wewnątrz”. Druga opcja polegała na działaniu samodzielnym i próbie dokonania przełomu poprzez uzyskanie wyraźnej większości w wyborach. Dla drugiej strony sytuacja była bardziej skomplikowana, ponieważ było tam więcej aktorów reprezentujących różne, czasami sprzeczne, interesy. Jednakże nikt z uczestników negocjacji - von Hindenburg, von Schleicher, Groener, von Papen, Hugenberg, a nawet Brüning - nie patrzył na Hitlera i na ruch nazistowski jako na zagrożenie, które - oceniając z dzisiejszej perspektywy - powinni dostrzec. Zgadzali się z atakami Hitlera na „System”, z jego potępieniem demokratycznej polityki i partii marksistowskich, z jego apelami o narodową jedność, z postulatami unieważnienia porozumienia pokojowego łącznie z reparacjami oraz przywrócenia wielkości Niemiec, w tym ich potęgi wojskowej. Jak wyraził się szef Naczelnego Dowództwa armii, „poza tempem” (zmian) Hitler w istocie dążył do tego samego, co Reichswehra. Ani prezydent, ani gabinet, ani generałowie nie uważali się za zobowiązanych do obrony weimarskiego systemu politycznego, który - ich zdaniem - okazał się niezdolny do stworzenia stabilnego rządu niezbędnego do położenia kresu kryzysowi i skierowania Niemiec na drogę do odrodzenia. Dążyli oni do odejścia od wykorzystywania przez ograniczone okresy wyjątkowych uprawnień prezydenta do zawieszania konstytucji parlamentarnej przy założeniu, iż będzie przywrócona, na rzecz trwałej formy rządów prezydenckich, niezbyt różniących się od byłej monarchii, w której prezydent zajmował miejsce cesarza. Z tego punktu widzenia
narodowi socjaliści jawili się nie jako źródło zagrożenia, które należało zniszczyć - nawet jeśli można to było zrobić - ale jako cenne źródło siły, pod warunkiem, iż udałoby się ich przekonać, aby przyłączyli się do innych sił prawicy w poparciu wspólnego programu. W ruchu nazistowskim istniały zjawiska, które nie podobały się establishmentowi: przemoc stosowana przez SA, wulgarność propagandy partyjnej, jej otwarty antysemityzm, uporczywe wysuwanie antykapitalistycznych idei. Znaleźli jednak wiele sposobów przekonania samych siebie, że brutalność i przemoc muszą być zaakceptowane jako nieodłączny element propagandy, adresowanej przez nazistów do mas, i mobilizowania szerokiego poparcia, które - ich zdaniem - było cennym wkładem, jaki Hitler mógł wnieść do autorytarnego reżimu. Czyż nie uzyskali od Hitlera złożonej pod przysięgą obietnicy, którą zawsze chętnie powtarzał, iż będzie przestrzegał „legalności”, oraz jego zapewnień, iż wyklucza możliwość zastąpienia lub ingerowania SA w sprawy armii oraz że nigdy nie będzie zachęcał do naruszania praw własności i ograniczania korzystania z nich? Po rozmowie z Hitlerem w styczniu 1932 roku doświadczony Groener zgodził się z von Schleicherem, że Hitler był „zdecydowany wytępić idee rewolucyjne”. Groener tak ocenia Hitlera w oficjalnej notatce: „Sympatyczne wrażenie, skromny, przyzwoity facet, który chce najlepiej. W swym postępowaniu typ gorliwego samouka [...] Minister oświadczył jasno, że będzie wszelkimi sposobami popierał legalne działania Hitlera, ale nazistowscy podżegacze niepokojów będą zwalczani tak jak poprzednio [...] Zamiary i cele Hitlera są dobre, ale jest on entuzjastą, zapaleńcem, człowiekiem o wielu obliczach. Minister całkowicie zgodził się sprzyjać jego zamierzeniom dla dobra Rzeszy. Minister zalecił również [rządom] krajowym, w najostrzejszej formie, aby odnosiły się sprawiedliwie do nazistów: należy występować przeciwko wszelkim ekscesom, ale nie przeciwko Ruchowi jako takiemu”. Wątpliwości Groenera co do rzetelności nazistów od czasu do czasu powracały. Ale wówczas dawał się przekonać von Schleicherowi, że nie ma mowy o oddaniu Hitlerowi stanowiska kanclerza lub prezydenta; że podobnie jak wszyscy inni przywódcy opozycji - Hitler po objęciu urzędu okaże się możliwy do „prowadzenia”, zostanie „obłaskawiony”, a jego partnerzy koalicyjni powstrzymają go przed obraniem radykalnego kursu. Groener później przyznał swemu przyjacielowi, historykowi Friedrichowi Meinecke, że „powinniśmy zdławić ich siłą”. Ale kiedy w końcu w kwietniu 1932 roku podjął działania zmierzające do zakazu działalności SA - początkowo przy zdecydowanym poparciu von Schleichera - otrzymał cios w plecy i został usunięty z urzędu właśnie przez von Schleichera w imieniu armii. Przypadek Groenera pokazał Hitlerowi, jak łatwo załamała się pod naciskiem jedność drugiej strony. Po Groenerze przyszła kolej na pozbycie się Brüninga, później von Papena, wreszcie von Schleichera. Za każdym razem korzyści odnosił Hitler. Błąd, jaki popełniły grupy kontrolujące dostęp do władzy, polegał na niedocenieniu nie tyle wrogości Hitlera do Republiki Weimarskiej, ponieważ właśnie owa wrogość była jego rekomendacją, ale zagrożenia
jakie stwarzał dla konserwatywnej, autorytarnej tradycji pruskiej, którą grupy te chciały przywrócić. Mimo wszystkich dowodów dostarczonych przez nazistowskie kampanie wyborcze i zorganizowane akty przemocy członkowie owych grup nie zdołali zdać sobie sprawy z dynamicznego charakteru ruchu stworzonego przez Hitlera granicy, do której gotów był posunąć się człowiek, wyglądający w ich oczach na zapalczywego demagoga, aby osiągnąć założone cele, oraz destrukcyjnych sił, jakie mógł rozpętać, dążąc do realizacji tych celów. Poza obłudą, którą nauczyli się stosować zarówno Hitler, jak i Stalin, właśnie niedocenianie ich przez innych uczestników politycznej rozgrywki było kolejnym, ważnym, wspólnym dla nich obu, czynnikiem sukcesu. Po raz pierwszy alternatywa: wybory czy negocjacje, pojawiła się na początku 1932 roku. Von Hindenburg miał ustąpić w maju. Ostatnią rzeczą, której chciała otaczająca go grupa, było zastąpienie go przez kogoś innego Prezydent, mający 84 lata, nie kwapił się do dalszego pełnienia swego urzędu, zwłaszcza jeśli miałoby to oznaczać stawanie do kolejnych wyborów. Dlatego też Brüning dążył do uzyskania porozumienia o przedłużeniu kadencji prezydenta na rok lub dwa lata na mocy zwykłego głosowania nad wnioskiem o wotum zaufania w Reichstagu. Chociaż Hitler nadal gwałtownie atakował Brüninga za katastrofalne konsekwencje jego polityki, kanclerz uważał, że byłby on skłonny raczej zgodzić się na jego propozycję niż wystawić na próbę swój własny mit w konfrontacji z feldmarszałkiem, który dla milionów Niemców stanowił jedyny symbol stabilności w panującym chaosie. Co do tego, że Hitler był tym zainteresowany, nie było wątpliwości; wkrótce nastąpiły rozmowy z Groenerem, von Schleicherem i samym Brüningiem. Hitler chciał odpowiedzi na jedno tylko pytanie: co będzie z tego miał? Wydawało się, że odpowiedź brzmiała: nic. Powstało więc następne pytanie: czy Hitler jest gotów zaryzykować otwarte współzawodnictwo z prezydentem? W obozie nazistowskim opinie na ten temat były zdecydowanie sprzeczne. Gregor Strasser uważał, że pokonanie von Hindenburga jest niemożliwe i że Hitler nie powinien rzucać mu wyzwania. Było to zgodne z generalną linią Strassera w ciągu całego 1932 roku, która zakładała raczej negocjacje niż walkę wyborczą; zawieranie porozumień poprzez wchodzenie w koalicje z innymi partiami (np. z Centrum), zarówno na szczeblu lokalnym, jak i ogólnokrajowym; penetrowanie i opanowywanie grup specjalnych interesów oraz rozszerzanie i zagarnianie w ten sposób stopniowo władzy niż podjęcie próby zdobycia jej od razu i ryzykowanie całkowitej porażki. Głównym oponentem Strassera był Goebbels, który nalegał, aby Hitler stanął do rywalizacji z von Hindenburgiem. Zdawał sobie dobrze sprawę (jak potwierdzają to jego pamiętniki), że starcie wyborcze uczyniłoby go jako szefa propagandy - najważniejszym z podwładnych Hitlera, taktyka negocjacji i dążenia do koalicji wzmocniłaby natomiast rolę Strassera jako szefa machiny partyjnej. Największymi sojusznikami Goebbelsa byli Göring i Röhm; Göring dlatego, że nie miał w partii własnej bazy i mógł wzmocnić swoją pozycję tylko po dojściu Hitlera do władzy, kiedy miał
szansę zostania ministrem, a Röhm dlatego, że potrzebował ekscytacji i aktywności, wiążących się z kampanią wyborczą, po to, aby dać esamanom ujście dla ich energii. Hitler wahał się przez miesiąc, demonstrując charakterystyczne dla siebie niezdecydowanie, które poprzedzało wiele jego najważniejszych decyzji. Dopiero 22 lutego, na niespełna trzy tygodnie przed wyborami, był gotów powiedzieć „tak”, po czym pośpiesznie uzyskał niemieckie obywatelstwo poprzez czasową nominację na urzędnika niskiej rangi, dokonaną przez nazistowskiego ministra spraw wewnętrznych w Brunszwiku - kraju bez większego znaczenia politycznego. Goebbels, który rozpoczął już planowanie kampanii, niepokoił się o pieniądze. „Pieniędzy brakuje wszędzie - pisał w swych pamiętnikach. Nikt nie da nam kredytu. Po zdobyciu władzy można mieć mnóstwo pieniędzy, ale wówczas już nie są potrzebne. Kiedy się nie ma władzy, potrzebne są pieniądze, ale właśnie wtedy nie można ich dostać”. W końcu Goebbelsowi udało się zdobyć pieniądze, które pozwoliły mu zaplanować kampanię, jakiej nie widziały jeszcze nie tylko Niemcy, ale również żaden inny kraj europejski. 4 lutego 1932 roku napisał w swym pamiętniku: „Wszystkie wytyczne tej kampanii wyborczej są przygotowane. Aby uruchomić machinę, musimy tylko nacisnąć guzik”. Goebbels korzystał z doświadczeń pomyślnej kampanii z 1930 roku, a od tego czasu liczba członków partii zwiększyła się ponad trzykrotnie do około 450 tysięcy. Partia mogła teraz dotrzeć do każdej niemieckiej wsi (w każdym z okręgów aparat partyjny liczył co najmniej 1000 osób), a skala demonstracji w Brunszwiku wykazała jej możliwości. Nie było możliwości skorzystania z radia ani telewizji, ale mury we wszystkich niemieckich miastach były pokryte nazistowskimi plakatami, wszędzie montowano też i wyświetlano filmy przedstawiające Hitlera i Goebbelsa (nowy element wprowadzony w 1932 roku). Podobnie jak w 1930 roku, ale przy wykorzystaniu znacznie większych i lepiej zorganizowanych sił, strategia Hitlera i Goebbelsa polegała na intensywnej kampanii w każdym okręgu oraz stosowaniu propagandy adresowanej do konkretnych grup społecznych i gospodarczych. Teraz właśnie wykazały swą wartość silne organizacje terenowe partii nazistowskiej. W formie pisemnej przesłanie nazistów przekazywała ich prasa i miliony ulotek, ale zgodnie z wiarą Hitlera w przewagę słowa mówionego, główny nacisk położono na zorganizowanie kilku tysięcy wieców, połączonych z defiladami członków SA. Na największych z tych wieców czołowi mówcy partyjni urabiali poglądy zgromadzonych tłumów, uciekając się do najbardziej rozpasanej demagogii. W niepohamowanych atakach na „System” nie oszczędzano nikogo, nawet samego prezydenta. W okresie między 22 lutego i 12 marca Goebbels wygłosił dziewiętnaście przemówień w Berlinie (w tym cztery w olbrzymim Sportpalast) i wystąpił na masowych wiecach w dziewięciu innych miastach, pośpiesznie wracając za każdym razem nocnym pociągiem do Berlina, aby nadzorować pracę partyjnej machiny propagandowej. Ale centralną postacią, w jeszcze większym stopniu niż w 1930 roku, był sam Hitler. Tym razem nie chodziło o wielu kandydatów, często mało
znanych, ubiegających się o wybór do Reichstagu lub do jednego z parlamentów krajowych, ale o jednego kandydata, Führera we własnej osobie, ucieleśnienie ruchu, wzywającego swych zwolenników, aby wybrali go na najwyższy urząd w państwie. Jego pojawienie się wywoływało histeryczny entuzjazm. We Wrocławiu przemawiał do 60 tysięcy ludzi; w innych miastach oceniano, że zgromadzone tłumy były jeszcze większe. Do dnia głosowania, 13 marca, partia - zarówno członkowie, jak i przywódcy - przekonali siebie samych, że są u progu władzy, a Hitler zostanie niemieckim prezydentem, zdolnym do wykorzystania nadzwyczajnych uprawnień w celu „legalnej” rewolucji. Uzyskane rezultaty wprawiły nazistów w osłupienie. Przeprowadzona kampania zwiększyła liczbę oddanych na nich głosów z 6,5 miliona we wrześniu 1930 roku do 11,5 miliona, czyli 30 procent oddanej ogólnej liczby głosów, przy rekordowej frekwencji wyborczej. Było to jednak wciąż o 7 milionów głosów mniej od uzyskanego przez von Hindenburga wskaźnika 46,6 procent. Decydujące znaczenie miało uznanie przez socjaldemokratów, związki zawodowe i katolicką partię Centrum, że lepiej będzie nie wystawiać własnych kandydatów i głosować, na zasadzie wyboru mniejszego zła, na prezydenta, który był protestantem, Prusakiem i monarchistą nienawidzącym socjaldemokracji i republiki. Niezależnie od interpretacji uzyskane rezultaty należało uznać za porażkę i Goebbels był w rozpaczy. Jednakże liczba głosów oddanych na von Hindenburga była wciąż o 200 tysięcy mniejsza od wymaganej absolutnej większości. Niezbędne okazało się przeprowadzenie drugiego głosowania. Tym razem Hitler nie wahał się. Po ogłoszeniu wyników oświadczył, że staje do drugich wyborów, i jeszcze przed świtem, następnego dnia po głosowaniu, na ulicach pojawiło się specjalne wydanie „Volkischer Beobachter”, zawierające nowy manifest wyborczy: „Pierwsza kampania wyborcza należy do przeszłości, druga zaczęła się dzisiaj. Ja będę ją prowadził”. Mając nadzieję na zapobieżenie w ten sposób wymknięciu się aktów przemocy spod kontroli w okresie Świąt Wielkanocnych, rząd ograniczył czas trwania drugiej kampanii do jednego tygodnia. Aby maksymalnie go wykorzystać, Hitler wynajął samolot i odwiedził dwadzieścia jeden miast, w których organizowano cztery - pięć demonstracji powitalnych. Niezależnie od korzyści praktycznych to bezprecedensowe wykorzystanie podróży samolotem z ich futurystycznym posmakiem wywarło nadzwyczajne wrażenie psychologiczne, zwłaszcza wtedy, kiedy gwałtowna burza zmusiła do wstrzymania wszelkich lotów, a Hitler mimo to nalegał na lot do Düsseldorfu, aby dotrzymać zobowiązania. To był człowiek, którego potrzebowały Niemcy, grzmiała prasa nazistowska, odważny w działaniu, zbawca, który przybył z nieba. „Hitler nad Niemcami” - taki był slogan, tym bardziej skuteczny, że mający podwójne znaczenie. Wyniesiony siłą swego własnego mitu, Hitler oświadczył, że czuje się narzędziem Boga, wybranym do wyzwolenia Niemiec. Nigdy nie ulegało wątpliwości, że zostanie pokonany, ale w odróżnieniu od kandydatów nacjonalistycznych, którzy odpadli, i komunistów, których
elektorat zmniejszył się o milion głosów, determinacja Hitlera przekształciła porażkę w triumf. Liczba głosów oddanych na nazistów zwiększyła się o ponad 2 miliony. Von Hindenburg uzyskał wyraźną większość, ale prasa pisała o sukcesie nazistów, którym udało się więcej niż podwoić liczbę oddanych na nich głosów w porównaniu z wyborami z 1930 roku (odpowiednio 13,4 miliona oraz 6,5 miliona). Hitler od razu zarządził rozpoczęcie przygotowań do wyborów krajowych, które odbyły się dwa tygodnie później. Wybory te dotyczyły czterech piątych ludności i dawały szansę pokonania socjaldemokratyczno-centrowej koalicji w Prusach, stanowiących jej ostatnią twierdzę w Republice. „Idziemy dalej bez zaczerpnięcia oddechu” - wykrztusił Goebbels. Wówczas jednak reguły gry zmieniły się. Zimą 1931/1932 roku wzrosła liczba aktów przemocy, z których większość, zwłaszcza w wielkich miastach, takich jak Berlin i Hamburg, przybrała formę wojny gangów między nazistami i komunistami. Od czasu gdy policja we Frankfurcie weszła w posiadanie tajnych planów (znanych jako Papiery Boxheim), opracowanych przez lokalnych przywódców nazistowskich w Hesji, mnożyły się dowody na to, iż naziści przygotowują plany objęcia władzy. Plany te dotyczyły przygotowań do nazistowskiego zamachu stanu po komunistycznym powstaniu i zawierały m.in. projekty dekretów przewidujących natychmiastowe egzekucje wszystkich osób stawiających opór, odmawiających współpracy czy posiadających przy sobie broń. Wspomnianego odkrycia dokonano w listopadzie 1931 roku. Wywołało ono sensację, która zmusiła Hitlera do zaprzeczenia, iż cokolwiek wiedział o tych planach (najprawdopodobniej było tak rzeczywiście). Rząd nie podjął żadnych działań przeciwko inkryminowanym osobom. Później pruska policja odnalazła kopie rozkazów Röhma i mapy z oznaczeniami, potwierdzające doniesienia, że SA i SS wydano rozkaz pozostawania w gotowości do dokonania zamachu stanu, gdyby Hitler zwyciężył w wyborach prezydenckich. Przechwycono również inne rozkazy, polecające lokalnym członkom SA na Pomorzu nieuczestniczenie w obronie granic w przypadku zaskakującej akcji ze strony Polski. W rezultacie rządy krajowe, pod przewodnictwem Prus i Bawarii, wystosowały ultimatum: jeżeli rząd Rzeszy nie podejmie działań zmierzających do rozwiązania SA i SS, one podejmą takie działania. Wierząc, że ma poparcie von Schleichera i armii, Groener, minister spraw wewnętrznych oraz obrony, wydał odpowiedni dekret natychmiast po drugich wyborach prezydenckich. Röhm, który twierdził, że w SA jest czterokrotnie więcej ludzi niż traktat wersalski zezwalał mieć całej armii, przez chwilę myślał o stawianiu oporu, ale Hitler nalegał na podporządkowanie się temu dekretowi. Spodziewał się, że jeśli SA wykona polecenie i jej członkowie zdejmą brunatne koszule, będą mogli stać się zwykłymi członkami partii, a ich organizacja przetrwa w stanie nienaruszonym. Jak oświadczył, Brüning i Groener otrzymają odpowiedź podczas wyborów w Prusach. Tym razem jednak Hitler przeliczył się. Ponownie wykorzystując samolot, w ciągu ośmiu dni wygłosił przemówienia w dwudziestu pięciu miastach. „Nasze całe życie - pisał Goebbels - polega teraz na gorączkowej
pogoni za sukcesem i za władzą”. Ale te wciąż im się wymykały. W Prusach naziści uzyskali te same 36 procent głosów, które zdobyli podczas drugich wyborów prezydenckich; wystarczało to, by pozbawić większości długotrwałą koalicję SPD-Centrum, ale nie wystarczało, aby naziści nawet przy poparciu nacjonalistów Hugenberga mogli sformować pruską administrację. W Bawarii i Wirtembergii od większości dzielił ich jeszcze większy dystans. Po trzech wyczerpujących kampaniach nawet Goebbels miał dość, zauważając kwaśno: „W tych wyborach wygrywamy na śmierć”. Ale Hitler był daleki od rozpaczy; otrzymał poufną informację, która mogła mu ułatwić zastosowanie się do polecenia Groenera. Po zatwierdzeniu von Hindenburga na jego stanowisku von Schleicher uważał, że będzie mógł już zrealizować plan pozbycia się Brüninga i posunięcia się krok naprzód na drodze do sformowania rządu prezydenckiego, niezależnego od większości w Reichstagu. Był to kluczowy element jego programu, mającego na celu uzyskanie poparcia Hitlera i nazistów. Wykorzystywał wszystkie swoje talenty intryganta do podważenia wydanego przez Groenera zakazu działalności SA i zorganizował przeciwko niemu kampanię szeptanych plotek. Był to akt osobistej zdrady ze strony von Schleichera, którego Groener traktował jak syna i do którego miał pełne zaufanie; była to również zmiana jego wcześniejszego stanowiska w kwestii SA i SS - wszak sam doradzał Groenerowi wydanie zakazu ich działalności. Kiedy jednak Hitler spotkał się potajemnie z von Schleicherem (dwukrotnie, 26 kwietnia i 17 maja), dowiedział się, że usunięcie Groenera umożliwi pozbycie się również Brüninga. Obaj ci ludzie, których von Schleicher promował swego czasu, odegrali już swą rolę i stali się niewygodni. „Wszystko idzie dobrze - pisał Goebbels - wspaniałe uczucie, że nikt niczego nie podejrzewa, a już najmniej sam Brüning”. Po poniżającej scenie w Reichstagu, podczas której Groener został wyszydzony i zakrzyczany przez nazistów, i po bezskutecznym apelu do von Hindenburga z prośbą o interwencję, generał podał się do dymisji 12 maja. Brüning został potraktowany w ten sam sposób. Swą polityką zrobił sobie na prawicy również innych wrogów poza Hitlerem. Przygotowany przez niego projekt dekretu, przewidujący przejęcie niewypłacalnych majątków we wschodnich Niemczech i wykorzystanie ich do akcji osiedleńczej, spowodował gwałtowny protest ze strony potężnej klasy junkrów, od której von Hindenburg otrzymał w podarunku majątek w miejscowości Neudeck. Prezydent potępił propozycję Brüninga jako „agrarny bolszewizm”. Wracając po rezygnacji Groenera ze starannie przygotowanej wizyty w swym majątku, von Hindenburg odmówił podpisania dekretu i oświadczył Brüningowi, że jeśli chce go jeszcze raz zobaczyć, to powinien przynieść ze sobą list z prośbą o dymisję. Kiedy Brüning zastosował się do tego życzenia, prośba o dymisję została natychmiast przyjęta. „Mamy wiadomości od generała von Schleichera pisał Goebbels w swych pamiętnikach - wszystko odbywa się zgodnie z planem”. Upadek Brüninga był kolejnym etapem załamywania się Republiki
Weimarskiej. Niezależnie od błędnej polityki, którą prowadził, i mimo że nie posiadał charyzmy ludowego przywódcy czy uzdolnień polityka, podejmował uczciwe starania zmierzające do rozwiązania problemów stojących przed Niemcami. Tak długo jak utrzymywał się gabinet Brüninga, przy milczącym poparciu partii socjaldemokratycznej i centrowej w Reichstagu, w Niemczech utrzymywała się tradycja odpowiedzialnego rządu. Wraz z mianowaniem von Papena jako następcy Brüninga tradycja ta ostatecznie została zniszczona, a von Hindenburg powiedział z ulgą, iż „czasy republikańskich ministrów” należą już do przeszłości. Wydaje się, że celem von Schleichera było usunięcie ostatnich pozostałości systemu demokratycznego i zastąpienie go autorytarnym rządem złożonym z przedstawicieli klas wyższych, z których większość miała pochodzić ze starej szlachty. Wybór von Papena, który - jak informował ambasador francuski - „nie był traktowany poważnie ani przez przyjaciół, ani przez wrogów”, przyjęto z niedowierzaniem. Ten były oficer kawalerii okazał się na tyle obłudnie przymilny, że uniknął zamordowania go przez Hitlera w 1934 roku i przetrwał przez cały okres wojny, aby wybronić się przed skazaniem na karę więzienia podczas procesu norymberskiego w 1946 roku. Z wdziękiem urodzonego dworaka szybko zaskarbił sobie względy prezydenta, ale został gniewnie odrzucony zarówno przez jego własną partię Centrum, jak i przez nacjonalistów Hugenberga. Nie posiadał żadnej własnej władzy politycznej. Von Schleicher przewidział dla niego rolę człowieka-fasady, który będzie robić to, co mu się każe. Kiedy przyjaciele von Schleichera protestowali mówiąc, że von Papen jest człowiekiem bez głowy, generał odparł: „Nie potrzebuję głowy, potrzebuję kapelusza”. Rolę głowy miał pełnić sam von Schleicher, obejmując po Groenerze tekę ministra obrony. Hitler nie miał zamiaru wikłać się w tego rodzaju anachroniczny układ. Wszystko, na co się zgodził, sprowadzało się do tolerowania nowego rządu w zamian za zniesienie zakazu działalności SA i rozpisanie nowych wyborów. Mimo rozczarowujących rezultatów trzech kolejnych wyborów, które nastąpiły w czasie krótszym niż trzy miesiące, jedynym celem, jaki Hitler widział w negocjacjach, było nie dzielenie się władzą, ale doprowadzenie do kolejnej próby wyborczej, bowiem tylko ona mogła zapewnić mu to, czego chciał, to znaczy pełnię władzy na jego własnych warunkach. 4 czerwca rozwiązany został Reichstag, a 16 czerwca zniesiono zakaz działalności SA. Termin kolejnych wyborów wyznaczono na 30 lipca. Von Papenowi i von Schleicherowi nie udało się jednak uzyskać w zamian od Hitlera żadnej wiążącej obietnicy poparcia po wyborach. Otrzymali natomiast pokaz tego, do czego zdolne jest SA, jeśli spuści się je ze smyczy. Przywódca komunistów, Thalmann, określił zniesienie zakazu działalności SA jako otwarte zaproszenie do dokonania morderstwa. Gwałtowność starć ulicznych wytworzyła atmosferę wojny domowej: w ciągu pięciu tygodni do 20 lipca doszło do prawie pięciuset tego rodzaju starć w Prusach, podczas których 99 osób poniosło śmierć, a 1125 zostało poważnie rannych. Odpowiedź nowego ministra spraw wewnętrznych,
Freiherra von Gayla, polegała na potępieniu pruskiej policji za jednostronne interwencje, które miary polegać na niepodejmowaniu wystarczających kroków przeciwko komunistom i zbytniej surowości wobec nazistów. Odpowiedź ta miała utorować drogę do najsilniejszego ciosu wymierzonego przez von Papena - proklamowania w Prusach stanu wyjątkowego i wyznaczenia komisarza Rzeszy na miejsce socjaldemokratyczno-centrowego rządu. Pretekstu dostarczyły szczególnie zacięte starcia w rejonie HamburgAltona. Przez dzielnicę robotniczą przemaszerowało 7 tysięcy nazistów, prowokując w ten sposób starcia uliczne z komunistami i wznoszenie barykad. W rezultacie tych prawdziwych bitew 17 osób poniosło śmierć, a znacznie więcej zostało rannych. Trzy dni później, 20 lipca, von Papen podjął działania zmierzające do rozwiązania rządu pruskiego. Legalność tych działań, opartych na nadzwyczajnych uprawnieniach prezydenta, wynikających z artykułu 48 konstytucji, można było kwestionować, ale SPD i związki zawodowe, które w roku 1920 pokonały pucz Kappa za pomocą strajku generalnego i rozważały obecnie możliwość ponownego podjęcia takiej akcji, ograniczyły się do jej odrzucenia. Na niemieckiej opinii publicznej nic nie wywarło większego wrażenia niż fakt, iż Prusy, twierdza socjaldemokracji przez cały okres weimarski, dysponujące najsilniejszą policją w całych Niemczech, poddały się bez oporu. Przywódcy Prus byli wyczerpani i pozbawieni wiary we własne siły w rezultacie przewlekłej walki na dwa fronty, przeciwko ekstremistom zarówno lewicowym, jak i prawicowym - komunistom i nazistom. Obalenie „czerwonych Prus”, co było od dawna celem nazistów, powitano jako zapowiedź triumfu podczas wyborów do Reichstagu, które nastąpiły dziesięć dni później, 31 lipca 1932 roku. Dzięki dokonanej tego lata przez Gregora Strassera reorganizacji struktury partii była ona lepiej przygotowana do wyborów niż kiedykolwiek, a poza tym nie krępowały jej już żadne ograniczenia działalności. Każdy członek partii wybrany na kandydata był zobowiązany złożyć osobistą przysięgę posłuszeństwa Hitlerowi, ponieważ „konieczne jest, aby byli oni ślepo posłuszni”. Po raz czwarty w ciągu pięciu miesięcy uruchomiono znaną już machinę propagandową nazistów. Hitler raz jeszcze wynajął samolot w ramach swego trzeciego „lotu nad Niemcami” i w drugiej połowie lipca odwiedził oraz wygłosił przemówienia w pięćdziesięciu miejscowościach. Raz jeszcze wzbudzał - i podzielał - emocje kampanii prowadzonej pod hasłami odrodzenia narodowego. Kiedy zła pogoda zatrzymała go i dotarł do Stralsundu dopiero o godzinie 2.30 nad ranem, wielotysięczny tłum cierpliwie czekał na niego w padającym deszczu. Kiedy zakończył przemówienie, ludzie pozdrawiali wschodzące słońce, śpiewając Deutschland uber alles. Jego przesłanie, wciąż powtarzane, było ciągle takie samo i sprowadzało się do tezy głoszącej, że po ponad dwóch latach depresji gospodarczej oraz masowego bezrobocia, z którymi rząd nie mógł sobie zupełnie poradzić, musi nastąpić drastyczna zmiana i że tylko jedna partia posiada dostateczną energię i zaangażowanie, aby ją spowodować. Po ogłoszeniu wyników wyborów okazało się, że naziści więcej niż podwoili liczbę oddanych na nich głosów w porównaniu z rokiem 1930 i
stali się największą partią w Niemczech, dysponując 13.745.000 głosami i 230 miejscami w Reichstagu. Było to powiększenie stanu posiadania o prawie 13 milionów głosów w ciągu czterech lat. Na drugim miejscu znaleźli się, daleko z tyłu, socjaldemokraci z nieco mniej niż 8 milionami głosów. Na komunistów oddano 5,25 miliona głosów, na Centrum 4,5 miliona. V Naziści raz jeszcze odnieśli znaczący sukces, ale nie uzyskali bezpośredniej większości, o którą chodziło Hitlerowi. Bliższa analiza rezultatów wykazuje, że naziści praktycznie nie posunęli się naprzód pod względem liczby głosów: w kwietniu podczas drugich wyborów prezydenckich uzyskali 36,7 procent, podczas wyborów w Prusach 36,3 procent i podczas wyborów do Reichstagu 37,3 procent. Największą liczbę głosów ponownie uzyskali w wiejskich rejonach na północy i wschodzie w Szlezwiku-Holsztynie 51 procent i w Prusach Wschodnich 47,1 procent. Jednakże w rejonach uprzemysłowionych i na południu Niemiec wskaźniki te wahały się między 20 i 30 procent, czyli znacznie poniżej przeciętnej. Ambasador brytyjski, podsumowując ogólną ocenę, informował z Berlina: „Wydaje się, że Hitler wyczerpał obecnie swoje rezerwy. Połknął małe burżuazyjne partie Środka i Prawicy i nie ma żadnych oznak, że będzie zdolny do wywołania rozłamu w partii Centrum, komunistycznej i socjalistycznej... Wszystkie inne partie są naturalnie zadowolone z tego, że Hitlerowi nie udało się zdobyć czegoś zbliżonego do większości, zwłaszcza że są przekonane, iż osiągnął on swój punkt szczytowy”. Jeżeli jednak Hitler był gotów do negocjacji, to z mocnej pozycji przywódcy wyraźnie najsilniejszej partii politycznej w Niemczech. Pytanie brzmiało: jak wielkie powinny być jego żądania? Podczas konferencji kierownictwa partii dyskutowano na temat możliwości koalicji z partią Centrum (za którą opowiadał się konsekwentnie Strasser), ale Hitler wolał postępować według zasady „wszystko albo nic”, cała władza, a nie udział w niej. Podczas spotkania w Fürstenbergu 5 sierpnia przedstawił swe żądania von Schleicherowi: niezależnie od stanowiska kanclerza dla siebie w jakiejkolwiek prawicowej koalicji domagał się, by któryś z nazistów został mianowany ministrem-prezydentem Prus; naziści mieli również objąć teki ministrów spraw wewnętrznych Rzeszy i Prus (wraz z kontrolą nad policją), tekę ministra sprawiedliwości Rzeszy oraz nowy urząd ministra oświecenia publicznego i propagandy, zarezerwowany dla Goebbelsa. Aby skończyć z zależnością zarówno od prezydenta jak i Reichstagu, Hitler zażądał też ustawy wyposażającej kanclerza w pełne prawo do rządzenia za pomocą dekretów; jeżeli Reichstag odmówiłby uchwalenia tej ustawy, zostałby rozwiązany. Niezależnie od tego, co mógł powiedzieć von Schleicher, Hitler wyszedł z tego spotkania przekonany, że generał wykorzysta wszystkie swe wpływy, aby zapewnić mu stanowisko kanclerza. Hitler był tak zadowolony, że sugerował umieszczenie na ścianie domu, w którym odbyło się spotkanie, specjalnej tablicy
pamiątkowej. Goebbels zanotował w swym pamiętniku 8 sierpnia: „Atmosfera jest pełna przewidywań... Cała partia jest gotowa przejąć władzę. SA zrezygnowało z codziennych zajęć przygotowując się do tego. Jeżeli sprawy ułożą się pomyślnie, wszystko będzie dobrze; jeżeli nie, będzie to straszna klęska”. Aby uspokoić SA i równocześnie poprzeć swe żądania, Hitler zezwolił esamanom na defiladę w Berlinie. W innych rejonach napięcie spowodowało wzrost liczby gwałtownych starć i doprowadziło do wydania dekretu grożącego karą śmierci dla każdego, kto zabije swego oponenta. Następnej nocy pięciu esamanów w mundurach wdarło się do domu pewnego komunistycznego robotnika we wsi Potępa na Górnym Śląsku, wyciągnęło go z łóżka i skopało na śmierć na oczach przerażonej matki. Nie mając żadnych wiadomości z Berlina, Hitler poprosił o spotkanie z kanclerzem von Papenem i prezydentem 13 sierpnia. Poprzedniej nocy dowiedział się od Röhma, że istnieją poważne wątpliwości, czy von Papen zrezygnuje ze stanowiska kanclerza na jego korzyść, i przez wiele godzin chodził tam i z powrotem w domu Goebbelsa zastanawiając się, jak wysoko powinien podbić swe żądania - i jak nisko mógłby je ewentualnie zredukować, nie narażając na szwank swej kontroli nad SA i partią. Von Papen rzeczywiście nie widział powodu, dla którego powinien podać się do dymisji. Rezultaty wyborów, które nie doprowadziły do powstania wyraźnej większości, usprawiedliwiały dalsze istnienie gabinetu prezydenckiego. Ponadto nikt jeszcze przed nim nie miał lepszych stosunków z von Hindenburgiem, a sam prezydent nie życzył sobie zamiany arystokratycznego von Papena na nieokrzesanego Hitlera, którego nie lubił. Wciąż występujące akty przemocy wywołały wrogą nazistom reakcję klas posiadających, a ewentualne międzynarodowe reperkusje objęcia władzy przez Hitlera wywierały wrażenie zarówno na gabinecie, jak i na armii. Podobnie jak wszyscy von Papen uważał, że naziści osiągnęli swój punkt szczytowy i zaczną teraz tracić głosy. Do czasu jego spotkania z Hitlerem i von Schleicherem wszystko, co on i von Schleicher byli gotowi zaoferować Hitlerowi, sprowadzało się do stanowiska wicekanclerza w istniejącym rządzie von Papena oraz stanowiska pruskiego ministra spraw wewnętrznych dla jednego z jego zwolenników. Hitler odrzucił natychmiast ich ofertę i wpadł we wściekłość, krzycząc o trzech dniach wolności na ulicach dla SA i likwidacji „marksistów”. Po kolejnych kłótniach, podczas których oświadczył, iż chce tylko tyle władzy, ile domagał się Mussolini w 1922 roku, odmówił dalszej dyskusji. Zgodził się stawić na wezwanie prezydenta dopiero wtedy, kiedy powiedziano mu, iż nic jeszcze nie zostało ustalone. Ale prezydent przyjął go na stojąco i w sposób ostry wyrażał się o braku kontroli nad „dzikimi elementami” w jego partii. Von Hindenburg był gotów zaakceptować Hitlera i nazistów w ramach koalicji, ale wykluczał możliwość przekazania im całkowitej władzy. Aby poniżenie Hitlera było pełne, oficjalne sprawozdanie z tego spotkania, łącznie z wyrzutami prezydenta dotyczącymi ekscesów nazistów i odrzuceniem przez niego wygórowanych żądań Hitlera przekazano prasie światowej - i partii - jeszcze zanim Hitler
mógł przygotować swoją własną wersję. Hitlera jątrzyło nie tylko odrzucenie jego żądań, ale również sposób, w jaki do tego doszło. Był to nawrót roku 1923 - kaprala, który mógł odgrywać rolę dobosza (Trommler) sprawy narodowej, ale którego raczej nie można mianować kanclerzem. Dał upust całej pogardzie i nienawiści, które odczuwał dla „szacownego” świata burżuazji, kasty oficerskiej i kołtuńskich polityków w ich surdutach i cylindrach: „Wiem, co myślą ci dżentelmeni. Chcieliby dać nam kilka stanowisk i uciszyć nas. Nie, dżentelmeni, nie powołałem partii, aby targować się, sprzedać ją czy zamienić. To nie jest skóra lwa, w którą może wśliznąć się jakakolwiek stara owca [...] Czy naprawdę sądzicie, że możecie mnie zwabić kilkoma stanowiskami ministerialnymi? Ci dżentelmeni nie mają pojęcia, jak mało mnie to obchodzi. Jeżeli Bóg chciałby, aby sprawy miały się tak, jak mają, przyszlibyśmy na świat z monoklem w oku. Nie, na wasze życie! Mogą sobie zatrzymać te stanowiska, bo one i tak do nich nie należą”. Silniej niż kiedykolwiek odczuwał pokusę spuszczenia SA ze smyczy i udowodnienia przeciwnikom, że nie używał tylko efektownego zwrotu, kiedy mówił o daniu esamanom „wolności na ulicach”. Po skazaniu pięciu esamanów odpowiedzialnych za morderstwo robotnika z Potępy na karę śmierci Hitler wysłał im telegram: „Moi towarzysze: wobec tego najpotworniejszego i najkrwawszego wyroku czuję się osobiście związany z wami nieograniczoną lojalnością. Od tego momentu wasze wyzwolenie jest sprawą naszego honoru”. A jednak Hitler wciąż był w stanie rozgraniczać emocje od wyliczeń. Właśnie w dniu poniżającego spotkania z von Hindenburgiem wezwał Röhma i innych przywódców SA, wobec których oświadczył z naciskiem, że nie mogą nawet myśleć o puczu. Wciąż trzymał się taktyki „legalności”, a demonstracja poparcia dla morderców z Potępy miała na celu ułatwienie Röhmowi trzymania jego ludzi pod kontrolą, a nie zachęcanie ich do działania. Von Papen i von Schleicher wystarczająco dobrze rozumieli grę, którą prowadził Hitler, i kontynuowali taktykę zmęczenia przeciwnika aż do stanu, w którym zaakceptuje ich warunki. Hitler ze swej strony pozwolił Strasserowi na wznowienie rozmów z partią Centrum. Połączenie posłów z NSDAP i z Centrum umożliwiłoby powstanie większości w Reichstagu i właśnie dzięki takiej koalicji wybrano w końcu sierpnia Göringa na stanowisko przewodniczącego Reichstagu. Strasser uważał, iż partia nie jest już w stanie samodzielnie uzyskać większego poparcia wśród wyborców oraz że koalicja z lewicowymi i umiarkowanymi elementami z Centrum jest najlepszym sposobem dotarcia do wyborców niesocjalistycznych i do zdobycia władzy w ramach większości parlamentarnej. Goebbels pozostawał jak zwykle przeciwny takiej taktyce, ale wybadanie Centrum uznał za korzystne, traktując to jako sposób wywarcia wyraźnego nacisku na von Papena. Szczytowy okres tych manewrów nastąpił podczas pierwszej plenarnej sesji Reichstagu po wyborach, która rozpoczęła się 12 września 1932 roku. Von Papen, który wyraźnie już cieszył się względami von Hindenburga,
potajemnie zaopatrzył się zawczasu w kartę atutową w postaci dekretu rozwiązującego Reichstag, którą zamierzał wykorzystać w razie potrzeby. Ale rozwój wydarzeń zaskoczył obie strony. Pod koniec chaotycznego i pełnego gniewnych wystąpień posiedzenia naziści głosowali za zaproponowanym przez komunistów wnioskiem o potępienie rządu, zadając von Papenowi dotkliwą klęskę, bowiem wniosek uchwalono stosunkiem głosów 512 do 42. Von Papen odpowiedział dekretem o rozwiązaniu Reichstagu, który obradował przez niecały jeden dzień. Postawiło to nazistów wobec perspektywy piątych już wyborów w ciągu jednego roku. Hitler, jak zawsze zafascynowany występującymi podczas wyborów elementami hazardu, bynajmniej nie żałował swego poprzedniego postępowania i był pełen wiary we własne siły. Ale nawet Goebbels zbladł na myśl o jeszcze jednym powtórzeniu poprzednich kampanii. Morale w partii było niskie, a wiele okręgów wciąż nie spłaciło długów zaciągniętych przed lipcowymi wyborami. Opinia publiczna zareagowała bardzo silnie na sprawę Potępy i panowało powszechne przekonanie, podzielane przez wielu członków partii, że naziści będą teraz tracić głosy. Podtrzymywała ich tylko determinacja Hitlera i jego niewzruszone przekonanie o własnym przeznaczeniu. Kiedy kierownictwo partii zebrało się w Monachium na początku października okazało się, że mit Führera wciąż działał. „On jest wielki i przewyższa nas wszystkich - pisał Goebbels. - Podnosi ducha Partii z najczarniejszej otchłani. Z nim, jako Przywódcą Ruch musi zwyciężyć”. Nieco później jednak Goebbels zanotował w swym pamiętniku: „Nadzwyczaj trudno jest zdobyć pieniądze. Wszyscy dżentelmeni »własności i wykształcenia« stoją za rządem”. Była to niewątpliwie prawda w odniesieniu do niemieckiego wielkiego przemysłu, zaalarmowanego wzrastającym radykalizmem apeli Hitlera 19 października 1932 roku po raz pierwszy spotkała się w Berlinie reprezentatywna grupa aktywnych politycznie przemysłowców i przedstawicieli największych koncernów przemysłowych i postanowiła zebrać fundusz w wysokości 2 milionów marek, o jaki prosił gabinet von Papena. Hitler jednak nie poszedł na żadne ustępstwa i dał z siebie wszystko. Podczas swej czwartej lotniczej kampanii odwiedził jeszcze więcej miast i wygłosił przemówienia na jeszcze większej liczbie wieców niż latem. Przyjął jednoznacznie radykalne hasło: „Przeciw reakcji!”, a cała potęga nazistowskiej machiny propagandowej została skierowana przeciwko von Papenowi i „skorumpowanemu reżimowi junkierskiemu”. Aby uniknąć utraty wpływów w swej własnej siedzibie, czyli w Berlinie, Goebbels posunął się do desperackiego kroku, polecając członkom partii i SA otwartą współpracę z komunistami podczas pięciodniowego strajku pracowników komunikacji, od którego odcięła się SPD i związki zawodowe. Odpowiedni zapis w pamiętniku Goebbelsa brzmi: „Ostatni atak. Desperacka obrona Partii przed klęską. Udało nam się, dosłownie w ostatnim momencie, uzyskać 10.000 marek. W sobotę wyda się je na kampanię. Uczyniliśmy wszystko, co było możliwe. Teraz niech zadecyduje Los”.
Po raz pierwszy od 1928 roku nastąpił spadek frekwencji wyborczej. W rezultacie zmęczenia zamętem politycznym i zaniepokojenia aktami przemocy do urn wyborczych poszło o 2 miliony osób mniej niż w lipcu i tak samo spadła liczba głosów oddanych na nazistów. Nurt umiarkowany nic na tym jednak nie zyskał: komuniści wyprzedzili Centrum i stali się trzecią pod względem znaczenia partią uzyskując 16,9 procent głosów. Na SPD padło nieco ponad 20 procent i chociaż naziści pozostali zdecydowanie największą partią to jednak nacjonaliści Hugenberga również uzyskali pewne zdobycze. Ekstremizm wciąż był na fali wznoszącej. Von Papen jednak, mimo że (jak wskazał Hitler) 90 procent wyborców opowiedziało się przeciwko niemu, był zachwycony rezultatami i bardziej przekonany niż kiedykolwiek, że naziści będą musieli pójść na ugodę. Pozycja von Papena nie była jednak tak silna jak sądził. Von Schleichera złościła jego niezależność i bliskie stosunki, jakie nawiązał z prezydentem. Zaniepokoiła go też wypowiedź von Papena o rozpisaniu nowych wyborów w celu zmuszenia nazistów do porozumienia lub o rządzeniu krajem w sposób dyktatorski, gdyby do porozumienia nie doszło. Według Brüninga, von Schleicher zawsze niepokoił się możliwością zaistnienia sytuacji, w której armia musiałaby poradzić sobie z równoczesnym powstaniem nazistów i komunistów. Wielkie wrażenie wywarła na nim rzeczywista współpraca tych ugrupowań podczas strajku berlińskiego, a także wzrost liczby głosów oddanych na komunistów. Jako minister obrony von Schleicher zaczął przekonywać innych członków gabinetu, że dalsze sprawowanie urzędu przez von Papena grozi niebezpieczeństwem wybuchu wojny domowej. Utrzymywał, że von Papen powinien zrezygnować i umożliwić prezydentowi przeprowadzenie konsultacji z przywódcami partyjnymi - przede wszystkim z Hitlerem - oraz podjęcie próby znalezienia wyjścia z impasu. Von Papen przyjął wyzwanie (17 listopada), przekonany, że rozmowy von Hindenburga z Hitlerem, które wyznaczono na 18 i 21 listopada, nie przyniosą żadnego rezultatu oraz że powróci na swój urząd ze wzmocnioną pozycją. Jego sceptycyzm był uzasadniony. Hitler zażądał urzędu kanclerza dysponującego takimi samymi szerokimi uprawnieniami, jakich prezydent udzielił von Papenowi. Von Hindenburg (mimo przekonywań pozostającego w cieniu von Papena) był gotów zgodzić się na objęcie przez Hitlera tego urzędu, ale tylko pod warunkiem zmobilizowania przez niego większości w Reichstagu. Jeśli Niemcy miałyby nadal być rządzone przez gabinet prezydencki dysponujący nadzwyczajnymi uprawnieniami, zastępowanie von Papena kimś innym było bezcelowe. Dyskusje prezydenta z przywódcami pozostałych partii nie przyniosły lepszych rezultatów, podobnie jak inicjatywa von Schleichera, który (za pośrednictwem Gregora Strassera) badał możliwość wejścia nazistów w skład gabinetu, w którym on sam, a nie von Papen, byłby kanclerzem. Hitler nie dał się wciągnąć w te plany, von Papen zaproponował więc ponowne objęcie przez siebie urzędu kanclerza, odroczenie zwołania Reichstagu na czas nieokreślony i przygotowanie reformy konstytucji. Do tego czasu chciał proklamować stan wyjątkowy, rządzić dekretami i siłą
dławić wszelkie próby dokonania zamachu stanu. Mimo wątpliwości von Schleichera, von Hindenburg wyraził zgodę i upoważnił von Papena do sformowania nowego rządu. Von Schleicher wyciągnął wtedy swoją kartę atutową. Na pierwszym posiedzeniu gabinetu po ponownym objęciu przez von Papena urzędu (2 grudnia) von Schleicher, jako minister obrony, oświadczył, że armia utraciła zaufanie do kanclerza i nie jest przygotowana do podjęcia ryzyka wybuchu wojny domowej. Końcowy akt tego wyjątkowego dramatu politycznego rozpoczął się wówczas, gdy von Hindenburg ugiął się przed ultimatum armii i - według relacji von Schleichera - zaprosił jego, a nie von Papena, do objęcia urzędu kanclerza. Von Hindenburg miał kierować się założeniem, że właśnie von Schleicherowi może udać się stworzenie frontu narodowego z udziałem nazistów, którego nie zdołał stworzyć von Papen. Von Schleicher opierał swe nadzieje na przekonaniu, iż Gregor Strasser (z którym pozostawał w kontakcie) zdoła przekonać Hitlera, że wejście nazistów do jego rządu leży w ich interesie. Przez ponad rok Strasser pesymistycznie oceniał szansę Hitlera na uzyskanie przez niego stanowiska kanclerza i pełnej władzy, której żądał. Porażka partii w listopadowych wyborach, jej duże zadłużenie oraz rozczarowanie do niej opinii publicznej skłoniły go do poglądu, że prowadzona przez Hitlera polityka wykluczająca ustępstwa i kompromisy, nieustępliwe żądanie pełni władzy, zniszczy partię, jeżeli będzie kontynuowana Koncepcja von Schleichera opierała się na szerokim froncie, sięgającym od umiarkowanych nazistów do umiarkowanych socjalistów, oraz na programie energicznych działań zmierzających do zmniejszenia bezrobocia. Przedstawiając swą ofertę za pośrednictwem Strassera najwidoczniej miał nadzieję, że - jeśli Hitler nie zgodzi się na nią - Strasser mógłby przyjąć stanowisko wicekanclerza i wywołać rozłam w partii. Nie ma dowodów świadczących, że takie właśnie były zamiary Strassera, ale fakt, iż popierał ofertę von Schleichera podczas omawiania jej przez kierownictwo nazistowskie, szybko doprowadził do oskarżeń o zdradę i próbę wykluczenia Hitlera z kierownictwa partii. Po kolejnym burzliwym spotkaniu z Hitlerem 7 grudnia Strasser napisał długi list, w którym bronił się przed zarzutami złej woli i zrezygnował ze wszystkich zajmowanych stanowisk. Nie podjął jednak żadnych działań mających na celu pozyskanie w partii poparcia dla swej osoby i zamiast tego udał się z rodziną na wakacje do Włoch. Rezygnacja drugiej po Hitlerze osobistości oraz szefa machiny organizacyjnej partii wywołała wielki szok w okresie, kiedy morale jej członków było rekordowo niskie. Najbardziej zaszokowany był sam Hitler. Jednakże w ciągu dwudziestu czterech godzin przekonał sam siebie, że Strasser jest judaszem, który „wbił mu nóż w plecy na pięć minut przed ostatecznym zwycięstwem”. Wezwał wszystkich przywódców partii na zebranie w oficjalnej rezydencji Göringa jako przewodniczącego Reichstagu, na którym w czasie dramatycznego wystąpienia potępił nieobecnego Strassera i polecił wymazanie jego imienia z pamięci. Wszyscy jego starzy stronnicy musieli uścisnąć rękę Führera i obiecać, że
nigdy nie zdradzą sprawy. Goebbels, który był najzaciętszym wrogiem Strassera, napisał pod koniec tego spotkania, że było ono „olbrzymim sukcesem jedności Ruchu... Strasser jest teraz całkowicie izolowany. Jest trupem”. Niecałe dwa lata później, podczas czystki w SA, słowa te miały stać się rzeczywistością. Strasser nie podjął żadnych prób kontrofensywy. Hitler natomiast odwiedził po kolei wszystkie miasta, których gauleiterzy sympatyzowali ze Strasserem, rozbijając scentralizowany system organizacyjny partii, stworzony przez jego przeciwnika. Podobnie jak w przypadku SA Hitler mianował siebie szefem struktury organizacyjnej i powierzył ludziom, na których mógł polegać - Hessowi, Leyowi, Darremu, Goebbelsowi kierownictwo jej poszczególnych elementów. Ale działania które miały potwierdzić, iż sprawuje kontrolę nad partią nie rozwiązywały jej problemów finansowych czy politycznych. Musiano zmniejszyć zarobki funkcjonariuszy partyjnych. Goebbels określił sytuację w okręgu berlińskim jako beznadziejną, na ulice wysłano esamanów ze skarbonkami, polecając im, aby prosili przechodniów o datki na „niegodziwych nazistów”. W dziedzinie politycznej Hitlerowi udało się co prawda utrącić wysuniętą przez Strassera propozycję wyjścia ze ślepego zaułka w którym znalazła się partia, nie był jednak w stanie zaproponować rozwiązania alternatywnego. W wigilię Bożego Narodzenia 1932 roku Goebbels napisał w pamiętniku: „Ten rok przyniósł nam nieustannego pecha... Przeszłość jest smutna, a przyszłość wygląda ciemno i ponuro; wszystkie szansę i nadzieje znikły zupełnie”. Tym razem to von Papen szukał zemsty na von Schleicherze, a ten nieoczekiwanie sam podsunął mu taką możliwość. Jako kanclerz von Schleicher wykazał znacznie więcej zrozumienia niż von Papen czy Brüning dla konieczności podjęcia pozytywnych działań, niezbędnych do przezwyciężenia kryzysu, wciąż gnębiącego niemiecką gospodarkę. W przemówieniu radiowym do narodu 15 grudnia oświadczył, że jego priorytetem będzie zapewnienie pracy. Na papierze jego program wyglądał imponująco, ale wywołał silny sprzeciw ze strony przemysłowców i posiadaczy ziemskich, których interesy miały być zagrożone, nie przezwyciężając równocześnie nieufności związków zawodowych i socjaldemokratów czy nawet Centrum. Po intrygach, za pomocą których von Schleicher zmusił Groenera, Brüninga i von Papena do rezygnacji, żadna z partii politycznych nie była skłonna wejść z nim w koalicję. Wyczuwając okazję, von Papen, który pozostawał w jak najlepszych stosunkach z prezydentem, rozpoczął montowanie własnej inicjatywy. 4 stycznia von Papen i Hitler spotkali się potajemnie w domu kolońskiego bankiera Schroedera. Obaj nie przepadali szczególnie za sobą, ale byli gotowi zapomnieć o dzielących ich różnicach, jeżeli mogłoby się to przyczynić do skuteczniejszej walki z von Schleicherem. Hitler wciąż domagał się stanowiska kanclerza, ale był teraz gotów do wejścia w koalicję z von Papenem i nacjonalistami Hugenberga, czyli w istocie do odrodzenia „frontu z Harzburga”. Szczegółowe warunki zawiązania takiej koalicji były przedmiotem gorączkowych dyskusji przez cały styczeń i
dyskusje te jeszcze trwały, kiedy 30 stycznia 1933 roku nowy rząd formalnie zaprezentowano prezydentowi. Nie ma potrzeby analizowania tych negocjacji, podczas których zbadano dokładnie wszystkie możliwe do wyobrażenia opcje. 23 stycznia von Schleicher był zmuszony przyznać się do porażki: nie będąc w stanie zmontować większości parlamentarnej, poprosił von Hindenburga o przyznanie mu uprawnień do rządzenia za pomocą tych samych dekretów wydawanych w trybie nadzwyczajnym, wobec których postawił weto na początku grudnia ubiegłego roku, kiedy miały być przyznane von Papenowi. Von Hindenburg nie był skłonny przyznać von Schleicherowi tego, czego za jego przyczyną odmówił von Papenowi. Jednakże kwestia, czy von Papen osiągnąłby lepsze rezultaty, zależała od tego, czy byłby w stanie przezwyciężyć trzy przeszkody. Pierwsza - to silny sprzeciw von Hindenburga wobec propozycji mianowania Hitlera kanclerzem. Drugą były wygórowane ambicje Hugenberga, który żądał przyznania mu dyktatorskiej władzy nad gospodarką, od czego uzależniał swe wejście do rządu. Trzecia wreszcie polegała na trudności w znalezieniu ministra obrony, zdolnego do uzyskania poparcia armii, w imieniu której od tak dawna wypowiadał się von Schleicher. Spotkanie Hugenberga z Hitlerem 27 stycznia zostało zerwane po wymianie wzajemnych złośliwości i Göring z wielkim trudem przekonał Hitlera, aby nie wyjeżdżał do Monachium i nie zrywał negocjacji. Tym razem wystarczyła groźba Hitlera, że to uczyni. Aż do tej chwili von Papen nie rezygnował z myśli, iż ponownie mógłby zostać kanclerzem; teraz jednak doszedł do przekonania, że istnieje niebezpieczeństwo, iż wszystkie jego plany mogą runąć, i następnego dnia powiedział prezydentowi otwarcie, że rozwiązanie będzie można znaleźć tylko wtedy, kiedy Hitler zostanie kanclerzem. Uspokoił von Hindenburga obietnicą, że on sam zostanie wicekanclerzem oraz że w skład gabinetu wejdzie jeszcze tylko dwóch innych nazistów, którzy pozostawać będą w mniejszości do konserwatystów w stosunku większym niż trzy do jednego. Tymi dwoma zaproponowanymi ludźmi byli: Göring, który otrzymał wysokie odznaczenia za swe wojenne dokonania jako pilot myśliwców, oraz Frick, prawnik i były urzędnik państwowy, najbardziej bezbarwny i mogący równocześnie uchodzić za najbardziej godnego szacunku członka kierownictwa nazistowskiego. Opór prezydenta stopniowo zmniejszał się i w końcu Hitler uzyskał zgodę na wszystkie swoje żądania, z wyjątkiem stanowiska Komisarza Rzeszy ds. Prus, które von Papen zarezerwował dla siebie, podobnie jak stanowisko wicekanclerza. W zamian Hitler, równie niechętnie, zgodził się oddać Hugenbergowi kontrolę nad resortami gospodarczymi. Jednakże decydujące znaczenie dla uzyskania zgody prezydenta miało rozwiązanie trzeciego problemu, czyli znalezienie ministra obrony, który mógłby zastąpić von Schleichera. Von Papen i Hitler znaleźli takiego człowieka w osobie generała von Blomberga, wroga von Schleichera od czasu, kiedy ten w 1929 roku usunął go z kluczowego stanowiska w Ministerstwie Obrony naczelnika Truppenamtu, będącego zamaskowanym Sztabem Generalnym - i przeniósł na stanowisko dowódcy
l dywizji stacjonującej w Prusach Wschodnich. Tam jego szef sztabu, gen. von Reichenau, i kapelan dywizji, Müller, późniejszy nazistowski biskup Rzeszy, przekonali go do nazistów. Von Blomberga, człowieka ambitnego, który miał teraz większe niż von Schleicher podstawy, aby twierdzić, że reprezentuje opinię armii, wybadano już wcześniej i wczesnym rankiem 30 stycznia wezwano do Berlina. Już o godzinie 8 rano osiągnął porozumienie z Hitlerem i został zaprzysiężony jako minister obrony przed Hitlerem i pozostałymi członkami gabinetu, zapewniając w ten sposób von Hindenburga, że Reichswehra jest w pewnych rękach. Hugenberg wciąż sprzeciwiał się uporczywym twierdzeniom Hitlera, że Reichstag powinien zostać rozwiązany, a nowy rząd powinien szukać większości w wyborach, które - jak obiecywał - będą ostatnimi. Wciąż jeszcze kłócili się, kiedy wezwano ich do zaprzysiężenia i do objęcia urzędów. Poza objętym przez Hitlera stanowiskiem kanclerza naziści piastowali tylko dwa z jedenastu stanowisk ministerialnych, oba o drugorzędnym znaczeniu: ministrem spraw wewnętrznych Rzeszy był Frick (do jego kompetencji nie należała kontrola nad policją; dziedzina ta była bowiem zastrzeżona dla rządów poszczególnych krajów, z których największe znaczenie miały Prusy z ich stolicą - Berlinem), a Göring był ministrem bez teki. Ministerstwo spraw zagranicznych (jego szefem został Freiherr von Neurath) i ministerstwo obrony objęli zawodowcy, wywodzący się ze służby dyplomatycznej i z armii, których zaaprobował von Hindenburg. Ministerstwo gospodarki oraz ministerstwo żywności i rolnictwa (zarówno w Rzeszy, jak i w Prusach) były w rękach Hugenberga; ministrem pracy został Seldte, przywódca Stahlhelmu, możliwy do przyjęcia zarówno dla właścicieli ziemskich, jak i dla przemysłowców. Göringa mianowano ministrem spraw wewnętrznych Prus, sprawującym kontrolę nad policją, ale podporządkowanym von Papenowi jako szefowi pruskiego rządu krajowego. Będąc również wicekanclerzem Rzeszy, von Papen korzystał także z nowo wprowadzonego prawa do swej obecności przy każdorazowym składaniu przez kanclerza sprawozdania prezydentowi. Wobec swych przyjaciół von Papen chwalił się, że odniósł sukces tam, gdzie von Schleicher i Brüning doznali porażek - spowodował, że przywódca największej partii w Niemczech zapewnił konserwatystom i nacjonalistom masowe poparcie, którego nigdy nie byliby w stanie sami uzyskać. Dodawał, że dokonał tego nie rezygnując z niczego istotnego: Hitler mógł być kanclerzem, ale to właśnie on jako wicekanclerz cieszy się zaufaniem prezydenta oraz konserwatystów i nacjonalistów, stanowiących większość gabinetu. Tym, którzy pytali, czy przyszłość nie kryje niebezpieczeństw, odpowiadał: „Nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Wynajęliśmy go, aby działał za nas”. Von Papen mógł obwiniać za jedną z najbardziej monstrualnych pomyłek w historii XX wieku tylko siebie. Chociaż Hitler stale powtarzał, że zamierza przestrzegać „legalności”, nigdy nie robił tajemnicy z tego, co przez to rozumiał. Składając zeznania podczas procesu lipskiego w 1930 roku, wyjaśnia: „Konstytucja wyznacza jedynie arenę bitwy, a nie jej cel. Wchodzimy do
legalnych instytucji i w ten sposób sprawiamy, że nasza partia staje się czynnikiem określającym je. Jednakże po uzyskaniu przez nas konstytucyjnej władzy nadamy państwu kształt, który uważamy za odpowiedni”. Jeszcze wyraźniejsza była odpowiedź, której Hitler udzielił Brüningowi, kiedy ten - wówczas jeszcze jako kanclerz - rzucił mu bezpośrednie wyzwanie podczas publicznej wymiany listów w grudniu 1931 roku. Brüning napisał: „Kiedy ktoś deklaruje, że po uzyskaniu władzy legalnymi środkami złamie istniejące bariery, w istocie nie przestrzega legalności”. Hitler odpowiedział natychmiast: „Panie kanclerzu, podstawowa teza demokracji głosi, że »wszelka władza pochodzi od ludu«. Konstytucja określa sposób, w jaki koncepcja, idea, a zatem i organizacja muszą uzyskać od ludu legitymację do realizacji swych celów. Jednakże w ostatecznym rozrachunku to sam lud określa swoją konstytucję. Panie kanclerzu, jeżeli naród niemiecki upoważni kiedyś ruch narodowosocjalistyczny do wprowadzenia konstytucji innej niż ta, którą mamy dzisiaj, nie będzie Pan mógł tego powstrzymać [...] Kiedy konstytucja okazuje się nieprzydatna dla życia narodu, naród nie umiera zmienia się konstytucję”. Było to dostatecznie jasne i dlatego właśnie ci, którzy dążyli do włączenia Hitlera do rządu, zawsze rozumowali w kategoriach „poskromienia” go i sprzeciwiali się - jak Groener, jak von Schleicher i jak do ostatnich dni von Hindenburg - oddaniu mu stanowiska kanclerza. Hitler był równie zdecydowany, iż do rządu może wejść tylko jako kanclerz, i równie przekonany, że kiedy tego dokona, żadna z przeszkód, za pomocą których von Papen starał się go ograniczyć, nie powstrzyma go przed „nadaniem państwu kształtu, który uważa za odpowiedni”. Hitler potrzebował mniej niż dwa miesiące, aby pokazać, kto miał rację; przed upływem sześciu zakończył swą rewolucję, mając potęgę państwa po swojej stronie, co zawsze było jego celem.
ROZDZIAŁ ÓSMY
Rewolucja Stalina Stalin: 1928-1934 (wiek 48-55 lat) I W czasie gdy Hitler nadal szukał sposobów zdobycia władzy, Stalin zademonstrował, jak można tę władzę wykorzystać. Uczynił to na taką skalę i z taką bezwzględnością, że okres od 1928 do 1933 roku można określić mianem drugiej rewolucji, równie dramatycznej jak pierwsza z lat 1917-1921, ale bardziej znaczącej dla zmiany dotychczasowej drogi dziejowej Rosji. Dziesięć lat po październiku dzięki NEP-owi udało się odbudować gospodarkę ze zniszczeń wojny domowej, jednak Rosja osiągnęła zaledwie poziom industrializacji z roku 1913 i pozostawała coraz bardziej w tyle za państwami uprzemysłowionymi. W 1927 roku liczba pracowników zatrudnionych w przemyśle ciągle nie przekraczała 2,5 miliona osób. Po dziesięciu latach sprawowania władzy partia musiała nadal szukać odpowiedzi na wyzwanie rzucone historii przez Lenina w roku 1917, kiedy to podjął decyzję o dokonaniu przewrotu w kraju, który, według teorii Marksa nie osiągnął wystarczającego poziomu rozwoju ekonomicznego i społecznego, aby mogła w nim nastąpić rewolucja socjalistyczna. Lenin wierzył, że jeśli tylko bolszewikom uda się przejąć kontrolę nad państwem, będą w stanie stworzyć te warunki wstępne ex post. Jednak dziesięć lat później partia nadal miała do wykonania to właśnie zadanie; wciąż brakowało odpowiedniej bazy ekonomicznej dla struktur władzy partii i państwa. Partia była zgodna co do tego, że drogą do budowania gospodarki i społeczeństwa socjalistycznego jest rozwój i modernizacja radzieckiego przemysłu. Przemysł miał także zapewnić Związkowi Radzieckiemu, otoczonemu przez wrogi, kapitalistyczny świat, niezbędne środki do obrony. Było też oczywiste, że industrializacji musi towarzyszyć unowocześnianie rolnictwa. Bez stałego wzrostu produkcji rolnej niemożliwe byłoby zaopatrzenie w żywność wzrastającej liczebnie klasy robotniczej, nie mówiąc już o podniesieniu poziomu jej życia. Należało też stworzyć rezerwy na wypadek wojny i głodu. Równie niezbędne było przywrócenie przedwojennego poziomu eksportu zboża, aby opłacić import maszyn rolniczych, w tym traktorów, oraz urządzeń dla przemysłu. Różnice zdań w łonie partii dotyczyły sposobu, w jaki można by te nadwyżki uzyskać. Dyskutowano nad tym, czy powinno się skłonić chłopów do ich produkcji za pomocą środków ekonomicznych (na przykład: wyższych cen płodów rolnych, lepszego zaopatrzenia wsi w
towary oraz rozwoju spółdzielni produkcyjnych), czy raczej zmusić ich do tego, stosując „środki administracyjne”. Spór dotyczył także czasu potrzebnego do osiągnięcia zamierzonych rezultatów. Stalin jak dotąd, przynajmniej publicznie, przychylał się do zdania Bucharina, że proces scalania małych, rozdrobnionych gospodarstw chłopskich, w celu przystosowania ich do nowych metod uprawy i wprowadzenia spółdzielni, musi następować stopniowo, „nie w drodze nacisku, lecz za pomocą poglądowych przykładów i przekonywania”. To słowa samego Stalina wypowiedziane jeszcze w grudniu 1927 roku. Zarówno Bucharin, jak i Lenin (pod koniec swego życia) mieli pełną świadomość, że realizacja tej opcji wymaga czasu. Przy tego typu wyborze modernizacja radzieckiej gospodarki mogła trwać dziesięć, dwadzieścia, a może więcej lat. W pewnym momencie - brak dokumentacji wyklucza możliwość dokładnego umiejscowienia go w czasie - Stalin musiał ulec pokusie pójścia „na skróty”, podobnie jak uczynił to Lenin w roku 1917. Postanowił przyspieszyć powstanie nowoczesnego, socjalistycznego Związku Radzieckiego uciekając się do całkowicie odmiennych środków i odgrzebując represyjne metody komunizmu wojennego. Nie mógł jednak ujawnić swoich zamiarów, dopóki toczył walkę o władzę z Trockim i z lewym skrzydłem partii, których program opierał się zresztą na podobnych założeniach. Ryzykowałby też utratę poparcia Bucharina, Rykowa i prawicy, pragnących kontynuować politykę NEP-u i szukających oparcia w chłopstwie. Ale gdy tylko w grudniu 1927 roku XV Zjazd WKP(b) przypieczętował klęskę Trockiego i zjednoczonej opozycji, Stalinowi udało się uzyskać zgodę Komitetu Centralnego na zastosowanie „metod administracyjnych” (eufemistyczne określenie środków przymusu) podczas przeprowadzania rekwizycji ziarna. Był to zaledwie pierwszy krok. W ciągu następnych dwóch lat, czyli do grudnia 1929 roku, kiedy to obchodzono pięćdziesiątą rocznicę urodzin Stalina, zachodzące w Związku Radzieckim procesy koncentrowały się wokół trzech wzajemnie ze sobą powiązanych zagadnień. Pierwszym z nich, opisanym już w rozdziale 6, był ostatni etap prowadzonej przez Stalina walki o władzę, czyli rozgromienie opozycji prawicowej. Dotychczas działania Stalina rozszerzającego swą kontrolę nad partią napotykały czynny opór najpierw Trockiego, a później zjednoczonej opozycji Trockiego, Zinowiewa i Kamieniewa. Tym razem inicjatywę w walce przejął Stalin. W przeciwieństwie do Trockiego, ani Bucharin, ani Rykow nie stanowili poważnego zagrożenia dla jego pozycji w partii. Ich przejście do opozycji było wynikiem próby powstrzymania dotychczasowego sprzymierzeńca przed dokonaniem nowego, radykalnego zwrotu w polityce. W tamtym okresie Stalin nie rozporządzał jeszcze pełnią autokratycznej władzy jak w drugiej połowie lat trzydziestych. Nie był też bezapelacyjnym autorytetem w sprawach polityki jak Lenin. Musiał zatem zdobyć poparcie partii. Sposób, w jaki tego dokonał, stanowi drugie z istotnych zagadnień. Bucharin nazwał później Stalina „mistrzem dawkowania”, który potrafił odmierzać dawki trucizny co do kropli. Najlepszym przykładem tej umiejętności była zręczność, z jaką udało się Stalinowi skłonić partię do
zaakceptowania „środków administracyjnych” w celu przeprowadzania rekwizycji ziarna. Przez cały czas twierdził, że chodzi tu jedynie o środki wyjątkowej doraźne, i aż do zimy 1929/1930 roku nie zdradził się ani słowem, że zamierza utrzymać je na stałe. Prawdopodobnie kontrola, jaką sprawował nad aparatem partyjnym, i tak zapewniłaby mu niezbędne poparcie, gdyż, jak to określił pewien były stalinista: „Pokonaliśmy Bucharina nie na argumenty, ale na mandaty partyjne”. Jednakże większość historyków podziela pogląd, że głosy delegatów, którzy swą karierę zawdzięczali Stalinowi, usankcjonowały jedynie decyzje podjęte wcześniej przez wąską nieoficjalną grupę dwudziestu lub trzydziestu „wpływowych” przywódców. Ludzie ci reprezentowali w Komitecie Centralnym najważniejsze organizacje partyjne: Moskwy i Leningradu, Syberii, północnego Kaukazu i Ukrainy. Funkcjonariusze ci, chociaż blisko związani ze Stalinem, nie byli marionetkami w jego rękach. Stanowili grupę twardych realistów, cieszących się pewnym marginesem niezależności i nade wszystko oddanych idei przekształcenia Rosji Radzieckiej w nowoczesne uprzemysłowione państwo. Stalin nie mógł lekceważyć ich zdania i właśnie ich wpływom należy zapewne przypisać odroczenie rozprawy z przywódcami prawicowej opozycji, na co miał już ochotę wiosną roku 1929. Decyzja opowiedzenia się za Stalinem, przeciwko Bucharinowi, wykazała że elity partyjne wolą prezentowany przez niego optymizm oraz obietnice stanowczych posunięć od pesymizmu polityki ustępstw i kompromisów oferowanych przez prawicę. Oto trzy cytaty z wypowiedzi czołowych członków Komitetu Centralnego, ilustrujące ich niechęć do programu grupy Bucharina. Kujbyszew: „Historia nie pozwoli nam kroczyć powoli [...] zmęczonym krokiem”. Kirow: „Jednym słowem, mamy się nie śpieszyć [...] Czyli, że prawica popiera socjalizm, jeżeli tylko nie wymaga on zbyt wiele wysiłku, walki i zachodu”. Ordżonikidze: (uznając dobre intencje Bucharina): „To nie jest sprawa dobrych chęci, ale polityki. Polityka towarzysza Bucharina zamiast do przodu, pchnie nas wstecz”. Jednego jednak nie potrafili przewidzieć ci praktyczni politycy popierając Stalina, tego mianowicie, jak daleko i jak szybko powiedzie on ich poza granice, które wówczas sobie wytyczyli. Bucharin był onegdaj najbliższym sprzymierzeńcem i przyjacielem Stalina. Jak nikt inny zdawał sobie sprawę z konsekwencji, jakie może mieć dla kraju i dla partii planowana radykalna zmiana kursu. I Stalin o tym wiedział. W czerwcu 1928 roku, w czasie toczącej się już walki, zwrócił się do Bucharina ze słowami: „Ty i ja to Himalaje, pozostali się nie liczą”. Skoro Stalin nie mógł przeciągnąć Bucharina na swoją stronę, musiał go zdyskredytować. I cel ten osiągnął; ostrzeżenia Bucharina przed „politycznym awanturnictwem” zostały odrzucone, a sam Bucharin zmuszony do ich odwołania. W ten oto sposób doszliśmy do trzeciego z zagadnień, które łączy okres
1928-1929 z dekadą lat trzydziestych. Używając jedynie argumentów ekonomicznych i politycznych, Stalin zdołał przekonać większość kierownictwa partii, że najlepszym wyjściem z impasu, w jakim się znalazło, jest powrót do pierwotnej koncepcji bolszewików, do „odgórnej rewolucji” narzuconej przez władzę radziecką. Jednak motyw psychologiczny, który dostarczył Stalinowi dodatkowej siły do forsowania własnej koncepcji, tkwił gdzie indziej. Była nim świadomość, że oto nowy „październik”, tym razem związany z jego imieniem, tak jak poprzedni związany był z imieniem Lenina, stwarzał mu jedyną i niepowtarzalną szansę, szansę uwierzytelnienia roszczeń do zajęcia miejsca opustoszałego po śmierci Lenina. II W kampanii rozpętanej przeciwko chłopstwu, która stanowiła jądro stalinowskiej rewolucji, chodziło o coś znacznie więcej niż tylko o ekonomię. Wielkość tej grupy społecznej - osiemdziesiąt procent całej populacji - przesądzała o swoistym charakterze rosyjskiego społeczeństwa. Chłopi (mużyki), postacie jakby żywcem wzięte z kart rosyjskich powieści, „morze ciemnoty” otaczające i przytłaczające liczebnie ludność miast, żyli we własnym, izolowanym i zasklepionym świecie, w innym czasie. Zachowali swoje zwyczaje, język i poglądy, których bogatą skarbnicą były ludowe przysłowia. Bolszewicy nigdy nie potrafili poradzić sobie z tym fenomenem, który w żaden sposób nie mieścił się w teorii Marksa. Szczególną niechęć wywoływało w nich poczucie zależności od olbrzymiego chłopskiego oceanu. Nie mogąc włączyć go w obręb socjalistycznego społeczeństwa, budowniczowie nowego ustroju stawali się po trosze jego zakładnikami. Nie bez podstaw upatrywali w tym żywiole źródeł zacofania cywilizacyjnego Rosji. „Ogromna, apatyczna, a jednocześnie w pewien sposób niebezpieczna masa, hamująca postęp ZSRR na drodze ku industrializacji, nowoczesności, socjalizmowi; królestwo ciemności, które musi zostać zmiecione, zanim Związek Radziecki będzie mógł stać się Ziemią Obiecaną”. Dalszy wzrost wrogości w stosunku do chłopstwa oraz wypaczenie jego obrazu w oczach komunistów spowodowała, zalecana przez Stalina, marksistowska analiza tej grupy społecznej i zastosowanie wobec niej kryterium rozwarstwienia klasowego i walki klas. To Stalin zidentyfikował kułaka jako wiejskiego kapitalistę, wyzyskiwacza, którego należało wywłaszczyć. Nikogo nie powinien dziwić fakt, że nigdy nie sformułowano żadnej jednoznacznej i precyzyjnej definicji kułaka lat dwudziestych. Jak stwierdził Robert Conquest: „Niezależnie od przyjętych kryteriów kułak jako klasa ekonomiczna pozostawał czystym wymysłem partii”. Wymysł ten służył uzasadnieniu mobilizacji partii do walki z wiejskim „wrogiem klasowym”, którego należało wytępić tak, jak każdego kapitalistę. Potwierdza to Edward H. Carr, pisząc: „Tak oto analiza klasowa przestała kształtować politykę. Odtąd to polityka decydowała, która z wersji analizy klasowej najbardziej odpowiada zaistniałej sytuacji”. A jaka była ówczesna polityka?
Należy stwierdzić, że w latach 1929-1930 nadrzędnym jej celem było znalezienie ostatecznego rozwiązania społecznych i ekonomicznych problemów, które stwarzało radzieckie rolnictwo. Postanowiono dokonać tego za pomocą jednego posunięcia obliczonego na osiągnięcie trzech celów. Pierwszym z nich miała być eliminacja kułaków, czyli najbardziej doświadczonych i przedsiębiorczych rolników, poprzez tak zwane rozkułaczenie. Wyrzucenie tej grupy poza nawias sowieckiego życia oznaczało w praktyce wypędzenie z domów, konfiskatę mienia i zesłanie ich wraz z rodzinami, jak przestępców, w najbardziej odległe i surowe klimatycznie rejony Syberii i Azji Środkowej. Drugim celem była komasacja indywidualnych gospodarstw i utworzenie wielkich gospodarstw kolektywnych, często obejmujących obszar kilku wsi. Chłopi zostali pozbawieni gruntów, które tak niedawno otrzymali na własność, i mieli uprawiać je odtąd jako robotnicy rolni. Pozwolono im zatrzymać domy, ale wozy, narzędzia, konie i trzodę, podobnie jak ziemię, musieli oddać spółdzielni, którą miał zarządzać przewodniczący mianowany przez partię. Trzecim celem, który postanowiono osiągnąć w pierwszej kolejności, był powrót do praktyk komunizmu wojennego, czyli do rekwizycji kontyngentów zboża i innych upraw po cenach ustalanych przez państwo. Gdyby okazało się to konieczne, rekwizycji miano dokonywać przy użyciu siły. Program ten miał odmienić życie ponad 120 milionów ludzi, zamieszkujących 600 tysięcy wsi. 15 milionów indywidualnych gospodarstw postanowiono skupić w obrębie 240 tysięcy kontrolowanych przez państwo kooperatyw. Realizacja planu miała się zakończyć w możliwie najkrótszym czasie - w ciągu roku, najwyżej dwóch lat. Historia zna tylko jedno zamierzenie o podobnej skali, „wielki skok” Mao Zedonga (Mao Tse-tunga), który niewątpliwie był inspirowany przykładem Stalina. Całość planu nie została ujawniona przed zimą 1929-1930 roku, ale niektóre jego elementy zaczęto wcielać w życie już wcześniej. Dotyczyło to na przykład użycia siły przy rekwizycjach ziarna w 1928 roku i wiosną 1929. Latem tego ostatniego postanowiono zachować jako stały element kontyngentowanie dostaw zbóż z poszczególnych wsi, wprowadzone wcześniej jako środek nadzwyczajny. Jednocześnie drastycznie podwyższono plan kolektywizacji, który obecnie zakładał skomasowanie 7,8 miliona gospodarstw indywidualnych do końca 1930 roku. Tajne dyrektywy Sekretariatu Partii zalecały działaczom niższych szczebli przyspieszenie tempa kolektywizacji i posługiwanie się groźbami, aby „przekonać” do niej chłopów. Masowość zjawiska miała świadczyć o jego spontaniczności. Pod koniec roku Stalin ogłosił, że już 20 procent chłopów wstąpiło do kołchozów. Nikt nie zadawał pytań, co to oznacza w praktyce i czy deklarowane liczby są prawdziwe. Chodziło wyłącznie o to, by wykonać plan, a tym samym wywołać wrażenie, że proces kolektywizacji nabiera rozpędu i nic już nie jest w stanie go powstrzymać. W tym czasie na samej tylko Ukrainie akcja „rozkułaczania” doprowadziła do eksmisji i deportacji 33 tysięcy rodzin, czyli, używając starego rosyjskiego terminu, ponad 200 tysięcy dusz.
Wiele z tych osób zmarło na skutek zimna, głodu i wycieńczenia podczas odbywanej w bydlęcych wagonach i trwającej tygodniami podróży na wschód. Zdaniem Stalina wszystkie „lokalne” trudności były spowodowane wrogim nastawieniem kułaków do władzy radzieckiej. Usprawiedliwienia do podjęcia automatycznych kroków „odwetowych” dostarczyła mu formuła walki klasowej, którą wymyślił w 1928 roku: „Posuwanie się do socjalizmu nie może nie prowadzić do oporu wyzyskiwaczy [czytaj: kułaków] przeciwko temu posuwaniu się naprzód, opór zaś wyzyskiwaczy nie może nie prowadzić do nieuchronnego zaostrzenia się walki klasowej”. W artykule Rok wielkiego przełomu, opublikowanym w „Prawdzie” 7 listopada 1929 roku, w dwunastą rocznicę rewolucji październikowej (wg nowego kalendarza), Stalin mógł wreszcie odkryć karty. Klęska i upokorzenie opozycji prawicowej pozwoliły mu odrzucić dotychczasową ostrożność i ogłosić, już jako dokonany, fakt, że: „W rozwoju naszego rolnictwa [dokonał się radykalny przełom] od drobnego i zacofanego gospodarstwa indywidualnego ku wielkiemu i przodującemu rolnictwu kolektywnemu [...] Nowe i decydujące w obecnym ruchu kołchozowym jest to, że do kołchozów wstępują chłopi nie poszczególnymi grupami, jak to było przedtem, ale całymi wsiami, gminami, powiatami, a nawet okręgami”. Zapewne z myślą o zbliżającym się plenum Komitetu Centralnego oświadczył chełpliwie: „Posuwamy się pełną parą po drodze uprzemysłowienia - ku socjalizmowi, pozostawiając w tyle nasze odwieczne »rassiejskie« zacofanie. Stajemy się krajem metalu, krajem automobilizacji, krajem traktoryzacji. I gdy posadzimy ZSRR na samochód, a chłopa na traktor wtedy niechaj spróbują dogonić nas szanowni kapitaliści, chełpiący się swoją »cywilizacją«. Zobaczymy jeszcze, które kraje będzie można wówczas »zaliczyć w poczet« zacofanych, które zaś do przodujących”. W nowej sytuacji centrum bezzwłocznie i już otwarcie zwiększyło presję na przyspieszenie procesu kolektywizacji. Mołotow wzywał członków KC, by nie przegapili niepowtarzalnej okazji, umożliwiającej w ciągu kilku tygodni, a najwyżej miesięcy, znalezienie trwałego rozwiązania kwestii agrarnej. Należało tylko podjąć „zdecydowane działania” w ciągu następnych czterech i pół miesiąca. Działania te powierzono nowo powołanym: Wszechzwiązkowemu Komisariatowi Rolnictwa oraz Komisji do Spraw Kolektywizacji. Jednakże plany opracowane przez oba ciała nie satysfakcjonowały Stalina. W grudniu przypadały jego pięćdziesiąte urodziny. W czasie hucznych obchodów fetowano solenizanta jako następcę Lenina nowego wodza partii, twórcę „chłopskiego października”, który otworzy drogę do zbudowania socjalizmu. Smakując słodycz zwycięstwa Stalin zażądał skrócenia terminów kolektywizacji w głównych regionach produkujących zboże. Kolektywizacja na Ukrainie, północnym Zakaukaziu i środkowym Powołżu miała się zakończyć w ciągu roku, najwyżej dwóch lat. Ponieważ zgodnie z oficjalną wersją wszyscy średniorolni chłopi przystąpili już do kołchozów, nadeszła pora, by ostatecznie rozprawić się z
kułakiem, „przeklętym wrogiem kołchoźnictwa”. 27 grudnia w przemówieniu wygłoszonym do studentów-marksistów Stalin za pomocą jednej straszliwej formułki skazał de facto na deportację i śmierć kilka milionów mężczyzn, kobiet i dzieci: „[...] Od polityki ograniczania eksploatatorskich tendencji kułactwa przeszliśmy do polityki likwidacji kułactwa jako klasy [...] Prowadzić ofensywę przeciw kułactwu - znaczy to przygotować się do niej i uderzyć w kułactwo, ale uderzyć w nie tak, żeby więcej nie mogło stanąć na nogi. To właśnie nazywa się u nas, bolszewików, prawdziwą ofensywą”. Większość skolektywizowanych do tej pory gospodarstw należała do najuboższych chłopów, którzy łącznie z bezrolnymi parobkami stanowili 30 procent ludności mieszkającej na wsi. Średniozamożni chłopi, czyli dwie trzecie ludności wiejskiej, mieli o wiele więcej do stracenia. Zajęli więc postawę wyczekującą, a ich obaw nie rozpraszały pełne zachęty deklaracje Stalina. Brutalna rozprawa z kułakami została pomyślana jako lekcja poglądowa, z której średniacy mieli wyciągnąć wniosek, iż z nimi stanie się to samo, jeżeli nadal będą się wzbraniali przed wstępowaniem do kołchozów. Dekret KC ogłoszony 5 stycznia 1930 roku, po uprzednim uwzględnieniu drakońskich poprawek Stalina, nakazywał podwojenie, a w niektórych rejonach ZSRR potrojenie, tempa kolektywizacji. Ale nawet to nie zadowalało Stalina, który zażądał przedkładania cotygodniowych raportów. Celem stało się zakończenie całej operacji przed jesienią 1930 roku. Nowe hasło dla stale poganianych urzędników partyjnych i państwowych brzmiało: „Kto skolektywizuje więcej ode mnie?” Natomiast hasłem, które docierało do chłopów, było: „Ten, kto nie przyłączy się do kołchozu, jest wrogiem władzy radzieckiej”. Od tej pory kampania o wzrost produkcji zbóż i kampania kołchozowa stanowiły jedność. Usilne zabiegi, by wśród biedniejszych warstw społeczności wiejskiej wzniecić klasową nienawiść do zamożniejszych gospodarzy, nie przyniosły spodziewanych rezultatów. Oczywiście, niemal w każdym rejonie znaleźli się tacy, którzy gotowi byli napadać i plądrować zagrody swoich sąsiadów, zwłaszcza gdy zachęcała do tego władza, ale większość chłopów była przerażona stosowanymi metodami i nigdzie nie było widać tego entuzjazmu, z jakim w latach 1917-1918 zajmowano posiadłości obszarników. W swej istocie kolektywizacja była jedną wielką operacją partyjnopolicyjną. Na poziomie obwodu i na niższych szczeblach jej przeprowadzenie spoczywało w rękach „trójki” złożonej z sekretarza komitetu partyjnego, przewodniczącego obwodowego lub lokalnego sowietu i szefa miejscowego OGPU. Aby przełamać ewentualny opór członków miejscowych organizacji partyjnych, w teren wysłano brygady szturmowe, które utworzono z 25 tysięcy miejskich aktywistów partyjnych. Ludzie ci, zazwyczaj nie mający żadnego pojęcia o rolnictwie, często stawali na czele zakładanych właśnie kołchozów. W styczniu 1930 roku przeszli trzytygodniowe szkolenie, po czym zostali wysłani w teren. Otrzymali zadanie, które wielu z nich przyjęło z entuzjazmem - mieli wyciągnąć chłopów z ich wiekowego zacofania i zmusić do wkroczenia w promienny świat socjalizmu. Jeśli nikt inny nie chciał decydować, to oni
decydowali, kto jest kułakiem i jak należy przeprowadzać kolektywizację. Wiosną roku 1930 dodatkowo skierowano do tej akcji 72 tysiące robotników oraz przygotowano do niej 50 tysięcy szeregowych i podoficerów. Uczestnikom akcji postawiono zadanie i nakazano jego realizację w najkrótszym możliwym terminie. Stalin nieustannie nalegał, by przyspieszano tempo kolektywizacji, ale wykonawców nie zaopatrzono ani w instrukcje dotyczące struktury i organizacji kołchozów, ani w wytyczne, jak zarządzać kooperatywami, ani nawet nie powiedziano im, w jaki sposób płacić pensje kołchoźnikom. Nie było czasu na czekanie, aż planiści rozstrzygną te zagadnienia. Liczyło się tylko jedno: zmusić chłopów, by wreszcie uwierzyli, że kołchozy stanowią ich jedyną przyszłość. Atakowi na indywidualną gospodarkę chłopską towarzyszyła ostra kampania przeciwko Cerkwi prawosławnej. W oczach stalinowskiego kierownictwa partii Cerkiew, stanowiąca rdzeń tradycyjnej kultury włościańskiej, była jedną z głównych przeszkód na drodze do kolektywizacji. Tak więc w setkach, ba, w tysiącach wsi, nie tylko zamykano świątynie, ale zrywano z kopuł krzyże, zdejmowano dzwony i palono ikony. Mające historyczną wartość rosyjskie cerkwie były burzone bądź demolowane, a kapłanów masowo aresztowano. Zamykano także klasztory, chociaż wiele z nich stanowiło modelowe przykłady funkcjonowania rolniczych kooperatyw. Tysiące zakonników i sióstr zesłano na Syberię. Do końca 1930 roku zamknięto w ten sposób prawdopodobnie 80 procent wiejskich świątyń. l marca ogłoszono, że w ciągu niecałych dwóch miesięcy liczba skolektywizowanych gospodarstw zwiększyła się ponad trzykrotnie (z 4.393.100 w styczniu 1930 roku, do 14.264.300). Żaden opis nie jest w stanie oddać chaosu i bezmiaru cierpień wywołanych gwałtem, w wyniku którego życie 120 milionów ludzi zostało wyrwane z kolein wiekowych tradycji. Przekroczone zostały wszelkie granice ludzkiej wytrzymałości. Opór, początkowo sporadyczny i niezdecydowany, zaczął się szerzyć w całym kraju. Na Ukrainie i północnym Kaukazie szczególną rolę odegrały w nim kobiety. Musiano uciec się do ściągnięcia jednostek OGPU i Armii Czerwonej. W wielu rejonach z trudem udało się stłumić rozruchy, które przybrały charakter chłopskich powstań. Ich następstwem były masowe aresztowania, egzekucje i deportacje. Najdotkliwszym środkiem oporu zastosowanym przez chłopów był masowy ubój własnego bydła. W ciągu dwóch pierwszych miesięcy 1930 roku zabito 14 milionów krów z pogłowia, które w 1928 roku oceniano na 70,5 miliona. Żeby nie patrzeć, jak ich inwentarz zabierają kołchozy, chłopi wyrżnęli jedną trzecią pogłowia świń i jedną czwartą owiec oraz kóz. Stalin pozostawał nieczuły na cierpienia ludzi, jednak dotknęła go strata tak cennego elementu majątku narodowego jak zwierzęta hodowlane. Likwidacja skutków tej katastrofy gospodarczej zajęła radzieckiemu rolnictwu ponad dwadzieścia pięć lat. W czasie przeprowadzonych w lutym wizyt w terenie wielu członków Biura Politycznego, w tym Ordżonikidze i Kalinin, zaczęło zdawać sobie sprawę z sytuacji panującej na wsi. Dyskusja na ten temat była
przedmiotem specjalnego posiedzenia Komitetu Centralnego, zwołanego 24 lutego. Uzgodniono, że sytuacja wymaga zajęcia oficjalnego stanowiska, i Biuro Polityczne powierzyło Stalinowi wstępne zredagowanie rezolucji. Spodziewano się, że przed publikacją uzgodni on ostateczną wersję dokumentu z pozostałymi członkami Biura. Stalin jednak miał inne plany. Wkrótce ukazał się artykuł, który całkowicie zaskoczył towarzyszy. 2 marca, pięć miesięcy po opublikowaniu Roku wielkiego przełomu, „Prawda” zamieściła kolejny artykuł sygnowany przez Stalina. W Zawrocie głowy od sukcesów autor, pomysłodawca całego przedsięwzięcia i jego pierwszy animator, bez cienia zażenowania krytykował aktywistów partyjnych za uleganie iluzjom, że oto „nie ma dla nas rzeczy niemożliwych”. „[...] ludzie ci dostają od sukcesów zawrotu głowy, tracą poczucie miary, tracą zdolność pojmowania rzeczywistości, nabierają skłonności do przeceniania własnych sił i niedoceniania sił przeciwnika, rodzą się awanturnicze próby rozstrzygnięcia wszystkich zagadnień budownictwa socjalistycznego »za jednym zamachem« [...] Komu są potrzebne te wypaczenia, to biurokratyczne dekretowanie ruchu kołchozowego, te niegodne pogróżki wobec chłopów? Nikomu, oprócz naszych wrogów! [...] Nie mówię już o tych, za przeproszeniem »rewolucjonistach«, którzy rozpoczynają sprawę organizowania kartelu rolnego od zdejmowania dzwonów cerkiewnych. Zdjąć dzwony - patrzcie no, co za rrrewolucyjność!” Z całą powagą Stalin pouczył swoich czytelników, że sukces kolektywizacji - który, jak zaznaczył, jest już zapewniony - opiera się na jej dobrowolności: „Nie można krzewić kołchozów przemocą. Byłoby to głupie i reakcyjne. Ruch kołchozowy powinien opierać się na czynnym poparciu podstawowych mas chłopstwa. [...] Czy można powiedzieć, że nie narusza się w wielu rejonach zasady dobrowolności i uwzględniania właściwości miejscowych? Nie, tego niestety powiedzieć nie można”. Wzywając partię do wyeliminowania „wypaczeń” oraz wywołującego je sposobu myślenia Stalin zakończył: „Sztuka kierowania - to sprawa poważna. Nie wolno pozostawać w tyle za ruchem, gdyż pozostać w tyle - znaczy to oderwać się od mas. Ale nie wolno również wybiegać naprzód, gdyż wybiec naprzód - znaczy to utracić masy i izolować siebie. Kto chce kierować ruchem i jednocześnie zachować więź z wielomilionowymi masami, ten powinien walczyć na dwa fronty zarówno przeciw tym, którzy pozostają w tyle, jak i przeciw tym, którzy wybiegają naprzód”. Efekt, jaki wywołał artykuł Stalina, można porównać do wybuchu bomby. Tysiące partyjnych urzędników i działaczy, którzy w pocie czoła, eksploatując swe siły do granic wytrzymałości, starali się wykonać zadanie, jak im się zdawało, postawione przez samego sekretarza generalnego, zostało niemile zaskoczonych. Okazało się bowiem, że to nie Stalin, a właśnie oni stracili kontakt z masami. W terenie podjęto kroki przeciwko lokalnym decydentom, którzy dopuścili się „złamania rewolucyjnej praworządności”. Sprawy te były odpowiednio nagłaśniane, ale przed
sądem stanęli tylko nieliczni z tych, którzy wydawali rozkazy. Nawet wrogowie Stalina nie mogli nie podziwiać zręczności, z jaką uniknął krytyki, przejmując inicjatywę i stając osobiście na czele krytyków; a przy tym nie przestając twierdzić, że kolektywizacja była wielkim sukcesem. Chłopi natomiast nie czekali ani chwili, aby wykorzystać to niespodziewane odejście od polityki przymusu. Kołchozy opuściło 9 milionów rodzin. Do l sierpnia wskaźnik skolektywizowanych gospodarstw indywidualnych, sięgający według danych z l marca 50 procent, spadł do 21 procent. Nowy model organizacji kołchozów zezwalał ich członkom zatrzymać na własność krowę, owce i świnie oraz narzędzia do uprawy prywatnych działek. To zwycięstwo było częściową rekompensatą za straty poniesione w wyniku rzezi inwentarza. Ale odwrót rządu był tylko chwilowy. Wkrótce ci, którzy opuścili kołchozy, przekonali się, że na ich drodze piętrzą się wszelkie możliwe przeszkody. Formalności związane z przyznaniem im ziemi i ziarna siewnego przedłużały się. Wreszcie, kiedy już odzyskali grunty, okazało się, że są to najgorsze ugory i nieużytki, położone o kilka kilometrów od ich zagród i zazwyczaj stanowiące połowę poprzednio posiadanego areału. Bezpowrotnie stracili swoje ogródki warzywne i nie mogli odzyskać narzędzi, koni i krów. W okresie żniw dowiedzieli się, że muszą dostarczyć podwyższony kontyngent ziarna, a kary za niewywiązanie się z obowiązku są dla nich wyższe niż dla innych. Ci, którzy próbowali protestować, podzielili los kułaków w drugiej fali aresztowań i deportacji. Latem 1930 roku, w czasie XVI Zjazdu partii, Stalin z dumą oznajmił, że akcja kolektywizacji i likwidacji kułactwa była sukcesem. Zwrócił się też do zjazdu o właściwe uznanie dla „chłopskiego października” i odnotowanie tego w końcowej rezolucji. „O ile konfiskata majątku obszarniczego stanowiła pierwszy krok rewolucji październikowej na wsi, to przejście do kolektywnych form uprawy rolniczej jest drugim, przełomowym krokiem naprzód, stanowiącym jednocześnie najważniejszy etap budowy fundamentów socjalistycznego społeczeństwa w ZSRR”. Żaden spośród 2100 delegatów nie próbował poddać twierdzeń Stalina w wątpliwość. Nikt też nie wspomniał choćby słowem o kryzysie, który wstrząsnął radziecką wsią w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy. Nawet natura zdawała się wspierać Stalina, ofiarowując rekordowe zbiory, najwyższe od 1913 roku. Umożliwiło to odrzucenie raportów, mówiących o trudnościach w rolnictwie, jako przesadzonych i pozwoliło uzasadnić ponowne wzmożenie presji kolektywizacyjnej wobec chłopów. Tymczasem wielu mieszkańców wsi uciekło do miast, by szukać zatrudnienia na budowach i w nowych zakładach przemysłowych powstających w ramach planu pięcioletniego. Mimo przeciwdziałania tej migracji objęła ona, jak podają radzieckie źródła, w 1931 roku 4,1 miliona osób, a w latach 1929-1935 łącznie 17,7 miliona. Zaostrzenie środków mających zapobiegać temu zjawisku doprowadziło w latach 1932-1933 między innymi do przywrócenia znienawidzonych „paszportów wewnętrznych”, których zniesienie było jednym z głównych postulatów ruchu radykalno-rewolucyjnego w carskiej Rosji i które zostały skasowane
jednym z pierwszych dekretów po rewolucji październikowej. Teraz znów urzędnicy i robotnicy zostali przywiązani do miejsca pracy przez swój paszport, chłopi zaś do ziemi przez jego brak. Do tego czasu władza poradziła sobie z ogniskami oporu na wsi. W końcu 1933 roku liczba skolektywizowanych gospodarstw indywidualnych wynosiła ponad 15 milionów, a rok później dziewięć dziesiątych areału gruntów ornych ZSRR było już uprawiane kolektywnie. Nie oznaczało to jednak zakończenia walki państwa z chłopem. Walka trwała dalej, ale przeniosła się teraz na inną płaszczyznę. Była nią kwestia aprowizacji, która legła u podstaw poprzedniej batalii - w jaki sposób wyprodukować i zaopatrzyć w zboże gwałtownie rosnącą populację kraju. Według słów Kaganowicza, to nie kolektywizacja a problem zbożowy stanowił „kamień probierczy naszej słabości bądź siły i słabości lub siły naszych wrogów”. Wprawdzie większość chłopów została zapędzona do kołchozów, ale nawet tam wysilali oni cały swój spryt, aby nie oddać państwu wszystkiego, czego się domagało, i nie zostać z pustymi rękami. W roku 1930 natura zaoferowała rekordowe plony, ale tylko dzięki nadzwyczajnej mobilizacji robotników i działaczy partyjnych, stosując surowe kary, masowe przeszukania i aresztowania, udało się odebrać wsi nieco więcej niż jedną czwartą zbiorów (22 z 77 milionów ton). A tak dobre zbiory już się nie powtórzyły. Dezorganizacja, dewastacja i marnotrawstwo, towarzyszące atmosferze strachu i przerażającej niekompetencji, z jaką zarządzano wieloma kołchozami, doprowadziły w kolejnych latach do spadku produkcji rolnej, a co za tym idzie do wzrostu presji rządu i nasilenia przymusowych rekwizycji. Podczas gdy zbiory (z wyjątkiem urodzajnego roku 1937) nie osiągały nawet poziomu z lat 1928-1932, kontyngent dostaw państwowych wzrósł ze średniej 18,2 miliona ton w okresie 1928-1932 do średnio 27,5 miliona ton w latach 1933-1937. Po zaspokojeniu potrzeb państwa (najlepiej pracujące kołchozy były najbardziej eksploatowane; rekwizycje przeprowadzano trzy, a nawet cztery razy w roku) niewiele pozostawało na paszę dla zwierząt i siew, a jeszcze mniej na potrzeby samych pracowników, którzy znajdowali się na szarym końcu oficjalnej listy priorytetów zaopatrzenia. Aby nadzorować i kierować tą ogromną operacją, powołano do życia olbrzymią biurokratyczną strukturę, tworząc w ten sposób kolejną warstwę, którą musieli utrzymać chłopi. Stała się ona synonimem korupcji i nieskutecznego działania. „Przewodniczący naszego kołchozu nie potrafi odróżnić jednego końca świni od drugiego i spędza cały czas pijąc ze swoimi kumplami”, mawiali kołchoźnicy. Jeszcze jedną nową strukturą stały się Stacje Maszynowo-Traktorowe (MTS), monopolistycznie zarządzające sprzętem rolniczym. Od czerwca 1931 roku MTS-y zajmowały się także organizacją pracy kołchozów oraz odbiorem i dostarczaniem ich produktów do miast. Z traktora uczyniono symbol postępowego charakteru radzieckiej rewolucji agrarnej i „industrializacji” wsi. Opłaty w naturze (do 20 procent plonów zbóż) za usługi MTS-ów stanowiły drugie co do wielkości, po dostawach dla państwa, zobowiązanie kołchozów. W styczniu 1933 roku zastępcom dyrektorów MTS-ów (stanowisko zastrzeżone dla agentów OGPU)
powierzono nową funkcję - kierowników komórek politycznych. Wkrótce komórki polityczne MTS-ów stały się najważniejszym, posiadającym nieomal nieograniczone uprawnienia ośrodkiem decyzyjnym na wsi. Podstawowym problemem, z jakim nie potrafiła się uporać stalinowska odgórna rewolucja, była zależność całego systemu od pracy chłopa, któremu jako zachętę do coraz większego wysiłku oferowano warunki życia gorsze niż kiedykolwiek dotąd. W dodatku, jeśli chłop pracował lepiej, zabierano mu dwa razy więcej plonów. Ponownie przywiązany do ziemi, tyle że miejsce obszarników zajęła partyjna i państwowa biurokracja, miał pełne prawo uważać się za niewolnika XX wieku. Jego dola nie była lepsza - a chyba nawet gorsza - niż przed uwłaszczeniem w 1861 roku. Tymczasem dekret Komitetu Centralnego z 11 stycznia 1933 roku, przekazując nowe uprawnienia MTS-om, jako jedyne wytłumaczenie słabych wyników osiąganych przez skolektywizowane rolnictwo wymieniał sabotaż i szkodnictwo. „Elementy antyradzieckie, przenikające do kołchozów jako księgowi, kierownicy, magazynierzy, brygadziści i tym podobni, usiłują organizować szkodnictwo; psują maszyny, obsiewają źle pola, niszczą majątek gospodarstw, dezorganizują dyscyplinę pracy, kradną ziarno i ukrywają je w tajnych spichrzach oraz sabotują akcję żniwną. Czasem udaje im się doprowadzić do rozpadu kołchozu.” Mniej więcej jedna trzecia wiejskiej biurokracji została o to szkodnictwo oskarżona (nie trzeba chyba dodawać, że wśród oskarżonych znalazło się wielu „kułaków”). Pierwsze procesy największych szkodników, „organizatorów głodu i agentów imperialistycznych”, odbyły się we wrześniu 1930 roku. Były minister do spraw wyżywienia, Kondratiew, wraz z grupą doradców ekonomicznych zostali „zdemaskowani” jako kierownictwo tak zwanej Partii Chłopów Pracujących. Według raportu OGPU tylko w samej Moskwie partia posiadała dziewięć konspiracyjnych komórek w ministerstwach i instytucjach badawczych, a liczebność jej szeregów na prowincji oceniano na 100 do 200 tysięcy. OGPU udało się aresztować ponad tysiąc „członków partii”. Prawda mogła zostać ujawniona dopiero w roku 1987, kiedy to Sąd Najwyższy Związku Radzieckiego orzekł, że w rzeczywistości Partia Chłopów Pracujących nigdy nie istniała, unieważnił procesy i zrehabilitował piętnastu głównych oskarżonych. III W żadnej z innych republik radzieckich wieś nie ucierpiała w wyniku kolektywizacji i walki z kułactwem tak bardzo jak na Ukrainie. Tu dodatkowym elementem, który w efekcie pogłębił społeczne i ekonomiczne skutki tych posunięć, był ukraiński nacjonalizm. Korzystając z nadarzającej się okazji, Stalin postanowił ostatecznie stłumić narodowe aspiracje mieszkańców republiki. Ukraińcy byli (i są) drugą co do wielkości grupą narodowościową w Związku Radzieckim. W 1930 roku było ich 25 milionów, czyli więcej niż
Polaków. Ich ojczyzna, terytorialnie większa od Francji, nie ustępuje jej pod względem ilości bogactw naturalnych; zarówno surowców mineralnych, jak i jakości gleb - słynnego czarnoziemu. Kijów, miasto założone na trasie szlaku handlowego, łączącego już w IX wieku poprzez Dniepr Morze Czarne z Bałtykiem, stał się pierwszym ośrodkiem politycznym i kulturalnym w Europie Wschodniej. Tożsamość narodowa Ukraińców przetrwała równie ciężkie próby historii, jak tożsamość narodowa Polaków. Ukraina, walcząca w XVII wieku o wyrwanie się spod panowania polskich możnowładców, w XVIII stuleciu została pochłonięta przez Rosję. Chłopom narzucono pańszczyznę, a jej instytucje (w tym Kościół) poddano, tak jak w przypadku innych ujarzmionych narodów, brutalnej rusyfikacji. W 1794 roku na terenie lewobrzeżnej Ukrainy, czyli części kraju na wschód od Dniepru, istniało 866 szkół. W roku 1800 nie było już ani jednej. Wydany w 1863 roku edykt carski stwierdzał, że nie istnieje coś takiego jak język ukraiński, a jedynie pewna odmiana rosyjskiego dialektu. W związku z tym zlikwidowano ukraińskie szkoły oraz gazety i zakazano druku książek. Zachód gotów był zaakceptować rosyjskie roszczenia, mimo iż w innych zakątkach Europy fakt, że dwa języki należą do tej samej grupy językowej (w przypadku rosyjskiego i ukraińskiego do grupy języków wschodniosłowiańskich), nie przesądza automatycznie o istnieniu wspólnoty historyczno-kulturowej, o czym świadczą przykłady Portugalii i Hiszpanii, Norwegii i Szwecji oraz Holandii i Niemiec. Mimo prześladowań, podobnie jak w przypadku innych narodów słowiańskich, tożsamość narodowa i język narodowy przetrwały na Ukrainie, i to nie w warstwie średniej (złożonej z Rosjan i ludzi podatnych na asymilację), a pośród poetów, intelektualistów, zaś przede wszystkim wśród chłopów. Ruch narodowościowy przeżył swój renesans na początku naszego stulecia. Wtedy to, po upadku caratu w roku 1917, Ukraińska Centralna Rada proklamowała utworzenie efemerycznej Ukraińskiej Republiki Ludowej. Niestety, Ukraina stała się pierwszym państwem Europy Wschodniej, którego niepodległość (w latach 1918-1920) została siłą złamana przez Rosję. Później (1939-1945) ten sam los przypadł w udziale państwom bałtyckim, Polsce, Węgrom i pozostałej części Europy Wschodniej. Ukraińcy stanowią zatem największą grupę narodowościową, której nie udało się wybić na niepodległość w XX wieku2. W latach dwudziestych Ukraina zachowała spory margines swobody kulturalnej i językowej. Jednak były komisarz ludowy do spraw narodowościowych nie zmienił swych zapatrywań na destrukcyjny wpływ nacjonalizmu, niezależnie czy w grę wchodził nacjonalizm ukraiński, czy gruziński. Dlatego gdy nadarzyła się ku temu stosowna okazja, postanowił przystąpić do ostatecznej z nim rozprawy. Moment ten nadszedł w latach 1929-1930. Wtedy to Stalin przystąpił do ataku na „ukraińskie odchylenie nacjonalistyczne”. Połączenie go z procesem kolektywizacji pozwoliło na „zniszczenie społecznej bazy 2
Bullock nie mógł przewidzieć, że w roku 1990 Rada Najwyższa Ukrainy proklamuje niepodległość kraju (przyp. tłum.).
ukraińskiego nacjonalizmu - indywidualnych gospodarstw chłopskich”. „Kułaków zaatakowano jako nosicieli idei nacjonalistycznych, nacjonalistów zaś jako popleczników kułactwa”. W lipcu 1929 roku aresztowano około 5 tysięcy członków fikcyjnej, konspiracyjnej organizacji Związek Wyzwolenia Ukrainy. Czterdziestu pięciu wybitnym intelektualistom i naukowcom, wchodzącym w skład tej grupy, urządzono pokazowy proces publiczny, który odbył się w gmachu opery charkowskiej. Pośród zarzutów, obok spisku mającego na celu przejęcie władzy, znalazł się również taki, jak działania zmierzające do stworzenia jak największych różnic pomiędzy językiem ukraińskim a rosyjskim. Po wymuszeniu tradycyjnymi metodami przyznania się do winy oskarżeni zostali skazani na wieloletni pobyt w więzieniu. W lutym 1931 roku nastąpiła kolejna fala aresztowań. Tym razem objęła ona wybitnych Ukraińców, którzy w połowie lat dwudziestych powrócili do Związku Radzieckiego z wygnania. Oskarżono ich o stworzenie Ukraińskiego Centrum Nacjonalistycznego. Jako przywódców wskazano najwybitniejszych ukraińskich intelektualistów, Hruszewskiego i Holubowicza, byłego premiera Ukraińskiej Republiki Ludowej w krótkim okresie jej niepodległości. Chłopi ukraińscy, których Stalin uznał za „samo jądro problemu narodowościowego”, zostali poddani szczególnie silnej presji kolektywizacyjnej. Opór stawiany tym naciskom był na Ukrainie silniejszy niż w pozostałych republikach, ale w połowie 1932 roku do kołchozów należało tam już 70 procent chłopów, choć ogólnokrajowy wskaźnik wynosił 59 procent. To oznaczało jedynie, że front walki klasowej musiał przesunąć się do kołchozów, gdzie (słowa Stalina) usiłowało się skryć wiele elementów antyradzieckich i kułaków, aby tam sabotować wypełnianie norm produkcyjnych. Starania przywódców partii ukraińskiej i radzieckiego rządu o obniżenie narzuconego przez Moskwę kontyngentu dostaw ziarna wywołały wściekłość Stalina. Jego odpowiedź zawarta była w przemówieniu, które latem roku 1930 wygłosił do aktywu partyjnego Kosior, pierwszy sekretarz Komunistycznej Partii Ukrainy. „Chłop stosuje teraz nową taktykę. Odmawia zbierania plonów. Pozwalając niszczeć ziarnu, chce kościstą ręką głodu chwycić rząd radziecki za gardło. Ale wróg myli się w swych rachubach. Pokażemy mu, co naprawdę oznacza głód. Waszym zadaniem jest powstrzymanie kułaka od sabotowania żniw i dostarczenie zboża, co do ostatniego ziarenka do punktów skupu. Chłopi nie chcą pracować. Liczą na zapasy z ostatnich zbiorów, które pochowali w ukrytych spichrzach. Zmusimy ich do otwarcia tych spichrzy”. W normalnych warunkach Ukraina i północny Kaukaz pokrywały połowę kontyngentu ziarna skupowanego w całym kraju. W rekordowym roku 1930 sama Ukraina zebrała 27 procent zbóż w ZSRR, jednak jej udział w kontyngencie dostaw wyniósł 38 procent, czyli 7,7 miliona ton. W roku 1931, w którym zbiory były o wiele mniejsze (na Ukrainie 18,3 miliona ton, w stosunku do 23,9 miliona z roku 1930), zażądano od Ukrainy dostarczenia tej samej ilości zboża, czyli 7,7 miliona ton. Tym
razem stanowiło to 42 procent dostaw w skali całego kraju. Protesty kierowane do Moskwy pozostały bez odpowiedzi. W rezultacie zebrano 7 milionów ton, ale znikoma ilość ziarna pozostawiona chłopom spowodowała, że już na przednówku 1932 roku głód zajrzał im w oczy. Zdaniem Stalina źródło problemu tkwiło w antyradzieckim nastawieniu Ukraińców. Przeprowadzono czystki w partii i ustalono kontyngent dostaw na rok 1932 na poziomie 7,7 miliona ton. Zbiory na Ukrainie tego roku dały 14,7 miliona ton. W lipcu na spotkaniu z Mołotowem i Kaganowiczem szefowie ukraińskiej partii i rządu stanowczo podkreślali „nierealistyczność planów” przyjęty ch przez kołchozy i niemożność ich wykonania. Mołotow określił te wystąpienia mianem „antybolszewickich”. Stwierdził, że „nie ma mowy o żadnych ustępstwach i wahaniach w sprawie wypełnienia zadań postawionych przez partię i rząd radziecki”. Ukraiński Komitet Centralny nie miał już złudzeń co do swego losu w wypadku niespełnienia żądań centrum, jednak pomimo ogromnych wysiłków kontyngent (ostatecznie zredukowany do 6,6 miliona ton) nie został dostarczony. Stalin był nieubłagany; ci chłopi, ci ukraińscy chłopi, muszą dać to ziarno, które, o czym był przekonany, ukryli. Moskwa przysłała na Ukrainę dwóch wysokiej rangi aparatczyków, aby ich obecność wzmocniła stanowczość działań tamtejszej partii. Ogłoszono drugą rekwizycję ziarna. Wydano też nowy dekret, uznający mienie kołchozów, takie jak bydło i zboże, za własność państwa. Za przestępstwa przeciwko mieniu państwowemu (w tym kradzież) groziła odtąd kara śmierci. Dekret z 7 sierpnia 1932 roku, przygotowany osobiście przez Stalina, za kradzież własności kołchozowej przewidywał karę śmierci przez rozstrzelanie lub (w przypadku wystąpienia okoliczności łagodzących) dziesięć lat więzienia. Powyższe wyroki nie podlegały amnestii. Ponieważ powodem do skazania mogła być nawet najmniejsza kradzież, wkrótce chłopi ochrzcili je mianem „prawa pięciu kłosów”. Jednak władza wcale nie żartowała: w niespełna pół roku liczba skazanych na podstawie dekretu sięgnęła 55 tysięcy. W ciągu zaledwie jednego miesiąca jeden tylko sąd w Charkowie wydał 1500 wyroków śmierci. W całym Związku Radzieckim zmobilizowano tysiące aktywistów do przeszukiwania zagród i zmuszania ukraińskich chłopów, by zdradzili miejsca ukrycia zapasów. W tym czasie ludzie umierali z głodu już nie tylko na Ukrainie. Ówczesny aktywista, Lew Kopielew, później jeden z czołowych rosyjskich pisarzy emigracyjnych, tak opisuje swoje przeżycia z tego okresu: „Słyszałem dzieci... ich dławiący, przerywany kaszlem płacz. I widziałem spojrzenia mężczyzn: przestraszone, błagalne, nienawistne, tępe i obojętne, wypalone cierpieniem lub płonące na poły obłędną, straceńczą wrogością. »Zabierzcie. Zabierzcie wszystko. Na piecu został jeszcze garnek barszczu. Jest chudy, bez mięsa, ale są w nim buraki, pyry i kapusta. I jest posolony! Lepiej go weźcie, towarzysze! Zaczekajcie. Weźcie moje buty. Łata na łacie, ale może jeszcze się na coś przydadzą proletariuszom, naszej kochanej władzy radzieckiej«. Trudno było wytrzymać takie widoki. Jeszcze trudniej brać w tym udział... Próbowałem sobie wmówić, wytłumaczyć, że nie wolno mi ulegać współczuciu. Nasze działania dyktowała historyczna konieczność.
Wypełnialiśmy nasz rewolucyjny obowiązek. Zdobywaliśmy ziarno dla socjalistycznej ojczyzny... Na własne oczy przekonałem się, co oznacza »totalna kolektywizacja« jak kułaczyli i rozkułaczali, jak bezlitośnie grabili chłopów zimą 19321933. Sam brałem w tym udział, przeczesując wsie w poszukiwaniu ukrytego zboża kłując ziemię drutem, sprawdzając, czy nie zakopano tam ziarna. Wraz z innymi opróżniałem spiżarnie starych ludzi, usiłując nie słyszeć płaczu dzieci... Straszliwej wiosny roku 1933 widziałem ludzi umierających z głodu. Widziałem kobiety i dzieci ze spuchniętymi brzuchami, sine, jeszcze oddychające, ale oczy ich były puste i martwe. I trupy - trupy w złachmanionych kożuchach i nędznych filcowych butach; trupy w chatach, w topniejącym śniegu w starej Wołogdzie, pod mostami Charkowa. Widziałem to, i nie zwariowałem. Nie przekląłem też tych, którzy wysłali mnie, bym zimą odbierał chłopom zboże, a wiosną namawiał wychudzonych jak szkielet lub spuchniętych, ledwie chodzących ludzi do wyjścia w pole i »wykonania w przodującym tempie bolszewickiego planu zasiewów«. Nie straciłem też mojej wiary. Wierzyłem nadal, bo chciałem wierzyć”. Pomimo wysiłków do końca 1932 roku z planowanych 6,6 miliona ton ziarna udało się skupić tylko 4,7 miliona ton. Stalin uznał to za wynik sabotażu elementów kułackich i braku czujności lokalnych przywódców skażonych ukraińskim nacjonalizmem. Wezwał też do wznowienia walki z „wrogiem klasowym”. Kiedy pierwszy sekretarz organizacji charkowskiej, Tieriechow, zwrócił mu uwagę, że na Ukrainie szaleje głód, Stalin go wyśmiał. Powiedział wówczas: „Mówiono nam, towarzyszu Tieriechow, że jesteście dobrym mówcą, okazuje się, że jesteście przede wszystkim świetnym gawędziarzem wymyśliliście oto bajkę o głodzie, chcieliście nas zastraszyć, ale wam się nie uda! Czy nie lepiej byłoby zrezygnować ze stanowiska sekretarza Komitetu Obwodowego i KC KPU i wstąpić do Związku Pisarzy: będziecie pisać bajki, a durnie będą je czytać.” Stalin osobiście przejął kontrolę nad akcją, która, jak uznał, miała charakter operacji wojskowej. Wezwał do zadania „miażdżącego ciosu” kołchoźnikom, gdyż „całe ich zastępy zwróciły się przeciwko radzieckiemu państwu”. Ogłoszono trzecią rekwizycję ziarna i na Ukrainę przybył Postyszew, sekretarz Komitetu Centralnego, z misją przeprowadzenia w szeregach tamtejszej partii gruntownej czystki i wzmocnienia jej kręgosłupa ideologicznego. W rezultacie wymieniono 237 sekretarzy komitetów rejonowych i 249 przewodniczących rad rejonowych. Na północnym Kaukazie, zamieszkanym między innymi przez 3 miliony Ukraińców, Kaganowicz usunął połowę urzędników partyjnych, z których wielu aresztowano pod zarzutem sabotażu i zesłano w „odległe rejony”. Na Ukrainę przerzucono 10 tysięcy nowych aktywistów, z czego 3 tysiącom powierzono funkcje przewodniczących kołchozów, sekretarzy i organizatorów komórek partyjnych. Ze świeżym zapałem podjęli oni walkę o ziarno z głodującymi chłopami.
Ludzie ginęli z głodu przez całą zimę 1932/1933 roku, ale dopiero na początku marca 1933 roku śmierć zaczęła zbierać prawdziwe żniwo. W innych rejonach kraju, poza terenami zamieszkanymi przez duże skupiska Ukraińców, niedobory żywności nie były tak wielkie, a nawet, jak w wypadku zasobnego „Centralnego Okręgu Rolniczego”, zjawisko głodu wcale nie wystąpiło. Zbiory w skali całego ZSRR nie były mniejsze niż w roku 1931, a tylko o 12 procent niższe od średniej z lat 1926-1930. W każdym razie nie spadły poniżej poziomu głodu. To nie katastrofa w rolnictwie, lecz wygórowane żądania państwa, egzekwowane z bezlitosną stanowczością stały się przyczyną śmierci 5 milionów spośród ukraińskiej ludności wiejskiej, której liczbę szacuje się na 20 do 25 milionów. Kraj posiadał rezerwy zboża, które Stalin mógł kazać naruszyć, jak to czynił zawsze rząd carski i jak postąpił rząd sowiecki w czasie głodu w latach 1918-1921. Ale w latach 1932-1933 zakazano organizowania jakiejkolwiek pomocy. Rezerwy te byłyby jeszcze większe, gdyby rząd nie podjął decyzji o eksporcie 4,8 miliona ton zboża w 1930 i jeszcze większej ilości, bo 5,2 miliona ton, w 1931 roku. W latach 1932-1933 eksport zredukowano do 2 milionów ton. Ziarno znajdowało się też na samej Ukrainie; część strzeżona przez uzbrojone posterunki w lokalnych spichrzach, większość zalegająca w wysokich pryzmach na otwartym powietrzu (np. na stacji Kijów-Pietrowka). Pod strażą wojska gniło tam bezużytecznie. Republikę przemierzały watahy głodnych ludzi, usiłując zbierać się na stacjach kolejowych, skąd odpędzały ich straże. Na poboczach dróg, nawet w miastach, leżały zwłoki zmarłych. Tylko w tych większych zbierano trupy każdego ranka, wywożono i wrzucano do dołów. Na granicach Ukrainy z innymi republikami rozmieszczono oddziały wojskowe, by zapobiec ucieczkom. Nikt nie miał prawa opuścić Ukrainy pociągiem bez specjalnej przepustki. Osobom usiłującym przeszmuglowac chleb od strony Rosji groziło aresztowanie i konfiskata ładunku. Wiktor Krawczenko, podówczas działacz partyjny, który później uciekł za granicę, usłyszał od Chatajewicza, jednego z wysłanników Stalina, następujące słowa: „Pomiędzy chłopami a naszym ustrojem trwa zacięta walka. To walka na śmierć i życie. Ten rok był próbą naszej siły i ich wytrzymałości. Trzeba było aż głodu, żeby pokazać im, kto tutaj rządzi. Kosztowało to miliony ofiar, ale teraz nic już nie podważy systemu kołchozowego”. Jednym z filarów polityki Stalina było to, co Pasternak nazwał „nieludzką potęgą kłamstwa”. Ani jedno słowo o głodzie nie przeniknęło do radzieckiej prasy. Każdy, kto próbował o tym choć napomknąć, trafiał do obozu pracy z pięcioletnim wyrokiem za szerzenie antypaństwowej propagandy. Jednak doniesienia o głodzie zaczęły pojawiać się w prasie zagranicznej. Podobnie jak w roku 1921 próbowano tam zorganizować akcję pomocy. Starania te spotkały się jednak z odmową. Doniesienia uznano za kłamliwe, a radziecka prasa drukowała rezolucje kołchoźników, oburzonych tak impertynencką ofertą. Jedyny członek kierownictwa partyjnego pochodzenia chłopskiego Kalinin, w czerwcu 1933 roku powiedział do uczestników zjazdu kołchoźników: „Każdy rolnik dobrze to
wie, że ludzie, którzy cierpią dziś z powodu braku chleba, cierpią niedostatek nie dlatego, że zbiory były słabe, ale dlatego, że byli leniwi i nie wykonali uczciwie swojej pracy”. Liczba zgonów na skutek głodu osiągnęła apogeum w okresie od marca do maja 1933 roku. Z końcem tego miesiąca śmiertelność zaczęła spadać, chociaż jej wskaźnik nadal pozostał o wiele wyższy niż w normalnych czasach. Teraz nareszcie zaczęto dostrzegać w raportach napływających z Ukrainy rozmiary katastrofy i jej konsekwencje. Świadkowie, którym dane było podróżować przez ukraińskie wsie (w tym niewielka grupa cudzoziemców, a wśród nich na przykład Malcolm Muggeridge), zgodnie stwierdzali, że „jedne z najbardziej żyznych obszarów na świecie zamienione zostały w ponurą pustynię”. Inny Anglik w swej relacji wspomina o: „całych polach pokrytych nie sprzątniętym zbożem, które pozostawiono tam, aby gniło [...] i niektórych powiatach, gdzie przez cały dzień jazdy mijało się pola pokryte sczerniałą pszenicą”. Jeśli chłopi nie mieli już sił, by oczyścić pola z chwastów i zebrać plony, to czyż można się było spodziewać, że będą w stanie obsiać ziemię na następne żniwa? Był to argument natury praktycznej, który w odróżnieniu od apeli humanitarnych mógł przemówić do wyobraźni Stalina i członków Politbiura. 25 lutego 1933 roku zezwolono na interwencyjne wysłanie na Ukrainę 325 tysięcy ton ziarna przeznaczonego na zasiewy. Trzeciej rekwizycji zboża nie odwołano wprawdzie aż do połowy marca, ale już w kwietniu Mikojan, przebywając w Kijowie, nakazał udostępnienie chłopom części wojskowych zapasów ziarna. Ostatecznie w maju podjęto wreszcie działania, by ratować tych, którym udało się przetrwać. Między innymi otwarto dla nich szpitale, rozpoczęto dystrybucję żywności dla głodujących i paszy dla wycieńczonych koni. Tego samego miesiąca rozpoczęto również nakłanianie wymizerowanych i osłabionych chłopów, aby wyszli w pole i rozpoczęli siewy. Kolejny raz do pomocy zmobilizowano studentów i robotników, których wsparły oddziały wojska. Jednocześnie nie ustawała czystka w lokalnych organizacjach partyjnych. W prywatnym liście, którego kopie zostały rozesłane do sekretarzy wszystkich rejonowych, obwodowych i miejskich komitetów partii, Stalin ostrzegał pierwszego sekretarza Ukrainy, Kosiora: „Po raz ostatni ostrzegam was, że powtórzenie błędów z zeszłego roku skłoni Komitet Centralny do zastosowania jeszcze ostrzejszych środków. A wtedy, wybaczcie, że to powiem, nawet długie partyjne brody nie uratują tych towarzyszy”. W tym samym liście Stalin zaznaczył, że tylko 10 procent całości wymłóconego ziarna będzie mogło pozostać w kołchozach „na wyżywienie, po wywiązaniu się z dostaw, opłaceniu MTS-ów, zabezpieczeniu siewów i paszy”. Tak więc po wypełnieniu wszystkich tych i innych zobowiązań, do których należały eksport, dostarczenie rezerw zbożowych dla armii, zaopatrzenie w zwiększone racje urzędników partyjnych i działaczy, na samym końcu tej listy znalazł się chłop, mający wykonać całą pracę, w zamian za co (w najlepszym wypadku) mógł liczyć na zapewnienie standardu życia na poziomie wegetacji.
Wiadomo, że „spełniając prośby” mieszkańców wiosek położonych w centralnych rejonach Rosji władze „zezwoliły” na ich przesiedlenie i objęcie „wolnych rejonów” Ukrainy i północnego Kaukazu, chociaż brak dokumentów uniemożliwia dokładne oszacowanie skali tej migracji. Przesiedlonych chłopów osadzono na nowych terenach na stałe, ofiarowując jako zachętę dodatkowe przydziały zboża. Po zadaniu „miażdżącego ciosu” chłopstwu Stalin kontynuował batalię przeciwko świadomości narodowej Ukraińców. Jednym z elementów ugruntowujących tę świadomość pośród chłopów byli bandurzyści. Od niepamiętnych czasów ci, często ślepi, chłopscy bardowie przemierzali kraj i wędrując z wioski do wioski śpiewali pieśni oraz ballady, które przypominały chłopom o ich heroicznej, wolnej przeszłości. W nowym wspaniałym świecie radzieckiego komunizmu tego rodzaju instytucja stała się anachronizmem, dlatego zorganizowano Pierwszy Ogólnoukraiński Zjazd Bandurzystów, po czym kilkuset zaproszonych bardów aresztowano i większość z nich rozstrzelano. W swoich wspomnieniach Świadectwo... rosyjski kompozytor, Dmitrij Szostakowicz, porównuje bandurzystów, ich pieśni i poezje, do „żywego muzeum żywej historii tego kraju [...]. I prawie wszystkich wymordowano. Zabito prawie wszystkich tych nieszczęśliwych ślepców [...]. Po co ten sadyzm - zabijanie niewidomych?”. Działającemu na Ukrainie Postyszewowi przydzielono do pomocy Manuilskiego, siepacza Stalina, którego Trocki opisywał jako „najohydniejszego renegata ukraińskiego komunizmu”. Mieli oni przeprowadzić czystkę w każdej, nawet najmniejszej, organizacji kulturalnej i naukowej i wykorzenić „drobnoburżuazyjne, nacjonalistyczne odchylenia”. Kosior napisał w swoim raporcie: „Całe kontrrewolucyjne gniazda powstały w Ludowych Komisariatach Oświaty, Rolnictwa i Sprawiedliwości, w Ukraińskim Instytucie Marksizmu-Leninizmu, na Akademii Rolniczej, w Instytucie Szewczenki itd.”. Natomiast Postyszew stwierdził: wszyscy ci „wrodzy agenci skrywali się za szerokimi plecami bolszewika Skrypnika”, komisarza oświaty Ukrainy. Trzykrotnie Skrypnik bronił się przed zarzutami na posiedzeniach Komitetu Centralnego Ukrainy, po czym 7 lipca 1933 odebrał sobie życie strzałem z rewolweru. Za czyn ten, jako „tchórzostwo szczególnie niegodne członka Komitetu Centralnego Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii Bolszewików”, został potępiony. Po „zdemaskowaniu nacjonalistycznego odchylenia Skrypnika” Postyszew mógł się pochwalić wyeliminowaniem ponad „2 tysięcy nacjonalistów i białogwardzistów, wedle danych, jakie posiadam”. W lutym roku 1934 na forum XVII Zjazdu WKP(b) Postyszew obwieścił: „W ciągu zeszłego roku zdusiliśmy nacjonalistyczną kontrrewolucję, rozpracowaliśmy i rozbiliśmy odchylenie nacjonalistyczne”. Demografowie podejmowali wiele prób mających na celu oszacowanie liczby ofiar rozkułaczania, kolektywizacji i głodu w całym Związku Radzieckim. Cyfry dotyczące strat w pogłowiu bydła można uznać za dość dokładne. Natomiast jeśli chodzi o straty w ludziach, to mimo iż minęło pięćdziesiąt lat od opisywanych wydarzeń, rząd radziecki nadal nie udostępnił żadnych danych, które pomogłyby określić skalę ówczesnej
katastrofy. W swoich pamiętnikach Chruszczow ogranicza się do stwierdzenia: „Nie mogę podać dokładnej liczby, bo nikt tego nie liczył. Wiemy tylko, że ludzie masowo umierali”. Najpierw należy zatem spojrzeć na liczbę tych, którzy zostali objęci rozkułaczaniem i kolektywizacją. Według późniejszych radzieckich opracowań pierwotna liczba rodzin, które zamierzano wysiedlić, została ustalona przez Biuro Polityczne na 1.065.000, czyli dotyczyła od 5 do 6 milionów osób. Radziecki ekonomista rolnictwa, W.A. Tichonow ocenia, że między rokiem 1929 a końcem 1933 zlikwidowano około 3 milionów gospodarstw, tym samym pozostawiono bez dachu nad głową i poza nawiasem tworzonego właśnie nowego wiejskiego społeczeństwa co najmniej 15 milionów osób. Jaki był ich los? Wszyscy stracili swoje gospodarstwa, domy i cały dobytek. Część rozstrzelano. Część zesłano do obozów pracy, w takie miejsca jak Kanał Białomorsko-Bałtycki lub kopalnie złota w Magadanie najzimniejszym punkcie na półkuli północnej, gdzie znane były przypadki, że ofiarami straszliwego mrozu padały całe obozy, łącznie ze strażnikami i ich psami. Część uciekła do miast i, przynajmniej czasowo, znalazła zatrudnienie w fabrykach borykających się z brakiem siły roboczej. Większość, w tym kobiety i dzieci z rodzin kułackich, deportowano w bydlęcych wagonach na północną Syberię. Wiele dzieci zmarło w czasie transportu. Często grupy kułaków wysadzano w bezludnych okolicach, gdzie nie było żadnego schronienia i żywności, i zostawiano ich, by sami zadbali o swój los. By nie być gołosłownym, przytoczę relację byłego niemieckiego komunisty, Wolfganga Leonharda, który opisał, jak grupę kułaków z Ukrainy i centralnej Rosji pognano na pustkowia rozciągające się pomiędzy Pietropawłowskiem a jeziorem Bałchasz w Kazachstanie. Oto, co opowiedział mu spotkany w Karagandzie człowiek ocalały z tej grupy: „Jedyną rzeczą były wbite w ziemię kołki z małymi tabliczkami: osiedle nr 5, nr 6 i tak dalej. Przypędzonym chłopom powiedziano, że odtąd sami muszą się martwić o siebie. Więc na tym pustkowiu ludzie wykopali sobie w ziemi nory. W ciągu pierwszych lat wielu zginęło z zimna i głodu”. Większość analiz podaje przybliżoną liczbę 12 milionów deportowanych kułaków, z czego do roku 1935 jedną trzecią zgładzono, jedna trzecia znalazła się w obozach pracy, a pozostałych osadzono w specjalnych miejscach osiedlenia. Podobnie jak Żydów w nazistowskich Niemczech, kułaków lub każdego, kto został za takiego uznany przez lokalnego aparatczyka albo na podstawie donosu zawistnego sąsiada, traktowano jak podludzi, wyłączając ich poza nawias społeczeństwa. W obu wypadkach nieistotne było to, co dany kułak bądź Żyd uczynili, ale to, kim byli. Sama przynależność do napiętnowanej klasy czy rasy skazywała ich na utratę wszystkich ludzkich praw. Niedawno próbę zebrania i analizy porównawczej różnych opracowań, szacujących liczbę ofiar, podjął Robert Conquest. Według niego jest najbardziej prawdopodobne, że przedwcześnie zmarło w tamtym okresie 11 milionów osób. Dodać do tego należy 3,5 miliona aresztowanych, którzy zginęli w obozach w późniejszych latach.
Z 14,5 miliona zmarłych 6,5 miliona to ofiary akcji rozkułaczania, l milion to zmarli w środkowoazjatyckiej republice Kazachstanu, a 7 milionów to ofiary głodu w roku 1932. Z tych 7 milionów, 5 milionów zmarło na Ukrainie (prawie jedna piąta całej ludności i jedna czwarta populacji chłopów w republice), milion na północnym Kaukazie i milion na pozostałym terytorium ZSRR. Dla porównania Conquest dodaje: „Chociaż wojna Stalina z chłopami toczyła się wyłącznie na terytorium jednego państwa, liczba jej ofiar przewyższyła łączne straty wszystkich państw biorących udział w pierwszej wojnie światowej”. IV Podczas gdy Stalin wraz z radzieckim kierownictwem toczyli swą wojnę z radzieckim chłopstwem - trudno to bowiem określić inaczej - równolegle, zgodnie z założeniami planu pięcioletniego, wcielano w życie program industrializacji. W zamierzeniach Stalina zadaniem kolektywizacji było rozbicie obcego świata rosyjskiej wsi i wtłoczenie jego mieszkańców w ramy socjalistycznego społeczeństwa. To industrializacja była jednak glebą, na której wyrósł socjalizm, a przemysłowa klasa robotnicza była jego naturalnym, społecznym zapleczem. Proces uprzemysłowienia, uwolniony z okowów rozpadającego się kapitalizmu, miał doprowadzić do ukształtowania się nowego, socjalistycznego społeczeństwa. Planowano weń włączyć także zmechanizowane rolnictwo z jego Stacjami Maszynowo-Traktorowymi, gigantycznymi „fabrykami ziarna” i przemysłowymi metodami uprawy i hodowli. Nie rozstrzygniętą kwestią pozostawało, w jakim tempie Związek Radziecki zdolny będzie realizować nowe inwestycje w przemyśle ciężkim. W roku 1926, przeciwstawiając się projektowi budowy wielkiej hydroelektrowni na Dnieprze, Stalin wyszydził jego zwolenników, Trockiego i lewicę, jako „superindustrialistów”, twierdząc, że jej przydatność porównać można do patefonu, który został kupiony przez chłopa zamiast krowy. Jednak późniejsze „nawrócenie się” Stalina na drogę uprzemysłowienia zaowocowało wykreowaniem pierwszego planu pięcioletniego na jeden z największych mitów pierwszej połowy naszego stulecia. Pięciolatka stała się ogólnoświatowym symbolem wyższości komunistycznego planowania nad kapitalizmem pogrążonym w otchłani wielkiego kryzysu. W pełni zgodny z mitycznym charakterem planu był fakt, że został on przyjęty w połowie 1929 roku i jednocześnie antydatowany na październik roku ubiegłego, w którym to miano jakoby rozpocząć jego realizację. Także wykonanie planu ogłoszono w styczniu roku 1933, czyli nie po pięciu, a po czterech latach i trzech miesiącach. Trudno o bardziej trafny obraz planu niż ten autorstwa Ronalda Hingleya: „Nieustanne trąbienie o procentach i tonach tego, co rzekomo było, co jest, co powinno być, co będzie, co może jeszcze być i co mogłoby zostać wyprodukowane w dziedzinach takich jak: węgiel, ropa, surówka, stal, traktory, kombajny, fabryki, hydroelektrownie i tym podobne - wszystko to
przyodział Stalin w formę meldunków o wątpliwej rzetelności, za to o jednoznacznie magicznym i liturgicznym charakterze”. Zgodnie z hasłem: „Dla bolszewika nie ma twierdzy nie do zdobycia”, Stalin systematycznie domagał się realizacji zadań niemożliwych do wykonania. W 1928 roku Związek Radziecki wyprodukował 3,3 miliona ton surówki. Ale Stalin zażądał, aby do końca 1933 roku zwiększono poziom rocznej produkcji do 10,4 miliona ton, następnie zaś podwyższył zadanie do 17 milionów ton do końca roku 1932. W rzeczywistości ZSRR zaczął zbliżać się do tego poziomu dopiero w roku 1941. Produkcja stali, wynosząca w 1928 roku 4 miliony ton, miała w okresie realizacji planu wzrosnąć do 10,4 miliona ton, ale realnie osiągnęła poziom poniżej 6 milionów ton rocznie. Energetyka, wytwarzająca 5 milionów kilowatogodzin, miała zwiększyć produkcję do 22 milionów, a osiągnęła poziom 13,4 miliona. Ekonomiści i działacze gospodarczy, kwestionujący założenia planu jako nierealistyczne, oskarżani byli o szkodnictwo. A jednak magia okazała się skuteczna. Po bezbarwnym okresie kompromisów NEP-u plan na nowo rozbudził w szeregach partyjnych płomienną wiarę. Oto nadszedł oczekiwany moment, kiedy to z entuzjazmem można było przystąpić do budowy z dawien dawna przyrzeczonej Nowej Jerozolimy. Śmiałość zamierzeń, miara wymaganego poświęcenia i wizja przyszłych osiągnięć „zacofanego” Związku Radzieckiego korzystnie kontrastowały z obrazem „rozwiniętego” Zachodu, gdzie wielki kryzys pozostawił miliony ludzi bez pracy i uniemożliwiał właściwe wykorzystanie istniejących zasobów. Cele wytyczone przez Stalina były nieosiągalne, ale wysiłek społeczeństwa doprowadził do znacznego wzrostu produkcji: 6 milionów ton stali stanowiło zaledwie nieco ponad 50 procent zakładanych 10 milionów ton, niemniej było to aż o 50 procent więcej niż poziom wyjściowy. Straty i marnotrawstwo były tak powszechne, jak w skolektywizowanym rolnictwie. Niezwykle często wydarzały się awarie, a cenne urządzenia pokrywały się rdzą albo były niszczone przez niewykwalifikowanych operatorów, często chłopów, dla których był to pierwszy w życiu kontakt z maszyną. Nieprzestrzeganie norm bezpieczeństwa, a także mróz, stały się przyczyną śmierci tysięcy robotników. Budowniczowie prowadzili nędzną egzystencję w prymitywnych warunkach. Zdarzały się braki w zaopatrzeniu w żywność. Mimo to istnieje zasadnicza różnica pomiędzy kolektywizacją rolnictwa a rozwojem radzieckiego przemysłu (przy wszystkich jego błędach i niepowodzeniach): w wyniku planu pięcioletniego dokonano w tej dziedzinie skoku ilościowego, który usprawiedliwił przedwczesne oświadczenie Stalina z czerwca roku 1930, że oto ZSRR stanął na progu przemiany z kraju rolniczego w kraj przemysłowy. Gdyby taka przemiana nie nastąpiła w rzeczywistości, Związek Radziecki nie podniósłby się po niemieckim ataku w roku 1941, nie mógłby kontynuować wojny i jego wojska nie dotarłyby aż do Łaby. Dopiero w czasie drugiej pięciolatki zaczęto korygować najbardziej rażące błędy popełnione wcześniej. Zadbano też o poprawienie warunków życia robotników. Ale fundamenty przemysłu stworzono właśnie w
pierwszej pięciolatce. Według R. Miedwiediewa, w tym czasie zbudowano około 1500 wielkich zakładów, a wśród nich największą w Europie hydroelektrownię na Dnieprze, kompleksy metalurgiczne w Magnitogorsku i w Kuźniecku, uralskie zakłady maszynowe i chemiczne, fabrykę maszyn rolniczych w Rostowie, fabryki traktorów w Czelabińsku, Stalingradzie i Charkowie, fabryki samochodów w Moskwie i Sormowie, fabrykę maszyn ciężkich w Kramatorze i wiele innych. Stworzono od podstaw nowe gałęzie przemysłu, które nie istniały w carskiej Rosji. I tak powstał przemysł narzędziowy, samochodowy, ciągnikowy, lotniczy, rozpoczęto produkcję wysokogatunkowej stali, stopów żelaza i syntetycznego kauczuku. Jednocześnie przystąpiono do budowy tysięcy kilometrów nowych linii kolejowych i kanałów, budowano nowe miasta i robotnicze osiedla. Nowe centra przemysłu ciężkiego zaczęto lokalizować na terytoriach nierosyjskich - na Białorusi, Ukrainie i Zakaukaziu, w Azji Środkowej i w Kazachstanie, na północnym Kaukazie, na Syberii i w Buriacko-Mongolskiej ASRR. Dzięki tej polityce rozproszenia inwestycji we wschodniej części kraju powstało drugie centrum przemysłu metalurgicznego i naftowego. John Scott, jeden z wielu bezrobotnych amerykańskich inżynierów, którzy znaleźli zatrudnienie w Związku Radzieckim, tak opisał swe przeżycia w pamiętniku zatytułowanym Za Uralem. „W Magnitogorsku znalazłem się na polu bitwy. Rzucono mnie na front żelaza i stali. Dziesiątki tysięcy robotników budujących piece pracowało w trudnych do wyobrażenia warunkach. Wielu czyniło to z własnej woli, z bezgranicznym entuzjazmem, któremu uległem ja sam już pierwszego dnia po przyjeździe. Idę o zakład, że sama tylko rosyjska bitwa o hutnictwo żelaza pochłonęła więcej ofiar niż bitwa nad Marną”. Zwiększając presję na działaczy gospodarczych, Stalin jednocześnie coraz częściej odwoływał się do rosyjskiego nacjonalizmu. Oto co powiedział w lutym 1931 roku w często przytaczanym przemówieniu adresowanym do tej grupy: „Nie, [...] towarzysze. Nie można zwalniać tempa! Przeciwnie, w miarę sił i możności trzeba je zwiększać [...] Zwolnić tempo [industrializacji] - to znaczy pozostać w tyle. A ci, którzy pozostają w tyle, są bici. Historia dawnej Rosji sprowadzała się między innymi do tego, że bito ją nieustannie za zacofanie. Bili ją chanowie mongolscy. Bili bejowie tureccy. Bili feudałowie szwedzcy. Bili jaśniepanowie polsko-litewscy. Bili kapitaliści angielsko-francuscy. Bili baronowie japońscy. Bili wszyscy - za zacofanie. Za zacofanie wojskowe, za zacofanie kulturalne, za zacofanie państwowe, za zacofanie przemysłowe, za zacofanie rolnicze [...] Pamiętacie słowa przedrewolucyjnego poety: »Tyś i uboga, tyś i zasobna, tyś i potężna, tyś i bezsilna, mateczko Rusi«. [...] Pozostaliśmy w tyle za przodującymi państwami o pięćdziesiąt - sto lat. Musimy przebiec tę odległość w ciągu dziesięciu lat. Albo tego dokonamy, albo nas zmiażdżą”. Jak zauważa Adam Ulam, Stalin mijał się z prawdą w swej interpretacji rosyjskiej historii. Dawna Rosja, mimo że „zawsze przez wszystkich bita”,
zdołała rozszerzyć swe granice na jedną szóstą powierzchni lądowej naszego globu i połknąć niejednego ze swych niedoszłych zdobywców. „W rzeczywistości sens historii Rosji sprowadza się do tego, co jeden z wielkich rosyjskich historyków określił: »Państwo rosło, podczas gdy ludzie maleli«. To władcy Rosji »bili« swój naród, i to zawsze pod tym samym pretekstem: wymagał tego interes państwa”. Stalin nie omylił się, intuicyjnie stawiając na siłę tkwiącą w poczuciu dumy narodowej Rosjan. Po raz pierwszy wykorzystał ją rzucając hasło „Socjalizm w jednym kraju”, później odwołał się do niej w czasie wojny z niemieckim najeźdźcą. W latach trzydziestych posłużył się tą siłą by wspomóc ekonomiczne i społeczne przemiany odgórnie wprowadzane w kraju. Już na XV Zjeździe partii, w grudniu 1927 roku, Stalin porównywał mającą się dokonać rewolucję do osiągnięć swych najwybitniejszych carskich poprzedników: „Kiedy Piotr Wielki, usiłując współzawodniczyć z Zachodem, masowo zakładał warsztaty i fabryki mające wyposażyć armię i wzmocnić obronność kraju, to także była próba likwidacji naszego zacofania”. Zadaniem nowej linii przyjętej przez Stalina było mobilizowane zarówno średniego aparatu i dołów partyjnych, jak i ścisłego kierownictwa partii. Zyskiwanie poparcia mas i stymulowanie nacisków oddolnych było niezbędnym elementem uzupełniającym „odgórną rewolucję”. Rozpoczęło się ono na początku 1928 roku, jednocześnie z wprowadzeniem „środków nadzwyczajnych”, i proces ten nie ustawał przez cały ten i następny rok, powodując wzrost bojowych nastrojów w najważniejszych sektorach partii. Na nich to właśnie mógł oprzeć się Stalin inicjując na początku 1930 roku swą totalną „socjalistyczną ofensywę”. Z morza materiałów źródłowych, ilustrujących przebieg tego procesu w różnych zakątkach kraju, można zrekonstruować jego mechanizm oparty wszędzie na trzech podstawowych elementach. Pierwszym z nich było rozczarowanie do kompromisów NEP-u i chęć powrotu do komunizmu wojennego jako „heroicznego okresu” rewolucji. Drugi to przekonanie, że kolektywizacja, industrializacja i tak zwana rewolucja kulturalna końca lat dwudziestych stanowią kontynuację wojny klasowej, której celem jest wykorzenienie i ostateczne zniszczenie „klasowych wrogów” rewolucji. Trzeci związany był z odmłodzeniem grupy określanej jako awangarda proletariatu, rekrutującej się z młodych, spragnionych awansu robotników gotowych tworzyć „brygady szturmowe”. Pierwszy z wymienionych elementów wywarł szczególnie silny wpływ na Komsomoł, komunistyczną organizację młodzieżową. Nastroje panujące w tym środowisku bardzo trafnie opisał pewien młody leningradczyk: „Komsomolcy z mojego pokolenia - ci, którzy w czasie października mieli po dziesięć lub mniej lat - byli rozczarowani własnym losem. Kiedy dojrzeliśmy do tego ideowo, wstąpiliśmy do Komsomołu. Trafiliśmy do fabryk i z goryczą stwierdziliśmy, że nic już dla nas nie pozostało do zrobienia. Rewolucja się skończyła, ciężkie, romantyczne lata wojny domowej już nie powrócą, a starsze pokolenie nie pozostawiło nam nic, poza nudnym, prozaicznym życiem, pozbawionym elementów walki i ekscytacji”.
Gdy tylko nadarzyła się okazja, autor skorzystał z niej i współorganizował „brygady szturmowe”. Druga z ideologicznych przesłanek „socjalistycznej ofensywy” Stalina, prezentująca ją jako wojnę klasową, pozwalała jej bojownikom nie dostrzegać w tych, których wyrzucali z pracy i z domów, na których donosili i których skazywali na śmierć, istot ludzkich, co więcej kwalifikowała ich jako „wrogów klasowych”, których grzechem pierworodnym było przyjście na świat w rodzinach burżuazyjnych bądź kułackich. Stalinowska teza, że przybliżanie się społeczeństwa do socjalizmu powoduje zaostrzenie nienawiści i walki klasowej, podniesiona do rangi obiektywnego i nieuchronnego prawa historii, stała się usprawiedliwieniem barbarzyństwa popełnianego w imię przyszłego triumfu cnoty. Trzeci motyw był produktem nacisków, jakim podlegali robotnicy w trakcie uprzemysłowienia: ruchu racjonalizatorskiego, stałego podwajania i potrajania zadań produkcyjnych, wezwań do zaostrzenia dyscypliny pracy i podnoszenia norm produkcyjnych, obniżania realnych płac i pogarszania się warunków życia. Wszystko to dotknęło przede wszystkim robotników zatrudnionych w przemyśle, którzy stanowili główne oparcie partii zarówno w roku 1917, jak w okresie wojny domowej. Dodatkowo sprawę komplikował fakt, że rozwój przemysłu wymuszał zwiększenie zatrudnienia, a to z kolei powodowało napływ nowej, niewykwalifikowanej siły roboczej, nie cieszącej się sympatią starszych, wykwalifikowanych robotników. Stalin wraz z innymi przywódcami partii rozumieli, że wzrost liczebny klasy robotniczej doprowadził do zaniku skonsolidowanych środowisk robotniczych Moskwy i Leningradu, środowisk o silnie wyrobionej świadomości klasowej, które stanowiły zaplecze partii w latach 1917-1921. Na ich miejsce do „awangardy proletariatu” powołano aktywistów młodszej generacji robotników, dla których rewolucja i wojna domowa stanowiły przeżycia z dzieciństwa bądź lat młodzieńczych - ich cechą charakterystyczną był krytyczny stosunek zarówno do niechętnego zmianom konserwatyzmu starszych robotników, jak i do ignorancji i braku dyscypliny niedawno przybyłych ze wsi. Podejmując inicjatywę tworzenia „brygad szturmowych”, grupa ta rozpoczęła „socjalistyczne współzawodnictwo”, kampanię mającą na celu podnoszenie wydajności pracy, które pod koniec roku 1928 ogarnęło wszystkie radzieckie fabryki. Stalin i jego zwolennicy nie omieszkali wykorzystać możliwości, jakie stwarzało pojawienie się tego ruchu. Dostrzegając w nim od dawna poszukiwany, radykalny katalizator, który pomoże w przełamaniu barier i przyspieszy gospodarczy rozwój Związku Radzieckiego, już na początku 1929 roku polecili organizacjom partyjnym, komsomolskim oraz kierownictwu zakładów otoczenie ruchu szczególną opieką. Efekty działania ruchu brygadowego wykraczały daleko poza mury fabryk. To spośród 70 tysięcy robotników-ochotników wybrano 25 tysięcy „najlepszych synów narodu”, którzy utworzyli „brygady szturmowe” wspomagające kolektywizację wsi. To spośród młodych inicjatorów „socjalistycznego współzawodnictwa” rekrutowano nowe kadry
zastępujące usuniętych w czystkach partyjnych i związkowych biurokratów. Ambitni i operatywni ortodoksi - ich radykalnych sloganów nie skorygowało jeszcze doświadczenie - stanowili forpocztę wielkich zmian, które w latach 1928-1931 wyniosły robotniczych synów i córki na wyższe uczelnie oraz na kierownicze stanowiska w administracji i gospodarce kraju. W tym tkwiła „ukryta za retoryką wojny klasowej istota” radzieckiej „rewolucji kulturalnej” (termin ten, jak stwierdziła „Prawda”, „był teraz jak najbardziej aktualny”). W jej wyniku powstała „nowa klasa”, przyszła komunistyczna elita postczystkowej i powojennej Rosji, pokolenie Breżniewa. Mimo iż proces awansu społecznego nie został później zahamowany, sama „rewolucja kulturalna” trwała nie dłużej niż trzy, cztery lata. Wiąże się ona z bardzo ściśle określonym etapem historii Związku Radzieckiego, z okresem, który rozpoczął się zerwaniem z polityką NEP-u w latach 19281929, kiedy podstawowe znaczenie polityczne miało poparcie w walce z prawicową opozycją, a zakończył w latach 1931-1932. Sygnał zarówno do rozpoczęcia, jak i zakończenia rewolucji został wydany osobiście przez Stalina. W 1928 posłużył się on sprawą szachtyńską (tak jak wcześniej kryzysem zbożowym), by wezwać do wznowienia walki klasowej uśpionej w okresie NEP-u. Proces pięćdziesięciu inżynierów z kopalń w Szachtach, chociaż nieporadnie przeprowadzony, był pierwszym wielkim procesem sądowym wykorzystanym przez OGPU do przesłania jednoznacznego sygnału politycznego pod adresem całego społeczeństwa. Celem ataku stali się „burżuazyjni specjaliści”, przemysłowy odpowiednik kułaków w rolnictwie. Oskarżono ich o współpracę z obcymi mocarstwami (nadal świeże były wspomnienia paniki wojennej 1927 roku) i byłymi właścicielami kopalń przebywającymi za granicą. Zarzucano im, iż dążyli do zahamowania procesu uprzemysłowienia, który „umacnia dyktaturę proletariatu” i w efekcie uniemożliwia restaurację kapitalizmu. Oprócz wskazania kozła ofiarnego, odpowiedzialnego za wszystkie niedostatki radzieckiej gospodarki, powszechne awarie i braki w zaopatrzeniu, proces stanowił także udramatyzowany sygnał, że burżuazyjna inteligencja i bezpartyjni specjaliści, przeżytki czasów przedrewolucyjnych, którzy w okresie NEP-u, ku powszechnemu niezadowoleniu robotników, cieszyli się specjalnymi przywilejami, mają odtąd być traktowani jako element politycznie niepewny i przeznaczony do usunięcia. Proces szachtyński i fala represji, która po nim nastąpiła, wskazały, że Stalin, tak jak Piotr Wielki, nie zamierza opierać się wyłącznie na entuzjazmie mas. Industrializacja, mimo braku takich elementów, jak opór chłopów i walka z kułactwem, podobnie jak kolektywizacja była formą odgórnej rewolucji. Jej szybkie tempo utrzymywano stosując wszelkie niezbędne środki przymusu. Filarem stalinowskiego systemu władzy była, posiadająca rozbudowane służby tajne, policja polityczna, OGPU. Jej działalność położyła się cieniem na całej dekadzie lat trzydziestych w Związku Radzieckim. Obok pełnego zaangażowania w kampanię prowadzoną przeciwko chłopom,
OGPU powierzono dodatkowo zadanie zastraszenia kadr dyrektorskich i inżynierskich, od których Stalin domagał się realizacji niewykonalnych założeń planu. Jako pierwsi zostali zaatakowani bezpartyjni „burżuazyjni specjaliści”. Czas na rozprawę z partyjnymi elitami miał nadejść później. Proces szachtyński z 1928 roku stanowił precedens, i właśnie taką rolę wyznaczył mu w swych planach Stalin. Oto jego słowa skierowane do Komitetu Centralnego w kwietniu 1929: „»Szachtyńcy« siedzą teraz we wszystkich gałęziach naszego przemysłu. Wielu z nich wyłowiono, ale bynajmniej nie wszystkich. Szkodnictwo inteligencji burżuazyjnej jest jedną z najniebezpieczniejszych form oporu względem rozwijającego się socjalizmu. Szkodnictwo to jest tym niebezpieczniejsze, że związane jest z kapitałem międzynarodowym. Szkodnictwo burżuazyjne jest niewątpliwym wskaźnikiem tego, że elementy kapitalistyczne nie złożyły jeszcze broni, że gromadzą siły do nowych wystąpień przeciwko Władzy Radzieckiej”. Na przełomie listopada i grudnia 1930 roku członkom tak zwanej Partii Przemysłowej, na czele której stał jakoby profesor Ramzin, postawiono zarzuty szkodnictwa w radzieckim przemyśle, szkodnictwa dokonywanego według nieprawdopodobnych instrukcji otrzymywanych od byłego prezydenta Francji Raymonda Poincarego, sir Henry’ego Deterdinga (z holenderskiego koncernu Shell), Thomasa Lawrence’a (brytyjskiego szpiega na Bliskim Wschodzie) i innych „wrogów narodu radzieckiego”. Zarzuty były groteskowe, ale winę oskarżonych uznano za przesądzoną jeszcze przed rozpoczęciem rozprawy. Wśród organizacji, domagających się kary śmierci, znalazła się Akademia Nauk ZSRR, a półmilionowy tłum robotników, który w trakcie procesu przewinął się przed salą rozpraw, wznosił okrzyki: „Śmierć! Śmierć! Śmierć!” Proces, w czasie którego składowi orzekającemu przewodniczył Wyszyński, rozpoczął się od powtórzenia przez podsądnych przyznania się do winy i zeznań wbitych im do głów w OGPU. Pięciu spośród ośmiu skazano na śmierć. Propagandowego efektu nagłośnionego w całym kraju procesu nie osłabił nawet fakt, że wyroki następnie złagodzono, a samego Ramzina amnestionowano, zwolniono z więzienia, a później nawet odznaczono. Trzy miesiące później, w marcu 1931 roku, grupę byłych mienszewików zajmujących kierownicze stanowiska w instytucjach gospodarczych i ekonomicznych postawiono przed sądem, oskarżając o utworzenie Związkowego Biura Mienszewików, którego zadanie polegało na sabotowaniu planów gospodarczego rozwoju kraju oraz przygotowywaniu w tajnym porozumieniu z Partią Przemysłową i Partią Chłopów Pracujących gruntu do zbrojnej interwencji z zewnątrz i wybuchu powstania w ZSRR. Większość z aresztowanych nie doczekała się procesu publicznego. Załatwiono się z nimi od ręki, część rozstrzeliwując, resztę zsyłając do obozów pracy. Trzeba przyznać, że Stalin o wiele lepiej radził sobie z pojmowaniem problematyki przemysłowej niż rolnictwa. Rozumiał, że aby podnieść produkcję, należy uwolnić dyrektorów na terenie zakładów od stałego wtrącania się w ich kompetencje działaczy partii i związków zawodowych. Wezwał zatem do skoncentrowania odpowiedzialności i zastąpienia
„trójek”, formy zarządzania charakterystycznej dla radzieckiego przemysłu w latach dwudziestych, „jednoosobowym kierownictwem”. Taki sam postulat podnieśli reformatorzy w postmaoistycznych Chinach w latach osiemdziesiątych. Kolejnym dowodem zdolności Stalina do uczenia się i korygowania swych decyzji dotyczących rozwoju przemysłu (co w wypadku rolnictwa okazało się niemożliwe) była akceptacja faktu, że przemysł, przynajmniej na razie, musi opierać się na „burżuazyjnych specjalistach” zagranicznych bądź tych, którzy zdobyli doświadczenie zawodowe przed rewolucją. Korygując kurs, który zapoczątkował w marcu 1928, w czerwcu roku 1931 na konferencji działaczy gospodarczych powiedział: ,,[...] odpowiednio powinna się zmienić również nasza polityka w stosunku do starej inteligencji technicznej. O ile w okresie największego natężenia szkodnictwa nasz stosunek do starej inteligencji technicznej wyrażał się głównie w polityce rozgromienia to obecnie, w okresie zwrotu tej inteligencji ku Władzy Radzieckiej, stosunek nasz do niej powinien wyrażać się głównie w polityce przyciągania jej i troski o nią. [...] Byłoby rzeczą głupią i nierozsądną traktować teraz niemal każdego specjalistę i inżyniera starej szkoły jako nieprzyłapanego przestępcę i szkodnika. »Specożerstwo« zawsze było i jest u nas uważane za zjawisko szkodliwe i haniebne”. W ostatnim zdaniu Stalin bez żenady, podobnie jak uczynił to w artykule Zawrót głowy od sukcesów, daje do zrozumienia, że to inni, a nie on, rozpoczęli kampanię „specożerstwa” w okresie procesu szachtyńskiego. Przemówienie Stalina nie zapobiegło jednak wznowieniu prześladowań w okresie maksymalnego pogorszenia się warunków życia zimą 1932/1933. Na przykład w styczniu 1933 roku odbył się proces sześciu inżynierów firmy British Metro-Vickers i dziesięciu radzieckich techników oskarżonych o sabotaż w elektrowniach. Niemniej przemówienie na konferencji działaczy gospodarczych w czerwcu 1931 roku stało się jednoznacznym sygnałem do zakończenia „rewolucji kulturalnej”, tak jak sygnałem do jej rozpoczęcia była sprawa szachtyńska. Uwolnieni od groźby dalszych prześladowań bezpartyjni specjaliści, włączając w to sporą liczbę zwolnionych z więzień i obozów, mogli powrócić na odpowiedzialne stanowiska pracy. Stalin nie tylko musiał, ale mógł pozwolić sobie na to złagodzenie represji, bowiem poprzez otwarcie dróg awansu młodym i ambitnym jednostkom z młodszego pokolenia robotników stworzono już podstawy nowej, radzieckiej alternatywy. Skalę wspomnianego awansu obrazuje fakt, że w 1933 roku z 3,5 miliona członków partii 43 procent pracowało na stanowiskach nierobotniczych, podczas gdy w momencie przyjmowania do partii tylko 8 procent kandydatów nie było robotnikami. W okresie pomiędzy styczniem 1930 a październikiem roku 1933 partia powołała na stanowiska administracyjne bądź polityczne lub też skierowała na wyższe uczelnie, na studia kwalifikujące do objęcia takich stanowisk, 660 tysięcy członków dotychczasowych robotników. Większość przyszłych inżynierów, dyrektorów i przywódców politycznych, którzy wstąpili na uczelnie
techniczne, nie mogła się wykazać pełnym wykształceniem średnim, za to przybyła tam wprost z niższych stanowisk piastowanych w przemyśle i w partii. Wśród nich znaleźli się: Chruszczow (w 1929 roku, w wieku 33 lat, wstąpił do Moskiewskiej Akademii Przemysłowej), Breżniew (w 1931 roku, mając 25 lat, rozpoczął studia w Dnieprodzierżyńskim Instytucie Metalurgii) oraz Kosygin (w 1930 roku, mając 26 lat, został studentem Leningradzkiego Instytutu Włókiennictwa). Pnąc się po szczeblach kariery, ludzie ci coraz silniej uzależniali się od skomplikowanego systemu przywilejów, zaprojektowanego przez Stalina dla tych, na których opierał się system polityczny państwa - partyjnych i państwowych notabli, agentów OGPU i nowej elity gospodarczej. Na przywileje te składały się między innymi premie, możliwość zakupu trudno dostępnych towarów w specjalnie wydzielonych i nieźle zaopatrzonych sklepach, lepsze warunki mieszkaniowe i prywatne samochody. Przywileje i nagrody nie były przyznawane raz na zawsze. W każdej chwili, bez żadnego uprzedzenia, mogły zostać cofnięte, jeśli dyrektor lub działacz nie wypełniał stawianych mu zadań lub, co gorsza, dawał podstawy do podejrzeń, że odszedł od „słusznej” linii. To, z kolei, bardzo szybko kończyło się procesem o „szkodnictwo” i zdradę. Taka niepewność jutra budziła silną wolę przetrwania i to spajało nową radziecką elitę, tworząc „nowy rodzaj moralnej wspólnoty” (określenie Kołakowskiego), w ramach której wszyscy komuniści stawali się współodpowiedzialnymi za stalinowską politykę zniewolenia i terroru. W ten sposób wkraczali na drogę, z której nie było odwrotu. Do rangi najistotniejszego problemu urastało znalezienie dodatkowej siły roboczej, niezbędnej do wykonania gigantycznych założeń budowlanych i produkcyjnych planu pięcioletniego. W chaosie, który charakteryzował początkowy okres pięciolatki, dyrektorzy zatrudniali każdego, kto zgłosił się do pracy, nie zadając zbędnych pytań. Dzięki temu milionom rozkułaczonych chłopów i uciekinierów z kołchozów (ich liczba w latach 1929-1935 oceniana jest na ponad 16 milionów) udało się wtopić w robotnicze szeregi. Byli to jednak pracownicy niewykwalifikowani i nienawykli do dyscypliny. Często porzucali pracę w poszukiwaniu lepszych warunków zatrudnienia, czego skutkiem była niewyobrażalna wprost rotacja kadr i szerząca się absencja. Wprowadzony w roku 1932 system paszportowy, który miał pomóc w opanowaniu sytuacji, wkrótce został tak zaostrzony, że „dezerterzy” i „wagarowicze” zostali pozbawieni kartek żywnościowych i kwater. W ten sposób wraz z poprawą organizacji radzieckiego przemysłu zwiększało się przywiązanie robotnika do miejsca pracy. Wkrótce doszło do tego, że mógł je opuścić tylko wtedy, gdy potrzeby planu wymagały przerzucenia go na inny „front”. W przemówieniu z czerwca 1931 roku Stalin zakomunikował o nowym rozwiązaniu, które miało poważne konsekwencje dla radzieckiego społeczeństwa. Określając płacowy egalitaryzm mianem lewackiego wypaczenia zalecał zróżnicowanie płac pomiędzy wykwalifikowaną i niewykwalifikowaną siłą roboczą. „Marks i Lenin mówią, że różnica między pracą wykwalifikowaną a pracą niewykwalifikowaną istnieć będzie nawet w ustroju socjalistycznym,
nawet po zniesieniu klas, że dopiero w ustroju komunistycznym różnica ta powinna zaniknąć, że wobec tego »płaca robocza« nawet w ustroju socjalistycznym powinna być określana według pracy, nie zaś według potrzeb”. Słowa te sankcjonowały wprowadzenie wyższych stawek, które miały przyciągnąć ludzi do pracy na Uralu i dalej na wschodzie. Natychmiast rozszerzono skalę stawek akordowych, by uzależnić płace od wzrostu wydajności. Lepsza i dłuższa praca zaczęła przynosić grupie robotników, nazwanych wkrótce stachanowcami, wielkie premie i inne korzyści, lecz jednocześnie usprawiedliwiała podnoszenie norm pozostałym pracownikom. Upłynęło jednakże wiele czasu, zanim większość radzieckich robotników mogła odczuć wpływ wzrostu wydajności pracy na poprawę warunków życia. W pierwszej pięciolatce priorytet przyznano wielkim budowom oraz fabrykom wytwarzającym środki produkcji i uzbrojenie. Mieszkańcy miast, w odróżnieniu od ukraińskich chłopów, nie umierali z głodu, ale i tam ludzie cierpieli na skutek racjonowania żywności, jej braków, kolejek w sklepach, gwałtownych podwyżek cen oraz zagęszczenia w starych mieszkaniach i braku nowych. W najtrudniejszym okresie ciężkiej zimy 1932/1933 Stalin oświadczył: „Ale niewątpliwie osiągnęliśmy to, że materialne położenie robotników i chłopów polepsza się u nas z roku na rok. Wątpić o tym mogą jedynie śmiertelni wrogowie Władzy Radzieckiej [...]”. Stwierdzenie to, całkowicie sprzeczne z codziennym doświadczeniem większości robotników, mogło zadziwić swą bezczelnością. Jednak Stalin wiedział, równie dobrze jak Hitler, że ludzie stykając się z wystarczająco dużym kłamstwem skłonni są wierzyć, że zawiera ono choć ułamek prawdy. Posługiwanie się kłamstwem stało się teraz (po trzech dekadach walk frakcyjnych w łonie partii) łatwiejsze, bowiem nie istniała już zorganizowana opozycja. Byli jej przywódcy, tacy jak Kamieniew, Zinowiew i Bucharin, zostali zmuszeni do publicznego pokajania się za swoje błędy, a stalinowskie kierownictwo dysponowało pełną kontrolą nad prasą i radiem. Od końca 1929 roku nikt już nie kwestionował i nie krytykował publicznie słów wypowiadanych przez przywódców partii. Członkowie KC i delegaci na zjazdy mieli okazję wysłuchać wielu oświadczeń Stalina, dotyczących sukcesów na polu kolektywizacji i realizacji planu pięcioletniego, o których musieli wiedzieć, że są kłamstwem. Zamiast protestować, nagradzali je owacjami, a każda radziecka gazeta zamieszczała na pierwszej stronie tekst przemówienia i obok informację o aprobującym je aplauzie. Jeśli ktoś spyta, kto w nie wierzył, powinien pamiętać, jak wielu ludzi na Zachodzie było zafascynowanych osiągnięciami, które Stalin przypisywał radzieckiemu planowaniu, i jak wielu odrzucało wiadomości o głodzie na Ukrainie i masowych deportacjach do obozów pracy jako antyradziecką propagandę. Wśród nich znaleźli się tacy, jak Sidney i Beatrice Webb, Bernard Shaw i Herbert G. Wells, którzy osobiście odwiedzili ZSRR. Stalin sam ułatwiał ludziom dawanie pełnej lub przynajmniej częściowej wiary jego słowom dzięki swej maestrii w posługiwaniu się „nowomową”. Jego sposób
zastosowania terminu „kułak” przez długi czas pozwalał członkom partii nie przyjmować do wiadomości tego, co naprawdę działo się na wsi. Marksistowsko brzmiące terminy „rozkułaczanie” i „wywłaszczanie rolnictwa” maskowały okrutną rzeczywistość masowych wysiedleń, transportów, głodu i milionów ofiar. Podobnie jak Hitler, Stalin doskonale orientował się w zaletach i możliwościach manipulowania opinią publiczną. W tej dziedzinie jego reżim wykorzystywał wiele metod podobnych do stosowanych przez reżim hitlerowski, ale dopracował się też kilku oryginalnych. Demaskowani zdrajcy i szkodnicy stanowili dla niedożywionej, borykającej się z rozlicznymi trudnościami ludności miast, doskonały obiekt do wyładowania nienawiści i gniewu, które, pozbawione ujścia, mogły się zwrócić przeciwko kierownictwu partii. Niewykonanie planów oraz wszelkie braki w zaopatrzeniu nie były rezultatem pomyłek lub błędów w planowaniu, ale sabotażem obliczonym na osłabienie ustroju socjalistycznego. Wszystkich obywateli, a szczególnie członków partii i Komsomołu, wzywano do zachowania nieustannej czujności wobec „wewnętrznego wroga”, do bacznego obserwowania sąsiadów i kolegów z pracy, do donoszenia o każdym podejrzanym zachowaniu. Stalin, obdarzony mniejszym niż Hitler talentem aktorskim, miał znacznie większe problemy z komunikowaniem się ze swoim społeczeństwem, które ponadto, w porównaniu z Niemcami, zamieszkiwało o wiele większe terytorium i stało na niższym poziomie materialnym i kulturalnym. Jednym ze sposobów porozumiewania się były więc publiczne procesy w propagandowej oprawie teatru politycznego. Ich oś stanowiło przyznanie się oskarżonych do winy, osiągane za pomocą psychicznych i fizycznych tortur jeszcze przed procesem. Był to jedyny materiał dowodowy prezentowany przed sądem i niezwykle skrupulatnie relacjonowany przez radio i prasę, także zagraniczną. Jej relacje trafiały następnie, oczywiście po dokładnej selekcji, z powrotem do „Prawdy” i innych radzieckich gazet. To, że propaganda jest najbardziej skuteczna, gdy wspiera ją terror, rozumiano świetnie zarówno w stalinowskim Związku Radzieckim, jak w nazistowskich Niemczech. W tym okresie Związek Radziecki nie był jeszcze w pełni państwem policyjnym, jakim stał się w późnych latach trzydziestych, i Stalin wciąż jeszcze natrafiał na pewne ograniczenia w sprawowaniu autorytarnej władzy. Jednak w latach 1930-1934 nastąpiły fundamentalne zmiany i w tej dziedzinie. Instrumentem analogicznym do niemieckiego Gestapo i SS, mającym wcielać w życie wykraczające poza obowiązujące normy administracyjne i prawne rozkazy Stalina, było OGPU. To OGPU wysiedlało kułaków, fabrykowało fałszywe materiały dowodowe, wymuszało przyznania się oskarżonych do winy, było odpowiedzialne za aresztowania i „zniknięcia” ludzi, a przede wszystkim zarządzało systemem więzień i obozów pracy. Stosunki łączące Stalina z OGPU były jak najściślejsze: szef „organów” (w latach 1931-1937 był nim Jagoda) podlegał bezpośrednio Stalinowi i odpowiadał za jego ochronę osobistą. Oficerowie OGPU należeli do grupy najlepiej opłacanych i najbardziej uprzywilejowanych urzędników aparatu
państwowego, ale wraz z innymi dzielili charakterystyczną dla panującego systemu niepewność jutra. Zarówno Jagoda, jak i jego następca Jeżow, w końcu stracili zaufanie Stalina i zostali rozstrzelani. Tajemnica otaczająca działalność OGPU - samowolne aresztowania, stosowanie tortur, system obozów pracy - poprzez wytwarzanie wszechogarniającej atmosfery strachu, stanowiła dodatkowe narzędzie kontroli społeczeństwa. Nawet najdrobniejsza publiczna uwaga o tych działaniach mogła narazić na donos i aresztowanie. Wokół tematu panowała zmowa milczenia, w której brały udział miliony ludzi świadomych tego, co się stało z innymi, i tego, co może spotkać ich samych, jeśli zostaną uznani za podejrzanych. Ci, którzy weszli w konflikt z systemem i zostali skazani na pobyt w obozach pracy, nie byli jeszcze straceni dla gospodarki. Od początku swego istnienia Kraj Rad korzystał z przymusowej pracy więźniów, a administracja systemu obozów tworzyła największy wydział OGPU, znany od swego skrótu pod nazwą GUŁag, Główny Zarząd Obozów Pracy Przymusowej. GUŁag stanowił odrębny subkontynent lub, jak ujął to Sołżenicyn, archipelag (Archipelag GUŁag), potężną sieć instytucji więziennych, zamieszkaną przez populację niewolników, dostarczających około 10 procent siły roboczej całego kraju. Za jedną trzecią przeciętnej robotniczej płacy można było zapracować takiego niewolnika, w dosłownym tego słowa znaczeniu, na śmierć. Archipelag wchłonął miliony deportowanych w ramach kolektywizacji i rozkułaczania, zmuszając ich do „społecznie użytecznej pracy” w górnictwie (w tym w górnictwie złota) i przy wyrębie lasów, szczególnie na trudnych i niegościnnych obszarach terytoriów północnych i Syberii. Pod koniec lat trzydziestych GUŁag stał się także największym radzieckim przedsiębiorstwem budowlanym. Ze względu na wysoką śmiertelność i stały dopływ nowych więźniów, trudno o jednoznaczna ocenę liczby ludzi przetrzymywanych w obozach w określonym momencie. Ostatnie radzieckie analizy sugerują, że liczba ta oscylowała pomiędzy dwoma a czterema milionami. V Nigdy dotąd liczące 150 milionów ludzi społeczeństwo nie było narażone przez swoje władze na serie tak gwałtownych zmian w ciągu zaledwie czterech lat. Przy ocenie tego zjawiska istnieje poważne niebezpieczeństwo fascynacji samą skalą zmian, a w konsekwencji podświadomej akceptacji twierdzenia Stalina, że stanowiły one spektakularny sukces, który w każdym innym kraju uznano by za cud zanim jeszcze zadamy sobie pytanie, w jakiej dziedzinie był to sukces i w jaki sposób mierzony. Po pierwsze. należy się zastanowić, czy był to sukces ekonomiczny, jak przy każdej okazji zapewniał Stalin, posługując się obfitością oszałamiających, acz nie zawsze prawdziwych danych statystycznych. W dziedzinie polityki rolnej trudno o bardziej destrukcyjny kurs niż stalinowska przymusowa kolektywizacja. Walka z wyimaginowanym demonem wiejskiego kapitalizmu, która rozpoczęła się wyrugowaniem z
ziemi najbardziej doświadczonych i najaktywniejszych gospodarzy, wkrótce przekształciła się w totalną wojnę państwa z chłopami, czyli czterema piątymi populacji kraju. Sam Stalin w późniejszej rozmowie z Churchillem przyznał, że była ona równie ciężka jak wojna z nazizmem i kosztowała życie 10 milionów ofiar. Jednym z rezultatów tych działań było nie tylko trwałe osłabienie chłopstwa, lecz również jego trwała alienacja. Kolejny raz przywiązani do ziemi w odwecie ograniczyli swoją współpracę z reżimem do niezbędnego minimum. To zaś zmusiło partię i państwo, nie mające żadnego pojęcia o rolnictwie, a szczególnie o ulubionym koniku Stalina, wielkoobszarowej, zmechanizowanej produkcji rolniczej, do coraz częstszych interwencji, których skutek był łatwy do przewidzenia. Moshe Lewin cytuje następujący opis sytuacji w średniowiecznej Europie według Marca Blocha: „Jedyną przeciwwagą dla siły nadużywanej przez możnowładców stała się zadziwiająca inercja mas chłopskich - należy zaznaczyć, że bardzo często skuteczna - oraz bałagan panujący w administracjach feudałów”. Trudno o lepszy opis sytuacji w dwudziestowiecznej Rosji, dodaje Lewin. Cala energia chłopów skierowała się na uprawę małych prywatnych działek, które dawały utrzymanie im i ich rodzinom. Na ironię zakrawa fakt, że w 1937 roku ponad polowa krajowego zaopatrzenia w ziemniaki, warzywa i owoce oraz ponad 70 procent dostaw mleka i mięsa pochodziła właśnie z tych działek Tak oto relikt prywatnej przedsiębiorczości stał się podstawą rynku żywnościowego pierwszego socjalistycznego państwa. Zostawiając chwilowo na boku społeczne koszty kolektywizacji, przyjrzyjmy się jej wyłącznie pod kątem efektów ekonomicznych, które trudno uznać za imponujące. Wzrastająca na początku lat dwudziestych produkcja zbóż zaczęła spadać od roku 1928. Średnie roczne plony w latach 1928-1930 wynoszące 74 miliony ton, w okresie 1931-1935 spadły do 67 milionów ton, aby w rekordowym 1937 roku wzrosnąć do 87 milionów, a następnie powrócić do poziomu 67 milionów w latach 19381939. Tylko dzięki podwojeniu skupu zbóż (ze średnio 18 milionów ton w latach 1928-1932 do 32,1 miliona w okresie 1938-1940) udało się uniknąć powtórnej klęski głodu, co było groźbą bardzo realną przy wzrastającej liczbie ludności. Liczby strat w pogłowiu inwentarza mówią same za siebie. Pogłowie bydła i trzody spadło w okresie 1928-1933 o połowę, a owiec i kóz nawet o dwie trzecie. Dopiero w 1953 roku, już po śmierci Stalina, udało się wyrównać te straty. W latach 1953-1954 na posiedzeniach Komitetu Centralnego Chruszczow oceniał, że produkcja zbóż per capita oraz całkowite pogłowie bydła są nadal niższe niż w carskiej Rosji. Rolnictwo, które w latach dwudziestych odrobiło straty w stosunku do poziomu sprzed pierwszej wojny światowej, po stalinowskiej kolektywizacji z lat trzydziestych było najsłabszym sektorem radzieckiej gospodarki przez pozostałą część XX wieku. Jeśli powyższe zestawić z przerażającym bilansem ludzkich cierpień, to politykę kolektywizacji należy uznać za spektakularną klęskę. Można by ją usprawiedliwić tylko wtedy, gdyby Stalin nie miał wyboru, gdyby (co stale podkreślał) chłopi zwrócili się przeciwko państwu, próbując je
zdestabilizować i zniszczyć. Jednakże sprawy wyglądały inaczej; to Stalin odpowiada za wprowadzenie w okresie między grudniem 1927 a styczniem 1928 roku „środków nadzwyczajnych” wbrew wynikom dyskusji przeprowadzonej na XV Zjeździe WKP(b) w grudniu roku 1927, wynikom, które w czasie zjazdu zaakceptował i które dawały chłopom gwarancję, że nie nastąpi powrót do metod komunizmu wojennego podczas rekwizycji ziarna. Niewątpliwie zimą 1927/1928 nastąpił kryzys w dostawach zboża, ale, jak oceniano to wtedy i jak ocenia się to obecnie, był on spowodowany błędną polityką gospodarczą władz, które zaniedbały sektor rolniczy. Kryzys można było zażegnać środkami ekonomicznymi (na przykład zmianą polityki cenowej) bez uciekania się do „uralsko-syberyjskich” metod Stalina. Chociaż stalinowski „zwrot na lewo” z przełomu lat 1927/1928 uznano później za początek wielkiego „skoku naprzód”, to w momencie rozpoczęcia kampanii kolektywizacyjnej, na przełomie lat 1929/1930, okazało się, że władza nie dysponuje żadnym z góry przygotowanym planem operacji. W związku z tym do działań podejmowanych w ramach tak zwanego drugiego października najlepiej pasuje stwierdzenie, że była to seria kryzysów wywołanych pochopnymi decyzjami, które wymagały wprowadzania natychmiastowych środków zaradczych i prowizorycznych rozwiązań, co powodowało stan permanentnego, samogenerującego się chaosu i stanowiło jednocześnie źródło samonakręcającej się spirali represji i środków nadzwyczajnych. Trudno przypuszczać, by Stalin przewidywał rozmiar zamętu, jaki wywoła kolektywizacja, lub siłę oporu, na jaki natrafi. Niemniej, pomimo informacji, które przekazywano mu ustnie lub w raportach, kategorycznie odrzucał możliwość jakiegokolwiek kompromisu. Po chwilowym odwrocie wiosną roku 1930 bezwzględnie domagał się kontynuowania kampanii. Nie dostrzegał ofiar, widział tylko wrogów, których należało pokonać, stosując wszelkie niezbędne do osiągnięcia tego celu środki przymusu. W porównaniu z kolektywizacją rolnictwa, industrializacja stanowiła sukces gospodarczy. Na ile sukces ten związany był ze zmianami wprowadzanymi w rolnictwie i czy w ogóle był z nimi związany, jest rzeczą dyskusyjną. Według Prieobrażenskiego „przyciśnięcie” rolników było konieczne do uzyskania „prymitywnej socjalistycznej akumulacji”, która dostarczyła funduszy na sfinansowanie rozwoju przemysłu. Ile jednak w praktyce zdołano wycisnąć ze zdezorganizowanego rolnictwa i głodującej wsi? Można założyć, że w pierwszym okresie pięciolatki na rozwój przemysłu przeznaczano mniej niż połowę nadwyżek produkcyjnych osiąganych w rolnictwie. Do roku 1932 wartość ta zmniejszyła się do 18 procent, by w końcowym etapie realizacji planu spaść niemal do zera. Niezależnie od źródeł, z jakich pochodziły fundusze na ten cel, należy uznać, że w czasie pierwszej pięciolatki stworzono, a w następnej umocniono fundamenty jednej z przemysłowych potęg świata. Ocenia się, że globalna produkcja przemysłowa w 1937 roku była czterokrotnie wyższa od poziomu z roku 1928. Stanowi to imponujące i trwałe osiągnięcie. Uznanie jednak tego faktu nie oznacza automatycznej
akceptacji twierdzenia, że było to możliwe wyłącznie dzięki osobistemu kierownictwu i działaniom Stalina. Bolszewicy nigdy nie rozumieli problemów zacofanego rosyjskiego rolnictwa i nie potrafili ich dopasować do swych marksistowskich schematów. Za to rozwój przemysłu od początku postrzegany był jako klucz do budowy socjalistycznego społeczeństwa - tu, w odróżnieniu od świata mużyków, bolszewicy czuli się na swoim gruncie. Program industrializacji wywoływał powszechny entuzjazm w szeregach partii i nigdy nie napotkał takiego oporu, jaki „drugiej rewolucji” na wsi stawiali chłopi. Mimo niewątpliwych sukcesów pięciolatki twierdzenie o wyjątkowej roli Stalina jako jedynego człowieka zdolnego opanować panujący chaos i zapewnić ostateczną realizację planu, można łatwo podważyć, jeśli postawi się pytanie, czy przypadkiem jego styl kierowania i osobiste interwencje nie przyczyniły się bardziej do pogłębienia chaosu niż do jego likwidacji. Silne racje przemawiają także za tezą, że „co najmniej tyle samo można było osiągnąć w dziedzinie uprzemysłowienia stosując mniej drastyczne metody”. Takie same błędy jak przy ocenie sytuacji w rolnictwie można zaobserwować w dziedzinie rozwoju przemysłu, jednak tu nie pociągnęły one za sobą tak druzgocących skutków. Tezę tę zilustrują następujące cztery przykłady. Pierwszy odnosi się do niespodziewanego zjawienia się Stalina na posiedzeniu Rady Komisarzy Ludowych, gdzie zażądał podniesienia o sto, a w niektórych dziedzinach nawet o więcej niż sto procent, pułapów proponowanych do osiągnięcia w okresie pięciolatki przez Gospłan (Państwowy Komitet Planowania). Swej decyzji nie poparł żadnymi argumentami. Miedwiediew ilustruje konsekwencje wprowadzonej przez Stalina „życzeniowej” metody planowania na przykładzie wdrażania produkcji kauczuku syntetycznego. W styczniu 1931 roku otrzymano pierwszą próbkę kauczuku wyprodukowaną za pomocą nowej, eksperymentalnej metody. Wbrew opinii większości inżynierów, w tym samego autora nowej technologii, akademika Siergieja Lebiediewa, podjęto decyzję o natychmiastowej budowie jednej lub dwóch fabryk. Jednakże Stalin zażądał wzniesienia dziesięciu takich zakładów do końca pięciolatki. Pomijając nie rozwiązane jeszcze problemy technologiczne, oznaczało to rozproszenie ograniczonych środków inwestycyjnych na dziesięciu placach budowy. W rezultacie w latach 1932-1933 uruchomiono tylko trzy fabryki, reszta zaś nie została ukończona nawet w drugiej pięciolatce. Drugi przykład odnosi się do gigantomanii Stalina, która dała tu o sobie znać, podobnie jak w wypadku tworzenia kołchozów. Skala budowanych kompleksów przemysłowych daleko przekraczała poziom zasobów surowcowych i poziom technologiczny kraju. W rezultacie albo okres realizacji inwestycji wydłużał się ponad ekonomicznie dopuszczalne normy, a po ich ukończeniu mnożyły się awarie, albo ich budowa nigdy nie była kończona. Również emfaza w prezentowaniu „heroicznych”, aczkolwiek często podkoloryzowanych, dokonań stachanowców łamiących
kolejne normy wskazuje, jak niewiele zrozumienia wykazywał Stalin dla systematycznej, metodycznej pracy, niezbędnej w nowoczesnym, ekonomicznie efektywnym procesie produkcji. Trzeci przykład - stalinowska obsesja wielkości łączyła się z twardym naciskiem na tempo realizacji. Chaos do pierwotnych założeń pięciolatki wprowadziło nie tylko nierealne żądanie Stalina podwojenia wskaźników ekonomicznych, ale i późniejsze polecenie, by wykonać je w ciągu czterech, a nie uprzednio zakładanych pięciu lat. Rezultat był całkowicie odwrotny: ciągłe zakłócenia w planach produkcyjnych, wzrost marnotrawstwa i zachęta do pozaplanowego gromadzenia zapasów rzadkich surowców i siły roboczej. I przykład ostatni - ludzi, którzy odpowiadali za proces produkcji, a nie dotrzymywali nierealnych terminów i planów produkcyjnych, Stalin uważał za sabotażystów, szkodników i zdrajców. Ze szczególnym upodobaniem atakował starą kadrę inżynierską i zagranicznych specjalistów. Nadawali się oni wprost idealnie do roli kozłów ofiarnych, ale to przecież na ich wiedzy technicznej i menadżerskiej w znacznej mierze opierał się radziecki przemysł. Stalin musiał zrozumieć, że utrata tych ludzi zagraża powodzeniu planu, jednak nigdy do końca nie wyzbył się podejrzeń oraz przekonania, że najskuteczniejszym bodźcem, zmuszającym do efektywnej pracy ludzi na odpowiedzialnych stanowiskach, jest stałe poczucie zagrożenia. W dziejach ludzkości zawsze istnieją alternatywy i wiele napisano o tym, że alternatywą dla okrucieństw stalinizmu był umiarkowany kurs reprezentowany przez Bucharina, kurs, który zakładał kontynuację i modyfikację polityki NEP-u, umacnianie zaufania chłopstwa - tak zwana smyczka, czyli zbliżenie pomiędzy miastem a wsią - stopniowy rozwój wiejskich kooperatyw i pozostawienie czasu większości chłopstwa i sektorowi prywatnemu na „wrośnięcie w socjalizm” poprzez współpracę z uspołecznionym sektorem gospodarki. Twierdzono również, że program Bucharina był rozwinięciem późnych prac Lenina, z zawartą w nich tezą, iż NEP stanowi drogę do socjalizmu, oraz antycypacją poszukiwań „socjalizmu z ludzką twarzą” prowadzonych przez czeskich reformistów w latach 1967-1968. Tylko że w sytuacji Związku Radzieckiego w latach 1928-1929 propozycje Bucharina stanowiły alternatywę wyłącznie w sensie teoretycznym, nie zaś praktycznym. W konkretnych okolicznościach historycznych tamtego okresu, po zerwaniu Stalina z Bucharinem, nikt - a już szczególnie sam Bucharin - nie był zdolny przeforsować realizacji tego programu. To właśnie zadecydowało, że za Stalinem i jego kursem, przeciwko Bucharinowi i prawicy, opowiedziała się większość członków Komitetu Centralnego. Uznali oni bowiem, że w tych warunkach jest to jedyna realna droga do transformacji ZSRR w nowoczesne państwo przemysłowe. Poza nawiasem dotychczasowych rozważań pozostała rola czynnika politycznego. Jedną ze wspólnych cech Hitlera i Stalina była ich wiara, że to nie ekonomia, a polityka decyduje o możliwościach rozwoju narodów; innymi słowy - każdy cel jest osiągalny, jeśli istnieje polityczna wola i
zakres władzy umożliwiający jej realizację. Do jakiego stopnia pogląd ten zniekształca postrzegany obraz historii i polityki, świadczą cytowane wcześniej przykłady decyzji politycznych podejmowanych w Związku Radzieckim w latach 1928--1933, a następnie pokrzyżowanych i zmienianych pod wpływem czynników społecznych i ekonomicznych. Jednocześnie należy mieć świadomość, że bez wiedzy o dodatkowym wymiarze politycznym zrozumienie istoty rewolucji Stalina i stworzonego przez niego systemu jest niemożliwe. Najbezczelniejsze roszczenie, na jakie pozwolił sobie Stalin podtrzymywane później przez Międzynarodówkę Komunistyczną i wszystkie radzieckie organa władzy - to określenie wydarzeń, które miały miejsce w Związku Radzieckim w latach 1928-1932, mianem „budowy socjalizmu”. Na specjalnie zwołanym „zjeździe zwycięzców”, XVII Zjeździe WKP(b), który rozpoczął się w styczniu 1934 roku, Stalin ogłosił ostateczne zwycięstwo w walce z rosyjskim zacofaniem, czego dowodzić miało podwojenie produkcji przemysłowej i wynoszący 85 procent wskaźnik skolektywizowania rolnictwa. „Jak mogły dokonać się te olbrzymie przemiany w ciągu jakichś 3-4 lat, na terytorium olbrzymiego państwa, z jego zacofaną techniką, z jego zacofaną kulturą? Czy to nie cud?” - zapytał delegatów Stalin. Byłby to cud - odpowiedział sam sobie gdyby rozwój odbywał się na bazie kapitalizmu i indywidualnego drobnego gospodarstwa, jednak pierwszy z czynników zlikwidowano, a drugi zepchnięto na margines. Nie można nazwać tego cudem, jeśli weźmie się pod uwagę, że rozwój odbywał się na bazie socjalizmu. Odtąd socjalizm stanowił „niepodzielnie panującą siłę” w gospodarce narodowej. „Co więcej - marksizm osiągnął to, że odniósł całkowite zwycięstwo w szóstej części świata [...]. Nie można uważać tego za przypadek, że kraj, w którym marksizm odniósł całkowite zwycięstwo, jest obecnie jedynym krajem na świecie, który nie zna kryzysów i bezrobocia, gdy tymczasem we wszystkich pozostałych krajach, również w krajach faszyzmu, oto już cztery lata panuje kryzys i bezrobocie. Nie, towarzysze, to nie jest przypadek”. To stwierdzenie Stalina przez długie lata wprowadzało dezorientację i było przyczyną podziałów w lewicowych środowiskach poza granicami Związku Radzieckiego. Musiało upłynąć wiele czasu, zanim lewica pojęła że jakkolwiek wielka była skala dokonanych w tym kraju transformacji, stalinowska odgórna rewolucja nie stanowiła przejścia od kapitalizmu do socjalizmu, lecz była jedynie zjawiskiem, w którym wykorzystano potęgę państwa do ataku na zacofane społeczeństwo - zjawiskiem, które od tamtych czasów mieliśmy okazję poznać już bardzo dobrze. Stosowane przy tym metody i osiągane rezultaty są absolutnym wypaczeniem ideałów socjalizmu. Bez wątpienia jednym z motywów podjęcia przez Stalina ofensywy przeciwko chłopom było dążenie do przerwania zależności państwa od czynnika zewnętrznego, pozostającego poza jego kontrolą, a przez to postrzeganego jako element wrogi. Kiedy wieś stawiła opór polityce obowiązkowych dostaw zboża i rozkułaczania, Stalin skorzystał z okazji i zaostrzył konflikt, aby ostatecznie złamać najliczniejszą i najbardziej konserwatywną klasę radzieckiego społeczeństwa. W kategoriach
ekonomicznych można to uznać za katastrofę lub co najmniej błąd, ale z politycznego punktu widzenia dla Stalina było to wielkie zwycięstwo. Mimo znacznego sukcesu także w programie industrializacji istniał realny bilans zysków i strat. Przy olbrzymich rozmiarach kraju i ciągłym braku wyszkolonych pracowników administracji, ekonomistów, techników i menadżerów scentralizowany system planowania i zarządzania był z góry skazany na bezwład i nieefektywność, przynajmniej w początkowym okresie działania. Zupełnie czym innym było wydawanie poleceń zza biurka w Moskwie, a czym innym dopilnowanie ich wykonania lub upewnienie się, że na miejscu znajduje się ktoś kompetentny, zdolny do ich realizacji. System centralistyczny jednak, pomimo swych wad, miał dla Stalina jedną, zasadniczą zaletę. Umożliwiał mu sprawowanie kontroli i arbitralne interweniowanie, szczególnie przez zaskoczenie - wysyłał na przykład w zagrożone miejsca Mołotowa, Kaganowicza lub Postyszewa z poleceniem zbadania i opanowania sytuacji. Tak jak na Ukrainie i w czasach wojny domowej, gdy Stalin sam wykonywał podobne zadania, wysłannicy ci mieli pełnomocnictwa do złamania wszelkiego oporu, aresztowania, a jeśli to konieczne, rozstrzelania winnych i odpowiedniego napędzenia strachu pozostałym. Tak oto, obok industrializacji i kolektywizacji, trzecim zasadniczym elementem rewolucji 1928-1934 stała się budowa potężnego państwa rządzącego słabym społeczeństwem. VI W Związku Radzieckim miejsce starej klasy rządzącej zajęła partia; państwo było sterowane i zarządzane przez kierownictwo partyjne. Sam Stalin nie piastował funkcji głowy państwa ani szefa rządu, czyli przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych, lecz sekretarza generalnego partii. Zatem jego władza nad państwem i aparatem państwowym wynikała z faktu, że kontrolował partię. Stalin stale obawiał się, że utraci swe wpływy. Kiedy do partii ponownie zaczęto przyjmować byłych członków opozycji lewicowej i powierzać im różne stanowiska, nie zapomniał ich życiorysów. Chociaż wielu z nich, jak na przykład Piatakow, któremu powierzono funkcję prezesa Banku Narodowego i zastępcy komisarza przemysłu ciężkiego, odegrało istotną rolę w realizacji zadań pięciolatki, wszyscy do końca lat trzydziestych zostali aresztowani i rozstrzelani bądź (jak Radek) zesłani do łagrów. Mimo to Stalin nawoływał: „Najgroźniejsza dla nas jest opozycja prawicowa. Więcej ognia na prawo!”. Powód takiej postawy wydaje się czytelny: po przejęciu przez Stalina linii politycznej lewicy stało się jasne, że wszelkie rozczarowane i gotowe protestować przeciwko temu kursowi oraz brutalnym metodom jego wprowadzania elementy w partii, będą ciążyć w kierunku prawicy i stanowiska, którego reprezentantem był Bucharin. Na XVI Zjeździe WKP(b), latem roku 1930, prawicowych „oportunistów” oskarżono o kolejną zbrodnię: zarzucono im, że zamiast
otwartej działalności opozycyjnej przyznają się do swoich starych błędów, by w ten sposób zamaskować faktyczną opozycyjność w stosunku do linii partii. Atak na „prawicowy oportunizm” stał się centralnym punktem całego zjazdu. Jeden z zaufanych ludzi Stalina tak oto podsumował głosy krytyczne pojawiające się wśród członków prowincjonalnych organizacji partyjnych: „Polityka Stalina prowadzi do ruiny i nędzy [...] Jedyną słuszną, prawdziwie leninowską alternatywą są propozycje Bucharina, Rykowa i Ugłanowa. Tylko oni mogą wyprowadzić kraj ze ślepego zaułka”. Oczyszczanie szeregów partii ze zwolenników prawicy trwało przez cały rok 1930. Przeprowadzony w marcu 1931 roku proces byłych mienszewików wykorzystano do pozbycia się ekonomistów i planistów, którzy wyrażali wątpliwości co do realności założeń planu pięcioletniego, oraz do wyeliminowania ostatniego niezależnego historyka-marksisty, Riazanowa, starego bolszewika i dyrektora Instytutu Marksa-EngelsaLenina. Jesienią i zimą 1932/1933, w okresie gdy zamęt w kraju i cierpienia społeczeństwa sięgnęły zenitu, w szeregach partii zaczęły narastać nastroje zwątpienia i niepokoju. Znalazło to odbicie w napięciach, jakie wystąpiły w kierownictwie partyjnym. W tym okresie wykryto trzy kolejne „spiski”, jeden pod koniec 1930 i dwa na przełomie 1932/1933 roku. W pierwszym z nich „wzięli udział” dwaj wysokiej rangi urzędnicy partyjni i protegowani Stalina. Siergiej Syrcow, w latach dwudziestych członek Komitetu Centralnego, zastąpił później Rykowa na stanowisku przewodniczącego Rady Komisarzy Federacji Rosyjskiej, a w 1930 został zastępcą członka Biura Politycznego. Wissarion Łominadze, który właśnie na XVI Zjeździe wszedł w skład Komitetu Centralnego, był czołowym działaczem Kominternu (z polecenia Stalina zajmował się organizacją powstania w Kantonie w grudniu roku 1927) oraz sekretarzem partii w posiadającej duże znaczenie Federacji Zakaukazia. Obu oskarżono o utworzenie kontrrewolucyjnej frakcji na platformie prawicowych „panikarskich” poglądów. Nie tworzyli oni zorganizowanej grupy opozycyjnej, a dali jedynie wyraz niezadowoleniu szerzącemu się wśród zwolenników Stalina, którzy wpierw poparli go przeciw Bucharinowi, a teraz przywoływali krytyczne argumenty tego ostatniego. Syrcow krytykował konsekwencje „niesłychanej centralizacji” i „rozpasanej biurokracji”, a projekty przemysłowe, takie jak Stalingradzka Fabryka Traktorów, określał mianem „banialuk”. Łominadze oskarżał reżim o „feudalny stosunek do potrzeb i interesów robotników i chłopów”. Obaj utracili swoje funkcje i zostali przeniesieni na podrzędne stanowiska. Lata 1931-1932 nie przyniosły poprawy sytuacji. Aleksandr Barmine, radziecki dyplomata, który pozostał na emigracji, zanotował: „W okresie, o którym piszę [1932], lojalność wobec Stalina opierała się na przeświadczeniu, że nie ma polityka, który mógłby go zastąpić, że wszelka zmiana na kierowniczym stanowisku byłaby niezwykle niebezpieczna i że kraj powinien podążać obranym kursem, bowiem zatrzymanie się i odwrót mogły oznaczać utratę wszystkiego”. W roku 1932 nadszedł głód i wypłynęła sprawa „platformy Riutina”. Riutin, pracownik sekretariatu Komitetu Centralnego i wieloletni sekretarz
organizacji partyjnej jednej z dzielnic Moskwy, w roku 1928 opowiedział się po stronie prawicy, a w 1930, udzielając wywiadu, skrytykował politykę Stalina. Został aresztowany i oskarżony o utworzenie grupy kontrrewolucyjnej, zwolniono go jednak z braku dowodów. W roku 1932, zdenerwowany pogarszającą się sytuacją w kraju, przygotował liczące 200 stron opracowanie adresowane do „wszystkich członków WKP(b)”, w którym zawarł szczerą i otwartą krytykę linii Stalina. 21 sierpnia doszło do spotkania dziesięciu czy dwunastu członków partii, którzy przedyskutowali i poprawili oskarżycielski dokument. Następnie został on przedstawiony innym towarzyszom (w tym Zinowiewowi i Kamieniewowi), ale nigdy nie trafił do szerszego obiegu. Miesiąc później Riutin i inni uczestnicy konspiracji zostali aresztowani. Podobny los spotkał wszystkich, o których wiedziano, że czytali dokument. We wszystkich procesach i czystkach, które nastąpiły w latach trzydziestych, powoływano się nieskończoną ilość razy na „spisek Riutina”. W rezultacie nadano mu rangę pierwotnej konspiracji i oskarżano o przynależność do niej wszystkich sądzonych opozycjonistów. Z dwóch powodów „platforma Riutina” miała wyjątkowy charakter. Po pierwsze, zawierała elementy krytyki podnoszone zarówno przez prawicową, jak i lewicową opozycję. Elementy prawicowe dotyczyły krytyki programu gospodarczego, lewicowe trockistowskiej krytyki polityki wewnątrzpartyjnej. Pośród niezbędnych reform wymieniano odwrót od realizowanego programu gospodarczego, zredukowanie nakładów na inwestycje w przemyśle, pozostawienie chłopom swobody opuszczania kołchozów i przywrócenie członkostwa wszystkim wydalonym z partii, włącznie z Trockim. Drugi powód był jeszcze bardziej niezwykły. W pięćdziesięciostronicowym rozdziale dokument określał Stalina jako „złego ducha rosyjskiej rewolucji, który motywowany żądzą władzy i zemsty doprowadził rewolucję na skraj przepaści”, i domagał się usunięcia go ze stanowiska. W 1938 roku, w czasie procesu Bucharina - Rykowa, platformę nazwano „dokumentem przejścia do taktyki obalenia władzy radzieckiej przy użyciu siły”. W 1988 roku Sąd Najwyższy Związku Radzieckiego nie podzielił tej oceny i zrehabilitował Riutina oraz jego współpracowników, orzekając, że nie popełnili żadnych czynów kryminalnych. Jednak w roku 1932 Stalin uznał platformę za wezwanie do zamachu na swoje życie i zażądał rozstrzelania Riutina. OGPU przekazało jego sprawę Centralnej Komisji Kontroli Partyjnej, a ta z kolei do Biura Politycznego. Mimo iż w składzie biura zasiadali poplecznicy Stalina z okresu walki z opozycją, Kirów, Ordżonikidze, Kujbyszew i inni, nie dopuścili oni do pierwszej egzekucji pośród starej kadry bolszewickiej. Zamiast tego w czasie obrad plenum KC (28 września-2 października) Riutina skazano na 10 lat więzienia i wraz z całą grupą wydalono z partii jako: „[...] degeneratów, wrogów komunizmu i państwa radzieckiego, zdrajców partii i klasy robotniczej, którzy skrywając się pod fałszywą flagą »marksizmu-leninizmu« dążyli do stworzenia burżuazyjno-kułackiej organizacji, stawiającej sobie za cel restaurację w ZSRR kapitalizmu, a szczególnie kułactwa”.
Jednocześnie podjęto dalsze kroki przeciwko byłym oportunistom, w tym Zinowiewowi, Kamieniewowi i Ugłanowowi. Przeciwstawienie się woli Stalina miało dalsze konsekwencje. Cztery lata później, we wrześniu 1936 roku, Stalin telegraficznie odwołał ze stanowiska szefa OGPU, Jagodę, i oświadczył tonem groźby, że OGPU spóźniło się o cztery lata ze zdemaskowaniem bloku trockistowskoZinowiewowskiego. Oskarżenie to większość badaczy odnosi do wcześniejszej o cztery lata odmowy Politbiura spełnienia jego żądań. Słuszność tej tezy dodatkowo potwierdza fakt, że podczas wszystkich procesów pokazowych w latach 1936-1938 oskarżeni byli zmuszani do potwierdzania przynależności do spisku Riutina, który określano jako pierwszą platformę opozycji o charakterze terrorystycznym, l stycznia 1937 roku nadeszła chwila zemsty. Bezpośrednio po czterdziestominutowym procesie Riutin został rozstrzelany. W następnych egzekucjach zginęli dwaj jego synowie i wielu współpracowników. W styczniu 1933 roku zdemaskowano trzecie centrum opozycji, grupę byłego komisarza rolnictwa Aleksandra Smirnowa. Wraz z dwoma innymi starymi bolszewikami, Ejsmontem i Tołmaczowem (członkami partii od 1907 i 1904 roku), Smirnow rozpowszechniał manifest podobny w treści do „platformy Riutina” i również dyskutował o usunięciu Stalina ze stanowiska sekretarza generalnego. „Przecież tylko wrogowie - stwierdził Stalin zwracając się do Komitetu Centralnego - mogą tak mówić, że wystarczy usunąć Stalina, a wszystko będzie inaczej”. Ale propozycja rozstrzelania Smirnowa znów spotkała się ze sprzeciwem Biura Politycznego. Cała trójka została pozbawiona członkostwa partii, a później uwięziona. Na tym samym posiedzeniu Plenum KC, na którym omawiano sprawę Smirnowa, zapadła decyzja o przeprowadzeniu generalnej czystki w szeregach partyjnych. W ciągu roku 1933 wydalono z partii 800 tysięcy członków (spośród 3,5 miliona), a w roku następnym kolejne 340 tysięcy. Czystka dotyczyła przede wszystkim nowo przyjętych członków wiejskich organizacji partyjnych. W jej wyniku w wielu kołchozach i rejonach rolniczych przestały istnieć organizacje partyjne, w innych zaś pozostali pojedynczy, samotni komuniści. Do rozpoczęcia XVIII Zjazdu WKP(b) w roku 1939 liczba podstawowych organizacji partyjnych w 243 tysiącach kołchozów spadła do 12 tysięcy, a w ich szeregach było zaledwie 153 tysiące członków (wraz z kandydatami). Trudno o bardziej przekonujący dowód alienacji chłopstwa w systemie tworzonym przez Stalina. Latem 1940 roku ogłoszono rozpoczęcie nowej kampanii, mającej na celu wymuszenie na chłopach wzrostu wydajności do poziomu osiąganego przez nich na działkach przyzagrodowych. Zanim kampania rozkręciła się na dobre, została przerwana przez niemiecką inwazję w czerwcu roku 1941. Jednak chłopi nie zapomnieli, że tylko niemiecka ofensywa uchroniła ich przed kolejnym atakiem ze strony partii. Opozycja w łonie Biura Politycznego, która przeciwstawiła się surowym wyrokom, różniła się od grup Riutina i Smirnowa pod dwoma względami. Jej członkowie należeli do kręgu najważniejszych stronników Stalina w walce z Bucharinem i współpracowali z nim przy wcielaniu w życie
założeń pięciolatki. Ordżonikidze, szef Najwyższej Rady Gospodarki Narodowej i niezwykle ważnego Komisariatu Przemysłu Ciężkiego, oraz Kirow, sekretarz leningradzkiej organizacji partyjnej, byli ludźmi, na lekceważenie których Stalin nie mógł sobie pozwolić. Z wymienioną dwójką najczęściej łączono nazwiska Kujbyszewa, Kosiora (pierwszego sekretarza Ukrainy) i Rudzutaka, który odszedł z Politbiura, by kierować Centralną Komisją Kontroli Partyjnej, i powrócił do Politbiura jako zastępca członka w styczniu roku 1934. Cała grupa, wszyscy urodzeni w latach 1886-1889, należała do młodszej niż Stalin (rocznik 1879) generacji i rozpoczęła staż partyjny w okresie 1903-1907. Co najmniej dwóch spośród nich wykazało wystarczającą niezależność, by zatrudnić u siebie byłych opozycjonistów; Ordżonikidze, Bucharina i Piatakowa, Kirow jednego z czołowych współpracowników Bucharina, Piotra Pietrowskiego, którego w 1934 roku mianował szefem wydziału ideologicznego swojej organizacji partyjnej oraz powierzył mu stanowisko naczelnego redaktora leningradzkiej redakcji „Prawdy”. W uzupełnieniu należy dodać, że wszyscy zginęli w czasie późniejszych czystek; dwóch aresztowano i rozstrzelano, jednego zamordowano (Kirowa), pozostali dwaj (Ordżonikidze i Kujbyszew) zginęli w podejrzanych okolicznościach nie wykluczających morderstwa. Żaden z tych ludzi nie dążył do powstrzymania industrializacji i kolektywizacji ani też nie kwestionował pozycji Stalina. Ich zdaniem po prostu osiągnięto już w dziedzinie budowy socjalizmu wystarczający przełom i nadszedł czas, by stwierdzić, że okres zagrożenia minął, skończyć z polityką terroru i przymusu i, spełniając oczekiwania społeczeństwa i wielu członków partii, zmniejszyć presję oraz dać ludziom możliwość życia w normalnych warunkach. Rozczarowanie i bunt przeciwko sytuacji panującej w kraju i polityce Stalina zaczęły narastać nie tylko w środowisku starych bolszewików, ale też wśród aktywnych członków Komsomołu. Pojawiły się nieformalne koła dyskusyjne, a nawet zdarzały się demonstracje i akcje ulotkowe. Latem 1933 roku OGPU aresztowało kilka grup młodzieży. Stalin zażądał surowego potraktowania aresztowanych, ale kolejny raz Politbiuro sprzeciwiło się jego woli. Przywódcy opozycji podkreślali raczej potrzebę pojednania z byłymi oportunistami i zjednoczenia narodu w obliczu wzrostu zagrożenia międzynarodowego spowodowanego japońską okupacją Mandżurii i dojściem do władzy Hitlera. Dalszy rozwój wypadków wskazuje, że powyższa argumentacja nie przekonała Stalina, który potraktował ją jako zagrożenie dla swojej pozycji i postanowił wyeliminować jej autorów. Nie znamy tylko dokładnego momentu, w którym podjął taką decyzję, oraz nie wiemy, ile czasu zabrało mu przygotowanie gruntu do jej realizacji. Najwyraźniej w 1933 roku za korzystniejsze uznał jeszcze pójście na pewne ustępstwa. W styczniu zastąpiono system arbitralnych rekwizycji zboża obligatoryjnymi dostawami uzależnionymi od areału uprawianego przez kołchoz. Wydany w maju tajny okólnik nakazywał ograniczenie deportacji na wsi do 12 tysięcy gospodarstw rocznie. W tym samym miesiącu pozwolono powrócić z zesłania na Syberii Zinowiewowi i Kamieniewowi,
po raz drugi wydalonym z partii po aferze Riutina. Mogli oczyścić się z winy przez złożenie samokrytyki i wezwanie wszystkich opozycjonistów do zaprzestania oporu. Tę samą drogę do powrotu na łono partii otwarto przed Rakowskim, bułgarskim weteranem rewolucji i ostatnim z grona czołowych trockistów, oraz jeszcze jednym zesłańcem, Sosnowskim. Boris Nikołajewski, autor Listu starego bolszewika, książki opartej na rozmowach z Bucharinem w roku 1936, podkreśla szczególną ostrożność, jaką zachowywała grupa umiarkowanych przywódców, aby tylko nie drażnić Stalina. „Jeśli dotąd wszelkie formy opozycji były opozycją przeciwko Stalinowi i dążyły do usunięcia go ze stanowiska wodza, o tyle teraz kwestia ta w ogóle przestała istnieć [...] Wszyscy niestrudzenie podkreślali przywiązanie do jego osoby. Była to raczej walka o wpływ na Stalina, walka o jego duszę, jeśli można to tak nazwać”. Potwierdzeniem tych obserwacji był przebieg XVII Zjazdu partii zwołanego w styczniu 1934 roku i optymistycznie nazwanego „zjazdem zwycięzców”. Nieprzypadkowo na datę otwarcia zjazdu wybrano dzień 36 stycznia. Była to dziesiąta rocznica „przysięgi wierności” złożonej przez Stalina po śmierci Lenina. W okolicznościowym artykule zamieszczonym w „Prawdzie” można było przeczytać: „Patrząc wstecz na swój dziesięcioletni szlak, Partia może potwierdzić, że Stalin z honorem wypełnił złożoną obietnicę. Dziesięć lat, które upłynęły od śmierci Lenina, były dekadą ciężkiej pracy - historycznego zwycięstwa leninizmu. Pod przewodnictwem Stalina bolszewicy sprawili, że SOCJALIZM ZWYCIĘŻYŁ W NASZYM KRAJU”. Stalin pewny siebie, w doskonałym nastroju przedstawił zgromadzonym sążnisty referat, w którym obwieszczał całkowity sukces w realizacji zadań planu pięcioletniego oraz porównywał go z sytuacją w ogarniętych depresją krajach kapitalistycznych. „Likwidacja wyzysku, likwidacja bezrobocia w mieście, likwidacja nędzy na wsi - to takie zdobycze historyczne w dziedzinie materialnego położenia mas pracujących, o jakich nie mogą nawet marzyć robotnicy i chłopi nawet najbardziej »demokratycznych« krajów burżuazyjnych”. Audytorium nie odmówiło Stalinowi należnego tryumfu, klaskano i wznoszono gromkie okrzyki. W odpowiedzi Stalin wygłosił deklarację, która według oficjalnego stenogramu wywołała „burzliwe, długotrwałe oklaski”: „O ile na XV Zjeździe [1927] trzeba było jeszcze dowodzić słuszności linii partii i toczyć walkę z pewnymi ugrupowaniami antyleninowskimi, a na XVI Zjeździe [1930] - dobijać ostatnich zwolenników tych ugrupowań, to na obecnym Zjeździe nie ma nawet czego dowodzić i bodaj nie ma kogo bić [...] Należy przyznać, że partia jest obecnie tak zwarta i jednolita, jak nigdy dotąd”. Jednak zupełnie inna atmosfera panowała w kuluarach. Zjazd okazał się ostatnim, na którym zebrali się starzy bolszewicy, towarzysze Lenina. Co prawda ludzie, którzy wstąpili do partii przed rewolucją lub w czasie wojny domowej, stanowili w tym okresie już tylko 10 procent jej członków, ale spośród tej grupy, nadal silnie reprezentowanej w kierownictwie,
wywodziło się 80 procent delegatów na zjazd. W czasach Chruszczowa do oficjalnej historii partii wprowadzono poprawkę w formie następującego ustępu: „Nienormalna sytuacja, jaką w partii wywoływał kult jednostki, stała się przyczyną głębokiego zaniepokojenia wielu komunistów, szczególnie zaś starych leninowskich kadr. Wielu delegatów na zjazd, a zwłaszcza ci znający «Testament» Lenina, uważało, że nadszedł czas, by pozbawić Stalina funkcji sekretarza generalnego i przenieść go na inne stanowisko”. Słowa te odnoszą się do zawiązanej w czasie zjazdu nieformalnej grupy, w skład której weszli sekretarze rejonów i sekretarze komitetów centralnych komunistycznych partii z innych niż Rosja republik radzieckich, znający z własnego doświadczenia katastrofalne rezultaty polityki Stalina. Spotkania odbywały się w moskiewskich mieszkaniach czołowych funkcjonariuszy partyjnych, Ordżonikidzego, Mikojana i Pietrowskiego. Proponowano, aby Stalina przesunąć na stanowisko przewodniczącego Rady Komisarzy Ludowych albo przewodniczącego Komitetu Centralnego. Na jego miejsce, na stanowisko sekretarza generalnego, zamierzano wybrać Kirowa. Istnieje rozbieżność w dostępnych na ten temat relacjach, nie wiadomo, czy Kirow odmówił i poinformował o wszystkim Stalina, czy też wezwany przez Stalina nie zaprzeczył, że złożono mu taką propozycję. Niezależnie od tego, która z dwóch wersji jest prawdziwa, nie ma wątpliwości co do reakcji Stalina. W swych opublikowanych w 1987 roku pamiętnikach Mikojan stwierdza, że w odpowiedzi „wylała się fala wrogości i pogróżek pod adresem zjazdu i samego Kirowa”. Fakt, że zjazd był „sceną wprost przesadnego uznania okazywanego Stalinowi”, odnotowany w oficjalnej historii partii, naprowadził Adama Ulama na myśl, że być może chodziło tam o próbę „zamachu przez kopniak w górę”. Może zdecydowano się wykorzystać megalomanię Stalina i zamiast do ustąpienia usiłowano nakłonić go do awansu, do zajęcia się sprawami wyższego rzędu, polityką zagraniczną, obronnością i reprezentacją państwa. Tego samego próbowało bezskutecznie kierownictwo chińskie w stosunku do Mao na początku lat sześćdziesiątych. Najwyraźniej za przyzwoleniem Stalina zjazd stał się sceną ostentacyjnej demonstracji ducha powracającej zgody. Pośród znanych weteranów, którym zezwolono przemówić i zadeklarować swoje poparcie dla stalinowskiej doktryny, znaleźli się Zinowiew, Kamieniew, Bucharin, Rykow, Tomski, Prieobrażenski, Piatakow, Radek i Łominadze. Niektórym pozwolono nawet wejść w skład Komitetu Centralnego jako członkom (Piatakow) lub zastępcom (Bucharin, Rykow, Tomski). Samokrytyki składane przez wszystkich nie odbiegały w tonie od tej złożonej przez Kamieniewa: „Stając na tej trybunie pragnę powiedzieć, że Kamieniew, który między rokiem 1925 a 1933 walczył przeciwko partii, nie żyje i że nie mam dłużej zamiaru ciągnąć za sobą tego starego trupa [...] Ta epoka, w której żyjemy [...] będzie pamiętana jako epoka Stalina, tak jak poprzednia weszła do historii pod nazwą czasów Lenina”. Bucharin złożył hołd Stalinowi jako „marszałkowi sił proletariatu,
najlepszemu z najlepszych”. Zacytował nazistowskiego filozofa który napisał: „Naród potrzebuje królów-kapłanów, którzy przelewają krew, [...] którzy walczą i mordują”, i porównał ten przejaw barbarzyństwa z humanistyczną filozofią święcącą tryumf w Związku Radzieckim. Kirow, w którym wielu upatrywało - a Stalin wiedział, że upatrują przyszłego sekretarza generalnego, odegrał swoją rolę, wygłaszając entuzjastyczny komentarz do referatu Stalina: „Wydaje mi się, towarzysze, że po rzetelnej dyskusji, [...] która miała miejsce tu, na zjeździe, byłoby bezcelowe zastanawianie się nad uchwałą w sprawie referatu Towarzysza Stalina. Za bardziej właściwe i bardziej korzystne ze względu na czekającą nas pracę uważam przyjęcie przez zjazd w formie uchwały wszystkich propozycji i uwag Towarzysza Stalina [...] Nasze sukcesy są naprawdę wielkie, kolosalne, sam diabeł by to przyznał; i mówiąc szczerze, chciałoby się żyć i żyć. Wystarczy tylko spojrzeć na to, co dzieje się wokół. Taka jest prawda”. Według stenogramu przemówienie Kirowa co chwila przerywane było „burzliwymi oklaskami”. Zjazd przyjął propozycję i poddał pod głosowanie precedensową rezolucję, zobowiązującą wszystkie organizacje partyjne do „kierowania się w swojej pracy zaleceniami i zadaniami przedstawionymi w referacie przez Towarzysza Stalina”. W swoim wystąpieniu Kirow nawiązał także do „przysięgi wierności”, składając następującą deklarację: „Wypełniamy i nadal będziemy wypełniać przysięgę, ponieważ złożył ją najwybitniejszy strateg wyzwolenia mas pracujących naszego kraju i całego świata - Towarzysz Stalin”. Przemówienie było ostentacyjnym hołdem pod adresem Stalina jednak delegaci opuszczający salę obrad byli przeświadczeni, że długa owacja po jego zakończeniu przeznaczona była dla Kirowa. Stalin nie dał się jednak nabrać na piękne słówka. W swoim referacie zamieścił sygnał, który ludzie znający swego wodza doskonale zrozumieli i mieli zrozumieć. Tuż po stwierdzeniu, że partia jest obecnie zwarta jak nigdy dotąd, Stalin przeszedł do szczegółowego omawiania ideologicznego zamętu, który spowodował, że „niektórzy towarzysze” uwierzyli, iż społeczeństwo bezklasowe pojawi się samorzutnie, że można osłabić walkę klasową, ograniczyć dyktaturę proletariatu i w ogóle skończyć z państwem. Następnie zaś dodał: „Rozumie się, że gdyby ta gmatwanina w poglądach i te niebolszewickie nastroje owładnęły większością naszej partii, partia zostałaby zdemobilizowana i rozbrojona [...] Oto dlaczego nie można mówić, że walka jest skończona i że polityka ofensywy socjalizmu nie jest już potrzebna”. Wezwanie do zachowania stałej czujności poparł Stalin propozycją zmiany w obowiązujących dotychczas mechanizmach politycznej kontroli partii. Już w roku 1933, na jego polecenie, zadanie przeprowadzenia czystki w szeregach partyjnych powierzone zostało nie Centralnej Komisji Kontroli Partyjnej, a specjalnie powołanej w tym celu Komisji Nadzwyczajnej. Zdaniem Stalina członkowie CKKP zbyt łatwo ulegali prośbom o interwencje i wykorzystywali swoją obecność na połączonych posiedzeniach Plenum i Komitetu Centralnego do krytykowania
niedociągnięć w zarządzaniu gospodarką. Stara komisja miała zostać zastąpiona nową Komisją Kontroli Partyjnej, której zadaniem byłaby kontrola wykonywania decyzji Komitetu Centralnego. O prawie nowej komisji do rozpatrywania odwołań nie wspomniano ani słowem. Niezadowolenie Stalina przemieniło się w furię, kiedy poinformowano go o wynikach wyborów do Komitetu Centralnego. Okazało się, że w tajnym głosowaniu przeciwko Kirowowi padły tylko trzy głosy, podczas gdy przeciw niemu głosowało 270 delegatów (prawie jedna czwarta uprawnionych). Stalin przeszedł tylko dlatego, że liczba kandydatów była taka sama jak liczba miejsc. Dowiedziawszy się o tym, Stalin zażądał, aby liczbę głosów oddanych przeciwko niemu zmienić na trzy - tyle samo co przeciwko Kirowowi. Specjalna komisja Komitetu Centralnego, badająca dokumenty XVII Zjazdu w roku 1957, już po śmierci Stalina, stwierdziła że brak wśród nich 267 głosów. Zjazd zgody, jak to ujął Robert Tucker, zamienił się w zjazd „ostatecznego zerwania więzi Stalina z partią bolszewicką”. W ciągu następnych kilku lat Stalin realizował swoją zemstę, porównywalną w skali i metodach do zemsty Mao z lat sześćdziesiątych. Z danych przedstawionych przez Chruszczowa na XX Zjeździe KPZR w roku 1956 wynika że spośród 1966 delegatów na „zjazd zwycięzców” aż 1108 zostało aresztowanych w 1934 roku pod zarzutem działalności kontrrewolucyjnej, a 98 ze 139 członków i zastępców członków KC wybranych na zjeździe aresztowano i rozstrzelano. Aż do końca 1934 roku, dokładnie do l grudnia, utrzymywano wobec opinii publicznej fasadowy obraz zgody, jaka zapanowała w łonie partyjnego kierownictwa. Wielu spośród byłych opozycjonistów przywrócono do pracy na eksponowanych stanowiskach. Na przykład Bucharin został mianowany redaktorem naczelnym „Izwiestii”, oficjalnego organu prasowego pod względem znaczenia ustępującego tylko „Prawdzie”. Odtąd na łamach zamieszczał regularnie sygnowane i niesygnowane artykuły. Seria dekretów podporządkowujących OGPU reorganizowanemu właśnie Ludowemu Komisariatowi Spraw Wewnętrznych (NKWD) obudziła nadzieje, że dotychczasowe prerogatywy sądownicze pierwszej z tych organizacji, wśród których znajdowało się prawo ferowania wyroków śmierci, zostaną teraz ograniczone. W tym samym miesiącu (lipcu) lokalnym prokuratorom wydano polecenie, aby zaprzestali wdrażania masowych dochodzeń przeciwko inżynierom i kadrze menadżerskiej. Powyższe kroki były zaledwie gestami, ale zaczynano wierzyć, że najgorsze obostrzenia i okropności okresu pierwszej pięciolatki oraz kampanii kolektywizacyjnej już nie powrócą Z faktu, iż założenia drugiej pięciolatki były bardziej realistyczne niż pierwszej (w dużej mierze dzięki staraniom Ordżonikidzego), wyciągnięto wniosek, że przyszłość niesie perspektywę poprawy sytuacji. Przypuszczano, że będzie to dotyczyło także rolnictwa. Dostawy zbóż w 1934 roku były wyższe od dostaw w roku 1933, które z kolei przewyższyły dostawy z 1932 o 27 procent. Na tej podstawie Komitet Centralny w listopadzie 1934 podjął uchwały przewidujące zniesienie w 1935 roku reglamentacji chleba, rozwiązanie
specjalnych wydziałów politycznych w Stacjach MaszynowoTraktorowych oraz znaczne rozszerzenie prawa do uprawy przez chłopów działek przyzagrodowych. Tymczasem za kulisami sceny politycznej trwały przygotowania do rozwiązań idących w zupełnie odmiennym kierunku. To, czy naprawdę istniał jakiś spisek, nie miało najmniejszego znaczenia, liczył się fakt, że Stalin był o tym przekonany. Po raz kolejny Stalin okazał się mistrzem politycznej intrygi. O jego przewadze w tej grze przesądzały dwa czynniki. Po pierwsze, jako bezpośredni przełożony OGPU/NKWD był doskonale poinformowany o wszelkich podejrzanych kontaktach i posunięciach tych, których zamierzał wyeliminować. Po drugie, podobnie jak w latach dwudziestych, doskonale maskując swoje prawdziwe zamiary zdołał zmylić czujność swych przeciwników, a jednocześnie nastawiał jednych przeciwko drugim i bacznie kontrolował, by nie zjednoczyli się przeciwko niemu, zanim nie będzie gotowy do działania. Przez cały czas inicjatywa i wybór momentu do rozpoczęcia akcji należały do niego. Z perspektywy czasu widać dokładnie, że seria przeprowadzonych w latach 1933-1934 zmian to posunięcia służące Stalinowi do rozmieszczenia na najważniejszych stanowiskach zaufanych ludzi. Do pierwszych z nich należało postawienie Jagody, wraz z Agranowem jako zastępcą, na czele zreorganizowanego NKWD, objęcie przez Kaganowicza przewodnictwa nowej Komisji Kontroli Partyjnej i powierzenie utworzonego w czerwcu roku 1933 urzędu Wszechzwiązkowego Prokuratora Generalnego Andriejowi Wyszyńskiemu - człowiekowi, który już wcześniej zdobył doświadczenie i przyciągnął uwagę Stalina jako dyspozycyjny sędzia w procesie szachtyńskim. Od tej chwili rola i znaczenie Wyszyńskiego, mającego dopiero okryć się ponurą sławą w procesach moskiewskich drugiej połowy lat trzydziestych, zaczęły gwałtownie wzrastać. Od tamtego okresu datują się też pierwsze wzmianki o „wydziale specjalnym” sekretariatu Stalina, który utrzymywał stałe kontakty z NKWD. Najważniejszymi postaciami w sekretariacie byli: Poskriebyszew i Agranow, zastępca komisarza NKWD. Na liście ludzi awansowanych w drugiej połowie 1934 roku znajdują się też nazwiska Jeżowa, Berii (obaj kolejno mieli kierować NKWD), Malenkowa, Żdanowa i Chruszczowa, którzy dopiero mieli dowieść słuszności pokładanego w nich zaufania. Wszyscy oni objęli stanowiska po ludziach, którzy zawiedli Stalina wykazując zbyt dużą samodzielność. Wśród nich znaleźli się Bucharin, Rykow i Tomski, byli członkowie nie tylko KC, ale i Biura Politycznego, teraz zdegradowani do funkcji zastępców. Na razie Stalin, tak jak w latach dwudziestych, cierpliwie czekał na rozwój sytuacji. W trakcie XVII Zjazdu podjęto decyzję o reorganizacji sekretariatu Komitetu Centralnego, by w jego skład obok Stalina i Kaganowicza mogło wejść jeszcze dwóch nowych członków. Bardziej znanym z tej dwójki był Kirow, zastępca członka od roku 1926, a od 1930 członek KC. Drugi, młodszy o 10 lat Żdanow, pełnił dotąd funkcję sekretarza organizacji partyjnej w Gorkim. W jego przypadku niewątpliwie była to promocja Żdanow nie był jeszcze członkiem Biura Politycznego - ale jeśli chodzi o
Kirowa, sprawa nie jest tak jednoznaczna. Cieszący się w partii wielką popularnością, czystej krwi Rosjanin (w odróżnieniu od Stalina, który był Gruzinem), uważany był za najlepszego oratora od czasów Trockiego. Jego wielkim sukcesem była odbudowa leningradzkiej organizacji partyjnej po zdjęciu ze stanowiska Zinowiewa (1926) i stworzenie tam silnego zaplecza politycznego. Ludzie rządzący Leningradem zawsze budzili podejrzliwość Stalina, dlatego trzykrotnie za swego życia rozbijał i dziesiątkował tamtejszą organizację partyjną - w roku 1926 po usunięciu Zinowiewa, w latach 1934-1935 po zabójstwie Kirowa i w 1950 roku po śmierci Żdanowa. Nie wiadomo, czy wybór Kirowa na stanowisko sekretarza Komitetu Centralnego nastąpił z inicjatywy Stalina, czy też był zamierzony jako krok przeciwko niemu. Stalin znał Kirowa jeszcze z październikowych dni rewolucji 1917 roku. Ten mroczny i zimny introwertyk, tak jak dosłownie wszyscy, ulegał czarowi pogody, ciepła i otwartości Kirowa. Z wyjątkiem, być może, Bucharina nie było w partii drugiej osoby, której Stalin okazywałby tyle przywiązania. Często wspólnie spędzali wakacje, a ich rodziny były ze sobą zaprzyjaźnione. W 1924 roku Stalin przysłał mu jeden z nielicznych opatrzonych autografem egzemplarzy swej książki O podstawach leninizmu wraz z dedykacją: „S. M. Kirowowi, przyjacielowi i ukochanemu bratu, autor, Stalin”. Dziesięć lat później, kiedy przewodniczący obradom oznajmił: „Głos zabierze towarzysz Kirow”, wszyscy zgromadzeni na XVII Zjeździe wstali i zgotowali mu gorącą owację, do której przyłączył się również Stalin. Ale Stalin nie zapomniał, że kiedy nalegał na egzekucję Riutina, Kirow się jej sprzeciwiał, i to nie konsultując tego uprzednio z nim, sekretarzem generalnym. „Nie wolno nam tego zrobić - powiedział wówczas. - Riutin nie jest przypadkiem beznadziejnym, on tylko zbłądził. [...] Kto wie, ilu naprawdę było autorów tej »platformy«? [...] To zostanie źle zrozumiane”. Podczas gdy Żdanow został zwolniony ze swej funkcji w Gorkim, aby objąć nowe stanowisko w Moskwie, Kirowowi, co było precedensem, pozwolono pozostać w Leningradzie. Trudno twierdzić to z całą pewnością, ale prawdopodobnie Stalin chciał mieć Kirowa blisko siebie, by móc go lepiej kontrolować, Kirow jednak się przed tym bronił. Dodatkową istotną wskazówkę ogólniejszej już nieco natury mogą stanowić relacje, mówiące, że w początkach lipca 1934 roku Stalin pozostawał pod wrażeniem sposobu, w jaki Hitler opanował konfliktową sytuację w partii, usuwając w krwawej czystce Röhma, dowództwo SA i innych liderów byłej opozycji. Podobno jako jedyny w radzieckim kierownictwie uważał, że posuniecie Hitlera wzmocni, a nie osłabi reżim nazistowski. Późnym latem Stalin zaprosił Kirowa i Żdanowa do spędzenia wspólnych wakacji w Soczi nad Morzem Czarnym. Na zakończenie niezbyt udanego pobytu Stalin podobno jeszcze raz usiłował wymóc na Kirowie porzucenie Leningradu, ale ten wywalczył, że pozostanie tam do zakończenia drugiej pięciolatki, czyli do roku 1937. W końcu listopada, po powrocie z plenum Komitetu Centralnego w Moskwie, Kirow został zastrzelony w gmachu leningradzkiej organizacji partyjnej przez Leonida Nikołajewa, trzydziestoletniego, rozżalonego członka partii.
Nie ulega wątpliwości, że Nikołajew nie mógł działać w pojedynkę. Ale nie wyjaśniona pozostaje kwestia, na ile wcześniej Stalin wiedział o zamiarze Nikołajewa. W 1956 roku, w swoim referacie na XX Zjeździe KPZR, Chruszczow zasugerował współudział Stalina w morderstwie, ale nie stwierdził tego wprost. Jedno, co jest bezsporne, to użytek, jaki zrobił Stalin z całego zajścia wydając w trybie natychmiastowym dyrektywę, która - jak stwierdził Chruszczow - praktycznie pozbawiała osoby oskarżone o działalność terrorystyczną wszelkich praw do obrony. Do wszystkich organizacji partyjnych skierowano apel o zaostrzenie czujności. „Nauki płynące z wypadków związanych z bestialskim zabójstwem towarzysza Kirowa” położyły raptowny kres wszelkim marzeniom o odwilży. Niezależnie od rzeczywistej roli, jaką w tej sprawie odegrał Stalin, morderstwo Kirowa stało się w oczach tych, co przeżyli terror końca lat trzydziestych wydarzeniem, które zapoczątkowało tę straszną epokę.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Rewolucja Hitlera Hitler: 1933-1934 (wiek 43-45 lat) I
Hitler, podobnie jak Stalin, nie zdobył władzy w rewolucyjny sposób - o którym wciąż marzyli bojowcy z SA - obalając poprzedni reżim z zewnątrz. Obaj przejęli władzę działając od wewnątrz: Stalin, wykorzystując stanowisko sekretarza generalnego WKP(b), Hitler, stanowisko kanclerza w prawicowym rządzie koalicyjnym. Ta droga miała jedną zasadniczą zaletę - w okresie przejmowania steru nawy państwowej obaj mogli się wesprzeć na sile funkcjonującego reżimu poprzez nawiązywanie do jego tradycji. Stalin wykorzystał w tym celu niepodważalny autorytet Lenina, ojca bolszewickiej rewolucji, Hitler zakorzenioną w historii Niemiec tradycję rządów autorytarnych. Zgodnie z panującą w Niemczech opinią, podzielaną tak przez lewicę, jak i prawicę, Hitler miał się stać więźniem własnego gabinetu, w którym rzeczywista władza winna pozostać w rękach von Papena, Hugenberga i ich przyjaciół. Jednak już po siedmiu tygodniach, 23 marca, uchwalając ustawę o pełnomocnictwach, Reichstag przekazał uprawnienia ustawodawcze rządowi, likwidując tym samym zależność gabinetu od parlamentu oraz od prezydenta. W ten oto sposób Hitler dokonał odwrócenia sytuacji politycznej i ustanowił system rządów, w którym zakres jego władzy jako kanclerza nie był ograniczony żadnymi względami konstytucyjnymi ani politycznymi. Jednocześnie, zachowując wierność zasadzie „legalności”, której trzymał się od czasu klęski puczu w roku 1923, pozostawił nienaruszoną całą konstytucyjną fasadę państwa. Do obalania konstytucji Hitler przystąpił jeszcze przed uchwaleniem ustawy o pełnomocnictwach. Działania swe rozpoczął tuż po ceremonii objęcia urzędu, podczas której przysięgał chronić i zachować konstytucję. Aby osiągnąć ten cel, posłużył się nadzwyczajnymi uprawnieniami prezydenta, które nadawała mu konstytucja. Było to posunięcie w pełni zgodne z wewnętrznie sprzeczną naturą ruchu nazistowskiego - ruchu rewolucyjnego, głoszącego przywiązanie do „legalności”. Von Papen i jego konserwatywni sojusznicy doskonale zdawali sobie sprawę z poczynań Hitlera. Sami przecież stworzyli precedens, korzystając już wcześniej z nadzwyczajnych uprawnień prezydenta nie dla ochrony demokratycznych instytucji republiki - jak to przewidywali autorzy konstytucji weimarskiej - ale w celu ich osłabienia i obalenia. Ich zamysł był zbieżny z działaniami Hitlera - im także zależało na uwolnieniu rządu
spod kontroli Reichstagu za przyzwoleniem samego parlamentu i na zachowaniu w ten sposób pozorów konstytucyjnej legalności, niezbędnej do zagwarantowania sobie poparcia i współpracy armii, administracji cywilnej, sądownictwa i całej struktury niemieckiego aparatu państwowego. Jednego jednak nie potrafili dostrzec, a mianowicie tego, że Hitler ma zamiar zrealizować ten scenariusz aż do samego, logicznie narzucającego się końca, czyli uwolnić się nie tylko spod kurateli parlamentu, lecz również prezydenta, gabinetu oraz swych koalicyjnych partnerów i ich partii. Była to pomyłka podobna do tej, jaką popełnili starzy bolszewicy w stosunku do Stalina - nie potrafili ocenić, jak daleko może posunąć się partner, aby się od nich uniezależnić. Hugenberg i von Papen tak słabo orientowali się w zamiarach Hitlera, że na pierwszym posiedzeniu nowego gabinetu wyrazili zgodę na rozwiązanie Reichstagu i rozpisanie nowych wyborów. Bez żadnych sugestii ze strony Hitlera von Papen oświadczył, że powinny to być ostatnie wybory. W kampanię wyborczą naziści zaangażowali wszystkie dostępne im środki. Doskonale wykorzystali też radio, a transmisje przemówień Hitlera i Goebbelsa po raz pierwszy w historii ujawniły olbrzymie możliwości tego środka przekazu. W ciągu pierwszego miesiąca kampanii Hitler zachowywał jednak sporą ostrożność, aby nie obudzić czujności swych prawicowych partnerów. W „orędziu do narodu niemieckiego”, nadanym przez radio l lutego, nie przedstawił się jako lider partii, lecz jako przywódca narodowej koalicji, „rządu narodowej rewolucji”, którego naczelnym zadaniem jest przywrócenie podzielonemu narodowi jedności oraz „jedności myśli i woli”. W przemówieniu ani razu nie padła nazwa partii nazistowskiej, a treść zawierała akcenty zdecydowanie konserwatywne, a nie radykalne: „Rząd Narodowy zamierza utrwalać i chronić fundamenty, na których wspiera się siła naszego państwa. Pod swoją szczególną ochronę rząd bierze wartości chrześcijańskie, które stanowią podstawę naszego systemu moralnego, oraz rodzinę, najważniejsze ogniwo naszego narodu. Stając ponad klasami i warstwami społecznymi, zamierza on przywrócić narodowi poczucie rasowej i politycznej jedności oraz poczucie wynikających z nich obowiązków. Wychowanie niemieckiej młodzieży rząd zamierza oprzeć na poszanowaniu naszej wielkiej przeszłości i dumy z naszej tradycji. Dlatego zamierzamy wydać bezlitosną walkę duchowemu, politycznemu i kulturalnemu nihilizmowi. Niemcy nie mogą się pogrążyć i nie pogrążą się w komunistycznej anarchii”. Hitler skoncentrował swój atak na „marksistach”, wrzucając do tego worka, jak to czynili naziści i nacjonaliści w trakcie całej kampanii wyborczej, socjaldemokratów, związki zawodowe i swych najzaciętszych wrogów, komunistów. „Czternaście lat marksizmu osłabiło Niemcy. Jeden rok bolszewizmu mógłby je zniszczyć. Jeżeli Niemcy mają przeżyć gospodarcze i polityczne odrodzenie, konieczne jest zdecydowane działanie: musimy przezwyciężyć demoralizację Niemiec przez komunizm”. Hitler nie przystał na propozycje Hugenberga, by natychmiast zdelegalizować KPD. Postanowił zaczekać, aż kampania polityczna tej
partii w połączeniu z wezwaniem do strajku generalnego rozbudzą strach przed komunistycznym przewrotem. Kolejny dekret nadzwyczajny „o ochronie narodu niemieckiego”, podpisany przez prezydenta 4 lutego, zezwalał rządowi na zawieszanie tytułów prasowych i zebrań publicznych. Uprawnienia wykonawcze w tej dziedzinie należały do landów (niemieckich krajów związkowych). Rząd mógł teraz zebrać owoce przeprowadzonego przez von Papena w lipcu roku 1932 zamachu stanu, dzięki któremu Prusy znalazły się pod tymczasową kontrolą komisarza Rzeszy. Urząd ten sprawował von Papen, ale rzeczywista władza nad pruską policją - największą siłą policyjną w całym kraju - oraz nad pruską administracją spoczywała w rękach Göringa, mianowanego komisarzem Rzeszy przy pruskim ministerstwie spraw wewnętrznych, który po prostu ignorował fakt swej nominalnej podległości von Papenowi. Pozycja Göringa i kontrola sprawowana nad Prusami stały się dźwignią do uruchomienia działań, o których Hitler mógł twierdzić, że jako kanclerz nie ma o nich najmniejszego pojęcia. Jego ramieniem stał się Göring. W ciągu tygodnia miał już gotową listę oficerów policji i urzędników administracji, których należało usunąć. Przeprowadzono serię nalotów na lokale partii komunistycznej, a rozkaz Göringa, skierowany do policji na całym terytorium Prus, nie pozostawiał wątpliwości co do oczekiwań nowego szefa: „Myślę, że nie muszę przypominać, iż policja powinna unikać stwarzania nawet pozorów wrogości, a już w najmniejszym stopniu pozorów prześladowań w stosunku do organizacji patriotycznych [SA, SS, Stahlhelm]. Natomiast działalność organizacji wywrotowych powinna być zwalczana przy użyciu najbardziej stanowczych środków. Akty komunistycznego terroryzmu powinny być ścigane z całą surowością, a broń używana w wypadku konieczności z całą bezwzględnością. Oficerowie, którzy spełniając swe obowiązki użyją broni, mogą być pewni naszego poparcia niezależnie od rezultatów oddanych strzałów. I przeciwnie, ci, którzy jej nie użyją, kierując się fałszywie pojętą rozwagą, mogą oczekiwać wyciągnięcia konsekwencji dyscyplinarnych”. 22 lutego Göring wydał jeszcze jeden rozkaz o dalekosiężnych konsekwencjach. W celu opanowania „wzrastającej fali przemocy ze strony radykalnej lewicy, a zwłaszcza ugrupowań komunistycznych”, pruska policja miała zostać wzmocniona przez zaciąg ochotników. W rzeczywistości zaciąg (około 50 tysięcy ochotników) ograniczył się do członków „organizacji narodowych”, SA, SS i Stahlhelmu. Ochotnikom pozwolono pozostać w swych mundurach organizacyjnych i zobowiązano jedynie do noszenia na ramieniu białej opaski. Oddano im też praktycznie pełnię władzy nad ulicami, władzy, którą mogli wykorzystywać bez obawy o interwencję ze strony regularnej policji. Hitler zawsze łączył swoje deklaratywne przywiązanie do „legalności” z groźbą użycia przemocy, którą uosabiały brunatne koszule SA. Teraz, po objęciu stanowiska szefa rządu, groźba wyrażona została w „symbiozie legalności i terroru”, co miało stać się znakiem szczególnym Trzeciej Rzeszy. Fala terroru, która przetoczyła się przez kraj w ciągu kilku miesięcy (po 30 stycznia), miała zupełnie inny charakter niż akty okrucieństwa, należące
do rutyny działania SS w późniejszym okresie. Jej inicjatorami byli w przeważającej większości członkowie SA i należy w niej upatrywać żywiołowego wybuchu nienawiści i zemsty, owego „dnia” od dawna obiecywanego wszystkim członkom organizacji, lecz stale odwlekanego, a który teraz nareszcie został im ofiarowany w podzięce za wierną służbę. Podczas gdy w wygłoszonym 10 marca przemówieniu radiowym Hitler, wykonując gest pod adresem krajowej i zagranicznej konserwatywnej opinii publicznej, wezwał do zachowania umiaru, tego samego dnia przemawiający w Essen Göring zadeklarował: „Przez całe lata obiecywaliśmy naszym ludziom: »Będziecie mogli wyrównać rachunki ze zdrajcami«. Dotrzymujemy danej obietnicy. Rachunki są właśnie wyrównywane”. Szef Gestapo w Prusach Rudolf Diels, tak opisywał później ten okres: „Działania SA w Berlinie zelektryzowały nawet najbardziej odległe zakątki kraju. Wokół wielkich miast, w których władza policyjna została przekazana w ręce lokalnych przywódców SA, doszło do wybuchów o charakterze rewolucyjnym, obejmujących swym zasięgiem całe regiony [...] Na Śląsku, w Nadrenii, w Westfalii i Zagłębiu Ruhry, jeszcze przed lutowym pożarem Reichstagu, rozpoczęły się bezpodstawne aresztowania, akty nieposłuszeństwa wobec poleceń policji, wdzieranie się siłą do urzędów, nocne naloty i demolowanie domów. Nie wydawano żadnego odgórnego polecenia tworzenia obozów koncentracyjnych, po prostu pewnego dnia pojawiły się same. Szefowie SA zakładali »własne« obozy, bowiem nie przekazywali swoich więźniów policji. Sądzę, że informacje o większości z tych tworzonych ad hoc obozów nie dotarły nigdy do Berlina”. W rezultacie trudno o wiarygodne dane dotyczące liczby aresztowanych, torturowanych i zabitych, ponieważ na ogół zaniżano rozmiary tych aktów przemocy i terroru. Stare porachunki, które odnosiły się do okresu walk ulicznych ostatnich dwóch, trzech lat, wyrównywano głównie z komunistami, chociaż socjaliści, Żydzi, księża katoliccy, politycy i dziennikarze także stanowili cel tych ataków. Wkrótce przedmiotem zainteresowania SA stali się również właściciele bardziej reprezentacyjnych aut i posiadłości oraz ludzie wzbudzający zawiść lepszą pozycją materialną lub wykształceniem. Teraz, kiedy nastąpiło spełnienie najskrytszych marzeń bojowców z SA, nikt nie mógł czuć się bezpiecznie. Wkrótce po wydaniu swego rozkazu Göring znalazł od dawna poszukiwany pretekst do rozszerzenia zasięgu akcji policyjnych i jednoczesnego dostosowania ich do skali wywołanego przez SA „powstania narodowego”. Wieczorem 27 lutego, w nie wyjaśnionych okolicznościach, budynek Reichstagu w centrum Berlina stanął w płomieniach. Rudolf Diels, który znalazł się na miejscu pożaru i przesłuchiwał złapanego na gorącym uczynku holenderskiego ekskomunistę, Martinusa van der Lubbego, był przekonany, że podpalacz działał w pojedynkę. Jednak ani Göring, ani Hitler nie chcieli o tym słyszeć. „To początek komunistycznego przewrotu” - oświadczył Göring, a Hitler, stojący w sali oświetlonej przez płonące ściany, wykrzykiwał wyraźnie podniecony: „Zręcznie obmyślane. Musieli to zaplanować na
długo przedtem”. Diels pisze dalej: „Po raz pierwszy widziałem Hitlera w takim stanie. Krzyczał nie panując nad sobą: »Koniec z litością. Odtąd zniszczymy każdego, kto stanie na naszej drodze. Naród niemiecki nie będzie tolerował pobłażliwości. Jeszcze tej nocy trzeba powywieszać komunistycznych posłów. Aresztujemy wszystkich ich sojuszników. Nie będzie też więcej pobłażania dla socjaldemokratów«”. Nie tracąc czasu, Göring wydał polecenie aresztowania wszystkich komunistycznych deputowanych oraz przywódców partii, zamknięcia lokali KPD i zakazu publikacji prasy partyjnej. Jednocześnie czternastodniowym zakazem publikacji objęto prasę SPD. Aresztowano 4 tysiące osób. Trudno jednak było przepuścić taką okazję i na tym poprzestać. Następnego dnia Hitler uzyskał prezydencki podpis na kolejnym dekrecie nadzwyczajnym „o ochronie narodu i państwa” wymierzonym przeciw „aktom komunistycznej przemocy zagrażającym państwu”. Artykuł l rozporządzenia zawieszał aż do odwołania siedem artykułów konstytucji, gwarantujących podstawowe swobody obywatelskie. „Dopuszczalne są zatem ograniczenia wolności osobistej, ograniczenia prawa swobodnego wyrażania myśli łącznie z wolnością prasy i prawa do stowarzyszania i zgromadzania się, a także naruszanie tajemnicy korespondencji, poczty, telegrafu i rozmów telefonicznych. Dopuszcza się nakazy rewizji w domach i konfiskatę mienia, jak również ograniczenie prawa własności poza określonymi przez inne ustawy granicami”. W ten sposób „uprawomocniono” instytucję „aresztu prewencyjnego” wykorzystywaną przez Gestapo do więzienia ludzi bez wyroku. Artykuł 2 przewidywał, że w uzasadnionych wypadkach rząd Rzeszy ma prawo przejąć uprawnienia władz landów w celu przywrócenia ładu i bezpieczeństwa. Dalsze artykuły przewidywały karę śmierci za naruszenie postanowień dekretu, próbę zamachu na członków rządu lub podpalenia. W odróżnieniu od dotychczasowej praktyki dekretu nie opatrzono instrukcją interpretacyjną. W Prusach dyrektywa Göringa zawieszała, oprócz praw konstytucyjnych, „wszelkie inne prawne ograniczenia działalności policji wynikające z prawodawstwa Rzeszy i landu, w stopniu niezbędnym, gwarantującym osiągnięcie celów dekretu”. Liczbę aresztowanych przez regularną policję w Prusach w marcu i kwietniu szacuje się, na podstawie niekompletnych raportów policyjnych, na około 25 tysięcy. Oceniając, że dekret jest jedynie tymczasowym środkiem wymierzonym w lewicę, i nie potrafiąc dostrzec jego dalekosiężnych implikacji, konserwatywni partnerzy koalicyjni Hitlera nie wnosili sprzeciwu. Sam Hitler na pytanie zadane przez Seftona Delmera z „Daily Express”, czy zawieszenie swobód obywatelskich jest posunięciem trwałym, odparł: „Nie! Sytuacja wróci do normy, gdy tylko uporamy się z komunistycznym zagrożeniem”. Jednak zawieszenie praw konstytucyjnych nigdy nie zostało odwołane. Hitler nigdy też nie odwołał ani nie zastąpił nową konstytucji weimarskiej. Podstawą funkcjonowania nazistowskiego państwa policyjnego i dwunastoletniego istnienia Trzeciej Rzeszy stał się dekret sklecony naprędce w nocy, w czasie której spłonął Reichstag.
Większość niemieckiego społeczeństwa poważnie traktowała zagrożenie komunistyczną rewoltą, nic więc dziwnego, że poufne raporty o nastrojach społecznych, sporządzane przez policję i inne oficjalne agendy, potwierdzają, iż drakońskie środki wprowadzone przez rząd nie napotkały poważniejszego oporu, co więcej, zostały przyjęte z powszechnym entuzjazmem i przyczyniły się do wzrostu popularności Hitlera w przededniu wyborów. Nazistowskiej propagandzie, powołującej się w kampanii wyborczej na „całkowicie zdemaskowaną” wywrotową działalność komunistów oraz na niezłomną wolę Hitlera obrony narodu niemieckiego, udało się osiągnąć nowy poziom masowej sugestii i zastraszenia. Dzień wyborów Goebbels określił mianem „dnia narodowego przebudzenia”. Liczba ofiar po stronie przeciwników nazistów wyniosła 51 zabitych i kilkuset rannych (dane z całą pewnością zaniżone), naziści mieli 18 zabitych. Kulminacyjnym punktem kampanii stała się transmisja radiowa przemówienia Hitlera wygłoszonego na olbrzymim wiecu w Prusach Wschodnich. Prowincja ta, na podstawie traktatu wersalskiego oddzielona od Niemiec „polskim korytarzem”, miała wkrótce dać nazistom najwyższe procentowo zwycięstwo w całym kraju. „Podnieście znów głowy wysoko i dumnie - zakończył swoją mowę Hitler. - Zrzuciliście pęta i skończył się czas niewoli; jesteście znowu wolni [...] dzięki łaskawej woli Boga”. Mesjanistycznej nucie odpowiedział hymn, dobywający się z tysięcy gardeł, na którego ostatnie słowa nałożyło się bicie dzwonów królewieckiej katedry. Po transmisji na wzgórzach wzdłuż granic Rzeszy zapłonęły „ognie wolności”, a we wszystkich miastach rozpoczęły się pochody SA. Pomimo ogromnych wysiłków, jakie włożyli naziści w prowadzoną kampanię, wyniki wyborów przyniosły im rozczarowanie. Przy rekordowej frekwencji (88 procent) wzrost w stosunku do wyników głosowania z 1932 roku wyniósł 5,5 miliona głosów, dając NSDAP łącznie 17 milionów głosów, podczas gdy ich nacjonalistyczni partnerzy zdobyli 3 miliony. Okazało się więc, że nawet dysponując w okresie kampanii wszystkimi zasobami rządu naziści nie zdołali osiągnąć bezwzględnej większości, że udało im się zdobyć zaledwie 43,9 procent głosów. Tylko koalicja rządowa z nacjonalistami dawała im zatem wymarzoną większość (51,8 procent). W wyniku wyborów Centrum wzmocniło swój stan posiadania o 200 tysięcy głosów, a SPD, pomimo szykan, na jakie była narażona, utrzymała swoją pozycję ze stratą zaledwie 60 tysięcy głosów. Nawet komuniści zebrali 4,8 miliona głosów, co w porównaniu z październikiem roku 1932 oznaczało stratę niecałego miliona wyborców. Najwięcej głosów uzyskali naziści w północnych i wschodnich prowincjach rolniczych (Prusy Wschodnie, Pomorze, Schleswig-Holstein). W Wirtembergii i Bawarii, gdzie dotąd byli słabo reprezentowani, poprawili swój stan posiadania, natomiast wyniki poniżej średniej, w przedziale 30-40 procent, zanotowali w Berlinie (31,3 procent) oraz uprzemysłowionych i zurbanizowanych centrach katolickiego zachodu kraju (Kolonia-Akwizgran, Düsseldorf, południowa Westfalia). Najsilniejszym zapleczem NSDAP znów okazały się protestanckie regiony rolnicze i małe miasteczka.
Hitler bez chwili wahania ogłosił, że wybory stanowią wyłączny sukces nazistów, i poinformował gabinet, że wyniki mają wymiar rewolucyjny. Mówiąc to, nie przemawiał już jako szef nacjonalistycznego gabinetu, a jako lider zwycięskiej partii, który nie widzi potrzeby przywiązywania większej niż zdawkowej uwagi do zdania swych koalicyjnych partnerów. Aresztując deputowanych z ramienia KPD, ale nie delegalizując partii i, co więcej, dopuszczając komunistyczną listę do wyborów Hitler upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu. KPD przyciągnęła prawie 5 milionów głosów, które mogły zostać oddane na inne partie, jednak dzięki wcześniejszym aresztowaniom fotele komunistów w Reichstagu i w pruskim Landtagu pozostały puste. W ten sposób naziści osiągnęli bezwzględną przewagę w obu parlamentach i nie musieli zabiegać o względy nacjonalistów. W tym momencie wszelkie bariery, ograniczające napastliwość i drapieżność nazistów, zostały usunięte. Ich miejsce zajął charakterystyczny stan współistnienia „legalnego” przyzwolenia, płynącego z samego szczytu hierarchii państwowej, z mieszaniną gróźb, szantażu i terroru na szczeblu lokalnym. Głównym zadaniem, realizowanym na obszarze całego kraju, stało się teraz przejmowanie urzędowych stanowisk - wszystkich stanowisk, a zatem gubernatorów i burmistrzów miast, naczelników poczt, a nawet miejskich grabarzy - jak również stanowisk dyrektorskich w firmach prywatnych (należy pamiętać, że w tym czasie w Niemczech bez pracy pozostawało 6 milionów osób). Takie oto były „zdobycze” tej rewolucji. Oddziały SS i SA, wykorzystując swe uprawnienia pomocniczych sił policyjnych, okupowały ratusze i budynki rządowe, redakcje gazet, siedziby związków zawodowych oraz biura firm, domy towarowe, banki i sądy, wymuszając zwolnienia „niepewnych” urzędników i domagając się stanowisk dla Alte Kampfer (weteranów ruchu). Czasami nawet wynosili wyposażenie z budynków biurowych. W okresie kiedy Hitler zachowywał ostrożność, by nie wywołać protestów za granicą i nie zakłócić obrazu „legalnego” przejęcia władzy, nie wydano żadnych oficjalnych dyrektyw dotyczących prześladowania Żydów. Zaplanowany przez partię czterodniowy bojkot żydowskich sklepów w kwietniu 1933 roku został odwołany ze względu na jego niepopularność w kraju i nieprzychylne odgłosy opinii publicznej za granicą. W rzeczywistości jednym z powodów, dla których Hitler w ogóle się na to zgodził, była chęć spełnienia żądań partyjnych radykałów i SA, domagających się podjęcia akcji przeciwko Żydom. Formę zorganizowanego bojkotu zaakceptował jako tę, nad którą mógł łatwo zapanować. Mimo braku odgórnych dyrektyw Żydzi byli atakowani, gdyż członkowie partii i bojowcy SA zbyt długo czekali na tę chwilę, kiedy wreszcie będą mogli wyładować na nich swoją złość. Akcję rozpoczęto od usuwania ze stanowisk Żydów piastujących urzędy publiczne. Na prowokacje i wykluczenie poza obręb normalnego życia narażeni byli również żydowscy lekarze, prawnicy, pracownicy naukowi, artyści i pisarze. Żydowskim firmom i sklepom groziły bojkot i plądrowanie. W tym czasie regularna policja została już odpowiednio poinstruowana, by
wiedzieć, że w takich wypadkach nie powinna interweniować. Jeżeli ktoś usiłował temu przeszkodzić, był bity lub zamykany w zaimprowizowanym więzieniu albo obozie SA. Najważniejszym zadaniem stało się teraz wytworzenie odpowiedniego oddolnego nacisku, aby dostarczyć ministrowi spraw wewnętrznych Rzeszy, Frickowi, pretekstu do wykorzystania dekretu „o ochronie narodu i państwa” i mianowania komisarzy Rzeszy w dziewięciu landach, które nie znalazły się jeszcze pod władzą nazistów (były wśród nich m.in.: Bawaria, Hesja, Saksonia i Wirtembergia). „Zagrożenie porządku publicznego”, na które powołał się Frick uzasadniając swoją interwencję, nie miało tym razem nic wspólnego z „obroną przed komunistycznymi rozruchami zagrażającymi państwu”, lecz stanowiło część prowokacyjnej taktyki samych nazistów. Niemniej chaos, jaki udało im się wywołać, w połączeniu z niezdecydowaniem, a w przypadku Bawarii (zainteresowanej restauracją w Monachium konstytucyjnej monarchii z księciem Rupprechtem Wittelsbachem na tronie) z oporem miejscowych władz, stworzyły właściwy klimat dla decyzji Fricka, powołującego na stanowiska komisarzy Rzeszy, z nadrzędnymi uprawnieniami politycznymi, miejscowych przywódców NSDAP lub SA. Proces przejmowania władzy zakończył się w połowie marca, kiedy na czele wszystkich krajów związkowych stanęli nazistowscy administratorzy. Gdy partnerzy z koalicji próbowali protestować przeciwko terrorystycznym akcjom SA, natychmiast otrzymali brutalną nauczkę. Hitler wystosował ostrą odpowiedź na ręce wicekanclerza von Papena, z kopią do prezydenta, w której wystąpił przeciwko „ciągłym atakom obliczonym na powstrzymanie narodowosocjalistycznego powstania” oraz oświadczał, że osobiście „podziwia niezrównaną dyscyplinę” w szeregach SA i SS. „Historia nigdy nam nie wybaczy, jeżeli w tej historycznej chwili poddamy się słabościom i tchórzostwu naszego burżuazyjnego świata i zamiast stalową pięścią posłużymy się dziecięcą rękawiczką”. Hitler oznajmiał też von Papenowi, że nie pozwoli nikomu „odwieść się od celu, jakim jest zniszczenie i wytępienie marksizmu”, oraz stanowczo zażądał, by ten „nie wnosił w przyszłości skarg w sprawach, do których nie jest upoważniony”. II Przewodni cel „narodowej rewolucji”, „zniszczenie marksizmu”, pozwalał Hitlerowi na „tolerowanie” wystąpień terrorystycznych i jednoczesne zachowywanie pozorów legalizmu działań. Ale Hitler, tak samo jak Stalin, dbał, by terrorowi towarzyszyła odpowiednia propaganda, gdyż wiedział, że połączenie tych czynników wzmagało ich skuteczność. Na pierwszym po wyborach posiedzeniu gabinetu oznajmił, że zamierza utworzyć Ministerstwo Rzeszy do Spraw Informacji i Propagandy, i 11 maja mianował szefem nowego resortu Goebbelsa, który tym samym wszedł w skład rządu. Goebbels, będący obok Göringa najbliższym współpracownikiem Hitlera w krytycznym, pierwszym roku istnienia Trzeciej Rzeszy, wkrótce udowodnił, czego potrafi dokonać, mając do
dyspozycji potencjał całego państwa. Hitler nalegał na ogłoszenie nowych wyborów, aby uzyskać w Reichstagu większość niezbędną do uchwalenia wyłącznie jednej ustawy zezwalającej rządowi na samodzielne wydawanie aktów normatywnych z mocą ustawy. Wybory, które nie zapewniły nazistom nawet w przybliżeniu większości dwóch trzecich, wymaganej przez konstytucję do uchwalenia takich pełnomocnictw, okazały się rozczarowaniem. Hitler ani przez chwilę nie myślał jednak o zmianie kursu. Funkcjonowanie dekretu wprowadzonego po pożarze Reichstagu sprawiło, że wszyscy wybrani 5 marca deputowani komunistyczni (81), a dodatkowo także sześciu socjaldemokratów, znaleźli się w więzieniach lub zeszli do podziemia. Przywiązując niezmiennie ogromną wagę do konstytucyjnej podstawy sprawowania władzy, Hitler nadal dążył do zapewnienia sobie rzeczywistej większości dwóch trzecich głosów (432) w liczącym 647 miejsc parlamencie. Wierzył, że uda mu się to osiągnąć, jeśli skłoni do głosowania razem z 288 posłami NSDAP katolickie Centrum, rozdrobnione ugrupowania mieszczańskie oraz partnerów z koalicji rządowej. Na korzyść Hitlera przemawiały dwa fakty. Powszechny entuzjazm i ulga, jaką odczuwała większość apolitycznych obywateli ze wszystkich klas, nawet intelektualistów, że po raz pierwszy od wielu lat Niemcy miały rząd, który działał stanowczo i z optymizmem patrzył w przyszłość. Że miały rząd, który w swoich działaniach opierał się nie na odrzucaniu, lecz na umacnianiu wiary w tak tradycyjne niemieckie wartości, jak silna autorytarna władza, poczucie bezpieczeństwa oraz poszanowanie porządku, wartości moralnych i religii. Wielu porównywało atmosferę pierwszych dni Trzeciej Rzeszy do powszechnego uniesienia panującego w początkowym okresie pierwszej wojny światowej i odnosiło wrażenie, że znów wróciła narodowa jedność, tak zwany Burgefrieden (rozejm partyjny). Przedmiotem dyskusji może być pytanie, dlaczego ludzie ulegli takim złudzeniom, natomiast sam fakt pozostaje poza dyskusją. Drugim czynnikiem, ściśle powiązanym z pierwszym, ale mającym wpływ przede wszystkim na jednostki nastawione sceptycznie do ruchu nazistowskiego, było wrażenie jego nieuchronności. Austriacki pisarz Robert Musil zanotował (bez entuzjazmu): „Prawdopodobnie uczucie to oznacza, że narodowy socjalizm ma do spełnienia misję i że nadeszła jego godzina; że nie jest to dym na wietrze, lecz stadium historyczne”. Chęć znalezienia się „po stronie historii”, do której odwoływali się często, zarówno przed, jak i po drugiej wojnie światowej, marksiści, tym razem pracowała na korzyść nazistów. Ich propaganda w maksymalny sposób wykorzystywała to dążenie i posługując się wszelkimi dostępnymi środkami - nie wyłączając propagandowego efektu terroru - podkreślała dynamizm „fali przyszłości”. Wśród pobudek, które wywołały masowy napływ ochotników do obozu zwycięzców, znalazły się zatem oportunizm i idealizm oraz strach i fatalizm. Między 30 stycznia a l maja 1933 roku, kiedy to wstrzymano dalszą rekrutację, NSDAP wchłonęła nie mniej niż 1,6 miliona nowych członków, czyli dwa razy więcej, niż dotychczas liczyła. Te nastroje społeczne stanowią uzasadnienie sytuacji, która, mimo iż w
marcowych wyborach nazistom nie udało się uzyskać bezwzględnej większości, doprowadziła do zdobycia przez Hitlera władzy. Hitler i Goebbels sami byli zdziwieni łatwością, z jaką przejęli rządy, oraz tym, że ich propozycje nie spotkały się z większym niż symboliczny oporem. Doświadczeni politycy partii narodowej (DNVP) oraz partii centrowych powinni byli przecież dostrzec konsekwencje proponowanej ustawy o pełnomocnictwach, wciąż trzymali się jednak złudnej wiary, że ataki Hitlera skierowane są wyłącznie przeciwko lewicy, nie rozumiejąc, że po uchwaleniu ustawy będą zagrożeni w tym samym stopniu, a Hitler nie będzie ich już potrzebował. Oddzielone od siebie zaledwie o 48 godzin dwie państwowe uroczystości ukazały maskę i prawdziwe oblicze nazizmu. Pierwsza z nich, inauguracyjne posiedzenie nowego Reichstagu, nazwana przez Goebbelsa „dniem powstania narodowego” (kolejna magiczna formułka w stylu „legalności”), odbyła się w kościele garnizonowym w Poczdamie, nad kryptą, w której spoczywały prochy Fryderyka Wielkiego, 21 marca, w rocznicę otwarcia przez Bismarcka pierwszego po zjednoczeniu Niemiec Reichstagu Rzeszy (21 marca 1871 roku). Chór i galerię kościoła zapełnili generałowie cesarskiej armii oraz nowej Reichswehry - wszyscy w pełnej gali - oraz dyplomaci, sędziowie i wyżsi urzędnicy państwowi reprezentanci starego establishmentu, dla których, jak się to miało okazać, było to ostatnie wystąpienie publiczne. W nawie zajął miejsca rząd w otoczeniu zwartego tłumu brunatnych koszul należących do nazistowskich deputowanych, którzy w ten sposób debiutowali na arenie publicznej. Centralną postacią uroczystości był stary prezydent, który wystąpił w mundurze feldmarszałka. Udając się powoli na swoje miejsce, von Hindenburg oddał honory pustemu tronowi kajzera. Spotykając się na stopniach przed kościołem prezydent i kanclerz wymienili uścisk dłoni, co symbolizowało zgodę pomiędzy starymi a nowymi Niemcami - moment ten utrwalono na pocztówkach i plakatach, które później powielono w milionowych nakładach. Hitler odegrał swoją rolę po mistrzowsku. Ubrany w czarny żakiet, celowo, co dało się zauważyć, podkreślający zakłopotanie i niewielkie znaczenie swojej osoby w tej doniosłej uroczystości, skłonił się z szacunkiem przed prezydentem jako reprezentantem narodowej tradycji, a następnie podążył za nim. Tymczasem goście powstali z miejsc i zaintonowali chorał „Nun danket alle Gott” śpiewany przez wojska Fryderyka Wielkiego po zwycięskiej bitwie pod Leuthen (Lutynią) w 1757 roku, w wyniku której Śląsk wrócił pod panowanie Prus. W swoim przemówieniu von Hindenburg zaapelował o jedność narodu i wezwał społeczeństwo do udzielenia poparcia rządowi w jego trudnej misji, a na zakończenie poprosił „starego ducha tej świątyni [...] by pobłogosławił wolne i dumne Niemcy, złączone w jedno”. Odpowiedź Hitlera utrzymana była w tym samym podniosłym i pełnym szacunku tonie. Podziękował prezydentowi, którego „wielkodusznej decyzji” zawdzięczać należy „połączenie symboli dawnej wielkości z nową siłą”, oraz prosił Opatrzność, by „natchnęła nas tą samą odwagą i wytrwałością - którą otacza nas w murach tej sławnej, drogiej sercu każdego Niemca świątyni jako ludzi walczących o wolność i wielkość ojczyzny, stojących u grobu
największego jej króla”. Po długim okresie upokorzeń, zapoczątkowanych klęską 1918 roku, to odwołanie się do uczuć narodowych wywarło niezatarte wrażenie na wszystkich zgromadzonych w kościele, tłoczących się na przylegających do świątyni ulicach, słuchających transmisji radiowej oraz oglądających później w kinach relację filmową. Nie można było znaleźć lepszych słów, by natchnąć niemieckich konserwatystów wiarą i skłonić ich do akceptacji nowego reżimu. Dwa dni później, 23 marca 1933 roku, nowo wybrany Reichstag zebrał się na swej pierwszej i jedynej sesji roboczej w zaimprowizowanej siedzibie, na którą przeznaczono gmach opery Krolla. Tym razem Hitler wystąpił w roli bardziej odpowiadającej jego partyjnym towarzyszom, krytykującym poczdamską maskaradę. Dekorację sali zdominowały flagi i proporce ze swastyką, a przejścia obstawiły szpalery esamanów w brunatnych koszulach. Także Hitler zrzucił oficjalny strój kanclerza i przywdział na tę okazję brunatną koszulę wodza partii. Jego pierwsza i jedyna mowa parlamentarna rozpoczęła się od zapewnienia, że ustawa o pełnomocnictwach nie zagrozi istnieniu Reichstagu, prerogatywom prezydenta ani autonomii krajów związkowych. „Byłoby jednak sprzeczne z duchem narodowego powstania i utrudniało realizację jego celów, gdyby rząd był zmuszony za każdym razem negocjować i zwracać się o akceptację swych posunięć do Reichstagu” [dodał]. Wprawdzie rząd, cieszący się poparciem zdecydowanej większości w parlamencie, nie musiałby zbyt często sięgać do ustawy „niemniej rząd narodowego powstania nalega na przyznanie mu tych uprawnień. Rząd oferuje partiom reprezentowanym w Reichstagu możliwość pokojowego rozwoju i współpracy [...] Rząd w tej sprawie jest zdecydowany, ale i gotowy przyjąć odmowę Reichstagu, którą uzna za deklarację opozycji. Do was zatem, panowie posłowie, należy wybór: pokój czy wojna”. W pięciu zwięzłych artykułach ustawa zezwalała rządowi na odstępstwa od postanowień konstytucji, wydawanie własnych ustaw, kanclerzowi przyznawała wyłączne prawo do opracowywania projektów ustaw, rząd mógł odtąd samodzielnie zawierać traktaty międzypaństwowe. Okres funkcjonowania ustawy ograniczono do czterech lat, uzależniając go również od dalszego istnienia obecnego gabinetu. Podczas gdy partie naradzały się, jak głosować, bojówkarze z SA wznosili mające zastraszyć posłów okrzyki: „Chcemy ustawy - lub drogo nam zapłacicie”. Hitler jeszcze raz zapewnił o swych gwarancjach posłów katolickiego Centrum i nawet przyrzekł złożyć je na piśmie (pomimo licznych próśb nie otrzymano żadnego listu). Wbrew protestom Brüninga większość zdecydowała się poprzeć ustawę. Jedynie socjaldemokraci, nękani zaczepkami i obelgami esamanów, stawili opór. Przemówienie przewodniczącego ich frakcji, Ottona Welsa, odrzucające projekt ustawy, wywołało furię Hitlera. Odtrącając na bok von Papena, który starał się go pohamować, rozpoczął obelżywą tyradę. Krzyczał, że tylko przez wzgląd na prawo i względy psychologiczne zwrócił się do Reichstagu, by ten „dał
nam to, co w przeciwnym razie i tak moglibyśmy wziąć”. Potem zwrócił się do socjaldemokratów: „Mogę wam tylko powiedzieć: nawet nie chcę, żebyście głosowali za ustawą. Niemcy i tak będą wolne, ale nie dzięki wam!”. Burzliwa owacja i okrzyki „Heil!” powitały gniewny wybuch Hitlera. Taką samą reakcję wywołał wynik głosowania - 441 do 94 za ustawą. Hitler nie rozwiązał Reichstagu po wymuszeniu na nim uchwalenia ustawy (było to posunięcie charakterystyczne dla jego taktyki politycznej), czasem nawet, kiedy odpowiadało to jego planom, korzystał z ustawodawczych prerogatyw parlamentu - na przykład w 1935 roku skłonił go do uchwalenia antyżydowskich ustaw norymberskich. Jednak ubezwłasnowolniony już przez nadzwyczajne uprawnienia prezydenta Reichstag stracił obecnie wszelką moc przeciwstawiania się rządowi i służył wyłącznie jako forum, na którym Hitler wygłaszał przemówienia i ważniejsze oświadczenia w kwestiach polityki zagranicznej. Zgodnie z taką samą taktyką utrzymywania konstytucyjnej fasady ustawa gwarantowała dalsze istnienie Reichsratu, federalnego ciała będącego wspólną reprezentacją landów i Reichstagu. Hitler jednak już wcześniej podjął kroki zapobiegawcze, aby to ustępstwo nie zagroziło monopolowi władzy, do którego zmierzał. Do tego czasu naziści zdołali przejąć kontrolę nad administracją wszystkich krajów związkowych, dlatego Reichsrat przyjął ustawę o pełnomocnictwach przez aklamację jeszcze tej samej nocy co Reichstag. 31 marca rząd wydał ustawę o ujednoliceniu struktur władzy (Gleichschaltung) krajów związkowych ze strukturami władzy Rzeszy. Na jej podstawie rządy landów mogły ustanawiać prawa i reorganizować administrację nie oglądając się na Landtagi. Tydzień później druga ustawa o tym samym tytule wprowadziła urząd Reichsstatthalterów (gubernatorów Rzeszy), mających czuwać nad „zgodnością polityki landów z zaleceniami kanclerza Rzeszy”. To pospieszne posunięcie miało najwyraźniej zapobiec zbytnim zapędom partyjnych gauleiterów oraz przywódców SA i SS (Röhma i Himmlera). Był to problem raczej natury politycznej niż konstytucyjnej, a jego ostatecznym rozwiązaniem stało się wyeliminowanie Röhma w czerwcu 1934 roku. Zanim to jednak nastąpiło, proces zmian konstytucyjnych został doprowadzony do logicznego końca przez wprowadzenie jeszcze jednej ustawy, „o przebudowie Rzeszy” (z 30 stycznia 1934), która położyła kres federalistycznej strukturze państwa wypracowanej przez Bismarcka. Na jej podstawie rozwiązano parlamenty krajowe, przekazano suwerenne prawa krajów związkowych Rzeszy oraz podporządkowano gubernatorów i rządy krajowe rządowi centralnemu. Ponieważ zakres ustawy przekraczał prerogatywy przyznane rządowi na mocy ustawy o pełnomocnictwach, Hitler, pragnąc zachować pozory legalności, odwołał się do Reichstagu, który posłusznie uchwalił „rozszerzoną ustawę o pełnomocnictwach”. Pozwoliła ona na „legalne” rozwiązanie Reichsratu, pozostawiając jednocześnie rządowi wolną rękę przy wprowadzaniu zmian konstytucyjnych, co pół roku później zaowocowało zniesieniem urzędu prezydenta Rzeszy.
Zawiły proces zmian w systemie konstytucyjnym miał nie tylko ułatwić nazistom osiągnięcie zamierzonych celów politycznych, ale również zapewnić współdziałanie aparatu administracyjnego i niezakłócone funkcjonowanie machiny państwowej. Większość niemieckich urzędników była gotowa współpracować z reżimem, który odwoływał się do silnie zakorzenionych w aparacie administracyjnym tradycji nacjonalistycznych, antydemokratycznych i autokratycznych. Jednak administrację należało oczyścić z członków niektórych partii (na przykład SPD) oraz z pracowników żydowskiego pochodzenia. Podstawą akcji stała się (działająca wstecz) ustawa o „zmianach w zawodowej administracji państwowej” z 7 kwietnia. Urzędnicy administracji stanowili najliczniejszą grupę spośród tych, którzy we wstępowaniu w szeregi NSDAP widzieli sposób utrzymania swych posad i pensji. Hitlerowi wystarczyło jedynie zachować odpowiednie formy prawne, stanowiące gwarancję, że rewolucja narodowa będzie realizowana jako proces administracyjny, oraz zapewnić administrację (tak jak wcześniej zapewnił armię), że celem partii nie jest zastępowanie państwa, ale koegzystencja na zasadzie dwóch filarów, na których wspierać się będzie Trzecia Rzesza. Wkrótce administracja i armia miały się przekonać, że transakcja, w której w zamian za gwarancję lojalnej współpracy otrzymały zapewnienie pozostawienia im pełnej autonomii w należących do nich dziedzinach, obowiązuje tylko jedną stronę, i stroną tą na pewno nie jest Hitler. Ponieważ jednak bez ich wsparcia Hitler nie poradziłby sobie w pierwszych latach po przejęciu władzy, dlatego proces ujarzmiania administracji przeprowadzany był stopniowo. Inaczej rzecz się miała z partiami politycznymi. W momencie kiedy skończyła się era rządów parlamentarnych, ich istnienie straciło rację bytu. Toteż cztery miesiące po uchwaleniu ustawy o pełnomocnictwach rozwiązano wszystkie partie poza nazistowską. KPD, chociaż formalnie nigdy nie zdelegalizowana, została praktycznie rozbita. Jej przywódcy znaleźli się w więzieniach, obozach koncentracyjnych lub na emigracji; komunistyczne gazety zamknięto, lokale zajęto, a majątek skonfiskowano. Odtąd komuniści mogli działać już tylko w podziemiu lub poza granicami Rzeszy. Żywot SPD trwał nieco dłużej, ale zorganizowanie przez część jej kierownictwa ośrodka w Pradze dało pretekst do zakazania (22 czerwca) działalności partii w Niemczech i zajęcia jej majątku jako „organizacji wrogiej wobec państwa i narodu”. Inne partie poddano presji, aby rozwiązały się same. Próby nacjonalistów i Stahlhelmu, zmierzające do zachowania partnerskiej pozycji wobec nazistów, spotkały się ze stanowczym oporem z ich strony, ale ostatecznym ciosem okazała się dezercja ogromnej liczby członków tych ugrupowań do szeregów „sojusznika”. Hugenberg, piastujący aż cztery stanowiska ministerialne w rządzie Rzeszy i Prus, w wyrazie protestu złożył rezygnację. Ku jego zdziwieniu ten gest zamiast doprowadzić do załamania gabinetu, spowodował upadek jego własnej partii, której aktywni członkowie zostali wchłonięci przez NSDAP. Także partię Centrum osłabiła migracja jej członków w tym samym kierunku oraz
kompromisy z nowym reżimem. Ostatecznym jednak ciosem stało się dla niej dążenie Watykanu i gotowość Hitlera do zawarcia konkordatu, który gwarantowałby dalsze funkcjonowanie szkół parafialnych w zamian za wyrzeczenie się przez księży i organizacje katolickie działalności politycznej. Partia Centrum rozwiązała się 5 lipca, a konkordat podpisano w Rzymie trzy dni później. 14 lipca 1933 roku, wraz z uchwaleniem ustawy o „zakazie tworzenia nowych partii” (sześć miesięcy po nominacji Hitlera na stanowisko kanclerza), narodowi socjaliści zakończyli proces skupiania w swych rękach monopolu władzy. Ustawa stwierdzała, że jedyną legalną partią w Niemczech jest partia nazistowska, a wszelkie inne formy działalności politycznej zostały zagrożone surowymi karami. Liczba nazistowskich ministrów w składzie rządu wzrosła z trzech do ośmiu. Pozostali ministrowie zachowali swe stanowiska już nie jako reprezentanci swych partii, ale za przyzwoleniem Hitlera. W końcu, 12 listopada, odbyły się wybory do nowego Reichstagu, w których ofiarowano narodowi niemieckiemu możliwość głosowania na jedną z góry ustaloną listę kandydatów - „listę Führera”. Był to pierwszy z serii plebiscytów „na tak”, które K.D. Bracher trafnie zdefiniował jako „ulubiony, pseudolegalny, pseudodemokratyczny środek samoaprobaty” stosowany przez dyktatury. Wspierane groźbami pod adresem tych, co zechcą głosować „nie” lub w ogóle nie głosować, referendum według oficjalnych danych wykazało poparcie dla rządu wynoszące 95 procent. Rok wcześniej, w listopadzie 1932 roku, po utracie 2 milionów głosów w wyborach do Reichstagu oraz po ciosie, jakim była rezygnacja Strassera, wielu sądziło, że naziści mają już szczyt powodzenia za sobą. To, że w styczniu 1933 roku zaoferowano im drugą szansę, zawdzięczali von Papenowi i grupie skupionej wokół prezydenta. Jednak sposobu jej wykorzystania nie musieli zawdzięczać nikomu, zawdzięczali go tylko sobie. Była to naprawdę zdumiewająca i podziwu godna rozgrywka. Co prawda, w osobach Göringa i Goebbelsa znalazł Hitler niezwykle zdolnych adiutantów, ale to on sam dokonał odkrycia, w jaki sposób połączyć oddolną presję rewolucyjną z taktyką „legalności” i jak wykorzystać tę mieszankę do rozbrojenia opozycji oraz usunięcia wszystkich zabezpieczeń przed koncentracją władzy w rękach jednej partii i swoich jako jej niekwestionowanego wodza. Jest też prawdą, że w trakcie walki o władzę Hitler nie rozwiązał ani jednego ze skomplikowanych ekonomicznych, społecznych i strukturalnych problemów kraju i posługiwał się jedynie bardzo ogólnikowymi sformułowaniami na ten temat. Ale to samo można powiedzieć przecież o Leninie w roku 1917. Poza tym Lenin, aby ostatecznie zdobyć władzę, musiał zwyciężyć w wojnie domowej, podczas gdy Machtubernahme (przejęcie władzy) Hitlera zajęło mniej niż pół roku, bez wojny domowej, z zachowaniem istniejących form konstytucyjnych, a na dodatek przełamało nastrój pesymizmu, który dominował w społeczeństwie od wybuchu wielkiego kryzysu w 1929 roku. Dowody wskazują niezbicie - bez względu na to, co sądziła większość Niemców na
temat NSDAP - że Hitlera odróżniano wyraźnie od jego partii; wierzono, że po raz pierwszy od czasów Bismarcka Niemcy znalazły przywódcę zdolnego do podniesienia narodu z upadku i rozbicia zapoczątkowanego upokorzeniem roku 1918. III W tym momencie aktualne staje się pytanie, jaki użytek zamierzał zrobić Hitler ze zdobytej władzy. W komunistycznej Rosji kwestia ta nie znalazła zadowalającego rozwiązania przez całe dziesięć lat po rewolucji. Dopiero Stalin postarał się o nie. Sytuacja w łonie partii nazistowskiej była podobna. Współczesne źródła ukazują, jak zacięta toczyła się wokół tej sprawy debata i jak wiele oferowano rozwiązań. Spór dotyczący tego okresu został wznowiony w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych przez młodszą, już powojenną generację historyków, którzy kategorycznie sprzeciwili się „[...] ciągle rozpowszechnionemu obrazowi Trzeciej Rzeszy jako monolitycznego społeczeństwa poddanego panowaniu i woli pojedynczego człowieka. Według tej wizji Hitler stojąc na szczycie perfekcyjnie zorganizowanego społeczeństwa mógł nim manipulować w dowolny sposób. Reżim nazistowski postrzegano jako scentralizowany i wysoce efektywny, często przeciwstawiając sposób jego funkcjonowania wydłużonemu procesowi decyzyjnemu w systemie demokracji parlamentarnej”. Wartość tego sporu historycznego nie polegała na zastąpieniu atakowanego stereotypu innym, lecz na poddaniu tego tematu pod dyskusję, tak jak przedmiotem debat nadal pozostają najważniejsze wydarzenia historyczne - na przykład rewolucja francuska. Należy przypuszczać, że jeśli proces przywracania jawności w Związku Radzieckim nie zostanie zahamowany, przedmiotem podobnej krytycznej dyskusji staną się rewolucje Lenina i Stalina. Pozostawiając omówienie osobistej roli Hitlera do następnego rozdziału, warto poprzedzić bilans początkowego okresu istnienia Trzeciej Rzeszy streszczeniem najważniejszych argumentów podnoszonych we wspomnianym sporze przez rewizjonistów - co zresztą nie oznacza wcale ich akceptacji. Jednym z nich jest twierdzenie, że Hitler nie miał programu gospodarczego i społecznego, a w okresie istnienia Trzeciej Rzeszy nie nastąpiła ani przebudowa niemieckiej gospodarki, ani rewolucyjne przekształcenia w obrębie niemieckiego społeczeństwa. W obu przypadkach ograniczono się po prostu do kontynuacji polityki z wcześniejszego okresu. Antykapitalistyczne elementy programu nazistów zostały odrzucone: nie znacjonalizowano wielkich koncernów i banków, nie pozamykano domów towarowych, nie rozparcelowano wielkich majątków ziemskich. Idee korporacjonizmu, które w okresie walki o władzę zyskały nazistom sporą sympatię wśród klasy średniej, zarzucono natychmiast po ich wejściu w skład rządu. Związki zawodowe zostały rozbite, układy zbiorowe zakazane, płace zamrożone. Co więcej,
kapitalistom pozostawiono wolną rękę w zarządzaniu gospodarką, a remilitaryzacja kraju, wojna i zdobycze wojenne stały się dla nich źródłem krociowych zysków. Ruch nazistowski nie był zatem ruchem rewolucyjnym, lecz kontrrewolucyjnym, niemiecką odmianą faszyzmu. Prawdziwą rewolucję przyniosła dopiero klęska wojenna oraz okupacja i podział Niemiec. Po usunięciu wszystkich zawartych w konstytucji weimarskiej klauzul zabezpieczających przed wprowadzeniem dyktatury Hitler nie usiłował nawet wprowadzić nowej konstytucji. Podobnie jak Reichstagu, nie zlikwidowano też rządu, chociaż posiedzenia gabinetu odbywały się coraz rzadziej, aby w końcu ustać zupełnie. W ten sposób zniknęły nawet pozory kolektywnego kierownictwa. Tak jak nie powstała nigdy hitlerowska konstytucja, nie pojawił się również kodeks Hitlera, mogący konkurować z Kodeksem Napoleona. Zamiast przebudowywać ustrój prawny i sądowniczy na modłę narodowosocjalistyczną, Hitler wolał burzyć, ignorować lub obchodzić dotychczas obowiązujące prawodawstwo. Nie przejawiał też zainteresowania reorganizacją administracji pod kątem bardziej klarownego podziału kompetencji. Do realizacji szczególnie istotnych zadań powoływał zawsze specjalne agendy, działające poza strukturą rządu Rzeszy: za przykład może tu służyć Komisja do Spraw Realizacji Planu Czteroletniego, kierowana przez Göringa, która wkraczała w kompetencje co najmniej czterech resortów rządowych. Nigdy też nie uregulowano jednoznacznie wzajemnych stosunków państwa i partii. Wprawdzie nadzieje partii na kierowanie machiną państwową, co osiągnęli radzieccy komuniści, nigdy się nie spełniły, ale administracja musiała się pogodzić z ciągłym wkraczaniem Hitlera i innych nazistowskich przywódców w jej kompetencje. Najbardziej wpływowi z partyjnych bonzów stworzyli własne, potężne imperia - Göring (plan czteroletni i siły powietrzne), Goebbels (propaganda i kultura), Himmler (policja i SS), Ley (ministerstwo pracy) - i wiedli ze sobą nieustanne boje, próbując przejąć skrawki terytoriów konkurentów. Historycy wciąż toczą spory, czy Hitler tolerował ten stan rzeczy, ponieważ nie potrafił go opanować („słaby dyktator” Hansa Mommsena), czy też taktyka „dziel i rządź” miała umacniać jego nadrzędną pozycję, zmuszając innych do szukania rozstrzygnięć w podjętych przez niego decyzjach, czy w końcu dlatego, że taka sytuacja odpowiadała osobistym cechom jego przywództwa, jego bałaganiarskiemu, chaotycznemu stylowi pracy. Niezależnie jednak od przyczyn, ten „polikratyczny” model państwa, z wieloma konkurującymi wzajemnie ośrodkami władzy, odbiega od wcześniejszego obrazu monolitycznej, totalitarnej dyktatury. Nawet w dziedzinie, która zawsze budziła najwyższe zainteresowanie Hitlera, polityce zagranicznej, nie ma zgody co do tego, czy realizował on ideologicznie spójny plan, czy kierował się oportunizmem, posługując się blefem i improwizacją bez z góry określonych celów. Część historyków podkreśla zbieżność jego dążeń z zaborczymi celami polityki niemieckiej okresu pierwszej wojny światowej, a nawet jeszcze wcześniejszego, sięgającego czasów Bismarcka. Inni upatrują źródeł jego sukcesu w
słabości, podziałach i złudzeniach ówczesnych mocarstw, które Hitler wykorzystał tak samo, jak wykorzystał polityczną ślepotę i błędy w ocenie sytuacji prawicowych i nacjonalistycznych ugrupowań w Niemczech, by sięgnąć po władzę w kraju. Jeszcze inni w ryzykownych rozgrywkach politycznych i w ostatecznej decyzji rozpoczęcia wojny w roku 1939 doszukują się sposobu na odwrócenie uwagi społeczeństwa i rozładowanie wewnętrznych problemów społecznych oraz ekonomicznych, których nie potrafił rozwiązać - czyli odrodzonej formy późnodziewiętnastowiecznego „ socjalimperializmu’’. Tak oto przedstawia się historiograficzne tło, które należy brać pod uwagę, oceniając każdą kolejną próbę zrozumienia okresu pierwszych dwóch lat istnienia Trzeciej Rzeszy. Trzeba przy tym pamiętać, że rewolucja Hitlera była „rewolucją na raty”, której charakter (tak jak stalinowskiego „dawkowania”) ujawnia się dopiero po prześledzeniu kilku kolejnych etapów. Ostrzeżenie to odnosi się szczególnie do najwcześniejszego jej okresu, kiedy Hitler ze wszystkich sił starał się ukryć swe prawdziwe myśli i zamierzenia. 8 lutego, zaledwie tydzień po objęciu władzy, Hitler zdradził jeden ze swych sekretnych celów, oświadczając na posiedzeniu gabinetu: „Następne pięć lat musimy poświęcić na to, by przywrócić narodowi niemieckiemu prawo do noszenia broni”. Kiedy minister pracy (Seldte) zgodził się z tym zdaniem, ale zauważył, że poza celami czysto militarnymi istnieją inne ekonomicznie ważne zadania, których nie można zaniedbać, Hitler powtórzył: „Każdy rządowy projekt, mający na celu zmniejszenie bezrobocia, musi być rozpatrywany pod kątem swej przydatności do przywrócenia narodowi niemieckiemu prawa do noszenia broni w służbie wojskowej. Należy to uwzględniać jako zasadę nadrzędną zawsze i wszędzie”. Podsumowując swoją wypowiedź, powtórzył raz jeszcze: „Przez następne cztery - pięć lat naszą podstawową zasadą musi się stać: wszystko dla armii”. W hitlerowskiej koncepcji Wiederwehrhaftmachung („przywrócenia narodowi prawa do noszenia broni”) chodziło o coś znacznie więcej niż o uzbrojenie armii. Choć ważna, produkcja broni byłaby jedynie marnotrawstwem środków, jeśli nie służyłaby realizacji bardziej fundamentalnego zadania - psychologicznej mobilizacji narodu, odbudowy poczucia narodowej jedności i dumy. Erozja tych wartości była w przekonaniu Hitlera przyczyną klęski w roku 1918 i wewnętrznego rozbicia społeczeństwa w okresie weimarskiego interludium. Goebbels, szef pierwszego utworzonego przez Hitlera ministerstwa, Ministerstwa Oświecenia Publicznego i Propagandy, doskonale pojął znaczenie stawianych przed nim zadań. Podczas swej pierwszej konferencji prasowej powiedział zgromadzonym dziennikarzom: „Powołanie nowego ministerstwa uważam za akt rewolucyjny. Oznacza to, że nowy rząd nie zamierza dłużej pozostawiać narodu skazanego na własne domysły. Nam nie wystarczy powierzchowne pogodzenie się ludzi z nowym porządkiem, nie wystarczy ich neutralność; mamy zamiar pracować nad nimi aż do ich ostatecznej kapitulacji, do czasu, kiedy będą wreszcie w
stanie pojąć, że to, co dokonuje się w Niemczech, nie tylko musi być zaakceptowane, ale może być zaakceptowane”. Kładąc kres zakusom partyjnych rywali, Goebbelsowi udało się skłonić Hitlera do powierzenia mu kontroli nie tylko nad prasą, radiem, filmem i teatrem, ale również nad sztuką, w tym literaturą, muzyką i plastyką, którym patronowała teraz Krajowa Izba Kultury. 10 maja 1933 roku Goebbels osobiście pozdrowił uczestników akcji palenia książek, członków organizacji studenckiej: „Był to doniosły, symboliczny akt, stanowiący sygnał dla całego świata, że oto rozpadły się duchowe fundamenty listopadowej republiki. Z tych popiołów narodzi się Feniks nowego ducha”. Termin „propaganda” nie oddaje w pełni treści nowego, rewolucyjnego zadania postawionego Goebbelsowi przez Hitlera. Sprowadzało się ono, ni mniej, ni więcej, tylko do przebudowy świadomości całego społeczeństwa zgodnie z wielokrotnie deklarowaną wiarą Hitlera, że to nie ekonomia i czynniki materialne, a polityka, wiara i wola wytyczają kierunek historii. Pogląd ten pozostawał w niewątpliwym związku z unikalną umiejętnością Hitlera oddziaływania na masy. Z tych samych powodów za najważniejsze zadanie partii uznał Hitler dalszą działalność w dziedzinie edukacji ideologicznej i mobilizowania społeczeństwa. „Bowiem Weltanschauung - jak napisał w Mein Kampf wyklucza tolerancję [...] wymaga wyłącznej oraz trwałej akceptacji i całkowitego dostosowania do swych idei sfery życia publicznego”. Podobnie jak „propaganda”, również suchy termin Gleichschaltung, tłumaczony zazwyczaj jako „dostosowanie”, ukrywa raczej, niż wyraża, agresywne intencje przyświecające nazistom w ich akcji „upolityczniania” życia narodu. Dążąc do narzucenia społeczeństwu ściśle zorganizowanej formy, stowarzyszenia stanowiące przybudówki partii oraz jej oficjalne agendy kontynuowały i rozszerzały proces rozpoczęty jeszcze przed rokiem 1933. Polegał on na infiltracji, w celu przejęcia lub zastąpienia istniejących jeszcze organizacji zawodowych oraz ciał społecznych, działających w takich dziedzinach, jak sport, pomoc charytatywna, oświata, sztuka, a także organizacji środowiskowych: kombatanckich, kobiecych, rolniczych i młodzieżowych. Joachim Fest pisze o tym następująco: „Jednym z podstawowych spostrzeżeń poczynionych przez Hitlera w okresie samotnej młodości było stwierdzenie ludzkiej potrzeby przynależności. [...] Byłoby błędem sądzić, że metoda dzielenia ludzi na grupy ze względu na wiek, pełnioną funkcję, a nawet ulubione sporty i rozrywki - lub, jak nazwał ją kiedyś Robert Ley, pozostawiania ludziom snu jako jedynej sfery prywatności - stanowiła wyłącznie narzucony odgórnie przymus”. Użyte przez Hitlera i Goebbelsa do propagowania ich celów środki nie ograniczały się do słowa mówionego i pisanego. Równie ważną rolę odegrało tu stwarzanie mitów, rytuałów i ceremonii. Współczesnych obserwatorów zachwycała sprawność organizacji takich widowisk, jak coroczne święto plonów w Bückeburgu koło Hameln lub norymberski Parteitag z roku 1934, gdzie monumentalne widowisko Tryumf woli przygotowane zostało przy udziale architekta Hitlera, Alberta Speera, i ulubionej reżyserki filmowej Führera, Leni Riefenstahl. Ale jeszcze
większe wrażenie wywierał entuzjazm uczestników ceremonii, doświadczających stopienia własnej osobowości z odradzającą się Volksgemeinschaft, wszechogarniającą „wspólnotą etniczną” uosabianą przez mityczną jednostkę - Adolfa Hitlera. Nie była to tylko zwykła manipulacja, lecz głębokie, autentyczne przeżycie, doświadczane zarówno przez przywódców, jak przez ich zwolenników. Pomijając wspólny większości Niemców nacjonalizm, twierdzenia nazistów o sukcesie w zaszczepianiu narodowi ich własnego systemu wartości są mocno przesadzone, nawet w odniesieniu do euforii początkowego okresu po przejęciu władzy. Najlepszym tego przykładem jest rozłam w łonie Kościoła protestanckiego. Wiosną 1933 roku Nazistowski Ruch Niemieckich Chrześcijan (określających siebie mianem SA Jezusa Chrystusa) próbował wprowadzić Gleichschaltung w kościołach protestanckich poprzez skupienie ich pod władzą jednego biskupa Rzeszy wojskowego kapelana, Ludwiga Müllera, rozwiązanie wszystkich reprezentanckich ciał w strukturze Kościoła i zastąpienie ich Führerprinzip, przeprowadzenie czystki rasowej oraz zniesienie rozdziału Kościoła od państwa. Formą oporu stało się wezwanie do tworzenia Kościoła wyznającego „niezależnego od państwa i nacisków władzy politycznej”. Na czele ruchu stanęli dwaj berlińscy pastorzy, Martin Niemöller, były dowódca łodzi podwodnej, i młody Dietrich Bonhoffer, wsparci autorytetem jednego z największych teologów luterańskich, Karla Bartha. Za kulminacyjne punkty protestu należy uznać deklarację bremeńską z maja 1934 roku (artykuł 5: „Odrzucamy fałszywe nauki głoszące, jakoby państwo było jedynym i absolutnym porządkiem ludzkiego życia”) oraz memorandum z czerwca roku 1936, które zawierało krytykę ideologii nazistowskiej, potępienie prześladowań Żydów, bezprawnych działań Gestapo oraz kultu Führera. Tylko nieliczna garstka odważnych wytrwała w oporze, większość przyjęła niełatwy kompromis. Jednak naziści także zostali zmuszeni do zmiany taktyki i porzucenia koncepcji Gleichschaltungu Kościoła. Z dyskusji toczonych na forum gabinetu tuż po jego utworzeniu Hitler wyniósł przekonanie, że pełna indoktrynacja narodu ideologią nazistowską zajmie trzydzieści do czterdziestu lat oraz że ludzi starszych, których system wartości kształtował się w innych warunkach, należy uznać za „stracone pokolenie”. Tym bardziej należało skoncentrować się na młodzieży. Okazało się, że w typowy dla systemu sposób pomiędzy różnymi organizacjami, zajmującymi się zaszczepianiem młodemu pokoleniu ideałów nazistowskich, miast współpracy istnieje ostra rywalizacja. Federacyjna struktura niemieckiej oświaty została zastąpiona przez jedno ogólnokrajowe ministerstwo, jednak wysiłki ministra (Bernharda Rusta), by wprowadzić ujednolicone wytyczne wychowawcze dla wszystkich szkół, zostały zahamowane przez toczący się w kierownictwie partii spór o zakres władzy (pomiędzy Hessem a Bormannem oraz pomiędzy Leyem a Goebbelsem). Zgodnie z zarządzeniem Rusta z 18 grudnia 1934 roku „Podstawowym
zadaniem szkoły jest przygotowanie młodzieży do służby narodowi i państwu w duchu narodowosocjalistycznym”. Równie jasno zdefiniowano tam rolę nazistowskiego Związku Nauczycieli (NSLB), do którego wkrótce należała większość, a w 1937 roku - 97 procent pedagogów (zawsze licznie reprezentowanych w szeregach partii): „Narodowy Socjalizm jest światopoglądem o charakterze całościowym i jako taki nie może być przedmiotem dowolnych ocen [...] Nie wolno zatem pozostawiać niemieckiej młodzieży - jak w imię tak zwanego obiektywizmu czyniono to w epoce liberalnej - swobodnego wyboru systemu wartości, w jakich chce wzrastać -materializmu czy idealizmu, rasizmu czy internacjonalizmu, religijności czy bezbożnictwa - tylko należy ją świadomie kształtować [...] w duchu zasad ideologii narodowosocjalistycznej. Należy przy tym korzystać z metod, które posłużyły ruchowi do podbicia całego narodu: indoktrynacji i propagandy”. Wpływy ideologii nazistowskiej zaznaczyły się szczególnie mocno w programach nauczania historii, biologii (teoria ras), języka niemieckiego i literatury oraz w zwiększonym wymiarze godzin przeznaczonych na sport i wychowanie fizyczne. W lipcu 1933 roku Baldur von Schirach został mianowany przywódcą niemieckiej młodzieży i rozpoczął tworzenie organizacji Hitlerjugend, która ustawą z marca roku 1939 stała się jedyną organizacją młodzieżową, obowiązkową dla chłopców i dziewcząt pomiędzy dziesiątym a osiemnastym rokiem życia. W środowiskach szkół wyższych partia była silnie reprezentowana jeszcze przed rokiem 1933. W kwietniu tego roku studentom narzucono obowiązkowe członkostwo Deutsche Studentenschaft (związku, który organizował akcje palenia książek). W ramach kultywowania dwóch wartości, wspólnoty (Volksgemeinschaft) i doświadczenia (Erlebnis, oddzielane wyraźnie od nakazu zdobywania wiedzy akademickiej Erkenntnis), studenci zobowiązani byli odtąd zaliczać czteromiesięczny hufiec pracy i dwumiesięczny pobyt na obozie SA. Powyższy system wartości nie był oryginalnym pomysłem nazistów, lecz został przejęty od niezależnego Związku Młodzieży i dostosowany do ich celów ideologicznych. Obecność nazistów na uniwersytetach nie ograniczała się tylko do studentów. W latach 1933-1934 środowiska akademickie przeżyły czystkę, w wyniku której usunięto lub przyjęto rezygnację 15 procent spośród 7700 mianowanych nauczycieli wyższych uczelni (18 procent w naukach przyrodniczych). Zdecydowana większość niemieckiej profesury poparła jednak reżim, a 700 podpisało nawet w listopadzie 1933 roku odpowiednią deklarację. Martin Heidegger, jeden z najwybitniejszych filozofów naszego stulecia, rektor uniwersytetu we Freiburgu, w swej mowie inauguracyjnej powiedział: „Odtąd żadne idee i dogmaty nie będą już kierować waszym życiem. Führer, i tylko on, jest teraźniejszością i przyszłością i jedynym prawem Niemiec”. W marcu 1935 roku Hitler przywrócił powszechną służbę wojskową dając jednocześnie jasno do zrozumienia, że spodziewa się po armii nie tylko lojalności wobec narodowosocjalistycznego modelu państwa, lecz
dodatkowo kierowania się w doborze korpusu oficerskiego „kryteriami ścisłej czystości rasowej, wykraczającymi nawet poza obowiązujące ustawodawstwo” (które i tak wymagało już wtedy od kandydata zaświadczenia aryjskości), oraz powoływania jedynie tych oficerów rezerwy, którzy wykazują pozytywny stosunek do narodowego socjalizmu - „nie są nań obojętni, nie mówiąc już o wrogości”. Odtąd, zgodnie ze słowami samego Hitlera Wehrmacht miał pełnić funkcję „nauczyciela w wojskowej szkole narodu”. Znacznie bardziej odpowiedzialne zadania stawiano przed SS, jednym z najszybciej rozwijających się nazistowskich udzielnych imperiów. Obsesją jego szefa, Heinricha Himmlera fanatycznego wyznawcy biologicznego rasizmu, było stworzenie nowej nazistowskiej elity opierając się na ścisłych kryteriach rasowych, antychrześcijańskiej ideologii i zasadzie bezwzględnego posłuszeństwa wobec przełożonych. IV Mimo przekonania o nadrzędnej roli polityki, Hitler był zbyt zręcznym politykiem, by nie dostrzec, że o ile kryzys i twierdzenia nazistów, że potrafią się z nim uporać, stały się ważnym elementem ich sukcesu wyborczego, o tyle najlepszym środkiem do osiągnięcia zamierzonego „narodowego odrodzenia” będzie prawdziwy sukces gospodarczy. Hitler zawsze był skłonny słuchać ekonomicznych radykałów w rodzaju Ottona Wagenera, ale nigdy nie posunął się dalej niż słuchanie. W rezultacie, obejmując władzę, był wolny od wszelkich zobowiązań. Jeżeli zatem zależało mu na likwidacji bezrobocia - w ciągu czterech lat, co oświadczył publicznie - oraz uzbrojeniu Niemiec w możliwie najkrótszym czasie - tajny priorytet, który przedstawił gabinetowi - to istniało wiele ważnych względów praktycznych, nakazujących mu maksymalnie wykorzystać istniejący system gospodarczy i nie wystawiać gospodarki kraju na zamęt związany z wprowadzaniem nie sprawdzonych, radykalnych rozwiązań. Jednak taki stosunek Hitlera do gospodarki wynikał z czegoś więcej niż tylko ze względów praktycznych. Bardzo celnie ujmuje to zagadnienie Harold James, pisząc: „W sposobie myślenia Hitlera o ekonomii nie było nic socjalistycznego [...] Kolektywizm nazistowski miał podłoże polityczne, a nie ekonomiczne, i pozostawiał jednostkom rolę agentów gospodarczych. Powtarzane często przez nazistów deklaracje, że interesuje ich tylko socjalizacja społeczeństwa, a nie fabryk, oznaczały, że nie przewidywali wprowadzania rozbudowanego systemu kontroli państwa nad gospodarką”. Jak zauważa dalej James, nacisk, jaki kładł Hitler na znaczenie woli, był przyczyną dość niezwykłego jak na owe czasy wzrostu prestiżu wynalazców i projektantów. Hitler podziwiał ludzi takich jak Porsche czy rodzina konstruktorów lotniczych, Junkersów. W indywidualizmie tego typu jednostek, w indywidualizmie zagrożonym biurokracją wielkich trustów, widział klucz do innowacji w przemyśle, a w innowacjach klucz do przyszłości. W przeciwieństwie do romantycznych agrarystów, których nie brakowało w szeregach partii i którzy w rozwoju przemysłu upatrywali
źródła wszelkiego zła, Hitler nie bał się postępu technicznego i nie podzielał obaw, że może on stać się przyczyną wzrostu bezrobocia: „Jeżeli okaże się to o połowę mniej pracochłonne, po prostu zbuduję dwa razy dłuższą autostradę”, mawiał. Hitler wierzył też, że sukces ekonomiczny pozwoli mu osiągnąć jeden z najważniejszych celów ideologicznych - przyciągnięcie niemieckiej klasy robotniczej do „idei narodowej”. Z osobistych kontaktów z niemieckimi robotnikami, jeszcze w okresie wiedeńskim, wyniósł głębokie przeświadczenie o alienacji tej klasy i zastąpieniu przez nią poczucia narodowej solidarności ideologią marksistowską i teorią walki klas. Nawet w marcowych wyborach 1933 roku nie udało mu się złamać lojalności socjaldemokratycznych i komunistycznych wyborców nadal stanowiących ponad 30 procent elektoratu. Tym większą wagę przywiązywał więc do rozbicia okowów „judeo-marksistowskich kłamstw” i przywrócenia wielkoprzemysłowej klasy robotniczej na łono niemieckiego Volksgemeinschaftu. Równolegle z rozbiciem obu robotniczych partii Hitler zdecydował się na uderzenie w związki zawodowe. Żywot związków chrześcijańskich został przedłużony o kilka tygodni, do czasu podpisania konkordatu, zatem głównym celem ataku stała się duża federacja socjalistyczna, skupiająca 4,5 miliona członków. Jej kierownictwo, rozczarowane odpływem członków, których urzekło pasmo sukcesów nazistów, oraz załamaniem się wszelkich prób politycznego oporu, zdecydowało się zaoferować reżimowi lojalną współpracę i całkowite zerwanie więzi z SPD. Jednak, jak okazało się wkrótce, nadzieja, że w ten sposób uda im się ocalić organizację, była złudna. Podczas gdy Komisja Robocza do Spraw Ochrony Niemieckiego Świata Pracy, pod kierownictwem Roberta Leya, potajemnie szykowała plany powołania Niemieckiego Frontu Pracy (DAF), Goebbels finalizował przygotowania do kolejnego majstersztyku propagandy, porównywalnego z uroczystością w Poczdamie. Dzień l maja, święto międzynarodowego ruchu robotniczego, zostało przemianowane na Narodowy Dzień Pracy i uznane za oficjalne święto państwowe. Ogromny wiec ku czci „pracowników produkcyjnych wszystkich klas” zgromadził na płycie lotniska Tempelhof prawie milion robotników i ich rodzin. Podczas uroczystości złożono hołd narodowemu socjalizmowi jako ruchowi, który zniesie przeżytek dawnych podziałów klasowych, położy kres snobizmowi klasowemu i walce klas oraz ustanowi pomiędzy różnymi grupami, współtworzącymi jeden naród, stosunki wzajemnego szacunku. W swoim przemówieniu Hitler potępił tych, którzy nie doceniają znaczenia świata pracy i spoglądają nań z góry, chwalił pracowitość jego przedstawicieli, uznając ją za jeden z głównych narodowych zasobów, oraz przyrzekł, że likwidacja bezrobocia stanie się podstawowym celem działań rządu. Następnego ranka reżim odsłonił swoją drugą twarz: o dziesiątej oddziały SA i rezerwy policji wkroczyły do budynków związków zawodowych, zajmując ich lokale i majątek. Tydzień później odbył się inauguracyjny zjazd Niemieckiego Frontu Pracy, organizacji, która wkrótce skupiała wszystkich niemieckich robotników i pracowników.
NSBO, Narodowosocjalistyczna Organizacja Komórek Fabrycznych, rozbudowana przez Gregora Strassera w celu prowadzenia radykalnej, antykapitalistycznej polityki i licząca w sierpniu 1933 około miliona członków, uznała to za doskonałą okazję do przejęcia funkcji związków zawodowych. Planowano opanowanie Niemieckiego Frontu Pracy i przekształcenie go w reprezentację świata pracy wobec pracodawców. Jednak Hitler nie po to zmiażdżył związki zawodowe, by pozwolić na kontynuację tradycji układów zbiorowych pod innym szyldem. NSBO została przywołana do porządku przez organizację partyjną w Monachium, a czołowi radykałowie usunięci. Ustawą z 19 maja 1933 roku państwo znosiło prawo do ustalania wysokości płac przez reprezentantów pracowników i pracodawców oraz powoływało dwanaście regionalnych komisji pełnomocnych do spraw pracy, w których skład weszli głównie urzędnicy i prawnicy z organizacji pracodawców. Niezależnie od tego, jaką opinię na ten temat mieli pracownicy, nazistowska polityka pracy była korzystna dla pracodawców, chociaż stosunki wielkiego niemieckiego biznesu z nowymi władzami zaczęły się dość niefortunnie. 20 lutego grupa dwudziestu pięciu czołowych przemysłowców została wezwana przez Göringa na spotkanie z Hitlerem w przededniu, jak to określił zapraszający, „ostatnich wyborów”. Ku ich zaskoczeniu w trakcie spotkania zażądano od nich zasilenia funduszu wyborczego partii sumą trzech milionów marek. Nadzieje, że ich główna organizacja Reichsverband der Deutschen Industrie (RDI, którego prezesem był Krupp von Bohlen) zachowa swoją autonomię, zostały wkrótce zdruzgotane; l kwietnia bojówka dowodzona przez Ottona Wagenera zajęła siłą berlińską siedzibę organizacji. Protesty pozostały bez echa; w maju RDI „dobrowolnie” podjęło decyzję o rozwiązaniu i wraz z innymi stowarzyszeniami pracodawców zasiliło szeregi nowej, utworzonej pod patronatem nazistów, organizacji. Jednakże obawy, że radykałowie w rodzaju Wagenera lub członków NSBO zaczną teraz dyktować politykę gospodarczą, szybko okazały się bezpodstawne. Wraz z rozwiązaniem związków zawodowych i rad pracowniczych przemysłowcy, ku swej wielkiej radości, znów mogli poczuć się panami we własnym domu. Znacznie ważniejszym czynnikiem, kształtującym nastroje zarówno pracowników, jak i pracodawców, był wzrost aktywności gospodarczej, który w latach 1933-1936 przemienił sześciomilionowe bezrobocie w braki na rynku siły roboczej. W partii znalazły się także inne niż NSBO grupy wrogo nastawione do wielkiego biznesu. Reprezentowały one interesy drobnych przedsiębiorców, rzemieślników i kupców, czyli tych środowisk, które masowo poparły ruch i liczyły, że po zwycięstwie zostaną spełnione ich żądania, na przykład te dotyczące zamknięcia wielkich domów towarowych i spółdzielni. Te i podobne postulaty stanowiły ważny element kampanii wyborczych i programu partii, stąd Hitler nie mógł ich tak łatwo zignorować. Dlatego właśnie komisarzem Rzeszy do spraw gospodarki mianowano Ottona Wagenera, planującego rozbicie wielkich, bezosobowych
koncentracji własności, autora próby przejęcia twierdzy wielkiego biznesu - RDI. W pierwszych dniach nowego reżimu wielu lokalnych przywódców partii i SA, nie czekając na decyzje z góry, podjęło podobne akcje. Ich kulminacją stał się rozpoczęty l kwietnia, w dniu szturmu Wagenera na siedzibę RDI, ogólnokrajowy bojkot żydowskich sklepów. Te agresywne poczynania wywołały natychmiastowe działania obronne kręgów przemysłowych oraz tych członków nazistowskiego kierownictwa, którzy je popierali, a zwłaszcza Göringa. Aby zablokować nominację Wagenera na stanowisko ministra gospodarki, Göring przekonał Hitlera, by powierzył je Kurtowi Schmittowi, dyrektorowi wykonawczemu korporacji ubezpieczeniowej Munich Alianz. Skłonił go też do utworzenia dodatkowego stanowiska sekretarza stanu dla Hansa Possego, byłego urzędnika administracji weimarskiej. Posse miał w ministerstwie stanowić przeciwwagę dla Gottfrieda Federa, weterana ruchu, który w przeszłości wywierał duży wpływ na Hitlera i z którego inicjatywy w programie partii w 1920 roku znalazł się punkt o „zniesieniu niewoli procentu”. Testem tej polityki stała się prośba żydowskiego przedsiębiorstwa, wielkiej sieci domów towarowych Hermanna Tietza, o pomoc w przełożeniu terminu spłaty długu. Hitler był stanowczo temu przeciwny, lecz musiał ustąpić wobec argumentu, że bankructwo Tietza i innych domów towarowych spowoduje utratę dziesiątków tysięcy miejsc pracy, a także lawinę podwyżek cen. Latem 1933 rozwiązano Nazistowską Ligę Obrony Kupców i Otto Wagener zniknął ze świecznika. W miejsce Ligi powołano nową organizację drobnych przedsiębiorców (HAGO), tym razem pod ścisłym nadzorem Hessa i aparatu partyjnego. 6 lipca, w ważnym przemówieniu do Reichsstatthalterów, Hitler dał jasno do zrozumienia, że rewolucja się skończyła i nie może być mowy o jej rozciągnięciu na sferę gospodarki: „Wiele rewolucji osiągnęło sukces w pierwszym okresie, ale tylko nieliczne potrafiły zabezpieczyć i utrzymać swe zdobycze. Rewolucja nie jest stanem permanentnym”. Był jednak taki sektor gospodarki, w którym ideologia przeważyła nad wszelkimi racjami ekonomicznymi i społecznymi. Ten sektor to rolnictwo, do którego odnosiło się stwierdzenie: „Konieczne odtąd staje się oddzielenie gospodarki chłopskiej od kapitalistycznej gospodarki rynkowej”. Zmniejszenie obciążenia podatkami i redukcja długów wydatnie poprawiły sytuację regionów rolniczych, które najsilniej ucierpiały w wyniku kryzysu i w których naziści odnieśli największe sukcesy wyborcze. Narodowy socjalizm zawierał silny pierwiastek agrarnego romantyzmu, z jego głęboko zakorzenioną nieufnością wobec miejskiej i przemysłowej cywilizacji oraz szczególną sympatią dla chłopstwa jako „narodowego rezerwuaru krwi”. W nim też znajdowały oparcie fantazje Himmlera o polityce rasowej kolonizacji „przestrzeni życiowej”, która miała zostać zdobyta na wschodzie. Człowiek odpowiedzialny za politykę rolną partii, Walther Darre, wkrótce zdobył pozycję, umożliwiającą mu praktyczną realizację tych ideałów. Pod jego kierownictwem naziści zyskali silne wpływy w wielu
stowarzyszeniach (na przykład w Krajowej Lidze Ziemskiej) oraz w izbach rolniczych jeszcze przed rokiem 1933. Kiedy Hugenberg zrezygnował ze wszystkich tek gospodarczych, Hitler mianował Darrego ministrem rolnictwa, wprowadzając tym samym czwartego nazistowskiego ministra w skład gabinetu. W ten sposób Darre skupił w swych rękach kontrolę nad wydziałem polityki rolnej partii (AA), samorządowymi organizacjami rolniczymi i odpowiednim resortem rządowym. Temu też należy w głównej mierze przypisać sukces jego programu, obliczonego na stabilizację stosunków własnościowych na wsi i objęcie pełną kontrolą rynku i cen artykułów rolnych, oraz projektu osadnictwa wiejskiego. Podczas gdy Stalin uważał, że kułacy są największą przeszkodą na drodze do modernizacji rolnictwa, Hitler wywyższał chłopów, nazywając ich „trzonem narodu”. Aby podkreślić rangę tej grupy społecznej, określanej przez reżim także mianem „przyszłości narodu”, l października 1933 roku ustanowiono Święto Niemieckich Rolników, mające stanowić odpowiednik święta pracy - l maja. Stało się ono okazją do organizowania corocznych manifestacji w Bückeburgu. Na pierwszej, w 1933 roku, zgromadzono pół miliona, a w roku 1935 milion rolników, by wysłuchali okolicznościowej mowy Hitlera. Tuż po objęciu urzędu kanclerza Hitler, podobnie jak inni politycy, zmuszony był do posługiwania się taktyką uników, składania sprzecznych obietnic i decydowania się na niewygodne kompromisy. Jego przeciwnicy byli przekonani, że partia, która po to, aby dojść do władzy, zaciągnęła tak wiele sprzecznych zobowiązań wobec tylu różnych grup, musi, osiągnąwszy cel, ostatecznie się skompromitować. Tymczasem Hitler, który rozbudził nadzieje milionów wyborców, potrafił jakoś utrzymać się na fali i nie pozwolił, aby go przykryła. W wielu miejscowościach lokalni bonzowie partii i SA, nie czekając na instrukcje z Berlina rozpoczęli działania na własną rękę. Lipcowe przemówienie do Reichsstatthalterów wskazuje, że jeszcze wtedy Hitler i Göring mieli kłopoty z opanowaniem sytuacji. Jednak w charakterystycznym dla każdej rewolucji zamieszaniu i niespodziewanych zwrotach taktycznych nietrudno jest wyśledzić spójną i, mimo pewnych meandrów (zawsze korygowanych), konsekwentną linię gospodarczej polityki Hitlera Niewątpliwie w ruchu nazistowskim nie brakowało takich, którzy liczyli, że w ciągu pół roku od przejęcia władzy powinna nastąpić radykalna przebudowa gospodarki. Hitler na pewno do nich nie należał, a twierdzenie, że „nie zdołał” jej zrealizować, ignoruje dowody, że nigdy nie stawiał sobie takiego celu. Rewolucja bowiem była dla Hitlera wyłącznie narzędziem politycznym, dźwignią mającą umożliwić zasadnicze przesunięcie w dotychczasowym układzie sił, szczególnie zaś eliminację „marksistowskich” partii lewicowych i całego ruchu związkowego. Po osiągnięciu tych celów, dalsze, do których dopięcia posłużyć miała zdobyta pozycja, musiały pozostać tajemnicą do czasu, zanim nie ukończy przygotowań obejmujących fizyczną i psychologiczną mobilizację narodu, czyli Wiederwehrhaftmachung. To zaś, jak oświadczył gabinetowi, zajmie jeszcze pięć lat. Błędem byłoby twierdzić, że Hitler nie doceniał znaczenia ekonomii; on
po prostu traktował ją instrumentalnie. Kiedyś zwrócił się do robotników budowlanych pracujących na terenie jego rezydencji w Berchtesgaden: „Wiele się ostatnio debatuje na temat prywatnej i spółdzielczej gospodarki, czy powinna być ona socjalistyczna, czy oparta na własności prywatnej. Możecie mi wierzyć, tym, co się liczy, jest nie teoria, a efektywność gospodarcza”. Jeżeli istniejący system gospodarczy zapewniał zrealizowanie zadań, jakie wyznaczył Hitler - poprawę sytuacji ekonomicznej i likwidację bezrobocia w najbliższym czasie, a później remilitaryzację Niemiec - to nie było powodu, aby zakłócać jego funkcjonowanie radykalnymi zmianami, które z punktu widzenia Führera nie miały żadnego znaczenia. Przyszłość narodu niemieckiego miały zapewnić nie gospodarcze i społeczne reformy, lecz podboje i nowa przestrzeń życiowa, gdy tylko wykuty zostanie oręż, by ją zdobyć. Politykę zbrojeń i politykę zagraniczną Hitlera łączy wiele cech wspólnych: obie były kontynuacją polityki i planów poprzednich rządów, w obu oparł się na współpracy z przedstawicielami starych elit niemieckiego przemysłu, armii i ministerstwa spraw zagranicznych. W obu też wypadkach, jeśli ograniczyć pole obserwacji do lat 1933-1935, można ulec złudnemu obrazowi sytuacji. W wyniku starań poprzedników Hitlera, Brüninga, von Papena i Schleichera, na konferencji w Lozannie (1932) Niemcy ostatecznie zostały uwolnione od płacenia reparacji wojennych, a konferencja rozbrojeniowa uznała ich prawo do równouprawnienia militarnego. Ale produkcję zakazanych przez traktat wersalski broni (na przykład samolotów i gazów bojowych) rozpoczęto już w 1922 na terenie Rosji Radzieckiej, a tajne plany niemieckiej remilitaryzacji zaczęły powstawać w roku 1926. Dwa lata później ministerstwo obrony przyjęło program rozwoju Reichswehry do 16 dywizji w roku 1932, a kiedy został on wykonany, rozszerzono go, planując osiągnięcie 21 dywizji (300 tysięcy żołnierzy) do roku 1938. W tym czasie plany Hitlera dotyczące inwazji na wschód (bardzo skrzętnie skrywane) sprowadzały się do koncepcji niemieckiej Europy Środkowej pojęcia spopularyzowanego przez pangermańską propagandę ostatniej dekady XIX wieku - co oznaczało dążenie do przywrócenia hegemonii Niemiec nad Europą Wschodnią ustanowionej w roku 1917 i utraconej niedługo po traktacie w Brześciu. Spotykając się z niemiecką generalicją 3 lutego 1933 roku, w cztery dni po objęciu urzędu kanclerza, Hitler nie miał do zaoferowania nowej polityki, a jedynie rozszerzony plan osiągnięcia wspólnego wszystkim nacjonalistom celu: „zrzucenia kajdan Wersalu” i odbudowy potęgi militarnej Niemiec. Na pytanie, jakim celom posłuży odzyskana siła zbrojna państwa, odpowiedź Hitlera była nader ogólnikowa. W notatkach z wystąpienia Hitlera poczynionych przez generała Liebmanna możemy przeczytać: „W tej chwili trudno to przewidzieć. Być może walce o nowe rynki eksportowe, a być może - i to chyba bardziej prawdopodobne zdobyciu nowej przestrzeni życiowej na wschodzie i poddaniu tych ziem bezwzględnej germanizacji”. Hitler przyrzekł armii, że nie będzie użyta do interwencji w sprawach
polityki wewnętrznej, jednak wojskowi niepokoili się, że pozycja armii może zostać zagrożona przez oddziały SA, których 2,5 miliona członków stanowiło podstawowe źródło rezerw na wypadek wojny i których szef sztabu, Röhm, nie krył swych zamiarów zastąpienia starej Reichswehry przez formację ludowej milicji. Obawa ta stała się zapewne podnietą do opracowania nowego planu, przedstawionego przez ministerstwo obrony w grudniu roku 1933, który zakładał rozwinięcie armii z 21 dywizji w czasie pokoju do 36 dywizji na wypadek wojny. Program ten był realny pod warunkiem przywrócenia powszechnej służby wojskowej, a to położyłoby kres zależności armii od rezerw SA. Najważniejszą troską Hitlera stało się teraz zapewnienie niezbędnego kamuflażu procesu remilitaryzacji. Bowiem w tym okresie, jak przypomniał 3 lutego generałom, Niemcy będą najbardziej narażone na atak. „Przekonamy się teraz, czy Francja ma prawdziwych mężów stanu; jeżeli tak, to nie da nam czasu i zaatakuje, zapewne przy wsparciu wschodnich satelitów”. Wykorzystując serię wywiadów dla zagranicznych korespondentów prasowych, Hitler starał się uśmierzyć francuskie i brytyjskie niepokoje, a jego pierwsze przemówienie poświęcone polityce zagranicznej (17 maja) było zręczną mieszanką zapewnień o pokojowych intencjach z precyzyjnie wyważonym oświadczeniem o „uzasadnionych roszczeniach” do rewizji traktatu wersalskiego. „Pokolenie ludzi zamieszkując nowe Niemcy [oświadczył Hitler], których społeczeństwo zaznało jak dotąd biedy, niedostatku i cierpień, zbyt głęboko zostało doświadczone szaleństwem naszych czasów, by stanowić podobne zagrożenie dla innych narodów. Nasza miłość i przywiązanie do własnych narodowych tradycji pozwala nam szanować podobne prawa innych narodów i jest źródłem naszych najszczerszych chęci, by żyć z nimi w pokoju i przyjaźni [...] Francuzi, Polacy są naszymi sąsiadami i żadne wydarzenia historyczne nie są w stanie zmienić tego faktu. Byłoby korzystne dla wszystkich stron, gdyby podobne realia były honorowane w traktacie wersalskim, także w stosunku do Niemiec. Bowiem naprawdę trwały traktat pokojowy nie powinien otwierać nowych ran i nie pozwalać zabliźnić się starym, lecz przeciwnie, goić je i leczyć. [...] Mimo to rząd Niemiec deklaruje, że nie złamie jego postanowień, chyba że jego usunięcie otworzy drogę do zastąpienia go nowym, lepszym traktatem. Zobowiązania wynikające z treści takiego układu muszą być zaakceptowane przez wszystkich sygnatariuszy. Gwarancje prawne w nim zawarte powinny odnosić się nie tylko do zwycięzców, lecz również do zwyciężonych”. W czasie konferencji rozbrojeniowej w Genewie, której sesja trwała przez cały rok 1933, niemieckie ministerstwa obrony i spraw zagranicznych poinstruowały swych przedstawicieli, by usztywnili stanowisko i zagrozili wycofaniem się z rokowań. Hitler w tym okresie był skłonny zachowywać większą ostrożność. Dopiero w październiku 1933 roku von Blombergowi udało się go skłonić do spełnienia groźby. Powziąwszy decyzję, Hitler wykorzystał tę okazję do wykonania pierwszego ze swych mistrzowskich posunięć w polityce zagranicznej -
połączył wycofanie się z konferencji (14 października) z wyjściem z Ligi Narodów (w tym momencie istniał już bardzo wygodny precedens stworzyła go Japonia, która wycofała się z Ligi w maju). Podstawowym argumentem wykorzystanym przez Hitlera było twierdzenie, że jeśli mocarstwa poważnie traktują zasadę równouprawnienia militarnego, to albo powinny rozbroić się same, albo pozwolić na dozbrojenie Niemiec. Stosując taktykę, która wkrótce miała stać się jego rutynowym orężem, w pompatycznym przemówieniu radiowym, wygłoszonym równolegle z komunikatem o swej decyzji, Hitler wyrzekł się wszelkich agresywnych dążeń, nazwał Francję „naszym odwiecznym, lecz prześwietnym oponentem” i stwierdził, że „tylko szaleniec jest zdolny wyobrazić sobie konflikt między obu naszymi krajami”. Przekonany, że po wszystkich upokorzeniach doznanych ze strony zwycięskich mocarstw i po rozczarowaniu pustosłowiem Ligi Narodów społeczeństwo poprze jego decyzję, zarządził plebiscyt, który miał odbyć się 12 listopada dzień po piętnastej rocznicy zawieszenia broni w roku 1918. Przed plebiscytem rozpętano ogromną kampanię propagandową pod hasłem: „Żądamy honoru i równości!” Jak zwykle instynkt polityczny nie zawiódł Hitlera. Mimo iż na wyniki - 95 procent „za” i 31 milionów głosujących na jedyną listę nazistowskich kandydatów w równoległych wyborach do Reichstagu - niewątpliwy wpływ miały manipulacja i zastraszenie (standardowe metody hitlerowskiej propagandy), nikt nie kwestionował, że rezultaty odzwierciedlają nastroje przeważające w społeczeństwie. Powodzenie planu, który wywołał zamieszanie i różnice poglądów w łonie zachodnich demokracji, pogłębiło tylko pogardę Hitlera dla ich politycznych elit. Jego zapewnienia o pokojowych intencjach odniosły na polu polityki zagranicznej taki sam sukces jak obietnice przestrzegania litery prawa w polityce wewnętrznej. Wielka Brytania i Francja odnalazły sposób na uśmierzenie swych niepokojów w tej samej złudnej wierze, którą żywiła niemiecka prawica, że napór narodowych socjalistów uda się jeszcze powstrzymać. W rezultacie oba państwa dały się wciągnąć w politykę ustępstw, która podważyła europejski system bezpieczeństwa, system stworzony po to, aby uniemożliwić odrodzenie się potęgi militarnej Niemiec. Ta sama polityka pozwoliła Hitlerowi zrealizować niezbędny przed ponownym podjęciem niemieckiej ekspansji plan zbrojeń i doprowadzić do zniesienia ograniczeń traktatu wersalskiego. Dzięki niej osiągnął jeszcze inną korzyść - udało mu się bardziej niż kiedykolwiek zjednoczyć naród niemiecki. Zbrojenia przyniosły rozwiązanie politycznych i ekonomicznych problemów Niemiec; poparły je przemysł, armia, nacjonalistycznie nastawiona część aparatu państwowego, ministerstwo spraw zagranicznych, służba dyplomatyczna, a także partia i szary obywatel. Jak na ironię pierwszymi państwami, które uznały nowy reżim niemiecki na arenie międzynarodowej, były: Związek Radziecki - w maju przedłużył traktat berliński o wzajemnej przyjaźni i neutralności, wynegocjowany z Republiką Weimarską w roku 1926, oraz Watykan - w lipcu podpisał z Niemcami konkordat. Trwające w tym samym czasie zabiegi Mussoliniego,
by doprowadzić do podpisania czterostronnego układu pomiędzy Włochami, Wielką Brytanią, Francją i Niemcami, chociaż nie przyniosły rezultatu, pośrednio oznaczały ciche uznanie nazistowskich Niemiec za jedno z mocarstw. Nie rezygnując z wysiłków mających na celu skonstruowanie dyplomatycznego parawanu, Hitler polecił Göringowi, jako Komisarzowi Lotnictwa Cywilnego Rzeszy, potajemne przystąpienie do tworzenia lotnictwa bojowego - rodzaju wojsk, którego posiadania zakazywał Niemcom traktat wersalski. Mimo sprzeciwów armii Göring nalegał, by Luftwaffe stanowiła całkowicie odrębny pion, podległy osobnemu ministerstwu, którego sekretarzem stanu został utalentowany Erhard Milch, dyrektor Lufthansy i gorący zwolennik narodowego socjalizmu. Podstawowa funkcja nowego rodzaju sił zbrojnych miała się sprowadzać do tego samego, do czego przed rokiem 1914 służyła rozbudowa niemieckiej floty, a co wyłożył w słynnej „teorii ryzyka” admirał von Tirpitz: była to najszybsza droga, by zwiększyć ryzyko wojny ponoszone przez potencjalnego agresora i w ten sposób zmniejszyć groźbę ataku prewencyjnego w czasie, kiedy Niemcy się zbroją. Chociaż istnienie niemieckiego lotnictwa wojskowego nie zostało oficjalnie ujawnione przed marcem 1935 roku, poufne raporty napływające od lata 1933 wywołały w Wielkiej Brytanii spore zaniepokojenie, a tym samym potwierdziły, że „teoria ryzyka” jest ciągle aktualna. Jednocześnie otworzyło to przed Hitlerem możliwość wbicia klina pomiędzy Anglię a Francję. W listopadzie 1933 roku Hitler wysłał do Londynu jako swego osobistego emisariusza i „przedstawiciela w sprawach rozbrojeniowych” Joachima von Ribbentropa z propozycją zawarcia dwustronnego porozumienia, na mocy którego Niemcy gwarantowały nienaruszalność brytyjskiego imperium w zamian za wolną rękę w Europie Wschodniej. Strona niemiecka proponowała też układ morski oparty na zasadzie nieagresji. Propozycja ta została powtórzona w końcu listopada przez głównodowodzącego niemieckiej marynarki wojennej, Raedera, wobec brytyjskiego attache morskiego w Berlinie oraz w grudniu w bezpośredniej rozmowie Hitlera z ambasadorem Wielkiej Brytanii. Powierzenie tej misji Ribbentropowi stanowiło pewną wskazówkę. Otóż w ciągu pierwszego roku po przejęciu władzy jednym z licznych dowodów polityki kontynuacji było pozostawienie na stanowisku ministra spraw zagranicznych von Neuratha. W tym czasie Hitler często zasięgał też opinii specjalistów z resortu i nie odwołał ani jednego z ambasadorów, z wyjątkiem nowej nominacji w Waszyngtonie spowodowanej rezygnacją ambasadora. Jednak już w roku 1934 Hitler zaczął wykazywać większą niezależność, a ministerstwo przekonało się, że ma w szeregach partii wielu rywali, i to o dużych ambicjach w dziedzinie polityki zagranicznej. Należeli do nich: Goebbels, Göring, Ribbentrop, gauleiter Bohle - szef partyjnego wydziału organizacji zagranicznych (Auslandsorganisation, AO), zajmującego się działalnością wśród niemieckich mniejszości etnicznych na obczyźnie, i Rosenberg, szef partyjnego wydziału polityki zagranicznej (Aussenpolitisches Amt, APA). Ribbentrop, były sprzedawca szampana, o którym Goebbels mawiał:
„Nazwisko kupił, w pieniądze się wżenił, a stołek wyszwindlował”, był z nich najbardziej wytrwały i często udawało mu się nakłonić Hitlera (któremu imponowała znajomość obcych krajów i języków byłego handlowca) do wysyłania go z ważnymi zleceniami za granicę. Założywszy własne biuro, Ribbentrop, aby przypochlebić się Führerowi, wbrew pesymistycznym opiniom fachowców podjął się realizacji ulubionej koncepcji wodza, sojuszu z Anglią. Działania te zjednały mu zaufanie Hitlera do tego stopnia, że w 1938 roku odebraną von Neurathowi tekę ministra spraw zagranicznych Führer powierzył właśnie jemu. Pod jego kierownictwem niegdyś niezależny resort został zredukowany do roli „aparatu technicznego”, jak określił upokorzenie jego pracowników sekretarz stanu ministerstwa, von Weizsacker. Drugim niespodziewanym posunięciem Hitlera, które zmieniło w sposób zasadniczy dotychczasową politykę zagraniczną Niemiec, było podpisanie w styczniu 1934 roku paktu o nieagresji z Polską. Jeżeliby szukać państwa, które samym swym istnieniem stanowiło obrazę dla niemieckich nacjonalistów, to była nim niewątpliwie Polska. Po pierwszej wojnie światowej Niemcy utraciły na jej korzyść Poznań, Wielkopolskę i Górny Śląsk, a polski korytarz oddzielał od Rzeszy Gdańsk i Prusy Wschodnie. Polska odgrywała też główną rolę w cordone sanitaire, stworzonym przez Francję wokół Niemiec w Europie Wschodniej. Kiedy Hitler doszedł do władzy, marszałek Piłsudski zaproponował Francji prewencyjny atak na Niemcy. Odrzucenie propozycji przez Francję zmusiło go do poszukania innej alternatywy i oparcia bezpieczeństwa kraju na gwarancjach oferowanych przez Rzeszę. Hitler dostrzegał ogromne zalety tego posunięcia, które zabezpieczając Niemcy przed atakiem wojsk polskich (co od dawna wywoływało obawy armii) jednocześnie rozsadzało francuski system bezpieczeństwa, oraz, na użytek propagandy, stanowiło przykład niemiecko-polskich działań, mających chronić Europę przed groźbą ze strony bolszewizmu. W Rzeszy zawarcie paktu przyjęto bardzo niechętnie, bowiem odzyskanie terytoriów utraconych pod koniec wojny na rzecz Polski znajdowało się na pierwszym miejscu listy priorytetów niemieckich rewizjonistów. Jednak zainteresowania Hitlera Europą Wschodnią, czego na razie nie zdradzał, wykraczały daleko poza rewizję granic; jego dalekosiężnym celem było zdobycie w tym regionie Lebensraumu. Tymczasem nie był do tego gotów, więc starał się uśpić czujność sąsiadów. Zgodnie z przewidywaniami jego chęć do unormowania stosunków z Polską wywołała głębokie wrażenie na kontynencie, otwierając drogę do podpisania przez Niemcy wielu dwustronnych porozumień, które skutecznie podważyły starania państw europejskich o zorganizowanie systemu wzajemnego bezpieczeństwa. Fakt pogorszenia się stosunków niemiecko-radzieckich, aż do stanu wojny propagandowej (wyraźne zerwanie z weimarską tradycją przyjaźni łączącej oba państwa, a datującej się od czasu układu z Rapallo z roku 1922), wcale Hitlerowi nie zaszkodził. Przeciwnie, przekształcenie antymarksistowskich haseł z okresu kampanii wyborczej w propagandową krucjatę antybolszewicką poprawiło znacznie jego notowania w oczach europejskich i niemieckich konserwatystów. Prawdopodobieństwo, że
Polska może stać się partnerem Niemiec w tej krucjacie brano pod uwagę aż do roku 1939. Trzecie z posunięć Hitlera na polu polityki zagranicznej było tak błędne, jak genialny okazał się układ z Polską. Podobno Piłsudski ostatecznie przyjął propozycję Hitlera, ponieważ uważał, że jako Austriak, nowy kanclerz nie podziela tradycyjnej pruskiej nienawiści do Polski. Jeszcze bardziej naturalne było dążenie Austriaka, który został kanclerzem Niemiec, do realizacji najstarszego ze swych politycznych marzeń: połączenia Austrii i Niemiec w Wielkie Niemcy. Austriaccy naziści, od początku uznający go za swego przywódcę, otrzymali teraz ze strony Rzeszy wydatną pomoc, wspartą ekonomicznym bojkotem ich kraju. Posunięcia te doprowadzić miały do obalenia rządu Dollfussa za pomocą wewnętrznego przewrotu. Pakt z Polską był wynikiem zimnej kalkulacji, w przypadku Austrii wyczucie Hitlera stępiły emocje. To chyba pod ich wpływem nie zorientował się w porę, że dostarczane mu informacje o sile austriackich nazistów są mocno przesadzone. W swoich poczynaniach zdawał się także nie dostrzegać, jak na jego groźby bojkotu pod adresem Wiednia zareagowała Francja, która już w 1931 roku sprzeciwiła się stanowczo Anschlussowi, oraz jak wpłynęły one na stosunki z Włochami, drugim obok Wielkiej Brytanii krajem, którego współpraca była, zdaniem Hitlera, niezbędna do wyizolowania Francji. Mający ambicje decydowania o losach Europy Środkowej Mussolini mianował się samozwańczo protektorem kanclerza Dollfussa i w 1934 roku, wspólnie z Francją i Anglią, wydał deklarację o potrzebie zachowania niezawisłości Austrii. Rodzina Dollfussa przebywała akurat u Duce, kiedy austriaccy naziści dokonali próby przewrotu (25 lipca 1934), wdarli się do siedziby rządu i ranili śmiertelnie kanclerza. Był to kolejny pucz zakończony klęską: siły nazistów okazały się niewystarczające, tysiące z nich musiały ratować się ucieczką przez granicę niemiecką. Mussolini polecił rozlokowanie włoskich oddziałów na przełęczy Brenner i zapewnił rząd Austrii o gotowości przyjścia mu z pomocą w obronie niepodległości kraju. Hitler nie miał innego wyjścia, jak odciąć się od wszelkich powiązań ze spiskiem i wydać morderców Dollfussa. Z Wiednia odwołano niemieckiego ambasadora i wysłano tam von Papena, który jako katolik i nadal urzędujący wicekanclerz otrzymał zadanie naprawienia szkód politycznych. Rok 1934 zakończył się niepomyślnie dla hitlerowskiej dyplomacji. Ministrowi spraw zagranicznych Francji, Louisowi Barthou, udało się ożywić francuskie stosunki z sojusznikami w Europie Wschodniej, a Związek Radziecki przyjął oferowane mu stałe miejsce w Radzie Ligi Narodów. Odpowiedzią Hitlera była seria wywiadów dla prasy zagranicznej, w których słowo „pokój” nie schodziło mu z ust. „Jeżeli to będzie zależało od Niemiec - powiedział Wardowi Price’owi z »Daily Mail« - wojna nigdy już nie wybuchnie. Bowiem nasz kraj jak żaden inny poznał okrucieństwa, jakie ona ze sobą niesie”. Fiasko w Austrii wyraźnie pokazuje, jak ograniczonym polem manewru
w polityce zagranicznej dysponował Hitler w pierwszej połowie lat trzydziestych. Równie dobitnym dowodem, tym razem świadczącym, iż kontynuował politykę zagraniczną poprzednich rządów, jest przejęty po nich rewizjonistyczny program. Jednak myliłby się ten, kto by sądził, że polityka ta stała w sprzeczności z dalekosiężnymi planami deklarowanymi przez Hitlera w Mein Kampf, tak samo jak popełniłby błąd biorąc jego kwieciste deklaracje o umiłowaniu pokoju za wykluczające możliwość podjęcia ryzyka wojny oraz kontynuowanie przygotowań czynionych w tym kierunku. Podobnie jak groźby pod adresem Żydów, inne dalekosiężne cele nie zostały wpisane w „techniczne plany agresji”, ani ujęte w żadnym harmonogramie. Jeśli chodzi o dobór taktyki i czasu działania, Hitler pozostał prawdziwym oportunistą. Świadczy o tym dobitnie jego podlegający nieustannym wahaniom stosunek do Wielkiej Brytanii, sojusznika którego nigdy nie udało mu się pozyskać. Cele te przypominały rodzaj pola magnetycznego, które po każdym taktycznym zwrocie, każdej zmianie programu, na nowo ustawiało jego wewnętrzny kompas, jego kurs. Pierwszym przykładem tego stylu działania, zapoczątkowanego po objęciu władzy, był układ z Polską. Z charakterystyczną dla Hitlera elastycznością pozostawiał on otwartą kwestię, czy Polska stanie się sojusznikiem Niemiec w ich antybolszewickiej krucjacie, czy też zostanie zniszczona, jak okazało się później przy udziale ZSRR, jako preludium do inwazji na Związek Radziecki. V Rewolucja Hitlera rozpoczęła się serią gwałtownych wydarzeń, które nastąpiły po objęciu przez niego stanowiska kanclerza w styczniu 1933 roku, jej kulminacją było uznanie w lipcu NSDAP za jedyną partię w państwie o jednopartyjnym systemie politycznym, a jej koniec wyznaczyły jeszcze bardziej dramatyczne wydarzenia z 30 czerwca 1934 roku, wydarzenia wywołane aspiracjami Hitlera do roli „najwyższego sędziego narodu niemieckiego”, które doprowadziły do skupienia w jego ręku, po śmierci von Hindenburga, władzy prezydenta, kanclerza i Führera. Politykę tego wstępnego okresu można najkrócej określić jako „oscylacje pomiędzy dokonywaniem rewolucji a jej powstrzymywaniem”. Jednym z jej centralnych zagadnień była próba określenia funkcji partii w państwie jednopartyjnym, w momencie gdy przestała odgrywać rolę ruchu politycznego. W lipcu 1933 roku Hitler rzucił hasło „jedności partii i państwa”. „Odtąd partia to państwo. Cała władza spoczywa w rękach rządu Rzeszy”. Było to jednak zaledwie stwierdzenie istniejącego stanu rzeczy i nie stanowiło żadnego rozwiązania. Zasada funkcjonowania systemu jednopartyjnego w Związku Radzieckim była prosta i jasna: partia ustalała kierunek polityki i wydawała dyrektywy rządowi. W NSDAP nie brakowało ludzi, którzy sądzili, że po zdobyciu władzy przejmą kontrolę nad państwem i będą sprawowali rządy, ale ich nadzieje rozwiały się do lata 1934 roku. System niemiecki oparł się na triadzie partia-rząd-führer, przy czym ten ostatni stanowił wierzchołek trójkąta. Jednak wzajemne relacje poszczególnych członów nie zostały
nigdy szczegółowo określone i w efekcie system podlegał ciągłym fluktuacjom. Istotą „oddolnej rewolucji”, czyli spontanicznych akcji działaczy partii i SA, mianowanych komisarzami Rzeszy i specjalnymi komisarzami na szczeblach landów i szczeblach lokalnych, było wytworzenie atmosfery nacisku i terroru, która, jako pretekst, dopomogła Hitlerowi w sprawnym przeprowadzeniu „rewolucji odgórnej”. Ale z chwilą gdy cel został osiągnięty, niezbędna stała się, jak ujął to Bracher, „ochrona zdobytej władzy przed niekontrolowanymi wyskokami partii”. Kontynuowanie rewolucji napotykało opór nie tylko kół przemysłowych, lecz także aparatu państwowego, który obawiał się, że dalsze czystki mogą doprowadzić do niewydolności i załamania administracji. Było to ryzyko, na które nowy reżim nie mógł sobie pozwolić. Frick, minister spraw wewnętrznych Rzeszy, i Göring, minister spraw wewnętrznych Prus (których aparat administracyjny przewyższał liczebnie aparat Rzeszy), wraz z konserwatywnymi członkami gabinetu poparli uchwalenie ustawy „o reorganizacji zawodowej służby państwowej” (7 kwietnia 1933). Jeszcze przed końcem tego miesiąca Göring zabrał się do likwidowania na terenie Prus armii komisarzy, która godziła w autorytet państwa i groziła jego rozbiciem”. Podjęta w tym czasie przez Hitlera decyzja o pozostawieniu głównej kwatery partii w Monachium oraz o mianowaniu na swego zastępcę, z prawem do rozstrzygania w jego imieniu wszelkich kwestii związanych z kierowaniem partią, Rudolfa Hessa miała uniemożliwić partii wywieranie bezpośrednich nacisków na rząd. Pozbawiony silnej osobowości, ale lojalny wobec Hitlera Hess (wspierany przez swego zastępcę Bormanna) doskonale nadawał się do wykonania powierzonego mu zadania, którym było oddzielenie partyjnych szefów od ich lidera, który stał się teraz kanclerzem Rzeszy. Liczebność partii predestynowała ją raczej do roli, jaką przewidział dla niej Hitler, organizacji masowej, zdolnej do mobilizacji i kontrolowania społeczeństwa, niźli wąskiej elity, z której wyłaniano by kierownicze kadry państwa. Chociaż już wcześniej w jej strukturze uwzględniono działy odpowiadające funkcjom resortów rządowych, nigdy nie doszło do połączenia biurokracji partyjnej z państwową i tylko czterem członkom partyjnego kierownictwa udało się zdobyć teki ministerialne: Göringowi, Goebbelsowi, Frickowi i Darremu. Jeszcze w roku 1937 z dwunastu ministerstw aż siedmioma kierowali ministrowie bezpartyjni, a tylko pięcioma członkowie partii38. O wiele poważniejszy problem niż partia stanowiły oddziały SA, których szeregi zasilili w czerwcu byli członkowie nacjonalistycznego Stahlhelmu. W odróżnieniu od pozostałych członków kierownictwa partii, starających się połączyć swe stanowiska partyjne z jakąkolwiek funkcją państwową, czy to w aparacie Rzeszy, czy landów, Röhm nie dopuszczał do włączenia swej armii brunatnych koszul w struktury państwa. Bojówki SA stanowiły podstawę jego politycznej siły, której zadaniem było, jak to otwarcie głosił, „dokończenie narodowosocjalistycznej rewolucji” i zalanie „szarej skały” Reichswehry „brunatnym potopem”. W czerwcu 1933 roku Röhm opublikował artykuł w „NS Monatshefte”, w którym określał SA i SS jako
„trzecią siłę (poza armią i policją) nowego państwa, odgrywającą specjalną rolę”. „Rozwój wydarzeń pomiędzy 30 stycznia a 21 marca 1933 roku nie oddaje sensu i znaczenia niemieckiej rewolucji narodowosocjalistycznej [...]. SA i SS nie pozwolą na usypianie bądź zdradę niemieckiej rewolucji, która osiągnęła swój półmetek, przez ludzi obcych naszemu ruchowi [...] Brunatna armia jest jedynym ramieniem zbrojnym narodu, jedynym bastionem w obronie przed komunizmem. Jeśli te burżuazyjne półgłówki sądzą, że wystarczy, by aparat państwowy przybrał nowe znaki, że narodowa rewolucja trwa już zbyt długo, to po raz pierwszy zgadzamy się z nimi. Rzeczywiście, najwyższy już czas skończyć z rewolucją narodową i pora rozpocząć narodowosocjalistyczną. Czy to im odpowiada, czy nie, my nie złożymy broni. Jeżeli w końcu pojmą, o co w tym wszystkim chodzi, wtedy będziemy walczyli razem z nimi! Jeśli nie zechcą, to bez nich! A jeśli zajdzie potrzeba, to przeciw nim”. Oddziały SA stopniowo stawały się reprezentacją ludzi rozczarowanych, ludzi, którzy uważali, że rewolucja musi trwać tak długo, dopóki sami czegoś nie zyskają. Przemówienie wygłoszone przez Hitlera 6 lipca na konferencji gubernatorów Rzeszy skierowane było właśnie przeciwko takim postawom i wzywało do zakończenia rewolucji. Frick i Goebbels przemawiali w tym samym duchu, a ten drugi zapowiedział nawet „wzmożenie nazistowskiej rewolucji” przeciwko „zakamuflowanym elementom bolszewickim, które grożą wznieceniem drugiej rewolucji”. W Prusach na polecenie Göringa rozwiązano pomocnicze oddziały policji i podjęto kroki, by przejąć obozy koncentracyjne SA i SS pod nadzór policji państwowej oraz położyć kres niekontrolowanym aktom terroru. Posunięcia te nie wywarły najmniejszego wrażenia na Röhmie, a Hitler, wbrew wcześniejszemu zakazowi Göringa, zezwolił mu na mianowanie specjalnych pełnomocników SA na terenie Prus. W tym samym czasie (wrzesień 1933) Führer nadal powtarzał gubernatorom Rzeszy, że zwolennicy drugiej rewolucji to jego wrogowie, „z którymi wkrótce się rozprawimy”. Wiele uwag wypowiadanych przez Hitlera tamtej jesieni wskazuje, że nadal brakowało mu pomysłu, jak rozwiązać ten problem, a przygotowana przez Fricka ustawa „o zabezpieczeniu jedności partii i państwa” nie przyczyniła się do rozjaśnienia sytuacji. Sformułowanie, że „po zwycięstwie rewolucji nazistowskiej” partia „stała się filarem niemieckiej państwowości i połączyła się z państwem nierozerwalnym związkiem”, stanowiło jedynie proklamację „jedności partii i państwa”, która praktycznie dokonała się pół roku wcześniej. Chociaż kolejnym „trwałym węzłem” łączącym partię i państwo stały się ministerialne nominacje Hessa i Röhma, przyniosło to korzyść wyłącznie państwu, gdyż jego kierowniczy organ - rząd, zasiliło dwóch przywódców partii, którzy nie otrzymali ani tek ministerialnych, ani uprawnień wykonawczych. W pierwszej połowie 1934 roku raporty dotyczące nastrojów społeczeństwa w całym kraju, z którymi regularnie zapoznawał się Hitler, wykazywały wzrost ogólnego zniechęcenia. Przygasł entuzjazm wiosny 1933 roku, na krótko ożywiony jesienią przez wycofanie się Niemiec z
konferencji pokojowej i Ligi Narodów. Nie przyczyniło się też do poprawy wizerunku reżimu fiasko procesu komunistów oskarżonych o podpalenie Reichstagu. Wszystkich oskarżonych z wyjątkiem młodego Duńczyka van der Lubbego musiano zwolnić. Zapowiadane polepszenie sytuacji ekonomicznej jeszcze nie nadeszło i, chociaż popularność Hitlera nie słabła, to korupcja i butne zachowanie lokalnych bonzów partyjnych zaczęło wzbudzać niechęć społeczeństwa. „Najwyrazistszym odbiciem »mierżącego oblicza Trzeciej Rzeszy« [podaje w swoim podsumowaniu raportów Ian Kershaw] była brutalna arogancja i chuligańskie wybryki upojonych władzą esamanów. Ich karygodne ekscesy - w czasie gdy pozbyto się już wszystkich »szumowin« z lewicy i innych »aspołecznych elementów« - były w najwyższym stopniu nie do pogodzenia z poszanowaniem porządku i moralnością niemieckiej klasy średniej”. Problem Röhma i SA był dla Hitlera trudny do rozwiązania z dwóch powodów. SA, zbrojne ramię partii, i armia, siła zbrojna państwa, stanowiły najbardziej skomplikowany wycinek zagadnienia wzajemnego stosunku partii i państwa mogący w efekcie doprowadzić do czegoś groźniejszego niż wybuch sporów kompetencyjnych - do wybuchu walk. Także osobiste stosunki Hitlera z Röhmem miały swoją zawiłą historię. W samych początkach ruchu Röhm, jako członek sztabu dowództwa okręgu wojskowego w Monachium, osobiście popierał Hitlera. Starcie o rolę, jaką miało odgrywać SA - według Hitlera polityczną, według Röhma paramilitarną - doprowadziło do kłótni i dymisji Röhma w roku 1925. W obliczu buntowniczych nastrojów bojówkarzy, poirytowanych ograniczeniami narzuconymi przez taktykę „legalności”, w roku 1931 Hitler wezwał Röhma z powrotem. Ale wówczas stary spór rozgorzał od nowa i widać było wyraźnie, że nigdy nie dojdzie do porozumienia między politykiem a starym działaczem Freikorpsu. Nawet gdy Hitler został kanclerzem, Röhm nie potrafił powściągnąć języka i tak jak dawniej, w latach dwudziestych, nie krył pogardy dla prowadzonej przez niego polityki kompromisów. Nominacja na ministra i szczególnie gorący list z podziękowaniami otrzymany pod koniec roku umocniły go w przekonaniu, że „Adolf nieoficjalnie podziela jego poglądy”. Dlatego nie tylko kontynuował krytykę reżimu i jego polityki, ale organizował na terenie całego kraju ostentacyjne parady, inspekcje i demonstracje SA, a nawet przystąpił do dozbrajania organizacji, zakupując broń częściowo za granicą. Nasilenie aktywności SA, chociaż na razie bez jasno sprecyzowanego celu, było wyzwaniem, którego Hitler nie mógł zignorować. Gdyby na nie nie odpowiedział i nie uciszył nawoływań Röhma do drugiej rewolucji lub, co gorsza, gdyby dowództwo SA oraz 2,5 miliona jego członków potraktowało te wezwania poważnie i sprowokowało konfrontację z armią, zagroziłoby to podstawom istnienia całego systemu. Przygotowane przez armię i obliczone na osłabienie SA nowe plany poboru wskazywały, że wojskowi nie zamierzają przyglądać się temu bezczynnie, a w konfrontacji mogą liczyć na silne poparcie nie tylko elementów konserwatywnych w rządzie, lecz także opinii publicznej, coraz bardziej oburzonej
zachowaniem SA. Hitler nie zapomniał puczu z roku 1923 i wniosków, jakie wówczas wyciągnął - nigdy nie wchodzić w otwarty konflikt z armią. Było to aktualne szczególnie teraz, gdy od współpracy z jej dowództwem zależało, powodzenie priorytetowego zadania remilitaryzacji państwa i kiedy Niemcy nadal były narażone na atak z zewnątrz. Co więcej, stan zdrowia prezydenta wskazywał, że w najbliższej przyszłości może wypłynąć kwestia mianowania jego następcy. Hitler nie dopuszczał myśli o żadnej innej kandydaturze poza swoją własną. Jednak bunt SA lub nawet tylko groźba wybuchu mogły zniweczyć jego szansę, szczególnie w kołach wojskowych, które będą chciały zachować decydujące zdanie w kwestii, kto ma objąć stanowisko głowy państwa i głównodowodzącego sił zbrojnych. Na początku stycznia 1934 roku Hitler wezwał do siebie Rudolfa Dielsa, szefa Gestapo w Prusach, i polecił mu zebranie kompromitującej dokumentacji o „Röhmie i jego przyjaźniach” (Röhm, jak kilku innych przywódców SA, był homoseksualistą) oraz o aktach terroru, w które zamieszane były bojówki SA. „To najważniejsze zadanie, jakie kiedykolwiek pan otrzymał” - oświadczył Dielsowi. Nadal liczył, że uda się uniknąć konfrontacji, ale nie ulegało już wątpliwości, po czyjej stronie stanie, jeśli do niej dojdzie. Kiedy 21 lutego przyjmował w Berlinie Anthony Edena, zwierzył mu się, że planuje zredukować liczbę SA o dwie trzecie i że zamierza dopilnować, by pozostałe formacje nie były uzbrajane ani szkolone militarnie. Tydzień później wezwał na spotkanie do ministerstwa obrony dowódców armii, SA oraz SS i przedstawił im założenia kompromisowego rozwiązania narosłego konfliktu. Funkcje militarne oddziałów SA miały zostać poważnie zredukowane, a ich podstawowym zadaniem, tak jak partii, miało stać się szkolenie polityczne społeczeństwa. Zaapelował do szefów SA, by podporządkowali się jego decyzjom, szczególnie w tak trudnym okresie, i zagroził zmiażdżeniem każdego, kto tego nie uczyni. Generałowie byli zadowoleni. Röhm zachował kamienną twarz, ale po opuszczeniu zebrania przeklinając wykrzykiwał, że nigdy nie zaakceptuje takiego układu. Hitler natychmiast został powiadomiony o jego reakcji przez Viktora Lutzego, jednego z wyższych oficerów z otoczenia Röhma. Inny raport, tym razem od ministra obrony, generała von Blomberga, informował, że SA wystawiło uzbrojone posterunki wokół siedzib swych dowództw. Oznaczało to, że na terenie każdego okręgu wojskowego znalazło się 6 do 8 tysięcy ludzi dysponujących bronią automatyczną. W marcu rozpoczął się proces systematycznego izolowania SA. Arogancja Röhma i kręgu ludzi skupionych wokół niego przysporzyła mu potężnych wrogów: Reichswehrę, gauleiterów, partię, Göringa i Himmlera, który kierował SS, coraz bardziej oddalającą się od SA. Himmler zdołał już podporządkować sobie policję polityczną Bawarii i wkrótce miał objąć kontrolę nad podobnymi służbami we wszystkich landach, włączając Prusy, skąd zapożyczono nazwę Gestapo. Podczas gdy Gestapo prowadziło ścisłą inwigilację SA i jego dowództwa, w przygotowaniach do ewentualnej akcji współpracowały ze sobą SS i Reichswehra. Od czerwca nad krajem zawisła ciężka atmosfera kryzysu. Wyjeżdżając
na urlop, Hindenburg polecił wicekanclerzowi: „Sprawy mają się źle, Papen. Niech pan postara się je unormować”. Zdając sobie sprawę, że liczący 87 lat prezydent czuje się coraz gorzej i że może już nie powrócić do Berlina, 4 czerwca Hitler spotkał się z Röhmem i w czasie długiej rozmowy próbował skłonić go, by przyjął kompromis, a tym samym uniknął konfliktu. Röhm przystał na jego propozycję, by rozpuścić w lipcu SA na wakacje, i jednocześnie obiecał swemu sztabowi, że zanim to nastąpi, Hitler spotka się z nimi w Bad Wiessee, by omówić sprawy dotyczące przyszłości organizacji. Jednak ton rozkazu Röhma, ogłaszającego miesięczny urlop, nie pozostawiał Hitlerowi cienia wątpliwości co do wyników tego spotkania: „Jeśli wrogowie SA liczą, że nie powrócimy z tych wakacji, pozwólmy im cieszyć się tymi iluzjami, póki jeszcze mogą. Bo gdy nadejdzie pora, ludzie ci otrzymają właściwą odpowiedź w takiej formie, jaka okaże się niezbędna. SA jest i nadal pozostanie przeznaczeniem Niemiec”. VI Przez pozostałą część czerwca Göringowi i Himmlerowi udało się zgromadzić „dowody” świadczące o tym, iż szefowie SA zamierzają obalić obecny rząd i połączyć armię, SA i SS pod dowództwem Röhma. Hitlera postanowiono pozostawić na stanowisku kanclerza, ale wicekanclerzem miał zostać von Schleicher, będący główną postacią domniemanej konspiracji. Choć nieprzekonywające, dowody te dawały Göringowi i Himmlerowi pretekst do uprzedzenia ataku i aresztowania oraz rozstrzelania wszystkich spiskowców, których lista stale wydłużała się, gdyż była to wprost wymarzona okazja do uregulowania starych porachunków. Trudno ocenić, do jakiego stopnia Hitler wierzył w autentyczność spisku. Skoro jednak zdecydował się działać, to być może wierzył. Najważniejszą przesłanką do podjęcia decyzji nie było jednak to, czy Röhm rzeczywiście szykował pucz, lecz przekonanie, że dopóki nie porzucił koncepcji zastąpienia armii przez SA, stanowił, według określenia Joachima Festa, „stałe zagrożenie puczem”, mogące w wypadku wybuchu konfliktu z armią zniszczyć cały reżim. Od momentu kiedy to stało się dla Hitlera jasne, do rozstrzygnięcia pozostało jedynie zagadnienie, czy mógł sobie pozwolić na dalsze tolerowanie tego stanu rzeczy, zwłaszcza że w najbliższym czasie pojawić się miała kwestia sukcesji po Hindenburgu. Jeżeli nie, to wybór rozwiązań był bardzo ograniczony. Röhm dysponował zbyt dużą siłą by można go było po prostu odwołać ze stanowiska. To mogło wywołać rebelię, której Hitler starał się właśnie zapobiec. Z drugiej strony Röhm wiedział zbyt wiele, by można zaryzykować kolejny skandal w stylu procesu o podpalenie Reichstagu. Jedyną możliwością pozostało rozwiązanie siłowe, czyli w adekwatnym do sytuacji slangu gangsterskim „wrobienie” Röhma. Jednakże Hitler nie spieszył się z jego realizacją i miał po temu istotny powód. Uderzenie w SA oznaczało zdławienie ruchu, który wyniósł go do władzy, a zniszczenie najstarszego ze swych towarzyszy było gestem na
rzecz tych elementów konserwatywnych, których, jak słusznie podejrzewał Röhm, Hitler skrycie nienawidził. Niespodziewana akcja ich rzecznika, von Papena, który w przemówieniu wygłoszonym w Marburgu ostrzegł rząd, że czas położyć kres rewolucji, wywołała wybuch furii Hitlera. Jednak wizyta w posiadłości starego prezydenta i trzydniowe rozmyślania w samotności w Obersalzbergu sprawiły, iż doszedł do wniosku, że ta sytuacja nie może trwać dłużej. Najprawdopodobniej po powrocie do Berlina, 26 czerwca Hitler wyraził zgodę na realizację planu przygotowanego przez Göringa i Himmlera. Zresztą sprawy zaszły już tak daleko, że odwrót wydawał się niemożliwy. Datę akcji wyznaczono na niedzielę 30 czerwca. Tego dnia Hitler niespodziewanie wcześnie zjawił się w hotelu w Bad Wiessee, gdzie umówił się na naradę z dowódcami SA. Wszyscy, włącznie z Röhmem, zostali wygarnięci z pokojów, w których spali, aresztowani i przewiezieni pod eskortą do Monachium. Tam i w Berlinie, gdzie operacją kierowali Göring i Himmler, przez całą niedzielę, bez zastosowania żadnej procedury sądowej, trwały egzekucje. Dopiero wieczorem Hitler zdecydował się wydać rozkaz rozstrzelania Röhma, dając mu najpierw możliwość popełnienia samobójstwa z której ten nie skorzystał. Do dziś liczba ofiar czystki pozostaje nieznana. Na pewno było ich 37, ale biorąc pod uwagę osobiste porachunki wyrównywane przez lokalnych szefów partii można zakładać, że zginęły setki. Równolegle z likwidacją Röhma i dowództwa SA aresztowano i zamordowano wielu znanych polityków z wcześniejszego okresu, a wśród nich Gregora Strassera, obok Röhma najbliższego współpracownika Hitlera w początkach ruchu, byłego kanclerza, generała von Schleichera, jego współpracownika generała von Bredowa, von Kahra, generalnego komisarza w Bawarii w okresie puczu roku 1923, i Edgara Junga, autora tekstu marburskiego przemówienia von Papena. Brüning, który posłuchał ostrzeżeń zignorowanych przez von Schleichera opuścił w porę kraj i uratował życie. Chociaż Hitler działał z pełną determinacją i zdecydował się nawet na osobistą konfrontację z Röhmem, jednak akcja nie pozostała bez wpływu na jego psychikę, co potwierdzają wszyscy, których uderzyło nadzwyczajne podniecenie, jakie przejawiał 30 czerwca. Jego pierwszą reakcją było wyciszenie echa zajść. Göring polecił policji zniszczenie „wszystkich dokumentów dotyczących wydarzeń ostatnich dwóch dni”, prasa otrzymała zakaz druku nekrologów, a krótki dwuwierszowy dekret: „Kroki podjęte 30 czerwca i oraz 2 lipca w celu zdławienia zdradzieckiego ataku stanowią legalne środki samoobrony państwa”, został „po cichu” zatwierdzony przez rząd w pakiecie dwudziestu innych dekretów przyjętych 3 lipca. Następnego dnia w czasie ceremonii odbywającej się w Berlinie, wszystkich uczestników akcji, od Himmlera po członków plutonów egzekucyjnych SS, uhonorowano wręczając im pamiątkowe kordziki. Sam Hitler, w nietypowy dla siebie sposób, zachowywał milczenie przez następne dziesięć dni. Powodem musiało być uczucie wstrętu i szok po gwałtownym zerwaniu z przeszłością oraz brak pomysłu, jak przedstawić opinii publicznej wydarzenia, które były po prostu masowym mordem „z
rozkazu Führera”, bo takiej formułki używano przed wydaniem polecenia otwarcia ognia plutonom egzekucyjnym. W doniesieniach napływających z Niemiec i potwierdzanych przez informacje docierające do ośrodka SPD w Pradze (Sopade) stwierdzano brak jakiejkolwiek krytyki pod adresem Hitlera; więcej, odnotowano pochwały dla stanowczości jego działania. Najwyraźniej społeczeństwo przyjęło wersję o istniejącym spisku i zaaprobowało siłową rozprawę ze znienawidzonymi esamanami. Pozytywne reakcje wykorzystał aparat propagandowy Goebbelsa, ale Hitler nadal odczuwał potrzebę osobistego naświetlenia szczegółów tego wydarzenia narodowi. Chaotyczne i rozwlekłe przemówienie w Reichstagu (13 lipca) nie było najlepszym w jego karierze, jednak stanowiło kolejny dowód, że Hitler potrafi wczuć się w nastroje społeczeństwa. Nieprzypadkowo bowiem silnie zaakcentował niemoralny styl życia, szczególnie homoseksualizm Röhma i innych dowódców SA, odrzucił koncepcję rewolucji jako stanu trwałego oraz przedstawił podjęte kroki jako niezbędne do zachowania ładu i bezpieczeństwa w kraju. Na zakończenie otwarcie i bez niedomówień przyznał sobie prawo do działań ponad obowiązującym systemem prawnym: „Jeżeli ktoś mnie potępia i pyta, dlaczego nie powierzyłem osądzenia winnych normalnym sądom, mogę mu tylko odpowiedzieć: w tym momencie byłem odpowiedzialny za los całego niemieckiego narodu i dlatego mianowałem się jego najwyższym sędzią [...] Osobiście wydałem rozkaz rozstrzelania przywódców spisku i osobiście nakazałem następnie wypalić, aż do żywego mięsa, wrzody zatruwające źródła naszego wewnętrznego życia [...] Oświadczam narodowi, że odtąd jego bytu -zależnego od wewnętrznej stabilizacji i bezpieczeństwa - nikt bezkarnie narażać nie będzie! I niech po wsze czasy będzie odtąd wiadome, że każdego, kto podniesie rękę na państwo, czeka pewna śmierć”. Zarówno fakt oficjalnego postawienia się Hitlera ponad prawem, jak i usankcjonowania mordu jako sposobu usuwania przeciwników politycznych, wstrząsnął kręgami politycznymi Zachodu. Jednak w Niemczech, jak na to wskazują dowody, działania Hitlera, uznane za krok zapobiegający jeszcze większemu rozlewowi krwi, zyskały pełną akceptację. Co więcej, podziwiano go za śmiałość, z jaką odrzucił konwencjonalne ograniczenia prawa i za działania zgodne z poczuciem naturalnej sprawiedliwości. „Ludzie z uznaniem twierdzili, że żaden z jego poprzedników na urzędzie kanclerza nie zdobyłby się na podobną odwagę”. Tego rodzaju opinie nie ograniczały się wyłącznie do szarych obywateli. Profesor Carl Schmitt z Uniwersytetu Berlińskiego, jeden z czołowych autorytetów w dziedzinie prawa międzynarodowego, w artykule Führer broni prawa, opublikowanym na łamach czasopisma „Niemieckie Prawo” l sierpnia 1934 roku, zawarł pochwałę masowych egzekucji jako „sprawiedliwości Führera” stanowiącej „fundamentalną sprawiedliwość” i „najwyższe prawo” nowego ładu. Dziewięć lat później, w Poznaniu, Himmler w przemówieniu do dowódców SS (4 października 1943), uzasadniając politykę eksterminacji ras niższych i wrogów politycznych, odwołał się do mordów z 30 czerwca 1934 roku jako do wydarzenia które
ustanowiło bezwzględną wolną od wszelkich ograniczeń wynikających z szacunku dla prawa, fundamentalną zasadę działania reżimu. W trakcie swej mowy Hitler powtórzył przyrzeczenie złożone niegdyś armii, że pozostanie ona jedyną zbrojną siłą narodu i „narzędziem apolitycznym”. Generałowie byli usatysfakcjonowani - ich przeciwnicy zostali usunięci. Nawet zamordowanie przy tej okazji dwóch ludzi spośród ich grona, von Schleichera i von Bredowa, nie przeszkodziło von Blombergowi pogratulować Hitlerowi w imieniu całego korpusu oficerskiego. Na razie Hitler był wielce zadowolony z wrażenia, jakie wywołało na konserwatystach jego zdecydowane zerwanie z radykalnymi elementami w partii. W zamian z wdzięcznością przyjął ich poparcie i poparcie kół wojskowych, gdy trzy tygodnie po jego wystąpieniu w Reichstagu zmarł von Hindenburg. Przekazanie uprawnień prezydenta i jednocześnie uprawnień głównodowodzącego armią w ręce Hitlera odbyło się gładko, szybko i bez najmniejszych sprzeciwów. W ten oto sposób Hitler, będący już liderem jedynej partii i szefem rządu, zdobył zupełnie wyjątkową pozycję. Aby podkreślić ten fakt, zniósł urząd prezydenta Rzeszy, tym samym zrywając więź z przeszłością reprezentowaną przez von Hindenburga. Tytuł prezydenta zastąpił nowym, swoim własnym. Odtąd zamiast na konstytucję wszyscy oficerowie, żołnierze, urzędnicy państwowi, wraz z ministrami Rzeszy zmuszeni byli składać „w obliczu Boga” przysięgę wierności „Adolfowi Hitlerowi, Führerowi Rzeszy Niemieckiej i niemieckiego narodu”. „Przywrócenie przysięgi na wierność osobie”, jak zwraca uwagę Martin Broszat, „stanowiło przynajmniej częściową restaurację monarchii”. Ale Broszat pisze dalej: „W rzeczywistości władza Führera była znacznie większa niż jakiegokolwiek monarchy. Pojęcie „nadania boskiego” zostało zastąpione stwierdzeniem, że Führer jest zbawcą zesłanym przez Opatrzność, a jednocześnie ucieleśnieniem i wykonawcą bliżej niezdefiniowanej woli narodu”. Aby uczcić pokojową sukcesję, przyćmić wrażenie wypadków z 30 czerwca i zaznaczyć zakończenie okresu rewolucji, Hitler i Goebbels przygotowali powtórkę Poczdamu w formie niezwykle uroczystych obchodów ku czci zmarłego prezydenta Hitler przemawiał na specjalnej sesji Reichstagu, zakończonej odegraniem marsza żałobnego ze Zmierzchu Bogów Ryszarda Wagnera a następnie, jako nowy wódz naczelny, przyjął defiladę wojskową. Uroczystości zakończyło złożenie trumny feldmarszałka w grobowcu-pomniku na polach bitwy pod Tannenbergiem (Grunwaldem), upamiętniającym jego zwycięstwo nad Rosjanami w roku 1914, i wagnerowskie pożegnanie wygłoszone przez Hitlera: „Wkraczasz teraz do Walhalli”. Wyniki plebiscytu mającego zatwierdzić nowe zmiany w konstytucji były jak zwykle pozytywne, ale liczba głosów „za”, w porównaniu z listopadem 1933 roku, okazała się niższa. Powodem mogła być niezbyt aktywna kampania przed głosowaniem oraz fakt, że Hitler nie brał w niej osobistego udziału. Jeżeli tak było w istocie, to odbywający się miesiąc
później, w Norymberdze, zjazd partii powetował straty wynikające ze wspomnianych błędów. Żadne z osiągnięć nazistowskiej propagandy nie może równać się z wrażeniem, jakie wywarł film Tryumf woli o zjeździe w roku 1934, zrealizowany przez Leni Riefenstahl, w którym pokazano między innymi architektoniczne arcydzieło Speera, „katedrę światła” utworzoną przez snopy blasku 130 reflektorów przeciwlotniczych. Pierwsza wersja tego filmu, pod tytułem Sieg der Glaubens (Tryumf wiary), powstała rok wcześniej, w trakcie „zlotu zwycięstwa”, ale musiano ją wycofać, bowiem zbyt często pojawiał się w niej Röhm. Autorem nowego tytułu był sam Hitler, on też narzucił dwa podstawowe wątki filmu, wątek woli pokonującej wszelkie przeciwności oraz wątek jedności Führera, partii i narodu. Postać Hitlera przyćmiła całe dzieło, od początkowych ujęć, kiedy schodzący do lądowania samolot z wodzem na pokładzie rzuca cień w kształcie krzyża na kolumny maszerujących bojowców SA, aż po zakończenie, w którym Hess wznosi mistyczny okrzyk-zaklęcie: „Partia to Hitler. Ale Hitler to Niemcy, tak samo jak Niemcy to Hitler. Hitler! Sieg Heil!” Hitler odegrał swoją rolę kapłana w służbie mitu - mitu Przywódcy, który wzniósł się z nizin, by pokierować losem narodu. Część jego przemówienia zawierała klarowne przesłanie: „Rola rewolucji narodowosocjalistycznej jako rewolucyjnego procesu zdobywania władzy jest zakończona”. Kwestia wzajemnego stosunku partii i państwa została rozwiązana dzięki ostatecznemu umocnieniu pozycji Hitlera jako wodza partii - poprzez czystkę w SA, oraz głowy państwa - poprzez sukcesję po Hindenburgu. Na zlocie we wrześniu 1934 roku Hitler mógł zatem zapewnić partię, że: „To nie państwo kieruje nami, lecz raczej my państwem. To nie państwo powołało nas do istnienia, lecz raczej my państwo”. Minister spraw wewnętrznych, Frick, pośpieszył z oświadczeniem, w którym wyjaśnił, że Hitler nie miał na myśli, iż odtąd partia staje ponad państwem, a jedynie, że „przywódcy partii powoływani są na kierownicze stanowiska w państwie i nim kierują”. Ale Frick nie wyjaśnił, co takiego miał na myśli Hitler, stwierdzając dalej, że przywódcy „dzisiejszych Niemiec mają w rękach praktycznie nieograniczoną władzę”, i dodając: „ostateczna konsolidacja narodowosocjalistycznej władzy” pociągnie za sobą „realizację narodowosocjalistycznego programu narzuconego odgórnie”. Kryzys roku 1934 sugeruje możliwość pogodzenia ze sobą dwóch sprzecznych wizji osobowości Adolfa Hitlera-polityka, tej, która przedstawia go jako oportunistę, z tą, według której wypowiadając słowa o „programie wprowadzanym odgórnie” miał na myśli z góry określone cele. O ile bowiem sposób rozegrania sytuacji kryzysowej, której przebiegu nie mógł przecież przewidzieć, wskazuje na wyraźny oportunizm, o tyle wynik trudno uznać za przypadkowy. Przemiana sytuacji grożącej, na skutek wewnętrznych podziałów, katastrofą jego partii w osobisty tryumf, stawiający go zarówno ponad partią, jak i ponad państwem, stanowi kolejny przykład, w jak perfekcyjny sposób potrafił wykorzystać nadarzające się okazje, aby służyły realizacji jego dalekosiężnych planów.
Trudno też domniemywać, by Hitler z góry przewidział wszystkie przeszkody, na jakie natrafi jego program zbrojeń lub przyszły pakt ze Związkiem Radzieckim. Jednak dziwnym zrządzeniem losu, zbyt dziwnym, by uznać to za przypadek, przy którym nie wybiegał myślą naprzód, trzy tygodnie po rozprawie z SA Hitler promował SS, dotąd podlegające SA, do rangi samodzielnej organizacji opartej na fundamentalnej zasadzie bezwzględnego posłuszeństwa woli Führera. W ten sposób zastąpił niezdyscyplinowane, a przez to niepewne SA, o wiele sprawniejszym instrumentem, zdolnym do wypełniania tych samych, jak również wielu innych zadań, szczególnie w okresie budowy rasowego imperium na Wschodzie, co zawsze stanowiło jego najważniejszy cel. Pogląd ten znajduje dodatkowe oparcie w fakcie, iż tydzień po solennym zapewnieniu armii, że pozostanie jedyną siłą zbrojną w państwie, Hitler nadał przywilej noszenia broni SS. Przywilej początkowo zezwalał tylko na sformowanie jednej dywizji, lecz, jak miało się wkrótce okazać, stał się on punktem wyjścia do stworzenia rewolucyjnej alternatywy dla regularnej armii - tej, która stanowiła marzenie Röhma, i której utworzenia nie dożył.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
Stalin i Hitler - porównanie Późny rok 1934 (Stalin 54-55 lat, Hitler 45 lat) I
W słynnym cyklu wykładów o filozofii dziejów, wygłoszonym na uniwersytecie berlińskim na sto lat przed dojściem Hitlera do władzy, Hegel wskazał na rolę „światowo-historycznych indywidualności”, przez działania których ujawnia się „wola ducha świata” i realizuje plan Opatrzności. „Zasługują na nazwę bohaterów, ponieważ swój cel i powołanie czerpali nie tylko ze spokojnego, uporządkowanego istniejącym układem stosunków, uświęconego biegu rzeczy, lecz ze źródła którego treść była ukryta i jeszcze nie dojrzała do współczesnego istnienia, z wewnętrznego, podziemnego jeszcze ducha, który uderza w skorupę zewnętrznego świata i rozsadza ją, ponieważ jest jądrem różnym od jądra tej skorupy. (Tacy byli Aleksander, Cezar, Napoleon.) Byli to ludzie praktyczni, działacze polityczni. Ale byli to zarazem ludzie myślący, orientujący się w tym, co jest konieczną potrzebą epoki i nakazem epoki. I to jest właśnie prawda ich epoki i ich świata [...] Ich to zadaniem było rozpoznać to ogólne, ten konieczny, najbliższy szczebel w historii świata, uczynić go własnym celem i poświęcić mu swoją energię. Postacie historyczne, bohaterów jakiejś epoki, należy przeto uznać za ludzi najdalej widzących; ich czyny, ich mowy są tym najlepszym, co stworzyła epoka”. Na zarzuty, że działania takich jednostek często stoją w sprzeczności z normami moralnymi i powodują cierpienia innych, Hegel odparł: „Dzieje powszechne toczą się bowiem na płaszczyźnie wyższej niż ta, która jest właściwym terenem moralności, na płaszczyźnie wyższej niż dziedzina prywatnych przekonań, sumienia jednostki. [...] Z tego stanowiska nie musi się wcale podnosić przeciwko czynom historycznym i ich wykonawcom zarzutów natury moralnej, które ich nie dotyczą. Nie musi się wcale przeciwstawiać im całej linii cnót prywatnych: skromności, pokory, miłości bliźniego i dobroczynności. Ale wielki człowiek [dodaje Hegel w innym miejscu] musi zdeptać na swej drodze niejeden niewinny kwiat i niejedną rzecz zburzyć”. Nie wiadomo, czy Hitler lub Stalin mieli kiedykolwiek okazję zapoznać się z tymi fragmentami, ale oddają one bardzo trafnie przekonanie, jakie obaj żywili na swój temat - że do takiej właśnie roli zostali przeznaczeni, a przez to zwykłe miary ludzkiego postępowania nie mają zastosowania w
ich wypadku. Ta wiara stanowi podstawę umożliwiającą bezpośrednie porównanie ich postaci. Koniec roku 1934 z dwóch powodów jest dobrym momentem na małą pauzę i przeprowadzenie takiego porównania. Rozwiązując konflikt narosły pomiędzy SA a armią oraz obejmując stanowisko głowy państwa po Hindenburgu, Hitler zakończył proces konsolidowania władzy. Odtąd może być porównywany ze Stalinem na bardziej równorzędnych zasadach. Drugi powód to ten, że rok 1934 stanowił dla obu pewną granicę, co pozwala nie tylko spojrzeć na ich dotychczasowe kariery, lecz wybiec w przód i odnaleźć pewne wskazówki co do ich przyszłości. Hitler uważał się za człowieka zesłanego przez Opatrzność, by wyrwać naród niemiecki z poniżenia klęski i dekadencji Republiki Weimarskiej, by przywrócić mu należną rasie panów historyczną pozycję oraz by zagwarantować jego przyszłość tworząc germańskie imperium na obszarze Europy Wschodniej. Stalin uznał, że jego misją jest położenie kresu wielowiekowemu zacofaniu Rosji poprzez przekształcenie jej rolniczego społeczeństwa w nowoczesne społeczeństwo industrialne i jednocześnie zbudowanie pierwszego w świecie państwa socjalistycznego. Żaden z tych celów nie mógł zostać osiągnięty bez ogromnych wyrzeczeń materialnych i ofiar w ludziach, ale w tamtej epoce koszty te nie miały żadnego znaczenia. Usprawiedliwić i rozgrzeszyć miała ich historia, tak jak już wybaczała ich poprzednikom - jeśli osiągali sukces. Zagadką pozostaje sposób, w jaki obaj doszli do tego rodzaju przekonania. Już wcześniej omówiłem związek pomiędzy takimi wyobrażeniami na swój temat a narcyzmem, który to termin opisuje stan psychologiczny, kiedy jednostka tak bardzo zaabsorbowana jest własną osobą, że nic, żadna osoba ani przedmiot zewnętrzny, nie stanowi dla niej rzeczywistego punktu odniesienia. Jednostki tego typu przekonane są o swoich wyjątkowych zaletach i wyższości nad innymi, a podważenie tej samooceny - na przykład krytyka -wywołuje u nich gwałtowną reakcję i często pragnienie zemsty. Nawet jeżeli przyjmiemy, że taki związek tu występuje, to nadal nie wyjaśniona pozostaje kwestia, dlaczego spośród wielu przypadków narcyzmu akurat w odniesieniu do tych dwóch osobowości jego efektem było wytworzenie tak niezwykłej psychologicznej siły, siły dającej każdej z nich poczucie misji dziejowej oraz odporność na rozczarowania, niepowodzenia, poczucie winy, wyrzuty sumienia sceptycyzm i krytykę. Siły, która wystarczyła im na całe życie, wynosząc obu na szczyty władzy. Siły, która w wypadku Hitlera przetrwała poniesioną przez niego ostateczną klęskę. Konieczność ograniczenia się w poszukiwaniach źródła tych wyobrażeń jedynie do spekulacji nie przekreśla hipotezy, wspartej ogromną ilością materiałów faktograficznych, że właśnie te wyobrażenia stanowiły jeden z najważniejszych elementów umożliwiających karierę obu przywódcom. I to niezależnie od istotnych różnic w usposobieniu, warunkach, w jakich przyszło im działać, oraz identyfikacji z dwiema wykluczającymi się wzajemnie ideologiami. W wypadku Stalina na drodze samorealizacji zgodnej z przekonaniem o
swej wyjątkowości stanęły dwie przeszkody, z których jedna odnosiła się również do Hitlera. Obaj z Hitlerem rozpoczęli karierę od samego dołu, nie dysponując na starcie żadnymi przyrodzonymi bądź odziedziczonymi atutami, które dawałyby im przewagę nad otoczeniem. Stalin jednak w tym początkowym okresie wyprzedził Hitlera: o wyborze swojej drogi życiowej zadecydował jeszcze przed ukończeniem dwudziestego roku życia. Mimo to ponad połowę następnych osiemnastu lat spędził w więzieniach lub na zesłaniu. Hitler odnalazł ostatecznie swoje powołanie mając lat trzydzieści, i to nie w sztuce, a w polityce. Jednocześnie odkrył wtedy swój talent mówcy. Każdemu, kto zetknął się z nim we wcześniejszym okresie, pomysł, że człowiek ten odegra doniosłą rolę w historii naszego stulecia, musiałby się wydać absurdem. Przeszkody piętrzące się na drodze kariery Stalina zrekompensował łut szczęścia, dzięki któremu jeszcze przed końcem roku 1917, prosto z syberyjskiego zesłania, trafił na stanowisko członka rewolucyjnego rządu. Jednak doświadczenia pierwszej połowy życia, egzystencja na marginesie społeczeństwa, często pośród złodziei i innych wyrzutków - czyniące go, by posłużyć się gruzińskim określeniem, kinto, „ulicznym spryciarzem” pozostawiły trwałe psychiczne obciążenia, od których nie miał się już nigdy uwolnić. Postać, jaka ukształtowała się pod wpływem przeżyć tamtego okresu, miała gwałtowne, szorstkie i trudne usposobienie, co więcej, jej rewolucyjne dążenia zabarwione były bardziej nienawiścią i odrazą niż idealizmem. Stalin nie ufał nikomu ani sam nie wzbudzał niczyjego zaufania i (jak stwierdza Trocki) „uważał, że najprostszą drogą wiodącą do celu jest zorganizowana przemoc”. Innym obciążeniem, którego źródeł należy zapewne upatrywać w jego kaukaskim pochodzeniu, była niezwykła wprost mściwość, zdolność do zapamiętywania uraz połączona z niepohamowaną żądzą zemsty, niezależnie od tego, jak wiele lat upłynęło od zdarzenia, które ją wywołało. Jedna z najbardziej znanych opowieści o Stalinie została kiedyś przytoczona przez Sieriebriakowa. Niegdyś w gronie towarzyszy rozprawiano o pomyśle na idealnie spędzony dzień. Pomysł Stalina był następujący: „Zaplanować artystyczną zemstę na wrogu, wykonać ją co do joty, a następnie pójść do domu i położyć się spokojnie spać”. Ta grubost’ - prymitywizm, grubiaństwo - którą Lenin określił jako „drobiazg, który może nabrać istotnego znaczenia”, chociaż ukryta, pozostała częścią charakteru Stalina do końca jego dni. Nawet wtedy, kiedy został już niepodzielnym władcą Rosji, wciąż zdarzały mu się nagłe, niekontrolowane wybuchy gniewu, skierowane przeciwko tym, którzy mieli odwagę mu się przeciwstawić lub choćby go zirytować. Konsekwencją takiego wybuchu mogła być natychmiastowa utrata zaufania do danej osoby, co najczęściej kończyło się aresztowaniem i zniknięciem delikwenta. Prymitywizm Stalina („azjatyckość”, jak określał to Trocki i inni członkowie Politbiura) szczególnie wyraźnie kontrastował z polorem i obyciem tych towarzyszy, którzy spędzili długie lata na emigracji w Europie. Ich wykształcenie, znajomość obcych krajów i języków oraz łatwość, z jaką roztrząsali skomplikowane kwestie teoretyczne, zarówno w
czasie długich debat, jak na łamach pism, budziły głęboką zawiść Stalina. Ten kontrast pogłębiał jeszcze trudności Stalina w początkowym okresie kariery; dopiero później nauczył się go wykorzystywać jako atut w kontaktach z młodszą generacją członków partii, których doświadczenia były zbliżone do jego własnych. Przez długi czas nie umiał jednak zwalczyć kompleksu niższości, który zagrażał stworzonemu przez niego samego wizerunkowi jedynego godnego spadkobiercy Lenina. Drugą przeszkodą, którą musiał pokonać, była zakorzeniona w partii komunistycznej wrogość do wszelkich przejawów kultu jednostki. Jej przywódcy szczycili się - jako zagorzali marksiści - że decyzje swe opierają na naukowej analizie faktów, odrzucając jednocześnie wszelkie elementy subiektywnych przekonań. W rzeczywistości praktyka odbiegała znacznie od teorii. Stalin jednak musiał się wystrzegać najmniejszej choćby sugestii, że uważa się za jednostkę mającą do spełnienia historyczną misję, to bowiem mogło okazać się fatalne dla jego dalszej kariery. Stalin bardzo wcześnie nauczył się skrywać swe myśli i uczucia przed otoczeniem, dlatego ludzie, którzy kontaktowali się z nim na co dzień w połowie lat dwudziestych, zostali później zaskoczeni jego wyobrażeniami o sobie. Wziąwszy głęboko do serca krytyczne uwagi Lenina o brutalności swych manier, Stalin - wytrawny adept sztuki obłudy - postanowił powściągać język i na kilka lat przybrał pozę umiarkowanego rzecznika zdrowego rozsądku i zwolennika rozwiązań kompromisowych. Zgodnie ze swą ulubioną taktyką posługiwania się do zadania ciosu rękami innych osób pozwolił przejąć Zinowiewowi i Kamieniewowi inicjatywę w atakach przeciwko Trockiemu. Podczas gdy tamci domagali się usunięcia Trockiego z partii, on występował w charakterze moderatora, starającego się załagodzić spór i doradzającego umiar. Dopiero znacznie później Trocki zdał sobie sprawę, że jego najgroźniejszym przeciwnikiem nie był wcale Kamieniew czy Zinowiew, ale właśnie ten trzeci. Kiedy w 1925 roku Kamieniew, teraz już świadom niebezpieczeństwa grożącego ze strony Stalina, potępił na XIV Zjeździe partii „koncepcję jednoosobowego kierownictwa”, Stalin bez mrugnięcia okiem odparł, że oczywiście nie może być mowy o żadnej alternatywie dla zasady kolektywnego sprawowania władzy. To opozycja, stwierdził, dąży do wyeliminowania poszczególnych członków kierownictwa i tu wymienił pięć nazwisk niezastąpionych jego zdaniem towarzyszy, z których trzech sam skazał później na śmierć. Manewry, jakie w ciągu sześciu lat pozwoliły mu pozbyć się zarówno opozycji, jak i rywali, stanowią modelowy przykład politycznego makiawelizmu, w którym wykorzystano każdą sztuczkę i każdy podstęp zalecany przez florentyńskiego mistrza. Stalin, podobnie jak Hitler, przywiązywał dużą wagę do wyboru odpowiedniego momentu do przeprowadzenia ataku oraz posiadał tę samą intuicję, pozwalającą mu wczuć się w mentalność przeciwnika i odkryć jego słabe punkty. Niewątpliwie zdolności organizacyjne i przywódcze Stalina, osłabiane były przez wady jego charakteru i usposobienie. Na przykład, nadzwyczajny wprost dar zapamiętywania szczegółów łączył z niezwykłą podejrzliwością, szczególnie w stosunku do sprzymierzeńców i osób zbyt
gorliwie manifestujących swą lojalność. Fałsz i zdrada były jego drugą naturą. Jeżeli sytuacja to umożliwiała przedkładał zakulisowe podchody i manipulacje nad frontalny atak. Pierwszy otwarty ruch pozostawiał przeciwnikowi, by następnie posłużyć się kimś innym do zadania mu niespodziewanego ciosu w plecy. To właśnie jego umiejętność niszczenia wroga na raty miał na myśli Bucharin, określając go mianem mistrza „dawkowania”. Przeanalizowane krok po kroku jego natarcie układa się w zagmatwany wzór obejść, taktycznych odwrotów, ruchów skoczka szachowego i zmian kursu. Cały ten oportunistyczny arsenał łączy jeden cel, który ani przez moment nie znika z jego pola widzenia - umacnianie własnej pozycji. W miarę zbliżania się do celu wzrasta pewność siebie sekretarza generalnego przypomnijmy: nie wodza - w gromieniu frakcyjności i odchyleń oraz w wykorzystywaniu do skrywania własnych intryg autorytetu Lenina i twierdzeń o działaniu w interesie partii. Dopiero w pięćdziesiątą rocznicę urodzin Stalina, w 1929 roku, tytułem próby, a w czasie „zjazdu zwycięzców”, w styczniu roku 1934, już otwarcie, wdzięczna partia doceniła zasługi swego przywódcy - o co Stalin nigdy otwarcie nie zabiegał. To ukoronowanie i wiodący do niego proces są doskonałą ilustracją taktyki politycznej Stalina w latach dwudziestych - utajonego sprawowania władzy. Stanowią też przeciwieństwo całkowicie jawnych roszczeń Hitlera do uznania jego wyjątkowej pozycji wodza partii. Słowa Hegla przytoczone na początku tego rozdziału wskazują jeszcze jeden atut, jakim dysponował Hitler, atut w postaci głęboko zakorzenionego i podtrzymywanego przez filozofię i literaturę niemiecką XIX wieku mitu „heroicznego przywódcy”. Postać tę tak charakteryzuje J.P. Stern: „potężna i wojownicza osobowość, narzucająca swe ideały światu, i próbująca ukształtować go na swoją modłę”. Jedyną w swoim rodzaju syntezę tego mitu znajdujemy u Nietzschego. Przyszłość - głosi on - należy do polityka-artysty, przywódcy, który w poprzednim wcieleniu był artystą. „Takie istoty nie są obliczalne, przychodzą one jak przeznaczenie, bez powodu, bez względu, pozoru, zjawiają się jak grom, zbyt strasznie, zbyt nagle, zbyt przekonywająco, zbyt »inaczej«, by nawet znienawidzone być mogły... Działa w nich ów straszliwy egoizm twórcy, który patrzy jak spiż i jak matka przez dziecię swoje, czuje się z góry usprawiedliwionym przez swe dzieło na wieki”. Stern uzupełnia cytat z Nietzschego dwoma cytatami innego „artysty o spiżowym wejrzeniu”, Mussoliniego: „Kiedy masy ludzi są jak wosk w moich rękach, kiedy wzniecam w nich wiarę lub kiedy schodzę między nich, a oni omal mnie nie tratują, wtedy czuję, że jestem ich częścią”, i „Lenin to artysta, którego tworzywem byli ludzie, tak jak tworzywem innych były marmur lub metal”. Przygnębienie wywołane klęską i rozbicie niemieckiego społeczeństwa po wojnie oraz odrzucenie wartości demokracji weimarskiej przez „nacjonalistycznie nastawione” odłamy narodu sprawiły, że w społeczeństwie niemieckim z nową siłą odżyła idea wodza-bohatera. Mussolini wskazał drogę, jak można wcielić ją w życie, a jego przykład
wywarł głębokie wrażenie na Hitlerze. W momencie gdy Hitler podjął decyzję, by szukać swego powołania nie w sztuce, lecz w polityce, w Niemczech istniał już odpowiedni klimat i publiczność, która gotowa była go wysłuchać. Podczas gdy Stalin borykał się z ograniczeniami narzucanymi przez marksistowską niechęć do personalizacji życia politycznego i musiał ukrywać swoje ambicje oraz prawdziwy charakter, Hitler od początku mógł z nich czynić nieograniczony użytek. Jednym z pierwszych błyskotliwych sukcesów, którymi Hitler mógł zaimponować nacjonalistycznej „klienteli”, było błyskawiczne podniesienie się po upokarzającej klęsce puczu w roku 1923, co zawdzięczał zresztą własnej postawie w późniejszym procesie. Mimo to, opuszczając więzienie w końcu następnego roku, musiał przystąpić do budowania partii niemal od podstaw. Klimat społeczny krótkiego okresu dobrobytu i stabilizacji, jaki przeżywały Niemcy pod koniec lat dwudziestych, był jednak o wiele mniej sprzyjający temu celowi niż sytuacja sprzed kilku lat. Hitler nie mógł przewidzieć, że prosperity szybko się skończy, dlatego moment ten stanowił test siły jego woli (i wiary w swoją „światowo-historyczną misję”). Swe przekonania o decydującym znaczeniu ludzkiej woli umacniał Hitler studiując pisma niemieckich myślicieli XIX wieku, a szczególnie dwóch filozofów. Pierwszym z nich był Schopenhauer, z którego dzieła Świat jako wola i wyobrażenie, zgodnie z relacją sekretarki, Hitler potrafił cytować obszerne fragmenty. Drugi to Nietzsche; jego dzieła zebrane ofiarował Mussoliniemu, „niezrównanemu mężowi stanu”, autorowi „marszu na Rzym”, który udowodnił, że możliwe jest odwrócenie historycznego procesu rozkładu państwa. Hitler negował istnienie obiektywnych przeszkód w osiąganiu założonych celów. Potrafił dostrzec jedynie ludzką niekompetencję lub złą wolę. Odpowiada to przekonaniu Stalina, że problemy, z jakimi miał do czynienia wprowadzając program kolektywizacji, wynikały z braku zaangażowania działaczy szczebla lokalnego, oporu wrogo nastawionych kułaków oraz knowań wszechobecnych wrogów i szkodników. Sile woli i wyrazistości celu, które charakteryzowały obydwu, towarzyszyła elastyczność taktyki. Podkreślanemu w licznych deklaracjach przywiązaniu Stalina do idei „kolektywnego kierownictwa”, podczas gdy w rzeczywistości dążył do zastąpienia go dyktaturą odpowiada proklamacja Hitlera o „legalności” działania, stanowiąca fasadę skrywającą dążenia do politycznego przewrotu i obalenia rządów prawa. Okolicznością korzystną dla Stalina był fakt, że pełnił kierowniczą funkcję w partii, która zdobyła monopol władzy. Ani razu w czasie swojej kariery nie musiał stawać do walki wyborczej, ani razu nie musiał poddawać się weryfikacji wyborów powszechnych. W odróżnieniu od Hitlera nigdy też nie kontaktował się bezpośrednio z masami; „lud”, z którego cierpień i potrzeb komunizm czerpał swą siłę, pozostawał dla niego abstrakcją. Swoją drogę na szczyt zawdzięczał pracy organizatora, członka aparatu, i powolnemu zdobywaniu partii od środka. Prawie wszystkie jego przemówienia wygłaszane były z okazji różnego rodzaju wydarzeń partyjnych, gdzie krytyka, z jaką mógł się spotkać, mieściła się zawsze w nurcie ideologii marksistowskiej. Ponadto, z
biegiem czasu, jego audytoria coraz bardziej skłonne były do zagłuszania i przegłosowywania oponentów. Hitler, podobnie jak Stalin, pogardzał demokracją. Musiał jednak pogodzić się z faktem, że aby zdobyć pozycję umożliwiającą jej zniesienie, ma do wyboru tylko dwie drogi: próbę kolejnego puczu - tę możliwość odrzucił, chociaż wykorzystywał ją jako element nacisku - lub grę o głosy wyborców, oznaczającą włączenie się w system demokratyczny, w którym upatrywał źródła wszelkiego zła. Jednym z przejawów geniuszu politycznego Hitlera było odkrycie słabego punktu tradycyjnych partii konserwatywnych. Podpatrując austriackich i niemieckich marksistów, Hitler zrozumiał, że należy zdobyć poparcie ludu i przystąpić do organizowania pierwszego w świecie masowego ruchu antydemokratycznego, antymarksistowskiego i nacjonalistycznego. Wraz z Goebbelsem udało mu się stworzyć unikalny styl politycznego działania który posłużył do kompromitowania demokratycznych instytucji, zapewniających swobodę poczynań, mających w efekcie doprowadzić do ich obalenia. Naziści nie kryli się ze swymi celami. W przededniu wyborów w 1928 roku, podczas których Goebbels zdobył jeden z dwunastu mandatów, jakie przypadły wtedy nazistom, napisał on w artykule opublikowanym przez „Der Angriff”: „Ruszamy do Reichstagu po to, by zaopatrzyć się w broń z arsenału demokracji. Nasze mandaty wykorzystamy, aby sparaliżować demokrację weimarską przy jej własnej pomocy. Jeżeli demokracja jest tak głupia, by oferować nam za to zniżki przejazdowe i diety poselskie - to jej sprawa... Sięgniemy po każdy legalny środek, by zmienić istniejący porządek rzeczy. Jeśli w tych wyborach uda nam się umieścić sześćdziesięciusiedemdziesięciu działaczy naszego ruchu w różnych parlamentach kraju, wtedy państwo samo przejmie finansowanie naszej machiny bojowej... Mussolini także wszedł do parlamentu, ale zaraz potem poprowadził swe Czarne Koszule na Rzym... Niech nikt nie sądzi, że parlamentaryzm stanie się naszą drogą do Damaszku... Przychodzimy jako wrogowie! Wpadamy tam jak wilk do owczarni. Odtąd nie będziecie już sami we własnym gronie!” W roku 1928 nikt nie zwrócił na ten artykuł uwagi, ale kiedy dwa lata później naziści zdobyli 7 milionów głosów i 107 mandatów, co uczyniło ich najsilniejszym ugrupowaniem w parlamencie, okazało się, że przepowiednia Goebbelsa spełniła się co do joty. Jako twórca własnej partii Hitler mógł zaoszczędzić sobie wielu wybiegów, do których musiał uciec się Stalin, aby ukryć własne ambicje. Jego pozycja jako Führera, decydującego o polityce partii i wydającego rozkazy, była niepodważalna i nie wymagała żadnego kamuflażu. Rozumieli to i akceptowali wszyscy członkowie NSDAP, nawet ci, co wstąpili w jej szeregi w połowie lat dwudziestych. W odróżnieniu od starych bolszewików, którzy z nostalgią wspominali czasy Lenina, kiedy to linia partii była ustalana w trakcie otwartej dyskusji, i którzy nigdy tak naprawdę nie uznali Stalina za godnego następcę wielkiego poprzednika, nazistowscy Alte Kampfer mogli szemrać, ale nigdy nie ważyliby się kwestionować przywództwa Hitlera.
W rezultacie Hitler nigdy nie odczuwał takiej silnej potrzeby uznania, jaka dręczyła Stalina, a NSDAP nie przeżyła ani jednej z fali czystek wstrząsających kierownictwem WKP(b). Hitler nie potrzebował też stosować metody „dziel i rządź”, gdyż nie miał rywali, których musiałby się obawiać. Jego najbardziej zacięci krytycy, Gregor Strasser i Röhm, chociaż nie zgadzali się z nim w ocenie polityki, mieli pełną świadomość, że nie są w stanie go zastąpić. Czystka roku 1934 nie stanowi tu wyjątku. Powodem buntu Röhma i SA nie było rozczarowanie Hitlerem, lecz obawa, że to on może chcieć się ich pozbyć. Sam Hitler, acz niechętnie, zgodził się wreszcie na czystkę z powodów czysto politycznych - by nie utracić poparcia armii i zdobyć sukcesję po von Hindenburgu. Podobnie jak Stalin, Hitler przepełniony był nienawiścią. Nienawidził „listopadowych zbrodniarzy”, którzy zdradzili Niemcy; nienawidził marksistów, gdyż zamącili w głowach uczciwym niemieckim robotnikom; Żydów, za spiskowanie przeciwko rasie aryjskiej; świata burżuazji za to, że odrzucił go w okresie wiedeńskim; wyfrakowanych i paradujących w cylindrach narodowych konserwatystów, bo pogardzali zbyt prymitywnymi i wulgarnymi w ich mniemaniu nazistami i nie chcieli wejść z nimi w koalicję. Wszystkim tym grupom poprzysiągł zemstę - i jej dokonał. Cokolwiek jednak by sądzić o jego nastawieniu do poszczególnych grup lub o długiej liście porachunków, które zamierzał wyrównać, jedno jest pewne - Hitler nie cierpiał na kompleks niższości. Pogardzał tymi ludźmi i szydził z nich jako z karłów niezdolnych do ogarnięcia prawdziwego geniuszu. „Nienawiść jest dla niego jak wino - zanotował Hermann Rauschning - upaja go. Trzeba samemu wysłuchać jednej z jego potępieńczych tyrad, by pojąć, w jaki sposób potrafi rozkoszować się nienawiścią”. Przekonanie Stalina o misji dziejowej, jaką miał do spełnienia, było ściśle związane z identyfikacją z ideologią marksizmu-leninizmu - która w jego mniemaniu odkryła prawa rządzące rozwojem historycznym, oraz z partią - która była narzędziem do ich realizacji. Także Hitler uważał swoją misję za zakorzenioną w historii. „Ten, kto nie ma zmysłu historii twierdził - jest jak człowiek pozbawiony uszu lub oczu”. Jednak jego sposób pojmowania historii zdecydowanie różnił go od Stalina. Hitler obejmował myślą okres wielu wieków. Ze swych lektur wybierał tylko te fragmenty, które pasowały do z góry założonego przezeń schematu myślowego. „Często zastanawiam się, dlaczego upadł świat antyczny” spekulował Hitler w czasie rozmów przy stole. Jego ulubiona odpowiedź zawierała tezę, że chrześcijaństwo - wynalazek Żyda, Saula z Tarsu, znanego lepiej jako święty Paweł - odegrało tak samo destrukcyjną rolę w starożytności, jak we współczesnej Europie bolszewizm - wynalazek innego Żyda, Karola Marksa. Patrząc na swoje miejsce w historycznym procesie kształtowania dziejów, Hitler uznał, że przyszedł na świat w równie krytycznym momencie, kiedy to liberalno-burżuazyjny świat XIX stulecia rozpadał się na kawałki. Przyszłość miała należeć do „żydowsko-bolszewickiej” ideologii i zafascynowanych marksizmem mas. Europę mogła uratować jedynie rasistowska ideologia nazizmu, ideologia nowej elity, i właśnie jej
stworzenie stanowiło cel jego misji. Plemiona germańskie, które doprowadziły do upadku cesarstwo rzymskie były wprawdzie plemionami barbarzyńców, ale obalając zmurszały, stary porządek stworzyły jednocześnie podwaliny nowej prężnej cywilizacji. Podobne zadanie do wykonania mieli naziści - to oni powinni zastąpić umierającą cywilizację Zachodu. Obu liderów łączyła potrzeba dominacji, ich twierdzenia miały rangę dogmatu, a wszelkie próby polemiki lub krytyki wywoływały wybuch ich gniewu. Ich temperamenty były jednak krańcowo różne. Hitlerowi, który ciągle podkreślał, że siła woli stanowi w polityce czynnik decydujący, najwyraźniej z trudem przychodziło ukazanie odbicia tej siły we własnym zachowaniu. To, co u Stalina było naturalne, u niego sprawiało wrażenie sztuczności i emfazy. Jego gesty były teatralne, a ruchy gwałtowne i niezgrabne. Kiedy musiał podjąć decyzję, Hitler długo się zastanawiał, a i potem jeszcze przeżywał rozterki, wahał się i zmieniał zdanie. Stan ten mógł trwać nawet kilka tygodni, co doprowadzało jego sztab do rozpaczy. Hitler musiał jednak mieć pewność, że nadszedł właściwy moment do działania w danej sprawie. Zawsze też bardzo wnikliwie analizował wszystkie decyzje pod kątem ich społecznego odbioru i wpływu na własną popularność. Za przykład mogą posłużyć: odmowa zgody na dewaluację marki, inflację i wprowadzenie służby wojskowej dla kobiet w okresie wojny. Nawet po podjęciu decyzji często niepokoił się o jej konsekwencje i wpadał w stan nerwowego napięcia, które znajdowało ujście w wybuchach gniewu, pretensji do otoczenia, a nawet rozpaczy. Podczas gdy w momentach krytycznych Stalin zachowywał kamienny spokój, Hitler stawał się niewolnikiem własnych nerwów. Taki temperament z łatwością można by przypisać człowiekowi, który ma trudności ze sprecyzowaniem celu, do jakiego zdąża. W rzeczywistości jednak skrywał on niezwykłą konsekwencję i determinację nieustannie zaskakującą wrogów (i sojuszników) Hitlera. Ten właśnie upór nie pozwolił mu przyjąć do wiadomości faktu, że poniósł klęskę, a także sankcjonował okrucieństwo, które w swej pogardzie dla ofiar i ludzkiego cierpienia dorównywało bezwzględności Stalina. Równie zwodnicze były zmiany jego nastrojów. W odróżnieniu od Stalina wcielenia opanowania i pewności siebie, Hitler bardzo łatwo wpadał w ekscytację. Podczas gdy Stalin skrywał swoje emocje i nigdy nie mówił więcej, niż to było konieczne, Hitler świadomie je uzewnętrzniał, wylewając przy tym potoki słów. W czasie napadów furii sprawiał wrażenie człowieka, który stracił panowanie nad sobą. Na jego nabrzmiałej od gniewu twarzy pojawiały się wypieki, ryczał na całe gardło, miotając obelgi, machał rękami i walił pięściami w stół. Ci jednak, którzy znali go dobrze, wiedzieli, że Hitler - zgodnie z tym, co sam często mówił o sobie pozostaje „pod spodem zimny jak bryła lodu”. Stalin był nie gorszym aktorem od Hitlera, ale nigdy tego nie demonstrował. Swoje pasje skrywał pod maską obojętności, co zapewne sprawiało, że były one jeszcze silniejsze. Pierwszym sygnałem, mogącym nasunąć podejrzenie, że Stalin cierpi na paranoję, były wypowiedziane
przez niego słowa w okresie procesu szachtyńskiego: „Są wrogowie wewnętrzni, towarzysze. I są wrogowie zewnętrzni. Nie należy o tym nigdy zapominać”. Pełne znaczenie tych słów ujawniło się dopiero wtedy, kiedy Stalin rozpoczął wojnę z klasowym wrogiem - kułakiem. Nacjonalizm Hitlera i jego zwrot ku polityce były także efektem paranoi. Jego zadaniem była przecież obrona Niemców otoczonych od dawna przez samych wrogów: cesarstwo Habsburgów, Słowian, marksistów i Żydów, obrona Niemców, których cesarstwo w 1918 roku zostało zdradziecko ugodzone przez wrogów wewnętrznych oraz pognębione traktatem i reparacjami wojennymi przez wrogów z zewnątrz. Cele te, wyraźnie formułowane od samego początku jego kariery, przyciągnęły ogromne rzesze szarych obywateli owładniętych podobnym paranoicznym przekonaniem, że stały się ofiarami spisku „niewidzialnych wrogów”: kapitalistów, socjaldemokratów, syndykalistów, bolszewików, Żydów i ententy. Ludzie ci gotowi byli pójść za politykiem, który nie tylko podzielał to przekonanie, ale także ich w nim utwierdzał. Stanowili oni masę potencjalnych wyznawców, oczekujących swego mesjasza, który wyzwoli i ukierunkuje ich energię. Tę wiarę najlepiej ilustruje opinia, powtarzająca się w wywiadach przeprowadzonych z niemal sześciuset szeregowymi nazistami (którzy przystąpili do ruchu przed rokiem 1933) przez Theodore’a Abela w roku 1938: „Wierzę, że Los zesłał narodowi niemieckiemu naszego Wodza, Adolfa Hitlera, aby był jego Zbawcą, aby jak promień światła rozproszył morze ciemności”. Dodatkowym wzmocnieniem „urzekającej” mocy osobowości Hitlera było połączenie paranoi z charyzmą (o której trudno mówić w wypadku Stalina). „Dar łaski Bożej”, którym obdarzeni byli przywódcy religijni i prorocy, w swej „świeckiej wersji” (po raz pierwszy opisanej przez Maxa Webera) zawsze mógł zostać wykorzystany do czynienia dobra lub do destrukcji. Że tak było w istocie, świadczą przykłady (ograniczone do naszego stulecia) Gandhiego oraz Franklina Roosevelta - pierwsza z możliwości, i Hitlera - klasyczny przypadek drugiej. Głęboko przekonany o własnym posłannictwie Hitler wierzył, że obdarzony został mocami ponadnaturalnymi. Charyzma pozwoliła mu zaś skupić wokół siebie grupę ludzi podobnie jak on przeświadczonych o jego misji i nadludzkich możliwościach. Ludzie ci gotowi byli zaakceptować każde twierdzenie tylko dlatego, że padło z jego ust, tak jak gotowi byli spełnić bez wahania każdy wydany przez niego rozkaz. Środkiem służącym do utrwalania tej więzi i jednocześnie świadczącym o zdolnościach do dramatyzowania własnej postaci był jego niewątpliwy talent oratorski. Przemówienia Hitlera odbiegały od standardów mów politycznych, nawet tych wygłaszanych przez wytrawnych mówców. Gdyby oceniać je na podstawie tradycyjnie przyjętych kryteriów, to Hitlerowi-mówcy można by zarzucić wyraźne wady. Mówił dużo, rozwlekle, często powtarzając te same myśli; rozpoczynał niezręcznie, a kończył zbyt gwałtownie. Ale te niedostatki znaczyły niewiele w porównaniu z mocą i pasją, z natężeniem nienawiści, furii i groźby zawartych już w samym tonie jego głosu. Poniższy cytat z Nietzschego, na
którego opinie powoływaliśmy się uprzednio, tak wyjaśnia efekt oratorskiego stylu Hitlera: „Ludzie wierzą w to, co wydaje się im poparte silną wiarą”. Hitler posiadał dar odczytywania myśli swego audytorium, dlatego często rozpoczynał niepewnie i powoli, aby wyczuć jego nastrój. Wiele lat po zerwaniu z Hitlerem Otto Strasser, brat Gregora, napisał: „Z czułością sejsmografu, lub raczej radia, Hitler reaguje na najdrobniejsze drżenie ludzkich serc, co pozwala mu z niezachwianą pewnością, która nie może być efektem żadnego ze świadomych jego talentów, stawać się głośnikiem proklamującym najskrytsze pragnienia, najmniej uświadamiane instynkty, bolączki i osobiste bunty całego narodu”. Ale Hitler nie ograniczał się wyłącznie do wykorzystywania nastrojów tłumu. We fragmencie pochodzącym z roku 1878, lecz który równie dobrze mógłby odnosić się do Hitlera, Nietzsche napisał: „We wszystkich wielkich oszustach daje się zauważyć pewne zjawisko, któremu zawdzięczają swą potęgę. Podczas właściwego aktu oszustwa wśród tych wszystkich przygotowań, kiedy głos, wyraz, gesty, stają się wstrząsające, pośród owej obfitującej w efekty sceneryi, zstępuje na nich wiara w samych siebie: ona to jest tem, co tak cudownie i przekonywająco przemawia do otaczających”. Była to relacja zwrotna. Hitler nie tylko oferował słuchaczom wiarę i nadzieję, lecz z kontaktu z nimi czerpał nową wiarę i potwierdzenie własnej samooceny. W tym sensie mit Führera został w równym stopniu stworzony przez jego zwolenników - stanowiąc ucieleśnienie ich podświadomych potrzeb - jak narzucony im przez Hitlera. Tego talentu Stalin nie posiadał. Zresztą i tak byłby on bezużyteczny i źle odebrany przez audytoria, które musiał zdobywać. Nie były to wszak masowe wyborcze wiece, lecz izolowany świat centralnych organów radzieckiej partii komunistycznej. Siłę oporu, jaki mógł napotkać każdy, na kogo padło podejrzenie, że przygotowuje się do roli Napoleona stojącego na czele termidoriańskiej reakcji, ilustruje przykład Trockiego - jedynego z następców Lenina obdarzonego charyzmą, za co przyszło mu drogo zapłacić. Tradycja, na której wspierał się Hitler, pozwalała mu otwarcie głosić własne posłannictwo i jednocześnie otrzymywać jego potwierdzenie. Stalin został pozbawiony tego potężnego zwrotnego wzmocnienia, gdyż nie posiadał talentu oratorskiego Hitlera (czy w ogóle istniał drugi taki mówca?), ale przede wszystkim dlatego, że nie było nań miejsca w środowisku, w którym przyszło mu działać. Natomiast paranoiczna wiara w spiski i mania prześladowcza znalazły pożywkę zarówno w historii rosyjskich podziemnych ruchów marksistowskich, jak i w całej historii Rosji, kraju, w którym od czasu powstania dekabrystów w 1825 roku nieustannie powstawały tajne stowarzyszenia. Niemniej wszystko, co tchnęło posmakiem charyzmy, budziło w rosyjskich rewolucjonistach głęboką nieufność choćby ze względu na związek z religią lub potężnymi irracjonalnymi siłami, tkwiącymi w rosyjskim społeczeństwie, a opisywanymi na przykład przez
Dostojewskiego. Dlatego dopiero martwy Lenin mógł stać się obiektem kultu, bowiem za życia stanowczo sprzeciwiał się wszelkim próbom apoteozy. Utożsamiając się z postacią Lenina, Stalin zdołał po pewnym czasie przejąć część magicznej aury otaczającej to imię i w ten sposób stworzyć podstawy do własnego „kultu jednostki”. Trudno jednak sobie wyobrazić, aby w 1934 roku mógł marzyć o tak spontanicznym powitaniu, jakie zgotowano Hitlerowi, kiedy podróżował po Turyngii. Towarzyszący mu Speer stwierdził, że po wyjściu przed gospodę, gdzie kawalkada zatrzymała się na nie zapowiedziany postój, Hitler został powitany przez tysięczne tłumy i obsypany kwiatami. W pewnym momencie odwrócił się do Speera i powiedział: „Tak witany był dotychczas tylko jeden Niemiec: Luter! Kiedy jechał, z daleka nadciągali ludzie i witali go uroczyście. Tak jak dzisiaj mnie”. Stalin okazywał niechęć i irytację, kiedy chwalono go publicznie i obsypywano pochlebstwami, ale jego potrzeba powszechnego uznania, o które Hitler nie musiał się martwić, pozostawała niezaspokojona. W swoich pamiętnikach Chruszczow opisuje pewien wybieg, do którego uciekł się Stalin: „Ostrożnie, ale celowo, poddawał swemu otoczeniu myśl, że jego prywatna opinia o Leninie różni się od tej, którą wyznawał publicznie”. Łazar Kaganowicz szybko pojął znaczenie tej aluzji: „Kaganowicz odsuwał wtedy z impetem krzesło, stawał wyprostowany i krzyczał: »Towarzysze, czas już powiedzieć ludziom prawdę. Cała partia mówi tylko o Leninie i leninizmie. Musimy powiedzieć sobie szczerze. Lenin zmarł w 1924. Ile lat przepracował dla partii? Co osiągnięto pod jego kierownictwem? Porównajmy to z naszymi osiągnięciami pod przywództwem Stalina! Nadszedł czas, by zastąpić hasło ‘Niech żyje leninizm!’ hasłem ‘Niech żyje stalinizm!’«. Podczas tych tyrad siedzieliśmy wszyscy w ciszy ze spuszczonym wzrokiem. Stalin jako pierwszy i jedyny przeciwstawiał się Kaganowiczowi. »O czym wy mówicie?« - odzywał się. - »Jak śmiecie w ogóle o tym wspominać?« Ale z tonu jego głosu można było wyczytać, że czeka, żeby ktoś mu zaprzeczył. Takie sztuczki znane są doskonale pośród naszego chłopstwa... Stalin lubił karcić Kaganowicza: »Kim jest Lenin? Lenin to strzelista wieża! A kim jest Stalin? Stalin to zaledwie mały palec!« Ale to wzmacniało tylko upór Kaganowicza... Te utarczki pomiędzy nimi stawały się coraz częstsze i trwały aż do samej śmierci Stalina. Nikt inny nie brał w nich udziału, a do Stalina zawsze należało ostatnie słowo”. II Stalin nigdy nie pozbył się podejrzeń, że pozostali członkowie kierownictwa partii, niezależnie od poparcia wyrażanego dla jego polityki i publicznych dowodów uznania, ciągle nie akceptują go jako przywódcy tego samego formatu co Lenin. Jeszcze mniej prawdopodobne wydawało mu się, aby kiedykolwiek ujrzeli jego osobę w tym samym świetle, w jakim widział ją sam. Ten brak zaufania wzmocnił te cechy jego
charakteru, które dostrzegali wszyscy stykający się z nim nawet we wczesnym okresie działalności: samodzielność i samowystarczalność. Tylko nieliczne ze znanych mu osób wywarły na nim głębsze wrażenie (jedynym pewnym wyjątkiem pozostaje Lenin), ale i tak niewiele dbał o to, jaką miały o nim opinię. Ci, którzy się z nim zetknęli, natychmiast dostrzegali niezwykłą siłę jego woli połączoną z wyraźnie wyczuwanym brakiem sympatii dla ludzi. Cechy te pomogły mu przetrwać trzy lata wśród mroźnych pustkowi Syberii, nie tęskniąc za ludzkim towarzystwem. To, że przez długi czas mógł tylko marzyć o odegraniu historycznej roli, do której, jego zdaniem, został stworzony, sprawiło, że stał się zgorzkniały i konfliktowy. Ale gdy tylko zarysowała się możliwość objęcia sukcesji po Leninie, siła woli stała się źródłem energii wewnętrznej, którą wykorzystał do osiągnięcia tego celu. Bezwzględność stanowiła w oczach Stalina, tak jak Hitlera, najwyższą cnotę. Wspaniałomyślność usprawiedliwiały wyłącznie względy praktyczne. W rosyjskiej tradycji rewolucyjnej za cnotę uważano również nieliczenie się z ludzkim życiem, jeśli miało to doprowadzić do ustanowienia bardziej sprawiedliwego porządku społecznego. Socjaliścirewolucjoniści w ten sposób usprawiedliwiali terror indywidualny, a bolszewicy terror masowy, skierowany przeciwko całym klasom, takim jak burżuazja czy kułacy. Bezpośrednim realizatorem zalecanego oficjalnie przez Lenina i Trockiego terroru był pierwszy szef CzeKa, nieprzekupny Dzierżyński, wykonujący postawione mu zadanie z fanatycznym samopoświęceniem. Jeżeli Stalin miał jeszcze resztki skrupułów, to z pewnością pozbył się ich dość szybko, gdyż misja, jaką miał do spełnienia, zapewniała mu rozgrzeszenie i broniła go przed litością lub poczuciem winy wobec milionów istnień, które zgładził, działając w imię dziejowej konieczności. Gdyby Stalin pożądał władzy i zdobył ją, by zaspokoić jedynie chęć jej posiadania, wtedy po wyeliminowaniu opozycji z prawa i z lewa nie odważyłby się na tak ryzykowne przedsięwzięcie jak druga rewolucja. Gdyby był zwykłym, twardogłowym realistą, wystarczyłoby mu po prostu usunięcie rywali, po czym, przynajmniej przez pewien czas, mógłby spocząć na laurach i rozkoszować się owocami zwycięstwa. Ta wizja jego osobowości nie uwzględnia jednak tak istotnego elementu, jakim było pragnienie, by ci, których pokonał, uznali, że jest godnym następcą Lenina. Nie zamierzam tutaj ożywiać teorii historycznej o „wielkich ludziach”. Nie chcę też sugerować, że Stalin mógł doprowadzić do tak głębokich zmian w życiu Rosji bez entuzjastycznej - a przynajmniej, w późniejszym okresie, chętnej - współpracy wielu tysięcy członków partii. Rozczarowani „nikczemnymi” kompromisami NEP-u wierzyli oni, że program Stalina przywróci bojowego ducha partii i że uda się dokonać przełomu na drodze do zbudowania socjalistycznego społeczeństwa. Podtrzymanie tej wiary wymagało od Stalina ogromnego wysiłku woli. Nie wystarczały tu tylko jego umiejętności przywódcze, potrzebne było wewnętrzne przekonanie, że zdoła sprostać zadaniu, które, jak sądził, historia wyznaczyła Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) i jemu jako jej wodzowi.
Przeżycia związane z przeprowadzaniem „odgórnej rewolucji” pozostawiły trwały ślad w psychice Stalina. Rezultatem nie było jednak zwątpienie lub wyrzuty sumienia, lecz pogłębienie już wcześniej zauważalnych skłonności paranoicznych, co niewątpliwie doprowadziło do bezprecedensowych procesów i czystek końca lat trzydziestych, stanowiących klasyczny przypadek zjawiska, które Harold Lasswell opisał jako „przeniesienie afektów osobistych na sferę publiczną”. Pierwsza wzmianka o rozpoznaniu u Stalina paranoi pochodzi z grudnia 1927 roku, kiedy to w Moskwie odbyło się międzynarodowe sympozjum psychiatrów. Duże zainteresowanie zagranicznych gości wzbudził czołowy radziecki neuropatolog, profesor Władimir Bechterew z Leningradu. Przykuł on też uwagę Stalina, który zaprosił go do siebie. Po spotkaniu (22 grudnia) Bechterew opowiedział swemu asystentowi, Munuchinowi, że Stalin to typowy przypadek ciężkiej paranoi i że niebezpieczny człowiek stoi teraz na czele państwa. Niespodziewana choroba i śmierć Bechterewa, jeszcze w hotelu w Moskwie, nasunęła uzasadnione podejrzenia, że Stalin kazał go otruć. Nie wnikając w prawdziwość tej hipotezy, dodajmy, że kiedy we wrześniu 1988 roku „Litieraturnaja Gazieta” opublikowała doniesienie o diagnozie Bechterewa, wybitny radziecki psychiatra, profesor E.A. Lichko, uznał ją za trafną. W uzupełnieniu dodał on, że dotychczasowe badania wykazały, iż ataki paranoi wywoływane są przez okoliczności zewnętrzne oraz sytuacje stresowe i zazwyczaj mają charakter nawracający - wybuchają nagle, a potem się cofają. Profesor Lichko zasugerował, że w wypadku Stalina ataki wystąpiły w okresie 1929-1930, przed kampanią rozkułaczania, i później w latach 1936-1937, czego wynikiem stały się czystki w kierownictwie partii i dowództwie armii. „Nie wykluczam, że kolejny atak miał miejsce na początku wojny, kiedy przez kilka pierwszych dni Stalin odsunął się od kierowania krajem. Podobnie mogło się zdarzyć w końcowym okresie jego życia w związku ze »sprawą lekarzy«”. Pozostawiając na boku „spory, których przedmiotem jest wiarygodność metod naukowych psychohistorii, można z niewielkim ryzykiem popełnienia błędu postawić tu dwa wnioski. Po pierwsze należy stanowczo odróżnić chorobę psychiczną, która odbiera choremu zdolność do normalnego funkcjonowania, od wielu rodzajów zaburzeń osobowości, w czasie których osoba wykazująca takie odchylenia pozostaje zdolna do działania, posiada pełną świadomość swoich czynów i może być za nie pociągnięta do odpowiedzialności. Bez wątpienia tylko ten drugi przypadek wchodzi w grę, gdy dyskutowana jest kwestia paranoicznych skłonności Stalina i Hitlera. Dwa podstawowe podręczniki psychiatrii, The Harvard Guide to Modern Psychiatry i The Oxford Textbook of Psychiatry, tak opisują elementarne cechy osobowości paranoicznej: usystematyzowany i zwarty system urojeniowy, rozwijający się w wieku średnim, jako ograniczony nie powoduje osłabienia innych funkcji umysłowych i osobowość chorego pozostaje w zasadzie niezmieniona, umożliwiając mu sprawne funkcjonowanie w relacjach z otoczeniem. Po drugie, jeśli nawet - by trzymać się naszego zwykłego, codziennego
słownika - odrzucimy terminy naukowe i greckie słownictwo, takie jak paranoja, to i tak objawy charakterystyczne dla stanów paranoicznych chroniczna podejrzliwość, zaabsorbowanie własną osobą, zazdrość, nadwrażliwość, megalomania - wymieniane są najczęściej przez osoby, które miały okazję poznać Stalina bliżej. Stalin reagował ostro na krytykę, przeciwstawianie się jego zdaniu i złe wiadomości, słowem na wszystko, co mogło podważyć jego samoocenę lub wzbudzić wątpliwości i wyrzuty sumienia. Broniąc się przed takim niebezpieczeństwem wytworzył wiele psychologicznych mechanizmów obronnych, które Robert Tucker podzielił na następujące kategorie: wyparcie, racjonalizacja i projekcja. Pierwszy z mechanizmów był stosunkowo najprostszy. Stalin najzwyczajniej nie przyjmował do wiadomości niewygodnych i alarmujących faktów. Tych, którzy go o nich informowali, oskarżał o sabotaż, złą wolę, wyolbrzymianie zagrożeń i inne niebezpieczne przestępstwa. Skutek był taki, że inni zniechęcali się do podejmowania podobnego ryzyka. Najlepiej znanym przykładem racjonalizacji jest jego własna inicjatywa, by ujawnić zarzut brutalności wysunięty wobec niego przez Lenina. Sam wspomniał o nim i jednocześnie przedstawił go jako dowód swej gorliwości dla sprawy: „Tak, jestem brutalny, towarzysze, wobec tych, którzy brutalnie i wiarołomnie niszczą i rozbijają partię”. Trzeci z mechanizmów, projekcja, pozwalał mu przypisywać innym własne motywy działania, do których nie chciał przyznać się nawet przed samym sobą. Można tu podać wiele przykładów ataku na niedawnych przyjaciół lub sprzymierzeńców, co usprawiedliwiał wobec siebie i innych oskarżeniami ofiary o zdradę, którą sam szykował. Byłoby stratą czasu dowodzić, że Stalin potrafił odgrywać rolę hipokryty i kłamcy z prawdziwą maestrią. Należy jednak wspomnieć, że wiele ogłaszanych przez niego sukcesów w dziedzinach kolektywizacji, industrializacji czy poprawy warunków bytowych radzieckiego społeczeństwa było zwykłym kłamstwem, z czego zdawało sobie sprawę wielu jego słuchaczy. Przekłamania te mogły być oczywiście efektem podświadomego oszukiwania samego siebie, mogły wynikać z chęci i potrzeby wiary, że taka jest prawda. Najczęściej występującym objawem paranoi jest połączenie urojeń o własnej wielkości z przeświadczeniem, że jest się ofiarą spisku i prześladowań. Rezultat tej mieszanki to chorobliwa podejrzliwość, brak zaufania do otoczenia oraz dążenie do zadania ciosu, który ma uprzedzić atak na własną osobę. Równie charakterystyczna jest zwarta natura zespołu urojeniowego: wychwytywanie najistotniejszych elementów, dopasowywanie ich do logicznie komponującego się scenariusza, zdolność do błyskotliwych modyfikacji, mających na celu ochronę jego spójności. W świecie paranoika żadne wydarzenie nie jest dziełem przypadku. Dwie kolejne cechy znalazły silne odbicie w typie polityki uprawianej przez Stalina i Hitlera. Pierwsza, to ta, że siła urojeń wzrasta, im więcej zawierają w sobie elementów prawdy. W wypadku Stalina elementy te tkwiły korzeniami w tradycji rosyjskich konspiracyjnych ruchów
rewolucyjnych, osłabianych nieustannymi podziałami na frakcje i ostrymi sporami. Z ogromną łatwością przychodziło więc Stalinowi wykrywanie potencjalnych zagrożeń, następnie ich wyolbrzymianie i w końcu likwidowanie. Drugą szczególną cechą jest to, że paranoja nie musi prowadzić do zakłóceń w innych sferach działalności jednostki. Na przykład zakłócać takich zdolności jak talenty oratorskie, organizacyjne czy przywódcze. Potrafi też przynosić wymierne korzyści w sytuacjach kryzysowych, stając się potężnym źródłem energii, wiary we własne siły i słuszność podejmowanych decyzji oraz bodźcem do bezlitosnej rozprawy z wrogiem. Stalin zawsze był podejrzliwy, ale w okresie kolektywizacji jego podejrzliwość przybrała formy obsesji. Wszelkie niepowodzenia przypisywał (posługując się projekcją) swoim ofiarom. Tak więc wina leżała po stronie opierających się kułaków, chytrych chłopów, którzy ukrywali ziarno i odmawiali jego wydania oraz zdradzieckich ukraińskich nacjonalistów, spiskujących przeciwko władzy radzieckiej. Odtąd ufał już tylko sobie, bo nawet własna żona zdradziła go popełniając samobójstwo. Wszędzie widział wrogów i podejrzewał nawet swoich najbliższych współpracowników. Jego córka, Świetlana, pisze: „A kiedy już »fakty przekonały« ojca, że jakiś dobrze mu znany człowiek okazał się złym, zachodziła w nim swoista metamorfoza psychiczna... Przeszłość dla niego umierała, przestawała istnieć i w tym właśnie była cała bezlitosność i okrucieństwo jego natury. Przeszłość jakby dla niego nie istniała; wspólny los, wspólna walka o tę samą sprawę, wieloletnia przyjaźń ulegały przekreśleniu jakimś wewnętrznym, niepojętym gestem - i przepadał człowiek. »Aaa, zdradziłeś mnie - mówiło coś w jego duszy, jakiś straszny szatan brał go w swoje ręce - to i ja ciebie więcej nie znam!«”. Z braku charyzmy, dzięki której Hitler zjednywał sobie zwolenników, Stalin oparł swoją pozycję na potędze wzbudzanego strachu. Uważał się przy tym za jedynego członka radzieckiego kierownictwa, człowieka z ludu, a nie intelektualistę-byłego emigranta, który zdolny jest doprowadzić rewolucję do zwycięskiego końca. Wiara ta wypływała z uznawanej przez niego prostej zasady, że lud rosyjski zawsze był i może być rządzony tylko za pomocą strachu i cierpień. Polityka ta, co doskonale rozumieli jego poprzednicy: Iwan Groźny i Piotr Wielki, wymaga jedynie utrzymywania w stanie zagrożenia samego aparatu władzy, a on już przekaże swój strach społeczeństwu. Przekonania można zmienić, lecz strach pozostaje. Stalin podjął decyzję, że po czteroletniej służbie na stanowisku szefa tajnej policji czas zlikwidować Jagodę. Jego następcą został Jeżow, od którego nazwiska najgorszy okres terroru przybrał w Związku Radzieckim nazwę jeżowszczyzny. On także żył z piętnem strachu, a kiedy Stalin uznał, że nadszedł po temu czas, również został zlikwidowany. Jedna z maksym Stalina brzmiała, że w polityce nie ma miejsca na zaufanie. To także różniło go od Hitlera. Hitler ufał swoim najbliższym współpracownikom do tego stopnia, że pozwolił im, na przykład Göringowi i Himmlerowi, przejąć duże obszary władzy. I nigdy się na nich nie zawiódł. Tymczasem Stalin największą nieufnością darzył właśnie kierownictwo partii, i to po tym, jak oczyścił je ze swoich rywali. Zbyt
wielu z jego popleczników w latach 1929-1930 i pomagierów w przeprowadzaniu „drugiej rewolucji” uważało się teraz za współtwórców zwycięstwa. Uważali oni, że mają prawo do wygłaszania niezależnych opinii i nie zdawali sobie sprawy, z wyjątkiem Mołotowa i Kaganowicza, że bez Stalina byliby niczym. Od momentu gdy to zachowanie wzbudziło podejrzliwość Stalina już tylko jeden krok dzielił go od uznania ich za wrogów spiskujących przeciwko niemu. Należało więc zastąpić ich ludźmi z Komitetu Centralnego i Biura Politycznego, którzy pojmowali, że odgrywają rolę narzędzi woli Stalina. Równie silna jak podejrzliwość Stalina była jego potrzeba samoutwierdzenia, upewnienia stanowiąca reakcję na stłumione, ale obecne na poziomie podświadomości, wątpliwości i kompleks niższości, zagrażające jego poczuciu bezpieczeństwa. Zewnętrznie Stalin sprawiał wrażenie człowieka opanowanego, o niezachwianej wręcz pewności siebie; jednak pod tą powłoką kryło się kłębowisko namiętności - żądza zdobycia autokratycznej władzy, która uwolniłaby go od konieczności konsultowania się i liczenia z innymi, żądza zemsty, brak tolerancji i, o czym przed chwilą była mowa, gorące pragnienie uznania. Od momentu umocnienia swojej pozycji, kiedy pod jego kontrolą znalazły się partyjna biurokracja i aparat bezpieczeństwa, Stalin mógł się już nie obawiać otwartej konfrontacji. Wtedy to rozpoczęły się prace nad poprawianiem historii rewolucji w taki sposób, by wynikało z niej niezbicie, że Stalin był najbliższym współpracownikiem Lenina. Chodziło mu o to, aby zaszczepić masom, których uwagi nie przykuwały meandry wewnętrznej polityki partii, wizję własnej osoby jako oczywistego następcy pierwszego wodza rewolucji. Równorzędnym celem było zdobycie uznania tych, których pokonał, weteranów partii leninowskiej, tej niewielkiej grupy, której członkowie obsadzali większość stanowisk w centralnych organach WKP(b), obserwowali jego drogę na szczyty władzy. Nie chodziło mu przy tym o proste uznanie faktu jego zwycięstwa, lecz o potwierdzenie, że było ono zasłużone, i o taką samą akceptację, z jaką dobrowolnie uznali Lenina za swego wodza. To wyjaśnia, dlaczego później, w każdym z kolejnych procesów, oskarżeni, reprezentujący pokolenie starych bolszewików, musieli przyznawać w najbardziej poniżający sposób, że popełnili błędy, podczas gdy Stalin zawsze miał rację. Tuż przed pierwszym z całej serii procesów, w początkach roku 1936, Nikołaj Bucharin, pozbawiony już funkcji członka Biura Politycznego, ale nadal będący redaktorem naczelnym „Izwiestii”, udał się do Paryża, aby zakupić archiwa byłej Niemieckiej Partii Socjaldemokratycznej, wśród których znajdowały się rękopisy Marksa. Odbył wtedy dłuższe rozmowy z dwoma żyjącymi na emigracji mienszewikami, Nikołajewskim i Fiodorem Danem, pośredniczącymi w transakcji. Bucharin podczas tych rozmów wcale nie ukrywał swego rozczarowania, co więcej w czasie spotkania z Andre Malraux i innymi osobami stwierdził, że Stalin zamierza go zgładzić. Jego wypowiedzi w Paryżu, a także późniejsze, gdy został aresztowany i postawiony przed sądem, dowodzą, że rozumiał jak żadna inna ofiara motywy Stalina. Bucharin bowiem zdawał sobie sprawę, że
Stalinowi nie wystarcza to, że on i inni zginą, lecz chciał, by przed śmiercią przyznali się do winy. Bucharin znał bardzo dobrze Stalina najpierw jako sojusznika i przyjaciela rodziny (Bucharin był chętnie widzianym gościem w Zubałowie), później jako przeciwnika, wreszcie jako człowieka, który miał go zniszczyć. Jego opinia o Stalinie została przekazana we wspomnieniach wdowy po Danie opublikowanych w 1964 roku: „Powiadacie, że nie znacie go dobrze, ale my go znamy. Jest głęboko nieszczęśliwy, gdyż nie potrafi przekonać wszystkich, w tym siebie, że jest największy; a ta nieszczęśliwość jest zapewne najbardziej ludzką z jego cech. Na pewno nieludzkie, a już raczej szatańskie jest to, że z powodu tego swojego nieszczęścia musi się mścić na ludziach, na wszystkich ludziach, lecz przede wszystkim na tych, którzy w jakiś sposób są od niego lepsi lub więksi. Jeżeli tylko ktoś okazuje się lepszym mówcą od niego, jest już stracony! Stalin nie pozwoli mu żyć, bowiem człowiek ten będzie stale przypominał mu, że nie jest najpierwszy i najlepszy”. Paranoiczne skłonności Hitlera ujawniają się już w początkach jego kariery politycznej i w Mein Kampf. Jednak wrogowie, z którymi, jak sądził, przyszło mu się zmierzyć, należeli zawsze do kategorii zbiorowych i bezosobowych (Żydzi, marksiści) i nie byli, jak w wypadku Stalina, konkretnymi jednostkami. W porównaniu z wrodzoną nieufnością, z jaką Stalin traktował własną partię i współpracowników, Hitler okazywał zadziwiającą wręcz ufność i wiarę w lojalność. Gdy od początku lat trzydziestych krzywa jego sukcesów zaczęła piąć się w górę, wzrastała też jego pewność siebie. Objawy paranoi powróciły dopiero, gdy sukces zamienił się w walkę o uniknięcie porażki, po Stalingradzie (styczeń 1943); wtedy zaczął postrzegać w swoich generałach i korpusie oficerskim zdrajców. Na przełomie lat 1944-1945 był już pewien, że każda kolejna klęska była dowodem otaczającej go zdrady i że nie może już ufać nikomu, nawet najbliższym współpracownikom. Poszukując symptomów zaburzeń osobowościowych w zachowaniu obu liderów, nie należy przeoczyć - co dotychczas zdarzało się wielu badaczom - że zarówno Hitler, jak i Stalin posiadali niepospolity talent polityczny. Obaj byli skryci. „Trzymam się starej zasady - oświadczył Hitler Kurtowi Ludeckemu - by mówić tylko to, co niezbędne, tylko temu, kto musi o tym wiedzieć, i tylko wtedy, kiedy musi się o tym dowiedzieć”. Schacht, który często się z nim kłócił, napisał: „Nigdy nie wymknęło mu się żadne nieprzemyślane słowo. Nie zdarzyło się, by powiedział coś, czego nie miał zamiaru powiedzieć, nigdy nie zdradził przez przypadek żadnego sekretu. Wszystko było zaplanowane z zimną kalkulacją”. Obaj przywódcy lubili wygrywać ludzi przeciwko sobie, mówiąc jednemu jedno, a drugiemu coś przeciwnego. Obaj jako narzędzie władzy wykorzystywali zaskoczenie i stosowali je z taką perfekcją, że nawet ludzie z ich najbliższego otoczenia nigdy nie mieli pewności, jaki będzie następny ruch. Nikt z wzywanych przed oblicze Stalina nie wiedział, na co powinien być przygotowany. Rozmowa zaczynała się od zaskakującego pytania albo od konwersacji na zupełnie nieistotny temat, po czym Stalin, w gwałtownie zmienionej, groźnej atmosferze, przystępował do interesującej go sprawy. Chwytał się
zupełnie trywialnych lub wypowiedzianych niechcący, w zdenerwowaniu, uwag i rozdmuchiwał je do rozmiaru dowodów, świadczących o odchyleniu, wrogości lub zdradzie. Hitler, podobnie jak Stalin, wykazywał chroniczną nieufność do ekspertów, szczególnie ekonomistów. W czasie wojny uczucie to przeniósł też na generałów. Uparcie nie chciał dostrzegać złożoności pewnych problemów, utrzymując, że każdy problem można rozwiązać, tylko potrzebna jest do tego wola. Podobnie jak Stalin mógł również poszczycić się wprost niesłychaną umiejętnością upraszczania zagadnień. Nawet Schacht, którego rad nie chciał słuchać, z niechęcią musiał przyznać: „Hitler często znajdował zaskakująco proste rozwiązania problemów, które innym wydawały się nie do rozwiązania [...] Jego recepty były często brutalne, ale niemal zawsze skuteczne”. Najbrutalniejsze z uproszczeń Hitlera były też zawsze najskuteczniejsze; w każdej sytuacji siła bądź groźba jej użycia rozwiązywały sprawę. Stalin z pewnością podzielał tę opinię. Porównując Hitlera ze Stalinem, należy wziąć pod uwagę fakt, że obaj zawdzięczali swój początkowy sukces okolicznościom historycznym, pomocy innych oraz szczęściu. Gdyby nie konkretne okoliczności historyczne: wojna i klęska, ani Stalin, ani Hitler nie mieliby większych szans na rozpoczęcie kariery. Stalin nie musiał jak Hitler budować własnej partii, a do władzy wyniosła go rewolucja, której początkowo był przeciwny i w której jego rola, w porównaniu z rolą Lenina czy Trockiego, była skromna. To sympatii Lenina zawdzięczał miejsce w rządzie, gdzie wydawał się postacią dosyć dziwną, i właśnie to stanowisko stało się odskocznią do jego późniejszej kariery. I wreszcie podobny łut szczęścia - jakim dla Hitlera była powtórna oferta negocjacji ze strony von Papena, w momencie gdy utrata dwóch milionów głosów i rezygnacja Gregora Strassera zdawały się zapowiadać odwrócenie fali nazistowskich sukcesów - sprawił, że w roku 1924, gdy Lenin rozczarował się do Stalina i postanowił złożyć wniosek o usunięcie go ze stanowiska sekretarza generalnego, uratowała go przedwczesna śmierć wodza rewolucji. Trudno by jednak twierdzić, że te zewnętrzne, choć ważne, czynniki umniejszają w jakimkolwiek stopniu rolę samego Stalina. Moim zdaniem to samo odnosi się do Hitlera. Prawdą jest, że w latach 1929-1933 Hitler był tak samo zależny od dobrej woli „opozycji nacjonalistycznej” i jej chęci dopuszczenia go do partnerskiej współpracy, jak we wcześniejszym okresie bawarskim. Jednak - nie rozgrzeszając von Papena, von Schleichera i grupy skupionej wokół Hindenburga za popełniony błąd - należy podziwiać sposób, w jaki Hitler potrafił okazję tę wykorzystać; mistrzowsko posłużył się taktyką „legalności” przy jednoczesnym podtrzymywaniu wiary swych zwolenników, że gdy tylko nadejdzie właściwy moment, legalność zostanie wyrzucona jak zbędny balast za burtę. Tę rozgrywkę można jedynie porównać z wirtuozerią Stalina podsycającego wewnętrzne konflikty pomiędzy członkami Politbiura, podczas gdy on budował swój własny obóz w szeregach partii. Właśnie w tym okresie obaj nauczyli się skrywać swoje rzeczywiste cele i czekać, aż przeciwnicy sami stworzą im najlepszą
sytuację do działania. Powodem, dla którego zadzierający nosa narodowcy, Hugenberg i von Papen, szukali przymierza z nazistami, nie była wcale sympatia, ale to, co mógł im zaofiarować Hitler, czyli poparcie mas. Zarówno organizacja, jak i sam pomysł stworzenia radykalno-prawicowej partii, odwołującej się do masowego elektoratu - wzorowany na przedwojennej działalności socjaldemokratów wiedeńskich - stanowiły oryginalny wynalazek Hitlera. Równie oryginalny i nowatorski był sposób wykorzystania propagandy w kampaniach wyborczych. Jeszcze na długo przed wyborczymi sukcesami lat trzydziestych (z myślą o których Hitler budował partię) Strasser, Goebbels i inni przywódcy uznali fakt, że partia nie mogłaby istnieć bez Hitlera. Po spektakularnym zwycięstwie w wyborach we wrześniu 1930 roku, z oczywistych względów, Hitler całą swoją uwagę skupił na działaniach mających doprowadzić do zdobycia większości i uniknięcia ewentualnej porażki. Tym bardziej więc podziwiać należy jego zdolność oceny sytuacji i fakt, że w ferworze wieców propagandowych potrafił wziąć pod uwagę możliwość niepowodzenia i pogodzić się z myślą że jedyną drogą do zdobycia władzy jest zawarcie sojuszu. Jednocześnie zaś stanowczo odmawiał obniżenia progu swych żądań i nie zgadzał się na stanowisko niższe od kanclerza. Był pewien, że jeśli je dostanie, reszta przyjdzie już łatwo. I tak też się stało - co stanowi kolejny przykład jego umiejętności przewidywania. W dniu, w którym został kanclerzem, Hitler przejął inicjatywę w swoje ręce i nie wypuścił jej, dopóki pół roku później jego polityczna rewolucja, ukryta pod terminem Gleichschaltung (dostosowanie), nie została zakończona. Jego taktyka stanowiła mieszaninę bezczelności, terroru i uspokajających zapewnień. Zakres użytych środków wahał się od groźby „rewolucji oddolnej” - spuszczenia ze smyczy SA i lokalnych szefów partii - po przejęcie przez Göringa kontroli nad Prusami. Jednocześnie nie przestawał mydlić oczu swym konserwatywnym partnerom, prezydentowi, Reichswehrze i aparatowi administracji państwowej rytualnymi zaklęciami o „legalności”, „kontynuacji”, „jedności narodu” i „poszanowaniu konstytucji”. Jak każda rewolucja nazistowski Machttibernahme był okresem zamieszania, improwizacji i samowolnych działań. Osiągnięcie zamierzonych celów przekraczało siły jednego człowieka i Hitler korzystał z pomocy innych, zwłaszcza Göringa, Goebbelsa i Fricka. Niemniej pośród panującego chaosu i oscylacji własnych nastrojów nigdy nie stracił z oczu celu, do którego zdążał, ani wyczucia barier, których nie mógł przekroczyć. Latem 1933 roku ogłosił koniec rewolucji, a rok później siłą wyeliminował grupę, która nie chciała się z tym pogodzić. Typowe zamieszanie polityczne okresu rewolucyjnego: momenty wahania, kompromisy, zmiany kursu, nie powinny przesłaniać obserwatorowi ukrytej w głębszej warstwie spójności celu i działań niezmiennie ukierunkowanych na zdobycie sukcesji. Tę samą spójność odnaleźć można w działaniach Lenina, w latach 1917-1918, oraz Stalina, kiedy próbował wyeliminować rywali (zajęło mu to sześć lat) i przeprowadzał „drugą rewolucję” (lata 1929-1933).
Zapomnijmy na razie o postaci ukazanej przez Charlesa Chaplina w filmie Dyktator i przyjrzyjmy się faktom. Biorąc pod uwagę rozwój wydarzeń politycznych w Niemczech pomiędzy wrześniem roku 1930 a okresem omawianym obecnie (cztery lata później), oceńmy, kto wykazał się najlepszym politycznym zmysłem i dalekowzrocznością? Hugenberg, von Papen i von Schleicher; Brüning i Kaas; socjaldemokraci i przywódcy związków zawodowych; komuniści; von Blomberg i Reichswehra; Gregor Strasser i Röhm - czy też Hitler, człowiek, którego wyżej wymienieni nie doceniali? Wszystkie partie polityczne, poza NSDAP oraz związki zawodowe rozwiązano; Hugenberg i Kaas zostali wyeliminowani z życia politycznego; von Schleicher, Strasser i Röhm zginęli. O Brüningu można powiedzieć tylko tyle, że miał wystarczająco dużo rozsądku, by w porę opuścić Niemcy i nie powracać tam aż do końca wojny. Von Papen, który zapewniał, że Hitler i naziści są pod jego pełną kontrolą, mógł mówić o szczęściu ratując głowę (wyjechał z misją do Wiednia tuż po tym, jak autor jego przemówienia Edgar Jung, stracił życie). Po zadziwiająco łatwym rozbiciu przez Hitlera potężnych organizacji socjaldemokratycznych i komunistycznych, ich działacze znaleźli się w więzieniach lub na emigracji, gdzie nadal prowadzili między sobą ostrą polemikę. Zwłaszcza komuniści ciągle podkreślali „słuszną” linię własnej partii, która przepowiadała, że zwycięstwo faszystów stanowi preludium do ich przyszłego tryumfu. Jedynie von Blomberg i Reichswehra oraz reprezentanci wielkiego kapitału mieli powody do zadowolenia; zagrożenie ze strony SA i antykapitalistycznych nurtów w partii zostało usunięte. Z kolei zadowolenie tych grup cieszyło Hitlera, który mógł teraz liczyć na ich poparcie przy odbudowie potęgi militarnej Niemiec i w walce z bezrobociem. Być może wyda się to zaskakujące, ale trudno o lepszy przykład, ilustrujący koegzystencję dwóch stron politycznej osobowości Hitlera pierwszej, odwołującej się do emocjonalnych, irracjonalnych sił tkwiących w naturze ludzkiej, i drugiej, na którą składały się czasochłonne deliberacje i roztrząsanie wszystkich możliwych do zastosowania rozwiązań - niż mit Hitlera. Już uprzednio miałem okazję wspomnieć o micie „heroicznego” przywódcy jako charakterystycznym elemencie dziewiętnastowiecznego, romantycznego „kultu narodu niemieckiego”. Gniew i zagubienie odczuwane przez sporą część niemieckiego społeczeństwa po roku 1918 spowodowały odrodzenie tęsknoty za tego rodzaju przywódcą; tym razem opisywanego z uwielbieniem jako „obdarzonego boską łaską i mocą Opatrzności”. Doskonale ilustrują to dwa cytaty pochodzące z okresu Republiki Weimarskiej: „W naszej niedoli z tęsknotą wyczekujemy Przywódcy. On wskaże nam drogę i czyny, które przywrócą narodowi godność”. „Przywódcy nie da się stworzyć ani wyłonić spośród nas. Przywódca sam zajmie należne mu miejsce, rozumiejąc historię swego narodu”. Początki spontanicznego „kultu Führera” w partii nazistowskiej sięgają czasów sprzed puczu roku 1923, a konkretnie roku, w którym Mussolini
pomaszerował na Rzym. Wydaje się, że Hitler ostatecznie uznał znaczenie funkcji Führera i konieczności zastąpienia nią funkcji Trommlera (dobosza) dopiero podczas swego pobytu w więzieniu. Hitler odpowiedział tym samym na prośby tych, którzy podziwiając jego postawę na procesie w 1924 roku uważali, że jest ostatnią deską ratunku dla zdemoralizowanej partii. Rzeczywiście, jego przywództwo było jedyną nie budzącą sporów kwestią, wokół której udało się odbudować NSDAP po roku 1925. Jednak dopiero nominacja Goebbelsa na stanowisko szefa propagandy i sukces wyborczy 1930 roku stały się początkiem upowszechnienia mitu. Istnieją przekonujące dowody, że przy braku spójnego programu głównym czynnikiem przyciągającym wyborców i nowych członków do partii była, niedoceniana podówczas przez przeciwników politycznych, osobowość Hitlera. Późniejsze przechwałki Goebbelsa, że stworzenie mitu Hitlera było jego największym osiągnięciem propagandowym, są do pewnego stopnia uzasadnione. I co ciekawe, Goebbels, jeden z największych cyników w gronie nazistowskich przywódców, wierzył podobnie jak Hitler - w kult, który pomagał tworzyć. W ostatniej scenie dramatu Trzeciej Rzeszy, rozgrywającej się w podziemnym bunkrze w oblężonym Berlinie, Goebbels, jako jedyny z nazistowskich bonzów, przyłączył się do Hitlera dając dowód wiary przypieczętowany zamordowaniem własnej rodziny i swoim samobójstwem. Siła mitu wynikała bezpośrednio z faktu, iż stanowił on połączenie autentycznej, powszechnej wiary i wyrafinowanej manipulacji. Po objęciu władzy Hitler był zarówno przedstawiany, jak i postrzegany przez członków swojej partii i miliony Niemców poza nią jako uosobienie Volksgemeinschaftu, „narodowej wspólnoty”, postać stojąca ponad wszystkimi grupowymi interesami. Widziano w nim architekta odrodzenia niemieckiej gospodarki, człowieka bez skazy, fanatycznego obrońcę honoru Niemiec i ich niezbywalnych praw przed zakusami wewnętrznych i zewnętrznych wrogów, a przy tym człowieka z ludu, kaprala odznaczonego Krzyżem Żelaznym pierwszej klasy, który dzielił niedole prostego żołnierza w okopach frontu. Popularność Hitlera to rosła, to malała, ale zawsze przerastała popularność samej partii. Jej szczyty przypadły na rok 1934, po rozbiciu SA, 1936, po remilitaryzacji Nadrenii, i na kwiecień 1939, kiedy to po wkroczeniu do Pragi obchodził pięćdziesiąte urodziny. Oddziaływanie mitu docierało do ludzi wszystkich klas, przełamywało bariery różnic regionalnych i wyznaniowych, trafiając zarówno do młodych, jak do starych, do mężczyzn i kobiet. Był to urok zawierający przesłanie siły i słabości. Pierwsze, budzące fanatyzm i agresję, drugie wyzwalające uczucie oddania i opiekuńczości. Nikt nie brał mitu Hitlera bardziej serio niż sam Hitler. I to zarówno manipulacji, jak jej rezultatów. Przed podjęciem każdej decyzji długo ważył jej prawdopodobny efekt, długo zastanawiał się, jak zostanie przyjęta przez opinię publiczną i jakie będzie miała znaczenie dla jego własnego wizerunku. Dopóki poczucie misji dziejowej, stanowiące jądro jego mitu („Z pewnością lunatyka kroczę po drodze wytyczonej przez Opatrzność”), równoważyła chłodna kalkulacja, było ono źródłem wielkiej siły. Sukces jednak okazał się zabójczy. Kiedy połowa Europy leżała u jego
stóp, Hitler wpadł w megalomanię i uwierzył we własną nieomylność. Ale gdy tylko zaczął oczekiwać od mitu, który stworzył, mocy sprawiania cudów - zamiast go eksploatować - wszystkie jego naturalne dary szybko się ulotniły, a intuicja zaczęła zawodzić. Wiara w nadprzyrodzone moce, którymi obdarzyła go Opatrzność, wzmacniała jego wolę oporu nawet wtedy, gdy bardziej sceptycznie nastawiony Mussolini się załamał. Hitler odegrał swoją „światowo-historyczną” rolę do samego, gorzkiego końca. Jednak ta sama wiara spowijała go w iluzję, czyniąc ślepym na otaczającą rzeczywistość i prowadząc do popełnienia grzechu, który starożytni Grecy zwali hybris, wiarą, że jest się nadczłowiekiem. W żadnym innym wypadku nie można twierdzić z taką pewnością że człowiek padł ofiarą mitu, który sam o sobie stworzył, jak w wypadku Adolfa Hitlera. W połowie lat trzydziestych do końca pozostawało jeszcze dziesięć lat. W tym czasie Hitler odkrył, że entuzjazm i gotowość społeczeństwa do ponoszenia wyrzeczeń słabnie, jeśli nie zasila się ich częstymi i spektakularnymi sukcesami. Te udawało mu się dostarczać bez najmniejszego trudu i bez większej porażki aż do końca 1941 roku. Co prawda w plebiscytach, które miały być wyrazem społecznej aprobaty, dbano o zapewnienie masowej frekwencji wszelkimi środkami, niemniej wyniki świadczyły o autentycznej akceptacji osiągnięć, uzyskanych w prowadzonej przez niego polityce zagranicznej i kampaniach pierwszego okresu wojny. Masowe poparcie, na jakie mógł liczyć Hitler, miało niewątpliwy wpływ na wszystkich krytyków nazistowskiego reżimu, zarówno za granicą (nie wyłączając Stalina), jak i w kraju. Mocarstwa zagraniczne, zakładające, że reżim nie potrwa długo, musiały zrewidować swoje oceny. Narodowokonserwatywne elity, które wchodząc w sojusz z Hitlerem w styczniu 1933 roku były przekonane, że uda im się okiełznać jego radykalizm, obecnie zadowolone z usunięcia groźby „drugiej rewolucji” i rozgromienia przywództwa SA, nie miały innego wyjścia jak uznać fakt, że dzięki mitowi Hitler zdobył niezależną pozycję i nie potrzebuje już ich poparcia, a zatem nie będzie podatny na naciski. Uderzającym zjawiskiem, na co wskazuje Ian Kershaw, był fakt, że nawet po „instytucjonalizacji charyzmatycznego wodzostwa Hitlera”, po objęciu przez niego funkcji szefa rządu, a później państwa, jego „paladyni” - drugi garnitur nazistowskich przywódców i gauleiterów, z których większość wywodziła się z grupy Alte Kampfer, weteranów ruchu sprzed 1933 roku - mający teraz niezwykle ograniczony kontakt z Hitlerem, pozostali pod wpływem mitu. Mogłoby się wydawać, że pochłonięcie Hitlera życiem publicznym, kompromisy związane ze sprawowaniem władzy, odstawienie na boczny tor SA i „drugiej rewolucji”, zawód, jaki im sprawił, nie dopuszczając do przejęcia przez partię kontroli nad państwem, że wszystko to powinno wywołać rozczarowanie i cyniczny stosunek do mitu Führera jako propagandowego opium dla mas. Nic bardziej mylnego; zarówno oni, jak i młodsze pokolenie członków partii i SS, postrzegali postać Hitlera przez pryzmat jego mitu. Takiemu Führerowi ślubowali wierność, to on stanowił dla nich ucieleśnienie „idei” nazizmu. Tak oto mit jednoczył partię i gwarantował, że ideologiczny program Hitlera w którym
przewidziano konfrontację z bolszewizmem, zdobycie przestrzeni życiowej i ostateczną eliminację Żydów, zostanie zrealizowany. Radzieckim odpowiednikiem mitu Hitlera był kult Stalina, odmienny od pierwszego, tak jak różne są języki i tradycje kulturowe obu narodów, lecz mimo to spełniający wiele - choć nie wszystkie - podobnych funkcji. Pierwszą różnicą jest moment narodzin kultu - krótkotrwała manifestacja z okazji pięćdziesiątych urodzin Stalina w 1929 roku i jego pojawienie się jako stałego elementu od roku 1933. Mit Hitlera sięgał początków kariery trzydziestoletniego wówczas Adolfa - co daje niemal dwudziestoletnią różnicę wieku w punkcie startu - i narodził się w partii spontanicznie, dużo wcześniej, nim został przejęty przez niego samego. Kult Stalina od samego początku, czyli już w październiku 1929 roku, nosił wszelkie znamiona oficjalnej inspiracji. Prasa zamieszczała artykuły pod takimi tytułami, jak: Pod mądrym kierownictwem naszego wielkiego genialnego Przywódcy i Nauczyciela, Stalina, a w oficjalnej biografii podkreślano identyfikację z Leninem przez użycie tytułu zarezerwowanego dotąd wyłącznie dla niego. „Przez lata, które upłynęły od śmierci Lenina, Stalin, najwybitniejszy kontynuator jego dzieła, najwierniejszy uczeń Lenina, inspirator najważniejszych działań partii w jej walce o budowę socjalizmu, zyskał powszechne uznanie jako wódz partii i Kominternu”. Drugą z różnic był szczególny związek z Leninem, rodzaj retrospektywnego błogosławieństwa rodzaj apostolskiej sukcesji, sięgającej wstecz, od Lenina do Marksa i Engelsa. W przypadku Hitlera żadna sukcesja nie była potrzebna. Poczynając od drugiej połowy 1933 roku - być może pod wpływem sukcesu Hitlera w Niemczech - kult obrósł w sformalizowany rytuał. Do pracy zaprzęgnięto malarzy, rzeźbiarzy, muzyków, a także poetów i dziennikarzy. Bito medale, malowano portrety, które tak jak popiersia Augusta w cesarstwie rzymskim docierały do wszystkich zakątków imperium. Wkrótce w Związku Radzieckim nie było szkoły, biura fabryki, kopalni czy kołchozu, w których na ścianie nie wisiałby portret Stalina lub które nie wysyłałyby przy okazji ważniejszych świąt wylewnych telegramów gratulacyjnych adresowanych do „naszego ukochanego Przywódcy”. Członkowie kierownictwa partii włączyli się do współpracy. Na konferencji leningradzkiej organizacji partyjnej, bezpośrednio przed „zjazdem zwycięzców” w styczniu 1934 roku, nie kto inny, jak sam Kirow, oświadczył: „Trudno pojąć ogrom postaci takiej jak Stalin. Od wielu lat nie znamy ani jednego zwrotnego punktu w naszej pracy, ani jednej z wielkich inicjatyw, haseł, dyrektyw naszej polityki, których autorem nie byłby Stalin”. W tym też miesiącu „Prawda” jako poetycki trybut zamieściła charakterystyczny kuplet. „Dziś, gdy mówimy o Leninie, mówimy przecież o Stalinie”. Należy jednak wątpić, by Kirow i inni członkowie Politbiura wierzyli w mit z taką mocą, z jaką jeszcze w roku 1927 Gregor Strasser (tak, nie kto inny) opisywał stosunek członków partii do Hitlera. Posłużył się przy tym germańską terminologią neofeudalną pisząc o księciu i wasalach:
„Diuk i wasal! W dawnych Niemczech zarówno arystokratyczny, jak demokratyczny związek, łączący przywódcę z jego zwolennikiem, zrozumiały jedynie dla niemieckiej mentalności i ducha, zawiera esencję struktury organizacyjnej NSDAP... Przyjaciele, unieście swe prawice i razem ze mną wykrzyczcie dumnie, gotowi do walki i wierni aż po samą śmierć, »Heil Hitler!«”. Tak silne przywiązanie do osoby nie dawało się pogodzić ani z tradycją ani z etosem partii marksistowsko-leninowskiej, gdzie autorytet był atrybutem partii nie zaś jej przywódcy. Jednakże kult Stalina który nabrał raczej rosyjsko-narodowego, quasi-religijnego charakteru, pozwolił mu odwołać się do potężnych, prastarych uczuć, które skryły się pod ziemię wraz z obaleniem caratu i rozbiciem Kościoła prawosławnego. Teraz otrzymały nowy obiekt identyfikacji - nie partię, ale państwo i jego autokratycznego władcę, następcę carów i jednocześnie spadkobiercę Lenina oraz rewolucji. Podobnie jak w wypadku Hitlera porównania do wielkich rosyjskich władców, Iwana Groźnego i Piotra Wielkiego, miały równie urzekający wpływ na Stalina, jak na rosyjskich robotników i chłopów. Kult pozwalał zapełnić pustkę, jaka rozgraniczała władzę od społeczeństwa, a w latach wielkiej wojny narodowej postać Stalina, znana tylko z imienia i fotografii, stała się środkiem rozbudzającym rosyjski patriotyzm i dumę, cudowną ikoną z którą miliony ruszały do boju i na śmierć. Ten ostatni rys zbliżał do siebie obydwa mity, kryjące w sobie pierwiastek substytutu religii i podsuwające ludziom spragnionym wiary obraz mesjasza w przebraniu politycznego przywódcy oraz ofertę zbawienia zamiast konkretnych rozwiązań, Ian Kershaw przytacza dowody świadczące o tym, że już w latach 1932-1934 istniała gotowość do odróżniania postaci Führera od jego partyjnych towarzyszy. „Już wtedy zaczynał funkcjonować mit: »gdyby Führer o tym wiedział«”. Wielu ludzi uznawało rozprawę z Röhmem za dowód, jak zdecydowanie gotów był działać, gdy jego otoczenie nie było w stanie dłużej ukrywać, że przywódcy SA nadużyli zaufania Führera. Dokładnie ten sam fenomen chęć uwolnienia Stalina od najdrobniejszej cząstki winy za popełnione nadużycia - wystąpił w Związku Radzieckim, i to nie tylko wśród chłopstwa, lecz także wśród intelektualistów. W swoich pamiętnikach Ilja Erenburg przyznaje, że widział w Stalinie postać podobną do Boga ze Starego Testamentu, wspomina też spotkanie z Pasternakiem w okresie czystek, podczas którego jego rozmówca użył tej samej formułki: „Gdyby on o tym wiedział”. Któż wie, ilu zwykłych radzieckich obywateli, czytając o czystkach i procesach, którymi Stalin niszczył partię i inteligencje, dochodziło do wniosku, że podobnie jak Hitler pozbywa się on w ten sposób złych doradców i ludzi odpowiedzialnych za ich cierpienia i entuzjastycznie klaskało? III Dzięki nowoczesnym środkom technicznym Hitler i Stalin mogli, jak żaden z politycznych przywódców przed nimi, upowszechnić swój
propagandowy wizerunek; ich oczy spoglądały z wielkich plakatów, ze ścian wszystkich urzędów, z każdej kroniki filmowej, ich głosy docierały do społeczeństwa za pośrednictwem transmisji radiowych, których słuchanie było obowiązkowe. Jednocześnie trudno o lepszy przykład postaci historycznych, których natura pozostawała zagadką nawet dla często stykających się z nimi osób. Najbliższy współpracownik Hitlera, z ramienia armii, generał Jodl, w trakcie procesu w Norymberdze, w roku 1946, tak pisał do swojej żony: „Zadaję sobie pytanie: czy ja w ogóle znałem tę osobę, u boku której spędziłem tyle niełatwych lat mego życia? [...] Nawet dziś nie wiem, co wtedy myślał, o czym wiedział, co planował, wiem tylko, co ja myślałem lub podejrzewałem na ten temat”. Współpracownicy Stalina - ci, którym udało się przeżyć, jak na przykład Chruszczowowi - uważali go za osobę równie nieprzeniknioną, nieobliczalną i równie niemożliwą do „odczytania”. Obaj politycy dokładali wszelkich starań, aby ukryć, a zarazem jak najlepiej wykorzystać swoją osobowość. Obaj w dużej mierze zawdzięczali swój sukces polityczny umiejętności skrywania swych myśli i zamiarów zarówno wobec sprzymierzeńców, jak i wrogów. Reguła ta dotyczyła nie tylko bieżących i przyszłych planów, lecz również przeszłości. Osoba pragnąca badać lub zdobyć relacje świadków odnoszące się do wcześniejszych okresów działalności obu przywódców na ogół napotykała trudności - a od czasu gdy doszli do władzy, mogła narazić się na niebezpieczeństwo. Mit Hitlera i stalinowski kult jednostki stanowiły rdzeń stworzonych przez nich systemów władzy. Wszelkie próby zakłócenia pieczołowicie skonstruowanej, oficjalnej wersji były dławione w zarodku Upowszechniając oficjalne wizerunki swych postaci, Hitler i Stalin starali się jednocześnie chronić swe życie prywatne, nawet tak ubogie, jakim było w rzeczywistości. Powyższy osąd jest chyba uzasadniony, bowiem podstawowym wnioskiem, który można wysnuć przenikając przez chroniącą je zasłonę - na przykład studiując Wspomnienia Speera lub Dwadzieścia listów... Świetlany Alliłujewej - jest stwierdzenie, że ich życie prywatne nie pogłębia wiedzy o fenomenie kariery publicznej. Co najwyżej jego banalność i brak zwykłych ludzkich uczuć czynią ten fenomen jeszcze trudniejszym do zrozumienia. Lata dwudzieste, kiedy Stalin, sekretarz generalny partii i członek Biura Politycznego, umacniał swoje wpływy polityczne, lecz jednocześnie nie uwolnił się jeszcze spod ograniczeń systemu kolektywnego kierownictwa były okresem największej stabilizacji w jego życiu rodzinnym. Swietłana wspomina te lata jako najszczęśliwsze, kiedy dom rodzinny stworzony przez matkę, Nadieżdę Alliłujewą, w Zubałowie masowo odwiedzali krewni i przyjaciele (wśród nich Kirow, Ordżonikidze i Bucharin - wszyscy trzej zaprzyjaźnieni z matką), kiedy czas upływał na majówkach i zabawach, a ojciec zajmował się rozbudowywaniem posiadłości. W roku 1934 tamte czasy były już zamierzchłą przeszłością. Destrukcyjne ciśnienie wywołane kampanią przeciwko chłopstwu sprawiło, że jedną z jego ofiar stała się żona Stalina. Młodsza od niego o dwadzieścia lat (w chwili śmierci miała zaledwie trzydzieści jeden lat), zagorzała
komunistka, w pierwszym okresie małżeństwa idealizowała postać męża. Po pewnym czasie jednak zaczęła ją niepokoić zdobyta przez niego władza, przywileje związane z jego pozycją oraz zmiany, jakie w nim zaszły pod koniec lat dwudziestych i na początku następnej dekady. Starając się zachować niezależność, Nadieżda Alliłujewą zaczęła studiować chemię włókien syntetycznych w Instytucie Przemysłowym, do którego, na własne żądanie, dojeżdżała miejskimi środkami lokomocji. Od kolegów z uczelni, których ściągano do brygad pomagających w przeprowadzaniu kolektywizacji, dowiedziała się o sytuacji na Ukrainie i w domu oskarżyła o to męża. Ich wzajemne stosunki już od dłuższego czasu były napięte i wiadomo przynajmniej o jednym wypadku, kiedy zabrawszy dwójkę swoich dzieci usiłowała go opuścić. Myśl o samobójstwie musiała pojawić się już wcześniej, bo kiedy jej brat wyjeżdżał w podróż służbową do Berlina, Nadieżda poprosiła go, żeby przywiózł jej w prezencie rewolwer. Wieczorem 8 listopada 1932 roku, na przyjęciu wydawanym na Kremlu przez Woroszyłowów, między małżonkami wybuchła kłótnia, po czym oboje opuścili salę. Stalin pojechał na daczę, a Nadieżda długo spacerowała wokół kremlowskiego dziedzińca ze swą przyjaciółką, Poliną Żemczużyną, żoną Mołotowa. Potem wróciła do swojego pokoju i zastrzeliła się. Swietłana czuła, że jej ojciec był głęboko poruszony, ale jednocześnie rozwścieczony samobójstwem matki. „Był wstrząśnięty, bo nie rozumiał, dlaczego tak się stało. I co to miało oznaczać?” Komunikat o jej śmierci nie wspominał o samobójstwie, a list, który pozostawiła, zniszczono. Stalin wraz z rodziną i przyjaciółmi przybył, aby zobaczyć ją w otwartej trumnie. Przez chwilę stał w milczeniu, po czym wykonał taki gest, jakby chciał odepchnąć trumnę od siebie, i odwracając się powiedział: „Odeszła jak wróg!” Nie wziął udziału w pogrzebie ani w uroczystości, która odbyła się po nim. Nigdy też nie odwiedził grobu żony. Ta strata nie osłabiła jednak jego stanowczości. 27 listopada na posiedzeniu Komitetu Centralnego wygłosił przemówienie tak ostre i pełne pogróżek pod adresem chłopów, że nigdy nie zostało opublikowane. Nigdy też nie pogodził się z postępkiem żony, a jej śmierć zakończyła jego życie rodzinne. Mieszkanie na Kremlu zamienił na inne i przestał przyjeżdżać do Zubałowa. Zamiast tego zbudował nową rezydencję na przedmieściach Moskwy, w Kuncewie. Stosunków z rodziną żony nie zerwał raptownie. Jej rodzicom, których znał jeszcze z okresu spędzonego w Tyflisie, pozwolił nadal mieszkać w Zubałowie, ale odtąd unikał kontaktów z nimi; w ogóle unikał wszelkich kontaktów towarzyskich. Jego dzieci nadal mieszkały w kremlowskim mieszkaniu, w którym on nigdy nie sypiał. O sprawy związane z życiem codziennym zarówno jego, jak dzieci troszczyła się teraz tajna policja. Dom znajdował się pod opieką Nikołaja Własika, ochroniarza Stalina jeszcze z czasów wojny domowej, obecnie w stopniu majora (a w przyszłości generała-lejtnanta) NKWD. Własik zaczął skupiać w swoich rękach coraz większą władzę i w imieniu Stalina rozbudował „własne imperium”, na które składało się kilka innych, rzadko przez Stalina
odwiedzanych, rezydencji. Stalin nie miał żadnych odchyleń seksualnych, o co można podejrzewać Hitlera. Nigdy nie interesował się zbytnio kobietami, można też rzec, że nie lubił kobiet mających własne zdanie. Jego gospodynią w Kuncewie została kelnerka z Zubałowa, Waleczka, którą Świetlana opisuje jako „młodą kobietę z zadartym nosem i lubiącą się śmiać wesołym, dźwięcznym śmiechem”. Wala była „pulchna, skrzętna, zajmowała się podawaniem do stołu i nigdy nie włączała się w żadne dyskusje”. Ten typ kobiety musiał znacznie bardziej odpowiadać Stalinowi niż typ, który reprezentowała pierwsza żona jego syna Wasilija, o której zwykł pogardliwie mawiać: „kobieta z poglądami... śledź z poglądami - sama skóra i kości”. Waleczka pozostała przy nim aż do jego śmierci, a po niej zachowała żarliwą wierność jego pamięci. W roku 1934 życie Stalina zaczęło się toczyć regularnym trybem: spał zwykle do godzin przedpołudniowych, następnie jechał z Kuncewa na Kreml, gdzie pracował do szóstej - siódmej wieczór. Często jadał kolacje w towarzystwie innych przywódców partii w mieszkaniu położonym pod jego gabinetem. Jednym z jego zwyczajów było telefonowanie w późnych godzinach nocnych do szefów różnych departamentów rządowych oraz wydziałów partii i zasypywanie ich pytaniami. Taka możliwość sprawiała że wielu z nich czekało przy swych biurkach aż do wczesnych godzin następnego dnia. Dopiero o północy lub później Stalin odjeżdżał do swej willi. Czasami po kolacji zapraszał towarzystwo do obejrzenia nowego radzieckiego lub zagranicznego filmu. Dla obu dyktatorów filmy stanowiły niemal jedyną okazję, by zapoznać się z życiem w innych krajach, a dla Stalina także w jego własnym, gdyż opuszczał on Moskwę tylko wtedy, kiedy wyjeżdżał na letnie wakacje spędzane w Soczi, na wybrzeżu Morza Czarnego. Po styczniu roku 1928, jak twierdzi Chruszczow, Stalin nigdy już nie był na rosyjskiej wsi, którą później zrujnował. Od grudnia 1934 roku, kiedy to po zabójstwie Kirowa pojechał do Leningradu, nigdy więcej nie odwiedził tego miasta. Nie wybrał się tam nawet po trwającym 900 dni bohaterskim oporze jego mieszkańców w czasie wojny. Zresztą Moskwa, jaką oglądał, to też tylko fragmenty miasta widoczne zza zasłon opancerzonego, amerykańskiego packarda, którym przemykał między szpalerem ludzi z ochrony, obstawiających specjalnie opróżnioną trasę pomiędzy Kremlem a Kuncewem. Prawie wszystkie spotkania, w jakich brał udział, odbywały się na Kremlu, a te szczególnie ważne w jego gabinecie (wyposażonym nawet w maskę pośmiertną Lenina). Tam, starym zwyczajem, lokował kogoś innego na miejscu prezydialnym, zazwyczaj Mołotowa, a sam przechadzał się po pokoju i od czasu do czasu przysiadał na poręczy fotela. Historyczna misja, którą narzucił sobie Stalin, oraz napięcia i obsesje z nią związane nie tylko zrujnowały jego życie rodzinne, ale zniszczyły też jego najbliższych. Obaj synowie zakończyli życie w żałosny sposób. Starszego, Jakowa, dziecko z pierwszego małżeństwa, Stalin traktował po macoszemu chyba dlatego, że przypominał mu o jego gruzińskim pochodzeniu. Kiedy na początku wojny Jakow dostał się do niemieckiej
niewoli, ojciec wyparł się go jako zdrajcy, bowiem „żaden prawdziwy Rosjanin nigdy by się nie poddał”. Później Stalin odrzucił niemiecką propozycję wymiany jeńców i uwolnienia w ten sposób Jakowa. Młodszy syn, Wasilij, po zakończonej fiaskiem karierze w lotnictwie, zmarł wyniszczony alkoholem w wieku czterdziestu jeden lat. Podczas wojny do więzienia trafiła żona Jakowa. Po wojnie Stalin skazał swoją szwagierkę, Annę Alliłujewą, na dziesięć lat więzienia, a żonę szwagra Jewgienję, uwięziono na podstawie spreparowanego oskarżenia o otrucie swojego męża, Pawła, który zmarł w 1938 roku, w okresie czystek, na atak serca. Męża Anny, Stanisława Redensa, tego samego roku aresztowano i rozstrzelano. W czasie czystek podobny los spotkał brata pierwszej żony Stalina, Aleksieja Swanidze. Taką oto tragiczną cenę zapłaciła rodzina Alliłujewych za związek z człowiekiem, który znalazł w ich domu schronienie i przyjaźń (na Kaukazie i w Sankt-Petersburgu) w czasach, gdy był jeszcze nikomu nie znanym rewolucjonistą. Jedyną istotą ludzką, której uczucie Stalin starał się zachować, chociaż nie zabiegał o to zbyt usilnie, była jego córka Swietłana. Po samobójstwie matki Swietłana przebywała w ponurej, szarej i izolowanej atmosferze Kremla. Stalin próbował interesować się jej postępami w nauce, nazywał ją swoją „gospodynią” i nalegał, by w czasie roboczych kolacji siedziała zawsze po jego prawicy. Jeżeli potem towarzystwo miało się udać na projekcję filmu do specjalnego kina w drugim końcu Kremla, „wypychał mnie do przodu i powiadał ze śmiechem: »No, prowadź nas, prowadź, gosposiu, bo bez przewodnika zgubimy drogę!« I kroczyłam na czele długiej procesji, kierując się ku drugiemu krańcowi bezludnego Kremla, a za mną pełzły sznurem ciężkie, opancerzone samochody i postępowała niezliczona ochrona. [...] Wychodziliśmy z kina późno - gdzieś koło drugiej w nocy - oglądano bowiem zawsze dwa lub nawet więcej filmów”. Niekiedy dla odmiany Stalin zabierał Swietłanę do opery lub teatru. Na wakacjach w Soczi przysyłał jej czasem owoc z małą karteczką adresowaną do „mojej małej jaskółeczki” lub „mojej małej gospodyni”. Jednak każda oznaka jej niezależności wywoływała jego gniew. Jedna z takich awantur wybuchła, gdy Swietłana próbowała nosić krótkie spódniczki. Doprowadziwszy córkę do płaczu swym krzykiem, Stalin zażądał, by ubierała się tak jak dziewczęta w czasach jego młodości. Kiedy dorastała i próbowała rozpocząć własne, niezależne życie, ojciec brutalnie interweniował. A już szczególnie ostro wkraczał, gdy zawierała przyjaźń z mężczyzną, którego nie aprobował. Brak tolerancji stał się przyczyną, że w latach 1942-1943 stosunki między nimi wyraźnie się ochłodziły. Mimo to Swietłana stwierdza: „Ale jego czułości, jego miłości i tkliwości dla mnie w dzieciństwie - nigdy nie zapomnę. Dla nikogo nie był tak tkliwy jak dla mnie”. Jej listy są patetyczną ilustracją bezowocnych usiłowań dotarcia do człowieka, który zamknął się w sobie, do człowieka izolowanego przez rolę, którą sam sobie wyznaczył, i niezdolnego do odwzajemnienia ludzkiej sympatii. Hitler, będący archetypem „samotnika”, od czasu gdy porzucił dom i przeniósł się do Wiednia, nie zaznał życia rodzinnego. Jedyny epizod,
który można podciągnąć pod tę kategorię, to okres, kiedy jego dom prowadziła przyrodnia siostra Angela, mieszkająca z nim wraz z dwiema swoimi córkami. Hitler nie utrzymywał prawie żadnych kontaktów z innymi krewnymi, chociaż w testamencie, spisanym w 1938 roku, poczynił zapisy dla Angeli, swojej siostry Pauli, przyrodniego brata Aloisa oraz grupki innych krewnych ze wsi Spital, gdzie stał dom rodzinny jego matki i gdzie spędził kilkakrotnie wakacje. Pozornie Hitler był o wiele bardziej interesujący dla kobiet i o wiele bardziej zainteresowany nimi niż Stalin. W początkach swojej kariery dużo zawdzięczał poparciu grona wysoko usytuowanych w hierarchii społecznej mężatek, szczególnie zaś Helenie Bechstein i Winifred Wagner. Wiele kobiet fascynowała jego hipnotyczna siła. Istnieją udokumentowane opisy histerii, jaka ogarniała słuchaczki podczas przemówień Hitlera na wielkich wiecach. Sam Hitler przywiązywał ogromną wagę do głosów kobiet w wyborach i był to jeden z argumentów, który podawał, tłumacząc, dlaczego się nie żeni. Lubił towarzystwo pięknych kobiet. Jego zachowanie wobec nich opisuje Speer w swoich pamiętnikach: „Hitler zachowywał się mniej więcej tak jak absolwent kursu nauki tańca na balu końcowym. Także i tutaj uwidaczniała się wymuszona gorliwość, by nie popełnić fałszywego kroku - rozdzielać w dostatecznej liczbie komplementy, witać i żegnać austriackim pocałunkiem w rękę”. Jedyną wadą, która dyskwalifikowała kobietę w jego oczach, były pretensje intelektualne lub próba polemiki z jego poglądami; tak jak Stalin pogardzał kobietami mającymi własne zdanie i takie nie bywały ponownie przez niego zapraszane. Istniały tylko dwie kobiety, które obdarzył większym niż przelotne zainteresowaniem, obie o dwadzieścia lat od niego młodsze. Pierwsza to Geli Raubal, którą nazywał jedyną wielką miłością swego życia. Była ona córką jego przyrodniej siostry, Angeli Raubal, prowadzącej mu dom - willę wynajmowaną od roku 1928 na Obersalzbergu. Kiedy Geli pojawiła się w jego domu, miała siedemnaście lat. W ciągu następnych trzech lat Hitler zakochał się w niej tak bardzo, że stała się jego nieodłączną towarzyszką. Dziewczynie imponowało stałe przebywanie u boku wuja, zwłaszcza gdy nagły zwrot w karierze politycznej w latach 1929-1931 uczynił go sławnym. Jednak jego zaborczość i gniew o każdy przejaw jej niezależności zaczęły ją męczyć. Kiedy Hitler odkrył, że Geli przespała się z jego szoferem, Emilem Mauricem, doszło do piekielnej awantury. Zabronił dziewczynie zadawania się z innymi mężczyznami i odmówił zgody na wyjazd do Wiednia, gdzie chciała uczyć się śpiewu. We wrześniu 1931 roku Geli się zastrzeliła. To samobójstwo wywarło na Hitlerze równie silne wrażenie jak śmierć Nadieżdy na Stalinie. Przez wiele dni rozpaczał i prawdopodobnie pod wpływem tego szoku do końca życia nie spożywał już mięsa i nie pił alkoholu. Jej pokój pozostał w stanie, w jakim go zostawiła, nawet po przebudowie willi na Berghof. Fotografie Geli zdobiły ściany pokoju Hitlera w Monachium i w Berlinie, a w każdą rocznicę jej urodzin i śmierci, o których nigdy nie zapominał, ustawiano pod nimi kwiaty. O Ewie Braun Speer napisał: „Będzie rozczarowaniem dla wszystkich
badaczy historii”. Hitler spotkał tę ładną, niezbyt rozgarniętą blondynkę, o okrągłej buzi i niebieskich oczach, kiedy pracowała jako asystentka w atelier fotograficznym Hoffmanna. Powiedział jej kilka komplementów, ofiarował bukiet kwiatów i od czasu do czasu zapraszał na wspólne eskapady po mieście. Wkrótce jednak Ewa przejęła inicjatywę; zastawiła na niego sidła opowiadając znajomym, że Hitler jest w niej zakochany i że zmusi go, by ją poślubił. Nie znajdując innego sposobu przyciągnięcia jego uwagi, jesienią 1932 roku próbowała popełnić samobójstwo. Dla Hitlera był to krytyczny rok, więc nie mógł sobie pozwolić na skandal, w dodatku upłynęło niecałe dwanaście miesięcy od samobójstwa Geli. Zdaniem Hoffmanna, który od samego początku obserwował rozwój wypadków, „właśnie tę sytuację wykorzystała Ewa, żeby dopiąć swego i zostać chere amie Hitlera”. Sukces ten jednak nie stał się dla niej oczekiwanym źródłem radości. Pamiętnik, który przetrwał śmierć autorki, pełen jest skarg na brak zainteresowania i upokorzenia spotykające ją ze strony Hitlera. Ich rezultatem była powtórna próba samobójstwa tym razem w roku 1935, podobnie jak poprzednia podjęta po to, by przyciągnąć jego uwagę. Hitler za wszelką cenę starał się utrzymać ten związek w tajemnicy i Ewa nie mogła liczyć na oficjalne uznanie nawet jako jego kochanka. W roku 1936 udało się jej zająć miejsce Frau Raubal - została gospodynią w Berghofie i przy posiłkach zasiadała po lewej stronie Hitlera. Jednak tylko z rzadka Hitler zezwalał jej na przyjazd do Berlina lub na publiczne pokazywanie się u jego boku. Podczas wielkich przyjęć lub uroczystych kolacji, wtedy kiedy najbardziej pragnęła być przy nim, musiała pozostawać w swoim pokoju na górze. Stała się ofiarą tej samej tyranii, którą Hitler usiłował zniewolić Geli. Nie wolno jej było palić, tańczyć, spędzać czasu w towarzystwie innych mężczyzn, czyli robić rzeczy, którym oddawała się z przyjemnością, kiedy była pewna, że nikt jej nie wyda. Pogardliwy stosunek do kobiet, egotyzm oraz próżność Hitlera ilustruje fragment pamiętnika w którym Speer przytacza jego wypowiedź wygłoszoną w obecności Ewy Braun: „Wysoce inteligentni ludzie powinni brać sobie głupie i prymitywne żony. Pomyślcie, gdybym tak miał żonę, która wtrącałaby się do mojej pracy [...] Nigdy nie mógłbym się ożenić. Gdybym miał dzieci, co za problemy! Na koniec spróbowaliby zrobić mojego syna moim następcą. A zresztą! Ktoś taki jak ja nie ma szans na udanego syna [...] Zobaczcie, syn Goethego - człowiek całkiem do niczego! Wiele kobiet garnie się do mnie, ponieważ jestem nieżonaty. Było to szczególnie ważne w okresie walki. To jest tak jak z aktorem filmowym: kiedy się żeni, traci w oczach uwielbiających go kobiet, przestaje być ich bożyszczem”. Dopiero po wybuchu wojny, gdy życie towarzyskie prawie całkowicie zamarło, pozycja Ewy stała się bardziej pewna. Widujący ją teraz coraz rzadziej, Hitler w jej towarzystwie stawał się tak ludzki, jak tylko potrafił, i nie odgrywał żadnej ze swoich ról. Siadywał obok niej wyciągnięty w fotelu za stolikiem w herbaciarni, często zapadał w drzemkę lub bawił się z psami na tarasie Berghofu. W oczach Hitlera największą zaletą Ewy była jej wierność i to za nią w końcu otrzymała upragnioną nagrodę.
Najskrytszym marzeniem Ewy było zdobycie szacunku należnego mężatce, Frau Hitler. Ostatniego, ale wyjątkowego w ich życiu dnia Hitler spełnił je w swoim berlińskim bunkrze. Niecałe czterdzieści osiem godzin później, tym razem spełniając życzenie Hitlera oboje popełnili samobójstwo. Mimo iż nie ma na to dostatecznie pewnych dowodów, istnieją poważne podejrzenia, że Hitler nie był zdolny do normalnych stosunków seksualnych z przyczyn fizycznych lub psychicznych albo z obydwu jednocześnie. Putzi Hanfstaengl, do połowy lat trzydziestych jeden z najbliższych przyjaciół Hitlera, utrzymywał, że był on impotentem i że jego „ogromna energia psychiczna” nie mogła się wyładować w sposób normalny. „W aseksualnym świecie, w jakim żył, tylko raz natknął się na kobietę [Geli], poza tym nie spotkał nikogo, nawet mężczyzny, kto mógłby przynieść mu ulgę. [...] Moja żona przejrzała go błyskawicznie. »Putzi - oświadczyła mówię ci, że on jest bezpłciowy«”. Podsumowując całość dostępnych materiałów, Erich Fromm stwierdził: „Moim zdaniem, można się co najwyżej domyślać, że popęd seksualny Hitlera miał zabarwienie voyeurystyczne, analno-sadystyczne w stosunku do kobiet, które uważał za gorsze od siebie, i masochistyczne w stosunku do tych, które podziwiał”. Do czasu objęcia urzędu kanclerza Hitler nigdy nie mieszkał w Berlinie. Podczas pobytów w stolicy zatrzymywał się w hotelu Kaiserhof. W Monachium, kiedy partia przeniosła swą kwaterę do pałacu Barlow (1929), Hitler opuścił swoje dwupokojowe mieszkanie i przeprowadził się do jednej z ekskluzywnych dzielnic po drugiej stronie Izary. Wynajął tam dziewięciopokojowy apartament, zajmujący całe pierwsze piętro domu przy Prinzregentstrasse 16. Jednak jego prawdziwym domem pozostał Berghof i wioska leżąca na szczycie Obersalzbergu, tuż przy granicy niemiecko-austriackiej koło Berchtesgaden, którą w początku lat dwudziestych pokazał mu Dietrich Eckart. Początkowo mieszkał tam w pensjonacie, później, w roku 1928, wynajął skromną willę, Haus Wachenfeld, położoną na zboczu góry. W drugiej połowie lat trzydziestych obok willi powstała bardziej luksusowa i przestronna rezydencja, Berghof. Wokół niej Bormann rozpoczął budowę sieci dróg, płotów z drutem kolczastym, koszar, garaży, hotelu dla gości oraz innych budynków całkowicie kłócących się z charakterem otoczenia. Ale nawet to nie wpłynęło na uczucia, jakimi darzył to miejsce Hitler. Do końca jego dni Berghof pozostał jego domem. „Tutaj i tylko tutaj powiedział dziennikarzom w wywiadzie udzielonym w 1936 roku - mogę oddychać, pracować i żyć... Tu przypominam sobie, kim byłem, i co pozostało mi jeszcze do zrobienia”. Kiedy Hitler objął urząd kanclerza, Speer dokonał przebudowy oficjalnej rezydencji, należącej jeszcze do Bismarcka, i nadał jej nowy, bardziej reprezentacyjny wystrój. W styczniu 1938 roku otrzymał polecenie wzniesienia nowego gmachu Kancelarii Rzeszy, który 4,5 tysiąca robotników, pracujących na dwie zmiany, miało ukończyć w dwanaście miesięcy. Jeszcze jako przywódca partii Hitler unikał pracy administracyjnej,
pozostawiając ją Hessowi, Schwarzowi i innym urzędnikom partyjnego sztabu w Monachium. Później, kiedy został kanclerzem, przynajmniej dopóki żył Hindenburg, zachowywał pozory urzędowania, utrzymując stałe godziny pracy w kancelarii. Było to jednak sprzeczne z jego naturą. Nienawidził konferencji i wkrótce przerwy pomiędzy kolejnymi posiedzeniami gabinetu zaczęły się wydłużać. Jeżeli już musiał, wolał omawiać konkretne sprawy z jedną osobą. Nie wykazywał zainteresowania pracą administracyjną, gdyż nie odpowiadała ona jego wyobrażeniu o własnej osobie jako nietzscheańskim polityku-artyście, poza tym nie był przyzwyczajony do regularnej pracy. Po śmierci Hindenburga Hitler powrócił do swoich poprzednich przyzwyczajeń. Coraz częściej pozostawiał bieżące sprawy obu kancelariom, kancelarii Rzeszy, której szefował Lammers, i kancelarii prezydenta, zarządzanej przez Meissnera. Do tych dwóch przyłączono wkrótce kancelarię partii, zwaną też kancelarią Führera, kierowaną przez Bormanna. Hitler był coraz trudniej uchwytny dla ministrów i wysokich urzędników partyjnych, odmawiał czytania dokumentów liczących więcej niż jedną stronę, lecz nadal rezerwował sobie wyłączne prawo do podejmowania najważniejszych decyzji. Stąd też z życia politycznego Trzeciej Rzeszy zniknęły takie zwyczaje, jak umawianie się na audiencje czy uczestniczenie w zebraniach formalnych gremiów i zaczęło się ono sprowadzać do polowania na Hitlera, aby być ostatnim człowiekiem, któremu uda się, wszystko jedno gdzie i kiedy, zwrócić jego uwagę. Można wtedy było żywić nadzieję (często uzasadnioną), że Hitler powie „Zgoda”, pozostawiając ministrom, urzędnikom i oficjelom partyjnym kłótnie na temat uściślenia przedmiotu swej aprobaty. Hitler, tak samo jak Stalin, był nocnym Markiem. Rzadko pojawiał się w biurze przed południem, a kładł się na spoczynek we wczesnych godzinach rannych. Obiad w kancelarii serwowano dopiero pomiędzy drugą a trzecią po południu i przeciągał się on do wpół do piątej. Jak pisze Speer, do stołu zasiadało czterdzieści lub pięćdziesiąt osób, wśród których zazwyczaj znajdował się jeden - dwóch gauleiterów, którzy akurat odwiedzali stolicę, kilku ministrów i stali członkowie jego otoczenia. Oficerowie i przedstawiciele innych zawodów nigdy nie byli na te obiady zapraszani. Goebbels i Göring zjawiali się tylko wtedy, jeśli mieli coś ważnego do załatwienia. „Szczerze mówiąc - poinformował kiedyś Speera ten drugi jedzenie jest tu dla mnie zbyt marne. A do tego ci filistrzy partyjni z Monachium! Nie do zniesienia”. Oba zarzuty były uzasadnione. Hitler był fanatycznym wegetarianinem i abstynentem; przy swoim stole zabraniał palić i serwował bardzo proste potrawy. Towarzystwo zaś było bezbarwne, o niskim poziomie intelektualnym. Hitler zwracał baczną uwagę, by nie zapraszać nikogo, kto mógłby zakłócić ustaloną hierarchię, w której to on górował nad otoczeniem. Rozmowy były trywialne, tylko czasami ożywiało je zjawienie się Goebbelsa, który potrafił rozbawić Hitlera zjadliwymi plotkami, zazwyczaj - celowo - wymierzonymi przeciwko innym czołowym postaciom partii. „Często narzucała mi się myśl - dodaje Speer - że ci mierni ludzie zbierali się w tym samym miejscu, gdzie Bismarck miał zwyczaj prowadzić błyskotliwe rozmowy ze znajomymi,
przyjaciółmi i partnerami politycznymi”. Życie w Obersalzbergu było jeszcze bardziej monotonne, bowiem stamtąd nie dawało się nigdzie uciec, aby zaczerpnąć oddechu; ta sama rutyna, ten sam repertuar anegdot i komentarzy. Pomiędzy obiadem a kolacją Hitler prowadził mały orszak swych gości do herbaciarni. „Towarzystwo, używając zawsze tych samych zwrotów, zachwycało się panoramą, Hitler zaś tymi samymi słowami potwierdzał te zachwyty”. Tutaj Hitler szczególnie chętnie wygłaszał swe nie kończące się monologi, podczas gdy słuchacze z trudem powstrzymywali się przed zaśnięciem; niekiedy sam Hitler zasypiał w trakcie takiej przemowy. Dwie godziny później spotykano się już na kolacji, po której drugą część wieczoru wypełniało oglądanie filmów fabularnych, nierzadko tych, które były już wyświetlane w Berlinie. Często zadawałem sobie pytanie - pisze Speer kiedy on właściwie pracuje?”. Jednak długie okresy bezczynności, szczególnie w Obersalzbergu, nie były czasem straconym; były one potrzebne Hitlerowi, by dojrzały jego decyzje, by mógł uporządkować myśli lub naładować swe wewnętrzne akumulatory przed ważnymi wystąpieniami. Po zakończeniu takiego „okresu lęgowego” rzucał się w wir działalności z, wydawało się, niespożytą energią. Hitler należał do kategorii ludzi, z którymi nie dało się prowadzić normalnego dialogu. Albo mówił on, a pozostali słuchali, albo mówili inni, a on siedział pogrążony w myślach, nie zwracając uwagi na temat konwersacji. Ten brak zainteresowania opiniami innych i niechęć do wdawania się w dyskusje były wyrazem jego intelektualnej izolacji, ograniczenia się do poglądów, które wyrobił sobie we wcześniejszym okresie życia i teraz instynktownie chronił przed możliwością poddania krytycznemu osądowi. Na przykład ciągle podkreślał swoje zainteresowanie historią ale zupełnie nie uwzględniał faktu, że nowe dokumenty i nieprzerwana dyskusja muszą prowadzić do nieustannego rewidowania poglądów. Żaden historyk, a właściwie żaden ekspert z dziedziny wykraczającej poza technikę, nie znalazł się nigdy w najbliższym otoczeniu Hitlera; ich obecność mogła zakłócić „granitową opokę” Weltanschauungu Führera, którego źródła tkwiły w spopularyzowanych rasistowskich i pseudonaukowych poglądach rozpowszechnionych na przełomie wieku w Niemczech i Austrii. Hitler wierzył jednak - lub zdecydowanie chciał wierzyć - że elementarnym składnikiem roli, jaką miał odegrać, była oryginalność jego poglądów. Doskonałą ilustracją tej tezy jest ocena typowego monologu Hitlera dokonana przez Rauschninga: „Bezustannym gadaniem próbował nadać sobie pozór człowieka twórczego... Jego poglądy stanowiły mieszaninę błędnie odczytanego Nietzschego ze spopularyzowaną wersją współczesnych trendów filozoficznych. Cały ten melanż wylewał z siebie z przekonaniem proroka i wiarą w swój twórczy geniusz. Nie znał źródeł swych poglądów i był przekonany, że stanowią owoc jego własnych przemyśleń, dokonanych w okresie samotności w górach”. Niezachwiana pewność, z jaką poglądy te głosił, wystarczała by oczarować rzesze członków partii i wyborców. Większość z nich nie
udawała nawet, że je pojmuje, i uznawała roszczenia Führera do pozycji myśliciela, który rozwikłał zagadkę historii i potrafił zapewnić ideologiczną podbudowę polityce partii. W większości opisanych powyżej dziedzin Stalin stanowił przeciwieństwo Hitlera. Człowiek zawdzięczający swoją pozycję władzy, jaką roztoczył nad aparatem partyjnym, był ostatnią osobą, która nie doceniałaby znaczenia pracy administracyjnej. Stosunek ten nie wynikał wcale z natury Stalina, jako gorliwego biurokraty na przykład, ale z faktu, iż zdawał sobie sprawę, że dzięki temu dysponuje potężnym narzędziem kontroli. Ten kontrast podkreśla dodatkowo różnicę, o której wspominałem już na początku niniejszego rozdziału, pomiędzy znacznie pewniejszą pozycją Führera, a stanowiskiem sekretarza generalnego, oferującym znacznie szerszy zakres władzy. Stalin zawsze interesował się szczegółami pracy administracyjnej oraz znajdował czas i cierpliwość, by studiować raporty wywiadu i oceny pracy poszczególnych członków partii sporządzane przez jego sekretariat. Rozmiary terytorium Związku Radzieckiego i słabo rozwinięte środki komunikacji sprawiały, że musiały istnieć olbrzymie obszary kraju, nad którymi zakres kontroli Stalina był znacznie bardziej ograniczony, niż to przypuszczał lub tego pragnął. Nie znaczy to jednak, że Stalin o nich zapomniał i nie starał się zapobiec temu stanowi rzeczy. Żaden partyjny satrapa, choćby nie wiadomo jak potężny w swym położonym z daleka od Moskwy okręgu, nie mógł nigdy być pewien, czy nagle nie zjawi się u niego jeden z najbardziej zaufanych ludzi - Stalina Mołotow, Kaganowicz lub Woroszyłow, i nie rozbije jego imperium, kierując jednych na zsyłkę lub do więzienia, innych pod lufy plutonu egzekucyjnego. Po rozprawie z Röhmem i dowództwem SA tego rodzaju czystki właściwie nie zdarzały się w Niemczech. Zapewne, gdyby się powtarzały, mogłyby znacznie usprawnić administrację Trzeciej Rzeszy; zlikwidować sieć układów, protekcji i korupcji, stworzoną przez wielu gauleiterów, radykalnie rozwiązać konflikty wynikające z zazębiania się zakresów kompetencji - nie wspominając już o rozbiciu imperiów stworzonych przez takie postacie, jak Göring lub Ley. Jednakże Hitler, mimo iż bez mrugnięcia okiem gotów był dymisjonować generałów i ministrów, nominalnych tylko członków partii (na przykład Schachta), wykazywał niechęć do podejmowania akcji przeciwko członkom nazistowskiej starej gwardii - nawet przeciwko Röhmowi. Nie zwracając uwagi na wady, cenił ich za lojalność i wierność i odpłacał za nie (jeden z najbardziej ludzkich rysów jego charakteru) zadziwiającą jak na niego lojalnością i tolerancją. Lojalność, zaufanie i wdzięczność nie były wartościami, na których zwykł wspierać się Stalin. Jego podejrzliwość nie wygasała ani na moment, a szczególną nieufnością darzył właśnie starych bolszewików. Nawet jego najbliżsi współpracownicy, członkowie Biura Politycznego i Komitetu Centralnego, którzy razem z nim przeprowadzali drugą rewolucję, byli rozstrzeliwani, popełniali samobójstwa lub ginęli w łagrach. Pod tym względem historia Trzeciej Rzeszy, gdzie grupa przywódców przetrwała w nie zmienionym składzie aż do końca i historia Związku Radzieckiego nie dają się porównać.
Stalin nie miał przyjaciół ani znajomych. Prawie zawsze przy jego stole zasiadało to samo wąskie grono osób, z którymi kierował krajem. Niekiedy na kolacje zapraszano innych gości - najczęściej byli to sekretarze partii z Ukrainy bądź Kaukazu, którzy akurat bawili w Moskwie. Zazwyczaj mówiono o sprawach urzędowych, jednak przy okazji sporo pito i, jeśli wieczór nie kończył się projekcją filmu, Stalin, obdarzony sardonicznym poczuciem humoru, lubił ośmieszać swoich gości i spijać ich na umór. Wydaje się, że kolacje spożywane w gronie towarzyszy stanowiły jego jedyną formę relaksu. „Nie znam drugiego przywódcy na porównywalnym stanowisku - napisał Chruszczow - który spędzałby za stołem, jedząc i pijąc, tyle czasu co Stalin”. W przeciwieństwie do Hitlera Stalin nie potrzebował demonstrować swego temperamentu i wybuchów gniewu, by przekonać otoczenie o sile swego charakteru. Chociaż czasami tracił panowanie nad sobą, nie czynił tego dla efektu. Nigdy też nie wygłaszał tyrad. Nie dysponując imponującą posturą (miał zaledwie 162 centymetry wzrostu i każdy fotograf musiał brać pod uwagę jego drażliwość na tym punkcie), dominował nad otoczeniem dzięki swej ustalonej pozycji „szefa” i dzięki znanemu powszechnie okrucieństwu. Dumny ze swej przenikliwości - „Nie tak łatwo nabrać Stalina” pogardzał głęboko fantastycznymi koncepcjami Hitlera na temat rasy oraz wzrostu potęgi i upadku narodów. Jeżeli pod koniec życia zaczęły prześladować go duchy i demony rodem z grafik Goi, zachował to dla siebie. Zarówno Hitler, jak i Stalin, dążąc do przebudowy sposobu myślenia i odczuwania całych społeczeństw, doceniali znaczenie sztuki i uważali, że trzeba ją kontrolować. Jednak do roku 1934 całkowicie pochłonięci polityką nie mieli czasu, by poświęcać go sztuce nawet dla własnej przyjemności, podobnie jak nie starczało im go na podtrzymywanie prywatnych znajomości. Oprócz wspólnego z Hitlerem zamiłowania do filmu, Stalin kochał teatr oraz operę i bacznie obserwował (często krytycznie) bieżący repertuar. Do końca życia zachował szczególny sentyment dla artystów i pisarzy, mimo iż prześladował poszczególnych przedstawicieli tego środowiska. Jego biblioteka, co zostało sprawdzone, wskazuje, iż czytał znacznie więcej niż Hitler. Większość tytułów dotyczyła zagadnień polityki, teorii marksistowskiej i historii, jednak z prowadzonych przez niego rozmów wynika iż znał klasyków literatury rosyjskiej znacznie lepiej niż Hitler klasyków literatury niemieckiej. Wiadomo, że chętnie cytował Czechowa, Gogola, Gorkiego, satyryka Sałtykowa-Szczedrina, Tołstoja, a nawet Dostojewskiego i Puszkina. Hitler pozostał dozgonnym miłośnikiem Wagnera i w latach trzydziestych pojawiał się regularnie na festiwalach w Bayreuth. Inna muzyka, z wyjątkiem operetek - Zemsty nietoperza Straussa i Wesołej wdówki Lehara - najwyraźniej nie budziła jego zainteresowania. Upodobania filmowe Hitlera także dotyczyły lekkiej, niewyszukanej intelektualnie rozrywki. Ale jego prawdziwą pasją były te sztuki, w których, jak sądził, posiadał wybitne uzdolnienia - malarstwo i grafika,
oraz dziedzina, w której, jak wierzył, mógł osiągnąć wielkość architektura. Tu Hitler nie dopuszczał do kwestionowania swoich opinii. Wyrazem upodobań malarskich Hitlera stały się czystki, które na jego polecenie przeprowadzono w niemieckich galeriach, oraz jego działalność kolekcjonerska. Gust artystyczny Führera stanowił doskonałe odzwierciedlenie jego historyczno-rasistowskiego światopoglądu; oba zresztą uformowały się w atmosferze przedwojennego Wiednia. Pomimo podziwu, jakim darzył sztukę klasyczną i włoski renesans, prawdziwy entuzjazm budziło w nim niemieckie, dziewiętnastowieczne malarstwo romantyczne, od „przaśnych” obrazów w rodzaju scen pijackich Edwarda Grütznera, po tematykę heroiczną, idylle, alegorie i płótna historycznopatriotyczne - pozbawiony cienia geniuszu wizualny odpowiednik muzyki Wagnera. Do malarzy, których cenił najwyżej, należeli Makartt Spitzweg i Menzel. Jeszcze w roku 1925 Hitler postanowił utworzyć Galerię Narodową, a w latach trzydziestych zaczął gromadzić dzieła dziewiętnastowiecznego malarstwa niemieckiego z myślą o muzeum, które miało powstać w Linzu, austriackim mieście, gdzie przeżył swe pierwsze fascynacje Wagnerem i architekturą. Pod głębokim wrażeniem tego, co zobaczył w czasie wizyty we Włoszech w roku 1938, Hitler postanowił zmienić swój projekt przebudowy Linzu i stworzyć „najwspanialsze muzeum świata”, które dorównałoby skarbom Rzymu i Florencji. Wojna i podbój połowy Europy stanowiły doskonałą okazję do zagarnięcia najwspanialszych dzieł europejskiej sztuki. Przy pomocy sztabu specjalistów, kierowanego przez dyrektora Galerii Drezdeńskiej, Hansa Possego, Hitler zaczął gromadzić częściowo wykupując, częściowo konfiskując - kolekcję, która pod koniec wojny liczyła 10 tysięcy płócien, nie licząc mnóstwa grafik, sztychów, gobelinów, rzeźb i mebli. Pod wpływem Possego Hitler wydał polecenie, by nie ograniczano się do jego ulubionego dziewiętnastego wieku i w ten sposób znalazły się tam dzieła z wcześniejszych epok. Pośród 6755 płócien przechowywanych w kopalni soli w Alt-Aussee znalazło się słynne malowidło ołtarzowe z Gandawy, pędzla braci van Eyck, oraz dzieła Rubensa, Rembrandta, Vermeera, Leonarda da Vinci i Michała Anioła. Rozkaz nadesłany z Kwatery Głównej Hitlera w ostatnich tygodniach wojny, nakazujący, pod karą śmierci, wysadzenie kopalni i zniszczenie przechowywanych w niej zbiorów, szczęśliwie został zignorowany. Dziedziną, w której Hitler zbliżył się najbardziej do urzeczywistnienia swych „genialnych artystycznych” projektów, była architektura. Dzięki pomocy Speera i innych architektów mógł ujrzeć, jak jego pomysły przeradzają się w rysunki techniczne, a następnie zamieniają w duże makiety, które mógł oglądać bez końca. To były jego własne dzieła, mające przyćmić budowle, które najbardziej podziwiał: dziewiętnastowieczne budynki teatrów operowych w Paryżu i Wiedniu, Pałac Sprawiedliwości w Brukseli i wiedeńską Ringstrasse, ten „napuszony barok”, który zachwycał cesarza Wilhelma II „styl [jak nazwał go Speer], który towarzyszył rozpadowi cesarstwa rzymskiego”. Hitler znał na pamięć wymiary podziwianych przez siebie budowli. Jego megalomania kazała mu domagać się, by jego dzieła były dwa, trzy, cztery
razy większe, co powodowało, że w projektowanych budowlach odchodzono od zachowania proporcji dając priorytet wielkości. Podobnie jak wielu tyranów chciał, aby stworzone przez niego odpowiedniki piramid stały się „wieczystym symbolem” jego panowania. W Albercie Speerze odkrył Hitler młodego, utalentowanego architekta, uosobienie swych niespełnionych marzeń o zdobyciu sławy w tej dziedzinie. „Byłem przepełniony pasją działania, a miałem dwadzieścia osiem lat - napisał w swym pamiętniku Speer. - Za wielką budowę sprzedałbym jak Faust własną duszę. Teraz znalazłem swego Mefistofelesa”. Ich związek stał się najsilniejszym ze wszystkich związków, które łączyły Hitlera z innymi ludźmi. W towarzystwie Speera odprężał się i rozmawiał z nim jak z Kubizkiem, jedynym przyjacielem z czasów młodości. „Ostatecznie - przytacza słowa Hitlera Speer - o wielkich epokach historycznych przypominają przecież tylko monumentalne budowle. Co pozostało po imperatorach cesarstwa rzymskiego? Co świadczyłoby dzisiaj jeszcze o ich istnieniu, gdyby nie ich budowle?”. Biorąc ten pogląd Hitlera dosłownie, Speer przygotował plany użycia specjalnych materiałów i technologii, umożliwiających „wznoszenie budowli, które jako ruiny, po setkach lub (jak liczyliśmy) tysiącach lat, będą podobne na przykład do wzorców rzymskich”. Jednym z zamówień, jakie otrzymał Speer od Hitlera, było opracowanie planu olbrzymiego kompleksu - stadionu i budynków, mających stanowić miejsce corocznych zlotów partii w Norymberdze; sama kolumnada miała być dwukrotnie dłuższa od kolumnady rzymskich łaźni Karakalli. Jednak żaden projekt nie mógł się równać z podjętym przez Hitlera w 1936 roku zamiarem przebudowy centrum Berlina. Swą skalą miał on przyćmić wszystko to, czego Haussmann dokonał w Paryżu - i być „porównywalny tylko ze starożytnym Egiptem, Babilonem i Rzymem”. Hitler planował, że bulwar pięciokilometrowej długości połączy ogromny łuk tryumfalny, o wysokości 80 metrów, ze zwieńczoną kopułą salą zgromadzeń mogącą pomieścić 180 tysięcy ludzi. Sama kopuła, mająca wznosić się na wysokość 300 metrów, była wzorowana na rzymskim Panteonie, z tą tylko różnicą, że otwór na jej wierzchołku miał przewyższać swą średnicą (46 metrów) rozmiary całej kopuły Panteonu, a nawet kopuły katedry Świętego Piotra. Budynek stanowiący siedzibę Führera miał zajmować powierzchnię ponad pół miliona metrów kwadratowych. Koszty wzniesienia tych budowli uznano za nieistotne. Na polecenie Hitlera wykonano trzydziestometrowej długości makietę nowego Berlina, którą pokazywał specjalnym gościom, zasypując ich przy okazji lawiną liczb dotyczących projektu. O każdej porze dnia i nocy, kiedy tylko przebywał w Berlinie nawet w czasie wojny - potrafił ściągnąć Speera na „jeszcze jedną” inspekcję swego arcydzieła, za które uważał projekt i jego makietę. Jedynym zmartwieniem, psującym radość Hitlera stała się wiadomość, że Rosjanie planują wybudowanie w Moskwie jeszcze wyższego gmachu zgromadzeń, poświęconego pamięci Lenina. Stalin bowiem także postanowił odmienić oblicze swojej stolicy i osobiście zaszczycał wszystkie zebrania zespołu opracowującego plany budowy nowego Pałacu Rad. Miał to być największy gmach na świecie, zwieńczony
trzydziestometrowym posągiem Lenina. Przygotowując miejsce pod jego budowę, naprzeciwko Kremla, Stalin nakazał zburzyć największą z moskiewskich cerkwi. Projekty nowej metropolii zaproponowane przez Le Corbusiera i innych wybitnych przedstawicieli nowoczesnej architektury nie znalazły uznania w oczach Stalina. Zamiast nich w 1936 roku zaaprobował projekt bardziej konwencjonalny i oświadczył, że musi on zostać zrealizowany w ciągu dziesięciu lat. Na razie tylko moskiewskie metro, budowane pod nadzorem Kaganowicza i Chruszczowa (pierwszą linię otwarto w 1935 roku), dawało przedsmak tego, jak będzie wyglądała nowa stolica. Tymczasem nadeszła wojna („To raz na zawsze powstrzyma budowę tego ich gmachu” - z satysfakcją stwierdził Hitler) i ani Pałac Rad, ani kopuła Hitlera nigdy nie zostały zbudowane. W odróżnieniu od Hitlera, który odebrał sobie życie w ruinach Berlina, Stalin dożył jednak realizacji swego planu przebudowy Moskwy, w którym planowany pałac zastąpiło sześć drapaczy chmur. Reżim marksistowski był „bezbożny” już w samych swoich założeniach, a Stalin wyniósł pogardliwy stosunek do wierzeń religijnych jeszcze z okresu spędzonego w seminarium duchownym w Tyflisie. Hitler wychował się w rodzinie katolickiej i pozostawał pod wrażeniem organizacji i potęgi Kościoła. Twierdził, że wiele zawdzięcza podpatrywaniu jego umiejętności radzenia sobie z naturą ludzką. Klerem protestanckim głęboko pogardzał: „To mali, nic nie znaczący ludzie, pokorni jak psy, potrafią tylko się pocić z zażenowania, gdy próbować z nimi porozmawiać. Nie mają ani religii, którą mogliby brać poważnie, ani mocnej pozycji, której mogliby bronić jak Rzym”. To właśnie „mocna pozycja” Kościoła i jego wielowiekowe trwanie budziły respekt Hitlera. Jego naukę uważał natomiast za religię dla niewolników, etykę zaś odrzucał z wrogością. „Chrześcijaństwo, doprowadzone do swej logicznej skrajności, oznaczałoby celowe kultywowanie ludzkiego nieudacznictwa”. Sumienie uznawał Hitler za „żydowski wymysł, jeszcze jedną skazę, taką jak obrzezanie”, i (z wyjątkiem sytuacji, kiedy odpowiadało to jego celom politycznym, jak w wypadku oskarżenia przywódców SA o homoseksualizm) ignorował wszelkie skargi na sprośność Streichera lub korupcję i nadużycia władzy popełniane przez innych partyjnych bonzów. Uważał je za nic nie znaczące w porównaniu z lojalnością i służbą na rzecz ruchu. Stalin po prostu gromadził takie dane w teczce założonej dla każdego członka partii i trzymał aż do dnia, w którym uznał za stosowne przekazać je NKWD. Hitler szydził z wysiłków niektórych swoich towarzyszy poważnie myślących o przywróceniu obrzędów pogańskich (jak na przykład Himmler) lub odwołujących się do astrologii i wróżenia z gwiazd (jak Hess). W tych sprawach podzielał materialistyczny pogląd Stalina, oparty na wnioskach dziewiętnastowiecznych racjonalistów, że postęp naukowy obali w przyszłości wszelkie mity, tak jak już obecnie wykazał absurdalność doktryny chrześcijańskiej. Z drugiej strony jednak jego własny mit potrzebował jakiegoś oparcia. Dlatego, podobnie jak Napoleon, często powoływał się na Opatrzność, będącą niezbędną - bo oferującą
zarówno uzasadnienie, jak i rozgrzeszenie jego działań - choć może podświadomą, projekcją jego wiary we własną misję dziejową. „Rosjanie zauważył kiedyś - mieli prawo uderzyć na swoich księży, ale nie mieli prawa atakować idei siły najwyższej. Faktem jest, że jesteśmy istotami słabymi i że siła twórcza istnieje”. Atak Stalina na rosyjskich chłopów był w równej mierze atakiem na ich gospodarstwa, co na tradycyjne przywiązanie do religii. Obrona wiary odegrała podstawową rolę w budzeniu się chłopskiego oporu, szczególnie wśród kobiet. Dopiero w okresie gdy Stalin zaczął kultywować rosyjski nacjonalizm, jego stosunek do Cerkwi prawosławnej uległ złagodzeniu. Polityczne przesłanki zadecydowały, że Hitler powściągał swój antyklerykalizm i nie rozpoczął otwartej walki z Kościołem, do czego usiłowali go skłonić Bormann i inni naziści. Ale obiecywał sobie, że kiedy nadejdzie właściwy moment, wyrówna rachunki z księżmi obu wyznań chrześcijańskich. I wtedy nie będzie zwracał uwagi na żadne przeszkody prawne. Stalin i Hitler byli materialistami nie tylko dlatego, że odrzucali religię, ale i ze względu na swój obojętny stosunek do wartości ogólnoludzkich. Dla nich jedynymi istotami ludzkimi, które potrafili dostrzec, byli oni sami. Pozostałą część ludzkości traktowali albo jako narzędzia służące do osiągnięcia swych celów, albo jako przeszkody, które należy usunąć. W ich oczach życie składało się wyłącznie z elementów polityki i władzy, zaś wszystko inne - związki międzyludzkie, uczucia wiedza, wiara, sztuka, historia, nauka - miało wartość tylko wtedy, jeśli mogło być wykorzystane do celów politycznych. O wyjątkowości obu tych postaci stanowiły jedynie role, jakie zamierzały odegrać. Poza ich obrębem życie tych ludzi było szare i ubogie. I w obu wypadkach role te polegały na nadaniu realnych kształtów wizjom świata, które, mimo ogromnych różnic, były wizjami świata równie nieludzkiego, świata, w którym możliwe było wyrywanie z tradycyjnych siedzib i przerzucenie w dowolne miejsce całych społeczności; wyniszczenie całych klas społecznych, zniewolenie lub wymordowanie całych ras; poświęcanie milionów istnień ludzkich w czasie wojny i w czasie pokoju; redukowanie jednostek, mężczyzn i kobiet, do wielkości karłów wobec monolitycznych struktur - państwa Volku, partii, armii, wielkich kompleksów przemysłowych, kołchozów, obozów pracy i obozów koncentracyjnych - w które zostali wtłoczeni. IV Instrumentem, którym obaj liderzy posłużyli się do zdobycia władzy, była partia: Wszechzwiązkowa Komunistyczna Partia (bolszewików) WKP(b) i Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Pracy - NSDAP. Jeżeli chodzi o założenia ideologiczne i deklarowane cele, to partie te dzielił fundamentalny konflikt, upodabniały je jednak do siebie struktura i spełniana funkcja. Obie, na przykład, w zasadniczy sposób różniły się od partii demokratycznych, których istnienie pomaga w organizacji wolnej i uregulowanej konstytucyjnie walki o władzę, bowiem ich celem było
położenie kresu tej walce i zagarnięcie na trwałe monopolu władzy. Obie, całkiem słusznie, uważały się za partie nowego typu, które wymagały od swoich członków wielkich poświęceń i narzucały im ślepe posłuszeństwo dyrektywom przywódców. Najważniejsze między nimi różnice wynikały z odrębności doświadczeń historycznych. Bolszewicy nieomal do momentu przejęcia władzy w 1917 roku byli nie tylko opozycją, ale wręcz partią nielegalną. Leninowska koncepcja partii stanowiącej awangardę ruchu rewolucyjnego, penetrującej poprzez swoje komórki system społeczny, który zamierzała obalić, wywodziła się z poglądów dziewiętnastowiecznych rosyjskich ruchów populistycznych. Zmodyfikowano je tylko, dostosowując do konspiracyjnych warunków działania bolszewików i do poglądów Lenina, że rewolucję muszą przygotować oddani sprawie, zawodowi rewolucjoniści oraz że jej losu nie można powierzyć nie sterowanemu procesowi historycznemu lub spontanicznej akcji klasy robotniczej. Leninowska tradycja partii kadrowej, mobilizującej masy, ale zawsze utrzymującej wobec nich pewien dystans - tak aby jej kierownictwo i polityka nie były uzależnione od ich poparcia - przetrwała w WKP(b) jeszcze długo po tym, jak wyłoniła rząd i wyeliminowała swoich rywali. Tymczasem naziści nigdy nie byli partią podziemną i dzięki przyjętej przez Hitlera taktyce „legalności” mogli działać otwarcie. W początkach lat trzydziestych stali się partią masową (800 tysięcy członków pod koniec 1932 roku), co w rezultacie przyciągnęło do nich największy elektorat w całej historii Niemiec. W ich wypadku trudno zatem mówić o jakiejkolwiek formie izolowania się od mas. Odmienność doświadczeń historycznych wpłynęła też na różnice w pozycji obu liderów. Pod koniec roku 1934 tradycja kolektywnego kierownictwa była w WKP(b) jeszcze na tyle silna, że Stalin nie mógł sobie pozwolić, przynajmniej formalnie, na jej zniesienie. Mogło go to narazić na zarzut, że odchodzi od pryncypiów europejskiej myśli socjaldemokratycznej, przed czym nieustannie ostrzegali mienszewiccy emigranci i zachodni przywódcy socjalistyczni - twierdzili oni nawet, iż proces ten rozpoczął się jeszcze pod kierownictwem Lenina Po dokonanej siłą kolektywizacji, kiedy radziecki kurs wyraźnie zaczął odbiegać od polityki partii socjalistycznych na Zachodzie, po rozpoczęciu coraz ostrzejszych wystąpień kontrolowanego przez Związek Radziecki Kominternu przeciwko „socjalfaszystom”, Stalinowi zależało szczególnie na zachowaniu pozorów kontynuacji dzieła Lenina i uzasadnieniu, głównie za pomocą magicznych haseł, roszczeń do miana prawowitego spadkobiercy tradycji marksistowskiej. Po roku 1934 jego stosunek do partii miał ulec radykalnej zmianie, ale w pierwszych latach dekady „kult partii”, którego był orędownikiem, stanowił najlepszą odpowiedź na zarzuty o uprawianie kultu jednostki. Nie mając nic do zawdzięczenia żadnemu poprzednikowi, Hitler jeszcze w latach dwudziestych domagał się aprobaty członków partii dla swej wyjątkowej pozycji Führera. I uzyskał ją. Kwestie ustalania polityki czy wyboru taktyki nie podlegały więc dyskusji, decyzji w tych sprawach nie poddawano pod głosowanie, lecz pozostawały one wyłączną domeną
wodza. Hitler nie uznawał zasady kolegialnego obsadzania stanowisk partyjnych; sam, wedle własnego uznania mianował lub odwoływał kandydatów. Wszelkie próby tworzenia opozycji w łonie partii zakończyły się wraz z wyeliminowaniem Strassera i Röhma. Partia, jak z dumą podkreślali jej członkowie, ma służyć do działania, a nie do gadania. Hitler i naziści nigdy nie przestali uważać swego ruchu za ruch rewolucyjny. Taktyka „legalności” nie oznaczała poszanowania ładu konstytucyjnego, a służyła wyłącznie do wykorzystania praw gwarantowanych przez konstytucję weimarską w działaniach zmierzających do jej obalenia. Po osiągnięciu tego celu Hitler stanął wobec pytania, jaką funkcję powinna spełniać partia teraz, kiedy jej przywódcy zdobyli władzę. W Związku Radzieckim odpowiedź na to pytanie brzmiała bardzo prosto: partia komunistyczna sformowała rząd. Po siedemnastu latach rządzenia nie tylko administracja państwowa, ale i gospodarka znacjonalizowany przemysł, skolektywizowane rolnictwo, a także armia znalazły się pod bezpośrednią kontrolą partii. Ośrodkiem władzy nie była wcale Rada Komisarzy Ludowych (przemianowana ostatecznie na Radę Ministrów), ale Biuro Polityczne partii, którego członkowie pełnili dodatkowo funkcje przewodniczącego, wiceprzewodniczącego oraz komisarzy najważniejszych resortów Rady, co dawało gwarancję, że decyzje podjęte przez Politbiuro będą właściwie wykonywane przez administrację państwową. Najlepiej ilustruje ten stan rzeczy fakt, że najbardziej wpływowy człowiek w Związku Radzieckim nie pełnił funkcji głowy państwa czy szefa rządu, nie wchodził nawet w skład rządu, a zadowalał się uprawnieniami wynikającymi z piastowanego stanowiska sekretarza generalnego partii i członka Biura Politycznego. Największą bolączką w Związku Radzieckim był brak wykwalifikowanych i doświadczonych kadr do zarządzania państwem. Przez długie lata komuniści musieli wspierać się na „burżuazyjnych specjalistach”, fachowcach wywodzących się jeszcze z czasów carskich bądź rekrutowanych za granicą. Ludzi tych zawsze posądzano o wrogi stosunek do nowego ustroju. W roku 1928 Stalin zainicjował kampanie zmierzającą do ich wyrugowania, ale po trzech latach musiał się z niej wycofać i wezwać partię do uznania niezastąpionej roli specjalistów. Wśród członków partii znajdowało się wielu zdolnych ludzi, ale było ich za mało w stosunku do potrzeb. Czystki, które przerzedziły jej szeregi w okresie między wojną domową a rokiem 1934, były wymierzone przeciwko łapówkarzom, ludziom niekompetentnym, oportunistom, a także „odszczepieńcom” i „opozycjonistom”. Skalę zjawiska widać wyraźnie, jeśli spojrzy się na zmiany w liczebności partii, jakie zaszły w tym czasie. W marcu 1921 roku WKP(b) liczyła 730 tysięcy członków (łącznie z kandydatami) na około 120 milionów obywateli kraju. Na początku roku 1933 liczba ta wzrosła do ponad 3,5 miliona, ale w wyniku czystek do końca 1934 roku spadła do 2,35 miliona, a w roku 1937 sięgała zaledwie nieco powyżej 2 milionów, czyniąc z WKP(b) organizację raczej elitarną niż masową. Jedno z haseł Stalina: „Kadry są wszystkim”, wyraźnie wskazywało na priorytet naboru i szkolenia nowej generacji członków,
mających uzupełnić powstałe wyrwy. Także Hitler początkowo głosił hasło, że „proces zdobywania władzy nigdy się nie kończy”. Stąd też, gdy tylko partia zdobyła władzę, jej członkowie, a zwłaszcza Alte Kampfer, którzy ponosili największe wyrzeczenia i cierpienia w „latach walki”, spodziewali się, że obejmą rządy nad krajem i - podobnie jak bolszewicy w ZSRR - przejmą wszystkie stanowiska, by czerpać płynące stąd korzyści. Najbardziej radykalnym marzyło się jeszcze więcej - Röhm i SA pragnęli zastąpić regularną armię, zwolennicy państwa korporacyjnego chcieli złamać kontrolę wielkiego biznesu i banków nad gospodarką (postulat stanowiący punkt oryginalnego programu partii), NSBO (Narodowosocjalistyczna Organizacja Komórek Fabrycznych) spodziewała się przesunąć punkt równowagi w stosunkach pomiędzy światem pracy a kapitałem. Wiosną roku 1933, w krótkim okresie chaosu, mogło się zdawać, że grupy te osiągną wymarzone cele, ale już w lipcu 1934 ich nadzieje zostały rozwiane. Dla Hitlera była to niełatwa decyzja, jednak, podjąwszy ją, zadziałał brutalnie i zdecydowanie - wyeliminował SA jako niezależną siłę i jednoznacznie dał do zrozumienia, że rewolucja - a przynajmniej ten jej etap - dobiegła końca. Za podjęciem takiej akcji przemawiały ważne racje polityczne: kwestia sukcesji po Hindenburgu i stanowisko armii. Jeżeli jednak chodzi o partię, to głównym motywem takiej decyzji była świadomość Hitlera, że nie dostarczy mu ona wyszkolonych kadr, które mogłyby rządzić krajem. Ta sama lekcja musiała zostać przerobiona w Związku Radzieckim, z tą tylko różnicą, że Niemcy nadal posiadały profesjonalną administrację państwową, kierownicze kadry gospodarki oraz armię, prezentujące poziom, którego mogły im pozazdrościć najbardziej rozwinięte państwa na świecie. Myśląc perspektywicznie, Hitler rozumiał, że zastąpienie tych grup lub poddanie ich kontroli towarzyszy partyjnych, nie mających odpowiedniej wiedzy ogólnej, ani fachowej, nie mówiąc już o doświadczeniu, zagrozi realizacji priorytetowego zadania, jakim była odbudowa ekonomicznej i militarnej potęgi Niemiec. Jednocześnie, w znamienny dla siebie sposób, Hitler nie udzielił ani jednej jasno sformułowanej wskazówki na temat roli partii w przyszłości. Jak zwykle wolał nie ograniczać sobie pola manewru i unikać ostatecznych rozstrzygnięć - na przykład odmawiał określenia satysfakcjonującego obie strony, w jaki sposób zostaną rozgraniczone zadania i kompetencje partii i administracji państwowej. Członkowie NSDAP mogli pośrednio uczestniczyć w sukcesach nowego reżimu, mogli też odnowić poczucie więzi z Führerem i usłyszeć jego podtrzymujące wiarę słowa w czasie corocznych zlotów partyjnych. Mit Hitlera działał z niesłabnącą mocą i większość towarzyszy nie porzuciła jeszcze nadziei podsycanych przez Hitlera napomykającego o wielkich zadaniach, jakie czekały partię w przyszłości. Gauleiterzy mieli spory zakres władzy na szczeblu lokalnym i, co ważniejsze, cieszyli się statusem opiekunów miejscowych sfer gospodarczych. Większość członków partii znalazła zatrudnienie, ale, poza wąską grupą kierownictwa, były to niższe stanowiska w rozdętej, lokalnej, państwowej i partyjnej biurokracji. Ci,
którym udało się dostać na sam szczyt (modelowym przykładem jest Göring), nabrali manier reprezentantów władzy państwowej. Pozostali nie mogli już dłużej się łudzić, że stanowią elitę, spośród której wyłoniona zostanie nowa klasa rządząca. Po lipcu 1934 roku czystki w partii już się nie powtórzyły i jej liczebność stale rosła. Pod koniec tego roku wyniosła 2,5 miliona członków (w kraju więcej niż o połowę mniejszym od Związku Radzieckiego), czyniąc z NSDAP partię o charakterze znacznie bardziej masowym niż kadrowym. Jej rola po zdobyciu władzy pozostała w zasadzie nie zmieniona: nadal mobilizowała społeczeństwo do popierania celów wyznaczanych przez Hitlera. Hitler nigdy nie potrafiłby wyrzec się partii, będącej jego tworem i narzędziem, dzięki któremu zdobył władzę, ale teraz nie był już od niej uzależniony. Oprócz funkcji przywódcy partii piastował stanowisko głowy państwa i szefa rządu, a co najważniejsze był „Führerem Rzeszy Niemieckiej i narodu niemieckiego”. W tym momencie rozpoczął się proces, w którym Niemcy z państwa o systemie jednopartyjnym zaczęły przekształcać się w dyktaturę. Pomimo znacznie silniejszej pozycji partii komunistycznej w ZSRR pojawiające się na przełomie lat 1933/1934 sygnały, że Stalin zaczyna zmierzać w tym samym kierunku, od oligarchii ku autokracji, poważnie zaalarmowały tych członków Biura Politycznego i Komitetu Centralnego, których określano bardzo ogólnikowym mianem „opozycji”. Różnica tkwiła jednak w tym, iż w Niemczech, nawet jeśli niektórzy rozczarowani członkowie partii szemrali, że Hitler zdradził ideały ruchu, nie istniała już żadna opozycja ani w partii, ani w SA. Natomiast w Związku Radzieckim, niezależnie od tego, czy opozycja rzeczywiście istniała, Stalin był przekonany, że istnieje. Dlatego postanowił się z nią rozprawić tymi samymi metodami, jakich użył Hitler do rozprawy z Röhmem, tylko na dużo większą skalę. Do stworzenia i utrzymania rządów autokratycznych niezbędny był specjalny instrument, podlegający wyłącznie jednej osobie, przystosowany do wykonywania jej rozkazów, arbitralnie i bezwarunkowo, gotowy działać poza granicami prawa i bez żadnych skrupułów. Partie stały się już niewystarczającym narzędziem do osiągnięcia celów obu przywódców, celów, do których na przykład w Związku Radzieckim należało zniszczenie pozostałości partii leninowskiej. Miejsce partii zajęły więc tajne policje, w wypadku Stalina - NKWD, Hitlera - SS. Sowiecka tajna policja została powołana do życia decyzją Rady Komisarzy Ludowych z 20 grudnia 1917 roku jako CzeKa (Nadzwyczajna Komisja do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem), a jej siedzibą stała się Łubianka, budynek byłego towarzystwa ubezpieczeniowego w Moskwie. Działo się to w niecały rok po rozwiązaniu przez Rząd Tymczasowy znienawidzonej carskiej ochrany, doskonale znanej bolszewikom, bowiem z dużym powodzeniem spenetrowała ich organizację3. Lenin nie miał 3
Jeden z najsłynniejszych agentów ochrany, Roman Malinowski, stał się zaufanym współpracownikiem Lenina na terenie Rosji i przewodził bolszewickim deputowanym w Czwartej Dumie. W latach 1908-1909 czterech z pięciu członków sanktpetersburskiego komitetu partii bolszewickiej było agentami ochrany. Uporczywie krążąca plotka, że Stalin też był jej agentem, nigdy nie została potwierdzona.
najmniejszych skrupułów, powołując jej bolszewicki odpowiednik. Sam podziwiał jakobiński terror w okresie rewolucji francuskiej i jeszcze w 1905 roku przewidywał, że trzeba będzie wprowadzić go w Rosji. I on, i Trocki uważali terror za nieodzowny składnik rewolucji. Pierwszą egzekucję bez wyroku sądowego CzeKa wykonała 24 lutego 1918 roku, a jej działania pod kierownictwem Dzierżyńskiego zostały opisane już wcześniej. Nominalnie CzeKa została rozwiązana w lutym 1922 roku, ale w rzeczywistości przeszła tylko szereg przekształceń (GPU - NKWD - KGB), nie zmieniając swego podstawowego charakteru. Punktem zwrotnym w jej historii stała się kampania kolektywizacji i rozkułaczania. Chlebem powszednim były wówczas samowolne aresztowania i egzekucje bez wyroku sądowego, wzrosła też liczba więźniów zsyłanych do tak zwanych obozów pracy, które powstały jeszcze na przełomie lat 1918/1919. Dyrektywa, umożliwiająca ich gwałtowny rozwój w latach trzydziestych, została wydana 7 kwietnia 1930 roku, kiedy to powołano do życia GUŁag, Główny Zarząd Obozów Pracy Przymusowej. Jego pierwszym szefem został Jagoda, były pomocnik aptekarza z Niżnego Nowogrodu, który wstąpił do CzeKa w latach wojny domowej, a Stalina poznał na froncie carycyńskim. Tego samego 1930 roku liczbę więźniów GUŁagu ocenia się na 600 tysięcy. Szacunki z lat 1931-1932 określają liczbę więźniów przebywających w „miejscach odosobnienia” na prawie 2 miliony, z czego przeważająca większość przypada na obozy. Mowa tu jednak o czasach sprzed okresu czystek lat trzydziestych, kiedy liczby te wzrosły trzykrotnie, a nawet czterokrotnie. W Niemczech Hitler i nazistowscy przywódcy od samego początku swej działalności doskonale orientowali się, jak wielkie korzyści płyną ze stosowania przemocy i terroru, toteż posługiwali się nimi jeszcze przed objęciem władzy. Po jej zdobyciu, a zwłaszcza po pożarze Reichstagu, rozpętano brutalną kampanię przeciwko komunistom i socjaldemokratom. Członkowie SA w pełni wykorzystali nadarzającą się okazję do aresztowań, bicia a często torturowania ludzi, z którymi mieli do wyrównania porachunki jeszcze z okresu walk ulicznych poprzednich dwóch lat. Trwało to do lata 1933 roku, kiedy ich ekscesy stały się dla Hitlera na tyle kłopotliwe, że odebrał SA status sił pomocniczych policji. Jednak podstawowe swobody obywatelskie, między innymi zakaz aresztowań bez prawomocnego nakazu, zawieszone w roku 1933, nigdy nie zostały przywrócone. Konfrontacja z Röhmem i SA latem 1934 roku sprawiła, że Hitler uznał za konieczne stworzenie bardziej zdyscyplinowanej i lepiej wyszkolonej, elitarnej formacji, podobnej do NKWD, bezwzględnie podporządkowanej jego rozkazom, ani SA, ani partia, jako organizacja masowa, nie spełniały tych kryteriów. To, czego szukał, odnalazł w SS (Schutzstaffeln), sztafetach ochronnych sformowanych w Monachium w roku 1925 z „Oddziału Szturmowego Hitlera”, od którego przejęły, zadanie ochrony wodza i innych przywódców nazistowskich oraz insygnia. Początkowo SS stanowiło część „imperium” SA i liczyło niewielu członków, ale pod kierownictwem ambitnego Himmlera, mianowanego w styczniu 1929 roku
Reichsführerem SS, zaczęło się rozrastać (do 10 tysięcy pod koniec 1929 i 50 tysięcy na wiosnę 1933 roku), a jego charakter stopniowo ulegał zmianie. Celem Himmlera było wyodrębnienie organizacji SS z szeregów SA, do których w latach 1929-1930 zaczęli masowo napływać młodzi ludzie - bezrobotni i robotnicy. Zamierzenia Himmlera szły w innym kierunku. Stosując ścisłą selekcję kandydatów i członków, rozpoczął przekształcanie SS w corps d’elite. W kwietniu 1934 roku Himmler i Heydrich zakończyli proces przejmowania kontroli nad policją polityczną, Gestapo, a już latem tego roku plutony egzekucyjne SS rozstrzeliwały przywódców SA. W nagrodę organizacja Himmlera uzyskała niezależność, z prawem do tworzenia uzbrojonych oddziałów (SS-Verfugungstruppen, zalążek powołanych w okresie wojny Waffen SS), oraz przejęła nadzór nad obozami koncentracyjnymi (w ten sposób powstały SS-Totenkopfverbanden, oddziały straży obozowej - „Trupie Główki”). W lipcu 1934 roku zaszły zatem dwa poważne wydarzenia. Pierwsze, to degradacja SA do roli organizacji weteranów, która po zakończeniu rewolucji straciła całkowicie swoje znaczenie, drugie, to powierzenie SS roli organu wykonawczego w przyszłej dyktaturze - państwie Führera - do stworzenia której zmierzał Hitler. Organ ten stał się niezależny zarówno od partii, jak państwa, był poddany bezpośredniemu zwierzchnictwu Hitlera i mógł odtąd działać poza normami konstytucji i prawa. Należy wątpić, by w roku 1934 Hitler brał pod uwagę implikacje swoich ówczesnych decyzji. Trzeba jednak pamiętać, że przez cały czas, od samego początku kariery, jego posunięciami kierował wewnętrzny kompas, instynkt władzy, którego źródłem było nie zajmowane stanowisko, lecz misja powierzona mu przez Opatrzność. Jak dotąd Hitler potrafił udowodnić to swojej partii i nawet jeśli jeszcze nie wiedział, jak daleko ta droga go zaprowadzi, to instynktownie wyczuwał kierunek, w którym powinien się posuwać. Rozrost liczebny SS został przyhamowany w połowie lat trzydziestych - w 1937 roku w trzech głównych obozach koncentracyjnych znajdowało się nie więcej niż 10 tysięcy więźniów, strzeżonych przez 4 tysiące strażników - ale z wybuchem wojny znów nabrał dynamiki. W szczytowym okresie roku 1944 Waffen SS, konkurencyjna wobec Wehrmachtu formacja wojskowa, liczyła 38 dywizji, głównie pancernych, i 910 tysięcy żołnierzy. W tym samym czasie trzy obozy koncentracyjne z roku 1937 rozrosły się w kontrolowane przez SS nazistowskie imperium niewolniczej siły roboczej, które rozmiarami i skalą okrucieństwa mogło konkurować z drugim, stworzonym przez Stalina i NKWD w Rosji. Oprócz wywiadu i bezpieczeństwa istniało wiele innych dziedzin, które Hitler i Stalin pragnęli poddać wyłącznie swojej kontroli. W przypadku obu reżimów były to zazwyczaj te same dziedziny. Istotną różnicę stanowiła jednak kwestia kontroli nad gospodarką. Stalin, jako marksista, uważał za oczywiste, że kwestia kontroli gospodarki stanowi klucz do rozwiązania pozostałych społecznych i politycznych problemów kraju. W czasach kiedy zabiegał o objęcie sukcesji po Leninie, z hasła zerwania z kompromisami Nowej Polityki
Ekonomicznej uczynił oręż, którym pokonał swoich rywali. Potem jako następca Lenina energicznie przystąpił do upaństwowienia pozostających jeszcze w rękach prywatnych środków produkcji, dystrybucji i zbytu, zarówno w przemyśle i handlu, jak i w rolnictwie. Stalin uważał, że w ten sposób uzupełnia ostatnie, brakujące ogniwo w procesie przejmowania władzy nie dokończonym przez Lenina w roku 1917. Jako przywódca wielkiego, zacofanego kraju w odgórnie planowanym rozwoju gospodarczym widział jedyną szansę zbudowania bazy przemysłowej, która umożliwi narodowi nadrobienie wielowiekowych zaległości. Od momentu kiedy Stalin zdecydował się na realizację tego programu w ramach planu pięcioletniego, wszystko zostało podporządkowane jednemu celowi, zagwarantowaniu sukcesu planu za wszelką cenę. Odtąd priorytetami Stalina stały się: skoncentrowanie inwestycji na przemyśle ciężkim, produkującym zamiast dóbr konsumpcyjnych środki produkcji, stworzenie niezbędnej do dokonania przełomu w przemyśle armii kadr menadżerskich i wykwalifikowanej siły roboczej oraz podniesienie wydajności pracy. To, czego próbował dokonać w ZSRR Stalin, w Niemczech osiągnięto już w poprzednim stuleciu, stwarzając podstawy potęgi gospodarczej i militarnej mocarstwa, które przystąpiło do pierwszej wojny światowej. Celem Hitlera było odtworzenie tej potęgi i zabezpieczenie przyszłości Niemiec poprzez ekspansję na Wschodzie, czyli powrót do klasycznego imperializmu. Warunkiem wstępnym było wyzwolenie się z ograniczeń traktatu wersalskiego; priorytetem - ponowne uzbrojenie państwa. Hitler był wystarczająco bystry, by dostrzec, że jego reżim najszybciej zdobędzie społeczne poparcie, jeśli doprowadzi do poprawienia stanu gospodarki i zlikwiduje bezrobocie. Jednak już na jednym z pierwszych posiedzeń gabinetu po objęciu stanowiska kanclerza zaznaczył, że ożywienie gospodarki nie jest celem samym w sobie, a jedynie środkiem prowadzącym do „przywrócenia narodowi niemieckiemu prawa do noszenia broni”, któremu miały być podporządkowane wszystkie przedsięwzięcia zmierzające do tworzenia nowych miejsc pracy. Pogląd Hitlera, że zbrojenia dadzą się pogodzić z działaniami antyrecesyjnymi, okazał się słuszny, bowiem niemiecka gospodarka wyszła z kryzysu, a Niemcy były uzbrojone. Badanie wzajemnego związku obu procesów - rzeczywistego wpływu zbrojeń na odrodzenie gospodarcze należy pozostawić historykom ekonomii. Jedno, co nie budzi wątpliwości, to instrumentalne podejście Hitlera do gospodarki. To ono, a nie przekonanie o wyższości kapitalizmu, skłoniło go do położenia kresu antykapitalistycznej kampanii w łonie partii. Decyzja ta była czysto pragmatyczna: aby jak najszybciej poprawić stan gospodarki przy jednoczesnej remilitaryzacji kraju, należy działać w obrębie istniejących struktur i nie narażać ich na wstrząsy radykalnych eksperymentów, mogących rodzić dodatkowe konflikty. Jednak, podobnie jak w wypadku generalicji, gotowość Hitlera do współpracy w początkowym okresie nie oznaczała wcale, że pozwoli przemysłowcom lub bankierom (takim jak Schacht) decydować o polityce długofalowej. W latach trzydziestych jego stosunek do obu grup uległ zmianie, a kwestia kontroli państwa nad
gospodarką znalazła zupełnie inne rozwiązanie, gdy w 1936 roku Hitler rozpoczął realizację planu czteroletniego. Rok 1934 stanowił również początek nowego rozdziału w innej dziedzinie, w polityce zagranicznej i obronnej. Tego to roku właśnie Stalin uznał realność zagrożenia Związku Radzieckiego ze strony nazizmu. Tak oto rozpoczęła się wstępna faza wzajemnych stosunków dwóch reżimów, których historia zdominowała całą dekadę lat czterdziestych, a jej pokłosiem, już po śmierci Hitlera, stała się zimna wojna. Przed rokiem 1934 Stalin pochłonięty przeprowadzaniem wewnętrznej rewolucji nie wykazywał większego zainteresowania polityką zagraniczną W roku 1928, na VI Kongresie Kominternu, zdobył pozycję przywódcy światowego ruchu komunistycznego, ale dotąd wykorzystywał ją wyłącznie do ochrony interesów Związku Radzieckiego. Deklaracja kongresu głosiła: „Międzynarodowy komunizm wymaga bezwzględnego podporządkowania wszelkich lokalnych i partykularnych interesów ruchu decyzjom podejmowanym przez kierownicze organy Międzynarodówki Komunistycznej”. W praktyce oznaczało to wykonywanie poleceń urzędującego w Moskwie Komitetu Wykonawczego Kominternu, któremu początkowo przewodniczył Mołotow, a później jeden z drugorzędnych adiutantów Stalina Manuilski. Ponieważ rola Międzynarodówki sprowadziła się do przekazywania rozkazów poszczególnym partiom, nie było w niej miejsca na żadne dyskusje i kongresy przestały się odbywać. Dopiero w roku 1935 zwołano VII Kongres, który okazał się ostatnim. Na żądanie Stalina VI Kongres przyjął rezolucję, która nakazywała wszystkim ruchom komunistycznym skoncentrowanie się na atakach przeciwko partiom socjalistycznym jako „szczególnie niebezpiecznym wrogom proletariatu, groźniejszym od zdeklarowanych popleczników drapieżnego imperializmu”. Ta decyzja okazała się szczególnie brzemienna w skutki w Niemczech, gdzie KPD, druga co do wielkości partia komunistyczna po radzieckiej, zdobyła w wyborach 1932 roku 5 milionów głosów. W wypadku współpracy z SPD obie partie były w stanie stworzyć silny blok, który po wyborach w lipcu 1932 roku uzyskałby 13,2 miliona głosów, wobec 13,7 miliona zdobytych przez nazistów. Po wyborach listopadowych tego samego roku proporcja ta mogła wyglądać odpowiednio: 13,2 miliona wobec 11,7 miliona. Zamiast tego, podporządkowując się polityce narzuconej przez Stalina KPD przystąpiła do ataku na „socjalfaszystów” z SPD, posuwając się nawet do współpracy z faszystami przeciwko socjaldemokratom w czasie berlińskiego strajku komunikacji w 1932 roku. Tym, co marzyło się Stalinowi, odbierając mu zdolność realistycznej oceny sytuacji, była wizja przyjaznych, komunistycznych Niemiec, których zasoby przemysłowe i wykwalifikowane kadry techniczne mogły dopomóc w modernizacji ZSRR - iluzja podobna do tej, jaką żywił Lenin w latach 1917-1919. Utwierdzała go ona w błędnym przekonaniu, że dalsze sukcesy nazistów wywołają radykalizację niemieckich mas, które zjednoczą się pod przewodnictwem KPD, co doprowadzi do zwycięstwa komunizmu. Wielkim sukcesem radzieckiej dyplomacji było nawiązanie przyjaznych stosunków z Republiką Weimarską, zapoczątkowane podpisaniem traktatu
w Rapallo (1922), a opartych na opozycji „mocarstw-pariasów” wobec porządku europejskiego zaprowadzonego przez zwycięskie potęgi po roku 1918. Polityczne znaczenie Rapallo sprowadzało się do zakończenia międzynarodowej izolacji ZSRR i zmniejszyło niebezpieczeństwo powstania antybolszewickiej koalicji państw kapitalistycznych (w 1926 roku oba kraje podpisały układ o wzajemnej neutralności odnowiony w roku 1931). W dziedzinie gospodarczej traktat z roku 1922 ustalił pozycję Niemiec jako najważniejszego partnera handlowego ZSRR (handel z Republiką Weimarską stanowił jedną czwartą radzieckiego importu i eksportu), a jeśli chodzi o kwestie militarne, to oba kraje nawiązały tajną współpracę, w wyniku której Niemcy mogły potajemnie budować i testować rodzaje broni zakazane im przez traktat pokojowy, takie jak samoloty i czołgi, oraz przeprowadzać ćwiczenia wojskowe na terytorium ZSRR. W zamian Związek Radziecki korzystał z usług niemieckich ekspertów wojskowych i z technologii. Współpraca handlowa i militarna między obydwoma państwami osiągnęła swój szczyt w początkach lat trzydziestych i Stalinowi zależało na jej kontynuowaniu. Dlatego nie protestował, ani nie usiłował interweniować, gdy likwidowano KPD, a radzieccy przedstawiciele (Litwinów, Kriestinski, Mołotow) w pierwszych miesiącach istnienia nazistowskiego reżimu usilnie starali się zapewnić Niemców, że ich rząd nie zamierza zmienić polityki i z radością powita przedłużenie układu z 1926 roku. Jeszcze w styczniu 1934 roku, na XVII Zjeździe Partii, zdając sobie sprawę ze wzrastającego zagrożenia wybuchem wojny, Stalin oświadczył: „Oczywiście dalecy jesteśmy od tego, aby zachwycać się reżimem faszystowskim w Niemczech. Ale nie chodzi tu o faszyzm, chociażby dlatego, że faszyzm na przykład we Włoszech nie przeszkodził ZSRR w nawiązaniu jak najlepszych stosunków z tym krajem”. Tego samego dnia w którym Stalin wypowiedział te słowa Hitler podpisał układ o nieagresji z Polską, stanowiący nie tylko odwrócenie tradycyjnej pruskiej polityki, ale odebrany powszechnie jako krok skierowany przeciwko ZSRR. Chociaż Stalin nigdy nie przyznał się do popełnionego błędu, to jednak w obliczu oczywistego niebezpieczeństwa ze strony Niemiec w Europie i jednoczesnego zagrożenia agresywną polityką Japonii, która od roku 1931 okupowała Mandżurię, został zmuszony do zmiany polityki. Priorytetem stała się teraz ochrona interesów radzieckich, szczególnie zaś rozwoju gospodarki. Komintern i światowa rewolucja, nie wspominając już o awanturniczych projektach w stylu podjętej przez hitlerowców próby obalenia rządu w Austrii, zeszły na dalszy plan. I chyba za szczere należy uznać jego słowa wypowiedziane w tym samym referacie w styczniu 1934 roku: „Kto pragnie pokoju i dąży do rzeczowych stosunków z nami, ten zawsze znajdzie u nas poparcie”. Choć zaraz potem poczuł się w obowiązku uzupełnić: „Ci zaś, którzy spróbują napaść na nasz kraj - otrzymają druzgocący odpór, aby na przyszłość odechciało się im wtykać swój świński ryj do naszego radzieckiego ogrodu”. Różnice w podejściu Hitlera i Stalina do zagadnień polityki zagranicznej
i obronnej były równie wielkie jak w kwestiach gospodarczych. Dwie pierwsze dziedziny Hitler traktował priorytetowo, podczas gdy jego zainteresowanie ekonomią ograniczało się do wkładu, jaki wzrost gospodarczy mógł wnieść w dzieło odbudowy potęgi Niemiec. Lista priorytetów Stalina była odwrotna: na pierwszym miejscu znalazła się modernizacja struktur gospodarczych i społecznych ZSRR, a zadaniem polityki zagranicznej i obronnej było zapewnienie ochrony państwa niezbędnej do przeprowadzenia drugiej rewolucji. W latach 1933-1934 bezpieczeństwo zewnętrzne stało się przedmiotem najwyższej troski Hitlera. Prześladowania Żydów, socjalistów i komunistów, masowe aresztowania, obozy koncentracyjne i doniesienia o stosowanych torturach, bojkot żydowskich firm, rozbicie ruchu związkowego i palenie książek - wszystkie te wydarzenia odbijające się szerokim echem za granicą i wzmocnione napływem pięćdziesięciotysięcznej fali niemieckich emigrantów, wywołały w zachodnich demokracjach głęboki szok i najwyższe zaniepokojenie natężeniem niemieckiego fanatyzmu i nacjonalizmu. Niemieckie kręgi wojskowe i sam Hitler poważnie liczyli się z groźbą interwencji militarnej ze strony Francji i jej polskiego sojusznika. Upłynęło zaledwie dziesięć lat od francuskiej okupacji Zagłębia Ruhry, a trzy, odkąd Francuzi wycofali się z Nadrenii. Interwencja w latach 1933-1934, w celu wymuszenia respektowania postanowień traktatu wersalskiego, zanim jeszcze niemiecki program zbrojeń zdążył przynieść pierwsze rezultaty, mogła całkowicie zniweczyć plany Hitlera. W łonie partii nazistowskiej znalazły się elementy, które w polityce zagranicznej, podobnie jak w ekonomii, gotowe były zająć miejsce konserwatywnego aparatu ministerstwa spraw zagranicznych i zastąpić ministra von Neuratha, nie będącego nazistą. Za zgodą Hitlera Rosenberg i Ribbentrop powołali do życia dwa niezależne, konkurencyjne wobec ministerstwa, biura partyjne. Natomiast pakt o nieagresji z Polską, stanowiący największy sukces dyplomatyczny Hitlera w okresie pierwszych dwóch lat rządów, wynegocjował jeszcze inny intruz na polu polityki zagranicznej - Göring. Zagrożenia jakie w tym wczesnym i krytycznym okresie mogły wywołać zbyt radykalne posunięcia, najlepiej ilustruje błędnie skalkulowana próba obalenia rządu Dollfussa w Austrii. Pod koniec roku 1934 Niemcy znalazły się w kompletnej izolacji dyplomatycznej. Sukces, jakim było zawarcie paktu z Polską, został w dużej mierze zaprzepaszczony, bowiem Francji udało się ożywić związki ze swoimi wschodnioeuropejskimi sojusznikami (Mała Ententa), a zyski, jakie mogło przynieść spektakularne wycofanie się Niemiec z konferencji rozbrojeniowej i z Ligi Narodów - które wzbudziło nacjonalistyczną euforię w kraju - zostały zniwelowane przez zmianę stanowiska radzieckiego i przystąpienie ZSRR do Ligi (we wrześniu 1934 roku). Jeśli można stwierdzić, że Stalin dostał nauczkę, to tym bardziej dostał ją Hitler. W roku 1935 doszło do zawarcia porozumienia francuskoradzieckiego, a Komintern przyjął nową taktykę tworzenia frontów ludowych, szerokich koalicji antyfaszystowskich, które dotąd były przez
komunistów, wypełniających dyrektywę Stalina, skutecznie torpedowane. Niemniej i Hitler mógł odnotować pewne sukcesy - należało do nich bezkarne odrzucenie wersalskich ograniczeń zbrojeniowych i zawarcie układu flotowego z Anglią. Były to pierwsze owoce jego zręcznej taktyki wykorzystywania strachu przed wojną i antykomunistycznego nastawienia zachodnich demokracji. Hitler uznał, że chwilowo najkorzystniej będzie pozostawić von Neuratha i dotychczasowy aparat niemieckiej dyplomacji w spokoju. Tymczasem do specjalnych misji wykorzystywał Ribbentropa i Göringa, a zadanie kierowania działalnością organizacji Niemców etnicznych pośród liczącej 27 milionów niemieckiej emigracji, powierzył partyjnemu wydziałowi organizacji zagranicznych (Auslandsorganisation - AO) pod kierownictwem gauleitera Bohlego. Funkcję spełnianą przez ten wydział można porównać z funkcją stalinowskiego Kominternu, sterującego partiami komunistycznymi w innych krajach. W końcu jednak nadejdzie taki moment, kiedy osłona szacunku, jakim cieszył się von Neurath w oczach konserwatywnej opinii w kraju i za granicą, nie będzie już Hitlerowi potrzebna; ale wtedy Niemcy okrzepną na tyle, by Hitler mógł odsłonić swe prawdziwe oblicze i narzucić warunki gry. Znacznie ważniejszym zagadnieniem były stosunki Hitlera z generalicją. Pod koniec 1934 roku tradycyjna pozycja niemieckiej armii, opierająca się na jej pełnej autonomii, wydawała się niezagrożona. Zgoda armii miała decydujące znaczenie przy wyborze Hitlera na następcę von Hindenburga i sam Hitler przyznał: „Wszyscy wiemy, że gdyby w dniach rewolucji armia nie stanęła po naszej stronie, my nie stalibyśmy dziś tutaj”. W późniejszym okresie Hitler twierdził, że uniknął konfliktu z armią w pierwszych latach swych rządów tylko dlatego, że wiedział, iż może zaufać efektom, jakie przyniosło przywrócenie powszechnej służby wojskowej: „Gdy tylko udało nam się to osiągnąć, byłem przekonany, że masy ludzi przepojonych duchem narodowosocjalistycznym, które napłynęły do Wehrmachtu, oraz wciąż wzrastająca siła ruchu narodowosocjalistycznego pozwolą mi przełamać wszelką opozycję w szeregach armii, a zwłaszcza w jej korpusie oficerskim”. Jeżeli jest to zgodne z prawdą, to mamy tu do czynienia z doskonałą ilustracją przenikliwości Hitlera, bowiem niemiecki korpus oficerski, liczący w 1933 roku 4 tysiące osób, stanowił niewystarczającą bazę kadrową dla armii, której liczebność w ciągu czterech lat wzrosła czterokrotnie. Wkrótce szeregi korpusu powiększyły się o 25 tysięcy nowych oficerów, wśród których znajdowało się wielu młodszych wiekiem i bardziej przychylnie nastawionych do ruchu nazistowskiego, niż ich koledzy z pokolenia von Reichenaua. W ten sposób, stanowiący spójną i tradycyjnie konserwatywną grupę, korpus oficerski został „rozcieńczony” do tego stopnia, że utrzymanie jego autonomicznej pozycji, gdyby Hitler postanowił ją zakwestionować, było już niemożliwe. Znamienne, że Hitler nie skonsultował wcześniej swej dramatycznej proklamacji z 16 marca 1935 roku o przywróceniu poboru i przystąpieniu do zbrojeń ani z Naczelnym Dowództwem, ani ze Sztabem Generalnym. Dla obu tych ciał zapowiedziany docelowy stan armii w okresie pokoju, w sile 12 korpusów i
36 dywizji, był całkowitym zaskoczeniem. Stwarzając armii szansę uzbrojenia, Hitler założył, że może liczyć na entuzjastyczne wykonanie powierzonego jej zadania. Jednak na konferencji sztabowej latem 1941 roku z goryczą wypomniał wszystkie rozczarowania, jakich doznał z jej strony w ciągu pierwszych pięciu lat swoich rządów. „Zanim zostałem kanclerzem, sądziłem, że Sztab Generalny przypomina mastyfa, którego trzeba powstrzymywać za obrożę, bowiem zagraża całemu otoczeniu. Od tego czasu zdążyłem się przekonać, że trudno o bardziej błędny obraz. Sztab konsekwentnie usiłował hamować każdą akcję, którą uznałem za konieczną... To ja zawsze musiałem szczuć mastyfa”. Pod koniec 1934 roku nie nadszedł jeszcze czas szczucia i generałowie, którzy wierzyli w trwałość układu, jaki zawarli latem tego roku z Hitlerem, żyli złudzeniami. A przecież co najmniej dwa fakty powinny były obudzić ich czujność. Pierwszy, to dyrektywa Hitlera, nakazująca Göringowi, aby rozpoczął formowanie lotnictwa wojskowego, i jego przyzwolenie - wbrew protestom armii - by zgodnie z postulatem Göringa Luftwaffe stanowiła niezależny rodzaj sił zbrojnych, podlegający osobnemu ministerstwu. Drugi, to coraz przychylniejszy stosunek Hitlera do Himmlera i SS, stanowiących źródło znacznie większego zagrożenia dla niezależnej pozycji armii niż Röhm i jego SA. Armia Czerwona zmieniła się bardzo od czasów wojny domowej, kiedy Stalin zetknął się z nią po raz pierwszy. Liczba carskich oficerów, których wówczas było 48 tysięcy, czyli trzy czwarte korpusu oficerskiego, w 1930 roku spadła do 4,5 tysiąca a zatem do dziesięciu procent korpusu. W 1934 roku 6 procent oficerów, w tym wszyscy dowódcy wyższego szczebla było członkami partii komunistycznej. Liczebność stałej armii wynosiła 562 tysiące żołnierzy, a jej podstawową siłą były oddziały kadrowe, stanowiące od jednej dziesiątej do jednej szóstej stanu armii - najwyższy wskaźnik osiągały w oddziałach zmechanizowanych. Pozostała część formacji składała się z poborowych powoływanych do służby na dwa lata po dwóch latach szkolenia wstępnego. Reszta poborowych odbywała szkolenie w oddziałach obrony terytorialnej (głównie w piechocie) na zasadach okresowych. Armia zatraciła już swój chłopski charakter, ale nadal spora część rekrutów pochodziła ze wsi. Jednym z najważniejszych elementów szkolenia żołnierzy było szkolenie polityczne i indoktrynacja (co najmniej dwie godziny dziennie). Testem politycznej dyspozycyjności armii stały się lata kolektywizacji. Bez jej pomocy w tłumieniu chłopskich powstań i w blokadzie Ukrainy, Stalin i kierownictwo partii na pewno nie zdołaliby się utrzymać. Z dostępnych dziś źródeł wynika, że podówczas nie było żadnych kłopotów z siłami zbrojnymi i że dyscyplina w armii została utrzymana. Potwierdzają to dane dotyczące kolejnych fal czystek: w 1929 roku w wojsku poddano im 3,5 procent członków partii, podczas gdy w cywilnych organizacjach wskaźnik ten wyniósł 11,7 procent. Te same wskaźniki w roku 1933 wyniosły odpowiednio: 4,3 i 17 procent. W żadnym momencie swego istnienia Armia Czerwona nie mogła nawet marzyć o takim stopniu niezależności, jakim cieszyła się armia niemiecka. „Aby zapobiec przekształceniu którejkolwiek z komórek w gniazdo
spisku”, jak ujmował to dekret wydany przez Trockiego w 1918 roku, oraz z zadaniem szkolenia politycznego żołnierzy powołano do życia instytucję komisarzy politycznych. Stanowili oni sieć agentów, rozmieszczonych w bazach wojskowych i jednostkach, która podlegała bezpośrednio wydziałowi wojskowemu Komitetu Centralnego. W latach dwudziestych pierwotna forma dualistycznego dowództwa została zmodyfikowana. Odtąd na czele hierarchii znalazł się dowódca, a komisarzowi wyznaczono funkcję jego zastępcy do spraw politycznych. Nie zmieniało to jednak faktu, że zachował on podległość wobec przełożonych spoza hierarchii wojskowej, co nadal było przyczyną tarć, zwłaszcza na wyższych szczeblach, gdzie dowódcami byli w większości weterani wojny domowej. Jednak Stalin nie zamierzał wyeliminować z armii komisarzy politycznych. Co więcej, system ten został zdublowany przez niezależny pion kontroli OGPU. Tajna policja otrzymała zadanie czuwania nad bezpieczeństwem w szeregach sił zbrojnych i utrzymywała własną sieć agentów na wszystkich szczeblach. Jej informatorzy byli niezależni od struktury dowódczej oraz od pionu politycznego armii i z baczną uwagą wypatrywali oznak nielojalności w obu tych grupach. Największą słabością Armii Czerwonej był brak nowoczesnego sprzętu oraz niedostateczne wyszkolenie techniczne jej żołnierzy. Jednym z głównych argumentów Stalina, uzasadniających przystąpienie do karkołomnego programu industrializacji, była potrzeba stworzenia nowoczesnego przemysłu zbrojeniowego. W czasie pierwszej pięciolatki powstały jego podwaliny, a w momencie gdy Stalin zwrócił uwagę na niebezpieczeństwo grożące krajowi ze strony Niemiec i Japonii, realizacja zamówień wojskowych uzyskała priorytet. W okresie drugiej pięciolatki (1933-1938) przemysł zbrojeniowy ZSRR rozwijał się w tempie dwa i pół raza szybszym niż ogólne tempo rozwoju przemysłu kraju. Stalin był zainteresowany kontynuacją współpracy wojskowej pomiędzy ZSRR a Niemcami, która dotychczas umożliwiała potajemne zbrojenie Reichswehry i przynosiła również korzyści Armii Czerwonej. Zmuszony, choć niechętnie, do pogodzenia się z nieprzyjemnym faktem, jakim było wycofanie się Niemiec ze współpracy, przystąpił do rozbudowy własnych sił zbrojnych, aby dorównać niemieckiemu potencjałowi wojskowemu. W 1934 roku liczebność radzieckiej armii wzrosła z 562 tysięcy do 940 tysięcy, a w roku 1935 do 1,3 miliona żołnierzy. Jednocześnie do roku 1939 wszystkie jednostki miały zostać przekształcone w jednostki kadrowe. Budżet zbrojeniowy Armii Czerwonej i marynarki wzrósł z 1420 milionów rubli w 1933 roku, do 23.200 milionów w 1938 i ponownie zwiększył się ponad dwukrotnie do roku 1940. Szczególną wagę przywiązywano do rozwoju artylerii, broni pancernej i lotnictwa oraz do zapewnienia samowystarczalności przemysłu zbrojeniowego. Jednocześnie zaczęto lokalizować nowe fabryki tego sektora za Uralem. W wyniku polityki Stalina personel Armii Czerwonej i marynarki, podobnie jak NKWD, zaczął osiągać spore korzyści. Zaliczyć do nich należy poprawę sytuacji materialnej i wzrost statusu społecznego oficerów, co spowodowało masowy napływ młodzieży do uczelni wojskowych. Jednocześnie system komisarzy politycznych i nadzór NKWD zdawały się
odgrywać rolę wystarczających zabezpieczeń przed wytworzeniem w środowisku zawodowych wojskowych tego poczucia klanowej odrębności, które tak niepokoiło Hitlera. Pod koniec 1934 roku każdy obserwator, mający możliwość porównania sytuacji w obu krajach, zawyrokowałby, że w dziedzinie sprawowania kontroli nad siłami zbrojnymi Stalin znacznie wyprzedził Hitlera. A jednak w 1937 roku to właśnie Stalin zdecydował się rozstrzelać czołowych dowódców Armii Czerwonej pod zarzutem zdrady, która to akcja stanowiła zaledwie preludium do krwawej czystki w łonie Naczelnego Dowództwa i w całym korpusie oficerskim. Tymczasem w roku 1938 Hitler umocnił swą kontrolę nad armią nie uciekając się do tak drastycznych środków jak Stalin. Dopiero wiele lat później, po próbie zamachu na jego życie w 1944 roku, wyraził żal, że nie wziął przykładu ze Stalina i nie przeprowadził równie gruntownej czystki wśród dowódców armii niemieckiej. V W orbicie zainteresowania obu reżimów znajdowały się także dwie inne ważne i ściśle ze sobą powiązane dziedziny: kontrola nad środkami masowego przekazu oraz kontrola nad wszelkimi stowarzyszeniami i organizacjami. Pod koniec 1934 roku zarówno Hitler, jak i Stalin twierdzili, że stoją na czele całkowicie zjednoczonych wewnętrznie społeczeństw. Opozycji nie tolerowano, ani nie przyznawano, że takowa w ogóle istnieje. Oczywiście, władza i w Związku Radzieckim, i w Niemczech mogła oprzeć się, tak jak w każdym społeczeństwie, na politycznym niezaangażowaniu obywateli, ich skłonności do wierzenia w deklaracje władzy, na zakorzenionej tradycji posłuszeństwa i konformizmie, a także na osobistych ambicjach, karierowiczostwie i pragnieniu zachowania zdobytych już pozycji. Jednak żaden z obydwu reżimów nie pozostawiał niczego przypadkowi lub spontanicznym odruchom. Obydwa łączył ten sam głęboki brak zaufania do jednostek lub grup działających z własnej inicjatywy i za jeden z najważniejszych celów swej działalności uznawały stałe mobilizowanie społecznego poparcia. W żadnej innej dziedzinie omawiane systemy nie wykazały tak wielkiego podobieństwa. Oczywiście, istniały ogromne różnice w warunkach, w jakich przyszło im działać. Społeczeństwo, z jakim mieli do czynienia naziści, było wykształcone, co ułatwiało dotarcie do ludzi za pośrednictwem radia, gazet i kina. Stalinowska partia komunistyczna rządziła narodem niewykształconym, o wysokim stopniu analfabetyzmu i wskutek tego niezwykle słabo podatnym na wpływ środków masowego przekazu. Forsowny marsz, którym Stalin zamierzał wyprowadzić społeczeństwo ze stanu ekonomicznego i kulturalnego zacofania, wymagał podjęcia masowej akcji zwalczania analfabetyzmu i tradycyjnie prymitywnego sposobu życia przeniesionego przez miliony chłopów do miast. Dopiero wtedy można było liczyć na skuteczność oddziaływania najprostszych chwytów propagandowych. Upowszechnienie oświaty podstawowej, które wraz z umacnianiem dyscypliny pracy i podnoszeniem jej wydajności stanowiło
jeden z podstawowych celów partii komunistycznej, w Niemczech, podobnie jak industrializacja, dokonało się w poprzednim stuleciu. Poziom wykształcenia oraz społecznego i przemysłowego rozwoju Niemiec pozwalał Hitlerowi i Goebbelsowi wykorzystać najbardziej zaawansowane technicznie środki oddziaływania na masy. Innym utrudnieniem, na jakie natrafił Stalin, było rozgoryczenie wywołane jego brutalną polityką wobec najliczniejszej klasy społecznej kraju - chłopstwa - którą radzieccy agitatorzy i propagandziści usiłowali teraz przekonać o rozlicznych korzyściach, jakie odniosła wieś w wyniku tej polityki. Tymczasem Hitler, zmierzający do poprawy stanu gospodarki i odrzucenia postanowień traktatu wersalskiego, mógł liczyć na entuzjastyczne przyjęcie i poparcie społeczeństwa. Ale i komuniści mieli po swojej stronie kilka atutów. Związek Radziecki, ze swym rozległym terytorium, był znacznie bardziej izolowany od pozostałej części Europy niż Niemcy. Więzi łączące Rosję z europejskimi nurtami politycznymi i kulturalnymi były zawsze o wiele słabsze niż w Niemczech, a wykształcona warstwa jej społeczeństwa której stosunek do tradycji zachodniej i tak pozostawał mieszany - była nieliczna i dodatkowo przerzedzona przez rewolucję i wojnę domową. Te geograficzne i historyczne uwarunkowania czyniły ze Związku Radzieckiego kraj łatwy do odcięcia od reszty świata, co też zostało wykorzystane przez sowiecką propagandę. Uzupełniając zaprezentowany obraz należy wspomnieć o panującej w kraju biedzie, braku środków i zacofaniu technicznym, a także o niedostatku wyszkolonych kadr, zdolnych do podźwignięcia nie tylko propagandowych, ale i innych pilnych zadań stawianych przez partię. Słabo rozwinięte środki masowego przekazu nie gwarantowały dotarcia do społeczeństwa, dlatego kierownictwo musiało oprzeć się na agitacji i propagandzie uprawianej przez każdego członka partii. Do podstawowych środków należało oddziaływanie bezpośrednie, agitacja i przykład osobisty w miejscu pracy: w fabryce, kopalni i w kołchozie. W Niemczech, gdzie poziom ekonomiczny i kulturalny społeczeństwa był znacznie wyższy, naziści mogli czynić większy użytek z metod pośrednich, które umożliwiały ukrycie treści propagandowych i przekazywanie ich za pomocą szerokiej gamy innych środków. Pomimo tak wielkich różnic tym bardziej znamienny zdaje się fakt, że kontrola nad społeczeństwem i środkami służącymi do jej zagwarantowania stała się jednym z nadrzędnych celów obu systemów. W obu państwach, w Związku Radzieckim i w Niemczech, istotną rolę odgrywała tak zwana perswazja siły, której podstawowym narzędziem były ogromnie rozbudowane aparaty policji i służb bezpieczeństwa. Wrażenie, jakie wywierała na ludziach, którzy, jak dotąd, uniknęli aresztowania i znajdowali się poza obozami koncentracyjnymi i obozami pracy, było równie ważne dla systemów, jak usuwanie tych, co mieli tam trafić. Nadieżda Mandelsztam pisała, że w okresie czystek ludzie w Związku Radzieckim bali się wymieniać nazwisk osób nagle znikających lub przyznawać, nawet wobec przyjaciół, że wiedzą o istnieniu łagrów. Zmowa milczenia w którą zostało wciągnięte całe społeczeństwo, była źródłem
paraliżującego strachu, a ten nie tylko niszczył więzy wzajemnego zaufania ale stwarzał poczucie nieuchronności i bezsensowności podejmowania jakiejkolwiek walki. W Niemczech, chociaż poparcie dla reżimu było silniejsze, a liczba aresztowań mniejsza, funkcjonował ten sam mechanizm - nie istniała swoboda wyboru, a ci, którzy decydowali się przeciwstawić systemowi, znali cenę ryzyka. Już 21 marca 1933 roku (dzień uroczystości w Poczdamie) uchwalono dekret przewidujący karę więzienia za rozpuszczanie wrogich pogłosek. W przypadkach wyjątkowo poważnych, a do takich należała otwarta krytyka rządu, karą były ciężkie roboty. Jednakże żadne społeczeństwo, a już na pewno społeczeństwo nowoczesnego kraju przemysłowego, nie może funkcjonować w atmosferze terroru i zastraszenia. Normalnego funkcjonowania kraju nie zapewni nawet bierne poparcie ludności. Dlatego, kiedy tylko ustanowiono system przymusu: „jeżeli nie, to kara”, wszystkie dostępne środki zaangażowano do akcji, mającej zapewnić reżimowi aktywne poparcie obywateli, do akcji polegającej na przekonaniu ich, że współpraca z władzą może być korzystna. Aby osiągnąć ten cel, trzeba było zaoferować system nagród, stworzyć możliwości awansu nie tylko zawodowego, ale i społecznego. Stawało się to możliwe w momencie, gdy dziedziny te znajdowały się w gestii państwa lub partii albo były przez nie kontrolowane i awans zależał od ich akceptacji. W ten sposób ustanowiono nierozerwalny związek pomiędzy terrorem, propagandą i organizacją społeczeństwa. W latach trzydziestych Stalin posługiwał się częściej pierwszym z elementów, Hitler drugim, ale obaj zdawali sobie sprawę ze znaczenia trzeciego. Trudno w historii o przykład politycznego ruchu, który przywiązywałby tak wielką wagę do czynników psychologicznych jak nazizm. Swe szczególne talenty w tej dziedzinie Hitler zaprezentował już w latach dwudziestych. Temu też należy przypisać sporą część sukcesów ruchu w początkach następnej dekady. Po dojściu do władzy wykorzystanie czynnika psychologicznego stało się znakiem szczególnym nowego systemu. Formułując na zlocie partii w 1934 roku definicję „propagandy totalnej”, Goebbels stwierdził: „Zajmuje ona pierwsze miejsce pośród sposobów, jakie można wykorzystać, by dotrzeć do ludzi... Bez niej wcielanie w życie wielkich idei w wieku społeczeństw masowych byłoby prawie niemożliwe... Nie ma takiej dziedziny życia publicznego, która byłaby odporna na jej wpływ”. Już w marcowych wyborach roku 1933 Hitler i Goebbels pokazali, w jak nie spotykany dotąd sposób potrafią wykorzystać radio. Posługując się pełną koordynacją środków przekazu, organizując codziennie konferencje prasowe w ministerstwie, wydając cały szereg zarządzeń - w tym ścisły wykaz terminologii, którą należało się posługiwać - Goebbels objął faktyczną kontrolą nie tylko radio, ale i prasę. Prasa nienazistowska, na przykład „Frankfurter Zeitung”, była tolerowana po to, by zachować pewną różnorodność stylu i uniknąć nudy ujednolicenia, co mogło doprowadzić do utraty czytelników i osłabienia wpływu propagandy. Instrukcja, jaką Goebbels wydał wszystkim środkom przekazu, brzmiała: „jedność myśli -
wielość form jej wyrażania”. W Związku Radzieckim, gdzie państwo znajdowało się pod kontrolą partii, dziedzina ta była domeną nie ministerstwa, lecz dwóch spośród sześciu głównych wydziałów Sekretariatu Komitetu Centralnego WKP(b), podlegających zwierzchnictwu Stalina jako sekretarza generalnego. Były to: wydział agitacji i kampanii masowych oraz wydział kultury i propagandy. Wzorując się na podziale wprowadzonym przez Gieorgija Plechanowa, ojca rosyjskiego marksizmu (1856-1918), w ZSRR stosowano rozróżnienie pomiędzy propagandą - „prezentowaniem szerokiej gamy poglądów wąskiej grupie osób”, w której chodziło o bardziej intelektualne naświetlenie zagadnień marksizmu-leninizmu, a agitacją „prezentowaniem jednej lub kilku idei masom”, której zadaniem było przedstawienie kilku prostych argumentów i haseł. W trakcie reorganizacji w roku 1935 dwa wydziały najpierw połączono w jeden (Kult-prop), a następnie rozbito na pięć: propagandy i agitacji partyjnej, prasy i publikacji, szkolnictwa, instruktażu kulturalnego i nauki. Przygotowanie planów, wydanie dyrektyw, opracowanie materiałów to jedna strona zagadnienia. Pozostawała jeszcze druga - kto miał się zająć wcielaniem ich w życie? Odpowiedzi na to pytanie dostarczył trzeci trzon triady terror - propaganda - organizacja. W obydwu państwach partie stały się inspiratorem organizacji społeczeństwa, pośrednio poprzez kontrolę sprawowaną nad różnego rodzaju stowarzyszeniami: związkami zawodowymi, organizacjami młodzieżowymi (takimi jak Hitlerjugend i Komsomoł), kulturalnymi i sportowymi oraz bezpośrednio przez własną sieć organizacyjną. To właśnie stanowiło odpowiedź Hitlera na pytanie o rolę, jaką powinna odegrać NSDAP w państwie o systemie jednopartyjnym. Nie dopuściwszy partii do rządzenia krajem, Hitler wskazał jednocześnie, że Trzecia Rzesza nie może się bez niej obejść. „Przejmowanie władzy - obwieścił na V zlocie partii w 1935 roku - stanowi nigdy nie kończący się proces”. Wiele rewolucji w przeszłości poniosło klęskę, bo rewolucjoniści nie potrafili zrozumieć, że „najważniejszą rzeczą nie jest przejęcie władzy, ale edukacja społeczeństwa”. „Edukacja” miała w tym wypadku oznaczać zmuszenie narodu niemieckiego do przyjęcia nowej ideologii, nałożenie ideologicznych pęt mających utrzymać naród w jedności. Zgodnie z wizją Hitlera do tej roli najlepiej nadawała się partia masowa, skupiająca dziesięć procent całego społeczeństwa. Tę proporcję niemal udało się osiągnąć w roku 1939, kiedy NSDAP liczyła 5 milionów członków. Pod koniec lat dwudziestych, kiedy naziści rozpoczęli dopiero infiltrację istniejących i próbę tworzenia własnych organizacji zawodowych, radziecka partia komunistyczna już dawno zniszczyła wszystkie niezależne organizacje lub w ten czy inny sposób przejęła nad nimi kontrolę. Wyjątek stanowiła jedynie Cerkiew prawosławna, którą poddała prześladowaniom. Najważniejszymi z szeregu pomocniczych i afiliowanych organizacji były te, które zajmowały się młodzieżą i ruchem zawodowym. W Niemczech w 1926 roku powołano do życia partyjną organizację młodzieżową, Hitlerowska Młodzież (HJ), pod kierownictwem Baldura von Schiracha. W 1933 roku Hitlerjugend wchłonęła wszystkie inne
organizacje młodzieżowe i z końcem 1934 roku liczyła już 3,5 miliona członków. Pod koniec 1936 roku przynależność do niej obowiązywała wszystkich chłopców i dziewczęta pomiędzy dziesiątym a osiemnastym rokiem życia a organizacja stała się jednym z elementów państwa Führera. To jemu bezpośrednio podlegał szef organizacji, mimo iż finansowo była ona nadal zależna od partii. Komunistyczny Związek Młodzieży (Komsomoł) został powołany do życia w Piotrogrodzie w roku 1917, a rok później odbył się pierwszy zjazd organizacji. Związek odegrał wiodącą rolę w kampanii kolektywizacji wsi i realizacji pięciolatki. Z jego szeregów rekrutowało się wielu przywódców szturmowych brygad. Liczebność organizacji wzrosła z 3 milionów w roku 1931 do 4 milionów w 1936 i wtedy też jej zadania, sprowadzające się dotychczas do działań wspierających ważne przedsięwzięcia gospodarcze, zostały poszerzone o komunistyczną indoktrynację młodzieży, między innymi poprzez różne formy działań kulturalnych, społecznych i sportowych. Do roku 1939 organizacja liczyła już 9 milionów członków. Struktura organizacyjna Komsomołu i jego przybudówki, ruchu pionierów (dla dzieci w wieku od dziewięciu do piętnastu lat), została oparta na strukturze partii (z tą samą siecią komórek lokalnych i organizacji obwodowych). Mimo że formalnie niezależna, organizacja pozostawała pod ścisłą kontrolą partii i była traktowana jako kuźnia młodych kadr. Działalność organizacji młodzieżowych należy postrzegać w kontekście przejęcia przez komunistów i nazistów pełnej kontroli nad systemem oświaty, co było efektem reorganizacji systemu szkolnictwa i szkolenia nauczycieli oraz wprowadzenia takich zmian w podręcznikach i programach nauczania, aby znalazły się w nich marksistowsko-leninowska - a w Niemczech rasistowska - interpretacja historii, marksistowska ekonomia i rasistowska biologia. Sukcesy, jakie jeszcze przed rokiem 1933 odnieśli naziści penetrując organizacje studenckie, oraz gorliwość, z jaką poparło nowy reżim wielu nauczycieli akademickich, oznaczały koniec wielkiej tradycji myśli krytycznej na niemieckich uniwersytetach. W Związku Radzieckim dotychczasowy system szkolnictwa wyższego został zmieniony od podstaw, zgodnie ze świadomą decyzją odejścia od europejskich i rosyjskich tradycji nauczania. Oceniając rezultaty tych zmian należy jeszcze uwzględnić obowiązkową służbę w brygadach pracy i w wojsku, gdzie także poddawano młodzież indoktrynacji politycznej. Dopiero suma tych elementów pozwala ocenić wagę, jaką każdy z reżimów przykładał do zdobycia umysłów i serc młodego pokolenia, do kształtowania sowieckiego i nazistowskiego „nowego człowieka” (termin będący w użyciu w obu krajach), którego system wartości, w obu przypadkach, opierał się na wrogości i braku tolerancji wobec innych światopoglądów. Zarówno w Związku Radzieckim, jak w Niemczech związki zawodowe pozbawiono ich podstawowej funkcji reprezentanta pracowników w negocjacjach dotyczących poziomu płac i warunków pracy. W ZSRR przetrwała tylko nazwa, bowiem faktycznym zadaniem związków była mobilizacja klasy robotniczej (szczególnie jej nowych członków pochodzenia wiejskiego) do wykonywania zadań narzucanych przez
dyrekcję, umacnianie dyscypliny pracy, zarządzanie sprawami socjalnymi, a przede wszystkim współdziałanie mające na celu podnoszenie wydajności pracy. W Niemczech, gdzie ruch związkowy stanowił obiekt zaciętych ataków ze strony partii nazistowskiej i ugrupowań prawicowych, związki rozwiązano, a schedę po nich przejął Niemiecki Front Pracy, którego ambicje do kształtowania polityki gospodarczej, polityki pracy i polityki społecznej zostały ostatecznie ukrócone w 1934 roku. Przywrócenie w Niemczech, podobnie jak w Związku Radzieckim, „książeczek pracy” oznaczało odwołanie się do systemu kontroli przepływu siły roboczej i zbiegło się ze zniesieniem swobodnego negocjowania układów zbiorowych. Natomiast Frontowi Pracy powierzono zadanie stworzenia etosu pracy rąk („nobilitacji pracy”) oraz wyrwania klasy robotniczej spod wpływu ideologii marksistowskiej i włączenia jej jako równoprawnego członka w szeregi Volksgemeinschaftu, wspólnoty opartej nie na solidarności klasowej, lecz jedności całego narodu. Obowiązkowe członkostwo tej gigantycznej „armii pracy” objęło zarówno pracowników, jak i pracodawców. W jej szeregach znalazło się ostatecznie 25 milionów ludzi, a zatem prawie połowa populacji kraju. Pod względem liczebności i zasobów finansowych ta pomocnicza organizacja przerosła samą partię. Realizując program zacierania różnic klasowych, Front Pracy rozciągnął swe działania na organizację życia pozazawodowego mas pracujących (w latach trzydziestych ten aspekt nie stanowił jeszcze problemu w ZSRR). Pracownikom zaoferowano wiele programów socjalnych, takich jak modelowe budownictwo mieszkaniowe i subsydiowany wypoczynek (w 1938 roku 10 milionów, czyli trzy piąte ogólnej liczby robotników, skorzystało z wakacyjnych wycieczek „siła przez radość”) oraz bogaty program imprez sportowych i kulturalnych. Stalin i Hitler doceniali korzyści, jakie może przynieść obydwu reżimom wprzęgnięcie w ich służbę literatury i sztuki. Obaj uznali też, że najszybciej osiągną ten cel, jeśli posłużą się ciałami stwarzającymi pozory organizacji niezależnych. W maju 1933 roku Goebbels oświadczył na zwołanej konferencji dyrektorów teatrów, że nowy ustrój: „zamierza połączyć działalność kulturalną z celowym oddziaływaniem propagandowopolitycznym” i rozprawić się z „żydowsko-liberalistycznym” kursem, jakim podążało życie kulturalne w okresie weimarskim. Utworzona pod jego kierownictwem Krajowa Izba Kultury podzielona została na Krajowe Izby literatury, teatru, muzyki, sztuk pięknych i filmu, a także prasy i radia. Oportuniści, ludzie ambitni i beztalencia, zaczęli prześcigiwać się w oferowaniu swej pomocy w podporządkowaniu ich dziedzin profesjonalnych lub gałęzi sztuki nowym władcom. Każdy człowiek, którego praca miała cokolwiek wspólnego z jedną z wymienionych dziedzin, nie wyłączając wydawców, techników i dostawców środków technicznych, musiał być zrzeszony w odpowiedniej Izbie. Odmowa przyjęcia lub ekspulsja oznaczały dla tej osoby zakaz publikowania bądź uprawiania sztuki. Stanowisko przewodniczącego Krajowej Izby Muzyki zgodził się objąć Ryszard Strauss, ale dzieła większości niemieckich (niemiecko-żydowskich) artystów, muzyków, pisarzy i naukowców, których nazwiska zapewniły Niemcom czołowe miejsce w świecie kultury
XX wieku, zostały zakazane, a oni sami wybrali emigrację. Tej straty Niemcy nie odrobiły praktycznie po dzień dzisiejszy. Na początku XX wieku, wliczając w to pierwsze dziesięciolecie po rewolucji, Rosjanie wnieśli ogromny wkład do światowej literatury i sztuki4. W połowie lat trzydziestych większość z tych twórców albo nie żyła (jeden lub dwóch, tak jak Majakowski, odebrało sobie życie), albo wybrała emigrację, albo została „uciszona”. Przez pewien czas, pod koniec lat dwudziestych, na początku drugiej rewolucji, Stalin udzielał poparcia nurtowi tak zwanej rewolucji kulturalnej - patronowało jej młodsze pokolenie działaczy - Komsomołu i RAPP (Rosyjskie Stowarzyszenie Pisarzy Proletariackich) - którego twórców Bucharin określił jako cierpiących na „rewolucyjny awangardyzm”. W ten sposób Stalin mógł twierdzić, że jego odgórna rewolucja wychodzi naprzeciw fali radykalnych nastrojów panujących wśród społeczeństwa. Jednak już na początku lat trzydziestych na jego osobistą interwencję życie kulturalne zostało dostosowane do obowiązującej linii partii, na którą wywierał coraz większy wpływ. W grudniu 1930 roku Stalin oświadczył radzieckim filozofom, że należy „zgrabić i wysuszyć to łajno, które nagromadziło się w filozofii i naukach przyrodniczych”, a szczególnie herezję „mienszewickiego idealizmu”. Pod wpływem kampanii podjętej w 1931 roku przez organ Komitetu Centralnego „Bolszewik” radziecka filozofia skierowana została na nowy kurs „rozwoju materializmu dialektycznego na bazie dzieł Marksa, Engelsa, Lenina i Stalina”. W ten sposób uczyniono ukłon w stronę Stalina pretendującego do miana poważnego teoretyka. Interesującą ilustracją tego, jak poważnie traktował Stalin te ambicje, jest fakt, że w latach 1925-1928, w okresie najbardziej zaciętej walki z opozycją lewicową, dwa razy w tygodniu uczęszczał na indywidualne seminaria z filozofem Janem Stenem. Stalin usiłował pogłębić swą wiedzę o dialektyce i miał kłopoty z opanowaniem jej heglowskiego wydania, które stało się punktem wyjścia rozważań Marksa. Stena przeraziły nie tylko poglądy Stalina na filozofię, ale przede wszystkim ich rozmowy na temat polityki i wyłaniający się z nich obraz jego ambicji. Wysunięte kilka lat później przez jego ucznia zarzuty „mienszewickiego idealizmu” skierowane były właśnie przeciwko szkole A. M. Deborina (1881-1963), do której należał Sten. W 1937 roku, na osobiste polecenie Stalina, Stena aresztowano i 19 czerwca stracono w więzieniu lefortowskim. W październiku roku 1931 nadeszła kolej na historyków. Tym razem krytyka Stalina zawarta została w sygnowanym artykule, który ukazał się na łamach „Bolszewika” i czasopisma historycznego „Rewolucja Proletariacka”. Zarzut dotyczył fałszywie pojmowanego obiektywizmu i „zgniłego liberalizmu”. „Któż oprócz molów książkowych nie rozumie, że partie i przywódców należy oceniać przede wszystkim według ich czynów, a nie według ich deklaracji?” Stalin wzywał historyków, aby „postawili sprawę badania historii naszej partii na naukowe, bolszewickie tory i zaostrzyli uwagę w stosunku do trockistowskich i wszelkich innych 4
Należy tu wymienić nazwiska: Błoka, Chagalla, Diagilewa, Nauma Gabo, Kandinsky’ego, Malewicza, Majakowskiego, Meyerholda, Pasternaka, Prokofjewa, Skriabina, Stanisławskiego, Strawińskiego.
fałszerzy historii naszej partii, systematycznie zdzierając z nich maskę”. List Stalina wywołał zaniepokojenie w Akademii Nauk ZSRR, która zaleciła swym instytutom i czasopismom, od ekonomicznych i prawniczych po techniczne - nie zapominając oczywiście o historycznych usunięcie wszystkich „mienszewicko-trockistowskich przemytników” i zaostrzenie walki z herezją. W swoim przemówieniu wygłoszonym w Instytucie Czerwonej Profesury, Kaganowicz bez niedomówień wyjaśnił, że artykuł Stalina stanowi dyrektywę adresowaną do całej radzieckiej inteligencji, aby skierowała swe wysiłki na indoktrynację ideologią marksistowsko-leninowską młodego pokolenia członków partii i Komsomołu. Przypomniał też, że wbrew błędnym twierdzeniom Radka, partia nie stanowi tygla, w którym stapiają się różne nurty, lecz „monolityczny strumień” zdolny powalić wszelkie przeszkody na swej drodze. Na początek historykom powierzono zadanie usunięcia „wstrętnych oszczerstw” z historii partii, która, jak się okazało, zbyt mało uwagi poświęca roli Stalina, a za to „grubo wyolbrzymia” rolę Trockiego w roku 1917 i później. Większość z tych ludzi, których praca, warunki życia i przywileje zależały od partii, zabrała się do pracy niezwykle ochoczo, wręcz prześcigając się wzajemnie - tak jak uczynili to historycy w innych krajach, gdzie podobne reżimy doszły do władzy, na przykład w Chinach. Inną wspólną cechą Hitlera i Stalina była niechęć do eksperymentów. Odnosiło się to zwłaszcza do modernistycznego nurtu w sztuce, do „postępowych” prądów w edukacji, poglądów na rodzinę oraz nowych metod resocjalizacji przestępców, które w latach dwudziestych próbowano wprowadzać w Rosji Radzieckiej i Republice Weimarskiej. Tam gdzie Hitler dopatrywał się Kultur-Bolschewismus, Stalin atakował „formalizm” i „burżuazyjny indywidualizm”. Oskarżanemu przez Hitlera o „żydowskie inspiracje” modernizmowi Stalin zarzucał szerzenie miazmatów zepsutego świata kapitalizmu. Do roku 1934 każdy z nich podjął kroki mające na celu wprowadzenie intelektualnej, artystycznej i politycznej cenzury. Bormann przemawiał w imieniu obu, pisząc: „Dzieło kulturalne to dzieło polityczne [...] nie jest ucieczką od polityki, a realizuje zadanie praktycznego przywództwa w tej sferze, która najsilniej i najwymowniej oddziałuje na ludzi”. Stalin starał się osobiście wpływać na pracę współczesnych pisarzy i inspirować dzieła przychylne reżimowi. Zadbał o nagłośnienie swojego sukcesu, jakim było nakłonienie Maksyma Gorkiego, największego z żyjących rosyjskich pisarzy, człowieka o silnych sympatiach socjalistycznych, do powrotu z Włoch do Związku Radzieckiego. W 1932 roku Stalin brał udział w posiedzeniach komisji powołanej przez Komitet Centralny w celu wprowadzenia w życie dekretu o reorganizacji stowarzyszeń literacko-artystycznych, która zaaprobowała hasło „realizmu socjalistycznego”, wysunięte następnie przez Gorkiego w roku 1934. Kierunek ten można najkrócej zdefiniować jako: „wykorzystanie dziewiętnastowiecznych technik artystycznych, literackich i teatralnych do sportretowania przykładowych postaci ludzi radzieckich (»bohater pozytywny«) oraz świetlanej przyszłości (»pozytywne zakończenie«)”.
Powołane przez komisję Związek Pisarzy Radzieckich i Związek Kompozytorów miały pilnie baczyć, aby dzieła ich członków odpowiadały życzeniom partii. Wszystko to jednak nie satysfakcjonowało Stalina. Nadal zdarzało się, że interweniował osobiście, chwaląc lub potępiając konkretne książki, sztuki, opery, a nawet teorie naukowe. Słynnym przykładem jego gniewnej reakcji była wspaniała opera dwudziestodziewięcioletniego Szostakowicza Lady Makbet mceńskiego powiatu. Nie sygnowany artykuł w „Prawdzie”, Zamęt zamiast muzyki, zarzucał dziełu kakofoniczność, perwersyjność i te same „lewackie wypaczenia”, na które cierpi wiele współczesnych dzieł muzyki i sztuki. Operę natychmiast zdjęto z afisza (Szostakowicz nigdy już nie napisał następnej), a partia zorganizowała zebrania, na których potępiono jego błędy i potraktowano jako przykład, mający stanowić ostrzeżenie dla innych. Stalinowi potrzebna była sztuka, która opisywałaby radzieckie życie nie takim, jakim było, lecz takim, jak on wierzył lub chciał wierzyć, że jest. Wynikało to nie tylko z przyjętej linii politycznej, ale z wewnętrznej potrzeby zmniejszenia przepaści dzielącej rzeczywistość od jego wizji. Pisarze i artyści, którzy w zgodzie z „generalną linią” sławili radzieckie życie i osiągnięcia, wkrótce dostrzegli, że znacznie łatwiej zdobyć im oficjalne uznanie, jeśli ich dzieła umacniają także kult Stalina, jeśli wspominają o wiodącej roli Wielkiego Przywódcy i wdzięczności ludzi radzieckich za jego przewodnictwo w drodze do Ziemi Obiecanej. Hitler zadowolił się powierzeniem kontroli nad literaturą i sztuką Goebbelsowi i Krajowej Izbie Kultury. Jego osobiste interwencje ograniczyły się do dziedzin, w których uważał się za eksperta, czyli do sztuk plastycznych i architektury. Jego gusty, podobnie jak Stalina, nie wykraczały poza obręb konwencjonalnej sztuki okresu 1880-1924; nienawidził wszelkich form sztuki nowoczesnej, którą, podobnie jak Stalin, traktował jako dowód duchowej choroby i dekadencji świata zachodniego. W roku 1937 wybór obrazów na wystawę inauguracyjną Domu Sztuki Niemieckiej w Monachium, pod który położył kamień węgielny w 1933 roku, wywołał taki napad wściekłości Hitlera, że początkowo zagroził odwołaniem wystawy, a następnie powierzył dokonanie nowego wyboru swemu fotografowi, Hoffmannowi. I nawet jemu nie udało się skłonić Hitlera, by zezwolił na umieszczenie w jednej z sal dzieł bardziej współczesnych. Odbywająca się równolegle w Monachium wystawa „sztuki dekadenckiej”, na której wystawiono prace takich twórców, jak Nolde, Grosz, Klee, Picasso, Matisse, van Gogh i Cezanne, ściągnęła znacznie większe tłumy, lecz mimo to Hitler postanowił oczyścić z nowoczesnych obrazów wszystkie niemieckie galerie. W maju 1938 roku wydał dekret o wycofaniu z muzeów produktów sztuki dekadenckiej, a tym samym przekreślał całą epokę rozwoju sztuki. W obu krajach partia utrzymywała bezpośredni kontakt z masami poprzez sieć podstawowych organizacji. WKP(b) skupiała swoich członków w organizacjach tworzonych w miejscu zatrudnienia (w fabrykach, urzędach, kołchozach, jednostkach wojskowych), zaś NSDAP w miejscu zamieszkania. W pierwszym wypadku była to kontynuacja tradycji
z okresu przedrewolucyjnego, kiedy bolszewicy odkryli, że kontakty w miejscu pracy są najbezpieczniejsze ze względów konspiracyjnych. W latach trzydziestych struktura ta ułatwiała realizację priorytetowego zadania, jakim była walka o wzrost wydajności pracy, a liczba podstawowych organizacji partyjnych wzrosła z 39 tysięcy w roku 1927 do 102,5 tysiąca dziesięć lat później. W wielkich kombinatach przemysłowych lub urzędach państwowych organizacje dzieliły się na komórki. Chodziło o to, aby podstawowa jednostka skupiała zawsze niewielką liczbę członków. „Każdy bolszewik - agitatorem!” brzmiało jedno z najwcześniejszych haseł, do którego partia stale przywiązywała wielką wagę. Z szeregów partii, Komsomołu, a także bezpartyjnych aktywistów wyłoniono armię agitatorów, których terenem działania były podstawowe organizacje partyjne. Umiejętność przekonywania, stanowiąca kryterium ich doboru, w tym wypadku nie odnosiła się wyłącznie do operowania argumentami, ale, co ważniejsze, do przekonywania za pomocą osobistego przykładu. Ponieważ od agitatora wymagano „doskonałej biegłości w pracy produkcyjnej”, a także, oprócz wierności linii partii, wyrabiania norm planu, dlatego zostawali nimi najczęściej przodownicy pracy i brygadziści. Agitator musiał znać ludzi, z którymi pracował, interesować się ich życiowymi problemami oraz śledzić wyniki, jakie osiągali na swoim stanowisku pracy w fabryce czy w kołchozie. Przez długi czas był to najbardziej efektywny sposób realizacji dążenia partii do dotarcia do każdego członka społeczeństwa. Wielomilionowa partia nazistowska także doceniała wartość propagandy osobistej. Jej członkom często przypominano, że ich obowiązkiem jest „zawsze i wszędzie uważać się za posłannika słowa Führera”. Propaganda uprawiana w trakcie bezpośredniej pogawędki w niektórych sytuacjach mogła być skuteczniejsza od rozpowszechnianej przez środki masowego przekazu, a jej efekt wzrastał w dwójnasób, jeśli prezentowana była w formie osobistej opinii, a nie oficjalnego sloganu. W wypadku zasłyszenia wywrotowych poglądów obowiązkiem członka partii było podjęcie polemiki i złożenie doniesienia o tym, co usłyszał. Donosicielstwo sprawiało, że ludzie nie ufali nikomu, osłabiając w ten sposób więzi społeczne. Zjawisko to, doskonale znane tajnej policji, było dodatkową korzyścią płynącą z rozbudowy sieci konfidentów, którzy zaopatrywali ją w informacje. W Związku Radzieckim donosicielstwo szerzyło się na taką skalę, że wielu świadków tamtej epoki uznało je za wadę narodową, za sposób wyrównywania porachunków lub sięgania po czyjąś posadę albo mieszkanie. Ponieważ w odróżnieniu od radzieckich komunistów wydajność pracy nie była przedmiotem troski partii nazistowskiej, jej podstawową jednostką organizacyjną stał się „blok” mieszkalny, skupiający od czterdziestu do pięćdziesięciu rodzin. Do obowiązków „blokowego” należało utrzymywanie stałej więzi z podległymi mu rodzinami, składanie im regularnych wizyt, kontrolowanie, czy są na bieżąco poinformowane o hasłach i zarządzeniach reżimu, czy uczęszczają na zebrania partyjne, czy włączają się do kampanii ogłaszanych przez partię itp. Osoba ta pełniła nie tylko funkcję partyjnego bata, ale i strażnika systemu, bacznie obserwując
codzienne zajęcia swoich podopiecznych i donosząc o zauważonych nieprawidłowościach lub swoich podejrzeniach. Po Gestapo „blokowi” stanowili najbardziej nielubianą grupę członków społeczności i z tych samych względów nikt nie czuł się bezpieczny w ich towarzystwie - lub raczej nie powinien był się czuć. VI Ideologia - w ogólnym rozumieniu pewien spójny zespół poglądów - jest czymś, do czego roszczą sobie pretensje - a przynajmniej przyznają się, nawet jeśli nie lubią samego słowa - wszystkie partie polityczne. Jednakże reżimy ustanowione przez Hitlera i Stalina były ideologiczne w szczególnym tego słowa znaczeniu: reprezentowały zespół poglądów, których akceptacja obowiązywała każdego członka społeczeństwa, a najmniejsze od nich odstępstwo mogło zostać potraktowane jako najcięższa zbrodnia. Dla wyznawcy jednej z dwóch ideologii (ich przeciwstawność była absolutna; nazista to jednocześnie antymarksista, a komunista to zarazem antyfaszysta) żaden kompromis nie wchodził w grę. Jednak dla postronnego obserwatora, nawet wówczas, a tym bardziej dzisiaj, podobieństwa w funkcjonowaniu obu ideologii wydają się równie silne jak konflikt prezentowanych przez nie światopoglądów. Pogląd ten podzielał Georges Sorel, który w swych głośnych Reflexions sur la violence z roku 1908 (studiowanych zarówno przez Lenina, jak i Mussoliniego - Sorel podziwiał obu) rozwinął koncepcję „mitu społecznego”. Sorel nie uważał jej ani za gotowy program polityczny, ani za naukową przepowiednię, ani też za plan kolejnej utopii, jako iż sam nie był zdeklarowanym zwolennikiem żadnego określonego kierunku. Przypuszczał jedynie, że jego wizja może zainspirować i poruszyć masy do działania. Najbardziej znanym przykładem, jakim się posłużył, był strajk generalny, do którego, jak sądził, raczej nigdy nie dojdzie, ale jako idea może mieć potężny wpływ na uświadomienie klasie robotniczej możliwości drzemiących we wspólnym działaniu: „cel jest niczym, działanie wszystkim”. Spoglądając na ideologię komunistyczną i nazistowską pod kątem ich funkcji, a nie treści, można zauważyć bardzo wyraźne podobieństwa. „Rasa”, „klasa”, „burżuj”, „Żyd” odgrywają raczej rolę mitycznych symboli, a nie kategorii socjologicznych, symboli, z którymi społeczeństwa mogą się identyfikować, jak w przypadku „ Volku” lub „proletariatu”, albo odrzucać je, jak „kapitalistów” i „kułaków”. W okresach chaosu (radziecka kolektywizacja) lub lęku (upadek gospodarczy w Niemczech w czasach kryzysu) symbole takie nabierają szczególnego znaczenia, gdyż mogą posłużyć za obiekt, na którym skupią się społeczne fobie i nienawiść. Obaj, Hitler i Stalin, przedstawiali historię jako walkę; pierwszy jako walkę ras, z „Żydem” uosabiającym kapitalizm i jednocześnie komunizm; drugi jako walkę klas albo zmagania między „rewolucją” a „wrogami władzy radzieckiej”, „agentami obcych mocarstw” i „imperialistami”, dążącymi do zniszczenia jej osiągnięć i przywrócenia starego porządku.
Wszystkie ruchy rewolucyjne wymagają usprawiedliwienia dla wyzwania, jakie rzucają istniejącemu porządkowi. Po zwycięstwie pojawia się potrzeba legitymizacji jako substytutu uświęconych zwyczajem, tradycyjnych form rządów. Są to dwie podstawowe funkcje każdej ideologii rewolucyjnej. Można je odnaleźć i w nazizmie, i w komunizmie, gdzie odgrywają tę samą rolę, mimo iż Hitler przedstawiał je w wymiarze personalnym, mówiąc o Führerze i jego misji obrony rasy aryjskiej przed zanieczyszczeniem oraz cywilizacji europejskiej przed bolszewizmem, zaś Stalin wybijał znaczenie „partii” i „rewolucji” (obie identyfikując z własną osobą) i wzywał do ich obrony przed wewnętrznymi wrogami, klasowymi i faszystowskimi, oraz agresorami zza granicy. Innym, równie istotnym celem, jakiemu służy ideologia, jest mobilizacja -mobilizacja partii nazistowskiej do walki o głosy wyborców w roku 1932, roku pięciokrotnych wyborów, lub mobilizacja partii komunistycznej, by przeprowadzić kolektywizację i wykonać zadania pięciolatki w cztery lata. Obaj liderzy odwoływali się do nacjonalizmu, Hitler podsycając gniew narodu rozgoryczonego niesprawiedliwym rezultatem wojny i upokorzeniem Wersalu; Stalin ogłaszając program „socjalizmu w jednym kraju”, w zacofanym państwie, które prześcignie mocarstwa kapitalistyczne i którego naród gotowy jest powstać (tak jak to zrobił), aby je bronić w razie inwazji i nowej wojny interwencyjnej. Każda z omawianych tu ideologii posiadała dwa swoiste elementy. W nazizmie pierwszym z nich był jej oficjalny i otwarcie deklarowany nacjonalistyczny i konserwatywny charakter. Drugi to rasizm i radykalizm, który, chociaż nigdy nie tajony, w praktyce znany był tylko kierownictwu i członkom partii. W przypadku radzieckiego komunizmu frontem ideologicznym prezentowanym na zewnątrz i wewnątrz partii pozostawał marksizm-leninizm; drugim zaś, nigdy otwarcie nie zadeklarowanym, stalinizm. Wzajemne powiązania między obydwoma elementami są odmienne w każdej z ideologii i ich omówienie wydaje się ważne dla przeprowadzanego porównania. Nie ulega wątpliwości, że Hitler zdołał przyciągnąć masowy elektorat i zdobyć fotel kanclerza z ramienia prawicowej koalicji dzięki temu, iż czerpał poparcie i był postrzegany jako należący do nurtu tradycji konserwatywno-nacjonalistycznej, która odrzucała Weimar i Wersal. W zgodzie z tym kierunkiem pozostawał jego kult Volksgemeinschaftu i przedkładanie narodowej jedności nad kryteria klasowe, jego antymarksizm, nienawiść do modernizmu i odwoływanie się do takich wartości, jak: wola, dyscyplina, porządek i hierarchia, na których w przeszłości opierała się potęga Niemiec. Od innych ugrupowań prawicy różniły nazistów dwa szczególne rysy. Pierwszy to połączenie reakcyjności w sferze polityki i kultury z entuzjastycznym nastawieniem do rozwoju techniki. W tamtym okresie uważano, że doświadczenie wojny, Fronterlebnis, wykazało pokoleniu młodych Niemców, iż technika wcale nie musi być „bezduszna i bezosobowa”, że daje się pogodzić z bliskim im systemem romantycznych i irracjonalnych wartości. Sam Hitler pasjonował się postępem technicznym, widząc w nim przejaw „aryjskiej woli”. Symbolem nowego
reżimu stały się autostrady, a Goebbels, otwierając berliński salon samochodowy, tak podsumował ten aspekt nazistowskiej ideologii: „Epoka, w której żyjemy, jest zarazem romantyczna i stalowa. Podczas gdy burżuazyjna reakcja była przeciwna i wrogo nastawiona do techniki, a współcześni sceptycy upatrywali w niej korzeni upadku kultury europejskiej, narodowy socjalizm pojął, jak wypełnić bezduszny szkielet techniki rytmem i żywym tętnem naszych czasów”. Drugim rysem, szczególnie silnie przemawiającym do zwykłych Niemców, nie była ideologia nazistów, a ich polityczny styl: ich swoboda tak różna od dusznej i snobistycznej atmosfery życia politycznego w przedwojennych Niemczech, ich gotowość do wyjścia ku masom i zabiegania o nie, ich odwaga, by sięgać w tym celu po wszystkie najnowsze chwyty i techniki. Starsze pokolenie Bildung und Besitz (wykształconych i zamożnych) przyjmowało tę stronę nazizmu z niesmakiem, traktując ją jako daninę na rzecz walki o głosy wyborców. Nawet po szoku Gleichschaltungu pocieszało się, że uderzenie w SA i odsunięcie partyjnych radykałów gospodarczych oznacza szczerość deklaracji Hitlera mówiącego o zakończeniu rewolucyjnego etapu narodowego socjalizmu. Ta wiara okazała się złudna. Polityczny styl nazistów był czymś więcej niż sposobem na zdobywanie wyborców; był wyrazem radykalnych nastrojów i dążeń, które nierozładowane w sferze socjalnej i ekonomicznej poszukają ujścia w innej dziedzinie. Ci, którzy popierając Hitlera oddali głos na platformę narodowokonserwatywną, nie mieli jednak powodów do narzekań. W kwietniu 1939 roku Hitler dokonał podsumowania osiągniętych pod jego przywództwem sukcesów: przywrócenie rządów autokratycznych w miejsce demokracji; wyprowadzenie gospodarki z kryzysu i likwidacja bezrobocia; ponowne uzbrojenie Niemiec; odzyskanie „prowincji skradzionych nam w roku 1919”; „odrodzenie tysiącletniej, historycznej jedności niemieckiej przestrzeni życiowej” poprzez aneksję Austrii i podział Czechosłowacji. W latach 1933-1934 nikt nawet nie śnił, że tak daleko idąca realizacja programu „narodowego”, który popierała większość Niemców, będzie w ogóle możliwa. Mimo iż nieco później, w roku 1939, Niemcy nie poszli na wojnę z entuzjazmem, który tak wzruszył Hitlera w roku 1914, to seria zdumiewających, błyskawicznych i osiągniętych minimalnym kosztem zwycięstw ostatecznie przypieczętowała proces narodowego odrodzenia i przyniosła triumfy nie mające sobie równych w całej niemieckiej historii. Ziściło się marzenie nacjonalistów o stworzeniu Wielkich Niemiec, które panowały nad Europą. Francja została pokonana, Anglia upokorzona i wyizolowana, Związek Radziecki zneutralizowany. Pytanie, dlaczego u szczytu powodzenia Hitler nie chciał lub nie mógł powstrzymać się od dalszych działań, wymaga w tym miejscu choć częściowej odpowiedzi, która rzuci światło na rozwój ideologii nazistowskiej w latach trzydziestych. W Mein Kampf Hitler wyłożył zasady rasistowskiego Weltanschauungu, który był jego specjalnym, osobistym wkładem w nazizm i stanowił cechę
odróżniającą ideologię nazistowską od głównego nurtu niemieckiej myśli nacjonalistycznej i pozostałych ruchów faszystowskich. W latach czterdziestych, po ataku na Związek Radziecki, na obszarze Europy Wschodniej z rozmachem przystąpiono do tworzenia niewolniczego imperium, którego zamysł najwyraźniej pozostawał w związku z wcześniejszymi koncepcjami Hitlera. Wielu z tych, którzy wstąpili do NSDAP po jej sukcesie, nie brało zbyt poważnie antysemityzmu i rasistowskich poglądów Hitlera. Podobnie postąpiło wielu autorów piszących o Hitlerze. Prostsze i bardziej przekonujące wydało im się tłumaczenie fenomenu nazizmu w kategoriach swojskich racjonalizacji typu: interes klasowy, kapitalizm, nacjonalizm lub żądza władzy, aniżeli uznanie za równie ważny politycznie czynnik lub za coś więcej niż tylko osobistą manię dziwacznych rasistowskich mitów rozpalających wyobraźnię Hitlera. Zgodnie z takim punktem widzenia atak na Związek Radziecki i próbę budowy nowego niemieckiego imperium na wschodzie uznano za efekt nierozwiązywalnych sprzeczności tkwiących w niemieckim społeczeństwie i gospodarce. Nie potrafiąc się z nimi uporać, reżim został zmuszony lub skuszony, by szukać rozwiązań w wojnie i dalszej ekspansji, która w rezultacie doprowadziła do jego upadku. Moim zdaniem przeciwstawianie sobie poglądów „intencjonalnych” i „strukturalnych” jako alternatyw jest zbędną polaryzacją, która nie znajduje uzasadnienia w znanych nam faktach. Nie będąc do niczego zmuszonym ani nie szukając drogi wyjścia z impasu Hitler był gotów przyjąć każdy argument natury społeczno-politycznej lub obietnicę ewentualnych korzyści gospodarczych, które zbliżały go do celu, jaki wytyczył sobie już na samym początku. Można się spierać co do relatywnej roli, jaką odegrały wizja Hitlera i siły socjoekonomiczne z nią sprzęgnięte, ale nadal uważam, że jest to przypadek „i - i”, a nie „albo - albo”. Rasistowska ideologia pozostała gwiazdą przewodnią i celem polityki Hitlera przez ostatnie dwadzieścia lat jego życia. Nawet po objęciu władzy Hitler nie wiedział, kiedy, jak, i czy w ogóle kiedykolwiek będzie miał możliwość urzeczywistnienia swoich zamierzeń. Nie miał bowiem żadnego planu ani harmonogramu, dopóki zimą 1940-1941 nie przystąpiono do prac nad planem „Barbarossa”, inwazji na Związek Radziecki, a w latach trzydziestych zaczął niepokoić się o swoje zdrowie - martwił się, czy starczy mu czasu, by „wypełnić moje zadanie do końca”. Hitler sam często zwykł mawiać, że jeżeli czas dla danej idei jeszcze nie nadszedł, to realizowanie jej jest bezcelowe. Kampanie wyborcze początku lat trzydziestych przekonały go, że hasła rasistowskie, według niego esencja ideologii nazistowskiej, nie przysparzają partii głosów. Dlatego w swych wystąpieniach przesunął akcent z elementów antysemickich, szczególnie wybijanych we wczesnych latach dwudziestych, na zagrożenie ze strony marksizmu. W prywatnych rozmowach z Ottonem Wagenerem i innymi towarzyszami, jeszcze przed dojściem do władzy, podkreślał: „Tylko my możemy i musimy myśleć trzeźwo o kwestii rasowej. To jest nasz klucz, nasz drogowskaz. Ale dla większości ludzi to trucizna”. Rasistowskie poglądy Hitlera pozwalają wyjaśnić jeszcze jedną sprzeczność, dla wielu stanowiącą zagadkę: paradoks polityka o
temperamencie rewolucjonisty, fanatyka nawołującego do stosowania i w końcu stosującego środki ekstremalne, który w momencie dojścia do władzy powstrzymał się przed przeniesieniem rewolucji na sferę socjalną i ekonomiczną. Oczywiście na samym początku, w latach 1933-1934, taktyka narzucała Hitlerowi ostrożność konieczną do umocnienia zdobytej pozycji. Musiał też zachować poparcie albo przynajmniej tolerancję niemieckich kręgów konserwatywno-narodowych. Ale później, kiedy już poczuł się na tyle silny, by zdymisjonować Schachta, wdrożyć plan czteroletni, a z początkiem 1938 roku zastąpić konserwatywne kierownictwo ministerstwa spraw zagranicznych i armii, nie zrobił tego po to, by przeprowadzić wewnętrzne reformy, by zrealizować wcześniejsze postulaty nazistów stworzenia państwa korporacyjnego, rozbicia wielkich korporacji przemysłowych i reaktywowania cechów lub oddania kontroli nad zakładami robotnikom. Sam powiedział Ottonowi Strasserowi, że takie pomysły niczym nie różnią się od marksizmu. Ich wspólną cechą jest to, że zamiast kierować agresję na zewnątrz i jednoczyć naród, kierują ją do wewnątrz, nasilając podziały. Wynaleziona przez Hitlera alternatywa była równie, jeżeli nie bardziej, rewolucyjna: skierowanie energii i wysiłków niemieckiego społeczeństwa na budowę nowego imperium na słowiańskim wschodzie, stworzenie niemieckiego odpowiednika starożytnego cesarstwa rzymskiego lub brytyjskiego imperium w Indiach, tylko znacznie bezwzględniej eksploatowanego. W ten sposób, w sposób o wiele lepszy od jakiejkolwiek wewnętrznej rewolucji, można było zapewnić Niemcom poczucie satysfakcji oraz korzyści materialne płynące z faktu awansu do roli rasy panów. W latach trzydziestych Hitler pochłonięty odbudową potęgi państwa, wspierał się na ideologii odrodzenia narodowego, na programie nacjonalistycznym, a nie rasistowskim. Jednak sukcesy, jakie odnosił w polityce zagranicznej i w działaniach wojennych do 1940 roku, nigdy nie były celem samym w sobie. Przez cały ten czas miał nadzieję, że utorują mu one drogę do realizacji planu zabezpieczenia przyszłości Niemiec, którego zresztą nigdy nie deklarował publicznie. Aż do końca 1939 roku polityka Niemiec mieściła się w ramach działań zmierzających do rewizji traktatu wersalskiego i urzeczywistnienia nacjonalistycznego marzenia o Wielkich Niemczech. Nigdy też program nacjonalistyczny nie został zastąpiony przez program rasistowski, chociaż ten ostatni zaczął wywierać coraz większy wpływ na niemiecką politykę na wschodzie, szczególnie wówczas, kiedy zapadła decyzja o ataku na ZSRR. Jednak nawet w chwili największych tryumfów, gdy niemieckie jednostki dotarły na przedpola Moskwy i Leningradu, i później, gdy na wschodzie oparły się o Kaukaz, olbrzymi wysiłek, jaki na okupowanych terenach wschodnich wkładano w realizację nowego ładu rasowego, pozostał okryty tajemnicą. Wszyscy przywódcy należący do ścisłego kręgu nazistowskiej władzy musieli doskonale wiedzieć o zauroczeniu Hitlera wizją Lebensraumu na wschodzie i zdawać sobie sprawę, do jakiego stopnia pozostawał on pod
wpływem rasistowskich idei. Wielu z nich, na przykład Darre, Himmler, Rosenberg, Koch, uznawało niemieckie imperium na wschodzie za ostateczny cel nazistowskiej rewolucji i czynnie współpracowało przy jego tworzeniu w latach czterdziestych. Z istniejących dokumentów wynika, że latem 1932 roku, ostatniego lata przed dojściem nazistów do władzy, Darre poinformował wąskie grono przywódców partii, wśród których znajdował się Hitler, o zadaniu, jakie powierzył mu Himmler, zadaniu opracowania dokładnego rejestru biologicznych korzeni elity nazistowskiej, ze szczególnym uwzględnieniem SS, w związku z zamiarem tworzenia nowej arystokracji rasowej. Po zarysowaniu założeń „wschodniej polityki terytorialnej”, która miała objąć obszar od krajów bałtyckich na północy, po Morze Czarne i Kaukaz na południu, Darre stwierdził, że wydaje się ona możliwa do zrealizowania, jeśli Niemcy zastosują politykę wyludniania i kolonizacji. Tej inicjatywy Darrego, w odróżnieniu od jego projektów reform społecznych i ekonomicznych, Hitler nie odrzucił. Dwa lata później, w tym samym tygodniu lipca roku 1934, w którym położył kres marzeniom SA o drugiej rewolucji, Hitler nadał SS status niezależnej organizacji i na tej podstawie Himmler oraz Heydrich rozpoczęli przekształcanie SS w narzędzie ideologii rasowej. Na posiedzeniu Rady Ministrów 4 września 1934 roku Göring wyjaśnił, że u podstaw decyzji o remilitaryzacji Niemiec „legła myśl, że konfrontacja z Rosją wydaje się nieunikniona”. Za taką interpretacją przemawia fakt, że Hitler nigdy nie podjął poważnych kroków, mających na celu zlikwidowanie konfliktów pomiędzy rywalizującymi ze sobą grupami interesów i blokami władzy w takich dziedzinach, jak ład konstytucyjny, administracja i gospodarka, natomiast sam twardą ręką zarządzał sferami, będącymi przedmiotem jego osobistego zainteresowania i związanymi z wyznawaną ideologią rasistowską polityką zagraniczną, zbrojeniami i planowaniem strategii. Teza ta pozostaje także w zgodzie z innym faktem - mimo nieustannych i toczonych aż do końca sporów o władzę i zakres kompetencji pomiędzy poszczególnymi członkami nazistowskiego kierownictwa, w łonie tego kierownictwa nigdy nie doszło do konfliktu na tle ideologicznym. Autorytet Führera i jego ideologia nie zostały zakwestionowane aż do końca. W rzeczywistości autorytet i ideologia Hitlera były ze sobą utożsamiane, bowiem ta założona przez Hitlera identyfikacja stała się podstawą jego przywództwa nad partią od momentu jej reorganizacji w latach dwudziestych, kiedy to szeregowi naziści zwykli byli mawiać: „Naszą ideologią jest Adolf Hitler”. Jak wskazał Arthur Schweitzer, Hitler, łącząc charyzmę z ideologią, uniknął największego mankamentu, jakim, według Maxa Webera, obarczone jest przywództwo charyzmatyczne niestabilności. Co ważniejsze, wyposażył ruch w wizję, która znalazła wyraz w tonach pobrzmiewających wiarą sekt millenarystycznych („Tysiącletnia Rzesza” - dosłownie millennium, „Trzecia Rzesza” - echo „Trzeciej Epoki” Joachima de Fiore) i żydowskich spisków, nieodłącznego elementu milenijnych obchodów w średniowieczu. Wizja ta dostarczała
imperatywu moralnego, pozwalając esesmanowi, któremu wydano rozkaz zabijać, wierzyć, że wykonuje nakazy i działa w imię „wyższej racji” (podobnie jak Dzierżyński, a także Lenin i Trocki wierzyli w słuszność stosowanego terroru). Nie negując takich „wewnętrznych wartości”, jak lojalność, posłuszeństwo, uczciwość, samodyscyplina, koleżeńskość i odwaga, które Himmler wytrwale wpajał nowym członkom SS, rewolucyjna wizja Hitlera umożliwiła wypaczenie ich charakterów i przystosowanie do służby nieludzkiej idei. Rasistowskie poglądy Hitlera nie stanowiły zaprzeczenia niemieckiego nacjonalizmu, a jedynie jego przedłużenie i bardziej ekstremalną formę. To przecież właśnie hasła nacjonalistyczne były akceptowane i pchały do działania większość niemieckich żołnierzy i obywateli nawet po rozpoczęciu wojny na wschodzie. Ale dla esesmanów i urzędników partyjnych, wprowadzających nowy porządek na wschodnich terytoriach okupowanych, podstawę ich szczególnej więzi z Hitlerem stanowił pierwiastek rasistowski. To on usprawiedliwiał popełniane przez nich straszliwe zbrodnie przeciwko ludzkości, wśród nich przymusowe wysiedlanie, a często masakry milionów rdzennej ludności (Polaków, Rosjan, Ukraińców), których kulminacją stał się Holocaust, zaplanowana z premedytacją zagłada europejskich Żydów. Wielu Niemców, wielu Europejczyków płodziło rasistowskie dzieła na długo przed Hitlerem, lecz tylko on zdecydował się przekształcić ideologię w czyn, poczynając od rozbudowy i indoktrynacji SS w latach trzydziestych, aż po rzucenie na szalę - w momencie szczytowego powodzenia - całej przyszłości Niemiec w tragicznie zakończonej próbie urzeczywistnienia swoich fantazji. Wyjątkowość Hitlera nie leżała w jego poglądach, lecz w tym, że zaczął wcielać je w życie. VII Podobnie jak Hitler, który uznał się za kontynuatora niemieckiej tradycji narodowo-absolutystycznej, Stalin ogłosił się spadkobiercą tradycji marksistowsko-leninowskiej. Od czasu kiedy Stalin wstąpił w szeregi Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Rosji, marksizm stał się źródłem jego poglądów oraz wpłynął na ukształtowanie języka, za pomocą którego wyrażał swe myśli i którym posługiwał się aż do końca życia. Tak jak cała partia bolszewicka Stalin zaakceptował poprawki wniesione przez Lenina do kanonu myśli marksistowskiej, a dotyczące roli partii i teorii imperializmu. Wywalczona pozycja największego autorytetu w kwestii interpretacji myśli Lenina stała się jednym z jego najważniejszych atutów w zwycięskiej batalii z rywalami. W odróżnieniu od Hitlera Stalin-ideolog nie rościł sobie pretensji do oryginalności, nawet prywatnie. Pytany przez dziennikarzy o własne poglądy niezmiennie odpowiadał, że te zostały już wyrażone przez Marksa i Lenina i że on sam nie ma nic do dodania. Ta zaskakująca skromność Stalina, człowieka o niesłychanej wprost żądzy uznania, wymaga wyjaśnienia. Stalin na swej drodze do władzy musiał pokonać przeszkody, z jakimi
Hitler nigdy się nie zetknął. Pierwszą z nich była krytyka, z którą najpierw Lenin, a później on spotkali się ze strony mienszewików i zachodnich socjalistów. Zarzucano im, że nie są spadkobiercami, lecz zdrajcami marksizmu i socjalizmu, a Trocki uzupełnił to później stwierdzeniem, że Stalin jest też zdrajcą leninizmu. Właśnie z tym zarzutem spotykał się Stalin najczęściej w latach trzydziestych. Wskazywał on na sprzeczność, po pierwsze, między oficjalną ideologią głoszącą tradycyjne socjalistyczne wartości, takie jak demokracja, sprawiedliwość społeczna, wolność i równość, a realiami radzieckiego życia; po drugie, między ideologią komunistyczną w jej wydaniu marksowskim lub nawet marksistowskoleninowskim, a wypaczoną formą stworzoną przez Stalina pod tą samą nazwą. Zakłamanie języka i systematyczne fałszowanie historii, w co zaangażowano całą partię, doprowadziło do intelektualnej i moralnej deprawacji, z której nigdy nie udało się jej otrząsnąć. Nazizm również deprawował, ale w inny sposób. W drodze na szczyty Hitler gotów był głosić każde hasło i poprzeć każdą sprawę, które mogły dopomóc w osiągnięciu jego celów - „legalność”, „kontynuację”, „antykapitalizm”, szacunek dla tradycyjnych i chrześcijańskich wartości, a w początkowym okresie sprawowania władzy umiłowanie pokoju i poszanowanie praw innych narodów. Jego oportunistyczna taktyka nigdy jednak nie naruszyła ram spójności ideologii. Jeśli nawet ze względów taktycznych wygodniej było eksponować publicznie cele nacjonalistyczne, a wyciszać rasistowskie, to jednak te ostatnie nie były żadną tajemnicą. Każdy mógł się z nimi zapoznać czytając Mein Kampf. Tym, co w zasadniczy sposób różniło Hitlera i nazizm od Stalina i komunizmu, była zgodność pomiędzy deklarowanymi celami i środkami użytymi we właściwym czasie (1941-1945) do ich osiągnięcia. Korupcja, stanowiąca samo jądro ideologii nazistowskiej, kryła się w jej celach. Dominacja, zniewolenie i eksterminacja już same w sobie stanowią zło i potrafią zdemoralizować każdy ruch, który do nich dąży. Demoralizacja, ukryta w jądrze ideologii komunistycznej, tkwiła w środkach. Sprawiedliwość społeczna, poszerzenie granic wolności i równości, zniesienie wyzysku i przezwyciężenie alienacji są szlachetnymi, humanistycznymi celami. Tym, co je skompromitowało, były nieludzkie metody zastosowane do ich osiągnięcia. Twierdzenie to odnosi się zarówno do Stalina, jak Lenina i Trockiego. Bardzo trafnie ujął to Leszek Kołakowski, były polski komunista i filozof marksizmu: „Jeżeli budujesz równość przez zwiększanie nierówności, zbudujesz nierówność; jeżeli chcesz zyskać wolność stosując masowy terror, rezultatem będzie masowy terror; jeżeli pragniesz budować sprawiedliwe społeczeństwo na strachu i ucisku, zamiast powszechnego braterstwa będziesz miał strach i ucisk [...] Walka z »klasowym wrogiem«, zawieszenie swobód obywatelskich i zastosowany terror były akceptowane jako konieczne zło, które poprzedza narodziny nowego społeczeństwa. Dzisiaj widzimy to jasno, że środki określają cel, ale komunistyczny system myślenia zawsze utrzymywał, iż jest na odwrót”. Decyzję o przejęciu w 1917 roku władzy Lenin oparł na założeniu, że
społeczny i ekonomiczny rozwój Rosji nadgoni polityczne „uderzenie z wyprzedzeniem” wykonane przez bolszewików. W momencie kiedy okazało się, że w innych krajach postęp rewolucji został zahamowany i bolszewicy znaleźli się w izolacji, bez szans na pomoc zagranicy, klęska tego założenia stała się oczywista. Wojna domowa opóźniła uświadomienie sobie tej sytuacji przez komunistyczne przywództwo, ale po jej zakończeniu wiedziało już ono, że zamiast społeczeństwem i gospodarką przekształconymi przez kapitalizm - warunek uznany przez Marksa za konieczny do przeprowadzenia rewolucji socjalistycznej - rządzi gospodarką i społeczeństwem nazbyt ubogim, zacofanym i wyniszczonym, by mogło o własnych siłach dokonać podobnej transformacji. W ciągu krótkiego czasu, jaki mu jeszcze pozostał, Lenin nie znalazł sposobu rozwiązania tej kwestii i pozostawił wskazania idące w dwóch przeciwnych kierunkach. Pierwsza alternatywa, reformatorska, zakładała wprowadzenie Nowej Polityki Ekonomicznej i jednocześnie przekształcanie świadomości społecznej za pomocą edukacji - poczynając od zwalczania analfabetyzmu. W ten sposób zamierzano osiągnąć powszechną akceptację budowy socjalizmu spółdzielczego, co mogło trwać całą epokę lub co najmniej dwa dziesięciolecia. Tak brzmiał „polityczny testament Lenina”, jak określił ten program sporządzony w ostatnich latach jego życia Bucharin. Drugą drogę, rewolucyjną, opisał Lenin w 1920 roku jako: „zmianę, która niszczy stary porządek aż po same fundamenty i jest przeciwieństwem tej, która ostrożnie, powoli i stopniowo przekształca stare, starając się jak najmniej zniszczyć”. Początkowo Lenin przychylał się do tego drugiego programu, radykalnego i gwałtownego zerwania z rosyjską przeszłością. Realizowano go w okresie komunizmu wojennego i raptownie, ku rozczarowaniu wielu komunistów, zaniechano wprowadzając NEP. Stalin zbudował swoją pozycję przekonując większość komunistów z kierowniczych kręgów, że jeśli nie porzucili jeszcze nadziei na dokończenie rewolucji w ciągu trzech, czterech lat - o czym marzyli z Leninem dziesięć lat wcześniej - to jedyną szansą jest powrócenie do drogi rewolucyjnej. Dając się przekonać Stalinowi, odrzucili oni pogląd, że ograniczona interwencja państwa może przynieść oczekiwane rezultaty. Zamiast tego zdecydowano się użyć całej potęgi państwa, na taką skalę i z taką bezwzględnością, jaka okaże się konieczna, do rozbicia istniejącej struktury społeczeństwa i do wtłoczenia go - to znaczy dziesiątków milionów ludzi - w nowe formy życia nie w ciągu dwudziestu lub trzydziestu lat, ale w ciągu czterech lub pięciu. Skoncentrowanie ataku państwa na społeczeństwo w najkrótszym możliwym czasie i jednoczesne uderzenie na froncie przemysłowym i rolniczym było świadomie przyjętą taktyką. W ten sposób nasilano efekt destabilizacji, totalnego chaosu, który dotykał wszystkich dziedzin życia. W rezultacie zniknęły dotychczasowe, tradycyjne punkty odniesienia, nastąpiła dezorientacja i osłabienie zdolności do stawiania oporu. Kołakowski nie przesadza, nazywając ten atak „prawdopodobnie największą wojną, jaką kiedykolwiek w historii państwo prowadziło przeciwko własnej ludności”. Dla radzieckiej ideologii oznaczało to
narodzenie się - co nigdy oficjalnie nie zostało potwierdzone - nowej, stalinowskiej wersji, największego jej wypaczenia. Proces został zapoczątkowany już wcześniej, w momencie gdy Stalin wysunął hasło „budowy socjalizmu w jednym kraju”, odrzucając tym samym kontekst internacjonalizmu, który, według Marksa i Lenina stanowił najistotniejszy element ideologii marksistowskiej. Posługując się specjalnie dobranymi cytatami, Stalin usiłował przypisać autorstwo hasła Leninowi. Tą samą metodą posłużył się, by uzasadnić dwie inne tezy ideologii stalinowskiej. Pierwsza z nich wynikała z wiary Stalina, że w miarę jak społeczeństwo zbliża się do socjalizmu, narasta walka klasowa i opór wyzyskiwaczy, dlatego, aby osiągnąć ostateczne zwycięstwo, trzeba stosować bezwzględne środki. „Nie było jeszcze w historii wypadku, by klasy umierające schodziły ze sceny dobrowolnie” - oświadczył Stalin w kwietniu 1929 roku. Błąd Bucharina, polegający na niezrozumieniu tej prawdy, dodał, wynikał z jego kołtuńskiego, a nie marksistowskiego pojmowania zagadnienia walki klasowej. Możliwości, jakie kryła ta teza, ujawniły środki przymusu zastosowane w kampanii kolektywizacji - walce klasowej na wsi, jak nazwał ją Stalin. W Mein Kampf Hitler napisał: „Sztuka przywództwa polega na umiejętności skierowania uwagi ludzi na pojedynczego wroga i przedstawieniu innych oponentów tak, jakby należeli do tej samej kategorii”. Swego „pojedynczego wroga” znalazł Hitler w „Żydzie”, Stalin zaś odnalazł go w kułaku, a później we „wrogach ludu”. Były to personifikacje „wrogich sił”, z którymi obaj się zmagali. Zarówno Hitler, jak Stalin potrafili wykorzystać literalnie pojmowane hasła „zanieczyszczenia rasy” (Hitler) i „wojny klasowej” (Stalin) jako uzasadnienie polityki eksterminacji. Odtąd, przez następne ćwierć wieku, pojęcie wrogów klasowych było przywoływane, oczywiście „z przyczyn obiektywnych”, kiedy w Związku Radzieckim - a po drugiej wojnie światowej i w innych krajach komunistycznych - rząd chciał rozpętać kampanię represji lub zdławić opór społeczny. „Kułakiem” mógł stać się każdy, kto stawiał opór kolektywizacji lub został o to oskarżony. Sam Stalin oceniał, że kułacy stanowią niecałe pięć procent ludności ZSRR, ale pod hasło „likwidacji kułactwa jako klasy”, czyli zniszczenia ostatnich przeciwników przestawienia wsi na tory gospodarki socjalistycznej, podciągnięto wszystko, co łączyło się z brutalną akcją zapędzania chłopów do kołchozów. Druga teza, ujawniona w oświadczeniu Stalina z lipca 1931 roku, głosiła, że jedynym środkiem mogącym powstrzymać wysoką rotację siły roboczej jest zniesienie równości płac. Dyrektorom i działaczom związkowym, którzy utrzymywali, że w systemie radzieckim zasada równości powinna być utrzymana, Stalin oświadczył, że to właśnie oni „zrywają z marksizmem, zrywają z leninizmem”. Marks i Lenin zawsze rozumieli, że: „[...] różnica między pracą kwalifikowaną a pracą niewykwalifikowaną istnieć będzie nawet w ustroju socjalistycznym, nawet po zniesieniu klas, że dopiero w ustroju komunistycznym różnica ta powinna zaniknąć, że wobec tego »płaca robocza« nawet w ustroju socjalistycznym powinna być określana według pracy, nie zaś według potrzeb... [...] Kto ma rację -
Marks i Lenin czy zwolennicy zrównania płac?” Uznanie zasady nierówności otworzyło drogę do bezwzględnej realizacji priorytetu wzrostu wydajności pracy. Pozwoliło na stałe podnoszenie norm produkcyjnych, a ostatecznie na wprowadzenie książeczek pracy, które przywiązały pracownika do miejsca pracy. Było to odejście od celów, o które walczyły związki zawodowe w kapitalizmie. Kiedy w broszurze Podstawy przyszłej struktury socjalistycznej dziewiętnastowiecznego, rosyjskiego rewolucjonisty, Nieczajewa, Marks natknął się na podobne poglądy, że „ludzie powinni produkować jak najwięcej, a użytkować jak najmniej” i że cała sfera stosunków międzyludzkich powinna być poddana zasadom ścisłej dyscypliny, wykrzyknął oburzony: „Cóż za doskonały model koszarowego komunizmu!”. Trudno o bardziej trafne, najkrótsze określenie stalinizmu lat trzydziestych; a mimo to Stalin nieustannie głosił, że wyzysk i alienacja klasy robotniczej w socjalistycznym ustroju radzieckim „przestały istnieć”. Najważniejszą zmianą była taka korekta sowieckiej ideologii, by mogła pomieścić najistotniejszy z aspektów rewolucji Stalina - wykorzystanie potęgi państwa, zastąpienie procesu budowy społeczeństwa socjalistycznego procesem państwowotwórczym, budowę nie państwa opiekuńczego, ale, jak ujął to Robert Tucker: „potężnego, wysoce scentralizowanego, zbiurokratyzowanego, wojskowo-przemysłowego, sowiecko-rosyjskiego państwa”. W państwie tym coraz większą rolę zaczęły odgrywać tajna policja OGPU i armia, którym Stalin zlecił zadanie wsparcia kolektywizacji i rozbudowę potężnego systemu obozów pracy. W swej rozwiniętej formie, jaką uzyskało w latach trzydziestych państwo stalinowskie, jego dwiema charakterystycznymi cechami były: represyjna siła tajnej policji i obozów połączona ze strachem, jaki wzbudzały, oraz wzrost władzy i przywilejów partyjno-państwowej biurokracji kosztem ubezwłasnowolnionego społeczeństwa. Jak zatem dawało się to pogodzić ze znaną marksistowską doktryną „obumierania państwa”? Stalin po raz kolejny stanął na wysokości zadania. Oto jego słowa skierowane do delegatów na XVI Zjazd WKP(b) w 1930 roku: „Jesteśmy za obumieraniem państwa. I jesteśmy zarazem za umocnieniem dyktatury proletariatu, będącej najsilniejszą i najpotężniejszą ze wszystkich władz państwowych, które dotychczas istniały. Najwyższy rozwój władzy państwowej w celu przygotowania warunków do obumierania władzy państwowej - oto sformułowanie marksistowskie. Zawiera to »sprzeczność«? Tak, zawiera »sprzeczność«. Ale sprzeczność ta jest sprzecznością realną i całkowicie odzwierciedla dialektykę marksowską”. Podobnie jak walka klasowa, narastająca wraz z przybliżaniem się momentu obalenia klas, tak państwo musiało najpierw osiągnąć maksymalną siłę, aby przygotować się do obumierania, a wszystko to w zgodzie z zasadami marksowskiej dialektyki. Oprócz Bucharina w tłumie gorąco oklaskujących Stalina delegatów na „zjazd zwycięzców” (w styczniu 1934 roku) musiało być więcej starych
bolszewików, uświadamiających sobie (podobnie jak uświadomili to sobie od tamtej pory naukowcy), jak daleko posunął się Stalin na drodze zastąpienia nowym, własnym i znacznie brutalniejszym wydaniem oryginalnej ideologii, która przyciągnęła ich w szeregi partii. Oczywiście Stalin potrafił to uzasadnić. Recepty Marksa jak należy budować społeczeństwo, najpierw socjalistyczne, a następnie komunistyczne, były bardzo ogólnikowe. A już ani on, ani Engels nie dali żadnych wskazówek, jak przekształcić zacofany kraj rolniczy, taki jak Rosja, w którym kapitalizm znajdował się zaledwie w stadium embrionalnym, w uprzemysłowione państwo socjalistyczne. Nawet Lenin - nie pomniejszając jego zasług jako wodza rewolucji - nie potrafił znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Natomiast Stalin wierzył, że jemu się to udało i że była to jedyna z możliwych dróg. Kwestia, czy rzeczywiście istniała jakakolwiek alternatywa, pozostaje nadal przedmiotem sporów. Stalin mógł twierdzić, że pod jego kierownictwem Związek Radziecki stał się pierwszym krajem na świecie, w którym udało się zrealizować dwa najważniejsze punkty programu Marksa: zniesienie własności prywatnej, zarówno w rolnictwie, jak w przemyśle i handlu, oraz tradycyjnych podziałów klasowych poprzez eliminację burżuazji, kapitalistów i ziemiaństwa, włączając w tę kategorię wiejskich kapitalistów, kułaków. Idąc dalej, mógł także dowodzić, że jeżeli metody, którymi się posłużył, oraz ich efekty różniły się znacznie od oczekiwań wielu marksistów, to przecież żaden komunista, a już Lenin na pewno, nie spodziewał się, że rewolucja może się dokonać bez cierpień i ofiar w ludziach. Z tym jednak, że jego rewolucja, w odróżnieniu od tej z roku 1905, a nawet z 1917, doprowadziła do przełomowego i decydującego zerwania z przeszłością i otwarła przed radzieckim społeczeństwem zupełnie nowe perspektywy. W styczniu 1934 roku Stalin jednak nie wypowiedział tych słów. To marksizm, jak stwierdził, „odniósł całkowite zwycięstwo w szóstej części świata [...] w tym właśnie kraju, w którym marksizm uważano za ostatecznie unicestwiony”. „Czemu zawdzięcza nasza partia tę swoją wyższość? Temu, że jest partią marksistowską, partią leninowską. Zawdzięcza to temu, że kieruje się w swej pracy nauką Marksa, Engelsa, Lenina [...] Tak jest, Towarzysze, zawdzięczamy nasze sukcesy temu, że pracowaliśmy i walczyliśmy pod sztandarem Marksa, Engelsa, Lenina”. Stalinowi zależało przede wszystkim na tym, by partia - wraz z przyjętymi ponownie w jej szeregi byłymi opozycjonistami - uznała nie tylko jego osiągnięcia, co już uczyniła, ale by usankcjonowała je jako realizację autentycznej, marksistowskiej wizji socjalistycznego społeczeństwa. Oczywiście takie „namaszczenie” musiało przynieść ewidentne korzyści polityczne. W epoce Stalina marksizm stanowił najpopularniejszy z ruchów millenarystycznych, który przyciągał wielu nowych wyznawców, a marksizm-leninizm stał się najbardziej rozpowszechnionym wzorcem dla ruchów rewolucyjnych. Stalin również oparł się na entuzjazmie, jaki wzbudzały autorytatywne prawdy zawarte w tej ideologii, przeprowadzając swą drugą rewolucję. Ale entuzjazm ten wykraczał daleko poza granice
Związku Radzieckiego. Obraz Kraju Rad jako ojczyzny socjalizmu, której wierność ślubowała klasa robotnicza i intelektualiści całego świata, pozwolił Stalinowi utrzymać dominującą pozycję ZSRR w międzynarodowym ruchu komunistycznym. To dzięki niemu Stalin mógł liczyć na czynne poparcie ze strony lewicowych działaczy na Zachodzie, którzy za wszelką cenę pragnęli zachować wiarę, że stalinowska Rosja stanowi nadzieję ludzkości na lepszą przyszłość. Powyższe rozważania - nie negując ich znaczenia - wciąż omijają sedno problemu. Tkwiło ono w samej naturze partii komunistycznej, której istotą była scalająca ją ideologia, oparta na zespole uznanych za naukowo dowiedzione poglądów na historię i rozwój społeczeństw. Dla jej wyznawców były one takim samym pewnikiem jak dla katolików doktryna Kościoła. Ideologia była dla Hitlera czymś ważnym, ale dla jego partii nie miała znaczenia; większość nazistów zadowalała się stwierdzeniem: „Naszą ideologią jest Adolf Hitler”, i pozostawiała swojemu Führerowi prawo określania jej treści. Odpowiednikiem „kultu Führera” był dla komunistów „kult partii”. Partia była strażnikiem pierwotnej, niezmiennej i nie podlegającej dyskusji doktryny. Była najwyższym autorytetem w sprawach jej interpretacji i praktycznego zastosowania, czyli tak zwanej linii partii. Tylko poprzez partię i „misterium” doktryny - ideologii marksistowskiej, którą partia chroniła i ucieleśniała - bieżąca polityka mogła uzyskać „namaszczenie” prawowitości. Jeśli więc Stalin nie chciał występować przeciwko autorytetowi partii lub osłabiać mocy „misterium” przez tworzenie własnej, rewizjonistycznej wersji ideologii - co mogło narazić go na zarzut odchylenia, zbrodni, o którą oskarżał wszystkich swoich rywali nie mógł nigdy przyznać, ani wobec samego siebie, ani wobec partii, że pozostawiając nietkniętą fasadę występował przeciwko samej treści. Stalin pamiętał, ile szkody wyrządził Trockiemu, jak osłabił jego pozycję w partii, trockizm - który wraz z pozostałymi członkami „trójki” wymyślił i zarzucił Trockiemu - i nie miał zamiaru pozwolić, aby ktoś powtórzył to ze stalinizmem. Dlatego surowo zabronił używania takiego terminu. W wypadku Hitlera ideologia była tym, co twierdził Führer; w wypadku Stalina tym, co twierdził sekretarz generalny, że twierdzili Marks i Lenin.
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Państwo Führera Hitler: 1934-1938 (wiek 45-49 lat) I
Jesień roku 1934 przyniosła zarówno w Niemczech, jak i w Związku Radzieckim nadzieje, że rozprawa Hitlera z SA i pewne oznaki odwilży, które pojawiły się po „zjeździe zwycięzców” radzieckiej partii komunistycznej, zwiastują zakończenie okresu rewolucyjnego i powrót do normalności. W obu przypadkach, choć z innych powodów i w nieco innym czasie, nadzieje te szybko się rozwiały. Ani Hitler, ani Stalin nie chcieli zadowolić się utrzymywaniem status quo. Hitler zdobył pozycję nie mającą precedensu w dotychczasowej historii współczesnych Niemiec, ale dopiero miał ją wykorzystać do osiągnięcia swoich celów. Stalin zakończył swoją „drugą rewolucję”, ale metody, jakimi posłużył się przy jej realizacji, oraz wstrząs, jaki za sobą pociągnęła, zrodziły w nim obsesyjne podejrzenie, że w szeregach partii czają się jego wrogowie. Dlatego postanowił ich zniszczyć i jednocześnie urzeczywistnić swoje pragnienie, by, tak jak Hitler, zdobyć uznanie partii jako jej jedyny, nie mający sobie równych przywódca, odpowiadający wyłącznie przed „historią”. Hitler pogodził się już z faktem, że jedyną drogą, prowadzącą do poprawy sytuacji gospodarczej i remilitaryzacji kraju, jest współpraca z tradycyjnymi elitami w armii, administracji państwa i w biznesie. Nie miał jednak zamiaru zamieniać tego „tymczasowego kompromisu”, jak go sam pojmował, w stan trwały - na co liczyło i co zakładało wielu konserwatystów. Dlatego najbardziej interesującym elementem historii Niemiec w latach 1934-1938 są sposoby, jakimi posłużył się, aby wyciągnąć z tej współpracy maksimum korzyści, nie pozwalając jednocześnie, by ten układ związał jemu i jego partii ręce. Przeciwnie, okres ten wykorzystał do wzmocnienia swojej pozycji, tak że w latach 1938-1939 mógł już odrzucić wszelką zależność od innych i przystąpić do realizacji swego rewolucyjno-imperialistycznego programu. Stalin zdążał w tym samym kierunku, ale zupełnie inną drogą; poprzez zrywanie współpracy z kadrą czołowych działaczy partii komunistycznej, którzy nie tak dawno pomagali mu przeprowadzić odgórną rewolucję. Teraz, zamiast współpracy, domagał się od nich bezwarunkowej lojalności. Żądanie to poparł czystką o niespotykanej dotąd skali, która doszczętnie zniszczyła pozostałości oryginalnej partii bolszewickiej Lenina. A zatem najbardziej interesującym elementem historii tamtego okresu w Związku
Radzieckim jest sposób, w jaki Stalin przeprowadził bezprecedensowy atak na partię, źródło swej dotychczasowej władzy, nie zaprzepaszczając jednocześnie „zdobyczy drugiej rewolucji” i nie osłabiając własnej pozycji. Przeciwnie, jego pozycja w państwie uległa takiemu umocnieniu, że jako godny następca samowładców Wszechrusi stał się praktycznie niezależny od nikogo. Mimo to unikał wszystkiego, co mogłoby podważyć jego roszczenia do sprawowania przywództwa nad pierwszym marksistowskosocjalistycznym państwem w świecie. Od początku roku 1938 uwagę Hitlera zaczęła pochłaniać całkowicie polityka zagraniczna, w jego przypadku stanowiąca mieszaninę dyplomacji i polityki militarnej. Zanim jednak do tego doszło, musiał nastąpić okres przygotowań, które najlepiej dają się prześledzić w działaniach odnoszących się do trzech sfer: państwa gospodarki i społeczeństwa. Biorąc pod uwagę zakres władzy, którą udało mu się skoncentrować, w pierwszej z nich Hitler wykazywał zadziwiająco małą aktywność. Jego interwencja latem 1934 roku, kiedy to udaremnił próbę dokonania „drugiej rewolucji”, nie rozstrzygnęła wielu konfliktów i sprzeczności związanych ze zmianami w podziale funkcji między państwem a partią, a nawet w obrębie samego państwa. W późniejszym okresie Hitler też raczej hamował, niż popierał, próby uporządkowania tego chaosu. O tym, że sam przyczyniał się do jego pogłębienia świadczą wyraźnie dwa przykłady. Pierwszy, to próba przeforsowania ustawy o reorganizacji Rzeszy (z 30 stycznia 1934). Ustawa ta, sformułowana w sposób niezwykle zwięzły, znosiła federalną strukturę państwa i przekazywała suwerenne prawa krajów związkowych Rzeszy, podporządkowując rządowi centralnemu zarówno rządy landów oraz ich szefów, jak i gubernatorów z ramienia Rzeszy. Projekt ustawy, sporządzony przez Fricka, wieloletniego pracownika administracji państwowej, pełniącego funkcję ministra spraw wewnętrznych Rzeszy, miał na celu stworzenie ujednoliconej, scentralizowanej formy rządów w całych Niemczech. Sam autor nazywał go „realizacją odwiecznego marzenia”. Realizacja projektu doprowadziła do połączenia większości ministerstw Prus z ministerstwami Rzeszy, po czym utknęła w miejscu. Powodem był opór stawiany przez gubernatorów Rzeszy w innych landach. Wszyscy oni, z wyjątkiem jednego, pełnili też funkcje gauleiterów, osobistych namiestników Hitlera w krajach związkowych, i nie zamierzali złożyć bez walki swoich urzędów. Frick nalegał i obie strony zwróciły się o arbitraż do Hitlera. Hitler nigdy nie zdecydowałby się wystąpić przeciwko swym gauleiterom. Jego wyrok brzmiał, że „w zasadzie” w przypadku różnicy zdań pomiędzy rządem centralnym a gubernatorem Rzeszy w landzie kwestie sporne należy rozstrzygać na podstawie nowej ustawy. Natychmiast jednak dodał, że „mogą istnieć wyjątki w sprawach szczególnej rangi politycznej”. Była to furtka, do korzystania z której gubernatorów Rzeszy - starych bojowców partyjnych - nie trzeba było zapraszać. Usiłowania Fricka, aby podporządkować sobie premierów krajów związkowych (kolejny urząd piastowany najczęściej przez gauleiterów) oraz wprowadzić podział Rzeszy na regiony i Gauen o mniej więcej
podobnej wielkości, napotkały taki sam opór starych towarzyszy partyjnych, obawiających się, że utracą swe stanowiska i podległe im krainy. Kiedy trwające spory zniecierpliwiły Hitlera, wydał rozkaz (w marcu 1935), że „należy zakończyć wszystkie publiczne polemiki, w formie pisemnej i ustnej, dotyczące reorganizacji podziału terytorialnego”. Nie przeszkodziło to jednak Fritzowi Sauckelowi, gubernatorowi Rzeszy i gauleiterowi Turyngii, przedstawić Hitlerowi w styczniu 1936 roku trzydziestosześciostronicowego memorandum, w którym stwierdzał: „Członkowie partii, niezależnie od tego, czy piastują stanowiska gubernatorów Rzeszy, premierów landów, czy ministrów stanu, są coraz bardziej odsuwani od wpływu na decyzje administracyjne. Proces ten wskazuje na bardzo wyrafinowane, zakulisowe i nieustające intrygi klik w aparacie administracji państwowej, dążących do przejęcia pełni władzy i wyeliminowania wpływu przedstawicieli partii”. W rezultacie reforma administracyjna Rzeszy została powstrzymana, a podział kompetencji między rządem centralnym a takimi urzędami, jak urzędy gubernatorów Rzeszy, pruskich Oberprasidenten (ich odpowiednik w pruskich prowincjach) i premierów landów - obsadzonymi przez partyjną nomenklaturę - pozostał nie ustalony. Wewnętrzne swary trwały nadal i zaostrzały się lub przycichały w zależności od aktualnego rozwoju sytuacji i przesunięć równowagi w tym wewnętrznym sporze o władzę. Drugi przykład to podjęta przez Fricka, jako ministra spraw wewnętrznych, próba uchwalenia nowej ustawy o niemieckiej administracji państwowej. Projekt zawierał kodeks postępowania oraz ujednolicony kodeks praw urzędników administracji Rzeszy i landów. Został zaakceptowany przez ministra finansów Rzeszy w roku 1934, jednak jego realizację wstrzymywano przez dwa lata ze względu na zastrzeżenia Hitlera i Hessa (jako zastępca Hitlera na stanowisku szefa partii reprezentował jej interesy). Spór ciągnął się i dotyczył kolejno każdego punktu projektu. Jednak zasadniczym jego powodem pozostawał niezmiennie konflikt pomiędzy zasadą neutralności urzędników administracji, których prawa, włączając w to prawa do sprawowania urzędu, awansu i renty, powinny być chronione przed naciskami z zewnątrz, a stanowiskiem partii (i Hitlera) głoszącej, że administracja, tak jak i inne organizacje, musi podporządkowywać się interwencjom mającym na celu zagwarantowanie realizacji interesów nazistów, a urzędnicy „politycznie niepewni” nie powinni korzystać z żadnej ochrony. Ostatecznie, chociaż bez entuzjazmu, Hitler zgodził się na opublikowanie ustawy pod koniec stycznia 1937 roku. Nie zakończyło to jednak ataków partii na „reakcyjną” administrację, do których Hitler odnosił się z sympatią, choć nie zamierzał rezygnować z korzyści, jakie dawały mu jej profesjonalne usługi. W końcu Frick - sam należący do grupy Alte Kampfer, lecz jako minister poczuwający się do odpowiedzialności za administrację państwową - nie mogąc pogodzić sprzecznych interesów i „stworzyć administracji opartej na tradycyjnym, pruskim poczuciu obowiązku, a jednocześnie narodowosocjalistycznej w swym charakterze”, był bliski załamania. W liście skierowanym do Hitlera w początkowym okresie wojny napisał:
„Rozwój wypadków w okresie ostatnich dwóch lat każe mi wątpić, czy moje wysiłki można w jakikolwiek sposób uznać za owocne. W szeregach administracji państwowej coraz bardziej zaczyna narastać poczucie rozgoryczenia wywołane brakiem uznania dla jej umiejętności i pracy oraz niezasłużonym lekceważeniem” Także inne działania Hitlera podważały jednolitość struktury zarządzania. Ignorując istniejące departamenty, powierzał on zadania mające według niego szczególną wagę, specjalnie tworzonym organizacjom, które otrzymywały status głównych urzędów Rzeszy. W roku 1942 było ich jedenaście, różniących się między sobą wielkością i znaczeniem. Pierwszą, jaka powstała, była Organizacja Todta (1933); najbardziej spektakularną był plan czteroletni (wrzesień 1936); najwierniejszą, urząd, który wyłonił się z połączenia policji i SS pod kierownictwem Himmlera już wtedy Reichsführera SS, a od czerwca 1936 roku również szefa Policji Niemieckiej. Bez porozumienia z ministrem transportu Hitler powierzył realizację programu budowy autostrad Fritzowi Todtowi i jednocześnie mianował go krajowym inspektorem generalnym dróg, wyłączył to stanowisko spod kompetencji ministerstwa oraz podporządkował bezpośrednio sobie jako kanclerzowi. Funkcja ta umożliwiła Todtowi stworzenie olbrzymiego imperium, które przejęło wszystkie rządowe zlecenia na prace budowlane (łącznie z budową umocnień na zachodniej granicy państwa, tzw. wału zachodniego), a w 1940 objęcie stanowiska ministra uzbrojenia Rzeszy. Unikalność Organizacji Todta polegała na połączeniu w obrębie jej struktury działalności wielu prywatnych firm budowlanych z uprawnieniami państwowego urzędu do spraw budownictwa łącznie z państwową kontrolą zatrudnienia i zaopatrzenia surowcowego tego sektora. Dzięki temu, że była podporządkowana Führerowi, organizacja nie podlegała administracji państwowej i, tak jak SS i policja, stała się elementem alternatywnego aparatu wykonawczego, który wyłonił się obok tradycyjnego aparatu państwowego. Druga z wymienionych organizacji, plan czteroletni, stworzyła podstawę władzy Göringa. Jego dotychczasowa pozycja, wynikająca z piastowanych stanowisk premiera i ministra spraw wewnętrznych Prus, uległa osłabieniu po połączeniu ministerstw spraw wewnętrznych Rzeszy i Prus pod kierownictwem Fricka oraz przejęciu kontroli nad policją przez Himmlera i Heydricha. Jedynym atutem, który pozostał w rękach Göringa z okresu rządów w Prusach, była agencja wywiadowcza, Forschungsamt, zajmująca się podsłuchem telefonicznym oraz kontrolowaniem komunikacji radiowej i telegraficznej, co dawało mu zresztą znaczną przewagę w walce z rywalami w nazistowskim kierownictwie. Jego starania o uchwycenie kluczowych stanowisk w dziedzinie polityki zagranicznej i obronności zakończyły się jednak porażką. Ponadto nie piastował żadnego stanowiska partyjnego, które pozwalałoby mu konkurować z Himmlerem, Goebbelsem czy Leyem, skupiającymi w swych rękach władzę w hierarchii partyjnej i administracji państwa. Göring odbudował swoją pozycję rozszerzając zakres kompetencji ministerstwa lotnictwa powołanego przez Hitlera, w maju 1933 roku,
ministerstwa, które otrzymało status jednego z Głównych Urzędów Rzeszy. Zdołał nie tylko przekreślić zakusy armii i ministerstwa obrony, zmierzających do przejęcia kontroli nad nowo utworzoną Luftwaffe i jej gigantycznym programem zbrojeniowym, ale wykorzystał ten program do rozciągnięcia swych kompetencji na sferę gospodarki. W efekcie, nie tylko udało mu się zostać człowiekiem numer jeden w tej dziedzinie, ale stał się najbardziej zaufanym współpracownikiem Hitlera, postacią, którą powszechnie uważano za drugiego człowieka w państwie. Jeszcze innym wariantem modelu nowych ośrodków władzy, powstających obok tradycyjnych struktur rządowych, była fuzja SS z policją państwową, stanowiąca szkielet przyszłego „imperium” SS, które w niedługim czasie miało przyćmić wszystkie inne. Wyjęcie policji spod kontroli ministerstwa spraw wewnętrznych Rzeszy spotkało się z silnym sprzeciwem Fricka. Ostatecznie, wyrażając swą zgodę w czerwcu 1936 roku, Frick nalegał, aby oficjalny tytuł Himmlera brzmiał: „Reichsführer SS i szef Policji Niemieckiej w ramach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Rzeszy”. Jednak klauzula, że jako pełniący funkcję szefa Policji Niemieckiej Himmler „osobiście i bezpośrednio podlega ministrowi spraw wewnętrznych Rzeszy i Prus”, okazała się nieważna w świetle faktu, że jako Reichsführer SS podlegał on bezpośrednio Hitlerowi. Frick, który identyfikował się z aparatem administracji państwowej, popadł w niełaskę i jego wpływy zaczęły maleć. Himmler zaś wykorzystał tę sytuację, by odwrócić ich wzajemną zależność. W końcu (w sierpniu 1943) sam objął kierownictwo nad resortem spraw wewnętrznych, zachowując jednocześnie kontrolę nad policją. Termin „państwo policyjne” może być w tym wypadku mylący. Trzeba bowiem zwrócić uwagę na fakt, że dekretem z czerwca 1936 roku Hitler i Himmler postanowili doprowadzić do odebrania państwu kontroli nad policją - tradycyjnym instrumentem służącym do zapewnienia poszanowania prawa - i do połączenia jej z SS, organizacją, która, jak żadna inna, postrzegana była jako narzędzie przeznaczone przez Hitlera do prowadzenia działań pozalegalnych. I co znamienne, Himmler nie stworzył osobnego biura Szefa Niemieckiej Policji, dając tym samym jasno do zrozumienia, że jego intencją jest włączenie policji w obręb SS, formacji uważającej się za corps d’elite i bezwarunkowo podporządkowanej woli Führera. Himmler dokonał podziału policji na dwie sekcje: Ordnungspolizei, regularną policję mundurową, i Sicherheitspolizei, policję bezpieczeństwa, w której ramach umieścił zarówno policję polityczną (Gestapo), jak i policję kryminalną (Kripo), podporządkowując obie Reinhardowi Heydrichowi, mającemu rangę obergruppenführera SS, co odpowiadało stopniowi generała-porucznika w armii. Ministerstwo Oświecenia Publicznego i Propagandy, mimo iż zakorzenione w tradycyjnych strukturach władzy, z szefem, który wchodził w skład gabinetu, wykazywało w swych działaniach równą agresywność i skłonność do omijania tradycyjnych procedur i instytucji, jak każda z opisanych powyżej organizacji. Wynikało to przede wszystkim z osobowości samego ministra. Jeśli chodzi o powierzony mu resort, to Goebbels, w odróżnieniu od większości członków nazistowskiego
kierownictwa miał odpowiednie kwalifikacje zawodowe i niezachwianą wiarę we własne siły, które łączył z wrodzoną agresywnością i wielkimi ambicjami. Zdobył też doświadczenie podczas pracy, jaką wkładał od roku 1930 w budowę zarządu propagandy NSDAP, mogącego stanowić doskonały model przyszłego ministerstwa. Wysoką pozycję i wpływy Goebbelsa umacniał fakt, że łączył on stanowisko ministra z czołową pozycją w partii. Był nie tylko członkiem jej władz krajowych, ale także gauleiterem Berlina i jednym z najbliższych współpracowników Hitlera w okresie walki o władzę. Przy poparciu Hitlera Goebbelsowi nie tylko udało się stworzyć scentralizowane kierownictwo niemieckiego radia i prasy, ale poprzez powołanie Krajowej Izby Kultury, składającej się z odrębnych Izb literatury, teatru, filmu, muzyki i sztuk pięknych, zdobył kontrolę nad całością działalności kulturalnej. Pod kierownictwem Goebbelsa ministerstwo propagandy i Krajowa Izba Kultury stały się takim samym elementem alternatywnego systemu sprawowania władzy jak plan czteroletni Göringa czy himmlerowskie SS. Jak już uprzednio wspomniałem, po objęciu sukcesji po Hindenburgu Hitler wycofał się z obowiązków załatwiania codziennych spraw administracyjnych. W połączeniu z jego niechęcią do przeprowadzenia głębokich reform, które zlikwidowałyby bałagan i sprzeczności w istniejącym układzie administracyjnym, dało to najpotężniejszym z nazistowskich przywódców pole do tworzenia własnych, rywalizujących ze sobą, imperiów. Było to przyczyną waśni bonzów, uwikłanych w ciągłą walkę o zdobycie części terytorium rywali. Jej efekt, często pogarszany przez nieobliczalne interwencje samego Hitlera, opisywany był pod różnymi nazwami, jako „autorytarna anarchia”, „ciągła improwizacja” lub „chaos administracyjny”. Niezależnie od nazwy to polikratyczne państwo, z wieloma rywalizującymi ze sobą ośrodkami władzy, wyraźnie odbiega od przyjętego przez świat zewnętrzny obrazu monolitycznego totalitarnego państwa, zarządzanego z iście niemiecką precyzją. Taka sytuacja panowała nie tylko w administracji, ale także w sferze ustalania polityki i działalności legislacyjnej rządu. Wprawdzie konstytucja weimarska nigdy nie została formalnie zniesiona, ale rząd na podstawie „tymczasowych” postanowień ustawy o specjalnych pełnomocnictwach z marca 1933 roku miał prawo uchwalać akty legislacyjne. Przygotowane przez kanclerza i zatwierdzone przez gabinet (decyzje nie musiały być podejmowane kolektywnie) akty te były po prostu publikowane w dzienniku ustaw. Rezultat był taki, że zanikły różnice pomiędzy ustawami a dekretami. W równie typowy sposób nie rozwiązano Reichstagu, który zachował wszystkie dotychczasowe uprawnienia ale tylko siedem razy został wykorzystany do uchwalania ustaw. Podobnie prezydent nie utracił prawa do wydawania dekretów, ale nie było to już dłużej potrzebne i von Hindenburg skorzystał z niego tylko trzykrotnie. Odtąd dekrety i ustawy były wydawane na podstawie uprawnień kanclerza. Hitler nienawidził dyskusji i w czasie posiedzeń gabinetu, w którym nadal zasiadali nienazistowscy ministrowie, nie odbyło się ani jedno formalne głosowanie. Hitler zaczął też ograniczać liczbę tych posiedzeń; w 1935 roku odbyło się ich dwanaście; w 1936 cztery; w 1937 sześć. Ostatni
raz ministrowie zebrali się 5 lutego 1938 roku. Władza Hitlera pozostawała niekwestionowana i każda jego interwencja odnosiła skutek. Mimo to coraz bardziej unikał dyskusji w gronie ministrów, zamieniając Kancelarię Rzeszy w jeszcze jeden z głównych urzędów i czyniąc jej szefa, zawodowego urzędnika sekretarza stanu Lammersa (od listopada 1937 roku w randze ministra Rzeszy) odpowiedzialnym za bieżące zarządzanie państwem. Prawo tworzenia aktów legislacyjnych i wydawania dekretów było coraz częściej przekazywane odpowiednim ministerstwom, a liczba urzędów w randze ministerstw stale wzrastała. Hitler zalecił, aby projekty dekretów były przedstawiane mu do podpisu dopiero po uzgodnieniu ich pomiędzy wszystkimi zainteresowanymi resortami. Ponieważ gabinet przestał się spotykać, nad projektami dokumentów nie dyskutowano, lecz wędrowały one w tę i z powrotem aż do momentu wyjaśnienia wszystkich spornych kwestii. Aby uniknąć tego skomplikowanego procesu, ustawy (Gesetze) zostały zastąpione rozporządzeniami (Erlasse), na których można było uzyskać podpis Hitlera w krótkim czasie. Dla większości ministrów, którzy bardzo rzadko widywali Hitlera, jeśli w ogóle go widywali, oznaczało to konieczność korzystania z pośrednictwa Lammersa; jednak Göring, Goebbels i Himmler, mający bezpośredni dostęp do Führera, mogli uzyskać jego zgodę na swoje dekrety bez konsultacji i koordynacji z innymi ministrami. Podobnie, bez żadnej konsultacji, Hitler podejmował własne inicjatywy. Martin Broszat podsumował to następująco: „Autorytarna wola Führera przejawiała się nieregularnie, niesystematycznie i chaotycznie. [...] Zakończenie regularnych dyskusji politycznych w łonie gabinetu, brak systematycznej i wiarygodnej informacji o aktualnym stanowisku Hitlera dostarczanej ministrom, sporadyczne i nagłe napływy dyrektyw, często niejasnych w treści i wątpliwych w skutkach, a przekazywanych za pośrednictwem różnych, niekiedy mało wiarygodnych ludzi pośredniej rangi, wywoływało stan paraliżującej niepewności nawet w sprawach legislacji o podrzędnym znaczeniu politycznym [...] W rezultacie nastąpiło przyspieszenie dezintegracji rządu na polikrację poszczególnych resortów [...] a rozrost resortowego dekretodawstwa [...] stał się jeszcze bardziej znamienny przez wzrost liczby centralnych urzędów podległych bezpośrednio Führerowi”. II Sposób sprawowania przez Hitlera urzędu szefa rządu i głowy państwa wywodził się bezpośrednio ze sposobu, w jaki poprzednio rządził swoją partią. Hans Frank, czołowy prawnik nazistowski, który podobnie jak Frick znał pogardę Hitlera dla norm prawa i urzędowych procedur, napisał w swym pamiętniku: „Hitler był człowiekiem Partii... Jego wola była prawem Partii. Był absolutnym autokratą NSDAP. Rzesza, a szczególnie aparat państwowy, spętany formalnymi granicami jurysdykcji i urzędową hierarchią był dla niego czymś obcym i dziwnym. [...] Zamiast przeszczepienia partii tradycyjnego, prawomocnie powołanego, kompetentnie zarządzanego,
formalnie niezależnego i opartego na istniejącym porządku prawnym państwowego systemu sprawowania władzy jego celem stało się przeniesienie niezależnej pozycji, jaką zdobył w NSDAP, oraz jej struktury wewnętrznej na struktury państwa. Ten cel zabrał ze sobą 30 stycznia 1933 roku”. Führerprinzip, zasada, na której Hitler oparł funkcjonowanie swojej partii, składała pełnię władzy w ręce jej wodza, nie krępując jego poczynań koniecznością powoływania jakichś ciał kolegialnych czy wymaganiem konsultacji. Stanowiła ona zaprzeczenie zarówno hierarchicznobiurokratycznego, jak i demokratycznego modelu władzy. Źródłem władzy Hitlera nie było jego stanowisko, nie wynikała ona też z faktu wyboru, lecz z wyjątkowych, charyzmatycznych cech jego osobowości, uznawanych i akceptowanych przez wszystkich członków partii. Ta sama zasada odnosiła się do stosunków łączących wodza z najbliższymi współpracownikami. Byli mianowani przez niego i ich pozycja nie zależała od sprawowanej funkcji, ale od podtrzymywania bezpośredniego, osobistego kontaktu i stałego dostępu do Führera. „Obowiązek”, który w biurokracji, tak samo jak w wojsku, oznacza akceptację bezosobowych zasad i regulaminów obowiązujących na wszystkich szczeblach hierarchii, nie wyłączając osób stojących na samym szczycie, zastąpiono pojęciem „lojalności”, czyli wierności wodzowi. W rezultacie „struktura wewnętrzna” partii, jak nazwał to Frank, nie przypominała diagramu z przejrzyście rozrysowanym podziałem na sekcje i podsekcje, lecz była podlegającą ciągłym zmianom siecią wzajemnych powiązań interpersonalnych. System ten sprawiał, że pojawili się faworyci i klientela oraz nie ustawały rywalizacja i spory na wszystkich szczeblach hierarchii. Stworzywszy dla siebie stanowisko o wyjątkowym zakresie władzy, Hitler dołożył wszelkich starań, aby nie uległo ono instytucjonalizacji. Rutynowe działania związane z zarządzaniem partią i, na ile było to możliwe, rozstrzyganie sporów o jurysdykcję - kto miał prawo co robić Hitler powierzył Hessowi i „pozostałym członkom monachijskiego sekretariatu. Odpowiadało mu to nie tylko ze względu na jego przyzwyczajenie do nieregularnego trybu pracy, niechęć do studiowania dokumentów, spędzania czasu na konferencjach i odbywania spotkań, ale dlatego, że było zgodne z jego politycznym stylem - kierującego się instynktem i natchnieniem lidera, który trzyma się z dala od walk frakcyjnych i nie zamierza opowiadać się po czyjejkolwiek stronie w sporach dotyczących polityki. Hitler rozumiał potrzebę nadania ruchowi jakiegoś kształtu organizacyjnego i już wcześniej przygotował partię do przeobrażenia jej w organizację masową. Jednak poza niezbędnym minimum, pozwalającym utrzymać porządek w rejestrach członków i kontrolować finanse, stanowczo sprzeciwił się próbom przekształcenia kierownictwa ruchu bojowego w partyjną biurokrację, mającą ustalać podział kompetencji i koordynować pracę poszczególnych wydziałów partii. Przedmiotem ciągłych sporów były wzajemne kompetencje gauleiterów i poszczególnych działów organizacji centralnej. Nawet skarbnik partii,
Schwarz, któremu Hitler polecił stworzenie systemu centralnej kontroli finansowej, prowadził nieustającą wojnę z gauleiterami i skarbnikami okręgów, którym zarzucał sprzeniewierzanie funduszy partyjnych i składek członkowskich. Ci jednak tłumaczyli się często, że działali za zgodą Hitlera. Sam Hitler pozostawał poza obrębem hierarchii, zachowując bezpośredni wpływ na gauleiterów i interweniując tylko tam i tylko wtedy, kiedy uznał to za stosowne. Stworzony przez niego model władzy był nie tylko personalistyczny, ale arbitralny i nie poddający się przewidywaniom. Nawet jeżeli Hans Frank miał rację, twierdząc, że celem Hitlera było przeniesienie „niezależnej pozycji, jaką zdobył w NSDAP, oraz jej struktury wewnętrznej na struktury państwa”, Hitler sam wkrótce przekonał się, iż jest to niewykonalne. Co prawda niechętnie, musiał jednak pogodzić się z faktem, że partii brak zdolnych i doświadczonych kadr, by mogła przejąć kierowanie państwem, tak jak SA, z tych samych względów, nie mogło pokierować armią. Chociaż w zmienionej formie alians z konserwatywnymi siłami w kraju musiał trwać nadal, a okazją do odnowienia paktu stało się ich poparcie udzielone Hitlerowi jako następcy von Hindenburga. To, co Hitler przeniósł na struktury państwa, nie było pozycją partii, ale jego własną. Tradycyjny model najwyższego urzędu w państwie, zajmowanego przez prezydenta lub kajzera, został zastąpiony przez jego własny model personalnego przywództwa. W dniu śmierci Hindenburga ustawa o „głowie” Rzeszy Niemieckiej (l sierpnia 1934) połączyła urzędy prezydenta Rzeszy i kanclerza, tworząc tym samym nowe stanowisko Führera Rzeszy i Narodu Niemieckiego, którego nazwa została niebawem skrócona do prostego „Der Führer”. Zmiany te zostały natychmiast pokornie zaaprobowane przez teoretyków prawa konstytucyjnego. W swoim dziele Verfassungsrecht (Prawo konstytucyjne) z roku 1939 czołowy niemiecki specjalista w tej dziedzinie, E.R. Huber, stwierdził: „Urząd Führera wywodzi się z ruchu narodowosocjalistycznego. Jego źródłem nie jest żaden urząd państwowy. Nie należy przeoczyć tego faktu, jeśli chcemy zrozumieć jego obecne znaczenie. Cały autorytet publiczny, zarówno państwa jak ruchu, wypływa z autorytetu Führera. Dlatego właściwym terminem, określającym formę władzy politycznej w Rzeszy, nie jest »władza państwa«, ale »władza Führera«. Dzieje się tak dlatego, ponieważ władzy politycznej nie sprawuje bezosobowy twór, Państwo, lecz Führer jako wykonawca zbiorowej woli narodu”. Państwo Führera wyposażone zostało w dwie równoległe, ale różne, formy sprawowania władzy: tradycyjną biurokracje państwową i alternatywny, pozakonstytucyjny i pozaprawny system organizacji wykonawczych. W przypadku konfliktów pomiędzy nimi Hitler niemal zawsze popierał ten drugi. Pierwszej analizy systemu dokonał pięćdziesiąt lat temu Ernst Frankel w swoim studium The Dual State, opracowanym i opublikowanym na emigracji (w Nowym Jorku) w roku 1941. Frankel opisywał państwo Führera jako fuzję „państwa normatywnego”, z jego ustalonymi normami i prawami, z „państwem prerogatywnym”, które
wyrażało dążenie Hitlera do sprawowania niekontrolowanej władzy i czującego się odpowiedzialnym wyłącznie przed historią. „Fuzja” nie była odpowiednim terminem, bowiem Hitler nie czynił żadnych starań, aby zlikwidować sprzeczności w funkcjonowaniu obu elementów swego państwa lub zapobiec konfliktom kompetencyjnym. W rzeczywistości wykorzystywał każdy z nich w sposób dowolny, odpowiadający jego potrzebom. Żaden z obu sektorów nie był w pełni samowystarczalny: biurokracja państwowa nie dysponowała środkami przymusu, utraciwszy kontrolę nad policją na rzecz SS; system instytucji alternatywnych, formujący się jako zbiór doraźnie powoływanych organizacji, nie posiadał wyodrębnionego budżetu i własnego urzędu finansowego, musiał się zatem opierać na ministerstwie finansów, którego szef, von Schwerin-Krosigk, bezpartyjny członek pierwotnej koalicji rządowej, pozostał na swym stanowisku od roku 1933 do 1945. Nigdy też nie doszło do unormowania wzajemnych stosunków między sektorami, co pozwalało drugiemu z nich stale zwiększać zakres wpływów kosztem pierwszego, który niewątpliwie miał w przyszłości całkowicie ustąpić mu miejsca. Znacznie większe odstępstwo od niemieckich tradycji stanowiła wrogość Hitlera do prawa i procedury prawnej, pogarda, jaką żywił dla prawników, niż jego atak na demokrację. Podczas gdy ideały demokratyczne nie zdołały zapuścić głęboko korzeni w niemieckim społeczeństwie, idea Rechtsstaat, państwa konstytucyjnego, gwarantującego praworządność i niezawisłość władzy sądowniczej, została przyjęta w Prusach i w innych państwach niemieckich pod koniec XVIII wieku i umocniła się w ciągu następnego stulecia. Często zapomina się, że w punkcie 19 oryginalnego programu z roku 1920 naziści domagali się, aby „Prawo Rzymskie, służące materialistycznemu porządkowi świata, zostało zastąpione Zwyczajowym Prawem Niemieckim”. Nazistowscy prawnicy, tacy jak Hans Frank, mieli nadzieję, że uda im się przywrócić to, co uważali za tradycyjne, niemieckie zasady prawa, w ludowym (volkisch) państwie Führera opartym na niezależnym niemieckim sądownictwie. Okazało się to taką samą mrzonką jak nadzieje Fricka na stworzenie ludowo-autorytarnej konstytucji. Każdy system prawny, każdą konstytucję, Hitler z góry traktował jako próbę ograniczenia pozycji Führera - roli, którą, jak utrzymywał, powierzyła mu Opatrzność i wola niemieckiego narodu. Instynktownie wolał utrzymywać dotychczasowy system prawny - tak jak konstytucję - jednocześnie obchodząc go i osłabiając za pomocą uprawnień nadzwyczajnych i tworzenia w miarę potrzeby alternatywnych instytucji wykonawczych. W wyniku takiego podejścia do prawa stosunkowo najmniej ucierpiało prawo cywilne (i zasada nienaruszalności własności prywatnej). W tego typu sprawach partia nazistowska i organizacje utworzone pod jej patronatem nie cieszyły się w sądach specjalnymi przywilejami. Natomiast w dziedzinie prawa publicznego i karnego intencje Hitlera zostały ujawnione już w pierwszych tygodniach po dojściu do władzy; znalazły one wyraz w dekrecie „o ochronie narodu i państwa”, zawieszającym gwarancje wszystkich swobód obywatelskich i ustanawiającym
permanentny stan nadzwyczajny. Na jego podstawie Gestapo mogło przetrzymywać dowolne osoby w „areszcie prewencyjnym” przez dowolny okres bez prawa do rozprawy sądowej lub odwołania. Z tego uprawnienia Gestapo korzystało przez cały czas istnienia reżimu. Drugi dekret, „przeciwko zdrajcom narodu niemieckiego i działalności wywrotowej”, wydany tego samego dnia (28 lutego 1933, dzień po pożarze Reichstagu), rozszerzał pojęcie zdrady poza ramy zapisu w kodeksie karnym. Inne dekrety, podpisane przez Hindenburga 21 marca 1933 roku (w dniu uroczystości w Poczdamie), amnestionowały wszystkich oskarżonych (nazistów) o wykroczenia popełnione „w trakcie walki o narodowe odrodzenie narodu niemieckiego” (amnestia objęła morderców z Potępy), czyniły z wrogich plotek karalne przestępstwo (najczęstsza podstawa donosów na sąsiadów) i ustanawiały specjalne trybunały, które, korzystając z uproszczonej procedury postępowania, miały sądzić za te i inne przestępstwa podpadające pod dekret wydany po pożarze Reichstagu. Kolejny dekret zaostrzający sankcje za „wrogie ataki na państwo i partię” został wydany w grudniu 1934 roku. Po pożarze Reichstagu nazistowscy członkowie gabinetu, Göring i Frick, byli oburzeni, że prawo nie przewiduje kary śmierci za podpalenie i że Najwyższy Trybunał Rzeszy uniewinnił, z braku dowodów, komunistów oskarżonych o współudział w tej zbrodni. Na ich żądanie wprowadzono dla podpalaczy karę śmierci przez powieszenie, którą zastosowano wstecznie wobec van der Lubbego, łamiąc tym samym zasadę nulla poena sine lege („nie ma kary bez prawa”). Następnym krokiem było odebranie Najwyższemu Trybunałowi Rzeszy prawa sądzenia w sprawach o zdradę i powierzenie ich nowemu Trybunałowi Ludowemu, składającemu się z dwóch lojalnych wobec systemu sędziów (dobierano ich bardzo starannie) oraz z pięciu urzędników partyjnych jako ławników. Efekty nowo wprowadzonych środków do rozwiązywania kryzysowych sytuacji politycznych najlepiej ilustruje porównanie liczby 286 oskarżonych o tego rodzaju przestępstwa w niespokojnym już roku 1932 z 11.156 oskarżonymi w rewolucyjnym roku 1933 (z czego ponad 9500 skazano). Oczywiście, powyższe liczby nie uwzględniają osób aresztowanych, więzionych i często torturowanych przez Gestapo i SA jako pomocniczą formację policyjną - bez żadnego wyroku sądowego. Istotą nazistowskiego pojmowania prawa było rozróżnienie pomiędzy przyjaciółmi a wrogami narodowej wspólnoty, określone według kryteriów narzuconych przez samych nazistów. Ich definicję zawarł Hitler w swym przemówieniu w Reichstagu, w którym przedstawił ustawę o pełnomocnictwach (23 marca 1933): „Rząd narodowej rewolucji uważa za swój obowiązek [...] powstrzymać oddziaływanie na naród tych elementów, które świadomie i celowo działają na jego szkodę. Zasada równości wobec prawa nie może prowadzić do gwarantowania tej równości tym, którzy mają to prawo w pogardzie [...] Ale rząd zagwarantuje równość wobec prawa wszystkim tym, którzy, stając w szeregach narodowego frontu przeciwko temu zagrożeniu, wspierają interes narodu i niezłomnie popierają działania rządu. Nasz system prawny musi służyć umacnianiu narodowej wspólnoty.
Niezawisłość sędziów musi, w interesie społeczeństwa, iść w parze z elastycznością w ferowaniu wyroków. Głównym przedmiotem ochrony prawa zamiast jednostki musi się stać naród”. Jak zwykle, przemówienie Hitlera nie oznaczało, że po nim przyjdzie pora na jednoznaczne rozwiązania. Nazistowski kodeks prawny nigdy nie powstał i wymiar sprawiedliwości nadal posługiwał się istniejącym prawem w specjalnych przypadkach zmienianym przez dekrety i ustawy. W tej sytuacji niezwykle wielki ciężar spoczywał na barkach sędziów zmuszonych do ciągłej interpretacji prawa. Mimo iż mianowani dożywotnio i niezagrożeni dymisją, często byli szczerymi zwolennikami „narodowej rewolucji”. Ci zaś, którzy nie byli, zostali poddani presji zmuszającej ich do pogodzenia się z wymogami nowej ortodoksji. Władze i Narodowosocjalistyczny Związek Prawników Niemieckich nieustannie przypominały im, że podstawą interpretacji prawa nie powinny być precedensy, ale ideologia nazistowska, przemówienia i decyzje Führera oraz „zdrowe odczucia narodu”. Jeśli zdaniem Gestapo sąd obszedł się z oskarżonym zbyt łagodnie, zawsze, po uniewinnieniu lub po odsiedzeniu wyroku, mógł on zostać prewencyjnie aresztowany i wysłany do obozu koncentracyjnego. Próby ograniczania lub prawnego regulowania tego rodzaju działań kończyły się kompromisami, które nie tylko nie powstrzymywały Gestapo, ale coraz głębiej wciągały sądownictwo do współpracy z organizacją działającą poza obrębem prawa. Pozostało nam teraz znalezienie odpowiedzi na pytanie, dlaczego Hitler nie czynił żadnych wysiłków, aby usunąć niejasności i rozstrzygnąć spory kompetencyjne występujące niemal we wszystkich dziedzinach administracji. Odpowiedź składa się ze splotu trzech czynników. Pierwszy z nich, sugerowany już wcześniej, to stosunek Hitlera do „ugody” z tradycyjnymi elitami, która według jego planów nie miała trwać wiecznie. Aby móc w każdej chwili ją zerwać, Hitler odmówił zgody na zastąpienie ustawy o uprawnieniach nadzwyczajnych nowym ładem konstytucyjnym, a dekretów specjalnych nowym kodeksem prawnym. Wolał utrzymywać płynność układu, gdyż to pozwalało mu na interweniowanie w wybranym przez siebie momencie i utrzymywanie starego aparatu biurokratycznego w niepewności co do swoich zamierzeń; a jednocześnie pozostawiało możliwość wykonania manewru oskrzydlającego przez doraźne powoływanie agend specjalnych do realizacji zadań, które uważał za wyjątkowo ważne. Drugim czynnikiem był sposób postrzegania przez Hitlera własnej pozycji i chęć jej utrzymania. Hitler, zgodnie z przytaczanym już cytatem z Nietzschego, uważał się za artystę-polityka, natchnionego przywódcę, który nadał kształt myślom i pragnieniom narodu, przekuwając je w wizję jego jedności i wielkości. Tego obrazu, do którego przywiązywał ogromną wagę, nie mógł narazić na zniszczenie przez zaangażowanie się w sprawy administracyjne, kłótnie i konflikty stanowiące nieodłączny element procesu sprawowania rządów Ten podział ról odpowiadał zarówno słabym, jak i mocnym stronom
politycznej osobowości Hitlera: z jednej, jego talentom mówcy i wirtuoza gry, który zawsze musi zachować dystans w stosunku do swojej publiczności; z drugiej, intuicyjnemu wyczuciu, że traci w sytuacjach, które zamiast monodramatycznych popisów i demonstracji siły woli wymagają dyskusji i cierpliwego poszukiwania rozwiązań. Skoro sam nie chciał pełnić obowiązków głównego administratora, pracę tę musieli wykonać inni. Hitler pogodził się z tą sytuacją i, co było nie do pomyślenia w wypadku Stalina, gotów był pozwolić innym nazistowskim przywódcom - Göringowi i Himmlerowi lub na przykład Goebbelsowi i Leyowi - stworzyć własne, zazdrośnie strzeżone imperia. Sam bronił swej pozycji rozdzielając zadania i dbając przy tym, by nie określać zbyt dokładnie ich granic i nie pozbawić się prawa do ich cofnięcia lub przydzielenia tego samego obszaru, bez uprzedniej konsultacji, innej osobie. Jego zwyczaj stosowania niedomówień, umożliwiających swobodną interpretację podjętych decyzji, a często powstrzymywanie się od ich podjęcia, podsycał rywalizację członków nazistowskiego kierownictwa. Dzięki temu Hitler mógł z łatwością wygrywać jednych przeciwko drugim i podtrzymywać ich zależność od niego. Trzecim z czynników była jego ograniczona wizja władzy i państwa. Jako polityk Hitler miał niewielu równych sobie, ale zupełnie nie rozumiał na czym polega rządzenie krajem. Kwestię władzy postrzegał wyłącznie w kategoriach osobistych. Jego niechęć budziła nie konkretna biurokracja i system prawny odziedziczony przez Niemcy, ale każda biurokracja i każde prawo. Odrzucał je jako ograniczenia przyznanego sobie prawa do nierozliczania się przed nikim, poza samym sobą, z użytku, jaki czynił z władzy. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że aby zapewnić efektywne zarządzanie nowoczesnym, skomplikowanym państwem, trzeba stworzyć klarowny i zinstytucjonalizowany system sprawowania władzy. Podobnie rzecz się miała z jego wizją państwa, które postrzegał przede wszystkim jako narzędzie walki z wrogami wewnętrznymi i zewnętrznymi. Wielokrotnie podkreślał, że państwo stanowi wyłącznie środek do osiągnięcia celu, a celem tym było zdobycie przestrzeni życiowej na Wschodzie i ochrona czystości rasy, łącznie z eliminacją Żydów: „Państwo to jedynie naczynie, którego zawartością jest rasa... Jedyne zadanie naczynia polega na zachowaniu i ochronie jego zawartości. W przeciwnym wypadku jest bezużyteczne”. Wszelkie inne funkcje państwa, tak jak pozostałe potrzeby zaspokajane przez gospodarkę, w zamyśle Hitlera miały sprowadzać się do ochrony reżimu nazistowskiego (przede wszystkim jego własnej pozycji) i przygotowań do wojny zaborczej - co stanowi klasyczny przykład programu większości ambitnych władców z wcześniejszych okresów historycznych. W latach trzydziestych Hitler zdołał uwierzyć i przekonać pozostałych nazistowskich przywódców, że taki program pozwoli rozwiązać wszystkie problemy Niemiec, podczas gdy w rzeczywistości przesuwał je tylko w bliżej nie określoną przyszłość. I żadna z jego ogólnikowych uwag na temat Wielkiej Rzeszy Niemieckiej nie wskazuje, aby kiedykolwiek rozumiał problemy związane z jej stworzeniem lub, zakładając, że wygrałby wojnę, że potrafiłby znaleźć inne ich rozwiązanie niż dalsza
improwizacja poparta użyciem siły. III Gospodarka niemiecka odbiega od opisanego powyżej schematu ukształtowanego w takich dziedzinach, jak rząd, administracja i prawo. Przejęcie władzy obudziło duże nadzieje tych grup w łonie partii nazistowskiej, które opowiadały się za programami radykalnych reform ekonomicznych, ale rozwiązanie NSBO (Organizacja Komórek Fabrycznych) oraz Związku Bojowego Rzemieślników zdecydowanie i ostatecznie rozwiało wszelkie złudzenia. W późniejszym okresie poczyniono skromne ustępstwa na rzecz grup reprezentujących interesy klasy średniej, między innymi ograniczając udział spółdzielni i wielkich domów towarowych w handlu detalicznym i pozwalając rzemieślnikom na reaktywowanie współczesnej wersji średniowiecznych organizacji cechowych, których członkostwo było obowiązkowe - a dostęp do nich ograniczony - dla wszystkich uprawiających dany fach. Jednak rzemiosło stanowiło zaledwie margines uprzemysłowionej gospodarki kraju i te gesty nie zakłóciły współpracy nowego reżimu z wielkim biznesem. Hitler nigdy nie wykazał zainteresowania żadną z inicjatyw dotyczących klasy średniej. Natomiast inaczej miała się rzecz z rolnictwem. Ze względu na ścisły związek z zagadnieniami rasy i planami osadnictwa na Wschodzie, a także ze względu na wysokie poparcie, jakie zdobyli naziści w regionach rolniczych, początkowo rolnictwo zajmowało uprzywilejowaną pozycję w stosunku do innych działów gospodarki. Tym bardziej uderzający staje się fakt, że gdy doszło do konfliktu pomiędzy ideologią a realiami ekonomicznymi, ustąpić musiała ideologia. Aby zapewnić chłopom poczucie bezpieczeństwa i powstrzymać ucieczkę ludności ze wsi, uchwalona 15 maja 1933 roku Erbhofgesetz (ustawa o gospodarstwach dziedzicznych) stworzyła kategorię gospodarstw rodzinnych, o wielkości od 7 do 10 hektarów, które były zabezpieczone przed bankructwem i nie mogły zostać sprzedane, oddane w zastaw hipoteczny ani podzielone pomiędzy spadkobierców. Mimo wielkiego nagłośnienia propagandowego do tej kategorii zaliczono nie więcej niż 35 procent gospodarstw czynnych produkcyjnie w roku 1933. Ustawa przewidywała rozszerzenie ich liczby w przyszłości, jednak wzrosła ona tylko w nieznacznym stopniu, i to z bardzo oczywistego powodu. Honorowy tytuł Bauera nadawany był wyłącznie właścicielom gospodarstw dziedzicznych, ale status społeczny i bezpieczeństwo ekonomiczne w niewielkim stopniu rekompensowały fakt, że rolnik zostawał przywiązany do ziemi, z którą nie miał prawa robić tego, na co miał ochotę. Następną innowacją było stworzenie we wrześniu 1933 roku Reichsnahrstandu (stanu żywicieli Rzeszy), powołanego pod podobnymi korporacyjnymi hasłami jak organizacje rzemieślników, ale w rzeczywistości stanowiącego narzędzie państwowej kontroli produkcji, sprzedaży, cen, a także importu produktów rolniczych. W początkach swego istnienia organizacja walczyła o wzrost cen płodów rolnych, ale w
roku 1935, kiedy tania żywność stała się podstawą utrzymania tempa wzrostu gospodarczego niezbędnego dla realizacji programu zbrojeń, jej rola się odwróciła. Utrzymując ceny na niskim poziomie, związek stał się narzędziem umożliwiającym przerzucenie środków z mniej wydajnego sektora rolniczego do bardziej wydajnego przemysłu. W rezultacie spadła opłacalność produkcji rolniczej, a zadłużenie gospodarstw, szczególnie małych i średnich, zaczęło wzrastać. Praca na roli oznaczała teraz większy wysiłek i mniejsze zarobki. Jedna z ankiet przeprowadzonych w roku 1940 informowała, że 65 procent gospodarstw nie posiadało wody bieżącej. Nic zatem dziwnego, że nasiliło się zjawisko ucieczki ludności ze wsi do miast, a siła robocza stała się na wsi towarem deficytowym. Mechanizacja, jedyna alternatywa dla pracy ludzkich rąk, pozostawała poza zasięgiem możliwości małych gospodarstw. W tych warunkach liczba nowych gospodarstw powstałych w okresie Trzeciej Rzeszy (trzeci punkt programu Darrego) tylko w niewielkim stopniu przewyższała liczbę powstałych w okresie Republiki Weimarskiej. Jak na ironię stosunkowo najlepiej prosperowały w tym czasie posiadłości junkierskie na wschód od Łaby, gdyż były wystarczająco wielkie, by z dobrym skutkiem wykorzystać subsydia rządowe przeznaczone na unowocześnienie metod uprawy. Rezultat końcowy wykazał jasno, że reżim, kierujący się względami ideologicznymi i z tych względów pragnący zapewnić rolnikom preferencyjne traktowanie, jakiego nigdy dotąd nie zaznali, okazał się bezsilny; nie potrafił ochronić ich przed naciskami ze strony innych działów gospodarki. Świat wielkich korporacji przemysłowych był równie obcy nazistom jak kręgi tradycyjnych niemieckich elit. Do współpracy z przemysłowcami skłoniły Hitlera te same pragmatyczne przesłanki, które kazały mu oprzeć się na dowództwie armii. Widział w tym jedyny sposób osiągnięcia swych najbliższych celów: dozbrojenia i, przy współpracy z przemysłowcami i finansistami, uzdrowienia gospodarki Niemiec. Tak jak udało mu się przełamać nieufność korpusu oficerskiego przez nadanie odbudowie potęgi militarnej państwa rangi naczelnego celu swej polityki, tak rezerwę przemysłowców przełamało rozbicie związków zawodowych i zniesienie układów zbiorowych, a niechęć bankierów zgoda na kontynuowanie konserwatywnej polityki fiskalnej. Przynajmniej do końca roku 1936 niemiecka gospodarka funkcjonowała w tej samej formie strukturalnej kapitalizmu przemysłowego co przed rokiem 1933. Nie ulega kwestii, że w pierwszych latach istnienia nowego reżimu nastąpiła poprawa stanu gospodarki. Największe wrażenie na opinii publicznej wywarły następujące dane: pomiędzy styczniem 1933 a lipcem 1935 roku liczba zatrudnionych wzrosła z 11,7 do 16,9 miliona (ponad 5 milionów nowych miejsc pracy), a liczba bezrobotnych spadła z 6 milionów do 1,8 miliona. Do roku 1936 w kraju o najwyższym wskaźniku bezrobocia w Europie (6 milionów) wystąpił niedobór siły roboczej. Można oczywiście wysunąć wiele zastrzeżeń do twierdzenia Hitlera, że był to cud gospodarczy, którego autorstwo należy przypisać wyłącznie nazistom. Ponieważ ożywienie objęło także inne kraje uprzemysłowione, sugeruje to, że w poprawie sytuacji gospodarczej Niemiec miało swój
udział przywrócenie normalnego rytmu funkcjonowania gospodarki światowej. Pierwsze oznaki końca wielkiego kryzysu pojawiły się jeszcze, zanim Hitler został kanclerzem. Wynegocjowanie porozumienia w sprawie zagranicznego zadłużenia Niemiec było zasługą rządu Brüninga, a zakończenie spłat reparacji zasługą von Papena. Wiele z przyjętych ustaw gospodarczych zostało opracowanych jeszcze za czasów Republiki Weimarskiej. Trudno więc twierdzić, że polityka gospodarcza była wyłącznym dziełem nazistów. Prawdą jest też, że wzrost gospodarki niemieckiej w okresie międzywojennym był wolniejszy od jej wzrostu w okresie przed rokiem 1913 i po roku 1950. Niemieckie odrodzenie gospodarcze było zdumiewające w porównaniu z innymi europejskimi krajami, ale tylko dlatego, że Niemcy zostały najbardziej dotknięte przez depresję i wychodzenie z kryzysu rozpoczęły ze znacznie niższego pułapu. Jeżeli porównać wyniki gospodarcze Niemiec z innymi krajami w dłuższym okresie, na przykład w latach 1913-1937/1938, to okaże się, że są gorsze nie tylko od wyników amerykańskich, ale także Szwecji, Wielkiej Brytanii i faszystowskich Włoch. Są to jednak bardzo uczone argumenty wysuwane ex post facto. Tymczasem ludzie wierzyli w to, co widzieli, a to, co widzieli (z wydatną pomocą nazistowskiej machiny propagandowej), oznaczało, że odkąd Hitler objął władzę, sytuacja ekonomiczna się poprawiła. W środowiskach historyków ekonomii nadal toczą się spory o relatywne znaczenie poszczególnych czynników, które przyczyniły się do odrodzenia niemieckiej gospodarki. Poza nie dającym się zmierzyć odrodzeniem wiary całego społeczeństwa, spowodowanym przeświadczeniem, że oto Niemcy znów mają rząd gotowy do podjęcia zdecydowanych działań, wymienia się jeszcze trzy ważne czynniki: planową politykę tworzenia miejsc pracy (w tym projekty budowy osiedli mieszkaniowych i autostrad), program zbrojeniowy oraz przedsięwzięcia podjęte w celu kontrolowania inflacji i wzrostu płac oraz cen. Znaczenie pierwszego z nich zostało chyba przecenione, gdyż plany dotyczące tworzenia nowych miejsc pracy zostały przygotowane, zanim Hitler doszedł do władzy. Chociaż w latach 1932-1935 rząd centralny przeznaczył na projekty budowlane i budowę dróg sumę 5,2 miliarda marek, jednak zostało to zrównoważone jednoczesnym obcięciem sporych wydatków z kas komunalnych, które finansowały tę działalność w latach dwudziestych. Na przykład ogólne sumy wydatkowane na budowę dróg w roku 1934 były niższe od nakładów w roku 1927, a poziom nakładów w budownictwie też pozostał niższy niż w okresie weimarskim. Dopiero po roku 1935 skierowano na budowę autostrad ogromne środki. Dziedziną, w której wydatki Trzeciej Rzeszy przewyższały wydatki Republiki Weimarskiej, były niewątpliwie zbrojenia. Jeszcze w roku 1928 Reichswehra rozpoczęła opracowywanie planu dla armii liczącej 16 dywizji. Pomiędzy tym rokiem a 1933 skontrolowano i umieszczono na liście 5 tysięcy zakładów przemysłowych uznanych za potencjalnie przydatne do produkcji zbrojeniowej. Pod rządami Hitlera wdrożono ten plan, a nawet znacznie go rozszerzono (postanowiono utworzyć 21 dywizji, a także lotnictwo, oraz powiększyć flotę). Zachowywana podówczas
tajemnica utrudnia dziś rozróżnienie między wydatkami wojskowymi a wydatkami na roboty publiczne, szczególnie we wcześniejszym okresie. Harold James podaje sumę 10,4 miliarda marek jako minimum tego, co wydano na zbrojenia do marca 1936 roku, co stanowi 5,2 procent dochodu narodowego brutto w okresie 1933-1935, czyli ponad dwukrotnie więcej niż wydano na stworzenie nowych miejsc pracy w sektorze publicznym. Wydatki te jednak, w odróżnieniu od budownictwa drogowego i mieszkalnego, oznaczały wzrost zamówień na prace inżynieryjne i wykwalifikowaną siłę roboczą, a zatem stanowiły jeden z poważniejszych bodźców stymulujących gospodarkę. Mimo kampanii propagandowej prowadzonej przez nazistów przeciwko republice, którą oskarżali, że zapewnia jedynie „pracę dla swoich chłopców”, okazało się, że największy wzrost wydatków w Niemczech nazistowskich nastąpił w administracji publicznej, o czym świadczy wzrost liczby etatów państwowej i partyjnej biurokracji. W porównaniu do 19,3 procent udziału w całości niemieckich wydatków inwestycyjnych w 1928 roku i 25,9 procent w 1932 nakłady te wzrosły do 35,7 procent w roku 1934. Istniała jednak pewna zasadnicza różnica: podczas gdy w latach republiki liczba zatrudnionych w administracji prawie się nie zwiększyła, to płace urzędnicze - dzięki walce związków zawodowych - tak. W państwie narodowosocjalistycznym liczebność biurokracji wzrastała bardzo szybko, natomiast płace utrzymano na poziomie najniższych stawek z okresu rządów Brüninga. Ta sama zasada dotyczyła wszystkich płac w kraju. Po zastąpieniu układów zbiorowych kontrolą państwa płace po roku 1932 prawie nie uległy zmianie, a ich udział w budżecie państwa spadł z 56 procent w roku 1933 do 53,3 procent w 1936 i 51,8 procent w 1939 roku. Jeżeli niskie płace doprowadzały do wybuchów niezadowolenia, jak działo się to na niektórych budowach, wzywano Gestapo. „Najważniejszym czynnikiem stabilizacji naszej waluty - oświadczył Hitler finansiście Hjalmarowi Schachtowi - jest obóz koncentracyjny”. To samo odnosiło się do cen. „Potrafię zapewnić stabilność cen - uspokajał Hitler Rauschninga. - Mam przecież SA. Biada temu, kto odważy się podnieść ceny! Nie potrzebujemy do tego prawa, wystarczy, jak załatwimy to przez partię”. Po doświadczeniach Republiki Weimarskiej Hitler uznawał kontrolę inflacji za jedno z najistotniejszych zagadnień i dlatego odmawiał zgody na dewaluację marki. W 1933 roku mianował Schachta, za którym nie przepadał, prezesem Banku Rzeszy, a w roku 1934 ministrem gospodarki, ponieważ uznał, że jest on osobą dającą najlepsze gwarancje, że inflacja się nie powtórzy. Polityka fiskalna pozostała bez zmian: reformę systemu podatkowego odłożono, a stawki podatków nie zmieniły się od czasów Brüninga. Nie podjęto próby ożywienia gospodarki przez ich redukcję. Deficyt budżetowy rósł, a budżet konsolidowano jedynie metodami konserwatywnymi. W latach 1933-1939 wpływy podatkowe i wpływy z sektora publicznego stanowiły 56 procent, a krótkoterminowe pożyczki zaledwie 12 procent budżetu. Posługując się metodą zastosowaną już przez rządy von Papena i von Schleichera, podstawą finansowania programu robót publicznych
uczyniono certyfikaty zwolnień od przyszłych podatków, które na bieżąco można było odsprzedać bankom. Podobną, jednocześnie zakamuflowaną, sztuczką posłużono się przy finansowaniu programu zbrojeń. Były nią tak zwane weksle MEFO. Akronim pochodził od nazwy Metallurgische Forschungsgesellschaft (Metalurgiczne Zakłady Badawcze), a niewinnie brzmiące z nazwy przedsiębiorstwo zostało powołane do wystawiania weksli firmom realizującym zamówienia rządowe. Ta „waluta” została wprowadzona przez Schachta w roku 1934 i tu także wykorzystano precedens z czasów Brüninga. Umożliwiła ona finansowanie wydatków publicznych, które w efekcie musiały wywołać tendencje inflacyjne. Te jednak wystąpiły dopiero w roku 1935, a wtedy Hitler mógł już twierdzić, że dotrzymał słowa i wyprowadził kraj z kryzysu. Problemy gospodarcze drugiej połowy lat trzydziestych wynikały już nie z braku możliwości zagospodarowania istniejących środków, lecz z braku tych środków. Wychodzenie z kryzysu wymagało, poza kontrolą płac i cen, objęcia kontrolą niemieckiego handlu zagranicznego i transakcji walutowych. Środki takie wprowadzono w roku 1931 jako niezbędną ochronę gospodarki przed skutkami światowej depresji. W latach 1933-1934 środki te okazały się nadal niezbędne, aby chronić odradzający się rynek wewnętrzny przed zalewem obcych towarów, przede wszystkim surowców, od których silnie uzależniony był niemiecki przemysł. Eksport był utrudniony z powodu załamania się rynku światowego, rozpowszechnienia praktyk protekcjonistycznych i zrezygnowania z dewaluacji marki po dewaluacji funta, co spowodowało znaczne jej przewartościowanie i wzmogło zainteresowanie rynkiem wewnętrznym. Rezultatem było poważne zachwianie równowagi w handlu zagranicznym, które osiągnęło stan krytyczny w czerwcu 1934 roku, kiedy rezerwy złota i walut obcych Banku Rzeszy spadły poniżej poziomu 100 milionów marek. Odpowiedzią Schachta, po objęciu obok funkcji prezesa Banku Rzeszy stanowiska ministra gospodarki, było wprowadzenie do nowego planu na rok 1934 rozbudowanego systemu mechanizmów kontrolnych. Jego najlepiej znanym elementem były dwustronne porozumienia handlowe, które do roku 1935 zawarto z trzydziestoma pięcioma krajami. Objęły one zasięgiem regulacji ponad połowę międzynarodowej wymiany towarowej Niemiec. Z każdym krajem ustalono odrębny kurs marki, a „wolny” handel został ograniczony do najpilniejszych transakcji importowych. Schacht okazał się mistrzem finansowych i fiskalnych manipulacji, niezbędnych do zapewnienia funkcjonowania takiego systemu zabezpieczeń, i z tego powodu uważał się za osobę niezastąpioną. Jednak system wymagał gotowości Niemiec do zaakceptowania niskiego poziomu konsumpcji - podstawowego warunku zachowania równowagi gospodarczej. Chociaż wielkie przedsiębiorstwa uznawały racje ekonomiczne, na jakich opierał się cały system, przedsiębiorców irytowały jego skomplikowane przepisy. Ale Hitler i nazistowskie kierownictwo rozumowało w kategoriach polityczno-ideologicznych, nie zaś ekonomicznych. Początkiem sporów, które wybuchły w roku 1936 i doprowadziły do dymisji Schachta oraz wprowadzenia planu czteroletniego, były niedobory
tłuszczów i mięsa występujące w końcu 1935 roku. Wszelkie braki żywności były traktowane bardzo poważnie przez reżim, a szczególnie przez Hitlera, ze względu na wpływ na morale społeczeństwa. Schacht obarczył winą za kryzys złe planowanie ministerstwa rolnictwa, domagając się, by polityka rolna powróciła w gestię ministerstwa gospodarki. Darre odpowiedział żądaniem dodatkowych dewiz na import żywności. I wtedy Hitler mianował Göringa rozjemcą w tym sporze. Ku powszechnemu zaskoczeniu Göring stanął po stronie Darrego przeciw Schachtowi. Za drobną zdawałoby się sprawą znalezienia waluty na zakup żywności kryła się kwestia znacznie bardziej poważna: jak zapewnić surowce i finanse na realizację programu zbrojeń. Po ożywieniu gospodarki, które rozwiązało problem bezrobocia, zbrojenia znalazły się na czele listy priorytetów Hitlera. Od nich zależało osiągnięcie pozostałych celów, toteż wprowadzeniu w życie programu zbrojeń nie mogły przeszkadzać żadne inne względy. W 1936 roku wyszło wszakże na jaw, że poglądu tego nie podziela ani Schacht, ani ministerstwo gospodarki, ani największe koncerny. Teraz, gdy w Niemczech zaczęto się zbliżać do stanu pełnego zatrudnienia przemysł oczekiwał powrotu do bardziej normalnych zasad funkcjonowania. Celem przemysłowców był dalszy rozwój gospodarczy i wzrost zysków - co w rezultacie miało doprowadzić do spadku wydatków rządowych i inwestycji - oraz ekspansja eksportu. Wzrost eksportu mógł zwiększyć podaż walut zagranicznych i umożliwić zniesienie systemu mechanizmów kontrolnych Schachta, uważanego już teraz za tymczasowy środek zaradczy przeciwko zagrożeniu, które zostało oddalone. Zamiast zaakceptować te cele, które oznaczałyby konieczność ograniczenia zbrojeń, Hitler zdecydował się na zwiększenie wydatków rządowych. Kosztem popytu konsumpcyjnego i handlu zagranicznego zostały one skierowane na rozwój infrastruktury przemysłowej, niezbędnej do kontynuacji programu militarnego. Rola eksportu sprowadzała się teraz do zapewnienia walut na zakup niezbędnych, deficytowych surowców strategicznych, takich jak ropa, ruda żelaza i kauczuk. Zachowano w mocy mechanizmy kontrolne w handlu zagranicznym i transakcjach walutowych, co więcej, wzmocniono je dodatkowo programem antyimportowym, który zakładał rozwój produkcji krajowej oraz szerokie zastosowanie syntetycznych substytutów, nawet jeżeli ich wytwarzanie było ekonomicznie nieopłacalne. Pamiętając doświadczenia lat 1914-1918, Hitler starał się uniezależnić gospodarkę od dostaw zagranicznych i ochronić ją przed skutkami ewentualnej blokady i wojny ekonomicznej, która tak ciężko dotknęła Niemcy w tamtym okresie. W kręgu Hitlera najzagorzalszym entuzjastą idei autarkicznych i samowystarczalności Niemiec był Wilhelm Keppler, który wstąpił do partii w późnych latach dwudziestych, a wywodził się z dość typowego dla zwolenników nazizmu środowiska drobnych przedsiębiorców - był właścicielem niewielkiej rodzinnej firmy chemicznej w południowozachodnich Niemczech. Na początku 1932 roku Keppler został mianowany doradcą Hitlera do spraw gospodarczych. Podobnie jak inni mianowani lub samozwańczy doradcy nie zdołał on przekonać Hitlera do swoich koncepcji ani zadzierzgnąć więzi z wielkim biznesem, w odróżnieniu jednak od
większości z nich udało mu się zachować stanowisko. I chociaż zły stan zdrowia uniemożliwił mu zastąpienie Schmitta na stanowisku ministra gospodarki, które objął Schacht, jego uparte opowiadanie się za koncepcją samowystarczalności niemieckiej gospodarki, a przeciwko rozwojowi handlu zagranicznego, przekonało najpierw Göringa i Himmlera, a następnie samego Hitlera do polityki autarkii. Kierunek ten korespondował z wrogością, która nadal „pokutowała” w szeregach partii nazistowskiej, wobec wielkiego biznesu i jego powiązań z kapitałem międzynarodowym i rynkiem światowym - terminy te należały do repertuaru zwrotów najczęściej używanych przez Schachta. Podczas gdy Schacht wyśmiewał „prymitywny” autarkizm, Hitler zadeklarował swoje poparcie dla tego kursu na zlocie partii w Norymberdze we wrześniu 1935 roku. Pierwsze miesiące roku 1936 przyniosły wybuch nowych konfliktów. Schacht oskarżył nazistowskich przywódców o ignorowanie przepisów regulacyjnych i pogłębianie w ten sposób trudności z podażą obcych walut. Już wcześniej narodził się pomysł, aby powołać kogoś na stanowisko szefa komisji specjalnej, która zbadałaby problemy rynku walutowego i importu surowców. Wybór Hitlera padł na Göringa. Jego kandydatura została zaakceptowana bez przeszkód, gdyż sam Schacht i minister obrony, generał von Blomberg, rekomendowali go na to stanowisko. Było to o tyle zaskakujące, że Göring otwarcie przyznawał, iż o ekonomii nie ma najmniejszego pojęcia. Ale właśnie to skłoniło Schachta i Blomberga do jego wytypowania, sądzili bowiem, że kandydatura człowieka posiadającego szerokie koneksje w świecie biznesu i polityki, a jednocześnie ograniczoną znajomość merytorycznych szczegółów, z jednej strony usatysfakcjonuje partię, z drugiej pozostawi decyzje w rękach ministrów i ich ekspertów, czyniąc Göringa figurantem. Dzięki ogładzie wychowanka korpusu oficerskiego, sławie asa lotnictwa myśliwskiego i pewności, z jaką poruszał się w towarzystwie, Göring był jednym z nielicznych przywódców nazistowskich, którzy bez skrępowania i obawy o kompromitację mogli pokazywać się w najwyższych kręgach niemieckiej elity. Nigdy też nie piastował wyższych urzędów partyjnych. Dla Hitlera jego walorem była pozycja towarzyska i budząca podziw osobowość, ułatwiająca mu spełnianie funkcji łącznika w kontaktach z konserwatywnym establishmentem. W rezultacie w kręgach tych przylgnęła doń opinia - i nie zamierzał robić nic, aby ją zmienić - polityka umiarkowanego, człowieka z którym oficerowie i biznesmeni, w tym Schacht, czuli się znacznie swobodniej niż w obecności Hitlera. Sądzili też, że może on użyć swych wpływów i skłonić Hitlera do utrzymania odnowionej w roku 1934 „ugody” z tradycyjną klasą rządzącą. Trudno o większą pomyłkę w ocenie. Göring był nie tylko lojalny wobec Hitlera, ale też od niego zależny, w pełni akceptował jego rolę natchnionego przywódcy i przyswoił sobie radykalny, rasistowski Weltanschauung Führera. Dodatkowo pod maską żywiołowego ekstrawertyka skrywał się pozbawiony wszelkich skrupułów intrygant, który mógł chwalić się swoją ignorancją w dziedzinie ekonomii, ale nigdy nie odkrył przed otoczeniem wrodzonego sprytu politycznego,
niepohamowanej ambicji i bezwzględności wobec tych, którzy stawali na jego drodze. Göring nie zdążył jeszcze znaleźć stanowiska rekompensującego utracone w Prusach wpływowe pozycje, kiedy zaoferowano mu szansę opanowania jednej z kluczowych dziedzin, której, jak dotąd, nie zdołał spenetrować żaden z przywódców nazistowskich. A że posiadał wszystkie niezbędne cechy osobowości, aby w pełni wykorzystać nadarzającą się okazję, przyjął propozycję niezwykle ochoczo. Swoje intencje odkrył już na pierwszym posiedzeniu komisji, kiedy oświadczył, że nie „kieruje żadną komisją dochodzeniową, a ma zamiar przejąć odpowiedzialność za wprowadzane niezbędne środki kontrolne”. Kiedy Schacht, uświadamiając sobie popełniony wspólnie z von Blombergiem błąd, wezwał gabinet do kontynuowania umiarkowanej polityki, zapewniającej „stabilną i dobrze prosperującą gospodarkę [...] oraz do zaniechania wcielania w życie innych irracjonalnych pomysłów i celów narzucanych przez partię”, Göring odrzucił ten apel. Jego własna wersja celów, które powinny przyświecać polityce gospodarczej, była echem koncepcji Hitlera: „Z politycznego punktu widzenia niezbędne jest utrzymanie stałego tempa zbrojeń”. Drugim motywem działania Göringa była jego ambicja stworzenia najpotężniejszego na świecie lotnictwa bojowego. Od dnia w którym Hitler objął władzę, nadał mu tytuł komisarza lotnictwa Rzeszy i wprowadził do rządu jako ministra bez teki, Göring wywierał naciski i intrygował, aby przejąć departament lotnictwa utworzony w ministerstwie obrony w celu wdrożenia programu tajnych zbrojeń lotniczych. Następnie, kiedy to osiągnął, czynił wszystko, aby powołać niezależny urząd, który by zorganizował i uzbroił lotnictwo poza ramami ministerstwa obrony i Wehrmachtu. W kwietniu l936 roku, gdy już otrzymał nominację na szefa komisji „badającej” sprawę rynku surowcowego, Göring storpedował ostatnią próbę podjętą przez von Blomberga, aby utrzymać jedność sił zbrojnych i zachować równowagę w programie zbrojeń. Tworzenie lotnictwa wojskowego praktycznie od podstaw uwzględniając spore wydatki na budowę lotnisk i kosztowne technologie musiało stanowić poważne obciążenie dla budżetu. W dodatku Göringowi jeszcze w 1935 roku udało się skłonić Hitlera do wyrażenia zgody na podwojenie początkowo zakładanej siły lotnictwa, choć Schacht, von Blomberg i minister finansów starali się go przed tym powstrzymać. Jeżeli Göring, wkraczając do sfery ekonomii, potrafiłby ją opanować, wtedy mógłby żądać i otrzymać praktycznie wszystko, nie tylko na potrzeby zbrojeń ogólnych, ale też na potrzeby rodzaju sił zbrojnych, z którym się identyfikował. I nie zawiódł się w swoich nadziejach. Ogólna suma niemieckich wydatków zbrojeniowych wzrosła z 1953 miliardów marek w okresie 1934-1935 do 8273 miliardów w latach 1937-1938, z czego udział Luftwaffe w czterokrotnie zwiększonym budżecie wzrósł odpowiednio z 32,9 do 39,4 procent. W tym momencie cała batalia była jeszcze do rozegrania, ale perspektywa złamania kontroli ekspertów nad gospodarką oraz monopolistycznej pozycji Wehrmachtu w kwestiach dotyczących programu zbrojeń i sił zbrojnych wyjaśnia motywy Göringa, jakimi się kierował
rozbudowując swój gospodarczy przyczółek, oraz poparcie Hitlera na jakie mógł liczyć w tych działaniach. Tymczasem kolejne błyskotliwe posunięcie Hitlera którego dokonał nie licząc się z opinią generałów remilitaryzacja Nadrenii (w marcu 1936) - wzmocniło wiarę Führera we własne siły i jego niechęć do konserwatywnego dowództwa armii i ekonomistów. Na dłuższą metę nominacja Göringa okazała się katastrofą zarówno dla gospodarki, jak i Luftwaffe, ale w najbliższym czasie zagwarantowała Hitlerowi realizację trzech priorytetów: upolitycznienia kierowania gospodarką, przygotowania jej do przekształcenia w gospodarkę wojenną oraz rozpoczęcia nazyfikacji sił zbrojnych. Spośród trzech rodzajów sił zbrojnych lotnictwo było najmłodszym i otoczonym największym mirem. Będąc entuzjastą techniki wojskowej, Hitler gotów był wierzyć zapewnieniom Göringa, że siły powietrzne staną się decydującą bronią w następnej wojnie. Cieszyła go też możliwość skruszenia monolitu pruskiej tradycji wojskowej i stworzenia etosu Luftwaffe (podobnie jak w późniejszym okresie Waffen SS), znacznie bliższego etosowi narodowego socjalizmu. Wzrostowi pozycji Göringa przeciwstawiali się zarówno Schacht, jak i dowódcy armii, ale czynili to z odmiennych pozycji. Schacht malował w czarnych barwach niebezpieczeństwo wystąpienia inflacji oraz przeszkód, na jakie natrafi gospodarka niemiecka w dziedzinie eksportu, imporcie żywności oraz surowców strategicznych, jeśli Göring będzie się upierał przy tak wysokim poziomie zbrojeń. Armia natomiast popierała zbrojenia, ale chciała ograniczyć rolę Göringa i utrzymać całość przygotowań wojennych w gestii ministerstwa obrony. Dzięki podsłuchom zakładanym przez Forschungsamt Göring mógł na bieżąco informować Hitlera o posunięciach opozycji. Tego lata spędzili razem sporo czasu i w sierpniu, w Obersalzbergu, Hitler przygotował memorandum, będące podstawą przyszłego planu czteroletniego. Wraz z wybuchem wojny domowej w Hiszpanii, Hitler upoważnił Göringa do utworzenia w Sewilli misji, znanej pod nazwą Hisma-Rowak, której zadaniem była organizacja stosunków gospodarczych z nacjonalistyczną Hiszpanią Franco i zapewnienie Niemcom dostępu do hiszpańskich złóż rudy żelaza. Teraz Hitler gotów był powierzyć Göringowi realizację nowego planu i jednocześnie, w charakterystyczny dla siebie sposób, pozostawić mu do rozwiązania kwestię podziału kompetencji z Schachtem i von Blombergiem, co więcej niż ucieszyło Göringa. 4 września Göring poinformował gabinet o otrzymanym zadaniu i odczytał ministrom memorandum Hitlera, które przyznawało priorytet programowi zbrojeń i osiągnięciu samowystarczalności. Sam Göring dodał: „Wszystkie środki należy podejmować tak, jakbyśmy stali w obliczu mobilizacji”. Dekret, zezwalający Göringowi na wcielanie w życie własnych dekretów oraz na „wydawanie instrukcji wszystkim organom władzy”, został opublikowany 18 października, a dziesięć dni później Göring zwrócił się do wiwatującego tłumu nazistów w berlińskim Sportpalast: „Führer powierzył mi trudny urząd... Obejmuję go nie jako specjalista.
Führer wybrał mnie tylko i wyłącznie dlatego, że jestem narodowym socjalistą. Staję przed wami i przyrzekam, że spełnię swój obowiązek narodowosocjalistycznego bojownika jako przedstawiciel Führera i jako przedstawiciel partii nazistowskiej”. IV Wprowadzenie planu czteroletniego oznaczało znacznie więcej niż tylko zmianę polityki ekonomicznej: oznaczało także zmianę układu sił w niemieckim rządzie. Fakt, iż ster niemieckiej gospodarki i kontrola nad programem zbrojeń znalazły się nie w rękach finansisty, przemysłowca czy reprezentanta armii, lecz samozwańczego Alte Kampfera, stanowił potwierdzenie, że warunki dotychczasowego sojuszu nazistowskiego przywódcy z tradycyjnymi niemieckimi elitami, odnowionego w roku 1934, zostały zmienione. Co więcej, doszło do tego nie na drodze porozumienia, lecz na skutek akcji Hitlera, podjętej bez żadnej uprzedniej konsultacji. Nową sytuację najlepiej ilustruje sposób, w jaki Hitler potraktował memorandum przesłane na jego ręce, w lutym 1937 roku, przez von Blomberga, memorandum, zawierające ocenę planu czteroletniego sporządzoną przez koła wojskowe. Armia domagała się w nim przyjęcia trzech warunków. Jako minister obrony von Blomberg byłby odpowiedzialny za przygotowania wojenne i kierowanie gospodarką wojenną; Schacht, a nie Göring, miał kierować gospodarką kraju w czasie pokoju; w wypadku wybuchu wojny urząd Göringa miał ulec likwidacji, a w okresie pokoju jego kompetencje winny być ograniczone do kilku określonych grup surowców i powinien podlegać kontroli ministerstwa obrony. Jeżeli powyższe warunki nie zostałyby spełnione, armia oświadczała że nie widzi możliwości współpracy z Göringiem. Hitler nie odpowiedział na memorandum, a Göringowi polecił, aby kontynuował działalność. Po raz pierwszy w historii Niemiec veto armii nie przyniosło żadnego rezultatu. Natomiast w swoim własnym memorandum - które według Speera zostało sporządzone tylko w trzech egzemplarzach i którego tekst pozostał do końca tajemnicą - Hitler nie tylko potwierdził przesunięcia w układzie politycznym, ale coś znacznie więcej - stałość swych przekonań o nieuchronnym wybuchu wojny. Co prawda, Hitler zdecydował się położyć akcent raczej na zagrożenie Niemiec, niż na perspektywę zabezpieczenia ich przyszłości, ale podstawowa przesłanka pozostała ta sama co w Mein Kampf („historyczna walka narodów o przetrwanie”), a zagrożenie i szansa (obie strony medalu), również jak poprzednio, lokowane były na wschodzie. „Od czasów rewolucji francuskiej świat zmierzał w kierunku nowego konfliktu, którego najbardziej ekstremalnym rozwiązaniem jest bolszewizm, a istotą i celem bolszewizmu jest eliminacja dotychczasowej warstwy przywódczej ludzkości i zastąpienie jej rządami światowego żydostwa. Żaden naród nie będzie mógł uniknąć ani pozostać na uboczu tego historycznego konfliktu. Odkąd marksizm, zwyciężając w Rosji, ustanowił
jako bazę dla swoich przyszłych działań jedno z najpotężniejszych mocarstw, kwestia ta nabrała wymiaru istotnego niebezpieczeństwa”. Tylko Niemcy były w stanie przeciwstawić się i obronić pozostałą część Europy przed katastrofą, jaką miało być zwycięstwo bolszewizmu. „Dlatego też rozwój naszego potencjału wojskowego nigdy nie będzie zbyt wystarczający, a jego tempo zbyt wielkie. Wszystkie inne potrzeby, bez żadnego wyjątku, muszą zostać uznane za wtórne w stosunku do tego zadania. [...] Ministerstwo gospodarki jedynie wyznacza narodowe cele gospodarcze, ale odpowiedzialność za ich wykonanie spada na przemysł prywatny. Jeżeli jednak przemysł prywatny nie czuje się zdolny podołać tym zadaniom, wtedy państwo narodowosocjalistyczne znajdzie sposób na rozwiązanie tego problemu o własnych siłach... Albo niemiecki biznes potrafi sprostać nowym zadaniom ekonomicznym, albo okaże się niezdolny do przetrwania w tej epoce, w której państwo sowieckie wdraża właśnie gigantyczny plan. Nie będzie to jednak oznaczało końca Niemiec, a co najwyżej koniec kilku przemysłowców”. Hitler ponownie podkreślił, że ostateczne rozwiązanie problemów gospodarczych kraju leży w poszerzeniu przestrzeni życiowej narodu, ale w okresie przejściowym wszystkie działania muszą być podporządkowane przygotowaniom do wojny. „Wyznaczam zatem następujące cele: 1. Niemieckie siły zbrojne muszą osiągnąć zdolność operacyjną w ciągu czterech lat. 2. Niemiecka gospodarka musi zostać przygotowana do wojny w ciągu czterech lat”. Przedstawiając memorandum gabinetowi, Göring przypomniał swoje słowa z roku 1934: „Memorandum wychodzi z podstawowego założenia, że konfrontacja ze Związkiem Radzieckim jest nieunikniona. To, czego dokonali Rosjanie w dziele odbudowy, my też możemy osiągnąć”. Najwyraźniej realizacja stalinowskiej pięciolatki w ciągu czterech lat wywarła głębokie wrażenie zarówno na Hitlerze, jak i na Göringu. To jednak, co nastąpiło w Niemczech, w niewielkim stopniu przypominało prostą nacjonalizację własności kapitalistycznej, którą przeprowadzono wcześniej w ZSRR. Najlepiej opisującym to terminem jest „zdezorganizowany kapitalizm”, stanowiący gospodarczy odpowiednik „chaosu administracyjnego” w aparacie państwowym. Jego źródła były wciąż te same - uchylanie się Hitlera od jasnego sprecyzowania kompetencji. Otwierało to drogę taktyce penetracji i aneksji, stosowanej przez Göringa i Himmlera do wdrażania nazistowskiej „rewolucji na raty”, odpowiednika stalinowskiego „dawkowania”. W wypadku Göringa taktyka ta doprowadziła do konfliktów z ministerstwami, przemysłem, armią i partią. Jego kartą atutową - której nigdy nie ukrywał - była pewność, że ma za sobą poparcie Hitlera. Tam, gdzie nie mógł na nie liczyć, okazywało się, że może ponieść porażkę - jak podczas próby zastąpienia Blomberga na stanowisku ministra obrony. Ale Göring posiadał dar wyszukiwania najbardziej obiecujących sfer, w których należało wywierać naciski, a także, jak to już udowodnił wcześniej
w Prusach, obezwładniania przeciwników nieprzestrzeganiem żadnych zasad i konwencji oraz innych tradycyjnych reguł sprawowania władzy. Nigdy nie wypuszczał inicjatywy z rąk i pierwszą oznaką jego intencji, jaka docierała do zainteresowanego ministra lub przemysłowca, była zawsze informacja, że odpowiedni dekret, usuwający część dawniej przyznanych mu kompetencji lub praw, został właśnie wydany bez uprzedniej konsultacji. W ciągu roku 1937 zakres działań planu czteroletniego rozszerzył się na handel, transport, a także na politykę inwestycyjną. Kiedy armia chciała zwiększyć swój budżet, von Blomberg musiał zwracać się do Göringa, a nie do Schachta. Zaostrzono kontrolę nad rynkiem kapitałowym i emisją akcji, a Göring uzyskał pełnomocnictwa do zajęcia kont dewizowych obywateli niemieckich i przymusowej wymiany walut na marki. W celu przyspieszenia ambitnego programu produkcji syntetycznych substytutów oraz innych surowców uzyskał dalszy wpływ na rozdział siły roboczej i innych zasobów gospodarczych. W momencie kiedy stało się jasne, że Hitler opowiada się po stronie Göringa, a nie Schachta zaczął działać dodatkowy mechanizm przyciągający - „magnes” władzy. Coraz więcej urzędów i zakładów przemysłowych, które dotąd starały się postępować według wytycznych ministerstwa Schachta zaczęło zwracać się ku organizacji Göringa. W rezultacie, jak obliczono, prawie dwie trzecie niemieckich funduszy inwestycyjnych w latach 1937-1938 rozdysponowano za pośrednictwem planu czteroletniego ministerstwa lotnictwa lub poprzez inne urzędy pozostające pod kontrolą Göringa22. W lipcu 1937 roku armia skłoniła jednak Hitlera, by zaproponował obu politykom zakończenie sporu jurysdykcyjnego. Göring zignorował tę propozycję, w związku z czym Schacht zawiesił pełnienie swych funkcji pełnomocnika do spraw gospodarki wojennej, a później ministra gospodarki. Wywołało to taki sam efekt jak uprzednio proponowana ugoda. Schacht twierdził, że Göring, w obecności Hitlera, miał mu powiedzieć: „Ale to ja będę panu wydawał instrukcje”, na co on odparł: „Nie mnie mojemu następcy, być może”. Ostatecznie w listopadzie 1937 roku Hitler przyjął rezygnację Schachta jako część szerszej wymiany konserwatywnej obsady dowództwa armii i ministerstwa spraw zagranicznych. Jak utrzymywał Schacht, pierwszą czynnością Göringa po wprowadzeniu się do gabinetu byłego ministra było podniesienie słuchawki telefonu i tryumfalne oświadczenie: „Siedzę teraz w pana fotelu”. Do tego czasu Göring zdołał przekształcić plan czteroletni w alternatywny ośrodek władzy gospodarczej, i to nie przez usunięcie istniejącej dotąd struktury (jak miało to miejsce w Związku Radzieckim), lecz za pomocą płynnego procesu przechwytywania uprawnień i inicjatywy. Schacht został pokonany nie tylko jako polityk, ale dodatkowo zdyskredytowany jako zły prognostyk, bowiem jego katastroficzne przepowiednie, ostrzegające przed skutkami tak szerokiego programu zbrojeniowego, okazały się nietrafne. Rządowe wydatki, fundusz inwestycyjny i zadłużenie rosły przez cały okres 1935-1938. W roku 1938 eksport nie przewyższał poziomu z roku 1932, a rezerwy złota i walut zagranicznych stopniały do jednej siódmej stanu z roku 1933. Mimo to
opinia wygłoszona przez Göringa na posiedzeniu rady ministrów w maju 1936 roku okazała się bardziej trafna od przewidywań Schachta: „Posunięcia, które w państwie o ustroju parlamentarnym prawdopodobnie wywołałyby inflację, nie powodują tych samych skutków w państwie totalitarnym”. Inflacja nie wystąpiła, a przy rządowej kontroli systemu przepływu kapitału nie było problemu ze zwiększeniem sumy pożyczek z 3,1 miliarda marek w 1937 roku do 7,7 miliarda w roku 1938. Polityczny sukces Göringa ułatwił mu pozyskanie odpowiednich kadr administracyjnych, bez których plan czteroletni pozostałby jedynie na papierze. Göring był zainteresowany osobiście obsadą stanowisk także w aparacie administracyjnym, gdyż chodziło mu o to, by stale powiększać zakres swoich wpływów i ogarniać zasięgiem swej sieci coraz to nowe ministerstwa oraz sektory gospodarki. Jednym ze sposobów było powierzanie najważniejszych stanowisk planu czteroletniego ludziom piastującym funkcje sekretarzy stanu w ministerstwach ekonomicznych. I tak, na przykład, minister rolnictwa, Darre, spostrzegł, że nagle zaczyna tracić wpływy na rzecz swego ambitnego sekretarza stanu, Herberta Backego, który mianowany został dyrektorem produkcji rolniczej - jednego z siedmiu działów planu czteroletniego. Jako dyrektor podlegający bezpośrednio Göringowi, Backe zarządzał ministerstwem rolnictwa i żywności zgodnie z jego życzeniami. Göring dbał o zachowanie dobrych stosunków z Himmlerem i Goebbelsem, ale inni nazistowscy przywódcy (szczególnie Hess i Ribbentrop) zazdrościli mu jego bliskich kontaktów z Hitlerem i popularności, o którą szczególnie starannie zabiegał. Dlatego, między innymi, zdecydował się zatrudnić wielu partyjnych weteranów, gorących zwolenników autarkii oraz nazistowskich koncepcji gospodarczych, „imperium stworzonego na bazie drobnego przedsiębiorcy i koszar”. Wszyscy nominowani wywodzili się z małych prowincjonalnych firm, często rodzinnych, i byli zagorzałymi nazistami. Zupełnie inną nominacją było zaangażowanie na stanowisko szefa wydziału badawczo-rozwojowego Carla Kraucha, jednego z najzdolniejszych chemików I.G. Farben. Powierzono mu zadanie doprowadzenia do samowystarczalności Rzeszy w dziedzinie produkcji dwudziestu pięciu do trzydziestu podstawowych produktów, w tym tekstyliów, gumy, ropy, miedzi, tłuszczy, pasz i fosforanów. W ten sposób narodziła się więź między planem a największym koncernem przemysłowym Europy. Dzięki niej I.G. Farben przekształciła się z obiektu nazistowskich ataków - uważano ją za twierdzę „międzynarodowego kapitału żydowskiego” (w radach nadzorczych różnego szczebla koncern zatrudniał dziesięciu Żydów) - w firmę do tego stopnia identyfikowana z reżimem (min. zbudowała i eksploatowała fabrykę w Oświęcimiu), że po wojnie pozostali przy życiu członkowie jej zarządu zostali postawieni przed sądem jako zbrodniarze wojenni. Pomiędzy rokiem 1936 a 1939 mechanizmy kontrolne, jakim podlegał niemiecki biznes, zostały rozciągnięte na sferę importu i obrotu walutowego, przydziału surowców, struktury zatrudnienia, cen, płac, zysków i inwestycji. Stopień ich oddziaływania był zmienny w różnych sektorach gospodarki, ale podlegały im tak przemysł, jak i rolnictwo,
bowiem do zadań planu należała między innymi produkcja i dystrybucja traktorów oraz nawozów sztucznych. Biznes nadal pozostał w rękach prywatnych właścicieli lub spółek, ale obecnie to rząd, za pośrednictwem planu czteroletniego, w dużej mierze decydował, co przedsiębiorstwa mają produkować, ile wolno im zainwestować, gdzie powinny być lokalizowane nowe fabryki, na jakie surowce mogą liczyć, które ceny trzeba zmienić, jakie pensje należy płacić, ile wolno przedsiębiorstwu zarobić i jak ten zysk zużytkować (po zapłaceniu podwyższonych podatków) na obowiązkowe reinwestycje we własnym zakładzie bądź na wykup obligacji rządowych. Göring uzupełnił istniejący system mechanizmów kontrolnych, mianując dodatkowo pełnomocników w tych gałęziach przemysłu, które miały zasadnicze znaczenie dla programu zbrojeń: w hutnictwie i metalurgii, w przemysłach wydobycia i przetwórstwa ropy, narzędziowym i maszynowym, w budownictwie (Fritz Todt), w przemyśle włókienniczym i samochodowym. Do zadań pełnomocników należało czuwanie nad realizacją wytycznych oraz planów produkcyjnych, a także wywieranie nacisku na producentów, by racjonalizowali i standaryzowali metody produkcji - „jak największa produkcja, jak najmniej surowców”. Mimo tryumfalnej wrzawy propagandowej wyniki były bardzo różne. O ile I.G. Farben stanowiły przykład udanej współpracy przemysłu z planem, o tyle przykładem braku woli takiej współpracy był przemysł węglowy, hutniczy i metalurgiczny Zagłębia Ruhry. To Keynes jako pierwszy stwierdził, że „cesarstwo niemieckie powstało raczej z węgla i żelaza., niż z krwi i żelaza”. Zagłębie Ruhry, które stworzyło takie ciała jak Reńsko-Westfalski Syndykat Węglowy, powołany w roku 1893 i uznawany za pierwszy współczesny kartel przemysłowy, od dawna stanowiło potężną siłę nie tylko w ekonomii, lecz i w niemieckiej polityce. „Węgiel poruszał wszystko, a kiedy węgiel stawał się zbyt drogi, nie można było nic sprzedać”. Oba rządy, cesarski i republikański, nauczyły się szanować potęgę syndykatu, a Francuzi musieli się wycofać z okupacji Zagłębia Ruhry, kiedy w 1923 roku powstrzymywanie dostaw węgla zagroziło załamaniem wartości franka. Na wstępie trzeba zaznaczyć, że przemysłowcy Zagłębia Ruhry byli życzliwie nastawieni do rządu nazistowskiego. Konflikt, do jakiego doszło, miał charakter ekonomiczny, a nie polityczny. Przemysł węglowy na całym świecie na początku lat dwudziestych wszedł w fazę długotrwałego kryzysu wywołanego wzrostem kosztów, nadprodukcją a przede wszystkim konkurencją ze strony nowych źródeł energii. To doświadczenie uczyniło władców westfalskiego węgla niezwykle konserwatywnymi; opierali się wszelkim naciskom mającym na celu zwiększenie wydajności ich kopalń lub podniesienie produkcji oraz próbom nakłonienia ich do współpracy w ramach programu wytwarzania paliw sztucznych, sprzeciwiali się też nieopłacalnemu z ekonomicznego punktu widzenia eksploatowaniu niskogatunkowych niemieckich złóż rud żelaza. W początkowym okresie wychodzenia z kryzysu wydobycie węgla w Zagłębiu Ruhry (stanowiące trzy czwarte produkcji krajowej) wzrosło do poziomu z roku 1929, a w roku 1937, zaktywizowane polepszającą się sytuacją w przemyśle Saary, nawet lekko go przekroczyło. Swój szczyt, 130 milionów ton, osiągnęło w
roku 1939. Takiego wyniku nie udało się już później powtórzyć. Było to jednak grubo poniżej poziomu niezbędnego z punktu widzenia programu zbrojeń. Eksperci przemysłu węglowego oceniali roczny niedobór na 7,5 do 11,5 miliona ton. Hitler, w przypływie irytacji, podał liczbę (w styczniu 1937) 20-30 milionów ton. Pomijając dokładność tych szacunków, faktem jest, że niedobory węgla występowały przez cały okres 1937-1945. Dopóki gospodarką zarządzał Schacht, bronił on prawa przemysłowców Zagłębia Ruhry do podejmowania samodzielnych decyzji zgodnych z ich interesami: „państwo nie powinno zarządzać samo przemysłem i pozbawiać samodzielności przedsiębiorstw prywatnych”. Göring natomiast twierdził, że Zagłębie Ruhry, tak jak pozostały przemysł niemiecki, powinno podporządkować swe prywatne korzyści nadrzędnemu interesowi narodowemu, i podkreślał, że Niemcy są uzależnione od zagranicznych źródeł rudy żelaza (szwedzkiej, francuskiej, hiszpańskiej i innych), a w związku z tym znacznie mniej samowystarczalne niż w roku 1914, co było porównaniem często wykorzystywanym przez Hitlera. Z 21 milionów ton surówki wyprodukowanej w 1935 roku tylko jedna czwarta pochodziła z krajowej rudy żelaza i Göring domagał się od potentatów zagłębia, by rozpoczęli eksploatację niskogatunkowych złóż w centralnej i południowej części kraju. Kiedy odmówili, oświadczył, że „państwo musi wkroczyć tam, gdzie przemysł prywatny okazał się niezdolny do działania”. Latem 1937 roku Göring ogłosił, zaaprobowany przez Hitlera, plan budowy kompleksu przemysłowego (pod nazwą Hermann Göring Reichswerke), który miał zająć się wydobyciem i hutnictwem rudy żelaza pochodzącej z niskogatunkowych złóż Salzgitter w Brunszwiku. Kiedy wielcy producenci żelaza i stali przedstawili memorandum odrzucające autarkiczną politykę Göringa, ten zagroził aresztowaniem ich jako sabotażystów i zmusił prywatne przedsiębiorstwa do zainwestowania własnych środków w państwowego konkurenta, który w zamyśle Göringa miał stanowić ich przeciwwagę. Jednocześnie, aby nie dopuścić do powstania jednolitego frontu opozycji, Kruppowi zaoferowano duży kontrakt zbrojeniowy. To właśnie ten konflikt i porażka „Ruhry” ostatecznie podkopała pozycję Schachta i doprowadziła do jego rezygnacji. Utworzenie Hermann Göring Reichswerke oznaczało dalsze przesunięcie w układzie sił w dziedzinie zarządzania gospodarką, który już wcześniej, przez wdrożenie planu czteroletniego, przechylił się na korzyść państwa. Decyzja o budowie nowego kompleksu przemysłowego umożliwiała bowiem państwu Führera nie tylko przejście ze stadium kontroli nad gospodarką do bezpośredniej własności i zarządzania środkami produkcji, ale na dodatek, kiedy Göring postanowił błyskawicznie rozwinąć zakłady, Hitler wyraził zgodę, aby uczynić je „fundamentem niemieckich zbrojeń i głównym dostawcą dla przemysłu zbrojeniowego w czasie pokoju i wojny”. W początkach roku 1938 Göring zaaprobował przeznaczenie zwiększonych funduszy na rozbudowę kompleksu, podnosząc jego kapitał z 5 milionów do 400 milionów marek. Zdaniem Göringa Reichswerke miały być politycznym i ekonomicznym instrumentem, który nie tylko przyspieszy proces niemieckich zbrojeń, ale pozwoli obejść konflikt interesów, do jakiego doszło pomiędzy państwem
Führera a korporacjami przemysłowymi na tle utworzenia alternatywnego systemu gospodarki, będącej odpowiednikiem części „prerogatywnej” dualistycznego państwa Frankela. Drugi z tych celów znalazł odzwierciedlenie w zasadniczej roli, jaką w zarządzaniu Reichswerke powierzono ludziom od dawna związanym z partią i z nazistowskimi, populistycznymi koncepcjami gospodarczymi. Ich dyrektor, Paul Pleiger, były właściciel małej stalowni, należał do zdeklarowanych wrogów wielkiego kapitału. Jeden z jego najbliższych współpracowników, Wilhelm Meinberg, w latach dwudziestych zaliczał się do przywódców nazistowskiego ruchu chłopskiego. Inny z dyrektorów, Klagges, stary towarzysz partyjny, był kiedyś nauczycielem szkoły podstawowej. Göring dbał o rozbudowę zakładów, które uważał za pomnik wystawiony ku czci własnej i chwale ruchu nazistowskiego, i przekazywał im wszystkie zasoby gospodarcze, na jakich zdołał położyć rękę. Wśród nich znalazły się poddane procesowi „aryzacji” przedsiębiorstwa żydowskie, skonfiskowane w grudniu 1939 roku udziały Thyssena w przemyśle węglowym Zagłębia Ruhry, zakłady zbrojeniowe Rheinmetall Borsig i większa część potencjału przemysłowego zagarniętego w Austrii i Czechosłowacji. Jeszcze przed wybuchem wojny Reichswerke wyprzedziły I.G. Farben, stając się największym koncernem Europy, i znalazły się na najlepszej drodze, by stać się gospodarczym instrumentem nazistowskiej ekspansji imperialistycznej. Peter Hayes, badający historię I.G. Farben, określa typ działalności gospodarczej uprawianej przez Göringa jako „rabunkową eksploatację niemieckiej gospodarki” w imię realizacji programu zbrojeń. Wskazuje też, że dążąc do samowystarczalności, bez względu na koszty ekonomiczne, Hitler „zamienił niemiecką politykę gospodarczą w samospełniającą się przepowiednię”: „Hitler mógł coraz bardziej uzasadnić potrzebę militarnych rozstrzygnięć na wschodzie jako rozwiązanie dla problemów gospodarczych, które w dużym stopniu były wynikiem jego polityki”. Można się spierać o bilans pozytywów i negatywów tej polityki na polu ekonomicznym, ale jej ostatecznym kryterium jest cel, z myślą o którym była przez Hitlera prowadzona, czyli wojna. Zatem pytania, na które należy poszukiwać odpowiedzi, brzmią: jak dalece udało się zrealizować harmonogram zakreślony przez Hitlera w roku 1936, jaki charakter miała mieć przewidywana przez niego wojna, jaki program zbrojeń ostatecznie wdrożono i, co najważniejsze, czy sprostał on stawianym wymaganiom i uczynił Niemcy wystarczająco silnymi, aby mogły osiągnąć długofalowe cele polityki Führera? Odpowiedzi muszą pozostać w zawieszeniu aż do rozdziału trzynastego, w którym przeanalizowana zostanie polityka zagraniczna Hitlera. Państwo, gospodarka, społeczeństwo. W pierwszym Hitler nigdy nie wyszedł poza granice improwizacji. Tę drugą traktował instrumentalnie i powierzył jej organizację najpierw Schachtowi, później Göringowi. Tylko w trzeciej z tych dziedzin, polityce społecznej, wykazał większe osobiste zaangażowanie. To na tym polu usiłował udowodnić przewagę „uspołeczniania ludzi” nad marksistowskim uspołecznianiem produkcji,
zjednoczyć naród niemiecki w Volksgemeinschaft, przeciwstawiając tę wspólnotę liberalnemu indywidualizmowi i marksistowskiej wojnie klasowej, odrodzić gotowość narodu do noszenia oręża i wywalczenia Lebensraumu dla niemieckiej rasy panów (Herrenvolku). Odwracając teorię Marksa, Hitler postanowił zmienić świadomość Niemców jako warunek wstępny do zmiany warunków materialnych ich bytu. Powyższy kanon podstawowych idei nazizmu, uzupełniony o jego rasistowskie i eugeniczne zasady, stanowił zespół wartości systematycznie zaszczepianych i narzucanych społeczeństwu. Oprócz niego istniała jeszcze cała gama wartości podrzędnych, będąca dziwną mieszaniną często sprzecznych ze sobą archaicznych i nowoczesnych, ideałów. Na przykład Blut und Boden (krew i ziemia) był starym mitem niemieckiej prawicy, wyrażającym pragnienie ucieczki od zepsucia miejskiego życia i powrotu do preindustrialnych form gospodarki rolnej i wiejskiej prostoty. Innym przykładem było zniesienie ustanowionej w latach 1918-1919 struktury stosunków przemysłowych. Charakter nowego układu najlepiej odzwierciedlał pseudofeudalny język przyjętej w styczniu 1934 roku ustawy o hierarchii narodowej siły roboczej. Pracodawcę nazywano w niej „dowódcą zakładu”, a pracowników jego „załogą”, która winna mu była lojalność zgodnie z zasadami „wspólnoty fabrycznej” (Betriebsgemeinschaft). Zniesiono układy zbiorowe i płace miały być odtąd ustalane przez pełnomocników do spraw pracy mianowanych przez rząd. Tego rodzaju tęsknota za przeszłością kłóciła się z niechęcią odczuwaną przez Hitlera i większość nazistów do sztywnego, podzielonego i zhierarchizowanego społeczeństwa Niemiec sprzed pierwszej wojny światowej, z jego dążeniami do zapewnienia sobie odpowiedniego statusu społecznego i tytułów, czego przykładem był między innymi snobizm korpusu oficerskiego (także oficerów rezerwy). Równie trudna do pogodzenia z dążeniem do wyposażenia niemieckiej armii i lotnictwa w najnowsze osiągnięcia techniki wydawała się kampania skierowana przeciwko wielkim korporacjom przemysłowym i domom towarowym lub odtwarzanie cechowej struktury rzemiosła. Jedną z podstawowych umiejętności ruchu nazistowskiego była jednak zdolność do jednoczesnego odwoływania się do przeciwstawnych interesów i celów, podczas gdy jego dynamiczna i agresywna propaganda, wykorzystująca najnowsze techniki oddziaływania, niosła nazistów na fali’ entuzjazmu mas zauroczonych hasłami narodowej jedności, narodowego odrodzenia i narodowej potęgi. Propaganda pełniła funkcję czynnika mobilizującego społeczeństwo. Zakres tematyki podejmowanej w tej dziedzinie zmienił się tylko w niewielkim stopniu w porównaniu z hasłami z lat 1933-1934 i wcześniejszych. Nowym czynnikiem wykorzystywanym zarówno w propagandzie, jak i w mobilizowaniu mas był sukces. Sukces w zwalczaniu depresji, sukces, jakim było zaprzestanie spłat reparacji, sukces w odbudowie potęgi i prestiżu międzynarodowego Niemiec. Efekt oddziaływania propagandy, trąbiącej o sukcesie w całym kraju, na okrągło i we wszystkich dostępnych środkach przekazu, wzmacniało to, że każdy przejaw sceptycyzmu lub krytyki tłumiono siłą. W ten sposób sukces, obok
funkcji bodźca pozytywnego, zyskał także wymiar przymusu, co uczyniło opór przeciw jego oddziaływaniu nieomal niemożliwym. W tamtym okresie naziści, mając do swojej dyspozycji zasoby całego państwa doprowadzili do perfekcji sztukę propagandy wizualnej, organizując manifestacje i parady, którym do dzisiaj nie potrafił dorównać żaden inny reżim. Ustalono następujący kalendarz obchodów: - 30 stycznia - nominacja Hitlera na kanclerza Rzeszy, - 24 lutego - rocznica ponownego założenia NSDAP w roku 1925, - 24 marca - Narodowy Dzień żałoby po żołnierzach niemieckich poległych na wojnie, przemianowany przez nazistów na Dzień Pamięci Bohaterów, - 20 kwietnia - urodziny Hitlera, - l maja - Narodowe Święto Pracy, - druga niedziela maja - Dzień Matki, - czerwiec - Dzień Przesilenia Letniego - wrzesień - krajowy zlot partyjny w Norymberdze, - 1 października - Dożynki (Blut und Boden) w Bückebergu koło Hamelin, - 9 listopada - rocznica puczu monachijskiego w roku 1923. Skala organizowanych obchodów była imponująca. Skupiały one setki tysięcy bezpośrednich uczestników. Następnie, aż do znudzenia przekazywano relacje z każdej imprezy przez radio i w kronikach filmowych (ze szczególnym uwzględnieniem każdej mowy Hitlera). Apogeum celebry przypadło w czasie olimpiady w roku 1936, kiedy to Berlin jako miasto-gospodarz fetował gości z całego świata Nieuczestniczenie lub choćby niewywieszenie flagi z okazji corocznych lub specjalnych imprez było skrupulatnie odnotowywane przez partyjnych „blokowych” i groziło uzyskaniem opinii osoby „niepewnej politycznie”. Konsekwencje mogły być różne - od pominięcia w awansie w pracy lub zwolnienia aż po aresztowanie i sprawę sądową. Takie same następstwa mogła pociągnąć odmowa wzięcia udziału w zbiórkach organizowanych w ramach programu Pomocy Zimowej lub Dni Narodowej Solidarności. Odnosiło się to także do stowarzyszeń zawodowych lub „dobrowolnych” organizacji, do których przynależność była po prostu wymuszana. Cel tych działań był jeden, nie pozostawić nikogo samemu sobie, nie pozwolić, aby choć jednej osobie udało się wykręcić lub stać na uboczu, czy to w pracy, czy w domu, czy podczas spędzania wolnych chwil. Oczywiście, nigdy nie udało się tego zrealizować w stu procentach. „Emigracja wewnętrzna” była dosyć powszechna i spora liczba osób podobnie jak w stalinowskim Związku Radzieckim - nauczyła się izolować od nieustannego grzmienia trąb propagandowych i osiągnęła umiejętność zawierania z reżimem tylko niezbędnego do przetrwania minimum kompromisów. Pomimo to presja, której ulegała większość społeczeństwa nawet jeżeli ludzie sarkali - prowadziła do akceptacji narodowego socjalizmu jako swego rodzaju nieuchronności, a reszcie pozostawało tylko wycofanie się w izolację. Jeden z socjalistów, obserwatorów, w swym raporcie dla Sopade (emigracyjnego ośrodka SPD w Pradze) 2 listopada
1935 roku zanotował: „Cel wszystkich nazistowskich organizacji masowych jest taki sam. Cokolwiek by myśleć o Froncie Pracy, Sile przez Radość czy Hitlerjugend, pełnią one tę samą funkcję: mają mobilizować i nadzorować »narodowych towarzyszy«, nie pozostawiając nikogo samemu sobie i, o ile to możliwe, nie pozostawiając im w ogóle czasu na myślenie. [...] Mają zapobiegać zawiązaniu się jakiejkolwiek nici rzeczywistej wspólnoty lub dobrowolnej asocjacji [...]. Istota władzy nazistów nad masami zawiera się z jednej strony w przymusowym zrzeszaniu w organizacje, a z drugiej, w dominacji”. Wzajemna wrogość pomiędzy partią komunistyczną a socjalistyczną, która uniemożliwiła stworzenie zjednoczonego frontu antyfaszystowskiego, nie zmieniała faktu, że w kraju znajdowało się 13 milionów wyborców ze środowisk robotniczych wrogo nastawionych do nazizmu, spośród których 12 milionów gotowych było już po przejęciu władzy przez Hitlera przeciwstawić się pogróżkom nazistów i głosować przeciwko nim w wyborach w marcu 1933 roku. Od dawna jednym z priorytetów Hitlera było rozbicie KPD i SPD, aresztowanie i porachowanie się z ich przywódcami, zamknięcie gazet i przejęcie majątku obu partii. Osiągnąwszy to, Hitler pragnął pozyskać zwolenników rozbitych partii dla „narodowej wspólnoty”. Idea narodowej jedności pozwoliła nazistom zdobyć silne poparcie klasy średniej. Wiele zależało teraz od tego, jak mocno potrafi ona oddziaływać na ten odłam niemieckiego społeczeństwa, który od ponad pół wieku dawał oparcie niemieckiemu ruchowi robotniczemu, głoszącemu ideę nieuchronnego konfliktu klasowego. Jednym z osiągnięć reżimu - jednak o wątpliwej przydatności do zdobycia poparcia robotników - było zamrożenie wzrostu płac. Wartość realna średniej tygodniówki wzrosła z podstawy 100 w roku 1932 (w szczytowym momencie kryzysu) do 123 w 1939, czyli zaledwie o 5 punktów powyżej wartości w roku 1929, ostatnim roku przedkryzysowym. Równolegle z kontrolą płac kontrolowano ceny, zwłaszcza zaś ceny żywności: te wzrosły nieco ponad średnią w okresie 1933-1934, ale pozostały aż do ostatniego roku wojny poniżej poziomu z lat 1928-1929. Tymczasem pomiędzy kryzysowym rokiem 1932 a rokiem 1938 poziom konsumpcji wzrósł tylko minimalnie i przez cały ten okres ludność uskarżała się na braki w zaopatrzeniu w tłuszcze. Skargi wywoływała także niska jakość wyrobów tekstylnych oraz innych artykułów, do których produkcji używano wysokiej domieszki Ersatzów (komponentów zastępczych). Kiedy zaś braki na rynku siły roboczej stały się coraz bardziej odczuwalne, ograniczono swobodę zmiany pracy. Początkowo dotknęło to tylko wybrane gałęzie przemysłu i rolnictwo, ale w 1938 roku reżim nadał sobie prawo przymusowego kierowania robotników do pracy przy budowie umocnień Wału Zachodniego i w zakładach amunicyjnych. Obraz wyłaniający się z powyższych faktów jest jednak dalece niekompletny. Na przykład spośród 23 milionów niemieckich robotników w okresie 1938-1939 przymusowo skierowano do pracy zaledwie milion, z czego tylko mniej niż 300 tysięcy na stałe, natomiast resztę wyłącznie okresowo. Podobnie niska średnia wzrostu przeciętnej płacy skrywa fakt,
że robotnicy przedsiębiorstw pracujących na rzecz programu zbrojeń odczuli znaczną poprawę sytuacji materialnej. Ale nade wszystko Hitler zlikwidował bezrobocie. Miało to podstawowe i najistotniejsze znaczenie dla milionów robotniczych rodzin, które jeszcze kilka lat temu doświadczyły, co oznacza brak pracy i brak nadziei na jej otrzymanie. Na tym polegała zasadnicza różnica między początkiem lat trzydziestych a środkiem i końcową częścią dekady. Odciążony od zwykłych funkcji związku zawodowego i obowiązku negocjowania układów zbiorowych Niemiecki Front Pracy (DAF) Leya przekształcił się przed końcem dekady w największe z nazistowskich imperiów, przerastając wielkością nawet partię. Skala jego operacji przyćmiła działalność Dopo il Lavoro, organizacji istniejącej w faszystowskich Włoszech, na której się wzorowano, tworząc DAF. W słowach Leya nie było cienia przesady, kiedy stwierdził, że żaden inny kraj we współczesnym świecie, kapitalistyczny czy socjalistyczny, nie oddaje do rąk robotników takiej bazy materialnej. Jednym ze źródeł sukcesu DAF była właśnie jego baza materialna. Jej podstawą stał się majątek rozwiązanych związków zawodowych, a dalszy wzrost zapewniły składki ściągane od robotników przemysłowych i ich pracodawców, dla których przynależność do organizacji, teoretycznie dobrowolna, praktycznie stała się obowiązkowa. Wkrótce wartość majątku DAF przekroczyła trzykrotnie wartość majątku NSDAP. Do roku 1939 DAF zatrudniał 44.500 etatowych pracowników i był właścicielem banków, firm ubezpieczeniowych, stowarzyszeń mieszkaniowych, biur podróży, a nawet fabryki Volkswagena, która - w przyszłości - miała wyprodukować samochód dla każdego, auto dla ludu. Motywem uzasadniającym tak zróżnicowaną działalność DAF była chęć wzbogacenia a sceptycy twierdzili, że zastąpienia motywacji materialnej motywacją psychologiczną. Podobnie jak Hitlerjugend i Niemiecka Służba Pracy (okres obowiązkowej pracy fizycznej dla wszystkich młodych ludzi, w tym studentów) DAF uczestniczył w działaniach mających na celu podniesienie rangi pracy rąk i pracowników fizycznych. Hitler stale podkreślał zachodzące zmiany, zacieranie różnic w statusie społecznym, wyrównywanie szans startu oraz stworzenie większych możliwości awansu (między innymi w siłach zbrojnych), oferując tym samym, jak określił to David Schoenbaum, ideologię pracy w miejsce polityki pracy. Ostatnią rzeczą, do której dążył, była rewolucja społeczna w stylu Stalina: „Pod przykrywką nazistowskiej ideologii tradycyjne grupy społeczne nadal toczyły walkę jak zapaśnicy zmagający się pod kocem”. Do jakiego stopnia robotnicy dali się uwieść? Odpowiedź na to pytanie w odniesieniu do liczącej 23 miliony ludzi klasy robotniczej jest niemożliwa. Opierając się jednak na licznych raportach Gestapo i innych agend nazistowskich oraz na informacjach trafiających do centrali emigracyjnej SPD, wydaje się możliwe określenie trzech ogólnych tendencji. Pierwsza odzwierciedla postawy ludzi blisko związanych z KPD, SPD i związkami zawodowymi, którzy nadal uważali nazistów za wrogów. Wielu z nich przeszło w latach 1933-1934 przez więzienia i tortury; niektórzy włączyli się aktywnie w działania opozycyjne, na przykład
kolportaż ulotek, dopóki w roku 1935 wielka akcja Gestapo przeciwko „marksistowskim” organizacjom podziemnym nie położyła im kresu. Wszyscy ci ludzie starali się utrzymywać ze sobą jakiś kontakt oraz pomagać sobie w przetrwaniu tego okresu i zachowaniu własnych poglądów. Na przeciwnym biegunie znalazła się grupa ludzi, przeważnie młodszych niż członkowie tej pierwszej, którzy bądź bezkrytycznie akceptowali to, co słyszeli, bądź zdawali sobie sprawę, że ich dalsza kariera zależy od przesiadki na wóz nazistów. Istnieją dowody, że najliczniejsi byli jednak ci, którzy nie należeli ani do nieprzejednanych, ani do nawróconych. Przyjmowali oni wszystko, co oferował im DAF, i uznawali to, podobnie jak zwalczenie bezrobocia za osiągnięcie reżimu; narzekali na braki w zaopatrzeniu i restrykcje polityczne, ale w pewien apolityczny sposób, pochłonięci własnymi sprawami, biernie i bez entuzjazmu akceptowali reżim, traktując go jako zjawisko, z którym, tak jak z pogodą, trzeba się jakoś pogodzić. Tę właśnie postawę najlepiej opisuje raport skierowany w czerwcu 1936 roku, wkrótce po wielkim sukcesie reżimu, jakim była remilitaryzacja Nadrenii, do emigracyjnego ośrodka SPD. „Gdziekolwiek się spojrzy, ludzie traktują narodowy socjalizm jako coś nieuniknionego. Nowe państwo i jego instytucje są wszędzie, nie można się od nich uwolnić. Większość społeczeństwa pogodziła się z tą sytuacją do tego stopnia że już nie myśli o sposobie, w jaki można by ją zmienić. [...] Nazistom udało się dokonać jednej rzeczy: odpolitycznić niemieckie społeczeństwo [...] i przekonać masy, by pozostawiły politykę ludziom na górze. [...] Naziści usiłują przekształcić wszystkich w zdeklarowanych narodowych socjalistów. To im się nigdy nie uda. Wewnętrznie ludzie wykazują tendencję do odwracania się od nazizmu. Jednak naziści dbają, aby ludziom stało się wszystko jedno. A z naszego punktu widzenia jest to równie niekorzystne. Analizując szersze spektrum opinii publicznej, nie wyłączając, ale i nie ograniczając się do środowisk robotniczych, większość badaczy podziela opinię, że w połowie dekady lat trzydziestych istniały pewne cechy reżimu uznawane za pozytywne. Wśród nich wysoką pozycję zajmował wizerunek Hitlera jako człowieka z ludu, stojącego ponad polityką, wyraźnie odróżnianego od partii nazistowskiej, cieszącej się znacznie mniejszą popularnością. W Hitlerze widziano człowieka, który po raz pierwszy od czasów Bismarcka zapewnił krajowi autorytarne przywództwo, uważane przez wielu Niemców ze wszystkich klas za element niemieckiej tradycji politycznej. Kontrast z epoką weimarską podkreślała jego popularność, nie przyćmiona jeszcze lękiem przed nową wojną. Pierwsze wzmianki o możliwości jej wybuchu pojawiły się dopiero w czasie kryzysu czechosłowackiego w roku 1938. Na razie, zamiast uprawiać retorykę wojenną, Hitler - były kombatant - prezentował się jako miłujący pokój przywódca narodu, który zbyt dobrze poznał wojnę, by kiedykolwiek myśleć o wszczęciu następnej. Jeszcze mniej, jeśli w ogóle, znane były społeczeństwu tajne plany Hitlera: wojna zaborcza i stworzenie rasistowskiego imperium na wschodzie. Kwestia, do jakiego stopnia udało się nazistom stworzyć ideologicznie
zaangażowane społeczeństwo, szczególnie interesująca w odniesieniu do ludzi poniżej lat czterdziestu, jest jednym z tych pytań dotyczących Trzeciej Rzeszy, które zapewne nigdy nie doczekają się odpowiedzi. Jej poszukiwanie, nawet metodą ilościowej analizy postaw indywidualnych, skazane jest na fiasko. Załóżmy bowiem - oczywiście czysto teoretycznie że badaczowi udałoby się zdobyć wiarygodne oświadczenia, wskazujące, że z 50 procent przedstawicieli tej grupy wiekowej (poniżej 40 lat) ponad połowa stała się wyznawcami nazistowskiego światopoglądu. Ten wynik i tak pozostawiałby pole do swobodnej interpretacji w zależności od tego, czy dane te posłużyłyby do udowodnienia, że „butelka była w połowie pełna” czy też „w połowie pusta”. W tej sprawie opinie specjalistów są tak różne, jak w kwestii tego, czy nazizm stanowił zerwanie, czy też kontynuację pewnych trendów zapoczątkowanych w Niemczech jeszcze przed rokiem 1914. Oczywiście istnienie pewnej ciągłości jest rzeczą pozadyskusyjną; pytanie, na które brak jednoznacznej odpowiedzi, dotyczy jej relatywnego znaczenia i reprezentatywności. Jeżeli mimo to nadal będziemy upierali się przy pytaniu, do jakiego stopnia udało się nazistom zindoktrynować młodszą część społeczeństwa tę, która na swych barkach dźwigała główny ciężar drugiej wojny światowej, to mamy do wyboru dwie odpowiedzi. Pierwszą z nich jest wyznanie klęski poczynione przez Hitlera w zaciszu swego bunkra w końcowych dniach Trzeciej Rzeszy (25 lutego 1945), a zanotowane przez Martina Bormanna: „Z mojego punktu widzenia idealnym rozwiązaniem byłoby [...] ukształtować młode pokolenie całkowicie przesiąknięte doktryną narodowego socjalizmu i pozostawić prowadzenie tej nieuniknionej wojny przyszłym generacjom. [...] Zadanie, jakie wziąłem na siebie, jest niestety zadaniem, którego nie da się wykonać ani siłami pojedynczego człowieka, ani w czasie trwania jednego pokolenia”. Drugiej odpowiedzi dostarcza fakt, za który Hitler nigdy nie okazał nawet cienia wdzięczności, że po sześciu latach wojny, w tym ostatnich dwóch i pół, kiedy to niemieckie armie były zmuszone cofać się krok po kroku, a na niemieckie miasta spadały najpierw bomby lotnicze, a później pociski artyleryjskie i czołgowe, naród niemiecki w obliczu beznadziejnej sytuacji nie załamał się aż do chwili, kiedy popełniając samobójstwo Hitler uwolnił go z łączącego ich związku. Półpełna czy półpusta? V Obok propagandy i organizacji społeczeństwa trzecim, istotnym i wspierającym obydwa, elementem systemu nazistowskiego był terror. W połowie lat trzydziestych większą rolę odgrywała sama groźba jego użycia niż jego stosowanie. Powodem była nie tylko rosnąca popularność Hitlera, lecz także chęć uniknięcia nieprzychylnych reakcji zagranicy - takich jak bojkot niemieckich towarów lub odebranie Berlinowi prawa do organizowania igrzysk olimpijskich w 1936 roku - co mogło zagrozić
niemieckiemu programowi zbrojeń i narazić na szwank współpracę z konserwatywnymi sojusznikami. Fala aresztowań przeprowadzona przez Gestapo w 1935 roku rozbiła podziemne organizacje komunistyczne, socjalistyczne i związkowe, a zimą 1936/1937 liczba więźniów trzech funkcjonujących obozów koncentracyjnych spadła do najniższego poziomu: 7,5 tysiąca. Nawet dla Żydów, głównych ideologicznych przeciwników nazistowskiego państwa, zima 1936/1937 była - oczywiście relatywnie - najspokojniejszym okresem w całej historii Trzeciej Rzeszy, co sprawiło, że pewna liczba tych, którzy wcześniej zdecydowali się na emigrację, powróciła do Niemiec. Nie oznaczało to jednak osłabienia wrogiej kampanii prowadzonej zarówno w mediach, jak i w szkołach, kampanii, której celem było „zafiksowanie” obrazu Żydów jako pariasów, „robactwa” nie stanowiącego części rasy ludzkiej. Rozszerzono też metody dyskryminacji zawodowej, a w środowiskach lokalnych wciąż powtarzały się ataki na żydowskie rodziny i firmy. A mimo to ustawy norymberskie, którym swego czasu poświęcano tyle uwagi, w świetle obecnego stanu wiedzy okazały się pospiesznie uchwalonym na norymberskim zlocie partii we wrześniu 1935 roku środkiem, mającym służyć raczej do zaspokojenia żądań natychmiastowego działania, wysuwanych przez niecierpliwych członków partii, niż stanowić zachętę do nowych ekscesów5. Dopiero w roku 1938, na skutek zasadniczego, radykalnego zwrotu w polityce Hitlera jad nazistowskiej nienawiści mógł znaleźć niczym nie ograniczony wyraz w prześladowaniach austriackich Żydów po Anschlussie Austrii oraz w Niemczech w czasie kryształowej nocy z 9 na 10 listopada. Tymczasem jednak lata 1936-1938 były okresem przygotowywania SS do roli, jaką miało odegrać później w krajach okupowanych przez Niemcy, szczególnie we wschodniej Europie. Po terrorze początkowego okresu lat 1933-1934 ministerstwa spraw wewnętrznych i sprawiedliwości dokładały teraz wszelkich starań, aby ograniczyć działania Gestapo do ram zakreślonych granicą prawa. Połączenie policji z SS w czerwcu 1936 roku było dowodem ich porażki. Himmler jasno zarysował charakter przyszłych działań swych połączonych sił, kiedy 11 października tego roku przemawiał na konferencji poświęconej prawu policyjnemu w Niemieckiej Akademii Prawa. Swym słuchaczom wyjaśnił, że kiedy w marcu 1933 roku powierzono mu funkcję szefa policji w Monachium, przyjął założenie, iż: „W działaniach podejmowanych w imię Führera i narodu niemieckiego zgodność z literą prawa nie ma najmniejszego znaczenia. Po prostu robiłem to, co sumienie i zdrowy rozsądek podpowiadały mi jako słuszne. Załamywanie rąk nad naruszeniami prawa«, jak to czynili inni, było absolutnie nieistotne w sytuacjach, gdy chodziło o sprawy życia i śmierci narodu niemieckiego. [...] Nazywali to bezprawiem, bowiem kłóciło się z ich pojmowaniem prawa. W rzeczywistości zaś my tylko kładliśmy podwaliny pod nowy kodeks prawa, prawa narodu niemieckiego do swego 5
Ustawy norymberskie zakazywały małżeństw i pozamałżeńskich stosunków seksualnych pomiędzy osobami narodowości niemieckiej i żydowskiej; zabraniały Żydom zatrudniania niemieckich kobiet jako pomocy domowych oraz wywieszania niemieckiej flagi. Jednocześnie wydana ustawa o obywatelstwie Rzeszy pozbawiała Żydów niemieckiego obywatelstwa, zmieniając ich status na „poddanych”. W 1933 roku, według danych Krajowego Urzędu Statystycznego, w Niemczech były 503 tysiące Żydów, co stanowiło mniej niż jeden procent populacji kraju.
przeznaczenia”. Na wielką skalę rozwój SS rozpoczął się już po wybuchu wojny, kiedy to Hitler powierzył Himmlerowi zadanie realizacji polityki rasowej „kolonizacji” okupowanej Polski. Himmler zadbał jednak o siłę swojej organizacji już w latach trzydziestych, celowo nadając jej elitarny charakter i, jeżeli tylko było to możliwe, rekrutując członków spośród arystokracji, wyższych warstw klasy średniej oraz absolwentów szkół wyższych. W tym samym czasie Heydrich starał się podnieść poziom kadr Gestapo, a Theodor Eicke, który jako komendant Dachau opracował podstawowe zasady funkcjonowania obozu koncentracyjnego, łącząc brutalność systemu z efektywnością, po objęciu funkcji inspektora obozów koncentracyjnych rozpoczął szkolenie batalionów wartowniczych SS. Jednym z protegowanych Heydricha był Adolf Eichmann, mianowany zastępcą szefa wydziału, który w grudniu 1937 roku otrzymał zadanie „przejęcia nadzoru nad wszelkimi pracami związanymi z kwestią żydowską przez SD i Gestapo”. Pośród protegowanych Eickego znajdował się Rudolf Hoss, przyszły komendant Oświęcimia. Do marca 1938 roku pierwsze oddziały SS, wytypowane do przyszłego wykorzystania poza granicami Niemiec, były gotowe do wkroczenia na terytorium Austrii i przeprowadzenia próby tych działań, które miały uczynić ich nazwę znienawidzoną i budzącą przerażenie na całym kontynencie. Za decyzją Hitlera, by jesienią 1937 roku przerzucić się na nowy, bardziej radykalny i agresywny kurs polityczny, kryło się kilka powodów. Pierwszym była narastająca irytacja wywołana ograniczeniami, które narzucał mu sojusz z konserwatywnymi elementami w armii, rządzie i gospodarce. Jej przykładem były długotrwałe spory o zasady polityki gospodarczej toczone z Schachtem. Po wojnie, na procesie norymberskim, Speer wspominał swoją wizytę w Berghofie latem 1937 roku: „Czekając na tarasie, posłyszałem głośną rozmowę Schachta z Hitlerem, dochodzącą z pokoju Hitlera. Głos Hitlera przybierał coraz wyższe tony. Po zakończeniu dyskusji Hitler wyszedł na taras najwyraźniej wzburzony i oświadczył wszystkim tam zgromadzonym, że nie może pracować z Schachtem. Właśnie się pokłócili. Schacht ze swoimi metodami finansowymi pokrzyżuje mu wszystkie plany” . Hitler zawsze z trudem znosił kontrargumenty lub sprzeciw, jednak dotychczas musiał wytrzymywać krytyczne uwagi Schachta o Göringu i planie czteroletnim, bowiem uznawał jego obecność na stanowisku ministra gospodarki za niezbędną dla podtrzymania zaufania do reżimu w krajowych i zagranicznych kręgach gospodarczych. Schacht najwyraźniej zgadzał się na dalsze piastowanie funkcji. Ale teraz Hitler zaczął zadawać sobie pytanie, czy rzeczywiście obecność Schachta na tym stanowisku ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie. Drugim powodem była świadomość, iż w szeregach partyjnych Alte Kampfer rośnie niezadowolenie i szerzy się opinia, że rewolucja, której tak wyczekiwali, podobnie jak wiele wcześniejszych przewrotów, zakończyła się kompromisem ze starym porządkiem i odrzuceniem SA oraz innych ugrupowań radykalnego skrzydła partii. Ustawy norymberskie były właśnie gestem pod ich adresem, miały świadczyć, że zaufanie, jakim obdarzyli
Führera, nie zostanie zawiedzione. Ale zachowanie ich poparcia wymagało czegoś więcej niż gestów. Od ostatniego wielkiego sukcesu, remilitaryzacji Nadrenii, upłynęło półtora roku i mit Hitlera domagał się wzmocnienia kolejnym dowodem jego opatrznościowego przywództwa Martin Broszat wskazuje na trzeci czynnik, pisząc o trapiącym Hitlera „w latach 1937-1938 panicznym niepokoju, że po początkowym okresie relatywnego umiarkowania przejście do realizacji wielkich, ostatecznych zamierzeń może okazać się niemożliwe”. Później, spoglądając wstecz, po tym gdy zmiana polityki stała się już faktem dokonanym, 10 listopada 1938 roku, po Monachium, Hitler powiedział na prywatnym spotkaniu z wydawcami gazet: „Okoliczności zmusiły mnie do mówienia prawie wyłącznie o pokoju. Jedynie dzięki stałemu podkreślaniu pokojowych intencji Niemiec udało mi się krok po kroku wywalczyć dla Niemców wolność i wyposażyć kraj w broń, która była warunkiem wstępnym dalszych działań. Oczywiste jest, że taka pokojowa propaganda ma swoje wady; może z łatwością doprowadzić do wytworzenia w umysłach wielu ludzi wrażenie, że obecny rząd identyfikuje się z decyzjami i wolą utrzymania pokoju za wszelką cenę. To jednak może zafałszować wizję celów, jakie stawia sobie ten system. Co gorsza, może spowodować, że naród niemiecki. [...] przesiąknie duchem, który na dłuższą metę mógłby wywołać defetyzm i zniszczyć osiągnięcia obecnego reżimu. Przez wiele lat mówiłem tylko o pokoju, ponieważ byłem do tego zmuszony. Obecnie nadszedł czas, aby dokonać stopniowej zmiany w psychologicznym nastawieniu narodu niemieckiego i powoli zaszczepić w jego świadomości, że istnieją cele, które, jeśli nie uda się ich osiągnąć na drodze pokojowej, muszą być osiągnięte przy użyciu siły i przemocy. [...] Ta praca wymagała wielu miesięcy; była prowadzona metodycznie i trwa oraz nasila się nadal”. Przekonanie Hitlera że musi działać natychmiast, by odzyskać inicjatywę, wzmacniała obawa, jaką żywił o stan swego zdrowia. W przemówieniu do kierowników propagandy w październiku 1937 roku poruszył ten temat, co w sposób następujący odnotował jeden z uczestników spotkania: „Na ile pozwala sądzić stan ludzkiej wiedzy, nie pozostało mu już dużo życia. W jego rodzinie ludzie umierali młodo. [...] Dlatego należało rozwiązać wszystkie nie cierpiące zwłoki problemy (Lebensraum) jak najprędzej. [...] Przyszłe pokolenia nie będą już miały takiej szansy. Tylko on mógł jeszcze tego dokonać”. Na zakończenie Hitler dodał, że „po ciężkich wewnętrznych zmaganiach uwolnił się od pozostałości religijnych przekonań z czasów dzieciństwa. »Teraz czuję się tak świeżo, jak źrebak na pastwisku«”. Tym jednak, co powstrzymywało dotąd Hitlera, nie były religijne czy moralne skrupuły, ale niepewność co do stopnia ryzyka, jakie może podjąć. Czy armia i przemysł nie wycofają się ze współpracy nad programem zbrojeniowym, jeśli zdymisjonuje Schachta i pozbędzie się konserwatystów, z którymi w roku 1934 odnowił niepisany pakt? A jeżeli
tak, czy zagrozi to jego własnej pozycji? Swej odpowiedzi Hitler udzielił w nowym, 1938 roku. Wszystko, co gotów był publicznie oświadczyć w listopadzie 1937 roku, sprowadzało się do stwierdzenia: „Jestem przekonany, że najtrudniejszy okres przygotowań mamy już za sobą... Dziś stajemy w obliczu nowych zadań, Lebensraum naszego narodu jest zbyt ciasny”.
ROZDZIAŁ DWUNASTY
Rewolucja, jak Saturn, pożera własne dzieci Stalin: 1934-1939 (wiek 54-59 lat) „Należy się obawiać, że rewolucja, jak Saturn, może po kolei pożreć wszystkie swoje dzieci” Pierre Vergniaud, Paryż 1793
I
Podczas gdy Hitler lata 1934-1938 uznał za niezbędny dla umocnienia władzy okres konsolidacji i spokoju, a zatem hamował wszelkie radykalne ekscesy, Stalin w tym czasie zmierzał w przeciwnym kierunku. Po zaostrzonym rygorze w okresie kolektywizacji i pierwszej pięciolatki nie nastąpiła konieczna, zdaniem wielu członków partii, odwilż. Powrócono natomiast do „odgórnej rewolucji”, której kulminacją stał się okres terroru. Tym razem kolejne fale aresztowań, procesów i czystek wymierzono nie w chłopów i niedobitki kapitalizmu, lecz w samą partię. Politolodzy, badający w latach pięćdziesiątych model państwa totalitarnego, uważali radzieckie czystki za pochodną funkcjonalnych potrzeb systemu jednopartyjnego, „instrument stanu trwałej niepewności”, mający stanowić niezbędny atrybut totalitaryzmu jako systemu. Było to jednak jedno z tych uspokajających, bezosobowych uogólnień, które niczego nie wyjaśniają. Bowiem pytania zasadnicze brzmią w tym wypadku inaczej: „Czyich potrzeb były one pochodną?” i „W czyim ręku znajdował się instrument?” Miał zapewne rację Chruszczow, daleki od działania na rzecz interesów ustroju sowieckiego jako systemu totalitarnego, gdy oświadczył w czasie XX Zjazdu KPZR, że czystki i procesy lat trzydziestych doprowadziły reżim niemal do upadku. „Tylko dzięki niezwykłej sile moralno-politycznej udało się naszej Partii przetrwać trudne wypadki lat 1937-1938 i wykształcić nowe kadry. Nie ulega jednak wątpliwości, że nasz marsz ku socjalizmowi i przygotowaniu obrony państwa przyniósłby dużo lepsze rezultaty, gdyby partia nie poniosła tak ciężkich strat w kadrach, w rezultacie nieuzasadnionych i błędnych represji z lat 1937-1938”. Uruchomiony raz proces, posiadający wewnętrzne mechanizmy samonapędzające, jak choćby metoda wymuszania denuncjacji stosowana przez NKWD, następcę OGPU, zaczął oczywiście nabierać własnej dynamiki. Ale kto w obrębie systemu uruchamiał mechanizm, następnie nim kierował i decydował, w którym momencie grozi przeciągnięcie struny? Nie było to ani kolektywne kierownictwo polityczne partii: Biuro Polityczne i Komitet Centralny, ani aparat rządowy i naczelne dowództwo
armii. To przecież przeciw nim skierowane były czystki i spośród nich wywodziły się ofiary zajmujące najwyższe stanowiska. Nie był to też Sekretariat Partii ani NKWD, które pełniły funkcję wykonawców, a nie organizatorów akcji. Okres szczytowego nasilenia czystek zyskał w Związku Radzieckim nazwę jeżowszczyzny, czyli „czasów Jeżowa”, wywodzącą się od nazwiska szefa NKWD w latach 1937-1938. Jednak Chruszczow stwierdził jednoznacznie, że Jeżow był tylko narzędziem w ręku Stalina i sam, gdy tylko Stalin uznał za wskazane uczynić go kozłem ofiarnym, został wyeliminowany. Tak więc jeżowszczyzna była w rzeczywistości stalinowszczyzną, czyli „czasami Stalina”. Bowiem to Stalin dostrzegł wartość terroru nie tylko jako jednego z rozwiązań przydatnych w sytuacjach nadzwyczajnych - na przykład podczas kolektywizacji - ale także jako fundamentalnej „zasady sprawowania władzy”. To nie kto inny, lecz Stalin, zainicjował czystki lat trzydziestych i powrócił do nich po wojnie, eksportując tę metodę poza terytorium Związku Radzieckiego, do satelickich reżimów Europy Wschodniej. Z punktu widzenia ogólnie przyjętych standardów obaj - Hitler i Stalin byli nienormalni. Jednakże laik, pragnący dociec, czy choroba ta kwalifikowała ich do leczenia klinicznego lub ubezwłasnowolnienia, traciłby tylko niepotrzebnie czas. Bez względu bowiem na stan ich zdrowia kondycja psychiczna obydwu nie wpływała na ograniczenie sprawności umysłowej, która - pomijając ostatnią fazę ich życia - czyniła z nich wytrawnych polityków. Pośród licznych osób, które miały bliski kontakt ze Stalinem i przeżyły, by móc podzielić się swymi wspomnieniami, trudno znaleźć choć jedną gotową przyznać, że był on wariatem. Przeciwnie, pozostawił po sobie wrażenie człowieka w pełni władz umysłowych, który wiedział, do czego dąży, panował nad sytuacją i nawet w okresie, gdy strach i napięcie w Moskwie stały się nie do zniesienia, zachowywał normalną rutynę w działaniu. W tej ponurej, politycznej grze, toczącej się w Związku Radzieckim w latach 1934-1939, Stalin zawsze zyskiwał przewagę kilku ruchów nad pozostałymi jej uczestnikami. Nieustannie zaskakiwał swych przeciwników wyrafinowaniem posunięć, skalą obłudy, a nade wszystko rozmiarami okrucieństwa, do jakiego potrafił się posunąć. Charakterystyczne dla jego wizerunku psychologicznego skłonności paranoiczne okazały się w tych okolicznościach niezwykle przydatne, gdyż ułatwiały jednoczesne zaspokojenie ambicji politycznych i potrzeb emocjonalnych, przy czym oba elementy (ambicje i potrzeby) wzmacniały się nawzajem. W połowie lat trzydziestych polityczne ambicje Stalina sprowadzały się do trzech pragnień. Po pierwsze zależało mu na zmiażdżeniu opozycji i krytyki swojego kursu wewnątrz partii. Wprawdzie przytłumiony, krytycyzm istniał przecież przez cały okres kolektywizacji. Ujawnił się w latach 1933-1934 w formie żądań liberalizacji kursu, zakładającego, iż lepsze wyniki gospodarcze można osiągnąć tylko za pomocą przymusu, a także ustępstw na rzecz poprawy warunków życia klasy robotniczej oraz pojednania z byłymi opozycjonistami. Chociaż ze względów taktycznych Stalin stwarzał pozory, że gotów jest częściowo zaakceptować taki
program, to już na „zjeździe zwycięzców” (w styczniu 1934 roku), gdzie zadeklarował: „nie ma nawet czego dowodzić i bodaj nie ma kogo bić”, zaraz potem ostrzegł przed „gmatwaniną w poglądach”, która przywiodła niektórych towarzyszy do wniosku, że walka klas się skończyła i że można osłabić dyktaturę proletariatu. W rzeczywistości brak podstaw, by przypuszczać, że Stalin kiedykolwiek zmienił swój pogląd, iż odwilż zagraża utratą wszystkich dotychczasowych osiągnięć i że konieczne jest dalsze utrzymywanie, a nie osłabianie nacisku - bowiem w żadnym alternatywnym scenariuszu nie było miejsca na nadzwyczajne uprawnienia, jakimi rozporządzał. Drugim zadaniem, jakie sobie stawiał, było nie tylko zniszczenie tych, którzy domagali się liberalizacji kursu, ale wykorzenienie wszelkich ośrodków oporu i krytyki wewnątrz kolegialnych organów kierowniczych partii oraz ostateczne zerwanie z tradycją wewnątrzpartyjnej demokracji. Stalina coraz bardziej drażniło to, że musiał wysłuchiwać opinii swoich przyjaciół, takich jak Kirow lub Ordżonikidze, którzy rościli sobie prawo do niezależności poglądów i niekiedy ośmielali się z nim nie zgadzać. Akceptował tylko takich jak Mołotow czy Kaganowicz, bo oni wiedzieli, że ich zadaniem jest wykonywanie, a nie kwestionowanie jego poleceń. Jednak tych nie uważał za przyjaciół, lecz traktował jak pionki. Stalin nie ufał byłym opozycjonistom, takim jak Zinowiew, Kamieniew, Bucharin i Rykow, którzy po złożeniu samokrytyki zostali ponownie przyjęci do partii, ale których przeszłości nigdy nie zapomniał ani nie wybaczył. Prędzej czy później musiał ich wyeliminować raz na zawsze razem ze wszystkimi starymi bolszewikami, sądzącymi ciągle, iż są członkami partii Lenina, nie zdając sobie sprawy, że teraz jest to już partia Stalina. W przeciwieństwie do Lenina Stalin nie uważał się za pierwszego wśród równych - w ogóle nie dopuszczał myśli, że mogą istnieć jacyś jemu równi - ale miał się za samowładcę, którego każde skinienie palca było nieodwołalnym rozkazem. Przejście od systemu jednopartyjnego do jedynowładztwa stanowiło logiczne tego następstwo. Stalin nie zawahał się uczynić tego ostatniego kroku wieńczącego dzieło. Uważając się za jedynego człowieka, wiedzącego, jak rządzić Rosją, i zdolnego dokończyć rewolucję, przekonany był także, że tylko on obdarzony jest siłą woli niezbędną do zastosowania koniecznych środków, pod warunkiem wszakże, że jego działań nie będzie krępowała żadna inna osoba ani instytucja (na przykład partia). Zatem trzecią, i ostateczną, fazą programu Stalina było usunięcie wszystkich przeszkód stojących na drodze do władzy autokratycznej. Stalin, podobnie jak Hitler, nie wiedział dokładnie z góry, w jaki sposób zdoła ten plan zrealizować, niemniej już w roku 1932 można było dostrzec pierwszą oznakę prawdopodobnego kierunku, w jakim zmierzał. Była to wściekłość, do której doprowadziła go opozycja w Biurze Politycznym i Komitecie Centralnym, uniemożliwiając mu rozstrzelanie Riutina i jego wspólników za rozpowszechnianie dwustustronicowej „platformy”, żądającej odsunięcia Stalina jako „złego ducha rewolucji”. Jednakże obłuda oraz umiejętność skrywania swych myśli pozwoliły Stalinowi umacniać swoją pozycję podczas „zjazdu zwycięzców” i później. Udając gotowość
do zaakceptowania nowego liberalnego kursu, na co nalegali Kirow, Ordżonikidze oraz inni „umiarkowani”, potajemnie czynił przygotowania do kontrataku, o czym świadczyło umieszczenie zaufanych ludzi na ważnych stanowiskach, na których w sprzyjających okolicznościach mogli okazać się przydatni. Nie wiemy, kiedy te przygotowania skrystalizowały się w plan akcji ani jaki jej zasięg mógł przewidywać Stalin w latach 19341935. Możemy tylko przypuszczać, że nie zdawał sobie sprawy, jak potoczą się wypadki, podobnie jak to było w momencie, kiedy rozpoczynał kolektywizację. Ale, tak jak Hitler, Stalin mógł sobie pozwolić na oportunizm, ponieważ, w przeciwieństwie do swoich oponentów, znał doskonale cele, do których dążył. Wielkim atutem Stalina, podobnie jak Hitlera, było to, że jego dążenia polityczne współgrały z jego psychiczną konstrukcją i potrzebami. W rozdziale dziesiątym przedstawiłem już dwie najistotniejsze cechy psychiki Stalina. Pierwsza to narcyzm i wynikające z niego całkowite pochłonięcie własną osobą, niezdolność do postrzegania innych jako postaci realnych (w takim samym sensie, w jakim widział własną osobę) oraz przeświadczenie, że jest jednostką genialną, powołaną do odegrania niepowtarzalnej historycznej roli. Drugą z cech była skłonność do paranoi, pod wpływem której uznał siebie za wielkiego człowieka stojącego wobec wrogiego świata pełnego zazdrosnych i perfidnych nieprzyjaciół, wiecznie spiskujących i gotowych go obalić, jeśli nie uderzy i nie zniszczy ich pierwszy. Typowa dla umysłowości paranoicznej jest spójna natura urojeń prześladowczych. Dlatego Stalin był nieustannie zaprzątnięty kompletowaniem dowodów, na podstawie których wznosił, a następnie umacniał logiczną strukturę, potwierdzającą stwarzane przez niego fikcje. Przez całe życie Stalin czuł psychiczną potrzebę potwierdzenia oraz utrwalenia przekonania zarówno o swojej misji historycznej, jak i o prawdziwości stworzonego przez siebie obrazu własnej osoby i otaczającej go rzeczywistości. Istnieje oczywista zbieżność pomiędzy pierwszą z tych potrzeb a głównym celem polityki Stalina. Ta sama obsesja, która była bodźcem do niszczenia rywali i przeciwstawienia rewolucji Lenina swojej własnej, teraz pchała go do prześcignięcia poprzednika: do wyzwolenia się spod kontroli partii i objęcia pełnej władzy nad państwem sowieckim. Jeszcze bardziej uderzająca jest zbieżność drugiej z potrzeb psychicznych Stalina - chęci upewnienia się w wyobrażeniach o sobie i ich potwierdzenia przez dopasowywanie zdarzeń zachodzących w świecie zewnętrznym do ram konstrukcji wytworzonej przez jego własny umysł - z celem jego polityki w latach 1934-1939, którym było rozbicie oryginalnej leninowskiej partii bolszewickiej i, przy zachowaniu pozorów kontynuacji, zastąpienie jej nową, będącą w istocie jego własnym tworem. Scenariusz spisku i zdrady, stanowiący podstawę oskarżeń w okresie czystek i procesów (przy jego tworzeniu zatrudniono setki pracowników śledczych NKWD), był jednocześnie nową interpretacją historii, dopasowującą ją do mitu, jaki wymyślił sobie Stalin, oraz do jego politycznych celów. Miliony aresztowanych, rozstrzelanych lub zesłanych do obozów -
dzieląc wcześniejszy los kułaków - odegrało rolę aktorów w niezwykle realistycznej sztuce obyczajowej, którą wyreżyserował Stalin. Czyż o jej obiektywnej prawdzie nie przekonują najlepiej trzy pokazowe procesy, w których nie przedstawiono ani jednego dowodu, a mimo to weterani autentycznej partii Lenina jeden po drugim wstawali i przyznawali się do winy, powtarzając role napisane przez NKWD, sami publicznie oskarżali się o najbardziej nieprawdopodobne zbrodnie, za pomocą których, gdyby nie czujność Stalina zaprzedaliby rewolucję i doprowadzili Związek Radziecki do upadku? W kolejnych wersjach scenariusza udoskonalano szczegóły i rozszerzano repertuar oskarżeń. Na ostatniej rozprawie, w roku 1938, w jednym, zbiorczym akcie oskarżenia zgromadzono wszystkie zarzuty - te przeciw opozycjonistom lewicowym, prawicowym i trockistom, te o sabotaż gospodarczy oraz czyny na szkodę przemysłu i rolnictwa, te o próby dokonania morderstw, a także o szpiegostwo na rzecz zagranicznych służb wywiadowczych. Głównym oskarżonym był sam Bucharin, człowiek, którego Lenin nazwał „ulubieńcem całej partii”. Teraz jak Lucyfer, inny „syn upodobany”, został strącony z niebios pod zarzutem buntu oraz spisku uknutego w celu zamordowania swego ukochanego mistrza Lenina. Wszyscy członkowie leninowskiego kierownictwa partii - Trocki, Zinowiew, Kamieniew, Rykow oraz Tomski - zostali oskarżeni i potępieni. Wszyscy, z wyjątkiem Stalina. Obserwując z zewnątrz zadziwiające wydarzenia w Związku Radzieckim w latach 1934-1939, trudno nie uznać ich za przejaw szaleństwa, ale kiedy spojrzy się na nie w kontekście działań Stalina, widać wyraźnie ich inne znaczenie. Stalin zmierzał do celu nie tylko bezwzględnie, lecz także racjonalnie, jego posunięcia były logiczne zarówno pod względem politycznym, jak i psychologicznym. II Eugenia Ginzburg książkę Stroma ściana, w której opisuje swoje aresztowanie w roku 1937, rozpoczęła od słów: „Rok zwany Trzydziestym Siódmym zaczął się właściwie pod koniec roku 1934. Mówiąc ściślej, l grudnia 1934 roku” - w dniu zamordowania Kirowa. Na pierwszy rzut oka twierdzenie to wydaje się zaskakujące. Po burzliwych wypadkach grudnia i pierwszych sześciu miesiącach roku 1935 kryzys wydawał się słabnąć, a okres od lipca 1935 roku do sierpnia 1936 nosił zewnętrzne znamiona odwilży. Eugenia Ginzburg miała jednak rację. Zabójstwo Kirowa było dla Stalina okazją na którą czekał. Jego wątek pojawił się we wszystkich trzech procesach moskiewskich, dostarczając mu archimedesowego punktu podparcia, który umożliwił poruszenie sowieckiego świata. Istnieją dwa możliwe wyjaśnienia zagadki morderstwa Kirowa oraz powodów, które sprawiły, że natychmiast zyskało ono tak wielkie znaczenie. Pierwsza oficjalna wersja głosiła, że zabójstwo ukazało Stalinowi oraz innym członkom Politbiura zagrożenie, jakie zawisło nad reżimem i nad nimi osobiście, oraz konieczność podwojenia, a nie, jak chcieli niektórzy,
zmniejszenia, wysiłków mających na celu likwidację tych elementów, które dążą do obalenia rewolucji. Hołd oddany zamordowanemu, łącznie z państwowym pogrzebem, w czasie którego Stalin pełnił honorową wartę przy trumnie, posłużył podtrzymaniu wariantu oficjalnego. Kirowa przedstawiono jako ofiarę przemocy sił kontrrewolucyjnych, a wersję tę potwierdziły ciągnące się przez następne cztery lata śledztwa i procesy odsłaniające w zeznaniach oskarżonych rozmiary i niegodziwość spisku, który skrywał się za tym ciosem. Inne, bardziej prawdopodobne, wyjaśnienie brzmi, że Stalin sam zaplanował morderstwo, bądź przynajmniej je aprobował, i że miało ono zniszczyć człowieka, w którym widział potencjalnego przywódcę każdego posunięcia, zmierzającego do pozbawienia go stanowiska i skierowania kraju ku bardziej umiarkowanej polityce. Pozbywając się Kirowa, Stalin zadał silny cios - był to też wyraźny sygnał ostrzegawczy - wszystkim ewentualnym grupom opozycyjnym, które mogłyby tworzyć się w partii. Podwoił też korzyść, traktując zmarłego, a więc nie mogącego już zaprotestować, jako lojalnego stronnika, „najlepszego przyjaciela i towarzysza broni Stalina”, bohatera rewolucji, który zginął na posterunku. Pozwoliło mu to „zdemaskować” nurt krytyczny, z którym Kirow za życia się utożsamiał, jako kontrrewolucyjny ruch terrorystyczny odpowiedzialny za jego śmierć. „Wróg nie strzelał do Kirowa jako do Kirowa - pisała „Prawda”. - Nie! Strzelał do proletariackiej rewolucji”. Zapewne cała prawda o zabójstwie Kirowa nigdy nie zostanie poznana, lecz tak jak w wypadku innej tajemnicy - kto podpalił Reichstag? - większe znaczenie miało nie to, kto odpowiadał za jego śmierć, lecz jaki użytek z niej zrobiono. Natychmiast po otrzymaniu wiadomości o śmierci Kirowa Stalin wydał dekret o stanie wyjątkowym (nie czekał na zatwierdzenie go przez Politbiuro). W trzech krótkich punktach nakazywał organom śledczym, by przyspieszyły sprawy oskarżonych o przygotowywanie aktów terroru, udzielał instrukcji organom sprawiedliwości, by w takich przypadkach nie zwlekały z orzeczeniem o winie (możliwość uniewinnienia nie była brana pod uwagę) i zalecał NKWD wykonanie wyroków śmierci (bo tylko takie mogły zapaść) natychmiast po ich wydaniu. Uczyniwszy to, Stalin niezwłocznie wyruszył do Leningradu podróżował nocą specjalnym pociągiem, w towarzystwie najbliższych współpracowników, Mołotowa, Woroszyłowa i Żdanowa, z silną grupą funkcjonariuszy NKWD. Od razu po przyjeździe osobiście pokierował śledztwem, przejmując w ten sposób inicjatywę i zyskując doskonale uzasadnienie wszystkich ewentualnych kroków, jakie mógłby podjąć w celu zlikwidowania osób wskazanych przez oficerów śledczych NKWD. Nie ma wątpliwości, że zabójca, Nikołajew, działał z pobudek osobistych, nie zaś politycznych. Był on nieudacznikiem - utracił urzędnicze stanowisko, które, jak sądził, mu przysługiwało, i został wykluczony z partii za „odmowę podjęcia pracy fizycznej”. W rezultacie głęboko znienawidził biurokrację i planował morderstwo Kirowa jako protest przeciw niesprawiedliwości, której, jak wierzył, padł ofiarą. Jednakże Nikołajew nigdy nie dostałby się do Instytutu Smolnego,
leningradzkiej siedziby władz partii, gdyby warty stojące zwykle na każdym piętrze nie zostały odwołane. W tym samym czasie zatrzymano też członka ochrony osobistej Kirowa, uniemożliwiając mu towarzyszenie przełożonemu do budynku. W trakcie śledztwa wyszło na jaw, że to NKWD było odpowiedzialne za zmianę wart, że wiedziało o Nikołajewie i o urazie, jaką żywił, że już dwukrotnie wcześniej aresztowano go uzbrojonego w rewolwer w pobliżu Kirowa - i dwukrotnie zwalniano pomimo protestów ochrony. Później okazało się, że NKWD ponosiło odpowiedzialność za sfingowany „wypadek”, w którym zginął Borysow, ochroniarz Kirowa, jadący do Smolnego, aby przedstawić dowody Stalinowi i komisji śledczej. Osoby zamieszane w „wypadek” zostały następnie zlikwidowane. Po aresztowaniu Nikołajew najwyraźniej zdał sobie sprawę, że stał się marionetką w ręku NKWD, i w odpowiedzi na pytanie Stalina, dlaczego zastrzelił Kirowa, zaczął krzyczeć, wskazując na obecnych oficerów NKWD, że to ich Stalin powinien zapytać. Stalin jednakże nie był zainteresowany, by ujawnić osobiste motywy Nikołajewa i współudział NKWD w zbrodni. Zależało mu na czymś innym. Wykorzystano natychmiast nowy dekret z l grudnia i zorganizowano zbiorowy proces, po którym stracono stu dwóch białogwardzistów, aresztowanych ostatnio pod zarzutem terroryzmu (wśród nich znalazła się znaczna liczba ukraińskich intelektualistów). Nie zostali oni obwinieni o zabójstwo Kirowa, lecz obwieszczenia o ich egzekucji były sygnałem do wzmożenia kampanii prasowej przeciwko „wrogom ludu”. O to właśnie Stalinowi chodziło w istocie; o wykazanie, że zabójstwo Kirowa było częścią rozgałęzionego spisku. Taką właśnie dyrektywę wydał Jeżowowi, głównej postaci sekretariatu KC, któremu powierzył polityczną kontrolę tej sprawy, i Agranowowi, wyznaczonemu do prowadzenia dochodzenia. Fakt, że do morderstwa doszło w Leningradzie, do niedawna twierdzy Zinowiewa, podsunął Stalinowi myśl, że byli współpracownicy Zinowiewa z leningradzkiej organizacji partyjnej i Komsomołu powinni znaleźć się wśród pierwszych aresztowanych i poddanych śledztwu. Jeżow udał się do Moskwy po kolejne instrukcje, a kiedy wrócił, dysponował już sporządzoną własnoręcznie przez Stalina listą członków spisku, który wkrótce miał stać się znany jako Leningradzka Centrala Terrorystyczna i jako Moskiewska Centrala Terrorystyczna. Opublikowany akt oskarżenia obwiniał Nikołajewa o zabójstwo Kirowa na rozkaz Centrali, o zabójstwo, będące częścią długofalowego planu zamordowania Stalina oraz innych przywódców partyjnych. W zamian za obietnicę ocalenia życia Nikołajew „wyznał”, że jego pierwotne oświadczenie o działaniu z pobudek osobistych zostało zmyślone w porozumieniu z grupą Zinowiewowców, aby ukryć ich współudział i przedstawić zabójstwo Kirowa jako przejaw indywidualnego terroryzmu. Proces członków Centrali Leningradzkiej odbył się pod koniec grudnia, przy drzwiach zamkniętych, przed trzyosobowym składem sędziowskim, któremu przewodniczył cieszący się ponurą sławą Ulrich - to on wraz z prokuratorem Wyszyńskim miał odegrać tę samą parodię sprawiedliwości na wszystkich kolejnych procesach lat trzydziestych. Przygotowania do tej
szczególnej sprawy były prowadzone pospiesznie i nie mogła się ona odbywać publicznie, gdyż większość oskarżonych przyznała się jedynie do przynależności do organizacji, natomiast zaprzeczyła powiązaniom z morderstwem. Wszyscy zostali skazani na śmierć, łącznie z Nikołajewem pomimo złożonej mu obietnicy ocalenia życia - i rozstrzelano ich tej samej nocy w piwnicach więzienia Liteini. W połowie grudnia Zinowiew i Kamieniew, obaj uprzednio dwukrotnie aresztowani, usunięci z partii i dwukrotnie rehabilitowani, wraz z pięcioma byłymi członkami Komitetu Centralnego zostali ponownie uwięzieni w Moskwie. Zanim jeszcze w połowie stycznia 1935 roku sporządzono akt oskarżenia, do grupy aresztowanych dołączono między innymi dziewięciu byłych członków kierownictwa partyjnego, usuniętych z partii w roku 1927, a w późniejszym okresie przyjętych do niej ponownie. W ten sposób grupa, mająca tworzyć „podziemne kontrrewolucyjne Centrum Moskiewskie”, które „przez wiele lat systematycznie kierowało działaniami kontrrewolucyjnymi obu central: moskiewskiej i leningradzkiej”, rozszerzyła się do dziewiętnastu osób. Jednakże zarzuty, jakie postawiono im na tym etapie, ograniczały się do odpowiedzialności moralnej i politycznej za zwrot grupy leningradzkiej ku terroryzmowi. Nie próbowano im udowodnić bezpośredniego związku z zabójstwem Kirowa. Wszyscy zostali skazani na wyroki nie większe niż pięć do dziesięciu lat więzienia. W tym samym czasie funkcjonariusze leningradzkiej NKWD, odpowiedzialni za bezpieczeństwo Kirowa, zostali obwinieni o zbrodnicze zaniedbanie, które doprowadziło do zabójstwa. Wszyscy przyznali się do winy, lecz zamiast zbiorowej egzekucji, która normalnie powinna nastąpić, wszyscy, z jednym wyjątkiem, otrzymali łagodne wyroki dwóch-trzech lat więzienia. Tylko jeden, uznany dodatkowo winnym „stosowania w śledztwie metod niezgodnych z prawem” - prawdopodobnie chodziło o „wypadek” Borysowa, członka ochrony osobistej Kirowa - dostał dziesięć lat. Poza tym traktowani byli przez Jagodę, szefa NKWD, „z wyjątkową i niespotykaną troską”, a gdy tylko znaleźli się na Kołymie, najbardziej odosobnionej z wysp „Archipelagu Gułag”, szybko otrzymali odpowiedzialne funkcje w administracji obozu i wszystkie płynące stąd przywileje. Ten pomyślny dla nich bieg spraw trwał do ostatnich miesięcy roku 1937, kiedy to zostali przewiezieni z powrotem do Moskwy i rozstrzelani. Jeszcze więcej szczegółów zostało ujawnionych w marcu 1938 roku podczas procesu samego Jagody. W czasie zamachu na Kirowa Jagoda był naczelnym komisarzem NKWD i odpowiadał bezpośrednio przed Stalinem za wszystkie akcje służb bezpieczeństwa. Na procesie Jagoda zeznał, że wydał Zaporożcowi, zastępcy naczelnika leningradzkiego NKWD, polecenie, by „nie stwarzać żadnych przeszkód aktowi terrorystycznemu skierowanemu przeciwko Kirowowi”. Dodał też, że to na jego rozkaz zwolniono Nikołajewa, gdy na dwa miesiące przed morderstwem zatrzymano go z rewolwerem, nabojami oraz planem trasy, którą Kirow zwykle przemierzał. Następnie Jagoda zeznał, że nakazał, aby Zaporożca i innych ludzi z NKWD otoczono właściwą opieką. Co skłoniło Jagodę do takiego postępowania? Przed sądem zeznał, że
otrzymał rozkazy tej treści od Jenukidzego, od roku 1918 sekretarza Centralnego Komitetu Wykonawczego Zjazdu Rad, a także, jak zostało stwierdzone, członka grupy terrorystycznej, który, szczęśliwym trafem, został rozstrzelany sześć miesięcy wcześniej, w październiku roku 1937. Jenukidze, jak twierdził Jagoda, nie zważał na jego protesty i nakazał mu podporządkowanie się poleceniom grupy. Było to o tyle niewiarygodne, że Jenukidze nie pełnił funkcji, która pozwalałaby mu nakazać cokolwiek mającemu większy zakres władzy Jagodzie. Tak więc pytanie, kto mógł wydać Jagodzie takie polecenia, pozostało nadal bez odpowiedzi. W swoim tajnym referacie na XX Zjeździe KPZR w roku 1956 Chruszczow powiedział delegatom: „Należy stwierdzić, że okoliczności zabójstwa Kirowa do dzisiaj kryją wiele rzeczy niezrozumiałych i wymagają bardziej dokładnego zbadania. [...] Po zamachu wysocy funkcjonariusze leningradzkiej NKWD otrzymali bardzo łagodne wyroki, lecz w 1937 zostali rozstrzelani. Możemy przypuszczać, że zastrzelono ich, aby zatrzeć ślady wiodące do organizatorów morderstwa Kirowa”. Staranne badania postulowane przez Chruszczowa, przeprowadzone zostały w roku 1956 lub 1957 przez specjalną komisję, która miała dostęp do wszystkich archiwów i przesłuchała setki świadków. Jednakże raport komisji nie został nigdy opublikowany. Na XXII Zjeździe, w roku 1961, Chruszczow powtórzył, że ludzie NKWD „zostali zamordowani w celu zatarcia wszystkich śladów”, i dodał: „im głębiej badamy materiały dotyczące śmierci Kirowa, tym więcej pojawia się pytań”. Jednak Chruszczow nie był jeszcze gotów, by wymienić imię, które cisnęło się na usta wszystkim. Natomiast we fragmentach pamiętników, które ostatecznie ukazały się w roku 1989, nie pozostawia wątpliwości, co do swojej prawdziwej opinii: „Sądzę, że morderstwo zostało zorganizowane przez Jagodę, który tę akcję mógł przedsięwziąć tylko na tajne polecenie Stalina przekazane mu podczas rozmowy w cztery oczy”. Wzmianki o procesach wytoczonych Zinowiewowi, Kamieniewowi, Bucharinowi i Rykowowi oraz zarzuty im stawiane zostały usunięte z oficjalnych publikacji sowieckich, takich jak historia partii, a Jenukidze wskazany w roku 1938 jako człowiek, który wydawał rozkazy Jagodzie, został w pełni zrehabilitowany w roku 1962. Jego nazwiska nie zastąpiono jednak żadnym innym. Sytuacja polityczna pod koniec stycznia 1935 różniła się bardzo od tej sprzed roku, gdy obradował „zjazd zwycięzców”. Wówczas w powodzi pochwał, jakimi go obsypano, Stalin doskonale wyczuwał silny nurt w partii, dążący do polityki odwilży, i musiał wyjść mu naprzeciw. Teraz człowiek, w którym dostrzegał swego rywala, nie żył, a on sam, z okrzykiem „rewolucja w niebezpieczeństwie”, niemal z dnia na dzień przejął inicjatywę. Partia i machina propagandy rozpętały demaskatorską kampanię przeciwko „wrogom ludu” i każdy, kto wcześniej miał jakikolwiek, choćby najluźniejszy, związek z opozycją Zinowiewowskokamieniewowską poczuł się teraz zagrożony denuncjacją i aresztowaniem. Pomyślana jako przykład dla reszty kraju leningradzka czystka - dotyczyła zarówno stronników Zinowiewa, jak i Kirowa - doprowadziła pod koniec
marca do masowych aresztowań i wywózek robotników, byłych arystokratów, urzędników oraz oficerów, często wraz z całymi rodzinami, i objęła w sumie liczbę osób szacowaną na niemal 100 tysięcy. Zadekretowana w styczniu 1933 roku generalna czystka w partii zakończyła się już wcześniej wykluczeniem 800 tysięcy z liczącej 3,5 miliona członków organizacji (tak bardzo rozrosła się partia w okresie realizacji pierwszej pięciolatki). W następstwie zabójstwa Kirowa wzmożona presja na społeczeństwo przybrała zdecydowanie polityczny kierunek. Tajne pismo Komitetu Centralnego z grudnia 1934 roku: „Nauki płynące z wypadków związanych z bestialskim zabójstwem towarzysza Kirowa” - pierwszy z serii okólników tego rodzaju - zostało rozesłane do wszystkich organizacji partyjnych i zobowiązywało je do wytropienia wykluczenia i aresztowania wszystkich podejrzanych o tendencje opozycyjne lub oskarżonych o nie podczas zebrań. Te zaś zamieniły się w seanse wzajemnych denuncjacji. Członkowie leningradzkiego Komsomołu, wchodzący w skład grupy, którą prowadzący śledztwo funkcjonariusze NKWD „połączyli” z Nikołajewem i spiskiem na życie Kirowa, mimo że poddani „surowemu śledztwu” i ostatecznie rozstrzelani, do końca odmawiali przyznania się do winy i nie dostarczyli żadnych dowodów obciążających Zinowiewa lub Kamieniewa. W rezultacie sprawa przeciwko dwóm byłym przywódcom opozycji została zawieszona 20 grudnia z powodu braku dowodów. Poddanie ich dalszej „obróbce” umożliwiło wznowienie procesu w styczniu, ale i teraz tym, co jedynie udało się ustalić i do czego przyznawali się oskarżeni, były powiązania z Centralą Leningradzką i generalna odpowiedzialność moralna za szerzenie idei kontrrewolucyjnych, a nie bezpośredni związek z morderstwem Kirowa. Także ten proces odbywał się przy drzwiach zamkniętych, a relacje prasowe z jego przebiegu były bardzo lakoniczne. Umiarkowane elementy w kierownictwie politycznym ciągle sprzeciwiały się zbyt surowemu traktowaniu byłych członków Politbiura i Komitetu Centralnego i to sprawiło, że Stalin uznał za politycznie korzystne osobiste przedstawienie Biuru propozycji, aby w przypadku Zinowiewa i Kamieniewa nie stosowano kary śmierci. Stalin nie zrezygnował ze swoich planów, ale najwyraźniej potrzebował więcej czasu na przygotowania. Skutkiem tego było wrażenie, któremu uległo wielu obserwatorów zarówno w ZSRR, jak i za granicą, że kryzys wywołany zabójstwem Kirowa zakończył się i następuje powrót do normalności. Nowe hasło rzucone przez Stalina brzmiało: „Życie stało się lepsze, towarzysze. Życie stało się weselsze”. Poprawiły się warunki materialne ludności: dzięki dobrej pogodzie zbiory w roku 1935 były rekordowe i zniesiono racjonowanie żywności. W sklepach pojawiło się więcej towarów, a ceny spadły. Realizacja drugiej pięciolatki zaczęła przynosić efekty: nastąpił poważny wzrost produkcji żelaza, stali, węgla i cementu, przynajmniej w porównaniu z bardzo niskimi wskaźnikami w roku 1932 i 1933. Ruch stachanowców, zainicjowany w ostatnich miesiącach roku 1935, doprowadził do nagłośnionego przez propagandę wzrostu wydajności pracy. W tym samym czasie w Armii Czerwonej
przywrócono stopnie wojskowe, zwiększyły się też zarobki i przywileje korpusu oficerskiego, co poprawiło znacznie jego morale, mianowano również pięciu pierwszych marszałków Związku Radzieckiego - zmiany te twórca Armii Czerwonej Trocki uznał za rewolucję. Pojawiły się nadzieje na świt nowej epoki, które znalazły potwierdzenie w decyzji przyjęcia nowej konstytucji. Stalin osobiście mianował się przewodniczącym komisji konstytucyjnej i w spektakularnym geście pojednania włączył w jej trzydziestoosobowy skład Bucharina i Radka. W lipcu 1936 roku opublikowany został projekt i całe społeczeństwo zaproszono do włączenia się w szeroką, narodową dyskusję nad jego treścią. Jak oficjalnie ogłoszono, projekt „powitano z niezwykłym entuzjazmem i przyjęto jednogłośnie”. Bucharin zaangażował się w prace nad projektem, szczególnie zaś tej jego części, która dotyczyła powszechnych wyborów, tajnego i bezpośredniego głosowania zagwarantowania praw obywatelskich, łącznie z wolnością słowa, prasy, swobodą stowarzyszania się i manifestacji ulicznych oraz własności osobistej chronionej prawem. Projekt jednoznacznie określał, iż dopuszcza się istnienie tylko jednej partii, oraz mówił, że ze wszystkich gwarantowanych praw korzystać należy „w zgodzie z interesem klasy robotniczej oraz w celu umocnienia systemu socjalistycznego”. Pomimo ponurych przewidywań, które skłoniły go tego samego lata 1936 roku - to nie pomyłka - do wyznania przyjaciołom w Paryżu, że Stalin myśli o zabiciu go, Bucharin nie mógł stłumić nadziei, że nowa konstytucja może oznaczać „więcej swobody dla ludzi. Odtąd nie będą już dłużej spychani na ubocze”. Przedstawiając projekt końcowy Nadzwyczajnemu Wszechzwiązkowemu Zjazdowi Rad, Stalin nie rozwiał tych nadziei. Przeciwnie, wyraźnie podkreślił, że nowa konstytucja ZSRR, która, o co zadbał, miała nosić jego imię, „wychodzi z założenia że w społeczeństwie nie ma już wcale klas antagonistycznych, że społeczeństwo składa się z dwóch zaprzyjaźnionych ze sobą klas, z robotników i chłopów, że u władzy stoją te właśnie klasy pracujące”. Właśnie dzięki likwidacji społecznych konfliktów można było przyznać ludziom radzieckim powszechne prawo wyborcze, tajność głosowania i inne prawa obywatelskie. Wyjątkowe znaczenie nadane konstytucji (która pozostawała „w mocy” do roku 1989) oraz „dyskusji”, dzięki której powstała, miało na celu wywołanie odpowiedniego wrażenia na obywatelach ZSRR i społeczeństwach zachodnich. Sowiecka polityka zagraniczna po wejściu Związku Radzieckiego do Ligi Narodów w roku 1934 nakierowana była na tworzenie układu zbiorowego bezpieczeństwa, mającego utrzymać w ryzach Hitlera. Celem konstytucji Stalina było wywarcie wrażenia na zachodniej opinii publicznej - czego niewątpliwie dokonała - że Związek Radziecki jest krajem zmierzającym do demokracji i to dążenie popierają wszystkie zamieszkujące go narody. Na Zjeździe Rad Stalin zakończył swoje przemówienie, oświadczając: „Oto dlaczego sądzę, że Konstytucja ZSRR jest jedyną na świecie konstytucją w pełni demokratyczną. [...] Będzie to dokument świadczący, że to, o czym marzyły i nadal marzą miliony uczciwych ludzi w krajach
kapitalistycznych - zostało już urzeczywistnione w ZSRR [...] zwycięstwo rozwiniętej, do końca konsekwentnej demokracji [...] Ale z tego wynika, że trudno chyba przecenić międzynarodowe znaczenie nowej Konstytucji ZSRR. Teraz, kiedy mętna fala faszyzmu opluwa ruch socjalistyczny klasy robotniczej i miesza z błotem demokratyczne dążenia najlepszych ludzi cywilizowanego świata, nowa Konstytucja ZSRR będzie aktem oskarżenia przeciw faszyzmowi, aktem oskarżenia świadczącym, że socjalizm i demokracja są niezwyciężone. Nowa Konstytucja ZSRR będzie moralną podporą i realną pomocą dla tych wszystkich, którzy obecnie toczą walkę przeciw barbarzyństwu faszystowskiemu”. Rachuby Stalina, że konstytucja z roku 1936 wywoła za granicą niezwykłe wrażenie okazały się trafne. Jednak już w chwili gdy wygłaszał swoje przemówienie (25 listopada 1936), obywatele ZSRR, szczególnie zaś członkowie komunistycznej partii, zaczęli dostrzegać, że w praktyce postanowienia konstytucji odpowiadają rządom terroru. Stalin nigdy nie miał żadnych wątpliwości co do tego, co oznaczały one w praktyce. Podczas gdy pozwalał innym wierzyć w złagodzenie presji i aby podsycać tę wiarę wykonywał nawet okazjonalne zachęcające gesty, sam nie przerywał przygotowań do ponownego ataku na byłą opozycję. Miał zamiar zdyskredytować ją w starannie zainscenizowanym publicznym procesie oraz udowodnić, że każdego, nawet byłego członka Politbiura, może dosięgnąć kara śmierci. Tymczasem w Biurze Politycznym, oprócz wolnego miejsca po Kirowie, pojawił się drugi wakat z powodu śmierci Waleriana Kujbyszewa, szefa Gospłanu, Państwowego Komitetu Planowania. Kujbyszew, podobnie jak Kirow, miał opinię przedstawiciela grupy opowiadającej się za bardziej umiarkowanym kursem i podobno przeciwstawiał się procesowi Zinowiewa i Kamieniewa. Podówczas, 26 lipca 1935 roku, jako przyczynę jego śmierci podano chorobę serca, lecz na procesie Jagody, w roku 1938, została ona przypisana błędom w leczeniu popełnionym na rozkaz Jagody. Nie pokuszono się przy tym o zidentyfikowanie osoby, od której Jagoda otrzymał polecenie zlikwidowania Kujbyszewa, i sprawa ta musi pozostać nie rozstrzygnięta do czasu ujawnienia nowych dowodów. Stalin postarał się, aby jedno z wolnych miejsc przypadło Mikojanowi, człowiekowi, na którym mógł polegać (drugie zajął później stracony Czubar), a stanowisko jednego z dwóch nowych zastępców członka Politbiura Andriejowi Żdanowowi, pełniącemu po śmierci Kirowa funkcję pierwszego sekretarza partii w Leningradzie. Inne ważne stanowisko, pierwszego sekretarza moskiewskiej organizacji partyjnej, przypadło Chruszczowowi, który, podobnie jak Żdanow, wkraczał wówczas na wyższe stopnie kariery. Jeżow, wybijający się ulubieniec Stalina, awansował na szefa Centralnej Komisji Kontroli Partyjnej, a jego zastępcą został Malenkow, dotychczas piastujący stanowisko kierownika w Departamencie Kadr Sekretariatu. Obydwa stanowiska stwarzały możliwość wywierania nacisku na lokalne organizacje partyjne, by zaostrzały czystkę w swych szeregach. Jagoda jako szef NKWD podlegał już bezpośrednio Stalinowi i wykonywał jego tajne dyrektywy. W lipcu
1935 roku Wyszyński, przyszły główny oskarżyciel w procesach moskiewskich, został awansowany na stanowisko prokuratora generalnego. Wydaje się mało prawdopodobne, aby ktoś z tej grupy został obdarzony pełnym zaufaniem Stalina, który zawsze kierował się zasadą, że każdy powinien wiedzieć nie więcej niż to konieczne do wykonania rozkazu: ci, którzy budzili jego podejrzenia lub zadawali pytania, nie przetrwali. Nawet ci, którzy tego nie robili, lecz za dużo wiedzieli, stawali się zbędni, o czym przekonali się później Jagoda i Jeżow. Wiosną 1935 roku w sowieckim prawodawstwie wprowadzono dwie zmiany, dające Stalinowi broń, która mogła być użyta jako szantaż przy wymuszaniu przyznania się do winy. Pierwsza rozciągała zakres stosowania wszystkich kar, łącznie z karą śmierci, na dzieci od dwunastego roku życia (dekret z 7 kwietnia 1935). Druga (dekret z 9 lipca) przewidywała karę śmierci za próbę ucieczki za granicę oraz karę do dwudziestu lat więzienia dla członków „rodziny zdrajcy”, jeśli służył on w wojsku, a członkowie rodziny wiedzieli wcześniej o popełnionym przestępstwie, lub do pięciu lat zsyłki, jeżeli nic nie wiedzieli, lecz mieszkali z nim albo pozostawali na jego utrzymaniu. Oznaczało to wprowadzenie systemu zakładników, gdyż narażało na ryzyko całe rodziny, łącznie z małymi dziećmi, jeśli choć jeden jej członek był podejrzany lub został zadenuncjowany jako zdradzający najmniejszy cień nieprawomyślności. Reforma systemu sprawiedliwości powierzała sprawy o zdradę specjalnie powołanej izbie wojskowej Sądu Najwyższego, której przewodniczył W.W. Ulrich, sędzia dający gwarancję, że będzie je prowadził w ścisłej współpracy z NKWD. Ścisła kontrola, jaką osobiście roztoczył Stalin nad OGPU w okresie kolektywizacji, okazała się teraz niezwykle przydatna. Zreorganizowany Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych (NKWD) był odpowiedzialny za zarządzanie obozami pracy (GUŁag), za wojska ochrony pogranicza, wojska wewnętrzne oraz milicję. Specjalny organ NKWD otrzymał prawo administracyjnego (czyli bez wyroku sądowego) skazywania na karę do pięciu lat wygnania, zsyłki lub uwięzienia w obozie. Mózgiem organizacji pozostawał jednak Główny Zarząd Bezpieczeństwa Narodowego (GUGB), składający się ze starych bolszewików, specjalistów od spraw bezpieczeństwa i operacji terrorystycznych, którzy często pamiętali jeszcze czasy CzeKa Dzierżyńskiego. Podczas gdy w partii trwała czystka na średnich i niższych szczeblach, ciągle przyspieszana przez zreorganizowaną Komisję Kontroli Partyjnej i Wydział Specjalny Poskriebyszewa, GUGB został wykorzystany przez Stalina do ataku na wyższe kadry partyjne, urzędników państwowych i na samo sowieckie kierownictwo. Oficerowie NKWD, posiadający specjalne umundurowanie, własne osiedla mieszkaniowe i inne przywileje, uchodzili za corps d’elite. Naczelny komisarz NKWD, Jagoda, otrzymał nominację na nowo utworzony stopień marszałka Związku Radzieckiego, Agranow, kierownik GUGB, wewnętrznej służby bezpieczeństwa NKWD, uznawany za serdecznego druha Stalina, wraz z pięcioma innymi osobami mianowany został komisarzem Bezpieczeństwa Narodowego pierwszego stopnia, co
odpowiadało randze pełnego generała Armii Czerwonej. Ranga trzynastu komisarzy drugiego stopnia którzy zostali mianowani w listopadzie 1935 roku, wśród nich znajdowali się kierownicy sześciu głównych departamentów GUGB, odpowiadała randze generała-pułkownika w wojsku. W oczach Stalina nominacje te nie uczyniły ich jednak bardziej niezastąpionymi niż korpus oficerski Armii Czerwonej. Z dwudziestu komisarzy NKWD mianowanych w listopadzie 1935 roku, łącznie z komisarzem naczelnym i jego następcą, prędzej czy później wszyscy, z wyjątkiem jednego zamordowanego mniej formalnie, zostali rozstrzelani jako „wrogowie ludu”. NKWD stanowiło ostatnią z sowieckich elit zlikwidowanych przez Stalina. III Wiosną roku 1935 około czterdziestu osób zostało aresztowanych w związku z rzekomym spiskiem, mającym na celu zabicie Stalina na Kremlu. Stalin ponowił próbę powiązania z tą sprawą opozycji. Kamieniew miał brata - malarza Rosenfelda, którego żoną była lekarka pracująca na Kremlu. Te cienkie więzy wystarczyły, by Jeżow, jako przewodniczący Komisji Kontroli Partyjnej, zażądał dla Kamieniewa kary śmierci. Napotkał jednak znów silny opór, wobec którego musiał ustąpić. Zamiast na śmierć w końcu lipca 1935 roku Kamieniew został skazany na dalsze dziesięć lat więzienia, a jego brat zeznawał jako świadek przeciwko niemu. Inni dwaj znani starzy bolszewicy utracili swe stanowiska: Awel Jenukidze, odpowiedzialny za generalny nadzór nad Kremlem, oraz Łotysz Peterson, komendant Kremla, który podczas wojny domowej dowodził pociągiem stanowiącym ruchomą kwaterę Trockiego. Następnym krokiem było rozwiązanie Związku Starych Bolszewików oraz Rady Byłych Więźniów Politycznych przeprowadzone przez specjalne komisje, kierowane w pierwszym przypadku przez Szkiriatowa, a w drugim przez Jeżowa, dwóch najgroźniejszych siepaczy Stalina. Przykładem, jak drobna uraza stawała się powodem prześladowań ze strony dotkniętego w swej dumie Stalina, jest sprawa Jenukidzego, którego łączyły ze Stalinem bliskie więzy z czasów, gdy trzydzieści pięć lat wcześniej obaj byli młodymi działaczami w Gruzji. Był on sekretarzem Centralnego Komitetu Wykonawczego Zjazdu Rad i nie miał żadnych powiązań z grupami opozycyjnymi. Opublikował jednak pamiętniki dotyczące wczesnego okresu działalności rewolucyjnej na Zakaukaziu. Uwagę Stalina zwrócił na nie Beria, inny pretendent do jego łask, i Jenukidze został zmuszony do zamieszczenia w „Prawdzie” (16 stycznia 1935) podpisanego własnym nazwiskiem artykułu, w którym przyznawał, że popełnił ciężki błąd, wyolbrzymiając swoją rolę i nie oddając sprawiedliwości Stalinowi, wybijającemu się już wyraźnie w tamtych młodzieńczych latach. (Jednym z punktów krytyki Związku Starych Bolszewików było to, że miał własną oficynę wydawniczą, która publikowała pamiętniki jego członków. Teraz została ona zamknięta.) Jako przyjaciel rodziny Alliłujewów Jenukidze był ojcem chrzestnym żony Stalina Nadieżdy Alliłujewej, i organizatorem pogrzebu po jej samobójczej
śmierci, a przez jego córkę Swietłanę, uważany był za wujka. W oczach Stalina mogło to stanowić dodatkowe obciążenie. Wkrótce po usunięciu Jenukidzego z partii Żdanow i Chruszczow usiłowali przypodobać się swemu patronowi i przeprowadzili równoległy atak w Leningradzie i Moskwie. Pierwszy oskarżał Jenukidzego o „nikczemną wywrotową działalność przeciwko partii i państwu sowieckiemu, polegającą na gromadzeniu godnych pogardy pozostałości faszystowsko-Zinowiewowsko-kamieniewowsko-trockistowskich grup oraz plew burżuazyjno-obszarniczej kontrrewolucji”. Aresztowany w roku 1937 i rozstrzelany jako szpieg i zdrajca Jenukidze został pośmiertnie obarczony odpowiedzialnością za zabójstwo Kirowa - to jego właśnie wskazano podczas procesu moskiewskiego w roku 1938 jako człowieka, który nakazał Jagodzie zorganizowanie tego morderstwa. Dziś jego imię zostało w pełni zrehabilitowane. Nie tylko weterani, lecz również komsomolska młodzież przyciągnęła uwagę Stalina. Według doniesień NKWD po zabójstwie Kirowa także w tych kręgach zaczęto mówić o usunięciu Stalina. NKWD nie miała trudności ze zdemaskowaniem i aresztowaniem winnych, ale Stalin stwierdził, iż cały Komsomoł wymaga czystki. Reorganizację związku, mającą oczyścić jego szeregi z „wrogów ludu”, ogłoszono w lipcu 1935 roku. Jedna z komsomolskich grup „wykrytych” przez NKWD działała w Instytucie Pedagogicznym w Gorkim. Jej członkowie oczekiwali już na proces, gdy sprawa została wstrzymana, ponieważ nadeszły nowe instrukcje z góry. Jeden z zaangażowanych w nią agentów, Walentin Olberg, pracował wcześniej jako tajny informator w grupie trockistów w Berlinie i próbował dostać pracę w sekretariacie Trockiego. Stwarzało to okazję powiązania grupy z Trockim i Olberg otrzymał rozkaz, by „przyznał się”, że Trocki wysłał go, aby zwerbował profesorów i studentów, którzy chcieliby przyłączyć się do spisku mającego na celu zabicie Stalina podczas pochodu pierwszomajowego w 1936 roku w Moskwie. Po dopracowaniu wersji Olberga w początkach roku 1936 zapadła ostateczna decyzja, by uczynić z niej podstawę operacji przeciwko liderom dawnej opozycji, czego domagał się Stalin. Kierownik Tajnego Wydziału Politycznego NKWD, Mołczanow, wezwał wówczas około czterdziestu oficerów wykonawczych NKWD, zakomunikował im o odkryciu rozległego spisku, a następnie zwolnił ich ze zwykłych obowiązków i polecił jego rozpracowanie. Politbiuro uznało, że wina oskarżonych jest oczywista; wszystko, co pozostało do zrobienia, to ustalenie szczegółów. Nie wymagano żadnych dowodów (żaden zresztą nie został nigdy przedstawiony), za wystarczające uznano samo przyznanie się do winy i denuncjacje. Według Aleksandra Orłowa, oficera NKWD, który zbiegł na Zachód i w roku 1954 opublikował swe pamiętniki, oficerowie przez lata zajmujący się rozpracowywaniem środowisk opozycyjnych wiedzieli dobrze, że cała sprawa była sfabrykowana. Ale istniała już tradycja publicznych procesów opartych na sfingowanych spiskach, rozpoczęta sprawą szachtyńską w roku 1928, po której nastąpiła cała seria podobnych. W większości odbywały się one przy drzwiach zamkniętych,
lecz niekiedy były dostępne dla publiczności, na przykład proces Partii Przemysłowej Ramzina w roku 1930, rozprawa mienszewickiego Centrum w 1931 i proces Metro-Vickers w 1933. Oficerowie wiedzieli więc, czego się od nich oczekuje i jak się do tego zabrać. Czego próbował dokonać Stalin? Chruszczow dostarczył dwóch podstawowych wskazówek w swoim tajnym referacie na XX Zjeździe partii: „Stalin ukuł pojęcie »wroga ludu«. Termin ten automatycznie czynił zbędnym dowodzenie błędów ideologicznych pojedynczemu człowiekowi czy zaangażowanej w spór grupie. Umożliwiał on najbardziej okrutne represje, gwałcące wszelkie normy rewolucyjnej praworządności, wobec każdego, kto w jakikolwiek sposób nie zgadzał się ze Stalinem, nawet wobec tych, których jedynie podejrzewał o wrogie zamiary. [...] Owo pojęcie »wroga ludu« praktycznie wykluczało wszelką możliwość ewentualnej walki ideologicznej lub zapoznania innych z własnymi poglądami na tę czy inną kwestię, nawet o czysto praktycznym charakterze”. W rezultacie różnica zdań ze Stalinem w jakiejkolwiek kwestii stawała się - miast przedmiotem sporu politycznego - zbrodnią główną, sama w sobie stanowiąc dowód uczestnictwa w przestępczym spisku, zdrady i dążeń do obalenia ustroju. Stalin doskonale wiedział, że spisek jest fikcją, której scenariusz został przygotowany na jego polecenie i pod wpływem jego krytycznych uwag ulegał stałym ulepszeniom. A mimo to na innym poziomie świadomości mógł wierzyć, że w istocie spisek taki istniał naprawdę. Całe jego życie upłynęło w atmosferze konspiracji - to fakt, na który słusznie zwrócił uwagę dawny jugosłowiański przywódca komunistyczny, Djilas, podczas wywiadu radiowego z G.R. Urbanem. Gdy ten zapytał: „Czy można twierdzić, że tradycja partii nielegalnej, w której korzeniami tkwili Stalin i jego przyboczni, przetrwała długo po tym, jak konspiracja przestała być już potrzebna?”, Djilas odrzekł: „Właśnie w tym tkwi sedno problemu - czy potrzeba konspiracji się skończyła? Tym, co wyniosłem z mojej wizyty u Stalina, było przekonanie, że ci ludzie uważali się za stworzonych do rządzenia ponad i wbrew woli ludu. Działali jak grupa spiskowców... [w] kraju podbitym, a nie swoim własnym. Władza oznaczała dla Stalina zarówno spisek, w którym sam był głównym spiskowcem, jak bycie osobą, przeciwko której się spiskuje”. Skoro tak miały się sprawy w latach czterdziestych, gdy Stalin czuł się o wiele pewniej, tym bardziej musiało być to prawdą w latach 1935-1938, kiedy ciągle jeszcze budował swoją pozycję. Gdyby to on został pokonany, a nie jego rywale, szukałby każdej sposobności do rewanżu i obalenia sprawujących władzę - co do tego nie miał żadnej wątpliwości. W rzeczywistości, pomimo że musiały wśród oskarżonych istnieć jednostki i grupy, które omawiały możliwość pozbycia się Stalina, nigdy nie ujawniono żadnego dowodu, który by potwierdzał stawiane im wówczas zarzuty. Zostały one sfabrykowane przez NKWD na polecenie Stalina.
Jak pisze Robert Tucker: „Nie należy sądzić, że Stalin wierzył w nie całkowicie. Musiały jednak wydawać mu się prawdziwe w założeniu, a fałszywe, jeżeli w ogóle, w tym, że zawierały pewne upiększenia rzeczywistości”. Tu właśnie pojawia się druga wskazówka Chruszczowa: „W rzeczywistości jedynym dowodem winy było »przyznanie się do niej« przez samego oskarżonego, które, jak wykazały badania wszystkich kolejnych przypadków, uzyskiwano poddając go presji fizycznej”. Dzierżyński zawsze podkreślał znaczenie przyznania się oskarżonego do winy, a na procesie szachtyńskim w roku 1928 nie przedstawiono żadnego innego dowodu. Tę samą praktykę zastosowano w przypadku Partii Przemysłowej Ramzina i ponownie, z mniejszym powodzeniem, w sprawie Metro-Vickers. Aby zadowolić Stalina, oskarżeni ci musieli osobiście wygłosić samokrytykę. Metoda ta (wraz z wykorzystaniem więźniów jako świadków zeznających przeciwko innym oskarżonym) została wypróbowana i zaakceptowana jeszcze przed procesami moskiewskimi, a NKWD miała już spore doświadczenie w tej dziedzinie. Korzyść z punktu widzenia Stalina była oczywista. Prezentując czołowe postacie radzieckiego życia publicznego samooskarżające się o najwyższą zdradę, dostarczał przekonującego dowodu stawianych im zarzutów politycznych i jednocześnie zaspokajał swoje psycho-patologiczne potrzeby. Podobno już w czasie przygotowań do procesu Stalin nakazał NKWD przebadanie aż 300 byłych członków opozycji, znajdujących się w więzieniach lub na zesłaniu, pod kątem ich przydatności do wystąpienia w roli ośmiu prowodyrów politycznych i ośmiu pomagierów, głównie agentów-prowokatorów, którzy mieli pojawić się na rozprawie. „Centrum trockistowsko-zinowiewowskie” miało zostać teraz obarczone bezpośrednią odpowiedzialnością za morderstwo Kirowa, które stanowiło część kampanii terrorystycznej mającej na celu zlikwidowanie Stalina oraz pozostałych członków radzieckiego kierownictwa. Zinowiew i Kamieniew wraz z dwoma najbliższymi współpracownikami, Jewdokimowem i Bakajewem, od grudnia 1934 roku przebywali w areszcie, gdzie poddawano ich długotrwałym przesłuchaniom i nakłaniano do przyznania się do winy. Sam Trocki, po wygnaniu z ZSRR w roku 1929, schronił się w Turcji, następnie we Francji, potem w Norwegii, by wreszcie pod koniec roku przenieść się do Meksyku. Przy braku samego Lucyfera trudno było znaleźć odpowiedniego przedstawiciela odłamu trockistowskiego w Centrum. W końcu wybór padł na Iwana Smirnowa, byłego robotnika, działacza rewolucyjnego od siedemnastego roku życia, uczestnika walk rewolucji 1905-1906 roku i wojny domowej, w czasie której poprowadził 5 armię do zwycięstwa nad Kołczakiem na Syberii. Zaproponowano wówczas jego kandydaturę na stanowisko sekretarza generalnego partii, ale ostatecznie przypadło ono Stalinowi - fascynujący przypadek: „co by było, gdyby”. Skazany na zesłanie wraz z innymi trockistami w roku 1927, ponownie popadł w tarapaty na początku lat trzydziestych, kiedy wyraził poparcie dla sformułowanej przez Riutina propozycji usunięcia Stalina, i od stycznia 1933 roku przebywał w więzieniu. Wyjaśnienie Smirnowa, że odkąd znalazł się w więzieniu, nie mógł przewodzić jakiemukolwiek spiskowi, Wyszyński na procesie obalił jako „naiwne twierdzenie”.
Odkryto bowiem, dodał, tajny szyfr, który umożliwiał Smirnowowi utrzymywanie kontaktu z innymi spiskowcami: zostało więc „dowiedzione”, iż był on w stanie porozumiewać się z nimi, choć nigdy nie przedstawiono żadnej kopii szyfru ani tym bardziej żadnej przekazanej wiadomości. W połowie maja Stalin zwołał konferencję szefów NKWD i polecił im udokumentowanie kolejnych powiązań pomiędzy spiskowcami a Trockim. Oprócz Olberga wybrano do tego celu jeszcze dwóch agentów, Fritza Dawida i Bermana-Jurina, którzy pracowali w Niemieckiej Partii Komunistycznej i Kominternie. Obu aresztowano pod koniec maja i poinstruowano, aby przyznali się, iż odwiedzili Trockiego i otrzymali od niego rozkaz zabicia Stalina Jednakże Smirnow i Mraczkowski, inny trockista, weteran walk na Syberii, a w roku 1927 wydawca podziemnej prasy trockistowskiej, wszystkiemu zaprzeczali i odmawiali przyznania się do winy, pomimo że podobno Mraczkowskiego przesłuchiwał non stop, przez dziewięćdziesiąt godzin, zespół zmieniających się śledczych, do których co jakiś czas telefonował sam Stalin, by dowiedzieć się, czy więzień już się załamał. Zinowiew, Kamieniew i Jewdokimow okazali się równie zatwardziali, chociaż badano ich z taką samą bezwzględnością, a tego ostatniego potraktowano ze szczególnym okrucieństwem. Jak podaje Orłow, kiedy Mironow, komisarz NKWD odpowiedzialny za przesłuchania doniósł o tym Stalinowi, miała miejsce następująca wymiana zdań: ,,»Myślicie, że Kamieniew może się nie przyznać?« - zapytał Stalin. »Nie wiem - odpowiedział Mironow. - Nie ulega namowom«. »Nie wiecie? - ponownie zapytał Stalin wpatrując się w Mironowa. - A czy wiecie, ile waży nasz kraj ze wszystkimi fabrykami, maszynami, wojskiem, wraz z całym uzbrojeniem i flotą? « Mironow i wszyscy obecni spojrzeli na Stalina ze zdumieniem. »Zastanówcie się i odpowiedzcie* - polecił Stalin. Mironow uśmiechnął się, sądząc, że Stalinowi chodzi o jakiś żart. »Pytam was, ile to wszystko waży?« - nalegał. Mironow był zakłopotany. Stalin jednak nie spuszczał z niego wzroku i oczekiwał odpowiedzi. Mironow wzruszył ramionami i jak uczeń na egzaminie odpowiedział niepewnym głosem: - »Nikt tego nie wie, Josifie Wissarionowiczu. To byłaby wielkość astronomiczna«. »A zatem czy pojedynczy człowiek jest w stanie znieść nacisk tego astronomicznego ciężaru?« - spytał Stalin surowo. »Nie« - odrzekł Mironow. »A więc nie opowiadajcie mi, że Kamieniew albo ten czy inny więzień jest w stanie wytrzymać ten nacisk. I nie przychodźcie do mnie - polecił Stalin Mironowowi - dopóki nie będziecie mieli zeznania Kamieniewa w tej teczce« . W trakcie toczących się przy zamkniętych drzwiach przygotowań nastąpiła inna śmierć. Maksym Gorki, największy z żyjących rosyjskich pisarzy, którego Stalin przekonał do powrotu i poparcia reżimu, popadł w niełaskę, bowiem nie aprobował prześladowań opozycji. Gorki zachorował
pod koniec maja i zmarł 18 czerwca. Na procesie w 1938 roku ci sami lekarze, których oskarżono o zabójstwo Kujbyszewa, zostali również uznani za winnych otrucia Gorkiego. Też na rozkaz Jagody. Śmierć tych ludzi ucieszyła Stalina, czy jednak był on za nią odpowiedzialny, pozostaje kolejnym pytaniem bez odpowiedzi. W lipcu i początkach sierpnia 1936 roku nasilono presję, aby wydobyć potrzebne zeznania na czas, by proces mógł się odbyć w okresie wakacji, gdy wielu członków Komitetu Centralnego, wraz ze Stalinem i członkami Politbiura, przebywało poza Moskwą. Nacisk przybierał rozmaite formy: powtarzające się bicie, tortury, zmuszanie więźniów do stania lub pozbawianie ich snu przez wiele dni, całonocne przesłuchania groźby wobec rodzin uwięzionych, konfrontacje obwinionych. Podobno Jeżow powiedział Zinowiewowi, że wywiad radziecki jest pewny, iż Niemcy i Japonia zaatakują ZSRR w 1937 roku. Konieczne jest zatem uprzednie zniszczenie trockizmu i Zinowiew musi w tym dopomóc, publicznie zaświadczając o współudziale Trockiego w spisku. Jeżeli oskarżeni odmówią współpracy, alternatywą pozostawał proces zamknięty i stracenie całej opozycji, łącznie z tysiącami więźniów przebywających w obozach. Z drugiej strony czyniono im obietnice, że jeśli będą współpracowali, ocalą życie swoje i swoich rodzin. W końcu Zinowiew i Kamieniew wyrazili zgodę, ale pod warunkiem, że zostaną oszczędzeni ich zwolennicy oraz ich rodziny. Poprosili o spotkanie z członkami Politbiura, by uzyskać potwierdzenie warunków, lecz musieli się zadowolić zapewnieniami udzielonymi w czasie bezpośredniego spotkania ze Stalinem, Woroszyłowem i Jeżowem, którzy działali (a przynajmniej twierdzili, że działają) jako reprezentanci Biura Politycznego. Ostatecznie przyznanie się do winy udało się uzyskać dopiero na kilka dni przed procesem. Pomogło w tym opublikowanie 11 sierpnia dekretu o przywróceniu rozpraw publicznych, możliwości powoływania obrońców oraz składania przez oskarżonych apelacji w ciągu trzech dni od ogłoszenia wyroku. Jeżow zorganizował ostatnie spotkanie z Zinowiewem, Kamieniewem i innymi głównymi oskarżonymi, w trakcie którego potwierdził raz jeszcze gwarancje ocalenia im życia, lecz jednocześnie ostrzegł, że każda próba „zdrady” podjęta przez jednego z nich ugodzi w całą grupę. Akt oskarżenia opublikowano 15 sierpnia, zaledwie na cztery dni przed rozpoczęciem procesu. Towarzyszyła temu napastliwa kampania prasowa, w której domagano się „śmierci dla zdrajców”. Uchwały, w których żądano ich rozstrzelania, podejmowane były przez robotników w setkach fabryk, w kołchozach i organizacjach partyjnych, a następnie publikowane w gazetach. Na stronicach zawierających setki takich rezolucji pojawiły się też „manifesty” trzech znaczących figur partyjnych: Rakowskiego, Rykowa i Piatakowa, którzy również domagali się kary śmierci dla winnych. Piatakow pisał: „Nie można znaleźć słów zdolnych oddać w pełni oburzenie i odrazę. Ludzie ci utracili ostatnie resztki ludzkiej natury. Muszą zostać zniszczeni jak zaraza zanieczyszczająca czyste, orzeźwiające powietrze Kraju Rad, niebezpieczna zaraza, która może spowodować śmierć naszych
przywódców”. Ten gest uległości nie uchronił wszystkich trzech od postawienia przed sądem w następnych procesach, a Piatakowa i Rykowa od kary śmierci, której domagali się dla swoich poprzedników na ławie oskarżonych. Proces odbył się w obecności trzydziestu kilku zagranicznych dziennikarzy i dyplomatów oraz publiczności złożonej ze 150 obywateli sowieckich, w większości pracowników NKWD, którzy znaleźli się tam na wypadek, gdyby trzeba było podnieść zgiełk na sali. Śledczy, którzy wymusili na więźniach przyznanie się do winy, siedzieli teraz naprzeciwko nich na sali rozpraw. Wolnych miejsc dla członków Komitetu Centralnego lub rodzin oskarżonych oczywiście zabrakło. Zgodnie z obraną linią postępowania zarzuty przedstawiono jako sprawę o charakterze karnym, którą rozstrzygnąć miał sąd6, a nie kierownictwo polityczne; sam Stalin usunął się do swej rezydencji nad Morzem Czarnym. W trakcie trwającej dwa dni rozprawy, odpowiadając na pytania Wyszyńskiego, każdy z obwinionych powtórzył swoje „zeznania” i w pełni potwierdził swój udział w tworzeniu, z inspiracji Trockiego, terrorystycznego Centrum. Obaj stronnicy Trockiego, Smirnow i Holtzmann, potwierdzili swą przynależność do Centrum, lecz wyparli się wszelkich powiązań z aktami terroru, takimi jak morderstwo Kirowa czy inne nieudane próby, które rzekomo Centrum podejmowało w celu zgładzenia Stalina. Skoro jednak pozostali stwierdzili, że brali w nich udział, nie miało to już większego znaczenia. Swą mowę końcową Wyszyński rozpoczął, odwołując się do mądrości Stalina, który trzy lata wcześniej przewidywał, że „wrogie sprawie socjalizmu elementy będą niewątpliwie stawiały opór, przewidział również możliwość ożywienia działań trockistowskich grup kontrrewolucyjnych”. Zakończył zaś słowami: „żądam rozstrzelania tych wściekłych psów wszystkich, co do jednego!” Ostatnie przemówienia podsądnych były dalszym ciągiem samooskarżeń. Zinowiew, którego po raz pierwszy usunięto z partii w roku 1927, tak podsumował swoje coraz poważniejsze błędy: „Mój błędny bolszewizm przekształcił się z początku w antybolszewizm i poprzez trockizm dotarłem do faszyzmu. Trockizm jest odmianą faszyzmu, a zinowiewizm rodzajem trockizmu”. Na XX Zjeździe KPZR Chruszczow oświadczył, że wyroki w sprawach rozpatrywanych przez Kolegium Wojskowe Sądu Najwyższego były przygotowywane z góry, przed procesem, i przedkładane do osobistego zatwierdzenia Stalinowi. Aby zachować pozory, ogłoszono jednak kilkugodzinną przerwę, w czasie której sąd „miał uzgodnić werdykt”, po czym, co charakterystyczne, posiedzenie wznowiono o drugiej trzydzieści nad ranem i ogłoszono wyrok. Lekceważąc zupełnie wcześniejsze obietnice, wszystkich oskarżonych skazano na karę śmierci, przewieziono do więzienia na Łubiance, sprowadzono do piwnic i rozstrzelano. W obwieszczeniu o egzekucji opublikowanym dwadzieścia cztery godziny później 6
W składzie trzech sędziów znalazł się Nikitczenko, który dziesięć lat później traktowany był z wielką atencją przez swych brytyjskich, amerykańskich i francuskich kolegów, z którymi współprzewodniczył procesowi głównych zbrodniarzy nazistowskich w Norymberdze.
poinformowano, że skazani wnieśli apelację, jednak została ona odrzucona. Nieliczna grupa krewnych, których udało się odszukać, została bądź zesłana do obozów, bądź, jak w wypadku syna Jewdokimowa, rozstrzelana. IV Dziś, kiedy od dawna wiadomo, że zarzuty były nieprawdziwe, i ujawniono sposoby, jakimi posługiwano się, by uzyskać „zeznania”, a samych skazanych zrehabilitowano, trudno sobie wyobrazić szok, jaki wywołał proces i wyroki, które wówczas zapadły. Podobnie jak wierzyli Zinowiew i Kamieniew, że uda im się ocalić życie, tak niewątpliwie większość członków partii, a prawdopodobnie nawet niektórzy z oficerów NKWD, nie przypuszczała że Stalin jest gotów skazać na śmierć przywódców opozycji po ich przyznaniu się do winy. Po raz kolejny Stalin wykazał się umiejętnością zaskakiwania przeciwników, udowadniając, że potrafi posunąć się dalej, niż wydawało im się to możliwe. W przeszłości karą dla pokonanego w choćby najzajadlejszych sporach frakcyjnych było wykluczenie z partii, wygnanie lub uwięzienie w obozie dla zesłańców politycznych. Nie tylko więc po raz pierwszy zdarzyło się, że członkowie kierownictwa partii zostali zgładzeni, lecz dało to początek następnym aresztowaniom i procesom. W śledztwie Zinowiew i Kamieniew wymienili nazwiska innych - Tomskiego, Bucharina, Rykowa, Ugłanowa, Radka, Piatakowa, Sieriebriakowa i Sokolnikowa - których Wyszyński podjął się przesłuchać i, jeżeli dowody by to usprawiedliwiały, postawić przed sądem. Deklarację Wyszyńskiego opublikowano razem z rezolucją podjętą niezwłocznie przez robotników fabryki Dynamo, którzy domagali się, by wszelkie poszlaki zostały „zbadane z całą surowością”. Jeden z podejrzanych, Michaił Tomski, popełnił samobójstwo w swoim domku letnim natychmiast po przeczytaniu mowy Wyszyńskiego. Odtąd nie było już wątpliwości, że karą za przeciwstawianie się Stalinowi jest śmierć. Zagrożenie to nie ograniczało się do partyjnych notabli. Pod koniec 1935 roku Komitet Centralny ogłosił masową czystkę za zakończoną. Jednak już miesiąc później, w styczniu roku 1936, ten sam organ rozpoczął nową pod pretekstem wymiany legitymacji partyjnych. Trwała ona do maja i doprowadziła do wielu kolejnych wykluczeń z partii. Ledwie zakończyła się wymiana legitymacji, gdy 29 lipca 1936 roku rozesłano do komitetów partyjnych wszystkich szczebli tajny okólnik pod tytułem: O terrorystycznej działalności trockistowsko-zinowiewowskiego bloku kontrrewolucyjnego. Nawoływał on do „rewolucyjnej czujności przed ukrytymi wrogami”. Obwieszczenie o procesach i wyrokach śmierci pobudziło aktywność komitetów partyjnych, z których każdy starał się wykazać własną listą osób zdemaskowanych, usuniętych lub aresztowanych na podstawie podejrzeń o działalność antyradziecką lub niebezpieczne przekonania. Wielu z tych ludzi zostało zesłanych do obozów, a jak podaje Orłow, w tydzień po egzekucji Zinowiewa Stalin polecił Jagodzie wybrać i rozstrzelać 5000 opozycjonistów spośród osób znajdujących się w łagrach.
Istnieje mnóstwo relacji dostarczonych przez osoby, które przeżyły ten okres w ZSRR, i wszystkie one świadczą, że przeważająca większość obywateli radzieckich, nie tylko robotników czy zwykłych urzędników, ale również intelektualistów, wierzyła, iż ci, których aresztowano i stawiano przed sądem, byli rzeczywistymi wrogami ludu, uczestnikami autentycznego spisku. Nie ma w tym nic dziwnego. Wszyscy mieli żywo w pamięci burzliwe i gorzkie doświadczenia wojny domowej, łatwo więc mogli sobie wyobrazić, że pokonani nadal spiskują, dążąc do obalenia ustroju. Dojście do władzy Hitlera i hiszpańska wojna domowa dostarczały podstaw do przewidywań, że wybuch wojny z faszyzmem jest nieunikniony, a wybuch wojny poprzedza zwykle okres działalności szpiegowskiej i wywrotowej. Pozbawieni dostępu do innych źródeł informacji, ludzie ci skazani byli na sowiecką prasę i radio, które na okrągło powtarzały wersję oficjalną; a sami oskarżeni potwierdzali ją, przyznając się do winy. Jakie zresztą mogłoby być inne wytłumaczenie? Kult Stalina i jego obraz rozpowszechniany we wszystkich środkach przekazu - mądrego, łaskawego, czujnego obrońcy narodu przeciw jego wrogom, gwaranta silnych rządów i ładu - sprawiał, że praktycznie niemożliwe było wyobrażenie go sobie w roli człowieka stojącego na czele spisku. Oznaczałoby to przewrócenie świata do góry nogami i całkowite zniszczenie poczucia bezpieczeństwa. Nawet sami aresztowani, przekonani o własnej niewinności, nie obwiniali Stalina o swoje nieszczęście, lecz trzymali się kurczowo wiary, że gdyby tylko udało im się do niego dotrzeć i opowiedzieć, co zaszło, na pewno by interweniował i nakazał ich zwolnić. Myślenie w sposób przeciwny oznaczałoby całkowitą utratę gruntu pod stopami. Obraz ten w pełni potwierdzają zagraniczne reakcje na proces. Po zmianie radzieckiej polityki wobec Zachodu i ogłoszeniu konstytucji, którą Stalin nazwał „jedyną w pełni demokratyczną konstytucją na świecie”, wiadomość o procesie została przyjęta ze zdumieniem. Podziały opinii publicznej przebiegały wzdłuż dawno wytyczonych linii. Oprócz zdeklarowanych komunistów, którzy wiernie powtarzali to, co mówiła Moskwa, niektórzy z zagranicznych obserwatorów procesu oraz jego komentatorów ulegli „logice” przedstawionych zarzutów, łączących niedawne zabójstwo Kirowa z oskarżeniem Trockiego i pozostałych o rozważanie możliwości obalenia Stalina a nawet spisek. Nie mniejsze wrażenie wywarło na nich publiczne przyznanie się oskarżonych do winy i brak najmniejszego wahania w wykonaniu wyroku, co w zestawieniu z tym, jak traktowano oskarżonych podczas poprzednich spraw, było co najmniej zastanawiające. Wszystkie te fakty sugerowały, że zarzuty mogły być prawdziwe. Tym, którzy już wtedy spoglądali na Związek Radziecki z nadzieją, że stanie się on najsilniejszym bastionem oporu przeciwko faszyzmowi - zwłaszcza od połowy lipca, po wybuchu hiszpańskiej wojny domowej - wygodniej było przyjąć, że eks-rewolucjoniści mogli planować popełnienie mordu (zwłaszcza że sami się do tego przyznali), niż uwierzyć, że jedyne socjalistyczne państwo na świecie kłamie i wymusza zeznania. Reasumując, Stalinowi udało się udzielić ostrej lekcji każdemu, kto
pokusiłby się o krytykę czy poddanie w wątpliwość jego polityki lub pozycji, a jednocześnie nie naruszyć zaufania, jakim cieszył się w radzieckim społeczeństwie i w otaczającym świecie. Poprzestanie na ostrzeżeniu nie leżało jednak w naturze Stalina, a na wzrost jego determinacji wpłynęły wyraźne oznaki odradzającej się w Politbiurze opozycji. Pod koniec sierpnia Stalin pozostawał nadal na południu, w Soczi, lecz inni członkowie Biura Politycznego, z wyjątkiem Mikojana, tydzień po egzekucjach i samobójstwie Tomskiego znaleźli się w Moskwie. Jak twierdzi Nikołajewski, na skutek presji kilku osób z tego grona zawieszono śledztwo w sprawie zarzutów przeciwko Bucharinowi i Rykowowi, a skromna notatka o tym informująca opublikowana została na wewnętrznej stronie „Prawdy”. Stalin postanowił wyładować swój gniew nie na członkach biura Politycznego, lecz na Jagodzie. Wysłał ostry telegram z Soczi, podpisany również przez Żdanowa, w którym domagał się natychmiastowego zastąpienia Jagody przez Jeżowa. Była to sprawa „absolutnie niezbędna i pilna”. Stalin stwierdzał w nim także, że Jagoda okazał się niezdolny do zdemaskowania bloku trockistowsko-zinowiewowskiego. Jeżowa należy przenieść z Komisji Kontroli, by tchnął nowe życie w prowadzone przez NKWD śledztwo, które zdaniem Stalina było spóźnione o cztery lata. Rozpoczęto przygotowania do zmontowania sprawy, mającej stanowić podstawę następnego procesu, i temu też poświęcił swą energię Jeżow. W miejsce Bucharina i Rykowa, wobec których postępowanie musiano przynajmniej odroczyć, centralną postacią stał się teraz Grigorij Piatakow. Ani on, ani nikt z pozostałych szesnastu osób postawionych ostatecznie w stan oskarżenia, nie był nigdy członkiem Politbiura, jednakże Piatakow swoimi zdolnościami organizacyjnymi i przywódczymi wywarł tak wielkie wrażenie na Leninie, że ten pod koniec swego życia włączył go, obok Stalina i Trockiego, do grupy pięciu członków partii, z którymi przedyskutował swój polityczny testament. Po usunięciu z partii w roku 1927 Piatakow odkrył, że nie potrafi żyć poza nią i że, aby ponownie zostać jej członkiem - jak zdradził swemu byłemu koledze w 1928 roku gotowy byłby zmienić swoją osobowość, a także, jeżeli partia tego zażąda, twierdzić, że czarne jest białe, a białe czarne. Po zerwaniu z Trockim i powrocie do Związku Radzieckiego Piatakow został zastępcą komisarza przemysłu ciężkiego. Zdaniem samego komisarza, Ordżonikidzego, nikt nie położył większych zasług w tworzeniu podstaw radzieckiego przemysłu niż Piatakow, który stał się mózgiem i siłą napędową całej pięciolatki. Mocno krytykujący Stalina w latach dwudziestych, porzucił potem wszelką opozycję i bez zastrzeżeń zaakceptował jego przywództwo. Pozostawał jednak lojalny wobec partii, a nie wobec osoby Stalina, a to okazało się teraz niewystarczające. Co więcej, fakt, że wniósł tak wielki wkład w industrializację ZSRR, czynił go w oczach Stalina idealnym kozłem ofiarnym. Można go było obwinić o ekonomiczne porażki i sabotaż, które uczyniono centralnym punktem drugiego procesu moskiewskiego. Ordżonikidze, który wiedział, ile reżim zawdzięcza Piatakowowi, i doceniał jego zasługi, gotów był zrobić wszystko, by go ocalić. Podobno odwiedził go w więzieniu, a później, w wyniku interwencji u Stalina
uzyskał obietnicę, że sam Piatakow, a także jego żona i dziesięcioletnie dziecko nie stracą życia. To samo źródło - Orłow, dodaje, że wobec takiego obrotu sprawy Ordżonikidze po raz drugi odwiedził Piatakowa, by wytłumaczyć mu, że nic więcej nie da się uzyskać. Wówczas to, w grudniu 1936 roku, Piatakow zgodził się przyznać do zarzucanych mu czynów, a inni oskarżeni poszli w jego ślady. Sfabrykowana przez NKWD sprawa opierała się na zarzutach wobec Piatakowa, Sieriebriakowa i grupy byłych, rehabilitowanych już, zwolenników Trockiego o zorganizowanie trzech grup sabotażowych. Celem pierwszej miała być dezorganizacja transportu kolejowego. Druga, „Zachodniosyberyjskie Antyradzieckie Centrum Trockistowskie” w Nowosybirsku, została obarczona odpowiedzialnością za serię wypadków w kopalniach i fabrykach nowego zagłębia, Kuzbasu, będących już uprzednio przedmiotem procesu przygotowawczego, który odbył się na miejscu w listopadzie 1936 roku. Trzecia miała ponosić winę za sabotaż w przemyśle chemicznym. Aby zwiększyć wagę oskarżenia, dorzucono też szpiegostwo na rzecz Niemiec i Japonii oraz przygotowanie zamachów terrorystycznych. W rezultacie wskazano co najmniej czternaście różnych grup działaczy gospodarczych, które dążyły do zamordowania Stalina i innych członków Biura Politycznego, ale żadna nie okazała się zdolna do popełnienia choćby jednego aktu przemocy, oprócz wysoce nieprzekonywającego wypadku samochodowego Mołotowa, w którym nawet nikt nie został ranny. Proces publiczny rozpoczął się 23 stycznia i już pierwszego dnia ponownie padły oskarżenia pod adresem grupy Bucharina-RykowaTomskiego. Z niejasnych względów Karol Radek, błyskotliwy dziennikarz, nigdy serio nie traktowany jako polityk, który zdradzał opozycję przy każdej nadarzającej się okazji i płaszczył się przed Stalinem, został również aresztowany i dołączył do grona oskarżonych w procesie Piatakowa. Skłoniony raz do współpracy - po długiej rozmowie ze Stalinem i Jeżowem - z pełnym zaangażowaniem współdziałał z NKWD, poprawiając scenariusz spisku i dając spektakularne przedstawienie na sali rozpraw. Gdy Wyszyński naciskał go zbyt mocno, Radek odciął się tylko, mówiąc: „Jest pan dogłębnym znawcą ludzkich serc, ale moje własne myśli muszę wyjaśnić moimi własnymi słowami”. A kiedy znów Wyszyński zasugerował, że długa zwłoka poprzedzająca przyznanie się do winy budzi podejrzenia co do jego wiarygodności, w odpowiedzi Radek zawarł pogróżkę, że może ujawnić kulisy gry: „Tak, jeśli nie weźmiecie pod uwagę faktu, że tylko ode mnie dowiedzieliście się o programie [Centrum] i instrukcjach Trockiego - tak, wtedy to, co powiedziałem, może budzić wątpliwości”. Najważniejszą zasługą Radka było wspomnienie mimochodem o tym, że w roku 1935 Putna, dowódca korpusu Armii Czerwonej, wymieniony już we wcześniejszym procesie jako trockista, zwrócił się do niego z prośbą jaką, Radek już nie pamiętał - od marszałka Tuchaczewskiego. Niespodziewana wzmianka o czołowej postaci Armii Czerwonej była umyślna; stanowiła powtórzenie sposobu, w jaki wykorzystano Kamieniewa, który na poprzednim procesie wymienił nazwiska innych
podejrzanych (obok Piatakowa i Bucharina wspomniał także o Radku). Cała Moskwa natychmiast odczytała to - i miała odczytać - jako groźbę pod adresem marszałka. Podczas następnego posiedzenia, które, co stało się już zwyczajem, odbyło się wieczorem Radek został wezwany przez Wyszyńskiego, by powtórzył, że nie miał najmniejszego zamiaru obciążać marszałka podejrzeniami. „Postawa Tuchaczewskiego wobec partii i rządu jest mi znana i jest to postawa człowieka absolutnie oddanego”, stwierdził przy tym. Jednakże dziesięciokrotne powtórzenie nazwiska marszałka w trakcie tej wymiany zdań miało dać pewność, że pogróżka została zrozumiana. Niewątpliwie w zamian za te przysługi Radek skazany został nie na śmierć, lecz na więzienie. W przemówieniu zamykającym proces Wyszyński przeszedł sam siebie: „Jaka otchłań upadku! Jaki rozkład moralny i polityczny, rozkład doprowadzony do ostatnich granic, do ostatnich możliwości!” Odpowiadając na napływające z zagranicy głosy krytyczne, oświadczył: „Może ktoś zapytać: mówicie, że był spisek, lecz gdzie są dokumenty, które to potwierdzają? Ośmielam się twierdzić, zgodnie z zasadniczymi wymaganiami teorii procesu karnego, że w sprawach, których przedmiotem jest spisek, takich wymagań stawiać nie można”. Wymienił setki robotników, „najlepszych synów naszego kraju”, którzy zostali zabici w wyniku zbrodniczych działań oskarżonych. „Nie ja jeden oskarżam! Czuję, że tuż obok mnie stoją zamordowane i pokaleczone ofiary tych nikczemnych zbrodniarzy [...] wskazując na ławę oskarżonych, na was, oskarżeni, swymi straszliwymi rękami, spróchniałymi w grobie, do którego wy je wpędziliście! [...] Nie ja jeden oskarżam! Oskarżam wraz z całym naszym narodem, oskarżam największych zbrodniarzy, którzy zasłużyli tylko na jedną karę, karę rozstrzelania, karę śmierci”. Po wszystkich kłamstwach, które padły przed sądem, Piatakow zakończył swoje ostatnie słowo double entendre, które zawierało prawdę: „Za kilka godzin wydacie wyroki. Stoję oto przed wami unurzany w błocie, załamany moimi własnymi zbrodniami, pozbawiony wszystkiego przez moją własną winę, człowiek, który utracił swoją Partię, który nie ma przyjaciół, który stracił rodzinę, który utracił prawdziwą tożsamość”. Sąd przez dwadzieścia cztery godziny „rozpatrywał dowody”, a następnie, zebrawszy się o trzeciej nad ranem, przychylił się do żądań Wyszyńskiego i skazał na śmierć wszystkich z wyjątkiem czterech oskarżonych. Radek, wraz z trzema innymi, został zesłany do obozu, gdzie jakoby zginął w bójce w roku 1939. Wszystkie inne poczynione uprzednio obietnice zostały zlekceważone i egzekucje odbyły się bezzwłocznie. Po ukazaniu się sprawozdań prasowych z procesu zaniepokojeni członkowie partyjnej elity starali się odnaleźć w nich klucz do odczytania zamiarów Stalina i odgadnięcia, kto następny z ich kręgu może zniknąć na Łubiance. Oskarżeni w poprzednim procesie, Zinowiew i Kamieniew, przynajmniej kiedyś przeciwstawiali się Stalinowi, mogli więc być uważani, z pewną dozą prawdopodobieństwa, za jego nieprzejednanych wrogów, a ponadto oskarżono ich o zabójstwo Kirowa, które w rzeczywistości miało miejsce.
Żaden z podobnych zarzutów nie odnosił się do Piatakowa i jego towarzyszy. Byli oni urzędnikami i inżynierami, a nie postaciami ze sceny politycznej. W aktach sabotażu, o które ich obwiniano (wypadki w kopalniach i katastrofy kolejowe), trudno było dopatrzyć się działań mających na celu obalenie ustroju lub zaprzepaszczenie osiągnięć industrializacji i kolektywizacji. Ostatnim słowem prowadzonego na stracenie Jakowa Liwszyca, zastępcy komisarza kolei, było: „Za czto?” („Dlaczego? Za co?”). Historia ta krążyła wśród członków partii, co skłoniło komandarma Jakira, członka Komitetu Centralnego, do wypowiedzenia uwagi, że pytanie nie było pozbawione sensu, bowiem najwyraźniej oskarżeni nie popełnili zarzucanych im czynów. Za co więc zostali ukarani? Jedyną narzucającą się odpowiedzią było to, że w oczach Stalina opozycyjna przeszłość, niezależnie od późniejszej postawy danego człowieka, wystarczała, by uznać go za zdolnego do wyrażania krytycznych, samodzielnych opinii, co Stalin zdecydował się wyplenić z korzeniami - nawet jeśli oznaczałoby to poświęcenie kogoś tak cennego dla reżimu jak Piatakow. Jak miały wykazać wypadki lat 1937-1938, jedynym stosowanym przez Stalina kryterium oceny stało się pełne i bezdyskusyjne podporządkowanie się jego woli. Człowiekiem, który doskonale rozumiał, co się dzieje, był Ordżonikidze. Należał on do najbardziej ludzkich i popularnych postaci w radzieckim kierownictwie i znał Stalina jeszcze z czasów młodości, spędzonej wspólnie trzydzieści lat temu w Gruzji. Podczas wojny domowej był członkiem carycyńskiej grupy Stalina i wraz z nim doprowadził do utworzenia przy użyciu siły Związku Zakaukazia, co rozwścieczyło Lenina. W roku 1926 jako zaufany członek aparatu został powołany na stanowisko zastępcy członka Politbiura, wraz z Kirowem, Mikojanem i Kaganowiczem, a następnie przewodniczył Centralnej Komisji Kontroli Partyjnej i pomagał w niszczeniu opozycji pod koniec lat dwudziestych. W roku 1929 należał, znów obok Kirowa i Kujbyszewa, do wąskiego grona najwyższych działaczy partyjnych, których poparcie zadecydowało o pomyślnym dla Stalina zakończeniu rozgrywki o władzę. Podczas rewolucji Stalina zajmował niezwykle ważne stanowisko komisarza przemysłu ciężkiego. Jednak w okresie 1933-1934, gdy pojawiły się naciski, by wprowadzić polityczne odprężenie, znów wymieniało się go obok Kirowa, który był jego bliskim przyjacielem, oraz Kujbyszewa jako jednego z przywódców umiarkowanej grupy przeciwstawiającej się Stalinowi. Teraz tylko on z tej trójki pozostał przy życiu. Jego pięćdziesiąte urodziny, 28 listopada 1936 roku, obchodzone były w powodzi pochwał nie szczędzonych mu przez prasę i na uroczystych akademiach. Aresztowanie Piatakowa, jego zastępcy, było jednak w sposób oczywisty krokiem skierowanym również przeciwko niemu. Ordżonikidze interweniował, otrzymał od Stalina zapewnienie, że Piatakow i jego rodzina zostaną oszczędzeni i, polegając na danym mu słowie, poradził temu ostatniemu, by zgodził się na współpracę i „przyznał się do winy”. Popełniona przez Stalina zdrada doprowadziła do otwartej kłótni, w
której padła podobno następująca pogróżka: „Jestem jeszcze członkiem Politbiura i zrobię piekło, „Koba”, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię w życiu”. Funkcjonariusze NKWD zbierali już „dowody” przeciwko Ordżonikidzemu i niemal każdy dzień przynosił wiadomości o straceniu kolejnego z jego bliskich przyjaciół lub współpracowników. Stalin przesłał mu zeznania, wymuszone na więźniach torturami, z komentarzem: „Towarzyszu Sergo, poczytaj, co o tobie piszą”. Biuro Polityczne, na wniosek Stalina, poleciło, aby Ordżonikidze przedstawił na najbliższym plenum KC raport o „szkodnictwie w przemyśle”. Dotykało go coraz więcej szykan, w tym nocna rewizja przeprowadzona w jego mieszkaniu przez tajną policję. Gdy poskarżył się Stalinowi, ten odparł, że policja mogłaby wobec niego postąpić tak samo i że nie ma w tym nic nadzwyczajnego. 17 lutego Ordżonikidze odbył ze Stalinem długą rozmowę, w której próbował mu wytłumaczyć, że „ciemne siły” wykorzystują podejrzliwość, jaka cechowała go przez całe życie, i że partia traci swe najlepsze kadry. Druga, telefoniczna, rozmowa przerodziła się w gniewną wymianę obelg i przekleństw po rosyjsku oraz po gruzińsku. Następnego dnia, 18 lutego, Ordżonikidze pozostał w łóżku, ale cały czas pracował. Krótko po godzinie piątej jego żona usłyszała wystrzał, wbiegła do pokoju i znalazła go martwego. Po wezwaniu Stalina który odczekał czas jakiś, a następnie zjawił się w towarzystwie innych członków Politbiura, zebrała kartki zapisane przez męża, lecz zostały jej one odebrane przez Stalina. Nie zważając na jej protesty, Stalin zarządził, by śmierć Ordżonikidzego przypisać atakowi serca: „O Nieba, cóż za podstępna choroba! Człowiek położył się, żeby odpocząć, a tu trach i atak serca”. Świadectwo zgonu podpisane przez ludowego komisarza zdrowia i trzech innych lekarzy potwierdziło diagnozę Stalina. Tak jak wcześniej Kirow, Kujbyszew i Gorki, Ordżonikidze został uczczony pośmiertnie i włączony do kultu Stalina. Tak miarodajne źródło, jak Bolszoja Sowietskaja Encykłopiedija, opisuje go jako „ulubionego towarzysza broni wielkiego Stalina [...] który zmarł na posterunku jako bojownik partii leninowsko-stalinowskiej”. Trzech, spośród czterech lekarzy, którzy podpisali akt zgonu, zostało później zlikwidowanych, ale ani przeciwko nim, ani nikomu innemu nie wniesiono zarzutów o popełnienie morderstwa. Dopiero w tajnym referacie Chruszczowa w roku 1956 ujawniono, że: „Stalin pozwolił na likwidację brata Ordżonikidzego, a jego samego doprowadził do takiego stanu, że targnął się na swoje życie”. Niezależnie od sposobu, w jaki Ordżonikidzego „przekonano”, by usunął się ze sceny sam, jego śmierć, podobnie jak wcześniejsze zgony Kirowa, Kujbyszewa i Gorkiego, nastąpiła w czasie bardzo korzystnym dla Stalina. Decydujące posiedzenie Komitetu Centralnego, którego Ordżonikidze był wpływowym członkiem, rozpoczęło się cztery dni po jego śmierci.
V Pomimo obwieszczeń o zawieszeniu śledztwa w sprawie zarzutów stawianych Bucharinowi i Rykowowi dochodzenie było kontynuowane. Sukcesywnie, wraz z wydobywaniem przez NKWD nowych zeznań i denuncjacji, Stalin rozpowszechniał je wśród wszystkich 139 członków Komitetu Centralnego, a zatem docierały one także do najbardziej obciążonych w scenariuszu, nad którym pracowali śledczy. Bucharin słał do Stalina list za listem, odpierając oskarżenia, lecz nie otrzymał żadnej odpowiedzi. Podczas obchodów rocznicy rewolucji w roku 1936 Stalin zauważył Bucharina siedzącego z żoną na jednej z trybun na Placu Czerwonym i posłał do niego strażnika, aby powiedział mu, że powinien zająć przysługujące mu miejsce z innymi przywódcami partyjnymi na szczycie mauzoleum Lenina. Była to część psychologicznej presji, której Stalin poddawał swego byłego przyjaciela i sojusznika. Innym jej przejawem było wymaganie od Bucharina, by brał udział w konfrontacjach ze „świadkami”, którzy go oskarżali. W początkach grudnia do mieszkania Bucharina na Kremlu wtargnęli agenci NKWD z nakazem eksmisji. Kiedy się z nimi spierał, zadzwonił wewnętrzny telefon. Był to Stalin. „Jak się masz, Nikołaju?” - zapytał. Gdy Bucharin powiedział mu, że właśnie jest eksmitowany, Stalin ryknął do telefonu: „Pędź ich wszystkich na zbity łeb!” Niedługo po tym wydarzeniu Stalin zwołał tajne posiedzenie Komitetu Centralnego, na którym Jeżow wysunął przeciw Bucharinowi i Rykowowi zarzut, że są przywódcami najpoważniejszego ze wszystkich spisków. Była to próba generalna przed normalnym posiedzeniem plenum w lutym-marcu 1937 roku. Plenum odbyło się w czasie, kiedy żywa była jeszcze pamięć wyroków i egzekucji na oskarżonych w procesie Piatakowa z końca stycznia oraz niespodziewanej śmierci Ordżonikidzego. Gdy Bucharin otrzymał porządek obrad i przekonał się, że głównym tematem ma być podjęcie decyzji w sprawie jego i Rykowa, rozpoczął na znak protestu głodówkę. Po przybyciu Bucharina na posiedzenie Komitetu Centralnego Stalin podszedł i zapytał go: „»Przeciwko komu ogłaszasz głodówkę? Przeciwko KC partii? Spójrz na siebie, Nikołaju, wyglądasz na zupełnie wykończonego. Proś plenum o wybaczenie ci twojej głodówki«. »A co mam robić - odparł Bucharin - skoro zamierzacie wykluczyć mnie z partii?« »Nikt nie zamierza wykluczyć cię z partii« - odpowiedział Stalin. Na początku posiedzenia Bucharin złożył zatem odpowiednią samokrytykę, po czym został ostro zaatakowany przez Jeżowa, Mołotowa i Kaganowicza. Kiedy oświadczył: „Nie jestem Zinowiewem czy Kamieniewem i łgać na swój temat nie będę”, Mołotow wykrzyknął: „Jeśli się nie przyznacie, tym samym udowodnicie, że jesteście faszystowskim najemnikiem. Oni przecież piszą w swojej prasie, że nasze procesy są
prowokacją. Gdy zaaresztujemy - przyznacie się!”40. Kiedy postawiono wniosek o aresztowanie Bucharina i Rykowa, rozegrała się kolejna burzliwa scena. Sprowadzeni pod eskortą Radek i Sokolnikow złożyli zeznania, że Bucharin i Ryków wplątani są w spisek, lecz ci odrzucili wszystkie oskarżenia. Podczas gdy Mołotow, Jeżow i inni członkowie kierownictwa partii nieustannie przerywali mu, Bucharin odczytał oświadczenie, w którym stwierdzał, że spisek istnieje, lecz jego przywódcami są Stalin i Jeżow, konspirujący, by utworzyć państwo rządzone przez NKWD i dać Stalinowi nieograniczoną władzę. Bucharin apelował do Komitetu, by podjął słuszną decyzję i powołał komisję do zbadania działalności NKWD. „Otóż skierujemy tam ciebie, sam się przyjrzysz”, wykrzyknął Stalin. Po posiedzeniu Bucharin wrócił do domu, podyktował ostatni list „do przyszłych pokoleń przywódców partyjnych” i poprosił żonę, by nauczyła się go na pamięć. „Czuję swoją bezsilność wobec wyposażonej w olbrzymią siłę piekielnej machiny [...] która wykorzystuje były autorytet CzeKa do dogadzania chorobliwej podejrzliwości Stalina [...] Każdego członka KC, każdego członka partii, te »cudotwórcze organy« mogą zetrzeć na pył, ogłosić terrorystą dywersantem i szpiegiem”. Łarina, młoda żona Bucharina, zdołała opublikować list po powrocie z więzienia; żyła jeszcze, gdy „przyszłe pokolenie przywódców partyjnych”, do którego Bucharin się zwracał, doprowadziło w końcu do jego rehabilitacji w roku 1988. Komisja została wyznaczona, lecz po to, by zadecydować o losie Rykowa i Bucharina. Nikt nie przeciwstawił się usunięciu ich z partii. Załatwiwszy tę sprawę, Mikojan, jako przewodniczący, zaczął po kolei, w porządku alfabetycznym, zadawać członkom KC pytanie, jaką karę należy wobec oskarżonych zastosować. Wszyscy do litery „S” odpowiadali: „Aresztowanie, proces, rozstrzelanie”. Kiedy nadeszła kolej Stalina, ten odpowiedział: „Niech NKWD przejmie sprawę”; pozostali natychmiast poszli w jego ślady. Gdy dwaj przywódcy przybyli, aby wysłuchać werdyktu, zostali aresztowani w drzwiach sali i przewiezieni na Łubiankę; pojawili się trzynaście miesięcy później na ostatnim z procesów moskiewskich. Plenum trwało przez następne sześć dni i zostało zdominowane przez Stalina i jego grupę. Sam Stalin wygłosił dwa przemówienia, obydwa opublikowane w pełnym brzmieniu przez „Prawdę”, wyznaczające linię przyszłej kampanii. W pierwszym opisał, w jaki sposób widzi obecną sytuację, a dokładniej, jak chciał, aby widziała ją partia i społeczeństwo. Związek Radziecki został otoczony przez wrogie siły, których agenci, rekrutujący się spośród trockistów z partyjnymi legitymacjami, kryjąc się pod maskami bolszewików, przeniknęli do partii, organów rządowych oraz jednostek gospodarczych, podjęli działalność niszczycielską oraz szpiegowską i nie cofnęli się nawet przed morderstwami. Udało im się to, ponieważ „nasi towarzysze” na wszystkich szczeblach byli ślepi, pogrążeni w samozadowoleniu po sukcesach gospodarczych pięciolatki. Partia musi się
ocknąć, gdyż czujność jest konieczna jak nigdy dotąd; musi „skończyć z naszą polityczną ufnością”, porzucić „stare metody dyskusji” i zastąpić je nowymi sposobami, jakich wymaga walka ze współczesnym trockizmem, oraz zdać sobie sprawę, że pomimo umocnienia się socjalizmu walka klasowa nie osłabła, lecz przybrała na sile. Aby stawić czoło niebezpiecznej sytuacji, kierownictwo partyjne, poczynając od sekretarzy republik i obwodów, a kończąc na sekretarzach podstawowych organizacji partyjnych, musi przejść reedukację ideologiczną. Należy otworzyć drogę do awansu nowym kadrom. Wskazówka co do radykalności i rozmiarów zamierzonej czystki zawarta była w żądaniu Stalina by wszyscy sekretarze, od samej góry aż po najniższe szczeble, „wybrali po dwóch działaczy partyjnych, z których każdy byłby w stanie ich w pełni zastąpić”. Podczas plenum nie obyło się bez wyrażania wątpliwości co do sposobu, w jaki przeprowadzać czystkę w indywidualnych przypadkach, ale większość obecnych była albo zastraszona losem, jaki spotkał Bucharina i Rykowa, albo zainteresowana jedynie entuzjastycznym okazywaniem poparcia dla linii Stalina. Ten nie dał się jednak tak łatwo zadowolić. Udzieliwszy wcześniej działaczom partyjnym nagany za ich „ślepotę”, teraz skrytykował ich za nadgorliwość i nieumiejętność rozróżnienia „prawdziwych trockistów” od tych, którzy wyrazili skruchę z powodu swego błędu i poprawili się. Mając na uwadze to, że jego słowa trafiają do całego społeczeństwa, Stalin poświęcił końcowe przemówienie nie krytyce opozycjonistów, lecz tych spośród partyjnych przywódców, którzy w swoich obwodach odgrywali rolę samowładców, otaczając się „dworem klienteli” i tracąc kontakt z „prostymi ludźmi na dole”, z którymi sekretarz generalny teraz się utożsamiał. „Nam, przywódcom, nie wolno popadać w zarozumialstwo i musimy zrozumieć, że jeśli jesteśmy członkami Komitetu Centralnego czy Komisarzami Ludowymi, nie znaczy to jeszcze, że posiedliśmy całą wiedzę niezbędną do dobrego rządzenia. Samo stanowisko nie daje ani wiedzy, ani doświadczenia. A tym bardziej tytuł”. Z tym, nie wróżącym nic dobrego, ostrzeżeniem, mającym ich ponaglić do działania członkom Komitetu Centralnego pozwolono się rozjechać. Lutowo-marcowe plenum stanowi w historii Związku Radzieckiego moment przełomowy z dwóch istotnych powodów. Po pierwsze ze względu na wykluczenie i aresztowanie Bucharina i Rykowa, oznaczające nie tylko ostateczny upadek opozycji w partii, lecz także ubezwłasnowolnienie Komitetu Centralnego. Od tego momentu Stalin czuł się na tyle silny, że mógł wydać rozkaz aresztowania dowolnego ze swych towarzyszy bez konsultacji lub odwołania się do Komitetu Centralnego czy kogokolwiek innego - klasyczny przykład tyranii. Po drugie, ponieważ plenum otworzyło drogę do dziesięciokrotnego wzrostu liczby aresztowań pomiędzy rokiem 1936 a 1937, o czym dwadzieścia lat później Chruszczow poinformował XX Zjazd KPZR w swym tajnym referacie. Uwagi wygłaszane na plenum przez Stalina zapowiadały, że tym razem nie zamierza on poprzestać na niszczeniu niedobitków opozycji, lecz sięgnie o wiele dalej, do czystki obliczonej na destabilizację partii poprzez
odebranie jej członkom poczucia bezpieczeństwa, wynikającego z zajmowanej pozycji. Takie poczucie mogło bowiem prowadzić do odrodzenia się opozycji w przyszłości. Terror nie ograniczał się już teraz jedynie do partii. Czystki, które nastąpiły w NKWD oraz w korpusie oficerskim sił zbrojnych, dowodzą, że Stalinowi chodziło o likwidowanie potencjalnej opozycji (określanej jako „wrogowie ludu” lub „wrogowie władzy radzieckiej”) wszędzie tam, gdzie mogła się pojawić. Wybór armii i NKWD na miejsca kolejnych uderzeń pokazuje, jak logicznie i konsekwentnie działał Stalin, który podobnie jak wszyscy tyrani, w armii dostrzegał największe potencjalne zagrożenie dla swej władzy. Wystarczyło, by naczelne dowództwo Armii Czerwonej podjęło decyzję o otoczeniu Kremla przez zaufane oddziały i aresztowaniu członków Biura Politycznego, aby pozbawić reżim przywództwa. Z drugiej strony, przed podjęciem działań przeciwko armii należało koniecznie zagwarantować sobie pełne posłuszeństwo NKWD, na którym musiał się w tej operacji oprzeć. Do tego etapu wstępnego Stalin przygotował się już wcześniej, konstruując wewnątrz Sekretariatu WKP(b) inne narzędzie terroru, w którym główną rolę odgrywał Jeżow. Żadna inna postać w sowieckiej historii nie wzbudza większej nienawiści i pogardy niż ten złośliwy karzeł, mierzący półtora metra, którego Stalin odkrył jako sekretarza partii w Kazachstanie, przeniósł do pracy w Wydziale Kadr i Nominacji Komitetu Centralnego (gdzie jego zastępcą był Malenkow), a następnie mianował szefem Komisji Kontroli Partyjnej. Jedyną sporną kwestią pozostaje, czy Jeżow był złośliwy i okrutny z natury, czy też nabył te cechy, przyjmując rolę psa łańcuchowego Stalina, całkowicie oddanego swemu panu i gotowego wypełnić każde zadanie, nawet najohydniejsze - co było w oczach Stalina jego największą zaletą. W momencie gdy Stalin zdecydował się pozbyć dotychczasowego Naczelnego Komisarza Spraw Wewnętrznych Jagody, Jeżow, z jego doświadczeniem nabytym w przeprowadzaniu partyjnych czystek oraz kontroli sprawowanej nad tajną policją z ramienia Komitetu Centralnego, był już do pełnienia tych obowiązków przygotowany. Jeżow zabrał ze sobą sporą liczbę własnych ludzi z Sekretariatu WKP(b) i po sześciu miesiącach ,pracy” rozpoczął gruntowną czystkę w organach NKWD - ocenia się, że w ciągu roku 1937 straciło życie nie mniej niż 3 tysiące oficerów Jagody. Jednym z zastosowanych środków było polecenie szefom i zastępcom szefów wydziałów NKWD, by rozjechali się w różne części kraju na wielką inspekcję. Pociągi, którymi podróżowali, były zatrzymywane na pierwszej stacji za Moskwą, a szefowie NKWD aresztowani i odstawiani z powrotem - do więzienia. Sam Jagoda został aresztowany w kwietniu 1937 roku i osądzony razem z Bucharinem w 1938; jego daczę przejął Mołotow. W tym samym czasie Wyszyński przeprowadził masową czystkę w centralnym i terenowych oddziałach Prokuratury Generalnej, innym organie machiny służącej do przeprowadzania czystek. Teraz obaj byli gotowi do wykonania następnego zadania. 11 czerwca, bez uprzedniego ostrzeżenia, ogłoszono, że dziewięć
czołowych postaci Naczelnego Dowództwa Armii Czerwonej zostało aresztowanych pod zarzutem konspiracji i zdrady, a następnego dnia poinformowano o ich skazaniu i egzekucji. Oskarżeni, wszyscy, z wyjątkiem jednego, ludzie czterdziestoletni, stanowili elitę grupy zajmującej się reorganizacją armii w latach trzydziestych. Wśród nich znalazł się marszałek Tuchaczewski, komandarmowie Jakir i Uborewicz, dowodzący dwoma największymi i najważniejszymi Okręgami Wojskowymi, Ukraińskim i Białoruskim, komandami Kork, komendant Akademii Wojskowej imienia Frunzego, oraz Jan Gamarnik, pierwszy zastępca komisarza obrony i od roku 1923 kierownik Zarządu Politycznego Armii Czerwonej, który popełnił samobójstwo. Domniemany spisek opierał się na „ukochanym planie” Tuchaczewskiego, aby zająć Kreml i zlikwidować kierownictwo polityczne kraju. Nie opublikowano jednak wówczas żadnego dowodu ani nie zostało wydane żadne oświadczenie oprócz suchego komunikatu. W rzeczywistości spisek przygotowywany przez Stalina zaczął nabierać kształtów jedenaście miesięcy wcześniej, w lipcu 1936 roku, kiedy to aresztowany został Dmitrij Szmidt, dowódca jednostki pancernej w okręgu kijowskim. Jak to się często zdarzało, o wyborze osoby, która miała stać się ofiarą śledztwa, zadecydowała chęć zemsty Stalina za osobisty afront. Szmidt, syn ubogiego żydowskiego szewca, członek partii od roku 1915 i odważny dowódca kawalerii w wojnie domowej, związał się z trockistami. W czasie zjazdu partii w roku 1927, na którym trockiści zostali z niej wykluczeni, Szmidt, w swej czarnej kaukaskiej pelerynie, z nasuniętą na ucho papachą, spotkał wychodzącego z Kremla Stalina i zaczął mu złorzeczyć, a wreszcie grozić, że pewnego dnia wyciągnie swoją zakrzywioną szablę i poobcina sekretarzowi generalnemu uszy. Incydent został wkrótce zapomniany, ale nie przez Stalina. NKWD otrzymała polecenie, by zbieranie dowodów w postaci „zeznań” dotyczących trockistowskiej konspiracji w armii rozpocząć od tego właśnie oficera. Po miesiącach przesłuchań, bicia i tortur Szmidt załamał się i zgodził podpisać zeznania; twierdzono, że zmienił się nie do poznania - posiwiał, wychudł, stał się apatyczny. Jego świadectwo okazało się jednak niepotrzebne i 20 maja 1937 roku został rozstrzelany. Do tego czasu aresztowano już pewną liczbę innych oficerów i Tuchaczewski był świadom, że planuje się posunięcia przeciwko dowództwu armii, a co za tym idzie, przeciwko niemu. Urodzony w zbiedniałej, lecz arystokratycznej rodzinie w roku 1893, uzyskał nominację na podporucznika w pułku siemionowskim w roku 1914. W roku 1918 przyłączył się do komunistów, jedynej partii, która - jak wierzył - zdolna była odmienić los Rosji. W czasie wojny domowej został wyznaczony przez Trockiego na dowódcę l armii. Jego militarne talenty i sukcesy były tej miary, że powierzono mu dowództwo wszystkich sił radzieckich w czasie wojny roku 1920 przeciw Polsce; w ten sposób Tuchaczewski zrealizował swoje zamierzenie, by przed trzydziestką zdobyć sławę lub zginąć. Właśnie ta kampania i dyskusja nad odpowiedzialnością za fiasko ataku na Warszawę przypieczętowała wrogość między Tuchaczewskim a „tym
intryganckim triumwiratem wojny i polityki - Stalinem, Woroszyłowem i Budionnym”, związanym w czasie wojny domowej z byłą l Armią Konną walczącą pod Carycynem (Stalingradem). Zaskakujący portret Tuchaczewskiego wyłania się z pamiętników Szostakowicza. Hobby Tuchaczewskiego była budowa skrzypiec i obaj mężczyźni stali się bliskimi przyjaciółmi w czasach studenckich kompozytora. Szostakowicz opisuje Tuchaczewskiego jako „osobę bardzo ambitną i władczą”, która wydawała się być „ulubieńcem fortuny”, wybitną osobowość w Armii Czerwonej - gwałtowną, wielkoduszną, z domieszką arogancji - człowieka, który wzbudzał w Stalinie zarówno zazdrość, jak pragnienie zemsty. W początkach maja 1936 roku w ostatniej chwili wstrzymano wyjazd Tuchaczewskiego do Londynu - miał być oficjalnym przedstawicielem ZSRR podczas koronacji Jerzego VI, a Woroszyłow, stalinowski komisarz obrony, odwołał go z funkcji swego zastępcy i skierował jako dowódcę do małego okręgu wojskowego w Kujbyszewie nad Wołgą. Dokonano całej serii takich przetasowań, usuwając tych, którzy mieli zostać aresztowani, z ich wpływowych stanowisk. Jednocześnie przywrócono stary system „podwójnego dowodzenia” poszerzając zakres władzy komisarzy politycznych w porównaniu z oficerami liniowymi. Moment rozpoczęcia akcji został prawdopodobnie przyspieszony wskutek niezwykłej, dodatkowej intrygi, w wyniku której w połowie maja w rękach Stalina znalazło się dossier, zawierające tajną korespondencję między Tuchaczewskim a członkami naczelnego dowództwa armii niemieckiej. Pomysł oskarżenia Tuchaczewskiego oraz naczelnego dowództwa radzieckiego o spiskowanie z niemieckim Sztabem Generalnym - z którego członkami łączyła ich bliska współpraca przed rokiem 1934 - wydaje się pochodzić od NKWD, a być może od samego Stalina, ale został on podchwycony przez Służbę Bezpieczeństwa SS i Heydricha do ewentualnego wykorzystania przeciwko armii niemieckiej. Pod koniec roku 1936 Hitler i Himmler podjęli jednak decyzję, aby podsunąć dossier Stalinowi, licząc na skompromitowanie Tuchaczewskiego oraz dowództwa Armii Czerwonej. Spreparowanie dokumentów, mających stanowić dowody, zajęło nieco czasu, ale w końcu, po przeciekach, jakie dotarły, do Stalina (i do francuskich sprzymierzeńców ZSRR) za pośrednictwem prezydenta Czechosłowacji Beneša, materiały przerzucono do Moskwy wykorzystując tajne kontakty SS z NKWD. Ostatecznie Stalin nie wykorzystał sfałszowanych dokumentów, wietrząc prawdopodobnie podwójny podstęp nazistów, i oparł się na wypróbowanym systemie wymuszania na aresztowanych oficerach przyznania się do winy. Podczas spotkania Rewolucyjnej Rady Wojennej z członkami Biura Politycznego w dniach 1-4 czerwca (brało w nim udział ponad stu oficerów) Stalin przedstawił raport o ujawnieniu „wojskowofaszystowskiego” spisku przeciw radzieckiemu rządowi, którym kierowali Trocki, Rykow, Bucharin, Jenukidze i Jagoda oraz przebywający w areszcie generałowie. „Ludzie ci [oświadczył Stalin] są marionetkami w rękach Reichswehry. Reichswehra pragnie obalić nasz rząd, a oni próbowali tego dokonać, lecz
bez powodzenia. Reichswehra chciała, aby armia też weszła na kurs szkodnictwa, tak aby nie była zdolna do obrony kraju... Oni chcieli z ZSRR zrobić drugą Hiszpanię”. Na podstawie tego ustnego oświadczenia Stalina, popartego wyłącznie „przyznaniami się do winy” wymuszonymi torturami i szantażem, odbył się zbiorowy proces przy drzwiach zamkniętych przed sądem, któremu przewodniczył niezastąpiony Ulrich. Asystowało mu dwóch spośród pięciu marszałków ZSRR (Blucher i Budionny), pięciu dowódców armii i jeden dowódca korpusu; pięciu z nich zostało później rozstrzelanych. Wyrok na skazanych wykonano natychmiast, po czym aresztowano, stracono lub zesłano do obozów żony skazanych, ich krewnych i dzieci. Stalin osobiście nadzorował każdy etap operacji. Sam wydał polecenie zlikwidowania żony Tuchaczewskiego, jego dwóch braci i jednej z sióstr, wywózki do łagrów trzech pozostałych sióstr oraz internowania, jako „społecznie niebezpiecznej”, jego córki Swietłany, kiedy ukończyła siedemnaście lat. Jeszcze w trakcie obrad trybunału Stalin wysłał, opatrzone własnym podpisem, polecenie do władz w republikach i okręgach, aby zorganizowały wiece robotników, chłopów i żołnierzy, podczas których zgromadzeni mieli się domagać kary śmierci. W tym samym czasie NKWD rozpoczęło, zakrojoną na niespotykaną dotąd skalę, serię aresztowań i egzekucji wśród korpusu oficerskiego i komisarzy politycznych Armii Czerwonej, floty oraz lotnictwa. Druga fala nastąpiła wiosną 1938 roku i osiągnęła apogeum w dniach 27-29 lipca gdy rozstrzelany został głównodowodzący floty, admirał Orłow, oraz aż sześciu generałów i osiemnaście wybitnych osobistości ze sceny politycznej, łącznie z byłym członkiem Biura Politycznego, Rudzutakiem, i dziewięcioma członkami Komitetu Centralnego. W tym samym czasie uderzono w dowództwo Dalekowschodniego Okręgu Wojskowego. Marszałek Blucher, były robotnik, który położył duże zasługi dla kraju, umacniając radziecki system obronny na wypadek agresji japońskiej, w październiku 1938 roku został wezwany do Moskwy i aresztowany pod zarzutem prowadzenia od roku 1921 działalności szpiegowskiej na rzecz Japonii. Zmarł od obrażeń odniesionych na skutek bicia, doprowadzony do stanu „uniemożliwiającego identyfikację”, nie podpisawszy podsuwanych mu zeznań. Jak wskazują dane opublikowane ostatnio w radzieckiej prasie, czystka w wojsku objęła: 3 spośród 5 radzieckich marszałków, 13 z 15 dowódców armii, 8 z 9 admirałów floty i admirałów I stopnia, 50 z 57 dowódców korpusów, 154 ze 186 dowódców dywizji, 16 z 16 komisarzy politycznych armii, 25 z 28 komisarzy politycznych korpusów, 58 z 64 komisarzy politycznych dywizji, 11 z 11 zastępców komisarza obrony, 98 spośród 108 członków Głównej Rady Wojennej. Czystka nie ograniczyła się do wysokich szarż. Od maja 1937 do września 1938 roku zdymisjonowano 36.761 oficerów wojsk lądowych i
ponad 3 tysiące oficerów floty. Po uwzględnieniu 13 tysięcy ponownie przyjętych i dodaniu liczby represjonowanych po wrześniu 1938 roku daje to w sumie 43 tysiące oficerów na szczeblu dowódców batalionu i kompanii aresztowanych, rozstrzelanych bądź (w większości) zesłanych do obozów lub definitywnie zwolnionych w latach 1937-1941. Roj Miedwiediew podsumował tę nie dającą się z niczym porównać operację jednym niezwykle trafnym zdaniem: „W żadnej wojnie żadna armia nie poniosła takich strat w kadrze oficerskiej, jakie poniosła Armia Czerwona w okresie przedwojennym”. Same liczby nie potrafią oddać pełnego wymiaru wyrządzonych szkód. Od czasu zakończenia rewolucji i wojny domowej włożono wiele wysiłku w stworzenie nowoczesnej armii i zawodowego dowództwa zdolnego sprostać wymaganiom wojny zmechanizowanej. Właśnie ludzie, którzy najwięcej uczynili dla tej sprawy i wykazali zdolności niezależnego myślenia zostali wyeliminowani. Całe ich doświadczenie i talent przepadły. Właśnie wtedy, kiedy nad krajem zawisła największa groźba wojny z Japonią i Niemcami, na jeden lub na dwa fronty, okazało się, że trzeba odtworzyć właściwie od podstaw dowództwa wszystkich trzech rodzajów sił zbrojnych - co najmniej tysiąc wyższych oficerów - i to w warunkach, o których trudno mówić, by sprzyjały budowaniu wiary we własne siły. Proces ten musiał potrwać co najmniej kilka lat. Tymczasem to osłabienie, stwarzające doskonałą okazję dla wroga, zostało wykorzystane przez Hitlera jako koronny argument, dzięki któremu ostatecznie rozproszył wątpliwości niemieckich generałów co do ataku na Rosję w roku 1941. Rosjanie potrafili jednak znaleźć dowódców równie zdolnych jak ci rozstrzelani w latach 1937-1939. Ale ani Stalin, ani nikt inny nie mógł mieć tej pewności w momencie przeprowadzania czystki, a zdobywanie doświadczenia przez kadrę odbywało się za cenę zatrważających strat w pierwszych latach wojny. Ta gorzka szkoła ukształtowała jednak zwycięskich dowódców drugiej wojny światowej. VI Oczywiście Stalin nie może być obarczany odpowiedzialnością za każdą indywidualną decyzję, która wtedy zapadła. Nie ma wątpliwości, że właśnie o to mu chodziło, gdy później uznał za wygodne odwoływanie się do „nadużyć”. Był jednak jedynym człowiekiem, od którego zależał straszliwy rozmiar, jaki przybrały czystki, i jedynym, który gotowy był podjąć ryzyko z tym związane. Większość oficerów, praktycznie wszyscy starsi oficerowie, byli członkami partii i znajdowali się pod jej nadzorem. Od pierwszych dni swego istnienia Armia Czerwona była jedyną armią na świecie, mającą dwa wewnętrzne systemy kontroli, oba posiadające własną niezależną hierarchię: komisarzy politycznych działających we wszystkich jednostkach i formacjach oraz „opiekunów” z ramienia OGPU, a później NKWD, które utrzymywały specjalne komórki na wszystkich szczeblach powyżej batalionu. Istniała niewielka szansa, aby jakikolwiek spisek rozwinął się nie zauważony w tak przesiąkniętej podejrzliwością atmosferze. Także śledztwo przeprowadzone przez oficjalną państwową
komisję, która zrehabilitowała Tuchaczewskiego i oficerów oskarżonych razem z nim, nie ujawniło żadnych poszlak, wskazujących na istnienie takiego spisku. Jedyne tajne kontakty z nazistowskim reżimem próbował nawiązać sam Stalin za pośrednictwem radzieckiego attache handlowego, Dawida Kandelakiego, który specjalnie w tym celu został wysłany do Berlina. Odgadując motywy Stalina, można przypuszczać, że był on gotów ponieść ryzyko drastycznego osłabienia zdolności obronnej kraju, aby zdobyć pewność, że w wypadku wojny i ewentualnych początkowych porażek nie pojawi się żadna grupa generałów, która mogłaby skorzystać z okazji i obalić go. To nie czyny sowieckich generałów wzbudzały podejrzenia Stalina - podobnie jak nie budziły ich działania starych bolszewików, takich jak Kirow czy Ordżonikidze - lecz sposób myślenia, wskazujący, iż zdolni są do niezależnego działania, a przez to potencjalnie niepewni. O ile podejrzenia dają się jeszcze tłumaczyć racjonalnymi przesłankami politycznymi, to skala, na jaką przeprowadził akcję mającą ustrzec go przed niebezpieczeństwem - dosłownie masakra - sugeruje, że uległy one spotęgowaniu przez psychotyczne elementy jego osobowości. Jeżowszczyzna oznaczała nie tylko atak na korpus oficerski, ale też nasilenie czystki w partii oraz elitach rządowych i gospodarczych na obszarze całego kraju. O jej skali świadczą dane przytoczone przez Miedwiediewa. Otóż stwierdza on, że w latach 1937-1938 usunięto z zajmowanych stanowisk 90 procent członków obwodowych i miejskich komitetów oraz komitetów centralnych republik. Nigdzie czystka nie była tak gruntowna jak w Leningradzie, mieście stanowiącym niezmiennie obiekt podejrzeń Stalina, mieście, które ucierpiało już po zabójstwie Kirowa. Żdanow przypuścił nowy szturm w maju 1937 roku na konferencji organizacji obwodowych, która zgodnie ze standardową formułką: „zdemaskowała i wykluczyła ze swych szeregów antyradzieckich, prawicowo-trockistowskich oszustów, japońskoniemieckich dywersantów i szpiegów”. Jednym z najbardziej zaufanych ludzi Żdanowa był Leonid Żakowski, weteran CzeKa - OGPU - NKWD. Metody Żakowskiego opisał Chruszczow w swym tajnym referacie z roku 1956, przytaczając jako przykład przypadek Rosenbluma, członka partii od roku 1906, który został aresztowany w 1937 roku. Po biciu i torturach postawiono go przed Żakowskim i ten zaproponował mu wolność, jeśli zaświadczy przed sądem o operacjach centrum terrorystycznego w Leningradzie. „Żakowski powiedział mi: »Sprawa musi być solidnie udokumentowana i dlatego potrzebujemy świadków. Pochodzenie społeczne (oczywiście w przeszłości) i przynależność partyjna świadka będzie odgrywać niemałą rolę. Wy sami nie będziecie musieli nic zmyślać. NKWD przygotuje wam gotowy szkic każdego z odgałęzień centrum, będziecie musieli się z nim dokładnie zapoznać i zapamiętać wszystkie odpowiedzi na pytania, jakie może zadać wam sąd. Sprawa będzie gotowa w ciągu 4-5 miesięcy, może pół roku. Przez cały ten czas będziecie się przygotowywać, byście nie skompromitowali śledztwa ani siebie samego. Wasza przyszłość będzie zależeć od przebiegu procesu i jego wyników. Jeżeli zaczniecie kłamać i
świadczyć fałszywie, będziecie mogli mieć żal tylko do siebie. Jeśli uda się wam wytrzymać, uratujecie głowę, a my zapewnimy wam wikt i odzież na koszt rządu do końca życia«”. Chruszczow znał doskonale zagadnienia, o których mówił, bo przecież właśnie wtedy, gdy Żdanow niszczył leningradczyków, on sprawował pieczę nad czystką w Moskwie. Jednak żadna wzmianka o tym, ani żadne przykłady z Moskwy nie znalazły się w jego referacie z 1956 roku. W tym samym czasie, kiedy wyłuskiwano setki najaktywniejszych działaczy partyjnych i zsyłano ich do łagrów albo rozstrzeliwano, odwołano też wszystkich dyrektorów najważniejszych leningradzkich fabryk. Po usunięciu starych kadr Żdanow zastąpił je swoimi protegowanymi - wśród nich znaleźli się Wozniesienski, Kuzniecow i Popkow, którzy mieli stracić życie w późniejszej „sprawie leningradzkiej”, po wojnie. To, co wydarzyło się w Leningradzie, powtarzało się w każdym ośrodku w kraju. Gdzie indziej jednak - z wyjątkiem Berii w Gruzji i na Zakaukaziu - pierwszym sekretarzom okręgów i republik nie można było dowierzać, że tak jak Żdanow i Chruszczow będą zdolni do likwidacji ich własnego, starego aparatu i zamiany go na nowy. Stalin wysyłał zatem z Moskwy swoich własnych ludzi, by kontrolowali, czy czystka przeprowadzana jest wystarczająco rygorystycznie. Dla przykładu, Kaganowicz pojechał do Iwanowa, Kubania i Smoleńska, Malenkow na Białoruś i (wraz z Mikojanem) do Armenii, Andriejew do Taszkientu. Określono dokładne liczby trockistów, szpiegów i sabotażystów, których miał „dostarczyć” każdy obwód. „Dostarczyć”, czyli wysłać do obozów lub przed pluton egzekucyjny. Kaganowicz wizytujący Iwanowo kilkakrotnie przekazywał Stalinowi przez telefon sprawozdania i w efekcie początkowo ustalono tę normę na 1500 osób. Powołano lokalną „trójkę”, składającą się z okręgowego naczelnika NKWD, pierwszego sekretarza partii oraz przewodniczącego Komitetu Wykonawczego Rady Obwodu. Zalecenie Stalina, aby każdy sekretarz na każdym szczeblu partii wybrał po dwóch zastępców, nie pozostawiało im wątpliwości, że jeżeli nie zdołają dostarczyć żądanej liczby ofiar, zostaną sami zlikwidowani. Po rozstrzelaniu większości działaczy partyjnych i administracyjnych w Iwanowie trójka sięgnęła po więźniów politycznych, odsiadujących już wyroki w lokalnych więzieniach w momencie rozpoczęcia czystki. Zgarniano też każdego, kto wpadał w ręce (na przykład byłych pracowników Kolei Wschodniochińskiej, którzy wrócili do domu po jej zamknięciu), byle wyrobić normę - i przekonać się, że pod wpływem nacisków z Moskwy została ona podwyższona. Ukraina już wcześniej, bo podczas kampanii kolektywizacyjnej, ucierpiała jak żadna z innych części Związku Radzieckiego. Teraz, w latach 1937-1938, Stalin po raz kolejny powziął twarde postanowienie złamania jej niezależności. Komisja Biura Politycznego w składzie: Mołotow, Chruszczow i Jeżow, przybyła do Kijowa w sierpniu 1937 roku (towarzyszyła jej silna grupa enkawudzistów). W ciągu następnego roku przeprowadzono czystkę, która objęła niemal wszystkich kierowników każdej organizacji republiki, od ukraińskiego rządu (aresztowano
wszystkich siedemnastu jego członków, a później ich następców) i Ukraińskiego Komitetu Centralnego począwszy (przeżyło tylko 3 spośród 102 jego członków), aż po szkolnictwo, instytucje naukowe i Ukraiński Związek Pisarzy. Partia na Ukrainie została doszczętnie rozbita i republika stała się „niewiele więcej niż posiadłością NKWD, gdzie z trudem przychodziło nawet załatwianie formalności związanych z działalnością partii i Rady”, dopóki nie odbudowano jej właściwie od podstaw. Tę pracę pozostawiono Chruszczowowi, który został mianowany pierwszym sekretarzem i w roku 1938 awansował 1600 członków partii - wśród nich młodego Leonida Breżniewa - na sekretarzy komitetów obwodowych i miejskich. Była to młoda gwardia, która jak Związek Radziecki długi i szeroki zajmowała teraz opustoszałe stanowiska. Większość ofiar okresu jeżowszczyzny pochodziła z prowincji. Nie pozostawiono w spokoju żadnego zakątka kraju, nawet tak odległego, jak Daleki Wschód. Jako sekretarz generalny Stalin lepiej niż ktokolwiek inny wiedział, że jeśli zamierza przeprowadzić w radzieckim establishmencie równie gruntowną czystkę jak w siłach zbrojnych, decydująca akcja musi się odbyć w Moskwie. Tutaj wszak skupiała się najwyższa władza - w Biurze Politycznym, Komitecie Centralnym i Sekretariacie KC; w komisariatach ludowych, szczególnie tych odpowiedzialnych za gospodarkę kraju; w kwaterze głównej NKWD, Komsomole, związkach zawodowych; w intelektualnych, kulturalnych i naukowych instytucjach stolicy. Jeśli chodzi o nadzór nad taką operacją, to Stalin nikomu nie ufał, zajął się więc tym osobiście, natomiast na jej wykonawcę wyznaczył Jeżowa. W ramach przygotowań 14 września 1937 roku wydano dekret wprowadzający uproszczoną procedurę sądową, która zakazywała zarówno apelacji i próśb o ułaskawienie, jak i nadawania rozgłosu rozprawom odbywającym się publicznie. Według Chruszczowa, który jako pierwszy sekretarz moskiewskiej organizacji partyjnej także w tym uczestniczył, Jeżow w latach 1937-1938 przesłał Stalinowi 383 listy zawierające nazwiska osób pełniących na tyle ważne funkcje, że ich egzekucja wymagała osobistej zgody sekretarza generalnego. Dokumenty te miały następującą formę: „Towarzyszu Stalin, Przesyłam Wam do zatwierdzenia cztery listy osób, które mają stanąć przed Kolegium Wojskowym: Lista nr l (generałowie) Lista nr 2 (byli wojskowi) Lista nr 3 (byli funkcjonariusze NKWD) Lista nr 4 (żony wrogów ludu) Proszę o zatwierdzenie wyroku pierwszego stopnia. Jeżow”. Kara „pierwszego stopnia” oznaczała śmierć przez rozstrzelanie, a listy po sprawdzeniu, które najwyraźniej stanowiło część rutynowej działalności biura Stalina, odsyłano z powrotem z adnotacją: Zatwierdzono - J. Stalin, W. Mołotow. W ciągu tylko jednego dnia, 12 grudnia 1938 roku, Stalin i Mołotow
wydali zgodę na egzekucję co najmniej 3167 więźniów. Apelacje spotykały się tylko ze złorzeczeniami. W czerwcu 1957 roku, podczas plenum Komitetu Centralnego, marszałek Żuków odczytał komentarze dołączone do listu jednego z generałów, broniącego własnej niewinności na dzień przed egzekucją. Zaopatrzony był on w adnotacje członków Politbiura, którzy odrzucili apelację. „Stek kłamstw! Rozstrzelać. J. Stalin. Zgadzam się. Łajdak! Niech pies zdycha jak pies. Beria. Maniak. Woroszyłow. Świnia! Kaganowicz” W niektórych wypadkach osoby, których aresztowanie już zatwierdzono, mogły pozostawać na swoich stanowiskach jeszcze przez wiele tygodni, a nawet miesięcy, w innych zwalniano je, lecz nie aresztowano od razu. Postępowanie to obliczone było na zmiękczenie ofiar - i ich żon - przez przedłużającą się, wyniszczającą niepewność. W sumie szacuje się, że listy Jeżowa zawierały około 40 tysięcy nazwisk. To nie członkowie byłej opozycji, których już tylko garstka pozostała na wolności, byli teraz zagrożeni. Wielu z tych, którzy popierali kolektywizację i wprowadzali plan pięcioletni, ściągnęło na siebie gniew Stalina sprzeciwiając się aresztowaniom i egzekucjom członków partii, wyrażając wątpliwości bądź okazując zbyt małą gorliwość. Na przykład spośród członków Rady Komisarzy Ludowych (tych odpowiedzialnych za najważniejsze resorty), którzy padli ofiarą czystek, można wymienić: dwóch wiceprzewodniczących Rady, Rosengolca (handel zagraniczny), Bubnowa (edukacja), Kaminskiego (zdrowie), Mieżłauka (Gospłan i przemysł ciężki), Ruchimowicza (przemysł obronny), Grinkę (finanse), Czernowa (rolnictwo) oraz dziesięciu innych. Na ogół ich usunięcie oznaczało także zdziesiątkowanie ich ekip. W tym wypadku chodziło nie tylko o pracowników administracji centralnej, lecz także dyrektorów zakładów, głównych inżynierów i szefów wydziałów. By posłużyć się przykładem z zupełnie innej dziedziny: nie tylko czołowe postacie Kominternu, lecz także kilka tysięcy cudzoziemskich komunistów - uciekinierów z nazistowskich Niemiec, Austrii, Włoch, Polski, Hiszpanii i innych krajów, którzy schronili się w Związku Radzieckim, kiedy w ich krajach partie zostały zdelegalizowane - zostało aresztowanych i rozstrzelanych lub zesłanych do łagrów. VII Ostatni wielki proces publiczny odbył się w Moskwie w marcu roku 1938. Jego funkcja była odmienna od dwóch poprzednich, w których chodziło o rozpowszechnienie i potwierdzenie przesłania, że wszyscy, nawet członkowie Komitetu Centralnego i Politbiura, którzy sprzeciwili się lub tylko wyrazili zastrzeżenia wobec polityki Stalina, narażali siebie i swoją rodzinę na niebezpieczeństwo utraty życia. Celem tego ostatniego procesu było wskazanie opinii publicznej związków, łączących ze sobą wszystkie typy opozycji - terroru, kontrrewolucji, szkodnictwa, szpiegostwa oraz zdrady - i przedstawienie ich jako gałęzi jednego spisku.
Opozycja prawicowa, reprezentowana przez Bucharina i Rykowa, połączona została z Trockim, z wcześniejszymi spiskowcami trockistowsko-Zinowiewowskimi, z innymi, jeszcze nie osądzonymi, trockistami, z Tuchaczewskim i wojskiem, z bojówkami różnych centrów terrorystycznych, które udało się rozpracować, a w końcu z czterema obcymi służbami wywiadowczymi. Dwudziestu jeden oskarżonych reprezentowało różne grupy sowieckiego establishmentu wplątanego w „konspirację”; znaleźli się tam trzej członkowie leninowskiego Biura Politycznego (Bucharin, Rykow, Kriestinski), Jagoda, były szef NKWD, czterej komisarze ludowi, kierownicy departamentów rządowych zajmujących się gospodarką, którzy przyznali się do popierania zakrojonego na wielką skalę sabotażu, czterej dyplomaci, potwierdzający zmowę spiskowców z nazistowskimi Niemcami i powiązania z Trockim, oraz czterej przywódcy ze sfederowanych republik - Uzbekistanu, Ukrainy i Białorusi, przyznający się do winy popierania burżuazyjnego nacjonalizmu. Sekretarze Kujbyszewa, Gorkiego i Jagody zeznali, że pierwsi dwaj zostali zamordowani na rozkaz trzeciego, a trzech lekarzy, łącznie z czołową postacią radzieckiej medycyny profesorem Pletniowem, przyznało się do popełnienia morderstw, dorzucając do listy swoich zbrodni śmierć syna Gorkiego oraz Mienżynskiego, poprzednika Jagody na stanowisku szefa NKWD. W akcie oskarżenia znalazły się wszelkie możliwe kontrrewolucyjne zbrodnie, od szpiegostwa na rzecz obcych mocarstw i zabójstwa po knowania mające doprowadzić do rozpadu ZSRR, obalenia istniejącego systemu społecznego i przywrócenia kapitalizmu. Jedyny nowy zarzut postawiono Bucharinowi, oskarżając go o spiskowanie w roku 1918, kiedy to planował jednoczesne zamordowanie Stalina i Lenina i zagarnięcie władzy. Dowód - jak zwykle w postaci wzajemnie potwierdzających się zeznań - wymagał roku pracy Jeżowa i jego ekipy, z której wszyscy mieli zostać zlikwidowani zaledwie rok później. Pomimo to nie uniknięto niespodzianek. Pierwsza wydarzyła się natychmiast po otwarciu procesu, gdy zapytano oskarżonych, czy mają coś na swoje usprawiedliwienie. Podczas gdy wszyscy przyznawali się do winy, jeden odpowiedział mocnym głosem: „Nie przyznaję się do winy. Nie jestem trockistą. Nigdy nie byłem członkiem bloku prawicowego ani trockistowskiego, z istnienia których nie zdawałem sobie sprawy. Nie popełniłem również żadnej ze zbrodni, o które jestem osobiście oskarżony”. Mówcą, którego obecny na sali pracownik ambasady brytyjskiej, Fitzroy Maclean, opisał jako „bladą, słabowitą, wyblakłą, małą postać w okularach w metalowej oprawie, które opierały się na haczykowatym nosie”56, był Nikołaj Kriestinski, jeden z pięciu członków (był wśród nich i Stalin) pierwszego leninowskiego Politbiura, piastujący też kiedyś funkcję sekretarza odpowiedzialnego KC, który został wykluczony z partii razem z Trockim, lecz ponownie przyjęty w roku 1929, kiedy to mianowano go zastępcą komisarza spraw zagranicznych. Gdy Wyszyński zapytał, dlaczego zatem wprowadził w błąd prokuraturę, składając fałszywe zeznania w śledztwie i wypierając się ich dopiero przed sądem, Kriestinski odparł: „Po prostu uważałem, że jeśli powiem to, co
mówię tutaj dzisiaj - że nie odpowiada to rzeczywistości - to moje oświadczenie nie dotrze do przywódców partii i rządu”. Maclean pisze, że to śmiałe oświadczenie zostało powitane na sali sądowej „wywołanym szokiem milczeniem”. Wyszyński nie wrócił do tego tematu aż do wieczora następnego dnia. Do tego czasu Kriestinski spędził ponad dwadzieścia cztery godziny w rękach NKWD. Gdy powrócił, jego wygląd i ton były zupełnie inne. Na pytanie Wyszyńskiego: „Co zatem oznacza wasze wczorajsze oświadczenie?”, Kriestinski odpowiedział tak, jakby powtarzał wyuczoną lekcję: „Wczoraj, pod wpływem chwilowego głębokiego uczucia fałszywego wstydu, wywołanego znalezieniem się na ławie oskarżonych i przygnębieniem po publicznym odczytaniu aktu oskarżenia spotęgowanego nie najlepszym stanem mojego zdrowia nie byłem w stanie powiedzieć prawdy: tak, przyznaję się do winy. [...] W obliczu światowej opinii publicznej nie czułem się na siłach, by przyznać, że przez cały czas prowadziłem walkę trockistowską przeciwko władzy radzieckiej. Proszę sąd o zaprotokołowanie mojego oświadczenia, że całkowicie i w pełni przyznaję się, iż jestem winny wszystkich najcięższych zarzucanych mi osobiście zbrodni i uznaję swoją pełną odpowiedzialność za perfidną zdradę, której się dopuściłem”. Głównym punktem procesu było przesłuchanie Bucharina i Rykowa. Zgodnie z wolą Stalina, postać Bucharina miała symbolizować degenerację i zbrodniczość całej elity starych bolszewików. Jak spostrzegł Fitzroy Maclean: „Do Bucharina należała rola szatana. Stał on za wszelkimi łajdactwami, maczał palce w każdym spisku. Każdy więzień oczerniając siebie, pamiętał, aby jednocześnie oczernić Bucharina”. Przez trzy miesiące po aresztowaniu Bucharin nie zgadzał się na odegranie „tej symbolicznej roli reprezentatywnego bolszewika”, oskarżając wyłącznie samego siebie. Podobno nie był torturowany, lecz w końcu przystał na propozycję współpracy pod groźbą stracenia jego młodej żony i nowo narodzonego syna. Aż do dnia poprzedzającego proces walczył o tekst „przyznania się do winy” ze śledczymi oraz z wysłannikami Stalina Jeżowem i Woroszyłowem. Jego taktyka, którą stosował także Rykow, polegała na przyjęciu generalnej odpowiedzialności za wszystkie zbrodnie „bloku”, ale wyłącznie odpowiedzialności formalnej z pominięciem wszystkich konkretnych czynów. Na akt oskarżenia odpowiedział: „Przyznaję, że jestem winny bycia jednym z ważniejszych przywódców owego »bloku prawicowo-trockistowskiego«. A zatem przyznaję się do win, które bezpośrednio stąd wynikają, do całości zbrodni popełnionych przez tę kontrrewolucyjną organizację, niezależnie od tego, czy o nich wiedziałem i czy brałem udział w każdym konkretnym akcie, czy też nie”. Daleki od tego, by dać się zastraszyć Wyszyńskiemu, który próbował go naciskać, Bucharin, wspierany przez Rykowa, wyszedł zwycięsko z całej serii potyczek i doprowadził głównego oskarżyciela do utraty panowania nad sobą. „Wyszyński: »Oskarżony Bucharin, czy przyznajecie się do
szpiegostwa?« Bucharin: »Nie przyznaję się«. Wyszyński: »Po tym, co powiedział Rykow, po tym, co zeznał Szaragonowicz?« Bucharin: »Nie przyznaję się do winy«. Wyszyński: »Kiedy organizacja prawicowców powstała na Białorusi, byliście w to zaangażowani; czy przyznajecie się?« Bucharin: »Powiedziałem już«. Wyszyński: »Pytam was, czy przyznajecie to, czy nie?« Bucharin: »Nie interesowały mnie sprawy białoruskie«. Wyszyński: »Czy interesowały was działania szpiegowskie?« Bucharin: »Nie«. Wyszyński: »A kogo interesowały?« Bucharin: »Nie otrzymywałem informacji odnośnie tego rodzaju działalności«. Wyszyński: »Oskarżony Rykow, czy Bucharin otrzymywał jakieś informacje dotyczące działalności tego rodzaju?« Ryków: »Nigdy mu o tym nie mówiłem«. Wyszyński, zwracając się do Bucharina: »Pytam was ponownie, na podstawie przedstawionych tutaj świadectw przeciwko wam: czy chcecie przyznać się przed Radzieckim Sądem, przez jaki wywiad zostaliście zwerbowani - przez brytyjski, niemiecki czy japoński?« Bucharin: »Żaden«. Mając na uwadze ścisłe związki Bucharina z Leninem, Stalin dołączył przeciwko niemu dodatkowy zarzut, jakoby planował w roku 1918 zabicie przywódcy bolszewików - a także Swierdłowa i samego Stalina. Bucharin zdecydowanie temu zaprzeczył, a gdy skonfrontowano go ze świadkami, odrzucił ich zeznania jako fałszywe: „Wyszyński: »Jak wyjaśnicie zatem fakt, że nie mówią oni prawdy?« Bucharin: »Lepiej byłoby ich o to zapytać«”. Stalina nie było na sali, ale podobnie jak w czasie poprzedniego procesu zainstalowane mikrofony umożliwiały mu przysłuchiwanie się rozprawie. Fitzroy Maclean zanotował: „W pewnej chwili podczas procesu niezręcznie skierowana lampa łukowa wyraźnie ukazała uważnym obserwatorom opadające wąsy i żółtawą twarz wyłaniającą się spoza czarnej szyby jednej z prywatnych kabin umożliwiających obserwowanie sali rozpraw”. W mowie końcowej Wyszyński oświadczył: „Znaczenie historyczne tego procesu polega przede wszystkim na tym, że z niezwykłą ścisłością i dokładnością ujawnił, dowiódł i stwierdził, że prawicowcy, trockiści, mienszewicy, eserowcy, nacjonaliści burżuazyjni i tak dalej, i tak dalej, są niczym innym jak wyzutą z wszelkich zasad i idei bandą morderców, szpiegów, dywersantów i sabotażystów [...] to nie partia polityczna, nie kierunek polityczny, lecz banda przestępców kryminalnych, którzy zaprzedali się obcym wywiadom”. Szczególną wściekłość Wyszyńskiego wzbudziła taktyka Bucharina „tej odrażającej krzyżówki lisa ze świnią” - i Rykowa, polegająca na odmowie przyznania się do zabójstwa Kirowa czy innych ściśle
określonych czynów, które im zarzucano, podczas gdy przyjęli generalną odpowiedzialność polityczną za wszystkie działania „bloku”. W ten sposób, nie kwestionując stawianego mu zarzutu, Bucharin, jak pisał korespondent „New York Timesa”, „zmierzał, tym razem przez nikogo nie powstrzymywany, do rozbicia całego aktu oskarżenia a bezsilny Wyszyński, nie mogąc interweniować, siedział niespokojnie na swoim miejscu, patrząc z zakłopotaniem i ostentacyjnie ziewając”. W zakończeniu swej mowy Bucharin jednak uległ i uznał sprawiedliwość wyroku, który miał zapaść, oświadczając, że zasłużył na śmierć po kilkakroć, gdyż stoczył się na pozycje wrogie socjalizmowi. ,,W więzieniu [powiedział] dokonałem przewartościowania mojej przeszłości. Ponieważ, kiedy zadajesz sobie pytanie: »Skoro już musisz umrzeć, to za co umierasz?«, otwiera się nagle przed tobą absolutna, czarna pustka. Nie było nic, za co można by umrzeć, jeśli chciałoby się umrzeć bez okazania skruchy. A z drugiej strony wszystko to, czym błyszczy Związek Radziecki, nabiera w umyśle człowieka nowego wymiaru. To rozbroiło mnie w końcu zupełnie i doprowadziło do zgięcia kolan przed Partią i krajem. [...] Wynikiem jest pełne moralne zwycięstwo ZSRR nad rzuconymi na kolana przeciwnikami”. Nie sposób wykazać, jak dalece akt skruchy Bucharina wypływał ze świadomości, że jeśli nie dotrzyma swej części umowy ze Stalinem, ucierpi jego żona i dziecko, a do jakiego stopnia z poczucia, że jedynie poświęcając partii samego siebie mógł nadać sens swemu życiu i umrzeć z nadzieją na lepszą przyszłość. Stalina nie interesowały motywy, a jedynie to, aby Bucharin i inni przyznali się do winy. I tak czekała ich potem tylko śmierć. Oskarżeni przyznali się do wszystkich zarzucanych im czynów i z wyjątkiem trzech zostali skazani na śmierć. Bucharin poprosił o ołówek i kartkę, na której napisał krótką notatkę do Stalina. Zaczynała się ona od słów: „Koba, po co potrzebna ci była moja śmierć?” Odpowiedzi nie otrzymał, lecz kartka została znaleziona piętnaście lat później, po śmierci Stalina wśród dokumentów w szufladzie jego biurka. Wyroki zostały wykonane niezwłocznie, a dla pewności przepisano od początku całą historię Związku Radzieckiego, wymazując z niej postać Bucharina, tworząc nową, „jedynie słuszną” stalinowską jej wersję. Lecz na dłuższą metę okazało się, że Bucharin wyszedł z tej konfrontacji zwycięsko. Odezwa do przyszłych pokoleń, którą zawarł w liście podyktowanym żonie, nie została zapomniana. W latach osiemdziesiątych jego idee zaczęły budzić coraz większe zainteresowanie poszukiwaczy „socjalizmu z ludzką twarzą” (od Czechosłowacji i Węgier po Chiny), a w roku 1988, dokładnie pięćdziesiąt lat po procesie, „przyszłe pokolenie przywódców partyjnych” ZSRR zrehabilitowało jego imię i potępiło Stalina. Po marcu 1938 roku nie organizowano już następnych publicznych procesów, pomimo że dopiero latem 1938 roku terror osiągnął punkt kulminacyjny, co znalazło wyraz w egzekucji dowódców wojskowych i osobistości politycznych pod koniec lipca, o czym była już mowa. Czystki trwały: wraz z dowództwem Dalekowschodniego Okręgu Wojskowego w
latach 1938-1939 temu procesowi - aresztowanie, egzekucja lub wywózka poddano radziecką dyplomację i centralny zarząd Komsomołu. W lutym 1939 roku stracono po długotrwałych torturach Kosiora i Czubara, byłych członków Biura Politycznego pochodzących z Ukrainy, a innych dopiero w latach 1940-1941. Niemniej po lecie 1938 roku natężenie terroru osłabło. Samo NKWD, na szczeblu operacyjnym, nie mogło dłużej zapanować nad liczbą podejrzanych, których jego własny system wzajemnych denuncjacji wciągał w machinę śledztw. Tylko w Moskwie pracowało podobno 3 tysiące śledczych, zważywszy jednak, że każda z torturowanych ofiar wymieniła w zeznaniach pięć lub dziesięć nowych osób, groziło to, że wkrótce tej lawiny nie da się zatrzymać. Nawet Stalin musiał zdać sobie sprawę, że czystka przybrała tak ogromny zasięg, iż nie było w Związku Radzieckim instytucji, której sprawne działanie nie ucierpiałoby z powodu utraty najbardziej doświadczonego personelu. Pomimo że Stalin, który widywał się codziennie z Jeżowem i udzielał mu szczegółowych instrukcji, był bez wątpienia motorem terroru, udało mu się uniknąć odpowiedzialności i potępienia zań w oczach społeczeństwa. Jednym ze sposobów, jaki zastosował, by tego dokonać, były rzadkie wystąpienia publiczne oraz powstrzymywanie się przez dwa lata po marcowym plenum w roku 1937 od wygłaszania dłuższych przemówień. Przeniósł też swoje biuro i osobisty sekretariat z pomieszczeń Komitetu Centralnego na Kreml, odgradzając się jego grubymi murami od społeczeństwa. Przyczyniło się to do rozpowszechnienia wiary, której trzymało się kurczowo wiele osób, w tym sami prześladowani, że NKWD ukrywa przed Stalinem panujący terror. W roku 1938 Stalin zadecydował, że pora znaleźć kozła ofiarnego, którego można by potępić za „nadużycia”, i wytypował do tej roli Jeżowa. Było to powtórzenie tego samego manewru, którym w 1930 roku odwrócił uwagę od zarzutów o nadużycia w kampanii kolektywizacji za pomocą artykułu Zawrót głowy od sukcesów. W lipcu 1938 roku Stalin wyznaczył Berię na zastępcę szefa NKWD; w sierpniu Jeżow został mianowany komisarzem ludowym transportu wodnego, zatrzymując na jakiś czas stanowisko komisarza bezpieczeństwa wewnętrznego. Komisja powołana na wniosek Kaganowicza, której członkiem został Beria, przeprowadziła dochodzenie w sprawie działalności NKWD i znalazła wiele nieprawidłowości i nadużyć. W efekcie Komitet Centralny przyjął dwie rezolucje: „O aresztowaniach, nadzorze prokuratorskim oraz prowadzeniu śledztwa” i „O werbunku uczciwych obywateli do pracy w organach bezpieczeństwa”. W niecałe dwa tygodnie później (w grudniu 1938) Beria zastąpił Jeżowa na stanowisku szefa NKWD, wtrącając go tym samym w otchłań niepewności. Był on nadal komisarzem transportu wodnego i od czasu do czasu brał udział w naradach tego resortu, jednak nie wtrącał się w jego pracę. Czasem robił z papieru małe samolociki lub ptaszki, puszczał je, a potem zbierał (jeśli musiał wchodził wtedy pod krzesło) i nie odzywał się nigdy ani słowem. Kiedy w marcu 1939 roku zebrał się XVIII Zjazd WKP(b), Jeżow, który
stał się „nikim”, lecz nadal pozostawał członkiem Komitetu Centralnego, wziął udział w posiedzeniu konwentu seniorów (rady starszych). E.G. Feldman, pierwszy sekretarz Odeskiego Komitetu Partii, który także był tam obecny, przekazał Miedwiediewowi następujący opis: „Ponieważ zjazd dobiegał końca, w jednej z sal na Kremlu zebrał się konwent seniorów. Z przodu przy długim stole, niczym na scenie, zasiedli: Andriej Andriejew, Wiaczesław Mołotow i Gieorgij Malenkow. W głębi, za ich plecami, po lewej stronie [...] pykając fajkę, rozsiadł się Stalin. Andriejew powiedział, że zjazd kończy prace i dlatego należy przedstawić kandydatury członków nowego KC. W pierwszej kolejności zaczęto wciągać na listę członków poprzedniego KC, oczywiście prócz tych, którzy zostali aresztowani. Przyszła kolej na Jeżowa. »Co sądzicie?« - zapytał Andriejew. Po krótkiej pauzie któryś z nas powiedział, że Jeżow jest stalinowskim komisarzem, że wszyscy go znają i trzeba go zostawić. »Sprzeciwów nie ma?« Wszyscy milczeli. Wówczas Stalin poprosił o głos. Wstał, zbliżył się do stołu i, ciągle pykając fajkę, zawołał: »Jeżow! Gdzie jesteś? Podejdź no tutaj!« Jeżow wyszedł z tylnych rzędów i stanął koło stołu. »No! Co sam o sobie myślisz? - zapytał Stalin. - Możesz być członkiem KC?« Jeżow zbladł i załamującym głosem powiedział, że całe swoje życie oddał partii, że kocha Stalina ponad życie i nie poczuwa się do niczego, co mogłoby być powodem takiego pytania. »Tak? - ironicznie zapytał Stalin. - A kim był Frinowski? Znałeś Frinowskiego?« »Znałem, oczywiście - odrzekł Jeżow. - Frinowski był moim zastępcą. On...« Stalin przerwał mu i zaczai pytać, kto to był Szapiro, kto to była Ryżowa (sekretarka Jeżowa), kto to jest Fiodorow i jeszcze ktoś tam (w tym czasie wszystkie te osoby były już aresztowane). »Josifie Wissarionowiczu! Przecież to ja, ja sam! Wykryłem ich spisek, przyszedłem do Was i zameldowałem o tym...« Stalin nie pozwolił mu mówić dalej. »Tak, tak, tak! Kiedy poczułeś, że złapano cię za rękę, wtedy przyszedłeś, pospieszyłeś się. A wcześniej? Knułeś spisek? Chciałeś zgładzić Stalina? Odpowiedzialni pracownicy NKWD przygotowywali spisek, a ty rzekomo stałeś z boku! Może ty myślisz, że ja nic nie widzę? - kontynuował Stalin. A przypomnij sobie, kogo przysłałeś kiedyś do Stalina na dyżur? Kogo? Z rewolwerami? Po co potrzebne są przy Stalinie rewolwery? Po co? Żeby zabić Stalina? A gdybym tego nie dostrzegł?! Co?!« Potem Stalin oskarżył Jeżowa o to, że rozwinął zbyt aktywną działalność i aresztował wielu niewinnych ludzi, ukrywając przy tym winnych. »Idź już sobie! Nie wiem, towarzysze, czy można go zostawić w składzie KC? Ja osobiście wątpię. Oczywiście, pomyślcie... Jak sobie chcecie... Ale ja wątpię!« Oczywiście Jeżowa jednogłośnie skreślono z przygotowywanej listy. Po przerwie nie wrócił już na salę i nie pojawił się więcej na zjeździe”.
Jeżowa aresztowano po kilku dniach, w trakcie posiedzenia jego komisariatu. Kiedy w końcu zjawili się agenci NKWD, wstał mówiąc: „Tak długo czekałem na to!” Położył swój pistolet na stole i został wyprowadzony. Dla Stalina XVIII Zjazd w roku 1939 (o wiele bardziej niż XVII w 1934) był prawdziwym zjazdem zwycięzców - lub raczej tych, co przeżyli. Lista delegatów wskazywała, że w ciągu pięciu dzielących zjazdy lat udało mu się stworzyć całkowicie nową partię. Na 1966 delegatów na zjazd w 1934 roku 1108 (dane Chruszczowa) zostało aresztowanych za zbrodnie kontrrewolucyjne. Z tych, którzy mieli dość szczęścia, by przeżyć, tylko 59 znalazło się wśród delegatów w roku 1939. Równie dramatyczne przetasowania nastąpiły w składzie Komitetu Centralnego. Ze 139 członków i zastępców wybranych w roku 1934, w roku 1939 nie pojawiło się 115. Chruszczow podał, że 98 z nich zostało rozstrzelanych, lecz Miedwiediew twierdzi, że prawdziwa liczba wynosi 110 osób. Beria poszedł w ślady poprzednika i dokonał niemal takiej samej czystki na wysokich stanowiskach w NKWD jak Jeżow. Nieliczna garstka funkcjonariuszy, którzy przetrwali z czasów Jagody, na przykład Frinowski i Żakowski, uczestniczący w przygotowaniach procesu Bucharina, została posłana na śmierć. To samo stało się z podwładnymi Jeżowa. Do marca 1939 roku ludzie Berii opanowali całkowicie aparat NKWD - wśród nich znalazła się duża grupa Gruzinów, których Beria sprowadził ze sobą do Moskwy. Po sprawozdaniu komisji specjalnej oskarżenia wobec 50 tysięcy osób zawieszono, ale był to gest, który sygnalizował nie tyle zmianę polityki, co sposób jej realizowania. Czystka, którą Jeżow posługiwał się jako środkiem doraźnym, służącym do rozwiązywania konkretnych problemów, za czasów Berii została zinstytucjonalizowana jako stały element sprawowania władzy. Teraz, gdy Jeżow został wskazany jako kozioł ofiarny, Stalin był gotów przyznać, że popełnione zostały błędy. W referacie sprawozdawczym na zjeździe stwierdził: „Nie można powiedzieć, by przeprowadzając czystki nie popełniono poważnych błędów. Niestety, popełniono więcej błędów, niż można się było spodziewać”. Zaraz potem zapewnił delegatów: „Wierzę, że nie będziemy mieć już potrzeby ponownego odwołania się do metody masowych czystek. Niemniej czystka lat 1933-1936 była nieunikniona, a jej efekty, generalnie rzecz biorąc, dobroczynne”. Delegaci, których słuch na skutek ciągłej niepewności bez wątpienia uległ wyostrzeniu, na pewno nie przegapili faktu, że Stalin odwołał się tylko do lat 1933-1936, gdy usunięcie z partii było zgodnie ze statutem autoryzowane przez Komitet Centralny. Wypadki lat 1937-1938, gdy liczba wykluczonych i straconych była dziesięciokrotnie większa i gdy ich los, z wyjątkiem garstki wybranych, zależał tylko od Stalina oraz jednego czy dwóch członków Politbiura działających tajnie, zostały pominięte bez komentarza. Jedynie pod koniec sprawozdania nawiązując do szybkiej promocji młodego pokolenia działaczy, Stalin dodał z charakterystyczną nutką czarnego humoru: „Jednakże... starych kadr zawsze jest mało, mniej niż trzeba i po części zaczynają już ubywać z naszych szeregów na skutek działania naturalnych praw przyrody”.
Ilu w sumie było aresztowanych, rozstrzelanych lub zesłanych do łagrów, pozostaje pytaniem, na które może nigdy nie padnie stuprocentowo pewna odpowiedź. Robert Conquest, którego praca The Great Terror, ukazała się po raz pierwszy w roku 1968, przeprowadził ponownie oszacowanie w roku 1990, uwzględniając dane sowieckie, które opublikowano do tej pory. Jego skorygowane szacunki wyglądają w sposób następujący: „1. Ostatnie miesiące roku 1936 Osadzeni wcześniej w więzieniach i obozach ok. 5 milionów osób 2. Styczeń 1937 - grudzień 1938 Aresztowanych ok. 8 milionów, z czego: ok. miliona stracono ok. 2 milionów zmarło w obozach 3. Ostatnie miesiące roku 1938 W więzieniach ok. miliona. W łagrach ok. 7 milionów”. Szacunki te dotyczą trzech różnych okresów i nie były pomyślane, by dodać je w celu uzyskania danych zbiorczych. Nie uwzględniają jeszcze większej liczby wywiezionych, straconych i zmarłych w okresie wcześniejszej kampanii kolektywizacyjnej i głodu. Nie uwzględniają też straconych, zmarłych w obozach lub więzionych w latach 1939-1953. VIII W sporach o całkowitą liczbę ofiar, czyli o kwestie ilościowe - milion w tę czy milion w tamtą stronę - zatraca się wymiar jakościowy, to znaczy fakt, że dla każdej z tego miliona jednostki, ilekolwiek tych milionów by było, to co ją spotykało, stanowiło indywidualne, nieporównywalne z niczym doświadczenie. Właśnie ta konstatacja poddała Aleksandrowi Sołżenicynowi, który sam spędził w obozie pracy 11 lat, pomysł napisania klasycznego już dziś opowiadania Jeden dzień z życia Iwana Denisowicza, a następnie zbierania w tajemnicy, narażając się na wielkie ryzyko, relacji byłych więźniów, z których „wystawił” - bez dostępu do oficjalnych dokumentów - pomnik ofiarom stalinowskiego terroru, Archipelag GUŁag. „Archipelag” składał się z „wysp” zamieszkanych przez miliony zeków7. Niektóre z tych wysp miały wielkość dużego europejskiego kraju, inne były tak małe jak areszt dworcowy. Rozproszony geograficznie archipelag, psychologicznie łączył się w niemal niewidzialny kontynent, leżący wewnątrz drugiego kontynentu - Związku Radzieckiego. Na początku pierwszego rozdziału Sołżenicyn pisze: „Wszechświat ma właśnie tyle punktów centralnych, ile w nim żywych istot. Każdy z nas - jest osią świata i świat rozpada się na kawałki, gdy człowiek słyszy sykniecie: »Jesteście aresztowani!« Po długiej, krętej ulicy naszego życia pędziliśmy szczęśliwie albo brnęliśmy smutno wzdłuż jakichś płotów, płotów ze zgniłych desek, suchej gliny, wzdłuż murów z cegieł, betonu, żelaza. Nie zastanawialiśmy się - co kryje się za nimi? Ani okiem, ani domysłem nie staraliśmy się ich 7
GUŁag, Główny Zarząd Obozów, który stanowił jeden z wydziałów NKWD. „Zek” w gwarze obozowej oznacza więźnia.
przeniknąć - a tam właśnie zaczynał się kraj GUŁag, ręką dotknąć, dwa metry stąd. A ponadto nie dostrzegaliśmy w tych płotach niezliczonej ilości szczelnie dopasowanych, dobrze zamaskowanych drzwiczek, furtek. Wszystkie, wszystkie te furtki czekały na nas! - i oto szybko otworzyła się jedna z nich, ta fatalna, i cztery białe, męskie dłonie, nie zgrubiałe od pracy, ale chwytliwe, łapią nas za nogę, za rękę, za kołnierz, za czapkę, za ucho - wciągają jak tłumok, a furtka za naszymi plecami, furtka do dawnego życia, zatrzaskuje się na zawsze”. W odróżnieniu od kolektywizacji, która została ogłoszona oficjalnie i dotknęła całe wsie, terror zawsze uderzał w jednostkę, zadawał cios po cichu, nieoczekiwanie, jak grom z jasnego nieba ta różnica tłumaczy, dlaczego w tym wypadku nie istniał żaden zorganizowany opór. Bowiem każdy, kto znalazł się w takiej sytuacji, wolał sądzić, że najlepszym sposobem uniknięcia kłopotów, jest nie wiedzieć nic o tym, co dzieje się za ścianą nie słyszeć żadnych krzyków w środku nocy, odwracać oczy na stacji kolejowej, nie pytać, dlaczego któryś z kolegów nagle przestał przychodzić do pracy. Jak pisze Sołżenicyn: „A może cię wcale nie wezmą? Może jakoś cię to ominie?... Większość gnuśnieje wpatrzona w iskierkę nadziei. Skoro jesteś niewinny - to za co mogą cię w ogóle wsadzić? To BYŁABY OMYŁKA! Już cię wloką za kołnierz, a ty wciąż sam się zaklinasz: »To omyłka! Na pewno się zorientują - i wypuszczą mnie!« Innych wsadzają w masie, to też zdaje się nie mieć sensu, ale i tu u każdego oddzielnie jest miejsce na podejrzenia: »a może tamten właśnie trafił nie z przypadku?...« Bo ty - to już bezwzględnie jesteś bez winy![...] Po co więc próbować ucieczki?... Na co więc opór? Przecież pogorszysz tym tylko swoją sytuację, sam im nie pozwolisz pojąć ich własnej omyłki”. Dodatkowym wzmocnieniem instynktu nakazującego odwracanie się od zdarzeń w nadziei, że nas one nie dosięgną był lęk przed donosicielami, sprawiający, że każdy bał się mówić, i powodujący tę atomizację społeczeństwa którą dawno temu Arystoteles uznał za jedną z podstaw tyranii - „[...] szerzyć wzajemną nieufność, bo żadna tyrania nie upada wpierw, nim pewni ludzie nie nabiorą do siebie zaufania”. Po aresztowaniu pojawiało się i ciągle narastało poczucie bezradności, bo więzień nie był w stanie się dowiedzieć, za co został zatrzymany, nie mógł zrozumieć, co się dzieje, odczytać intencji tych, którzy mieli teraz nad nim absolutną władzę. Z drugiej strony to, co więzień odbierał jako niewytłumaczalny koszmar, było wynikiem dokładnej kalkulacji. Za przejawami rutynowej brutalności i obojętności stała ogromna wiedza o tym, jak łamać opór i tożsamość jednostek, wsparta wielowiekowym doświadczeniem przekazywanym przez śledczych i oprawców z pokolenia na pokolenie. Sołżenicyn doszedł do wniosku, że istniała cała „wiedza naukowa”, która klasyfikowała aresztowanie według określonych kryteriów: nocne, dzienne, w domu, w pracy, w podróży; pierwszy raz czy ponownie; zakres niezbędnej rewizji; co należy zrobić z żoną - aresztować, wywieźć z dziećmi czy bez. Działalność NKWD, jak i Gestapo, opierała się na mocnych naukowych podstawach, stale aktualizowanych dzięki nowym obserwacjom i eksperymentom, podczas których przeprowadzano wiele
badań medycznych i psychologicznych nad zachowaniem jednostki w stresie. Strach potęgowała także tajemnica, jaka otaczała istnienie łagrów i ich działalność. Nie publikowano list aresztowanych, o obozach nigdy nie pisano w gazetach. Pomimo że każdy obywatel wiedział, iż jest to część sowieckiej egzystencji, nigdy nie mówiło się o tym między sobą. Spowodowało to, jak pisze Kołakowski, wytworzenie „podwójnej świadomości... „[a] wszyscy obywatele stawali się wspólnikami partii i państwa w kłamstwie”. Ci, na wyższych stanowiskach, na ogół zdawali sobie sprawę z tego, co stanie się z nimi po aresztowaniu. Nie wiedzieli jednak, kiedy to nastąpi, i długie okresy niepewności, czasem trwało to całe tygodnie lub miesiące, wywoływały ten sam obezwładniający efekt. Po aresztowaniu pozbawiani byli wszelkich przywilejów i stawali się tak samo nadzy i bezbronni jak każdy inny obywatel. Chruszczow, przytaczając w swym tajnym referacie przykłady osób poddanych torturom, wybrał nie byłych opozycjonistów, a wyłącznie członków stalinowskiego Politbiura: Rudzutaka, Eichego, Czubara i Kosiora, którzy zostali oczyszczeni z zarzutów zaraz po śmierci Stalina. Wygląda na to, że Bucharin był jedynym, którego nie torturowano i któremu podczas procesu pozostawiono tak dużą swobodę obrony. Wszystkim bolszewikom dodatkowo utrudniał obronę fakt, że sami od wybuchu wojny domowej brali udział w aktach masowej przemocy, na przykład podczas kampanii kolektywizacyjnej. Żaden z nich nie protestował przeciw dotychczasowym procesom i egzekucjom, jeśli ofiary nie były członkami partii, ani nie podważał prawa przywódców partyjnych do określenia, kto jest wrogiem klasowym, kułakiem czy imperialistycznym agentem. Kiedy reguły gry, jakie zaakceptowali, zostały zastosowane przeciwko nim, nie dysponowali żadnym innym systemem wartości moralnych, do którego mogliby się odwołać. Efekt dodatkowo pogłębiało mistyczne widzenie partii jako jedynego źródła prawdy i wszelkich wartości. Trocki wyrażał odczucia wielu, gdy stwierdził: „Anglicy mają powiedzenie: »zły czy dobry - to mój kraj«. My mamy jeszcze większe prawo powiedzieć: czy ma rację, czy też się myli w pojedynczych wypadkach - to moja partia... I jeżeli partia podejmuje decyzję, którą jeden czy drugi z nas uważa za niesprawiedliwą, to jednak jest to moja partia i będę popierał konsekwencje tej decyzji aż do końca”. Piatakow oświadczył w przytaczanej już rozmowie z roku 1928: „Według Lenina partia opiera się na zasadzie przymusu, który nie uznaje żadnych ograniczeń ni zakazów... To prawo nieograniczonego przymusu oznacza brak wszelkich ograniczeń: czy to moralnych, politycznych, czy nawet psychologicznych. [...] Prawdziwy bolszewik pogrąża się całkowicie we wspólnocie partii... Ażeby stopić się w jedno z tą wielką partią, powinien się z nią połączyć, odrzucając własną osobowość, by nie pozostała w nim ani jedna cząstka, która nie należałaby do partii”. W roku 1935, rozmawiając w Paryżu z Nikołajewskim, Bucharin potępił szaleńcze ambicje Stalina. Zapytany jednak, dlaczego zatem opozycja podporządkowała się Stalinowi, odparł: „Nie rozumiesz, to nie jest takie
proste. My nie ufamy jemu, lecz człowiekowi, w którym partia pokłada zaufanie. Tak się złożyło, że to on stał się czymś w rodzaju symbolu partii”. Piatakow w roku 1928 sam doszedł do wniosku, że poza partią nie ma dla niego życia. Dziesięć lat później, Bucharin, który nie miał złudzeń co do stopnia, w jakim Stalin zdemoralizował partię, zakończył swe ostatnie słowo jeszcze raz tym samym wyznaniem: „Nie było nic, za co można by umrzeć, jeśli chciałoby się umrzeć bez okazania skruchy [...] I jeśli zadajesz sobie pytanie: »Dobrze, przypuśćmy, że nie umrzesz, że jakiś cud pozostawi cię przy życiu, to po co?« Oddzielony od wszystkich, wróg ludu, w nieludzkim położeniu, zupełnie odgrodzony od wszystkiego, co jest istotą życia”. NKWD pracowało za pomocą systemu wydobywania zeznań, w których więźniowie potwierdzali swoją winę i oskarżali innych. Stalin nalegał, by uzyskiwano przyznanie się do winy nawet w sprawach rozpatrywanych w dużo bardziej rozpowszechnionym trybie tajnym. Jako że sprawy dotyczyły przestępstw zmyślonych, a nie realnych, znacznie wygodniejsze i efektywniejsze było potwierdzanie winy w ten sposób, niż za pomocą fabrykowania dowodów, które na dodatek można było potem zdyskredytować. Nie ulega wątpliwości, że oskarżonych faktycznie widziano i słyszano, jak stając przed sądem obwiniali siebie samych oraz pomawiali nawzajem, co wywarło tak wielkie wrażenie na obserwatorach zachodnich i społeczeństwie radzieckim. Wzniesienie tego ogromnego gmachu drobiazgowej mistyfikacji pochłaniało czas wielu setek agentów i śledczych NKWD. Oczywiście byłoby możliwe i oszczędziłoby całą masę czasu i kłopotów przeprowadzanie egzekucji i zsyłek aresztowanych w trybie administracyjnym. Jednak przyznanie się do winy, jak i cała formalna procedura procesów sądowych, pomagało zachować pozory legalności osłaniające terror i morderstwa. Oskarżeni przyznający się do winy - nawet jeśli im nie wierzono - byli raz na zawsze skompromitowani politycznie, a w swoich oczach również moralnie. Tym, o czym wówczas niewiele wiedziano, a o czym dziś dysponujemy niemal pełną wiedzą, były metody, za pomocą których NKWD uzyskiwała zeznania. Jedna z podstawowych znana była pod nazwą „taśmociąg” przesłuchania prowadzone przez zmieniających się śledczych, ciągnące się bez końca, całymi godzinami i dniami, podczas których więźniowi często nie pozwalano ani spać, ani jeść. Tydzień uznawano za wystarczający, by złamać niemal każdego. Alternatywą były przesłuchania ciągnące się miesiącami, a nawet rok lub dwa. Pewien Polak poddany tej procedurze, wspomina o zimnie, głodzie, o oślepianiu ostrym światłem skierowanym prosto w oczy, a przede wszystkim o braku snu: „po pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu badaniach o głodzie, chłodzie i prawie bez snu człowiek zaczyna funkcjonować jak automat - oczy mu błyszczą, nogi puchną, a ręce drżą. W tym stanie często przekonany jest o własnej winie”. Świadek ten dodał, że większość jego współtowarzyszy osiągała ten stan pomiędzy czterdziestym a siedemdziesiątym przesłuchaniem. Bicie i tortury były na porządku dziennym, co wyjawił Chruszczow w swym tajnym referacie, gdy zacytował okólnik Stalina do sekretarzy obwodowych i republikańskich organizacji partyjnych z roku 1939,
okólnik, potwierdzający aprobatę wyrażoną przez Komitet Centralny w roku 1937 na używanie w śledztwie przemocy. Stalin bronił „metod fizycznego nacisku”, ponieważ „w najbardziej skandalicznych formach” stanowiły one również praktykę burżuazyjnych służb wywiadowczych. Komitet Centralny stwierdził, że są one „zarówno usprawiedliwione, jak i właściwe”, jeśli stosuje się je wobec „znanych i zatwardziałych wrogów ludu”. Najbardziej skuteczne były metody stanowiące połączenie tortur fizycznych i psychicznych - grożono aresztowaniem lub torturowaniem żony uwięzionego, w czasie gdy z sąsiedniego pokoju dochodził krzyk i płacz kobiety, grożono rozstrzelaniem dzieci, kiedy przesłuchiwany stał bez jedzenia, picia i snu przez trzy, cztery, pięć dni. Bardzo ważnym elementem systemu było szpiegostwo i donosicielstwo. Urazy i zawiść stanowiły czynnik, który można było wykorzystać przeciwko ludziom należącym do uprzywilejowanej klasy. „Przekazywanie plotek było podstawową metodą radzenia sobie w życiu”. NKWD stosowało szantaż i groźby, by zwerbować ogromną armię „współpracowników” donoszących na sąsiadów i kolegów z pracy; inni widzieli w denuncjacji sposób odwrócenia uwagi władzy od siebie i pozyskania jej przychylności. Niszczycielski efekt tych działań polegał na rozbiciu tego minimum wzajemnego zaufania, od którego zależą stosunki międzyludzkie, i w rezultacie prowadził do alienacji jednostki. W wielu relacjach mówi się o atmosferze strachu i milczenia, która zapanowała w Moskwie, Leningradzie i innych radzieckich miastach w latach 1936-1938. Stosunkowo niewielka część aresztowanych w latach 1936-1939 została stracona. Zdecydowaną większość zesłano do licznych Poprawczych Obozów Pracy, tworzących większe wyspy „Archipelagu GUŁag”. Dokładna lista obozów opublikowana została już w roku 1937; wymieniono w niej trzydzieści pięć skupisk, każde po około 200 łagrów. Zaludniającą je w latach 1935-1937 populację szacuje się na 6 milionów kobiet i mężczyzn. Wiele osób nie przeżyło potworności transportu koleją, który mógł trwać miesiącami, w zatłoczonych wagonach towarowych, nie ogrzewanych zimą, nieznośnie gorących latem, przy niedostatku jedzenia, wody i braku możliwości przestrzegania higieny. Ci, którzy przeżyli podróż, mogli umrzeć z zimna - wiele obozów znajdowało się w sowieckiej Arktyce - z powodu epidemii lub nie leczonych chorób, z wyczerpania w wyniku ciężkiej pracy fizycznej, wskutek złego traktowania przez strażników, którzy terroryzowali więźniów politycznych, lub zginąć w przeprowadzanych na rozkaz Moskwy masowych egzekucjach (te ostatnie odbywały się zwykle w jednym z więzień centralnych). W ciągu dwóch lat (1937-1938) około 50 tysięcy więźniów zostało przewiezionych na stracenie do więzienia w Bamłagu, w bajkalsko-amurskim zespole obozów we wschodniej Syberii, gdzie związywano ich drutem jak bele, układano na ciężarówkach, wywożono za obóz i rozstrzeliwano. Dwie największe kolonie imperium NKWD leżały w północnozachodniej Rosji, w Komi, oraz na Dalekim Wschodzie, pomiędzy Leną a pasmem Gór Kołymskich (Gydan), na północ od Zatoki Szelichowa. Basen Peczory, w pierwszej z nich, był największym skupiskiem ośrodków pracy
przymusowej w ZSRR - przebywało w nim ponad milion więźniów. W workuckim zagłębiu węglowym temperatura utrzymywała się poniżej zera przez dwie trzecie roku i tylko nieliczni przetrwali tam dłużej niż rok lub dwa. Druga „wyspa” zajmowała obszar czterokrotnie większy od Francji. Tamtejsze obozy, zamieszkane przez pół miliona osób, podlegały Dalstrojowi, Dalekowschodniemu Zjednoczeniu Budowlanemu. Głównym skupiskiem były kopalnie złota nad Kołymą, gdzie temperatura potrafi spadać do -56 stopni Celsjusza. Praca na dworze obowiązywała więźniów, dopóki temperatura nie spadła poniżej -45 stopni. Śmiertelność była tak wysoka, że przez obozy Kołymy przewinęło się w sumie więcej więźniów niż przez wszystkie pozostałe razem wzięte. Niewolnicza praca w łagrach - mimo że niewydajna ekonomicznie stanowiła integralną część radzieckiej gospodarki. Milion więźniów pracował w kopalniach, 3,5 miliona na wielkich budowach, takich jak koleje i fabryki. Jej zalety ujawniają się, gdy zestawić nakłady, niemal żadne, z osiąganymi wynikami pracy. Wskaźnik śmiertelności w obozach w roku 1938 szacowany był na 20 procent w skali rocznej. Tylko niewielkiej części zesłanych do łagrów udało się powrócić; jeśli bowiem przeżyli, otrzymywali nowy wyrok, gdy pierwszy się skończył. Sołżenicyn oceniał, że człowiek może tam wytrzymać najwyżej dziesięć lat, a przecież był to już o wiele lepszy okres w historii łagrów. Wśród aresztowanych w latach 1936-1938 wskaźnik „przeżywalności” wynosił 10 procent. Andriej Sacharow obliczył, że z ponad 600 tysięcy członków partii zesłanych do obozów przeżyło tylko 50 tysięcy. Każda organizacja, której powierza się tak kolosalną operację, zaczyna żyć własnym życiem i trudno cokolwiek w nim zmienić. A już zupełnie nie można myśleć o skutecznej kontroli, kiedy, jak w wypadku NKWD, operacja przeprowadzana jest w sposób tajny, często w wielkiej odległości od centrali i stale stwarza możliwości nadużywania władzy oraz folgowania przestępczym i psychopatycznym skłonnościom. Stalin odwiedzał wiezienia i obozy NKWD nie częściej niż Hitler obozy koncentracyjne. Musiał zatem wierzyć w to, co mu mówiono, i być może istotnie nie wiedział o wielu nadużyciach, których później uznał za korzystne politycznie się wyprzeć. Czy jednak interweniowałby, gdyby o nich wiedział, to już zupełnie inny problem. Nawet jeśli przyjmiemy, że większa część winy za brutalny sposób, w jaki NKWD realizowało swoje zadania, spada na jej wyższych oficerów i komendantów obozów oraz że to oni właśnie wymknęli się spod kontroli, odpowiedzialność za politykę i zgodę na jej realizację spoczywa na Stalinie. A nade wszystko odpowiada on za skalę terroru i czystek. W Związku Radzieckim panuje na ten temat jednoznaczna opinia. Po gorącej dyskusji pod koniec lat osiemdziesiątych, która nastąpiła, kiedy rozszerzono zasięg glasnosti na obszar radzieckiej historii, a zwłaszcza na okres czystek, w kwietniu 1988 roku „Prawda” oznajmiła stanowczo: „Stalin nie tylko wiedział, on je organizował, kierował nimi. Dziś jest to już fakt dowiedziony”. Pozostawia to jednak bez odpowiedzi pytanie o cel, który mógł być dla Stalina aż tak istotny, by wart był, po raz drugi w ciągu tej samej dekady,
śmierci i więzienia milionów kobiet i mężczyzn? Za pierwszym razem, podczas kolektywizacji i industrializacji, można było przynajmniej twierdzić, że prześladowania i ofiary śmiertelne stanowiły cenę modernizacji zacofanego kraju - nawet jeśli większość historyków zadaje obecnie pytanie, czy cena ta była konieczna. Ale do roku 1936 kolektywizację zakończono i zbudowano podstawy gospodarki przemysłowej. Zamiast konsolidować, terror końca lat trzydziestych niszcząc wielu spośród tych, którzy przyczynili się do osiągnięcia sukcesów, groził podkopaniem wszystkiego, co zostało zdobyte do tej pory. Jedynym powodem przystąpienia Stalina do tej akcji było przeświadczenie, że istnieje ogromny spisek, mający na celu obalenie ustroju, spisek, w który wplątane były nie tylko organizacje partyjne całego kraju, ale wszystkie inne elity i organizacje - włącznie z armią i samym NKWD - które doszły do władzy w porewolucyjnej Rosji. Groźna sytuacja międzynarodowa i niebezpieczeństwo wojny zostały wykorzystane, aby wzmocnić obraz zagrożenia; jednak pośród nazwisk tysięcy ofiar nie było ani jednego, które by należało do zdrajcy lub szpiega. Nie było też drugiej takiej organizacji, której sprawność działania ucierpiałaby bardziej podczas jeżowszczyzny, jak siły zbrojne, od których w wypadku wybuchu wojny zależał przecież los państwa. Wspomniałem już o cechach psychiki i o doświadczeniu konspiracyjnym, które umożliwiły Stalinowi wyrobienie sobie przekonania o istniejącym zagrożeniu dla reżimu. W pewnej mierze wyjaśnia to także, dlaczego tak wielką wagę przywiązywał on do zeznań i przyznania się do winy. Jednak, analizując postawę Stalina, w której zbiegały się i przenikały oba rodzaje potrzeb: psychiczne i polityczne, i co czyniło go tak potężnym, nie należy nigdy wykluczać elementu kalkulacji. Łatwo określimy element polityczny jego decyzji, jeżeli odwrócimy pytanie początkowe i zamiast zastanawiać się, jaki cel był wystarczająco ważny, by jego osiągnięcie okupić likwidacją tak wielu zdolnych, doświadczonych ludzi, uznamy, że dla Stalina nie była to cena, ale cel sam w sobie. Powód staje się jasny, jeżeli spojrzymy na okres 1936-1939 w kontekście radzieckiej historii po roku 1917. Rewolucja Stalina z lat 1929-1933 została przedstawiona w rozdziale ósmym jako rewolucja gospodarcza i społeczna, wspierająca oraz uzupełniająca polityczną rewolucję Lenina i przejęcie władzy w latach 1917-1921. Wraz z dalszym rozwojem kraju, w połowie lat trzydziestych, Stalin jednak zaczął postrzegać swoją rewolucję jako niekompletną, pozbawioną kolejnego, politycznego etapu, radykalnej czystki, wprowadzonej również odgórnie. Nie nastąpiła ona natychmiast: lata 19331934 były okresem odwilży, następnie przyszedł czas przygotowań w latach 1934-1935, wreszcie czystka wystąpiła z całą siłą w okresie 19361939. Rozpoczęła się od eliminacji byłych opozycjonistów, rozszerzyła na stalinowców - którzy przeprowadzali rewolucyjne zmiany w latach 19291933, ale potem zapragnęli polityki odprężenia i pojednania - by z kolei przejść do likwidacji niemal całej oryginalnej partii Lenina i to nie tylko w obrębie organizacji partyjnej, lecz całego pokolenia partyjnych i bezpartyjnych członków radzieckich elit: wojskowych, gospodarczych,
kulturalnych, a na końcu NKWD. Tym razem nie wystarczał już brak powiązań z opozycją czy pełna akceptacja polityki Stalina. Czystka sięgnęła po tych, których Stalin określał mianem „cichych”, niszcząc każdego, kto zdobył choćby niewielki zakres niezależnej władzy, stworzył swój „krąg rodzinny” lub wykazywał ślady niezależnej postawy. Wielu, jeśli nawet prowadzącym czystkę wydali się niegroźni, padło ofiarą denuncjacji. Oceniana pod kątem korzyści psychologicznych czystka sprawiła, że nieustanny lęk Stalina przed spiskiem, obaleniem i zamordowaniem zmniejszył się nieco, a także zaspokoiła jego pragnienie zemsty, które, jak zwykle u natur pozbawionych wielkoduszności czy wyrzutów sumienia, było niezwykle silne. Do korzyści politycznych zaliczyć należy uciszenie na dobre wszelkich przejawów buntu i utorowanie drogi do autokratycznego systemu rządów. Osiągnięto to likwidując resztki oryginalnej partii bolszewickiej, ludzi, w których pamięci żywa była jeszcze rewolucja roku 1917 i wojna domowa, leninowski model sprawowania władzy, wewnątrzpartyjna demokracja oraz marksizmleninizm jako ideologia nadająca partii jej tożsamość i wiążąca jej członków wspólną wiarą. Nie ma potrzeby idealizowania tej pierwszej partii lub zapominania o cierpieniach, jakie przyniosła społeczeństwu radzieckiemu, mając jako upoważnienie jedynie przekonanie o własnej nieomylności. Tradycję jej kontynuowano poprzez retorykę, odwoływanie się do rewolucyjnej spuścizny oraz autorytetu, jaki Lenin pozostawił w spadku Stalinowi. Zachowanie pozorów kontynuacji miało istotne znaczenie, gdyż pozwalało ukryć radykalne zmiany przeprowadzone w partii przez Stalina, dzięki czemu udawało się utrzymać lojalność partii komunistycznych i lewicowych sympatyków za granicą. Jednak za tą fasadą Stalin stworzył partię zupełnie różną od tej, nad którą obejmował władzę. Stalin już wcześniej poczynił pewne kroki, aby narzucić społeczeństwu swoją własną wersję wydarzeń, do których doszło w Związku Radzieckim. Pod jego kierownictwem w roku 1935 rozpoczęły się prace nad Historią Wszechzwiązkowej Partii Komunistycznej, popularnie zwaną Krótkim kursem [historii WKPb]. Niezadowolony z rezultatów w roku 1937 sam podał główne wytyczne, mające posłużyć opracowaniu dzieła zgodnie z jego oczekiwaniami. Wprowadził podział na dwanaście rozdziałów i wskazał jako najlepsze źródła swoje własne pisma i przemówienia. Gdy tylko szkic podręcznika był gotowy, wziął czynny udział w jego redagowaniu i poprawianiu, dodał też swój własny rozdział o charakterze ideologicznym, zatytułowany: Materializm dialektyczny i historyczny. Wyłaniający się z kart Krótkiego kursu obraz, ukazywał Stalina jako współrządzącego partią wraz z Leninem od czasu praskiej konferencji w roku 1912. To on zamiast Trockiego organizował przewrót i kierował przejęciem władzy w roku 1917. To on, a nie Trocki, planował strategię wojny domowej. To on wraz z Leninem udaremnił niszczycielskie knowania Trockiego, Zinowiewa, Bucharina i Rykowa, zdemaskowanych podczas procesów pod koniec lat trzydziestych jako „dwulicowych wrogów rewolucji”, którymi byli od samego początku. O niezgodnościach
pomiędzy Leninem a Stalinem nie wspominano ani słowem, a Politbiuro na wszelki wypadek podjęło decyzję, którą ujawniono dopiero w roku 1957, o zakazie publikacji dalszych studiów lub wspomnień o Leninie. Według Krótkiego kursu, kiedy zmarł Lenin, Stalin zajął jego miejsce jako niekwestionowany przywódca, który przeprowadził industrializację i kolektywizację ZSRR mając silne poparcie całego społeczeństwa (żadnej wzmianki o kosztach ludzkich), mimo że wrogie mocarstwa usiłowały wspierać szpiegów i szkodników wewnątrz kraju. Zwycięstwo socjalizmu w Związku Radzieckim potwierdzone zostało przez wprowadzenie demokratycznej konstytucji z roku 1936, a przypieczętowane zniszczeniem wrogów władzy sowieckiej, „bandy Bucharina - Trockiego”, przy aprobacie narodu radzieckiego. Stalin postarał się, aby nie wymieniono go ani jako autora, ani jako redaktora Krótkiego kursu, który zgodnie z zawartą na stronie tytułowej informacją został zredagowany przez komisję Komitetu Centralnego. Jednak za pomocą dekretu wydanego przez KC w listopadzie 1938 roku uczynił z tej książki podstawę edukacji politycznej w Związku Radzieckim. Tekst musiał być opanowany przez każdego, kto chciał zająć miejsce w kierowniczych kadrach partii, rządu i gospodarki. Do czasu śmierci Stalina Krótki kurs miał trzysta wydań, o całkowitym nakładzie 42 milionów egzemplarzy, i przetłumaczono go na 67 języków. Było to jedyne źródło, z którego wzrastające pokolenie, pokolenie, przejmujące właśnie ster Związku Radzieckiego, mogło czerpać wiedzę o jego początkach i historii. Między rokiem 1934 a 1939 około miliona urzędników, inżynierów, kierowników, ekonomistów i innego rodzaju specjalistów ukończyło wyższe uczelnie i ludzie ci gotowi byli zająć opustoszałe stanowiska. Ich atutem była młodość i wola skorzystania z otwartych dróg awansu; ich słabością - brak doświadczenia. Na XVIII Zjeździe WKP(b) Stalin ogłosił, że pół miliona członków partii, rekrutujących się głównie spośród tej nowej inteligencji, zostało niemal jednocześnie awansowanych na kierownicze stanowiska w partii i państwie (na przykład Breżniew i Kosygin skończyli studia w roku 1935; do roku 1939 pierwszy został komisarzem ludowym przemysłu tekstylnego, a drugi pierwszym sekretarzem komitetu obwodowego). Proces trwał dalej: w kolejnych latach ponad 70 procent nowych członków partii rekrutowało się właśnie spośród tej grupy. Delegaci na XVIII Zjazd reprezentowali już tę nową, wykształconą w Związku Radzieckim elitę: zaledwie nieliczni przekroczyli pięćdziesiątkę, ponad trzy czwarte nie ukończyło czterdziestego roku życia, a połowa miała mniej niż trzydzieści pięć lat. Nie znali innego przywódcy niż Stalin, jako dorośli nie pamiętali innego świata niż ustrój sowiecki, a ich wiedza na temat jego historii i ideologii marksistowsko-leninowskiej była zaczerpnięta z wersji, jaką podsunął im Stalin. Ich lojalność wobec partii i ideologii opierała się wyłącznie na lojalności wobec przywódców. Nie należało się obawiać, by sprawiali jakieś kłopoty. Przyszłość należała do nich, lecz wiedzieli, że jeśli będą stwarzali problemy lub nie wykonają postawionych im zadań, mogą - tak jak ich poprzednicy - narazić się na denuncjację, dymisję czy aresztowanie. Narzędzie, jakim była czystka, zostało co prawda ujęte w ramy kontroli i uregulowane, ale nie
zrezygnowano z jego stosowania.
KONIEC tomu pierwszego
Księgozbiór DiGG
f
2010