A.J. Quinell - Reporter
4
Prolog
O godzinie 16.40 w niedzielê 7 czerwca 1981 roku z bazy izraelskich si³ powietrznyc...
20 downloads
663 Views
817KB Size
Report
This content was uploaded by our users and we assume good faith they have the permission to share this book. If you own the copyright to this book and it is wrongfully on our website, we offer a simple DMCA procedure to remove your content from our site. Start by pressing the button below!
Report copyright / DMCA form
A.J. Quinell - Reporter
4
Prolog
O godzinie 16.40 w niedzielê 7 czerwca 1981 roku z bazy izraelskich si³ powietrznych w Etzion na Pustyni Synajskiej wystartowa³o czternacie maszyn. By³y to myliwce wielozadaniowe: osiem F-l6 i szeæ F-l5. Ale do celów planowanej misji z F-16 wymontowano dzia³ka i odczepiono rakiety powietrzepowietrze, uzbrajaj¹c je zamiast tego w tysi¹ckilogramowe bomby i zaopatruj¹c w dodatkowe zbiorniki paliwa. Myliwce F-15 spe³nia³y rolê os³ony, zachowa³y wiêc standardowe uzbrojenie, ale je równie¿ wyposa¿ono w dodatkowe zbiorniki. Maszyny przelecia³y nisko nad zatok¹ Akaba. F-15 utrzymywa³y nieco wy¿szy pu³ap, os³aniaj¹c formacjê F-16. Szeæ minut po starcie samoloty dotar³y do brzegów Arabii Saudyjskiej i kontynuowa³y kurs równoleg³y do granicy jordañskiej. O godzinie 16.52 sier¿ant jordañskich si³ powietrznych w bazie Maan ujrza³ na ekranie radaru czternacie wietlistych punkcików. W trzydzieci sekund póniej wie¿a kontrolna w Maan za¿¹da³a od lec¹cych maszyn ujawnienia to¿samoci. Dowódca dywizjonu uczyni³ to w nieskazitelnym jêzyku arabskim, wyjaniaj¹c, ¿e dywizjon lotnictwa saudyjskiego wykonuje w³anie lot æwiczebny z bazy w Tabuku. Poda³ te¿ w³aciwe has³a identyfikacyjne i wymieni³ kilka ¿artobliwych zdañ z wie¿¹ kontroln¹. Formacja polecia³a dalej na wschód. Trzy minuty póniej czternacie punkcików zniknê³o z monitora radaru w Maan. Jordania i Arabia Saudyjska nie posiadaj¹ zintegrowanego systemu wojskowej kontroli przestrzeni powietrznej. Dlatego te¿ wie¿a kontrolna w Maan nie przekaza³a informacji o locie ani do Tabuku, ani do jakiejkolwiek innej bazy saudyjskiej. 5
O godzinie 17.00 formacja czternastu maszyn zmieni³a kurs na pó³nocno-wschodni, w kierunku granicy irackiej. W tym czasie, na pu³apie dziesiêciu tysiêcy metrów, amerykañski samolot dozoru powietrznego AWACS znajdowa³ siê w odleg³oci mniej wiêcej 800 kilometrów na po³udniowy wschód od czternastu izraelskich maszyn. By³a to maszyna wypo¿yczona wraz z personelem pok³adowym i naziemnym rz¹dowi saudyjskiemu, bardzo zaniepokojonemu potencjalnymi konsekwencjami konfliktu iracko-irañskiego. Jej nies³ychanie czu³e anteny skierowane by³y na wschód, na Zatokê Persk¹, tote¿ operatorzy radarów nie dostrzegli czternastu intruzów, którzy lecieli samym skrajem pola elektronicznego omiatania. O godzinie 17.10 czternastka przedosta³a siê nie zauwa¿ona w irack¹ przestrzeñ powietrzn¹ i po szesnastu minutach znalaz³a siê nad celem: zbudowanym przez Francuzów reaktorem nuklearnym Tammuz I w El-Tuwaitha, piêtnacie kilometrów na po³udniowy zachód od Bagdadu. Podczas gdy F-16 w klasycznym manewrze zwiêkszy³y pu³ap, ustawiaj¹c siê od strony zachodz¹cego s³oñca, F-15 zajê³y pozycje obronne, gotowe do zaatakowania irackich myliwców, gdyby te zd¹¿y³y przybyæ przed zakoñczeniem misji. O godzinie 17.32 pierwszy F-16, lec¹c bardzo nisko, trafi³ swoj¹ tysi¹ckilogramow¹ bomb¹ dok³adnie w rodek betonowej kopu³y reaktora. Za nim z t¹ sam¹ precyzj¹ zrzuci³y bomby pozosta³e maszyny. Kamery pok³adowe zarejestrowa³y ca³kowite zniszczenie reaktora. Sukces misji by³ stuprocentowy. Powy¿sze fakty sta³y siê znane i szeroko rozpowszechnione na ca³ym wiecie przez rodki masowego przekazu. Do wiadomoci publicznej nie dotar³a jednak wiadomoæ, ¿e z omiu F-16 tylko siedem zrzuci³o bomby nad El-Tuwaitha. Ósma maszyna wysz³a z formacji i oddali³a siê o oko³o dziesiêæ kilometrów od orodka El-Tuwaitha. W czasie powy¿szego nalotu, w izraelskiej bazie Etzion, w sali operacyjnej, grupa wy¿szych oficerów si³ powietrznych w wielkim napiêciu s³ucha³a przekazywanych przez g³onik meldunków pilotów omiu F-16. Nieco na uboczu sta³ genera³ David Ivri w towarzystwie jakiego cywila, który wyranie nie pasowa³ do wojskowej atmosfery i ludzi znajduj¹cych siê w tym pomieszczeniu. By³ miesznie niski i wrêcz karykaturalnie oty³y, w bia³ym lnianym garniturze z ciemnozielonym krawatem, z t³ustymi upiercienionymi palcami. Kolejne meldunki pilotów o sukcesie ich misji stopniowo wp³ywa³y na roz³adowanie napiêcia, które w koñcu ust¹pi³o miejsca euforii. Tylko czo³o grubasa w bia³ym ubraniu pozostawa³o zmarszczone, a wzrok niespokojny. Wreszcie, po pewnej przerwie, us³yszeli meldunek ósmego pilota. Grubas 6
rozpozna³ jego g³os, gdy¿ zaledwie przed paroma godzinami przeprowadza³ poufn¹ rozmowê z pilotem. Teraz ten sam g³os zawiadamia³ z odleg³oci ponad omiuset kilometrów, ¿e spuci³ swoj¹ tysi¹ckilogramow¹ bombê w sam rodek celu. Grubas rozluni³ kurczowo zaciniête palce, a w k¹cikach jego ust pojawi³ siê umieszek. Paru oficerów zerknê³o na niego ciekawie, wiedzieli bowiem, ¿e cz³owiek ten, mimo groteskowego wygl¹du, obraca siê w krêgu ludzi dziel¹cych sekrety niedostêpne nawet genera³om. Zniszczenie reaktora Tammuz I w El-Tuwaitha nale¿a³o do najbardziej kontrowersyjnych przedsiêwziêæ si³ zbrojnych Izraela o globalnych konsekwencjach. Irakijczycy, których wspierali Francuzi, twierdzili, ¿e reaktor s³u¿y wy³¹cznie pokojowym celom. Izraelczycy g³osili co wrêcz przeciwnego. Uwa¿ali istnienie reaktora w El-Tuwaitha za bezporednie zagro¿enie ich bytu pañstwowego. Historii budowy reaktora Tammuz I od pocz¹tku towarzyszy³y ³apówki, szanta¿ ekonomiczny i morderstwa, a czasami
bohaterskie czyny. Oto jest czêæ opowieci, w której znajdzie siê odpowied na pytanie, dlaczego jeden F-16 nie zrzuci³ bomby na Tammuz I, lecz zupe³nie gdzie indziej. Ale jednoczenie jest to twór wyobrani autora.
7
8
Ksiêga pierwsza
9
10
1 Klik
Podrasowany Nikon utrwali³ obraz czarnoskórego sier¿anta, który bieg³ przez ry¿owisko z klekocz¹cym karabinem M-l6 u biodra. Klik
Na kolejnej klatce sier¿ant wykonywa³ piruet jak poci¹gana za sznurki marionetka, tylko ¿e to nie by³y sznurki, ale seria pocisków z zamaskowanego gniazda karabinu maszynowego. Klik
Sier¿ant le¿a³ na grobli w przedmiertnych drgawkach utrwalonych na filmie. Chmurka skry³a s³oñce i Munger skorygowa³ odpowiednio przes³onê. Us³ysza³ wykrzyczany rozkaz i po lewej zobaczy³ podrywaj¹cego siê kapitana. Kapitan bieg³ przygiêty, mia³ przerzucony przez plecy pistolet maszynowy, w ka¿dej d³oni granat. Po prawej wychynêli dwaj Belgowie, ostrzeliwuj¹c skraj lasu. Klik
Nikon zarejestrowa³ pecha Belgów. Wietnamski strzelec wybra³ ich jako priorytetowy cel. By³ dowiadczonym ¿o³nierzem. Dwusekundowa seria wystarczy³a, by Belgowie padli jak rozdarte szmaciane lalki. Z przeciwleg³ych skrajów ry¿owiska lufa karabinu maszynowego i obiektyw aparatu fotograficznego powêdrowa³y teraz ku kapitanowi. Munger by³ szybszy. Klik
D³ugim susem kapitan rzuci³ siê na ziemiê, ciskaj¹c jednoczenie granat. Klik
Kapitan przytula³ siê do ziemi, jakby chcia³ siê w ni¹ zapaæ, by nie skosi³y go przelatuj¹ce mu nad g³ow¹ pociski. Huk wybuchaj¹cego granatu, potem krótka cisza i nastêpnie klekot pistoletów maszynowych. Przez ry¿owisko tyralier¹ bieg³a reszta patrolu. 11
Wkrótce by³o po wszystkim. Munger siê wycofa³. Zobaczy³ samotnie siedz¹cego jeñca, ¿o³nierza Wietkongu. Mia³ rêce zwi¹zane na plecach, na szyi pêtlê sznura okrêcaj¹cego parokrotnie drzewo. Na krótk¹ chwilê ich wzrok siê spotka³. Spojrzenie Azjaty by³o niezg³êbione, Anglika martwe. Nikon powêdrowa³ ku oku. Klik
To by³a ostatnia klatka filmu. Zabitych nie chowali. Ani w³asnych, ani wroga. Ci ludzie od dawna stracili chêæ do podobnych gestów. Odeszli szybko z tego nieprzyjaznego miejsca. Przodem, jak zwykle, posz³o rozpoznanie. Kapitan zmiesza³ ich z b³otem za to, ¿e nie wytropili zasadzki. Dowódca patrolu mia³ w nosie zabitych Belgów, ale wielkie powa¿anie dla wojskowej dyscypliny i profesjonalizmu. Ich niedostatek wywo³ywa³ w nim zawsze jedno i to samo uczucie: gniew. I kiedy rozk³adali na noc biwak, gniew ten nadal siê w nim tli³. Siedzia³ ponury i milcz¹cy, podczas gdy pozostali ¿artowali i robili plany na zapowiedziany urlop w Sajgonie. W po³udnie nastêpnego dnia powinni dotrzeæ do Vinh Long, przekazaæ jeñca i wsi¹æ do helikoptera, który ich uniesie do wielkiego miasta. Od czasu do czasu zerkali ciekawie na fotografa siedz¹cego samotnie kilka metrów dalej. Byli mile po³echtani jego obecnoci¹ podczas akcji i podziwiali jego odwagê w czasie wymiany ognia. Trudno im by³o uwierzyæ, ¿e mo¿na stawiæ czo³o kulom, bêd¹c uzbrojonym tylko w aparat fotograficzny, trzymaæ go pewnie i robiæ zdjêcia nawet temu, który chce fotografuj¹cego zabiæ. Przez d³ug¹ chwilê o tym rozmawiali. Australijczyk wyrazi³ opiniê, ¿e reporter by³ pewno tak zatopiony w robocie, ¿e zapomnia³ o kulach. Francuz natomiast by³ innego zdania: Nie ma serca i nie ma duszy, wiêc niczego nie czuje, nawet strachu. Francuz by³ w b³êdzie. W³anie w tej chwili Munger bardzo siê ba³. Nie o ¿ycie, lecz o to, ¿e postrada zmys³y. Chocia¿ mia³ dopiero trzydzieci lat, dawno ju¿ opanowa³ sztukê kontrolowania uczuæ. Od dziecka nauczono go zwracaæ uwagê na dyscyplinê mylenia i dlatego przera¿a³a go wiadomoæ, ¿e po g³owie ko³acze mu siê co, co wymknê³o siê spod kontroli. Chcia³ to umiejscowiæ, okreliæ i zanalizowaæ. Co go tak niepokoi³o? Koszmar, którego by³ nieustannie wiadkiem podczas minionych dni? Zimna, bezwzglêdna brutalnoæ ludzi, którym towarzyszy³? Po dziesiêciu latach tej pracy zobojêtnia³ na wszelkie horrory i ludzk¹ brutalnoæ. Podobnie nieczu³y by³ na mi³oæ i przyjañ. A mo¿e chodzi³o o co z przesz³oci? Zacz¹³ szperaæ w pamiêci, segreguj¹c i oceniaj¹c wydarzenia, ale kiedy dotar³ do lat ch³opiêcych, zapad³a zas³ona. Zawsze wtedy zapada³a. 12
Zrezygnowa³ z dalszych dociekañ na temat ród³a lêków i, aby czym siê zaj¹æ, zaniós³ butelkê wody jeñcowi. Przytkn¹³ szyjkê do ust Wietnamczyka, który pi³ ³akomie, a¿ wypi³ wszystko. W³aciwie Munger powinien by³ zostawiæ trochê wody dla siebie na rano, ale wiêzieñ przez ca³y czas wpatrywa³ siê w niego i nie potrafi³ oderwaæ od niego oczu. Gdyby siê wówczas g³êbiej nad tym zastanowi³, wiedzia³by, co ko³acze mu siê po g³owie. Cztery dni póniej siedzia³ na tarasie restauracji przy rue Catinat. Restauracja by³a pe³na klientelê stanowi³a mieszanka wojskowych, korespondentów i biznesmenów. Na krzele przy wejciu do lokalu siedzia³ w³aciciel, oty³y Francuz. By³ z³y na Mungera, który zajmowa³ ca³y stolik, mimo ¿e omlet zjad³ ju¿ dwie godziny temu. Od tego czasu popija³ jedna po drugiej wódki z wod¹ mineraln¹. Gdyby chodzi³o o kogokolwiek innego, w³aciciel zareagowa³by ju¿ dawno, czyni¹c ma³o delikatn¹ uwagê. Jednak¿e zna³ dobrze Mungera, wiele o nim wiedzia³, a przede wszystkim to, ¿e nie jest cz³owiekiem, który pozwala siê obra¿aæ. D³ugo mu siê przygl¹da³ i doszed³ wreszcie do wniosku, ¿e Anglik jest chory. Mia³ ci¹gniêt¹ twarz i zapadniête oczy. I nie by³a to sprawa alkoholu. Munger potrafi³ piæ du¿o, ale jeszcze nikt nie widzia³ go pijanego. Munger nie by³ chory w ka¿dym razie nie pod wzglêdem fizycznym, by³ jednak wyczerpany, od czterech dni prawie nie spa³, a teraz, chocia¿ ow³adnê³o nim zmêczenie, a umys³ usypia³, nie potrafi³ wstaæ i iæ do hotelowego pokoju. Nie szuka³ kontaktu z ludmi, ale ³apczywie wch³ania³ gwar ulicy i ruch wokó³ siebie. Potrzebowa³ tego, by zag³uszyæ myli. Miêdzy samochodami, motocyklami i rikszami przebieg³ ulicê rudy kundel. Z przedni¹ ³ap¹ uniesion¹ do góry psina wzbudza³ litoæ. £apa by³a zakrwawiona ofiara ruchu ulicznego albo czyjego okrucieñstwa. Pies zacz¹³ wêszyæ miêdzy stolikami i który z kelnerów wymierzy³ mu kopniaka. Uciek³ skowycz¹c, a w³aciciel restauracji z aprobat¹ pokiwa³ g³ow¹. Ze swojego strategicznego miejsca móg³ obserwowaæ ca³¹ restauracjê i bar. Po minucie pokiwa³ po raz wtóry, gdy Munger skin¹³ na kelnera i zamówi³ stek. Omlet nie zaspokoi³ g³odu reportera, pomyla³ Francuz. Pies siedzia³ na skraju chodnika i najwidoczniej wyczu³ kusz¹ce zapachy, gdy kelner stawia³ talerz przed Mungerem. Patrzy³ z otwartym pyskiem, jak Munger kraje miêso na drobne kawa³ki, a potem pochyla siê i stawia talerz na ziemi. Nie wierzy³ w³asnym oczom. Cz³owiek skin¹³ palcem. Pies nieufnie siê zbli¿a³, patrz¹c to na ró¿owe miêso, to na zdumionego kelnera. Gruby Francuz wsta³ z fotela przy drzwiach. W restauracji zapad³a cisza. Wszystkie oczy by³y zwrócone na Mungera i parszywego kundla. 13
Monsieur
! zacz¹³ w³aciciel oburzonym g³osem, ale zamilk³, gdy Munger obróci³ siê i spojrza³ przez szparki mrocznych oczu. Zap³aci³em! warkn¹³. Scenê obserwowali teraz wszyscy, ³¹cznie z kundlem. W³aciciel otwiera³ i zamyka³ usta, jak ryba wyrzucona na piasek. Po chwili wzruszy³ pogardliwie ramionami i wróci³ na swoje miejsce. Kto siê rozemia³, pies podszed³ do talerza i zacz¹³ jeæ. Ju¿ siê nie ba³ wyczu³, ¿e jest pod ochron¹. Przy pobliskim stoliku incydentowi przygl¹dali siê dwaj amerykañscy korespondenci. Jeden z nich powiedzia³: Munger dziecinnieje z wiekiem
Drugi siê zamia³. Nie s¹dzê. Zrobi³ to specjalnie, ¿eby podra¿niæ starego Montagne. Obaj patrzyli ciekawie na Mungera, a ten wpatrywa³ siê w psa po³ykaj¹cego ³akomie kawa³ki miêsa. Wygl¹da na chorego odezwa³ siê pierwszy. Drugi pokiwa³ g³ow¹. Mo¿e wreszcie i jego dopad³o. Od lat niemal bez przerwy obs³uguje tê wojnê. Przylgn¹³ do niej jak pijawka. Wojna sta³a siê dla niego narkotykiem, który zacz¹³ go z¿eraæ od wewn¹trz. Chyba nie to sprzeciwi³ siê drugi. Jeszcze dwa dni temu by³ taki sam, jak zawsze. Ciekawe. Wkrêci³ siê na patrol Si³ Specjalnych. Ale po powrocie niczego nie pokaza³. ¯adnych zdjêæ. Mo¿e nie zdarzy³o siê nic interesuj¹cego. Zawsze jest co interesuj¹cego, kiedy w pobli¿u krêci siê Munger. O nie, co siê wydarzy³o, ale pojêcia nie mam, co to mog³o byæ, ¿eby takiego cz³owieka jak on wprowadziæ w szok. Korespondenci zabrali siê z powrotem do jedzenia, omawiaj¹c ostatnie inicjatywy pokojowe. Kundel zjad³ i siedzia³ teraz u nogi Mungera. Reporter podrapa³ psa w g³owê. Pies trzepn¹³ raz ogonem w ziemiê i poliza³ cz³owiekowi d³oñ. Munger nie nakarmi³ psa, by rozz³ociæ w³aciciela restauracji. Zawsze lubi³ psy i psy go lubi³y. By³a to cecha ludzi samotnych, którzy mieli tak ukszta³towany charakter, ¿e nie potrafili wyraziæ swoich uczuæ innym ludzkim istotom. O Mungerze mówiono, ¿e jest tylko skorup¹ albo ¿e sk³ada siê wy³¹cznie z palca na przycisku migawki. Kimkolwiek by³, lubi³ psy. Dwa dni póniej z Bangkoku przylecia³a Janine Lasage. Jad¹c taksówk¹ do miasta, odczuwa³a ulgê i podniecenie. W Tajlandii spêdzi³a trzy tygodnie. Nienawidzi³a Bangkoku. Miasto wy³¹cznie dla mê¿czyzn, z setkami salonów masa¿u, tancbud i burdeli. Wola³a Sajgon. Sajgon tak¿e zaspokaja³ potrzeby 14
mê¿czyzn, ale podczas wojny czêciej tu mo¿na by³o spotkaæ prawdziwych mê¿czyzn. W Sajgonie by³ równie¿ Munger, a ona bardzo chcia³a byæ z nim. Nie widzia³a go zbyt d³ugo. Ponad miesi¹c. Kiedy taksówka pêdzi³a w ha³aliwym t³umie pojazdów, Janine raz jeszcze zastanawia³a siê, co w³aciwie poci¹ga j¹ w Mungerze. I ponownie zdecydowa³a, ¿e jest to czysto fizyczne zauroczenie. Janine Lasage by³a piêkn¹ kobiet¹, zdoln¹ uwieæ prawie ka¿dego mê¿czyznê, którego zapragnê³a, ale by³a tak¿e kobiet¹ wymagaj¹c¹ zaspokojenia jej seksualnego apetytu i sporód wielu tylko Munger móg³ jej to zapewniæ. W pewnym sensie by³o to bardzo niepokoj¹ce, gdy¿ dawa³o mu nad ni¹ przewagê, co jej zupe³nie nie odpowiada³o. Przewagê i w³adzê. Usi³owa³a przeanalizowaæ swoje uczucia. Czy go kocha? Zamia³a siê z siebie samej, z podobnego pytania. Oczywicie, ¿e go nie kocha. Mo¿e wiêc go nienawidzi? Jego zamkniêcie w sobie, twardy charakter, niezale¿noæ i dystans wobec otoczenia
On nikogo nie potrzebuje. Mo¿e to w³anie do niego przyci¹ga? Janine by³a kobiet¹ pragn¹c¹ i umiej¹c¹ dominowaæ, ale w tym wypadku nie odnosi³a z tego ¿adnych korzyci. Konkretnie w dziedzinie seksu. Ilekroæ bowiem podporz¹dkowa³a sobie mê¿czyznê, od razu przestawa³ j¹ interesowaæ. Natomiast Mungera zna³a ju¿ od ponad roku i stale go pragnê³a, poniewa¿ nie sta³ siê narzêdziem w jej rêkach. Na lotnisku w Bangkoku spotka³a Rama Fostera, który te¿ lecia³ do Hongkongu. Powiedzia³ jej, ¿e Munger w³anie wróci³ z okolic Vinh Long, z patrolu Si³ Specjalnych. Mog³a wiêc byæ pewna, ¿e teraz zostanie przez pewien czas w Sajgonie. Janine by³a tym nieco zaskoczona, gdy¿ Ram mimochodem wspomnia³, ¿e Munger nie zg³osi³ cenzurze wojskowej ¿adnych zdjêæ, zachowuje siê nieco dziwnie i pije, nawet jak na niego, du¿o. Taksówka zajecha³a przed hotel Continental. Zap³aci³a kierowcy i poprosi³a portiera o zabranie walizek. Skinieniem witaj¹c znajome osoby na tarasie, posz³a prosto do recepcji. Wpisa³a siê do ksiêgi goci i zerknê³a na rzêdy kluczy. Numeru 204 nie by³o, co znaczy³o, ¿e Munger jest u siebie. Posz³a do windy, nie czekaj¹c na baga¿. Recepcjonista patrzy³ na ni¹ ³akomym wzrokiem: elegancka wysoka kobieta o blond w³osach, warta grzechu. Zatrzyma³a siê przed drzwiami numeru 204. Z w³osów wyjê³a d³ug¹ srebrn¹ szpilkê. Ale szpilka wymknê³a siê jej z palców i wpad³a za sukniê, zatrzymuj¹c siê na poladkach. Zapuka³a, us³ysza³a chrz¹kniêcie i wesz³a. Le¿a³ na ³ó¿ku, odziany tylko w szlafrok. Na twarzy mia³ parodniowy zarost. Ça va, Dave? zapyta³a odruchowo, nim dotar³o do niej to jak on wygl¹da. Jeste chory? Non. Ça va, Janine. Podesz³a do ³ó¿ka i zobaczy³a stoj¹cy obok kosz na mieci. Poczu³a zapach spalonego papieru. 15
Co siê sta³o, Dave? Co tu siê dzieje? Pochyli³a siê, musnê³a go wargami lekko w usta i usiad³a obok. W milczeniu wzruszy³ ramionami. Zajrza³a do kosza i zobaczy³a spalone negatywy oraz odbitki. Co to by³y za zdjêcia? Moje
Dlaczego je spali³e? Znów wzruszy³ ramionami. Siêgnê³a do kosza i wyjê³a nadpalon¹ zaledwie odbitkê. W górnym rogu zobaczy³a twarz mê¿czyzny. Mia³ wykrzywione usta, wyszczerzone, jakby w grymasie bólu, zêby. Pocz¹tkowo myla³a, ¿e ten cz³owiek jest w agonii, dopiero po chwili zda³a sobie sprawê, ¿e na tej twarzy maluje siê sadystyczna lubie¿noæ. Podnios³a wzrok. To z ostatniej wyprawy? Co siê tam dzia³o? Kto to jest? Wzi¹³ z jej d³oni odbitkê, obejrza³, siêgn¹³ po zapalniczkê, podpali³ zdjêcie, a gdy ogieñ zacz¹³ parzyæ mu palce, wrzuci³ do kosza. Czy wreszcie mi powiesz, co siê sta³o? To niewa¿ne. Skoñczy³o siê. Pakujê manatki. Jak mam to rozumieæ? Koniec, skoñczy³em z tym. Z prac¹ tutaj? Z zawodem? Dlaczego? Mam dosyæ. I co zamierzasz robiæ? Jutro polecê do Hongkongu, zostawiê aparat u Czanga do sprzedania na licytacji. Potem wyjadê z Azji i popróbujê czego innego. Gdzie indziej
Zupe³nie oniemia³a, krêci³a tylko g³ow¹. Przygl¹da³a siê uwa¿nie jego twarzy. Zobaczy³a w oczach bojañ, lêk przed czym nieznanym. Mia³a wra¿enie, ¿e przygl¹da siê zagubionemu dziecku. Munger z pocz¹tku zaskoczy³ j¹ swoim stanem, a teraz zacz¹³ wrêcz intrygowaæ. Mo¿e jednak o wszystkim opowiesz? Podziel siê ze mn¹
prosi³a. Nie ma o czym opowiadaæ. Nie nalega³a wiêcej. Wsta³a i zaczê³a przechadzaæ siê po pokoju, zbieraj¹c myli. Na stole sta³ Nikon. Munger i ten aparat fotograficzny stali siê legend¹. Dlaczego teraz chcia³ go sprzedaæ? Taki aparat sprzedaje siê tylko wtedy, gdy jego w³aciciel umiera. Okay, Dave, porozmawiamy o tym póniej. Wydajesz siê zmêczony. Spojrza³a na zegarek. Jad³am w samolocie. Nie jeste g³odny? Nie. No to chodmy spaæ. Stanê³a przed ³ó¿kiem i wolno zaczê³a rozpinaæ górê sukni. Jak striptizerka. Munger przygl¹da³ siê jej opalonemu cia³u. Przewiesi³a sukniê przez 16
krzes³o. Mia³a na sobie jeszcze tylko skrawek bia³ego jedwabiu na biodrach. Podesz³a bli¿ej do ³ó¿ka i, patrz¹c na Mungera, ods³oni³a ten skrawek ukazuj¹c jasny trójk¹t w³osów. Po³o¿y³a siê ko³o niego, rozwi¹za³a pasek szlafroka i zaczê³a pieciæ jego cia³o. Zbyt d³ugo na to czeka³am wyszepta³a. Zbyt d³ugo. I cokolwiek ciê drêczy, przestanie, bo ja to wypalê. Obiecujê ci
Po raz pierwszy jego oczy rozb³ys³y i pojawi³a siê w nich nadzieja. Przyci¹gn¹³ j¹ do siebie, przytuli³, chowaj¹c g³owê w jej ramieniu. Po dziesiêciu minutach zamia³a siê. By³ to wulgarny miech. Nie mo¿esz! Co siê z tob¹ sta³o? W d³oni trzyma³a miêkkiego penisa. W oczach Mungera pojawi³ siê ten sam wyraz zaszczutego psa czy zagubionego dziecka. Chcê wreszcie znaæ prawdê, Dave! W jej g³osie pojawi³a siê nuta triumfu. Odsun¹³ siê. Janine rozemia³a siê raz jeszcze i wysz³a z ³ó¿ka. Dave Munger impotentem! dra¿ni³a siê z nim, siêgaj¹c po sukniê. Nagle spowa¿nia³a. A mo¿e tylko ze mn¹? Na jej twarzy pojawi³ siê niepokój, ale zmy³o go zadowolenie, gdy Munger odwróci³ g³owê do ciany. Widzê, ¿e nie. Musia³e próbowaæ z innymi syknê³a i raz jeszcze wybuchnê³a tym samym triumfuj¹cym miechem. Zapiê³a sukniê, poprawi³a w³osy i umocowa³a je srebrn¹ szpilk¹. By³e dobry tylko w tym jednym. I tylko do tego ciê potrzebowa³am. Trwa³o, póki trwa³o. Mo¿e kupiê na licytacji twój aparat. Bêdzie mi przypomina³ takiego mê¿czyznê, jakim by³e. Po raz ostatni zamia³a siê i wysz³a z pokoju. Munger pozosta³ w ³ó¿ku. Wpatrywa³ siê têpo w sufit, a potem zas³oni³ oczy d³oñmi. Duff Paget dobrze zachowa³ tê datê w pamiêci: 26 padziernika 1968 roku. Licytacja odbywa³a siê na trzy dni przed pierwsz¹ rocznic¹ jego ma³¿eñstwa z Ruth. I to by³o powodem jego obecnoci, jak równie¿ przyczyni³o siê do innych wydarzeñ. Dowiedzia³ siê o tym po ósmej wieczorem. Zadzwoni³ Czang, barman w klubie korespondentów zagranicznych. O dziesi¹tej trzydzieci wieczorem mia³a siê odbyæ aukcja sprzêtu fotograficznego. Czyjego? spyta³ Duff. Mungera odpar³ Czang. Duff poczu³ pustkê w do³ku. Munger nie ¿yje? ¯yje, panie Paget. By³ tu przed godzin¹. Kaza³ mi wszystkich zawiadomiæ. 2 Reporter
17
Bêdê odpar³ krótko Duff. Odwiesi³ s³uchawkê i przez kilka minut sta³ przy wielkim oknie, wpatrzony w panoramê Hongkongu: ruchome wiate³ka w porcie i nieruchoma wietlna mozaika Kowloonu zamykaj¹ca horyzont. Pierwszy szok zast¹pi³a teraz pal¹ca ciekawoæ. Aukcja sprzêtu fotograficznego nie by³a w tym czasie nadzwyczajnym wydarzeniem. Przed miesi¹cem by³ na licytacji aparatów Hasagawy, który towarzyszy³ natarciu piechoty morskiej pod Con Thien. Zab³¹kany pocisk modzierza (o ile mówienie o zab³¹kanym pocisku podczas wojny ma jaki sens) rozerwa³ go na kawa³ki. Japoñczyk zostawi³ m³od¹ ¿onê, w malutkim mieszkanku w Happy Valley, a poniewa¿ nie mia³ sta³ej pracy, dzia³aj¹c jako wolny strzelec, i wszystkie zarobione pieni¹dze pakowa³ w nowy sprzêt, do niego sprowadza³ siê ca³y jego doczesny maj¹tek. Podczas aukcji m³oda wdowa siedzia³a w rogu, cichutka i jakby skamienia³a, oczy jej ani na chwilê nie opuszcza³y sto³u, na którym le¿a³y rzêdy aparatów, obiektywów, trójnogów i filtrów. W ha³aliwym pomieszczeniu wiat³o z³owrogo odbija³o od czarno-srebrzystych przedmiotów. Ruth odwiedzi³a wdowê na kilka godzin przed aukcj¹ i zasta³a j¹ przy pucowaniu sprzêtu. Nie uroni³a jednej ³zy. W rogu w ko³ysce spa³o szeciomiesiêczne dziecko. By³o to pierwsze zetkniêcie Ruth ze stoicyzmem wschodniego umys³u. Nie pokazywa³a po sobie niczego opowiada³a potem Duffowi. ¯adnych ³ez. Poczêstowa³a mnie fili¿ank¹ herbaty, mówi³a o dziecku i cenach biletów lotniczych do Japonii. Pokaza³a mi te¿ aparat, którego u¿ywa³ w chwili, gdy rozerwa³ go pocisk. By³ powyginany i zgnieciony. Ze miechem zauwa¿y³a, ¿e nie nadaje siê na aukcjê. Rozemia³a siê, Duff! Czy ty uwierzysz? Mylê, ¿e w ten sposób chcia³a ukryæ prawdziwe uczucia. Ten miech to by³ wentyl bezpieczeñstwa. Duff przygl¹da³ siê potem m³odej kobiecie spod oka, gdy Bennet, szorstki Anglik, agent ubezpieczeniowy, który kiedy pracowa³ w wielkiej firmie aukcyjnej Sotheby, wywo³ywa³ kolejne pozycje i zachêca³ do podbijania ceny. W miarê jak kolejne elementy sprzêtu fotograficznego znajdowa³y nabywców, filigranowa g³ówka Japonki opada³a coraz ni¿ej i ni¿ej. Te precyzyjne mechanizmy z metalu, plastiku i szk³a by³y jej ostatnimi wiêzami ze zmar³ym mê¿em. Tym razem aukcja przebiegnie inaczej, gdy¿ Munger ¿y³. Ale dlaczego fotoreporter wojenny, zw³aszcza tej klasy co Munger, mia³by sprzedawaæ narzêdzia pracy? Niezrozumia³e. To zupe³nie tak, jakby zdrowy cz³owiek zapisa³ swe oczy klinice okulistycznej z mo¿liwoci¹ natychmiastowego odbioru. Kiedy tak snu³ rozwa¿ania, do portu wp³yn¹³ majestatycznie wielki statek wycieczkowy, rozwietlony od rufy po dziób. Z mola przy dworcu morskim 18
dobieg³y dwiêki powitalnej orkiestry. Równoczenie Ruth wzywa³a go na kolacjê. Przygl¹da³ siê w milczeniu, jak ¿ona kolejno ustawia miseczki na obrotowej tacy porodku okr¹g³ego sto³u. Kurczak w sosie orzechowym, wieprzowina na s³odko-kwano, wielkie ostrygi abalone w plasterkach, trudna do zidentyfikowania jarzyna w równie tajemniczym brunatnym sosie, sma¿one krokiety z kraba, gotowane krewetki, a porodku miska paruj¹cego ry¿u. Na skraju tacy sta³y ponadto ma³e pojemniczki z sosem sojowym, musztard¹, octem i ostrym sosem chili. Na samym koñcu Ruth postawi³a miseczkê zimnej s³abej herbaty, w której Chiñczycy po jedzeniu myj¹ palce. Nastêpnie usiad³a po drugiej stronie sto³u i dumnie czeka³a na reakcjê mê¿a, który pochyli³ siê nad tac¹ i wszystko obw¹cha³ z wielkim uznaniem. Pachnie i wygl¹da wspaniale, kochanie powiedzia³. Ruth w³anie ukoñczy³a szeciomiesiêczny kurs kuchni kantoñskiej, zorganizowany przez Klub Amerykañski i ta kolacja by³a w pewnym sensie prac¹ dyplomow¹. Jednak Duff w g³êbi duszy marzy³ o wielkim, grubym, soczystym steku, przypieczonym z zewn¹trz na wêglach, a w rodku ró¿owiutkim, oczywicie ob³o¿onym z³ocistymi piercieniami sma¿onej w ciecie cebulki, i wielkim ziemniaku w skórce, przekrojonym na pó³ i ustrojonym ³y¿k¹ gêstej mietany ze szczypiorkiem. Potrzebowa³ akurat szeciu miesiêcy, ¿eby dojæ do wniosku, ¿e jednak nie lubi chiñskiej kuchni. Nie ³atwo mu by³o siê do tego przyznaæ. Zagraniczni korespondenci, jego koledzy, traktowali gastronomiê orientaln¹ z rewerencj¹ blisk¹ religijnemu oddaniu. Tak jak marynarz ma podobno dziewczynê w ka¿dym porcie, tak korespondent albo reporter na azjatyckim szlaku musi mieæ ulubion¹ chiñsk¹ restauracyjkê w Cholon, w Wientianie, w Penangu lub w Phnom Penh. W zgodnej opinii tego rodowiska, im mniejszy i brudniejszy lokal, tym lepsze jedzenie. Tutaj jadaj¹ kulisi s³ysza³ wielokrotnie Duff, gdy sadzano go w trzeszcz¹cym krzele w jakiej dziurze przy bocznej uliczce w jednym z azjatyckich miast. Dostrzega³ w tym zapewnieniu jak¹ absurdaln¹ sprzecznoæ i czêsto chcia³ spytaæ swego kulinarnego przewodnika, dlaczego nie pójd¹ co zjeæ do lokalu, gdzie jadaj¹ bogaci Chiñczycy. Ale by³ m³ody i jeszcze zielony. Bardzo siê stara³ przyswoiæ sobie entuzjazm ludzi, których czêsto szanowa³ i zak³ada³, ¿e maj¹ wyrobione podniebienie. A teraz Ruth z takim zapa³em studiowa³a tajniki kantoñskiej kuchni, ¿e nie mia³ serca powiedzieæ jej, i¿ wola³by raczej zwyk³y stek. Przez chwilê raz jeszcze zacz¹³ mieæ w¹tpliwoci, czy dobrze zrobi³, ¿eni¹c siê tu¿ przed wys³aniem go na placówkê. By³ wobec siebie uczciwy: jego w¹tpliwoci dotyczy³y samej istoty ma³¿eñstwa. W ci¹gu minionego 19
roku wiele dowiedzia³ siê o sobie. Na przyk³ad tego, ¿e niespokojny duch, jaki mu towarzyszy³ od dzieciñstwa, nie wygas³ z wiekiem. Wprost przeciwnie. W wieku dwudziestu siedmiu lat stwierdzi³, ¿e podniecenie i dowiadczenia minionych miesiêcy wyzwoli³y tego ducha, który z poczwarki przemieni³ siê w motyla rw¹cego siê do lotu. Jednak¿e ma³¿eñstwo by³o w tym wypadku szczytowym punktem wspinaczki ku
nieuchronnoci. Zakocha³ siê w Ruth na trzecim roku na Uniwersytecie Corell. Studiowa³ nauki polityczne, a ona psychologiê. Byli tradycyjnymi narzeczonymi, niewiadomymi, a mo¿e tylko nie ulegaj¹cymi presji, rewolucji seksualnej szalonych lat szeædziesi¹tych. Oboje pochodzili z konserwatywnych miast rodkowego Zachodu. Jego ojciec by³ sêdzi¹ okrêgowym, jej wieloletnim republikañskim burmistrzem. Jedyne, co powa¿niej ró¿ni³o obie rodziny, to wyznanie. Rodzina Duffa wywodzi³a siê z protestanckich imigrantów, jej rodzice byli drugim pokoleniem polskich ¯ydów. Mimo podobnego konserwatywnego wychowania, mieli bardzo odmienne osobowoci, co dopiero ostatnio zaczê³o siê ujawniaæ. W skrócie: on by³ romantykiem, ona nie. Tak, nie lubi³ egzotycznych kuchni. Nie lubi³ ich smaku, ale nie przeszkadza³y mu zapachy. Czasami z zadowoleniem bliskim rozkoszy wdycha³ zapachy podniecaj¹cego i tajemniczego Wschodu, i napawa³ oczy jego widokiem. Ruth koncentrowa³a siê na prowadzeniu domu. Podjê³a siê te¿ dorywczej pracy w szpitalu dzieciêcym w Sandy Bay. Szpital specjalizowa³ siê w skomplikowanych operacjach krêgos³upa, a Ruth by³a psychoterapeut¹. Trzymaj¹c zrêcznie pa³eczki, wybiera³ k¹ski z miseczek i z pe³nymi ustami wydawa³ odpowiednie pomruki zachwytu. Z wielk¹ jasnoci¹ zda³ sobie sprawê, ¿e los ich ma³¿eñstwa zale¿eæ bêdzie od zrozumienia i akceptowania dziel¹cych ich ró¿nic, a przede wszystkim od szczerego przyznania siê do nich. Szczerego? Duff dobrze wiedzia³, ¿e ma wybitny talent do k³amania. Potrafi³ ³gaæ przekonuj¹co. Nie czu³ w zwi¹zku z tym najmniejszych wyrzutów sumienia, z góry bowiem za³o¿y³, ¿e wiêkszoæ jego k³amstw, pó³k³amstw i pó³prawd, a tak¿e przemilczeñ, s³u¿y dobrej sprawie i jest dowodem starañ, by unikn¹æ komplikacji i nikogo nie uraziæ. By³a to koncepcja romantyka, a wiara w jej celowoæ pozwala³a mu z umiechem na ustach rzuæ gumiasty plasterek skropionej sokiem cytrynowym ostrygi abalone i jednoczenie mruczeæ: wspania³e, kochanie, tonem wykluczaj¹cym wszelki fa³sz. Ruth natomiast nigdy nie skala³a siê k³amstwem czy choæby pó³prawd¹. Duff pamiêta³ jej pierwsz¹ wizytê w domu jego rodziców. Ojciec od lat sam robi³ piwo. To by³a jego mania. Z entuzjazmem zapalonego amatora wmusza³ ten napój rodzinie i ofiarowywa³ przyjacio³om, którzy z uprzejmoci zapewniali go, ¿e ¿aden z renomowanych browarów nie produkuje nic równie wspania³ego. Ruth uwa¿a³a siê za koneserkê piw. Mia³a po temu pewne prawo, gdy¿ jej dziadek, przed wyemigrowaniem do Stanów Zjednoczonych, 20
by³ piwowarem w po³udniowej Polsce. W jej rodzinnym domu pito piwo, dyskutowano o piwie, oceniano poszczególne marki. Dowiedziawszy siê o tym ojciec Duffa pobieg³ do piwnicy, nala³ jej kufel ¿ó³tego p³ynu najnowszej produkcji i czeka³ w napiêciu na werdykt, który jego zdaniem móg³ byæ tylko jeden. Ruth wypi³a ³yk, skrzywi³a siê i wypowiedzia³a pamiêtne s³owa: Ojej! Pan chyba nie mówi powa¿nie, nazywaj¹c to piwem. W pewnym sensie rodzina by³a jej wdziêczna. Od tego dnia usta³a produkcja domowego piwa. Poniewa¿ ojciec by³ sêdzi¹, pochwali³ sw¹ przysz³¹ synow¹ za bezkompromisow¹ szczeroæ i uczciwoæ w wyra¿aniu opinii, niemniej Duff podejrzewa³, ¿e w g³êbi serca nigdy nie zaaprobowa³ tego ma³¿eñstwa. Kiedy teraz usi³owa³ przegryæ kawa³ek d³ugiej w³óknistej jarzyny, mia³ ochotê wszystko wypluæ, wykrzykn¹æ jej ulubione Ojej! i dodaæ: Chyba powa¿nie nie traktujesz tego jako pokarmu dla cz³owieka?. Po mêsku zmaga³ siê jednak z tward¹ ³odyg¹, zachodz¹c w g³owê, dlaczego Ruth nie ogranicza siê do kuchni, któr¹ zna najlepiej. Od matki i babki nauczy³a siê przygotowywania ¿ydowskich potraw ze wschodniej Europy. Duff uwielbia³ ¿ydowsk¹ kuchniê, ale Ruth orzek³a, ¿e skoro maj¹ mieszkaæ w obcych krajach, to ona zamierza delektowaæ siê miejscowymi przysmakami. Na szczêcie Duff mia³ za parê dni jechaæ do Wietnamu z zamiarem pozostania tam co najmniej przez miesi¹c. W Sajgonie by³o wiele wspania³ych restauracji francuskich, a w ka¿dej bazie amerykañskiej mia³ ich kilka odwiedziæ zawsze móg³ liczyæ na krwisty stek. Przez chwilê poczu³ wyrzuty sumienia z powodu swojej dwulicowoci, ale czym prêdzej siê ich pozby³, wysuwaj¹c logiczny argument, ¿e nie w porz¹dku by³oby zostawiaæ ma³¿onkê w z³ym nastroju, przygnêbion¹ niepowodzeniem kulinarnym. Wierzy³ wiêcie, ¿e jego mi³oæ do Ruth usprawiedliwia ca³kowicie podobne mylenie i postêpowanie. Doszed³ do tego wniosku ju¿ w okresie narzeczeñskim. Zamierza³ wówczas, po otrzymaniu dyplomu, ubiegaæ siê o przyjêcie do korpusu s³u¿by zagranicznej. Mia³ ju¿ za sob¹ pierwsz¹ rozmowê z komisj¹ rekrutacyjn¹ i wyznaczono mu drugi termin za parê miesiêcy. I po drugiej rozmowie zrezygnowa³. Wiadomoæ ta podzia³a³a na Ruth jak bomba. Powiedzia³ jej, ¿e postanowi³ nie iæ do s³u¿by pañstwowej, lecz zostaæ zawodowym fotoreporterem. Ruth by³a z tego bardzo niezadowolona. Wiedzia³a oczywicie o jego zainteresowaniu fotografi¹. Przez ostatnie dwa lata by³ sekretarzem uniwersyteckiego kó³ka fotograficznego i zdoby³ wiele nagród w uczelnianych konkursach. Jedno z nagrodzonych zdjêæ przedstawia³o zamglony owal twarzy zamylonej Ruth. Zdjêcie to by³o ich s³odk¹ tajemnic¹. Przewodnicz¹cy jury zauwa¿y³ uczenie, ¿e wyraz twarzy kobiety symbolizuje transcendentaln¹ niewinnoæ. W rzeczywistoci Duff nacisn¹³ migawkê dos³ownie 21
w parê sekund po zapewnieniu Ruth jednego ze wspanialszych orgazmów jej m³odego ¿ycia. Ruth jednak przez ca³y czas zak³ada³a, ¿e zainteresowanie Duffa sztuk¹ fotograficzn¹ jest tylko m³odzieñczym hobby, a nie zapowiedzi¹ ¿yciowego wyboru. Niemniej Duff by³ zdecydowany i wys³a³ dziesi¹tki kopert z w³asnymi fotografiami do powa¿nych dzienników i periodyków. Ruth by³a zarazem zdziwiona i dumna, kiedy po paru tygodniach niewielki, ale wp³ywowy tygodnik na Wschodnim Wybrze¿u zaproponowa³ mu etat fotografa z zupe³nie przyzwoit¹ p³ac¹. Duff nie by³ specjalnie podniecony tym sukcesem. Powiedzia³ Ruth, ¿e jego marzeniem jest zostaæ fotoreporterem wojennym, niemniej ta propozycja mo¿e byæ pierwszym etapem. Zanim móg³ podj¹æ pracê, musia³ siê przekwalifikowaæ z amatora na zawodowca. Po otrzymaniu dyplomu po raz pierwszy zostawi³ Ruth sam¹ i wyjecha³ do Los Angeles na szeciomiesiêczne studium fotografiki. I to by³ pocz¹tek pierwszego niedomówienia czy te¿ przemilczenia, jeli kto woli, w stosunku do Ruth. Powiedzia³ prawdê, ¿e zamierza zostaæ reporterem wojennym, ale nie powiedzia³, ¿e równoczenie bêdzie pracowa³ dla rz¹du Stanów Zjednoczonych, w s³u¿bie zagranicznej, chocia¿ nie w sposób, jaki ona sobie wymarzy³a. Czas uzyskania przez Duffa magisterium zbieg³ siê z powa¿n¹ akcj¹ rekrutacyjn¹ w ³onie amerykañskiej wspólnoty wywiadowczej. Kto zda³ sobie wreszcie sprawê, ¿e tak zwana tajna organizacja szpiegowska nie powinna mieæ zbyt publicznego wizerunku. Nast¹pi³o to po tym, kiedy wy¿szej rangi analityk w siedzibie CIA w Langley rutynowo zaj¹³ siê wewnêtrznym biuletynem s³u¿b specjalnych, dotycz¹cym personelu amerykañskich ambasad w Europie. Wiele stron zape³nionych by³o paszportowymi podobiznami pracowników placówek, od ambasadorów do najni¿szej rangi sekretarzy. Jednak¿e w licznych miejscach znajdowa³a siê uwaga na pustym polu: fotografia niedostêpna. Owe puste pola dotyczy³y przewa¿nie stanowisk zastêpców attaché wojskowego lub attaché kulturalnego. I analityk nie musia³ zasiadaæ do komputera, aby dojæ do wniosku, ¿e chodzi³o o lokalnych agentów CIA. By³o to typowo biurokratyczne partactwo, które da³o pocz¹tek nowemu trendowi. Dalsze czteromiesiêczne studium wykaza³o kierownictwu Firmy to, co wszyscy doko³a dawno ju¿ wiedzieli: CIA mia³a zbyt publiczny wizerunek, ka¿dy wiedzia³, kto jest agentem, a kto nie jest. Wiedziano o tym nie tylko w Langley, ale we wszystkich zak¹tkach wiata. Raport w tej sprawie zawiera³ nastêpuj¹c¹ rekomendacjê: nale¿y jak najszybciej zmieniæ sytuacjê, w której CIA przypomina odwrócony lodowiec z dziewiêcioma dziesi¹tymi masy wystaj¹cymi nad powierzchniê wody. 22
Jednoczenie analityk, który wszcz¹³ alarm, zaproponowa³, aby utrzymaæ dotychczasow¹ ekspozycjê personelu. Niech owi lokalni dyplomaci pozostan¹ nadal widzialni. Bêd¹ odci¹gali uwagê. Natomiast nale¿y przyst¹piæ do formowania kadry niewidzialnej, w mroku, w g³êbinach oceanu, gdzie spoczywa masa lodowca. I niech sobie wszyscy podziwiaj¹ piêkno wystaj¹cego z wody szczytu, niech go nawet krytykuj¹, niech siê wokó³ niego tocz¹ spory kompetencyjne ró¿nych agencji. Jednoczenie bêdzie funkcjonowa³ ultratajny departament, którego pracownicy w ¿yciu nie st¹pali po marmurowej posadzce wielkiego holu kwatery g³ównej w Langley ani nie byli szkoleni na ¿adnej z tak zwanych farm CIA. I w ten oto sposób powsta³ wydzia³ Equinus. Jego pierwszym dyrektorem zosta³ ów bystry analityk, który zauwa¿y³ to biurokratyczne partactwo. On te¿ wymyli³ powy¿sz¹ nazwê. By³ rozmi³owany w klasycznej literaturze i rozwi¹zywaniu krzy¿ówek. Equinus to po ³acinie koñ, a koñ kojarzy siê z Troj¹. Dyrektor by³ bardzo z siebie zadowolony. Jego agenci musieli mieæ przykrywkê do swojej dzia³alnoci, wiarygodn¹ i nie kojarz¹c¹ siê z instytucjami pañstwowymi. Zestawiono krótk¹ listê po¿¹danych profesji. Obejmowa³a ona agentów handlu miêdzynarodowego, importerów i eksporterów, in¿ynierów budowlanych, geofizyków, pracowników biur podró¿y, doradców finansowych i handlowych, wyk³adowców wy¿szych uczelni, t³umaczy, funkcjonariuszy instytucji charytatywnych, misjonarzy i tym podobnych. Innymi s³owy, dobry by³ ka¿dy zawód, który pozwala³ na niewinne podró¿owanie i pracê gdzie w wiecie. I jeszcze jedno: na czele listy znajdowali siê fotoreporterzy prasowi i korespondenci. Pomys³ sam w sobie nie by³ oryginalny. Wiêkszoæ wywiadów europejskich jeszcze przed narodzinami Marconiego umieszcza³a agentów w rodowiskach dziennikarskich. Dobieraj¹c agentów do nowego wydzia³u siêgniêto do tego samego ród³a, z którego CIA czerpa³a od dawna: absolwenci wy¿szych uczelni, biali, o politycznej orientacji na prawo od rodka, wyznania najchêtniej protestanckiego. By³ jednak dodatkowy warunek: kandydaci musieli posiadaæ jakie naturalne uzdolnienie, jaki specjalny talent lub powo³anie. To mia³o stanowiæ ich pancerz ochronny. Wydzia³ Equinus sprawi³ sobie odizolowany od jakiejkolwiek sieci komputer i umieci³ siê w firmie na obrze¿u miasta Gary w Indianie. Dlaczego Gary? Za³o¿ono bowiem, ¿e ¿aden szanuj¹cy siê szpieg nigdy by nie postawi³ nogi w tym miecie. Firma by³a przykrywk¹ i rzekomo produkowa³a rozpylacze ze rodkami owadobójczymi dla domoros³ych ogrodników. Analityk w nowej roli dyrektora, a nazywa³ siê Ray Sherman, nazwa³ firmê Pterygota Inc., siêgaj¹c do ³aciñskiego s³owa, które okrela³o rodzinê uskrzydlonych insektów. Z bli¿ej nieznanych powodów, nazwa chwyci³a i ju¿ po pierwszym roku przedsiêbiorstwo wykaza³o zysk. 23
Sherman zacz¹³ od wprowadzenia do komputera nazwisk najlepszych studentów ostatniego roku renomowanych wy¿szych uczelni. Uwagê zwróci³ na tych, którzy zamierzali powiêciæ siê któremu z zawodów wymienionych na jego krótkiej licie, a jednoczenie nie kryli siê z uczuciami patriotycznymi i chcieliby s³u¿yæ krajowi. Wprowadzi³ tak¿e do komputera nazwiska najwie¿szych kandydatów do s³u¿by dyplomatycznej. Zadaniem komputera by³o miêdzy innymi odnalezienie wspó³zale¿noci miêdzy dwoma zestawami nazwisk i wybranie tych, które s¹ na obu. W pierwszej partii znalaz³o siê nazwisko Duff Paget. I w³anie on podczas drugiej rozmowy w Departamencie Stanu zosta³ dyskretnie wywo³any i przedstawiony zupe³nie innej komisji, której przewodnicz¹cy niemia³o zapyta³, czy Duff nie zechcia³by zostaæ szpiegiem. Dalej wszystko posz³o ³atwo, gdy¿ zatriumfowa³ romantyzm i niespokojna natura. Wyzna³, ¿e w³anie zamierza siê ¿eniæ. Cz³onkowie komisji radonie pokiwali g³owami. Sprawdzili ju¿ rodzinê jego narzeczonej i nie mieli ¿adnych zastrze¿eñ. Dobra i dyskretna ¿ona legitymizowa³a legendê. Wyzna³, ¿e jest zapalonym fotografem, choæ ma czysto amatorski status. Otrzyma³ zapewnienie, ¿e to nie stanowi najmniejszego problemu. Co wiêcej, otrzyma odpowiednie wyszkolenie i pracê, a nastêpnie wyznaczony teren dzia³ania. Przez trzy dni przechodzi³ bardzo szczegó³owe badania i odpowiada³ na liczne testy. Otrzyma³ wysokie noty. Najbardziej ucieszy³ go sukces, jaki odniós³ przy obowi¹zkowym odpowiadaniu na pytania przy u¿yciu wykrywacza k³amstw. Pojecha³ wiêc do Los Angeles na przypieszony intensywny kurs fotografiki zawodowej, ale tydzieñ szkolenia w tej dziedzinie przeplata³ siê z tygodniem w tajnym kompleksie w pobli¿u Long Pine u podnó¿a Sierra Nevada. Tam by³ uczony w³aciwego, równoleg³ego zawodu. Przed wyjazdem do Kalifornii odby³ d³ug¹ i powa¿n¹ rozmowê z Ruth. Postanowili, ¿e wezm¹ lub dopiero wówczas, gdy Duff ustabilizuje siê zawodowo. I ¿e co najmniej trzy lata poczekaj¹ z za³o¿eniem rodziny. W g³êbi duszy Ruth ¿ywi³a nadziejê, ¿e do tego czasu Duff siê zmieni, a niespokojna natura ust¹pi dojrza³emu rozs¹dkowi. Ruth by³a kobiet¹ praktyczn¹ i cierpliw¹. Mo¿e poczekaæ. Jednak¿e zaledwie pó³tora roku po rozpoczêciu pracy w tygodniku Duff otrzyma³ propozycjê wyjazdu na placówkê do Hongkongu, sk¹d mia³ obs³ugiwaæ Azjê Po³udniowo-Wschodni¹. W owym czasie Azja Po³udniowo-Wschodnia oznacza³a Indochiny. Tak wiêc niespodziewanie Duff otrzyma³ szansê zaspokojenia swych pragnieñ: mia³ okazjê zostaæ reporterem wojennym. Nagle pojawi³ siê problem: co zrobiæ z Ruth? Na placówce mia³ przebywaæ co najmniej przez dwa lata i zdaniem Ruth dwuletnia separacja by³a wykluczona. Wiêc siê pobrali. Z praktycznego punktu widzenia ma³¿eñstwo by³o sukcesem. Ruth doskonale absorbowa³a szok kulturowy towarzysz¹cy 24
przenosinom z Ameryki do Orientu. Wiedz¹c, ¿e mê¿a czêsto nie bêdzie, pogr¹¿y³a siê w dzia³alnoci spo³ecznej i charytatywnej miejscowej miêdzynarodowej kolonii. Oprócz kursu gotowania uczêszcza³a we wtorki na lekcje uk³adania bukietów kwiatowych ikebana, a w czwartki zag³êbia³a siê w tajniki jogi. W odró¿nieniu od nowych amerykañskich czy europejskich przyjació³, nie zatrudni³a s³u¿¹cej. Mieszkanie mieli ma³e i jego sprz¹tanie nie by³o trudne, a poza tym pomaga³o wype³niæ czas. W dalszym ci¹gu traktowa³a pobyt na placówce jako chwilow¹ drobn¹ zmarszczkê na g³adkiej powierzchni, po której bêd¹ ¿eglowaæ przez ca³e ma³¿eñskie ¿ycie. Przygl¹da³a mu siê, gdy k³ad³ do ust ostatni¹ grudkê ry¿u, a widz¹c jej wzrok bekn¹³, jak nale¿a³o wed³ug chiñskiego obyczaju, by wyraziæ uznanie, i umiechn¹³ siê. Po raz kolejny stwierdzi³a, ¿e jej m¹¿ jest najprzystojniejszym mê¿czyzn¹ na wiecie. Mia³ szczup³¹ twarz i mo¿na by nawet powiedzieæ, ¿e piêkn¹: du¿e oczy, prosty nos, szerokie ruchliwe usta z bardzo mêsk¹ doln¹ warg¹ nad podbródkiem z do³eczkiem. Twarz okala³y czarne, proste, po³yskliwe w³osy. Ruth wiedzia³a, ¿e Duff jest w pe³ni wiadomy swojej urody i czasami bardzo z³y z tego powodu, bo tak jak to bywa z piêknymi kobietami ludzie patrz¹ i podziwiaj¹ owo piêkno, ale nie zawsze traktuj¹ powa¿nie osobowoæ. Dlatego zaj¹³em siê fotografi¹ powiedzia³ jej kiedy. Ludzie bêd¹ oceniali mnie wy³¹cznie na podstawie zdjêæ, a nie wygl¹du. Ruth rozumia³a Duffa, poniewa¿ by³a tak piêkna, ¿e mê¿czyni przystawali na ulicy. Wród korespondentów nazywano ich Hollywoodzkim Duetem. Kiedy zaczê³a zbieraæ nakrycia, zauwa¿y³a, ¿e Duff jest zamylony i jakby strapiony. Smakowa³o? spyta³a i musia³a powtórzyæ pytanie, gdy¿ ogarn¹³ j¹ roztargnionym spojrzeniem. Kolacja by³a absolutnie wspania³a. Przepraszam, ale o czym myla³em. Za godzinê bêdê musia³ wyjæ. Do klubu prasy. Aukcja sprzêtu fotograficznego wyjani³. Spowa¿nia³a. Od³o¿y³a z powrotem naczynia na stó³ i usiad³a. Czyjego? Dostrzeg³ jej wyraz twarzy i umiechn¹³ siê. Mo¿esz siê nie martwiæ. Nikt nie zgin¹³. Dave Munger sprzedaje swoje kamery. Nie wiadomo, dlaczego. Munger. To nazwisko wywo³ywa³o w niej sprzeczne uczucia. Spotka³a go tylko raz na po¿egnalnym przyjêciu korespondenta tygodnika Newsweek, który wyje¿d¿a³ na bliskowschodni¹ placówkê. Przyjêcie by³o bardzo alkoholowe. Munger pi³ wiêcej ni¿ wiêkszoæ obecnych, ale by³ mniej ha³aliwy. Siedzia³ samotnie przy barze, wychylaj¹c jedna po drugiej wódkê z wod¹ mineraln¹. Duff wyjani³ Ruth, ¿e Munger przez siedem miesiêcy przebywa³ w strefie wojennej i teraz musi odzyskaæ równowagê ducha. Nazwano to 25
powrotem do normalnoci. Zdziwi³a j¹ jego niepozorna aparycja: szczup³y, niczym siê nie odznaczaj¹cy, chyba tylko zmierzwion¹ czupryn¹ i zaszczutym wyrazem twarzy. Oczy natomiast mia³ wyraziste, wielkie, myl¹ce, jasnoniebieskie, ale o zmiennej intensywnoci w zale¿noci od nastroju chwili. Od innych kobiet nas³ucha³a siê plotek o jego reputacji kochanka. Podobno kobiety by³y drugim i ostatnim obiektem jego zainteresowania po fotografii. I podobno wszystkie kobiety pada³y do jego stóp z monotonn¹ wrêcz regularnoci¹. Z pocz¹tku nie mog³a zrozumieæ, co jest w nim takiego, ¿e poci¹ga kobiety. Nieco póniej, gdy tañczy³a, w pewnej chwili zobaczy³a wpatrzone w siebie jego oczy, wch³aniaj¹ce jej obraz. Dozna³a szoku, czuj¹c nagle seksualne podniecenie. Innym aspektem jej stosunku do Mungera by³o uwielbienie, jakie okazywa³ mu Duff. Mo¿e nie tyle okazywa³, nie mia³ bowiem po temu okazji, ale nosi³ je w sobie. Ruth nie podoba³o siê, ¿e jej mê¿czyzna znajduje siê pod tak przemo¿nym wp³ywem innej osobowoci. Nawet niezbyt dobrze mu znanej i raczej rzadko spotykanej. Po raz wtóry zgarnê³a pó³miski i ruszy³a w stronê kuchni, rzucaj¹c przez ramiê: Mo¿e wreszcie doszed³ do wniosku, ¿e fotografowanie przeszkadza mu w piciu i uwodzeniu kobiet. Duff tylko wymownie spojrza³ i wzruszy³ ramionami. Nie potrafi³ wyjaniæ Ruth ród³a i rodzaju emocji, jakie Dave Munger budzi u pozosta³ych fotoreporterów. Poza tym Ruth nie umia³aby zrozumieæ jego uwielbienia dla Mungera, poniewa¿ nie wiedzia³a o tym, co siê kiedy wydarzy³o. Co, o czym nigdy jej nie powie. By³o to jedno z jego pominiêæ. Zdarzy³o siê po dwóch miesi¹cach od przybycia Duffa na placówkê. Dwóch miesi¹cach wielkiej frustracji. Po przyjedzie do Sajgonu Duff zg³osi³ siê przede wszystkim do miejscowego rezydenta wydzia³u Equinus, który dzia³a³ w Wietnamie pod przykrywk¹ przedstawiciela amerykañskiej firmy komputerowej. Rezydent powiedzia³ mu, ¿e przez pierwszy rok trzeba budowaæ i utrwalaæ reputacjê zawodow¹. Reputacjê reportera wojennego. Tajemnic¹ robienia dobrych zdjêæ w strefie wojennej jest, po pierwsze, zachowanie zimnej krwi, po drugie, znalezienie siê we w³aciwym miejscu o w³aciwym czasie. Duff ruszy³ w teren, przemierza³ tam i z powrotem ca³y Wietnam z aparatami w sta³ej gotowoci, ale trafia³ w z³e miejsca o z³ym czasie. Godny po¿a³owania brak szczêcia. Albo opuszcza³ strefê dzia³añ wojennych tu¿ przed rozpoczêciem walk, albo przybywa³ tu¿ po ich zakoñczeniu. Pozostawa³o mu fotografowanie rannych i czarnych plastikowych worków z zabitymi. Raz uchwyci³ grupkê jeñców Wietkongu, którzy przypominali zag³odzone dzieci na wagarach. 26
Pocz¹tkowo lekcewa¿y³ brak sukcesów. Przecie¿ dopiero zaczyna³, poznawa³ kraj, nawi¹zywa³ kontakty w ko³ach wojskowych, zarówno amerykañskich, jak i po³udniowowietnamskich. Jednak¿e w miarê mijania tygodni jego frustracja ros³a. Po ka¿dym wyjedzie w teren wraca³ do Sajgonu, szed³ do hotelowego pokoju i zasiada³ w prowizorycznej ciemni, któr¹ urz¹dzi³ w g³êbokiej ciennej szafie ubraniowej. Po wywo³aniu filmów i zrobieniu odbitek stwierdza³ z przygnêbiaj¹c¹ regularnoci¹, ¿e nie s¹ wystarczaj¹co interesuj¹ce, by uzyska³y aprobatê jego amerykañskiej redakcji. A potem zaczêli pokpiwaæ koledzy. Masz mo¿e jakie ciekawe pocztóweczki do obejrzenia? pytali z³oliwie w barze lub na hotelowym tarasie wychodz¹cym na ulicê Tu Do. Na pozór przyjmowa³ to z humorem. Umiecha³ siê i ripostowa³, ale wewnêtrznie cierpia³. Od swego redaktora naczelnego otrzyma³ nawet pismo z lekk¹ wymówk¹: redakcja w dalszym ci¹gu musi korzystaæ z serwisów agencji fotograficznych, a przecie¿ utrzymanie w terenie w³asnego fotoreportera sporo kosztuje. Po dwóch miesi¹cach nast¹pi³ kryzys. W barze restauracji Pod Anio³em odbywa³ siê przypadkowy jubel. Jedni korespondenci w³anie odlatywali na zas³u¿ony odpoczynek w Hongkongu i Bangkoku, inni dopiero co wrócili. W tym wiatku, mimo przyjacielskich stosunków, obowi¹zywa³a ostra konkurencja. Duff znowu sta³ siê przedmiotem docinków. W gromadce znajdowa³ siê Dave Munger, który jako jedyny siedzia³ w milczeniu przy barze, s³ucha³ i wszystkich bacznie obserwowa³, pij¹c wódkê z wod¹ mineraln¹. Duff doszed³ do wniosku, ¿e los jest cholernie niesprawiedliwy. Oto widzi cz³owieka, który jest ju¿ legend¹, nie musi szukaæ i wêszyæ za wojn¹. Idzie sobie na spacerek i wojna sama przychodzi do niego. Nic dziwnego, ¿e nosi przezwisko Mahomet. Góry przychodz¹ do Mahometa! W g³êbi duszy Duff wiedzia³, ¿e to nie takie proste. Munger by³ profesjonalist¹. Przez ca³e lata nawi¹zywa³ kontakty w ko³ach wojskowych nie tyle z generalicj¹ i sztabowcami, co ze starszymi podoficerami, od których w³aciwie wszystko zale¿a³o. Zw³aszcza od podoficerów odpowiedzialnych za transport. Mówiono, ¿e Mungerowi ³atwiej jest na skiniêcie palca otrzymaæ do dyspozycji helikopter ni¿ trzygwiazdkowemu genera³owi. Mia³ równie¿ znajomoci we wszystkich cywilnych portach lotniczych Azji Po³udniowo-Wschodniej. Od sajgoñskiego Ton San Nut, przez Hai Tak w Hongkongu, do Hanedy w Tokio. Dave Munger zna³ prawie wszystkich przedstawicieli linii lotniczych. Inni mogli prawiæ komplementy i dawaæ prezenty w dyrekcjach linii, a Munger po prostu wiedzia³, od kogo naprawdê zale¿y zdobycie miejsca. Inni mogli o pó³nocy wydzwaniaæ do lokalnego dyrektora linii, b³agaj¹c o miejsce w przepe³nionym samolocie, a w tym samym czasie przedstawiciel linii na lotnisku z honorami wprowadza³ Mungera na pok³ad odlatuj¹cej maszyny, bardzo czêsto sadzaj¹c go bez dop³aty w pierwszej klasie. 27
Innym aspektem profesjonalizmu Mungera by³y jego magiczne sztuczki. Opanowa³ prestidigitatorstwo, by w razie potrzeby ukryæ rolkê filmu. Koszmarem fotoreporterów by³a groba konfiskaty lub przewietlenia zdjêæ zapieraj¹cych dech w piersiach i zdobytych z wielkim mozo³em. Wielu ¿andarmów i policjantów nieraz przy³apa³o Mungera na robieniu zdjêæ w zakazanych strefach. Z satysfakcj¹ rejestrowali jego zmartwion¹ i skonsternowan¹ twarz, gdy mu odbierali kasetê i wyci¹gali pasek filmu na wiat³o dzienne. Nie dostrzegali wówczas wewnêtrznego umiechu ani tym bardziej w³aciwego filmu ukrytego gdzie w kieszeni, podczas gdy oni niszczyli bezwartociow¹ przynêtê. I wreszcie kroki podjête przez Mungera w celu zapewnienia sobie wzglêdnego bezpieczeñstwa osobistego. Niektórzy fotoreporterzy i korespondenci zabierali ze sob¹ broñ, udaj¹c siê na mniej bezpieczne wyprawy: czasami ma³y rewolwer, nó¿ sprê¿ynowy lub pojemnik z gazem. Bywa³o, ¿e wynajmowali ochroniarzy nie w wypadku wypraw w strefy wojenne, ale podczas wizyt w podejrzanych dzielnicach miast Dalekiego Wschodu. Jeden ze s³awnych nowojorskich komentatorów telewizyjnych otrzyma³ przydomek Sinatra, poniewa¿ podczas wszystkich spacerów towarzyszy³a mu ca³a gromada goryli. Munger wybra³ inn¹ drogê. Na samym pocz¹tku kariery przestudiowa³ historiê orientalnych sztuk walki: judo, karate, Tok Wae Do, kung-fu i wielu innych mniej znanych. Z ka¿dej wybra³ i wyuczy³ siê paru technik, które uwa¿a³ za najbardziej skuteczne. I dziêki temu umia³ pokazywaæ pazury, jeli zachodzi³a potrzeba. Kiedy Duff tak sta³ przy przeciwleg³ym koñcu lady barowej, zapatrzony w sw¹ trzeci¹ podwójn¹ whisky, pomyla³, ¿e warto by podobnie siê przygotowaæ. Pracuje tu dopiero dwa miesi¹ce, uczy siê
Munger, chocia¿ dopiero trzydziestolatek, siedzi w tym zawodzie od ponad dziesiêciu lat. Obs³ugiwa³ Cypr i Biafrê, Angolê, pó³nocne Borneo i teraz Wietnam. Mam jeszcze czas
Obla³ siê zimnym potem, gdy¿ porazi³a go myl, ¿e nie tylko o czas i dowiadczenie tu chodzi. Munger robi³ tylko czarno-bia³e zdjêcia i jego negatywy nie zawiera³y ¿adnych specjalnych efektów. Ich doskona³oæ wynika³a z wyczucia. Albo siê ma owo wyczucie chwili, miejsca i tematu, albo nie. Duff poczu³ uk³ucie zazdroci. W³aciwie nie mia³ jeszcze okazji sprawdziæ, czy sam je posiada. Zbyt krótko tu by³. Ale ju¿ zbiera³ ciêgi. Od redaktora, od kolegów. Z gorycz¹ pomyla³, ¿e powinien by³ urodziæ siê Angolem, tak jak Munger. Interesuj¹ce, ¿e Brytyjczycy przodowali w tym zawodzie. Nie oznacza to, ¿e nie by³o dobrych fotografów amerykañskich i z innych krajów europejskich Francuzów i Niemców oraz jeden wrêcz genialny Hiszpan. Nawet Japoñczycy byli niele reprezentowani przez Hasagawê i paru innych, ale Brytyjczycy stanowili elitê: ukazuj¹cy ca³¹ grozê 28
wojny Lerry Burrows, beznamiêtny Don McCullin i m³ody, bezkompromisowy Tim Page. A wiele d³ugoci przed nimi Dave Munger, który jak nikt potrafi³ sfotografowaæ zesztywnia³e ze strachu rysy m³odego, miertelnie znu¿onego ¿o³nierza i odcisn¹æ piêtno wojny w milionach umys³ów czytelników. Im wiêcej Duff pi³, w tym wiêksz¹ wpada³ rozpacz. Odg³os rozmów i miechy dochodzi³y do niego jakby przez d³ugi tunel. Dopi³ ostatni¹ szklankê whisky i podniós³ wzrok, aby za¿¹daæ od barmana nastêpnej. Zamiast barmana napotka³ w lustrze za barem twarz Mungera. Przez d³ug¹ chwilê patrzyli na siebie. Duff czu³, jak niebieskie oczy Mungera zagl¹daj¹ mu do duszy i penetruj¹ umys³. Dostrzegaj¹c wszystko, dostrzegaj¹c pustkê. Na ciemnej poci¹g³ej twarzy b³¹ka³ siê pó³umiech. Kpi¹cy? I nagle Duff zacisn¹³ palce na pustej szklance i rzuci³ szklank¹ w lustro. G³osy i miechy zamar³y. Duff sta³ bez ruchu, wali³o mu têtno, niczym po zastrzyku adrenaliny. Powoli siê obróci³ i dostrzeg³ skierowane na siebie dziesi¹tki par oczu i twarzy ni to rozbawionych, ni to zdumionych, znieruchomia³ych w b³ysku wyimaginowanego flesza. Siêgn¹³ powoli do tylnej kieszeni, wyj¹³ zwitek banknotów, z którego na lepo wyci¹gn¹³ kilka i rzuci³ na barow¹ ladê. Jak we nie przeszed³ przez salê i wymkn¹³ siê w parn¹ noc. Us³ysza³ jeszcze o¿ywione g³osy i czyj miech. Kilka razy potrz¹sn¹³ g³ow¹, jakby chcia³ odzyskaæ utracon¹ przytomnoæ umys³u, a gdy to nie pomog³o, zacz¹³ uderzaæ otwart¹ d³oni¹ w czo³o. Zatrzyma³a siê ko³o niego taksówka. Kierowca o szczerbatym szerokim umiechu siêgn¹³ za siebie i otworzy³ tylne drzwi. Duff wgramoli³ siê i leg³ na siedzeniu. Taksówka ruszy³a, w³¹czaj¹c siê w ruch uliczny. Gdzie pan jechaæ? spyta³ ³aman¹ angielszczyzn¹ kierowca. Duff z trudem dwign¹³ siê do pozycji siedz¹cej i wybe³kota³: Hotel Continental. Kierowca zerkn¹³ w lusterko i szybko oceni³ stan swego pasa¿era. Chcieæ dziewczynê, Joe? Bardzo m³oda, du¿o seksu. Duff z trudem zebra³ myli. Nie. Continental. Kierowca wzruszy³ ramionami i zaj¹³ siê lawirowaniem wród pojazdów. Po piêciu minutach Duff zmieni³ zamiar. Jeszcze nigdy nie zdradzi³ Ruth, ale w obecnym stanie umys³u wykoncypowa³ sobie, ¿e skoro we wszystkim innym okaza³ siê nieudacznikiem, to najprawdopodobniej w ma³¿eñstwie równie¿. A poza tym pozwoli mu to zapomnieæ o wszystkim innym. No i nigdy nie kocha³ siê z Azjatk¹. Kierowca zawióz³ go wiêc do Cholon, chiñskiej dzielnicy miasta, i pozostawi³ przed drzwiami s³awnego przybytku Tai Cheong. Nie tak go sobie Duff wyobra¿a³. Jaka stara wiedma poprowadzi³a go trzeszcz¹cymi drewnianymi 29
schodami na piêtro, do stodolastej sali. Pod przeciwleg³ymi cianami sta³y ³o¿a z baldachimami i moskitierami, pozostawiaj¹c jedynie w¹skie przejcie rodkiem. Bia³e moskitiery lekko drga³y, b¹d to z powodu aktywnoci na ³o¿ach, b¹d poruszane wiaterkiem z dwóch sufitowych wentylatorów. Duff wyczuwa³ ciê¿ki, s³odki zapach. Zacz¹³ mieæ powa¿ne w¹tpliwoci, czy dobrze zrobi³, przychodz¹c tu. Chcia³ siê wycofaæ, ale wiedma ujê³a go za rêkê i poprowadzi³a do jednego z ³ó¿ek, rozsunê³a mulin i zachêci³a do po³o¿enia siê. Stwierdzi³, ¿e bia³e poszewki i przecierad³a s¹ czyste poza tym po³o¿enie siê by³o o wiele ³atwiejsze od schodzenia tymi okropnymi schodami. Rzuci³ siê bezw³adnie na pos³anie, kobieta zdjê³a mu obuwie, zasunê³a moskitierê i odcz³apa³a. Przez wiele minut le¿a³ na plecach. Pobliski szmer kaza³ mu podnieæ g³owê i spojrzeæ w lewo. Przez dwie moskitiery dostrzega³ tylko amorficzny kszta³t ko³ysz¹cy siê w powolnym rytmie. Lekko podniós³ siê, otworzy³ szerzej oczy i kiedy adaptowa³y siê do mroku, rozpozna³ na s¹siednim ³o¿u dwie po³¹czone sylwetki. Szczegó³ów w dalszym ci¹gu nie dostrzega³, tylko dwa splecione cienie, rozko³ysane w mlecznej mgle. Ten widok, w po³¹czeniu ze s³odkim zapachem, wdzieraj¹cym siê w nozdrza, wywo³ywa³ erotyczne doznania, jakich dot¹d jeszcze nie prze¿ywa³. I wcale nie odnosi³ wra¿enia, ¿e jest podgl¹daj¹cym intruzem. Mia³ wiadomoæ uczestnika dope³niaj¹cego swoj¹ obecnoci¹ nastrój tego miejsca i tej sceny. Móg³by tak patrzeæ przez ca³¹ wiecznoæ, ale us³ysza³ za sob¹ szelest, obróci³ siê i zobaczy³ dwa migda³owe jeziora. Skoncentrowa³ wzrok i jeziora przybra³y kszta³t pary skonych oczu w owalu kobiecej twarzy. Dziewczyna wdrapa³a siê na wysokie ³o¿e i moskitiera opad³a z szelestem. Duff podpar³ siê na ³okciu. Teraz lepiej wszystko widzia³. Klêcza³a na przecieradle. Mia³a na sobie bia³e ao dai pod sam¹ szyjê, obcis³e na piersiach i w stanie, a do³em rozszerzaj¹ce siê w wachlarz i wysoko rozciête, by ods³oniæ jedwabne czarne spodnie. Powoli, jakby w rozmarzeniu, rozebra³a go. Rozemia³a siê krótko, niemal wstydliwie, gdy usi³owa³a zdj¹æ mu majtki przez naprê¿onego cz³onka. Rzuci³a jego ubranie gdzie w k¹t i z naturaln¹ gracj¹ usiad³a w nogach ³ó¿ka, by siê rozebraæ. By³a szczup³a i delikatna, a skórê mia³a niemal tak bia³¹ jak moskitiera. Duff dostrzeg³ czarne oczy i w³osy, ciemne, dumnie stercz¹ce sutki. Pragn¹³ jej, ale zmusi³ siê do bezruchu. Zaczê³a mu masowaæ stopy. Smuk³e palce sprawia³y rozkosz granicz¹c¹ z bólem. Od stóp przesz³a do ³ydek i potem do ud. Pomijaj¹c twardego cz³onka skoncentrowa³a siê na brzuchu i klatce piersiowej. Teraz siedzia³a na nim okrakiem, z twarz¹ nisko nad jego twarz¹, a jej d³ugie w³osy opada³y na poduszkê. Wreszcie zajê³a siê jego barkami, ugniataj¹c palcami miênie i przynosz¹c ulgê. Nareszcie skoñczy³a, zbli¿y³a twarz, na wargach b³¹ka³ siê lekki umiech. 30
Czu³ pulsowanie i zarazem istnienie tylko jednej czêci swego cia³a tej, któr¹ pominê³a. Jakby j¹ odseparowa³a od reszty i nastawi³a uk³ad nerwowy na odbiór sygna³ów z ca³ej d³ugoci wzniesionego cz³onka. Poczu³ dotyk jej sutek na piersi, poczu³ jej usta na ustach. Poca³unek by³ perwersyjnie siostrzany. Ujê³a cz³onka i potar³a nim o swe jedwabiste wrota. Wstrz¹sn¹³ nim rozkoszny ból, wyprê¿y³ siê i wdar³ w ni¹. W tym samym momencie rozwar³a usta i wprowadzi³a jêzyk miêdzy jego wargi. I potem wydawa³o mu siê, ¿e tkwi zawieszony w przestrzeni bez ruchu i ¿e ona tak¿e zastyg³a, a jednoczenie odnosi³ wra¿enie, i¿ pozwoli³ zamkn¹æ swój symbol mêskoci w s³ój pe³en ¿ywych wij¹cych siê nieziemskich stworów. Byæ mo¿e to wra¿enie by³o zbyt natrêtne i wyraziste. Dziesi¹tki razy czu³ zbli¿aj¹cy siê orgazm i za ka¿dym razem o parê sekund przed nim fala odp³ywa³a. Z pocz¹tku, chc¹c przed³u¿yæ rozkosz, dziewczyna zwalnia³a tu¿ przed osi¹gniêciem szczytu, kiedy jednak czas mija³, zaczê³a przypieszaæ, by go przezeñ przeprowadziæ. Zacz¹³ sobie zdawaæ sprawê, ¿e to siê nie stanie. Ta wiadomoæ wywo³a³a niepokój, a wraz z nim negatywn¹ reakcjê fizyczn¹. Dziewczyna to pojê³a, pokrêci³a g³ow¹ i obdarzy³a s³odkim umiechem. Nie martw siê szepnê³a. Jeste silny. Odprê¿ siê, a ochota powróci. Zesz³a z niego, obsunê³a siê, muskaj¹c piersiami jego brzuch i uda. Podniós³ g³owê i zobaczy³, jak bierze do ust miêkkiego cz³onka. Cz³onek siê wyprê¿y³, wype³niaj¹c jej usta. Znowu zbli¿y³ siê do orgazmu i znowu nie dotar³ do szczytu. Nie móg³ na to poradziæ on, nie mog³a ona. A starali siê oboje. Palcami muska³a jego sutki. Czu³ straszne pragnienie doznania ostatecznej ulgi, przebrniêcia przez niewidzialn¹ barierê. Ale nie móg³ i ona te¿ zda³a sobie z tego sprawê. Podci¹gnê³a siê i u³o¿y³a obok niego, chowaj¹c g³owê w ramiê mê¿czyzny i ws³uchuj¹c siê w bicie jego serca. Nie martw siê powiedzia³a. Mo¿e póniej, mo¿e innym razem. Jej s³owa nie przynios³y pociechy. Udowodni³ sobie ostatecznie, ¿e jest nieudacznikiem, czu³ straszliwy ból w przyrodzeniu. Unios³a siê, podpar³a ³okciem i z niepokojem wpatrywa³a w jego znêkan¹ twarz. Potem poklepa³a go po plecach, odsunê³a moskitierê i odesz³a. S¹dzi³, ¿e wiêcej ju¿ jej nie zobaczy, ale powróci³a po dziesiêciu minutach, nios¹c tackê z laki, któr¹ postawi³a na ³ó¿ku. Na tacy sta³a ma³a oliwna lampka, fajka z cienkim, d³ugim cybuchem, szczypczyki, pude³ko zapa³ek i kawa³ek srebrnej folii. Na folii le¿a³a brunatna grudka, chyba wilgotna, gdy¿ lni³a w mroku. Duff uwiadomi³ sobie, ¿e patrzy na kulkê opium i przyrz¹dy do jego palenia. By³o to wbrew jego zasadom, ale czu³ ca³kowite otêpienie. W milczeniu przygl¹da³ siê, jak dziewczyna zapala oliwn¹ lampkê, ujmuje w szczypczyki brunatn¹ kulkê i obraca nad p³omieniem. Po paru minutach nachyli³a siê i przeci¹gnê³a kulkê pod nosem. Z aprobat¹ skinê³a g³ow¹, umiechnê³a siê do Duffa i wrzuci³a grudkê opium do fajki. Na z³o¿onych 31
razem otwartych d³oniach poda³a mu fajkê niczym dar. Poczu³ strach, ale tylko przez chwilê. Pomyla³, ¿e co bêdzie, to bêdzie, i przyj¹³ dar. Z pocz¹tku postêpowa³ nieporadnie, usi³uj¹c poci¹gaæ tak, jakby pali³ w fajce tytoñ. Ale ona pokaza³a mu, jak nale¿y ostro¿nie to czyniæ, powoli, i przetrzymywaæ dym w p³ucach. By³o to jego pierwsze dowiadczenie z narkotykami. Nigdy w ¿yciu nie spróbowa³ nawet marihuany. Z podnieceniem i lêkiem oczekiwa³ teraz skutków. Po paru minutach ogarnê³a go fala ulgi. ¯adnego otêpienia myli czy zmys³ów, tylko lekka, kwana suchoæ w gardle. By³ nieco zawiedziony. Jeli ju¿ wszed³ na niegodn¹ drogê zakazanych rozkoszy, to niech siê przynajmniej dowie, jak ten owoc smakuje. Dziewczyna siedzia³a na ³ó¿ku ze skrzy¿owanymi nogami i wpatrywa³a siê w niego, na nagim ciele perli³ siê pot. Duff uwiadomi³ sobie nagle, ¿e dziewczyna jest nieprawdopodobnie piêkna. Nie fizycznie, nie zewnêtrznie, ale od wewn¹trz promieniuje nieziemsk¹ urod¹. By³a jak olejny obraz portret, który na pierwszy rzut oka wydaje siê tylko barwny i dobrze skomponowany, ale przy bli¿szym obejrzeniu ujawnia ca³¹ g³êbiê kolorów, cieni i tonów, sk³adaj¹cych siê na doskona³e dzie³o. Dopiero teraz odkrywa³ jej cia³o o subtelnym odcieniu koci s³oniowej, wietliste, jakby pod skór¹ kto przesuwa³ lampê. Dopiero teraz zauwa¿y³, ¿e jej czarne w³osy nie s¹ czarne zwyk³¹ czerni¹, ale przechodz¹ w odcieñ hebanu. Siedzia³a w nogach ³o¿a, daleko, a mimo to czu³ dotyk jej jedwabistej skóry, twardoæ sutek, rozkoszn¹ miêkkoæ miêdzy udami i delikatnoæ ³uku szyi. Doæ niewyranie zdawa³ sobie sprawê, ¿e opium mimo wszystko opanowa³o jego zmys³y, wyostrzy³o je i z³agodzi³o zarazem. Rozemia³ siê, ale nie us³ysza³ w³asnego miechu. Umiechnê³a siê i u³o¿y³a go na poduszce. Wszystkie lêki i niepokoje odp³ynê³y wraz z dymem, który spiral¹ unosi³ siê gdzie wysoko i tam osiada³, tworz¹c nieruchom¹ mgie³kê. Poranek przyniós³ powrót do rzeczywistoci. I jeszcze co: zwrotny punkt w ¿yciu. Obudzi³ siê póno. Czyje palce delikatnie ciska³y mu p³atek lewego ucha. Mrukn¹³ co, wiadomoæ powoli wraca³a, a kiedy wróci³a, poczu³ g³uchy ból, promieniuj¹cy gdzie z podstawy czaszki. Wraz z bólem powróci³a pamiêæ. Obróci³ g³owê i zobaczy³ pochylon¹ nad sob¹ dziewczynê. By³a ubrana w tê sam¹ ao dai, w³osy mia³a splecione wysoko na g³owie. Na jego ³o¿u i na wszystkich innych moskitiera by³a podwiniêta i zarzucona na baldachim. Z ogromnego pomieszczenia umknê³a tajemniczoæ. Wygl¹da³o jak opustosza³e koszary. Usiad³. W sali pozosta³ tylko on i dziewczyna. Wziê³a czarkê ze stolika przy ³ó¿ku i poda³a mu j¹ z malutk¹ fiolk¹. W czarce by³a 32
herbata, w fiolce co, co wygl¹da³o jak garstka drobniutkich brunatnych nasion. Po³knij powiedzia³a. Dobre na g³owê. Zêbami wyci¹gnê³a z fiolki korek, odchyli³a mu g³owê i wsypa³a zawartoæ do ust. Popi³ ³ykiem herbaty. Ziarenka mia³y gorzki smak pleni. Dobre chiñskie lekarstwo powiedzia³a tonem, jakim siê mówi do ma³ego ch³opca. Jeste Chink¹? spyta³. Pó³ Chink¹, pó³ Wietnamk¹. Poda³a mu ubranie. By³o uprane i odprasowane. Wypi³ herbatê i zacz¹³ siê ubieraæ. Dziewczyna uklêk³a i za³o¿y³a mu skarpetki. Teraz naprawdê poczu³ siê jak ch³opczyk. Dziwne uczucie bezradnoci, wzmocnione wra¿eniami po minionej nocy: winy, podniecenia, wewnêtrznego rozdygotania i depresji. Incydent w barze najprawdopodobniej zakoñczy³ obie jego embrionalne kariery. Rezydent wydzia³u Equinus zna ju¿ bez w¹tpienia wszystkie szczegó³y. Agent, który traci panowanie, jest nic nie wartym agentem, a jego sukcesy reporterskie te¿ s¹ równe zeru. Ponadto zdradzi³ ¿onê i pali³ opium! Dziewczyna pomaga³a mu teraz w³o¿yæ buty. Patrz¹c na jej po³yskliwe czarne w³osy, pomyla³: No to co? Nic nadzwyczajnego, straci³ tylko dwie prace i jedn¹ ¿onê, ale noc by³a wspania³a i co za dowiadczenie dla amerykañskiego ch³opaka z prowincji! Co za frajda móc samemu siê pocieszyæ i usun¹æ gnêbi¹ce myli! Jak siê nazywasz? Jak ci na imiê? spyta³, gdy dziewczyna wsta³a. Wei Fong. A ty? Duff. Duff? powtórzy³a niepewnie. Zmusi³ siê do umiechu. Tak. Bezu¿yteczny Duff. Zerkn¹³ na zegarek i zakl¹³. Do dziewczyny powiedzia³: Muszê wracaæ na Armageddon. Spojrza³a szeroko otwartymi oczami. Bezu
Tak siê nazywasz? Arma
Uj¹³ jej twarz w obie d³onie i poca³owa³ w usta. Dziêkujê ci, Wei Fong. Byæ mo¿e jeste ostatni¹ przyjazn¹ mi istot¹. Umiechnê³a siê kusz¹co. Zobaczyæ ciebie jeszcze? Wzruszy³ ramionami. Mo¿e. I wtedy przyniosê aparat. Nie mogê utrwaliæ na filmie wojny, to mo¿e uda mi siê utrwaliæ jej przeciwieñstwo. Sprowadzi³a go na dó³, gdzie zap³aci³ starej wiedmie i wyszed³, nie ogl¹daj¹c siê za siebie. Przed wejciem czeka³ na niego szczerbaty taksówkarz. 3 Reporter
33
Taksówkarze sajgoñscy nale¿eli do gatunku, który przysysa³ siê do dobrego klienta niczym pijawka, ale bynajmniej nie krwio¿ercza, tylko bardzo dobrotliwa i przyjazna. W drodze do hotelu Duff wpad³ w ostateczn¹ depresjê. Martwymi oczami patrzy³ na przewalaj¹ce siê t³umy przetykane amerykañskimi ¿o³nierzami, operetkowo wystrojonymi wietnamskimi policjantami, na kobiety, jedne w zachodnich strojach, inne w powiewnych ao dai. Czasami przemkn¹³ mu przed oczami buddyjski mnich w szafranowej sukni, wzbogacaj¹cej bukiet barw ulicy. Chiñskie lekarstwo okaza³o siê skuteczne na ból g³owy, który wyranie ustêpowa³, ale nie zmniejszy³o depresji. Wszystkie marzenia okaza³y siê mrzonkami, ambicje kpin¹ ze zdrowego rozs¹dku. By³ nieudacznikiem. Nie-u-da-czni-kiem! Kiedy taksówka podjecha³a przed hotel od ulicy Tu Do, wiedzia³ ju¿, co zrobi. Nie bêdzie czeka³. Zaraz porozumie siê z rezydentem i z³o¿y rezygnacjê. Przeteleksuje do Hongkongu i wszystko wyzna Ruth. Zap³aci³ kierowcy i po schodach wbieg³ do holu. Tak by³ zatopiony we w³asnych mylach, ¿e nie zauwa¿y³ schodz¹cego mê¿czyzny i lekko go potr¹ci³. Gdzie ty siê, do diab³a, podziewa³, Duff? Pytanie zada³ Greg Harris, bardzo mi³y Australijczyk, który zapoznawa³ z wojn¹ wietnamsk¹ czytelników Melbourne Star. By³ tylko nieco starszy od Duffa i od bardzo niedawna pracowa³ w Wietnamie, obaj wiêc widzieli w sobie bratnie dusze. Duff raczej obojêtnie spojrza³ na kolegê i zobaczy³ na jego twarzy z trudem opanowywane podniecenie. Australijczyk chwyci³ go za ramiê. Wszêdzie ciebie szukam. Nie s³ysza³e? Co mia³em s³yszeæ? Pierwsza Dywizja. Raz jeszcze macaj¹ Ah Shau. Od witu. Przez wiele godzin obowi¹zywa³o embargo. Dopiero przed godzin¹ pucili farbê. Ju¿ prawie wszyscy polecieli. By³em w Delcie i dopiero teraz wróci³em. Zaraz zaczn¹ lataæ po rannych. Zabierzemy siê w tamt¹ stronê mig³owcami sanitarnymi. Chod, stary, nie marud! £ap sprzêt i lecimy! Duff w dalszym ci¹gu nie pojmowa³, o co w³aciwie chodzi, i pó³przytomnie spogl¹da³ na Grega, który nim potrz¹sn¹³ i rykn¹³: Obud¿e siê, cz³owieku, rusz siê! To najwiêksza operacja od lat! Z brzêkiem upad³a wyimaginowana moneta: orze³ czy reszka? Pojawi³a siê szansa! Ostatnia szansa! Greg krzykn¹³ do szczerbatego taksówkarza, by czeka³, po czym zwróci³ siê znów do Duffa: No i co, jedziesz? A w ogóle: co ci jest? Duff siê umiechn¹³. Nic, absolutnie nic. Jadê! Poczekaj pó³ minuty. Wpad³ do recepcji i, ignoruj¹c zdumionego recepcjonistê, sam porwa³ klucz do pokoju. Hotelowe windy by³y powolne, wiêc wbieg³ na drugie piêtro po 34
schodach. Drzwi do pokoju zasta³ otwarte, gdy¿ pokojówka w³anie zmywa³a wilgotn¹ szmat¹ marmurow¹ posadzkê. Patrzy³a z rozbawieniem, jak miota siê nieprzytomnie od ³ó¿ka do szafy, komody, ³azienki. W przesz³oci ju¿ to wszystko widzia³a. Zdj¹³ lekkie obuwie i w³o¿y³ grube buty do chodzenia po d¿ungli, kamizelkê przeciwod³amkow¹, w biegu porwa³ he³m i torbê ze sprzêtem. Gdy by³ ju¿ w drzwiach, us³ysza³ piskliwe wo³anie. Obróci³ siê. Pokojówka sta³a przy ³ó¿ku, trzymaj¹c w podniesionej d³oni zafoliowany identyfikator. Bez niego nie by³by dopuszczony nawet w pobli¿e mig³owca. Wróci³, uca³owa³ dziewczynê w oba policzki, niemal wyrwa³ jej z rêki legitymacjê prasow¹ i wybieg³ ¿egnany jej perlistym miechem. Polecieli mig³owcem sanitarnym Huey w towarzystwie trzech korespondentów, którzy nie zd¹¿yli z pierwsz¹ fal¹. Ma³o kto mia³ ochotê na rozmowê. Po starcie jeden z pilotów powiedzia³: Tam s¹ jatki. Ja muszê lecieæ, ale nie mam pojêcia, po co wy siê pchacie. Lecieli szybko i bardzo nisko. Nos mig³owca by³ lekko pochylony do przodu, jakby stalowe ptaszysko chcia³o zajrzeæ w g³¹b nieprzeniknionej d¿ungli. W pewnej chwili us³yszeli metaliczne szczêkanie, jakby kto sprawnie wbija³ gwodzie w gigantyczn¹ blaszan¹ puszkê. Albo jakby jaki diabelski dziêcio³ bi³ dziobem w blachê. Sukinsyny! zakl¹³ pilot. Ka³asznikowy. Cholernie blisko strefy l¹dowania. Pilot zapatrzy³ siê w przyrz¹dy, a jego przygodni pasa¿erowie spojrzeli po sobie, bezskutecznie usi³uj¹c nie wygl¹daæ na tak przestraszonych, jak byli w istocie. Jeden z korespondentów zdj¹³ he³m, uniós³ siê i usiad³ na nim. Duff by³ bliski pójcia w jego lady, kiedy pilot krzykn¹³: Gotowaæ siê do l¹dowania, gotowaæ siê do l¹dowania! mig³owiec zatacza³ krêgi nad polan¹. wiece dymne wyznacza³y obrêb l¹dowiska, na którym spoczywa³y cztery mig³owce: dwa Hueye z obracaj¹cymi siê wirnikami, jeden, przewrócony na bok, jeszcze dymi³, i wypalona Cobra. Ludzie objuczeni noszami biegli w kierunku dwóch sprawnych helikopterów. Duff przygotowa³ Nikona i przesun¹³ d³oni¹ przed obiektywem, by sprawdziæ, czy zdjêta jest os³ona. By³ pewien, ¿e gdyby nie wycie silnika, to pozostali s³yszeliby bicie jego serca. mig³owiec usiad³, wyskoczyli i zaczêli biec w kierunku drzew. Przez nastêpne kilka minut Duff mia³ wra¿enie, ¿e ogl¹da film puszczony na przypieszonych obrotach. Zacz¹³ fotografowaæ spomiêdzy drzew. Najpierw spalon¹ Cobrê, potem rój sanitariuszy ³aduj¹cych nosze z rannymi. Wszystko dzia³o siê tak szybko, ¿e nastawi³ aparat na ci¹g³¹ pracê i miarowy 35
trzask migawki obwieszcza³ wycinanie i utrwalanie na tamie skrawków akcji ratunkowej. Jego koledzy ruszyli w g³¹b d¿ungli w kierunku odg³osów strzelaniny. Postanowi³ doczekaæ startu mig³owców i ruszyæ za nimi. Silniczek Nikona zatrzyma³ siê po ostatniej klatce. Duff szybko przewin¹³ film, otworzy³ kamerê, wyj¹³ rolkê i siêgn¹³ do torby po now¹. Wszystkie czynnoci wykonywa³ szybko i sprawnie. Ile¿ to godzin spêdzi³ na ich przeæwiczaniu. Nagle palce zastyg³y, serce zamar³o. W torbie nie mia³ ani jednej zapasowej rolki. Usiad³ ciê¿ko na ziemi, otwarty aparat luno zwisa³ mu z szyi. Ramionami obj¹³ podci¹gniête kolana i ukry³ g³owê miêdzy nogami. Z gard³a wydoby³ mu siê histeryczny, bolesny miech. Jeszcze jedno upokorzenie. Z jego w³asnej winy. Straszliwe upokorzenie. Poprzedniego dnia postanowi³ zmieniæ film z 400 ASA na 800. Kto mu powiedzia³, ¿e Munger zawsze u¿ywa 800 ASA. Kupi³ dziesiêæ pude³ek. Mia³ je rozpakowaæ wieczorem po przyjêciu w barze, sprawdziæ, czy kasety s¹ dobre, czy z ka¿dej wygl¹da odpowiedniej d³ugoci jêzyczek filmu, i w³o¿yæ do odpowiedniej przegródki w torbie. A torbê ju¿ przygotowa³, opró¿niaj¹c z niepotrzebnych czterechsetek. Ale na przyjêciu wydarzy³o siê to lustro, a potem wydarzy³a siê dziewczyna i opium
Wieczór zasta³ go w ³ó¿ku. Od trzech godzin ju¿ le¿a³ zapatrzony w sufit i w wolno obracaj¹ce siê skrzyd³a wentylatora. Tam, przy l¹dowisku, rozpatrywa³ trzy opcje: po¿yczyæ parê rolek od jakiego reportera, wracaæ do Sajgonu pierwszym mig³owcem, odebraæ sobie ¿ycie. Wróci³ pierwszym mig³owcem. Od nikogo nie bêdzie po¿ycza³ filmu. Oczywicie, otrzyma³by go wraz z ironicznym umiechem i rad¹, by sprawdzi³, czy nie ma os³ony na obiektywie. A jeli chodzi o trzecie rozwi¹zanie, to zacz¹³ w¹tpiæ, czy starczy mu odwagi. Na ewakuacjê z l¹dowiska musia³ czekaæ ponad godzinê. Wraca³ z t¹ sam¹ za³og¹. Siedzia³ w g³êbi kabiny miêdzy czarnymi plastikowymi workami z cia³ami zabitych, ¿a³uj¹c prawie, ¿e nie jest jednym z nich. Pilot nie odezwa³ siê s³owem. Tylko spojrza³ na niego wymownie. Bardzo rzadko spotyka³ korespondentów i fotografów którzy nie potrafili stawiæ czo³a okropieñstwom wojny. Ale kiedy ju¿ takiego spotyka³, to wiedzia³, ¿e lepiej jest milczeæ. A wiêc to ju¿ koniec drogi. W szufladzie obok spoczywa³a ostatnia zmarnowana szansa w postaci dziesiêciu pude³ek dziewiczego filmu. I nie potrudzi³ siê nawet, by wywo³aæ tê jedn¹ rolkê, któr¹ wykorzysta³. Po co? Jak¹ wartoæ mog³y mieæ zdjêcia spalonego mig³owca robione w czasie, kiedy kilometr dalej trwa³a najwiêksza od miesiêcy bitwa? 36
Ciche pukanie do drzwi poirytowa³o go. Kto tam? burkn¹³ niegrzecznie. List do pana us³ysza³ przyt³umion¹ odpowied. Proszê wsun¹æ pod drzwi. Przele¿a³ jeszcze godzinê, zatopiony w kontemplacji wentylatora. Potem wsta³ i w drodze do ³azienki zobaczy³ na pod³odze ¿ó³t¹ kopertê. Podniós³ i rozerwa³ j¹. Na dywan wypad³y paski negatywów i odbitek stykowych wraz z pojedyncz¹ kartk¹. Usiad³ na pod³odze i zacz¹³ czytaæ rêczne pismo: Nie mam pojêcia, jak panu dzi posz³o, ale ja narobi³em wiêcej zdjêæ, ni¿ potrzebujê. Mo¿e siê panu przydadz¹. Niech to bêdzie nasz ma³y sekret. Jeli chodzi o powód, to jest bardzo prosty: jestem wdziêczny, ¿e celowa³ pan w moje odbicie w lustrze, a nie we mnie. D.M.
Duff przez d³ugie minuty wpatrywa³ siê w list, po czym rzuci³ go na dywan i zacz¹³ ogl¹daæ stykówki. Dziesiêæ na dwóch paskach. Pierwszy pasek przedstawia³ ró¿ne etapy nacierania dwóch czarno odzianych i uzbrojonych w ka³asznikowy ¿o³nierzy Wietkongu na robi¹cego zdjêcie. Na trzecim zdjêciu jeden z nich w ¿a³osnym piruecie odskakiwa³ na bok, a ka³asznikow wypada³ mu z rêki. Twarz wykrzywia³a nienawiæ i ogromny wysi³ek. Na pi¹tym zdjêciu ¿o³nierz klêcza³ z twarz¹ zalan¹ krwi¹. Drugi pasek by³ histori¹ ostatnich sekund ¿ycia amerykañskiego ¿o³nierza. Skulony strzela³ z M-16: zbli¿enie pokazywa³o twarz przytulon¹ do kolby, przymru¿one oczy pod nisko nasuniêtym he³mem, zarost na podbródku. Na he³mie kred¹ wypisane s³owa: Jedziec Piekie³. Na ostatnim zdjêciu ¿o³nierz le¿a³ na plecach, przyciskaj¹c do siebie karabin, mia³ szeroko otwarte, nic ju¿ nie widz¹ce, oczy. He³m le¿a³ obok, odwrócony dnem do do³u. Duff wzi¹³ g³êboki oddech. Te zdjêcia to skarb! Wyrane, ostre i przemawiaj¹ce z si³¹ ciosu zadanego miêdzy oczy. Powoli od³o¿y³ je obok listu Mungera, wsta³, wyprostowa³ siê, sztywnym krokiem poszed³ do ³azienki, odda³ mocz, opuci³ deskê, usiad³ na niej i d³ugo tam siedzia³. Zawsze najlepiej mu siê myla³o w tej pozycji i w tym miejscu. Minê³a wiecznoæ. Podj¹³ decyzjê. Wsta³ i spuci³ wodê. Nie by³o sposobu wyt³umaczenia tej decyzji Ruth. Ani te¿ wyt³umaczenia owych dwudziestu czterech godzin, które okaza³y siê punktem zwrotnym jego ¿ycia. 37
Siedzia³ za sto³em i przez otwarte drzwi do kuchni s³ysza³ szczêk zmywanych przez Ruth naczyñ. Nie, ona nigdy by nie zrozumia³a. Ani tego lustra, ani Wei Fong, ani opium, a przede wszystkim tego, ¿e wys³a³ tego wieczoru do redakcji czyje zdjêcia jako swoje. Nie mia³ jednak z tego powodu wyrzutów sumienia. Nie próbowa³ nawet usprawiedliwiaæ swego postêpku tym, ¿e pomaga mu on uwiarygodniæ konieczn¹ przykrywkê do dzia³alnoci szpiegowskiej. Od tamtego wieczoru spotka³ Mungera tylko raz, w zat³oczonym barze na lotnisku Ton San Nut. Przedziela³ ich t³umek i dopiero po wielu minutach uda³o siê Duffowi pochwyciæ jego spojrzenie w lustrze. Skin¹³ g³ow¹, Munger skin¹³ jemu. Wiadomoæ zosta³a wys³ana i odebrana. Tak, to by³ punkt zwrotny. Redaktor naczelny przys³a³ mu entuzjastyczny telegram z gratulacjami. Dwa dni póniej Duff zabra³ siê z patrolem piechoty morskiej w rejon Delty i jego fotografie zosta³y póniej okrelone jako najbardziej wstrz¹saj¹ce z ca³ej wojny. Zosta³ te¿ lekko ranny w nogê przez od³amek, co dla korespondenta by³o równoznaczne z odznaczeniem bojowym. Skoñczy³y siê ¿arty i docinki. Nigdy nie usi³owa³ zg³êbiæ w³aciwej przyczyny szczodrobliwoci Mungera. Jednak¿e od tamtego wydarzenia co ich po³¹czy³o. Teraz chcia³ za wszelk¹ cenê wiedzieæ, dlaczego Munger sprzedaje swój sprzêt i czy nie jest mu potrzebna pomoc. Odsun¹³ krzes³o, wsta³, przeci¹gn¹³ siê i poszed³ do kuchni. Ruth, w d³ugich ró¿owych gumowych rêkawicach, sta³a przy zlewie i zmywa³a talerze. Stan¹³ tu¿ za ni¹, poca³owa³ w szyjê i poklepa³ w siedzenie. Wychodzê. Odwróci³a siê, poca³owa³a go w usta i spyta³a: Wrócisz póno? Najwy¿ej za dwie godziny. Kiedy skoñczysz, zadzwoñ do Mandaryna i zamów stolik na czwartek. Umiechnê³a siê, wiedz¹c, ¿e chodzi o ich rocznicê. Zadzwoniê i powiem, ¿eby ju¿ mrozili szampana. Parê butelek. I po co ludzie opowiadaj¹ takie bzdury, ¿e we dwójkê ¿yje siê równie tanio jak w pojedynkê odpar³ z udawan¹ rozpacz¹. Poca³owa³a go raz jeszcze, tym razem w czubek nosa, i powróci³a do zmywania. Kiedy zamyka³ drzwi, przypomnia³a sobie o bransoletce. Czy ju¿ j¹ kupi³? To mia³a byæ oczywicie niespodzianka, ale oboje o niej wiedzieli. Dwukrotnie w ubieg³ym tygodniu pokierowa³a nim w stronê jubilerskiego sklepu, gdzie niby to mimochodem zwróci³a uwagê na le¿¹c¹ w witrynie bransoletkê z jaspisu oprawionego w z³oto. Jej cena wynosi³a siedem tysiêcy hongkoñskich dolarów. Ekstrawagancki prezent, ale skoro Duff otrzyma³ sw¹ pierwsz¹ premiê za zdjêcia
38
2 Walter Blum przygl¹da³ siê wchodz¹cym do klubu. Ju¿ od godziny siedzia³
przy tym samym co zawsze stoliku w rogu i, jak zawsze, sta³ przed nim srebrny kube³ek z lodem. W lodzie ch³odzi³a siê na po³y ju¿ opró¿niona butelka Montrachet. Blum lubi³ przygl¹daæ siê ludziom. By³ to jego zawód i pasja zarazem. To prawda, ¿e nie nadawa³ siê do niczego innego, gdy¿ wa¿y³ blisko sto piêædziesi¹t kilo i by³ niski. Wygl¹da³ jak uosobienie bardzo bogatego, bardzo oty³ego cz³owieka o pospolitych upodobaniach. Mia³ na sobie b³yszcz¹cy jasnopopielaty flanelowy garnitur i rdzawy krawat, z wpiêt¹ z³ot¹ szpilk¹ wysadzan¹ brylantami, na tle jasnoniebieskiej jedwabnej koszuli. W pulchnych palcach, z nadzianymi na nie zbyt wielkimi sygnetami, trzyma³ grube cygaro, które regularnie podnosi³ do ust. Karykatury dope³nia³ monokl zwisaj¹cy z szyi na jedwabnym, plecionym czarnym sznureczku. Nikt nigdy nie widzia³, by kiedykolwiek korzysta³ z monokla. W klubie dziennikarzy, który wszyscy nazywali inicja³ami FCC Foreign Correspondents Club pojawia³ siê niemal codziennie o siódmej trzydzieci wieczorem, przywo¿ony pod Sutherland House bia³ym rolls-royceem bêd¹cym jego w³asnoci¹. Mêczy³ go nawet kilkunastometrowy spacer do wind, tote¿ wysiadaj¹c na czternastym piêtrze w klimatyzowanym holu dysza³ i lekko siê poci³. Szed³ do swego stolika powoli, rozdaj¹c ³askawe uk³ony znajomym i personelowi. Na stoliku czeka³o ju¿ sch³odzone wino i cztery kieliszki. Trzy kieliszki na wszelki wypadek, gdyby mu przysz³a ochota zaprosiæ kogo do stolika. Zaproszenie by³o zawsze mile widziane, gdy¿ nawet przy niskich cenach klubowych butelka montrachet kosztowa³a fortunê. Blum podnosi³ siê od stolika o dziewi¹tej czterdzieci piêæ. W drodze do holu zatrzymywa³ siê przy barze i zamienia³ kilka s³ów z barmanem Czangiem. O dziesi¹tej siedzia³ ju¿ za swoim stolikiem w rogu sali grillowej hotelu Mandaryn. Wola³ jadaæ sam spo¿ywanie posi³ku to powa¿na sprawa. Przychodzi³ tak do klubu od wielu lat. Nikt nie wiedzia³, dlaczego wybra³ w³anie FCC. Nie by³ to klub milionerów, brakowa³o mu bogactwa i przepychu pasuj¹cych do jego wygl¹du krezusa. Powód by³ jednak prosty. Lubi³ obserwowaæ ludzi z ró¿nych rodowisk, a pod tym wzglêdem FCC bi³ na g³owê wszystkie inne kluby Hongkongu. Szacowny Hongkong Club skupia³ wy³¹cznie brytyjskich biznesmenów i urzêdników z administracji gubernatora, z dodatkiem nielicznych ludzi z miasta, wy³¹cznie po to, by zamkn¹æ usta krytykom, zarzucaj¹cym w³adzom klubowym politykê kolonialn¹. Klub Amerykañski by³
by³ po prostu zbyt amerykañski, dostojny za Country Club w Deep Walter Bay stanowi³ 39
siedlisko nuworyszów. Mimo swego wygl¹du Walter Blum zatrz¹s³by siê ze z³oci, gdyby go tam zakwalifikowano. Ujmuj¹c krótko, FCC by³ klubem kosmopolitycznym. Tylko ma³y procent jego cz³onków nale¿a³ do korpusu prasowego. Byli w nim oczywicie przedstawiciele miejscowych rodków przekazu: redaktorzy i reporterzy brytyjskiej oraz chiñskiej prasy, kamerzyci i komentatorzy miejscowych stacji telewizyjnych, nawet krzykliwi prezenterzy muzyki z radia, gadaj¹cy o wszystkim i o niczym miêdzy poszczególnymi utworami. Poniewa¿ byli miejscowymi i profesjonalistami jak to lubili o sobie mówiæ, przybierali dumne pozy, okazuj¹c wy¿szoæ pomniejszym rybkom: specom od reklamy czy wie¿o upieczonym reporterom dzia³u miejskiego, milkn¹c natomiast w obecnoci arystokracji zawodu. Ow¹ arystokracjê stanowili ci, dla których w pierwszym rzêdzie klub powsta³: szefowie placówek wiatowych agencji prasowych, renomowanych pism, korespondenci i fotoreporterzy, którzy wydarzenia w tym regionie Azji rozprzestrzeniali na ca³¹ kulê ziemsk¹. Walter Blum nie mia³ trudnoci z rozpoznaniem, kto jest kim. Arystokratów by³o w klubie niewielu. Spêdzali zbyt wiele czasu na uganianiu siê za tematami. Nie ubierali siê te¿ zgodnie z obowi¹zuj¹c¹ mod¹ i prowadzili rozmowy raczej cicho. Warstwa ,,rednia przedstawiciele prasy miejscowej odwiedza³a klub raczej w mundurach. Mundurem nazywano stój typu safari. Jego kurtka mia³a epolety wojskowe, nadmiar kieszeni oraz specjalne wsuwki na d³ugopisy. Wielu hinduskich krawców przy Nathan Road dosz³o do niespodziewanej fortuny wy³¹cznie dziêki produkcji odzienia tego typu. Trzecia z kolei warstwa brokerzy ubezpieczeniowi i ¿eglugowi, agenci biur podró¿y i linii lotniczych oraz importerzy zagl¹da³a tu czêsto. Jej przedstawiciele zachowywali siê zawsze tak, jakby oczekiwali lada chwila wybuchu jakiego skandalu lub przynajmniej podniecaj¹cego wydarzenia. Czêsto ich oczekiwania siê spe³nia³y, gdy¿ mieszanka goszcz¹cych w klubie ludzi czasami okazywa³a siê bardzo wybuchowa. Tego wieczoru w lokalu panowa³ klimat oczekiwania na widowisko. Nie by³o to chorobliwe podniecenie towarzysz¹ce zwyk³ej aukcji, ale wielkie zaciekawienie. T³ok by³ wielki, gdy¿ wieæ szybko obieg³a wszystkich zainteresowanych. Ze swego punktu obserwacyjnego, zza strategicznie umieszczonego w rogu stolika, Walter Blum widzia³ salê restauracyjn¹, prawie ca³y owalny bar i hol, a¿ do wind. Raz po raz by³ ³askaw skin¹æ g³ow¹ komu, kto by³ tego wart. Zainteresowa³a go czwórka przy barze: Howard Talbot, pierwszy sekretarz amerykañskiego konsulatu, piêkna Janine Lasage, dalekowschodnia korespondentka LUniverse, Sami Asaf z Bliskowschodniej Agencji Telegraficznej w Bejrucie, i Johann Kinkel, dyrektor miejscowego Instytutu Goethego. Tak, bardzo interesuj¹ca czwórka, pomyla³ Blum, który wiedzia³, ¿e wszyscy 40
w grupce przy barze oprócz oficjalnego zawodu mieli jeszcze drugi: byli agentami wywiadu chocia¿ Blum wola³ nazywaæ ich szpiegami. Talbot by³ numerem drugim miejscowej rezydentury CIA. Janine Lasage Service de Documentation Exterieure et de Contre-Espionage, czyli w czêsto u¿ywanym skrócie SDECE dum¹ francuskich s³u¿b specjalnych. Asaf by³ jedynym przedstawicielem, a wiêc i szefem miejscowej placówki na rejon dalekowschodni, irackiego Mukhabaratu. Kinkel wreszcie by³ wschodz¹c¹ gwiazd¹ niemieckiej BND Bundesnachrichtendienst. Zgodnie z informacjami uzyskanymi przez Waltera Bluma przyjecha³ on tu na szeciomiesiêczny sta¿, aby przed oczekuj¹cym go powa¿nym awansem zdobyæ wiedzê na temat sytuacji na Dalekim Wschodzie. Blum by³ ciekaw, czy ka¿dy z czwórki wie, ¿e pozostali te¿ s¹ szpiegami i ¿e barman Czang, który w tej chwili pucowa³ kieliszki i przys³uchiwa³ siê ich rozmowie, pracuje równoczenie dla gubernatora, tajnych s³u¿b ChRL i Kuomintangu na Tajwanie. Myl ta bardzo rozbawi³a Waltera. Upi³ ³yczek montrachet i strzepn¹³ popió³ cygara z klapy flanelowej marynarki. Jego uwagê zwróci³y otwieraj¹ce siê drzwi windy, z której wyszed³ w jasnoniebieskich sportowych spodniach i w kremowej koszuli Duff Paget. Przed wejciem do g³ównej sali zatrzyma³ siê, tak jak to zawsze robili wszyscy, przy tablicy oddzielaj¹cej hol od baru. Wywieszano tam zdjêcia zrobione przez co znamienitszych cz³onków FCC. Mog³y to byæ tak zwane zdjêcia g³ów pañstw w nietypowych sytuacjach, mog³y przedstawiaæ wydarzenia z ró¿nych dziedzin, a¿ po zdjêcia z terenu wojny te zdjêcia, które znalaz³y uznanie wiatowej prasy i jej czytelników. Nikt nie potrafi³ spêdziæ przed t¹ tablic¹ nawet parunastu sekund, aby nie doznaæ g³êbokiego szoku. Oto zdjêcie zrobione przez Eddieego Adama: szef sajgoñskiej policji strzela w g³owê zwi¹zanego bezbronnego ¿o³nierza Wietkongu: oto buddyjski zakonnik pali siê ¿ywcem przed prezydenckim pa³acem. I tu¿ obok wzruszaj¹ce zdjêcie Larryego Burrowa: czarnoskóry sier¿ant tuli i uspokaja przera¿onego bia³ego ¿o³nierza. Zdjêcie Dona McCullina przedstawiaj¹ce ¿o³nierza piechoty morskiej w g³êbokim szoku po bliskim wybuchu artyleryjskiego pocisku: wyraz twarzy mówi wiêcej o wojnie ni¿ milion s³ów. I nieopodal umiechniêta g³upawo twarz Richarda Nixona. Walter wiedzia³ jednak, ¿e Duff skieruje uwagê przede wszystkim na dwa zdjêcia dodane ostatnio do kolekcji. Jedno z nich przedstawia³o wojskowego kapelana. Wygl¹da³ niemal miesznie w mundurze i koloratce; ogl¹da³ siê za szeregowym w kuloodpornej kamizelce, na plecach której kred¹ wypisano modn¹ od niedawna sentencjê anonimowego autora: Idê w cieniu Doliny mierci, Diab³a siê nie bojê, Bom sukinsyn wiêkszy od niego. 41
Wyraz twarzy kapelana by³ bardzo wieloznaczny. Druga fotografia pokazywa³a w zbli¿eniu dziewczynê o migda³owych oczach, wspania³ym owalu twarzy i hebanowych w³osach upiêtych wysoko na g³owie. Jej twarz kontrastowa³a z bia³ym tiulem t³a. By³a to twarz transcendentalnej niewinnoci. Walter wiedzia³, ¿e Paget skupi uwagê na tych dwóch zdjêciach, poniewa¿ sam je zrobi³. Decyzja Komisji Klubowej umieszczenia ich na tablicy przy wejciu by³a paszportem do klubowej arystokracji. Duff sta³ przed tablic¹ przez d³ug¹ chwilê, a nastêpnie przeszed³ do baru i do³¹czy³ do grupki szpiegów przy barowej ladzie. Walter zamyli³ siê. Czy¿by Paget by³ jednym z nich? Pytanie nie by³o retoryczne, stupiêædziesiêciokilowy ¿ar³ok bowiem by³ tak¿e jednym z nich, a co wiêcej, cieszy³ siê zas³u¿on¹ reputacj¹ w ³onie swojej organizacji. Szpiegiem zosta³ doæ póno i trafi³ do zawodu dziwn¹ drog¹. By³ rosyjskim ¯ydem, którego rodzina uciek³a po rewolucji do Chin i osiedli³a siê w Szanghaju. Jego ojciec zaj¹³ siê importem, a nastêpnie produkcj¹ tekstyliów na przeogromny chiñski rynek. Firmê nazwa³ Walen Trading. S³owo Walen powsta³o z po³¹czenia imion dwojga jego dzieci: Waltera i Ellen. Wkrótce po osiedleniu siê w Szanghaju Ellen umar³a na zapalenie p³uc. Jedynym spadkobierc¹ rodzinnej fortuny zosta³ Walter. Firma Walen Trading rozwija³a siê dobrze. Na przestrzeni lat ojciec Waltera otworzy³ liczne filie i sieæ hurtowni w ca³ych Chinach. Wszystkie by³y zarz¹dzane przez rosyjskich ¯ydów. Podczas wojny i okupacji japoñskiej fortuna rodziny pokanie wzros³a z powodu znikniêcia z rynku g³ównych rywali: Brytyjczyków i Francuzów, którzy zostali internowani. To wzbogacenie nie by³o w ¿adnym wypadku rezultatem jakichkolwiek niecnych poczynañ ojca Waltera, którego zawsze uwa¿ano za uczciwego, honorowego i odwa¿nego przemys³owca. Swoje pieni¹dze i swobodê dzia³ania w warunkach wojennych wykorzystywa³ jak móg³, by pomagaæ internowanym, posuwaj¹c siê nawet do przekupywania japoñskich funkcjonariuszy i podejmowania osobicie ryzykownych przedsiêwziêæ, by do obozów internowanych dostarczaæ lekarstwa i ¿ywnoæ. Kiedy wiêc wojna siê skoñczy³a, mia³ nie tylko olbrzymi maj¹tek, ale i zaskarbion¹ sobie wdziêcznoæ zarówno dawnych konkurentów, jak i brytyjskiego rz¹du. Otrzyma³ nawet Order Imperium Brytyjskiego. Zamierza³ udaæ siê do Londynu, aby odebraæ go z r¹k samego monarchy, króla Jerzego V, ale niestety, zmar³ na zawa³ serca tu¿ przed odp³yniêciem statku. I w ten oto sposób Walter sta³ siê w wieku lat dwudziestu spadkobierc¹ kwitn¹cego imperium, obejmuj¹cego liczne fabryki i przedsiêbiorstwa handlu zagranicznego. A zosta³ sam, gdy¿ matka zmar³a dawno, przyjació³ mia³ niewielu, a do tego by³ ma³o atrakcyjnym grubasem. Odkry³ jednak, ¿e ma nie tylko talent do handlu i wytwarzania dóbr, ale do stawiania politycznych prognoz, które siê sprawdzaj¹, i bezb³êdnego 42
wyw¹chiwania politycznych intryg. Kiedy komunici i nacjonalici bili siê o w³adzê w Chinach, Walter na d³ugo przed wszystkimi doszed³ do wniosku, ¿e zwyci꿹 komunici. Zacz¹³ sprzedawaæ poszczególne fabryki Walen Trading i inwestowa³ poza Chinami. Ale inwestowa³ w bardzo specyficzny sposób. Od ojca nauczy³ siê, ¿e oprócz kapita³u, w handlu najwartociowszymi aktywami s¹ ludzie. Ojciec by³ wspania³ym sêdzi¹ charakterów, szybko i trafnie ocenia³ ludzi. Walter odziedziczy³ ojcowski instynkt i jeszcze bardziej go rozwin¹³. W³aciwie bez ryzyka pope³nienia b³êdu potrafi³ zawsze wybraæ w³aciwego cz³owieka do w³aciwej pracy. Zwo³a³ wiêc do Szanghaju czo³ówkê swoich podkomendnych ze wszystkich filii, oddzia³ów, fabryk i biur handlowych Walen Trading, by przedstawiæ im zasady nowej polityki i plan dzia³ania. Ka¿dy z nich mia³ osi¹æ z rodzin¹ w którym z wybranych krajów. Ka¿dy otrzyma kapita³ w wysokoci pó³ miliona dolarów i kredyt bankowy na milion. W 1948 roku by³o to sporo. Ka¿dy z nowych mened¿erów mia³by 25 procent akcji zarz¹dzanego przedsiêbiorstwa. On sam mia³ zamiar przenieæ siê do Hongkongu, gdzie planowa³ umieciæ zarz¹d konsorcjum Walen Trading. Ziarno zosta³o rzucone na ¿yzn¹ glebê. Walter rozsadzi³ swych mened¿erów po ca³ym wiecie. W owych latach cis³ej kontroli przep³ywu kapita³ów i wywo¿enia pieniêdzy z Chin, powsta³y pewne trudnoci przy transferze owych milionów Waltera, ale poradzi³ sobie z tym zupe³nie genialnie. W przedwojennych Chinach bardzo aktywni byli benedyktyni, prowadz¹cy liczne misje. W przeciwieñstwie do Waltera, stawiali na zwyciêstwo Kuomintangu i czynnie siê do tego przygotowywali. Swoje aktywa zainwestowali w Stanach Zjednoczonych. Walter zaproponowa³ im korzystny interes: otworzy zakonowi liniê kredytow¹ w Chinach, a oni jemu w Nowym Jorku minus 10 procent za us³ugê. Zawarto porozumienie i wiadczono sobie przewidziane umow¹ us³ugi a¿ do czasu ca³kowitego zwyciêstwa komunistów, a nawet jeszcze d³u¿ej, bo chocia¿ prognozy benedyktynów okaza³y siê fa³szywe, komunici zachêcali pocz¹tkowo prywatnych przedsiêbiorców do pozostania i wiele firm pochopnie to uczyni³o. Walter mia³ ju¿ ostatecznie opuciæ Chiny, kiedy nast¹pi³y powa¿ne komplikacje. Niespodziewany cios. Otó¿ ³¹czy³a go z opatem benedyktynów nie tylko finansowa umowa, ale i kochanka, rosyjska emigrantka o wybuchowym temperamencie. Ona to w³anie odegra³a kluczow¹ rolê w spotkaniu opata i Waltera. Likwiduj¹c swoje sprawy, Walter hojnie j¹ obdarowa³, ale ona, niestety, pos³ugiwa³a siê innymi kryteriami hojnoci i wciek³a popêdzi³a do w³adz, opowiadaj¹c wszystko o pogwa³ceniu przez Walen Trading przepisów o kontroli obrotu dewizowego. Opat i Walter trafili do wiêzienia. Walter nadmiernie siê nie zmartwi³. Wiedzia³, ¿e to tylko chwilowe zak³ócenie harmonogramu wyjazdu. Komunici byli pragmatykami. Chcieli 43
pieniêdzy. Problem dotyczy³ wy³¹cznie wielkoci sumy. G³ównym zmartwieniem Waltera by³a obawa, ¿e jego rozsiani ju¿ po wiecie mened¿erowie ofiaruj¹ za du¿o. Z wiêzienia nie móg³ siê z nimi porozumieæ, wiêc uda³ zapalenie wyrostka robaczkowego i za¿¹da³ wezwania w³asnego lekarza, który by³ tak¿e imigrantem z Rosji i zaufanym przyjacielem rodziny. Natychmiast wiêc zjawi³ siê, wezwany przez w³adze wiêzienne, i w czasie badania Walter zdo³a³ przekazaæ mu instrukcje. Komunici byli jednak bardzo podejrzliwi i owiadczyli, ¿e skoro Walter ma w istocie zapalenie wyrostka robaczkowego, jak to potwierdza lekarz, to trzeba radykalnie problem rozwi¹zaæ. W ten oto sposób Walter straci³ niewinny w ca³ej sprawie, zdrowiutki wyrostek robaczkowy, który zosta³ z³o¿ony na o³tarzu kupieckiej uczciwoci. We w³aciwym czasie nowojorskie biuro konsorcjum wp³aci³o dwa miliony dolarów, które Walter zaproponowa³, i po dalszych szeciu miesi¹cach ma³ostkowych targów zosta³ zwolniony, otrzymuj¹c zezwolenie na wyjazd do Hongkongu. Szybko odzyska³ wagê stracon¹ w wiêzieniu, ale zachowa³ dwie trwa³e pami¹tki z tego okresu: pooperacyjn¹ bliznê na nie¿nobia³ym brzuchu i calutki tekst szekspirowskiego Hamleta. By³a to jedyna angielska ksi¹¿ka, jak¹ uda³o mu siê wypo¿yczyæ w wiêziennej bibliotece, i nauczy³ siê dramatu na pamiêæ, od pierwszej do ostatniej strony. Przy okazji dokona³ osza³amiaj¹cych, jego zdaniem, odkryæ, gdy¿ w jêzyku Szekspira znalaz³ absolutnie wszystko, co kiedykolwiek chcia³ powiedzieæ, ale nie móg³ po prostu z braku s³ów i umiejêtnoci ich komponowania w przejrzyste zdania. Od tego czasu wszystkie jego rozmowy by³y obficie zaprawiane cytatami z Hamleta. Czêsto wprawia³o to w zak³opotanie przyjació³ i znajomych, natomiast rozsiani po wiecie mened¿erowie firmy baczyli, by zawsze mieæ pod rêk¹ egzemplarz dramatu, gdy¿ do rutyny nale¿a³o otrzymywanie teleksów z cierpk¹ uwag¹ na przyk³ad nastêpuj¹cej treci: Akt 1, scena 2, wiersz
Po odszukaniu wzmiankowanego wiersza mened¿er dowiadywa³ siê, ¿e ma na czas pewien poskromiæ swoje zachwyty i rozumia³ wówczas, ¿e Walter nie by³ ca³kowicie przekonany co do korzyci, jakie przynieæ mo¿e proponowane wspólne przedsiêwziêcie. Po przybyciu do Hongkongu stwierdzi³, ¿e zasiane przez niego ziarna zaczê³y kie³kowaæ. Obecnie mia³ filie we wszystkich czêciach wiata, od Rio de Janeiro po Sydney, Londyn i Johannesburg, nie wspominaj¹c ju¿ o nowojorskiej centrali. Na Dalekim Wschodzie posiada³ biura w Japonii i w kilku 44
stolicach Azji Po³udniowo-Wschodniej. Filie i biura rozwija³y siê w zale¿noci od warunków lokalnych, ale olbrzymie znaczenie mia³y temperament i prê¿noæ mened¿era. W Rio handlowano stal¹ i stopami metali, na które istnia³o du¿e zapotrzebowanie. W Japonii zajmowano siê b³yskawicznie powstaj¹cymi przemys³ami materia³ów fotograficznych i elektronicznych. I nie tylko. Tokijski mened¿er zakontraktowa³ flotyllê kutrów do po³owu tuñczyka i sprzedawa³ ryby do Europy za porednictwem biura paryskiego. Dwukrotnie w ci¹gu roku Walter odbywa³ wielki objazd swoich placówek objazd w sprawach handlowych, ale i gastronomiczny. Odwiedza³ mened¿erów i najlepsze restauracje w miastach, w których rezydowali. Podczas objazdu w 1953 roku po kolacji w restauracji hotelu Savoy poszed³ do teatru Old Vic, gdzie obejrza³ Hamleta z Richardem Burtonem w roli tytu³owej. Siedzia³ w pierwszym rzêdzie i, poruszaj¹c bezg³onie wargami, powtarza³ kwestie wszystkich aktorów. Pod koniec drugiego aktu bezwiednie zacz¹³ szeptaæ. W czasie antraktu otrzyma³ w barze kartkê: Wielkie dziêki, mi³y panie, ale tekst jest mi dobrze znany.
R.B.
Zachowa³ tê kartkê i ceni³ na równi z obrazami wielkich mistrzów, które wkrótce potem zacz¹³ skupywaæ. W po³owie lat piêædziesi¹tych by³ ju¿ jednym z najbogatszych ludzi w Azji. Wojna koreañska i jej nastêpstwa przynios³y nieprawdopodobny rozwój japoñskiego handlu i Walen Trading sta³o siê gigantem. Walter mia³ teraz biura i fabryki w ponad czterdziestu krajach i ka¿dy z wielkich objazdów zajmowa³ mu do trzech miesiêcy. Powinien byæ zadowolony. I by³ zadowolony, jeli idzie o sukces handlowy. Czego mu jednak brakowa³o. Poniewa¿ tak dobrze dobra³ sobie mened¿erów, a ponadto pozostawi³ im woln¹ rêkê, sam nie mia³ wiele do roboty. Jego imperium nie wymaga³o codziennego dozoru i podejmowania wielu decyzji. Poszczególne cz³ony prowadzi³y w³asn¹ politykê i, w odró¿nieniu od wielkich miêdzynarodowych koncernów, gdzie nieustanna kontrola przez centralê jest konieczna, nadopiekuñczoæ Waltera mog³aby jedynie zaszkodziæ, zabijaj¹c ducha inicjatywy. Walter zacz¹³ siê wiêc nudziæ. Znudzony szuka³ ¿yciowej podniety. Wydarzeniem, które sta³o siê katalizatorem, by³a bliskowschodnia wojna 1956 roku. Po zajêciu Pó³wyspu Synajskiego rz¹d Izraela zrobi³ to, co zawsze robi³, bêd¹c w potrzebie powojennej: wys³a³ w wiat znanych genera³ów i mê¿ów stanu, by prosili diasporê o nape³nienie skarbca. Mosze Dajan, bohater w³anie zakoñczonej wojny, uda³ siê do Australii. Po otrzymaniu obietnicy czterdziestu milionów dolarów od tamtejszych ¯ydów zatrzyma³ siê w drodze powrotnej w Hongkongu. 45
W Hongkongu rezydowa³o niespe³na trzystu ¯ydów, ale za to wielu z nich by³o bardzo bogatych. Dajan spêdzi³ kilka dni na udzielaniu wywiadów i wyg³aszaniu odczytów o wojnie, o stanie izraelskich finansów i o gromadz¹cych siê na horyzoncie niebezpieczeñstwach. Walterowi powiêci³ ca³y wieczór, jedz¹c z nim kolacjê w jego ekskluzywnej willi góruj¹cej nad miastem. Dajan zna³ ogrom fortuny Waltera i liczy³ na co najmniej milion dolarów. Ku swojemu zdziwieniu stwierdzi³, ¿e jego gospodarz przejawia w tym wypadku cechy sk¹pca. Walter t³umaczy³, ¿e ma wstrêt do dawania pieniêdzy rz¹dom. Zarówno w formie podatków, jak i datków. Niemniej popiera ca³ym sercem Izrael i nie jest cz³owiekiem sk¹pym. Ofiarowa³ ju¿ spore sumy na zalesianie oraz liczne dotacje dla uniwersytetu w Tel Awiwie. Tak¿e jego filia w Tel Awiwie, która rozwinê³a w Izraelu przemys³ obróbki diamentów, szczodrze rozdzieli³a wiele subwencji. Dajan by³ bardzo przekonuj¹cy i mocno nalega³, ale Walter owiadczy³, ¿e gotów jest ofiarowaæ pomoc w innej formie. W jakiej¿ to innej formie? zapyta³ Dajan. Walter lekko wzruszy³ ramionami, jakby siê dziwi³, ¿e wielki genera³ nie potrafi siê domyliæ i wyjani³, ¿e posiada na wiecie ogromn¹ sieæ przedstawicielstw, biur, filii i przedsiêbiorstw, a wszystkie s¹ zarz¹dzane przez nies³ychanie przedsiêbiorczych fachowców ¿ydowskiej narodowoci. Mo¿e wiêc móg³by pomóc Izraelowi w promocji izraelskich towarów? Dajan myla³ nad tym d³u¿sz¹ chwilê, a potem w jego jedynym oku pojawi³ siê b³ysk olnienia. Spêdzi³ resztê wieczoru i pó³ nocy zag³êbiaj¹c siê w charakter Waltera, bior¹c go w krzy¿owy ogieñ pytañ i szperaj¹c w jego ¿yciorysie. Doszed³ do wniosku, ¿e mimo swej aparycji i oczywistego braku dobrego gustu, ten cz³owiek ma ¿ywy umys³, subteln¹ inteligencjê i wielk¹ znajomoæ ludzkiej natury. Kiedy ju¿ siê ¿egna³, rzuci³ mimochodem, ¿e byæ mo¿e widzi sposób, w jaki Walter móg³by oddaæ wielk¹ przys³ugê Izraelowi, ale przedtem musi na ten temat odbyæ rozmowy i przedyskutowaæ sprawê w Izraelu, i ¿e w odpowiednim czasie kto w jego imieniu zg³osi siê do Waltera. Blum odprowadzi³ Dajana do samochodu, podziêkowa³ za wizytê, siêgn¹³ do kieszeni i wyj¹³ z niej czek, który poda³ genera³owi. Czek opiewa³ na milion dolarów. Umiechn¹³ siê, widz¹c zdziwienie na twarzy Dajana. Z kolei Dajan zaskoczy³ i zarazem zachwyci³ Waltera. W czasie kolacji genera³ zauwa¿y³, ¿e wszystkie wypowiedzi gospodarza a¿ siê roj¹ od cytatów z Hamleta. Wsiadaj¹c do wozu opuci³ szybê i na po¿egnanie powiedzia³: Akt drugi, scena druga, wiersz dwiecie osiemdziesi¹ty szósty. Z rozpromienion¹ twarz¹ Walter d³ugo patrzy³ za odje¿d¿aj¹cym. Natychmiast skojarzy³ wymieniony wiersz ze s³owami: Biedakiem bêd¹c, ubogim te¿ s³owa podziêki.
46
Szeæ tygodni póniej, podczas kolejnego copó³rocznego objazdu swych placówek, Walter odwiedzi³ filiê izraelsk¹. Wtedy Dajan zaprosi³ Waltera na kolacjê, w której uczestniczy³ jeszcze jeden goæ, drobny ruchliwy mê¿czyzna o nazwisku Isser Harel. Po kolacji Dajan zostawi³ obu goci samych przy kawie i butelce koniaku. Isser Harel by³ w owym czasie legendarnym szefem izraelskiego wywiadu, Mosadu. W miarê jak obni¿a³ siê poziom koniaku w butelce, Harel z coraz wiêkszym o¿ywieniem i przekonaniem mówi³, w jaki sposób Walter mo¿e pomóc Izraelowi. Walter nie móg³ d³u¿ej wytrzymaæ i przerwa³: Mam byæ szpiegiem?! wykrzykn¹³ z radoci¹. Harel zaprzeczy³, proponuj¹c mniej dramatyczne okrelenie, ale Walter trwa³ przy szpiegu. Bardzo mu siê podoba³o i chêtnie zrezygnowa³ z semantycznych niuansów. Dostrzeg³ od razu piêkno proponowanej mu funkcji. Mia³ sieæ filii i biur, wietnie funkcjonuj¹cy system zbierania informacji, dysponowa³ sieci¹ ³¹cznoci, a przede wszystkim armi¹ lojalnych ¿ydowskich mened¿erów i nie ograniczonymi funduszami. Ju¿ widzia³ siebie w magicznej roli paj¹ka, czyhaj¹cego na ofiary porodku uplecionej przez siebie sieci. Z kolei Harel s³ucha³ uwa¿nie, gdy Walter puszcza³ wodze fantazji. Wymieni³ tak¿e nazwiska tych mened¿erów, którzy mogliby byæ obarczeni specjalnymi zadaniami. Tymczasem, od zaraz, oferowa³ wci¹gniêcie na listê p³ac Walen Trading ju¿ operuj¹cych w terenie agentów Mosadu. Mo¿na by te¿ otworzyæ dalsze biura w newralgicznych punktach
Rozwija³ przed oczami Harela now¹ wizjê. Harel po raz wtóry zacz¹³ protestowaæ. Trzeba dzia³aæ powoli, ludzi nale¿y przeszkoliæ, samego Waltera tak¿e. Siatka, jak¹ Walter proponuje, wymaga lat przygotowywania. Wcale nie zniechêci³ tym jednak Waltera. Bêdê szpiegiem! mrucza³ do siebie zachwycony. Grube wargi skrzywi³ w diabolicznym umiechu. Bêdê arcyszpiegiem! Tak, arcyszpiegiem! Harel z wysi³kiem powstrzyma³ umiech, a potem, zdaj¹c raport na posiedzeniu rz¹du, wyrazi³ opiniê, ¿e chocia¿ Walter Blum i jego Walen Trading mog¹ siê przydaæ, zw³aszcza jako kana³y przekazywania pieniêdzy i ³¹cznoci, to jednak nie nale¿y liczyæ na wartociowe informacje wywiadowcze z wyj¹tkiem, byæ mo¿e, paru sekretów przemys³owych. Szef Mosadu po prostu nie docenia³ energii Waltera, jego geniuszu organizacyjnego i talentu do szpiegowskiej przenikliwoci. W ci¹gu szeciu miesiêcy Walter wybra³ dwunastu ludzi i zacz¹³ zamêczaæ Harela, by ich wzi¹³ na szkolenie. Gdy Harel wreszcie siê zgodzi³ i wezwa³ ich na indywidualne rozmowy, nie móg³ wyjæ z podziwu na temat umiejêtnoci Waltera w doborze ludzi. Z dwunastki odpad³ tylko jeden i to wy³¹cznie dlatego, i¿ okaza³o siê, ¿e ma blisk¹ rodzinê w ZSRR i jest w zwi¹zku z tym podatny na ewentualny szanta¿ KGB. Walter odby³ wiele podró¿y do Tel Awiwu, 47
oficjalnie w zwi¹zku z rosn¹c¹ aktywnoci¹ izraelskiej filii Walen Trading, a w rzeczywistoci w celu pobrania lekcji szpiegowania. Po roku szerokim strumieniem zaczê³y nap³ywaæ do Mosadu informacje od Waltera i jego ludzi, a analitycy izraelscy przyznawali, ¿e otrzymuj¹ materia³y najwy¿szej jakoci. Znacznie wczeniej ni¿ przewidywa³, Isser Harel zacz¹³ wprowadzaæ swoich agentów do Walen Trading, która przesz³a od pasywnej roli zbierania informacji do aktywnej roli wêszenia za nimi i organizowania akcji specjalnych. Harel by³ jednak na tyle roztropny, ¿e nie odbiera³ Walterowi wymarzonej przez niego funkcji arcyszpiega. Blum pozosta³ szefem swojej w³asnej siatki i dziêki temu dywidendy p³ynê³y szerokim strumieniem. Kiedy na pocz¹tku lat szeædziesi¹tych Izrael zapragn¹³ w³asnej bomby atomowej, dokumentacji technicznej dostarczy³a siatka Waltera, uzupe³niaj¹c j¹ pewnymi teoretycznie nieosi¹galnymi komponentami. Nieco póniej nowojorska filia Walen Trading okaza³a wielk¹ pomoc w uzyskaniu potrzebnych iloci plutonu nadaj¹cego siê do produkcji bomb. Pluton pochodzi³ z amerykañskich zapasów i rozp³yn¹³ siê w tajemniczych okolicznociach. Walen Trading zajê³a siê tak¿e przewiezieniem ³upu do Izraela. W okresie poprzedzaj¹cym wojnê 1967 roku Walter otworzy³ liczne filie na Bliskim Wschodzie. Wszystkie nale¿a³y do firm zarejestrowanych w takich krajach, jak Liechtenstein, Panama i Monako. Walter w dalszym ci¹gu utrzymywa³ doskona³e kontakty w wiecie arabskim i w rezultacie chytrych podstêpów i twardych negocjacji handlowych sprawi³, ¿e wiele firm handluj¹cych z Izraelem uniknê³o wpisania na arabsk¹ czarn¹ listê. Po wojnie 1967 roku zrobi³ te¿ wiele, aby zminimalizowaæ skutki embarga na dostawê broni do Izraela. Embargo to zainicjowa³a Francja i przy³¹czy³o siê do niego wiele innych krajów. To w³anie siatka Waltera wyprowadzi³a spod nosa Francuzów dwie korwety zamówione przez Izrael, a w ramach embarga zatrzymane na osobiste polecenie genera³a de Gaullea. Dlatego te¿ w 1969 roku Walter Blum móg³ z czystym sumieniem uznawaæ siê za arcyszpiega. Siatka Waltera otrzyma³a kryptonim DAKTYL, a sam Walter Daktyl Jeden. Poszczególni cz³onkowie organizacji zostali obdarzeni dalszymi cyframi. Mimo bliskiej wspó³pracy Mosadu z CIA, ani CIA, ani ¿aden inny wywiad nie dowiedzia³ siê o siatce w ³onie Walen Trading. Walter Blum zachowa³ g³ówn¹ bazê operacji w Hongkongu, poniewa¿ Orient od zawsze go fascynowa³. Ostatnio jednak Mosad coraz bardziej nalega³, by przeniós³ kwaterê g³ówn¹ na Bliski Wschód. W 1962 roku Isser Harel przeszed³ na emeryturê i zast¹pi³ go Mair Amit, który dotrwa³ do roku 1968. Od tego czasu Walter pracowa³ pod kierunkiem Zwi Zamira. Podczas pierwszej rozmowy z Walterem Zamir parokrotnie napomyka³, ¿e nastêpne dziesiêciolecie bêdzie dla Izraela bardzo trudne. Krajowi gro¿¹ liczne niebezpieczeñstwa i us³ugi Waltera bêd¹ na wagê z³ota. Czy nie ze48
chcia³by znaleæ siê bli¿ej miejsca wszystkich wydarzeñ? Walter obieca³ zastanowiæ siê nad tym. Uczyni³ te¿ wstêpny krok, rozbudowuj¹c cypryjsk¹ filiê Walen Trading. Cypr by³by idealnym miejscem pobytu, gdyby postanowi³ przenieæ siê z Dalekiego Wschodu nieco na zachód. Walter zauwa¿y³ ruch w barze. Duff Paget opuci³ grupê szpiegów i ruszy³ w g³¹b sali. Po raz wtóry tego wieczoru Blum zacz¹³ zadawaæ sobie pytania na temat Pageta. Wiedzia³, ¿e reprezentuje on czasopismo, które ma bliskie zwi¹zki z waszyngtoñskim establishmentem. Mo¿e nie samo czasopismo, co jego w³aciciel. Nie po raz pierwszy Walter interesowa³ siê Pagetem. Przed dwoma miesi¹cami szuka³ danych w Mosadzie na temat m³odego fotoreportera. Nie otrzyma³ potwierdzenia, ¿e jest agentem wywiadu, a poniewa¿ Mosad od dawna ju¿ przenikn¹³ w wy¿sze krêgi CIA, wynika³oby z tego, ¿e Paget jest czysty. Walter odczuwa³ jednak pewien niepokój i nie opuci³y go podejrzenia. Spojrza³ na zegarek i stwierdzi³, ¿e ma jeszcze pó³ godziny do rozpoczêcia aukcji. Skin¹³ wiêc palcem na kelnera i wys³a³ przez niego zaproszenie do Pageta, aby ten zaszczyci³ go sw¹ obecnoci¹. Siedz¹c przy jednym stoliku w rogu sali stanowili olbrzymi kontrast. Jeden niski, brzydki i ponad miarê oty³y, drugi wysoki, szczup³y i nieprzeciêtnie przystojny. Kiedy Duff podniós³ kieliszek, Walter zainicjowa³ rozmowê: Pragnê pogratulowaæ panu ostatnich zdjêæ. Pierwsza klasa. Zaczynaj¹ pana nazywaæ Nowym Mungerem. Duff zaprzeczy³ energicznie, choæ by³ mile po³echtany pochwa³¹ z ust cz³owieka, o którym wiedzia³, ¿e interesuje siê ¿ywo serwisem prasowym z Wietnamu. Nie dorastam mu nawet do piêt odpar³. Jestem jeszcze nowicjuszem. Munger to najwy¿sza klasa
By³ dopowiedzia³ Walter, pilnie obserwuj¹c twarz m³odego cz³owieka. Co ma znaczyæ ta aukcja? Nikt nie wie. Duff wzruszy³ ramionami. Munger dopiero co wróci³ z operacji przeprowadzanej przez Si³y Specjalne w pobli¿u Vinh Long. Wróci³ do Sajgonu, nie wys³a³ ¿adnych zdjêæ i rozpocz¹³ pijack¹ sesjê. Trwa³a tydzieñ. Przylecia³ dzi rano do Hongkongu i obwieci³, ¿e sprzedaje ca³y sprzêt. Zostawi³ go u Czanga i podobno odlecia³ pierwszym samolotem do Europy. Walter dola³ wina do obu kieliszków i mrukn¹³: Ciekawe. Bardzo ciekawe. A pieni¹dze z aukcji? Duff sarkastycznie siê umiechn¹³. 4 Reporter
49
Dla miejscowego Towarzystwa Opieki nad Zwierzêtami. Na schronisko dla bezdomnych psów. Potê¿ne brzuszysko Waltera zatrzês³o siê od miechu. No tak, Munger nigdy nie przepada³ za ludmi. Ale niech pan mi powie, przyjacielu, czy nasza piêkna panna Lasage nic na ten temat nie wie? By³a przecie¿ jego
przyjació³k¹ przez ostatnich kilka miesiêcy. Z przerwami, ale by³a. Walter zauwa¿y³, ¿e twarz Duffa pociemnia³a, gdy spojrza³ na siedz¹c¹ przy barze smuk³¹ Francuzkê. Nie odpar³ krótko Duff ciniêtym g³osem. Jej informacje s¹ raczej obsceniczne. Gdy spogl¹da³ na Janine Lasage, w jego oczach malowa³a siê g³êboka uraza. Ciekaw jestem bardzo
mrukn¹³ Walter delikatnie. Duff nozdrzami wci¹gn¹³ g³êboko powietrze. Powiedzia³a, ¿e od powrotu z Vinh Long nie mo¿e ju¿
Sta³ siê impotentem. Podobno próbowa³, ale nic mu nie wysz³o. Walter uniós³ brwi i wypuci³ k³¹b dymu z cygara. Nie jest ³adnie takie rzeczy mówiæ o mê¿czynie. Zw³aszcza o Mungerze. Zw³aszcza w tym klubie. Duff pomrukiem wyrazi³ solidarnoæ z t¹ opini¹. Walter przygl¹da³ siê Francuzce. By³a wysoka, szczup³a, niemal chuda. Walter s³ysza³ kiedy opiniê, ¿e jest zbudowana jak w¹¿. Z tego, co powiedzia³ Duff, wynika³o, ¿e jest równie¿ jadowita. D³ugie w³osy barwy dojrza³ego zbo¿a upiê³a na g³owie. Walter s³ysza³, ¿e wystarczy, by wyjê³a jedn¹ szpilkê, potrz¹snê³a g³ow¹, a sp³yn¹ poni¿ej pasa. Bardzo chcia³by to zobaczyæ. Mia³ s³aboæ do d³ugow³osych blondynek. W zat³oczonym pomieszczeniu rozleg³ siê szmerek, gdy dwaj kelnerzy wnieli d³ugi stó³. Od baru oderwa³ siê Bennet, ubrany jak zwykle w tenisowy garnitur z kamizelk¹. Kelnerzy ustawili stó³ w koñcu salki. Siedz¹cy przy barze wstali, by lepiej widzieæ. Walter by³ zdziwiony skromnoci¹ mungerowskiego zestawu. Podczas poprzednich aukcji stó³ siê ugina³ pod sprzêtem fotograficznym i akcesoriami. Tym razem sta³a na nim tylko otwarta poobijana stalowa walizka zawieraj¹ca opakowane akcesoria do robienia odbitek: trzy plastikowe butelki, dwie kuwety, zegar ciemniowy, termometr, filtr wodny i kilka szpul a obok niej druga mniejsza, te¿ stalowa, walizka, w której widaæ by³o piêæ obiektywów, filtry u³o¿one w przegródkach i filmy w pude³kach. Oprócz tego na brezentowej torbie le¿a³ jeden jedyny aparat fotograficzny. Torba mia³a z boku ciemn¹ plamê. Wszystkie oczy by³y zwrócone na ten aparat, który mia³ przyczepione z boku co, co zniekszta³ca³o proporcje obudowy. Walter nigdy niczego podobnego nie widzia³. Spojrza³ pytaj¹cym wzrokiem na Duffa, ale ten mia³ te¿ oczy wlepione w aparat. 50
Dlaczego ten aparat tak dziwnie wygl¹da? spyta³ Walter. Czy by³by pan ³askaw mi wyjaniæ? Nie odrywaj¹c wzroku od sto³u, Duff zacz¹³ t³umaczyæ pe³nym nabo¿eñstwa tonem: To jest Nikon FTN, obudowa z niklu, aparat nies³ychanie lekki. Trwa³y i odporny na zewnêtrzne warunki. Ukaza³ siê na rynku w 1965, ale Munger mia³ go ju¿ o rok wczeniej. Otrzyma³ z fabryki do wypróbowania w terenie. Po szeciu miesi¹cach zabra³ aparat do Tokio i kaza³ dorobiæ ten uchwyt. Jest z aluminium i tak go zaprojektowano, ¿eby mo¿na by³o prze³o¿yæ d³oñ i trzymaæ oraz ustawiaæ aparat przegubem, co pozwala palcom regulowaæ przes³onê i czas ekspozycji oraz wyzwalaæ migawkê. Uchwyt jest na zawiasie, mo¿na wiêc przechyliæ aparat na bok i zmieniaæ film, wszystko jedn¹ rêk¹. Bardzo przemylne stwierdzi³ Walter. Ale czy konieczne? Niech pan spojrzy na ten brezent! Duff g³ow¹ wskaza³ torbê. Ta plama to krew. Munger dosta³ postrza³ w lewe ramiê. By³o to na samym pocz¹tku ofensywy Tet. Mia³ niesprawn¹ rêkê, ale przez nastêpne dwa dni zrobi³ seriê najlepszych zdjêæ. Walter by³ wyranie pod wra¿eniem. No to dlaczego Nikon nie montuje tych uchwytów seryjnie? W fabryce uwa¿aj¹, ¿e to wygl¹da paskudnie i nie pasuje do standardowego futera³u. St¹d brezentowa torba zawi¹zywana na tasiemki. Inni reporterzy wojenni mogliby sobie co podobnego sprawiæ, ale tego nie robi¹. Dlaczego nie? Duff umiechn¹³ siê. Chyba dlatego, ¿e s¹ indywidualistami i nie chc¹, ¿eby mylano, i¿ kogo naladuj¹. Powróci³ do obserwacji sto³u, za którym stan¹³ w³anie Bennet i klasn¹³ w d³onie. Aukcja aparatu i akcesoriów fotograficznych, zgodnie z instrukcj¹ pana Davida Mungera
z przeznaczeniem uzyskanej kwoty dla Królewskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzêtami
rozpocz¹³ Anglik. W sali rozleg³y siê miechy, ale umilk³y, gdy Bennet bez dalszych wstêpów poprowadzi³ licytacjê. Wiedzia³ dobrze, ¿e najwiêksze zainteresowanie wzbudzi sam aparat, wiêc zostawi³ go na koniec, wyzbywaj¹c siê szybko stalowych walizeczek za cenê niewiele wy¿sz¹ ni¿ ich rynkowa wartoæ. Nastêpnie zrobi³ dramatyczn¹ pauzê i poleci³ Czangowi, aby nala³ mu szklankê whisky z wod¹. Jednym haustem wypi³ po³owê, szklankê odstawi³ na stó³ i przesun¹³ torbê z kamer¹ na rodek. Panie i panowie, zestaw trzeci. Jeden Nikon FTN, nieco zmodyfikowany og³osi³. Nowy aparat FTN kosztowa³ osiemset miejscowych dolarów i od tej kwoty Bennet rozpocz¹³ licytacjê. W ci¹gu minuty przebicia wywindowa³y 51
cenê do trzech tysiêcy dolarów. Oczy obecnych wêdrowa³y tam i z powrotem po trzech potencjalnych nabywcach. Pierwszym by³ Kozio³ Foster, szef placówki tygodnika Newsweek, korzystaj¹cego czêsto z fotografii Mungera. Drugim George Hardy, reporter dziennika The New York Times. I wreszcie Janine Lasage. Podczas kiedy dwaj pierwsi sygnalizowali przebijanie ceny podniesieniem palca, Janine wypowiada³a swe propozycje bezbarwnym, zdecydowanym g³osem. Ona bardzo chce to kupiæ zauwa¿y³ Walter, ale Duff nie s³ucha³. Jego zwê¿one oczy patrzy³y to na uczestników aukcji, to na aparat Mungera. George Hardy odpad³ przy trzech tysi¹cach dolarów. Tempo podbijania ceny zmala³o. Walter s¹dzi³, ¿e Foster kupuje byæ mo¿e w imieniu swej firmy, ale i on odpad³ przy czterech tysi¹cach. Cztery tysi¹ce po raz drugi! obwieci³ Bennet i podniós³ d³oñ, aby uderzyæ w stó³. Cztery i pó³! Wszystkie oczy zwróci³y siê w kierunku stolika w rogu i na Duffa Pageta, który wydawa³ siê byæ zdziwiony w³asn¹ inicjatyw¹. Walter Blum umiechn¹³ siê szeroko i dola³ wina do obu kieliszków. Piêæ tysiêcy! G³os Janine Lasage zabrzmia³ jak trzaniêcie bicza. Na sali rozleg³ siê szum, Bennet poci¹gn¹³ spory ³yk wina, wyci¹gn¹³ z kieszeni chustkê i otar³ czo³o. Piêæ i pó³! Duff nachyli³ siê nad sto³em, twarz mia³ ci¹gniêt¹ napiêciem. Nast¹pi³a d³uga przerwa w licytacji. Wszyscy patrzyli na Francuzkê, w której oczach malowa³ siê gniew i zawód. Piêæ i pó³ po raz pierwszy zaintonowa³ Bennet, patrz¹c na Janine. Siedzia³a wyprostowana na sto³ku barowym, palce prawej rêki zaciska³a na kieliszku. Piêæ i pó³ po raz drugi
! wywo³a³ Bennet. Szeæ! wykrzyknê³a francuska korespondentka, a tu¿ po tym pad³o jedno s³owo Duffa: Siedem! Bennet wiedzia³, ¿e to ju¿ koniec. Janine Lasage jakby nagle zwiêd³a. Siedem po raz pierwszy, po raz drugi
rozejrza³ siê po sali i szybko trzepn¹³ d³oni¹ w stó³. Po raz trzeci! Za siedem tysiêcy Nikona naby³ Duff Paget. Dziêki w imieniu psów, mi³y panie! Bennet zarechota³ g³ono, zachwycony w³asnym dowcipem, ale pozosta³ odosobniony z t¹ reakcj¹. Wszyscy patrzyli na Janine Lasage, która zsunê³a siê ze sto³ka, mierz¹c Duffa nienawistnym spojrzeniem. Na sali zrobi³o siê cicho jak makiem zasia³. I wtedy Francuzka warknê³a: Va te faire enculer! 52
Z ha³asem odstawi³a kieliszek na ladê i wysz³a. Kilka osób nerwowo zachichota³o, a potem przy barze zapanowa³ cisk i gwar rozmów. Czy zna pan francuski? zapyta³ Walter Duffa, który siedzia³ jakby w transie. Podniós³ jednak g³owê i pokrêci³ g³ow¹. Walter umiechn¹³ siê. Pozwoli wiêc pan, ¿e przet³umaczê
Ta piêkna dama zarzuci³a panu sodomiê
sugerowa³a te¿, ¿e jest pan pederast¹
Niezbyt to eleganckie i oryginalne w ustach osoby, której zawód wymaga przyswojenia sobie bogatego s³ownictwa. Niemniej otrzyma³ pan wiadomoæ, która w skrócie oznacza, ¿e zyska³ pan jednoczenie aparat i miertelnego wroga. Wzrok Duffa spoczywa³ nadal na Nikonie Mungera. Nie ma do niego prawa powiedzia³. Bêdzie pan u¿ywa³ tego aparatu? Nie. Nigdy. Nikt nigdy nie bêdzie go u¿ywa³. Bêdzie czeka³ na Mungera, gdyby go kiedy zapragn¹³. Westchn¹³ i doda³: Janine Lasage nie jest jedyn¹ osob¹, która d³ugo bêdzie na mnie wciek³a. Tak? Wyda³em pieni¹dze przeznaczone na bransoletkê dla mojej ¿ony. W czwartek mamy rocznicê lubu. Walter wyda³ pe³en wspó³czucia pomruk. I ona zakupu aparatu nie zrozumie? Duff smutno pokiwa³ g³ow¹. Niestety, nie. Walter wyci¹gn¹³ rêkê i po ojcowsku poklepa³ Duffa po ramieniu. No có¿, m³ody cz³owieku, przynajmniej nie musi pan chwilowo martwiæ siê pann¹ Lasage. Z tego, co s³ysza³em, przeniesiono j¹ na placówkê bliskowschodni¹. Nasza dama wyje¿d¿a ju¿ za kilka dni. Spojrza³ na zegarek i dwign¹³ siê z fotela. Dziêkujê panu za towarzystwo i ciekaw¹ rozmowê. I niech pan zapamiêta s³owa Hamleta: By wielkim byæ, bez racji dzia³aæ nie nale¿y. Walter Blum dumnie przeparadowa³ przez salê, odprowadzany zaintrygowanym spojrzeniem Duffa. 29 padziernika nast¹pi³y dwa wydarzenia, pozornie nie maj¹ce ze sob¹ wyranego zwi¹zku: Duff Paget ofiarowa³ swej ¿onie jedynie bukiet piêknych ró¿, co doprowadzi³o do powa¿nej awantury, tysi¹ce za kilometrów na zachód rz¹d Iraku podpisa³ uk³ad o nierozprzestrzenianiu broni nuklearnej.
53
54
Ksiêga druga
55
56
3 Strona nr 1 z 5 IRACKI PROGRAM NUKLEARNY Raport nr 1 1A, 14 lipca 1975 roku Do: dyrektora generalnego, genera³a Izaaka Hoftiego. Od: dyrektora Biura Studiów i Analiz, Szymona Saguy. ród³a: rezydent, Pary¿ Daktyl Cztery Daktyl Siedem Liczba kopii: zero Mam ju¿ tego dosyæ! Pêta siê tu zbyt wielu ludzi, wysy³aj¹ sprzeczne informacje i zabieraj¹ zbyt wiele czasu pracownikom mojego biura. W ci¹gu minionych czterdziestu piêciu dni opracowywalimy raporty i sporz¹dzalimy analizy dla: wywiadu wojskowego (dwukrotnie), Ministerstwa Spraw Zagranicznych Sekretariatu Rady Ministrów Rady Naukowej przy premierze Sekretariatu premiera Szefa Sztabu Ambasadora USA (dlaczego?!) i dla pana (piêciokrotnie). Nie wst¹pi³em do Mosadu, ¿eby zostaæ urzêdnikiem pocztowym. Powtarzalimy siê w ró¿nych raportach i sprawozdaniach (w ci¹gu tych 45 dni) co najmniej dwanacie razy. Zrekapitulujê najwa¿niejsze informacje, jakimi dysponujemy, i nastêpnie przedstawiê wniosek. Strona nr 2 z 5 1. Pañstwa zaliczone do grupy wrogowie Izraela (lub potencjalni wrogowie), które obecnie usi³uj¹ wyposa¿yæ siê w broñ nuklearn¹. Najwiêksze zagro¿enie stanowi¹: Egipt, Libia, Pakistan i Irak. 2. Nie ulega w¹tpliwoci, ¿e najwiêkszym zagro¿eniem jest Irak, poniewa¿, w odró¿nieniu od Libii i Egiptu, które s¹ pod cis³¹ kontrol¹ swoich opiekunów,
57
tzn. ZSRR i USA, Irak dostatecznie zdystansowa³ siê od ZSRR, aby móc wejæ na drogê niezale¿nej (a wiêc i nie kontrolowanej) polityki. Pakistan znajduje siê w ogonie pretendentów do broni nuklearnej, poniewa¿ brak mu rodków finansowych i dostêpu do osi¹gniêæ naukowych. Poza tym program nuklearny Pakistanu ma na celu zneutralizowanie zagro¿enia ze strony Indii. Zagro¿enie dla Izraela jest jedynie pochodn¹ i ubocznym produktem przynale¿noci do wspólnoty islamskiej. 3. Sponsorem Iraku jest Francja, chyba najbardziej sprzedajne z pañstw rozwiniêtych. UWAGI: A. Zapotrzebowanie Francji na ropê jest w ponad 50% pokrywane przez Irak. B. Francusko-iracki pakiet nuklearny zawiera warunek, ¿e Irak zakupi we Francji produkty przemys³owe, w tym broñ, za sumê ponad szeciu miliardów dolarów. Wed³ug naszej oceny, w latach 19771981 zapewni to pracê ponad milionowi francuskich robotników. C. W ³onie francuskiego rz¹du mo¿na obecnie zaobserwowaæ wyrany antyizraelski trend. Wszystkie te czynniki, w po³¹czeniu z zasobami irackich pól naftowych oraz ambicjami Saddama Husajna, by przewodziæ wiatu arabskiemu, stwarzaj¹, w mojej opinii, najwiêksze zagro¿enie, jakiemu Izrael kiedykolwiek musia³ stawiæ czo³o. Strona nr 3 z 5 4. BIE¯¥CA SYTUACJA: Przed trzema miesi¹cami zosta³a podpisana umowa, w której Francja zobowi¹za³a siê zbudowaæ w Iraku reaktor nuklearny o mocy 70 MW dla celów naukowych i szkoleniowych oraz drugi reaktor (minireaktor pomocniczy o mocy 800 kW. Dowiedzielimy siê (dziêki wysi³kom DAKTYLA Cztery), ¿e powy¿szy kontrakt zawiera liczne utajnione klauzule, z których dwie wydaj¹ siê mieæ istotne znaczenie: a) ¿adna ze stron nie ujawni przez dwadziecia piêæ lat mo¿liwoci technicznych wznoszonego kompleksu; b) przy budowie kompleksu Francuzi nie zatrudni¹ ¿adnego pracownika pochodzenia ¿ydowskiego. Jest rzecz¹ znamienn¹, ¿e budowany w myl umowy reaktor jest dwukrotnie wiêkszy ni¿ reaktory do celów naukowych budowane w krajach uprzemys³owionych. Budowa kompleksu i instalacja reaktorów spoczywaæ maj¹ w rêkach konsorcjum piêciu francuskich firm, któremu przewodzi rz¹dowa agencja Technicatom.
58
Zdolnoæ Iraku do wyprodukowania broni nuklearnej: Poniewa¿ Irak podpisa³ traktat o nierozprzestrzenianiu broni atomowej, podlega kontroli Miêdzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Poza tym, na d³ugie lata przewidziana jest obecnoæ w Iraku francuskich naukowców i techników nuklearnych. Tak wiêc w normalnych okolicznociach i warunkach Irakijczycy nie mog¹ wyprodukowaæ wzbogaconego uranu ani Pu 239. Kiedy jednak bêd¹ ju¿ mieli w³asne wyszkolone ekipy, mog¹ postanowiæ wyrzuciæ Francuzów i inspektorów Agencji. Mog¹ te¿ ukraæ Pu 239 tak jak my. Strona nr 4 z 5 Obecnie Irak negocjuje z W³ochami kupno czterech laboratoriów do prac z materia³ami rozszczepialnymi. W laboratoriach tych mo¿na odzyskiwaæ Pu 239 z wykorzystanego paliwa reaktorów. Nasze informacje wskazuj¹, ¿e kontrakt mo¿e byæ podpisany wkrótce. Irak ju¿ posiada niewielki reaktor do badañ naukowych, dostarczony przez Zwi¹zek Radziecki. Reaktor ten jest czynny od 1968 roku, jednak¿e Zwi¹zek Radziecki cilej kontroluje swoich klientów ni¿ niektóre z pañstw zachodnich i w tym przypadku nie musimy siê niczego obawiaæ. Istot¹ problemu jest to, ¿e z chwil¹ ukoñczenia wy¿ej wymienionych inwestycji, Irakijczycy bêd¹ mogli jednorazowo szkoliæ oko³o tysi¹ca osób personelu. Jeli potrzebne s¹ jeszcze jakie dowody, ¿e Irak zamierza produkowaæ broñ nuklearn¹, to dostarczy³a je w³anie siatka DAKTYL stwierdzaj¹c, ¿e od szeciu miesiêcy Irak usi³uje zakupiæ (z ró¿nych róde³) wielkie iloci tlenku uranu zwanego potocznie ¿ó³tym ciastem. Prowadzone s¹ w tej sprawie negocjacje z Brazyli¹, Nigeri¹, Chinami, Libi¹ i Portugali¹. Powtarzam, ¿e chodzi o du¿e iloci. Warto zwróciæ uwagê, ¿e reaktor, który Francuzi maj¹ zamiar zbudowaæ, nie mo¿e pracowaæ na rafinowanym ¿ó³tym ciecie. Nie chodzi wiêc o paliwo, ale o to, ¿e ok³adaj¹c ¿ó³tym ciastem reaktor, mo¿na uzyskaæ rocznie do dwunastu kilogramów Pu 239, co w zupe³noci wystarcza do wyprodukowania dwóch bomb wielkoci tej, któr¹ zrzucono na Nagasaki. Strona nr 5 z 5 WNIOSEK: Irakijczycy s¹ zdecydowani wyprodukowaæ broñ nuklearn¹, a reaktor dostarczany przez Francjê to im umo¿liwi. Przewidywany czas realizacji: Jeli kontrakt z Francuzami realizowany bêdzie wed³ug za³o¿onego harmonogramu i jeli, co zak³adam, Irakijczycy wyrzuc¹ w pewnej fazie Francuzów i inspektorów Miêdzynarodowej Agencji Energii Atomowej, to mog¹ mieæ w³asne bomby nuklearne na prze³omie 1979/1980 roku. Ju¿ w tej chwili dysponuj¹ samolotami zdolnymi do przenoszenia broni nuklearnej.
59
ZALECENIA: 1. Wszyscy zainteresowani powinni powtórnie przeczytaæ Memorandum Trzecie. 2. W ³onie Mosadu nale¿y utworzyæ sekcjê, której g³ównym zadaniem bêdzie przeciwdzia³anie powy¿szemu zagro¿eniu. Sekcja ta powinna mieæ w swych poczynaniach absolutny priorytet. KONIEC
Walter Blum rzuci³ raport na biurko i spowi³ go dymem cygara. Siedz¹cy po drugiej stronie biurka genera³ Hofti zakaszla³ i d³oni¹ zacz¹³ odganiaæ dym. Obaj panowie siedzieli w gabinecie, w którym na cianie widnia³ w ramce napis: NIE PALIÆ! Walter Blum by³ jedyn¹ osob¹, która nie podporz¹dkowywa³a siê zakazowi. Wyjani³ podczas swej pierwszej wizyty, ¿e dym mniej bêdzie przeszkadza³ kochanemu genera³owi, ni¿ brak zapalonego cygara jemu samemu Walterowi, który wówczas straci zdolnoæ racjonalnego mylenia. Genera³ Izaak Hofti obj¹³ funkcjê szefa Mosadu w 1973 roku, kiedy to Zui Zamir pad³ biurokratyczn¹ ofiar¹ wojny Jom Kippur. Hofti by³ cz³owiekiem upartym i w zasadzie zimnym, ale ze ladami ukrywanego g³êboko poczucia humoru. Walter bardzo go lubi³ i lubi³ te¿ przekomarzaæ siê z nim. Co to jest Trzecie Memorandum? spyta³. Hofti wsta³, podszed³ do okna i otworzy³ je mimo w³¹czonej klimatyzacji. Fala gor¹cego powietrza wdar³a siê do gabinetu. Hofti z rozkosz¹ je wdycha³, daj¹c do zrozumienia Walterowi, co s¹dzi o jego cygarze. Hofti zastanawia³ siê, czego bardziej nienawidzi: tego cygara czy wody koloñskiej, w której Walter codziennie chyba siê k¹pa³. A w ogóle Walter szalenie denerwowa³ genera³a, który by³ cz³owiekiem surowych obyczajów i abstynentem, podczas kiedy Walter pope³nia³ miertelny grzech nadu¿ywania ¿ycia. Z drugiej strony, genera³ Hofti ¿ywi³ wielki szacunek dla intelektu Bluma. A przede wszystkim ceni³ go za to, ¿e dostarcza³ lepszych i pewniejszych informacje ni¿ inne ród³a. Z rezygnacj¹ wiêc westchn¹³, raz jeszcze zach³ysn¹³ siê gor¹cym, ale czystym powietrzem, zamkn¹³ okno i wróci³ za biurko. Trzecie z trzech zaleceñ, które Golda Meir pozostawi³a w spadku. Uwa¿a³a je za swój dar dla Izraela. Dar dla narodu od ustêpuj¹cego premiera. Pierwsze Memorandum dotyczy imigracji. Drugie problemów wewnêtrznych, wreszcie Trzecie bezpieczeñstwa narodowego. Memoranda s¹ cile tajne, kr¹g wtajemniczonych ograniczony. Ale otrzyma pan egzemplarz. Na razie podam kilka szczegó³ów maj¹cych odniesienie do raportu, z którym przed chwil¹ pan siê zapozna³. Genera³ wskaza³ na teczkê na biurku i przez kilkanacie sekund zbiera³ myli, nim zacz¹³ wyjaniaæ: 60
W 1967 roku wyprodukowalimy pierwsz¹ g³owicê nuklearn¹. Przy pañskiej nieocenionej pomocy. Genera³ nawi¹zywa³ do wyczynu z 1965 roku, kiedy to siatka DAKTYL wspó³uczestniczy³a w kradzie¿y stu kilogramów wzbogaconego uranu z zak³adów Nuclear Materials Equipment w Pensylwanii. Od tego czasu ci¹gn¹³ Hofti rozbudowalimy nasz arsena³. Mamy dwadziecia trzy g³owice. Lekko siê umiechn¹³. Nie wie pan, ¿e na mocy decyzji podjêtej w 1973 roku podczas wojny Jom Kippur, trzynacie z tych g³owic by³o w ka¿dej chwili gotowych do u¿ycia. Widz¹c zdumienie na twarzy Waltera, genera³ umiechn¹³ siê szerzej. Bylicie gotowi ich u¿yæ? Genera³ wzruszy³ ramionami. To ju¿ by³aby decyzja Goldy Meir. Osobicie w¹tpiê. Trzynacie g³owic przygotowano, ¿eby przestraszyæ Amerykanów. Przypomina pan sobie, ¿e przez pierwsze kilka dni tej wojny oci¹gali siê z powietrzn¹ dostaw¹ broni. Kissinger pewno zak³ada³, ¿e jeli Egipcjanom uda siê odebraæ i utrzymaæ znaczn¹ czêæ Synaju, to przy pertraktacjach pokojowych bêdziemy bardziej sk³onni do ustêpstw. Mniejsza o to. Doæ, ¿e Golda postawi³a im siedemdziesiêciodwugodzinne ultimatum: albo dostawy zaczn¹ przybywaæ, albo na Egipcjanach sprawdzimy jakoæ naszego arsena³u nuklearnego. I Amerykanie jej uwierzyli? Walter wyranie w to w¹tpi³. Z pocz¹tku nie. Ale po dwudziestu czterech godzinach zaczêlimy przygotowywaæ bomby. By³y w Dimona, a CIA ma tam agenta. Hofti znów siê umiechn¹³, widz¹c po raz wtóry zdumienie Waltera. Od lat wiemy o nim doda³ Hofti. Wpakowali go nam, kiedy w latach piêædziesi¹tych pomagali w budowie Dimony. Zostawilimy go w spokoju, wychodz¹c z za³o¿enia, ¿e którego dnia mo¿e siê przydaæ. I ten dzieñ nadszed³. Dalimy mu szansê przyjrzeæ siê bombom w trakcie ich uzbrajania testowego. Nie minê³o kilka godzin, a Amerykanie zaczêli powa¿nie traktowaæ grobê Goldy. Otrzymalimy to, co by³o nam potrzebne i armia egipska znalaz³a siê w potrzasku. Wniosek p³ynie z tego jasny, prawda? Prawda odpar³ Walter. Oczywicie, gdyby Egipcjanie mieli wówczas w³asne g³owice nuklearne, to groba Goldy stanowi³aby puste s³owa. To w pañstwie naszym przedziwne zapowiada rzeczy zakoñczy³ cytatem z Hamleta. S³uszny wniosek zgodzi³ siê Hofti. W Trzecim Memorandum Golda wyk³ada z mniejsz¹ byæ mo¿e erudycj¹, ni¿ uczyni³by to Szekspir, ale jasno i niedwuznacznie: nie mo¿emy dopuciæ do tego, aby którykolwiek z potencjalnych wrogów Izraela posiad³ broñ nuklearn¹ do czasu, a¿ nie bêdzie podpisane globalne porozumienie, gwarantuj¹ce pañstwu izraelskiemu bezpieczne granice, ratyfikowane przez wszystkich s¹siadów i gwarantowane 61
przez wielkie mocarstwa. To, ¿e w tej chwili w regionie tylko Izrael ma broñ nuklearn¹, gwarantuje status quo do czasu podpisania traktatu pokojowego. Obecna sytuacja mo¿e jeszcze d³ugo potrwaæ zauwa¿y³ Walter. Nie tak d³ugo, jak s¹dz¹ niektórzy. Ju¿ w tej chwili otrzymujemy niepokoj¹ce sygna³y z Egiptu. Ja osobicie stawiam na dziesiêæ lat. Wa¿ne jest jednak, by nikt inny na Bliskim Wschodzie nie zmajstrowa³ sobie bomby nuklearnej. Wówczas ten czas siê wyd³u¿y
Ale byæ mo¿e w ostatecznym rozrachunku musielibymy zgodziæ siê na mniej, ni¿ uwa¿amy, ¿e nam siê nale¿y. Bo Egipcjanie ju¿ dowiedli, ¿e potrafi¹ prowadziæ konwencjonaln¹ wojnê. Wreszcie kiedy musielibymy przegraæ. Nasze szanse szacujê na jeden do stu. Ratowa³o nas lepsze uzbrojenie i bardziej nowoczesna doktryna wojenna, a ich gubi³a dezorganizacja. Przy takich perspektywach musimy pracowaæ na rzecz pokoju. Jedyn¹ nasz¹ atutow¹ kartê stanowi monopol nuklearny. Nie wolno nam go straciæ. Dlatego te¿ postanowi³em przyj¹æ sugestiê Szymona kontynuowa³ genera³. Wydzielona sekcja Mosadu bêdzie pilnowa³a, by Irak ani ¿aden inny z naszych wrogów nie uzyska³ dostêpu do broni nuklearnej. Walter pilnie s³ucha³, zapatrzony w swoje cygaro. Powinienem raczej powiedzieæ, ¿e nie sekcja w ³onie Mosadu tu, na miejscu, ale specjalne cia³o czy organ, wszystko jedno jak to nazwaæ, w ramach struktur Mosadu. I widzê tu pana, osobicie, Walterze. Oczywicie, bêdzie pan wykorzystywa³ swoj¹ siatkê, ale i wszystkie inne agencje i ludzi, jeli zajdzie potrzeba. Od tej chwili pañsk¹ podstawow¹ misj¹ jest niedopuszczenie, by Irak sprawi³ sobie bombê. Walter dwign¹³ siê z wielkim wysi³kiem i zacz¹³ spacerowaæ po gabinecie. Mia³ na sobie ciemny lni¹cy garnitur i pó³buty ze skóry aligatora, które przy ka¿dym kroku ¿ywej góry miêsa przenikliwie skrzypia³y. Po kilku kursach od ciany do ciany, zatrzyma³ siê nagle przed biurkiem i wyranie poirytowany powiedzia³: To jest k³amstwo! Co jest k³amstwem? Opowiadanie, ¿e tylko nie zap³acone buty skrzypi¹. Hofti prychn¹³ na pó³ rozbawiony, na pó³ poirytowany. Ja mówiê o zagro¿eniu egzystencji Izraela, a pan sobie ¿artuje. Wcale nie ¿artujê. W Nowym Jorku zap³aci³em czterysta dolarów za tê parê. Cygaro wycelowa³ oskar¿ycielsko w genera³a. I kupi³em je u ¯yda. Umiechn¹³ siê chytrze. Pewno nie zap³aci³ aligatorowi. Odczyta³ prawid³owo zimne spojrzenie genera³a i powróci³ do fotela, na który opuci³ siê z wielk¹ ostro¿noci¹. Hofti po raz kolejny uwiadamia³ sobie pewne niedogodnoci, jakie wynikaj¹ z zatrudnienia agenta na tyle 62
bogatego, ¿e mo¿e kupiæ pó³ Izraela. Milcza³ jednak i czeka³, a¿ Walter powróci do tematu. Móg³bym oczywicie zacz¹æ od narzekania, jak¹ to ogromn¹ odpowiedzialnoæ zrzuca pan na moje barki zacz¹³ Walter. Jednak¿e chronicznie unikam jakichkolwiek aluzji do wagi. Czujê jej nadmiar. Czy ma pan, generale, jakie sugestie co do sposobu realizowania powierzonej mi misji? Mam wiele sugestii odpar³ Hofti. Pierwsza, aby wreszcie przeniós³ siê pan na Cypr. Musi byæ pan bli¿ej areny, na której trwaj¹ zapasy. Walter zaakceptowa³ sugestiê skinieniem g³owy. No i bli¿ej Francji, bo tam zacznê
doda³. Dlaczego i jak? Walter podniós³ trzy palce. Przewidujê trzy etapy. Pierwszy: powstrzymaæ Francuzów drogami dyplomatycznymi. Drugi: sabotowaæ umowê francusko-irack¹ wszelkimi mo¿liwymi sposobami. Trzeci: zak³adaj¹c, ¿e reaktor zostanie jednak dostarczony, uczyniæ go niezdolnym do eksploatacji. Milcza³ przez d³ug¹ chwilê i doda³: Zastanowiê siê nad wszystkimi aspektami i w ci¹gu siedmiu dni przedstawiê raport. Tymczasem potrzebne mi s¹ wszystkie informacje, nawet okruchy informacji dotycz¹cych tego problemu. Pañski przyjaciel Szymon znowu bêdzie wciek³y. Zamierzam zabraæ mu du¿o czasu. Umiechn¹³ siê czaruj¹co do genera³a i doda³: Mam nadziejê, ¿e lubi dobre cygara.
4 Kundel nale¿a³ do Androulli Papadopoulos, która w owym czasie mia³a osiem lat i by³a grzeczn¹ dziewczynk¹. Mieszka³a z rodzicami w niewielkim gospodarstwie trzy kilometry od wsi Phini, wysoko w górach Trodos na Cyprze. Matka wysy³a³a j¹ czêsto do Phini po zakupy. W po³owie drogi do wsi sta³ jeszcze jeden dom, by³ nieco cofniêty i otoczony niskim kamiennym murem. Androulla mia³a zapowiedziane, aby nigdy nie zbli¿a³a siê do tego domu, gdy¿ mieszka tam dziwny cudzoziemiec. Ów cudzoziemiec prawie nigdy nie wychodzi³, a w rzadkich wypadkach, gdy to czyni³, nie odzywa³ siê do nikogo, z wyj¹tkiem starej kobiety w ma³ym sklepiku, a czyni³ to wtedy tylko, kiedy zamawia³ produkty. Kr¹¿y³o o nim wiele plotek. Ludzie byli bardzo nieufni wobec obcych, nawet wobec Cypryjczyków z innych stron wyspy. Jednak¿e plotki wkrótce 63
wygas³y, nikt bowiem o cudzoziemcu nic nie wiedzia³ i nie móg³ siê dowiedzieæ, oprócz tego, ¿e kupi³ na pó³ zniszczony budynek dawnego gospodarstwa i kilka akrów ziemi, a czas spêdza³ remontuj¹c dom, hoduj¹c trochê jarzyn i parê kur. Stara kobieta w sklepiku twierdzi³a, ¿e obcy mówi poprawnie po grecku i ¿e regularnie kupuje wódkê. Samotnik jest zawsze przedmiotem spekulacji i licznych podejrzeñ. Mieszkañcom Phini nie podoba³a siê jego milcz¹ca obecnoæ w okolicy i doszli do wniosku, ¿e jest z³ym cz³owiekiem. Obwieszczono to wszystkim dzieciom i nakazano trzymaæ siê od niego z daleka. Przez rok Androulla by³a pos³uszna i, chodz¹c do wsi, nawet nie spogl¹da³a na dom, w którym mieszka³ cudzoziemiec. Nigdy go te¿ nie widzia³a, gdy przechodzi³a drog¹. Zawsze przypiesza³a kroku, gdy¿ bardzo siê ba³a. I zawsze towarzyszy³ jej pies. Jednak którego dnia wiewiórka przebieg³a psu drogê i ten puci³ siê za ni¹ w pogoñ. Wiewiórka poszuka³a schronienia za niskim kamiennym ogrodzeniem domu, a pies pod¹¿y³ za ni¹. Przera¿ona Androulla zosta³a na drodze i wtedy us³ysza³a przeci¹g³y skowyt psa. Potem nast¹pi³a cisza. Dziewczynka ju¿ by³a gotowa biec do domu po ojca, kiedy za murkiem pokaza³a siê g³owa cudzoziemca. Czy to twój pies, dziecko? spyta³. Strach pozbawi³ j¹ mowy, ale energicznie skinê³a g³ow¹. No to chod tu lepiej, twój piesek siê skaleczy³. G³owa obcego zniknê³a. Przez d³ug¹ chwilê Androulla sta³a niezdecydowana, poniewa¿ jednak bardzo kocha³a swego psa, zdoby³a siê na odwagê, podesz³a do otwartej furtki i ostro¿nie przez ni¹ zajrza³a. Pies le¿a³ nieruchomo pod murem, cudzoziemiec pochyla³ siê nad nim. Przera¿ona podbieg³a. Nie ¿yje? Cudzoziemiec zaprzeczy³ ruchem g³owy. Wtedy dopiero zobaczy³a, ¿e pies ma otwarte oczy i na jej widok merda ogonem. Przeci¹³ sobie ³apê na no¿u kosiarki. Mê¿czyzna wskaza³ le¿¹c¹ blisko muru kosiarkê. Owija³ teraz psi¹ ³apê kawa³kiem p³ótna. Androulla by³a niezmiernie zdziwiona, ¿e pies tak spokojnie poddaje siê zabiegom, gdy¿ by³o to zwierzê bardzo nieufne wobec obcych. Bardzo siê skaleczy³? spyta³a. Nie, ale przez kilka dni bêdzie chodzi³ na trzech nogach. Mê¿czyzna skoñczy³, wyprostowa³ siê, pies tak¿e wsta³, trzymaj¹c skaleczon¹ ³apê w powietrzu, pokutyka³ do mê¿czyzny i poliza³ mu d³oñ, a potem spojrza³ pytaj¹cym wzrokiem na Androullê. Po d³ugiej chwili skrêpowanego milczenia mê¿czyzna powiedzia³: Powinna ju¿ chyba iæ, dziecko. I pilnuj, ¿eby nie zerwa³ opatrunku. Nieco omielona przygl¹da³a siê mê¿czynie: mia³ d³ugie w³osy i gêst¹ brodê, wiêc twarzy w³aciwie nie widzia³a. Ale dostrzeg³a bardzo niebieskie 64
oczy i ciemn¹ skórê, jakby spalon¹ s³oñcem. Dosz³a do wniosku, ¿e nie wygl¹da na z³ego cz³owieka. I chyba nie jest z³y, bo jej pies nigdy nie poliza³by rêki kogo takiego. Strach j¹ ca³kowicie opuci³, pozosta³a tylko ciekawoæ. Poniewa¿ mia³a zaledwie osiem lat, pytanie, które zada³a, trafia³o w sedno problemu: Ludzie mówi¹, ¿e z pana to z³y cz³owiek. Dlaczego? Mo¿e i umiechn¹³ siê nawet, ale nie by³a pewna. Wszystko przes³ania³a broda. Odpowiedzia³ jej bardzo powa¿nie: Najprawdopodobniej maj¹ racjê. A teraz zmykaj, ma³a, i nie pozwól psu uganiaæ siê za wiewiórkami. Odwróci³ siê i poszed³ do domu, a ona wziê³a psa za obro¿ê i pomaszerowa³a do furtki. Mê¿czyzna ju¿ znika³ w drzwiach, kiedy wykrzyknê³a: Dziêkujê panu! Zatrzyma³ siê, skin¹³ g³ow¹ i patrzy³ za ni¹, gdy sz³a cie¿k¹ do drogi. Sta³ tak d³ugo, nawet kiedy zniknê³a z oczu. Gdy wróci³a do domu, opowiedzia³a o wszystkim matce. Dosta³a burê, bo nie powinna by³a wchodziæ za furtkê, tylko od razu wracaæ. Cudzoziemiec jest z³ym cz³owiekiem. Androulla nie by³a przekonana. Dlaczego jest z³y? Co takiego zrobi³? Matka powiedzia³a, ¿eby nie zadawa³a g³upich pytañ. Androulla jest za m³oda, by wiedzieæ takie rzeczy. I ma tam wiêcej nie chodziæ, nie rozmawiaæ z obcym i o nic go nie pytaæ. Kiedy dziewczynka dalej upiera³a siê, ¿e to nie jest z³y cz³owiek, w³¹czy³ siê ojciec, kaza³ córce iæ do jej pokoju i zagrozi³ laniem, jeli bêdzie sprzeciwia³a siê matce. Posz³a wiêc do pokoju, po³o¿y³a siê do ³ó¿ka, a pies wskoczy³ za ni¹. Najpierw zacz¹³ lizaæ twarz swojej m³odej pani, chc¹c j¹ z pewnoci¹ pocieszyæ, potem za szarpa³ zêbami opatrunek, wiêc mu da³a klapsa, co sprawi³o jej pewn¹ ulgê jako przeniesienie agresji. Pies najwidoczniej to zrozumia³, gdy¿ nawet nie warkn¹³, co zwyk³ czyniæ w wypadkach karcenia. Minê³y tygodnie i miesi¹ce, Androulla by³a pos³uszna matce i nie spogl¹da³a nawet na dom cudzoziemca. Pies jednak nie otrzyma³ ¿adnych zakazów, wiêc ilekroæ znalaz³ siê w pobli¿u starej farmy, znika³ za furtk¹ i powraca³ do Androulli po kilku minutach, gdy by³a ju¿ daleko. Za ka¿dym razem wydawa³ siê nies³ychanie zadowolony z wizyty, o czym obwieszcza³ merdaj¹c ogonem. I mog³oby tak trwaæ przez lata, gdyby nie turecka inwazja na Cypr w lutym 1973 roku i w konsekwencji okupacja pó³nocno-wschodniej czêci wyspy. 5 Reporter
65
Tureckie plany inwazyjne przewidywa³y bombardowanie lasów w górach Trodos, w celu odwrócenia uwagi cypryjskiej armii. Tak wiêc której nocy nadlecia³y z pó³nocy samoloty i wkrótce lasy w górach zaczê³y p³on¹æ. Okolice wioski Phini ocala³y, poniewa¿ wiêkszoæ bomb spad³a na pó³nocne stoki. Jednak¿e jeden bombowiec, byæ mo¿e z powodu z³ej nawigacji, zab³¹ka³ siê zbyt daleko na po³udnie i zrzuci³ swój zapalaj¹cy ³adunek niespe³na sto metrów od gospodarstwa Papadopoulosów. Androulla i jej rodzice sami musieli gasiæ po¿ar, poniewa¿ mieszkañcy wioski pilnowali swoich domów w obawie przed najazdem spodziewanych tureckich hord. Rodzina mia³a szczêcie, gdy¿ wiatr wia³ z pó³nocy, spêdzaj¹c ogieñ ni¿ej na zbocze w przeciwnym kierunku od domu. Jedyne niebezpieczeñstwo mog³o groziæ ze strony rzêdu czterech potê¿nych sosen. Gdyby zaczê³y p³on¹æ, dom móg³by siê od nich zaj¹æ. Kiedy wiêc Androulla pomaga³a matce nosiæ wiadra z wod¹ i zalewaæ ni¹ poszycie w okolicy domu, ojciec wzi¹³ siekierê i zacz¹³ cinaæ sosny. By³ w po³owie cinania ostatniej, gdy dosz³o do nieszczêcia. Prawdopodobnie ze zmêczenia nie trafi³ w wyr¹bany klin, siekiera obsunê³a siê na pniu i trafi³a go w udo, rani¹c a¿ do koci. Matka Androuilli by³a opanowan¹ kobiet¹, ale prawie stanê³o jej serce, gdy zobaczy³a, co siê sta³o. Biegnij do wioski! krzyknê³a do córki. Biegnij do wioski po pomoc! Matce uda³o siê zaci¹gn¹æ ojca do domu. By³a na tyle opanowana, ¿e powy¿ej rany za³o¿y³a opaskê uciskow¹. Liczy³a na to, ¿e pomoc nadejdzie najprêdzej za godzinê, dlatego te¿ bardzo siê zdziwi³a, gdy po dwudziestu minutach otworzy³y siê drzwi i stan¹³ w nich mê¿czyzna z brezentow¹ torb¹ koloru khaki. Cudzoziemiec! I przybieg³ jeszcze przed Androull¹! Z pocz¹tku kobieta by³a niezdecydowana. Instynkt nakazywa³ jej chroniæ mê¿a przed nieznanym. Cudzoziemiec wydawa³ siê rozumieæ sytuacjê. Odezwa³ siê bardzo ³agodnie: Proszê mi pozwoliæ tylko spojrzeæ. Nie zrobiê mu krzywdy. Postawi³ torbê na kamiennej pod³odze i odpi¹³ paski. Kobieta ujrza³a butelki i metalowe pude³ka. Na torbie dostrzeg³a wytarte litery USMC. Nie wiedzia³a, co oznaczaj¹. Cudzoziemiec zbli¿y³ siê, ci¹gn¹c za sob¹ torbê. Najpierw sprawdzi³ opaskê uciskow¹ i aprobuj¹co skin¹³ g³ow¹. Kiedy ogl¹da³ ranê, do izby wpad³a zdyszana Androulla. Matka Androulli czêsto wspomina³a tê noc i tego cz³owieka, który umia³ narzuciæ jej swoj¹ wolê. Najpierw j¹ przekona³, ¿e rana nie jest taka grona, na jak¹ wygl¹da. Chocia¿ ranny utraci³ du¿o krwi, ¿adna z têtnic nie by³a przeciêta. Niemniej 66
trzeba by³o zszyæ ranê. Sporo by³o tego szycia. Cudzoziemiec pozostawi³ kobiecie wybór: albo tylko opatrzy ranê i bêdzie próbowa³ zawieæ mê¿a do najbli¿szego lekarza, który jest w Platres, piêtnacie kilometrów górsk¹ drog¹, albo zszyje sam. Nie jest lekarzem, ale ma w tych sprawach dowiadczenie. By³ jeszcze inny problem, który nale¿a³o braæ pod uwagê: drogi mog¹ byæ zablokowane. W pobli¿u mog¹ siê krêciæ tureckie oddzia³y. A gdyby uda³o siê dostaæ do Platres, to tamtejsi lekarze mog¹ byæ przez wiele dni zajêci powa¿niejszymi wypadkami ofiarami inwazji. Powiedzia³ jej te¿, ¿e z doniesieñ radiowych wynika, i¿ na pó³nocy Cypru toczy siê regularna wojna. Kobieta spojrza³a na ci¹gniêt¹ cierpieniem twarz mê¿a, na jego zaciniête z bólu zêby, a potem przenios³a wzrok na cudzoziemca, na niebieskie spokojne oczy. Niech pan szyje zdecydowa³a. Androulla zagotowa³a wodê. Cudzoziemiec rozpocz¹³ zabieg, matka za mu pomaga³a. Najpierw wstrzykn¹³ wokó³ rany nowokainê, nastêpnie obmy³ ranê rodkiem dezynfekuj¹cym. Ka¿d¹ czynnoæ wyjania³: pierwsze szwy na splotach miêni nici chirurgiczne rozpuszcz¹ siê po kilku dniach i antybiotyk w zasypce. Zamkniêcie rany i zewnêtrzne szwy. Zasypka, gaza i banda¿. Nim skoñczy³, kobieta by³a ju¿ spokojna o mê¿a. Ka¿de s³owo i ka¿dy ruch tego cz³owieka wiadczy³y o dowiadczeniu i fachowoci. Pomóg³ jej jeszcze zanieæ mê¿a do ³ó¿ka i zostawi³ proszki przeciwbólowe. Po czym zlekcewa¿y³ podziêkowania i wyszed³, odmawiaj¹c nawet fili¿anki kawy. Pewnoæ siebie i opanowanie jakby go opuci³y z chwil¹, gdy zakoñczy³ zabieg. Nim jeszcze zamkn¹³ za sob¹ drzwi, kobieta poprosi³a: Niech mi pan przynajmniej powie, jak pan siê nazywa. Mrukn¹³ co pod nosem i znikn¹³. Co on powiedzia³? spyta³a córki. ¯e to nie ma znaczenia. Pani Papadopoulos zawiadomi³a jednak wójta w wiosce i po dwóch dniach przyjecha³ wojskowy lekarz. Obejrza³ ranê i oceni³ szycie jako profesjonalne. Zrobi³ gospodarzowi zastrzyk przeciwtê¿cowy i obieca³ wróciæ po tygodniu, ¿eby zdj¹æ szwy. Krótka i krwawa wojna skoñczy³a siê, gdy armia turecka zajê³a czêæ wyspy do linii podzia³u. Mieszkaj¹cy w tej czêci Cypryjczycy greckiego pochodzenia zostali wyrzuceni do greckiej czêci. Mogli ze sob¹ zabraæ tylko to, co potrafili unieæ. Poza szkodami w lasach Trodos, które by³y wynikiem jedynego nalotu, wioski w tym rejonie nie ucierpia³y zbytnio i ¿ycie powróci³o wkrótce do normy. Natomiast w gospodarstwie Vassosa i Heleny 67
Papadopoulosów i ich córki Androulli pojawi³ siê nierozwi¹zalny, a w ka¿dym razie trudny do rozwi¹zania problem. Cudzoziemiec odda³ im przys³ugê. W wietle kodeksu honorowego Cypryjczyków mieli wobec obcego d³ug wdziêcznoci. I d³ug ten musieli sp³aciæ. Kiedy tylko Vassos móg³ chodziæ, odwiedzi³ cudzoziemca, by osobicie mu podziêkowaæ i zaprosiæ na obiad. Podziêkowania zosta³y skwitowane wzruszeniem ramion, a zaproszenie odrzucone. Obcy chcia³ byæ sam. W kilka dni póniej Vassos popija³ z przyjació³mi przy wystawionym na zewn¹trz miejscowej tawerny stoliku, kiedy zobaczy³ cudzoziemca id¹cego po zakupy do sklepiku. Zaprosi³ go do stolika, spotka³a go jednak kolejna odmowa. Vassos mia³ ju¿ zamiar zrezygnowaæ z wysi³ków nawi¹zania przyjaznych stosunków z cudzoziemcem, ale Helena by³a kobiet¹ upart¹, a ponadto, jak ka¿da ¿ona gospodarza w tych górach, rozs¹dn¹ i przebieg³¹, wiêc wreszcie znalaz³a sposób na zamkniêtego w sobie cudzoziemca. No i którego dnia upiek³a kleftiko, cypryjski specja³ jagniê w jarzynach i w bukiecie tajemniczych zió³. Helena by³a s³awna z umiejêtnoci przyrz¹dzania kleftiko, a w tym przypadku przesz³a sam¹ siebie. Potrawa przez ca³y dzieñ dusi³a siê w piekarniku i dopiero przed samym zachodem s³oñca pani Papadopoulos prze³o¿y³a j¹ do kamionki. Androulla, ob³adowana sporym ciê¿arem, ruszy³a do cudzoziemca. Ojciec zd¹¿y³ jeszcze rzuciæ za córk¹: Jeli on tego od ciebie nie przyjmie, to nie jest mê¿czyzn¹. Androulla z pewnymi obawami podesz³a pod dom obcego. Postawi³a kamionkowe naczynie na progu i dopiero wtedy zapuka³a niemia³o do drzwi. Pies, który jak zwykle jej towarzyszy³, przygl¹da³ siê ciekawie, wyranie zaintrygowany, co z tego wszystkiego wyniknie. Uchyli³y siê drzwi, wyjrza³a twarz cudzoziemca. Androulla dostrzeg³a w jego oczach zniecierpliwienie. O co chodzi? spyta³. Mama przysy³a to! Wskaza³a palcem kamionkê. A co to jest? Kleftiko. Zabierz to z powrotem, dziecko. Podziêkuj mamie, ja tego nie chcê. Proszê, ¿eby mnie zostawiono w spokoju. Jeli z tym wrócê, to mama mnie zbije. Z pewnoci¹ tego nie zrobi odpar³ bardzo rozdra¿nionym tonem. Androulla nie mia³a pojêcia, co mog³aby jeszcze zrobiæ lub powiedzieæ, ale czu³a, ¿e jest to ostatnia szansa. Nagle wpad³ jej do g³owy pomys³. Nachyli³a siê i zdjê³a pokrywkê naczynia. Buchnê³y aromaty niesione wraz z par¹. Pies zbli¿y³ siê, wêsz¹c podniecony. A gdy Androulla podnios³a g³owê
Póniej zaklina³a siê matce, ¿e zobaczy³a tak¿e wêsz¹cy nos cudzoziemca. 68
W ka¿dym razie na jego twarzy odmalowa³a siê wewnêtrzna walka. Wreszcie jedna strona zwyciê¿y³a i obcy burkn¹³: No dobrze, zostaw to. Nie chcê, ¿eby dosta³a lanie. Androulla szybko umknê³a w obawie, ¿e cudzoziemiec mo¿e zmieniæ zdanie. Od p³otu krzyknê³a, ¿e rano wróci po naczynie. I tama pêk³a. Po paru dniach Vassos znów siedzia³ przed tawern¹ i znowu przechodzi³ cudzoziemiec. Tym razem przyj¹³ zaproszenie na szklaneczkê wina i nawet chwilê porozmawia³. Trochê o uprawianiu ziemi, trochê o tureckiej inwazji. Wspomnia³ te¿, ¿e pani Papadopoulos jest wspania³¹ kuchark¹. A potem to ju¿ wesz³o w zwyczaj. Cudzoziemiec co tydzieñ przychodzi³ do wioski po zakupy, po czym przy³¹cza³ siê do Vassosa i jego przyjació³. Nigdy nie by³ nadto rozmowny, ale miejscowi ludzie szybko zorientowali siê, ¿e wie du¿o o wiecie. W krótkim czasie sta³ siê wyroczni¹ i kim w rodzaju arbitra w sporach. Ka¿dy nowy krok zachêca³ do nastêpnego. Przyj¹³ zaproszenie na kolacjê z okazji urodzin Androulli i przyniós³ jej w prezencie niebieski blezer. Nieco póniej, w dniu wioskowego wiêta, w³¹czy³ siê do ogólnej zabawy i nawet tañczy³ sirtaki wraz z innymi, budz¹c podziw swoimi umiejêtnociami. Wyjani³, ¿e by³ ju¿ na Cyprze du¿o wczeniej, w czasie wojny. Nie wspomnia³ jednak, co robi³ wówczas ani dlaczego teraz mieszka tu niemal jak pustelnik. Mieszkañcy wioski nie nalegali. Szanowali teraz jego ma³omównoæ i z zadowoleniem obserwowali, jak powoli wynurza siê ze swej samotni i staje siê cz³onkiem wspólnoty. By³ to jednak proces powolny, mo¿e nawet bolesny, zupe³nie jakby paralityk odzyskiwa³ w³adzê w nogach. Minê³y trzy lata, nim siêgn¹³ wzrokiem poza wioskê Phini i postanowi³ spêdziæ weekend w Platres, by zakosztowaæ innej kuchni, a mo¿e i zamieniæ kilka s³ów w ojczystym jêzyku. Kelner przecisn¹³ siê miêdzy zat³oczonymi stolikami i postawi³ przed gociem wielk¹ tacê. Dla lepszego efektu odczeka³ parê sekund, a nastêpnie zdj¹³ powoli pokrywê. Walter patrzy³ z pe³nym zadowolenia oczekiwaniem. Gocie przy s¹siednich stolikach wychylali siê, by lepiej widzieæ to, co sta³o siê ju¿ porannym rytua³em. Walter sprawdzi³, czy wszystko jest tak, jak powinno byæ: cztery sadzone jajka z lekko zamglonymi ¿ó³tkami, trzy przeciête na pó³ pomidory posypane serem i oczywicie upieczone na grillu, cztery jagniêce kotlety z grzybami, szeæ plasterków w¹tróbki i dodatkowo talerz podsma¿anych kartofli. Pojawi³ siê drugi z kolei kelner i postawi³ noside³ko z tostami, kostkê podmro¿onego nie solonego mas³a, s³oik pomarañczowej marmolady Cooper i dzbanek sch³odzonego, wie¿o wyciniêtego soku 69
pomarañczowego. Walter zakoñczy³ przegl¹d potraw i umiechn¹³ siê czaruj¹co do obu kelnerów, oczekuj¹cych pochwa³y lub nagany. Wszystko w porz¹dku stwierdzi³. Kawê proszê podaæ dok³adnie za dwadziecia minut. Kelnerzy odeszli, krêc¹c z podziwu g³owami, a Walter zabra³ siê do swego niadania, które nazywa³ miêdzynarodowym w odró¿nieniu od hotelowej nomenklatury, wed³ug której niadanie kontynentalne zaczyna siê od bu³eczki, z odrobin¹ mas³a i d¿emu, a koñczy na kawie. Walter Blum siedzia³ na tarasie hotelu Forest Peak w Platres i dochodzi³ w³anie do wniosku, ¿e na wiecie jest zaledwie kilka równie doskona³ych miejsc do spo¿ywania niadañ. Wielkolistne drzewa ocienia³y taras, chroni¹c oczy goci przed ostrymi promieniami porannego s³oñca. Z tarasu roztacza³ siê wspania³y widok: poroniête sosnowym lasem wzgórza opada³y ku p³askim polom, na horyzoncie za ledwo dostrzegalnie rysowa³a siê linia brzegu. S³ychaæ te¿ by³o radosne g³osy dzieci pluskaj¹cych siê w niewidocznym z tarasu hotelowym basenie. Rozpoczê³o siê lato i tu, w górach Trodos, panowa³ cudowny ch³ód w porównaniu ze spiekot¹ i kurzem w Limassol. Dziêki tym górom klimat Cypru by³ znony w lecie, myla³ Walter. Co prawda, jego willa w Limassol by³a klimatyzowana, podobnie jak biura i mercedes 600, ale znacznie przyjemniej jest oddychaæ wie¿ym powietrzem z aromatem ¿ywicy i sosnowych szyszek. Ju¿ od dwóch lat mieszka³ na Cyprze i bywa³ czêstym gociem w Platres. Nosi³ siê nawet z myl¹ kupienia w górach domu, ale spodoba³ mu siê ten pe³en uroku hotel w dziewiêtnastowiecznym stylu. Z pocz¹tku mia³ zastrze¿enia do kuchni, ale w czasie swoich pobytów zorganizowa³ regularn¹ dostawê ulubionych delikatesów. Sprowadzi³ te¿ na miesi¹c s³awnego kucharza z Pary¿a, który co nieco nauczy³ miejscowych adeptów sztuki kulinarnej. Sytuacja uleg³a znacznej poprawie. Dodatkowym powodem regularnych wizyt w górach by³o bliskie s¹siedztwo Ruth i Duffa Pagetów, którzy mieszkali przy drodze do Spilii. Od czasu tamtej aukcji przed siedmiu laty w Hongkongu zawi¹za³a siê miêdzy nimi przyjañ. Duffa przeniesiono na Bliski Wschód w 1972 roku. Nale¿a³ teraz do najbardziej szanowanych i cenionych fotografów prasowych. Walter, zag³êbiaj¹c zêby w soczystym kotlecie jagniêcym, chrz¹kn¹³ rozbawiony na myl o Duffie. Zawsze go o to podejrzewa³, a przed trzema laty podejrzenie zamieni³o siê w pewnoæ. Jeden z agentów Waltera wynaj¹³ w zachodnim Bejrucie mieszkanie w pobli¿u budynku mieszcz¹cego kwaterê g³ówn¹ Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Zadaniem agenta by³a inwigilacja osób wchodz¹cych i wychodz¹cych z budynku. Mieszkanie pod apartamentem agenta Waltera wynaj¹³ Kanadyjczyk, zawiaduj¹cy miejscowym biurem morskiej 70
firmy przewozowej. Lokalizacja mieszkania Kanadyjczyka by³a ca³kowicie przypadkowa. Agent Waltera zawsze jednak sprawdza³ wszystkich s¹siadów. Sprawdzi³ i w tym przypadku. Centrala Mosadu poinformowa³a, ¿e Kanadyjczyk jest podejrzany o zwi¹zki z CIA. Po otrzymaniu tej informacji agent obj¹³ akcj¹ fotografowania nie tylko siedzibê Palestyñczyków, ale wszystkich goci Kanadyjczyka. Po pewnym czasie, ku swojemu zaskoczeniu, Walter stwierdzi³, ¿e mieszkanie to czêsto odwiedza Duff Paget, a nawet czasami zostaje na noc, mimo ¿e wynajmuje na sta³e apartament w hotelu Commodore. Walter zaplanowa³ wiêc akcjê i, wykorzystuj¹c wzniecony przez w³asnych ludzi niegrony po¿ar w szybie windy budynku, umieci³ u Kanadyjczyka mikrofony. Nie zrobi³ tego, rzecz jasna, osobicie. I w ten oto sposób Mosad dowiedzia³ siê wreszcie o istnieniu wydzia³u Equinus w CIA i przynale¿noci do niej Duffa. Od tego czasu, ilekroæ przebywa³ na Cyprze, Walter regularnie odwiedza³ Pagetów, a jego willa w Limassol zawsze sta³a dla nich otworem. Walterowi chodzi³o nie tylko o podpatrywanie i niuchanie, co te¿ Duff kombinuje. Lubi³ po prostu m³od¹ parê, a w dodatku ceni³ kulinarne umiejêtnoci Ruth w zakresie kuchni ¿ydowskiej. Ich wzajemne stosunki zawsze go dziwi³y. Dostrzega³ g³êbokie ró¿nice charakterów i osobowoci, a przez swoich agentów dowiadywa³ siê, ¿e Duff podczas wyjazdów w teren miewa mi³osne przygody. Walter nie móg³ tego zrozumieæ, gdy¿ dla niego Ruth by³a uosobieniem urody i kobiecego wdziêku. Podziwia³ te¿ jej powiêcenie. Po tureckiej inwazji otwarto w Platres schronisko dla greckich sierot, dzieci ofiar krótkiej, lecz okrutnej wojny. Ruth zaproponowa³a sw¹ pomoc jako psycholog. Propozycjê przyjêto z wdziêcznoci¹. Rzuci³a siê w wir pracy, powiêcaj¹c ponadto parê godzin dziennie na doskonalenie ju¿ doæ dobrze opanowanego jêzyka greckiego. Walter doszed³ do wniosku, ¿e Duff nie zaspokaja³ jej seksualnie. Umocni³ siê w tym przekonaniu, gdy po roku odwiedzi³a Izrael. Duff w tym czasie przebywa³ w Iraku i Iranie z zadaniem dostarczenia zdjêæ z obozu kurdyjskiej partyzantki. Ruth postanowi³a zwiedziæ Ziemiê Obiecan¹. Walter zapewni³ pomoc i us³ugi swego biura w Tel Awiwie. Odda³ jej tak¿e do dyspozycji apartament. Nie bêd¹c pewny, czy Ruth nie uczestniczy w sekretnych poczynaniach Duffa, kaza³ j¹ poddaæ dyskretnej obserwacji. Z raportu, który po paru dniach wyl¹dowa³ na jego biurku, wynika³o, ¿e od dnia przylotu Ruth widuje siê z niejakim Gideonem Galili. Galili okaza³ siê kapitanem izraelskich si³ powietrznych. Natychmiast rozdzwoni³y siê dzwonki alarmowe, ale dalsze dochodzenie wykaza³o, ¿e jej stosunki z kapitanem nie maj¹ nic wspólnego ze zbieraniem informacji wywiadowczych, lecz jedynie z potrzeb¹ zaspokojenia potrzeb cielesnych. Z raportów wynika³o, ¿e pozna³a kapitana Galili przed paroma miesi¹cami na Cyprze, gdzie m³ody cz³owiek spêdza³ urlop. Spotkali siê na dancingu w³anie w hotelu 71
Forest Peak. Jeszcze jeden zbieg okolicznoci. Duffa wówczas nie by³o i Ruth wybra³a siê na kolacjê i dancing w gronie przyjació³. Ruth i Gideon Galili natychmiast przypadli sobie do gustu i agent, który w Izraelu przes³uchiwa³ kapitana, doszed³ do wniosku, ¿e oboje s¹ zakochani. Ruth nawet wspomina³a w rozmowie z kochankiem o porzuceniu Duffa, ale jeszcze nie dojrza³a do takiej decyzji. Po pierwsze, w pewnym sensie nadal kocha³a mê¿a, a po drugie, Gideon Galili by³ od niej o cztery lata m³odszy i mia³a w¹tpliwoci, czy jego uczucie d³ugo potrwa. Po tej pierwszej podró¿y ponownie odwiedzi³a Izrael, a po miesi¹cu Galili przylecia³ na Cypr. Walter domyla³ siê, ¿e sytuacja dojrzewa i wkrótce Ruth bêdzie musia³a podj¹æ decyzjê. Wpakowa³ do ust ostatni plasterek w¹tróbki i natychmiast pojawi³ siê kelner ze sporym dzbankiem kawy. Po tak powa¿nym zajêciu, jakim jest spo¿ywanie posi³ku, Walter mia³ zwyczaj siedzieæ jeszcze pó³ godziny przy kawie, obserwowaæ sceneriê i zape³niaj¹cych j¹ ludzi. Tego ranka jednak nie zauwa¿y³ na tarasie nikogo interesuj¹cego, nawet ¿adnej kobiety wartej podziwu. Myli Waltera poszybowa³y wiêc z powrotem ku Ruth i Duffowi. Przed szecioma miesi¹cami Ruth zaskoczy³a go, przychodz¹c z prob¹ o radê. Zrobi³a to podczas wyprawy na zakupy w Limassol. Walter zabra³ j¹ na lunch w Amathusie. Odczuwa³ przedziwn¹ przyjemnoæ, wchodz¹c do tego lokalu w towarzystwie piêknej kobiety, której wygl¹d i zachowanie bez w¹tpienia wiadczy³y, ¿e nie jest prostytutk¹. Podczas posi³ku wydawa³a siê zgaszona. Zupe³nie niespodziewanie spyta³a, czy mo¿e prosiæ o radê. By³ przecie¿ ¯ydem, jak i ona, wiêc na pewno zrozumie. Otworzy³a siê przed nim i wyjawi³a wszystkie swoje problemy. Walter uwa¿a³, by wyrazem twarzy czy s³owem nie zdradziæ siê, ¿e ju¿ wie o Gideonie Galili i ich zwi¹zku. Przede wszystkim jednak stara³ siê upewniæ, czy Ruth wie o pracy Duffa w amerykañskim wywiadzie. Wysun¹³ delikatn¹ sugestiê, ¿e byæ mo¿e du¿e wymagania w pracy i ciê¿ar odpowiedzialnoci czyni³y z Duffa trudnego partnera. Sta³o siê szybko jasne, ¿e w przekonaniu Ruth jedyn¹ prac¹ Duffa by³o robienie zdjêæ na obszarach objêtych dzia³aniami wojennymi lub zamieszkami. Walter poczu³ du¿¹ ulgê, ¿e udzielaj¹c Ruth rady nie bêdzie musia³ braæ pod uwagê aspektów narodowego bezpieczeñstwa Izraela. Innymi s³owy, jego rady bêd¹ zupe³nie szczere. Ruth podjê³a decyzjê: opuci Duffa. Owszem, w pewien sposób kocha³a go jeszcze, ale raczej tak, jak kocha siê dziecko, a nie mê¿a. Duff by³ romantykiem, i to naiwnym. B³yskotliwy w pracy, lecz zbytnio ni¹ poch³oniêty. Nie odczuwa³a winy z powodu romansu z Gideonem. Od dawna wiedzia³a, ¿e Duff j¹ zdradza. I nawet nie obarcza³a go za to win¹ le¿a³o to w jego naturze, podobnie jak k³amanie. Wreszcie dosz³a do sedna problemu: jego s³aboæ. Byæ mo¿e Walter tego nie dostrzega³, ale Duff by³ s³abym cz³owiekiem. St¹d jego liczne 72
k³amstwa i romansowanie. Kocha³ j¹, ale by³ zbyt s³aby, by nadaæ tej mi³oci pozytywn¹ treæ, utrwaliæ j¹, chroniæ. Zawsze przychodzi³o mu z trudem powiedzieæ: nie. Walter nie chcia³ byæ wci¹gniêty w ca³¹ sprawê, nie chcia³ stan¹æ po niczyjej stronie. Lubi³ ich oboje. Niemniej uzna³ to za istotne, ¿e Duff nigdy jej siê nie przyzna³, i¿ jest szpiegiem. Jak¿e w tych warunkach mog³a rozkwitn¹æ ich mi³oæ? Jak¿e móg³ nie dzieliæ z ni¹ tak istotnego elementu ¿ycia, dziel¹c tylko pozosta³e? Jednak¿e Walter pyta³ wy³¹cznie o Gideona. Czy jest pewna jego uczuæ? By³a pewna. Wiedzia³a, ¿e j¹ kocha. I nawet ba³a siê intensywnoci tego uczucia. By³ to cz³owiek o nieprawdopodobnej ¿ywotnoci i energii, zdecydowanie d¹¿¹cy do celu. Dotychczas celem jego ¿ycia by³a wojskowa kariera. Ca³¹ swoj¹ energiê jej w³anie powiêca³. Wyzna³ Ruth, ¿e jeszcze nigdy siê nie zakocha³. Nawet nie przewidywa³ takiej ewentualnoci. Wyjani³ jej to bardzo prosto: ¿y³ dotychczas jak cz³owiek g³uchy, który nagle us³ysza³ szopenowsk¹ sonatê. Ruth porównywa³a go raczej do ateisty odkrywaj¹cego now¹ egzotyczn¹ religiê. Gideon mia³ si³ê uczucia neofity i to w³anie by³o niepokoj¹ce. Chcia³, by rozwiod³a siê z Duffem i wysz³a za niego. Niepokoi³y j¹ te¿ jej w³asne uczucia. Gideon reprezentowa³ to wszystko, czego Duffowi by³o brak: otwartoæ, szczeroæ, opiekuñczoæ i praktyczne podejcie do ¿ycia. Ale Ruth zd¹¿y³a te¿ poj¹æ wp³yw fizycznej urody kobiety na kszta³towanie decyzji i wiadomoci mê¿czyzny. Gideon by³ jeszcze m³ody i, mimo owego praktycznego podejcia do ¿ycia, poddawa³ siê ³atwo wp³ywom z zewn¹trz. Nie chcia³a doznaæ tego samego zawodu po raz wtóry. No a dzieci? spyta³ Walter. Wzruszy³a ramionami. Na pocz¹tku czêsto rozmawia³a o tym z Duffem. Chcieli mieæ dzieci. Po zamieszkaniu na Cyprze przesta³a braæ pigu³ki antykoncepcyjne. Gdy po roku nie by³o ¿adnego rezultatu, posz³a do lekarza i przeprowadzi³a badania. Lekarz powiedzia³, ¿e nie ma nic, co by uniemo¿liwia³o zajcie w ci¹¿ê. Prosi³a Duffa, aby da³ siê zbadaæ, ale odmówi³. Nie nalega³a. By³a psychologiem i rozumia³a, ¿e widzia³ w tym próbê podwa¿enia jego mêskoci. Taki jest Duff, t³umaczy³a Walterowi. Bêd¹c s³abym psychicznie, nie chcia³ stawiæ czo³a grobie. Wspomnia³a o tym Gideonowi i on natychmiast poszed³ do lekarza i potem jej powiedzia³, ¿e nic nie stoi na przeszkodzie, by mieli dzieci. Jeszcze jeden element równania, które nale¿y rozwi¹zaæ. Walter by³ w k³opocie. Bardzo chcia³ pomóc Ruth w jej problemie. Chcia³by j¹ pocieszyæ, niechby zaczerpnê³a cz¹stkê jego si³y. Dwa fakty przemawia³y przeciwko temu. Po pierwsze, nie powinien wkraczaæ miêdzy dwoje przyjació³ i opowiadaæ siê po czyjejkolwiek stronie. Po drugie: jego uczucia wobec Ruth nie by³y wy³¹cznie platoniczne. Rzecz jasna, ¿e ani przez 73
chwilê nie myla³, ¿e mo¿e od niej oczekiwaæ czegokolwiek poza sympati¹. Od m³odych lat wiedzia³, ¿e jego aparycja nie cina z nóg m³odych i piêknych kobiet. Fizycznych przyjemnoci zawsze dostarcza³y mu wietnie op³acane prostytutki. Niemniej móg³ marzyæ i fantazjowaæ, a jedna z fantazji dotyczy³a Ruth: którego dnia stanie siê cud, Ruth przejrzy i pokocha cnoty jego umys³u oraz charakteru, a jednoczenie stanie siê lepa na jego chorobliw¹ oty³oæ. Choæ by³o to tylko marzenie, niemniej uniemo¿liwia³o mu udzielenie rady, by czym prêdzej opuci³a mê¿a i po³¹czy³a siê z m³odym, czaruj¹cym i przystojnym pilotem izraelskich si³ powietrznych. Poradzi³ jej wiêc tylko, by raz jeszcze wszystko przemyla³a, odczeka³a i nie dzia³a³a pochopnie. Najprawdopodobniej postanowi³a odczekaæ i to d³ugo, nigdy wiêcej bowiem do tej sprawy nie wróci³a. Tego wieczoru bêdzie mia³ okazjê przyjrzenia siê z bliska stosunkom miêdzy ma³¿onkami, gdy¿ Duff w³anie wróci³ na kilka dni do domu i Walter zosta³ zaproszony na kolacjê. Ruth obieca³a przyrz¹dziæ kaczkê w czerwonej kapucie i, mimo zjedzonego przed chwil¹ niadania, Walter poczu³ nap³ywaj¹c¹ do ust linkê. Postanowi³, ¿e w zwi¹zku z t¹ kolacj¹ zje tylko lekki lunch, najwy¿ej niedu¿ego kurczaka i pó³ cytrynowego placka, w którym tak celowa³ tutejszy szef kuchni. Powróci³ mylami do w³asnych problemów. Minê³y dwa lata od pamiêtnego spotkania z genera³em Hoftim. Pierwsza faza operacji Waltera zakoñczy³a siê pora¿k¹. Przez ca³y 1976 rok i w pierwszych miesi¹cach 1977 prowadzono zorganizowan¹ kampaniê w celu sk³onienia rz¹du francuskiego do rezygnacji z kontraktu na budowê reaktora nuklearnego w Iraku. Kampania odbywa³a siê na dwóch p³aszczyznach. Z jednej strony nies³ychanie silne naciski dyplomatyczne, z drugiej powa¿ne próby wp³yniêcia na opiniê publiczn¹, by przeciwstawi³a siê umowie. Prezydent Francji otrzyma³ grub¹ tekê dokumentów wskazuj¹cych na to, ¿e Irakijczycy bêd¹ usi³owali wykorzystaæ reaktor do wyprodukowania broni atomowej. Wród dokumentów by³y cytaty publicznych wypowiedzi Saddama Husajna i innych irackich przywódców, wiadcz¹ce o takich intencjach. W pewnym momencie prezydent Giscard dEstaing wydawa³ siê wahaæ, owiadczaj¹c publicznie, ¿e nic nie wiedzia³ o intencjach Iraku i nie zna³ szczegó³ów kontraktu. Irakijczycy zareagowali b³yskawicznie, gro¿¹c anulowaniem ujêtych w umowie zamówieñ wartych miliardy dolarów, a nawet napomykaj¹c o mo¿liwoci embarga na dostawy ropy do Francji, i to nie tylko z Iraku, ale i innych pañstw arabskich. Tak wiêc górê wziê³y wzglêdy ekonomiczne i kontrakt mia³ byæ w pe³ni realizowany. Kampania maj¹ca na celu pobudzenie francuskiej opinii publicznej do protestu tak¿e skoñczy³a siê fiaskiem. Francja nigdy nie mia³a silnego ruchu antynuklearnego i wysi³ki Waltera nie potrafi³y go stworzyæ. Blum wiedzia³ dobrze, ¿e budowa reaktora postêpuje 74
zgodnie z harmonogramem. Dotychczas jedynym sukcesem siatki DAKTYL by³o umieszczenie agenta w zak³adach w Le Seyne-sur-Mer ko³o Tulonu. Przed trzema dniami agent ten zawiadomi³, ¿e jeli nie pojawi¹ siê ¿adne komplikacje produkcyjne, to reaktor bêdzie gotów do wys³ania drog¹ morsk¹ za szesnacie do dwudziestu miesiêcy. Walter postanowi³, ¿e komplikacje siê pojawi¹. Blum ho³dowa³ maksymie, ¿e cel uwiêca rodki, zw³aszcza jeli celem jest dobro ¿ydowskiego narodu, co sprowadzone do w³aciwych proporcji obecnych czasów oznacza³o dobro izraelskiego pañstwa. Przyznawa³, ¿e w ci¹gu dwóch najbli¿szych lat mo¿e zaistnieæ powa¿ne zagro¿enie narodowego bytu Izraela. Zdawa³ te¿ sobie sprawê, ¿e jeli dojdzie do zainstalowania reaktora w Iraku, to trzeba bêdzie siêgn¹æ po metody radykalne. W zwi¹zku z tym odczuwa³ pewien niepokój, nie z powodu wyrzutów sumienia, ale niedostatków logistycznych, gdy¿ na obszarze przysz³ych operacji, czyli w Iraku i w s¹siaduj¹cych z nim krajach, nie posiada³ odpowiedniej liczby agentów. W latach szeædziesi¹tych Mosad odniós³ wielki sukces, dokonuj¹c penetracji instytucji rz¹dowych pañstw arabskich. Dziêki temu by³ przygotowany na wojnê szeciodniow¹. Ma³o brakowa³o, by Eli Cohen, operuj¹cy w Syrii zosta³ ministrem obrony, gdyby przez przypadek go nie zdemaskowano. W Egipcie Wolfgang Lotz zosta³ doradc¹ sztabu generalnego, a jego prawdziw¹ to¿samoæ odkryto zupe³nie przypadkowo podczas rutynowego przegl¹du danych zamieszka³ych w Egipcie Niemców, dokonanego z okazji wizyty Waltera Ulbrichta w 1965 roku. Dla izraelskiego wywiadu nasta³y trudne czasy wrogie pañstwa arabskie usprawni³y przy pomocy KGB swoje s³u¿by kontrwywiadowcze. Mosad mia³ obecnie powa¿ne trudnoci z werbowaniem dobrych agentów, a zorganizowanie w pañstwach arabskich sprawnie dzia³aj¹cej siatki szpiegowskiej sta³o siê w³aciwie niemo¿liwe. W Iraku Walter dysponowa³ tylko jednym pe³nowartociowym agentem, zatrudnionym co prawda w policji politycznej, w Mukhabaracie, ale na zbyt niskim szczeblu, by uzyskaæ dostêp do tajemnic rz¹dz¹cej partii Baas. Donosi³ on o powa¿nych tarciach w ³onie tej partii, a nie o jej strategicznych zamierzeniach. Na pocieszenie agent ów pracowa³ w os³awionym Kasr al Nihaja, czyli Pa³acu na Skraju niegdy rezydencji rodu królewskiego, a obecnie miejscu przetrzymywania i przes³uchiwania wrogów pañstwa przez oficerów Mukhabaratu, lubuj¹cych siê w torturach. Agent informowa³ o wszystkim, co widzi i s³yszy, ba³ siê jednak nadmiernego ryzyka i odmawia³ zorganizowania w³asnej siatki. Niegdy da³ siê zwerbowaæ, poniewa¿ by³ w opozycji do re¿imu i jego polityki eksterminacji Kurdów. By³ szyit¹, a szyici s¹ zdecydowanie niechêtni dominuj¹cym we w³adzach sunnitom. Poniewa¿ uwa¿a³ siê te¿ za humanistê 75
i intelektualistê, wiêc kiedy patrzy³ na torturowanie kurdyjskich rebeliantów, wszystko siê w nim burzy³o. Zareagowa³ w jedyny, jaki móg³, sposób: przysta³ do wroga, który móg³ zadaæ najboleniejszy cios diab³om, jak ich okrela³, rz¹dz¹cym teraz jego krajem. Mosad wielokrotnie usi³owa³ go nak³oniæ do powa¿niejszej wspó³pracy i zbudowania siatki, ale on uparcie odmawia³. Powiedzia³, ¿e bêdzie nadal pracowa³ w Mukhabaracie, choæ to jest dla niego okropne, i bêdzie informowa³ wiat o okrucieñstwach Husajna, ale nic wiêcej. To, co robi³, najwidoczniej mu wystarcza³o, by uspokoiæ sumienie. Walter by³ bardzo zawiedziony. Koniecznie musi mieæ w Iraku siln¹ ekipê agentów. Ju¿ nied³ugo, bardzo nied³ugo. Jako wietny organizator, Walter Blum popada³ w depresjê, gdy nie móg³ zrealizowaæ swych planów. Sytuacje takie, jak teraz, doprowadza³y go do pasji. ¯a³owa³ wówczas, ¿e nie jest szczup³y i sprawny fizycznie, i sam nie mo¿e pojechaæ w teren. Jak¿eby uwielbia³ pracê terenow¹, móg³by dojrzeæ wszystko, pomóc, na miejscu zdecydowaæ. Co za idiotyczne myli! skarci³ siê. Agent musi byæ niewidoczny, dzia³aæ w mroku, musi byæ mistrzem maskowania siê, musi byæ niedostrzegalny w t³umie. Walter by³ a¿ nadto widoczny. Niepomiernie go to irytowa³o. Czu³ siê jak istota z innej planety: bez koñczyn, tylko tu³ów i du¿y mózg. Po raz kolejny zacz¹³ rozwa¿aæ mo¿liwoci stworzenia siatki w Iraku. Jakie ma opcje? Siatka oka¿e siê konieczna, gdy powstanie potrzeba naziemnego dotarcia do reaktora w celu jego zniszczenia. Oczywicie, jeli Francuzom uda siê reaktor dostarczyæ i zainstalowaæ. Opcje by³y ma³o zachêcaj¹ce. Mia³ do dyspozycji co najmniej dziesi¹tkê dobrze wyszkolonych agentów, ale problemem by³o przerzucenie ich do Iraku i umieszczenie na eksponowanych stanowiskach b¹d w miejscach, gdzie mogliby byæ przydatni. Na drodze piêtrzy³y siê problemy nie do pokonania. Od 1966 roku, kiedy Mosad sk³oni³ oficera irackiego lotnictwa do ucieczki wraz z samolotem MIG-21, Mukhabarat zrobi³ siê nieprawdopodobnie czujny, by nie dopuciæ do powtórzenia podobnej hañby. Walter nie widzia³ mo¿liwoci przepchniêcia ¿adnego ze swych agentów przez liniê obrony irackiego kontrwywiadu. G³êboko westchn¹³ i dopi³ resztkê kawy. By³ w zdecydowanie z³ym humorze. Ze stêkniêciem odsun¹³ fotel od stolika i wsta³. Za rzêdem sosenek jad³ niadanie jaki cz³owiek. Przechodz¹c obok niego Walter zerkn¹³ ciekawie: broda, d³ugie w³osy, intensywnie niebieskie oczy. Id¹c przez hol w kierunku recepcji Walter nadal mia³ przed oczami tê zaroniêt¹ twarz. I jeszcze co: jakby zaskoczenie w niebieskich oczach. Zaskoczenie na widok Waltera. Zatrzyma³ siê porodku holu. Myli galopowa³y mu w g³owie, gor¹czkowo katalogowa³ wspomnienia. Obróci³ siê na piêcie i ruszy³ z powrotem na taras. Mê¿czyzna w³anie odchodzi³, zostawiaj¹c na talerzu nie dojedzone jajka na boczku. Zobaczy³ Waltera i na jego twarzy pojawi³ siê wyraz rezygnacji. 76
I oto w ca³ej okaza³oci
nieco bardziej zaroniêty, ale ten sam, autentyczny Dave Munger! kiwaj¹c g³ow¹, powiedzia³ Walter. Postanowi³ poczekaæ do koñca kolacji. Nie chcia³, aby cokolwiek odwraca³o uwagê od jedzenia. A kolacja by³a, zgodnie z jego przewidywaniami, doskona³a. Kaczkê poprzedzi³y gêsie w¹tróbki w purée. Przed tygodniem Walter przys³a³ skrzynkê wina. Duff, chocia¿ twierdzi³, ¿e uwielbia wino i na winach siê zna, na pewno wybra³by do kaczki co bardziej oczywistego i mniej odpowiedniego. Kiedy poprzednio Walter by³ zaproszony na kolacjê, musia³ piæ w³oskie Barolo do solonej wo³owiny i placków kartoflanych. Tym razem wola³ nie ryzykowaæ i s³ysz¹c o kaczce przys³a³ Chateau Letour 1959. S¹ na tyle zaprzyjanieni, ¿e Duff nie obrazi siê za ten gest, ale zarazem bêdzie to lekki prztyczek, pomyla³. Podczas kolacji Duff wiele mówi³ o sytuacji w Libanie i zastanawia³ siê, czy prezydentowi Sarkisowi uda siê powstrzymaæ lewicê. Walter s³ucha³ jednym uchem, pomrukami kwituj¹c wnioski Duffa, w pe³ni poch³oniêty jedzeniem, piciem i Ruth. Stwierdzi³, ¿e bardzo schud³a, choæ bez uszczerbku dla swej urody. Czarne w³osy mia³a splecione w kok. To uczesanie jeszcze bardziej podkrela³o wysokie koci policzkowe i niad¹ cerê. Mia³a twarz smutn¹, a melancholii dodawa³ jej idealny owal, nieco zwê¿one policzki i pe³ne wargi. Jedli kolacjê w jadalni umeblowanej bardzo stereotypowo i formalnie, a przylegaj¹cej do salonu po³o¿onego o dwa stopnie poni¿ej. W salonie okna zajmowa³y cianê od pod³ogi do sufitu i wychodzi³y na patio obramowane drzewami i krzewami dyskretnie podwietlonymi paroma reflektorami. Dwie pozosta³e ciany salonu zabudowane by³y pó³kami pe³nymi ksi¹¿ek. Porodku, wokó³ niskiego sto³u, znajdowa³y siê wygodne, pokryte skór¹ fotele. Na w¹skiej pó³ce w jadalni rozmieszczono oprawione fotografie i pami¹tki z ró¿nych wypraw Duffa. W jednym rogu, pod rega³em z ksi¹¿kami sta³ wysoki postument. Le¿a³ na nim, przykryty szklanym kloszem, jeden przedmiot: aparat fotograficzny Mungera Nikon FTN. W przedziwny sposób dominowa³ nad ca³ym pokojem. Walter wiedzia³, ¿e nikomu nie wolno dotykaæ aparatu. Nawet pokojówce, by go odkurzyæ. Co miesi¹c Duff zdejmowa³ aparat ze stolika, rozbiera³ go i czyci³. Czasami, ale bardzo rzadko, pokazywa³ przyjacio³om, jak aparat pracuje i w jaki sposób powinno siê go trzymaæ. Ale im równie¿ nie wolno by³o dotkn¹æ Nikona. Walter z góry cieszy³ siê na efekt bomby, jak¹ mia³ zamiar wkrótce zdetonowaæ. Tymczasem nu¿y³ go wyk³ad Duffa o za³o¿eniach polityki amerykañskiej wobec Libanu, przerwa³ wiêc jego wywody i zapyta³ Ruth o pracê w sierociñcu. Rozb³ys³y jej oczy, gdy zaczê³a opowiadaæ o dzieciach i ich rozwoju. Walter zupe³nie nie móg³ 77
poj¹æ, ¿e Duff nie czyni ¿adnych wysi³ków, by zapewniæ tej kobiecie szczêcie. Ruth wyjania³a, ¿e nawet najm³odsze dzieci powinny byæ czym prêdzej umieszczone w rodzinach zastêpczych. Mia³a te¿ kilka trudnych przypadków i na nich siê teraz skupi³a. Minê³y ju¿ trzy lata od wojny, ale na niektórych dzieciach wci¹¿ pozosta³y jej wyrane lady. By³ na przyk³ad szecioletni ch³opiec, na którego oczach zabito rodziców. Ruth postanowi³a wyprowadziæ ch³opca z urazu, aby móg³ wieæ normalne ¿ycie. Walter s³ucha³ uwa¿nie, natomiast twarz Duffa wyra¿a³a rosn¹ce zniecierpliwienie. S³ysza³ ju¿ to wszystko wczeniej, a w trakcie wykonywania zawodu reportera wojennego widzia³ niejedn¹ podobn¹ tragediê i by³ na nie uodporniony. Walter wyczu³ owo zniecierpliwienie i kiedy s³u¿¹ca sprz¹tnê³a nakrycia, uzna³, ¿e nadszed³ czas. Aha, przy okazji: dzi rano spotka³em Davea Mungera obwieci³. Duff otworzy³ usta, d³onie za zacisn¹³ w piêci. Zapanowa³a cisza. Ruth ciekawie zerknê³a na mê¿a. Pytanie, kiedy wreszcie pad³o, sk³ada³o siê z jednego s³owa, wypowiedzianego zduszonym g³osem: Gdzie? Walter tylko siê umiechn¹³. Dwign¹³ siê ciê¿ko i spyta³ Ruth: Kawa w salonie? Skinê³a g³ow¹ i wsta³a. Gdzie, do diab³a?! Duff wygl¹da³ jakby mia³ za chwilê eksplodowaæ. Walter spojrza³ na niego z wyrozumia³oci¹ okazywan¹ dziecku. Tu, w Platres, w hotelu Forest Peak. Opowiem przy kawie. Przeszli do salonu. Walter rozsiad³ siê wygodnie w skórzanym fotelu, s³u¿¹ca poda³a mu gor¹c¹ kawê i postawi³a obok na stoliku talerzyk z miêtowymi czekoladkami. Duff stan¹³ porodku salonu, rozstawi³ nogi i patrzy³ to na Waltera, to na aparat fotograficzny na postumencie. Nie potrafi³ ukryæ podniecenia i niecierpliwoci. Walter, po ³yku kawy i trzech czekoladkach, obdarzy³ Duffa niewinnym umiechem i wreszcie wszystko opowiedzia³. Munger mieszka w okolicy od kilku lat. Szczegó³y s¹ nieznane, ale podobno kupi³ ma³e gospodarstwo w pobli¿u Phini. Walter odniós³ wra¿enie, ¿e Munger nie by³ zachwycony spotkaniem. Wyci¹ganie od niego informacji przypomina³o wyciskanie wody z suchej g¹bki. Walter zaprosi³ go na kolacjê. Nawet zaproponowa³, aby przyszli tu razem dzi wieczorem. Zapewni³, ¿e Dave bêdzie mile widziany. Na zachêtê napomkn¹³, ¿e Duff ma jego Nikona. Opowiedzia³ o aukcji w Hongkongu. Munger jednak odmówi³. T³umaczy³ siê mêtnie pilnymi zajêciami i powiedzia³, ¿e mo¿e kiedy indziej. Na zakoñczenie rozmowy Walter da³ mu swój bilet wizytowy i prosi³ o telefon. Munger by³ nies³ychanie speszony spotkaniem i rozmow¹. 78
Ciekawoæ Duffa nie zosta³a jednak zaspokojona. Kiedy Munger przyjecha³ na Cypr? Sk¹d? Co teraz robi? Jak wygl¹da? Walter potrafi³ odpowiedzieæ tylko na ostatnie pytanie: Trochê siê postarza³ przez te osiem lat. Pewno ju¿ zbli¿a siê do czterdziestki. Jest bardzo opalony, nosi brodê, d³onie ma spracowane mo¿e rzeczywicie uprawia ziemiê? Wyra¿a siê dziwnie i powoli, jakby odzwyczai³ siê od mówienia, w ka¿dym razie po angielsku. Opis Waltera nosi³ znamiona pe³nego i dok³adnego, gdy¿ Walter by³ dobrym obserwatorem. Duff chcia³ natychmiast iæ i szukaæ Mungera, lecz Blum go powstrzyma³, zaznaczaj¹c, ¿e Munger nie chce byæ nachodzony przez nikogo. Dosta³ wizytówkê Waltera i jeli bêdzie mia³ ochotê, to zadzwoni. Duff nadal nie by³ przekonany. Nie dawa³a mu spokoju myl, ¿e przez tyle lat Munger znajdowa³ siê tak blisko. Podniecony nalega³, by jednak go odszukaæ, a w ka¿dym razie daæ mu znaæ, ¿e by³by bardzo mile widziany. Walter odradza³. Jest bowiem w tym wszystkim co dziwnego. Munger ju¿ nie przyszed³ do hotelu na lunch, a kiedy Walter zapyta³ o niego w recepcji, otrzyma³ odpowied, ¿e Munger wyprowadzi³ siê natychmiast po niadaniu, co zaskoczy³o recepcjonistê, gdy¿ przyby³ dopiero poprzedniego wieczoru i zarezerwowa³ pokój na trzy dni. Hotelowy rejestr goci zawiera³ jego adres: Phini, Cypr. Walter sprawdzi³ ksiêgê hotelow¹ za ostatnie piêæ lat i nie znalaz³ tam Mungera. Do rozmowy w³¹czy³a siê Ruth. Z tego, co Walter mówi, wynika, ¿e Munger pojawi³ siê po d³ugim okresie odosobnienia. Spotkanie z Walterem musia³o stanowiæ dla niego wstrz¹s. Umiechnê³a siê do Bluma, chc¹c os³abiæ sugestiê, ¿e spotkanie z kimkolwiek innym mog³o nie wywo³aæ szoku. Wreszcie Duff zgodzi³ siê, ¿e w tych okolicznociach poszukiwanie Mungera nie przynios³oby spodziewanego rezultatu, a mog³oby tylko zaszkodziæ. Poza tym, wyje¿d¿a za dwa dni i bêdzie nieobecny co najmniej przez miesi¹c. Jedno jest pewne: kiedy wróci, odszuka Mungera i spyta, czy nie jest mu potrzebna pomoc. Spojrza³ raz jeszcze na samotnie stoj¹cy pod kloszem aparat. W ka¿dym razie móg³by mu zaproponowaæ jego zwrot. Przez resztê wieczoru Duff snu³ opowieci o Mungerze. W swoim czasie kr¹¿y³o ich wiele. Wychwala³ te¿ pod niebiosa jego geniusz reportera wojennego. Nikt mu nigdy nie dorówna³ i nikt nigdy nie dorówna. Ruth i Walter s³uchali w milczeniu. Ruth, jak zwykle, gdy chodzi³o o Mungera, by³a zdziwiona i lekko zazdrosna. ¯aden cz³owiek nigdy tak nie zap³odni³ wyobrani jej mê¿a i nie zaw³adn¹³ jego mylami. W tym musia³o byæ co wiêcej ni¿ tylko uznanie dla talentu kolegi-reportera. Przecie¿ Duff by³ teraz uwa¿any za jednego z najlepszych w swoim zawodzie. Ile¿ to ju¿ mia³ wystaw! A ostatni album jego fotografii okaza³ siê bestsellerem! Tak, 79
w tym by³o co wiêcej ni¿ uznanie dla talentu. Westchnê³a. Munger to jeszcze jeden powód powsta³ej miêdzy nimi przepaci. Walter s³ucha³ z wielkim zainteresowaniem. W czasie pobytu w Hongkongu pozna³ Mungera doæ dobrze. I nigdy nie móg³ go w pe³ni rozszyfrowaæ. Niewielu by³o ludzi, których Walter nie potrafi³ zrozumieæ i zaszufladkowaæ. Munger do nich w³anie nale¿a³. Zupe³nie jakby ¿y³ w pró¿ni, ca³kowicie niezale¿nie od otaczaj¹cego go wiata i zamieszkuj¹cych go istot. Walter manipulowa³ ludmi, ich lêkami, nadziejami i uczuciami. Cz³owiek, który by³ uodporniony na manipulacjê, musia³ go fascynowaæ. S³ucha³, jak Duff raz jeszcze opisywa³ niesamowit¹ zdolnoæ Mungera docierania na w³aciwe miejsce we w³aciwym czasie. Tu¿ przed tym, gdy mia³o siê tam co wydarzyæ! I zrêcznoæ, z jak¹ robi³ zdjêcia, takie, jakie chcia³, a potem wymyka³ siê z przedziwn¹ ³atwoci¹ z krêgu czyhaj¹cych na niego niebezpieczeñstw. Porusza³ siê jak zjawa, jak cieñ, przemyka³ przez kordony, mury, zaryglowane drzwi i biurokratyczne zapory. Nigdy nie by³o takiego jak on! I te jego ostatnie dni w terenie! Co takiego wydarzy³o siê podczas owego patrolu, ¿e porzuci³ zawód? Porzuci³ jedyne ¿ycie, które by³o mu bliskie i które tak dobrze zna³. Waltera dopad³a wreszcie sennoæ. Tego wieczoru wypi³ du¿o wina, potem jeszcze trzy koniaki. Nawet obecnoæ Ruth i interesuj¹ce opowieci Duffa nie pomaga³y. Wygramoli³ siê wiêc z fotela, uca³owa³ Ruth w policzek i powiedzia³, ¿e bez wzglêdu na to, co nabroi, umiejêtnoæ przyrz¹dzania kaczki w czerwonej kapucie ju¿ zapewni³a jej miejsce w niebie. Rozemia³a siê i obieca³a przyjechaæ w nastêpnym tygodniu do Limassol na lunch. Przy samochodzie Walter obudzi³ szofera, wcisn¹³ siê na tylne siedzenie limuzyny, opuci³ szybê i powiedzia³ do Duffa: W Bejrucie uwa¿aj. Z tego, co ostatnio s³ysza³em, kolejny wstrz¹s jest ju¿ bliski. Duff machn¹³ rêk¹. Nie martw siê. Czy¿ to nie Hamlet powiedzia³, ¿e ostro¿noæ jest lepsz¹ po³ow¹ zwyciêstwa? Walter pokrêci³ g³ow¹. Nie ta sztuka. To s³owa Falstaffa, który nadmiernie siê ob¿era³ i pi³ zbyt du¿o. Mrugn¹³ szelmowsko. Nigdy nie s³uchaj rad takiego cz³owieka. Poza tym Falstaff mia³ na myli dyskrecjê, a nie ostro¿noæ. Po odjedzie Waltera Duff z butelk¹ koniaku wyszed³ na patio. Maj¹c g³owê pe³n¹ rewelacji, nie by³ jeszcze gotów do snu. Ruth rozumia³a ten nastrój i chêæ pozostania w samotnoci. Poca³owa³a go na dobranoc i posz³a do sypialni. Mia³a za sob¹ mêcz¹cy dzieñ. Jednak¿e i ona nie mog³a zasn¹æ. Le¿a³a w podwójnym ³o¿u, ws³uchana w ciche tykanie zegara na stoliku 80
nocnym i odg³os przeje¿d¿aj¹cych od czasu do czasu samochodów na szosie za will¹. Wieczorna rozmowa o Mungerze bardzo j¹ rozstroi³a. Nie chodzi³o tu o samego Mungera, ale o wspomnienia, z którymi siê kojarzy³. Polubne miesi¹ce w Hongkongu, uwiadamianie sobie, ¿e jej ¿ycie z Duffem nie uk³ada siê tak, jak mia³o i jak to zaplanowali. Jak ona zaplanowa³a. Dojrzewanie kobiety-¿ony w obcym rodowisku, w obcej kulturze. Odkrywanie przez ni¹ w³asnego charakteru. Dobrze pamiêta³a ów wieczór, kiedy Duff wróci³ po aukcji z aparatem fotograficznym Mungera, i w³asne oburzenie, gdy siê dowiedzia³a, ¿e nie ma ju¿ pieniêdzy na kupno bransoletki z okazji rocznicy. Umiechnê³a siê teraz do siebie na wspomnienie swojej infantylnej reakcji. By³ to czas, kiedy jej rodowiskowe wychowanie kaza³o przywi¹zywaæ wielk¹ wagê do dóbr materialnych. Kaza³o mierzyæ mi³oæ i uczucie wartoci¹ podarunku. Wtedy piêkny apartament i szafa pe³na butikowych strojów by³y spe³nieniem ma³¿eñskich marzeñ. Czegó¿ innego mo¿na siê by³o po niej spodziewaæ? Rodzice zawsze wynagradzali jej sukcesy w nauce: a to wakacje w Kalifornii po maturze, a to sportowy MG na dwudzieste pierwsze urodziny i dyplom. Ocenia³a swoj¹ pozycjê w ¿yciu i status w rodowisku tak, jak ocenia siê wisz¹cy na cianie obraz: ten oznacza bezpieczeñstwo, tamten dobre ma³¿eñstwo, a ten trzeci towarzysk¹ akceptacjê. Minê³o wiele czasu, nim zorientowa³a siê, ¿e obrazy s¹ niewyrane i nieuchwytne, a kszta³t nadaj¹ im tylko ramy. Z pocz¹tku myla³a, ¿e winê za taki stan rzeczy ponosi ich nieustabilizowane ¿ycie i okresowe zakotwiczanie siê w ró¿nych krajach. Po dwóch latach w Hongkongu przenieli siê na rok do Singapuru, a potem do Bangkoku. Poczu³a dopiero jak¹ tak¹ stabilizacjê, kiedy zamieszkali na Cyprze, kupili willê i Ruth mog³a j¹ urz¹dziæ po swojemu i umeblowaæ zbieranymi latami meblami. Po raz pierwszy zyska³a poczucie jakiej ci¹g³oci i wzglêdnego bezpieczeñstwa. Ale jednoczenie odczu³a pustkê w swym ¿yciu. Wszystkie obrazy znalaz³y siê na w³aciwym miejscu, a czego jednak brakowa³o. Ju¿ wtedy wiedzia³a o niewiernoci Duffa i jego mi³ostkach. W rodowisku dziennikarskim zawsze znalaz³o siê wielu chêtnych do podzielenia siê plotkami. Pamiêta, ¿e zdziwi³o j¹ w³asne beznamiêtne podejcie do faktu zdrady. Byæ mo¿e lata spêdzone na Wschodzie nauczy³y j¹ postrzegaæ ma³¿eñstwo w innym wietle. Nie tak, jak czyni³y to jej europejskie czy amerykañskie rówienice. Ona by³a mu przez te wszystkie lata wierna. Wiernoæ to jeszcze jeden obraz w ramie. Ale teraz w ramie tkwi³o tylko wyblak³e p³ótno. Obróci³a siê na ³ó¿ku i poprawi³a poduszkê. Ile¿ nocy przespa³a sama, podczas kiedy Duff przebywa³ gdzie daleko? Chyba ponad po³owê ma³¿eñskiego ¿ycia. Ale nie to by³o miar¹ pustki. Sprawa siêga³a znacznie g³êbiej. Dotyka³a samej istoty mi³oci. Ruth pragnê³a byæ potrzebna. Teraz dopiero zdawa³a sobie sprawê, ¿e zapewniæ jej to mog¹ w³asne dzieci albo mi³oæ 6 Reporter
81
mê¿czyzny. Dzieci nie mog³a mieæ w ka¿dym razie nie z Duffem sta³o siê wiêc nieuchronne, ¿e kiedy pojawi³a siê alternatywa w postaci Gideona, zdecydowa³a siê na romans. Z pocz¹tku obawia³a siê, ¿e ze strony Gideona jest to chwilowa namiêtnoæ. wiadoma by³a swojej urody, przez lata musia³a gasiæ zapa³y wielu zalotników. Dopiero po swej podró¿y do Izraela i drugiej wizycie Gideona na Cyprze porzuci³a obawy i nurza³a siê w szczêliwej pewnoci, ¿e on j¹ naprawdê kocha. By³ poza tym silny, pewny siebie i potrzebowa³ jej. Znów siê umiechnê³a do poduszki, ale nie by³ to radosny umiech. Chcia³a mi³oci, ma j¹, ale sama jej intensywnoæ wywo³a³a niepokój. Co siê stanie, jeli nie potrafi ju¿ kochaæ tak mocno? Walter zasn¹³ w kilka sekund po przy³o¿eniu g³owy do poduszki, ale nie by³ to dobry sen. Do trzeciej nad ranem rzuca³ siê i obraca³ niespokojnie w wielkim ³o¿u. Wreszcie, mrucz¹c poirytowany, zapali³ nocn¹ lampkê. Wszystko to by³o bardzo dziwne, poniewa¿ z zasady sypia³ dobrze, rzadko miewaj¹c jakiekolwiek sny. Przez kilka minut le¿a³ wpatrzony w sufitowy wentylator, potem w³o¿y³ nocne pantofle, przeszed³ do kredensu w salonie i nala³ sobie szklankê wody Perrier. Wyszed³ z ni¹ na balkon. Noc by³a ciemna, bezksiê¿ycowa i tylko jasna ³una wskazywa³a na s¹siedztwo Limassol, gdzie daleko w dole. By³ wiadomy, ¿e nie pozwala³ mu spaæ jaki chaos mylowy w zakamarkach mózgu. Co go drêczy³o, co domaga³o siê rozwi¹zania. I póki nie znajdzie ród³a niepokoju i odpowiedzi, jak sprawê rozwi¹zaæ, póty nie zanie. Przywyk³ do metodycznego mylenia, wiêc natychmiast doszed³ do wniosku, ¿e skoro spa³ dobrze ubieg³ej nocy, to jego podwiadomoæ jest zaniepokojona czym, co wydarzy³o siê minionego dnia. Przebieg³ wiêc mylami wszystkie wydarzenia ostatnich kilkunastu godzin, a jak to zwykle bywa wczesnym rankiem, umys³ mia³ jasny i nie zamiecony ¿adnymi pomys³ami, które rodz¹ kolejne godziny dnia, zaciemniaj¹c obraz i komplikuj¹c ¿ycie. Munger! Bêdzie mu potrzebny Munger. To poranne spotkanie by³o zrz¹dzeniem opatrznoci. Przeszed³ do salonu i usiad³ za biurkiem. Przez pó³ godziny uk³ada³ i szyfrowa³ depeszê, któr¹ z samego rana wyle do Szymona Saguy w centrali Mosadu. Pod nag³ówkiem BARDZO PILNE ¿¹da³ pe³nych informacji na temat niejakiego Davida Mungera, niegdy wojennego reportera. Informacje mia³y zawieraæ absolutnie wszystko. Walter Blum chcia³ znaæ ka¿dy szczegó³ z ¿ycia Mungera od chwili poczêcia. Dzieciñstwo, rodzice, krewni, przyjaciele, wrogowie, wykszta³cenie, co lubi, czego nie lubi, przebyte choroby i inne kontakty z lekarzami, pogl¹dy polityczne, ulubiony kolor, ulubiona potrawa i napój. Za¿¹da³ tak¿e odbitek wszystkich fotografii, które Munger 82
kiedykolwiek opublikowa³. Wreszcie za¿¹da³ przeprowadzenia w równie pilnym trybie dochodzenia siêgaj¹cego daleko w przesz³oæ i pozwalaj¹cego odpowiedzieæ na pytanie, co mog³o wydarzyæ siê podczas ostatnich dni Mungera w Wietnamie. Myl¹c intensywnie Walter przypomnia³ sobie i wspomnia³ o tym w depeszy ¿e Munger przy³¹czy³ siê do patrolu Si³ Specjalnych, który operowa³ w pobli¿u Vinh Long w padzierniku 1969 roku. Niech agenci Mosadu w Stanach Zjednoczonych odnajd¹ i przes³uchaj¹ ¿yj¹cych jeszcze cz³onków tego patrolu, niech siê dowiedz¹, co tam zasz³o. I niech agenci w Armii USA pogrzebi¹ w archiwach i odnajd¹ raporty dotycz¹ce tego czasu i sprawy. Skoñczy³ pisanie, schowa³ tekst do teczki i spojrza³ na zegarek. Nastêpnie podniós³ s³uchawkê i nocnemu portierowi poleci³ obudziæ siê o szóstej trzydzieci rano. Gdy siê po³o¿y³, zasn¹³ od razu. Pozosta³y mu tylko dwie godziny snu, ale po obudzeniu natychmiast sobie przypomnia³ s³owa Duffa, ¿e Munger porusza³ siê jak zjawa, cieñ
5 Janine Lasage siêgnê³a w dó³ i poklepa³a czarne w³osy Samiego Asafa. Or-
gazm by³ powy¿ej przeciêtnej. Sami podniós³ g³owê i spojrza³ na ni¹ ponad jej faluj¹cym brzuchem. Lekko dysza³, wilgotne w¹sy b³yszcza³y. Jeste bardzo dobry, Sami pochwali³a. Ods³oni³ w umiechu zêby i zacz¹³ siê po niej wczo³giwaæ. Czu³a jego sztywny cz³onek ocieraj¹cy siê o jej lewe udo i w duchu westchnê³a. Ju¿ od dawna nie osi¹ga³a orgazmu w sposób konwencjonalny. Powodem mog³o byæ nadmierne dogadzanie sobie w przesz³oci lub wybuja³a wyobrania potrzebowa³a teraz subtelniejszej podniety, innego bodca ni¿ pompuj¹cy mêski cz³onek. Ale w jaki sposób musia³a zaspokoiæ potrzeby Samiego. Napracowa³ siê d³ugo i ciê¿ko, nale¿a³o go wynagrodziæ. Usadowi³ siê na niej, zaj¹³ w³aciw¹ pozycjê i pchn¹³ g³êboko. Prawie nic nie odczu³a, ale wydawa³a z siebie odpowiednie odg³osy. Wiedzia³a, ¿e natarcie bêdzie trwa³o d³ugo, Sami Asaf nale¿a³ bowiem do mê¿czyzn, którzy stawiaj¹ znak równania miêdzy seksualn¹ jurnoci¹ a czasem trwania stosunku. Kiedy tak pod nim le¿a³a, g³aszcz¹c go po plecach i poruszaj¹c rytmicznie poladkami, myla³a o innych sprawach. wiadomie uwiod³a Samiego przed miesi¹cem, wkrótce po otrzymaniu funkcji ³¹cznika miêdzy francuskim kontrwywiadem a Mukhabaratem. I jej 83
nowe zadanie mia³o cis³y zwi¹zek z umow¹ dotycz¹c¹ sprzeda¿y przez Francjê reaktora nuklearnego Irakowi. Wezwano j¹ do Pary¿a na odprawê, któr¹ prowadzi³ osobicie dyrektor SDECE, Alexandre de Marenches. Mosad nie da za wygran¹, powiedzia³. Bêdzie usi³owa³ nie dopuciæ do realizacji umowy. W ci¹gu ostatnich dwóch lat ludzie Mosadu byli nies³ychanie aktywni w ca³ej Francji, a kiedy reaktor zostanie przewieziony do Iraku, przenios¹ siê w lad za nim. Baz¹ operacji bêdzie najprawdopodobniej Bejrut. Poniewa¿ Janine ju¿ od szeciu lat dzia³a³a na Bliskim Wschodzie, jest idealn¹ kandydatk¹ na koordynatorkê kontrofensywy SDECE i ³¹czniczkê z irackim Mukhabaratem. wietnie siê sk³ada, ¿e zna Samiego Asafa z dawnych lat, kiedy obs³ugiwa³a Daleki Wschód. Sami jest obecnie wicedyrektorem Mukhabaratu i odpowiada za bezpieczeñstwo reaktora oraz ochronê francuskiego personelu. Le¿¹c pod Samim Janine umiechnê³a siê do siebie. Ciekawe, czy ich obecne stosunki dyrektor de Marenches tak¿e okreli³by mianem znajomoci? De Marenches zapozna³ j¹ z analiz¹ si³ przeciwnika. Chocia¿ w Iraku Mosad nie dysponowa³ powa¿niejsz¹ siatk¹, by³ doskonale zakonspirowany w Bejrucie. Niedawne raporty wspomina³y, ¿e w ³onie Mosadu powsta³a sekcja, której wy³¹cznym zadaniem jest sprawa irackiego reaktora. Jest rzecz¹ niezmiernie wa¿n¹ dla Francji, podkreli³ dyrektor, by reaktor bez przeszkód dotar³ na miejsce, zosta³ zainstalowany i ¿eby nast¹pi³ jego rozruch, poniewa¿ dopiero wtedy nabior¹ mocy wa¿ne uk³ady handlowe ogólnej natury oraz te na dostawê broni. Czy Izraelczycy maj¹ jakie podejrzenia co do w³aciwego przeznaczenia reaktora? spyta³a Janine. De Marenches spojrza³ enigmatycznie i typowo po francusku wzruszy³ ramionami; Francuzi wzruszaj¹ ramionami nieco inaczej ni¿ reszta wiata. Izraelczycy s¹ zawsze podejrzliwi. Ale przecie¿ to Irakijczycy podpisali traktat o nierozprzestrzenianiu broni atomowej, czego Izrael nigdy nie zrobi³. Umiechnê³a siê cynicznie. I to czyni sprawê jasn¹. De Marenches poinstruowa³ j¹ z kolei o stosunkach z Amerykanami i roli CIA w obecnej sprawie. Trzeba za³o¿yæ, ¿e z powodu wrêcz paranoicznego lêku prezydenta Cartera przed rozprzestrzenianiem broni atomowej, CIA jest bardzo zainteresowana irackim reaktorem. Departament Stanu wywiera wielk¹ presjê na rz¹d francuski, by Francja wycofa³a siê z umowy. Oczywicie by³ to rezultat nacisków ¿ydowskiego lobby w Kongresie. Tak wiêc, nie spuszczaj¹c oka z Mosadu, nale¿y równie¿ zwracaæ uwagê na CIA. W jej przypadku korzystna by³a sytuacja, ¿e CIA i Mosad przesta³y kooperowaæ. Od wczesnych lat siedemdziesi¹tych wszystko siê zmieni³o. In84
teresy obu organizacji s¹ teraz przeciwstawne. I druga rzecz, która mog³a u³atwiæ pracê Janine Lasage: agenci SDECE w Waszyngtonie zinfiltrowali ostatnio nieznany dot¹d wydzia³ CIA, zwany Equinus. De Marenches poda³ kartkê z nazwiskami podejrzanych o reprezentowanie wspomnianego wydzia³u. Siedem nazwisk. Na pierwszym miejscu Duff Paget. De Marenches dostrzeg³ jej umiech i skomentowa³ go w mylach: zadowolona, ¿e siê na kim zemci. Zna pani którego z tych agentów? spyta³. Tak. Znam trzech, a jednego bardzo dobrze. Na zakoñczenie dyrektor ostrzeg³ j¹ raz jeszcze, by by³a ostro¿na w kontaktach z Amerykanami. Skinê³a machinalnie g³ow¹, g³êboko zamylona. Sami zwiêksza³ tempo i Janine poczu³a, ¿e d³ugo tak nie wytrzyma. Najwy¿ej jeszcze dwie minuty, a potem go spycham, bêdzie gotów czy nie. Sami Asaf by³ jej oczywicie potrzebny. Dlatego w³anie przed miesi¹cem go uwiod³a. Zawsze chcia³a mieæ pe³n¹ kontrolê nad operacj¹ w toku. Od lat wiedzia³a, ¿e s¹ dwa podstawowe sposoby uzyskania i zachowania pe³nej kontroli nad mê¿czyzn¹: pieni¹dze i seks. Z w³asnego dowiadczenia wiedzia³a, ¿e z tych dwóch seks jest pewniejszy. W tym wypadku mia³a nad nim pe³n¹ kontrolê. Przesunê³a d³oni¹ po jego plecach i czubku podskakuj¹cej g³owy, podnios³a rêkê i spojrza³a na zegarek od Cartiera. Robi³o siê póno, a mia³a jeszcze parê wa¿nych spraw do omówienia z Samim. Wiedzia³a, co zrobi. Po miesi¹cu po¿ycia z Irakijczykiem zna³a cienk¹ granicê miêdzy sadyzmem a masochizmem. Najpierw unios³a stopy i opar³a je na jego kostkach, potem lew¹ d³oni¹ chwyci³a go mocno za w³osy, a paznokcie prawej d³oni wbi³a mu w lewy poladek. Jêkn¹³ z bólu. Szarpnê³a w³osy i unios³a jego g³owê, po czym wbi³a zêby w podbródek. Wstrz¹sn¹³ nim dreszcz, zacz¹³ ruszaæ biodrami jak oszala³y. Ju¿ jest prawie gotów, pomyla³a, i mocniej wbi³a zêby i paznokcie. Sami osi¹gn¹³ orgazm, wydaj¹c okrzyk bólu i ekstazy. Którego dnia zabijê cz³owieka w takiej sytuacji, pomyla³a, i przynios³o jej to ulgê. Zamiast w podbródek ugryzê w sam¹ krtañ, przegryzê j¹. Gdzie przeczyta³a, ¿e kiedy cz³owiek umiera podczas aktu p³ciowego, to cz³onek mu nie flaczeje, ale jeszcze bardziej nabrzmiewa. To by by³o warto zobaczyæ. I poczuæ. Sami le¿a³ na niej, ciê¿ko dysz¹c. Po doæ d³ugiej chwili i po wyszeptaniu mu do ucha stosownej porcji pieszczotliwych s³ówek, zepchnê³a go z siebie i wysz³a z ³ó¿ka. Patrzy³ na ni¹, gdy bieg³a do ³azienki szczup³a, o pe³nych piersiach, zwinna, z d³ugimi blond w³osami. Kto to przed laty nazwa³ j¹ przebieg³ym wê¿em? usi³owa³ przypomnieæ sobie Sami. Niebezpiecznym wê¿em
85
S³ysza³ chlupot wody w bidecie i odg³os ten skojarzy³ mu siê z prostytucj¹. Jego pierwsz¹ kobiet¹ by³a prostytutka w Pary¿u i te¿ po stosunku usiad³a natychmiast na bidecie. By³ wówczas lekko zak³opotany i z³y myl¹c, ¿e pewno wziê³a go za brudasa. Przysz³o mu do g³owy, ¿e w pewnym sensie Janine te¿ siê prostytuuje. Nie mia³ ¿adnych z³udzeñ, ¿e posz³a z nim do ³ó¿ka z mi³oci. Wiedzia³ dobrze, ¿e po zakoñczeniu misji rzuci go jak szmatê, zachowuj¹c oczywicie pozory i grzeczn¹ formê rozstania. No, ale to bêdzie dopiero za dwa lata, a do tego czasu ma dostêp otwarty do jej
cia³a. Cia³a, którego nigdy nie mia³ doæ. Przedziwne, jak ona potrafi³a w ci¹gu zaledwie miesi¹ca rozszyfrowaæ jego seksualne preferencje. Jednoczenie uwiadomi³ sobie, ¿e zbyt wiele czasu spêdza w Bejrucie na tak zwanych konferencjach ³¹cznikowych. Usprawiedliwia³ to przed sob¹ i dyrektorem, wskazuj¹c na niezbity fakt, ¿e groba dzia³añ ze strony Mosadu ma swoje korzenie w Libanie, a jeli jeszcze nie ma, to bêdzie mia³a, i jest rzecz¹ konieczn¹ rozbudowaæ w Libanie siatkê
Dobrze jednak wiedzia³, ¿e nie ¿adne siatki, ale prê¿ne cia³o Janine Lasage ka¿e mu nieustannie podró¿owaæ do Bejrutu. Francuzka wysz³a z ³azienki i podesz³a do okna. Mia³a na sobie tylko rêcznik owi¹zany w pasie. Znajdowali siê w jej mieszkaniu na najwy¿szym piêtrze bloku w Ras Beirut. Z okna rozci¹ga³ siê wspania³y widok na miasto. Nawet w tej chwili s³ychaæ by³o dalekie odg³osy wymiany ognia z broni maszynowej gdzie w dzielnicy Nabaa. Trwa³a wojna domowa. Sami spojrza³ na zegarek, wsta³ i zacz¹³ zbieraæ ubranie, które przed godzin¹ zosta³o niedbale porozrzucane w przyp³ywie pasji. Za pó³ godziny mia³a rozpocz¹æ siê konferencja prasowa w siedzibie Organizacji Wyzwolenia Palestyny i poniewa¿ Sami by³ nadal korespondentem Bliskowschodniej Agencji Prasowej, powinien w niej uczestniczyæ. Janine odwróci³a siê od okna i patrzy³a, jak Sami wci¹ga skarpetki. Duff Paget powiedzia³a nieco ochryp³ym kontraltem. ¯e co, Duff Paget? spyta³. Chcê, ¿eby go zabi³. Spojrza³ na ni¹ zdumiony. On jest z CIA. I zanim móg³ cokolwiek powiedzieæ, doda³a: Zaczyna pchaæ nos w nasze sprawy. Duff w CIA? Sami przybra³ zaskoczony wyraz twarzy. Tak, Sami. I nie b¹d taki zdziwiony. Jest agentem od co najmniej omiu lat. Od Wietnamu. Jeste pewna? Sami by³ zak³opotany. Wielu jego kolegów dziennikarzy i znajomych pracowa³o w wywiadzie, ale zawsze szybko siê o tym dowiadywa³. Ale Paget! Jeszcze wczoraj siedzia³ z nim w grupie korespondentów w barze hotelu Commodore. Z pó³ godziny przegadali o dawnych czasach. 86
Oczywicie, ¿e jestem pewna odpar³a. Nale¿y do wydzia³u specjalnego CIA. Przed paroma miesi¹cami uda³o siê nam go spenetrowaæ. Dowiedzielimy siê równie¿, ¿e jednym z g³ównych zadañ wydzia³u jest zapobieganie rozprzestrzenianiu broni atomowej. Powiedzia³a to lekko, ³¹cz¹c w jednym zdaniu prawdê z pó³prawd¹. Na twarzy Samiego malowa³y siê w¹tpliwoci. Spojrza³ na ni¹ ostro. Nie wymyli³a tego? Od lat go nienawidzisz. Od czasu tej aukcji w Hongkongu. Nie b¹d g³upi, Sami. Owszem, nienawidzê go, ale nie to jest moj¹ motywacj¹. Ruszy³a wolno w stronê ³ó¿ka. Oczywicie, to nie ma znaczenia, czy Paget jest w CIA czy nie, jeli wasz reaktor ma spe³niaæ rolê, jak¹ mu oficjalnie przypisujecie. Jeli jednak jest inaczej i Paget co wyniucha, to wtedy mój rz¹d znajdzie siê pod olbrzymi¹ presj¹. Z Izraelczykami damy sobie radê, ale Stany Zjednoczone to inna sprawa. Giscard dEstaing mo¿e byæ zmuszony do anulowania umowy. Ropa czy nie ropa. Stanê³a przy ³ó¿ku. Sami zadar³ g³owê, by j¹ widzieæ. Chocia¿ nie mamy nic do ukrycia, nie podoba mi siê wtykanie nosa przez CIA mrukn¹³. Oczywicie, ¿e nie mo¿e ci siê podobaæ odpar³a s³odkim g³osem. Tak czy inaczej Paget stanowi zagro¿enie. Twoim obowi¹zkiem jest go wyeliminowaæ. Sami westchn¹³. Bardzo lubi³ Duffa Pageta. To bardzo powa¿na decyzja powiedzia³. Zamordowanie agenta CIA mo¿e wywo³aæ reakcjê ³añcuchow¹. B¹d realist¹, Sami. Ilu dziennikarzy i fotoreporterów zginê³o w Bejrucie na przestrzeni ostatnich dwóch lat? Z tuzin. A mo¿e i wiêcej. Poza tym to nie wasi ludzie powinni wykonaæ zadanie, ale kto z Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Masz tam przyjació³, porozmawiaj z nimi. Zw³aszcza ¿e Paget otrzyma³ zadanie szpiegowania Palestyñczyków. Mam wszystkie szczegó³y na ten temat. Po d³u¿szej ciszy Sami mrukn¹³: Zastanowiê siê nad tym. Wygra³a. Wiedzia³a, ¿e wygra! Przyci¹gnê³a jego g³owê do piersi. Kiedy to bêdzie mia³o nast¹piæ, chcê tam byæ i widzieæ. Walter Blum i profesor Chaim Nardi szli wolno alejk¹ terenów uniwersyteckich w Tel Awiwie. Walter by³ w be¿owym garniturze, do którego dobra³ ró¿owy krawat. Profesor, drobny mê¿czyzna o ptasiej twarzy, mia³ na sobie sportowe spodnie i koszulê z krótkimi rêkawami. W sam raz na upa³. A Walter siê poci³. 87
Ten grubas intrygowa³ Nardiego. Przed tygodniem zadzwoni³ do Nardiego genera³ Hofti. Profesor wiedzia³, ¿e Hofti jest szefem Mosadu. Genera³ powiedzia³, ¿e przez specjalnego pos³añca wysy³a profesorowi zestaw dokumentów najwy¿szej wagi. Zawieraj¹ najdrobniejsze nawet szczegó³y ¿ycia pewnego cz³owieka. I prosi, by Nardi przestudiowa³ dokumenty, a nastêpnie podzieli³ siê swoimi wnioskami z niejakim Walterem Blumem. Nardi gdzie ju¿ s³ysza³ to nazwisko, ale nie zdo³a³ go z kimkolwiek skojarzyæ Hofti doda³, ¿e chodzi o tego samego Waltera Bluma, który tak hojnie obdarowa³ uniwersytet w Tel Awiwie i wiele innych instytucji w Izraelu. Nardi przestudiowa³ wiêc przys³ane mu dokumenty w nabo¿nym skupieniu, i z rosn¹cym zainteresowaniem, a po otrzymaniu zezwolenia genera³a Hoftiego przedyskutowa³ je z dwoma kolegami z katedry psychiatrii. W przewidzianym czasie pojawi³ siê Walter i, po obfitym lunchu, na który zaprosi³ go dziekan, zabra³ Nardiego na spacer. Fascynuj¹cy przypadek powiedzia³ Nardi. Z pewnoci¹ zna pan ju¿ moj¹ diagnozê. Có¿ jeszcze móg³bym dodaæ? Walter spojrza³ na drepcz¹c¹ obok malutk¹ postaæ i pomyla³, ¿e profesor przypomina raczej wróbla ni¿ geniusza w dziedzinie psychologii i psychiatrii. Chcê wiedzieæ, jak mo¿na nim manipulowaæ odpar³. Profesor siê skrzywi³. W tym momencie zda³ sobie sprawê, ¿e Walter nie jest tylko biznesmenem. W tym kontekcie s³owo manipulowaæ ma niemi³e brzmienie zauwa¿y³ doæ sztywno. Bo i sytuacja jest niemi³a odparowa³ Walter. Ten cz³owiek jest niezbêdny. Ja go potrzebujê. Izrael go potrzebuje! Profesor d³ugo siê zastanawia³, wreszcie zacz¹³ mówiæ: No có¿, nie ma najmniejszej w¹tpliwoci, ¿e ten cz³owiek jest w permanentnym szoku. Nie bêdê wdawa³ siê w naukowe okrelenia, to panu nic nie da. Aby móg³ byæ komukolwiek do czegokolwiek przydatny, musi wyjæ ze stanu pourazowego. Musi byæ z niego za uszy wyci¹gniêty. Musi zacz¹æ mówiæ, mówiæ, mówiæ. W³anie o tym prze¿yciu czy prze¿yciach, które wpakowa³y go w ten stan. Ale wnioskujê, ¿e nie jest do tego sk³onny. Szkoda, ¿e nie uda³o siê panom dowiedzieæ, co wydarzy³o siê podczas tego ostatniego patrolu. W dalszym ci¹gu wêszymy, nie rezygnujemy. Mo¿e trafimy na lad. Chocia¿ zbytnio na to nie liczê. By³ to mieszany patrol amerykañskich oddzia³ów specjalnych i najemników ró¿nej narodowoci. Dotychczas nie znalelimy nikogo ¿ywego, kto w tym uczestniczy³. Najgorsze, ¿e ca³a dokumentacja dotycz¹ca tej wyprawy zosta³a zniszczona. Poruszamy siê wiêc po omacku. Profesor roz³o¿y³ bezradnie rêce. 88
Walter zatrzyma³ siê. Mówi pan, ¿e cz³owiek pozostanie bezu¿yteczny, póki nie wyjdzie ze stanu pourazowego? spyta³. To niezupe³nie tak. Wszystko zale¿y, do czego jest wam potrzebny. On nie jest chory umys³owo. Chodzi o to, ¿e wydarzenie, od którego wszystko siê zaczê³o, spowodowa³o, i¿ zamkn¹³ siê w sobie. Przesta³ istnieæ dla wiata, a wiat dla niego. Budzi nadziejê to, ¿e powolutku zaczyna wygl¹daæ ze swojej skorupy, coraz bardziej j¹ rozchylaæ. Wiele czasu mu to zajê³o, jednak¿e warto pamiêtaæ, ¿e umys³, podobnie jak cia³o, posiada olbrzymi¹ zdolnoæ regeneracji. Musi pan byæ jednak bardzo ostro¿ny. Cokolwiek pan zamierza przedsiêwzi¹æ, radzê robiæ to po g³êbokim zastanowieniu, aby nie pojawi³ siê skutek odwrotny do zamierzonego. Walter wznowi³ spacer, profesor drepta³ obok. Co pan by zaleca³ w danej sytuacji? spyta³ Walter. Profesor przyj¹³ lekko mentorski ton: Zacznijmy od jego przesz³oci. Urodzi³ siê w kwietniu 1941 roku. Jego ojciec by³ redniej rangi funkcjonariuszem Ministerstwa Obrony, nie wziêto go do wojska z powodu wady serca. Przeciêtny pod ka¿dym wzglêdem syn redniozamo¿nej rodziny z pó³nocnej Anglii. Z raportu wynika, ¿e by³ nieco nudny. Tyle ojciec. Matka natomiast z pewnoci¹ nie by³a nudna. Jeszcze d³ugo przed wyzwoleniem kobiet zdoby³a, dziêki w³asnym wysi³kom, uniwersyteckie stypendium i zaczê³a studiowaæ medycynê. Byæ mo¿e do wyjcia za m¹¿ sk³oni³a j¹ czêciowo potrzeba dofinansowania dalszych studiów. By³a bardzo ¿ywotn¹, przystojn¹ kobiet¹, o silnej woli i samozaparciu. By³a ¯ydówk¹, chocia¿ nie obnosi³a siê ze sw¹ wiar¹ i nie praktykowa³a. Nie interesowa³ jej te¿ ruch syjonistyczny. Profesor zerkn¹³ z ukosa na Waltera, chc¹c byæ mo¿e sprawdziæ, jak zareagowa³ on na informacjê o osobie pochodzenia ¿ydowskiego, która nie jest zainteresowana syjonizmem, b¹d chcia³ po prostu wiedzieæ, czy Walter go s³ucha. S³ucha³ pilnie. Nardi, usatysfakcjonowany, ci¹gn¹³ dalej: Dziecko j¹ uwielbia³o. Mo¿na powiedzieæ, ¿e by³a orodkiem jego ¿ycia. Poza matk¹ nie mia³ w³aciwie przyjació³. Poniewa¿ rodzice pracowali w Londynie, spêdza³ wiele czasu u dziadków w Bradford. Dziadkowie byli nieczuli, nie okazywali ch³opcu uczucia. Cotygodniowe wizyty matki by³y w tych warunkach wspania³ymi prze¿yciami. Kiedy wojna siê skoñczy³a, ch³opiec by³ ju¿ zamkniêty w pierwszej skorupie. Móg³bym go nazwaæ introwertykiem
Nardi wzruszy³ ramionami. Oczywicie moja diagnoza jest oparta wy³¹cznie na opisach i informacjach z drugiej rêki
jakkolwiek akta, które dosta³em, s¹ rzeczywicie opracowane nies³ychanie szczegó³owo
Parunastu agentów zbiera³o je przez kilka tygodni przyzna³ Walter. S³ucham dalej, profesorze. 89
No có¿, w normalnych warunkach koniec wojny powinien byæ dla Mungera koñcem psychicznej i umys³owej izolacji. Zamieszka³ ponownie z rodzicami i rozwija³ siê pod matczynym okiem. Nast¹pi³y jednak dwa wydarzenia, które wp³ynê³y na kszta³t jego przysz³ego ¿ycia. Matka specjalizowa³a siê w leczeniu skutków niedo¿ywienia. W Wielkiej Brytanii by³ to bardzo powa¿ny problem, zw³aszcza w latach 1942 i 1943. Dwa miesi¹ce po zakoñczeniu wojny i dwa miesi¹ce po zabraniu synka od dziadków zaproponowano jej wyjazd do Niemiec. Chodzi³o o pomoc tym, którzy prze¿yli obozy koncentracyjne. Wszystko to wiem przerwa³ zniecierpliwiony Walter. Czyta³em ten cholerny raport. Profesor nie lubi³, gdy przerywano mu wyk³ad. Obrzuci³ Waltera surowym spojrzeniem i kontynuowa³: W Niemczech matka mia³a zostaæ przez miesi¹c, ale to, co tam zasta³a, poruszy³o j¹ do g³êbi. Mo¿na sobie wyobraziæ olbrzymi¹ ró¿nicê miêdzy ocala³ymi wiêniami Auschwitz a angielskimi dzieæmi cierpi¹cymi przez dwa lata na lekki niedobór pewnych witamin. Przebywa³a wiêc w Niemczech przez rok, widuj¹c syna najwy¿ej raz na miesi¹c. W tym czasie ojciec ch³opca przeniós³ siê do Bradford, do rodzinnego domu, i zacz¹³ pracowaæ w rodzinnym interesie. Przez ten rok ma³y zacz¹³ chodziæ do szko³y podstawowej, której ca³ym sercem nienawidzi³. By³ samotnikiem, z tej racji nielubianym przez innych ch³opców. Po powrocie matki z Niemiec up³ynê³y dwa wzglêdnie spokojne lata. Pod wp³ywem matki i okazywanego przez ni¹ uczucia, m³ody Munger zacz¹³ wychodziæ ze skorupy. I wówczas nast¹pi³o drugie wydarzenie, które ukszta³towa³o jego charakter na resztê ¿ycia. Wojna 1948 roku i w jej wyniku powstanie pañstwa Izrael
Walter przerwa³ jeszcze raz. Otó¿ to! Profesor mówi³ zadumany. Takie bywa przeznaczenie. Przysz³y charakter siedmioletniego ch³opca, w ka¿dym razie jego istotne elementy mo¿e zostaæ ukszta³towany w jednej chwili przez wydarzenie, o którym ch³opiec nie ma pojêcia i które nast¹pi³o gdzie o tysi¹ce kilometrów od niego. Profesor zauwa¿y³ wyraz twarzy Waltera i zacz¹³ mówiæ szybciej: Ju¿ dobrze, pan to wszystko wie. Matka porzuci³a w³asne ¿ycie, mê¿a i syna. Pojecha³a do Izraela. Walczyæ. By³a ¯ydówk¹, by³a z tego dumna. Izrael sta³ siê jej mi³oci¹, nic nie by³o wa¿niejsze, nawet syn, którego te¿ przecie¿ kocha³a. Ale i z niego zrezygnowa³a. Mog³a jednak wróciæ po zakoñczeniu wojny. Nardi zaprzeczy³ ruchem g³owy. Nie mog³a i nie chcia³a. Typowy przypadek wiadomego odrzucenia w³asnej przesz³oci. Za³ó¿my jednak, ¿e syn czu³ podwiadomie, i¿ matka nie wróci. Ojciec byæ mo¿e podsyca³ nawet podobne myli. Proszê pamiêtaæ, 90
¿e zaledwie miesi¹c po opuszczeniu przez matkê rodziny wyst¹pi³ o rozwód. Ponownie pokrêci³ g³ow¹. Nie, nie. Mam pe³ne prawo zak³adaæ, ¿e ch³opiec czu³, i¿ matka nie wróci. I dozna³ wstrz¹su. Jest to w³aciwie dok³adnie udokumentowane w tych raportach, które czyta³em. Jego zachowanie w szkole, brak przyjació³, a przede wszystkim absolutny brak emocjonalnej reakcji na wiadomoæ o mierci matki. To wszystko wskazuje, ¿e ciê¿ko prze¿y³ ów cios, porzucenie go przez jedyn¹ kochan¹ osobê. By³a bohaterk¹. Zginê³a podczas bitwy o Jerozolimê. Zginê³a straszn¹ mierci¹
dopowiedzia³ Walter. Nardi roz³o¿y³ rêce. Dla jednych mog³a byæ bohaterk¹. Dla m³odego Mungera by³a ju¿ nikim. Tak jak wszystko inne, usun¹³ j¹ ze swojego wiata. Porzuci³a go! Od chwili uwiadomienia sobie tego faktu, obudowa³ swoje uczucia murem ochronnym. Nie okazywa³ nikomu sympatii, nie przyjmowa³ od nikogo jej objawów. O tak, kiedy dorós³, sta³ siê kobieciarzem. I poci¹ga³ kobiety, fascynowa³ je. Wcale nierzadko kobiety lgn¹ do takich mê¿czyzn. Kiedy i ojciec umar³ na serce, ch³opiec nie okaza³ najmniejszego wzruszenia czy smutku. Mia³ wówczas dziesiêæ lat i na pogrzebie nie uroni³ nawet jednej ³zy. Ale przecie¿ jego zdjêcia
? spyta³ Walter. Mo¿e mi pan powie, profesorze, jak cz³owiek pozbawiony uczuæ mo¿e robiæ podobne zdjêcia? Z kolei profesor przerwa³ spacer i, staj¹c naprzeciwko Waltera, zacz¹³ wyjaniaæ z wielkim przejêciem: Próbowa³em to analizowaæ, panie Blum. Studiowa³em ka¿de ze zdjêæ osobno i powiem panu co zaskakuj¹cego. Zrobi³em fascynuj¹ce odkrycie: otó¿ z tysiêcy odbitek, które mi przys³ano, tylko nieca³e sto nie dotyczy³o wojny. I w tym tkwi klucz. By³a tam seria zdjêæ zrobionych w czasie wakacji na wyspie Bali. Spêdza³ je z kobiet¹ i byæ mo¿e ona go znudzi³a, doæ ¿e robi³ zdjêcia widokowe i ludzi. Zna pan Bali? Walter skin¹³ g³ow¹. Wyspa nieprawdopodobnie piêkna, te¿ tam by³em. Kiedy jednak ogl¹da³em zdjêcia Mungera, nie poznawa³em tego miejsca. Wszystko by³o zupe³nie inne, ni¿ to, co zapamiêta³em. Na przyk³ad maski na twarzach tancerzy. Uda³o mu siê je jakby izolowaæ od postaci, uczyniæ bardziej groteskowymi, ni¿ by³y w rzeczywistoci. Sfotografowa³ na przyk³ad drzewo. Wysokie, tropikalne drzewo, ale za nim czai³a siê burza i ga³êzie wydawa³y siê nabrzmiewaæ groz¹ na tle czarnych chmur. Sfotografowa³ te¿ przybrze¿ne fale. Piêkne i symetryczne, gdy przetaczaj¹ siê przez rafê koralow¹. Ale uchwyci³ je w momencie, gdy grona bia³a piana uderza³a w jakby znieruchomia³¹ taflê wody. Widzia³ pan to, panie Blum? Widzia³ pan to, co ja dostrzeg³em, albo raczej, co on wydoby³? 91
Walter spojrza³ dziwnie na profesora, uj¹³ go pod ramiê i poprowadzi³ ju¿ nie alejk¹ miêdzy budynkami, ale w stronê pozostawionego daleko samochodu. Chce mi pan powiedzieæ, ¿e Munger potrafi fotografowaæ tylko wojnê? Co wiêcej: wojna w nim tkwi, po¿era go, trawi. Jego oczy s¹ soczewkami obiektywu. Czytuje pan poezjê? Rzadko odpar³ Walter nieco zaskoczony. Czytywa³em sporo Szekspira. Poeta Wordsworth mówi³ o czym, co nazywa³ wizj¹ doskona³¹. Pozwala³a mu dostrzegaæ to, czego istnienia zwykli miertelnicy nie byli wiadomi. wiat³o padaj¹ce na liæ. Barwê kwiatu. Odcieñ zieleni odleg³ego wzgórza. Niektórzy poeci maj¹ ten dar dostrzegania i wra¿enia potrafi¹ wyraziæ s³owami. Munger jest ich przeciwieñstwem. Jego piórem jest obiektyw aparatu fotograficznego i za jego pomoc¹ przenosi na papier wiat³oczu³y to, co widzi, a widzi tylko w czerni i szaroci z dodatkiem bieli. Znaleli siê przy samochodzie. Kierowca trzyma³ otwarte tylne drzwiczki. I dlatego z takim zapamiêtaniem pracowa³ kontynuowa³ profesor. Nieustannie siê doskonali³. Podobnie jak poeta, który musi siê doskonaliæ i nieustannie uczyæ wyra¿aæ s³owami to, co pozwala mu dostrzec wizja doskona³a. Wszystko, co Munger mia³, to ponur¹ wizjê wojny. Walter zaduma³ siê. I dlatego robi³ takie wspania³e wojenne zdjêcia? Tak zgodzi³ siê profesor. I dlatego nie jest pe³nym cz³owiekiem. Walter westchn¹³ i wyci¹gn¹³ na po¿egnanie d³oñ. Dziêkujê panu, profesorze. Jasne jest teraz dla mnie, ¿e kluczem do osobowoci Mungera jest jego zmar³a matka. Mo¿e potrzebna mu terapia szokowa. Muszê nad tym pomyleæ. Nardi przyj¹³ podan¹ mu rêkê, potrz¹sn¹³ ni¹ i powiedzia³ surowym g³osem: Wiem, ¿e to, co pan robi, musi byæ bardzo wa¿ne, ale niech pan nie zapomina, ¿e cz³owiek, nawet niepe³ny, jest nadal istot¹ ludzk¹. Psychologia w rêkach amatora mo¿e byæ narzêdziem niebezpiecznym i destruktywnym. Czy ja b¹d moi koledzy mo¿emy panu jeszcze w czym pomóc? Nie. W istniej¹cych okolicznociach muszê pracowaæ sam. Jego g³os brzmia³ sucho. Poza tym w naszym biznesie wielu ludzi ulega destrukcji. Pozostaje fakt, ¿e matka Mungera by³a ¯ydówk¹. Munger mo¿e to uznaæ lub nie, ale fakt pozostaje faktem. Zginê³a walcz¹c za Izrael. Mo¿e mu siê to bardzo nie podobaæ, ale chcemy mu daæ tê sam¹ szansê. Kiedy Walter siedzia³ ju¿ w samochodzie, Nardi powiedzia³: Patrol? Co patrol? Po powrocie okaza³ siê impotentem. Tak w ka¿dym razie twierdzi jeden z raportów. 92
Co z tego wynika? W jego urazie psychicznym musi byæ jaki element seksualny. Trzeba o tym pamiêtaæ. Bêdê pamiêta³ odpar³ Walter i da³ znak kierowcy, by rusza³.
6 Mieli ich w wizjerze. Ca³¹ czwórkê. Teleobiektyw pozwala³ dostrzec nawet rysy twarzy. Ten sam zestaw co zwykle stwierdzi³ Duff Paget. Wyprostowa³ siê i pomasowa³ sobie kark. Spojrza³ na zegarek. Ch³opcy id¹ na lunch. My mo¿emy zrobiæ to samo. Przez najbli¿sze dwie godziny nic siê nie bêdzie dzia³o. Jerry Kimber potwierdzi³ skinieniem g³owy. Patrzy³ przez okno na budynek po drugiej stronie ulicy. Widzia³ czterech mê¿czyzn wsiadaj¹cych do czarnego forda. Po obu stronach drzwi do budynku stali inni, trzymaj¹c w gotowoci pistolety maszynowe Skorpion. Lustrowali ulicê i nieliczne pojazdy. Jerry obróci³ siê do Duffa, który zdj¹³ z aparatu teleobiektyw i zast¹pi³ go standardowym. Nastêpnie odkrêci³ aparat od statywu, w³o¿y³ go do skórzanej torby i, nie zamkniêt¹, przewiesi³ sobie przez ramiê, by byæ gotowym do robienia zdjêæ. W tym miecie zawsze dzia³o siê a¿ nazbyt wiele. Na co mia³by ochotê? spyta³ Jerry. Wszystko mi jedno, byle nie baranina. Jedmy do The Smugglers na dobry stek. Jerry umiechn¹³ siê. Jeste bardzo ostro¿ny jak na obie¿ywiata. A mo¿e masz nadziejê natkn¹æ siê na Ginê Mansutti? Nigdy nie wiadomo. Duff te¿ siê umiechn¹³. Jest przekonana, ¿e za³atwiê jej wywiad z Arafatem. Co za naiwnoæ. Mo¿na oczekiwaæ, ¿e lada chwila ci¹gnie te eleganckie butikowe d¿insy i zacznie mnie powa¿nie przekonywaæ, ¿ebym ugada³ Arafata. Jazda, idziemy! Na klatce schodowej Duff nacisn¹³ guzik windy. Jerry zamkn¹³ drzwi na potrójny zamek. Piêtro wy¿ej Misza Wigoda, alias Melim Jaheen, tak¿e doszed³ do wniosku, ¿e mo¿na na parê godzin zawiesiæ obserwacjê siedziby OWP i, podobnie jak Amerykanin i Kanadyjczyk, postanowi³ co zjeæ w restauracji na 93
rogu, gdzie mia³ swój stolik i gdzie móg³ liczyæ na ulubione danie: potrawkê z jagniêcia. Tak siê z³o¿y³o, ¿e ci¹gn¹³ windê na kilka sekund przed Duffem. Wsiad³ i nacisn¹³ guzik parteru. Winda zatrzyma³a siê jednak piêtro ni¿ej. Gdy otwiera³y siê jej drzwi, us³ysza³ s³owa Kanadyjczyka: Jeszcze tylko jeden pieprzony miesi¹c i przenios¹ mnie do
Urwa³, gdy zobaczy³, ¿e w kabinie kto jest. Duff i Jerry skinêli przyjanie Miszy. Winda ruszy³a. Misza zauwa¿y³ w pó³otwartej torbie jak zwykle gotowy do u¿ytku aparat fotograficzny. Widzia³ w miêdzynarodowej prasie wiele zdjêæ autorstwa tego Amerykanina. Podziwia³ go bardzo. A nawet trochê mu zazdroci³. Sam doskonale radzi³ sobie z aparatem i by³ wysoce kwalifikowanym specjalist¹ fotografii na u¿ytek wywiadu, ale w pracy Duffa dostrzega³ element, który odró¿nia artystê od rzemielnika. Pomyla³ sobie, ¿e mo¿e którego dnia bêdzie móg³ paradowaæ sobie z aparatem i chwytaæ ¿ycie na gor¹co, miast siedzieæ gdzie w k¹cie i bez koñca fotografowaæ twarze, z których jedna na tysi¹c gdzie komu siê przyda i co objawi. Misza nie tylko tego zazdroci³ Amerykaninowi. Sam by³ niski, ³ysiej¹cy, mia³ charakterystyczn¹ twarz, jak to okrela³a matka, innymi s³owy by³ brzydki. Natomiast Duff Paget by³ wysoki i bardzo przystojny. Winda stanê³a na parterze, Misza grzecznie przepuci³ towarzyszy krótkiej podró¿y. Duff i Jerry ruszyli przez hol i pierwsi wyszli przez otwarte drzwi w spiekotê wczesnego popo³udnia. Misza zosta³ na stopniach i patrzy³, jak obaj mê¿czyni id¹ w kierunku zielonego, starego i poobijanego mercedesa zaparkowanego na rogu. Kanadyjczyk gestykulowa³ i co z o¿ywieniem mówi³. Dziêki mikrofonom, które Mosad zainstalowa³ w mieszkaniu poni¿ej, Misza wiedzia³, ¿e lubi du¿o mówiæ. Niezbyt to dobra cecha u agenta wywiadu. Duff potakiwa³, ale d³oñ trzyma³ pod otwart¹ klap¹ torby na uchwycie aparatu. Profesjonalista! Misza ju¿ odwraca³ g³owê, schodz¹c na chodnik, kiedy zza rogu wyskoczy³a z piskiem opon popielata simca. Z otwartych okien wyziera³y czarne lufy. Zadzia³a³ instynkt: Misza rzuci³ siê na ziemiê, siêgaj¹c jednoczenie po swój MAB w kaburze pod pach¹. Zatrzyma³ d³oñ w po³owie drogi, widz¹c, ¿e nie on jest celem. Obie lufy plu³y ju¿ ogniem w kierunku Duffa Pageta i Kanadyjczyka. W og³uszaj¹cym terkocie broni maszynowej obaj padli jak ciêci. Misza rozpozna³ charakterystyczny dwiêk i zakl¹³ pod nosem. Uzi! Te bydlaki u¿ywaj¹ naszych Uzi! mrukn¹³. Popielaty samochód zwolni³. Strzelanina trwa³a trzy sekundy. Misza wiedzia³, ¿e w tym czasie oba pistolety maszynowe wystrzeli³y ponad siedemdziesi¹t pocisków. Simca znowu przypieszy³a. Z tylnego siedzenia dwie twarze spogl¹da³y ciekawie za siebie. Dobry Bo¿e! Jedna z nich nale¿a³a do kobiety! Bia³a twarz w oprawie czarnych krêconych w³osów. Misza przeniós³ wzrok na le¿¹cych. 94
Wsparty o mur Kanadyjczyk nie dawa³ znaków ¿ycia, ale Paget siê porusza³. Wykonywa³ jakie groteskowe ruchy. Nogi mia³ przedziwnie wykrêcone, lewe ramiê strzaskane. Brakowa³o mu dolnej czêci twarzy, wystawa³ tylko bia³y kawa³ek koci ¿uchwowej. Ale siê porusza³, niby czerwona szmata poci¹gana na nitkach. A w prawej rêce Misza zobaczy³ aparat wycelowany w oddalaj¹cy siê samochód. Ten myszygene robi zdjêcia! Misza wstrzyma³ oddech. Przecie¿ on nie ¿yje! Nie mia³ prawa prze¿yæ, ale robi zdjêcia! Misza zerwa³ siê na równe nogi, zacz¹³ biec, w g³owie czu³ zamêt. Duff ju¿ siê nie rusza³. D³oñ z aparatem przytrzymywa³a wylewaj¹ce siê wnêtrznoci. Misza pochyli³ siê nad nim, wzdrygaj¹c siê odruchowo na widok zmasakrowanej twarzy. Tylko oczy by³y ca³e i tli³y siê w nich ostatnie iskierki ¿ycia. Co najmniej jeden pocisk trafi³ w jamê ustn¹. Widaæ by³o bia³¹ koæ, resztki zêbów, bulgoc¹c¹ krew. I s³ychaæ by³o nie jêki konaj¹cego, ale
Tak! Duff usi³owa³ co powiedzieæ, wykrztusiæ s³owo. Misza jeszcze ni¿ej pochyli³ g³owê. Po ulicy rozchodzi³y siê krzyki i tupot biegn¹cych ludzi oraz odleg³e wycie syreny. Ucho Miszy niemal dotyka³o krwawej jamy. I us³ysza³ kilkakrotnie powtórzone s³owo, niemal bezdwiêczne. Jakby ilm
ilm
ilm
Nagle Misza zrozumia³. To by³ dwiêk z g³êbi gard³a przez usta, których nie by³o. Umieraj¹cy nie móg³ wypowiedzieæ litery f. Chodzi³o mu o film. Wzrok Miszy utkn¹³ w zaciskanym w prawej rêce aparacie fotograficznym. Misza opanowa³ siê i zacz¹³ znów postêpowaæ jak profesjonalista. Zerkn¹³ na drug¹ stronê ulicy. Wartownicy przed budynkiem OWP patrzyli pozornie ze spokojem, ale trzymali broñ w gotowoci. Grupka gapiów sta³a w bezpiecznej odleg³oci. Pod pretekstem udzielania pomocy rannemu, uniós³ cia³o, tak aby samemu obróciæ siê plecami do ludzi. Wiedzia³, ¿e ma zaledwie kilka sekund. Duff rzeczywicie teraz jêcza³ by³y to przeraliwie chrapliwe dwiêki wydobywaj¹ce siê przez zalewaj¹c¹ krtañ krew. Misza szybkim ruchem wyrwa³ kamerê z martwiej¹cych palców i omal nie zwymiotowa³, kiedy na ziemiê sp³ynê³y pozbawione wsparcia jelita. Dysza³ ciê¿ko, usi³uj¹c jak najszybciej wykonaæ konieczn¹ robotê. Palce lizga³y siê po umazanym we krwi aparacie. Przewin¹³ film, otworzy³ tyln¹ ciankê, wyj¹³ kasetê i schowa³ j¹ do kieszeni. Zatrzasn¹³ aparat i po³o¿y³ go tam, gdzie by³ na otwartej jamie brzusznej. Jêki usta³y. Amerykanin skona³. Misza wsta³ i ponownie zerkn¹³ na budynek OWP. Stra¿nicy pilnie mu siê przygl¹dali. Na ich u¿ytek zrobi³ kilka wymownych gestów najpierw, ¿e cz³owiek nie ¿yje, potem wzruszy³ ramionami i roz³o¿y³ rêce, sygnalizuj¹c, ¿e nic go to nie obchodzi, ¿e jest przypadkowym wiadkiem tragedii. Powoli zacz¹³ siê wycofywaæ. By³ ju¿ blisko rogu, kiedy jeden z palestyñskich stra¿ników podniós³ swego Skorpiona. Misza zamar³, ale tamten tylko poprawi³ uchwyt. Misza ruszy³ dalej. Syreny wy³y ju¿ blisko. Gdy pierwszy 95
wóz policyjny pojawi³ siê u wylotu ulicy, Misza by³ ju¿ za rogiem pêdzi³, trzymaj¹c d³oñ pod kurtk¹, gotów utorowaæ sobie drogê seri¹ z MAB-a, gdyby zasz³a taka potrzeba. Walter Blum siedzia³ za wielkim mahoniowym biurkiem, wpatruj¹c siê w politurowany, prawie pusty blat. Blat by³ zbyt wielki. Zupe³nie niepotrzebnie. Ale dziêki temu on ze swoj¹ mas¹ wydawa³ siê mniejszy. Przed godzin¹ by³ pogr¹¿ony w smutku, teraz ju¿ tylko zadumany. Przez ca³y czas rozmyla³ o Duffie Pagecie i jego mierci. Utrata przyjaciela wywo³a³a smutek. Zadumê i troskê o przysz³oæ. Przed dwoma dniami, gdy dosz³a do niego straszna wiadomoæ, wys³a³ list kondolencyjny do Ruth. Odwiedzi³by j¹ osobicie, ale otrzyma³ telegram, ¿e Misza Wigoda ma dodatkowe informacje dotycz¹ce mierci Duffa i rolkê filmu. Walter wezwa³ Miszê na Cypr. Agent Mosadu przed godzin¹ przyby³ i opisa³ dok³adnie okolicznoci mierci Duffa. Film by³ ju¿ wywo³any, teraz robiono odbitki i powiêkszenia. Walter wybiera³ siê do Ruth tego wieczoru. Tymczasem jego ludzie dyskretnie obserwowali dom Pagetów, dziêki czemu dowiedzia³ siê, ¿e przed po³udniem Ruth odwiedzi³ rezydent CIA z Nikozji. Gdy zastanawia³ siê nad ewentualnym znaczeniem tej wizyty, us³ysza³ brzêczyk. Nacisn¹³ guzik interkomu i us³ysza³ podniecony g³os, który zawiadamia³, ¿e powiêkszenia s¹ gotowe. Odsun¹³ fotel na naoliwionych kó³kach i wsta³. ciana tu¿ za nim zabudowana by³a pó³kami pe³nymi ksi¹¿ek. Zrobi³ parê kroków i t³ustym palcem pchn¹³ grzbiet Davida Copperfielda tu¿ poni¿ej litery D w nazwisku Charlesa Dickensa. Co szczêknê³o, potem zamrucza³o i fragment obudowy odsun¹³ siê do wewn¹trz, ods³aniaj¹c w¹ski korytarzyk wy³o¿ony boazeri¹. Id¹c nim w kierunku obitych filcem drzwi Walter wyrzuca³ sobie owo banalne rozwi¹zanie architektoniczne. Przecie¿ móg³ równie dobrze umieciæ biura swej siatki DAKTYL w zwyk³ym budynku pod przykrywk¹ jakiej firmy handlowej. Skoro jednak postanowi³ byæ szpiegiem, czy arcyszpiegiem, jak wola³ siebie nazywaæ, to niech towarzysz¹ temu i arcyefekty z Hollywoodu. Sprawia³o mu to pewn¹ przyjemnoæ. Otworzy³ drzwi na koñcu korytarzyka i wszed³ do funkcjonalnie urz¹dzonej salki bez okien, jednego z pomieszczeñ nadbudowy s¹siedniego budynku. Pracowa³o tu szeciu agentów przy obs³udze centrum ³¹cznoci i dzia³u dokumentacji. Tu¿ obok znajdowa³a siê sala konferencyjna i do niej w³anie Walter skierowa³ kroki, witaj¹c skinieniem g³owy agentów na s³u¿bie. W sali konferencyjnej za owalnym sto³em siedzieli dwaj mê¿czyni. Jednym by³ Izaak Szapiro, nominalnie zastêpca dyrektora handlowego Walen Trading Cypr, a w rzeczywistoci szef DAKTYLA Siedem. Dawniej by³ to jego w³asny kryptonim, ale obecnie ponumerowani agenci pierwotnej siatki DAKTYL mieli rozbudowane zespo³y. Drug¹ oso96
b¹ by³ Misza Wigoda. Na stole le¿a³y cztery czarno-bia³e powiêkszenia rozmiarów 20 x 30. Na dwóch by³o widaæ samochód z boku. Jecha³ zbyt szybko, by zdjêcia mog³y byæ wyrane, ale na wysokoci okien widnia³o parê bia³ych plamek. Wigoda wskaza³ na nie. P³omienie wylotowe. Paget wci¹¿ robi³ zdjêcia, gdy do niego strzelali. Walter wzi¹³ do rêki trzeci¹ fotografiê. Widaæ by³o ty³ samochodu. Zdjêcie zrobiono z ziemi. Przez tyln¹ szybê patrz¹ dwie osoby. Twarz m³odego mê¿czyzny, w³osy pod zawojem ulubionym przez fedainów OWP. I twarz kobiety o krêconych czarnych w³osach. Misza podsun¹³ Walterowi czwarte zdjêcie. By³ to jeszcze bardziej powiêkszony wycinek trzeciego. Twarz kobiety prawie naturalnej wielkoci, ale niewyrana ze wzglêdu na u¿ycie filmu o zbyt ma³ej czu³oci. Walter wpatrywa³ siê d³ugo w tê twarz. Szapiro powiedzia³: Sprawdzalimy z fotografiami wszystkich znanych terrorystek OWP. Wynik negatywny. Walter pokrêci³ g³ow¹, odwróci³ grzbietem do góry pierwsze trzy fotografie i ob³o¿y³ nimi g³owê kobiety na czwartej tak, by zas³oniæ czarne w³osy. To nie jest Arabka powiedzia³. W³o¿y³a perukê. Bez niej nosi d³ugie blond w³osy. G³os mu stê¿a³. Lubi je te¿ upinaæ na czubku g³owy. Zawsze jedn¹ szpilk¹. Kiedy szpilkê wyjmuje, kaskada w³osów sp³ywa jej na plecy. To jej znak rozpoznawczy. Szapiro by³ zdumiony, widz¹c, jak Walter z trudem hamuje gniew. Zawsze widzia³ swego szefa w sardonicznym humorze i lekcewa¿¹cego najgorsze nawet wieci. Kto to taki? spyta³. Janine Lasage. Pracuje dla lUniverse
i SDECE. Po co kombinuje z OWP i dlaczego uczestniczy³a w zamachu? wyrwa³ siê Misza. Walter westchn¹³. Co do pierwszej czêci pytania, to musimy siê dopiero dowiedzieæ, co robi³a w samochodzie. Piek³o nie zna gorszej furii ni¿ przelicytowana kobieta. Zabra³ czwart¹ fotografiê. Szapiro i Wigoda spojrzeli na siebie pytaj¹cym wzrokiem. Kobieta przelicytowana? Czy to Szekspir? zapyta³ w koñcu Wigoda. Szapiro skin¹³ g³ow¹. Szekspir poprawiony przez Bluma. Walter siedzia³ rozparty na poduszkach klimatyzowanego mercedesa 600. Wóz wspina³ siê krêt¹ drog¹ do Platres. Ka¿dego innego dnia Walter rozmawia³by 7 Reporter
97
ze swoim szoferem, Spiro, na tematy polityczne, o meczach futbolowych, pogodzie lub jego rodzinie. Spiro mia³ piêciu synów i cztery córki. By³a to bardzo ró¿norodna i fascynuj¹ca gromadka. Spiro od dwóch lat pracowa³ u Waltera i przez pierwsze kilka miesiêcy nieustannie raczy³ go opowieciami o wyczynach swoich latoroli. Dwaj synowie powiêcili siê polityce, trzeci mia³ spor¹ t³oczniê win pod Limassol, czwarty odda³ siê dziennikarstwu pracowa³ jako reporter w lokalnej gazecie a pi¹ty, najm³odszy, b³yszcza³ jako gwiazda futbolu. Z córek dwie by³y szczêliwymi ¿onami i prowadzi³y gospodarstwo, trzecia, o nieposkromionym temperamencie, powiêci³a siê karierze piosenkarki buzuki, a jej ¿ycie mi³osne by³o przedmiotem skandalizuj¹cych plotek, czwarta za wybra³a Cypryjsk¹ Partiê Komunistyczn¹ jako pole swego dzia³ania. Nieustannie k³óci³a siê te¿ z dwoma najstarszymi braæmi, którzy znajdowali siê na przeciwleg³ym krañcu politycznego spektrum. I w³anie najm³odsza by³a oczkiem w g³owie ojca. Pocz¹tkowo Walter s¹dzi³, ¿e Spiro po prostu fantazjuje, a w najlepszym wypadku grubo przesadza. Jednak¿e po kilku miesi¹cach dosta³ zaproszenie na lub najm³odszej córki i z ciekawoci poszed³. Ca³a rodzina okaza³a siê dok³adnie taka, jak Spiro j¹ opisywa³: utalentowana, ró¿norodna, krzykliwa i bardzo mi³a. Walter by³ zdumiony, zw³aszcza ¿e wiêkszoæ dzieci nale¿a³a do grona ludzi bardzo zamo¿nych. Po co Spiro pracuje za piêædziesi¹t cypryjskich funtów tygodniowo? Tyle mu bowiem p³aci³. Nastêpnego dnia po lubie zada³ swemu kierowcy to pytanie. Spiro umiechn¹³ siê i odpar³, ¿e po prostu lubi prowadziæ samochód, zw³aszcza taki, jaki ma Walter. A poza tym: nigdy nie pozwoli, by dzieci go utrzymywa³y. Ceni sw¹ niezale¿noæ i zdolnoæ wystêpowania nadal w charakterze surowego i bezstronnego ojca. Z tych to w³anie powodów Walter bardzo lubi³ starego Spiro, rozmowa z nim sprawia³a mu przyjemnoæ, a czasami korzysta³ nawet z jego opinii, gdy chodzi³o o zawi³e problemy cypryjskie. Dzi jednak musia³ pomyleæ, wiêc nacisn¹³ guzik, który uruchamia³ mechanizm podnosz¹cy szybê miêdzy nim a kierowc¹. Nie spogl¹da³ nawet na piêkny krajobraz, tylko odda³ siê rozmylaniu. W najbli¿szym czasie czeka³y go dwa spotkania o kapitalnym, jego zdaniem, znaczeniu. Pierwsze z Ruth, drugie z Mungerem. Nie mia³ pojêcia, jak Ruth odebra³a mieræ mê¿a. By³a siln¹ kobiet¹, ale wizyta rezydenta CIA z Nikozji mog³a powa¿nie zachwiaæ jej równowag¹ psychiczn¹. Postanowi³ byæ z ni¹ szczery. Dalsze k³amstwa czy pó³prawdy by³yby w tym wypadku czym najgorszym. Pojawi³o siê tylko jedno pytanie: czy mówiæ jej o Janine Lasage? By³by to argument pomocny w jego strategii. A mo¿e zostawiæ go w rezerwie, na póniej? Nie mia³ najmniejszych wyrzutów sumienia manipuluj¹c przyjació³mi. Lubi³ postrzegaæ siebie w roli inicjatora w wielkiej grze. Wed³ug jego definicji, 98
przyjaciele istnieli po to, by uczestniczyæ w owej grze w celach uznanych przez niego za wznios³e. A jeli nie chcieli, to znaczy, ¿e nie byli przyjació³mi. I wówczas mia³ tym wiêksze prawo sk³oniæ ich do kooperacji, odpowiednio nimi manipuluj¹c. By³a to bardzo wygodna filozofia i zapewnia³a spokojny sen. Niemniej teraz by³ bardzo niespokojny, tak jak ka¿dy agent, kiedy przychodzi chwila, gdy musi siê zdekonspirowaæ. Nazywa siê to spuszczaniem spodni i jest konieczne podczas werbunku potencjalnego agenta, który nie jest motywowany pieniêdzmi. Instynkt podpowiada³ Walterowi, ¿e w przypadku Ruth tylko absolutna szczeroæ stworzy szansê sk³onienia jej do wspó³pracy. By³a przecie¿ ¯ydówk¹ i bardzo siê przejmowa³a przysz³oci¹ Izraela. Munger to zupe³nie inna sprawa. Spojrza³ na le¿¹c¹ na siedzeniu obok teczkê, która zawiera³a ca³¹ dokumentacjê Mungera oraz opiniê profesora Chaima Nardiego. Ciekawe, czy Ruth siê zgodzi z jego interpretacj¹ i zaaprobuje taktykê, jak¹ mia³ zamiar zastosowaæ. Przez chwilê poczu³ lekki strach, myl¹c o czekaj¹cej go rozmowie z Mungerem. Tyle niewiadomych
Ten cz³owiek jest absolutnie nieprzewidywalny. Walter instynktownie ba³ siê nieprzewidywalnych sytuacji i ludzi. W wiêkszoci wypadków chroni³ go maj¹tek, intelekt i stanowisko. Ale nie tym razem. Tym razem bêdzie nie os³oniêty. No có¿, nie mia³ wyboru. Koniecznie chcia³ mieæ Mungera, nawet za cenê pewnego ryzyka. Dom Mungera by³ pod sta³¹ obserwacj¹ od ich pierwszego spotkania na hotelowym tarasie. Blum wiedzia³, ¿e Munger prowadzi ¿ycie pustelnika. Raz na tydzieñ chodzi do Phini po zakupy i spêdza trochê czasu w tawernie, rozmawiaj¹c z miejscowymi ludmi przy kawie lub szklance wina. Znacznie rzadziej chodzi na kolacjê do swych najbli¿szych s¹siadów. Dyskretne rozpytywanie w wiosce pozwoli³o ustaliæ, ¿e Munger jest szanowany, a nawet lubiany. Nie by³o ³atwo czegokolwiek siê o nim dowiedzieæ. Mieszkañcy wioski zachowywali przedziwn¹ dyskrecjê na jego temat. Walter przypomnia³ sobie ostrze¿enie profesora na temat niebezpieczeñstwa zwi¹zanego ze stosowaniem psychologii przez amatorów. Ruth nie jest amatorem. Zapozna siê z dokumentacj¹ i udzieli Walterowi rad. Mo¿e nie bêd¹ mia³y takiego ciê¿aru gatunkowego jak profesorskie, ale dziêki temu mo¿e bêd¹ bardziej praktyczne. Mercedes mija³ Mandriê. Walter na chwilê chcia³ siê odprê¿yæ i otworzy³ lodówkê. Sta³ w niej pó³misek z plastrami wêdzonego ³ososia i pieczonej kury oraz pasztetu z w¹tróbek. Obok ch³odzi³a siê butelka montrachet. Na uchwycie nad kolanami umocowa³ tackê i zaj¹³ siê powa¿nym problemem jedzenia. Bêdzie ju¿ póno, gdy skoñczy z Ruth, a poza tym lepiej mieæ pe³ny ¿o³¹dek przed czekaj¹c¹ go przepraw¹.
99
Ruth w³anie przycina³a ró¿e w ogrodzie, gdy mercedes Waltera zajecha³ przed dom. Poprzedniego wieczoru pada³ deszcz, tote¿ w³o¿y³a jaskrawo¿ó³te d³ugie kalosze. W³osy uczesa³a w koñski ogon i kiedy tak sta³a pochylona nad krzewami, Walter pomyla³, ¿e emocjonalne prze¿ycia minionych miesiêcy i ostatnich dni nie uszczknê³y nic z jej urody. Nalej sobie drinka! zawo³a³a. Zaraz przyjdê. Dopiero co pi³em montrachet odpar³. By³oby ¿al psuæ taki bukiet czymkolwiek innym. Umiechnê³a siê i Walter odetchn¹³ z ulg¹, gdy¿ potwierdza³o to pierwsze wra¿enie co do jej pogody ducha. W lodówce jest jeszcze jedna butelka montrachet z przes³anej przez ciebie skrzynki. Wyjmij j¹, ale nie wypij ca³ej, nim ja do³¹czê. Poszed³ do kuchni, znalaz³ wino, odkorkowa³ butelkê, wyszuka³ dwa kieliszki i wszystko zaniós³ do saloniku
Ruth w³anie ci¹ga³a ¿ó³te kalosze. Zostañmy na patio zaproponowa³a i popatrzmy na zachód s³oñca. Zabra³ wino i kieliszki, postawi³ na stoliku i opad³ na trzeszcz¹cy wiklinowy fotel. Ruth usiad³a naprzeciwko, stopy w lekkich sanda³ach po³o¿y³a na wolnym fotelu. Nie jest wcale spiêta, pomyla³ Walter. Nala³ do kieliszków wina. Zaczêli popijaæ, spogl¹daj¹c na siebie w milczeniu. Jest mi niezmiernie przykro, Ruth odezwa³ siê wreszcie Walter w obawie, ¿e cisza zacznie ich krêpowaæ. Wiem, ¿e siê lubilicie odpar³a. Kolejna chwila ciszy. Wszystko w porz¹dku? Potrzebna ci jaka pomoc? spyta³. Zamia³a siê. Ironicznie, gorzko. Nie, Walterze. Wszystkie moje ziemskie potrzeby s¹ zaspokojone. Mam ubezpieczenie Duffa. Tantiemy z jego ksi¹¿ki i emerytura
od rz¹du Stanów Zjednoczonych. Podniós³ brwi. Ruth zamia³a siê raz jeszcze. Okropny miech. Przeszy³ go dreszcz. Upi³a trochê wina i powiedzia³a: Duff by³ szpiegiem. Od dawna. Jeszcze przed naszym ma³¿eñstwem. Spojrza³a na Waltera, oczekuj¹c jakiej reakcji. Nie widz¹c ¿adnej, kontynuowa³a: Z³o¿y³ mi wizytê mi³y pan z ambasady. By³ nieco zdziwiony, ¿e Duff mi nigdy nie powiedzia³. Z pocz¹tku mu nie wierzy³am. To by³o nieprawdopodobne. Jak¿e mo¿na byæ czyj¹ ¿on¹ przez blisko dziesiêæ lat i o tym nie wiedzieæ? To ohydne ze strony Duffa
nic mi nie powiedzieæ. Znów oczekiwa³a reakcji, ale Walter najspokojniej popija³ wino, wpatruj¹c siê w ni¹ powa¿nym wzrokiem. To ohydne! wysycza³a. Myla³am, ¿e takie s¹ przepisy, ¿e ¿onom nie wolno wiedzieæ, ale ten cz³owiek wyjani³ mi, ¿e to sprawa decyzji agenta. No i Duff zdecydowa³: nie powiedzia³ mi. Odwróci³a wzrok na dolinê. 100
Op³akiwa³am go, Walterze! Zapomnia³am o wszystkich jego s³abociach i wadach, o jego k³amstwach i zdradach. Pamiêta³am tylko szczêliwe chwile. By³am gotowa nawet uwierzyæ, ¿e mnie naprawdê kocha³. I tylko mnie. W mojej wyobrani widzia³am ten okropny obraz: le¿y martwy w pyle ulicy. Zabity, poniewa¿ robi³ to, za co mu p³acono. ¯e robi³ to, w czym by³ dobry. A potem przyszed³ ten cz³owiek i w swoim biurokratycznym ¿argonie obwieci³, ¿e Duff by³ szpiegiem. I to powa¿nym agentem z parunastoma pochwa³ami wpisanymi do tajnych akt personalnych. Da³ mi jakie papiery do podpisania i powiedzia³, ¿e otrzymam list z kondolencjami od dyrektora CIA, i ¿e Duff zosta³ zabity podczas wykonywania obowi¹zków, oraz ¿e by³ bohaterem i wielkim patriot¹. Wróci³a spojrzeniem do Waltera. Zw³oki odwieziono do Stanów, pogrzeb ma byæ bardzo uroczysty. Koledzy i przyjaciele. Obecny bêdzie sam dyrektor CIA. Ja nie pojadê, Walterze. Za ¿ycia nale¿a³ ju¿ do nich, mog¹ go sobie zatrzymaæ i po mierci. Walter nape³ni³ jej kieliszek: Co zamierzasz teraz zrobiæ? Spojrza³a na niego zdziwiona. Nie wydajesz siê tym zaskoczony? Nie, Ruth. Od wielu lat wiedzia³em, ¿e Duff jest szpiegiem. Wyprostowa³a siê i otworzy³a usta ze zdumienia. Duff ci powiedzia³? Powiedzia³ tobie, a nie pisn¹³ s³owa mnie? Nigdy mi niczego nie powiedzia³. No to sk¹d wiedzia³e? Bo i ja jestem szpiegiem. Od ponad dwudziestu lat. Jej twarz przybra³a niemal komiczny wyraz os³upienia. Ty, Walterze? Te¿ pracujesz dla CIA? Nie. Dla Izraela. Dla Mosadu. Umiechn¹³ siê. Gwa³townie odstawi³a kieliszek. Trochê wina prysnê³o na stó³. Wsta³a odsuwaj¹c fotel i posz³a na skraj tarasu. Przez kilka minut sta³a tak, potem obróci³a siê ku Walterowi z umiechem na twarzy. By³ to mi³y umiech, bez ¿alu czy ironii. Powiedzia³e mi o tym. A on nigdy mi nie powiedzia³. Musi w tym tkwiæ jaki mora³. Mora³ jest taki, ¿e w pewnym sensie wiêcej mi na tobie zale¿y ni¿ Duffowi. Przechyli³a g³owê i obrzuci³a go pytaj¹cym spojrzeniem. Chcesz mi powiedzieæ, ¿e mnie kochasz? Krótko siê zamia³ i odpar³: Oczywicie, ¿e ciê kocham, ale to jest tak mieszne, ¿e wiêcej nie bêdziemy o tym mówiæ. Obiecujê, ¿e nie bêdê ciê tym wprawia³ w zak³opotanie, 101
a ty obiecaj, ¿e nie bêdziesz siê ze mnie mia³a. I nie dlatego ci powiedzia³em, ¿e jestem szpiegiem. A teraz odpowiedz na moje pytanie: jakie masz plany? Powróci³a do sto³u, usiad³a i wybuchnê³a miechem. By³a wyranie rozbawiona. Och, Walter! Ty szpiegiem? Wiem dobrze, ¿e mnie kochasz. Kobieta zawsze to wie. Ale mówienie, ¿e jeste szpiegiem! To jest mieszne i nieprawdopodobne. Do Duffa pasowa³o szpiegowanie, mia³ to w naturze
Nawet jego aparycja. Ale ty, Walterze?! Chcê powiedzieæ, ¿e jeste ostatni¹ osob¹, któr¹ mog³abym o co podobnego podejrzewaæ. Na ustach Waltera pojawi³ siê pe³en wyrozumienia umiech. Bardzo mi schlebia to, co powiedzia³a. ¯aden szpieg nie chce wygl¹daæ na szpiega. A poza tym: nie jest moj¹ rol¹ skradaæ siê noc¹ w obuwiu na gumowych podeszwach. Nie ledzê ludzi na ulicy, nigdzie siê nie w³amujê, by wykraæ dokumenty, i nie podk³adam bomb. Kierujê powa¿n¹ siatk¹ szpiegowsk¹. W zestawieniu z Walterem owo nocne skradanie siê i podk³adanie bomb wywo³a³o kolejny umiech na jej twarzy. Spowa¿nia³a jednak szybko i spyta³a: Dlaczego mi wiêc o tym nie opowiesz, Walterze? Skoro powiedzia³e tyle, powiedz resztê. Mam ju¿ doæ karmienia strzêpami informacji. I powiedzia³ jej. Nie wszystko, ale wiele zgodnie z jego strategi¹, zacz¹³ od najwczeniejszych dni. Od spotkania z genera³em Dajanem, o Isserze Harelu i generale Hoftim. Opowiedzia³ o siatce i o tym, co zdo³a³a zdzia³aæ. Mówi³ przez ponad godzinê, a Ruth by³a tak zas³uchana, ¿e nawet nie spostrzeg³a, i¿ s³oñce zasz³o, a czerwonawy b³êkit nieba zamieni³ siê w czerñ. Wsta³a, by zapaliæ wiat³a i przynieæ now¹ butelkê wina. To wszystko jest zupe³nie fascynuj¹ce przyzna³a. Podkrela twój charakter, nadaje mu nowy kszta³t
zawsze widzia³am w tobie tylko bogatego i ekstrawaganckiego bon vivant
Nie chcê przez to nic z³ego powiedzieæ
By³e dobrym przyjacielem, szczodrym
ale w zasadzie cz³owiekiem zainteresowanym wy³¹cznie robieniem pieniêdzy i u¿ywaniem ¿ycia
Teraz postrzegam ciê zupe³nie inaczej. To wspania³e, co robisz. Twoje ¿ycie ma g³êboki sens
Uderzy³a j¹ nagle myl. Czy powiedzia³by o tym ¿onie, gdyby by³ ¿onaty? Oczywicie. Pracowa³aby ze mn¹. Dzieli³a triumfy i rozterki. Wierzy³aby w to, co i ja. Skinê³a g³ow¹. Przecie¿ i ja mog³am dzieliæ to z Duffem. Wszystko u³o¿y³oby siê inaczej. To by nas zwi¹za³o. Mo¿e siê obawia³, ¿e nie zaaprobujesz
podsun¹³, chc¹c z³agodziæ jej ¿al. Nie. No, mo¿e z samego pocz¹tku. Mogê zrozumieæ jego pocz¹tkowe opory. Spodziewa³am siê ¿ycia osiad³ego, rodzinnego, bezpiecznego. Ale 102
póniej akceptowa³am je takim, jakim by³o. Przecie¿ ju¿ jego oficjalny zawód by³ wystarczaj¹co niebezpieczny. I przysta³am na takie ¿ycie. Nie, Walterze! Jemu chodzi³o o co innego. On siê lubowa³ w tajemnicach i sekretach. Tak¹ mia³ naturê. Po pewnym czasie zada³a pytanie: Wiêc czego ¿¹dasz ode mnie? Najpierw ty odpowiedz na moje pytanie. Jakie masz plany? Co z Gideonem? Dzwoni³. Chcia³ natychmiast przylecieæ. Zamierza³ prosiæ o okolicznociowy urlop w sprawach rodzinnych. Spojrza³a z ukosa na Waltera. Rodzinny urlop z powodu mierci Duffa! Powiedzia³am mu, ¿eby siê wstrzyma³. Wówczas jeszcze zamierza³am lecieæ do Stanów na pogrzeb. Powiedzia³am mu, ¿e muszê wszystko przemyleæ. Wyjdziesz za niego? Jeli tego bêdzie chcia³
i mo¿e ja te¿. Ale chcê odczekaæ przynajmniej rok. Pod tym wzglêdem jestem tradycyjna. Walter odczu³ wielk¹ ulgê, chocia¿ niczego po sobie nie pokaza³. A przez ten rok? zapyta³. Zostanê na Cyprze. Mam tu przyjació³. Polubi³am pracê w sierociñcu i poza tym
umiechnê³a siê blado jestem niezale¿na finansowo. Doskonale. Walter dwign¹³ siê, poszed³ do salonu i po chwili wróci³ z teczk¹. Po³o¿y³ j¹ na stole, otworzy³, wyj¹³ z niej dwa grube pliki w ¿ó³tych ok³adkach i poda³ Ruth. Potrzebujê twojej opinii. Czy by³aby ³askawa przeczytaæ te dwa zbiory dokumentów? Ten grubszy najpierw. Wracam teraz do Forest Peak. Jutro przylê po ciebie samochód o ósmej trzydzieci. Zjemy razem kolacjê i porozmawiamy. Otworzy³a pierwsz¹ ok³adkê. Na stronie by³y tylko dwa s³owa: DAVID MUNGER. Czy on te¿ jest szpiegiem? spyta³a cicho. Nie. Ale przy odrobinie pomocy mo¿e nim zostaæ. Podzielili siê potê¿nych rozmiarów chateaubriandem. Walter zjad³ cztery pi¹te, Ruth resztê. Siedzieli w samym k¹cie pustej restauracji i w czasie posi³ku niewiele rozmawiali. Walter mia³ na sobie zielon¹ sportow¹ marynarkê i tego samego koloru krawat do blado¿ó³tej koszuli, za któr¹ wepchn¹³ róg zielonej serwetki. Ruth w³o¿y³a na ten wieczór prost¹ czarn¹ sukniê bez dekoltu. W³osy upiê³a wysoko, a na z³otym ³añcuszku na szyi b³yszcza³a Gwiazda Dawida. Przy oddalonym stoliku siedzia³y dwie jej znajome sporej tuszy emerytowane Angielki i przygl¹da³y siê z dezaprobat¹. Najpierw 103
dobieg³y do nich plotki, ¿e Ruth nie ma zamiaru polecieæ do Stanów na pogrzeb mê¿a, a teraz oto widz¹ j¹ w restauracji, zabawiaj¹c¹ siê, nim jeszcze ostyg³ zmar³y. Ponadto w towarzystwie cz³owieka, o którym wiadomo, ¿e utrzymuje stosunki z kobietami lekkich obyczajów i którego skandaliczne prowadzenie siê by³o ogólnie znane. Obie damy szepta³y do siebie w wiêtoszkowatej ekstazie. Deser? spyta³ Walter, prze³kn¹wszy ostatni kawa³ek polêdwicy. Nie, dziêkujê. Ty jedz, a ja podzielê siê z tob¹ opini¹ na temat zadanej mi lektury. Skinieniem palca Walter przywo³a³ kelnera, który popieszy³ z wózkiem pe³nym s³odkoci i, o nic nie pytaj¹c, postawi³ przed Walterem talerz z po³ówk¹ cytrynowego placka. Kiedy kelner odszed³, Ruth zaczê³a mówiæ. W zasadzie zgadza siê z analiz¹ profesora Nardiego. Powiedzia³a to niemia³o, gdzie jej bowiem do takiej s³awy jak Nardi i ona nie ma prawa do zgadzania siê czy niezgadzania. Z drugiej strony ma tê przewagê nad Nardim, ¿e zna³a i wielokrotnie obserwowa³a Mungera. Teraz dopiero wiele zauwa¿onych przez ni¹ szczegó³ów jego zachowania nabra³o znaczenia i daje siê wyt³umaczyæ. Podziela³a opiniê, ¿e porzucenie Mungera przez matkê mia³o ogromny wp³yw na ukszta³towanie charakteru Davida. Jeli idzie o powody jego nag³ego za³amania i wycofania siê z zawodu, to zrozumieæ je bêdzie mo¿na dopiero po uzyskaniu informacji na temat wydarzeñ maj¹cych miejsce podczas ostatniego patrolu Si³ Specjalnych. Na zakoñczenie zada³a Walterowi pytanie, jakie ma plany wobec Mungera. Gdy skoñczy³ cytrynowy placek, raz jeszcze rzuci³ ³akomym wzrokiem na wózek z deserami, g³êboko westchn¹³, daj¹c jednak¿e znak kelnerowi, ¿e nie wemie wiêcej, i przyst¹pi³ do wyjaniania Ruth obecnej misji oraz trudnoci zwi¹zanych z umieszczeniem w Iraku agentów. S³ucha³a uwa¿nie, robi¹c nawet kilka istotnych uwag na temat niebezpieczeñstwa proliferacji nuklearnej w ogóle, a dla Izraela w szczególnoci. Ruth by³a inteligentna, zna³a wiat i potrafi³a obserwowaæ. Walter zacz¹³ siê jej zwierzaæ ze swoich w¹tpliwoci i obaw. Kilkakrotnie powraca³a do myli, ¿e gdyby Duff postêpowa³ podobnie jak teraz Walter, to ich ¿ycie wygl¹da³oby zupe³nie inaczej. Wreszcie Walter zacz¹³ mówiæ o Mungerze i o tym, ¿e jest przekonany, i¿ w³anie ten jeden cz³owiek jest niezbêdny do rozwi¹zania g³ównego problemu. CIA nie przypadkiem trafi³a na Duffa. Wojenny reporter to idealna przykrywka. Munger, chocia¿ od lat ju¿ nie pracowa³, cieszy³ siê nie splamion¹ reputacj¹. Wiedziano, ¿e jest ca³kowicie apolityczny. Z pewnoci¹ pozosta³y mu te¿ liczne kontakty. Jak bêdziesz próbowa³ go sk³oniæ? spyta³a. Wykorzystam matkê. By³a ¯ydówk¹. To znaczy, ¿e Munger te¿ jest ¯ydem. Czy chce czy nie. 104
Opowiedzia³, jak ma zamiar podejæ Mungera podczas rozmowy nastêpnego dnia po po³udniu. Formu³owa³ nawet zdania i okrelenia, jakich zamierza u¿yæ. Ruth wszystkiego wys³ucha³a, a potem stwierdzi³a: To zbyt ryzykowne. Chcesz zastosowaæ terapiê szokow¹. Mo¿esz go wepchn¹æ jeszcze g³êbiej w tê jamê, jak¹ sobie sam wygrzeba³. Walter roz³o¿y³ bezradnie rêce. No to co mam robiæ? Munger ma skórê grubsz¹ ni¿ nosoro¿ec. Jak j¹ przebiæ? Matka by³a jedyn¹ osob¹, której pozwoli³ siê zbli¿yæ, która wywo³ywa³a w nim jakie g³êbsze uczucia. Poza tym zawsze trzyma³ siê od wszystkich z daleka. Nie zbli¿a³ siê do nikogo, nie przyjani³ z nikim, chyba ¿e by³a mu potrzebna pomoc w pracy. Ruth powstrzyma³a go rêk¹, po czym siêgnê³a po torebkê. To chyba niezupe³nie tak. Nie rozumiem jeszcze wszystkiego, ale wydaje mi siê, ¿e na co trafi³am. Na co bardzo ciekawego. Wyjê³a z torebki karteczkê. Bardzo star¹, a¿ pociemnia³¹ w miejscach z³o¿enia. Przegl¹da³am rzeczy Duffa ci¹gnê³a. Znalaz³am wród nich teczkê z osobistymi dokumentami. Istnia³a miêdzy nami umowa, ¿e nigdy do niej nie zajrzê, podobnie jak on nie zajrzy do pewnych moich rzeczy. No có¿, po jego mierci uzna³am, ¿e umowa ju¿ nie obowi¹zuje. Myla³am, ¿e bêdê musia³a przeci¹æ skórê, gdy¿ zamek by³ cyfrowy. Ale spróbowa³am jako kodu daty jego urodzenia. Umiechnê³a siê s³abiutko. Niezbyt to profesjonalne jak na szpiega, prawda? Otworzy³am zamek. W rodku znalaz³am wiele listów od by³ych i obecnych kochanek, testament sprzed wielu lat i trochê papierów, które odda³am temu cz³owiekowi z ambasady. No i tê kartkê. Poda³a j¹ Walterowi, ten uj¹³ papier delikatnie i, powstrzymuj¹c umiech, umieci³ monokl w lewym oku. Po raz pierwszy widzia³a Waltera z monoklem, rzeczywicie mo¿na by³o pêkn¹æ ze miechu. Walter czyta³ g³ono: Nie mam pojêcia, jak panu dzi posz³o, ale ja narobi³em wiêcej zdjêæ, ni¿ jest mi potrzeba. Mo¿e siê panu przydadz¹. Nasz ma³y prywatny sekret. Jeli chodzi o powód, to jest bardzo prosty: jestem wdziêczny, ¿e celowa³ pan w moje odbicie w lustrze, a nie we mnie. D. M. Walter od³o¿y³ kartkê na stó³. Grymas wykrzywi³ mu twarz. Monokl wypad³ i zawis³ na jedwabnym sznureczku. O co tutaj chodzi? spyta³. Ruth ponownie przeczyta³a s³owa: Jestem wdziêczny, ¿e celowa³ pan w odbicie. Chyba wiem, czego to dotyczy. Duff by³ bardzo przygnêbiony. Pracowa³ w Wietnamie zaledwie dwa miesi¹ce, ale uwa¿a³, ¿e to a¿ dwa miesi¹ce, a on nie ma ¿adnych spektakularnych zdjêæ. Bardzo z tego powodu cierpia³. No i podobno w barze w Sajgonie, podczas jakiego bankietu, wciek³ siê i cisn¹³ szklank¹ w lustro za lad¹ barow¹. Opowiedzia³a mi to tak zwana ¿yczliwa osoba. Pyta³am potem 105
Duffa, ale mnie zby³, mówi¹c, ¿e to pijacki wybryk i nie ma o czym mówiæ. Podnios³a twarz ku Walterowi. Ale ja obliczy³am
To siê wydarzy³o dok³adnie dwa dni przed wys³aniem przez Duffa jednych z jego najlepszych wietnamskich zdjêæ
I twoim zdaniem to by³y zdjêcia Mungera? Zamiast odpowiedzi wskaza³a na kartkê. Naprawdê s¹dzisz, ¿e Duff móg³by co takiego zrobiæ? Walter by³ szczerze zdumiony. D³ugo myla³a, nim zdoby³a siê na odpowied: Wówczas nigdy bym w to nie uwierzy³a. Ale po tylu latach jestem pewna, ¿e by³ do tego zdolny i piêknie siê wobec samego siebie rozgrzeszy³. Jestem pewna, ¿e tylko raz to zrobi³. Znam prawie wszystkie jego póniejsze wojenne zdjêcia i wiem, ¿e sam je robi³. Potrzebny mu by³ pierwszy impuls, ¿eby ruszyæ z miejsca. I otrzyma³ go od Mungera. Czy by³ to odruch Mungera, czy przemylana decyzja, niewa¿ne. Istotne jest to, ¿e tak nie post¹pi³by egoista, którego nie obchodz¹ inni. Walter pochyli³ siê nad listem Mungera i pulchnymi palcami wyg³adza³ zagiêcia, jakby tym sposobem chcia³ wymacaæ dodatkowe informacje. To by t³umaczy³o obsesjê Duffa na temat aparatu Mungera i uczestniczenie w licytacji. Tak odpar³a Ruth. Nienawidzi³am tego aparatu. Kosztowa³ mnie bransoletkê. Nawet chcia³am go wyrzuciæ. Nie mog³am jednak zdobyæ siê na to. Wczoraj, po znalezieniu tej kartki, wyjê³am aparat spod klosza i oczyci³am. Sama nie wiem, dlaczego
Umiechnê³a siê blado. Walter przesta³ wyg³adzaæ list i z³o¿y³ go wzd³u¿ zagiêæ. Po¿yczysz mi to? Obiecujê zwróciæ. Oczywicie. Mo¿esz sobie nawet zatrzymaæ. Poka¿esz to Mungerowi? To zale¿y od tego, jak pójdzie rozmowa. A teraz kawa i likier! Powiem ci, w czym bêdziesz mi mog³a pomóc. Jeli jutro mi siê powiedzie. Przeszli wiêc do hotelowego salonu, ¿egnani pe³nymi dezaprobaty spojrzeniami obu starszych Angielek. Przez nastêpn¹ godzinê Walter wyjania³, czego oczekuje od Ruth. S³ucha³a najpierw nieco rozbawiona, potem oburzona, a wreszcie rozsierdzona. Walter bezczelnie ni¹ manipulowa³. Jak¿e móg³ twierdziæ, ¿e j¹ kocha, a po paru godzinach próbowaæ tak j¹ wykorzystaæ? Nie czu³ siê wcale winny, nie okaza³ te¿ najmniejszej skruchy. Tego wymaga jego praca. Zagro¿ona jest przysz³oæ Izraela. I ten fakt by³ wa¿niejszy ni¿ jakiekolwiek wzglêdy osobiste. Ruth jest ¯ydówk¹, a zbieg przykrych okolicznoci spowodowa³, ¿e jest obecnie wolna, ma czas i mo¿e mu pomóc, zostaj¹c jedn¹ z jego agentek. Chwilami Ruth myla³a, ¿e to wszystko z³y sen. Wydarzenia minionych paru dni zupe³nie j¹ oszo³omi³y odbieraj¹c zdolnoæ jasnego mylenia. I teraz 106
ta krzykliwie wystrojona góra t³uszczu bezczelnie wci¹ga j¹ do swojej siatki szpiegowskiej i w szczegó³ach wyznacza dziwaczne zadanie. I robi to tak bezceremonialnie, jakby chodzi³o o rzecz naturaln¹ i prost¹. A mo¿e tak¹ jest? Oburzenie powoli ustêpowa³o, ale nadal nie mog³a zdobyæ siê na jasn¹ odpowied. M¹ci³o siê jej w g³owie od zbyt wielu przeró¿nych myli. I niezale¿nie od nich nie dawa³a spokoju sprawa osobista: Gideon Galili. A jeli go rzeczywicie kocha i bêdzie chcia³a u jego boku rozpocz¹æ nowe ¿ycie? Walter by³ optymist¹. Przecie¿ sama zdecydowa³a, ¿e poczeka rok, nim podejmie decyzjê co do ¿ycia z Gideonem. Przez ten rok mog³aby oddaæ wielkie us³ugi Izraelowi. Nic by na tym nie straci³a. Gideon poczeka. W to nie w¹tpi³a. To, co Walter proponowa³, by³o nieuczciwe, z³e. Ale mo¿liwe do spe³nienia. Bêdzie musia³a dobrze wszystko przemyleæ. Ma czas. Walter powinien najpierw porozmawiaæ z Mungerem.
7 Gdy Walter pad³ na ziemiê, udawa³, ¿e straci³ przytomnoæ. Najboleniej uderzy³ prawym poladkiem. Po dwóch kolejnych ciosach mia³ odrêtwia³¹ szczêkê. Le¿a³ nieruchomo, z zamkniêtymi oczami, po g³owie hasa³y mu przedziwne doznania. S³ysza³ g³ony, urywany oddech Mungera, nie z wysi³ku, ale z wciek³oci. Po raz pierwszy w ¿yciu kto mia³ uderzyæ Waltera. Bardzo mu siê to nie podoba³o. Dominuj¹cym uczuciem by³ strach. Przed pierwszym ciosem ujrza³ w oczach Mungera ¿¹dzê krwi. Oczy mu dos³ownie poczerwienia³y. Zacz¹³ myleæ racjonalnie. Wiedzia³, ¿e ociera siê o mieræ. W wyobrani widzia³ ptasi¹ twarz profesora, który go ostrzega³ przed amatorskim stosowaniem zasad psychologii. Le¿a³ bez ruchu przez d³ugi czas. Stara³ siê nie drgn¹æ. Oddech Mungera uspokaja³ siê powoli. Walter us³ysza³ ciche st¹panie. Otworzy³ w panice oczy i zobaczy³ nad sob¹ Mungera z dzbankiem. Po chwili poczu³ strumieñ zimnej wody. Wstawaj! rozkaza³ Munger. Blum nie mia³ zamiaru wstawaæ. Skuli³ siê i odczo³ga³ w k¹t. Wstawaj, cz³owieku, bo ciê zabijê powiedzia³ beznamiêtnym g³osem Munger. W³anie ta beznamiêtnoæ miertelnie przerazi³a Waltera. Podpar³ siê plecami o cianê i usi³owa³ wstaæ. Ju¿ prawie sta³, kiedy prawa noga na chwilê odmówi³a mu pos³uszeñstwa. Z olbrzymim wysi³kiem utrzyma³ siê 107
na lewej. Po chwili jednak rêkami wspar³ siê na stole i podniós³ siê. Munger zmru¿y³ oczy. Blum oceni³ dystans dziel¹cy go od drzwi i z jêkiem pokona³ go, gin¹c w pó³mroku. Przy samochodzie na drodze sta³ Spiro. Podbieg³, widz¹c, ¿e Walter siê zatacza. Mimo swych lat wci¹¿ by³ silny. Obj¹³ go ramieniem, podprowadzi³ kutykaj¹cego do wozu i nadludzkim wysi³kiem u³o¿y³ na tylnym siedzeniu. Chcia³ natychmiast wracaæ do Limassol i poprosiæ paru przyjació³ o dokonanie aktu zemsty, ale Walter sucho nakaza³ jechaæ do domu pani Paget. Dwie godziny póniej le¿a³ w jej domu na kanapie w salonie i popija³ koniak. Dopiero co wyszed³ lekarz, który stwierdzi³, ¿e nic nie jest z³amane, ¿aden organ nie jest uszkodzony, s¹ tylko ogólne podrapania i siniaki. I doda³, ¿e obfite kszta³ty pacjenta zamortyzowa³y ciosy i upadek. Walter wpatrywa³ siê w lekarza zbola³ym wzrokiem, jakby rozczarowany tak uspokajaj¹c¹ diagnoz¹. Po wyjciu doktora Ruth, pocz¹tkowo bardzo przejêta, z trudem ukrywa³a rozbawienie. Przysunê³a do kanapy fotel, usiad³a i wpatrywa³a siê w nieoczekiwanego gocia. Krzywi¹c siê z bólu czy te¿ z powodu ca³ego wydarzenia, odstawi³ kieliszek, g³êboko westchn¹³ i stwierdzi³: Jeste zbyt inteligentna i szlachetna, by wypowiedzieæ narzucaj¹ce ci siê s³owa: A nie mówi³am? Co siê sta³o? spyta³a z umiechem. Opowiedzia³ jej. Z pocz¹tku wszystko sz³o dobrze. Munger by³ tylko zdziwiony. I choæ niezbyt zadowolony z wizyty, wpuci³ Waltera do rodka. Blum wyjani³, ¿e by³ w Platres, dowiedzia³ siê o mierci Duffa i postanowi³ powiadomiæ o tym Mungera. Anglik pokiwa³ g³ow¹ i wymamrota³ co na temat, ¿e jest mu bardzo przykro. Duff by³ bardzo dobrym fotografem. Nastêpnie da³ do zrozumienia, ¿e wizyta jest skoñczona. Walter nie ruszy³ siê z miejsca, tylko spyta³, czy Munger zamierza wróciæ kiedykolwiek do dawnej pracy. Munger wzruszy³ ramionami i odpar³, ¿e to jego sprawa. Nie wiadomo dlaczego, Walter uzna³ to za zachêtê do dalszej rozmowy i nie zwlekaj¹c wyzna³, ¿e jest izraelskim agentem. Zaraz potem spyta³, czy Munger nie zechcia³by dla niego pracowaæ, wznawiaj¹c wykonywanie zawodu reportera wojennego i wykorzystuj¹c go jako przykrywkê. Propozycja najwyraniej oszo³omi³a Mungera i przez dziesiêæ minut milcza³. Czas ten Walter wykorzysta³ na zachwalanie swojej oferty. Wyjani³ Mungerowi sytuacjê polityczn¹ wynikaj¹c¹ z irackiego programu broni nuklearnej. Napomkn¹³, jak trudno umieciæ agenta w Iraku. Mówi³ o Duffie, opisa³, jak zgin¹³ i dlaczego. Wyci¹gn¹³ z kieszeni star¹ kartkê list Mungera do Duffa i po³o¿y³ na stole. Przygl¹da³ siê Mungerowi, gdy ten 108
czyta³ niegdy skrelone przez siebie s³owa. Na chwilê co siê pojawi³o w oczach Mungera. Potem Walter zacz¹³ mówiæ o Ruth. Wspomnia³, ¿e ma aparat Mungera i chêtnie mu go odda. Munger podniós³ wreszcie g³owê i, patrz¹c Walterowi g³êboko w oczy, spyta³, co on ma z tym wszystkim wspólnego. Zaskoczy³ Waltera tym pytaniem. Munger powinien by³ ju¿ zrozumieæ. Walter zastanowi³ siê chwilê i powiedzia³: Mo¿e pan wiele pomóc. Wa¿¹ siê losy Izraela. I los wszystkich ¯ydów. Pieprzê ¯ydów odpar³ Munger. Walter pochyli³ siê ku niemu i spyta³: Swoj¹ matkê te¿? I wtedy mnie uderzy³ powiedzia³ Walter do Ruth. Wcale mu siê nie dziwiê odpar³a. Prychn¹³ ze z³oci. Nie da³ mi szansy rozwiniêcia tematu. Zagrozi³, ¿e mnie zabije, jeli sobie nie pójdê. I mówi³ powa¿nie. Usiad³, podniós³ kieliszek i opró¿ni³ go do dna. A tak przy okazji. Minionej nocy prawie nie spa³am. Rozmyla³am o tym, co mi powiedzia³e i czego ode mnie ¿¹da³e. Na szczêcie reakcja Mungera czyni mój udzia³ zbêdnym. Ale i tak zdecydowa³am, ¿e siê tego nie podejmê. Nie umiem k³amaæ. To nie le¿y w moim charakterze. Czasami nawet tego ¿a³ujê, ¿ycie by³oby ³atwiejsze
Westchn¹³. Bardzo nieudana wyprawa. Liczy³em na zwerbowanie dwóch agentów, a upolowa³em dwie odmowy i dorobi³em siê siniaków. Co teraz zrobisz? Raz jeszcze westchn¹³. Zwykle okr¹glutka twarz wydawa³a siê teraz obwis³a. ci¹gn¹³ usta i przez minutê milcza³. Nagle na twarzy pojawi³a siê determinacja. Wrócê teraz do hotelu i dobrze siê wypiê. Rano pojadê z drug¹ wizyt¹ do Mungera. Co? Tak postanowi³em. Albo mnie zabije, albo wys³ucha. Wykrzywiony ze z³oci spojrza³ na Ruth. Pieprzy ¯ydów, powiedzia³. Doskonale. Ja te¿ jestem pieprzonym ¯ydem. I on równie¿. Wsta³, obszed³ stolik i skierowa³ siê ku drzwiom. A przy okazji i ty! rzuci³ przez ramiê. Jeszcze d³ugo po jego wyjciu Ruth siedzia³a sztywno wyprostowana w fotelu. Wreszcie wybuchnê³a miechem. Przynajmniej raz Walter nie musia³ siêgaæ do Szekspira, ¿eby wyraziæ swoje najg³êbsze uczucia. Przez ca³¹ noc gniew nie ustêpowa³, podsycany wspomnieniami minionego dnia, a nad ranem sk³oni³ Waltera do czego ca³kowicie sprzecznego 109
z jego obyczajami: nie zjad³ niadania, lecz wezwa³ Spiro i kaza³ siê zawieæ prosto do Phini. Przez dwadziecia minut jazdy siedzia³ na tylnym siedzeniu jak Budda i próbowa³ opanowaæ rozsadzaj¹c¹ go wciek³oæ. Kaza³ kierowcy zatrzymaæ siê kilkaset metrów od domu Mungera. Gdy ruszy³ pieszo w jego stronê, Spiro zacz¹³ b³agaæ, aby pozwoli³ sobie towarzyszyæ. Walter warkn¹³ ostro, by czeka³. Mimo olbrzymiej nadwagi szed³ podobnie jak s³oñ: z t¹ sam¹ wytrwa³oci¹ i cicho. Niepostrze¿enie zbli¿y³ siê cie¿k¹ do samych drzwi. W rêku trzyma³ teczkê. Mimo czynionych wysi³ków wciek³oæ nadal go rozsadza³a i kiedy otworzy³ drzwi i zobaczy³ siedz¹cego przy stole Mungera, zacz¹³ wykrzykiwaæ: Hej, ty! Jeste pieprzonym ¯ydem i twoja matka by³a pieprzon¹ ¯ydówk¹. A teraz mnie zabij, jeli chcesz! Wtedy rozpêta³o siê piek³o. Pies, którego za obro¿ê przytrzymywa³a jaka dziewczynka przera¿ona oty³¹ zjaw¹ zajmuj¹c¹ ca³¹ szerokoæ drzwi szczeka³ i wyrywa³ siê ca³y zje¿ony. Walter, wpatrzony w Mungera, nie widzia³ ani dziewczynki, ani psa. Munger zerwa³ siê, przewracaj¹c dzbanek z kaw¹. Chcia³ go pochwyciæ, ale dzbanek spad³ na ziemiê, oblewaj¹c nogi dziewczynki gor¹c¹ kaw¹. Krzyknê³a z bólu i puci³a psa, który skoczy³ i zatopi³ k³y w ³ydce Waltera. Walter wrzasn¹³ jak zarzynane prosiê, upuci³ teczkê, chwyci³ psa za kark i wyrzuci³ go za drzwi. Pies skowycz¹c odbi³ siê od ziemi i ponownie ruszy³ do ataku. Wtedy rozleg³ siê strza³, wzbijaj¹c chmurê py³u spod stóp zwierzêcia, które stuli³o ogon i umknê³o. Na cie¿ce sta³ Spiro i spokojnie ³adowa³ nabój do starowieckiej strzelby o d³ugiej lufie. Obawy dziewczynki o psa przywróci³y jako tako porz¹dek. G³ono p³acz¹c, usi³owa³a wybiec na dwór, ale Walter chwyci³ j¹ i wsadzi³ sobie pod pachê, wzywaj¹c Spiro do od³o¿enia broni. Spiro zawaha³ siê. Wtedy nad ramieniem Waltera pojawi³a siê twarz Mungera. Kto to taki? spyta³. Mój kierowca. Myli, ¿e pan chce mnie zabiæ. wietny pomys³. Ale to mo¿e poczekaæ. Niech mu pan ka¿e od³o¿yæ tê pukawkê. Walter odda³ Mungerowi wyrywaj¹c¹ siê dziewczynkê. Pies jest nietkniêty. Spiro nie trafi³ poinformowa³. Powtórnie kaza³ kierowcy opuciæ broñ i wracaæ do samochodu. Wszystko jest w najlepszym porz¹dku. Poniewa¿ mówi³ pewnym siebie, autorytatywnym tonem, Spiro opuci³ lufê ku ziemi. Zapowiedzia³ jednak, ¿e bêdzie czeka³ przy furtce. Walter ma go zawo³aæ, jeli zajdzie potrzeba. Androulla uspokoi³a siê i Munger odes³a³ j¹ do domu. Walter pokutyka³ do krzes³a i ciê¿ko na nie opad³. Obejrza³ ³ydkê. Mia³ rozerwane i zakrwawione spodnie. Podniós³ wzrok na stoj¹cego w drzwiach Mungera. 110
W ci¹gu minionych dwudziestu czterech godzin by³em czêciej fizycznie napastowany ni¿ przez wszystkie poprzednie lata. Czy pies ma wciekliznê? Niestety, nie. Munger pochyli³ siê, by podnieæ z pod³ogi dzbanek. Przez chwilê wpatrywa³ siê w Waltera, po czym podszed³ do zlewu, nape³ni³ dzbanek wod¹ i postawi³ na ogniu. Niech pan zdejmie spodnie poleci³. Po dwudziestu minutach Walter, bez spodni i z obanda¿owan¹ nog¹, z kubkiem kawy w rêku, siedzia³ naprzeciwko Mungera. Dajê panu dziesiêæ minut powiedzia³ Munger. A potem ma pan znikn¹æ z mojego ¿ycia na zawsze. Walter milcza³ przez dobr¹ minutê. Potem otworzy³ teczkê i wyj¹³ z niej dwa pliki dokumentów oraz fotografiê, któr¹ po³o¿y³ na stole bia³¹ stron¹ do góry. Jeden plik poda³ Mungerowi. Ju¿ panu mówi³em o irackim programie nuklearnym. Tutaj s¹ dowody, ¿e Irakijczycy zamierzaj¹ zdobyæ broñ nuklearn¹, aby jej u¿yæ przeciwko Izraelowi. Moim zadaniem jest im to uniemo¿liwiæ. Nastêpnie poda³ Mungerowi fotografiê. To zdjêcie zrobi³ Duff Paget na parê sekund przed mierci¹. To jest powiêkszenie twarzy osoby wygl¹daj¹cej przez tyln¹ szybê samochodu zamachowców. Munger przygl¹da³ siê twarzy i tak¿e, jak przedtem Walter, palcami zas³oni³ czarne w³osy. Zgadza siê odezwa³ siê Walter. To Janine Lasage. Pañska ekskochanka. Pracuje dla SDECE. Teraz wspó³pracuje najprawdopodobniej z irackim Mukhabaratem przeciwko nam. Nienawidzi³a Duffa, bo przelicytowa³ j¹ podczas aukcji pañskiego aparatu. W chwili, gdy zosta³ zamordowany, wykonywa³ misjê inwigilacji OWP. Lasage zorganizowa³a jego likwidacjê. Walter oczekiwa³ jakiej reakcji Mungera. Nie by³o ¿adnej. Munger siedzia³ wpatrzony têpo w zdjêcie. Walter wzi¹³ do rêki drugi plik dokumentów, po³o¿y³ przed Mungerem i otworzy³. Tu¿ pod papierow¹ ok³adk¹ wpiête by³o zdjêcie trzydziestoparoletniej kobiety. Twarz ³adna, ale surowa, co jeszcze bardziej uwypukla³y pó³cienie odbitki w sepii. Walter zacz¹³ mówiæ lekko spiêtym g³osem: Rita Helena Munger, z domu Rothstein, urodzona 20 lipca 1914 roku. Córka Beniamina i Racheli Rothsteinów, ¿ona Williama Mungera. Zmar³a 14 czerwca 1948 roku w Jerozolimie. W pokoju zapanowa³a cisza. Walter czu³ suchoæ w gardle. Bardzo chcia³ unieæ kubek i wypiæ parê ³yków kawy, ale siê powstrzyma³. Munger wpatrywa³ siê w star¹ fotografiê. Trudno by³o odczytaæ wyraz jego twarzy. 111
Walter wzi¹³ g³êboki oddech i mówi³ dalej: W tej teczce znajdzie pan wszystkie informacje dotycz¹ce tego, co pañska matka uczyni³a dla Izraela. Ile ludzkich istnieñ ocali³a, ile sama wycierpia³a. Pan pewno nawet nie wie, w jakich okolicznociach umar³a. Najwy¿szy czas, aby pan siê dowiedzia³. Z³apali j¹ ludzie z jordañskiego Legionu Arabskiego. Poder¿nêli jej gard³o. Ale przedtem po kolei gwa³cili. By³o ich ponad dwudziestu. Dopiero teraz Munger podniós³ g³owê. Zaczerpn¹³ oddechu i otworzy³ usta, jakby chcia³ co powiedzieæ, ale potem je zamkn¹³. Walter widzia³, ¿e z trudem nad sob¹ panuje. Obawiaj¹c siê przegranej, ci¹gn¹³ dalej: Oczywicie, porzuci³a pana. Ale uczyni³a to motywowana wielk¹ wiar¹, ¿e to, co zamierza uczyniæ, jest konieczne, aby ocaliæ naród ¿ydowski. Daæ mu w³asne pañstwo. Ocaliæ tych, którzy wyszli ca³o z hitlerowskiej rzeni. Pan mo¿e tego nie pojmuje, ale pojmuj¹ miliony ¯ydów, pojmujê ja. Zapad³a kolejna cisza. Munger nie spuszcza³ wzroku z Bluma. S¹ sprawy, których nie znajdzie pan wród dokumentów. Nikt nie wie, ile wycierpia³a, porzucaj¹c jedyne dziecko ci¹gn¹³ Walter. Moim zdaniem to, co zrobi³a, wynika³o ze z³o¿enia lubowania, podjêcia wyzwania. Po prostu zrozumia³a nagle, kim jest. Najprawdopodobniej z podwiadomoci wydoby³a to jej praca wród ocala³ych wiêniów obozów koncentracyjnych w Niemczech. Musia³a odbyæ wewnêtrzn¹ walkê. Musia³a dokonywaæ niezliczonych rachunków sumienia. Musia³a podj¹æ straszliw¹ decyzjê: jej w³asne dziecko albo przysz³oæ ¿ydowskiego narodu. Podjê³a decyzjê. Skoñczy³, teraz by³o mu ju¿ wszystko jedno. Podniós³ kubek, upi³ ³yk kawy. By³ w rozpaczy. Nie potrafi³ dotrzeæ do Mungera. Siêgn¹³ do teczki i wyj¹³ bilet wizytowy. Rzuci³ go Mungerowi przez stó³. Mo¿e pan zgubi³ ten, który panu da³em. Albo wyrzuci³. Jeli pan podejmie decyzjê, ¿eby mi pomóc, proszê zadzwoniæ i prosiæ o Daktyl Jeden. Gdziekolwiek bym by³, znajd¹ mnie. Zamkn¹³ teczkê, wzi¹³ spodnie wisz¹ce na oparciu s¹siedniego krzes³a i wsta³. Wiedzia³, ¿e wygl¹da miesznie, ale nic go to nie obchodzi³o. Po raz pierwszy w ¿yciu pomyla³, ¿e o godnoci wiadczy powaga wypowiadanych s³ów, a nie wygl¹d. Pokutyka³ do drzwi. Odwracaj¹c g³owê powiedzia³: Od czerwca 1948 roku w ka¿dy szabat dzieci sk³adaj¹ kwiaty na grobie pañskiej matki i modl¹ siê o jej duszê. I bêdzie tak zawsze
póki istnieje pañstwo Izrael. Wyszed³, nie zamykaj¹c za sob¹ drzwi.
112
8 Lato przesz³o w jesieñ, w górach Trodos zaczê³y spadaæ szyszki. Pe³no ich
by³o w ogrodzie wokó³ domu Ruth. Którego dnia przysz³y dzieci z sierociñca, ¿eby pomóc je zgrabiæ na stos. By³o pe³no miechu i radoci. Ruth przygotowa³a dzbanki z sokami owocowymi i talerze z kanapkami. Prawdê powiedziawszy, mia³a sporo k³opotu, by szyszki znalaz³y siê na jednym stosie. Zdesperowana podzieli³a dzieci na dwa zespo³y i zorganizowa³a co w rodzaju wycigu. Który zespó³ szybciej u³o¿y wiêkszy stos. Niech ju¿ bêd¹ dwa zamiast jednego. Na czele jednego zespo³u postawi³a dziesiêcioletni¹ Miriam, doæ rozs¹dn¹ dziewczynkê. Na przywódcê drugiego zespo³u wybra³a Stavrosa, jej k³opotliwego wychowanka. By³a to dla niego próba skoncentrowania siê na jednym zadaniu, a zarazem wyró¿nienie. Zawody w³anie siê zaczê³y, kiedy z patio wywo³a³a j¹ s³u¿¹ca. Kto przyszed³. Paroma okrzykami zachêci³a Miriam i Stavrosa do kontynuowania zabawy i szybkim krokiem posz³a do domu. Nieproszeni gocie pojawiali siê rzadko. By³a ciekawa, kto to taki. Wesz³a ze s³onecznego ogrodu i pocz¹tkowo mia³a trudnoci z dopasowaniem wzroku do mroku salonu. Po chwili zobaczy³a mê¿czyznê przy postumencie z aparatem fotograficznym Mungera. Szklany klosz by³ zdjêty, a mê¿czyzna trzyma³ w rêkach Nikona. Poczerwienia³a ze z³oci, trac¹c momentalnie dobry humor. Niech pan to od³o¿y! Tego nie wolno dotykaæ! Obróci³ siê i zrobi³ parê kroków w jej kierunku. Kim pan jest? zapyta³a ostro. I natychmiast pozna³a! Ubrany by³ w sztruksowe cieliste spodnie i niebiesk¹ kurtkê. Mia³ brodê, d³ugie w³osy i bardzo niebieskie oczy. Trzyma³ aparat w naturalny sposób, zupe³nie jakby pasowa³ do jego d³oni: prawy nadgarstek w dorobionym uchwycie, palce na piercieniach obiektywu. Wstrzyma³a oddech. W milczeniu patrzyli na siebie. Przez otwarte okno wpada³ do salonu miech dzieci. Zapyta³a cicho: Nie zapomnia³ pan, jak go u¿ywaæ? Spojrza³ na pó³kê tu¿ za postumentem. Od mierci Duffa le¿a³o tam kilka pude³ek filmu. Ruth je tam zostawi³a. Munger wzi¹³ jedno, zwa¿y³ w d³oni, odczyta³ czu³oæ i nastêpnie jednym p³ynnym ruchem wyj¹³ kasetê z pude³ka, otworzy³ aparat, w³o¿y³ j¹, przeci¹gn¹³ film, zaczepi³ o tryby perforacjê, zamkn¹³ aparat i przesun¹³ parê klatek. Puste pude³ko po filmie spad³o na ziemiê. Ca³a operacja nie trwa³a nawet dziesiêciu sekund. Munger przy³o¿y³ wizjer do oka i zacz¹³ robiæ zdjêcia. Ruth sta³a bez ruchu, ws³uchana w cichy trzask migawki i szmer przesuwanego filmu. Przez okno wpad³ promieñ
8 Reporter
113
jesiennego s³oñca, rozwietlaj¹c jej twarz i ³zy, które nie wiadomo dlaczego zaczê³y sp³ywaæ po policzkach.
9 Naradzie przewodniczy³ Walter, chocia¿ na to spotkanie przyby³ potajem-
nie na Cypr genera³ Hofti. Siedzieli naprzeciwko siebie. Po lewej rêce Waltera zajêli miejsca Izaak Szapiro i Misza Wigoda. Ten ostatni zosta³ w ostatnich miesi¹cach awansowany na szefa sekcji bejruckiej siatki DAKTYL i nosi³ obecnie kryptonim Daktyl Czternacie. Po prawej rêce siedzia³ Efim Zimmerman, Daktyl Cztery z Pary¿a. Wentylator na d³ugiej metalowej nodze ustawiono tak, ¿e nawiewa³ powietrze prosto w twarz Hoftiego, dziêki czemu genera³ nie musia³ wdychaæ dymu z cygara Waltera. Podziêkowa³ te¿ za ow¹ uprzejmoæ w sposób, który wed³ug niego móg³ sprawiæ najwiêksz¹ przyjemnoæ gospodarzowi. Chc¹c nawi¹zaæ lepsze stosunki ze swoj¹ gwiazd¹ wród agentów Mosadu, Hofti przeczyta³ dok³adnie Hamleta. Za to ulgi sprawienie, dziêki wielkie powiedzia³. Walter umiechn¹³ siê i zrewan¿owa³: Chcia³em pana tylko uwolniæ od cuchn¹cego i zgubnego waporów nagromadzenia. Tak wiêc spotkanie zaczê³o siê beztrosk¹ pogawêdk¹, która jednak szybko ust¹pi³a powa¿nej debacie. Celem konferencji mia³ byæ przegl¹d rodków podjêtych przeciwko budowie reaktora Tammuz I i planowanie przysz³ej strategii. Pierwszy zabra³ g³os Efim Zimmerman. By³ to potê¿nie zbudowany mê¿czyzna o nie¿nobia³ych w³osach. Pochodzi³ z Rosji i jeszcze przed wojn¹ pracowa³ w Szanghaju dla ojca Waltera. Odmawia³ przejcia na zas³u¿ony odpoczynek, mimo ¿e ju¿ dawno stuknê³a mu szeædziesi¹tka. Powiedzia³ kiedy Walterowi, ¿e gdyby chodzi³o tylko o zarobienie wiêcej pieniêdzy dla siebie i Walen Trading, dawno wycofa³by siê z interesów. Od kiedy powsta³a siatka DAKTYL, sta³ siê jednym z jej najskuteczniejszych agentów. Uwielbia³ tê pracê i doskonale j¹ wykonywa³. Jego sekcja infiltrowa³a francusk¹ administracjê, policjê, s³u¿by wywiadowcze i przemys³. Wszyscy pilnie s³uchali ka¿dego jego raportu. Zimmerman podsumowa³ go trzema propozycjami na przysz³oæ. Pierwsza dotyczy³a samego reaktora. Jego budowa mia³a byæ definitywnie zakoñczona w czerwcu 1979 roku, czyli za osiem miesiêcy. Zimmermanowi uda³o siê wprowadziæ dwóch agentów do zak³adów w La Seyne-sur-Mer. Jednym 114
by³ ¯yd z siatki DAKTYL. Zimmerman proponowa³ umieszczenie w zak³adach bomby na krótko przed wysy³k¹ reaktora. Bomba nie zniszczy³aby go, ale powa¿nie uszkodzi³a, powoduj¹c wielomiesiêczne opónienie w dostawie. Kto wie, czy nawet nie o parê lat. Nastêpnie Zimmerman zaproponowa³ kampaniê zastraszania francuskich naukowców, pracuj¹cych przy realizacji irackiego programu nuklearnego. Jego trzeci projekt dotyczy³ konkretnej osoby. Otó¿ uda³o siê stwierdziæ, ¿e cz³owiekiem odpowiedzialnym za realizacjê irackiego programu nuklearnego jest naukowiec egipski, Yahia el Mashad. Odwiedza³ on czêsto Pary¿ w celu przeprowadzania konsultacji z zainteresowanymi przedstawicielami zak³adów i w³adz francuskich. Zimmerman proponowa³ wyeliminowanie Egipcjanina podczas której z jego wizyt. Przez nastêpn¹ godzinê debatowano nad tymi trzema propozycjami. Szybko siê zgodzono na akcjê sabota¿ow¹ w zak³adach. Zimmerman mo¿e szykowaæ bombê. Genera³ Hofti sprzeciwi³ siê jednak kampanii terroru wobec francuskich naukowców. Jego zdaniem zwiêkszy³oby to izolacjê Izraela na arenie miêdzynarodowej. By³ jeszcze inny powód: dowiedziano siê ostatnio, ¿e egipski prezydent Sadat powa¿nie rozwa¿a mo¿liwoæ zawarcia separatystycznego pokoju z Izraelem. Lada dzieñ mo¿na oczekiwaæ wstêpnych posuniêæ. W zwi¹zku z t¹ ciekaw¹ inicjatyw¹ nie wolno nara¿aæ reputacji Izraela na arenie miêdzynarodowej. I wreszcie trzecia propozycja Zimmermana. Hofti by³ za jej przyjêciem. W koñcu Yahia el Mashad dzia³a³ wbrew ¿yczeniom w³asnego rz¹du. Broñ nuklearna w rêkach Saddama Husajna by³a Egiptowi równie potrzebna, jak wszystkie egipskie plagi naraz. Przede wszystkim wzmocni³aby ona irackie aspiracje do przewodzenia arabskiemu wiatu. W tym momencie do dyskusji w³¹czy³ siê Misza Wigoda i poinformowa³, ¿e przed miesi¹cem dowiedzia³ siê od libañskiego naukowca, ¿e Mukhabarat aresztowa³ dwóch czo³owych atomistów irackich, pracuj¹cych przy realizacji zak³adów Tammuz. Aresztowanymi s¹ Jabar Mohammed i Saddam Azzawi. Najprawdopodobniej w ³onie p³awi¹cej siê w bizantyjskich intrygach irackiej partii Baas kto zarzuci³ im nielojalnoæ. Izaak Szapiro te¿ dorzuci³ swoje informacje: agent Mosadu w Mukhabaracie, Hammad Szihab, zawiadomi³ przed paroma dniami, ¿e obaj naukowcy byli przes³uchiwani w Bagdadzie w pa³acu zwanym ostatnim przystankiem. Szihab nie uczestniczy³ w przes³uchaniu, ale o nim s³ysza³. Naukowcy zostali nastêpnie zabrani w nieznane miejsce. Nasz agent podejrzewa³, ¿e zostali zlikwidowani. To bardzo ciekawe zauwa¿y³ Walter. I zastanawiaj¹ce. Na kilka miesiêcy przed otrzymaniem francuskiego reaktora Irakijczycy pozbywaj¹ siê dwóch najlepszych atomistów? Zdawa³oby siê, ¿e uczeni tej rangi nie 115
podlegaj¹ czystkom. Dla Iraku s¹ na wagê z³ota, a jeli nie z³ota to wzbogaconego uranu
Hofti umiechn¹³ siê, ale pokrêci³ g³ow¹. Wiesz, jacy s¹ paranoiczni, jeli idzie o sprawy bezpieczeñstwa. Im wa¿niejszy jest cz³owiek i im wy¿sze zajmuje stanowisko, tym g³oniej musi siê wydzieraæ na temat swojej lojalnoci. Musi j¹ stale obnosiæ i obwieszczaæ. W Iraku nikt nie jest chroniony przed czystkami. I obaj ci naukowcy s¹, b¹d byli, szyitami uzupe³ni³ Misza, nawi¹zuj¹c do faktu, ¿e zarówno Saddam Husajn, jak i ca³a oligarchia nale¿¹ do mniejszociowej sekty sunnickiej. Walter nie by³ ca³kowicie przekonany padaj¹cymi argumentami, ale zachowywa³ milczenie. Hofti natychmiast zauwa¿y³, ¿e aresztowanie tych dwóch naukowców sprawia, ¿e znaczenie atomisty egipskiego automatycznie wzrasta. Z kolei raport przedstawi³ Misza Wigoda. Poinformowa³, ¿e po zamordowaniu Duffa Pageta ustanowi³ cis³y dozór nad poczynaniami Janine Lasage. Dziêki temu dowiedzia³ siê, ¿e utrzymuje ona bliskie stosunki z Sami Asafem i jest jego kochank¹. St¹d p³ynie logiczny wniosek, ¿e SDECE i Mukhabarat cile wspó³pracuj¹, chroni¹c Tammuz I przed Mosadem. Co nale¿y w tej sprawie przedsiêwzi¹æ? Wigoda by³ przekonany, ¿e chaos i anarchia panuj¹ce obecnie w Bejrucie znacznie u³atwi¹ pozbycie siê pary kochanków. Raz na zawsze. Walter i Hofti byli przeciwni takiemu rozwi¹zaniu. Francuzi i Irakijczycy szybko by ich zast¹pili innymi. Lepiej znane z³o
Natomiast Misza musi postaraæ siê za³o¿yæ pods³uch w mieszkaniu i w samochodzie Lasage
O nic siê nie martw pocieszy³ Miszê Walter. W odpowiedniej chwili zajmê siê t¹ pani¹. Wreszcie zebrani omówili sytuacjê w Iraku. Walter opiera³ siê sugestiom zorganizowania nowej siatki w Bagdadzie. Nie chcia³ powiedzieæ, dlaczego opónia³ jakiekolwiek poczynania w tym kierunku. Jego w³asny niepokój zwi¹zany z sytuacj¹ wynika³ ze wiadomoci, i¿ pope³ni³ powa¿ny b³¹d. Omyli³ siê w ocenie cz³owieka i zastosowa³ z³¹ metodê. Mimo fachowych rad poszed³ za g³osem instynktu, a instynkt go zawiód³. By³o mu tym bardziej g³upio, ¿e zebrani przy tym stole udawali, ¿e nic nie widz¹, chocia¿ nie rozumieli powodów nieprzystêpowania do powa¿nej akcji rekrutacji agentów. Dopiero przy omawianiu problemu Efim Zimmerman pozwoli³ sobie na krytyczn¹ nutê. Operacjê nale¿a³o rozpocz¹æ ju¿ przed wieloma miesi¹cami, powiedzia³. Wszelkie akcje na terenie Francji wp³yn¹ najwy¿ej na opónienie wysy³ki reaktora. Nadejdzie jednak czas, ¿e konieczne bêdzie zdecydowane dzia³anie na terenie Iraku. Walter pokornie przyj¹³ s³owa zawoalowanej krytyki pod swoim adresem. Kiedy by³ jeszcze ch³opcem, 116
Efim powali³ go raz na kolana, a póniej by³ wiadkiem na jego barmicwie. Nale¿a³ do w¹skiej grupy ludzi, którzy mieli prawo mówiæ do Waltera, jak im siê podoba³o. Walter siedzia³ wiêc cicho ze spuszczonymi oczami i s³ucha³ dyskusji na temat proponowanej strategii i agentów Mosadu, którzy mogliby, wbrew wszelkim przeszkodom, jednak byæ wys³ani do Bagdadu. Tak naprawdê, to Walter nie mia³ wielkich wyrzutów sumienia. W przesz³oci wielokrotnie szed³ za instynktem i odnosi³ sukcesy. W robocie wywiadowczej nie ma cis³ych norm postêpowania. Istotnym elementem s¹ ludzie i do nich trzeba dopasowywaæ metody dzia³ania. Walter stanowczo wola³by mieæ w Iraku jednego cz³owieka, któremu móg³by w pe³ni zaufaæ ni¿ ca³y zastêp wykwalifikowanych agentów bez iskry bo¿ej. Gdy s³ucha³ dyskusji, wiedzia³, ¿e ¿aden z proponowanych pomys³ów nie daje realnej szansy powodzenia. I dyskutuj¹cy te¿ to wiedzieli. Rozpatrywali je z obowi¹zku. Ta wiadomoæ nie poprawi³a mu humoru ani nie usprawiedliwia³a jego pomy³ki. Czu³ natomiast, ¿e pozostawienie sprawy w zawieszeniu mo¿e byæ katastrofalne. Wyczuwaj¹c rozterkê Waltera genera³ Hofti zaproponowa³ pó³godzinn¹ przerwê. W tym momencie zadzwoni³ ¿ó³ty telefon. Odebra³ go Izaak Szapiro, poniewa¿ aparat sta³ tu¿ przed nim. Piêæ par oczu zwróci³o siê w jego kierunku. Szapiro. S³ucha³ przez chwilê, zerkn¹³ w stronê Waltera i powiedzia³ do s³uchawki: Powtórzê mu. Skoñczy³ rozmowê i, wyranie zaskoczony, zwróci³ siê do Waltera: Przyszed³ kto do Walen Trading i pyta o ciebie. Poda³ twój kryptonim, Daktyl Jeden. Powiedzia³, ¿e nazywa siê Munger. Wszyscy spojrzeli na Waltera i zobaczyli na jego twarzy b³ogi umiech.
117
118
Ksiêga trzecia
119
120
10 REUTER, BEJRUT 10 STYCZNIA, 1978 19.33
David Munger, znany brytyjski fotoreporter wojenny, który znikn¹³ z Hongkongu w 1969 roku, po sprzedaniu na licytacji swego sprzêtu, pojawi siê dzi w Bejrucie. Munger, który zapewnia³ serwis fotograficzny z wojen w Biafrze, Angoli, na Cyprze, Borneo i w Wietnamie, powiedzia³, ¿e ma zamiar obs³ugiwaæ Bliski Wschód jako niezale¿ny fotoreporter. Odmówi³ odpowiedzi na pytania dotycz¹ce miejsca jego pobytu i dzia³alnoci podczas minionych dziewiêciu lat.
Gordon Frazer, szef placówki Reutera w Bejrucie, patrzy³ przez ramiê maszynistce, która wystukiwa³a depeszê na klawiaturze dalekopisu. Westchn¹³, gdy skoñczy³a. Wiele by da³, by mo¿na by³o co dodaæ i uzupe³niæ. Dziewczyna obróci³a siê do Frazera z umiechem zdziwienia. By³a Arabk¹ maronitk¹, ukoñczy³a studia na amerykañskim uniwersytecie. Zachwyca³a urod¹. Pracowa³a u Reutera od trzech miesiêcy i od tych¿e trzech miesiêcy Gordon Frazer dzieli³ swój czas na zbieranie informacji i rozbieranie w mylach dziewczyny. Dotychczas po¿¹danie by³o nie zaspokojone i chyba przez drug¹ stronê nieakceptowane, ale Gordon nale¿a³ do gatunku optymistów. Dlaczego? spyta³a. Dlaczego pojawienie siê jakiego fotografa zas³uguje na uwagê i osobn¹ depeszê wielkiej agencji prasowej? Gordon umiechn¹³ siê pob³a¿liwie, podziwiaj¹c liniê jej piersi. Podziwia³ j¹ zreszt¹ nieustannie. Przez palce przebiega³y mu mrówki. Bo to jest bardzo specjalny fotoreporter wymamrota³, ca³kowicie przejêty fascynuj¹cym widokiem ³abêdziej szyi, i z wysi³kiem odwróci³ wzrok, s³ysz¹c terkot odleg³ego dalekopisu, który zacz¹³ przyjmowaæ wiadomoæ. Prawdopodobnie w³anie UPI nadaje tê sam¹ informacjê powiedzia³. Ed Makin musia³ szaleæ jak poparzony kot. Umiechn¹³ siê do siebie, 121
zachwycony, ¿e pobi³ najwiêkszego rywala chocia¿ o kilka sekund. Wskaza³ na pozosta³e dalekopisy. Za chwilê zaczn¹ to podawaæ inni, a wszyscy redaktorzy w Europie i Stanach bêd¹ chwytali za s³uchawki, ¿eby z³apaæ Mungera na kontrakt. Jest a¿ taki dobry? spyta³a dziewczyna. Najlepszy! W ka¿dym razie by³. Ponownie oderwa³ wzrok od jej piersi i ruszy³ wzd³u¿ rzêdu dalekopisów. UPI podawa³a mniej wiêcej to samo, dodaj¹c, ¿e Munger ma obecnie trzydzieci dziewiêæ lat, i ¿e wydaje siê byæ w doskona³ym stanie zdrowia. Odezwa³ siê dalekopis AFP. Frazer nie zna³ francuskiego i, ujrzawszy nazwisko Munger skin¹³ na dziewczynê, by podesz³a. Kiedy t³umaczy³a tekst depeszy, zagl¹da³ przez ramiê w jej piersi i lekko napiera³ biodrami na jej poladki. Nawet nie drgnê³a. Poczu³ dreszczyk emocji. Przed tygodniem natychmiast przesunê³aby siê do przodu. Jeszcze parê dni, pomyla³, a biurowe stosunki z towarzyskich zamieni¹ siê w seksualne. Wiadomoæ AFP by³a inn¹ form¹ tej, któr¹ on przekaza³. ¯a³owa³, ¿e nie jest d³u¿sza, gdy¿ dziewczyna odesz³a na swoje miejsce. Nadal j¹ intrygowa³o zainteresowanie agencji fotoreporterem. W czasie trzymiesiêcznej pracy w agencji nie zdarzy³o siê, by jakikolwiek inny dziennikarz wzbudzi³ podobne zainteresowanie. Jak on wygl¹da? spyta³a. I gdzie by³ przez te wszystkie lata? Frazer wzruszy³ ramionami. Nie chce powiedzieæ. Spojrza³ na zegarek. Za kilka minut koñczy siê jej dy¿ur. Zast¹pi j¹ kto inny Ju¿ mia³ na koñcu jêzyka zaproponowanie drinka w hotelu Commodore, gdzie zastaliby jeszcze Mungera na zorganizowanym z pewnoci¹ naprêdce przyjêciu, ale w ostatniej chwili powstrzyma³ siê, gdy¿ przypomnia³ sobie wp³yw Mungera na kobiety i doszed³ do wniosku, ¿e tê jedn¹ zatrzyma dla siebie. Przygl¹da³a mu siê ciekawie, wiêc opowiedzia³ jej to i owo z dawnych lat Mungera, a nastêpnie zaproponowa³, ¿e którego dnia pójd¹ na kolacjê i opowie jej wiêcej. Zgodzi³a siê ochoczo i dreszcz raz jeszcze przebieg³ mu po plecach, chocia¿ szybko sobie uwiadomi³, ¿e jej entuzjazm wynika bardziej z zaciekawienia Mungerem ni¿ z zauroczenia jego osob¹. W czasie krótkiego spaceru do hotelu Commodore rozmyla³ o Mungerze i o szoku, jakiego dozna³, kiedy go zobaczy³ w barze. Siedzia³ w pustym lokalu z Edem Makinem. Popijali martini. Makin jak zwykle wyrzeka³ swoim nowojorskim akcentem z dzielnicy Bronx. Wróci³ dopiero z Nowego Jorku, gdzie odwiedza³ ¿onê i swoj¹ centralê. Mówi¹, ¿e k³opoty chodz¹ parami. Moje wy³¹cznie trójkami mówi³. Mój szef ma pretensjê o zbyt wysokie koszty utrzymania placówki, mój dentysta obwieci³, ¿e za nowy mostek mam zap³aciæ trzy tysi¹ce dolarów
122
a moja ¿ona zaczê³a jêczeæ, ¿e z powodu zbyt d³ugich okresów separacji ma za ma³o seksu. Westchn¹³, poci¹gn¹³ ³yk martini i ponuro spojrza³ na rudow³osego Szkota. Co by zrobi³ na moim miejscu, Gordon? Frazer wzruszy³ ramionami. Lubi³ tego malutkiego, ³ysego i puco³owatego Amerykanina, ceni³ jego profesjonalizm, ale dra¿ni³ go nieco ten wieczny pesymizm. Rozwi¹zanie twoich problemów wydaje siê bardzo proste. Aby zmniejszyæ koszty opuæ elegancki apartament i zamieszkaj, jak my wszyscy, w hotelowym pokoju. Wyrwij wszystkie zepsute zêby i wpraw raz na zawsze porz¹dn¹ sztuczn¹ szczêkê. Nie bêdziesz musia³ stale zmieniaæ mostków. ¯onie kup nowe baterie do wibratora. Teraz przestañ narzekaæ i zamów drinki. Twoja kolejka. Makin co mrukn¹³ i spojrza³ na barmana. To, co zobaczy³ w lustrze za jego plecami, odmieni³o mu nagle twarz z ponurej na absolutnie zdumion¹. Obróci³ siê wolno na barowym sto³ku. To samo zrobi³ Frazer, zaskoczony zachowaniem kompana. W wejciu do baru zobaczyli umiechniêt¹ twarz Mungera. Obaj otworzyli ze zdumienia usta. Munger podszed³ do baru. Widzê, ¿e wszystko po staremu. Na zewn¹trz trwa wojna, a Makin i Frazer podpieraj¹ barow¹ ladê. Przywita³ siê z nimi podaniem rêki, ale oni nie odzyskali jeszcze g³osu. Spojrza³ na ich puste kieliszki. Pozwolicie, ¿e bêdê zgadywa³, co nadacie dzi wieczorem jako ekstra wiadomoæ: Przeciêtna temperatura wytrawnego martini w barze hotelu Commodore wzros³a o trzy stopnie, co powoduje powa¿ny niepokój wród dziennikarzy zgromadzonych przed Ministerstwem Informacji. W ka¿dej chwili spodziewany jest komunikat o zmianach na niektórych fotelach ministerialnych. Ods³oni³ zêby w swobodnym umiechu i podnosz¹c trzy palce wskaza³ barmanowi puste kieliszki. Makin pierwszy odzyska³ mowê. Gdzie ty, do cholery, by³? Wszyscy myleli, ¿e nie ¿yjesz. By³em tu i tam odpar³ Munger, siadaj¹c na barowym sto³ku. Gdzie? Co siê w³aciwie sta³o? domaga³ siê wyjanieñ Frazer. I co tutaj robisz? Munger podniós³ d³oñ, powstrzymuj¹c grad pytañ. Przygl¹da³ siê barmanowi przygotowuj¹cemu drinki. Podniós³ podsuniêty mu kieliszek, posmakowa³ i z aprobat¹ skin¹³ g³ow¹. Temperatura akurat. Moc w³aciwa. Nie bêdzie rz¹dowego przesilenia, nie bêdzie depeszy. Zacz¹³ przygl¹daæ siê krytycznie obu szefom placówek agencyjnych. Ed, zmala³e, nieprawdopodobnie uty³e i do reszty wy³ysia³e. Natomiast ty, Gordon, jeste podobny do Frazera z Sajgonu, tyle ¿e przyby³o ci 123
piegów. To bardzo le, ¿e pozosta³e taki sam, wspominam ciê bowiem jako cynika i degenerata seksualnego. A lata powinny przecie¿ ³agodziæ wszystkie kanty
Obaj dziennikarze zignorowali te z³oliwoci. Oni tak¿e pilnie przygl¹dali siê Mungerowi. By³ dok³adnie ogolony, ale bladoæ policzków i podbródka kontrastowa³a z g³êbok¹ opalenizn¹ czo³a i ramion, co wyranie wskazywa³o, ¿e do niedawna nosi³ brodê. Frazer zauwa¿y³ tak¿e, ¿e Munger ma spracowane d³onie. A wiêc pracowa³ fizycznie, a nie jako fotograf. Nie postarza³ siê, a nawet wtedy, przed dziewiêcioma laty, wydawa³ siê starszy. Wyranie pog³êbi³y siê te¿ linie na czole, wokó³ niebieskich oczu i w k¹cikach ust. Mia³ twarz cz³owieka, który wiecznie przebywa na granicy m³odoci i wieku redniego. Oczy, oprócz zadowolenia, wyra¿a³y co jeszcze. Jaki przedziwny stan duszy, w której co zamar³o. Munger nie nale¿a³ do ludzi wylewnych, ale Makin i Frazer znali go dobrze i pamiêtali, ¿e jeli chcia³o siê przenikn¹æ przez zas³onê, za jak¹ chowa myli, to nale¿a³o patrzeæ mu w oczy. Kiedy by³ odprê¿ony, wydawa³y siê wiêksze i ich barwa jania³a o jeden ton. Gdy by³ spiêty, oczy mu ciemnia³y i zwê¿a³y siê. W pewnym sensie przypomina³y przes³ony obiektywu, które ustawia³ w zale¿noci od nasilenia nastroju. Teraz by³y nieprzejrzyste, jakby kto za³o¿y³ na nie filtr, by zmatowiæ obraz. No wiêc, opowiadaj! odezwa³ siê wreszcie Makin. Co robi³? Munger potrz¹sn¹³ g³ow¹. Przesz³oæ jest zamkniêta, Ed. Przesz³oæ to przesz³oæ i nie chcê o niej mówiæ odpar³ spokojnym, zdecydowanym g³osem, nie dopuszczaj¹cym dyskusji. Makin przyj¹³ tê kwestiê wzruszeniem ramion. Bêdziesz tu pracowa³? spyta³ Frazer, a kiedy Munger potwierdzi³, Makin natychmiast wskoczy³ z kolejnym pytaniem: Dla kogo? Chwilowo dla siebie. Kto kupi, ten dostanie. A potem zobaczymy. Tu bêdê mia³ bazê. W Bejrucie. Po tych s³owach Frazer przeci¹gaj¹c siê, wsta³ i ruszy³ ku drzwiom, mówi¹c przez ramiê, ¿e zaraz wraca. Munger wypytywa³ Makina o lokalne stosunki i Makin zacz¹³ ju¿ mu opowiadaæ o problemach dziennikarzy akredytowanych w stolicy Libanu, kiedy nagle umilk³ w pó³ s³owa i zerwa³ siê jak oparzony. Sukinsyn! Oczywicie! Twoje pojawienie siê to sensacja. Polecia³ nadaæ wiadomoæ! Pobieg³ do drzwi, kiwaj¹c siê miesznie na krótkich nó¿kach. Nie odchod, Dave, poczekaj! Chocia¿ biuro Makina by³o na miejscu, w hotelu, Frazer wyprzedzi³ go o kilka sekund. 124
Nie by³o go zaledwie dwadziecia minut, ale wiadomoæ ju¿ siê rozesz³a. W barze Mungera otacza³a grupka korespondentów. Nale¿a³o siê tego spodziewaæ. Ca³a falanga fotoreporterów i korespondentów, którzy w latach szeædziesi¹tych obs³ugiwali wojnê wietnamsk¹, przenios³a siê teraz na Bliski Wschód. Teren ten sta³ siê permanentnym punktem zapalnym wiata, zapewniaj¹c dostatnie ¿ycie setkom najlepszych przedstawicieli masowych rodków przekazu ziemskiego globu. Frazer przepchn¹³ siê przez otaczaj¹cych Mungera dziennikarzy i odebra³ swój barowy sto³ek od Georgea Blakea, fotoreportera Toronto Star. Makin te¿ zd¹¿y³ wróciæ i, oczywicie, trzyma³ ju¿ w rêku kieliszek. Rzuci³ w kierunku Frazera pe³ne wyrzutu spojrzenie i mrukn¹³ pod nosem: Bydlê! Munger sta³ obrócony plecami do baru. Zast¹pi³ martini sw¹ tradycyjn¹ wódk¹ z wod¹ mineraln¹. Zamawiaj¹c drinka, Frazer s³ysza³ jednym uchem pytania zadawane Mungerowi, który odpiera³ natarcie i te¿ o co pyta³. By³ wyranie odprê¿ony i umiechniêty, ale jego oczy nadal wydawa³y siê zmatowia³ymi lustrami. Nie pokazywa³y niczego. Bar coraz bardziej siê zape³nia³, ha³as wzrasta³. Wielu zna³o Mungera z dawnych lat, inni tylko o nim s³yszeli. M³odzi przyszli z ciekawoci obejrzeæ ¿yw¹ legendê. Spontaniczne zgromadzenia zwabiaj¹ korespondentów wojennych w ten sam sposób, w jaki obsypane kwieciem krzewy zwabiaj¹ pszczo³y. I im niebezpieczniejsze jest miejsce czy sytuacja, tym bardziej gor¹ca panuje atmosfera. Gdy rozmowy na chwilê zamar³y, Frazer powiedzia³ do Mungera: Dzi w nocy bêdziesz mia³ mnóstwo telefonów z propozycjami podpisania kontraktu. Ju¿ zaczêli dzwoniæ. Powiedzia³em w recepcji, ¿eby wszystko zapisywali. Upi³ ³yk wódki z wod¹ i spyta³ Frazera: A jak wygl¹da konkurencja? Frazer chwilê myla³, a potem podniós³ d³oñ z czterema wystawionymi palcami. Czwórka w pierwszej lidze. Wskaza³ g³ow¹ na Kanadyjczyka. Tam stoi George i Ray Morris, których znasz. Od czasu do czasu pojawia siê tu McCullin. No i ten m³ody Francuz Latiere. Pracuje na w³asny rachunek. Jest dobry. mieræ Duffa Pageta stworzy³a pustkê
S³ysza³e o jego mierci? Munger skin¹³ g³ow¹. Wiesz, ¿e na aukcji w Hongkongu kupi³ twój aparat? Munger ponownie skin¹³ i po raz pierwszy Frazer dostrzeg³ co w jego oczach. Tak, wiem. Przed paroma miesi¹cami odda³a mi go na Cyprze wdowa po nim
Odpowied wzbudzi³a zainteresowanie Frazera. 125
Jak przyjê³a mieræ mê¿a? Kiedy j¹ widzia³em, nie wygl¹da³a najgorzej odpar³ Munger i nagle zmieni³ temat: Janine Lasage jest w miecie? Tym razem Frazer ju¿ zastrzyg³ uszami. K¹tem oka widzia³ Eda Makina niby to s³uchaj¹cego, co mu opowiada George Blake, ale wyranie przys³uchuj¹cego siê ich rozmowie. Owszem, gdzie siê tu krêci. Na pewno zaraz przyleci, kiedy siê dowie. Ma teraz romans z Sami Asafem. Pamiêtasz go? Oczywicie! odpar³ Munger. Oczy mu siê zwêzi³y i pociemnia³y. Janine jest nadal diablo piêkn¹ kobiet¹ powiedzia³ Frazer, pilnie obserwuj¹c Mungera, w którego k¹cikach ust pojawi³ siê enigmatyczny umieszek. Powiniene powiedzieæ tylko to diablo, Gordonie. Reszta zbêdna. Frazer rozemia³ siê niepewnie i zerkn¹³ na Eda Makina, który przesta³ udawaæ, ¿e s³ucha paplaniny Blakea. Frazer chcia³ jeszcze co powiedzieæ, ale przerwali mu nowi przybysze. Ka¿dy z nich pragn¹³ ucisn¹æ d³oñ Mungerowi i oczywicie spytaæ: A gdzie ty, do cholery, by³ przez te wszystkie lata?. Munger szybko i zrêcznie zmienia³ temat, rzucaj¹c dowcipami. W³aciciel lokalu by³ niezmiernie zadowolony. Zbiegowisko zapowiada³o powa¿ne zwiêkszenie obrotów, które ostatnio bardzo zmala³y w bejruckich restauracjach i barach. Najlepszymi klientami byli obecnie najrozmaitszej nacji dziennikarze. I dlatego w³anie w³aciciel postawi³ za barem dwóch rezerwowych kelnerów, a sam czuwa³ nad rozwojem sytuacji. Sta³ teraz w g³êbi baru drobny, dobrze ubrany Libañczyk, oko³o piêædziesi¹tki. W czasie wojny wietnamskiej pracowa³ w wielu hotelach na Dalekim Wschodzie i zna³ dobrze Mungera. Bardzo siê zdumia³, gdy przed dwiema godzinami w hotelu zjawi³ siê Munger z czterema potê¿nymi walizami i za¿¹da³ najwiêkszego apartamentu na d³u¿szy czas. I chyba miêdzy innymi to w³anie sk³oni³o teraz w³aciciela do skiniêcia palcem na barmana i wydania mu dyskretnego polecenia. Po paru minutach ha³as uciszy³a kanonada otwieranych butelek szampana. Kto krzykn¹³ Alleluja, radujmy siê bracia! i temperatura zgromadzenia podskoczy³a o parê stopni. Bar by³ naprawdê zat³oczony i z pocz¹tku nikt nie zauwa¿y³ wchodz¹cej kobiety. Potem rozmowy zaczê³y cichn¹æ, wszystkie oczy zwróci³y siê na ni¹. By³a to Janine Lasage w swoim z³oto-czarnym spodnium od Gucciego. W jednym rêku mia³a wyszywan¹ z³otymi cekinami wieczorow¹ torebkê, w palcach drugiej trzyma³a papierosa w d³ugiej cygarniczce z koci s³oniowej. Ponad g³owami obecnych dostrzeg³a stoj¹cego przy barze Mungera i pos³a³a w jego kierunku czu³y umiech. Zaszura³y stopy na dywanie, zaczêto siê odsuwaæ, robi¹c jej w¹skie przejcie. Widzia³a teraz Mungera w ca³ej okaza³oci, a on j¹. Wielu obecnych 126
s³ysza³o o ich romansie. Wielu s³ysza³o te¿ jej komentarze po jego znikniêciu. Aukcja w Hongkongu zwabi³a sporo ludzi. Bardzo powoli, tanecznym krokiem, zbli¿a³a siê do baru. Munger patrzy³ na ni¹ z kamiennym spokojem. Na parê metrów przed celem wêdrówki stanê³a, prawa d³oñ powêdrowa³a teatralnym gestem do góry, w³o¿y³a cygarniczkê miêdzy zêby i, wznosz¹c siê dalej, dotar³a do ty³u g³owy. Chwilê po tym kaskada blond w³osów opad³a jej na plecy. Ta melodramatyczna scena powinna wzbudziæ ogólny miech, ale w wykonaniu tej kobiety spowodowa³a tylko wstrzymanie oddechów. W absolutnej ciszy przesz³a ostatnie parê metrów i stanê³a przed Mungerem. Przez d³ugi czas patrzyli sobie w oczy, wreszcie spyta³a zduszonym g³osem: Ça va, Dave? Pochyli³a siê i poca³owa³a go w usta, a potem z przekrzywion¹ g³ow¹ czeka³a wraz z innymi na reakcjê. Jeszcze przez kilka sekund przygl¹da³ siê jej bacznie pociemnia³ymi i zwê¿onymi oczami. Ça va, Janine. Powinna obci¹æ w³osy. Pasowa³y ci, kiedy by³a m³oda. Wzdrygnê³a siê, jakby zosta³a spoliczkowana. W barze rozleg³ siê pe³en aprobaty szmer. Nigdy jeszcze nikt z obecnych tego wieczoru w barze nie widzia³ Janine Lasage, któr¹ opuci³aby dra¿ni¹ca pewnoæ siebie. Wielu by³o ofiarami jej z³oliwego jêzyka i cynicznego humoru. I zawsze uroda oraz gotowoæ u¿ycia ¿¹d³a chroni³a j¹ przed ripost¹. Dlatego teraz, upokorzona, nie znalaz³a nawet jednego sojusznika. W pe³ni zdawa³a sobie z tego sprawê. Jakby smagniêta biczem zaczê³a wycofywaæ siê, z twarz¹ wykrzywion¹ nienawici¹ i wzrokiem kobry utkwionym w Mungera. By³a to jednak kobra umykaj¹ca przed mangust¹. W po³owie drogi obróci³a siê na piêcie i usi³owa³a opuciæ lokal z godnoci¹. Nie powiod³o siê jej to. Po raz pierwszy kaskada blond w³osów nie ochroni³a jej, ale sta³a siê raczej symbolem pora¿ki. Na szczêcie instynkt zakaza³ jej potrz¹saæ w³osami, co lubi³a zawsze robiæ dla wiêkszego efektu. Dopiero gdy wysz³a, obecni przerwali milczenie. Ten sam g³os co poprzednio wykrzykn¹³ raz jeszcze Alleluja! i zabrano siê na dobre do picia. Dopiero po pó³nocy Mungerowi uda³o siê umkn¹æ w ciszê i spokój hotelowego apartamentu. By³ to w istocie najwiêkszy apartament, jakim hotel dysponowa³, a przede wszystkim posiada³ dwie ³azienki. Dlatego te¿ Munger go wybra³. W odró¿nieniu od Eda Makina nie mia³ problemów z gotówk¹. Wed³ug zapewnieñ Waltera mo¿liwoci finansowe by³y praktycznie nieograniczone. Aby obietnica ta nie by³a go³os³owna, da³ Mungerowi pas z irchy do noszenia na go³e cia³o. By³o w nim piêædziesi¹t tysiêcy dolarów w banknotach tysi¹cdolarowych i piêtnacie jednokaratowych b³êkitnych brylantów. Tak 127
wiêc pas mia³ wartoæ blisko pó³ miliona amerykañskich dolarów nie licz¹c irchy. Nawet bez finansowego wsparcia Waltera Munger nie mia³by problemów z p³aceniem za ten apartament. Id¹c do siebie, odebra³ w recepcji dwanacie telefonicznych wiadomoci od naczelnych redaktorów agencji prasowych oraz amerykañskich, europejskich i japoñskich gazet oraz tygodników. Wszyscy b³agali o pilny kontakt. Rano zamierza³ usi¹æ przy telefonie i do po³udnia zawrzeæ potrzebne kontrakty. Potem bêdzie spokojnie czeka³ na zaliczki. Wróciwszy do apartamentu, uda³ siê natychmiast do wiêkszej z dwóch ³azienek. Mia³a mu s³u¿yæ za ciemniê. S³u¿ba hotelowa ju¿ wstawi³a dwa w¹skie sto³y, jakich za¿¹da³, oraz przeci¹gnê³a dodatkowe kable elektryczne z gniazdkami. Po zaplanowaniu wszystkiego, wróci³ do sypialni, rozebra³ siê, a pas z pieniêdzmi zawiesi³ na haczyku po wewnêtrznej stronie drzwi. Nawet przez chwilê nie myla³ o jego ukryciu, wiedzia³ bowiem z dowiadczenia, ¿e najlepszym sposobem ochrony cennych przedmiotów jest pozostawianie ich w miejscu, w jakim z³odziejowi nie przyjdzie nawet do g³owy szukaæ. Przed wyjciem z sypialni w³¹czy³ radio, wybra³ jak¹ lekk¹ muzykê i ustawi³ si³ê g³osu tak, aby móg³ s³uchaæ przez otwarte drzwi mniejszej ³azienki. Mniejsza by³a jednak rozmiarów niejednego hotelowego pokoju i mieci³a zarówno prysznic, jak i wannê. Od czasów pobytu w Japonii mia³ awersjê do mycia siê w europejskim stylu, to znaczy w wannie. Moczysz siê we w³asnym brudzie, us³ysza³ kiedy od przyjaciela Japoñczyka. Wszed³ wiêc teraz pod prysznic, namydli³ siê i pozwoli³ strumieniowi gor¹cej wody zmywaæ przez piêtnacie minut brud i zapach po podró¿y, i po d³ugim pobycie w zat³oczonym barze. Przez te piêtnacie minut dokoñczy³ w mylach rozplanowanie ciemni. Przywióz³ du¿o sprzêtu, z którego czêæ by³a mu zupe³nie nie znana. Przez dziewiêæ lat nast¹pi³ wielki postêp w dziedzinie wywo³ywania filmów i kopiowania. Prawdê powiedziawszy, nigdy siê tym wiele nie przejmowa³, obróbkê pozostawiaj¹c innym. Jego zdjêcia przemawia³y bardziej treci¹ ni¿ technik¹ dokonywania powiêkszeñ. Obecnie mo¿e byæ jednak inaczej. Wy³¹czy³ prysznic, wytar³ siê i w³o¿y³ bia³y k¹pielowy szlafrok. Spojrza³ na zaparowane lustro nad umywalk¹, rêcznikiem przetar³ rodek i przez minutê wpatrywa³ siê we w³asn¹ twarz. Gdyby go teraz widzia³ Frazer, od razu zauwa¿y³by zmianê w stosunku do wizerunku w barze. Tam na twarzy Mungera widaæ by³o o¿ywienie, gdy mówi³, s³ucha³ b¹d obserwowa³. Tutaj by³o widaæ twarz, która nie wyra¿a³a ¿adnych uczuæ. Odwróci³ siê od swego odbicia i przeszed³ do saloniku. Obok drzwi sta³y dwie metalowe walizki. Ukucn¹³ i po ustawieniu cyfrowych kodów obie otworzy³. W jednej mia³ swój stary aparat i nowiutkiego Hasselblada oraz zestaw obiektywów, parê statywów, pude³ka z filmami i drobny sprzêt potrzebny 128
w ciemni. W drugiej znajdowa³o siê podstawowe wyposa¿enie ciemni: powiêkszalnik, suszarka, gilotyna do papieru, naczynie do chemikaliów, lampa na ruchomej podstawie oraz plastikowe butelki z wywo³ywaczami i utrwalaczami. Po dywanie przeci¹gn¹³ obie walizki bli¿ej drzwi ³azienki i zacz¹³ wypakowywaæ sprzêt. Ustawi³ go w ci¹gu zaledwie pó³ godziny. Po zakoñczeniu wszystko sprawdzi³ i wróci³ do saloniku. Nikona, statywy i pude³ka z filmami u³o¿y³ na stole. Potem doda³ jeszcze zestaw obiektywów. Hasselblada zostawi³ w walizce. Skoñczywszy przeszed³ do drugiego sto³u, na którym przygotowano mu bar. Nape³ni³ szklankê kostkami lodu i zala³ rosyjsk¹ wódk¹. Siêgn¹³ rêk¹ do syfonu z wod¹ sodow¹, zrezygnowa³ jednak i poci¹gn¹³ ³yk czystej wódki. Mia³a ostry smak, ale wkrótce jej moc os³abi³ rozpuszczaj¹cy siê lód. Sta³ tak nad sto³em przez kilka minut, kolistym ruchem mieszaj¹c lód i p³yn w szklance, i od czasu do czasu upijaj¹c ³yczek. Z sypialni dobiega³y dwiêki muzyki. Pomyla³ o Janine Lasage i incydencie w barze na dole. Jego reakcjê spowodowa³o wy³¹cznie wspomnienie Duffa Pageta i jego ostatniego zdjêcia, nie wiedzia³ bowiem nic o jej uw³aczaj¹cych jego mêskoci uwagach sprzed wielu lat w Hongkongu. Dopiero po wyjciu Janine powiedzia³ mu o tym Frazer. Mimo i¿ uwagê o w³osach wypowiedzia³ w gniewie, mia³ racjê. Jej blond p³aszcz ju¿ do niej nie pasowa³. A w³osy, nawet upiête wysoko na g³owie, tylko uwypukla³y wydatnoæ koci policzkowych, coraz bardziej wyrazist¹ wraz z up³ywem lat, co nadawa³o jej twarzy drapie¿ny wyraz. Byæ mo¿e inni tego nie dostrzegali. Mo¿e niczego nie dostrzegali oprócz wyrafinowanej urody? Z zamylenia wyrwa³o go bzyczenie. Spojrza³ na swój nowy Seiko z budzikiem. Zegarek wskazywa³ piêædziesi¹t piêæ minut po pó³nocy. Zastopowa³ brzêczenie, dopi³ wódkê, wróci³ do otwartej walizki i wyj¹³ Hasselblada, a z bocznej kieszeni zwój cieniutkiego drutu, zakoñczonego z jednej strony wtyczk¹ do lampy b³yskowej, z drugiej gumow¹ przyssawk¹. Wtyczkê wcisn¹³ do gniazdka flesza, flesz umocowa³ na aparacie i zaniós³ wszystko do sypialni, gdzie po³o¿y³ na ³ó¿ku, gasz¹c przy okazji radio. Rozwijaj¹c drut podszed³ do okna i otworzy³ je. Mia³ widok na po³udnie miasta. Jêzykiem zwil¿y³ brzeg gumowej przyssawki i docisn¹³ j¹ do zewnêtrznej strony aluminiowej framugi. Wróci³ do ³ó¿ka, usiad³ i nastawi³ intensywnoæ flesza na 17. Towarzyszy³ temu lekki stuk, którego nie by³oby w zwyk³ym aparacie. Wzi¹³ aparat w lew¹ rêkê, obróci³ przegub i spojrza³ na zegarek. Czeka³ w tej pozycji przez czterdzieci sekund, póki na wywietlaczu nie pokaza³a siê godzina 1.00. Praw¹ rêk¹ wykona³ trzykrotnie czynnoæ przesuwania klatki. Po dwóch minutach powtórzy³ to samo.
9 Reporter
129
Sto piêædziesi¹t kilometrów na po³udnie, w bunkrze na Wzgórzach Golan, ³¹cznociowiec Mosadu zdj¹³ z uszu s³uchawki i zatelefonowa³ do centrali. Dziesiêæ minut póniej, mimo nocnej godziny, Daktyl Jeden zosta³ obudzony w swej willi w Limassol natrêtnym brzêczykiem zielonego telefonu stoj¹cego przy ³ó¿ku. Walter po omacku siêgn¹³ do nocnej lampki, zapali³ j¹ i z trudem usiad³. Zawsze spa³ nago i gdyby w sypialni znajdowa³ siê w tej chwili jaki ukryty obserwator, zapewne wybuchn¹³by miechem na widok ró¿owiutkiej masy miêsa fa³dami sp³ywaj¹cej na pociel. Walter rzuci³ okiem na przepiêkny zegar na cianie i mrukn¹³ co niechêtnie. Umiechn¹³ siê jednak, gdy dy¿urny agent centrali DAKTYL zawiadomi³ go, ¿e Daktyl Niebieski po raz pierwszy nawi¹za³ ³¹cznoæ radiow¹. Walter od³o¿y³ s³uchawkê, zgasi³ wiat³o, wsun¹³ siê pod pociel i usi³owa³ powróciæ do snu, w którym siedzia³ przy wspaniale zastawionym stole w otoczeniu legionu ponêtnych kobiet. W tym samym czasie w Bejrucie Munger mia³ koszmarny sen ten sam, który go drêczy³ od dziewiêciu lat. Zwiniêcie anteny i schowanie radiostacji ukrytej w Hasselbladzie zajê³o mu minutê. Podró¿, spotkania w barze i zagospodarowanie ciemni tak go wyczerpa³y, ¿e zasn¹³ prawie natychmiast. Zamykaj¹c okno nie ci¹gn¹³ zas³ony i ksiê¿yc ³agodnie owietla³ sypialniê. Podobnie jak Walter, sypia³ nago, przykryty tylko przecierad³em do pasa. Ukryty obserwator mia³by jednak zupe³nie inny widok ni¿ w sypialni Waltera. Munger mia³ tors wysportowany i opalony cypryjskim s³oñcem. Na tym tle wyranie widaæ by³o bliznê na lewym ramieniu. By³ to lad po le zszytej ranie prezencie od ¿o³nierza Wietkongu, który nie okaza³ nale¿ytego szacunku s³awnemu fotoreporterowi. Najpierw le¿a³ na plecach z g³ow¹ spoczywaj¹c¹ wysoko na dwóch poduszkach. Nie rusza³ siê. Po kilku minutach pojawi³y siê drgawki w nogach i mechaniczne zaciskanie palców. Zacz¹³ oddychaæ ciê¿ej, na czo³o wyst¹pi³y krople potu. Trwa³o to z dziesiêæ sekund potem otworzy³ oczy, z gard³a wydoby³ mu siê g³uchy jêk. Usiad³, otar³ pot z czo³a i d³oñmi zas³oni³ oczy. Zacz¹³ dygotaæ, oddychaj¹c spazmatycznie. Powoli siê uspokaja³, oddech stawa³ siê normalniejszy. Opuci³ d³onie i spojrza³ w jasny kwadrat okna. Jego twarz wyra¿a³a krañcow¹ rozpacz. Ostatni raz ten koszmar nawiedzi³ go przed czterema miesi¹cami. Przez minione parênacie tygodni modli³ siê do wszystkich mo¿liwych bogów, aby sta³o siê to po raz ostatni. W miarê up³ywu czasu zacz¹³ coraz bardziej wierzyæ, 130
¿e diab³a z jego cia³a ostatecznie wygna³y egzorcyzmy. Teraz musia³ po¿egnaæ siê z t¹ nadziej¹. Stoczy³ siê z ³ó¿ka, zataczaj¹c dobrn¹³ do okna i otworzy³ je szeroko. Do sypialni natychmiast wdar³a siê fala gor¹cego powietrza, nios¹c odg³osy miasta. Wyjrza³ na ulicê. Jecha³ ni¹ tylko jeden pojazd: d¿ip libañskiej armii, która wprowadzi³a ostatnio godzinê policyjn¹. Przez piêæ strasznych sekund Munger myla³ o samobójstwie, które by go wyzwoli³o. Widzia³ oczami wyobrani siebie spadaj¹cego na chodnik przed hotelem. Poderwa³ siê nagle, poszed³ do ³azienki i puci³ zimny prysznic na g³owê. Koszmar zawsze by³ ten sam. Zaczyna³ siê od orientalnej twarzy, o wydatnych kociach policzkowych. By³a to twarz dziewczyny. Gdyby nie oczy, by³aby piêkna. Ale oczy by³y antytez¹ piêkna, chocia¿ dziêki lekko skonemu kszta³towi powinny za takie uchodziæ. By³y w nich: ból, krañcowa rozpacz i najwy¿sza pogarda, wszystko razem. Ból i rozpacz rozprzestrzenia³y siê do wewn¹trz, pogarda by³a wymierzona w niego w Mungera. Obejmowa³a go, niczym wiat³o reflektora. Gdziekolwiek spojrza³, widzia³ te oczy. Nie móg³ siê ich pozbyæ, nie pomaga³o zaciskanie powiek. W sennym koszmarze bieg³, próbowa³ uciec, ale oczy by³y wszechobecne, wype³nia³y jego w³asne oczy, zespala³y siê z nimi, zagl¹da³y mu w duszê. Wy³¹czy³ prysznic i przeszed³ do saloniku. Wiedzia³, ¿e nie ma mowy o nie. Gdzie w nim tkwi³y te oczy, czyha³y tylko na okazjê, by wype³zn¹æ. Nape³ni³ szklankê lodem i zala³ wódk¹ Stolicznaja. Usiad³ i zacz¹³ rozmylaæ o rzeczywistoci. Dla Mungera rzeczywistoci¹ by³y wydarzenia. To, co siê ju¿ sta³o, a nie to, co mog³o by³o staæ siê w przesz³oci lub na co ludzie czekaj¹, ¿e siê stanie. Rzeczywistoci¹ by³ Walter Blum. Myli Mungera powêdrowa³y do owego dnia przed czterema miesi¹cami, kiedy wszed³ do siedziby Walen Trading. Sk³oni³ go do tego nocny koszmar. Koszmar w po³¹czeniu z mglistymi wspomnieniami kobiety o radosnym spojrzeniu kobiety, która przemknê³a przez jego m³ode ¿ycie. Wnosi³a wiat³o swoj¹ obecnoci¹, zostawi³a mrok po odejciu. To by³o brutalne ze strony Waltera Bluma wykorzystywaæ wspomnienie matki. By³a to brutalnoæ ³omu, który wywa¿y³ wieko i wyzwoli³ d³ugo skrywane uczucia. Dzieñ po dniu Munger usi³owa³ potem zatrzasn¹æ wieko i byæ mo¿e powiod³oby mu siê, gdyby nie wróci³ koszmar we nie i pozbawi³ go psychicznej odpornoci. Pozosta³a mu jednak pewna szansa: zaj¹æ siê czym, co mo¿e wyzwoli go w inny sposób lub pozwoli przynajmniej zapomnieæ. Wiarê w to wzmocni³y nastêpne tygodnie. Nie mia³ czasu na ponure myli. Ju¿ po kilku dniach zosta³ wys³any do centrum szkoleniowego Mosadu pod Tel Awiwem i przez nastêpne dziesiêæ tygodni wch³ania³ techniki dzia³alnoci 131
operacyjnej. By³ zdumiony zmianami, jakie zasz³y przez lata jego izolacji od wiata. Jeden z instruktorów powiedzia³, ¿e w ci¹gu dekady technologia tworzona na u¿ytek astronautów powróci³a z kosmosu na ziemiê. Nauczyli go obs³ugiwaæ nadajniki radiowe ukryte wewn¹trz aparatu fotograficznego, zobaczy³ bomby mieszcz¹ce siê w rolce filmu i zak³ada³ urz¹dzenia pods³uchowe wielkoci guzika od koszuli. Misza Wigoda zapozna³ go z najnowszymi technikami fotografowania i duplikowania zdjêæ. Pokaza³ te¿ najnowsze teleobiektywy, które pozwalaj¹ odczytaæ numer rejestracyjny samochodu z odleg³oci pó³tora kilometra. Wiele z tych urz¹dzeñ wci¹¿ nie by³o dostêpnych na rynku, ale specjalici Mosadu opakowywali je w firmowe obudowy; obiektywy Mungera mog³y przejæ ka¿d¹ inspekcjê z wyj¹tkiem fabrycznej u Nikona. Przez te dziesiêæ tygodni pobiera³ nauki od mistrzów szpiegowskiego zawodu. Z kolei i on potrafi³ zadziwiæ niektórych instruktorów: ekspert od walki wrêcz szybko uzna³, ¿e ju¿ niewiele mo¿e go nauczyæ. Techniki judo, karate i inne nie zmieni³y siê przez dziewiêæ lat. Munger pokaza³ te¿, ¿e ma wrodzony talent ledzenia ludzi, nie bêd¹c wyczuwalnym, potrafi natomiast sam wyczuæ, gdy kto idzie jego tropem. David Munger jest psychicznie i fizycznie predystynowany do pracy agenta terenowego, napisa³ w swoim raporcie na zakoñczenie kursu szef grupy instruktorów. Walter Blum, który pochylony nad genera³em Hoftim odczyta³ te s³owa, umiechn¹³ siê do siebie. Pierwsza powierzona Mungerowi misja by³a prosta: ma powróciæ do fotoreporterskiej pracy i zdobyæ pozycjê najlepszego reportera wojennego na Bliskim Wschodzie. Kazano mu nawi¹zaæ poprzednio zerwane kontakty, by uzyskuj¹c rozg³os, u³atwi³ sobie poruszanie siê w pañstwach ca³ego regionu. Co najmniej przez rok nikt nie bêdzie niczego wiêcej od niego ¿¹da³. Przez ten rok siatka Mosadu we Francji nie zaprzestanie akcji przeciwko reaktorowi i ludziom z nim zwi¹zanym. Munger tylko wtedy bêdzie w³¹czony do akcji, jeli reaktor zostanie wys³any do Iraku. Ale, na wszelki wypadek, musi mieæ pozycjê, która umo¿liwi mu dowolne odwiedzanie i opuszczanie Iraku. Okres szkolenia rozbudzi³ w Mungerze wiadomoæ przynale¿noci do narodu ¿ydowskiego. Dotychczas jej nie mia³. Nie uwa¿a³ siê za ¯yda, nie myla³ tymi kategoriami, choæ wiedzia³, ¿e judaizm uznaje matkê za probierz dziedzictwa wiary. Jednak¿e do chwili swego intelektualnego nawrócenia matka nie praktykowa³a ani nie przekazywa³a mu ¿ydowskich tradycji. Nie zna³ ¿ydowskich obrz¹dków i obyczajów, nigdy w nich nie uczestniczy³. W ¿yciu nie by³ w synagodze. Podczas miesiêcy spêdzonych w Izraelu traktowano go jak ¯yda. Instruktorów nie obchodzi³a jego ignorancja religijna. By³ ¯ydem i to im ca³kiem 132
wystarczy³o. Z pocz¹tku myla³, ¿e otrzymali specjalne instrukcje co do jego osoby, i ¿e ich zachowanie jest ³agodn¹ odmian¹ prania mózgu. Wkrótce porzuci³ podejrzenia. Instruktorzy zachowywali siê naturalnie. Zak³adali, ¿e pracê, jak¹ bêdzie mia³ wykonywaæ i zwi¹zane z ni¹ ryzyko, mo¿e podj¹æ tylko ¯yd wy³¹cznie cz³owiek motywowany mi³oci¹ do Izraela i narodu ¿ydowskiego. Zacz¹³ akceptowaæ ich stosunek do siebie i motywacjê. I sam zacz¹³ myleæ o sobie jako o ¯ydzie. Nie potrafi³ natomiast i nie chcia³ akceptowaæ religijnej otoczki. Ale w centrum szkolenia odrzuca³o j¹ tak¿e wielu innych. Munger dostrzega³ wy³¹cznie rasê, gatunek ludzi, z którymi móg³ siê uto¿samiaæ. Ostatniego dnia pobytu w Izraelu odwiedzi³ grób matki. Wczesnym porankiem cmentarz by³ pusty. Na grobie, jednym z tysiêcy, le¿a³y kwiaty. Chocia¿ i na wielu innych je zauwa¿y³, wra¿enie pozosta³o wielkie. Mo¿e jeszcze wiêksze, ni¿ gdyby to by³y jedyne kwiaty. Pamiêtaj¹! J¹ i innych jej podobnych. W lekkim deszczyku sta³ nad grobem przez godzinê. W g³owie mia³ burzê myli, ale kiedy odchodzi³, wiedzia³ jedno: podobnie jak matka, podj¹³ decyzjê. Gdy teraz siedzia³ w luksusowym apartamencie, z zimn¹ szklank¹ w d³oni, pomyla³, ¿e jak na ironiê jego decyzja mo¿e byæ unicestwiona przez parê skonych oczu. Zdawa³ sobie sprawê z niebezpieczeñstwa. Zna³ cieniutk¹ liniê oddzielaj¹c¹ normalnoæ od szaleñstwa. Przez te piêæ sekund patrzenia z okna na ulicê, linia zaczê³a siê rozmywaæ. Wsta³ i zacz¹³ przegl¹daæ sprzêt fotograficzny na najbli¿szym stole. Bez specjalnego celu. Chcia³ po prostu czym siê zaj¹æ. Sprawdzi³ aparat i pouk³ada³ pude³ka z filmami wed³ug ich czu³oci. I wtedy w³anie spostrzeg³ kasetê z nawietlonym filmem. Zdziwi³ siê, gdy¿ nie przypomina³ sobie, by ostatnio cokolwiek fotografowa³. Zacz¹³ szukaæ w pamiêci. Oczywicie! Przed czterema miesi¹cami robi³ zdjêcia w domu Ruth Paget! Ten poranek! I to podniecenie, gdy po raz pierwszy po tylu latach trzyma³ w rêku aparat. Zosta³ pó³ godziny i fotografowa³ Ruth oraz bawi¹ce siê w ogrodzie dzieci. Prosi³a, by przys³a³ jej odbitki, ale od chwili przekroczenia progu biura Waltera Bluma by³ zawsze zajêty, nie mia³ dos³ownie chwili czasu. Trzyma³ teraz w palcach opakowanie po filmie i przypomnia³ sobie ³zy w jej oczach, gdy po raz pierwszy od dziesiêciu lat wzi¹³ do r¹k aparat fotograficzny. Jaka by³a piêkna i jaka wydawa³a siê nieodporna na ¿ycie. Zauwa¿y³ jeszcze co w jej spojrzeniu, ale nie potrafi³ tego zdefiniowaæ. Powodowany impulsem poszed³ z filmem do ciemni. Postanowi³ go od razu wywo³aæ. Pozwoli mu to przetrwaæ nocne godziny. Pracowa³ mechanicznie, palce szybko przypomina³y sobie tysi¹ce jak¿e czêsto wykonywanych w przesz³oci ruchów. Po prze³adowaniu tamy do 133
bêbna, nape³ni³ go przygotowanym wywo³ywaczem. Nie potrzebowa³ stopera w mylach odlicza³ sekundy. Wyla³ wywo³ywacz, zastêpuj¹c go destylowan¹ wod¹. Dobrze wyk¹pa³ tamê, lekko potrz¹saj¹c bêbnem, wyla³ wodê i wla³ utrwalacz. Przypomnia³y mu siê setki pokoi hotelowych, w których wykonywa³ te same czynnoci. Zawsze go to fascynowa³o: oczekiwanie z niecierpliwoci¹ rezultatu i sprawdzenie, czy oko i obiektyw dostrzeg³y ten sam obraz. Tym razem jednak zupe³nie nie pamiêta³ obrazów rejestrowanych wówczas przez oko. Op³uka³ dok³adnie utrwalony film i umieci³ go na sk³adanej suszarce. Na piêtnacie minut przeszed³ do saloniku. Gdy wróci³, film by³ ju¿ suchy. Dwanacie klatek, krótka rolka. Trzy zdjêcia samej Ruth, trzy Ruth z którym z dzieci i szeæ samych dzieci. Wszystkie zdjêcia by³y dobrze nawietlone i dobrze wywo³ane. W³o¿y³ negatyw do kopioramy i nawietli³ papier, korzystaj¹c z lampy powiêkszalnika jako ród³a wiat³a. Po dziesiêciu minutach mia³ ju¿ gotowe stykówki. By³o w nich co, czego nie potrafi³ zg³êbiæ i zacz¹³ przebiegaæ mylami poszczególne fazy, od momentu rozpoczêcia zdjêæ. Wszystko wydawa³o siê w porz¹dku, równie¿ technicznie fotografie by³y bardzo dobre, mia³y doskona³e kontrasty i pe³n¹ wyrazistoæ. A jednak by³y jakie inne. Pocz¹tkowo myla³, ¿e to zmêczenie i stan umys³u os³abia postrzeganie. Wzi¹³ szk³o powiêkszaj¹ce i przez wiele minut bada³ skrupulatnie ka¿d¹ odbitkê. Potem wyprostowa³ siê i spojrza³ w ³azienkowe lustro, jakby od w³asnego odbicia domaga³ siê odpowiedzi na drêcz¹c¹ zagadkê. Wróci³ do saloniku i wypi³ jeszcze jedn¹ wódkê z lodem, patrz¹c przez okno na czêciowo owietlone miasto. Po dziesiêciu minutach podj¹³ decyzjê, wróci³ do ciemni i zacz¹³ robiæ powiêkszenia. O pi¹tej rano wpatrywa³ siê w rz¹dek powiêkszeñ 12x25 podczepionych do sznurka przeci¹gniêtego nad wann¹. Pierwsze szeæ przedstawia³o bawi¹ce siê dzieci. Nie upozowane, naturalne. Pamiêta³, ¿e sta³ na tarasie i patrzy³, jak dzieciaki ha³asuj¹ przy zgrabianiu szyszek. Po paru minutach przesta³y interesowaæ siê zarówno nim, jak i aparatem. Nie jaka nadzwyczajnoæ zdjêæ przykuwa³a uwagê Mungera, ale to, ¿e klisza tak dobrze utrwali³a beztrosk¹ radoæ maluchów, ¿e ich pe³ne szczêcia podniecenie a¿ emanowa³o z odbitek. By³y to fotografie, jakich jeszcze nigdy w ¿yciu nie zrobi³. Nastêpne trzy pokazywa³y Ruth pochylon¹ w rozmowie z ch³opczykiem. Munger przypomina³ sobie nawet jego imiê: Stavros. Trzyma³a obie jego d³onie w swoich d³oniach. Na pierwszym zdjêciu ch³opiec mia³ wzrok opuszczony do ziemi, twarz pe³n¹ smutku. Na drugim na jego wargach zacz¹³ wykwitaæ umiech. Na trzecim umiech obj¹³ ju¿ ca³¹ twarz. Ch³opiec przeby³ drogê 134
od smutku do radoci. Po raz pierwszy w swojej karierze fotoreportera Munger utrwali³ sekwencjê, która nie koñczy³a siê mierci¹. Wreszcie przeniós³ wzrok na ostatnie trzy zdjêcia. Robi¹c odbitki za³o¿y³ maski, tak ¿e na powiêkszeniach mia³ tylko twarz. By³y to portrety piêknej kobiety. I zawiera³y co jeszcze. Kiedy robi³ te zdjêcia, zajrza³o s³oñce przez okno i wydoby³o cienie na jej twarzy, uwypukli³o policzki, musnê³o czo³o i podbródek, odbi³o siê od czarnych w³osów. Kompozycja wiat³ocieni by³a doskona³a. Ale piêkna dodawa³ jeszcze wyzieraj¹cy z jej oczu wyraz wspó³czucia. Na dwóch portretach s³oñce otar³o siê o b³yszcz¹ce w oczach ³zy, ale nie wydoby³o smutku, lecz podkreli³o g³êbiê wspó³czucia. Munger d³ugo wpatrywa³ siê w trzy powiêkszenia, zw³aszcza w ostatnie. Wreszcie to jedno odczepi³ i powróci³ do powiêkszalnika. Gdy wyszed³ z ciemni, salonik zalewa³o wschodz¹ce s³oñce. Przysun¹³ do okna krzes³o, usiad³ i wystawi³ odbitkê na promienie s³oñca. Tylko oczy! Oczy Ruth Paget. Poni¿ej jedna ³za. By³o to maksymalne powiêkszenie, bardzo ziarniste, ale mo¿e to w³anie pozwoli³o wydobyæ ca³e piêkno. Munger trzyma³ zdjêcie na odleg³oæ wyci¹gniêtej rêki i wpatrywa³ siê intensywnie w te oczy. I nadal dostrzega³ w nich g³êbokie wspó³czucie. Mocno zacisn¹³ powieki. Moc¹ wyobrani przywo³a³ tamte oczy. Nigdy nie mia³ z tym trudnoci, przez ca³y czas tkwi³ mu w g³owie obraz tamtych orientalnych oczu. Zobaczy³
poczu³ ból i rozpacz, a przede wszystkim pogardê. Trzyma³ powieki zaciniête, pozwalaj¹c wezbraæ fali bólu i lêku, a kiedy serce zaczê³o mu biæ mocno, otworzy³ oczy, i dostrzeg³ wspó³czucie w spojrzeniu Ruth Paget. Kilka razy powtarza³ to samo i za ka¿dym razem zwyciê¿a³o wspó³czucie. Zaniós³ powiêkszenie oczu do sypialni i postawi³ na stoliku ko³o ³ó¿ka. Zadzwoni³ do recepcji i zapowiedzia³, by nikogo nie ³¹czono. Wróci³ do okna, zaci¹gn¹³ zas³ony i po³o¿y³ siê do ³ó¿ka. Siêgaj¹c do lampki nocnej, spojrza³ na powiêkszenie. Patrzy³ d³ugo, wreszcie zgasi³ wiat³o i opad³ na poduszki. Spa³ przez dwadziecia cztery godziny i nie mêczy³y go ju¿ ¿adne zmory.
11 By³ pocz¹tek lata, kiedy Walter ponownie uda³ siê do Platres. Mia³ humor
znacznie lepszy ni¿ poprzednim razem. Siedzia³ obok Spiro i rozmawiali na temat rodziny starego Greka, sytuacji politycznej na Cyprze oraz bezradnoci ONZ w rozwi¹zywaniu cypryjskiego problemu. 135
Gdy wóz znalaz³ siê u podnó¿a gór Trodos, Spiro zamilk³, powiêcaj¹c ca³¹ uwagê prowadzeniu krêt¹ i w¹sk¹ drog¹. Natomiast myli Waltera poszybowa³y do Pary¿a, sk¹d w³anie wróci³ i gdzie z Efimem Zimmermanem planowa³ ostatni¹ seriê akcji mog¹cych zapobiec wys³aniu do Iraku reaktora Tammuz I. Zdecydowano, ¿e egipski atomista Yahia el Mashad zostanie zamordowany podczas swej nastêpnej wizyty we Francji. Ekipa Mosadu ju¿ czeka³a w Pary¿u. Inna ekipa szykowa³a siê do umieszczenia bomb w zak³adach w La Seyne-sur-Mer. Obaj agenci Mosadu zatrudnieni w tych zak³adach donieli, ¿e budowa reaktora wyprzedzi³a nieco harmonogram. Optymalnym czasem na akcjê bombow¹ musia³aby wiêc byæ wczesna jesieñ. Walter nie mia³ w¹tpliwoci, ¿e pod sprawnym kierownictwem Zimmerrnana obie akcje siê powiod¹. Nie mia³ równie¿ w¹tpliwoci, ¿e ich sukces bêdzie sukcesem po³owicznym, który opóni dokoñczenie i wys³anie reaktora o kilka miesiêcy, w najlepszym wypadku o rok. Przypomnia³ sobie ostatni¹ kolacjê z Zimmermanem. Zimmerman mówi³, a Walter jad³ i bardzo uwa¿nie s³ucha³, gdy¿ ¿ywi³ szacunek dla wiedzy Zimmermana na temat nie tylko Francji, ale i wiata. Zimmerman uwa¿a³, ¿e w celu ca³kowitego wyeliminowania z gry francuskiego reaktora, Izrael bêdzie musia³ podj¹æ defensywne kroki wojskowe. Oznacza³o to akcjê komandosów lub przeprowadzenie nalotu bombowego. Oczywicie, ¿adnej z tych akcji nie mo¿na przeprowadziæ na terytorium Francji, a wiêc dopiero po zainstalowaniu reaktora w Iraku. Walter wiedzia³, ¿e podobnie myl¹ genera³ Hofti i izraelscy szefowie sztabów. Zimmerman k³ad³ wielki nacisk na potrzebê wiarygodnych informacji z Iraku i na posiadanie tam najwy¿szej klasy agentów, zdolnych wysoko dotrzeæ. Czy mia³by to byæ rajd komandosów, czy nalot, planici bêd¹ potrzebowali dok³adnych informacji z miejsca zainstalowania reaktora. Chodzi tu przede wszystkim o wyznaczon¹ datê rozruchu, po którym reaktor stanie siê radioaktywny. Zniszczenie instalacji musia³oby nast¹piæ przed t¹ dat¹. El-Tuwaitha znajdowa³a siê zaledwie osiemnacie kilometrów od ródmiecia Bagdadu i gdyby to trzyipó³milionowe miasto zosta³o ska¿one radioaktywnym opadem, Izrael zosta³by powszechnie potêpiony. W miesi¹cach, jakie pozosta³y do przeprowadzenia akcji, siatka DAKTYL bêdzie odgrywa³a decyduj¹c¹ rolê. Po wizycie Sadata w Izraelu pod koniec 1977 roku rozpoczê³a siê nowa era. Pokój z Egiptem musi byæ i bêdzie zawarty. Trzeba jednak uwiadomiæ sobie, ¿e ten pokój zwiêkszy niechêæ innych pañstw arabskich. Saddam Husajn w Iraku dostrze¿e to jako szansê na zdobycie pozycji przywódcy wiata arabskiego. Wykorzysta okazjê do podjêcia zdecydowanych kroków wobec Izraela. Jego autorytet mo¿e nies³ychanie wzmocniæ posiadanie broni nuklearnej. Wraz z t¹ broni¹ wzros³yby jego ambicje, co jest nie do zaakceptowania przez Izrael. 136
Walter s³ucha³ z uwag¹, a kiedy Zimmerman przesta³ mówiæ, on za skoñczy³ jedzenie, wspomnia³ o Mungerze. Munger by³ w terenie dopiero trzy miesi¹ce, a ju¿ ca³kowicie odzyska³ dawn¹ pozycjê. Jak szalony rzuci³ siê w wir pracy, od¿y³y w nim dawne pasje i talenty. W³anie w bie¿¹cym tygodniu Paris Match opublikowa³ jego wstrz¹saj¹cy reporta¿ z walk w po³udniowym Libanie. Przed trzema tygodniami Time i Newsweek wykorzysta³y jego zdjêcia do zilustrowania artyku³u dotycz¹cego sytuacji w po³udniowym Jemenie. Munger by³ jedynym zachodnim fotoreporterem, któremu od ponad roku uda³o siê dostaæ do tego kraju. Walter nie mia³ pojêcia, jak Munger to za³atwi³ i wiedzia³, ¿e Misza Wigoda, który prowadzi³ Mungera z bazy w Bejrucie, te¿ nie by³ wiadomy jego metod. W ostatnim raporcie do Waltera Wigoda pisa³ z zachwytem, ¿e dla Mungera przekroczenie zamkniêtej granicy jest równie ³atwe, jak dla innych przejcie na drug¹ stronê ulicy. W najbli¿szych dniach Munger wybiera³ siê do Iranu, sk¹d mia³ przedostaæ siê do kontrolowanego przez Kurdów terytorium Iraku. To mo¿e bardzo przydaæ siê w przysz³oci, pisa³ Wigoda. Walter mówi³ z takim entuzjazmem o swoim nowym agencie, ¿e i Zimmerman da³ siê nim zaraziæ. Pamiêta³ liczne przypadki, kiedy instynkt Waltera w doborze ludzi okazywa³ siê niezawodny. Niemniej poczu³ siê w obowi¹zku zadania paru pytañ, na przyk³ad: jak¹ siatkê buduje Munger? Walter musia³ przyznaæ, ¿e nie buduje ¿adnej, ¿e postawi³ warunek, i¿ bêdzie pracowa³ sam, nie polegaj¹c na nikim. Le¿a³o to w jego naturze i tak ju¿ musi zostaæ. Nie podoba³ mu siê nawet dozór ze strony Wigody. Osobicie bardzo lubi³ Miszê, ale podczas krótkich wizyt na Cyprze wola³by sk³adaæ raporty bezporednio Walterowi. Jednak¿e w tej sprawie Walter by³ nieustêpliwy. Wigoda jest dowiadczonym agentem i mog¹ powstaæ sytuacje, kiedy jego pomoc oka¿e siê bezcenna. Zimmerman wyrazi³ obawê, ¿e ca³y wysi³ek DAKTYLA w Iraku ograniczy siê w istocie do jednego cz³owieka. To zbyt ma³o, bez wzglêdu na to, jak dobry jest ten cz³owiek. Walter z rezygnacj¹ roz³o¿y³ rêce. To wszystko, co w tej chwili mo¿na zrobiæ. Centrala Mosadu bêdzie usi³owa³a przerzuciæ do Iraku ekipê wspieraj¹c¹ i ulokowaæ j¹ w Bagdadzie. W najlepszym jednak wypadku bêdzie to chwilówka z³o¿ona z agentów pozuj¹cych na biznesmenów. Tym samym czas ich pobytu bêdzie bardzo ograniczony. Mosad postara siê, aby po jednych pojawili siê nastêpni, tak aby przez ca³y czas mieæ tam paru swoich ludzi. Gdy wznosili siê coraz wy¿ej miêdzy górskie szczyty, Walter obserwowa³ soczyst¹ zieleñ, myl¹c, ¿e sytuacja wcale nie jest taka wietna. W istocie bêdzie musia³ polegaæ na jednym cz³owieku i choæ ten cz³owiek mia³ wiele cech nadzwyczajnych, mia³ te¿ i powa¿n¹ skazê. Walter cierpia³ nad tym, ¿e nie potrafi zg³êbiæ powodów dziewiêcioletniej dobrowolnej ucieczki 137
Mungera od wiata. By³a to szara strefa i dopóki jej nie rozjani, w¹tpliwoci pozostan¹. Pomyla³ o Ruth. Ona mog³a pomóc w wyjanieniu tajemnicy. Walter nie rozumia³ ludzi tak prostolinijnych, ¿e odmawiali pokrêtnego dzia³ania nawet w zbo¿nym celu, a przecie¿ cel uwiêca rodki. Ruth postawi³a sprawê jasno: nie bêdzie uczestniczyæ w machinacjach Waltera. Blum ostatecznie doszed³ do wniosku, ¿e nawet gdyby spróbowa³a, to by siê jej nie uda³o. Na tylnym siedzeniu mercedesa le¿a³o pud³o z wyszywan¹ cekinami wieczorow¹ sukni¹, któr¹ kupi³ dla niej w Pary¿u. Mia³ nadziejê, ¿e Ruth w³o¿y j¹ na dzisiejsz¹ kolacjê. Odczuwa³ te¿ pewien niepokój, gdy¿ wiedzia³, ¿e przed tygodniem odwiedzi³ j¹ Gideon Galili. Walter nie mia³ z³udzeñ, ¿e nigdy nie zdobêdzie wiêcej ni¿ sympatiê Ruth, ale odczuwa³ ¿al, ¿e kto inny mo¿e posi¹æ wiêcej. Z³y nastrój rozwia³ siê, gdy wszed³ do willi z pud³em pod pach¹. Ruth us³ysza³a samochód i szybko wbieg³a do domu od strony ogrodu. Zobaczy³ j¹ we framudze. Mia³a na sobie cienk¹ bawe³nian¹ sukienkê i padaj¹ce z ty³u s³oñce obramowa³o jej sylwetkê z³otym kadrem. Na widok Waltera jej twarz rozjani³a siê wyrazem tak autentycznego zadowolenia, ¿e Walter poczu³ wzruszenie. Przesz³a szybkim krokiem przez salon, pochyli³a siê nad pud³em i wydatnym brzuchem gocia, i uca³owa³a Bluma w oba policzki. Czy to prezent dla mnie? spyta³a. Skin¹³ g³ow¹ i poda³ jej pud³o, nagle zawstydzony jak ma³y ch³opak. Zanios³a je do sto³u, rozwi¹za³a wst¹¿ki i unios³a wieko. Zamar³a wpatrzona w lni¹c¹ materiê g³adki jedwab wyszywany przepiêknie cekinami. Ostro¿nie wyjê³a sukniê z pud³a i, trzymaj¹c wysoko na odleg³oæ r¹k, wpatrywa³a siê w ni¹ z otwartymi ustami. Potem przy³o¿y³a do cia³a i obróci³a siê do Waltera. Jest przepiêkna wyszepta³a. Nie powiniene by³, Walterze
Nim zdo³a³ cokolwiek odpowiedzieæ, umiechnê³a siê figlarnie i doda³a: Ja tylko tak z grzecznoci powiedzia³am. Oczywicie, ¿e powiniene by³. Wspania³a! Od lat nie mia³am na sobie niczego podobnego. Kolacja w Forest Peak? Skin¹³ g³ow¹. Czu³ siê jak uczniak. Ruth posz³a w kierunku sypialni. Tylko j¹ powieszê i zaraz zrobiê ci drinka. Rozgoæ siê. Walter, niezmiernie z siebie zadowolony, poszed³ w g³¹b salonu. Zamierza³ w³anie usi¹æ, kiedy zobaczy³ oprawione czarno-bia³e fotografie. Nie spuszczaj¹c z nich oczu, podszed³ bli¿ej. Dwie, bardzo ziarniste, przedstawia³y twarz Ruth, trzecia Ruth z ch³opcem. Oczy ch³opca by³y zwrócone na Ruth, a jego twarz wyra¿a³a radoæ i zaufanie. Walter sta³ zafascynowany, nie mog¹c oderwaæ wzroku. Zdjêcia Mungera odezwa³a siê zza jego pleców Ruth. Mungera? Obróci³ siê zaskoczony. 138
Ruth trzyma³a kube³ek z lodem, z którego stercza³a szyjka otwartej butelki wina. Potwierdzi³a skinieniem g³owy, zanios³a kube³ek na stó³ i wyjê³a z kredensu dwa kieliszki. Walter powróci³ do kontemplacji zdjêæ. Niewiarygodne
Munger
P³aka³a. Tak. I sama nie wiem, dlaczego. Przynios³a mu kieliszek wina i stanê³a obok, spogl¹daj¹c na ostatni¹ fotografiê, na której obiektyw utrwali³ sp³ywaj¹c¹ ³zê. On nigdy niczego podobnego nie fotografowa³ mrukn¹³ Walter. Gdybym ciê nie zna³, to powiedzia³bym, ¿e k³amiesz
to antyteza tego, co robi Munger. Ruth z pude³ka na pó³ce wyjê³a pozosta³e zdjêcia Mungera. Walter roz³o¿y³ je na stole. Wspania³e. Widaæ w nich duszê
To samo powiedzia³ Gideon odpar³a. Gideon? Tak. By³ tu w zesz³ym tygodniu
Umilk³a na chwilê i potem doda³a: Pobieramy siê
Kiedy? Na pocz¹tku przysz³ego roku. Nie zauwa¿y³a ¿adnej zmiany w wyrazie twarzy Waltera, ale wyczu³a, ¿e jest zawiedziony. Dosz³a wiêc do wniosku, ¿e go kochasz? Dosz³am do wniosku, ¿e nie wiem, co to mi³oæ. Wzruszy³a ramionami. Ale wiem, ¿e jego mi³oæ
¯e mnie kocha
Nigdy mnie nie zrani. Nigdy mnie nie ok³amie. Czy to wystarczy? Podesz³a do okna i wyjrza³a na góry. Walter chcia³ jeszcze co powiedzieæ, co wyjaniæ, ale zabrak³o mu s³ów i tym razem nawet Szekspir nie popieszy³ z pomoc¹. Spojrza³ wiêc raz jeszcze na fotografie i spyta³: Czy mogê parê z nich po¿yczyæ? Tylko na kilka dni. Oczywicie. Munger przys³a³ mi po kilka odbitek. Mo¿esz wzi¹æ komplet. Wybra³ cztery fotografie. Kiedy on wraca? spyta³a. Spojrza³ pytaj¹cym wzrokiem. Munger. Do zdjêæ do³¹czy³ list. Przeprasza³, ¿e przesy³a zdjêcia tak póno. I powiedzia³, ¿e chcia³by siê ze mn¹ zobaczyæ, kiedy przyleci. Teraz jest w pó³nocnym Iraku u Kurdów. Potem ma trochê wolnego czasu. Powinien siê zjawiæ pod koniec miesi¹ca. A jak mu ogólnie idzie? Walter móg³ siê wreszcie umiechn¹æ. Doskonale. Jest znowu najlepszy. Najlepszy fotoreporter na wiecie! Ucieszy³o j¹, ¿e Walter odzyska³ humor. 139
Kolacja minê³a w dobrym nastroju. Walter opanowa³ rozczarowanie, a poza tym doszed³ do wniosku, ¿e w ci¹gu omiu miesiêcy wiele mo¿e siê zdarzyæ. Ruth promienia³a w nowej sukni, a on k¹pa³ siê w jej blasku. Tego wieczoru przed pójciem spaæ, w³o¿y³ cztery fotografie wraz z notk¹ do koperty i zaadresowa³ j¹ do profesora Chaima Nardiego. Po dziesiêciu dniach otrzyma³ zdjêcia z powrotem z krótkim licikiem, który sprawi³ mu wielk¹ przyjemnoæ. Nadzwyczajne! Wys³a³em rekomendacjê do dziekana, aby podczas nastêpnej pañskiej wizyty nada³ panu doktorat z psychologii. I to wcale nie honorowy.
Misza Wigoda postawi³ sobie kolacjê w Smugglers Inn w dzielnicy Ras. Dok³adnie tak postawi³ sobie poniewa¿ nie nale¿a³ do tych, którzy oszukuj¹ w rozliczeniach i prywatne kolacje zaliczaj¹ jako s³u¿bowe. Jak to by³o w jego zwyczaju, wybra³ stolik w rogu. Siedzia³ sam, prezentuj¹c doæ smutny wizerunek niskiego i oty³ego cz³owieka o ³ysinie podobnej do mniszej tonsury. Szpiedzy czêsto jadaj¹ samotnie, a poza tym wynikaj¹ce z tego zawodu ograniczenia w utrzymywaniu stosunków towarzyskich jeszcze bardziej pog³êbia³a wrodzona niemia³oæ Miszy. Chocia¿ by³ sprawnym i kompetentnym agentem, owa niemia³oæ by³a hamulcem, uniemo¿liwiaj¹c mu pe³ne rozwiniêcie skrzyde³, dobry szpieg bowiem musi umieæ zab³ysn¹æ w towarzystwie. Dlatego te¿ w³anie Miszy wyznaczano czêsto zadania polegaj¹ce na samotnym ledzeniu i spe³nianiu roli ³¹cznika. Tego wieczoru postawi³ sobie kosztown¹ kolacjê, poniewa¿ czu³ siê wysoce usatysfakcjonowany i bardzo wa¿ny. Obarczenie go funkcj¹ oficera prowadz¹cego agenta Daktyl Niebieski uwa¿a³ za awans, a poza tym wszystko sz³o dobrze. Tego popo³udnia odebra³ szczegó³owy raport od Mungera po jego powrocie z Kurdystanu. Przes³uchanie odby³o siê w mieszkaniu w dzielnicy Nabaa. Przykrywk¹ Miszy by³o kierowanie biurem importowo-eksportowym. Mieszkanie znajdowa³o siê w s¹siednim budynku i, podobnie jak w centrali DAKTYLA w Limassol, ukryte drzwi ³¹czy³y oba budynki a zarazem biuro Miszy i mieszkanie. Misza spêdzi³ z Mungerem ponad trzy godziny. Niczego nie nagrywa³, niczego nie notowa³. Obdarzony by³ pamiêci¹ absolutn¹. Siedzia³ bez ruchu z pó³przymkniêtymi oczami, ws³uchuj¹c siê i kataloguj¹c p³yn¹ce s³owa. Munger odby³ owocn¹ podró¿, rozmawia³ z licznymi przywódcami kurdyjskimi, zarówno w Iranie, jak i w Iraku, i ustali³, którzy mog¹ okazaæ siê po¿yteczni w przysz³oci. Przedstawi³ te¿ plan, pozwalaj¹cy dostarczyæ do Kurdystanu broñ i amunicjê, by je zmagazynowaæ na czas nastêpnego kurdyjskiego powstania. W zamian za to Kurdowie iraccy udzieliliby Mungerowi wsparcia i potrzebnych informacji. Dysponowali 140
kryjówkami w Bagdadzie i w innych irackich miastach. Munger dok³adnie opisa³ broñ, jakiej Kurdowie potrzebuj¹, i jak j¹ mo¿na przemyciæ, korzystaj¹c z kurdyjskich agentur w Turcji. Wskaza³ te¿ proponowane miejsce sk³adowania. Plan by³ dobry, Wigoda pogratulowa³ Mungerowi, ¿ycz¹c mi³ego odpoczynku, bo nastêpnego ranka Munger odlatywa³ na Cypr. Misza zobaczy³, ¿e do jego stolika podchodzi George, w³aciciel restauracji, jak zwykle umiechniêty, nios¹c menu. Misza jada³ tu raz w miesi¹cu. Sprawia³o mu przyjemnoæ, ¿e jest traktowany przez Georgea jako sta³y i powa¿ny klient. Zdrowie ci sprzyja, Melim? spyta³ George, u¿ywaj¹c przybranego nazwiska Miszy. I nie czytaj menu, proszê. Mam pyszn¹ polêdwicê z grilla i bêdzie dla mnie obraz¹, jeli nie skosztujesz. Misza skin¹³ g³ow¹, ale George pozosta³ jeszcze parê minut, rozmawiaj¹c o polityce i o ulicznym festiwalu, który co roku organizowali lokalni kupcy. Festiwal nosi³ miano Makhoul od nazwy ulicy i by³ to jeden z kupieckich sposobów wypiêcia siê na wojnê domow¹ i pokazania, ¿e ¿ycie toczy siê normalnie. Gdy George wreszcie odszed³, Misza rozsiad³ siê wygodnie, zadowolony z ciep³ej atmosfery miejsca. Na stolikach sta³y kwiaty i artefakty wiêkszoæ klientów stanowili artyci i rzemielnicy, a George lubi³ otaczaæ siê ich pracami. U Georgea, jak powszechnie nazywano tê restauracjê, zjawia³o siê wieczorami wielu miejscowych dziennikarzy i korespondentów zagranicznych, gdy¿ by³o to jedno z niewielu w miecie miejsc z dobr¹ kuchni¹, poza renomowanymi hotelami, oczywicie. Misza nie zna³ nikogo z nich, ale wiele o wszystkich wiedzia³, gdy¿ Mosad rutynowo zbiera³ informacje o ludziach zwi¹zanych z mediami. Tego wieczoru zainteresowa³y Miszê dwa stoliki. Przy jednym siedzia³ Gordon Frazer z piêkn¹ Arabk¹. Trzyma³ d³oñ na jej d³oni i, pochylony, o czym j¹ gor¹co przekonywa³. Misza poczu³ uk³ucie zazdroci. Frazer mia³ przecie¿ co najmniej piêædziesi¹t lat i wcale nie by³ przystojny, a jednak cieszy³ siê powodzeniem u kobiet. Misza natomiast w ogóle nie przyci¹ga³ ich uwagi. Usi³owa³ sobie przypomnieæ, kiedy po raz ostatni zaprosi³ piêkn¹ dziewczynê na kolacjê
Bardzo dawno temu, kiedy spêdza³ urlop w Jerozolimie. A poza tym dziewczyna wcale nie by³a taka piêkna, a jeszcze mniej chêtna. Drugi stolik, który zwróci³ uwagê Miszy, znajdowa³ siê w odleg³ym rogu i siedzieli przy nim Sami Asaf i Janine Lasage. Dwoje ludzi, których poczynania niezmiernie interesowa³y Miszê. Oprócz prowadzenia Mungera Misza mia³ obowi¹zek nadzorowania bejruckiej siatki DAKTYL, czyli 141
trzech miejscowych agentów. Od dawna ju¿ bez powodzenia usi³owa³ za³o¿yæ pods³uch w apartamencie Janine Lasage i w jej biurze. Francuzka fascynowa³a go z dwóch wzglêdów. Fascynowa³a go jej aparycja i osobowoæ oraz symultanicznie wykonywane zawody. By³a piêkna, mia³a styl i pewnoæ siebie to wszystko, czego jemu brakowa³o. By³ jej antytez¹. Byæ mo¿e to z powodu niedostatku ¿ycia seksualnego Misza czêsto fantazjowa³ na temat Janine Lasage. W snutych przez niego erotycznych wizjach Janine wystêpowa³a coraz czêciej. Nawet poprzedniej nocy, usi³uj¹c zasn¹æ, uprawia³ masturbacjê j¹ w³anie maj¹c w mylach: jej d³ugie w³osy muska³y mu twarz i piersi, jej d³ugie nogi owija³y siê wokó³ jego nóg, jej jêzyk wdziera³ siê w jego usta. Z trudem skoncentrowa³ siê na jedzeniu. Dopiero po piêtnastu minutach podniós³ wzrok znad talerza. Powêdrowa³ nim oczywicie do stolika w rogu, do piêknej Francuzki, ale zmiesza³ siê nieco, napotkawszy jej uwa¿ne spojrzenie. Szybko odwróci³a oczy, Misza mia³ jednak nieodparte wra¿enie, ¿e d³ugo go przedtem obserwowa³a. By³by jeszcze bardziej zaniepokojony, gdyby us³ysza³ jej s³owa skierowane do Samiego Asafa. Jeste pewien, Sami? Wygl¹da na przekarmion¹ mysz. Nie jestem pewien odpar³ Sami. Ale OWP przysz³a do nas z prob¹ o zbadanie jego przesz³oci. Twierdzi, ¿e ma irack¹ matkê. A ojciec? Libañczyk z Batrum. Wszystko siê zgadza, tylko ¿e od dawna nie ¿yje, a w tym kraju trudno dogrzebaæ siê do faktów. Janine Lasage raz jeszcze zlustrowa³a salê. Mê¿czyzna przygl¹da³ siê jej, ale w tym nie by³o nic nadzwyczajnego. Wielu mê¿czyzn lubi³o na ni¹ patrzeæ. Zbyt czêsto by³ widziany w pobli¿u siedziby dowództwa i baz OWP ci¹gn¹³ Sami. I chocia¿ prowadzi dochodowe przedsiêbiorstwo, nie stanowi to alibi. Wielu agentów Mosadu robi to samo. Mosad dba o to, by ich przedstawicielstwa by³y dochodowe. Co zrobisz, jeli oka¿e siê ¿ydowskim agentem? Sami Asaf wzruszy³ ramionami. Przekonam OWP, ¿eby go chwilowo zostawili w spokoju. Wemiemy go pod sta³¹ obserwacjê i zobaczymy, dok¹d nas zaprowadzi. Jedna rzecz jest pewna: wszystkie dzia³ania bêd¹ kierowane z Bejrutu. Chwilowo nie wiemy, kiedy i jakie. Twoja przekarmiona mysz mo¿e okazaæ siê promykiem s³oñca. Janine Lasage umiechnê³a siê i palcami przemknê³a pieszczotliwie po ramieniu mê¿czyzny, a potem wbi³a paznokcie w jego cia³o. Powiesz mi, kiedy siê czego dowiesz? Spojrza³ na cztery lady na swej ciemnej skórze. Oczywicie, Janine odpar³ zduszonym g³osem. 142
W przeciwleg³ym koñcu sali Misza, z wyrazem b³ogiego zaspokojenia na twarzy, po³kn¹³ ostatni kawa³eczek polêdwicy z grilla w sosie bearnoise.
12 Miniony dzieñ przyniós³ Ruth Paget wielkie zadowolenie. Rano zadzwoni³ z Tel Awiwu Gideon. Nie mia³ do zakomunikowania ¿adnych sensacji. Ot, po prostu otrzyma³ przepustkê na weekend, spêdza³ go z rodzicami i têskni³ za Ruth. Dzwoni³ tylko po to, ¿eby jej powiedzieæ, ¿e j¹ kocha i zaczyna liczyæ dni do lubu. Matka ju¿ zaczyna myleæ o przygotowaniach, chocia¿ to jeszcze kilka miesiêcy. Ruth odebra³a telefon w ³ó¿ku. Le¿a³a, ciskaj¹c s³uchawkê miêdzy uchem a poduszk¹. Ws³uchiwa³a siê w tubalny g³os Gideona i powoli opada³y z niej resztki snu. Wydawa³o siê jej czym nadzwyczajnym móc spokojnie myleæ o szczegó³ach w³asnego przyjêcia weselnego. Jeszcze nie do koñca rozbudzona, powêdrowa³a mylami na moment w przesz³oæ: jej pierwszy lub i przyjêcie lubne. Ona i Duff. Co za mi³oæ, ile¿ nadziei! Piêkna para, której droga ¿yciowa wydawa³a siê jednym d³ugim pasmem szczêcia. Gideon rozmawia³ z ni¹ przez dwadziecia minut. W pewnej chwili us³ysza³a g³os jego matki, karc¹cy syna jak ma³e dziecko, ¿e rachunek telefoniczny bêdzie ogromny. Ale zaraz potem sama podesz³a do telefonu na parê s³ów i rozmawia³a przez piêtnacie minut. Matka Ruth umar³a ju¿ przed wielu laty i kiedy s³ucha³a teraz matki Gideona, polecaj¹cej jej dobrze jeæ i ciep³o siê ubieraæ w ch³odnym górskim klimacie, umiechnê³a siê i poczu³a prawie zapomniane ciep³o matczynej troski. Jak to mi³o móc znowu robiæ plany, móc myleæ o przysz³oci, która rysuje siê zupe³nie realnie, marzyæ o za³o¿eniu prawdziwej rodziny. Tego jej w³anie brakowa³o przez minione dziesiêæ lat. Ze ladem wyrzutów sumienia zda³a sobie sprawê, ¿e na jej decyzjê wyjcia za Gideona wp³ynê³o najbardziej pragnienie posiadania dziecka. Oczywicie, kocha³a go. By³ uczciwy, szczery i przystojny. By³ tak¿e inteligentny. Wiedzia³a, ¿e Gideon jest nadzwyczaj utalentowanym pilotem w najlepiej wyszkolonych si³ach powietrznych wiata. Przeznaczeniem Gideona jest zostaæ którego dnia genera³em. Doprowadz¹ go do tego talent i ambicja. Oczywicie, ¿e go kocha! Gideon bêdzie te¿ wspania³ym ojcem. Jego rodzice s¹ kochaj¹c¹ siê par¹. Jego pewnoæ siebie, zdecydowanie, celowoæ wszystkich poczynañ, wychowanie, jakie otrzyma³
Oczywicie, ¿e go kocha
143
Resztê dnia spêdzi³a w sierociñcu. Stavros wyszed³ wreszcie ze swojej skorupy, jakby dojrza³. Mia³ byæ zabrany przez nowych rodziców zastêpczych, bezdzietn¹ parê w rednim wieku z Nikozji. Ruth wybra³a ich z listy ma³¿eñstw pragn¹cych adoptowaæ sierotê wojennego. By³a bardzo ostro¿na w doborze przysz³ych opiekunów, gdy¿ ch³opiec wymaga³ zarówno dyscypliny, jak i mi³oci, jeli mia³ rozwijaæ siê normalnie. Dlatego te¿ postanowi³a, ¿e wybrana para bêdzie w ci¹gu kilku miesiêcy odwiedzaæ Stavrosa w sierociñcu, aby nawi¹za³a siê niæ wzajemnego zaufania. No i uda³o siê. Zastêpczy rodzice przyjechali, Stavros z malutk¹ walizeczk¹ podszed³ do ich samochodu, pomacha³ Ruth i wsiad³ do wozu. Rozpiera³a j¹ duma. Jej praca ocali³a ch³opca i pozwoli mu teraz wieæ normalne ¿ycie. W pewnym sensie Stavros by³ ju¿ jej ostatnim zmartwieniem. Kiedy tego wieczoru wróci³a do domu, przyrz¹dzi³a sobie koktajl i, usiad³szy na patio, poczu³a b³ogi spokój. Na kolacjê zaprosili j¹ przyjaciele, ale zadzwoni³a i przepraszaj¹c, wymówi³a siê. Wola³a zostaæ sama. Chcia³a sama cieszyæ siê swoim zadowoleniem i krystalizuj¹cymi siê planami na przysz³oæ. Gdy us³ysza³a samochód zaje¿d¿aj¹cy przed dom, a potem ciche pukanie do drzwi, poczu³a z³oæ. Prawdopodobnie który z okolicznych przyjació³ wpad³ na pogawêdkê. Ka¿dego innego dnia z miejsca zaproponowa³aby drinka i przejcie do saloniku, ale dzi zamierza³a grzecznie, lecz stanowczo wyprawiæ gocia w drogê powrotn¹. Otwieraj¹c drzwi, przybra³a odpowiedni¹ minê
i zobaczy³a przed sob¹ Mungera. Przez chwilê patrzyli na siebie w milczeniu. Przepraszam, ¿e nie zadzwoni³em, ale na mojej farmie nie mam telefonu odezwa³ siê Munger. Jeste zajêta? Nie, ale¿ nie wyb¹ka³a i zobaczy³a, ¿e Munger trzyma wi¹zankê kwiatów owiniêtych w papier. Skrêpowany podniós³ je i pokaza³ czubki czerwonych ró¿. Umiechnê³a siê. Ju¿ dawno od nikogo nie dosta³am ró¿ powiedzia³a. Odp³aci³ umiechem. Kupi³em ró¿e po raz pierwszy w ¿yciu. Chcia³bym ci podziêkowaæ. Wziê³a ró¿e i skry³a w nich twarz. Podziêkowaæ? Za co? To w³anie przyszed³em powiedzieæ. Uwiadomi³a sobie, ¿e stoj¹ w drzwiach. Odsunê³a siê na bok i zaprosi³a go do wejcia. Id na taras. Tylko w³o¿ê je do wody i przygotujê ci drinka. Najpierw poda³a Mungerowi drinka, a potem ustawi³a ró¿e w wazonie w saloniku. Raz po raz zerka³a przez okno na gocia, który siedzia³ sztywno 144
w fotelu, zapatrzony w roztaczaj¹cy siê z tarasu widok. Widzia³a jego twarz z profilu i przypomnia³a sobie dzieñ, kiedy po raz pierwszy zobaczy³a go na przyjêciu w Hongkongu. Wówczas ani twarz, ani zachowanie nie zrobi³y na niej najmniejszego wra¿enia. Z pocz¹tku. Ale nieco póniej uchwyci³a jego spojrzenie i dostrzeg³a b³ysk w niebieskich oczach. Wiele siê nie zmieni³, pomyla³a. Je¿eli ju¿, to jego twarz wydaje siê jeszcze bardziej poci¹g³a. Ale jest opalony i wygl¹da zdrowo. Wchodz¹c na patio, powiedzia³a: Najpierw ja podziêkujê. Za zdjêcia. Piêkne. Dzieciom bardzo siê podoba³y. Zby³ podziêkowanie lekkim wzruszeniem ramion. Wydawa³ siê bardzo spiêty. Upi³a ³yczek ze swojego drinka i, aby pokonaæ milczenie, opowiedzia³a mu o Stavrosie i jego przybranych rodzicach, i o tym, ¿e jest szczêliwa, i¿ wszystko tak dobrze siê skoñczy³o. Munger zada³ kilka pytañ o ch³opca i Ruth opisa³a jego historiê i jej wysi³ki, by móg³ pozbyæ siê ciê¿aru przesz³oci. W³anie zasz³o s³oñce i purpurowe pasma na horyzoncie ciemnia³y, roztapiaj¹c siê w mroku. Munger co kilka sekund obraca³ g³owê w stronê Ruth i patrzy³ jej prosto w oczy. Przez sekundê, ale z ¿arliw¹ intensywnoci¹. Gdy skoñczy³a opowieæ o Stavrosie, zapad³a kolejna cisza. By³o ju¿ zupe³nie ciemno. Widzia³a tylko zarys jego twarzy. Czu³a, ¿e co w nim wzbiera, ¿e rozsadza go jakie nieznane uczucie. Zaskoczy³o j¹ to. Wszystko, czego siê o nim dowiedzia³a, wyklucza³o nie tylko okazywanie uczuæ, ale ich posiadanie. Za co chcesz mi podziêkowaæ? spyta³a. Za ocalenie mi ¿ycia powiedzia³ cicho. Nie wiedzia³a, co ma na to odpowiedzieæ. By³a ca³kowicie zagubiona. Uda³o ci siê tak, jak ze Stavrosem. Nie wiem jak i dlaczego, ale ocali³a mnie od szaleñstwa, a w moim wypadku to równoznaczne z ocaleniem ¿ycia. Czy to nie trochê melodramatyczne? spyta³a, zbieraj¹c myli. Nie odpar³ krótko i to nie uniemo¿liwi³o jej kontynuowanie i prezentacjê racjonalnych przes³anek, jakie mia³a zamiar mu podsun¹æ. Dlaczego nie? I o czym ty w³aciwie mówisz? Tymi pytaniami usi³owa³a zyskaæ na czasie. Wsta³ i poszed³ na skraj tarasu. S³ysza³a jego ciê¿ki oddech. Rzuci³ przez ramiê: Myla³em o samobójstwie. Wreszcie s³owo, które mog³a zrozumieæ i z którym mog³a sobie poradziæ. Wsta³a, przesz³a do saloniku i zapali³a wiat³a. Spojrza³a na zegarek i powiedzia³a: 10 Reporter
145
Zostañ na kolacjê. Mam parê steków w lodówce. Wskaza³a grill. Wêgiel jest ju¿ nasypany. Rozpal, a ja przygotujê sa³atê. Wsta³ z lekkim oci¹ganiem, wygl¹da³ jakby chcia³ przeprosiæ i odejæ, ale nim zd¹¿y³ otworzyæ usta, odwróci³a siê i posz³a do kuchni. On upiek³ steki. Dla siebie przypieczony, dla niej pó³surowy. Wyjani³, ¿e po latach jedzenia le przyrz¹dzonego miêsa, wesz³o mu w zwyczaj przypalanie go na czarno. Przy tym zajêciu nieco siê odprê¿y³. Kiedy ju¿ usiedli, zaproponowa³a: Na serio porozmawiamy po jedzeniu, a teraz o niczym albo wcale. I prawie wcale nie rozmawiali, ale pojawi³o siê miêdzy nimi milcz¹ce porozumienie. Ruth przez ca³y czas by³a wiadoma jego obecnoci: sylwetki, szczup³ej twarzy i jasnych prostych w³osów. Znajdowa³a siê w jego psychicznym polu magnetycznym i ¿adna inna myl tego nie zak³óca³a. Nie zak³óca³y te¿ dochodz¹ce ich odg³osy: pohukiwanie sowy miêdzy wierkami, ciszone odleg³oci¹ wybuchy ogni sztucznych z okazji wioskowej fiesty czy przeje¿d¿aj¹ce z rzadka samochody na szosie. Oczekiwa³ czego. Czego niespodziewanego. Instynktownie przeczuwa³a, ¿e to, co jej powie po kolacji, bêdzie wstrz¹sem. Na pewno dla niego, gdy zacznie opowiadaæ. Byæ mo¿e i dla niej. Oczekiwaniu wiêc zacz¹³ towarzyszyæ lêk przed nieznanym. Jej pe³en nadziei nastrój sprzed godziny rozwia³ siê bezpowrotnie. I jeszcze co poczu³a: proste fizyczne przyci¹ganie. Bardzo j¹ to zatrwo¿y³o, bo ³¹czy³o siê z tym, czego od niej chcia³ Walter Blum i czego mu odmówi³a. Niepokój zmusi³ j¹ do podjêcia decyzji. Kiedy skoñczy³ jeæ, odezwa³a siê. Chcê, ¿eby o czym wiedzia³, nim sam zaczniesz mówiæ. I w szczegó³ach opowiedzia³a, ¿e w wieczór poprzedzaj¹cy pierwsz¹ próbê zwerbowania Mungera, Walter usi³owa³ j¹ sk³oniæ do wspó³pracy. Przyzna³a, ¿e pokaza³ jej raport profesora Nardiego i podczas kolacji w hotelu Forest Peak mówi³, ¿e wielk¹ niewiadom¹ jest aspekt seksualny urazu psychicznego Mungera. Chcia³ te¿, aby rozwi¹za³a dla niego ten problem, choæby drog¹ uwiedzenia Mungera, gdy¿ Walter nie móg³by zasn¹æ spokojnie, póki nie dowiedzia³by siê, czy Munger nadaje siê na agenta. Munger nie wydawa³ siê zdziwiony tymi rewelacjami. Wiedzia³, ¿e dla Waltera cel uwiêca rodki i ¿e nie ma granic, których by nie przekroczy³, by ten cel osi¹gn¹æ. Co za ironia losu
zacz¹³ Munger. A ty jeste bardzo
szczera. Umiechnê³a siê blado. To jeden z moich problemów. Mia³abym ³atwiejsze ¿ycie, gdybym nauczy³a siê trochê k³amaæ. Przygl¹da³ siê jej jakby z niedowierzaniem. Poczu³a falê po¿¹dania. Aby j¹ zdusiæ, spyta³a: No wiêc, jak to by³o z tym samobójstwem? 146
Wyj¹³ z kieszeni cygaretkê. Czy pozwolisz, ¿e zapalê? Skinê³a g³ow¹. Zapali³, poci¹gn¹³ parê razy i rozsiad³ siê w fotelu. Jeste psychologiem, mo¿e zrozumiesz. W ka¿dym razie wiêcej ode mnie. Opowiem ci o drêcz¹cej mnie zmorze
Pali³ cygaretkê, opowiada³, a ona s³ucha³a. Trwa³o to d³ugo, poniewa¿ nie opuszcza³ najdrobniejszych szczegó³ów, zaczynaj¹c od pierwszej nocy przed dziesiêciu laty, kiedy koszmar siê pojawi³. Opowiedzia³, jak wyjrza³ przez okno na ulicê w Bejrucie i niemal¿e widzia³ swe martwe cia³o, i jak by³ blisko urzeczywistnienia tego wytworu wyobrani. Mówi³ o wywo³aniu filmu i dostrze¿eniu czego, co kaza³o mu pracowaæ do witu nad powiêkszeniami i ¿e wreszcie osi¹gn¹³ jedno: wypchn¹³ tamte koszmarne oczy ze wiadomoci. Wys³ucha³a wszystkiego w skupieniu, a kiedy wreszcie skoñczy³, odnios³a wra¿enie, ¿e pozby³ siê jednej warstwy zmursza³ej skóry, ujawniaj¹c inn¹ twarz pod spodem twarz zdolnej do odczuwania istoty ludzkiej, a nie wizerunku robota. Dawno ju¿ opró¿ni³a kieliszek, ale wci¹¿ trzyma³a go w palcach. Teraz odstawi³a go powoli, ostro¿nie, jakby ba³a siê zak³óciæ tê chwilê. Usi³owa³a wyobraziæ sobie Mungera w hotelowym pokoju: siedzi pod oknem i usi³uje pozbyæ siê natrêtnej wizji pary oczu, zastêpuj¹c j¹ oczami z fotografii. Próbowa³a u³o¿yæ jakie zdanie, które zabrzmia³oby w miarê rozs¹dnie i adekwatnie do sytuacji. Nie mog³a. Munger chyba to wyczu³. Siêgn¹³ do kieszeni, wyj¹³ co i po³o¿y³ na stole. Fotografiê. Ruth spojrza³a na ni¹ i dozna³a szoku. W powiêkszonych ponad naturaln¹ wielkoæ swoich w³asnych oczach dostrzeg³a wspó³czucie i co wiêcej, czego siê ba³a. Munger utkwi³ wzrok w jej twarzy. Doby³a wreszcie g³osu i lekko zduszonym szeptem spyta³a: A wiêc koszmary skoñczy³y siê? Mêka siê skoñczy³a? Niezupe³nie
Wzmocni³ zaprzeczenie ruchem g³owy. Ty
zupe³nie nie wiem jak
pomog³a mi pokonaæ koszmar. Ale on nadal we mnie tkwi. Uczepi³ siê jak rakowaty guz. Czujê to. Chwilowo nie daje znaku ¿ycia. Ale jak d³ugo czaiæ siê bêdzie w ukryciu? Dlatego tu przyjecha³em
Jej obawy nabra³y realnego kszta³tu. Musisz siê cofn¹æ w czasie, Davidzie. Musisz wyjawiæ przyczynê. Potrzebujesz pomocy. Mo¿e nawet innej, ni¿ ja mogê ci udzieliæ. Chyba o tym wiesz
. Pochyli³ siê, patrz¹c niemal b³agalnym wzrokiem. B³aganie zabrzmia³o te¿ w jego g³osie: Wiem, ¿e potrzebujê pomocy. Ale wiem równie¿, ¿e tylko ty mo¿esz mi jej udzieliæ. Wiem, ¿e proszê o wiêcej, ni¿ mam prawo
147
I powiesz mi
? Tak, powiem ci, od czego zacz¹³ siê koszmar. Oddycha³ ciê¿ko. I wtedy mi pomo¿esz? Historia jest nieopisanie ohydna. I byæ mo¿e nic nie poradzisz
Mów. Postaram siê pomóc. Wyj¹³ now¹ cygaretkê i zapali³. Ruth zdawa³a sobie sprawê, ¿e wkracza na pole minowe. Jaki g³os mówi³ jej, ¿eby ucieka³a, ale inny radzi³ zaspokoiæ zawodow¹ ciekawoæ. Mów powtórzy³a. Zajê³o mu to godzinê. Mówi³ g³osem bezbarwnym, monotonnym, jak w transie czy w hipnozie. Czasami nabiera³ werwy. Wówczas opowiada³ ¿ywo. W innych chwilach gubi³ s³owa. Przez tê godzinê Ruth by³a pod presj¹ rozmaitych emocji. Raz nawet trysnê³y jej z oczu ³zy. Gdyby nie ulga, jak¹ to przynios³o, nie dotrwa³aby do koñca. Opowiedzia³ jej o ostatnim patrolu w Wietnamie. By³a to wyprawa, na jakie nie zabiera siê fotoreporterów i dziennikarzy. Nigdy. Amerykanie od dawna u¿ywali w Wietnamie Si³ Specjalnych. Oczywicie do specjalnych misji. W sk³ad jednostek specjalnych wchodzili czêsto zwykli najemnicy. Misje specjalne polega³y na wypadach do Pó³nocnego Wietnamu, Laosu czy Kambod¿y. Czasami wysy³ano jednostki specjalne na wypady karne przeciwko wioskom pomagaj¹cym Wietkongowi. Po ofensywie Tet w 1967 roku i w czasie pog³êbiaj¹cej siê dezintegracji armii po³udniowowietnamskiej zwiêkszono liczbê misji powierzanych jednostkom specjalnym. Dla amerykañskiego wywiadu w Sajgonie patrole by³y nadzwyczaj cennym ród³em informacji w coraz bardziej chaotycznej sytuacji. Ludzie wchodz¹cy w sk³ad tych jednostek nale¿eli, z takich czy innych przyczyn, do marginesu spo³ecznego. By³y oczywicie i dobre zespo³y, i dobrzy ludzie, ale ci stanowili margines. Dobrzy w praktycznym, a tak¿e i moralnym znaczeniu tego s³owa, toczyli trudn¹ i okrutn¹ wojnê, czêsto w trudnych i okrutnych warunkach, a mimo to nie przekraczali pewnych granic. Ale w miarê up³ywu czasu tych dobrych by³o coraz mniej. Wtedy, kiedy Munger udawa³ siê w teren z patrolem, przetrzebione pierwotne jednostki zosta³y uzupe³nione najemnikami z licznych krajów. Byli tam Francuzi, Belgowie, Po³udniowoafrykañczycy, Koreañczycy i Australijczycy. Czasami ludzie z plemienia Meo, którzy nienawidzili wszystkich Wietnamczyków, zarówno z Po³udnia, jak i z Pó³nocy. Patrolem Mungera dowodzi³ kapitan Si³ Specjalnych. By³ to jego siódmy rok w Wietnamie i, jak to kiedy wyjani³ Mungerowi, zabijanie sta³o siê dla niego narkotykiem. Sprawê komplikowa³ 148
fakt, ¿e by³ tak¿e autentycznym narkomanem nie móg³ ¿yæ bez heroiny. Munger zna³ go od samego pocz¹tku, od 1962 roku, kiedy m³ody oficer przyby³ ze Stanów gorliwy, pe³en idea³ów patriota. Nale¿a³ do pierwszej amerykañskiej misji wojskowej pomocy dla Po³udniowego Wietnamu. Przez pierwsze szeæ miesiêcy szkoli³ ¿o³nierzy armii po³udniowowietnamskiej, ARVN. Potem uczestniczy³ w operacjach jako doradca wojskowy na szczeblu kompanii. Po regulaminowej turze wróci³ do Stanów. Wys³ano go do bazy szkoleniowej w Fort Bragg. Nie móg³ sobie znaleæ miejsca w pokojowej codziennoci. Zg³osi³ siê na ochotnika na drug¹ turê w Wietnamie, a potem na trzeci¹ i czwart¹. Munger zna³ wielu takich jak on. Wojna atakowa³a im mózg, opanowywa³a ca³kowicie, usuwa³a wszystkie inne aspiracje ¿yciowe. Stawali siê robotami do zabijania. Nawet ich prze³o¿eni le siê czuli w ich obecnoci i rzadko ogl¹dali ich na w³asne oczy, z wyj¹tkiem czasu potrzebnego na przekazanie rozkazu lub przypiêcie kolejnego medalu. Kapitan mia³ dwadziecia osiem lat, a twarz starca. W patrolu by³o jeszcze trzech ¿o³nierzy jednostek specjalnych. Pierwszy to chudy, milcz¹cy homoseksualista ze slumsów nowojorskiego Bronksu. Jeli ju¿ siê odzywa³, to korzysta³ wy³¹cznie z przekleñstw. Pozostali dwaj pochodzili z Po³udnia, jeden bia³y, drugi czarny potê¿nie zbudowani i, niby syjamscy bracia, po³¹czeni nierozerwalnymi wiêzami nienawici. Ponadto w sk³ad patrolu wchodzili dwaj Belgowie, którzy zawsze nosili czarne okulary i opowiadali o swoich wyczynach w parunastu poprzednich wojnach; Australijczyk o pokiereszowanej bliznami twarzy nosi³ na biodrach dwa Colty M1911 i usi³owa³ mówiæ teksaskim akcentem; Francuz, którego rodzice mieli plantacjê kauczuku w pobli¿u Hue i zostali okrutnie zamordowani przez Wietkong; i wreszcie ludzie z plemienia Meo mieli byæ przewodnikami i przes³uchiwaæ jeñców. O zamierzonym patrolu Munger po raz pierwszy us³ysza³ w podrzêdnym barze przy ulicy Tu Do. Grupka ¿o³nierzy piechoty morskiej opowiada³a o swej niedawnej akcji w Delcie, o tym jak by³o ciê¿ko i jakie straty ponios³a ich jednostka. Przy s¹siednim stoliku siedzia³ kapitan Si³ Specjalnych i dwaj Belgowie. Jeden z Belgów by³ pijany i zacz¹³ dra¿niæ tych z piechoty morskiej, mówi¹c, ¿e nie maj¹ pojêcia o prawdziwej wojnie. Dosz³oby do bijatyki, gdyby nie to, ¿e marines znali kapitana i wiedzieli, do czego jest zdolny. Dopili wiêc drinki i wyszli. Munger siedzia³ na koñcu barowej lady, kapitan mrugn¹³ do niego i zaprosi³ do stolika. Wtedy w³anie Munger dowiedzia³ siê, ¿e za dwa dni kapitan ma poprowadziæ rekonesans na pó³nocny zachód od Vinh Long. Od wielu ju¿ miesiêcy Wietkong wykazywa³ w tym rejonie du¿¹ aktywnoæ i naczelne dowództwo chcia³o siê dowiedzieæ, czy to nie s¹ przygotowania do jakiej wiêkszej akcji. Takie informacje by³y na wagê z³ota. 149
Du¿o wypito przy stoliku i po jakim czasie obaj Belgowie odpadli z gry. By³o ju¿ rano, barman spa³ na ladzie, kiedy Mungerowi uda³o siê wreszcie przekonaæ kapitana, by zabra³ go ze sob¹, co oczywicie napotka na trudnoci, ale nie jest niemo¿liwe do zrealizowania. Zarówno kapitan, jak i Munger byli mistrzami w obchodzeniu zarz¹dzeñ wojskowych. Umówiono siê, ¿e Munger dotrze do Vinh Long na w³asn¹ rêkê, a na miejscu kapitan w³¹czy go do patrolu jako uczestnika. Oczywicie, Munger bêdzie musia³ odpowiednio siê ubraæ i ukryæ aparat fotograficzny. By³ jeden stanowczy warunek: kapitan zachowuje prawo pe³nej kontroli nad zrobionymi zdjêciami. Mimo ¿e by³ zupe³nie pijany, kiedy to mówi³, spojrzenie mia³ lodowate i Munger wiedzia³, ¿e lepiej z tym cz³owiekiem nie ¿artowaæ. Zgodzi³ siê ochoczo na postawiony warunek, myl¹c, ¿e jak przyjdzie co do czego, jakie wyjcie siê znajdzie. Uda³ siê wiêc z patrolem i od pierwszego dnia by³a to zwariowana podró¿ kolejk¹ górsk¹ w same g³êbiny piek³a. Zaczê³o siê od powa¿nego zajcia miêdzy cz³onkami wyprawy. Po siedmiu godzinach marszu w pokrytych gêstym lasem wzgórzach rozbito pierwszy biwak. Obaj Meo stanêli pierwsi na czatach, pozostali za podgrzewali swoje racje polowe. Jeden z Belgów zdj¹³ but, obejrza³ du¿y pêcherz na piêcie i zacz¹³ kl¹æ. Murzyn z Po³udnia zrobi³ zjadliw¹ uwagê na temat rozdelikaconych paniczyków. Belg powiedzia³ co po francusku, w³¹czaj¹c w to dwa s³owa cochon noir. By³y to jedyne dwa francuskie s³owa, które Murzyn w³anie rozumia³, tote¿ bez zw³oki zacz¹³ dusiæ Belga. Drugi Belg chwyci³ pistolet maszynowy, ale kiedy szykowa³ go do strza³u, zobaczy³ nagle przed oczami wylot lufy pistoletu kapitana. Opuci³ wiêc broñ, kapitan natomiast z wielk¹ precyzj¹ trzepn¹³ Murzyna za uchem rêkojeci¹ swego pistoletu. Porz¹dek zosta³ przywrócony. Murzyn odzyska³ przytomnoæ po dziesiêciu minutach, natomiast jego ofiara do koñca rekonesansu obnosi³a na szyi czerwone prêgi. Tego wieczoru Munger obserwowa³ kapitana i Francuza szprycuj¹cych siê heroin¹. Bia³y z Po³udnia w¹cha³ kokainê, a pozostali palili l¿ejsze narkotyki. Munger zacz¹³ siê zastanawiaæ, czy ujdzie z ¿yciem. Nastêpnego dnia wdarli siê g³êbiej na teren znajduj¹cy siê pod kontrol¹ Wietkongu. Obaj Meo szli pierwsi, jako przewodnicy, reszta w rozwiniêtym szyku, jeden od drugiego co piêædziesi¹t metrów. Wszyscy byli dowiadczonymi ¿o³nierzami i, mimo nocnej ucieczki w narkotyki, potrafili posuwaæ siê cicho, zrêcznie i pewnie. Munger nieco odetchn¹³. Wieczorem drugiego dnia podczas posi³ku Munger siedzia³ obok bia³ego z Po³udnia, który interesowa³ siê fotografi¹ i zna³ reputacjê towarzysz¹cego im fotoreportera. Mówi³ powoli nawet jak na Po³udniowca wa¿y³ ka¿de s³owo i wymawia³ je ze piewnym akcentem. 150
Powiedzia³, ¿e te¿ robi zdjêcia i spyta³, czy Munger chcia³by je zobaczyæ. Munger zauwa¿y³ b³ysk w oczach rozmówcy i wiedzia³, co nast¹pi. Zdarzy³o mu siê to ju¿ wiele razy w Wietnamie i w innych miejscach. Poruszy³ ramionami w sposób znamionuj¹cy odmowê, ale ¿o³nierz ju¿ siêgn¹³ do kieszeni polowego munduru. By³o ich szeæ. Fotografie okrucieñstw wojny. Zbezczeszczone zw³oki. Umiechaj¹cy siê do obiektywu mê¿czyzna z par¹ uciêtych nóg przerzuconych przez ramiê sam korpus bez koñczyn le¿a³ u jego stóp. Rz¹dek czarno odzianych ¿o³nierzy Wietkongu z ³okciami zwi¹zanymi od ty³u spogl¹daj¹ w obiektyw, spogl¹daj¹ na mieræ. Na nastêpnym zdjêciu ich powykrêcane cia³a ju¿ le¿¹ na ziemi. Góral Meo wysypuje z torby na ziemiê ludzkie uszy, a sier¿ant Si³ Specjalnych liczy je, ¿eby wiedzieæ, jaka nale¿y siê premia. Na ostatnim zdjêciu widzia³ Wietnamczyka przywi¹zanego do drzewa, a z gard³a wystawa³a mu rêkojeæ bagnetu. Po³udniowiec patrzy³ zach³annie na Mungera, chc¹c zobaczyæ jego reakcjê, licz¹c na objawy obrzydzenia czy choæby md³oci. Podobaj¹ siê? zapyta³ zjadliwie. Munger tylko wzruszy³ ramionami. Kiedy bêdziesz nastêpnym razem fotografowa³ w cieniu, ustaw przys³onê na f4. Otrzymasz lepsz¹ g³êbiê ostroci odpar³ beznamiêtnym tonem. Kapitan spod oka przygl¹da³ siê i przys³uchiwa³ wszystkiemu. Po s³owach Mungera wybuchn¹³ miechem. Po paru sekundach zawtórowa³ mu po³udniowiec. Od tej pory nikt ju¿ nie zanudza³ Mungera swoimi fotografiami. Do czwartego dnia przeszli ponad sto piêædziesi¹t kilometrów. W zasadzkê wpad³o im szeciu Wietnamczyków nios¹cych ¿ywnoæ ry¿ i jarzyny. Munger po raz kolejny by³ zaskoczony wojskow¹ sprawnoci¹ patrolu. Przednia stra¿ Meo ostrzeg³a odpowiednio wczenie. ¯o³nierze Wietkongu posuwali siê szlakiem omijaj¹cym niewielki pagórek. S¹dzili, ¿e s¹ bezpieczni na w³asnym terenie i nie zachowywali specjalnej ostro¿noci. Kapitan wys³a³ obu po³udniowców na szlak powy¿ej miejsca, którym Wietnamczycy musieli przejæ, i wyda³ im szczegó³owe instrukcje, co maj¹ robiæ. Reszta patrolu, wraz z Mungerem, mia³a rozwin¹æ siê wachlarzem poni¿ej szlaku. ¯o³nierze Wietkongu szli gêsiego. Gdy mijali po³udniowców, krótka seria z pistoletu maszynowego ciê³a czterech pierwszych. Dwaj ostatni porzucili ³adunek i rzucili siê do ucieczki prosto w ramiona reszty patrolu. Nie mieli nawet czasu podnieæ ka³asznikowów, kiedy zostali powaleni na ziemiê i zwi¹zani. Kapitan szuka³ informacji, a wiêc potrzebni mu byli jeñcy. Munger zd¹¿y³ zrobiæ zaledwie szeæ zdjêæ, gdy¿ kapitan popêdzi³ patrol dalej w obawie, ¿e odg³os strza³ów ci¹gnie jaki wiêkszy oddzia³ Wietkongu. 151
Przez nastêpne piêæ godzin patrol posuwa³ siê szybko na wschód, by jak najszybciej oddaliæ siê od miejsca wydarzenia. Jeñcy maszerowali w ogonie z pêtlami na szyi. Wiedzieli dobrze, ¿e jeli który z nich upadnie, to bêdzie ci¹gniêty dopóty, dopóki siê nie udusi. ¯aden nawet siê nie potkn¹³. Wieczorem przes³uchiwali ich górale. Reszta patrolu obserwowa³a. Czasami kto siê rozemia³, czasami pada³a zbêdna rada. Munger siedzia³ na uboczu, rêkami obj¹³ podci¹gniête kolana i usi³owa³ niczego nie s³yszeæ. Nie chodzi³o mu o zduszone dwiêki wydawane przez torturowanych jeñców, którym zdejmowano kneble doæ rzadko po to, aby mogli odpowiedzieæ na pytania tylko o te miechy. Usi³owa³ siê wy³¹czyæ, perswaduj¹c sobie, ¿e przes³uchuj¹cy Meo nie s¹ przecie¿ ludmi, nie s¹ istotami ludzkimi w ogólnie przyjêtym znaczeniu tego okrelenia. S¹ aberracyjnym tworem ludzkoci. Tej nocy Munger nie zmru¿y³ oka. Nawet kiedy by³o ju¿ po wszystkim. Rano zrobi³ zdjêcia zmasakrowanych cia³. Bia³y po³udniowiec przygl¹da³ siê ciekawie i prosi³ o odbitki dla siebie. Po po³udniu pi¹tego dnia dotarli do wioski. Podczas nocnych tortur jeñcy wyznali, ¿e w wiosce znajduje siê niejaki Dien Phang, major wywiadu Wietkongu. Poniewa¿ jego jednostka operowa³a w pobli¿u, major móg³ od czasu do czasu odwiedzaæ w wiosce rodzinê. Mia³ ¿onê, córkê i ma³ego synka. Wioska by³a niewielka, wtulona w w¹sk¹ dolinê. Przez jej rodek p³ynê³a rzeczka. Kapitan i jeden z Belgów zrobili rozpoznanie i stwierdzili, ¿e w wiosce mieszka najwy¿ej trzydzieci osób. Nie by³o ladu obecnoci wojskowej, ¿adnych uzbrojonych mê¿czyzn, jedynie kobiety, dzieci i starcy. Tylko jeden m³ody cz³owiek. My³ siê w³anie w strumieniu. Kapitan postanowi³ nie zwlekaæ. O obecnoci patrolu w terenie nieprzyjaciel ju¿ wiedzia³ i byæ mo¿e trwa przeczesywanie okolicy. Zosta³o niewiele czasu. Meo zajêli pozycje na stoku po obu krañcach dolinki, by ostrzegaæ przed przybyciem wroga. Belgowie mieli zajæ z jednej strony, po³udniowcy z drugiej. I jedni, i drudzy przewa¿nie dzia³ali parami. Francuz i homoseksualista otrzymali zadanie podejcia od do³u rzeczki, a kapitan i Australijczyk od góry. Wszyscy przedtem zgromadzili siê wysoko na stoku nad wiosk¹ i kapitan wskaza³ ka¿demu jego drogê, a ponadto m³odego cz³owieka przy strumieniu mówi¹c, ¿e jego w³anie trzeba schwytaæ. Jeli to jest w³anie ów Dien Phang, to trzeba bêdzie zabraæ go do Sajgonu. Dowódcê patrolu czeka³ za to kolejny medal, a najemników pieniê¿na premia. Podczas prowadzonej przez kapitana odprawy Munger robi³ przez teleobiektyw zdjêcia wioski, która wydawa³a siê wyj¹tkowo spokojna, niemal idylliczna. Kilka kobiet i kilkoro dzieci pracowa³o wród warzyw na polu. Inne pra³y przy strumieniu odzie¿, uderzaj¹c ³opatkami roz³o¿one na kamieniach sztuki. Paru starców siedzia³o w cieniu grubolistnego drzewa, pal¹c 152
fajeczki na d³ugich cybuchach i gwarz¹c. Munger czu³ wzrastaj¹ce napiêcie. Wiedzia³, jaki grom spadnie za chwilê na wioskê. Zsynchronizowano zegarki i wszyscy siê rozbiegli. Natarcie mia³o nast¹piæ za piêtnacie minut. Kapitan przykucn¹³ z Australijczykiem tu¿ obok Mungera i przez lornetkê obserwowa³ wioskê. Ty zostaniesz odezwa³ siê k¹tem ust do Mungera. Munger oderwa³ oko od wizjera. Dlaczego? Na twarzy kapitana wykwit³ krzywy umiech. Dlatego, ¿e nie chcê pami¹tkowych zdjêæ. Opuci³ lornetkê i spojrza³ na Mungera ju¿ nie z umiechem, lecz z grob¹ w oczach. Zrozumia³e? Zrozumia³em. Munger wróci³ do swego wizjera. Nawet z teleobiektywem nie wychwyci wiele z tego, co mia³o siê wydarzyæ. Powiedzia³ wprawdzie kapitanowi, ¿e rozumie rozkaz, ale jest tu po to, ¿eby robiæ zdjêcia i bêdzie je robi³. Po dziesiêciu minutach kapitan i Australijczyk zeszli stokiem w dó³, aby zaj¹æ pozycjê wyjciow¹. I znowu atak odby³ siê z wojskow¹ precyzj¹. Po szeædziesiêciu sekundach ostrza³u patrol zaj¹³ wioskê. Munger podkrad³ siê na ty³y chaty z bambusa i fotografowa³ skutki natarcia. W polu widzenia mia³ osiem cia³. Trzej starcy zostali posiekani jedn¹ seri¹. Le¿eli pod swoim drzewem, koñczyny mieli nienaturalnie powykrêcane, sp³ywa³a z nich krew i wsi¹ka³a w ziemiê. Dwie kobiety le¿a³y na kamieniach nad rzeczk¹, a op³ywaj¹ca je woda nabiera³a ró¿owego zabarwienia. Dwaj ch³opcy mo¿e omioletni, mo¿e m³odsi, le¿eli na progu jednej z chat, niczym lalki poszarpane przez niegrzeczne dziecko. Stara kobieta z przygarniêtym do piersi niemowlêciem le¿a³a na plecach z odstrzelon¹ potylic¹. Dziecko p³aka³o w jej miertelnym ucisku. Pozosta³ych mieszkañców wioski, zbitych w gromadkê, pilnowali Belgowie. Na twarzach niektórych Wietnamczyków malowa³o siê przera¿enie, inni byli w szoku lub jeszcze nie zrozumieli, co siê dzieje. Munger skierowa³ aparat na cz³owieka wyci¹ganego z chaty przez Francuza i Australijczyka. Mê¿czyzna opiera³ siê i szarpa³, póki Australijczyk nie uderzy³ go kolb¹ pistoletu maszynowego w twarz. Wietnamczyk nie straci³ przytomnoci, ale krew zaczê³a sp³ywaæ z rozciêtego policzka. Z tej samej chaty wyszed³ za nim kapitan. Trzyma³ w rêku ka³asznikowa i plik papierów. Szeroko siê umiecha³. Wykrzykn¹³ do Belgów, ¿e pochwycili w³aciwego cz³owieka. Nie przerywaj¹c fotografowania, Munger odczu³ ulgê. Wraz z odniesionym sukcesem powinna objawiæ siê wielkodusznoæ i reszta mieszkañców wsi byæ mo¿e ocaleje. Tak siê jednak nie sta³o. Gdy dwaj po³udniowcy pojawili siê we wsi prowadz¹c m³odego mê¿czyznê, z grupy strze¿onych kobiet wyrwa³y siê dwie 153
i podbieg³y do zwi¹zanego jeñca: jego ¿ona i córka. Kiedy zawodzi³y i b³aga³y o litoæ i uwaga wszystkich by³a na nie skierowana, pozosta³e trzy kobiety i dziecko usi³owa³y uciec. Nie przebieg³y nawet dziesiêciu metrów, kiedy skosi³y je kule. Ch³opczyk odbieg³ nieco dalej. Munger widzia³ jak czarny po³udniowiec przykl¹k³, z³o¿y³ siê i puci³ krótk¹ seriê z pistoletu maszynowego. Pociski odrzuci³y ch³opca na kilka metrów w krzaki. Munger oniemia³. Przypomnia³ sobie odpowied, jakiej udzieli³ któremu korespondentowi w sajgoñskim barze najemnik zapytany, jak mo¿e zabijaæ dzieci: Celujê nieco ni¿ej. Niemal odruchowo Munger zrobi³ zdjêcie nó¿ek ch³opca wystaj¹cych z krzaków. Kiedy zak³ada³ now¹ rolkê, us³ysza³ znowu strza³y i przeraliwe krzyki. Pozostali mieszkañcy wsi w ci¹gu parunastu sekund zostali wybici. Ocala³a starsza kobieta i jej córka pochylone nad le¿¹cym na ziemi jeñcem. Zapad³a cisza i tylko dymek unosi³ siê nad cia³ami. Munger przesta³ myleæ, sparali¿owany groz¹, palce naciska³y mechanicznie spust migawki, rejestruj¹c przebieg wydarzeñ. Oko patrzy³o przez wizjer, ale mózg przesta³ rejestrowaæ to, co oko dostrzega³o by³ wy³¹czony. Ju¿ tego dowiadczy³ w przesz³oci. W Angoli, w Biafrze, na Borneo. I teraz tu. Jest fotoreporterem, wykonuje swój zawód, utrwala na tamie filmowej ¿ycie. I mieræ. Potem robi³ jeszcze zdjêcia sceny gwa³tu na kobiecie i jej córce. Wszyscy w tym uczestniczyli, k³óc¹c siê o miejsce w kolejce. Zwi¹zany Wietnamczyk le¿a³ na boku, pokrwawiony policzek mia³ unurzany w b³ocie, obserwowa³ wszystko szeroko otwartymi oczami. Córka mia³a oko³o piêtnastu lat, by³a piêkna i wszyscy chcieli j¹ mieæ. Australijczyk odci¹gn¹³ na bok matkê, która wkrótce zaczê³a krzyczeæ, ale córka znosi³a wszystko w milczeniu, le¿¹c na pokrwawionej ziemi. Pierwszy by³ kapitan, z racji swojej funkcji. Dziewicze krople krwi splami³y uda dziewczyny Munger widzia³ to przez teleobiektyw. I przez ca³y czas mia³a zaciniête usta. Potem przysz³a kolej na Belgów, a po nich na czarnego po³udniowca, nastêpnie bia³ego i wreszcie Francuza. Homoseksualista sta³ z boku i przygl¹da³ siê zawiedzionym wzrokiem, jak nogi dziewczyny s¹ wykrêcane, rozk³adane lub podnoszone w zale¿noci od preferencji chwilowego u¿ytkownika. Kiedy Francuz zdyszany skoñczy³, jeden z Belgów rozemia³ siê i powiedzia³ homoseksualicie, ¿e trzeba by³o zachowaæ mu ch³opca. Homoseksualista nic nie odpowiedzia³, wpatrzony w nag¹ dziewczynê le¿¹c¹ u stóp Francuza, który podci¹ga³ w³anie spodnie. Dziewczyna le¿a³a na plecach, mia³a roz³o¿one nogi, twarz ukry³a w ramionach. Jej czarne w³osy niczym rozwiniêty wachlarz spoczywa³y na ziemi. Z g³uchym pomrukiem homoseksualista odtr¹ci³ Francuza i ukl¹k³ naprzeciwko dziewczyny, siêgaj¹c po swojego cz³onka. Brutalnym ruchem obróci³ dziewczynê na brzuch 154
i wpakowa³ siê w jej odbyt. Po raz pierwszy rozpaczliwie wrzasnê³a, ale jej krzyk zgin¹³ w ha³aliwym rechocie widowni. I wówczas Munger zrobi³ ostatnie zdjêcie. Gwa³ciciel chwyci³ dziewczynê za w³osy i poci¹gn¹³, chc¹c wepchn¹æ cz³onka g³êbiej. Twarz Wietnamki wyra¿a³a nie tylko ból, ale i sto innych uczuæ. Patrzy³a prosto w obiektyw, na Mungera. W jej wzroku pojawi³ siê wyraz, który mia³ staæ siê treci¹ jego sennych koszmarów
Dziewczyna patrzy³a tak d³ugo, a¿ kapitan spojrzeniem powêdrowa³ za jej wzrokiem. Obok bambusowej chatki zobaczy³ Mungera z aparatem w rêku. Dotychczas kapitan trzyma³ luno pistolet maszynowy. Teraz natychmiast go uniós³ i puci³ seriê nad g³ow¹ Mungera, cinaj¹c bambusowe licie, które opad³y na ziemiê z szelestem. Kurwa maæ! wrzasn¹³ kapitan. Powiedzia³em ci, ¿e ¿adnych zdjêæ! Ruszy³ w stronê Mungera, który przekrêci³ siê na bok i tkwi³ bez ruchu. Tylko jego palce gor¹czkowo pracowa³y. Oddaj mi to cholerstwo! rozkaza³ kapitan, staj¹c nad Mungerem, który widzia³ wycelowan¹ w siebie lufê i wciek³y wzrok. Wiedz¹c, ¿e znajduje siê o w³os od mierci, podniós³ rêkê z aparatem. Kapitan z gronym pomrukiem wzi¹³ Nikona. Nie odk³adaj¹c broni, usi³owa³ bez powodzenia otworzyæ tylne wieko aparatu. W koñcu odda³ go Mungerowi, który ju¿ wsta³. Broñ by³a wycelowana w jego pier. Otwórz! Otworzy³. Wyjmij film! Munger wyci¹gn¹³ kasetkê. Przewietl! Munger wykona³ polecenie. Pasek filmu zwis³ obci¹¿ony rolk¹. Kapitan przeklinaj¹c chwyci³ film i cisn¹³ nim o ziemiê. Ale broni nie opuci³. Jeszcze raz siê to powtórzy, a skoñczysz jak oni
Lufa zatoczy³a kr¹g, wskazuj¹c na rozrzucone trupy. Munger obróci³ siê i odszed³, ciskaj¹c pod spocon¹ pach¹ kasetê, któr¹ przed chwil¹ wyj¹³ z aparatu i zd¹¿y³ w ostatniej chwili zast¹piæ inn¹. Za plecami us³ysza³ dwa ostatnie strza³y, oznaczaj¹ce wyzwolenie dla kobiety i jej córki.
13 Ruth zaparzy³a kawê. Zaraz po zakoñczeniu opowieci wsta³a bez s³owa i posz³a do kuchni, zme³³a ziarna i nape³ni³a maszynkê wod¹. Powoli i z trudem, 155
rêce jej siê trzês³y. Rozmyla³a, czekaj¹c na zagotowanie siê wody. Co przerazi³o j¹ bardziej: sama opowieæ czy beznamiêtny sposób, w jaki Munger relacjonowa³ przebieg wydarzeñ? Ten absolutny brak zaanga¿owania i nieokazywanie uczuæ czyni³y z niego bardziej uczestnika ni¿ obserwatora. Podczas monologu Mungera sto razy chcia³a przerwaæ, by zadaæ pal¹ce j¹ pytanie. Ale kiedy wynios³a tacê na patio i postawi³a j¹ na stole, nadal nie znalaz³a sposobu nadania pytaniu takiego kszta³tu, aby maskowa³o jej oburzenie i odrazê. Rozla³a kawê do fili¿anek, podsunê³a jedn¹ Mungerowi. Jak¿e mo¿na, maj¹c choæby db³o uczciwoci, staæ za wêg³em i robiæ zdjêcia, nie usi³uj¹c niczemu zapobiec? zapyta³a w koñcu. Wzi¹³ z cukiernicy ³y¿eczkê cukru, zamiesza³ w kawie i odpar³ spokojnie: Nie przysz³o mi to wtedy do g³owy. Ruth wybuchnê³a. Przez piêæ minut zwali³a na niego górê epitetów. Kwestionowa³a jego odwagê i mêskoæ, a nawet inteligencjê. Tylko cz³owiek niedorozwiniêty umys³owo mo¿e byæ podobnie nieczu³y owiadczy³a zjadliwie. Siedzia³ nieruchomo w fotelu, przyjmuj¹c jej tyradê ze stoickim spokojem. Gdy umilk³a, umiechn¹³ siê kpi¹co. Przez u³amek sekundy mia³a ochotê przeskoczyæ przez stó³ i rzuciæ siê na niego. Z trudem opanowa³a siê, wsta³a i oschle zaproponowa³a, by sobie poszed³. Po raz pierwszy wyczu³a pe³n¹ si³ê osobowoci Mungera. On te¿ wsta³. Jakby zastyg³, wpatruj¹c siê w ni¹ przez stó³. Pociemnia³y mu oczy. Ty idiotko! Przyszed³em tu i wszystko ci opowiedzia³em, poniewa¿ s¹dzi³em, ¿e ty jedna zrozumiesz. ¯e potrafisz bez emocji oceniæ problem. Przyjrzeæ mu siê, przeanalizowaæ. ¯e pomo¿esz. Zamiast tego traktujesz mnie jak niepos³usznego psa. Myla³em, ¿e masz zdyscyplinowany umys³, a ju¿ przy pierwszym zetkniêciu z ludzkim okrucieñstwem za³amujesz siê. Powiedzia³em ci wszystko tak, jak siê wydarzy³o. I opisa³em moje reakcje. Gdybym usi³owa³ upiêkszyæ ca³¹ historiê sentymentalizmem, to jak¿e mog³aby zrozumieæ to, co sta³o siê ze mn¹ potem? Stali tak naprzeciwko siebie. Munger swoimi s³owami trafi³ w sedno. Ruth zda³a sobie sprawê, ¿e jej pierwsza reakcja by³a nieprofesjonalna. Ot, reakcja jednej kobiety na dramat innej. Wziê³a g³êboki oddech, wskaza³a mu fotel. Oboje ponownie usiedli. Puste ju¿ fili¿anki Munger nape³ni³ kaw¹ i wróci³ do pierwotnego tematu. Czyta³a opiniê tego profesora na mój temat. Ja tak¿e j¹ czyta³em. W zasadzie wszystko siê zgadza. Skry³em siê w kokonie twardym jak najtwardszy pancerz. W ka¿dym razie tak mi siê wydawa³o. Jest jeszcze kilka rzeczy, które powinna wiedzieæ. Kiedy kto przez dziesiêæ lat wykonuje taki zawód jak 156
mój, wyrabia w sobie mechanizmy obronne. Racja, podczas tego rekonesansu widzia³em ludzi torturowanych, gwa³conych i zabijanych. Tak, by³em do g³êbi poruszony, przera¿ony, wszystko we mnie zamiera³o. Ka¿dy musia³by tak zareagowaæ z wyj¹tkiem sadystów, ale ja dziêki mojej naturze i zawodowemu dowiadczeniu potrafi³em wytworzyæ w sobie blokadê. W³¹czyæ moje mylenie na ja³owy bieg. Wcale nie próbujê siê usprawiedliwiaæ. Oczywicie, ¿e zabiliby mnie, gdybym usi³owa³ interweniowaæ. Oczywicie, ¿e mog³em siê zabawiæ w niepokalanego rycerza moje zdjêcia by ich wykoñczy³y, zatriumfowa³aby sprawiedliwoæ. Ha, ha, sprawiedliwoæ! Nie jestem rycerzem bez skazy. Nigdy nie chcia³em nim byæ. A tamtego dnia robi³em po prostu to, co zawsze: zdjêcia jednych ludzi wyrz¹dzaj¹cych krzywdê drugim. Dopiero teraz g³os mu zadr¿a³, ale Ruth nie wiedzia³a, czy z gniewu, czy ze wspó³czucia. Podczas tego rekonesansu zginê³o kilkadziesi¹t istot ludzkich. Ale dla mnie to tylko kropla w pe³nym krwi morzu. Widzia³em mieræ legionów ludzi. Niepotrzebn¹, okrutn¹ mieræ. Widzia³em tysi¹ce dzieci, z nó¿kami jak patyczki i brzuchami jak balony, umieraj¹cych z g³odu. Widzia³em jak p³onê³y oblane napalmem. Ca³e osady i wsie tak ginê³y. Widzia³em ludzi wyrzucanych ¿ywcem z helikopterów. Widzia³em ludzi cinanych jak kwiaty seriami z broni maszynowej. Widzia³em tysi¹ce szcz¹tków ludzkich rozrzuconych na obrze¿u leja po pó³tonowej bombie. Dygota³ ca³y i Ruth widzia³a, jak jego oczy wype³niaj¹ siê ³zami. Przeszed³em przez Dolinê mierci. Ca³¹ j¹ przeszed³em, biwakowa³em w niej, jad³em pokarm z jej pól, pi³em wodê z jej strumieni, spa³em pod porastaj¹cymi j¹ drzewami. To by³ mój dom, rozumiesz? £zy sp³ywa³y mu po policzkach, ledwo móg³ mówiæ. I wreszcie co pêk³o. Co przebi³o skorupê. Nie mog³em daæ sobie z tym rady. Czy ty rozumiesz, co ci chcê powiedzieæ? Zacz¹³ krzyczeæ: To mnie zmieni³o! Sta³em siê istot¹ ludzk¹ i teraz nie potrafiê sobie z tym poradziæ
S³owa jakby wygas³y, opad³ w fotelu wstrz¹sany szlochem. Ruth obesz³a stó³, uklêk³a przy nim. Objê³a go ramionami i przyci¹gnê³a jego g³owê do swojej piersi. Po chwili tak¿e z jej oczu zaczê³y skapywaæ ³zy i ³¹czyæ siê z jego ³zami. Pomyla³a o Stavrosie. Przed kilkoma godzinami wyprawi³a ch³opca w nowe ¿ycie. Cz³owiek, którego tuli³a, by³ na swój sposób m³odszy od Stavrosa. Munger by³ dzieckiem, które wreszcie przysz³o na wiat i nie potrafi³o stawiæ mu czo³a, a nie mog³o te¿ zapomnieæ o czarnej otch³ani, w której by³o poczête.
157
Po kilku minutach nieco siê uspokoi³. Ruth wróci³a na swój fotel. Munger wstydzi³ siê teraz chwilowego za³amania i nie mia³ odwagi spojrzeæ jej w oczy. A tymczasem w³anie w jej oczach sta³ siê teraz zupe³nie innym cz³owiekiem. Zawodowe dowiadczenie uwiadomi³o jej, jak wielki wysi³ek uczyni³, by siê otworzyæ i podzieliæ z ni¹ nêkaj¹cym go koszmarem. A te ³zy wiadczy³y zarówno o uldze, jak i ¿alu. Jedno by³o pewne: przesta³ byæ sam, ³¹czy³a ich nierozerwalna niæ. A to oznacza³o, ¿e od tej chwili Ruth ponosi³a za niego czêæ odpowiedzialnoci. By³a katalizatorem. By³a chirurgiem, który przeprowadza³ operacjê na mózgu pacjenta. Operacji nie mo¿na przerwaæ w po³owie. Opowiedz mi, co dalej
poprosi³a cicho. Po zaczerpniêciu oddechu dokoñczy³ opowieæ. Powróci³ do Sajgonu po po³udniu. Natychmiast wywo³a³ film i zrobi³ powiêkszenia 12x25. Przypi¹³ je do ciany i skierowa³ na nie reflektorek, raz jeszcze wch³aniaj¹c tamten koszmar. Z pocz¹tku zastanawia³ siê, która gazeta lub periodyk najlepiej wykorzysta ten materia³. Nale¿a³o postêpowaæ ostro¿nie, gdy¿ z chwil¹ publikacji grozi³o mu podwójne niebezpieczeñstwo. Po pierwsze ze strony kapitana, a nastêpnie naczelnego dowództwa, które chcia³oby poznaæ wszystkie szczegó³y i dowiedzieæ siê, w jaki sposób Munger wkrêci³ siê na zakazan¹ dla prasy wyprawê. Istnia³o niebezpieczeñstwo cofniêcia mu akredytacji, co oznacza³o permanentny zakaz pracy w Wietnamie. Zdjêcia nale¿a³o wiêc opublikowaæ tak, by tylko twarze ofiar by³y widoczne. Przygl¹da³ siê uwa¿nie odbitkom, szukaj¹c najlepszego sposobu wykadrowania. Przy ostatnim ujêciu nie mia³ problemu: zbli¿enie twarzy dziewczyny gwa³conej przez homoseksualistê. U szczytu zdjêcia widaæ by³o d³oñ przyci¹gaj¹c¹ g³owê za w³osy. Munger uzna³, ¿e to jest najbardziej dramatyczny obraz, jaki w ca³ej karierze fotoreportera uda³o mu siê utrwaliæ na kliszy. Wpatrzy³ siê w oczy dziewczyny i dozna³ wstrz¹su: po raz pierwszy jego wiadomoæ zarejestrowa³a przekaz myli ofiary. Usi³owa³ racjonalizowaæ doznanie: to tylko kawa³ek chemicznie nasyconego kartonu. Monochromiczna fotografia. Ból, ostateczna rozpacz i pogarda s¹ wy³¹cznie rezultatem gry cieni i wiat³a. Cofn¹³ siê o parê kroków, znowu podszed³. Oczy wypala³y mu w g³owie swój wyrok. Zszed³ do hotelowego baru. Na drinka, by siê uspokoiæ. Jeszcze nie dramatyzowa³. Gdy po pó³nocy wróci³ nieco pijany, reflektor nadal siê pali³, gdy¿ zapomnia³ go wy³¹czyæ. Po otwarciu drzwi ujrza³ tylko te oczy. Mimo ¿e sta³ z boku, oczy wci¹¿ na niego patrzy³y. Przeszed³ na drug¹ stronê, ich spojrzenie powêdrowa³o za nim. Poszed³ do ³azienki i, mimo zamkniêtych drzwi, czu³ je na plecach, czu³ je w sobie. Wróci³ do sypialni i zgasi³ reflektorek. Potem siê po³o¿y³. Szybko zasn¹³. I we nie prze¿y³ po raz pierwszy ów koszmar. Doznanie to wstrz¹snê³o nim, gdy¿ do tej pory prawie nigdy nic mu siê nie ni³o. Mimo wszystkich 158
prze¿yæ, spa³ zawsze dobrze, co by³o dowodem gruboci skorupy, w jakiej siê zatrzasn¹³. Tej nocy koszmar powróci³ trzykrotnie. Za ka¿dym razem Munger budzi³ siê spocony. Gdy po raz trzeci pojawi³a siê zmora, wsta³ i poszed³ do nocnego baru, tam pi³ do witu. Mo¿e w ci¹gu dnia oczy przestan¹ go drêczyæ? Wróci³ do hotelu i zjad³ obfite niadanie. Poszed³ do pokoju, zdj¹³ powiêkszenia ze ciany, zapakowa³ do pud³a, a pud³o wsadzi³ do szuflady. W czasie tych czynnoci odwraca³ g³owê, by nie napotkaæ spojrzenia dziewczyny. Chcia³o mu siê spaæ, ale nie móg³ zasn¹æ. Postanowi³ stawiæ czo³o problemowi. Wyj¹³ z pud³a tê jedn¹ fotografiê i ponownie powiesi³ na cianie. Skierowa³ na ni¹ zapalony reflektorek i przysun¹³ sobie krzes³o. Siedzia³ na nim przez godzinê, wpatruj¹c siê w oczy. Ten sam przekaz: straszliwe oskar¿enie. Oczy reprezentowa³y gwa³con¹ ludzkoæ. A on, adresat spojrzenia, by³ uosobieniem obojêtnoci wiata. Czu³ siê bardziej winny ni¿ homoseksualista-gwa³ciciel. Sztylet przebi³ skorupê. Spali³ fotografiê oczu, spali³ pozosta³e zdjêcia i wszystkie negatywy. Daremna, bezowocna próba usuniêcia wypalonego w mózgu spojrzenia dziewczyny. Po drugiej daremnej próbie w ³ó¿ku z Janine Lasage odlecia³ do Hongkongu. Tam odda³ na aukcjê aparat i resztê sprzêtu. Potem opuci³ Azjê. Zmiana scenerii nie pomog³a. Wyjecha³ do Afryki Po³udniowej, gdzie pracowa³ w paru fabrykach oraz jako kierowca ciê¿arówki. Pieniêdzy nie potrzebowa³. Przedtem uda³o mu siê du¿o zaoszczêdziæ i dobrze zainwestowaæ. Pracowa³, bo nie chcia³ siedzieæ bezczynnie. Próbowa³ wieæ normalne ¿ycie. Chwilami mia³ wra¿enie, ¿e ma szansê, ale wtedy koszmar nagle powraca³, a wraz z nim poczucie winy. Wina ros³a, warstwami nak³ada³a siê na siebie, oblepia³a go skorup¹, zaczê³a obejmowaæ wszystkie okropieñstwa, jakie kiedykolwiek widzia³. Dlaczego od razu nie poszuka³e pomocy medycznej? spyta³a Ruth. Chyba zdawa³e sobie sprawê, ¿e tylko psychiatra mo¿e ciê z tego wydobyæ. Pokrêci³ g³ow¹. Pomyla³em, ¿e jeli ktokolwiek zacznie szperaæ mi w mózgu, to oszalejê do reszty. Wiedzia³em, ¿e tkwi¹ jeszcze we mnie resztki normalnoci. Na nich chcia³em bazowaæ i budowaæ nowe ¿ycie. Wierzy³em, ¿e uda mi siê odpokutowaæ winê. Zacz¹³em myleæ o uczestnikach tego patrolu
O, w³anie! Co z nimi? Na pewno umknêli sprawiedliwoci. Zaprzeczy³ ruchem g³owy. Nie umknêli. Zabi³em ich. Co?! 159
Otar³ pot z czo³a. Wieczór by³ ch³odny, ale wysi³ek opowiedzenia wszystkiego by³ tak ogromny, ¿e mia³ zroszon¹ potem twarz. Tak, Ruth. Zabi³em ich. Im wiêcej o tym myla³em, tym bardziej umacnia³em siê w przekonaniu, ¿e jest to najpewniejszy sposób pozbycia siê zmory tych oczu. Ruth by³a og³uszona tym wyznaniem. Cichym g³osem spyta³a: Zabi³e ich wszystkich? Nie. Trzej ju¿ nie ¿yli. Minê³y dwa lata od tamtego rekonesansu. Dwóch zginê³o podczas akcji, trzeci w barowej bójce. Jak i gdzie ich zabi³e? Machn¹³ rêk¹. To niewa¿ne. Wytropienie ich zajê³o mi dwa lata. Opucili Wietnam, kiedy sta³o siê jasne, ¿e Wietkong zwyciê¿a. Musia³em szukaæ w Europie, w Stanach i w Panamie. Ale wszystkich odnalaz³em i umierali, wiedz¹c dlaczego. Bardzo dziwne: przez te dwa lata mia³em w ¿yciu cel, a ¿ycie zyska³o sens. I obnosi³em w sercu nadziejê, ¿e kiedy wykonam wyrok, odnajdê siebie. Oczywicie, tak siê nie sta³o. Osiedli³em siê na Cyprze i w pewnym sensie osi¹gn¹³em namiastkê wewnêtrznego spokoju. Zacz¹³em nawet wieæ jakie takie ¿ycie. Ale wdar³ siê w nie Walter Blum i doszczêtnie rozwali³ mój obronny mur. Rozemia³ siê gorzko. Na swój niezwyk³y sposób ofiarowa³ mi szansê. Ty te¿. Teraz wszystko jest jako tako pod kontrol¹. I mam wytkniêty cel. To ju¿ co. Ruth posz³a do kuchni zaparzyæ kawy. By³a prawie pó³noc, ale nie czu³a sennoci. Wys³uchiwa³a zwierzeñ mê¿czyzny, który po raz pierwszy w ¿yciu przed kim siê otworzy³. Zapamiêta to dowiadczenie do koñca ¿ycia. Przera¿aj¹ce, ale i ekscytuj¹ce. Wróci³a z kaw¹ na patio, rozla³a j¹ do fili¿anek i spyta³a: I co teraz? Powiedzia³e, ¿e tylko ja mogê ci pomóc. Upi³ kilka ³yków i umiechn¹³ siê. By³ to jego pierwszy naturalny umiech. Zmy³ ca³e napiêcie z jego twarzy i od razu zmieni³ atmosferê. Mo¿esz mi pomóc, Ruth, robi¹c to, o co ciê prosi³ Walter. W pierwszej chwili nie zrozumia³a i tylko niemo patrzy³a. Gdy pojê³a, wybuchnê³a miechem. Mam ciê uwieæ? Umiechn¹³ siê znowu. Uwieæ, to nieodpowiednie s³owo. Muszê odzyskaæ moj¹ mêskoæ. Co mi mówi, ¿e tylko ty mo¿esz mi j¹ zwróciæ. Zupe³nie zaskoczona, krêci³a tylko g³ow¹. Chcia³a co odpowiedzieæ, ale j¹ powstrzyma³ gestem d³oni. Poczekaj. Pos³uchaj. W minionych miesi¹cach próbowa³em kilka razy
Ilekroæ jestem z kobiet¹, ilekroæ siê do niej zbli¿am, widzê tamte oczy, czujê siê winny. I koniec. Ty pomog³a mi uwolniæ siê od nocnej zmory. Mo¿e, po 160
prostu
mo¿e, pomo¿esz mi pokonaæ niemoc
Wiem, ¿e nie mam prawa ciê o to prosiæ, ale pomyla³em, ¿e jeli uda mi siê raz, to ju¿ wystarczy
jest to dla mnie bardzo wa¿ne. Wiem, ¿e to tylko blokada psychiczna. Jeli j¹ zniszczê, wszystko bêdzie w porz¹dku
Czu³a, ¿e zaraz dostanie ataku histerii. Wsta³a i odesz³a kilka kroków. Patrzy³a na ciemny ogród i usi³owa³a uporz¹dkowaæ myli. Us³ysza³a odsuwanie fotela, jego kroki, jego obecnoæ za plecami, jego oddech na karku, a potem poczu³a jego wargi. Pr¹d przebieg³ jej przez cia³o. Na chwilê wstrzyma³a oddech. Przestañ, Dave! Obróci³a siê ku niemu i powiedzia³a o Gideonie. O postanowieniu wyjcia za niego. O tym, ¿e Duff i Gideon byli jedynymi mê¿czyznami w jej ¿yciu. Powiedzia³a, ¿e jest jej bardzo przykro, ale nie mo¿e mu pomóc. Cofn¹³ siê, skin¹³ g³ow¹, ¿e rozumie. Przeprosi³, mówi¹c, ¿e nic nie wiedzia³, nie zdawa³ sobie sprawy. Wrócili do stolika, usiedli i zapadli w krêpuj¹ce milczenie. Idiotyczna sytuacja. Wdar³ siê w jej ¿ycie, zburzy³ uporz¹dkowane i posegregowane uczucia, zniszczy³ równowagê psychiczn¹, a ona czuje siê odpowiedzialna! Zaczê³a walczyæ ze sob¹. Czy on ¿¹da zbyt wiele? Oczywicie, ¿e tak! Z drugiej strony chodzi³o o tak ma³¹ rzecz, która mo¿e odmieniæ jego ¿ycie. Mo¿e podejæ do sprawy klinicznie? Potraktowaæ to jako metodê terapii psychicznej? Przecie¿ ma do czynienia z chorym psychicznie cz³owiekiem. Zerknê³a na ci¹gniêt¹ smutkiem twarz i poczu³a przyp³yw litoci. Siêga³ w³anie po fili¿ankê. Wyci¹gnê³a rêkê i dotknê³a jego d³oni. Rozumia³a to jako gest wspó³czucia. Obróci³ szybko d³oñ i pochwyci³ jej palce, splót³ ze swoimi. Jego by³y ciemne, opalone, zaciniête na skalnym zrêbie, pod którym by³a przepaæ. Us³ysza³a wypowiadane przez siebie s³owa, jakby p³ynê³y z innych ust: Spróbujê, ale tylko ten jeden raz. I pod warunkiem, ¿e bêdzie postêpowa³ z ni¹ ostro¿nie, bo w sprawach seksu brak jej pewnoci siebie. Nie puszczaj¹c jej d³oni wsta³, obszed³ stó³, uniós³ j¹ z fotela i zacz¹³ ca³owaæ. I znowu poczu³a pora¿aj¹cy j¹ pr¹d. W milczeniu wprowadzi³ j¹ do domu, do sypialni, powoli i z delikatnoci¹ rozebra³ i u³o¿y³ na ³ó¿ku, potem rozebra³ siê sam i zacz¹³ j¹ pieciæ d³oñmi i wargami. Z pocz¹tku by³a pasywna. Po paru minutach ju¿ zupe³nie inna kobieta zaczê³a reagowaæ, jej cia³o wygiê³o siê w ³uk, usta zaczê³y wydawaæ pojêkiwania rozkoszy. Zapomnia³a o Duffie i Gideonie Galili. Zapomnia³a, kim jest. Kiedy w ni¹ wnikn¹³, przyjê³a go ju¿ inna kobieta, dla której stanowi³o to prawdziw¹ premierê mi³oci. Straci³a poczucie czasu. Pierwszy orgazm nast¹pi³ po kilku sekundach
a mo¿e minutach, godzinie? Drugi i trzeci przysz³y z bezczasowej przestrzeni. A mo¿e by³o ich wiêcej, ale jej cia³o i psychika wtopi³y siê w siebie 11 Reporter
161
nawzajem i przenosi³y j¹ od wiadomoci przez fantazjê do snu i od snu do wiadomoci
Gdy siê obudzi³a, by³a sama. Le¿a³a jeszcze d³ugo, ws³uchana w poranny wiergot ptaków w ogrodzie, usi³uj¹c oddzieliæ fantazjê od rzeczywistoci. Wreszcie wsta³a, w³o¿y³a szlafrok i wysz³a do saloniku. Przez okno zobaczy³a go w tym samym fotelu przy stole i przez krótk¹ chwilê myla³a, ¿e stamt¹d nie odchodzi³, ¿e wszystko by³o tworem wyobrani. Czu³a jednak s³odkie zmêczenie. To nie by³ sen. Wysz³a na zalane s³oñcem patio. Munger podniós³ g³owê, zobaczy³ j¹ i lekko siê umiechn¹³. Usiad³a naprzeciwko niego. Ptaki piewa³y niemal nad g³ow¹, ukryte w ga³êziach wierków. Wola³aby, ¿eby zamilk³y. Nie uda³o siê? spyta³a. Pokrêci³ g³ow¹. Bardzo mi przykro
Ja nie
Przerwa³: Nic nie mów! Proszê ciê, Ruth! Koszmar nie odszed³, ale by³o cudownie. W ¿yciu nie widzia³em nic równie piêknego, jak twoja twarz ubieg³ej nocy. Nigdy jej nie zapomnê. Szuka³a s³ów. Ja ju¿ sama nie wiem
Mo¿e gdybym mia³a wiêksze dowiadczenie
Umiecha³ siê. By³o wspaniale. Niepotrzebne ci wiêksze dowiadczenie. Wzruszy³ ramionami. No có¿, bêdê musia³ siê z tym pogodziæ. Dziêkujê, ¿e zrobi³a wszystko, co mo¿na
Nerwowo zwija³a palcami d³ugie w³osy. Nic mi nie zawdziêczasz
Nie masz wobec mnie ¿adnego d³ugu. Szkoda
By³a zdesperowana i zagubiona: jak¿e to mo¿liwe, ¿e nie dzieli³ z ni¹ jej ekstazy? To niesprawiedliwe. B³yskawicznie podjê³a decyzjê. Kiedy wracasz? spyta³a. To znaczy do Bejrutu. Za parê tygodni. Podejmiemy jeszcze jedn¹ próbê
Poprzez stolik ucisn¹³ jej d³oñ. Dziêkujê, ale chyba ju¿ nie. I tak zrobi³a dla mnie wiêcej, ni¿ na to zas³ugujê. Wychodzisz za m¹¿. O tym musisz myleæ. Ju¿ myla³am. Nie dochowa³am wiernoci Gideonowi. Co siê sta³o, to siê nie odstanie. Mo¿emy raz jeszcze spróbowaæ co z tego wszystkiego uratowaæ. Nowa myl przebieg³a jej przez g³owê i szybko na ni¹ zareagowa³a: Tylko nie s¹d, na mi³oæ bosk¹, ¿e motywuje mnie po¿¹danie, chocia¿ muszê przyznaæ, ¿e nigdy w ¿yciu nie mia³am podobnie
intensywnego prze¿ycia. 162
Z umiechem pokrêci³ g³ow¹. Jeste zbyt uczciw¹ kobiet¹, aby to kontynuowaæ
Mo¿e w³anie wymaga tego zawodowa uczciwoæ. Pos³uchaj, przysz³a mi do g³owy myl: moi przyjaciele maj¹ letni domek przy pla¿y w Polis, na zachodnim wybrze¿u, zupe³nie odizolowany, z dala od zgie³ku. Pojedmy tam na kilka dni
Nie pieszmy siê. Odprê¿ysz siê i mo¿e siê uda. Czujê siê jak pacjent u lekarza. Bo nim jeste. Pomyl o tym tak: z³ama³e nogê i le ci j¹ z³o¿ono. Przez wiele lat kula³e. Teraz trzeba nogê ponownie z³amaæ i powtórnie z³o¿yæ. To mo¿e byæ bolesne. Obserwuj¹c go pilnie, zauwa¿y³a, ¿e zadrga³y mu k¹ciki ust. Bêdziesz mia³a na sobie lekarski kitel? Nic bêdê mia³a na sobie niczego. I pojechali do Polis. W¹skimi i krêtymi drogami, przez wioski i pola, dotarli do nabrze¿nej szosy skrêcaj¹cej na zachód. Napotykali coraz mniej samochodów i ludzi, gdy¿ okolica nie by³a jeszcze rozwiniêta turystycznie. Tylko winnice, lasy i poszarpany skalisty brzeg. Na lunch zatrzymali siê w tawernie w Stroumbi, usiedli przy stoliku na zewn¹trz, wypili zbyt wiele wina, rozmawiali o niczym i trochê siê pomiali. Czeka³a ich jeszcze godzina drogi do Polis. W wiejskim sklepiku kupili trochê zapasów ¿ywnoci i ruszyli na pó³noc przez lasy, a¿ dotarli na cypel i nad zatokê, o której legenda g³osi³a, ¿e by³a miejscem narodzin Afrodyty. Domek przyjació³ znajdowa³ siê w nastêpnej malutkiej zatoczce. Munger prowadzi³ bardzo ostro¿nie, jechali ma³o przeje¿d¿onym traktem. Letniskowy domek sta³ prawie nad samym morzem, os³oniêty od niego pó³kolem znieruchomia³ych w s³oñcu topoli. Ledwo Munger zatrzyma³ samochód, Ruth wyskoczy³a, wszystko z siebie zdjê³a i nago wbieg³a do wody. Munger zaniós³ rzeczy na werandê i do³¹czy³ do Ruth. Po pó³godzinie le¿eli na malutkiej pla¿y, susz¹c siê w popo³udniowym s³oñcu. Munger myla³, ¿e jest to najbardziej ciche i spokojne miejsce ze wszystkich, które zna. Ruth pomyla³a, ¿e musi postêpowaæ z rozwag¹. Na pewno bêdzie spiêty, skrêpowany, w nieustannym lêku przed pora¿k¹
Munger wspar³ siê na ³okciu i zacz¹³ przygl¹daæ siê Ruth. Palcem dotkn¹³ kropli wody, która umknê³a s³oñcu. Tu¿ poni¿ej lewej piersi. Widzia³, ¿e tê¿eje jej sutka. Wczoraj by³o zbyt ciemno szepn¹³. Chcê na ciebie patrzeæ. Muszê widzieæ twoj¹ twarz. Chcia³a co odpowiedzieæ, ale po³o¿y³ palec na jej ustach. Zacz¹³ ca³owaæ jej sutki, d³oni¹ pieci³ brzuch. Obla³ j¹ ¿ar i poczu³a wilgoæ miêdzy 163
udami. Wróci³a pamiêæ doznañ mi³osnych poprzedniej nocy i pragnienie ich ponownego prze¿ycia. By³a w rozterce: oddaæ siê rozkoszy bez mylenia o czymkolwiek czy dyktowaæ w³asny scenariusz tej mi³osnej terapii. Le¿a³ teraz na niej, przygniata³ j¹ swym ciê¿arem, wdar³ siê w ni¹ jednym potê¿nym pchniêciem, a wtedy objê³a d³oñmi poladki mê¿czyzny wciskaj¹c je z ca³ych si³ jeszcze g³êbiej, wydaj¹c jêk
Szczêcia? Triumfu? Jak przez mg³ê s³ysza³a jego g³os powtarzaj¹cy bez koñca, ¿e j¹ kocha. Zostali w Polis przez dziesiêæ dni. P³ywali, le¿eli na piasku i kochali siê. Gotowali sobie posi³ki, spacerowali po wzgórzach i kochali siê. Wieczorami tañczyli na werandzie przy muzyce ze starego bateryjnego adaptera, miali siê i kochali. Dopiero czwartej nocy, kiedy w ciemnociach le¿a³a w jego ramionach, powtórzy³a s³owa, które wyszeptywa³ do niej na pla¿y. Kocham ciê. Wiem. I mamy problem. My nie mamy. Niestety, ma go Gideon. Odsun¹³ siê, zapali³ wiat³o i usiad³ na ³ó¿ku. Le¿a³a, spogl¹daj¹c na niego. Lekarze nie powinni zakochiwaæ siê w pacjentach owiadczy³ z udawan¹ surowoci¹. Wiem. Ale ja nigdy nie sk³ada³am przysiêgi Hipokratesa. No wiêc co z Gideonem? Ju¿ go nie kochasz? Zmarszczy³a brwi, zastanawiaj¹c siê nad odpowiedzi¹. Kocham. I powiem mu to. Powiem, ¿e kocham go tak, jak kocha³ mnie Duff, a to za ma³o. Nie wyjdziesz za niego? Wyjdê za ciebie. I chcê mieæ dzieci. Patrzy³a mu w oczy, oczekuj¹c reakcji. Nie dostrzeg³a ¿adnej. Nie odpowiada ci to? Umiechn¹³ siê. Po prostu nie wierzy³em w³asnym uszom. Powtórzy³em to sobie w mylach i dopiero wtedy uwierzy³em. Kiedy? Kiedy za ciebie wyjdê, czy kiedy bêd¹ dzieci? Jedno i drugie. Usiad³a. Zaparzmy sobie kawy i zacznijmy planowaæ. Zobaczy³a, ¿e zerka na zegarek. Wiem, ¿e jest póno, ale nie zasnê ani nie bêdê siê z tob¹ kochaæ, póki wszystkiego nie ustalimy.
164
Wstali, a potem siedzieli na werandzie, snuj¹c plany na przysz³oæ. Pierwsz¹ myl¹ Mungera by³o pojechaæ prosto do Limassol i powiedzieæ Walterowi, ¿e Daktyl Niebieski przechodzi na emeryturê, ale potem oboje doszli do wniosku, ¿e to mog³oby obróciæ siê przeciwko nim. Odrodzenie Mungera, jego powrót do wiata mia³y swój cel. Ów cel by³ instrumentem odrodzenia. Ruth by³a akuszerk¹, która daj¹c noworodkowi klapsa w poladki sprowokowa³a pierwszy krzyk. Ów cel musia³ pozostaæ podstaw¹ ich wspólnego ¿ycia. Munger ostrzeg³ j¹, ¿e to mo¿e potrwaæ parê lat. Jeli operacje sabota¿owe Waltera we Francji zawiod¹, Munger bêdzie potrzebny w Iraku. Ruth nie przeszkadza³o czekanie. Ani gro¿¹ce niebezpieczeñstwo. Mia³a przedziwn¹ pewnoæ ich wspólnego przeznaczenia. Ile¿ przeszli, aby móc rozpocz¹æ wspóln¹ wêdrówkê. Pobior¹ siê po zakoñczeniu misji. Po raz pierwszy w ¿yciu by³a czego absolutnie pewna. Odkryta mi³oæ pozwoli³a dostrzec resztê ¿ycia we w³aciwej perspektywie. Równie¿ we w³aciwej perspektywie widzia³a teraz swój stosunek do Duffa i Gideona. Nie wiedzia³a przedtem, ¿e mi³oæ mo¿na prze¿ywaæ na wielu p³aszczyznach. Prawdopodobnie wiêkszoæ ludzi nie wiedzia³a, ¿e kochaæ mo¿na tak intensywnie, jak ona tego dowiadcza³a teraz. W¹tpi³a, czy podobne prze¿ycie jest mo¿liwe w m³odszym wieku. Przecie¿ to w³anie przesz³oæ i osobiste prze¿ycia stworzy³y warunki do powstania takiego uczucia. Czu³a wdziêcznoæ wobec losu. Nie mia³a teraz najmniejszych w¹tpliwoci, nie odczuwa³a niepewnoci. Odkry³a znaczenie mi³oci uczucia wynikaj¹cego z po³¹czenia wielkiej namiêtnoci ze wspó³czuciem, w³asnej potrzeby z wdziêcznoci¹. Przez chwilê k¹pa³a siê w aurze tego objawienia, ale horyzont szybko siê zachmurzy³, gdy¿ nap³ynê³y nowe myli. No tak, gdy Munger wróci do Bejrutu, ona bêdzie musia³a polecieæ do Izraela i wyt³umaczyæ wszystko Gideonowi. Zobaczy³ niepokój na jej twarzy. On to le przyjmie powiedzia³. Wiem to dobrze. Wiem, jak ja bym zareagowa³. Zrobi³bym wszystko, aby ciê zatrzymaæ. Masz racjê, ale có¿ mogê na to poradziæ. Gideon jest silny, da sobie radê. Usi³owa³a siê umiechn¹æ. Dzi nie chcê byæ smutna. Poczekajmy do witu i pójdziemy do morza. Po p³ywaniu bêdziemy siê kochaæ w tym samym miejscu, co za pierwszym razem. Przecie¿ z tym dzieckiem nie musimy wcale czekaæ. Nie przeszkadza mi status samotnej matki, skoro ma byæ tymczasowy.
165
166
Ksiêga czwarta
167
168
14 By³a to jedna z niewielu sytuacji w ¿yciu Waltera Bluma, kiedy okazywa³
odrobinê pokory. Siedzia³ w poczekalni gabinetu premiera w Jerozolimie i nie tylko brakowa³o mu zwyk³ej pewnoci siebie, ale odczuwa³ nawet lekki lêk. Za parê minut po raz pierwszy mia³ spotkaæ premiera pañstwa, cz³owieka, którego podziwia³ i który go wprost fascynowa³. Przed paroma minutami do gabinetu wszed³ ju¿ genera³ Hofti i Walter w ka¿dej chwili spodziewa³ siê wezwania. Aby opanowaæ nerwowoæ, postanowi³ siê czym zaj¹æ i otworzy³ akta z raportem przygotowanym ubieg³ego wieczoru wspólnie z genera³em Hoftim. Orygina³ raportu zabra³ Hofti i premier najprawdopodobniej w tej chwili siê z nim zapoznawa³. Strona nr 1 z 3 IRACKI PROGRAM NUKLEARNY Raport nr 43A (Urz¹d Premiera) 3 maja 1981 Dla: premier Od: genera³ Izaak Hofti ród³o: Mosad Liczba kopii: zero
AKTUALNA SYTUACJA: Mimo wszelkich wysi³ków, zarówno dyplomatycznych (via Min. Spr. Zagr.), jak i tajnych (Mosad), oba reaktory, zakontraktowane przez Irak we Francji, zosta³y dostarczone i s¹ obecnie instalowane w nuklearnych zak³adach dowiadczalnych w EI-Tuwaitha pod Bagdadem. Raporty 28A (Urz. Pr.) z dnia 18 lipca 1980 oraz 31A (Urz. Pr.) z dnia 12 wrzenia 1980 wymienia³y szczegó³owo wysi³ki i akcje Mosadu, zw³aszcza siatki DAKTYL, maj¹ce na celu sabotowanie irackiego programu nuklearnego.
169
Rezultatem tych dzia³añ by³o opónienie realizacji programu o 12 do 14 miesiêcy. Wraz z reaktorami na miejscu ich monta¿u przebywa 265 francuskich atomistów i techników nuklearnych. Strona nr 2 z 3 Oceniamy, ¿e g³ówny reaktor o mocy 70 MW ruszy miêdzy czerwcem a wrzeniem bie¿¹cego roku. W raporcie 41A z 11 lutego 1981 roku przedstawilimy liczne opcje. W tym samym czasie Urz¹d Premiera wyda³ polecenie dokonania uzupe³niaj¹cej analizy irackiej zdolnoci wyprodukowania broni nuklearnej na bazie odzysku materia³ów rozszczepialnych i dostarczanych przez Francjê reaktorów. Raport 42A z 2 marca 1981 roku stwierdza, ¿e Irak jest nie tylko zdolny wyprodukowaæ broñ nuklearn¹ na bazie dostarczanych reaktorów, ale ¿e podstawowym celem re¿imu Husajna jest tak¹ broñ posi¹æ, zw³aszcza w obliczu konfliktu z Iranem. Obecnie pozostaj¹ otwarte dwie opcje (w wypadku, gdyby zosta³a podjêta decyzja zniszczenia obu reaktorów). a) uderzenie z powietrza (nalot bombowy). b) uderzenie z ziemi (akcja komandosów). Po konsultacjach z wywiadem wojskowym zalecamy opcjê a) jako ³atwiejsz¹ do zrealizowania. Strona nr 3 z 3 Akcja powinna byæ przeprowadzona oczywicie przed uruchomieniem reaktora. EI-Tuwaitha znajduje siê osiemnacie kilometrów od centrum Bagdadu i dominuj¹ce w tym rejonie wiatry bez w¹tpienia spowodowa³yby zniesienie radioaktywnej chmury nad miasto. WNIOSEK KOÑCOWY: Decyzja ewentualnego zniszczenia reaktorów jest decyzj¹ polityczn¹. Niemniej nasz wydzia³ badañ i analiz przygotowa³ opiniê, która mo¿e mieæ na ni¹ wp³yw. W skrócie: w wypadku przeprowadzenia akcji i zniszczenia reaktorów Izrael stanie przed fal¹ krytyki i potêpienia ca³ego wiata. Wiele napaci bêdzie czyst¹ hipokryzj¹, na przyk³ad potêpienie przez Egipt czy Iran. Jednak¿e w wiêkszoci bêd¹ to autentyczne i ostre wyrazy oburzenia. Staniemy równie¿ w obliczu groby sankcji ONZ. Bêdziemy potêpiani na podstawie dwóch przes³anek: a) Irak podpisa³ i po dzi dzieñ skrupulatnie przestrzega uk³adu o nierozprzestrzenianiu broni nuklearnej.
170
b) nalot bêdzie precedensem o nieobliczalnych skutkach. KONIEC
Walter zamkn¹³ aktówkê i zacz¹³ siê zastanawiaæ, jak premier zinterpretuje ich koñcowy wniosek. Na odpowied nie musia³ d³ugo czekaæ. Sekretarz uchyli³ drzwi i gestem zaprosi³ spoconego Waltera do rodka. Premier siedzia³ z genera³em Hoftim przy stole, w rogu sporego gabinetu. To zwyk³y jadalny stó³, pomyla³ Blum, id¹c w jego kierunku. Premier wsta³ i, zbywaj¹c przedstawianie gocia przez Hoftiego, wyci¹gn¹³ rêkê, po czym z umiechem powiedzia³: Nie spotkalimy siê nigdy osobicie, ale mam wra¿enie, ¿e od dawna pana znam. I dziêkujê panu w imieniu Izraela i ¯ydów na ca³ym wiecie za wszystko, co pan zrobi³ i wci¹¿ robi. Walter ucisn¹³ d³oñ premiera, czuj¹c jeszcze wiêksze oniemielenie. Ze zdziwieniem stwierdzi³, ¿e premier jest drobniejszy, ni¿ to sobie wyobra¿a³. Wydawa³ siê nawet w¹t³y. Walter wpatrzy³ siê w oczy za grubymi szk³ami, dostrzeg³ w nich pewnoæ siebie i determinacjê. Kiedy siadali, premier powiedzia³: Proszê paliæ, jeli ma pan ochotê. Walter umiechn¹³ siê i Hofti zamar³. Stanowczo prosi³ Waltera, by nie wyci¹ga³ swoich grubych cygar, gdy¿ w tym gabinecie palenie by³o surowo zabronione. Walter siêgn¹³ do wewnêtrznej kieszeni swej kasztanowej marynarki z surowego jedwabiu i wyj¹³ cygaro. Odwin¹³ je z celofanu, uci¹³ koniec i powiedzia³: Tylko sobie po¿ujê. Hofti odetchn¹³ z ulg¹. Jak pan sobie ¿yczy odpar³ premier. Spojrza³ na le¿¹c¹ przed nim teczkê, wzi¹³ do rêki czerwonego markera i zacz¹³ podkrelaæ niektóre fragmenty. Walter przygl¹da³ siê premierowi z zainteresowaniem. Menachem Begin wyznawa³ zasadê oko za oko, z¹b za z¹b, ale jeli z¹b by³ ¿ydowski, to ¿¹da³ w zamian ca³ej szczêki. Uwa¿a³ siê za wcielenie pañstwa. Niezachwianie wierzy³ w historyczne i biblijne prawa ¯ydów. W oczach innych ludzi czyni³o go to czasami k³êbowiskiem sprzecznoci. Ostro potêpia³ terroryzm, ale w m³odoci sam przewodzi³ terrorystycznej komórce Irgunu. Poucza³ wiat o przestêpczym charakterze hitlerowskiej zasady zbiorowej odpowiedzialnoci, a nastêpnego dnia wydawa³ polecenie zmiecenia z powierzchni ziemi palestyñskiej wioski, z której czynione by³y wypady OWP. Przekonuj¹co mówi³ o prawie ¯ydów do osiedlania siê na Pó³wyspie Synajskim, a po miesi¹cu jecha³ do Camp David i przehandlowywa³ te prawa. Waltera jednak fascynowa³ i nie widzia³ w jego dzia³aniu ¿adnych sprzecznoci. Ka¿dy ruch Begina, ka¿da jego decyzja dotyczy³a jednostkowego, 171
doranego celu, s³u¿¹cego celowi nadrzêdnemu: zapewniæ przetrwanie pañstwa Izrael, zapewniæ mu bezpieczeñstwo. Begin uniós³ g³owê znad raportu i stwierdzi³: Pañskie poczynania we Francji zas³uguj¹ na najwy¿sz¹ pochwa³ê. W zale¿noci od punktu widzenia, dwa morderstwa i jeden akt sabota¿u mog¹ byæ zakwalifikowane jako godne pochwa³y czyny. O to bowiem w konkretnym wypadku chodzi³o. Profesor Yahia el Mashad, Egipcjanin, szef irackiego programu nuklearnego, zosta³ zamordowany w pokoju paryskiego hotelu. Akcjê nieco skomplikowa³a obecnoæ w pokoju francuskiej prostytutki, która zdo³a³a uciec. Na swoje nieszczêcie widzia³a twarz agenta Mosadu i po tygodniu zginê³a w ulicznym wypadku. Profesor Yahia przyjecha³ do Pary¿a, by negocjowaæ w imieniu Iraku zakup udzia³ów w konsorcjum o nazwie Eurodif produkuj¹cym wzbogacony uran. Negocjacje zosta³y przerwane. Parê miesiêcy przedtem, w kwietniu 1979 roku, agenci Mosadu umiecili ³adunki wybuchowe w zak³adach produkuj¹cych elementy dla reaktora, co opóni³o jego wykonanie o ponad rok. Uda³o nam siê, niestety, tylko opóniæ sprawê powiedzia³ Walter. Ale to by³o nam bardzo potrzebne powiedzia³ Begin. Nieodzowne! W ci¹gu tego roku zawarlimy pokój z Egiptem, dwaj nasi inni wrogowie, Irak i Iran, walcz¹ przeciwko sobie. I to w efekcie oznacza, ¿e jeli bêdziemy musieli podj¹æ akcjê zalecon¹ w tym raporcie, z politycznego punktu widzenia czas bêdzie odpowiedniejszy. Begin obróci³ siê do Hoftiego: Generale, bardzo wyranie i bez os³onek mówi pan o miêdzynarodowych reperkusjach, jakich musimy siê spodziewaæ. Ale nie dostrzega pan najistotniejszego elementu. A mianowicie? Prezydenta Stanów Zjednoczonych! Premier umiechn¹³ siê, gdy zobaczy³ pe³ne zaskoczenia spojrzenia wymieniane przez swych rozmówców. Wsta³ i zacz¹³ spacerowaæ po gabinecie. Mo¿e to na pierwszy rzut oka wydaæ siê dziwne, ale najwiêkszym zagro¿eniem dla Izraela nie s¹ arabskie armie, nie jest Rosja czy broñ nuklearna. Najwiêkszym zagro¿eniem jest nacechowane dystansem podejcie obecnej administracji do poczynañ Izraela. Maj¹c Stany Zjednoczone jako w pe³ni zdeklarowanego sojusznika, mo¿emy stawiæ czo³o wszystkim i wszystkiemu. Moim zdaniem Stany Zjednoczone s¹ jedynym wartym posiadania sojusznikiem. Pañstwa europejskie, z chwalebnym wyj¹tkiem Holandii, przyparte do muru zawsze zrobi¹ to, co le¿y w ich w³asnym interesie. Ameryka nas uzbraja, Ameryka daje nam tak istotn¹ pomoc finansow¹. Premier zacz¹³ spacerowaæ szybciej i mówiæ o parê decybeli g³oniej. Oczywicie, ¿e du¿a czêæ tej pomocy jest bezinteresowna. Ale du¿¹ rolê odgrywa polityka. Zdobycie urzêdu prezydenta jest prawie niemo¿liwe bez ¿ydowskich g³o172
sów. To samo dotyczy wielu kongresmanów. Kiedy Mosze Dajan ostatnio odwiedza³ Stany, prezydent Carter b³aga³, by nie krytykowa³ go na forum ¿ydowskich organizacji. Prawie pad³ przed nim na kolana. Mosze mówi³ mi, ¿e by³ to przykry widok. Ale Carter przegra³ wtr¹ci³ Walter. Tak, panie Blum. Bo organizacje ¿ydowskie zachowa³y neutralnoæ. Nie widzia³y wiêkszej ró¿nicy miêdzy kandydatami, jeli chodzi o ich stosunek do Izraela. Carter by³ przyjacielem, ale s³abym. Reagan jest ciut mniejszym przyjacielem, ale uczyni Amerykê siln¹, co jest dla nas bardzo istotne. Begin przerwa³ na chwilê, wróci³ do sto³u, westchn¹³ i zacz¹³ mówiæ dalej: Problem polega na tym, ¿e teraz prezydent Reagan nieco boczy siê na Izrael, a bardzo na mnie. Gorzko siê umiechn¹³. Jestem przyzwyczajony do braku popularnoci. I ma³o mnie to obchodzi. Reagan jest wciek³y na nasz¹ ingerencjê w Libanie. Chcia³by, ¿ebymy zaakceptowali obecnoæ syryjsk¹ w tym kraju. Innymi s³owy, Amerykanie zaakceptowali fakt, ¿e tysi¹ce palestyñskich terrorystów korzysta z Libanu jako bazy wypadowej do mordowania naszych kobiet i dzieci. Reagan wys³a³ mi tu swego ambasadora, ¿eby wyraziæ niezadowolenie. Premiera zaczê³a ogarniaæ wciek³oæ. Ciê¿ko oddycha³ i d³oñmi bi³ powietrze. Reagan traktuje nas jak ma³e dzieci, którym trzeba dawaæ od czasu do czasu klapsy. Twarz mu siê mieni³a, ale po chwili zapanowa³ nad emocjami i umiechn¹³ siê figlarnie. Przypomnia³em ambasadorowi amerykañsk¹ blokadê Kuby. Zwróci³em te¿ uwagê, ¿e Ameryka rodkowa staje siê amerykañskim Libanem. Spyta³em ambasadora, co zrobi³yby Stany Zjednoczone, gdyby Kubañczycy podprowadzili parê dywizji pancernych pod granicê meksykañsko-teksask¹ albo wys³ali terrorystów do Dallas w celu zabijania dzieci. I jak on to przyj¹³? spyta³ Walter, zachwycony dopuszczeniem go do tajemnic zakulisowych gier dyplomatycznych na najwy¿szym szczeblu. Jeszcze nie otrzyma³em odpowiedzi, ale jestem pewien, ¿e moje s³owa zosta³y przekazane prezydentowi. Premier umiechn¹³ siê, natychmiast jednak spowa¿nia³. Problem polega na tym, ¿e Reagan jest twardy i ze wzglêdu na wiek mo¿e nie zechcieæ po raz wtóry kandydowaæ. To by pozbawi³o nas parasola w tej konkretnej sprawie. Reagan móg³by uczyniæ wiele szkody. Ju¿ i tak toczymy z nim powa¿ny spór na temat amerykañskich planów dostarczenia Arabii Saudyjskiej samolotów dozoru powietrznego AWACS. Kto wie, jak to siê skoñczy. Mo¿emy w tej sprawie przegraæ
Begin powróci³ na fotel. Postuka³ palcem w raport. Jeli zbombardujemy reaktor, a Reagan nie bêdzie ca³kowicie przekonany, ¿e to by³o konieczne, mo¿e powa¿nie siê rozz³ociæ i nie postawi weta wobec ONZ-owskiej rezolucji o sankcjach. By³oby to dla nas powa¿nym 173
ciosem. Reagan móg³by nawet wstrzymaæ wojskow¹ i finansow¹ pomoc. A to by³oby ju¿ katastrofalne. Widzicie wiêc dylemat, panowie. Decyzja o zbombardowaniu reaktorów bêdzie podjêta przez ca³¹ Radê Ministrów w komplecie. Bêdzie to bardzo trudna decyzja, chyba ¿e
Tak, chyba ¿e bêdziemy mogli z ca³kowit¹ pewnoci¹, zaraz po nalocie, przedstawiæ Reaganowi niezbite dowody, i¿ Irakijczycy zamierzali wykorzystaæ uzyskane urz¹dzenia do produkcji broni nuklearnej. To wszyscy wiedz¹
zacz¹³ Walter, ale premier mu przerwa³: To wiemy my i prawdopodobnie wszyscy inni, ³¹cznie z Francuzami. Niemniej zarówno oni, jak i Irakijczycy, wszyscy Arabowie oraz Rosja podnios¹ wrzask, ¿e pope³nilimy morderczy akt. Niech sobie wrzeszcz¹, wcale to mi nie przeszkadza. Niech sobie wrzeszcz¹ wszyscy z wyj¹tkiem prezydenta Reagana. On jeden musi wiedzieæ, dlaczego musielimy to zrobiæ. I nie wystarcz¹ mu nasze s³owa, wyjanienia i zapewnienia. Musimy mieæ ¿elazny dowód. Begin dotychczas sta³ pochylony nad fotelem i biurkiem. Teraz dopiero usiad³. Spojrza³ pytaj¹co na genera³a Hoftiego. Jak wygl¹da Mosad w Iraku? Jak¹ mamy szansê umieszczenia agenta w ich nuklearnym orodku? Hofti pokrêci³ g³ow¹ i zerkn¹³ na Waltera, który bez owijania w bawe³nê odpar³: Prawie ¿adnej. rodki bezpieczeñstwa podjête zarówno przez Irakijczyków, jak i Francuzów s¹ bezprecedensowe. Jeli chodzi o ogóln¹ penetracjê Iraku, to odpowiadam: s³aba. Mamy na miejscu tylko jednego dobrego agenta. Tylko jednego? Mamy jeszcze z tuzin tak zwanych ³apaczy much. Druga klasa. Dobrzy do dozoru i gdy okazyjnie potrzebne jest u¿ycie si³y, ale nie s¹ to ludzie tego kalibru, jaki pozwala³by im spenetrowaæ tajne instalacje. Mamy te¿ dobrze uplasowanego agenta w ³onie irackiego Mukhabaratu, ale jego dostêp do informacji jest ograniczony. Niestety, mamy tylko jednego naprawdê dobrego. Najwy¿szej klasy. Jego kryptonim to Daktyl Niebieski. Proszê mi co o nim powiedzieæ. ¯yd? Begin uchwyci³ spojrzenie rzucone przez Waltera w stronê Hoftiego i szybko doda³: Nie potrzebujê szczegó³ów, panie Blum. Niech mi pan tylko opisze ogólnie cz³owieka, który sta³ siê tak wa¿ny dla bezpieczeñstwa pañstwa. Walter przez chwilê myla³, a potem zacz¹³ mówiæ: Nie jest Izraelczykiem. Ale jego matka by³a ¯ydówk¹. Zginê³a za Izrael. On teraz uwa¿a siê za ¯yda i ca³kowicie identyfikuje z ¯ydami. To b³yskotliwy agent, chocia¿ przysta³ do nas doæ póno. Jest bardzo niezale¿ny, typowy samotnik. Wypracowa³ swoj¹ w³asn¹ strategiê odwiedzania Iraku. 174
Cieszy siê przychylnoci¹ w³adz. Kiedy Irakijczycy napadli na Iran, uda³ siê natychmiast do Teheranu, gdzie wynegocjowa³ umowê z Bani Sadrem. Na mocy tej umowy w tajemnicy dostarczalibymy Irañczykom amunicjê i czêci zapasowe do myliwców F-l6, w zamian za co oni podjêli próbê zbombardowania irackich urz¹dzeñ nuklearnych w El-Tuwaitha. Plan by³ b³yskotliwy, ale niestety irañskie lotnictwo zawiod³o. ¯adna z bomb nie spad³a bli¿ej ni¿ trzy kilometry od reaktora. Szkoda odpar³ Begin. Pocz¹tkowo CIA sugerowa³a, ¿e to by³y przemalowane samoloty lotnictwa izraelskiego. Musielimy im t³umaczyæ, ¿e gdyby tak by³o naprawdê, to bomby trafi³yby w cel. Gdzie jest teraz ten cz³owiek? Na Cyprze. Czeka na mnie. Za parê dni ma wróciæ do Iraku. Jeden cz³owiek powiedzia³ Begin w zamyleniu. No có¿, nieraz zdarzy³o siê w naszej historii, ¿e jeden cz³owiek wiele zdzia³a³. Na przyk³ad Cohen w Syrii. Niech pan mi powie, generale, sk¹d bêdziemy znali datê rozruchu reaktora? To nie przedstawia najmniejszego problemu odpar³ z przekonaniem Hofti. Oczywicie, Irakijczycy bêd¹ chcieli zachowaæ datê w tajemnicy, ale my ju¿ dawno spenetrowalimy Miêdzynarodow¹ Agencjê Energii Atomowej. Ona bêdzie musia³a byæ uprzedzona przez Irak. Wskaza³ na raport. W tej chwili uda³o nam siê okreliæ przybli¿ony termin rozruchu. Miêdzy czerwcem a wrzeniem bie¿¹cego roku. Begin zatroska³ siê. Zosta³o nam ma³o czasu. Wsta³ i wznowi³ spacer drobny rozsadzany energi¹ mê¿czyzna, nie potrafi³ nigdy d³ugo usiedzieæ w fotelu. Zatrzyma³ siê nagle i z triumfaln¹ nut¹ w g³osie powiedzia³: To siê stanie w lipcu! Obróci³ siê do obu zaskoczonych goci i powtórzy³: To siê musi staæ w lipcu. Agenci wywiadu powinni byli to dostrzec. Tammuz to imiê sumeryjskiego boga pasterzy
ale równie¿ lipiec po arabsku. To tylko spekulacja powiedzia³ Hofti, ale premier zdecydowanie zaprzeczy³. Nie, Hofti. Oczywicie, z powodu opónienia z wysy³k¹ reaktora dok³adny termin rozruchu mo¿e byæ przypadkowy, ale trzeba pamiêtaæ, ¿e Saddam Husajn kocha siê w symbolach. Wielu Arabów to robi. Jest bardzo prawdopodobne, ¿e z tego w³anie powodu rozruch Tammuzu nast¹pi w miesi¹cu tammuz. Jeli mamy zniszczyæ reaktor, to musimy zrobiæ to do koñca czerwca
Pozostaje nam bardzo ma³o czasu. Zwróci³ siê do Waltera: Pañski agent, Daktyl Niebieski, musi przyst¹piæ do akcji. Chcê mieæ dowód! Tymczasem zlecê naszym si³om powietrznym rozpoczêcie æwiczeñ. Walter odepchn¹³ fotel i wsta³. 175
Muszê wiêc natychmiast wracaæ do Limassol. Dziêkujê za przyjêcie mnie, panie premierze. Begin podszed³, z pewnym trudem obj¹³ Waltera i uciska³. Proszê przekazaæ naszemu cz³owiekowi, ¿e Izrael liczy na niego. I proszê mu ode mnie osobicie przekazaæ wyrazy szacunku i ¿yczenia wszelkiej pomylnoci. Walter uroczycie sk³oni³ g³owê i ruszy³ w stronê drzwi.
15 Nie ma najmniejszej szansy! Munger powiedzia³ to kategorycznym tonem i twarz Waltera posmutnia³a, a policzki jakby mu opad³y. Ca³kowicie siê z tym zgadzam popar³ Mungera Wigoda. Nie ma w¹tpliwoci, ¿e spodziewaj¹ siê jakich kroków z naszej strony. Francuzi tak¿e, a maj¹c na miejscu parê setek swoich naukowców i techników, postarali siê o odpowiednie rodki ochrony. El-Tuwaitha jest fortec¹. Nie mamy szans. Ja tak¿e jestem tego samego zdania odezwa³ siê Izaak Szapiro. A próbowanie mo¿e nam tylko zaszkodziæ. Walter mrukn¹³ co poirytowany i spojrza³ na czwartego mê¿czyznê, siedz¹cego po drugiej stronie biurka. By³ nim Efim Zimmerman, który specjalnie przyjecha³ z Pary¿a, by wzi¹æ udzia³ w konferencji. Mo¿e podchodzisz do tego w niew³aciwy sposób, Walterze podsun¹³. Walter ponownie zamrucza³, tym razem gronie. By³ w takim nastroju, ¿e nawet czcigodny Efim Zimmerman ryzykowa³ zbesztanie. Przez minion¹ godzinê debatowano nad sposobami zdobycia owego niepodwa¿alnego dowodu, jakiego ¿¹da³ Menachem Begin. Dowodu, który by przekona³ najbardziej zatwardzia³ego sceptyka. Rozpatrywali wiele propozycji, zaczynaj¹c od przekupienia wysokiego funkcjonariusza irackiego, a¿ po bezporedni¹ penetracjê instalacji nuklearnych. ¯aden z pomys³ów nie dawa³ nawet promyka nadziei. A jak mam podchodziæ? Od ogona? warkn¹³ Walter, co w najmniejszym stopniu nie stropi³o Zimmermana. Tlenek uranu wypowiedzia³ pewnym siebie g³osem. Od trzech lat Irakijczycy usi³uj¹ go zakupiæ. Przez podstawione firmy pertraktowali z Portugalczykami, Brazylijczykami, a nawet z Australijczykami. Poszukuj¹ stu ton. Dziêki naszym wysi³kom dotychczas im siê nie uda³o, a bardzo siê starali. A¿ tu nagle przestali. Przed trzema miesi¹cami przestali szukaæ. 176
No wiêc co z tego? Przestali odezwa³ siê Walter. A co bardziej prawdopodobne, uzyskali w jaki sposób gotowy produkt. U 235 albo Pu 239. Mo¿e im sprzedali Rosjanie. Zimmerman pokrêci³ g³ow¹. Ma³o prawdopodobne. Wiesz, jacy oni s¹. Na pewno nie! Nachyli³ siê i mentorskim tonem powiedzia³: Pomyl, Walterze. Porusz ³epetyn¹. Z jakiego¿ to innego powodu Irakijczycy mogliby przestaæ rozpytywaæ na rynku o tlenek uranu? Bo ju¿ go maj¹? Otó¿ to! Widzisz, ¿e nie by³o trudno do tego dojæ? Zimmerman rozpar³ siê w fotelu, bardzo z siebie zadowolony. I wcale nie jest trudno zgadn¹æ od kogo go dostali. Wiemy, ¿e Libia mia³a w zapasie ponad piêæset ton. Za³o¿ê siê, ¿e nasz kochany pu³kownik Kadafi dogada³ siê ze swoim kumplem, Saddamem Husajnem. Bardzo logiczny wywód, mój drogi Efimie, ale siê mylisz. Walter by³ uradowany, ¿e mo¿e siê odci¹æ Zimmermanowi. Poniewa¿ siatka DAKTYL ma hermetyczne sekcje i obowi¹zuje zasada, ¿e informacje s¹ ograniczane do tych, którzy musz¹ wiedzieæ, ty akurat nie wiedzia³e o tym, ¿e pilnujemy nuklearnego sk³adziku Kadafiego od chwili, kiedy zacz¹³ go zape³niaæ. Mogê ci podaæ wszystkie daty otrzymanych przez niego przesy³ek z ka¿dego kierunku. Do sk³adu i ze sk³adu. Dotychczas nie reeksportowa³ ani grama tlenku uranu. To jedna z naszych dobrze obs³ugiwanych operacji. Gestem rêki wskaza³ Szapiro. Izaak nad ni¹ czuwa. Izaak wygl¹da³, jakby mia³ siê zaraz rozp³akaæ. Panie Blum, czy nie czyta³ pan naszych ostatnich depesz sygnowanych PILNE? Jeszcze nie. Wróci³em wczoraj w nocy i zd¹¿y³em zapoznaæ siê tylko z teczk¹ NATYCHMIASTOWEGO DZIA£ANIA. Co tam jest w twojej pilnej, cz³owieku? Szapiro kilka razy prze³kn¹³ linê. miesznie porusza³a mu siê przy tym grdyka. Przed czterema dniami Libijczycy wydali sto ton tlenku uranu z magazynów w Sarir do Tobruku. Teraz jest za³adowywany na niewielki frachtowiec, s/s Elmsland. Ma on szeæset ton wypornoci, poprzednio nale¿a³ do armatora brytyjskiego, ale w ubieg³ym miesi¹cu zosta³ sprzedany kompanii Hirah Trading & Shipping w Bejrucie. Zapad³a przykra cisza, któr¹ przerwa³ Wigoda, obwieszczaj¹c cicho: Hirah jest firm¹ Irakijczyków. W przesz³oci handlowa³a wyposa¿eniem wojskowym kupowanym od Amerykanów. G³ównie sprzêtem elektronicznym. W rezultacie Walter musia³ przeprosiæ Zimmermana i konferencja potoczy³a siê dalej. Omawiano opcjê po opcji. 12 Reporter
177
Izaak Szapiro z miejsca zaproponowa³ zatopienie s/s Elmsland, który z ca³¹ pewnoci¹ roz³aduje ³adunek w malutkim porcie zatoki Fau. Od chwili zamkniêcia z powodu wojny drogi wodnej Szatt al-Arab, g³ówny port, Basra, by³ odciêty. Fau zwykle s³u¿y³ flotyllom rybackim i móg³ przyjmowaæ tylko ma³e jednostki. Statek bêdzie przechodzi³ przez Kana³ Sueski i Szapiro by³ zdania, ¿e mo¿na zatopiæ Elmsland, gdy bêdzie czeka³ w Port Saidzie na uformowanie konwoju. Mo¿e nawet pomog¹ Egipcjanie. Prezydent Sadat spaæ chyba nie mo¿e, drêczony myl¹, ¿e Saddam Husajn mo¿e mieæ broñ nuklearn¹. Zastanawiano siê, czy Elmsland nie pop³ynie innym szlakiem. Sporo irackiego zaopatrzenia sz³o przez jordañski port Akaba, a nastêpnie ciê¿arówkami przez pustyniê. Irakijczycy wykorzystywali te¿ potajemnie saudyjski port D¿edda, za cichym przyzwoleniem w³adz. W koñcu wszyscy siê jednak zgodzili, ¿e z powodu wyj¹tkowego ³adunku, przewo¿onego w beczkach, Irakijczycy skieruj¹ statek prosto do Fau. Munger, który dotychczas nie zabiera³ g³osu, spyta³: Jak dok³adnie te beczki wygl¹daj¹ i ile ich mo¿e byæ? Szapiro odpowiedzia³ tonem wyk³adowcy: Tlenek uranu ma barwê ¿ó³tka i konsystencjê gruboziarnistego piasku. St¹d te¿ obiegowa nazwa ,,¿ó³te ciasto. Irakijczycy nie mog¹ wykorzystaæ tlenku uranu w reaktorze Tammuz. Kupili go tylko z jednego powodu: chc¹ nim ob³o¿yæ rdzeñ i w ten sposób odzyskaæ Pu 239. Sto ton tlenku da im dostatecznie du¿o Pu 239, by móc sobie sprawiæ oko³o dwudziestu g³owic o mocy bomby u¿ytej nad Hiroszim¹. Poniewa¿ tlenek uranu jest radioaktywny i grony przy po³kniêciu py³u lub wdychaniu go, przewozi siê go w specjalnych ¿ó³tych pojemnikach o pojemnoci dwustu litrów. Beczki s¹ uszczelnione jaskrawoczerwon¹ gum¹. Ka¿da beczka wa¿y mniej wiêcej jedn¹ trzeci¹ tony i jest oznaczona czarnymi literami i cyframi oznaczaj¹cymi ród³o pochodzenia rudy i numer seryjny partii. Celem jest zapewnienie jakiej takiej kontroli przez Miêdzynarodow¹ Agencjê. Ale to bardzo iluzoryczna kontrola. W wysy³anej przez Libiê partii jest dok³adnie trzysta pojemników. Munger podszed³ do mapy zajmuj¹cej prawie ca³¹ cianê. Bliski Wschód w najdrobniejszych szczegó³ach. Zacz¹³ jej siê przygl¹daæ. Z kolei wszyscy obecni patrzyli w jego plecy, spodziewaj¹c siê jakiej propozycji. Gdy Munger obróci³ siê do nich, jego twarz rozjania³ umiech. By³oby g³upot¹ topiæ statek i ³adunek. Czy¿ jest lepszy dowód, ni¿ fotografia pokazuj¹ca odbiór ³adunku przez Irakijczyków? Dostarczymy j¹ prezydentowi Reaganowi. Powróci³ do sto³u i usiad³ og³uszony chórem g³osów. Wszyscy zachwycali siê pomys³em. Irakijczycy bêd¹ z³apani na gor¹cym uczynku! Pozostawa³o pytanie, czy Mungerowi uda siê takie zdjêcie zrobiæ. 178
Munger by³ spokojny. Przecie¿ robienie zdjêæ w zakazanych miejscach by³o jego specjalnoci¹, czy¿ nie? W Fau bêd¹ podjête specjalne rodki bezpieczeñstwa, ale Fau le¿y w pobli¿u strefy wojennej i dostanie siê tam nie powinno nastrêczaæ specjalnych trudnoci. Jest jeszcze jeden bardzo interesuj¹cy i wielce obiecuj¹cy element: przecie¿ Irakijczycy nie mog¹ przewieæ beczek z tlenkiem uranu do El-Tuwaitha, gdzie krêc¹ siê setki francuskich naukowców i inspektorów Agencji Atomowej, depcz¹cy wszystkim po piêtach. Na pewno tego nie zrobi¹. Zawioz¹ beczki do jakich utajnionych zak³adów, gdzie bêd¹ przechowywali tlenek do czasu, a¿ reaktor Tammuz ruszy i wszyscy cudzoziemcy zostan¹ wyproszeni z El-Tuwaitha. Otó¿ w zwi¹zku z tym nale¿a³oby iæ ladem ³adunku i zrobiæ zdjêcia owych utajnionych zak³adów. Podniecenie wzros³o, a wraz z nim ha³as, gdy¿ ka¿dy mia³ jak¹ uzupe³niaj¹c¹ propozycjê lub plan wsparcia. Ale Munger zdecydowanie odmówi³ przyjêcia jakiejkolwiek pomocy. Chce dzia³aæ sam i bêdzie improwizowa³. Dziêki kurdyjskim kontaktom zna³ wiele adresów w Bagdadzie i innych miastach, gdzie w razie potrzeby mo¿e siê ukryæ. Mia³ te¿ wypracowan¹ bezpieczn¹ drogê odwrotu przez Kurdystan do tureckiego portu Mersin, a to na wypadek, gdyby co posz³o nie tak. Munger zakoñczy³ uwag¹, ¿e obecnie najwa¿niejsz¹ rzecz¹ jest obserwacja s/s Elmsland i szacunkowe wyliczenie dnia oraz godziny przybycia ³adunku do Fau. I na tym konferencja siê skoñczy³a. Izaak Szapiro i Misza Wigoda poszli zaplanowaæ metodê dyskretnej obserwacji statku. Walter kaza³ Mungerowi czekaæ w Platres na sygna³. Munger, ¿egnaj¹c siê z Zimmermanem, ucisn¹³ mu d³oñ i ¿yczy³ szczêliwego powrotu do Pary¿a. Powodowany impulsem Zimmerman obj¹³ Mungera i uciska³. Jed z Bogiem powiedzia³. Munger by³ ju¿ przy drzwiach, kiedy zawo³a³ do niego Walter: Powiedz Ruth, ¿e bardzo siê na ni¹ gniewam. Ju¿ od ponad miesi¹ca nie by³a u mnie na lunchu. By³a bardzo zajêta. Odnawiamy moj¹ star¹ farmê. Ruth narzeka, ¿e zbyt czêsto wysy³asz mnie w teren i wszystko musi robiæ sama. To ¿adna wymówka mrukn¹³ Walter. Powiedz jej, ¿e serce rozszczepi³a mi na dwoje. Munger skrzywi³ siê. To niemo¿liwe, Walterze, ty nie masz serca. Szybko zamkn¹³ drzwi, a obruszony Walter zwróci³ siê do Zimmermana: Przecie¿ to nieprawda! Oczywicie, ¿e nieprawda. Zimmerman poklepa³ go po ramieniu. Ale ukryte jest tak g³êboko pod zwa³ami t³uszczu, ¿e mo¿na go nie dostrzec. Mam ochotê na drinka! Kiedy Walter przygotowywa³ dwie du¿e szkockie, Zimmerman powiedzia³: 179
Jeden g³os mi podpowiada, ¿e to bardzo le, i¿ tak wiele zale¿y od jednego cz³owieka. Drugi zapewnia, ¿e nie mo¿e byæ lepiej, skoro tym cz³owiekiem jest Munger. Walter poda³ mu szklankê i obaj poszli w róg, gdzie sta³o kilka foteli. Do tej pory Munger jest najlepszy, to prawda zgodzi³ siê Walter. Tylko ta jego cholerna niezale¿noæ. On nie znosi nad sob¹ kontroli, nie znosi, kiedy mu kto zagl¹da przez ramiê. A ja chcia³bym panowaæ nad sytuacj¹. Prowadziæ i kierowaæ. Niestety, w tym wypadku jestem tylko obserwatorem. Zreszt¹ wszyscy jestemy. Zimmerman rozsiad³ siê wygodnie i popija³ whisky. Wyczuwa³, ¿e Walter chce porozmawiaæ. Mo¿e nawet szuka rady dobrego wujaszka. By³a to niecodzienna sytuacja, która wyranie bawi³a Zimmermana. Aby Waltera zachêciæ, zaproponowa³: Powiedz mi o nim co wiêcej. Walter zacz¹³ mówiæ i trwa³o to pó³ godziny. Wspomnia³ o jego problemach natury psychicznej i ¿e ich przyczyna nadal pozostaje tajemnic¹. Powiedzia³ te¿ o Ruth i próbie namówienia jej, by uwiod³a Mungera. Odmówi³a, a mimo to po paru miesi¹cach zostali kochankami. Walter nie pomin¹³ te¿ g³êbokiej przemiany Mungera, rozkwitu jego osobowoci i pozytywnych zmian charakteru. Pocz¹tkowo Walter by³ sceptykiem, jeli idzie o zwi¹zek Ruth i Mungera, ale podczas kolacji u obojga w Platres dostrzeg³ intensywnoæ ³¹cz¹cego ich uczucia. By³o to wszechobejmuj¹ce uczucie, jak to okreli³, ale bez demonstrowania. Z pocz¹tku Walter obawia³ siê, ¿e ta nag³a mi³oæ mo¿e wp³yn¹æ negatywnie na pracê Mungera. Okaza³o siê, ¿e jest wrêcz przeciwnie: osi¹ga³ jeszcze lepsze rezultaty, mimo i¿ wiêcej czasu spêdza³ na Cyprze. Po nieudanym irañskim nalocie na El-Tuwaitha Munger zaaran¿owa³ wydalenie go z Iranu za sprzyjanie stronie irackiej. Oskar¿ono go mianowicie o robienie frontowych zdjêæ korzystnych dla strony irackiej. Natychmiast polecia³ do Bejrutu i spotka³ siê z Sami Asafem. Powiedzia³, ¿e chcia³by pracowaæ po irackiej stronie frontu. Prosi³ o zezwolenie na swobodne poruszanie siê oraz o wielokrotn¹ wizê. Wiedzia³ dobrze, ¿e Asaf jest funkcjonariuszem Mukhabaratu, ale oficjalnie dla niego by³ tylko koleg¹, wieloletnim korespondentem Bliskowschodniej Agencji Prasowej, maj¹cym doskona³e uk³ady w irackim Ministerstwie Informacji. Sami Asaf pomóg³ Mungerowi, który, dziêki swojej reputacji i zatargowi z w³adzami irañskimi, zosta³ przyjêty z otwartymi ramionami. Protestowa³a tylko Janine Lasage. Nienawidzi³a obsesyjnie Mungera. W LUniverse opublikowa³a nawet artyku³ krytykuj¹cy jego prasowe zdjêcia i sugeruj¹cy, ¿e fotografuje tylko na czarno-bia³ym negatywie, poniewa¿ obce s¹ mu tajniki fotografii barwnej. Artyku³ ten w ko³ach prasowych wywo³a³ huragany miechu. 180
Zimmerman zada³ wtedy pytanie, co Walter zamierza zrobiæ z Janine Lasage, która jest bardzo sprawnym agentem i pracuje na szkodê Izraela. Walter wzruszy³ ramionami. Zabierze siê do niej we w³aciwym czasie. Wszystko o niej wie i lepiej niech Lasage chwilowo zostanie, ni¿ ma j¹ zast¹piæ kto nowy, kogo trzeba bêdzie rozpracowywaæ. Walter zacz¹³ wreszcie mówiæ o w³asnym dylemacie. Siedz¹cy naprzeciwko niego starszy pan by³ jedyn¹ osob¹, której móg³ siê zwierzyæ z takich myli. Sta³ w obliczu problemu artysty lalkarza, maj¹cego emocjonalny stosunek do lalek, którymi porusza spod sceny. Bardzo polubi³ Ruth, a teraz polubi³ Mungera. Obserwowa³ ich wielkie szczêcie, cieszy³ siê ich projektami wspólnego ¿ycia, ale oto w najbli¿szych tygodniach musi wystawiæ Mungera na wielkie niebezpieczeñstwo. Jak pogodziæ obowi¹zek z g³osem sumienia? Co bêdzie, jeli nast¹pi konflikt miêdzy obowi¹zkiem a sumieniem? Co ma wtedy zrobiæ? Omawia³ ten problem ze wszystkich stron, a kiedy wyczerpa³y siê s³owa, spojrza³ zmartwiony na starszego mê¿czyznê, szukaj¹c u niego pocieszenia lub uspokojenia sumienia. Zimmerman siedzia³ d³ugo, w milczeniu obracaj¹c prawie pust¹ szklankê, w której pozosta³a rozpuszczona w trzech czwartych kostka lodu. Drogi Walterze zacz¹³ wreszcie. Wybra³e sobie profesjê szpiega, poniewa¿ interesy miertelnie ciê znudzi³y. Fascynowa³a ciê intryga, szuka³e podniety. Chcia³e jednoczenie robiæ co po¿ytecznego, zaspokoiæ swoj¹ pró¿noæ i uspokoiæ sumienie
Umiechn¹³ siê, by os³abiæ ostroæ s³ów. Ale czyni¹c to, zawar³e jednoczenie co w rodzaju paktu z diab³em. I bywa, ¿e diabe³ ¿¹da tantiem. Ju¿ traci³e agentów. I mo¿esz straciæ jeszcze jednego, w³anie tego, o którym mowa. Musisz byæ na to przygotowany i akceptowaæ tak¹ mo¿liwoæ. Walter skrzywi³ siê. Zimmerman nie doda³ mu ducha. Zreszt¹ tak naprawdê Walter nie spodziewa³ siê tego. Skoñczy³e? spyta³ Zimmermana. Nie. Mam ci jeszcze jedno do powiedzenia. Ju¿ zbyt d³ugo rozpulchniasz cia³o nieprawdopodobnym ob¿arstwem. Osi¹gasz wiek, w którym twoja tusza mo¿e zabiæ ci serce, którego, jak twierdzi Munger, nie posiadasz. Ogranicz siê trochê. Z trunkami i cygarami tak¿e. Wszystkiego u¿ywasz w nadmiarze. Walter zabija³ go wzrokiem, ale Zimmerman odpowiedzia³ umiechem i wyci¹gaj¹c szklankê doda³: Z drugiej strony ja jestem przyk³adem zdrowia
wiêc zrób mi jeszcze jednego drinka, m³ody cz³owieku! Ruth i Munger razem bielili dziesiêciometrowej d³ugoci cianê pokoju dobudowanego do starej chaty, a przeznaczonego na studio i ciemniê. Po 181
wykonaniu misji mia³a nast¹piæ radykalna zmiana w jego karierze fotografa. Zamierza³ porzuciæ fotoreporterkê wojenn¹. Chcia³ powiêciæ siê fotografice portretowej, ewentualnie realizowaæ specjalne prasowe zlecenia tematyczne i zamówienia periodyków turystycznych. Wtedy Ruth mog³aby mu wszêdzie towarzyszyæ. Mia³ tak¿e zamiar zaj¹æ siê fotografi¹ barwn¹ i z pewnoci¹ spêdza³by wiêcej czasu w ciemni. Zaczêli malowaæ z przeciwleg³ych koñców i powoli zbli¿ali siê do siebie. Munger przez ca³y czas opowiada³ o przebiegu konferencji poprzedniego dnia. Niczego nie ukrywa³, poniewa¿ postanowili nie mieæ przed sob¹ tajemnic. Ruth zyskiwa³a pewnoæ siebie, wiedz¹c o wszystkim, bez wzglêdu na to, jak owo wszystko mog³o j¹ przera¿aæ. Munger za odkry³, ¿e dziel¹c siê problemami i zwierzaj¹c z niepokojów czyni³ je znoniejszymi. Rozemia³a siê, gdy przekaza³ jej pos³anie Waltera. Powiedzia³a, ¿e za jaki tydzieñ wybierze siê do Limassol, gdy¿ tak czy inaczej musi zrobiæ sprawunki. Mia³a jeszcze jedn¹ sprawê do za³atwienia, ale o tym nie wspomnia³a. Od osiemnastu miesiêcy, od owych pierwszych dni na pla¿y w Polis, marzy³a skrycie, aby zajæ w ci¹¿ê. By³a zdesperowana, gdy mija³y miesi¹ce, a pragnienie siê nie spe³nia³o. Skoñczy³a trzydzieci piêæ lat i czasu pozostawa³o ma³o. Ginekolog w Limassol by³ optymist¹: wszystko jest w najlepszym porz¹dku. Opieraj¹c siê na jej kalendarzyku wypracowa³ kartê dni p³odnych. Pos³ugiwanie siê ni¹ by³o trudne, gdy¿ podczas wielu wskazanych dni Munger by³ nieobecny. Jej niepokój coraz bardziej wzrasta³, w miarê jak p³ynê³y miesi¹ce, ale w ostatnich dniach odzyska³a trochê nadziei. Okres opóni³ siê ju¿ o piêæ dni. A zawsze przychodzi³ bardzo regularnie. Nie podnieca³a siê zbytnio, obawiaj¹c siê rozczarowania, i nic nie powiedzia³a Mungerowi. Przede wszystkim nie chcia³a go niepokoiæ w przededniu wyjazdu do Iraku. Pojedzie w przysz³ym tygodniu do Limassol, zrobi testy i mo¿e dopiero wtedy, jeli oka¿¹ siê pozytywne, zrobi przysz³emu ojcu niespodziankê. Przez chwilê koncentrowa³a siê na malowaniu ciany. W³aciwie to bardzo podoba³a jej siê ta praca cieszy³o patrzenie, jak powstaje miejsce przysz³ego wspólnego ¿ycia. Z pocz¹tku by³a nieco niechêtna propozycji Mungera, by tu zamieszkali po lubie. Wydawa³o siê rozs¹dniejsze, by on przeniós³ siê do jej du¿ej willi. Rozumia³a jednak implikacje psychologiczne. W willi snuæ siê bêdzie zawsze aura Duffa i chocia¿ Munger nigdy nie wspomina³, ¿e to by mu przeszkadza³o, wola³a unikn¹æ ewentualnych komplikacji. Pierwsza wizyta w wiejskim domu i w wiosce Phini przekona³a j¹. Jedli lunch w tawernie i kiedy zobaczy³a, jakim szacunkiem otaczaj¹ Mungera mieszkañcy wioski, poczu³a nagle, ¿e to miejsce jest i jej bliskie. Wieczorem poszli na kolacjê do Papadopoulosów. Helena przygotowa³a kleftiko i opowiedzia³a historiê po¿aru oraz jak tym w³anie daniem zwabi³a Mungera, zapocz¹tkowuj¹c obecn¹ przyjañ. 182
Ruth g³aska³a psa Androulli, od której dowiedzia³a siê o jego skaleczonej ³apie i o jej w³asnym pocz¹tkowym strachu przed z³ym cudzoziemcem. W efekcie poczu³a siê w wiosce jak u siebie w domu i powiêci³a ca³¹ energiê na renowacjê chaty. Przyje¿d¿a³a niemal ka¿dego ranka. Z wioski przychodzili rzemielnicy: murarze, stolarze i hydraulicy. Razem z ni¹ pracowali za bardzo skromne wynagrodzenie. Vassos pomóg³ w za³o¿eniu ogródka warzywnego za kuchni¹ i zmajstrowa³ system nawadniania, czerpi¹cy wodê ze studni. Wszystko mia³o byæ gotowe za miesi¹c, a z tego, co s³ysza³a, za miesi¹c Daktyl Niebieski przejdzie na emeryturê. Jej marzenia przerwa³o pobliskie planiêcie pêdzla malarskiego. Obróci³a siê zaskoczona i zobaczy³a szeroki umiech Mungera. Spotkali siê prawie w po³owie ciany. Powêdrowa³a gdzie mylami, bo tu ciê nie by³o powiedzia³. Tak. I myli by³y wcale przyjemne. Poca³uj, ¿eby dobrze zakoñczyæ wycieczkê. Najpierw skoñczymy cianê odpar³. Umoczy³a wiêc pêdzel w wiaderku i zaczê³a energicznie malowaæ pozosta³y kawa³ek. Jednak¿e poca³unek zosta³ od³o¿ony, gdy¿ pod ogrodzenie podjecha³ czarny samochód ten sam samochód przywozi³ zawsze polecenia od Waltera. Tym razem by³a to bardzo krótka wiadomoæ: Elmsland. Fau 1 czerwca.
Munger poda³ jej kartkê. Muszê jutro lecieæ. Skinê³a g³ow¹ i ze zdwojon¹ energi¹ zaczê³a koñczyæ bielenie ciany. Cztery dni póniej Joseph Levy i David Burg spacerowali po Lasku Buloñskim. Levy by³ paryskim rezydentem Mosadu, a Burg jego londyñskim odpowiednikiem. Od dawna siê przyjanili. Walczyli razem w Haganie* o narodzenie pañstwa izraelskiego. Podczas weekendów czêsto siê odwiedzali, aby porozmawiaæ o dawnych czasach i przyjacio³ach. Spêdzili w³anie parê godzin w pobliskiej restauracji, a poniewa¿ popo³udnie by³o ciep³e i s³oneczne, wybrali siê po posi³ku na spacer do lasku. Byli dowiadczonymi oficerami wywiadu, zbyt m¹drymi, by w jakimkolwiek lokalu poruszaæ sprawy zawodowe. * ¯ydowska organizacja wojskowa za³o¿ona przez syjonistów po I wojnie wiatowej w Palestynie, sta³a siê trzonem armii Izraela w okresie tworzenia siê pañstwa [przyp. red.].
183
Tu, na otwartej przestrzeni, z dala od kêp drzew i mówi¹c przyciszonymi g³osami, czuli siê na tyle bezpieczni, by móc bez obaw trochê poplotkowaæ o swojej pracy. Kiedy jednak zawrócili w kierunku miasta, rozmowa sta³a siê powa¿niejsza. Levy uczestniczy³ w przedsiêwziêciach maj¹cych na celu opónienie budowy reaktora Tammuz I. Burg chcia³ wiedzieæ, co bêdzie teraz, kiedy reaktor jest ju¿ w Iraku i wkrótce zostanie uruchomiony. Zgodnie z regu³ami pracy szpiegowskiej Levy powinien milczeæ, ale poniewa¿ Burg by³ wysokiej rangi oficerem Mosadu i ponadto przyjacielem, przekaza³ mu informacje na ten temat. Nie by³o tego wiele, jednak¿e
W odleg³oci stu piêædziesiêciu metrów, w tyle ciemnozielonej furgonetki, zaparkowanej naprzeciwko restauracji Pavillon Dauphine, brodaty mê¿czyzna obserwowa³ Izraelczyków przez lornetkê. Szli powoli w jego kierunku, zwróceni nieco ku sobie podczas rozmowy. Tu¿ obok brodatego mê¿czyzny ustawiona by³a d³uga czarna tuba nadzwyczaj czu³ego mikrofonu kierunkowego. Brodacz obróci³ siê do blondyna w roboczym kombinezonie, który siedzia³ przy metalowym stoliku w g³êbi furgonetki. Na blacie le¿a³o kilka magnetofonów i wzmacniaczy. Spróbuj teraz! poleci³ blondynowi. Ten poprawi³ s³uchawki na uszach i spyta³: Odleg³oæ? Sto piêædziesi¹t metrów i powoli maleje. Prawie niemo¿liwe odpar³ blondyn, ale nacisn¹³ guzik i tama jednego z magnetofonów zaczê³a siê wolno obracaæ. Docisn¹³ s³uchawki do uszu, ws³ucha³ siê i pokrêci³ g³ow¹. Brodacz podniós³ do oczu lornetkê i w miarê zbli¿ania siê Izraelczyków korygowa³ po³o¿enie mikrofonu. Z kierunku ich spaceru wynika³o, ¿e nie znajd¹ siê bli¿ej ni¿ osiemdziesi¹t metrów. Byli ju¿ prawie w tej odleg³oci, kiedy blondyn powiedzia³: Co s³yszê. S³abiutko
bardzo s³abiutko
zanika
zanik³o. Brodacz zakl¹³. Cholera, jeszcze dziesiêæ metrów, jeszcze tylko dziesiêæ metrów! A co masz? Blondyn zdj¹³ s³uchawki i odpowiedzia³: Ja niczego nie zrozumia³em, ale mo¿e laboratorium co wydobêdzie. Jedmyl Po dwóch godzinach w centrali SDECE de Marenches odczytywa³ tekst wydobyty przez techników w laboratorium: BURG: Powiadasz
(nies³yszalne)
w Iraku? Na ca³y kraj? 184
LEW: Nieprawdopodobne, ale prawdziwe. Jeden na ca³y kraj
BURG: Znasz tego agenta? LEW. Nie. On jest z
(nies³yszalne)
kryptonim Daktyl Niebieski. Akcja lada chwila. BURG: Ale jeden cz³owiek, to
(nies³yszalne). Brodacz siedzia³ na brze¿ku krzes³a przed biurkiem dyrektora. Przepraszam bardzo, ¿e tylko tyle. Odleg³oæ wynosi³a ponad sto metrów t³umaczy³ siê. Dyrektor umiechn¹³ siê, zbywaj¹c t³umaczenie gestem d³oni. Dobra robota. Bardzo dobra. Rzadko udaje nam siê z³apaæ Mosad z rêk¹ w nocniku. Nacisn¹³ guzik interkomu. Wysy³amy sygna³ do Bejrutu. Do Janine Lasage. Proszê notowaæ
16 Ahmed Nassir by³ chciwy. I w dodatku by³ tchórzem. Munger zadawa³ sobie pytanie, czy chciwoæ pokona strach. Irakijczyk pracowa³ na etacie t³umacza w Ministerstwie Informacji i przydzielono go Mungerowi. Towarzyszy³ wszêdzie Mungerowi, mimo i¿ ten doæ dobrze nauczy³ siê arabskiego. Munger nie mia³ najmniejszych w¹tpliwoci, ¿e Nassir jest równie¿ niskiego szczebla funkcjonariuszem Mukhabaratu. By³ to têgi, niski mê¿czyzna powy¿ej trzydziestki, po angielsku mówi³ z amerykañskim akcentem, gdy¿ przez dwa lata studiowa³ na amerykañskim uniwersytecie w Bejrucie. Do Mungera przydzielono go teraz po raz trzeci i nie przypadkiem, gdy¿ po bli¿szym poznaniu Nassira, Munger rozmawia³ o nim podczas lunchu z Sami Asafem w hotelu Sindbad. Munger od razu zorientowa³ siê, jaki po¿ytek mo¿e mieæ z Nassira. Chciwoæ wprost zia³a mu z oczu. Wskazywa³ na ni¹ nawet sposób, w jaki nieustannie obmacywa³ z³oty sygnet na palcu. To pierwsze wra¿enie potwierdzi³y przedstawione przez Nassira ordynarnie zawy¿one rachunki poniesionych kosztów. A kiedy Munger p³aci³ w restauracji za nich obu, Nassir, z konspiracyjnym umieszkiem, prosi³ o rachunek. Jego tchórzostwo te¿ nie ulega³o w¹tpliwoci. Otrzyma³ polecenie towarzyszenia Mungerowi zawsze i wszêdzie, ³¹cznie z wypadami w strefê wojenn¹. Ilekroæ jednak Munger mia³ zag³êbiæ siê w teren uznany za niebezpieczny, Nassir zawsze znajdowa³ wymówkê i pozostawa³ w hotelu. Albo by³ chory, albo czeka³ na wa¿ny telefon czy wizytê jakiego oficjela. Mungerowi 185
nies³ychanie to odpowiada³o. Bardzo te¿ szybko nawi¹za³ dobre stosunki z dowódcami w terenie. Przywozi³ im papierosy i alkohol, a przede wszystkim robi³ im zdjêcia i przysy³a³ odbitki, a czasami i gazety, w których ukaza³y siê ich zdjêcia. Oficerowie iraccy podziwiali te¿ odwagê Mungera w czasie ostrza³u i cenili fakt, ¿e wydalono go z Iranu z powodu sympatii dla Iraku. Tak wiêc Munger móg³ poruszaæ siê w strefie wojennej z doæ du¿¹ swobod¹, ku wielkiej zazdroci innych fotoreporterów, którzy musieli siê ograniczaæ do udzia³u w wycieczkach na wojenne spektakle, organizowane dla prasy przez Ministerstwo Informacji. Obecnie jednak Munger mia³ powa¿ny k³opot. Siedzia³ ze swym t³umaczem w restauracji hotelu El D¿amharia w Basrze. Patrzy³, jak Nassir po¿era ostatni kawa³ek chudego kurczaka, i zastanawia³ siê, ile mu trzeba zap³aciæ, ¿eby prze³amaæ jego strach. A decyzjê nale¿a³o podj¹æ szybko. Czas nagli³. K³opot polega³ na tym, ¿e Munger nie bêdzie móg³ zrobiæ zdjêæ roz³adunku s/s Elmsland. Tego popo³udnia, po krótkiej wizycie u brygadiera dowodz¹cego czêci¹ garnizonu w Choramszar, Munger pojecha³ do Fau szos¹ prowadz¹c¹ wzd³u¿ drogi wodnej Szatt al-Arab. Nassir zosta³ w hotelu, t³umacz¹c siê niedyspozycj¹ ¿o³¹dkow¹, która jednak musia³a ju¿ min¹æ, s¹dz¹c z wielkiego apetytu okazywanego podczas kolacji. Munger bez trudu przejecha³ przez trzy drogowe punkty kontrolne, gdzie wystarczy³y dokumenty i znajomoci, na które siê powo³ywa³. Przy czwartej kontroli drogowej sytuacja okaza³a siê beznadziejna. By³ zaledwie pó³tora kilometra od portu Fau. Zapora drogowa z kolczastego drutu stanowi³a czêæ ogrodzenia przecinaj¹cego w¹ski pó³wysep od brzegu do brzegu. Wzd³u¿ zasieków sta³y tablice z trupimi czaszkami, oznaczaj¹cymi pole minowe. Nazwiska jednego brygadiera i dwóch pu³kowników nie zrobi³y najmniejszego wra¿enia na dowódcy punktu kontrolnego, m³odym kapitanie, który umiechn¹³ siê tylko i powiedzia³, ¿e nawet ich by nie przepuci³. Munger by³ bardzo zawiedziony. Widzia³ z daleka statki przycumowane do jedynego molo i kilka czekaj¹cych na redzie na swoj¹ kolej. Elmsland mia³ przybyæ za dwa dni i najprawdopodobniej od razu czeka go roz³adunek. Instynkt podpowiada³ Mungerowi, ¿e z kapitanem nie ma co dyskutowaæ i nic nie zmieni jego stanowiska. Mo¿e nawet wzbudziæ podejrzenia. Porozmawia³ wiêc z nim mi³o przez kilka minut, przy okazji obserwuj¹c dwie ciê¿arówki, które nadjecha³y od strony l¹du i zosta³y przepuszczone po dok³adnym sprawdzeniu dokumentów dokerów. Na zakoñczenie rozmowy ofiarowa³ kapitanowi paczkê marlboro i wróci³ do Basry. Musia³ dowiedzieæ siê, gdzie znajduje siê miejsce ostatecznego przeznaczenia beczek z tlenkiem uranu.
186
Nassir ogryz³ ostatni¹ kostkê i papierow¹ serwetk¹ otar³ t³uszcz z twarzy i palców. Siêga³ w³anie po wyka³aczkê, kiedy Munger go spyta³: Mam pewien problem, Ahmed. Mo¿e ty mi pomo¿esz? Chêtnie, panie Munger. O co chodzi? Munger wyj¹³ z kieszeni z³o¿ony papierek i poda³ Nassirowi. Chcia³bym otrzymaæ ich wycenê. Szybko. Nassir zorientowa³ siê, ¿e w papierku co jest. Roz³o¿y³ go ostro¿nie na stole. Kiedy zobaczy³ cztery brylanty, natychmiast zas³oni³ je pulchn¹ d³oni¹ przed ciekawymi oczami. Brylanty! stwierdzi³ zduszonym g³osem. Tak, brylanty potwierdzi³ Munger obojêtnie. Mówi¹c szczerze, nie znam siê na brylantach. Trafi³y w moje rêce zupe³nie przypadkowo. Chce pan, ¿ebym je panu sprzeda³? Na twarz Nassira wyst¹pi³ pot, w oczach rozb³ys³a chciwoæ. Kto wie, ale najpierw chcê mieæ wycenê. Nassir z³o¿y³ papierek, ale zostawi³ go na stole przed sob¹. Mo¿e bêdê móg³ panu pomóc, panie Munger. Znam tu jednego cz³owieka
zajmuje siê szlachetnymi kamieniami i jest przyjacielem mojego wuja. Bardzo uczciwy cz³owiek. Jeli bêdzie pan chcia³ sprzedaæ, to da panu najwy¿sz¹ cenê. Gwarantujê. Doskonale. Kiedy mo¿esz mi daæ znaæ? Nassir spojrza³ na zegarek. Jest teraz na pewno w domu. Móg³bym iæ i spytaæ go. Jakby uderzy³a go nag³a myl: Ale pan niech lepiej ze mn¹ nie idzie. By³by nieufny wobec cudzoziemca. A pan wie przecie¿, ¿e w Iraku handel kamieniami szlachetnymi jest zakazany. Oczywicie, ¿e wiem. Zreszt¹ muszê tu czekaæ na telefon. Mrugn¹³ znacz¹co, a Nassir umiechn¹³ siê niepewnie. Wzi¹³ brylanty i spyta³ Mungera: Czy mam panu daæ pokwitowanie? Munger zaprzeczy³ energicznym ruchem g³owy i przy³o¿y³ palec do ust, nakazuj¹c dyskrecjê. Tym razem umiech Nassira by³ pewniejszy. Wsta³. Po powrocie przyjdê do pana do pokoju powiedzia³ i odszed³ szybkim krokiem. Wróci³ po dwóch godzinach. Munger le¿a³ na ³ó¿ku pó³drzemi¹c, kiedy us³ysza³ pukanie. Nassir wszed³ do pokoju z zadowolon¹ min¹, przyj¹³ ofiarowane mu whisky i usiad³. Mam dobre wiadomoci, panie Munger zacz¹³. Te brylanty s¹ bardzo wysokiej jakoci. No, nie idealne, s¹ drobne skazy, ale maj¹ dobr¹ wartoæ. 187
Ka¿dy z nich ma nieco poni¿ej jednego karata i mój przyjaciel, to znaczy przyjaciel mego wuja, mo¿e panu daæ dziesiêæ tysiêcy za sztukê. Za jedn¹ sztukê dziesiêæ tysiêcy, panie Munger! Czterdzieci tysiêcy za cztery! To bardzo dobra cena. Nigdzie nie dostanie pan lepszej. Nawet w Bejrucie te¿ nie
Munger za³o¿y³, ¿e Nassir bêdzie musia³ podzieliæ siê z kupuj¹cym po po³owie, z czego wynika³o, ¿e za oko³o dwadziecia tysiêcy dolarów gotów jest ryzykowaæ stanowiskiem, a kto wie czy nie ¿yciem, dokonuj¹c nielegalnej transakcji. Ukry³ jednak zadowolenie, odzywaj¹c siê osch³ym tonem: Ka¿dy z tych brylantów wa¿y dok³adnie jeden karat, wszystkie s¹ idealne, bez skaz, klasy D. Ich wartoæ w hurcie wynosi szesnacie tysiêcy dolarów sztuka. Co najmniej. Chcia³e mnie oszukaæ. Nassir nie okaza³ najmniejszego zmieszania. Tylko jego oczy siê zwêzi³y. Jeli pan zna³ tak dok³adnie ich wartoæ, to po co pan mnie prosi³ o wycenê? Co pan kombinuje? Kombinujê, jak wielkie ryzyko jeste gotów podj¹æ za spor¹ sumê pieniêdzy. Jak du¿e ryzyko i co dla pana znaczy spora suma? spyta³ Nassir, pochylaj¹c siê konfidencjonalnie. Munger postanowi³ nie zag³êbiaæ siê za bardzo w kwestiê ryzyka. Dobry sprzedawca podkrela wy³¹cznie zalety towaru. Zreszt¹ Nassir sam szybko zorientuje siê w skali zagro¿enia. Te brylanty, warte razem szeædziesi¹t cztery tysi¹ce, mog¹ byæ twoje, Ahmed. Za jedn¹ informacjê. Nassir umiechn¹³ siê, ale spojrzenie mia³ zimne. Pan jest szpiegiem! Ty te¿, mój drogi Ahmedzie. Tak, ale w drobnych sprawach. Nie mogê uwierzyæ, ¿e to, co wiem, jest warte tyle pieniêdzy. Tyle bêdzie dla mnie warte to, czego siê dowiesz. Ale to w³anie bêdzie ryzykowne. Ryzyko nie jest wcale takie du¿e. Dla kogo pan pracuje? Dla CIA? Munger umiechn¹³ siê, rozk³adaj¹c rêce. Nassir te¿ siê umiechn¹³ i pokiwa³ g³ow¹. Tak w³anie myla³em. Brytyjczycy nigdy by tyle nie zap³acili. Co pan chce wiedzieæ? P³ynie tu statek Elmsland. Przybêdzie do Fau za dwa lub trzy dni. Bêdzie od razu roz³adowywany. £adunek zostanie wywieziony ciê¿arówkami w nieznanym kierunku. Chcê znaæ ten kierunek i miejsce przeznaczenia. Co to za ³adunek? Nie wiem. 188
Nassir domyla³ siê, ¿e Munger k³amie. Domyla³ siê tak¿e, ¿e chodzi o broñ i amunicjê. To bêdzie trudne odpar³. Fau jest stref¹ zamkniêt¹. Nawet dla mnie. Wiem. Ale prze³adunek nast¹pi w porcie. Na co najmniej cztery ciê¿arówki. W konwoju bêdzie wiêc czterech kierowców. A nawet mo¿e po dwóch na jeden wóz. Mo¿esz otrzymaæ informacjê od któregokolwiek z nich. A mo¿e nawet od dokerów w porcie. Wielu z nich przyje¿d¿a do pracy z Basry. Nie powiniene mieæ trudnoci z wy³uskaniem jednego czy dwóch. Mo¿liwe zgodzi³ siê Nassir. Ale to bêdzie kosztowne. Za szeædziesi¹t cztery tysi¹ce dolarów mo¿na bardzo du¿o kupiæ. Munger rzuci³ ostatni¹ przynêtê: Dwa brylanty dostaniesz od razu, a dwa przed opuszczeniem przeze mnie Bagdadu, czyli za niespe³na tydzieñ. Jeli twoja informacja oka¿e siê prawdziwa i dok³adna, otrzymasz dodatkowo dwa takie same brylanty jako premiê. Nassir w mgnieniu oka obliczy³ swoj¹ fortunê na dziewiêædziesi¹t szeæ tysiêcy dolarów minus trochê dinarów za kupienie informacji. Umowa stoi? spyta³ Munger. Umowa stoi odpar³ Nassir. Munger wsta³, siêgaj¹c po szklankê Nassira. Przypieczêtujmy to drinkiem powiedzia³. O ponad tysi¹c kilometrów na pó³nocny wschód, w Bejrucie, Janine Lasage te¿ zawiera³a umowê na znacznie lepszych warunkach ni¿ Munger, bo tylko za piêæ tysiêcy funtów libañskich. Pu³kownik D¿amil Mahmoud nie by³ prawdziwym pu³kownikiem, ale dowodzi³ jedn¹ z bejruckich prywatnych armii. Poza tym by³ bardzo dyskretny. Jego armia, sk³adaj¹ca siê ze stu piêædziesiêciu starannie dobranych opryszków, mia³a za zadanie ochronê bogatego libañskiego przemys³owca, ale Mahmoud mia³ zwyczaj wynajmowaæ doranie ekipy tym, którzy gotowi byli odpowiednio zap³aciæ. Janine Lasage potrzebowa³a co najmniej dziesiêciu ludzi pod wodz¹ fachowca, który zorganizowa³by porwanie niejakiego Melima Jaheena, przetrzyma³ go parê dni póki Janine nie wydobêdzie od niego informacji a potem pozby³by siê go dyskretnie. Poprzedniego wieczoru otrzyma³a z Pary¿a kodowan¹ wiadomoæ, ¿e na terenie Iraku operuje agent Mosadu o kryptonimie Daktyl Niebieski. Za³¹czona instrukcja nakazywa³a zlikwidowanie go w porozumieniu z Mukhabaratem. W depeszy znajdowa³o siê s³owo zneutralizowanie, ale to by³ po prostu s³u¿bowy eufemizm na zabicie. Metoda, jak¹ powinna przyj¹æ, by wykonaæ polecenie, sama siê narzuca³a: Melim Jaheen by³ prawie na pewno 189
agentem Mosadu. Jeli tak, to musi znaæ to¿samoæ Daktyla Niebieskiego. Oczywicie powinna te¿ skontaktowaæ siê natychmiast z Samim Asafem w Bagdadzie i sk³oniæ go do wstêpnych dzia³añ. Nie uczyni³a jednak tego z kilku powodów. Po pierwsze, Asaf wykorzysta³by swych przyjació³ z OWP, ¿eby pochwyciæ Jaheena i zacz¹æ go obrabiaæ, a Janine Lasage z w³asnego dowiadczenia wiedzia³a, ¿e OWP obchodz¹ tylko jej w³asne interesy. Po drugie, bardzo chcia³a odnieæ sukces osobicie, zadziwiæ sw¹ sprawnoci¹ centralê SDECE, daj¹c jednoczenie prztyczka w nos Asafowi. Ostatnio ich wzajemne stosunki uleg³y oziêbieniu. Czêciowo z powodu przebywania Asafa g³ównie w Bagdadzie, a czêciowo w rezultacie kie³kuj¹cego miêdzy nimi antagonizmu. Zaczê³o siê w³aciwie od zamordowania Duffa Pageta. Po kilku miesi¹cach nast¹pi³ nieuchronny przeciek z kó³ dysydenckich w ³onie OWP i Amerykanie odkryli, ¿e za tym zamachem sta³ Mukhabarat. Z niespodziewanym zapa³em CIA zabra³a siê do pomszczenia swego pracownika i zneutralizowa³a czterech agentów Mukhabaratu w Pakistanie. Sami Asaf by³ z tego powodu bardzo niezadowolony. Jeszcze bardziej dotknê³a go wiadomoæ o zamordowaniu w Pary¿u profesora Yahii el Mashada oraz opónieniu w dostawie reaktora z powodu akcji sabota¿owej. Wylewa³ swoje ¿ale, oskar¿aj¹c SDECE o niekompetencjê i brak czujnoci, a tak¿e kwestionowa³ skutecznoæ jakiejkolwiek pomocy ze strony agentów SDECE w Iraku, skoro organizacja ta nie potrafi upilnowaæ spraw na w³asnym podwórku. Pok³ócili siê ostatecznie, kiedy Sami wykorzysta³ swoje kontakty, by za³atwiæ Mungerowi akredytacjê fotoreportera wojennego w Iraku. Jej nienawiæ do Mungera gorza³a niby rozpalone do bia³oci ¿elazo. B³aga³a Samiego, by nie pomaga³, a zrobi³ wszystko, ¿eby Mungerowi odmówiono akredytacji. Wszystko bez skutku. Sami lubi³ i szanowa³ Mungera, a póniej z satysfakcj¹ opowiada³, jak efektywnie i z korzyci¹ dla Iraku fotografie Mungera prezentuj¹ wiatu tocz¹c¹ siê przeciwko Iranowi wojnê. Od trzech miesiêcy Sami Asaf nie odwiedzi³ Bejrutu. W tym czasie Janine Lasage widzia³a go dwukrotnie w Bagdadzie, ale by³y to ma³o przyjemne spotkania, które nie zakoñczy³y siê w ³ó¿ku. U siebie Asaf by³ pewny, zarozumia³y, a nawet arogancki. Swoicie pojmowane zasady moralne nie pozwala³y mu zdradzaæ ¿ony tak blisko ma³¿eñskiej sypialni. Ostatnio ¿ycie erotyczne Janine Lasage pozostawia³o wiele do ¿yczenia. Mia³a krótki romans z Gordonem Frazerem, ale ma³o j¹ zadowalaj¹cy. Domyla³a siê, ¿e Frazerowi chodzi³o tylko o jeszcze jedno imiê na licie podbojów. Poza tym spêdzi³a kilka nocy z przypadkowymi kochankami, co tylko unaoczni³o jej dramat sytuacji i niedosyt doznañ erotycznych. Tak wiêc z pu³kownikiem D¿amilem Mahmoudem negocjowa³a ju¿ zgorzknia³a, z¿erana nienawici¹ kobieta. Ustali³a szczegó³y: pó³ nale¿noci z góry, reszta po wykonaniu zadania. Nie powiedzia³a mu, ¿e Jaheen jest 190
podejrzany o przynale¿noæ do Mosadu, nie chcia³a bowiem ryzykowaæ, ¿e on lub który z jego ludzi wypaple to Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Z tego samego powodu wyperswadowa³a mu przechwycenie Jaheena na jego w³asnym podwórku. Ceni³a wysoko kompetencjê agentów Mosadu i wiedzia³a, ¿e s¹ uzbrojeni i pracuj¹ pod ochron¹. By³oby szaleñstwem próbowaæ go porwaæ z biura lub z domu. Zna³a restauracje i bary, w których bywa³. Trzeba obserwowaæ te miejsca i staraæ siê dopaæ go w chwili, gdy bêdzie bez ochrony. Mia³a te¿ przygotowane bezpieczne mieszkanie, gdzie umieci siê porwanego w muzu³mañskim porcie Damour. Tam go bêdzie przes³uchiwa³a. I na tych warunkach zawarto porozumienie, Janine wrêczy³a pu³kownikowi dwa i pó³ tysi¹ca libañskich funtów i zaproponowa³a, ¿e przypieczêtuj¹ umowê drinkiem. Szkock¹ whisky. Mahmoud schowa³ pieni¹dze, ale odmówi³ whisky. By³ religijnym muzu³maninem, zasugerowa³ natomiast, ¿e pieczêtowanie uk³adu mog³oby odbyæ siê w znacznie przyjemniejszy sposób, którego ponadto nie zakazuje Koran. Janine grzecznie odmówi³a. Chocia¿ pu³kownik tryska³ zdrowiem i by³ bardzo ¿ywy, mia³ ju¿ ponad szeædziesi¹t lat i mo¿na by³o za³o¿yæ, ¿e ów przyjemniejszy sposób by³by czym w rodzaju jednokierunkowej ulicy. Nastêpnego wieczoru Ahmed Nassir ponownie zapuka³ do pokoju Mungera i wlizn¹³ siê do rodka. Usi³owa³ udawaæ opanowanie i beztroskê, ale zdradza³a go podniecona i jarz¹ca siê chciwoci¹ twarz. Mielimy wielkie szczêcie powiedzia³, gdy Munger posadzi³ go i da³ drinka. Uda³o mi siê odnaleæ kierowcê, który dopiero co przyjecha³ z Bagdadu. Nale¿y do konwoju, przewo¿¹cego ³adunek Elmslandu na miejsce przeznaczenia. Wypi³ solidny ³yk whisky. Munger przygl¹da³ mu siê bacznie. To by³o nies³ychanie kosztowne. Musia³em mu daæ bardzo du¿o pieniêdzy, nim zechcia³ co powiedzieæ. Bardzo du¿o mu da³em. Mów dalej! Co ci powiedzia³? spyta³ Munger. Dla wiêkszego efektu Nassir odczeka³ chwilê: Statek przyp³ynie pojutrze rano. W Basrze czeka ju¿ piêæ ciê¿arówek Volvo F12, które maj¹ zabraæ ³adunek. Podjêto nadzwyczajne rodki ostro¿noci. Na ka¿dej ciê¿arówce bêd¹ ¿o³nierze i konwojowi ma towarzyszyæ oddzia³ ¿andarmerii. Drogi bêd¹ zamykane na czas przejazdu konwoju. Kierowca nic nie wie na temat ³adunku. Spojrza³ bystro na Mungera. Pan te¿ nie wie? Nie mam pojêcia. Wiesz dobrze, jak to jest w tej bran¿y. Mówi¹ cz³owiekowi tylko tyle, ile musi wiedzieæ. Nassir ochoczo to potwierdzi³. Konwój jedzie najpierw do Kifri. Miasto sto piêædziesi¹t kilometrów na pó³noc od Bagdadu. Maj¹ tylko przejechaæ przez Kifri do bazy wojskowej 191
oddalonej od miasta oko³o dziesiêciu kilometrów. Kierowca mówi, ¿e ju¿ tam by³ z innymi ³adunkami. Mogê panu pokazaæ na mapie, gdzie to dok³adnie jest. Munger usi³owa³ nie okazywaæ zadowolenia. Jak d³ugo bêd¹ jechali? Kiedy tam dotr¹? Z Fau jakie szeæset kilometrów
Na noc ciê¿arówki zatrzymuj¹ siê przewa¿nie w Al Hillah, prawie w po³owie drogi. Doskonale, mamy wiêc cztery dni. My? Munger skwitowa³ pytanie kwanym umiechem. Z samego rana wrócimy do Bagdadu. Potrzebny mi bêdzie jeden dzieñ, ¿eby uzyskaæ zezwolenie na wyjazd w strefê pó³nocnego frontu. Kifri le¿y szeædziesi¹t kilometrów za lini¹ frontu. Jest rzecz¹ normaln¹, ¿e chcê tam siê wybraæ. Nassir krêci³ siê niespokojnie. Ja ju¿ swoje zrobi³em. Wywi¹za³em siê z umowy. Doæ ju¿ ryzykowa³em. Zaryzykowa³ wiêc Munger. By³o to ryzyko starannie skalkulowane: Rozumiem, w pe³ni ciê rozumiem, Ahmedzie. Szkoda, ¿e rezygnujesz z premii. Warunkiem premii by³a przydatnoæ informacji uzyskanej od ciebie. Jeli nie pojadê do Kifri, nie dowiem siê, czy informacja jest przydatna. Na twarzy Nassira chciwoæ walczy³a z ostro¿noci¹. Wreszcie zada³ pytanie: Jak pan ma zamiar otrzymaæ zezwolenie? Nikomu tam nie wolno jedziæ. Mam przyjació³ w Bagdadzie. Nassir przygl¹da³ mu siê chwilê, a potem podj¹³ decyzjê: No dobrze, pojadê do Kifri, ale ani kroku dalej. Na miejscu sam pan sobie radzi. Munger zaakceptowa³ warunek. I zaraz po tym wyjedzie pan z Iraku? spyta³ jeszcze Nassir. Tak. I nigdy ju¿ nie wróci? Nigdy. To wietnie. Trzeba to oblaæ. Nassir wsta³ i nala³ sobie potê¿n¹ porcjê szkockiej.
17 Mitem jest pogl¹d, ¿e agent wywiadu potrafi wyczuæ gro¿¹ce mu niebezpieczeñstwo, jest prawd¹ natomiast, ¿e bywa wiadomy ogona, czyli osoby 192
go ledz¹cej. To nie instynkt, lecz rezultat szkolenia i dowiadczenie podwiadome obserwowanie bezporedniego otoczenia. I jeli co wykracza poza normê, mózg to rejestruje, w³¹cza sygna³ alarmowy: twarz napotykana zbyt czêsto, osoba id¹ca tym samym krokiem w tej samej odleg³oci, cz³owiek wpatrzony w gazetê, ale nie przewracaj¹cy stron, samochód lub furgonetka wyró¿niaj¹ce siê w strumieniu pojazdów. Misza Wigoda by³ profesjonalist¹, ale sygna³u alarmowego nie odebra³ z jednej prostej przyczyny: nie by³ ledzony. Zjad³ wczesny lunch w restauracyjce przy lepej uliczce dzielnicy Fayadi Ya w Bejrucie. Przychodzi³ tu czasami, poniewa¿ tu podawano najlepszy kebab w ca³ym Libanie. To miejsce by³o równie¿ pod sta³¹ obserwacj¹ ludzi Janine Lasage. Minutê po wejciu Miszy Wigody do restauracji cz³owiek w kaftanie po drugiej stronie uliczki informowa³ j¹ przez telefon, ¿e Melim Jaheen jest sam i bez ochrony. Misza jad³ szybko, poniewa¿ wczesnym popo³udniem mia³ jechaæ do portu Jounieh na rozmowê z jednym z przywódców Falangi w sprawie dostawy broni. Jego pomocnik, Tamar Feder vel Fuad Tawfir, mia³ go za godzinê zabraæ samochodem z rogu ulicy Hassl. Jedz¹c z wielkim smakiem, rozmyla³ o przysz³oci. Zaraz po zakoñczeniu misji Mungera obiecano mu trzy miesi¹ce urlopu. W tym czasie lokaln¹ siatk¹ DAKTYL mia³ kierowaæ Tamar. Misza w pe³ni zas³u¿y³ na ten urlop, pierwszy od d³u¿szego czasu. Zacz¹³ ju¿ odczuwaæ ciê¿ar nieustannego napiêcia. Nie by³o to tylko napiêcie zwi¹zane z kryzysem irackim, raczej rezultat ¿ycia przez ponad trzy lata we wrogim otoczeniu, pod przybranym nazwiskiem. Nigdy nie móg³ siê odprê¿yæ, upiæ lub swobodnie rozmawiaæ z przyjació³mi czy obcymi. Towarzyszy³a mu nieustanna potrzeba zachowania czujnoci i to w³anie najbardziej niszczy³o nerwy. Zbyt d³ugo czeka³ na ten urlop, mia³ nieco otêpia³e zmys³y i zwolnion¹ reakcjê. Podczas urlopu zamierza³ polecieæ do Europy i Ameryki Pó³nocnej. Bêdzie du¿o jad³ i du¿o pi³, a jeli nie opuci go szczêcie, to spotka jak¹ mi³¹ kobietê. W mylach przewija³ mu siê tak¿e Munger. Przed paroma godzinami kurier z Bagdadu przywióz³ wiadomoæ, dok¹d przewo¿one s¹ beczki z tlenkiem uranu, i ¿e Munger bêdzie chcia³ w ci¹gu najbli¿szych trzech dni zrobiæ zdjêcia. System kurierski funkcjonowa³ doskonale. Siatka DAKTYL mia³a szeciu kurierów podró¿uj¹cych do i z Bagdadu wed³ug sta³ego harmonogramu. Byli to ludzie prowadz¹cy autentyczne interesy w skali usprawiedliwiaj¹cej tak czêste wizyty. Ich zadaniem by³o zbieranie i rozwo¿enie poczty z i do stale zmieniaj¹cych siê skrzynek kontaktowych. Munger nigdy osobicie nie zostawia³ wiadomoci w takiej skrzynce. Czynili to jego kurdyjscy przyjaciele. Dziêki temu nikt nie móg³ go o nic podejrzewaæ. 13 Reporter
193
Misza skoñczy³ posi³ek, szybko wypi³ kawê i, skin¹wszy g³ow¹ grubasowi, do którego nale¿a³ lokal, wyszed³ w gor¹cy i zat³oczony zau³ek. Dwiecie metrów dalej podjecha³ na róg Tamar Feder, otar³ pot z czo³a i postanowi³ raz jeszcze poruszyæ w rozmowie z Misz¹ sprawê zamiany samochodu na wyposa¿ony w klimatyzacjê, gdy¿ po godzinie je¿d¿enia bejruckimi ulicami w rozgrzanym wozie cz³owiek nie by³ ju¿ zdolny do niczego. Machinalnie rozgl¹da³ siê po ruchliwej ulicy. Czterdzieci metrów przed nim dwaj ludzie roz³adowywali skrzynie z furgonetki. Po drugiej stronie ulicy sta³a zielona ciê¿arówka Ford. Kierowca wychyli³ siê z szoferki i k³óci³ z wciek³ym w³acicielem sklepu, któremu zas³oni³ wystawê. W godzinie po³udniowego posi³ku ruch uliczny by³ nieco mniejszy, ale chodniki pozostawa³y zapchane zarówno przez przechodniów, jak i sprzedawców zachwalaj¹cych swoje towary. Tamar zauwa¿y³ b³yszcz¹c¹ w s³oñcu ³ysinê Miszy przepychaj¹cego siê przez t³um. Dotkn¹³ ju¿ kluczyka zap³onu, kiedy to siê sta³o
Misza znajdowa³ siê prawie na wysokoci furgonetki. Dwaj ludzie, wynosz¹cy z wozu skrzyniê, upucili j¹ i z obu stron chwycili Miszê. Wepchnêli go szybko do furgonetki i wskoczyli za nim. Zatrzasnê³y siê drzwi, furgonetka ruszy³a, w³¹czaj¹c siê w ruch uliczny. Tamar widzia³, ¿e Misza nie móg³ siê niczego spodziewaæ i nie mia³ ¿adnych szans. Gdy chcia³ ju¿ ruszyæ, us³ysza³ za sob¹ przypieszaj¹cy samochód. Po chwili przemkn¹³ obok niego zielony mercedes z dwoma pasa¿erami. Jednym by³a kobieta. Obróci³a siê. Tamar przez u³amek sekundy widzia³ jej twarz. Rozpozna³ j¹. Ogl¹da³ tê twarz w kartotece Mosadu: Janine Lasage. By³ blisko za mercedesem, ale nie zd¹¿y³. Na skraju pola widzenia dostrzeg³ ciê¿arówkê przecinaj¹c¹ na ukos ulicê. Mercedes zdo³a³ przed ni¹ przemkn¹æ, ale Tamar nie zmieci³ siê. Z ca³ych si³ nacisn¹³ wiêc peda³ hamulca i zas³oni³ d³oñmi twarz. Zderzenie nie by³o powa¿ne i Tamarowi nic siê nie sta³o, nie licz¹c drobnego skaleczenia na brodzie. Od tej chwili ka¿d¹ czynnoæ dyktowa³ surowy profesjonalizm i wewnêtrzna dyscyplina. Tamarowi nawet nie przysz³o do g³owy cigaæ mercedesa i próbowaæ wydobyæ Miszê z opresji. Przy uderzeniu odskoczy³y drzwi samochodu. Tamar da³ nura w zaskoczony t³um, przebi³ siê na drug¹ stronê i zacz¹³ oddalaæ siê szybkim krokiem od miejsca wypadku. Dwie przecznice dalej z³apa³ taksówkê i po piêtnastu minutach by³ w bezpiecznym mieszkaniu w dzielnicy Ain Rummaneh, na najwy¿szym piêtrze wielkiej kamienicy. Telewizyjne maszty na dachu maskowa³y radiow¹ antenê nadawcz¹ Mosadu. Pó³ godziny po porwaniu Miszy Wigody Tamar przekazywa³ ju¿ wszystkie szczegó³y kwaterze g³ównej siatki DAKTYL w Limassol na Cyprze. Zakazano mu opuszczaæ mieszkanie. Mia³ przede wszystkim zapewniæ p³ynne przekazywanie wiadomoci do i od Daktyla Niebieskiego. 194
Tamar czu³, ¿e ogarnia go rozpacz. By³ zastêpc¹ Miszy przez ca³y miniony rok i darzy³ go przyjani¹. Jego pragnieniem by³o przeczesywanie Bejrutu bez wzglêdu na ryzyko, ale mu tego zakazano. Rozkazy by³y jasne: Daktyl Niebieski ma priorytet. Wigody bêd¹ poszukiwali inni. Inni te¿ zajm¹ siê likwidacj¹ obecnej siatki DAKTYL w Bejrucie. Zapyta³, czy ma ostrzec Daktyla Niebieskiego, ¿e uprowadzono Wigodê. I znów otrzyma³ odpowied: zajm¹ siê tym inni. Ruth spóni³a siê pó³ godziny, ale przysz³a rozpromieniona. Gdy stanê³a w drzwiach restauracji Amathus, natychmiast dostrzeg³a Waltera, siedz¹cego jak zwykle przy stoliku w rogu sali. Kelner w³anie stawia³ przed nim pó³misek z zak¹skami. Zobaczy³ j¹ i gdy podesz³a, dwign¹³ siê ciê¿ko. Ju¿ myla³em, ¿e jestem ofiar¹ niegodnego porzucenia przez ukochan¹ kobietê powiedzia³ surowym tonem, któremu jednak towarzyszy³ umiech. Poca³owa³a go w policzek, przeprosi³a, a potem skarci³a, ¿e zaczyna bez niej. Spojrza³ nieco zdziwiony, gdy odsunê³a na bok menu. Czy mogê sobie dzi pozwoliæ na ekstrawagancjê? spyta³a. Ale¿ oczywicie! A wiêc w takim razie kawior, homar i szampan Dom Perignon. Zdumiony Walter otworzy³ szeroko oczy i skin¹³ na maître dhôtel. A jaka¿ to okazja? Nic specjalnego odpar³a lekcewa¿¹co. Po prostu czujê siê szczêliwa. Mo¿e dlatego, ¿e jem z tob¹ lunch. Bardzo mi ciebie brakowa³o. wietnie to ukrywa³a mrukn¹³ sceptycznie. Od wieków ciê nie widzia³em. Jestem okropnie zajêta. Ale jedz, nie czekaj na mnie. Nie chcê, ¿eby zas³ab³ z g³odu. Powiedz tylko jeszcze, czy s¹ wieci od Davida? Walter wrzuci³ sobie do ust oliwkê i skin¹³ g³ow¹. W dalszym ci¹gu by³ zaskoczony zachowaniem Ruth. Wszystko idzie dobrze. Za cztery czy piêæ dni powinien wróciæ na Cypr. Obdarzy³a go umiechem. I natychmiast mnie zawiadomisz? Oczywicie. Przygl¹da³ siê jej przez chwilê i nagle owiadczy³: Jeste w ci¹¿y! Jej zdziwienie by³o przekomiczne. Sk¹d ty
. Jak
? Walter umiecha³ siê, bardzo z siebie zadowolony. To oczywiste i logiczne. Jeste promienna i szczêliwa, chocia¿ powinna byæ smutna i niespokojna. Tylko jedno mog³o wp³yn¹æ na zmianê nastroju. Jestem te¿ szczêliwy, ¿e ty i David
Wsta³ z wielk¹ powag¹, 195
obszed³ stolik i uca³owa³ j¹ w oba policzki. Poczu³a siê nagle okropnie zawstydzona i skrêpowana. Powróciwszy na fotel, Walter spyta³: Kiedy siê o tym dowiedzia³a? Przed chwil¹. Dlatego siê spóni³am. Lekarz mia³ nag³y poród i przez godzinê na niego czeka³am. A wiêc wybaczam ci spónienie. By³a zaskoczona? W pewnym sensie. Od miesiêcy mielimy nadziejê
Pogrozi³a mu palcem. To twoja wina, zabiera³e go i wysy³a³e, nie wiadomo gdzie, w niew³aciwym czasie. Kelner przyniós³ kawior i szampana. Walter zaproponowa³ toast za pomylnoæ przysz³ego dziecka i uszczkn¹³ spor¹ czêæ kawioru. Kiedy lub? spyta³. Szybko. Ale potrzeba dwóch tygodni na zgromadzenie potrzebnych dokumentów i zrobienie badañ lekarskich. Nag³y smutek przemkn¹³ przez jej twarz. Walter zauwa¿y³ i spyta³: O co chodzi? O Gideona. Nadal pisze? Tak. Co miesi¹c. Ka¿dego pierwszego. I zawsze takie same listy
Nie po raz pierwszy dyskutowa³a na ten temat z Walterem. Gideon Galili nie chcia³ przyj¹æ zerwania do wiadomoci. A w ka¿dym razie nie tak, jak Ruth tego oczekiwa³a. Z pocz¹tku by³ oszo³omiony, ale i zdeterminowany broniæ ich zwi¹zku. Nie za³ama³ siê, nie okazywa³ rozpaczy, lecz spokojnie, mo¿na by powiedzieæ nawet, ¿e lodowato, usi³owa³ j¹ odzyskaæ. Napisa³a mu, ¿e jeszcze przez wiele miesiêcy nie ma zamiaru polubiæ Mungera. Nie chcia³a powiedzieæ, dlaczego. Zrozumia³ to jako swoj¹ szansê. Na pocz¹tku, podczas jej króciutkiej wizyty w Izraelu, dok¹d polecia³a, by mu o wszystkim powiedzieæ, usi³owa³ logicznie j¹ przekonywaæ, podkrelaj¹c, ¿e ju¿ jej nie wysz³o jedno ma³¿eñstwo z fotoreporterem wojennym. Dlaczego drugie mia³oby byæ inne? Mówi³a mu o mi³oci, a on odpowiada³, ¿e jego mi³oæ do niej jest tak wielka, tak wszechogarniaj¹ca, ¿e w miarê up³ywu czasu zacznie wytwarzaæ w niej podobne uczucie. By³ tego pewny i nic nie potrafi³o zachwiaæ jego wiar¹, ¿e tak musi siê staæ. Usi³owa³a okazaæ gniew, mówi¹c, ¿e ich zwi¹zek jest nieodwo³alnie skoñczony. On jest m³ody, przystojny, odnosi zawodowe sukcesy. Zosta³ majorem w wieku dwudziestu dziewiêciu lat. S¹ inne kobiety, z pewnoci¹ znajdzie kogo
m³odszego. I zakocha siê ponownie. Zdesperowana, ¿e nie chce jej zrozumieæ, zaczê³a krzyczeæ, usi³uj¹c zburzyæ jego stoicki spokój. Jej gniew sp³yn¹³ po nim jak morska fala po nabrze¿nej skale. By³ zdecydowany j¹ odzyskaæ. Nigdy nie zaakceptuje rozpadu ich zwi¹zku. 196
Po miesi¹cu przyjecha³ na Cypr, gdy Munger wyjecha³ na Bliski Wschód. Zatrzyma³ siê na trzy dni w hotelu Forest Peak. By³y to najgorsze dni w ¿yciu Ruth. Galili by³ jednoczenie zdeterminowany i patetyczny. Wojskowa dyscyplina w po³¹czeniu z b³yskotliw¹ karier¹ uczyni³y z niego cz³owieka nie akceptuj¹cego pora¿ki. A utrata Ruth by³aby dla niego najwiêksz¹ ¿yciow¹ pora¿k¹. Z drugiej strony, wielka mi³oæ do Ruth robi³a z niego chwilami rzewnego ch³opca. W ci¹gu pierwszych dwóch dni przegadali ponad dziesiêæ godzin. Ruth g³êboko cierpia³a, widz¹c jego ból i nie mog¹c mu pomóc. Podj¹³ niez³omne postanowienie: nigdy jej nie zapomni, nigdy nie straci nadziei, nigdy nie zaakceptuje zerwania. Zamierza³ zostaæ w Platres dwa tygodnie, ale po drugim dniu Ruth mia³a ju¿ wszystkiego doæ. Wy³¹czy³a telefon i zamknê³a bramê wjazdow¹ do posiad³oci. Sta³ przed ni¹ przez ca³y dzieñ. Nie wo³a³, nie wzywa³ jej, tylko sta³. Widzia³a go z okna sypialni. Wysoka, zgrabna sylwetka, ci¹gniêta cierpieniem twarz. Nie wiedz¹c, co pocz¹æ, zadzwoni³a tego wieczoru do Waltera, prosz¹c o radê. Wys³ucha³ wszystkiego i powiedzia³, ¿eby posz³a spaæ i o nic siê nie martwi³a. On siê wszystkim zajmie. Prosi³a, aby nie by³ zbyt surowy dla Gideona i Walter solennie obieca³, ¿e nie bêdzie, ¿e doskonale rozumie, przez co przechodzi m³ody pilot. Po tej rozmowie Ruth poczu³a siê nieco lepiej, ale mimo to prawie wcale tej nocy nie spa³a. O ósmej rano zadzwoni³a do hotelu, gdzie jej powiedziano, ¿e Gideon przed dwiema godzinami pojecha³ na lotnisko. Zadzwoni³a do Waltera, który wyjani³, ¿e Gideon otrzyma³ w nocy telefon od dowódcy swego dywizjonu, aby natychmiast wraca³, gdy¿ czeka go wa¿na misja. Gideon niczego nie podejrzewa, a przy obecnej sytuacji w Libanie, misja na pewno da siê skleciæ, i to z po¿ytkiem dla wszystkich. Nawet dowódca dywizjonu nic nie wie o prawdziwych powodach ci¹gniêcia Gideona z urlopu. Ruth gor¹co podziêkowa³a Walterowi i po od³o¿eniu s³uchawki mia³a równie¿ dobre s³owo dla Pana Boga, ¿e da³ Walterowi tak olbrzymie wp³ywy. Pó³ godziny póniej taksówkarz przywióz³ jej bukiet czerwonych ró¿ i list, w którym Gideon t³umaczy³ swój nag³y odlot i wspomina³, ¿e wielokrotnie bez powodzenia dzwoni³. I ¿e bêdzie do niej co miesi¹c pisa³ a¿
do dnia lubu. Wszystkie listy by³y takie same: dostarczane w pierwszym tygodniu miesi¹ca mówi³y o tym, ¿e jest sam, z nikim siê nie wi¹¿e i czeka na Ruth. Byæ mo¿e liczy na to, ¿e co przytrafi siê Mungerowi podsun¹³ Walter. Wielu fotoreporterów ginie. Wzruszy³a ramionami. Kto wie, mo¿e tak myli. Chocia¿ ja uwa¿am inaczej. Raczej s¹dzi, ¿e którego dnia oprzytomniejê. Gideon ma na twoim punkcie obsesjê, to jasne stwierdzi³ Walter. Jako psycholog powinna znaæ to zjawisko. Wcale nie tak rzadkie. 197
Kelner przyniós³ homara i piêciocentymetrowej gruboci stek dla Waltera. Zd¹¿y³ go zaledwie skosztowaæ, kiedy zjawi³ siê maître dhôtel i zawiadomi³, ¿e kto z biura dzwoni w wa¿nej sprawie. Walter mrukn¹³ zawiedziony, poleci³ po³o¿yæ stek na podgrzewaczu i obieca³ Ruth, ¿e za parê minut wróci. Wróci³ jednak dopiero po dwudziestu minutach i w tym czasie Ruth upora³a siê z homarem. Gdy usiad³, spojrza³a na jego twarz i zrobi³o siê jej zimno. K³opoty? Tak. David? Nie bezporednio. Powiedz mi, Walterze, proszê! Walter westchn¹³ i odprawi³ kelnera, który chcia³ postawiæ przed nim stek. Ju¿ to samo wiele mówi³o o powadze sytuacji. W Bejrucie porwano Miszê Wigodê. Nie krêpowa³ siê wymieniæ nazwisko. Wiedzia³, ¿e Munger o wszystkim jej mówi. Martwi³o go to, ale nic nie móg³ poradziæ. Kiedy? Przed niespe³na godzin¹. OWP? Walter powtórnie westchn¹³. Nie jestemy pewni, ale wiemy, ¿e zamieszane jest SDECE. Na miejscu porwania widziano Janine Lasage. O Bo¿e! Ruth by³a wstrz¹niêta. Wiedzia³a wszystko o Janine Lasage i o jej udziale w zamordowaniu Duffa. Przed wieloma laty pozna³a j¹ na przyjêciu w Hongkongu. Munger powiedzia³, ¿e wkrótce przyjdzie dzieñ wyrównania rachunków. Nie powinienem by³ czekaæ mrukn¹³ Walter. Powinienem by³ dawno siê ni¹ zaj¹æ. To z³a kobieta. Ostrzeg³e Davida? Spojrza³ na ni¹ bystro. W³anie to robimy. David jest w drodze miêdzy Basr¹ a Bagdadem. Zobaczy³ przera¿enie na jej twarzy. Ona zmusi Wigodê do mówienia, Walterze! Wiesz o tym. Musisz znaleæ Davida i czym prêdzej wycofaæ go z Iraku! Poklepa³ j¹ uspokajaj¹co po ramieniu. Znajdziemy go. Mamy du¿o czasu. Wigoda jest profesjonalist¹. Owszem, w koñcu bêdzie mówi³, ale to potrwa. Dni albo nawet tygodnie. Ruth zaczê³a p³akaæ. Chusteczk¹ wyjêt¹ z torebki wyciera³a ³zy. Nie mo¿esz byæ wcale tego pewien. To mog¹ byæ tylko godziny. Nie wiadomo, jak go zaczn¹ torturowaæ. To s¹ zwierzêta. David mo¿e wpaæ w ich rêce. Musisz go ostrzec! 198
Nie martw siê powtórzy³. Jestemy w ³¹cznoci z naszymi ludmi w Bagdadzie. Zawiadomi¹ Davida, gdy tylko zjawi siê w hotelu. Kiedy David dotrze do hotelu? Tego nie jestemy pewni. Wiemy, ¿e opuci³ hotel E1 D¿amharia w Basrze. W drodze do Bagdadu mo¿e udaæ siê na front. Usi³ujemy siê tego dowiedzieæ. Zdo³a³a siê nieco opanowaæ. Wracam do domu. Zawiadomisz mnie, gdy tylko czego siê dowiesz? Czegokolwiek, Walterze! Chcê znaæ zarówno dobre, jak i z³e wieci. Bêdê czeka³a w domu na twój telefon. Oczywicie, zaraz zadzwoniê. Zaproponowa³, ¿e Spiro odwiezie j¹ mercedesem do domu. Jej w³asny samochód odstawi inny szofer. Odmówi³a. Czuje siê dobrze, mo¿e sama prowadziæ. Walter sta³ przy mercedesie, gdy wycofywa³a samochód z parkingu. Przed odjazdem wykrzyknê³a przez okno: Dziêkujê za lunch. I natychmiast dzwoñ, gdyby by³a jaka wiadomoæ. Obiecujê odpar³. Zadumany odprowadzi³ j¹ smutnym wzrokiem. Zerka³a w lusterko i uchwyci³a to spojrzenie. Dotar³a do Platres po godzinie. Gdy wesz³a do domu, uda³a siê prosto do kuchni i zaparzy³a sobie kawê. Nie mog³a zapomnieæ spojrzenia, jakim j¹ ¿egna³ Walter: smutek i zaduma. Ale przedziwna zaduma, jakby w poczuciu winy. Uwiadomi³a to sobie z przeraliw¹ jasnoci¹: tak, to by³o poczucie winy! Fili¿anka wypad³a z palców i roztrzaska³a siê o posadzkê. Gor¹ca kawa sparzy³a jej nogi, ale nawet nie krzyknê³a. Uwiadomi³a sobie, ¿e Walter nie ma zamiaru ostrzegaæ Davida. Mia³ nadziejê, ¿e Wigoda wytrzyma tortury do chwili wype³nienia przez Mungera wyznaczonego mu zadania. Walter Blum przemyla³ zale¿noci wystêpuj¹ce miêdzy obowi¹zkiem a utrzymaniem przy ¿yciu swego przyjaciela i doszed³ do wniosku, ¿e pierwszeñstwo ma obowi¹zek. Pobieg³a do telefonu. Wykrêci³a pierwsze cyfry numeru Walen Trading, ale zda³a sobie sprawê, ¿e nic nie zdzia³a. Walter bêdzie nadal k³ama³. Podj¹³ decyzjê i nie zmieni jej. Bêdzie j¹ uspokaja³ i sk³ada³ obietnice, ale nie ruszy palcem. Od³o¿y³a s³uchawkê i zmusi³a siê do racjonalnego przemylenia sytuacji. Wróci³a do kuchni, zmiot³a szcz¹tki fili¿anki, zaparzy³a now¹ kawê, rozmylaj¹c przez ca³y czas nad ró¿nymi mo¿liwociami. Mog³aby spróbowaæ zadzwoniæ do Bagdadu. Wiedzia³a, ¿e David zatrzymuje siê zawsze w hotelu Sindbad. Mog³aby zadzwoniæ do amerykañskiej ambasady w Nikozji. Rezydent CIA, który zawiadamia³ j¹ o mierci Duffa, jeszcze tam by³. Prawdopodobnie on mo¿e co pomóc. Po zastanowieniu siê dosz³a do wnios199
ku, ¿e to by³oby ryzykowne. Bagdad a¿ kipi podejrzliwoci¹ i intryg¹. Nieprzemylanym ruchem mog³aby naraziæ Mungera na niebezpieczeñstwo. Dostrzeg³a tylko jedno wyjcie: poniewa¿ Davida trzeba ostrzec, ona sama poleci do Bagdadu
Problemem by³ rozk³ad lotów. Wiedzia³a, ¿e bezporedniego po³¹czenia nie ma. David lata³ zawsze przez Amman. Wiza natomiast nie stanowi³a problemu: przed miesi¹cami, korzystaj¹c z kontaktów w ambasadzie amerykañskiej, uzyska³a wszystkie mo¿liwe wizy do krajów arabskich. Zawsze ba³a siê, ¿e Davidowi mo¿e siê co przydarzyæ podczas fotoreporterskich wypraw. Zostanie na przyk³ad ranny. Gdyby do tego dosz³o, chcia³a móc natychmiast do niego jechaæ. Oczywicie, uzyskanie wiz do takich krajów jak Iran czy Po³udniowy Jemen by³o niemo¿liwe, ale mia³a wa¿ne wizy do Libanu, Syrii, Jordanii i Iraku. Pobieg³a z powrotem do telefonu i zadzwoni³a na lotnisko w Larnace. Po denerwuj¹cym oczekiwaniu ze s³uchawk¹ przy uchu dowiedzia³a siê, ¿e o siódmej wieczorem ma samolot do Bejrutu, gdzie mo¿e z³apaæ lot jordañskich linii do Ammanu przez Bagdad. Do Larnaki mia³a dwie godziny jazdy samochodem, wiêc swobodnie zd¹¿y
Posz³a do sypialni, wrzuci³a potrzebne rzeczy do niewielkiej podró¿nej torby, której nie bêdzie musia³a oddawaæ na baga¿, a potem z szufladki nocnego stolika wyjê³a berettê 8 mm, któr¹ przed laty da³ jej Duff, gdy tak czêsto pozostawia³ j¹ sam¹. Wiedzia³a, jak siê obchodziæ z broni¹. Wiedzia³a tak¿e o bramkach kontrolnych na lotniskach, ale ¿yj¹c tak d³ugo w rodowisku fotoreporterów zna³a metody, jakich u¿ywali, by przemyciæ filmy. W kuchni znalaz³a niewielkie kwadratowe blaszane pude³ko o wymiarach dziewiêæ na dziewiêæ centymetrów i wysokie na niespe³na trzy. Posz³a z nim do gabinetu, gdzie znalaz³a kilka kartek metalizowanej kalki maszynowej. Owinê³a nimi berettê, maskuj¹c tym kszta³t. W³o¿y³a broñ do pude³ka i ob³o¿y³a szminkami. Dorzuci³a zapalniczkê i kilka monet. Pude³ko schowa³a na dnie malutkiego neseseru. By³a pewna, ¿e przewietlenie na lotnisku nie ujawni kszta³tu broni. O czwartej trzydzieci siedzia³a w swoim renaulcie, pêdz¹c górsk¹ drog¹ w kierunku Larnaki. Janine Lasage przyjecha³a do domu na przedmieciu piêtnacie minut po furgonetce. Zajê³o jej nieco wiêcej czasu pokonanie zapór drogowych i punktów kontrolnych OWP. D¿amil Mahmoud czeka³ na ni¹ na brudnym podwórku. Jego ludzie otaczali dom. Wysz³a z mercedesa z³owroga czarna postaæ. By³a w czarnych spodniach, czarnej bluzce bez rêkawów, a w rêku nios³a czarn¹ torebkê. Umiechnê³a siê do Mahmouda. Jak w zegarku. Dobra robota. 200
Odpowiedzia³ jej grymasem twarzy, który te¿ mia³ byæ umiechem. Zrobi³em wszystko wed³ug pani ¿yczenia. Czy mam od razu zacz¹æ tortury? Jestem ekspertem. Rozb³ys³y mu oczy. Mo¿e póniej, jeli zajdzie potrzeba. Zak³adaj¹c, ¿e jest tym, za kogo go uwa¿amy, potrafi oprzeæ siê fizycznemu bólowi bardzo d³ugo. Nawet wiele dni. A ja nie mam tyle czasu. A wiêc jak? Poklepa³a czarn¹ torebkê. Serum prawdy! Przy odrobinie szczêcia szybko rozwi¹¿e mu jêzyk. Mahmoud pokiwa³ m¹drze g³ow¹. Aha, aha
S³ysza³em. Penta
i co tam. Pentatol sodu to przesz³oæ. Obecnie u¿ywa siê valium w czystej postaci. Valium? By³ zdumiony Moja ¿ona bierze to na uspokojenie. Zamia³ siê. Ona stale musi siê uspokajaæ. Wyobra¿am sobie
Ale on dostanie du¿o wiêcej. Dwadziecia miligramów do¿ylnie. Zwróci³a siê do swego ochroniarza, który sta³ przy mercedesie: Czekaj tu, dobrze siê rozgl¹daj. I do D¿amila: Idziemy! Misza Wigoda le¿a³ nago na drewnianym stole. Nogi i rêce mia³ wykrêcone, i tak mocno zwi¹zane, ¿e w nadgarstkach i kostkach ju¿ spuch³y. Oprócz tego sto³u i zwisaj¹cej z sufitu ¿arówki, w pokoju nic nie by³o. Us³ysza³ otwieranie drzwi i zobaczy³ Janine Lasage, a za ni¹ D¿amila Mahmouda. Stara³ siê zachowaæ beznamiêtny wyraz twarzy. Janine Lasage podesz³a do sto³u i po³o¿y³a na nim czarn¹ torebkê. D¿amil Mahmoud stan¹³ w nogach zwi¹zanego i zacz¹³ mu siê z zainteresowaniem przygl¹daæ. Janine Lasage sprawdzi³a wiêzy i z zadowoleniem skinê³a g³ow¹. Siêgnê³a miêdzy nogi i unios³a penisa. Karminowy paznokieæ wbi³a g³êboko w ods³oniêt¹ ¿o³¹d. Misza z bólu wyprê¿y³ siê w ³uk, ale nie wyda³ ¿adnego dwiêku. Umiechnê³a siê i powiedzia³a po arabsku: Melimie Jaheen, nie jeste Arabem. Jeste ¯ydem i pracujesz dla Mosadu. Chcê odpowiedzi na kilka pytañ i ty mi ich udzielisz. Chyba zdajesz sobie z tego sprawê. Tak czy inaczej udzielisz mi tych odpowiedzi. Mów od razu, a oszczêdzisz sobie wiele bólu. Patrzy³a mu w oczy. I on te¿ patrzy³ na ni¹. Nawet nie mrugn¹³. Skinê³a g³ow¹, jakby potwierdza³a w³asn¹ diagnozê. Otworzy³a torebkê, z której wyjê³a strzykawkê i zaopatrzon¹ w gumowy kapturek fiolkê z bezbarwnym p³ynem. D¿amil patrzy³ jak zafascynowany, gdy przebija³a kapturek 201
ig³¹ i wci¹ga³a p³yn do strzykawki. Misza zmarszczy³ brwi i podniós³ g³owê, wlepiaj¹c oczy w sufit. Koncentrowa³ siê. Janine wiedzia³a, ¿e przypomina sobie lekcje z okresu szkolenia, ¿e usi³uje stworzyæ hermetyczne przegrody w mózgu, izoluje i ukrywa fakty, których nie wolno wyjawiæ. Nachyli³a siê i pochwyci³a jego rêkê poni¿ej ³okcia, naciskaj¹c mocno palcem, by wyst¹pi³a ¿y³a. Poniewa¿ Misza by³ oty³y i mia³ grube ramiona, dwukrotnie nie trafi³a. Zaklê³a g³ono. Nie wolno siê pieszyæ! Wci¹gnê³a g³êboko powietrze. Wk³u³a siê dopiero za trzecim razem. Patrzy³a uwa¿nie na podzia³kê. Przesta³a naciskaæ t³oczek, gdy wstrzyknê³a dok³adnie dwadziecia miligramów. Z torebki wyjê³a plaster i, pozostawiaj¹c ig³ê w ¿yle, przylepi³a strzykawkê do ramienia. Przez nastêpne kilka minut obserwowa³a jego oczy. Czeka³a, a¿ nast¹pi stan, nazywany przez lekarzy ptosis, kiedy to powieki opadaj¹ bezwiednie do po³owy i s³abn¹ psychiczne hamulce. Nie bêdzie spa³, zachowa wiadomoæ, ale jednoczenie zostanie obna¿ona podwiadomoæ i zaæmi siê logiczne mylenie. Trwa³o to piêæ minut. Wzrok mia³ nadal utkwiony w suficie, ale nagle powieki zatrzepota³y i opad³y. Jedn¹ unios³a palcami. Oko by³o szkliste, renica rozszerzona. By³ gotów. Ka¿de pytanie zadawa³a najpierw po arabsku, nastêpnie po angielsku. Milcza³. Wiedzia³a, ¿e jaki skrawek jego wiadomoci jeszcze walczy³, by wydobyæ siê z otulaj¹cych j¹ mgie³. Pierwsze s³owa wypowiedzia³ po angielsku wymamrota³ ich parê i musia³a bardzo siê nachyliæ, by us³yszeæ. By³a to odpowied na pytanie, jaki jest dzieñ tygodnia. Odpar³: Nigdy w niedzielê. Rozemia³a siê. Podwiadomoæ zawiera mieszne myli. Teraz by³ wtorek. Ca³¹ nastêpn¹ godzinê wêdrowa³a przez labirynt jego mózgu. Dwukrotnie musia³a wstrzykn¹æ wiêcej valium, aby pozosta³ w ptosis. By³a zniecierpliwiona i z trudem zmusza³a siê do precyzyjnego dzia³ania. Chcia³a otrzymaæ odpowied tylko na jedno pytanie. W miarê up³ywu czasu jej zniecierpliwienie ros³o. Misza opowiada³ o swym dzieciñstwie, szkolnych przyjacio³ach, o matce i dawno zapomnianym wypadku samochodowym. Ilekroæ zbli¿a³a siê do jego pracy, stawa³ siê niezrozumia³y, twarz mu tê¿a³a, wykrzywia³a siê w grymas odzwierciedlaj¹cy to, co dzia³o siê w jego mózgu. By³ szkolony i æwiczony na tak¹ w³anie chwilê. Zda³a sobie sprawê, ¿e nie wycinie z niego ¿adnych szczegó³ów na temat pracy. Zreszt¹ nie interesowa³y jej te szczegó³y. Pragnê³a tylko jednego nazwiska. Pochyli³a siê nad nim nisko i wyszepta³a: Daktyl Niebieski. Daktyl Niebieski. Twarz mu siê wykrzywi³a, jakby w spamie straszliwego bólu. Janine Lasage ¿ywo zabi³o serce. Jego reakcja wskazywa³a, ¿e co wie. Znowu pod202
wiadomoæ walczy³a z nawykami wyniesionymi ze szkolenia. Przez piêæ minut powtarza³a: Daktyl Niebieski. Kto to jest? Kto to jest? W pewnym momencie przerwa³a, by podaæ wiêcej valium. Palce mu dygota³y. Nale¿y byæ bardzo ostro¿nym. Przedawkuje, a on zapadnie w sen. Na d³ugie godziny, a nawet
Daktyl Niebieski, kto to jest? Daktyl Niebieski, kto to jest? Zaczê³a w¹tpiæ, czy jej siê powiedzie, i wpad³a w panikê. Pochylona, opieraj¹c siê jedn¹ d³oni¹ na jego klatce piersiowej, a drug¹ na brzuchu, z ustami tu¿ przy uchu, us³ysza³a podniecony g³os D¿amila: Niech pani spojrzy! Podnios³a g³owê i obejrza³a siê za siebie. Penis Miszy Wigody stercza³ pionowo. Zanios³a siê histerycznym miechem. Szybko uprzytomni³a sobie sytuacjê i spowa¿nia³a. Tak. To siê zdarza. Valium w tej iloci likwiduje wszystkie hamulce. W pewnym sensie stanowi rodek zwiêkszaj¹cy popêd p³ciowy. Co takiego! wykrzykn¹³ Mahmoud. Takie drzewo z tak ma³ego korzonka! Janine Lasage umiechnê³a siê i nagle co jej przysz³o do g³owy: a jeli to spowodowa³ jej dotyk? Czy nie mog³aby tego wykorzystaæ? Siêgnê³a po penisa i zaczê³a go masowaæ w górê i w dó³. Zwi¹zany mê¿czyzna jêkn¹³ i zacz¹³ siê wiæ. W pokoju s³ychaæ by³o chrapliwy oddech D¿amila Mahmouda. Janine pochyli³a siê i poliza³a twarz Wigody, który teraz jêcza³ bez przerwy. Wysun¹³ jêzyk w poszukiwaniu kobiety, wygi¹³ siê ca³y w ³uk, wpychaj¹c sztywnego penisa g³êbiej w jej d³oñ. Nagle go puci³a i odst¹pi³a o krok. Daktyl Niebieski, kto to jest? powtórzy³a parê razy. Misza dysza³ spazmatycznie. Posz³a za ciosem. Kilkakrotnie bra³a penisa do rêki i potem puszcza³a. Oszo³omiony valium mê¿czyzna by³ bliski sza³u. Powiedz mi, kim jest Daktyl Niebieski, a dostaniesz. W kalejdoskopie myli i doznañ Miszy Wigody co pêk³o. Z gard³a wydoby³ mu siê charkot: Munger. Nie zrozumia³a, gdy powiedzia³ to po raz pierwszy, ale b³agalnym g³osem powtórzy³: Munger
Daktyl Niebieski
Munger. Odskoczy³a od sto³u jak oparzona. Twarz, wyra¿aj¹ca najpierw zdumienie, powoli siê rozpromienia³a. Prze¿ywa³a chwilê ¿yciowego triumfu. D¿amil ciekawie siê jej przygl¹da³. Nie rozumia³ jej zachowania, nie zrozumia³ tego, co powiedzia³ Wigoda, ale w ¿yciu nie widzia³ kobiety podobnie podnieconej po us³yszeniu jednego s³owa. 203
Dowiedzia³a siê pani tego, czego pani chcia³a? spyta³. O tak! I du¿o wiêcej. Oddycha³a jakby w ekstazie. P³awi³a siê w mylach o swoim sukcesie. O tym, co powie Sami Asaf, kiedy siê dowie, ¿e cz³owiek, któremu umo¿liwi³ dzia³alnoæ w Iraku jest szpiegiem Mosadu. Ju¿ wyobra¿a³a sobie aresztowanie i przes³uchiwanie Mungera. Nienawidzi³a Mungera ca³¹ dusz¹, od ma³ego palca stopy po blond w³osy te w³osy, które tak obraliwie potraktowa³. Nie zawiadomi jeszcze Bagdadu. O, nie! Chce tam byæ, chce zobaczyæ ich twarze. Poleci do Bagdadu pierwszym samolotem. Kilka godzin nie uczyni wielkiej ró¿nicy. Te kilka godzin bêd¹ dla niej okresem radosnego oczekiwania na wspania³y fina³. W jej marzenia wdar³ siê g³os D¿amila Mahmouda: Mam go teraz zabiæ? Skoñczy³a pani z nim? Rzuci³a okiem na Wigodê. Nie przesta³ siê wiæ i jêczeæ. Nie. Nie skoñczy³am. Proszê wyjæ. Zawo³am pana, kiedy skoñczê. Wzruszy³ ramionami i skierowa³ siê w stronê drzwi, zerkaj¹c ciekawie na rozpalon¹ twarz kobiety. Wychodz¹c, trzasn¹³ g³ono drzwiami, ale natychmiast cichutko je otworzy³, pozostawiaj¹c szparkê. Przytkn¹³ do niej oko. Janine Lasage wyci¹gnê³a szpilkê przytrzymuj¹c¹ w³osy. Blond kaskada opad³a jej na plecy. Zrzuci³a pantofle, rozpiê³a bluzkê i spodnie. Widz¹c jej nagie cia³o Mahmoud wci¹gn¹³ g³êboko powietrze przez zaciniête zêby. Wesz³a na stó³, stanê³a na czworakach okrakiem nad Wigod¹, zêby mia³a ods³oniête, oczy jak szparki
Wigoda szeroko otwartymi oczami wpatrywa³ siê w twarz kobiety. Wyczuwa³ rytm jej poladków, czu³ zbli¿aj¹c¹ siê chwilê
Czego? Rozkoszy? Gdy osi¹gnê³a orgazm, chwyci³a go za uszy, przyci¹gnê³a g³owê i wbi³a zêby w pulsuj¹c¹ têtnicê ods³oniêtej szyi. D¿amil Mahmoud odwróci³ siê, odszed³ parê kroków i zwymiotowa³ na kamienn¹ posadzkê korytarza.
18 Do standardowych praktyk agencji wywiadowczych nale¿y przegl¹danie list pasa¿erów w portach lotniczych po³o¿onych w regionach zapalnych. Listy te trafiaj¹ do komputerów tak oprogramowanych, ¿e pewne nazwiska s¹ natychmiast sygnalizowane. By³o rzecz¹ naturaln¹, ¿e siatka DAKTYL mia³a wgl¹d w listy pasa¿erów na lotnisku w Larnace. Uzyskanie ich by³o nies³ychanie proste. Walen 204
Trading by³a g³ównym udzia³owcem firmy spedycyjnej, maj¹cej biura w portowym terminalu. Za niewielk¹ miesiêczn¹ gratyfikacjê ni¿szej rangi urzêdnik administracji portu przekazywa³ piêtnacie minut przed odlotem i piêtnacie minut po odlocie pe³ne listy pasa¿erów. Przy odlotach nie musia³ nawet przynosiæ listy, tylko wykorzystan¹ ju¿ papierow¹ tamê teleksow¹, któr¹ przekazywano do portu przeznaczenia. Nawet i tej tamy czêsto nie przynosi³, a po prostu równolegle nadawa³ tekst na teleks centrali DAKTYLA w Limassol. Tak wiêc dwadziecia minut po odlocie do Bejrutu samolotu cypryjskich linii, rejs 502, dy¿urny w centrali DAKTYLA, przegl¹daj¹c rutynowo listê, trafi³ na nazwisko pani R. Paget. Dy¿urny wiedzia³, ¿e Walter znajduje siê jeszcze w s¹siednim biurze, nacisn¹³ wiêc guzik interkomu i przekaza³ informacjê. Walterowi wystarczy³y dwie minuty, aby siê dowiedzieæ, ¿e o dziewi¹tej wieczorem odlatuje z Bejrutu do Bagdadu samolot linii jordañskich. Lot z Larnaki do Bejrutu trwa tylko dwadziecia piêæ minut, ale kiedy Ruth, bardzo zdenerwowana, przechodzi³a kontrolê paszportow¹ w Bejrucie, Tamar Feder ju¿ odbiera³ piln¹ wiadomoæ radiow¹ w swym apartamencie na najwy¿szym piêtrze bloku mieszkalnego. Mia³ wszystko rzuciæ, popieszyæ na lotnisko i wszelkimi sposobami uniemo¿liwiæ pani Ruth Paget odlot do Bagdadu. Podany by³ dok³adny rysopis osoby. Po dwóch minutach Feder siedzia³ w samochodzie, przeklinaj¹c wzmo¿ony ruch o tej godzinie. Ruth odetchnê³a z ulg¹, kiedy celnik tylko zerkn¹³ okiem na jej przybory toaletowe w górnej czêci neseserka. Piêkne kobiety mia³y czêsto problem z celnikami. Lubili d³ugo je przetrzymywaæ i przegl¹daæ damsk¹ bieliznê w walizce. Ruth przesz³a do g³ównej sali i skierowa³a kroki w stronê kontuarów linii lotniczych. Mia³a odebraæ bilet ze stoiska Jordan Airways. Z powodu wojny domowej niegdy ruchliwy terminal przypomina³ teraz raczej mauzoleum. Po lewej stronie zaledwie kilku pasa¿erów dokonywa³o odprawy. Spojrza³a na tablicê odlotów: jej lot by³ jedynym w przeci¹gu najbli¿szych dwóch godzin. Odebra³a bilet, zap³aci³a, dowiaduj¹c siê przy okazji, ¿e odlot nast¹pi o czasie. Sz³a ju¿ w kierunku stanowiska odpraw, kiedy j¹ zobaczy³a: sta³a na koñcu krótkiej kolejki. Czêsto ostatnio o niej myla³a, tote¿ rozpozna³a j¹ natychmiast Janine Lasage. Ruth odwróci³a siê, posz³a w kierunku rzêdu foteli i usiad³a. Postanowi³a myleæ racjonalnie: jeli Janine Lasage leci do Bagdadu, to znaczy, ¿e skoñczy³a z Misz¹ Wigod¹. Musia³ jej wszystko powiedzieæ. Ale dlaczego leci do Bagdadu? Przecie¿ mog³a przekazaæ informacjê telefonicznie. Jednak¿e 205
Ruth nie mia³a pojêcia, jak funkcjonuje ³¹cznoæ siatek wywiadowczych. Mo¿e informacjê szczególnej wagi trzeba zawieæ osobicie? A mo¿e tak w³anie tamta chce? To by pasowa³o do jej charakteru, jej przesadnej dumy i puszenia siê. Chce tam byæ na miejscu, kiedy pochwyc¹ Mungera. Ona go nienawidzi! Ruth z absolutn¹ pewnoci¹ wiedzia³a, ¿e musi zatrzymaæ Janine Lasage. Nie wolno dopuciæ, by dosta³a siê do samolotu. Zaczê³a obmylaæ plan, ale przychodzi³o to jej ciê¿ko. By³a w Bejrucie, nikogo nie zna³a. Nie mog³a przecie¿ iæ na policjê. Jedno by³o wiêc pewne: musi j¹ zatrzymaæ sama. Ale jak? Zastrzeliæ? Gdzie? Tu, w terminalu, lub w samolocie. Nie, to zbyt ryzykowne. Lasage mo¿e j¹ rozpoznaæ. Widzia³y siê bardzo dawno temu, ale mog³a zapamiêtaæ ¿onê Duffa Pageta. Widzia³a, jak Janine Lasage podchodzi do kontuaru, oddaje na baga¿ jedn¹ walizkê i umiecha siê uwodzicielsko do urzêdnika linii lotniczej. Trzeba podj¹æ decyzjê! Czas umyka. Lasage odwróci³a siê, trzymaj¹c w d³oni kartê pok³adow¹, przesz³a ukosem przez hol i wesz³a do drzwi, na których widaæ by³o nalepkê z kobiec¹ sylwetk¹. Ruth zdawa³a sobie sprawê, ¿e ma teraz niepowtarzaln¹ szansê. Zabra³a rzeczy i szybkim krokiem posz³a w tym samym kierunku. Za drzwiami by³a pod³u¿na salka z szecioma kabinami po jednej stronie i piêcioma umywalkami oraz du¿ym lustrem po drugiej. Janine Lasage sta³a przy rodkowej umywalce i poprawia³a makija¿. Zerknê³a na Ruth, nie przerywaj¹c malowania ust. Ruth postawi³a neseserek na umywalce i zaczê³a otwieraæ cyfrowy zameczek. Na u³amek sekundy zapomnia³a, jaka jest kombinacja, i zamar³o jej serce. Parê razy odetchnê³a g³êboko, by siê uspokoiæ. Pomog³o. Dr¿¹cymi palcami nastawi³a cyfry. Zameczek odskoczy³. Wyjê³a górn¹ wk³adkê, spod niej blaszane pude³ko. Otworzy³a pude³ko, wyjê³a berettê, odwinê³a z czarnej kalki, odbezpieczy³a i po cichu prze³adowa³a broñ. Znajdowa³a siê pó³tora metra od celu, a z tej odleg³oci nie mo¿na chybiæ. Spojrza³a z ukosa w lustro. Janine Lasage poprawia³a brwi, pochylona nisko nad lustrem. Ruth wybra³a miejsce, tu¿ poni¿ej lewej piersi. Ju¿ podnosi³a broñ, kiedy w której z kabin spuszczono wodê. Ruth przestraszy³a siê i schowa³a broñ do pude³ka. Znowu trzês³y siê jej rêce. Z kabiny wysz³a stara Arabka. Pocz³apa³a do umywalki miêdzy obiema kobietami, siêgnê³a po myd³o i zaczê³a myæ kociste d³onie. Ruth powoli odzyskiwa³a opanowanie i odwagê. Trwa³ wycig miêdzy ablucjami Arabki a makija¿em Janine Lasage. Pocz¹tkowo Ruth myla³a, ¿e bêdzie musia³a zabiæ Janine w obecnoci starej kobiety. Jej ofiara skoñczy³a z brwiami i pudrowa³a twarz. Starzejesz siê, suko, pomyla³a z satysfakcj¹. Widaæ zmarszczki. Nagle spostrzeg³a, ¿e jest obserwowana w lustrze. Odwróci³a twarz i zaczê³a grzebaæ w neseserku. 206
Wreszcie Arabka umy³a rêce. Zaczê³a rozgl¹daæ siê za rêcznikiem i, nie widz¹c go, co zamrucza³a pod nosem. W koñcu, otrzepuj¹c rêce z wody ruszy³a ku drzwiom. Gdy je za sob¹ zamknê³a, Ruth w mgnieniu oka wydoby³a pistolet. Teraz jednak Janine Lasage patrzy³a na ni¹ wprost, rozpoznaj¹c znajom¹ osobê. Pani jest
? zaczê³a. Ruth obróci³a siê z wycelowanym pistoletem. Tak. Ty suko. Jestem Ruth Paget. Mo¿e opóni³o jej refleks wypowiadanie tych s³ów, a mo¿e brak dowiadczenia. B³yskawicznym ruchem Janine uderzy³a d³oni¹ w nadgarstek Ruth i wytr¹ci³a broñ, która z ³oskotem upad³a na posadzkê i zeliznê³a siê pod drzwi jednej z kabin. Impet uderzenia przewróci³ Ruth, zd¹¿y³a jednak z³apaæ ramiê Janine i poci¹gn¹æ j¹ za sob¹. Obie kobiety zaczê³y siê tarzaæ po pod³odze. W zasadzie walka nie powinna byæ równa Janine Lasage by³a szkolona w walce wrêcz ale Ruth odczuwa³a silniejsz¹ nienawiæ i mia³a wiêksz¹ motywacjê: wprost nieludzk¹ si³ê matki chroni¹cej poczête w jej ³onie dziecko. Gdy tak zmaga³y siê na liskiej posadzce, przez g³owê Ruth przemkn¹³ wizerunek twarzy Duffa, którego ta kobieta zabi³a, wizerunek Mungera, którego chcia³a zabiæ. Ale przede wszystkim myla³a o formuj¹cym siê w niej dziecku. Janine Lasage walczy³a fachowo, Ruth zaciekle, z zaciek³oci¹ samicy ¿bika broni¹cej potomstwa. Zasycza³a z satysfakcj¹, chwytaj¹c przeciwniczkê za szyjê i zaciskaj¹c na niej palce. Janine bez trudu siê wyrwa³a i kopnê³a obcasem w kolano Ruth, usi³uj¹c jednoczenie wbiæ rozstawione palce w jej oczy. Ruth zdo³a³a odchyliæ g³owê w bok, ale obcas trafi³ w cel. Jêknê³a z bólu. Janine wykorzysta³a moment, by odepchn¹æ siê i, maj¹c wiêcej przestrzeni, spróbowaæ wstaæ. Prawie jej siê uda³o, ale Ruth te¿ zdo³a³a siê wykrêciæ i chwyci³a w kostce nogê Janine, która padaj¹c, usi³owa³a podeprzeæ siê lew¹ rêk¹. Upadek by³ zbyt mocny, trzask koci obwieci³ z³amanie nadgarstka. Janine wrzasnê³a z bólu. Ruth rzuci³a siê na ni¹. Walczy³a bez planu, wiedziona instynktem podpowiadaj¹cym, gdzie mo¿e zadaæ najwiêkszy ból. Bi³a piêciami na olep, niewiadoma bolesnego pulsowania w kolanie i otartej skóry palców, gdy trafia³y w wyszczerzone zêby Janine. Janine broni³a siê, kopi¹c nogami. Trafi³a Ruth w podbrzusze, na moment osza³amiaj¹c przeciwniczkê. Skorzysta³a z tych paru sekund, odczo³ga³a siê w k¹t i, podpieraj¹c siê zdrow¹ rêk¹, usi³owa³a wstaæ. Ruth klêcza³a, ciê¿ko dysz¹c. Obie kobiety wpija³y w siebie wzrok. Lewa rêka Janine zwisa³a bezw³adnie. Twarz mia³a posiniaczon¹, z przeciêtych warg sp³ywa³y krople krwi, podobnie jak ze z³amanego nosa. Z rozerwanej bluzki wygl¹da³y poczerwienia³e, podrapane piersi. Ze spojrzenia wyziera³y strach i wciek³oæ. W oczach Ruth mo¿na by³o dostrzec tylko nienawiæ. Powoli wsta³a 207
i ruszy³a przed siebie. Przy pierwszym wsparciu siê na lewej nodze, ból wykrzywi³ jej twarz i omal nie upad³a. W zwê¿onych renicach Janine pojawi³ siê b³ysk triumfu: przeciwniczka jest u kresu si³. Spojrza³a na posadzkê za Ruth, gdzie pod drzwi kabiny polecia³ pistolet, a nastêpnie siêgnê³a praw¹ rêk¹ do w³osów i wyci¹gnê³a z nich d³ug¹ szpilkê. Gdy opada³a jej na ramiona s³awetna kaskada, wyci¹gnê³a rêkê i koñcem szpilki wycelowa³a w Ruth. Przez pokrwawione usta powiedzia³a: Zginiesz. Tak jak zgin¹³ twój m¹¿ i jak zginie ten bydlak Munger. Opary nienawici w toalecie by³y nieomal widoczne. Ruth, usi³uj¹c wspieraæ ciê¿ar cia³a na prawej nodze, posuwa³a siê powoli przed siebie. Janine wtuli³a siê plecami w k¹t, trzymaj¹c szpilkê niczym sztylet. W wybranym momencie rzuci³a siê, mierz¹c w twarz Ruth, w lewe oko. Szpilka by³a bliska celu, ale Ruth zd¹¿y³a siê nieco uchyliæ i ostry koniec wbi³ siê g³êboko w policzek tu¿ pod koci¹. Jednoczenie krzyknê³a i szarpnê³a siê, wyrywaj¹c g³ówkê szpilki. Szpilka pofrunê³a i spad³a ha³aliwie do jednej z umywalek. Incydent trwa³ krótko, ale Janine potrafi³a go wykorzystaæ: rzuci³a siê do drzwi kabiny, w której znajdowa³ siê pistolet. Tylko jedno ocali³o ¿ycie Ruth: Janine skacz¹c do drzwi zapomnia³a, ¿e nie otwieraj¹ siê one na zewn¹trz, lecz do wewn¹trz. Straci³a wiêc parê drogocennych sekund, szarpi¹c siê z zamkiem. To da³o Ruth potrzebny czas. Kiedy Janine uklêk³a i zdrow¹ rêk¹ zaczê³a macaæ za sedesem w poszukiwaniu broni, Ruth ca³ym ciê¿arem swego cia³a rzuci³a siê na ni¹ od ty³u. G³owa Janine polecia³a do przodu i uderzy³a w porcelanow¹ p³uczkê. Na chwilê straci³a przytomnoæ. Ruth chwyci³a wtedy prawie metrowej d³ugoci pasmo blond w³osów i owinê³a je dwakroæ wokó³ szyi Janine. Lew¹ rêk¹ wpakowa³a g³owê Francuzki do muszli, praw¹ zaciska³a improwizowan¹ garotê na szyi. Muszla klozetowa z³owrogo potêgowa³a odg³osy charczenia duszonej. Tamar Feder zaparkowa³ samochód przed wejciem do terminalu, wyskoczy³ z wozu i wbieg³ po schodkach do sali odlotów. Przy kontuarze jordañskich linii dowiedzia³ siê, ¿e pani Ruth Paget jeszcze siê nie pojawi³a. Powinna siê popieszyæ, gdy¿ za parê minut zamyka siê bramkê. Tamar obrzuci³ wzrokiem prawie pust¹ salê. Nie by³o nikogo, kto odpowiada³by rysopisowi wysokiej, piêknej brunetki. Zacz¹³ spacerowaæ tam i z powrotem, zastanawiaj¹c siê, czy ci tam w centrali nie trac¹ przypadkiem zdrowego rozs¹dku. W dalszym ci¹gu nie wiedzia³, w jaki sposób powstrzymaæ tê kobietê przed wejciem na pok³ad samolotu, oczywicie jeli w ogóle siê pojawi. Mo¿liwoci mia³ doæ ograniczone: albo ³agodna perswazja, albo uderzenie czym ciê¿kim w g³owê. Zatrzyma³ siê i raz jeszcze rozejrza³ doko³a. Jakie dwadziecia metrów od niego otworzy³y siê drzwi damskiej toalety i, s³aniaj¹c 208
siê, wysz³a z niej kobieta z zakrwawion¹ chusteczk¹ przy³o¿on¹ do policzka, w podartym kostiumie i rozczochrana. Nie waha³ siê ani sekundy. Podbieg³ i os³oni³ kobietê przed ludmi. Mimo podrapanej i zakrwawionej twarzy rozpozna³ osobê, której mia³ uniemo¿liwiæ odlot. Daktyl wyszepta³. Wyczeka³ chwilê, spodziewaj¹c siê jakiej reakcji. Nie by³o ¿adnej. Ruth patrzy³a na mê¿czyznê b³êdnym wzrokiem. Uj¹³ j¹ delikatnie za ramiona i powtórzy³: Pani Paget, jestem Tamar Feder. DAKTYL. Jakby przejrza³a i wymamrota³a: Janine Lasage
Gdzie? Potrz¹sn¹³ ni¹, ra¿ony informacj¹. Gdzie? Niech¿e pani mówi, pani Paget! Kciukiem wskaza³a damsk¹ toaletê. Niech pani tam usi¹dzie! Zaprowadzi³ j¹ w pó³mrok, gdzie sta³o parê rzêdów pustych foteli. Proszê na mnie zaczekaæ. Gdy podszed³ do drzwi, wsun¹³ rêkê pod marynarkê i uj¹³ rêkojeæ pistoletu. Potem pchn¹³ drzwi i wszed³. Pojawi³ siê z powrotem po pó³ minucie. Zasta³ Ruth stoj¹c¹ przy fotelach, b³êdnie patrz¹c¹ przed siebie. Jaka para zerka³a ciekawie na okrwawion¹ twarz i poszarpany kostium. Tamar obj¹³ Ruth ramieniem i, nie wyjmuj¹c d³oni spod marynarki, spacerowym krokiem ruszy³ ku wyjciu. Byli ju¿ przy drzwiach, kiedy z g³onika pad³o nazwisko Ruth Paget i wezwanie do samolotu. Ruth zaczê³a co mamrotaæ, ¿e musi lecieæ do Bagdadu, ale Tamar ani nie puci³ jej, ani nie zwolni³ kroku. Prowadz¹c j¹ po schodkach do samochodu powiedzia³: Wraca pani na Cypr, pani Paget. Wykona³a pani zadanie.
19 Po co, co diab³a, chcesz tam jechaæ? Nos mi mówi, ¿e co siê zacznie dziaæ odpar³ Munger. Sami Asaf umiechn¹³ siê i pokiwa³ g³ow¹. Nos Mungera mia³ reputacjê wyw¹chiwania konfliktów, które dopiero mia³y nast¹piæ. Siedzieli obaj w barze hotelu Sindbad. Sami popija³ sok pomarañczowy, a Munger swoj¹ wódkê z lodem. Lokal by³ pe³en zachodnich biznesmenów odpoczywaj¹cych po ciê¿kim dniu negocjacji z urzêdnikami irackich ministerstw. Munger jednego rozpozna³, ale ani on, ani tamten nie pokazali tego po sobie. By³ 14 Reporter
209
to belgijski handlarz broni¹ nazwiskiem Pierre Renard. Przed rokiem poredniczy³ miêdzy Iranem i Izraelem w transakcji, któr¹ Munger zainicjowa³. Wykona³ dobr¹ robotê, okaza³ siê dyskretny, Munger go polubi³ i w konsekwencji poleci³ Walterowi Blumowi. Jego obecnoæ w Bagdadzie i handlowanie z Irakijczykami dowodzi³y zdecydowanie amoralnego charakteru handlu broni¹. Nie ma lepszej recepty na dobre zyski, ni¿ zaopatrywanie obu stron uwik³anych w przed³u¿aj¹cy siê konflikt zbrojny. Pierre Renard spe³nia³ dodatkow¹ funkcjê kuriera siatki DAKTYL, co te¿ by³o intratne. Munger nie spodziewa³ siê go w Bagdadzie. Najwidoczniej Walter zabezpiecza³ siê ze wszystkich stron. Pomówiê z dowództwem armii obieca³ Sami z umiechem. Na froncie pó³nocnym od miesiêcy panuje spokój, nawet nie ma lokalnych potyczek, ale skoro wybierasz siê tam z tym twoim piekielnym aparatem, to kto wie, czy sytuacja siê nie zmieni. Na jak d³ugo chcesz tam jechaæ? Na parê dni, najwy¿ej tydzieñ. Chcia³bym wyruszyæ jutro rano. Nie ma problemu powiedzia³ Sami. Zadzwoniê jeszcze dzi wieczorem. Z samego rana mo¿esz odebraæ zezwolenie w ministerstwie. Nassir jedzie z tob¹? Oczywicie. Przecie¿ wiesz, ¿e musi. Mnie nie przeszkadza. Porz¹dny cz³owiek. Sami pochyli³ siê ku Mungerowi i powiedzia³ surowym g³osem: To nieprawda. Wiesz o tym równie dobrze jak ja. Wiem dok³adnie, po co ci Nasser. Mungerowi zrobi³o siê zimno, ale Sami umiechn¹³ siê. Nassir jest leniwy i nic niewart. Odpowiada ci, poniewa¿ nie pêta siê stale przy tobie. Munger skwitowa³ to umieszkiem i szybko zmieni³ temat: Kiedy znowu lecisz do Bejrutu? Sami spowa¿nia³. Nieprêdko. S³ysza³e o Janine Lasage? Niczego nie s³ysza³em. Przed godzin¹ wróci³em z Basry. A co siê sta³o? Nie ¿yje. Ooo? Sami ³ykn¹³ soku pomarañczowego. Twarz mia³ ponur¹. Tak. Zosta³a zabita wczoraj w damskiej toalecie na lotnisku w Bejrucie. Mia³a wielu wrogów i oprócz ciebie niewielu przyjació³ stwierdzi³ sentencjonalnie Munger. To prawda. Udusili j¹ jej w³asnymi w³osami. Po d³ugiej ciszy Munger odezwa³ siê: A mówi³em jej, ¿eby je obciê³a.
210
Walter Blum koczowa³ w swoim biurze. Sekretarce kaza³ opuciæ czasowo zajmowany obok gabinetu pokój i poleci³ przekszta³ciæ go w sypialniê, która okaza³a siê wcale wygodna. Nastêpne dni mia³y staæ siê apogeum wielu lat pracy i Walter by³ zdecydowany nie dopuciæ, by cokolwiek stanê³o w ostatniej chwili na przeszkodzie sukcesowi. Nieustannie otrzymywa³ radiodepesze od genera³a Hoftiego. Za trzy dni mia³o siê odbyæ posiedzenie rz¹du. Podczas tego posiedzenia musi zostaæ podjêta ostateczna decyzja. Kampania wyborcza przebiega³a le. Jeszcze nigdy partie polityczne tak zaciekle ze sob¹ nie walczy³y. Szymon Peres, przywódca opozycji, otrzyma³ od rz¹du poufn¹ informacjê o mo¿liwoci nalotu na reaktor Tammuz I i by³ temu zdecydowanie przeciwny. Podejrzewa³, ¿e motywacja Begina zorganizowania takiego nalotu jest czysto polityczna. Z tego te¿ powodu uzyskanie dowodu wrogich intencji Iraku sta³o siê podwójnie wa¿ne. Tego wieczoru jednak, gdy Walter siedzia³ w zaciszu swego gabinetu, nie te myli zaprz¹ta³y mu uwagê, ale Ruth Paget. Nieco wczeniej otrzyma³ wiadomoæ, ¿e Tamar Feder bêdzie próbowa³ przemyciæ j¹ z Libanu przez port Jounieh, znajduj¹cy siê w rêkach chrzecijan, i ¿e nast¹pi to byæ mo¿e jeszcze tej nocy. W ci¹gu dwudziestu czterech godzin powinna znaleæ siê w Limassol. Walter ba³ siê oczekuj¹cego ich spotkania. W najlepszym wypadku Ruth bêdzie pogardliwie obojêtna, w najgorszym obrzuci go stekiem wyzwisk, a mo¿e i rzuci siê na niego. Krêci³ z podziwem g³ow¹, myl¹c o tym, co zrobi³a na lotnisku w Bejrucie. Co za kobieta! Oto, do czego zdolna jest zakochana kobieta. Z pewnoci¹ ocali³a Mungerowi ¿ycie. Gdyby Janine Lasage wys³a³a przed mierci¹ radiogram, Munger ju¿ by³by aresztowany, tymczasem przed godzin¹ Walter otrzyma³ wiadomoæ, ¿e Munger zameldowa³ siê w hotelu Sindbad i zd¹¿y³ zobaczyæ siê z Samim Asafem. Natychmiast po porwaniu Miszy Wigody Walter wys³a³ do Bagdadu kilku ludzi. Byli to jednak agenci ma³ego kalibru i, aby nie wzbudziæ podejrzeñ, nie powinni przebywaæ w stolicy Iraku d³u¿ej ni¿ kilka dni. Ale w³anie przez te kilka dni hotel Sindbad i parê skrzynek kontaktowych bêd¹ pod obserwacj¹. Ponadto uruchomiono ³¹cze radiowe miêdzy jednym z bagdadzkich bezpiecznych mieszkañ a central¹, by Walter móg³ na bie¿¹co otrzymywaæ meldunki. Oceniaj¹c ogóln¹ sytuacjê, Walter by³ zadowolony, mimo odczuwanego napiêcia. Jego najwa¿niejszy agent by³ tam, gdzie powinien byæ, bliski zdobycia koniecznego dowodu machinacji Irakijczyków. Mukhabarat go nie podejrzewa, a nawet pomaga za porednictwem Samiego Asafa. Najlepszy dywizjon izraelskich si³ powietrznych czeka w pogotowiu na szansê zniszczenia reaktora. Wszystko wygl¹da³o ró¿owo z wyj¹tkiem perspektywy spotkania z Ruth.
211
Teren przypomina³ Mungerowi stare lotnisko, co Nassir potwierdzi³. Brytyjczycy zbudowali je w latach dwudziestych. Ich lotnictwo mia³o patrolowaæ zbuntowane obszary, czyli zrzucaæ bomby na ch³opów. Na obszarach pustynnych, p³askich, to siê udawa³o, ale nie tu. Zbyt górzysty teren. Munger obserwowa³ okolicê przez siln¹ lornetê. By³o póne popo³udnie, doskona³e wiat³o. Siedzia³ w samochodzie zaparkowanym na poboczu drogi do Kalar. Kalar, otoczone zasiekami z drutu kolczastego, znajdowa³o siê w odleg³oci trzech kilometrów, usadowione na wzgórzu. Na wschodzie, w stronê irañskiej granicy wznosi³y siê strome szczyty. Maska samochodu by³a podniesiona i obok sta³ Nassir z brudn¹ szmat¹ w d³oniach. Kierowcy, którzy przeje¿d¿ali, mogli myleæ, ¿e wóz siê przegrza³ w lecie to zwyk³y obrazek na górskich drogach. Przez lornetê Munger widzia³ zaledwie zarys od dawna ju¿ zaroniêtego pasa startowego. Dostrzega³ cokolwiek tylko dlatego, ¿e patrzy³ z góry. By³o jasne, dlaczego lotnisko przesta³o byæ u¿ywane: po³o¿one u stóp górskiego pasma, oferowa³o zbyt trudne podejcie dla nowoczesnych samolotów. Pasy by³y te¿ zbyt krótkie dla odrzutowców. Mog³y z niego korzystaæ maszyny mig³owe i to l¿ejsze. Po jednej stronie dawnego pasa sta³y rzêdem blaszane baraki kszta³tem przypomina³y przeciête wzd³u¿ beczki. Jedne by³y opuszczone, inne podreperowane i odnowione. Munger zobaczy³ trzech ludzi w mundurach, którzy wyszli z jednej z blaszanek. Poszli w kierunku wiêkszego budynku z ceg³y, stoj¹cego w g³êbi. Mo¿na by³o domyliæ siê, ¿e mieci siê w nim kasyno oficerskie. Typowe brytyjskie budownictwo wojskowe sprzed drugiej wojny wiatowej. Tak, niegdy to by³o kasyno oficerskie, byæ mo¿e s³u¿y dalej w tym charakterze. Po drugiej stronie pasa startowego sta³y nowsze budynki dwa po³¹czone ze sob¹, tworzy³y literê T. Pionowa pa³ka T to najwidoczniej magazyny; parterowe, bez okien, z odsuwanymi drzwiami od dachu do ziemi. Poprzeczny budynek by³ piêtrowy i mia³ wiele okien. Munger za³o¿y³ z kolei, ¿e tam mieci siê administracja. Oba te budynki oddzielono od wszystkich pozosta³ych wysok¹ siatk¹, nad któr¹ widaæ by³o wiele mówi¹ce bia³e punkciki: izolatory, przez które przebiega³ drut. Munger ju¿ widzia³ przedtem podobne ogrodzenia pod pr¹dem. I tylko jedna brama, a za ni¹ nieco z boku wartownia. Stali przed ni¹ ¿o³nierze uzbrojeni w ka³asznikowy. Siatka by³a wewnêtrzn¹ ochron¹, poniewa¿ doko³a ca³ego terenu le¿a³y rozci¹gniête zwoje kolczastego drutu. Nawet z tak du¿ej odleg³oci mo¿na by³o stwierdziæ, ¿e jest to nowiutki drut kolczasty, jeszcze nie tkniêty przez rdzê, bo odbija³ miejscami promienie s³oñca. W obrêbie tej zewnêtrznej zapory, w odleg³oci jakich czterdziestu metrów od siatki, bieg³ drut na oko³o trzydziestocentymetrowych palikach, pomiêdzy którymi w regularnych odleg³ociach sta³y przybite do s³upów 212
tablice z trupimi czaszkami obwieszczaj¹ce pole minowe, przez które prowadzi³a tylko jedna droga do zewnêtrznej bramy i drugiej wartowni. Jak d³ugo to potrwa? spyta³ Nassir. Kilka minut. B¹d cicho i udawaj, ¿e naprawiasz silnik. Munger obserwowa³ przez lornetê i kalkulowa³ odleg³oci. Spoza zwojów drutu kolczastego nie móg³ liczyæ na wyrane zdjêcia, nawet gdyby za³o¿y³ najsilniejszy ze swoich teleobiektywów. Tak¿e blaszane baraki przes³ania³yby mu widok na rozsuwane drzwi magazynu, do którego bêd¹ roz³adowywane ¿ó³te beczki. Nie umiecha³o mu siê tak¿e przekradanie przez pole minowe w dzieñ, nie mówi¹c ju¿ o nocy. Zobaczy³ spor¹ gromadkê ludzi opuszczaj¹cych domniemany budynek administracyjny. Koniec dnia pracy. Wodzi³ za nimi wzrokiem, gdy powêdrowali do bramy, minêli j¹, a nastêpnie ruszyli na ukos przez pas startowy w kierunku blaszanych baraków. Kilku zosta³o na pasie i zaczê³o kopaæ pi³kê. Widaæ by³o kupki kamieni oznaczaj¹ce bramki. Munger przygl¹da³ siê graj¹cym, rozmylaj¹c, czy tu mo¿e znajdzie rozwi¹zanie pal¹cego problemu. Nassir znowu zacz¹³ jêczeæ, ¿e trzeba st¹d czym prêdzej odjechaæ. Jeszcze jedno spojrzenie na pole minowe
Tak, problem istnieje, wielki problem. Brama jest strze¿ona dzieñ i noc. Przed chwil¹ przeje¿d¿a³ samochód. By³ dok³adnie skontrolowany. Nawet podwozie sprawdzono za pomoc¹ lustra. Munger by³ bliski za³amania, gdy nagle drobny incydent zwróci³ jego uwagê i podniós³ na duchu: który z graczy strzeli³ w stronê bramki, ale pi³ka posz³a bokiem i po odbiciu siê od ziemi upad³a o kilka metrów dalej, i potoczy³a siê na sam rodek minowego pola. Gracz spokojnie przeskoczy³ przez drut okalaj¹cy pole i pobieg³ po pi³kê. Munger wybuchn¹³ miechem. Pole minowe i tablice ostrzegawcze to mistyfikacja. Dowództwo bazy oszczêdza³o pieni¹dze, ustawiaj¹c tylko dekoracjê, przekonane, ¿e i tak ka¿dy bêdzie siê ba³ ryzykowaæ. Skierowa³ lornetê na drogê dojazdow¹ poza drutami kolczastymi. Po obu jej stronach bieg³y g³êbokie, poroniête rowy odwadniaj¹ce, wykopane na wypadek wielkich ulew. Mo¿na siê w nich doskonale ukryæ. Powróci³ do obserwacji blaszanych baraków. Tu¿ za nimi sta³ w¹ski zrujnowany budynek, w³aciwie tylko ciany stercz¹ce na pó³tora metra. Chyba latryny jeszcze z brytyjskich czasów; za nimi te¿ mo¿na siê ukryæ. Od³o¿y³ lornetê, wzi¹³ notes i o³ówek, zrobi³ w miarê dok³adny szkic terenu i zabudowañ, notuj¹c wszystkie odleg³oci. Wreszcie, ku widocznej uldze Nassira, kaza³ mu zamkn¹æ maskê. Ale ulga by³a krótkotrwa³a. Gdy wracali do Kifri, Munger wyjani³, czego oczekuje od Nassira. Po pierwsze, ma znaleæ i kupiæ parê no¿yc do drutu, a za kilka godzin zawieæ Mungera do pewnego miejsca na drodze. Musi jechaæ wolno, bo na zakrêcie Munger wyskoczy. 213
Wed³ug informacji Waltera, ciê¿arówki z beczkami tlenku uranu powinny przybyæ wczesnym popo³udniem dnia nastêpnego. Godzinê po zachodzie s³oñca Nassir ma przyjechaæ po Mungera w to samo miejsce. Nassir by³ bardzo nieszczêliwy. Nie chcia³ zrobiæ tego, czego ¿¹da³ Munger, ale Munger uwiadomi³ mu smutn¹ prawdê: Nassir i tak jest ju¿ powa¿nie zaanga¿owany w operacjê, czeka go jednak olbrzymi maj¹tek, a poza tym, i to chyba jest najwa¿niejsze, jeli Mungera schwytaj¹, to torturowany wyzna wszystko, ³¹cznie z udzia³em Nassira. Tak wiêc Nassir nie ma wyboru. Przez resztê drogi Nassir co pomrukiwa³, ale doszed³ wreszcie do wniosku, ¿e wyboru nie ma. Wszystko posz³o sprawnie. O dziesi¹tej wieczorem ruch na drodze by³ minimalny. Munger siedzia³ obok kierowcy ubrany na czarno, ³¹cznie z czarnym nakryciem g³owy i szalikiem zas³aniaj¹cym twarz. Miêdzy nogami trzyma³ brezentow¹ torbê, a w niej aparat, obiektywy, no¿yce do drutu, spodnie i kurtkê khaki, jeden termos z gor¹c¹ kaw¹, drugi z zimn¹ wod¹, torebkê kanapek z kurczakiem, flakon tabletek deksedryny i butelkê p³ynu przeciwkomarowego. Broni ¿adnej nie mia³, bo i po co. Jeli go nakryj¹, potrzebna by by³a brygada pancerna. Nassir dygota³ ze strachu, ale prowadzi³ doæ pewnie, co nie by³o zbyt trudne przy prêdkoci piêtnastu kilometrów na godzinê. Zbli¿ali siê w³anie do zakrêtu. Twoj¹ jedyn¹ szans¹ i gwarancj¹ bezpieczeñstwa jest zabranie mnie st¹d jutro wieczorem. Bêdziesz móg³ odetchn¹æ, kiedy odlecê z Bagdadu. Gdybym wiedzia³, nigdy bym na to nie poszed³ mrukn¹³ Nassir. Pomyl o pieni¹dzach, które ciê czekaj¹ poradzi³ mu Munger, otworzy³ drzwi i wyskoczy³. Nawet siê nie potkn¹³. Tylko przez kilka kroków musia³ biec niesiony rozpêdem. Potem skrêci³ w bok i skry³ siê w rowie. Odprowadzi³ wzrokiem czerwone wiate³ka samochodu znikaj¹cego za zakrêtem. Mimo ca³ej pogardy dla Nassira, poczu³ siê nagle okropnie samotny. wiat³o ksiê¿yca w nowiu pozwala³o rozró¿niæ kszta³ty otoczenia. W budynku domniemanego kasyna oficerskiego pali³o siê wiat³o i s³ychaæ by³o muzykê. Mia³ ju¿ iæ w kierunku zwojów kolczastego drutu, kiedy us³ysza³ pomruk silników samochodowych. Skry³ siê ponownie. Po paru minutach nadjecha³ konwój wojskowy i min¹³ go w odleg³oci zaledwie kilku metrów. Prze¿y³ chwilê autentycznego rozbawienia: czy¿by Sami Asaf powa¿nie potraktowa³ jego s³owa i teraz naczelne dowództwo si³ zbrojnych Iraku wzmacnia pó³nocny front? Znowu zapad³a cisza, Munger wyszed³ z rowu, dok³adnie owin¹³ czarnym szalikiem doln¹ czêæ twarzy i ruszy³ w kierunku zasieków z kolczastego drutu. 214
Przejcie na drug¹ stronê zajê³o godzinê, gdy¿ musia³ ³¹czyæ za sob¹ druty, by w ci¹gu dnia nie odkryto przypadkowo miejsca, którym przechodzi³. Gdy szed³ przez rzekome pole minowe, odczuwa³ drobny niepokój. Mogli tu przecie¿ parê min po³o¿yæ. Wreszcie dotar³ do pojedynczego drutu i ostro¿nie przeszed³ na drug¹ stronê. Skulony nisko przy ziemi, wykorzystuj¹c wiat³a kasyna jako punkt odniesienia, przebieg³ otwart¹ przestrzeñ do zrujnowanych latryn. Znalaz³ ciemny k¹t, gdzie mur zewnêtrzny siêga³ prawie dwóch metrów, a odleg³y o dwa metry wewnêtrzny os³ania³ go z drugiej strony. Przede wszystkim zdj¹³ czarne ubranie i nagie cia³o natar³ p³ynem przeciwkomarowym. Nastêpnie w³o¿y³ spodnie i kurtkê khaki, nala³ sobie gor¹cej kawy do plastikowej nakrêtki termosu i popi³ ni¹ tabletkê deksedryny. Czarnym ubraniem wymoci³ k¹cik. Czeka³a go d³uga noc, ale w rozmylaniach towarzyszy³a mu Ruth. Myl o niej rozgrzewa³a podczas ch³odnych godzin nocy. Oczami wyobrani widzia³ j¹ w Platres. Czeka na niego. O tej porze ju¿ pewno pi. Mówi³a mu, ¿e kiedy go nie ma, zawsze k³adzie siê wczenie. Wyobra¿a³ sobie jej czarne w³osy na bieli poduszki. Pewnie jak zwykle podci¹gnê³a kolana pod brodê i tuli poduszkê do piersi. Zawsze tak spa³a, kiedy wyje¿d¿a³. Poduszkê nazywa³a mungerówk¹ lub namiastk¹ jej Mungera. I mówi³a, ¿e ona przynajmniej nie chrapie. Dodawa³a smutno, ¿e, niestety, nic innego te¿ nie robi. Usiad³ na czarnym pos³aniu, popija³ kawê i przeczekiwa³ noc. Ruth ani na chwilê go nie opuszcza³a. Czarne w³osy Ruth nie le¿a³y na poduszce, nie przyciska³a te¿ drugiej poduszki do piersi. Siedzia³a przed biurkiem Waltera Bluma, wys³uchuj¹c jego wynurzeñ na temat obowi¹zku i dylematu, przed jakim stan¹³. By³a bardzo opanowana, co zaskoczy³o Bluma. Z wyj¹tkiem plastra na policzku i ladów podrapañ na szyi wygl¹da³a jak kto, kto powróci³ z mi³ego weekendu. Tylko oczy zdradza³y, przez co przesz³a. Walter mówi³ o Izraelu i o jego przysz³oci oraz przesz³oci. O tym, ile powiêcono i ile trzeba bêdzie jeszcze powiêciæ dla tego kraju. Szczerze przyzna³, ¿e dla tej przysz³oci by³ gotów powiêciæ Mungera. Mog³a mu wierzyæ lub nie, ale doda³, ¿e sam by³by gotów ponieæ ofiarê. Powiedzia³a mu wiêc, ¿e wierzy, i rzeczywicie tak by³o. Wszystko to jednak by³o ju¿ niewa¿ne. Dla swojego mê¿czyzny zabi³a cz³owieka i obchodzi³o j¹ teraz tylko jedno: szczêliwy powrót Mungera. Nosi³a jego dziecko i potrzebowa³a dla niego ¿ywego ojca. Walter poinformowa³ j¹ o ostatnich wydarzeniach. Munger pojecha³ na pó³noc Iraku po swoje zdjêcia. Jeszcze dzieñ, dwa, a opuci Irak. Walter jest 215
w sta³ej ³¹cznoci z Bagdadem i dowie siê natychmiast o wykonaniu misji. I zaraz zadzwoni do niej do Platres. Pokrêci³a g³ow¹. Nie. Zostanie w Limassol. A kiedy siê dowie, ¿e Munger leci, pojedzie po niego na lotnisko w Larnace. Walter okazywa³ pe³ne troski zrozumienie. Zaraz zamówi dla niej apartament w hotelu Amathus
Nie. Bêdê spa³a tutaj
wskaza³a w¹sk¹ sofê pod cian¹
a ty mo¿esz sobie iæ do hotelu. Walter otworzy³ usta i ³apa³ powietrze jak ryba. Wreszcie powiedzia³: Powinna siê dobrze wyspaæ, Ruth. Jestem pewien, ¿e wszystko bêdzie w porz¹dku. Wcale nie jeste tego pewien i nie mo¿esz byæ. Masz tylko nadziejê. Ja te¿ j¹ mam. Proszê ciê tylko o jedno. Nie próbuj mnie karmiæ ¿adnym cytatem z Hamleta, bo ciebie te¿ uduszê. Noc by³a zimna, ale na dwie godziny przed wschodem s³oñca Mungerowi by³o ju¿ w³aciwie gor¹co. Usiad³ na piêtach i stara³ siê rozluniæ zesztywnia³e miênie. Otworzy³ termos z zimn¹ wod¹ i trochê wypi³. Robi³ to dok³adnie co godzinê. Kilka drobnych ³yczków, ¿eby zwil¿yæ usta i gard³o. Ani razu nie wyjrza³ przez mur, bo i po co. Zna³ dobrze basowy pomruk silników ciê¿arówek Volvo F12 i nie nale¿a³o ryzykowaæ wychylania g³owy, póki to nie jest absolutnie konieczne. S³ysza³ w nocy wiele innych pojazdów przeje¿d¿aj¹cych drog¹. Bardzo siê nawet dziwi³ tym o¿ywionym ruchem. Najwidoczniej dostawa tlenku uranu by³a wielkim wydarzeniem dla tutejszej bazy. Wielokrotnie sprawdza³ Nikona i teleobiektyw, a¿ wreszcie skarci³ siê: postêpuje jak nowicjusz i jeli nie przestanie, to zapomni zdj¹æ z obiektywu os³onê. Po drugiej po po³udniu us³ysza³ g³uchy ryk piêciu trzystukonnych silników. Uj¹³ aparat i chrz¹kn¹³ rozbawiony, zdejmuj¹c os³onê z obiektywu. Nie zapomnia³! Powolutku uniós³ g³owê i wyjrza³, obrzucaj¹c szybkim spojrzeniem ca³y horyzont. Zmartwia³. Piêæ ciê¿arówek w³anie podje¿d¿a³o do wewnêtrznej bramy, poprzedzanych i chronionych z ty³u przez wojskowe d¿ipy, natomiast w odleg³oci czterdziestu metrów od jego kryjówki, plecami obróceni do blaszanego baraku, grali w karty i palili papierosy ¿o³nierze. By³ to w³anie ten barak, za którym chcia³ siê skryæ podczas robienia zdjêæ. Usiad³ ciê¿ko i zacz¹³ przeklinaæ wszystkich ¿o³nierzy, którzy wymykali siê spod kontroli swoich prze³o¿onych. Istotne pytanie: jak d³ugo zamierzaj¹ graæ? Nie móg³ opuciæ kryjówki. Natychmiast by go dostrzegli. Cholera jasna, przybywa taki ³adunek, a oni tu bumeluj¹, zamiast iæ pomagaæ w zdejmowaniu beczek! Dochodzi³y do niego odg³osy wydawanych komend i syk hamulców, a nastêpnie g³uchy metaliczny grzechot rozsuwania magazynowych drzwi. 216
Zaryzykowa³ wychylenie g³owy. Dziêki Bogu! ¯o³nierze wstali, otrzepywali ziemiê ze spodni i podnosili ka³asznikowy. Ale co to?! Jeden idzie w jego kierunku. Munger czym prêdzej siê skry³. Czy tamten go zobaczy? Czeka³, mia³ nerwy napiête do ostatecznoci. S³ysza³ szuranie, potkniêcie, coraz bli¿sze kroki. Wstrzyma³ oddech, zmuszaj¹c siê do ca³kowitego bezruchu. ¯o³nierz by³ ju¿ bardzo blisko. Nog¹ odtr¹ci³ kamieñ, chrz¹kn¹³, kaszln¹³. I cisza, z wyj¹tkiem g³onego oddechu. Przez te kilka sekund Munger po raz pierwszy w ¿yciu zda³ sobie sprawê, ile dwiêków wydaje bezwiednie ludzkie cia³o: bicie serca, walenie pulsu, prze³ykanie liny. Po chwili do³¹czy³y nowe odg³osy: jakby rozpryskiwanie p³ynu. Ten sukinsyn sika! Mia³ dzik¹ ochotê wybuchn¹æ miechem. Przypomnia³ sobie szkolne zabawy, kiedy ch³opcy konkurowali, który pole strumieñ moczu najdalej, najwiêkszym ³ukiem. Raz uda³o mu siê zrobiæ ³uk przez okno ubikacji, dwa metry od ziemi. Jeliby takiej sztuczki popróbowa³ teraz iracki ¿o³nierz, Munger zosta³by oblany. Us³ysza³ g³ony oddech ulgi. Po chwili kroki siê oddali³y. Munger przeczeka³ jeszcze minutê i wyjrza³ ponad murem. Droga wolna. ciany blaszanych baraków nie pozwala³y dostrzec ciê¿arówek, ale s³ychaæ by³o liczne odg³osy nawo³ywañ i uderzeñ metalu o metal. Wzi¹³ aparat, obejrza³ siê i, pomagaj¹c sobie rêk¹, przeskoczy³ mur. Zgiêty w pó³ podbieg³ do baraku, podkrad³ siê na jego skraj i ostro¿nie wyjrza³. Ciê¿arówki Volvo sta³y ty³em do rozsuniêtych drzwi magazynu. Dostrzeg³ dwa podnoniki podje¿d¿aj¹ce po ³adunek. Sporo ¿o³nierzy. Jedni na ciê¿arówkach przysuwali beczki, inni po prostu stali doko³a. Z boku przygl¹da³a siê grupka oficerów, a miêdzy nimi dwóch cywilów w bia³ych kitlach. I ci dwaj w³anie podeszli, gdy ³apy podnoników unios³y dwie pierwsze beczki. Munger podniós³ aparat. Przez wizjer dok³adnie widzia³ czarne litery na ¿ó³tym tle i czerwone zapieczêtowane korki. Mê¿czyni w kitlach pochylili siê, ¿eby sprawdziæ, czy s¹ nieuszkodzone. Najwyraniej byli w doskona³ych humorach, Munger dostrzega³ ich szerokie umiechy. Kiedy robi³ zdjêcie, jeden z nich pieszczotliwie poklepywa³ ¿ó³t¹ beczkê. By³o to jedyne zdjêcie, jakie zd¹¿y³ zrobiæ. Us³ysza³ szelest po lewej stronie i w panice obróci³ g³owê. W odleg³oci nieca³ych stu metrów z kasyna wysz³o dwóch mê¿czyzn. Widzieli go jak na d³oni. Ocali³ go strój w barwach ochronnych. Mia³ na tyle rozs¹dku, by nawet nie drgn¹æ. By³ jak kameleon pasuj¹cy kolorem do otoczenia. Nim minêli barak, up³ynê³o dziesiêæ sekund. Przez ca³y czas by³ na widoku. I przez te dziesiêæ sekund poj¹³ istotê teorii wzglêdnoci: mia³ wra¿enie, ¿e up³ynê³a godzina. Czu³ ogarniaj¹c¹ go wciek³oæ na siebie samego. Pomyli³ siê. Z wyliczeñ poprzedniego dnia wynika³o, ¿e nie bêdzie widoczny z kasyna. A teraz mia³ po 217
prostu wielkie szczêcie. Musia³ szybko podj¹æ decyzjê. W ka¿dej chwili z budynku mog¹ wyjæ inni, a on ma tylko jedno zdjêcie. Czy to wystarczy? Musi. Jest profesjonalist¹, utrwali³ na filmie to, co chcia³. Na pewno. Zgiêty popêdzi³ do ruin dawnej latryny i przeskoczy³ przez mur, przytulaj¹c do siebie aparat. Prze¿y³ jeszcze jedn¹ nieprzyjemn¹ chwilê zw¹tpienia w Nassira. Gdy siedzia³ w rowie, zacz¹³ siê nagle zastanawiaæ, czy Nassir po niego przyjedzie. A jeli strach okaza³ siê ostatecznie wiêkszy od chciwoci? Szybko odrzuci³ tê myl. Po co siê drêczyæ? Dziesi¹tki razy spogl¹da³ na zegarek, wreszcie us³ysza³ samochód, który po chwili wyjecha³ wolniutko zza zakrêtu. Mia³ otwarte drzwi. Munger wyskoczy³ z rowu, bieg³ parê metrów wzd³u¿ wozu i wskoczy³, uderzaj¹c mocno w ramiê Nassira. Ten na chwilê straci³ panowanie nad kierownic¹ i niebezpiecznie zjecha³ na drug¹ stronê szosy. Munger zamia³ siê, s³ysz¹c przera¿ony pisk Nassira i zatrzasn¹³ drzwi. Zrobione? spyta³ Nassir. Tak. Wszystko skoñczone? Tak. Nassir odetchn¹³ z ulg¹. I teraz dostanê pozosta³e brylanty? Tak odpar³ Munger, usi³uj¹c zdj¹æ kurtkê. Ale najpierw odwieziesz mnie do Bagdadu, do hotelu Sindbad. Tam mam na godzinê roboty i potem dam ci brylanty. I wyjedzie pan z Bagdadu? Na zawsze? Z ca³¹ pewnoci¹ na zawsze. Munger spojrza³ na zegarek. Nie dotrzemy do Bagdadu przed dziewi¹t¹, wiêc nie zd¹¿ê na ostatni samolot. Polecê rano liniami jordañskimi. Zostawisz mnie przed hotelem i wrócisz po godzinie po swoje brylanty. I pos³uchaj: nie b¹d g³upi i nie zacznij szastaæ pieniêdzmi. Tak wpadaj¹ wszyscy przestêpcy. Nie jestem przestêpc¹, panie Munger odpar³ powa¿nie Nassir. Nic nikomu nie ukrad³em. Odda³em tylko przys³ugê. Jeli pan chce wiedzieæ, to ja tego re¿imu wcale nie popieram. Robiê to, co robiê, bo muszê. Mo¿e pan oczywicie powiedzieæ, ¿e dopuci³em siê zdrady, ale pan przecie¿ te¿ jest zdrajc¹. Anglik pracuj¹cy dla CIA, dla Amerykanów. ¯adna ró¿nica. Masz racjê przyzna³ Munger. A teraz uwa¿aj na drogê, chcia³bym dotrzeæ do Bagdadu zdrów i ca³y. Nassir skoncentrowa³ siê i dotarli do hotelu tu¿ przed dziewi¹t¹. Munger wysiadaj¹c, powiedzia³: 218
Przyjd do mojego pokoju o dziesi¹tej. Dlaczego nie teraz? Muszê co przedtem zrobiæ. Nie móg³ przecie¿ t³umaczyæ, ¿e chce wywo³aæ negatyw i sprawdziæ, czy zdjêcie jest dobre. Bo jeli nie jest, musi wróciæ i próbowaæ jeszcze raz, pomyla³ z lêkiem. A Nassir bêdzie mu wtedy znowu potrzebny. Na twarzy Araba widzia³ narastaj¹c¹ podejrzliwoæ. Odprê¿ siê, drogi Ahmedzie. Ani na chwilê nie opuszczê pokoju. Przyjd o dziesi¹tej. A teraz id do ¿ony. Poka¿, ¿e jeste dobrym mê¿em, bogatym mê¿em. Nassir umiechn¹³ siê. Wiedzia³, ¿e do rana nie ma ¿adnych samolotów. Dobrze, jestem o dziesi¹tej zgodzi³ siê. Munger klepn¹³ go po ramieniu. Jeszcze przez chwilê sta³ na chodniku, patrz¹c za odje¿d¿aj¹cym. Nastêpnie wszed³ do hotelu, z recepcji wzi¹³ klucz do pokoju i sprawdzi³, czy nie ma dla niego wiadomoci. Nie by³o. Skierowa³ kroki do wind i zobaczy³, ¿e do jednej w³anie wchodzi Pierre Renard. Przypieszy³ kroku, a Renard uprzejmie przytrzyma³ automatyczne drzwi. Gdy winda ruszy³a, Munger obojêtnie spyta³: Numer pokoju? Trzysta dwa. To by³y jedyne wymienione przez nich s³owa. Na trzecim piêtrze Renard wysiad³, nie rzuciwszy nawet okiem na Mungera, który pojecha³ na pi¹te piêtro. Po dziesiêciu minutach wywo³ywa³ w ³azience negatyw, a po pó³godzinie odbitki suszy³y siê na sznurku. Ogl¹da³ jedn¹ z nich przez szk³o powiêkszaj¹ce. Czarne cyfry i litery na ¿ó³tej beczce by³y doskonale widoczne. Cywil w bia³ym kitlu poklepywa³ beczkê jak psa, drugi mê¿czyzna umiecha³ do niego promiennie. Munger by³ ciekaw, kim oni s¹. Obaj w rednim wieku, w okularach. Wygl¹dali na naukowców. Natychmiast po wysuszeniu odbitek zapakowa³ jedn¹ wraz z negatywem w celofan i wsun¹³ na dno torebki z przyborami do golenia. Nastêpnego dnia wczesnym popo³udniem przesy³ka powinna byæ na biurku Waltera Bluma. Teraz mia³ jeszcze jedn¹ czynnoæ do wykonania. Drug¹ odbitkê pocz¹tkowo zamierza³ zostawiæ w skrzynce kontaktowej, ale doszed³ do wniosku, ¿e lepszy bêdzie Pierre Renard. W³o¿y³ odbitkê do koperty, na której napisa³ drukowanymi literami: DAKTYL JEDEN NATYCHMIAST NATYCHMIAST. Nie wsiad³ do windy, lecz zszed³ schodami na trzecie piêtro i, znalaz³szy pokój 302, wsun¹³ kopertê przez szparê pod drzwiami. Gdy wróci³ do swego pokoju, rozpi¹³ koszulê i zdj¹³ pas z pieniêdzmi, z którego wyj¹³ z³o¿ony papierek z brylantow¹ premi¹ dla Nassira. Pas schowa³ do szuflady nocnego stolika i nala³ sobie porcjê wódki z wod¹ mineraln¹. Spojrza³ na zegarek: 21.40. 219
By³ przeraliwie zmêczony. Po tabletkach deksedryny bola³y go oczy i g³owa. Minionej nocy nie zmru¿y³ oka. Zadzwoni³ do jordañskich linii i zarezerwowa³ miejsce w samolocie o ósmej rano, a potem po³¹czy³ siê z recepcj¹, prosz¹c o obudzenie o szóstej. Pozosta³o mu tylko rozliczyæ siê z Nassirem. Raz jeszcze spojrza³ na zegarek: 21.50. Piêæ minut póniej us³ysza³ pukanie do drzwi. Najwidoczniej Nassir nie móg³ ju¿ wytrzymaæ. Munger umiechn¹³ siê pod nosem. Wzi¹³ papierek z brylantami i podszed³ do drzwi. Chcia³ szybko za³atwiæ sprawê. ¯adnych drinków, ¿adnego wiêtowania i po¿egnañ. Otworzy³ drzwi i stan¹³ oko w oko z Samim Asafem. Towarzyszy³o mu dwóch mê¿czyzn z pistoletami maszynowymi. W g³êbi sta³o jeszcze czterech. Umiech zgas³ na twarzy Mungera. Asaf pos³a³ mu mroczne spojrzenie. Ahmed Nassir bardzo przeprasza, ale pewne okolicznoci uniemo¿liwiaj¹ mu przyjcie powiedzia³ cierpko. Powêdrowa³ spojrzeniem ku d³oni Mungera i wyj¹³ z niej z³o¿ony papierek, potem pchn¹³ Anglika w g³¹b pokoju. Wszed³ do rodka, a za nim eskorta. Zrobi³o siê t³oczno. Asaf kaza³ Mungerowi usi¹æ na ³ó¿ku, a agentom poleci³ przestrzeliæ nogi Mungerowi, gdyby ten chcia³ wstaæ. Do pokoju wszed³ jeszcze jeden mê¿czyzna i zameldowa³, ¿e po dziewi¹tej Munger nie opuszcza³ hotelu. Tak twierdzi portier. A wiêc musz¹ byæ tutaj powiedzia³ Asaf i wyda³ instrukcje nowo przyby³emu oraz czterem mê¿czyznom. Munger zorientowa³ siê, ¿e szukaj¹ negatywów lub odbitek. Asaf poszed³ do ³azienki i poci¹gn¹³ nosem. Munger czu³ zapach odczynników nawet z ³ó¿ka. Rewiduj¹cy okazali siê ekspertami. Przeszukiwali metodycznie, rozbierali i rozpruwali wszystko, co budzi³o ich podejrzenie. Wkrótce sypialnia i ³azienka by³y praktycznie zdemolowane. W czasie ich pracy Asaf siedzia³ w fotelu naprzeciwko Mungera i przegl¹da³ zawartoæ pasa z pieniêdzmi. Gotówkê i brylanty po³o¿y³ na ³ó¿ku. Dwaj uzbrojeni mê¿czyni nie mogli oderwaæ wzroku od tego bogactwa. Mia³e pecha powiedzia³ Asaf. Dzi po po³udniu aresztowalimy na lotnisku odlatuj¹cego Libañczyka. Od miesiêcy by³ pod nasz¹ obserwacj¹. Podejrzewalimy go o nielegalny wywóz dewiz. Dzia³a³ w imieniu równie nielegalnych handlarzy walut¹. Odwiedza³ czêsto Bagdad. No i okaza³o siê, ¿e trafilimy w dziesi¹tkê. Mia³ przy sobie sporo gotówki, a tak¿e dwa brylanty. Wskaza³ d³oni¹ b³yszcz¹ce okruchy na ³ó¿ku. Dok³adnie takie same. Jednokaratowe. Po wyczerpuj¹cym nas i jego przes³uchaniu Libañczyk przyzna³, ¿e ma je od pewnego kupca w Al Azamija. Z kolei równie wyczerpuj¹co przes³uchany kupiec wyzna³, ¿e przed dwoma dniami naby³ je 220
od niejakiego Ahmeda Nassira. I wtedy wezwano mnie. Dok³adnie przed godzin¹. Poszlimy prosto do domu Nassira. Wiesz dobrze, ¿e to okropny tchórz. Ju¿ po pó³godzinie zacz¹³ mówiæ. S³awny David Munger szpiegiem CIA! Rozemia³ siê bardzo nieprzyjemnie. To ju¿ wygl¹da na tradycjê wród fotoreporterów ci¹gn¹³. Pamiêtasz Duffa Pageta. Aha, przy okazji: widzia³em dzi po po³udniu raport bejruckiej policji na temat mierci Janine Lasage. Podobno g³ówn¹ podejrzan¹ jest wdowa po Pagecie. Asaf nareszcie zobaczy³ drgniêcie martwej dotychczas twarzy Mungera i ponownie siê zamia³. W³anie, piêkna pani Ruth Paget. By³a w tym czasie na lotnisku. Mia³a lecieæ do Bagdadu. Nie polecia³a ani ona, ani Janine Lasage. Widziano Ruth Paget, pokrwawion¹, jak j¹ wyprowadza³ z terminalu jaki mê¿czyzna. O tak, krwawi³a! Munger intensywnie wpatrywa³ siê w Asafa. Chcia³ siê odezwaæ, kiedy przeszkodzi³ mu okrzyk triumfu jednego z przeszukuj¹cych ³azienkê. Szed³ z torebk¹ z przyborami do golenia w jednej rêce i celofanow¹ kopertk¹ w drugiej. Sami wyj¹³ negatyw i odbitkê, podniós³ pod wiat³o i d³ugo siê przygl¹da³. Z zadowoleniem pokiwa³ g³ow¹. Tylko jedno zdjêcie? Nie zrobi³e wiêcej? Munger tylko wzruszy³ ramionami. Zaczniesz mówiæ, Munger, mo¿esz mi wierzyæ. Osobicie bêdê ciê przes³uchiwa³. Sprawi mi to wielk¹ satysfakcjê, bo nie lubiê ludzi, którzy mnie zdradzaj¹. Ja ci pomog³em, a ty zrobi³e ze mnie durnia. Sta³ teraz nad Mungerem, patrzy³ przez szparki oczu. Munger podniós³ g³owê i spokojnie odpowiedzia³: Nie by³o wcale trudno. Asaf z ca³ej si³y uderzy³ go piêci¹ w twarz. Munger upad³ na ³ó¿ko, ale natychmiast siê poderwa³ i rzuci³ ku gard³u Samiego, ale Irakijczyk z rechotem odskoczy³, a dwie lufy pistoletów unios³y siê na wysokoæ piersi Mungera. To tylko pocz¹tek, Munger. Zabierzemy ciê do Kasr al Nihaja
Skoro jeste szpiegiem, musia³e s³yszeæ o Pa³acu na Skraju.
20 Posiedzenie rz¹du odby³o siê rano pi¹tego czerwca i, zgodnie z przewidy-
waniami, by³o burzliwe. W salonie przylegaj¹cym do sali posiedzeñ czeka³ 221
dowódca izraelskiego lotnictwa, genera³ David Irvi. W wypadku podjêcia decyzji, nalot mia³ odbyæ siê w niedzielê siódmego, kiedy jak s¹dzono wiêkszoæ francuskich naukowców i techników bêdzie nieobecna. G³osy ministrów by³y podzielone, jastrzêbie i go³êbie wzajemnie na siebie krzycza³y. Z natury rzeczy jastrzêbie by³y g³oniejsze. Menachem Begin pozwoli³ im wykrzyczeæ siê do woli. Mia³ zamiar za kilka minut przywo³aæ wszystkich do porz¹dku i zmusiæ do podjêcia decyzji oraz pogodzenia siê z jej konsekwencjami. Begin nie mia³ najmniejszych w¹tpliwoci: reaktor musi byæ zniszczony. S³ysz¹c jednak wokó³ siebie podniesione g³osy i widz¹c ca³y harmider, wiedzia³, ¿e Izrael bêdzie podzielony podobnie jak Rada Ministrów. W ka¿dym razie nalot zwiêkszy szanse koalicji podczas zbli¿aj¹cych siê wyborów. Begin do koñca ¿ycia bêdzie oskar¿any przez opozycjê o dzia³anie w interesie politycznym. G³êboko westchn¹³ i uderzy³ piêci¹ w stó³. Nieco siê uciszy³o, kiedy wszed³ sekretarz i po³o¿y³ przed premierem kartkê. Ten przeczyta³ i oczy mu siê zawieci³y. Przyszed³ genera³ Hofti. Podobno ma do pokazania co bardzo interesuj¹cego powiedzia³ zebranym i poleci³ sekretarzowi wprowadziæ genera³a. Sekretarz pochyli³ siê do ucha premiera i co wyszepta³. Jego równie¿ doda³ Begin. Po chwili do sali posiedzeñ weszli genera³ Hofti i Walter Blum. Hofti niós³ w rêku du¿¹ ¿ó³t¹ kopertê. Begin natychmiast zauwa¿y³, ¿e Blum jakby siê postarza³ od ich poprzedniego spotkania. Twarz mia³ blad¹ i obwis³e policzki. Przez chwilê Begin myla³, ¿e wieci s¹ niepomylne, ale w oczach Hoftiego dostrzeg³ olbrzymie podniecenie i to go podnios³o na duchu. Sekretarz znalaz³ dla obu krzes³a i kiedy wyszed³, Begin rozpocz¹³ prezentacjê. Wszyscy znamy genera³a, a to jest pan Walter Blum. Tylko niektórzy z was wiedz¹, ¿e uczyni³ wiele dla naszego kraju. Niech siê dowiedz¹ teraz pozostali. Walter skin¹³ dostojnie g³ow¹. Co pan nam przynosi, generale? spyta³ Begin. Hofti otworzy³ kopertê i wyj¹³ z niej plik du¿ych powiêkszeñ. Poda³ Beginowi, który rozes³a³ je w lewo i w prawo. Niektórzy ministrowie musieli dzieliæ siê jedn¹ odbitk¹. Zapad³a g³êboka cisza wszyscy byli pochyleni nad powiêkszeniami. Wreszcie Begin poprosi³: Niech pan zinterpretuje, generale! Hofti odchrz¹kn¹³. Zdjêcie przed dwoma dniami zrobi³ jeden z naszych agentów w Iraku, na terenie tajnej bazy w pó³nocno-zachodniej czêci kraju. Beczki zawieraj¹ tlenek uranu. S¹ czêci¹ partii stu ton dostarczonej przez pu³kownika Kada222
fiego. Oznaczenia cyfrowe i literowe na beczkach zosta³y zweryfikowane i Miêdzynarodowa Agencja Energii Atomowej w Wiedniu ma je w swoim rejestrze. Jak wszyscy wiedz¹, tlenek uranu nie ma zastosowania w nowym reaktorze, nie mo¿e byæ dla niego paliwem. Jedyne, do czego mo¿e Irakijczykom s³u¿yæ, to cele zbrojeniowe. Ze stu ton tlenku uranu mo¿na odzyskaæ tyle Pu 239, by skonstruowaæ dwadziecia bomb nuklearnych, z których ka¿da bêdzie mia³a moc bomby u¿ytej w Hiroszimie. Oczy wszystkich skierowane by³y na genera³a. Ten ponownie odchrz¹kn¹³, po czym kontynuowa³: Postacie na zdjêciu. Jedna to profesor D¿abar Mohammed, druga profesor Saddam Azzawi. Dwaj czo³owi iraccy atomici. Przed dwoma laty obwieszczono oficjalnie, ¿e wykonano na nich wyrok mierci za zdradê. By³a to oczywicie chêæ wprowadzenia wszystkich w b³¹d i ukrycia irackich intencji zbrojeniowych, co pomog³o w zbudowaniu tajnych instalacji z dala od wszechobecnych oczu Francuzów oraz nieco mniej obecnych inspektorów Miêdzynarodowej Agencji Energii Atomowej. Genera³ Hofti skoñczy³, Ariel Szaron rozemia³ siê nerwowo i spyta³: Czy jeszcze kto jest przeciw? Nast¹pi³o gremialne zaprzeczanie, po czym premier Begin zabra³ g³os: A wiêc rozumiem, ¿e mo¿emy wydaæ dyspozycje Davidowi Ivriemu. Nastêpnie zwróci³ siê do Hoftiego: Wspania³a robota. Wspania³a robota, panie Blum. Proszê przekazaæ nasze dziêki i gratulacje cz³owiekowi, który tyle zaryzykowa³, aby nam dostarczyæ ten dowód. Szmer g³osów oznacza³ przy³¹czenie siê reszty gabinetu do gratulacji premiera. Nie mogê tego zrobiæ odpar³ Walter martwym g³osem. Schwytali go. O Bo¿e! wykrzykn¹³ Begin. Kiedy? Dos³ownie kilka godzin po zrobieniu tego zdjêcia. Zd¹¿y³ wys³aæ kopiê przez kuriera. Ariel Szaron, nieodmiennie cz³owiek akcji, zapyta³: Czy wiemy, gdzie go trzym¹j¹? Czy jest szansa wydobycia go? Trzymaj¹ go w Pa³acu na Skraju. Cholera! Twarz Szarona wyd³u¿y³a siê. Wiedzia³ wiele o Pa³acu. Mamy jedn¹ szansê odezwa³ siê Hofti. Bardzo nik³¹. I dlatego poprosi³em pana Bluma, by zechcia³ mi towarzyszyæ. W celu skorzystania z niej potrzeba mi aprobaty gabinetu. Proszê wyjaniæ poleci³ Begin. I Hofti przedstawi³ mu plan, który opiera³ siê na tym, ¿e w Pa³acu Mosad mia³ agenta nazwiskiem Hammad Szihab. Dotychczas agent ten by³ raczej pasywny, nale¿a³oby go uaktywniæ 223
i, jak to siê mówi, poci¹gn¹æ za uszy, nawet gro¿¹c ujawnieniem go Irakijczykom. Szihab zd¹¿y³ ju¿ donieæ, ¿e nasz agent jest przes³uchiwany. Dotychczas niczego jeszcze nie powiedzia³ i na razie Mukhabarat jest przekonany, ¿e pracuje dla CIA. Zdaniem Szihaba nasz agent mo¿e wytrzymaæ najwy¿ej tydzieñ. Hofti wyjani³ nastêpnie, ¿e Mosad od dawna jest w posiadaniu dok³adnych planów Pa³acu, a dziêki informacji Szihaba zlokalizuje bez problemów celê przetrzymywanego agenta. Znajduje siê na samym koñcu d³ugiego korytarza. Po jego drugiej stronie, za ¿elaznymi drzwiami, jest dziedziniec otoczony piêtnastometrowym murem gruboci dwóch i pó³ metra. Szihab mo¿e zdobyæ klucz do drzwi na spacerniak. Komandosi? spyta³ Szaron. Wykluczone odpar³ Hofti. Budynek znajduje siê w rodku miasta. Musimy rozbiæ mur, i to w cile okrelonej chwili. Mo¿e to byæ bomba z nisko lec¹cego samolotu. Chcielibymy u¿yæ jednej maszyny z dywizjonu bior¹cego udzia³ w nalocie na reaktor. Cel znajdowa³by siê w prostok¹cie osiem metrów na dziesiêæ. Bomba przebije mur i co dalej? spyta³ Begin. Odpowiedzia³ Walter: Sto piêædziesi¹t metrów po drugiej stronie placu jest bazar. Suk. S¹dzimy, ¿e w powsta³ym chaosie nasz agent oraz Szihab zdo³aj¹ tam dotrzeæ. Bêd¹ tam nasi ludzie. W labiryncie suku ³atwo siê ukryæ i znikn¹æ. Agenci udadz¹ siê do kurdyjskiego bezpiecznego mieszkania, gdzie bêd¹ ju¿ czeka³y ¿ona Szihaba i jego dzieci. Nastêpnym etapem zajm¹ siê Kurdowie. Przeprowadz¹ ich przez Kurdystan do Turcji. Droga ucieczki jest przygotowana. Rozmawia³ pan z Irvim, generale? spyta³ Hoftiego Begin. Krótko mu o tym wspomina³em przed przyjciem tutaj. Pokaza³em te¿ plany Pa³acu i jego po³o¿enie. Mia³ dwie uwagi: pierwsz¹, ¿e szanse trafienia w tak ma³y cel i przy tak trudnym podejciu s¹ nik³e, drug¹, ¿e z powodu odleg³oci oraz potrzeby utajnienia nalotu i zmylenia radarów w nalocie wemie udzia³ tylko osiem maszyn F-l6 i szeæ maszyn os³ony F-15. Irvi zwróci³ uwagê, ¿e do zniszczenia reaktora potrzeba piêciu lub nawet szeciu bomb. Poniewa¿ mamy ich do dyspozycji osiem, margines bezpieczeñstwa wydaje siê skromny. I w³anie dlatego potrzebna jest decyzja gabinetu. Czy nie mo¿emy wys³aæ dodatkowej maszyny? spyta³ kto. Odpowiedzia³ Mordechai Zipori: Wysy³amy ³¹cznie czternacie maszyn. To jest absolutne maksimum i tak ju¿ wymagaj¹ce nies³ychanej koordynacji. Piloci æwicz¹ od dwóch tygodni. Nalot ma odbyæ siê za dwa dni. Nie mo¿emy ot tak dorzuciæ jednej maszyny. Rozejrza³ siê po obecnych i uzupe³ni³: 224
Wybór jest okrutny, ale prosty. Dla nik³ej szansy uratowania naszego agenta trzeba zmniejszyæ szansê powodzenia nalotu na reaktor. Zapad³a g³êboka cisza, któr¹ przerwa³ Hofti: Nim panowie podejm¹ decyzjê, chcia³bym zwróciæ uwagê na jedno. Mosad zawsze robi wszystko, by ocaliæ agenta. I ja chcia³bym co dodaæ wtr¹ci³ Walter. Ten agent nie jest Izraelczykiem. Jest ¯ydem po matce, która zginê³a w Jerozolimie w 1948 roku, walcz¹c o Izrael. Jest to cz³owiek niebywale odwa¿ny, który ju¿ raz przeszed³ w ¿yciu piek³o i mia³ si³ê, by siê z niego wydobyæ. Teraz ponownie znalaz³ siê w piekle. Po tej misji mia³ siê o¿eniæ. Jego przysz³a ¿ona oczekuje dziecka. Wskaza³ na fotografiê le¿¹c¹ przed Beginem. Ona te¿ zaryzykowa³a w³asnym ¿yciem, by jej przysz³y m¹¿ móg³ to zdjêcie zrobiæ. Zas³ab³a w moim biurze, gdy siê wczoraj dowiedzia³a, ¿e go schwytano. Jest obecnie w szpitalu. Skoñczy³ i kolejno spojrza³ w oczy ka¿demu z szesnastu ministrów. No có¿
zacz¹³ Begin. Wszyscy, którzy s¹ za wydzieleniem jednej maszyny
Do góry powêdrowa³o szesnacie r¹k. Dwie godziny póniej Walter uczestniczy³ w innej naradzie. Z genera³em Davidem Irvim polecia³ do bazy lotniczej w EtZion na Pustyni Synajskiej. Teraz sta³ przy gigantycznym stole sali odpraw i przygl¹da³ siê pu³kownikowi Danielowi Renerowi, który w tym momencie przypomina³ ma³ego ch³opca bawi¹cego siê modelem samolotu. Si³y powietrzne Izraela posiadaj¹ plastyczne modele ka¿dego wiêkszego miasta bliskowschodniego. W tej chwili dwadziecia metrów kwadratowych sto³u zajmowa³a makieta Bagdadu. Na parocentymetrowej wysokoci Pa³acu na Skraju zatkniêta by³a czerwona plastikowa flaga. Pu³kownik Rener, dowódca misji, pochyla³ siê nad sto³em z modelem F-l6, dopasowanych wielkoci¹ do budynków na makiecie, i wyjania³ Walterowi trudnoci zwi¹zane ze zrzuceniem bomb z ma³ej wysokoci w gêsto zabudowanym terenie. Pilot bêdzie widzia³ cel przez piêæ sekund. Ponadto w tym czasie bêdzie wychodzi³ z ostrego skrêtu, a wiêc mamy problemy przeci¹¿eniowe. Jeli poleci dziesiêæ metrów za bardzo w lewo, bomba nie trafi w mur. Zniesie go dziesiêæ metrów w prawo, a bomba trafi w celê waszego agenta. To by³oby lepsze ni¿ zniesienie na lewo odpar³ ponuro Walter. Rener zrozumia³ i tylko pokiwa³ g³ow¹. Pilot bêdzie mia³ zaledwie jedn¹ szansê podejcia. Wskaza³ palcem czarne kó³ka na makiecie. Wyrzutnie rakiet przeciwlotniczych. Dlatego te¿ po zrzuceniu ³adunku musi wyjæ ostro w górê, têdy
Jeli pomyli siê choæby o dwa stopnie, to koniec. 15 Reporter
225
Walter westchn¹³. Nigdy nie utrzymywa³em, ¿e to bêdzie ³atwe. I jeszcze jedno: w zwyk³ych warunkach pilot musia³by przygotowywaæ siê przez wiele dni do podobnej misji. Komputery pok³adowe zosta³yby specjalnie zaprogramowane. Pomacha³ modelem w d³oni. Za³adowalimy do symulatora program pokazuj¹cy Bagdad, wiêc pilot bez przerwy æwiczy. Robimy teraz makietê samego budynku i muru. Zeskanujemy j¹ i te¿ wpakujemy do symulatora, ale nalot jest ju¿ w niedzielê. Mamy za ma³o czasu na dobre przygotowanie. Ale szansa jest? Rener wzruszy³ ramionami. Szansa jest zawsze z wyj¹tkiem, kiedy jej nie ma. Mówiê panu to wszystko, ¿eby pan na zbyt wiele nie liczy³. Chce pan znaæ szanse? Trzydzieci procent. To sporo mrukn¹³ Walter. Wyle pan najlepszego pilota, co? Oczywicie najlepszego po panu
Drogi panie Blum, wszyscy moi piloci s¹ najlepsi. Najlepsi z najlepszego lotnictwa na wiecie. Walterowi nie wystarcza³a ta odpowied. Panie pu³kowniku, sformu³ujê inaczej to pytanie. Gdyby pan siedzia³ tam w celi i oczekiwa³ na tortury, kogo wybra³by pan na swego wybawiciela? Rener zerkn¹³ na genera³a Irvi, który siê umiechn¹³ i powiedzia³: Odpowiedz panu Blumowi. Majora Gideona Galili. Walter s³abo siê umiechn¹³. A wie pan, pu³kowniku
mo¿e to panu wydawaæ siê dziwne, ale w³anie tego nazwiska oczekiwa³em.
21 Munger s³ysza³ g³os przez zas³onê bólu. Natrêtny g³os, który doprowadza³ go do sza³u. Od siedemdziesiêciu dwóch godzin nie dali mu zmru¿yæ oka. Licz¹c noc przed aresztowaniem, nie spa³ od czterech nocy i dni. A kiedy, mimo bólu, osun¹³ siê w senn¹ nicoæ, ten g³os zacz¹³ przywo³ywaæ go do rzeczywistoci i bólu. Powoli otworzy³ oczy, spodziewaj¹c siê zobaczyæ okrutn¹ i mciw¹ twarz Sami Asafa. Trwa³o d³ugo, nim zda³ sobie sprawê, ¿e pochylaj¹cy siê nad nim cz³owiek nie jest ani rozjuszony, ani nie spogl¹da z nienawici¹. Wydaje siê byæ mo¿e zniecierpliwiony, lecz i pe³en dobrych intencji. Munger, s³yszysz mnie? 226
Zdoby³ siê na potwierdzaj¹ce skiniêcie g³ow¹. Jestem Hammad Szihab. Przyjaciel. Mam niewiele czasu. To niebezpieczne. S³uchaj dobrze. Jutro po po³udniu dok³adnie o pi¹tej trzydzieci Izraelczycy podejm¹ próbê uwolnienia ciê. Bêdziemy musieli przebiec podwórzec. Bardzo szybko. G³owa Mungera bezw³adnie opad³a na drewniane prêty pryczy. Nie dam
nie dam rady
Dasz radê. Bêdê z tob¹. Za nieca³e dwadziecia cztery godziny. Bêdê
w jeszcze gorszym
stanie ni¿ teraz
Nie. Do jutra nie bêdziesz torturowany. Sami Asaf pojecha³ do Kifri dowiedzieæ siê, dlaczego warty wokó³ bazy niczego nie zauwa¿y³y. Wróci dopiero jutro wieczorem. Zostawi³ rozkazy, ¿e tylko jemu wolno ciê przes³uchiwaæ. I dlatego pozwolili ci spaæ. pij, zachowaj si³y. Jeszcze tylko jeden dzieñ. Ale jak to ma siê odbyæ? Munger nieco siê o¿ywi³. Jak siê wydostaniemy? W wiadomoci zawita³ promyk nadziei. Rozbij¹ mur ogradzaj¹cy spacerniak. Nie wiem jak. Promyk nadziei rozgorza³. Munger domyla³ siê, jak to zrobi¹. Daktyl Jeden przysy³a wiadomoæ powiedzia³ Szihab. Przy wierze wytrwaæ trzeba. Umiech przemkn¹³ przez usta Mungera. Tego mog³em siê po nim spodziewaæ. W³anie tego. Ale sk¹d ty w tym wszystkim? Daktyl Jeden nie pozostawi³ mi wyboru. Muszê ju¿ iæ, bo trzêsê siê ze strachu. Nie jeste w tym odosobniony powiedzia³ Munger. Idê. A ty pij. Delikatnie dotkn¹³ ramienia wiênia i szybko wycofa³ rêkê, gdy¿ Munger wzdrygn¹³ siê z bólu. Po odejciu Szihaba Munger przez d³u¿szy czas zastanawia³ siê, czy mia³ halucynacje. Jednak¿e nawet lekkie dotkniêcie skatowanego cia³a sprawia³o mu ból, co by³o sygna³em, ¿e powróci³ do rzeczywistoci. Zamkn¹³ oczy. Czas dopowie resztê. Przy wierze wytrwaæ trzeba
zacz¹³ zapadaæ w sen i z mg³y wy³oni³a siê tym razem twarz Ruth. Prawdziwa, jak najprawdziwsza. Ca³y czas mu towarzyszy³a przez minione dni i godziny, czyni¹c je znoniejszymi. Nawet wówczas, gdy bili go gumowymi pa³kami, gdy doczepiali do cia³a elektrody, gdy mieli siê patrz¹c, jak zwija siê w agonii, Ruth zawsze przy nim by³a, ratuj¹c przed utrat¹ zmys³ów. W niedzielê o dziesi¹tej rano czasu bagdadzkiego irackie Ministerstwo Informacji zwo³a³o dziennikarzy na konferencjê prasow¹ i obwieci³o, ¿e si³y bezpieczeñstwa pochwyci³y szpiega CIA. Jest nim s³awny fotograf David 227
Munger, którego zatrzymano, gdy po bezskutecznej próbie przekupienia funkcjonariuszy irackich usi³owa³ wywieæ za granicê tajne informacje natury wojskowej. W niedzielê o jedenastej rano Walter Blum siedzia³ w gabinecie pu³kownika Renera. Absolutnie wykluczone mówi³ Rener. Galili spêdzi³ ju¿ osiem godzin w symulatorze. Nie ma po prostu czasu na przeæwiczenie innego pilota. Niech pan tylko pomyli, cz³owieku: startujemy za piêæ godzin. Dlaczego, do cholery, nie powiedzia³ mi pan o tym wczeniej? Nie s¹dzi³em, ¿e to mo¿e mieæ znaczenie. Nie spodziewa³em siê komunikatu irackiego. By³ dla mnie absolutnym zaskoczeniem. Przypuszczam, ¿e tylko z sobie wiadomych powodów Irakijczycy chc¹ w to uwik³aæ Amerykanów. Niemniej to dowodzi, ¿e Munger siê trzyma. Jest pan pewien, ¿e Galili skojarzy? Jak¿e móg³by nie! Niech tylko us³yszy wiadomoæ
Czy nie by³oby szansy odizolowania go do czasu startu
Najmniejszej! Rener spojrza³ na zegarek. W tej chwili siedzi w symulatorze. Wyjdzie z niego za pó³ godziny. Potem za³ogi jedz¹ razem lunch i nastêpnie przez dwie godziny odpoczywaj¹ przed ostateczn¹ odpraw¹. Niektórzy ju¿ s³uchali radia. Du¿o bêd¹ o tym mówili. Walter westchn¹³, a Rener powiedzia³ pe³nym zdziwienia g³osem: S³ysza³em o ró¿nych trójk¹tach mi³osnych, ale nigdy o czym takim. Wiem, ¿e przez ostatni rok Gideon by³ dziwnie zamkniêty w sobie i przygaszony, ale pojêcia nie mia³em, z jakiego powodu. Wpad³ w mi³osn¹ obsesjê stwierdzi³ Walter. Rener pokrêci³ g³ow¹. Panie Blum, niepotrzebnie siê pan martwi. Znam Gideona Galili od dwunastu lat, od kiedy zacz¹³ lataæ. To wspania³y cz³owiek, wielki patriota. By³ zachwycony, kiedy mu powierza³em tê misjê. Jest wniebowziêty, maj¹c szansê uratowania tak cennego agenta. Póki siê nie dowie, kto to taki. Nie zrobi mu to ¿adnej ró¿nicy stwierdzi³ stanowczo Rener. To profesjonalista i, jak powiedzia³em, patriota. Uczyni wszystko, co bêdzie mo¿liwe. Pan mo¿e najwy¿ej modliæ siê, by to wystarczy³o. Wie pan, jakie s¹ szanse. Jeli Galili nie trafi, to nie dlatego, ¿e siê nie stara³. Walter ponownie westchn¹³, a Rener spyta³: Mam z nim porozmawiaæ? Wolê to zrobiæ ja. Walter wsta³. Z³apiê go, kiedy bêdzie wychodzi³ z symulatora. 228
Kiedy pó³ godziny póniej Rener wyjrza³ przez okno swego gabinetu, zobaczy³ ich razem spaceruj¹cych przed sal¹ odpraw. Stanowili dziwny kontrast: wysoki, szczup³y pilot i przeraliwie gruby, krzykliwie ubrany cywil. Galili musia³ siê schylaæ, by s³yszeæ, co Walter do niego mówi. W pewnej chwili stanêli i patrzyli, jak formacja F-15 odrywa siê od odleg³ego pasa startowego i rwie z rykiem w niebo. Gdy wznowili spacer, mówi³ z kolei Galili, po³o¿ywszy d³oñ na ramieniu Waltera. O trzeciej po po³udniu Spiro zaparkowa³ mercedesa przed g³ównym wejciem do szpitala wiêtego Barnaby w Limassol. Ze schodów kutykaj¹c schodzi³a ju¿ Ruth. Spiro popieszy³ odebraæ z jej r¹k walizeczkê. Gdy jechali w kierunku Platres, spogl¹da³ w lusterko na Ruth. By³a piêkna i smutna. Przed godzin¹ mia³a telefon od Waltera. Dotrzymywa³ obietnicy i na bie¿¹co informowa³ j¹ o rozwoju sytuacji. S³ychaæ go by³o s³abo i nie powiedzia³ nic konkretnego oprócz tego, ¿e akcja rozpocznie siê przed szóst¹. I ¿e szansa jest nik³a. Da jej znaæ, gdy tylko otrzyma konkretn¹ wiadomoæ. Z³¹ czy dobr¹. Pyta³ te¿, jak siê czuje. Odpar³a, ¿e lepiej, i ¿e wraca do domu w Platres. Tam bêdzie czeka³a na telefon. Powiedzia³, ¿e zaraz zadzwoni do biura i poleci, by Spiro j¹ odwióz³. W³anie przeje¿d¿ali przez wioskê Kalini, gdzie ujrza³a malutk¹ cerkiew na ryneczku. Kierowana impulsem poprosi³a Spiro, ¿eby stan¹³. W niedzielê mieszkañcy paradowali w wi¹tecznych odzieniach. Wielu siedzia³o na progach swoich domów na wyniesionych krzes³ach lub na ³awach. Rozmawiano, plotkowano, wachlowano siê w upale gazetami. Wszyscy ciekawie jej siê przygl¹dali, gdy sz³a kulej¹c przez placyk i potem schodkami do cerkwi. Stoj¹cy na progu brodaty, odziany na czarno i w czarnym wysokim nakryciu g³owy pop powita³ j¹ skinieniem g³owy i poinformowa³, ¿e ju¿ jest po mszach. Zdumionym spojrzeniem obrzuci³ Gwiazdê Dawida na szyi kobiety. Spojrza³a ponad jego ramieniem na ciemne ch³odne wnêtrze i ikonostas z ikonami, pod którymi migota³y p³omyki zapalonych wiec. Czy mog³abym tu posiedzieæ przez parê godzin? spyta³a. Pop bacznie siê jej przyjrza³ i dostrzeg³ smutek na twarzy. Jeste mile widziana, siostro w Bogu odpar³. Wróci³a do Spiro i spyta³a, czy mo¿e na ni¹ czekaæ. Stary kierowca umiechn¹³ siê i g³ow¹ wskaza³ tawernê. Tam bêdzie siedzia³, a ona mo¿e wróciæ, kiedy zechce. W cerkwi usiad³a w ³awce blisko drzwi. Nie by³a religijn¹ osob¹. Nawet sobie nie mog³a przypomnieæ, kiedy po raz ostatni wiadomie siê 229
modli³a. Znajdowa³a siê w wi¹tyni obcego jej wyznania, ale to nie czyni³o najmniejszej ró¿nicy. Po prostu tutaj, w domu bo¿ym, zbierze myli, uspokoi siê. Gdy po godzinie pop wraca³ z popo³udniowej sjesty, zajrza³ przez drzwi i zobaczy³ klêcz¹c¹ kobietê
22 O 15.45 rozwieziono za³ogi do samolotów.
Piloci odziani w antyprzeci¹¿eniowe kombinezony, z niesionymi pod pach¹ he³mami i maskami tlenowymi przypominali astronautów udaj¹cych siê w przestrzeñ kosmiczn¹. Wiele do siebie nie mówili, ¿adnych ¿arcików czy przechwa³ek, by zatuszowaæ zdenerwowanie. Piêciu ludzi naziemnej obs³ugi maszyny Gideona Galili nabo¿nie patrzy³o, jak major wysiada z autobusiku, a potem, gdy ten odjecha³, stoi przez minutê, wpatruj¹c siê w samolot. Zawsze tak robi³. W s³oñcu F-l6 migotliwie jania³. Zgrabne podbrzusze myliwca szpeci³o grone cygaro bomby. Czu³o siê jakby zniecierpliwienie maszyny trzymanej na ziemi. Galili zawsze odnosi³ wra¿enie, ¿e patrzy na ¿yw¹ istotê. Personel naziemny widzia³ to inaczej. Po prostu maszyna wymaga³a wielkiej troski, wielu godzin sprawdzania kilometrów przewodów, tysiêcy ruchomych czêci, delikatnych podzespo³ów najnowoczeniejszej elektroniki. Aby mog³a lataæ, trzeba powiêciæ jej tysi¹ce roboczogodzin. Ale kiedy lata³a, by³a najwspanialsz¹ broni¹ wiata. Gideon skin¹³ g³ow¹ mechanikom i ruszy³ na zwyczajowy obchód, szepcz¹c sam do siebie: Os³ony dysz zdjête
Kliny wyjête
Bomba zabezpieczona
I tak dalej, i tak dalej. Za³oga naziemna przygl¹da³a siê niemal obojêtnie. Rutynowy przegl¹d. Zarówno oni, jak i on wiedzieli, ¿e wszystko jest w najlepszym porz¹dku. Oni te¿, podobnie jak pilot, byli najlepsi z najlepszych. Galili podszed³ do metalowych schodków, odda³ he³m i maskê mechanikowi, wdrapa³ siê na górê i zajrza³ do kabiny. Hamulce zaci¹gniête
Systemy uzbrojenia zabezpieczone
System wyrzutni fotela katapultowego zabezpieczony
Spadochron we w³aciwym po³o¿eniu
Osprzêt z³o¿ony w³aciwie
W trzynastu z rozrzuconych wokó³ lotniska betonowych hangarach trzynastu innych pilotów dokonywa³o tych samych czynnoci kontrolnych. Ani jeden z pilotów nie znalaz³ najmniejszego uchybienia. 230
Gideon Galili wgramoli³ siê do kabiny i zaj¹³ miejsce w fotelu. Mechanik pomaga³ mu w pod³¹czaniu wê¿yków tlenowych i cinieniowych oraz przewodu ³¹cznociowego. ¯elazna racja i pakiet medyczny do kieszeni na piersiach
zacisn¹æ pasy
Pasy spadochronu doczepiæ do pasów piersiowych
He³m z wê¿em tlenowym i przewodami ³¹cznociowymi
zawór tlenowy dzia³a
zawleczki wyrzucanego fotela wyjête
Mechanik zszed³ na ziemiê, zdj¹³ schodki i przeszed³ do przodu w oczekiwaniu na w³¹czenie silnika. Tymczasem Gideon dokonywa³ reszty przedstartowych czynnoci kontrolnych. Gdy skoñczy³, podniós³ kciuk. Mechanik za³o¿y³ wówczas t³umi¹ce ha³as nauszniki i na szyjê laryngofon. O 16.15 po drugiej stronie lotniska zagra³ pierwszy silnik. Gideon ju¿ mia³ nacisn¹æ guzik startera, kiedy nagle w jego mózgu wybuch³a, niby eksploduj¹ca gwiazda, ostateczna decyzja. By³ ni¹ zupe³nie og³uszony. Og³uszony jej bezwzglêdnoci¹. Nie trafi. Skieruje bombê w prawo. Zamar³ z palcem na przycisku startera. By³ w stanie najwy¿szego uniesienia. Stanowi³ jednoæ z bomb¹ o metr pod stopami. Przy swoim talencie, umiejêtnociach i woli poprowadzi bombê dziesiêæ metrów w prawo od celu. Bomba uzyska nowy cel. Co mu powiedziano? ¯e lepiej w prawo ni¿ w lewo
Lepiej niech Munger umrze, ni¿ ma zostaæ w ³apach Mukhabaratu. Gideon Galili przyniesie mu wyzwolenie
Nagle w s³uchawkach zabrzmia³ niespokojny g³os mechanika: Wszystko w porz¹dku, panie majorze? Wszyscy ju¿ zapucili
W porz¹dku, w porz¹dku. W³¹czy³ starter. Us³ysza³ gwizd rozpêdzaj¹cej siê turbiny, a potem ryk silnika. O 16.30 myliwce zaczê³y ko³owaæ na pas. Walter by³ w wie¿y kontrolnej wraz z genera³em Irvim. Obserwowa³, jak samoloty wynurzaj¹ siê ze schronów, zmierzaj¹c na sam koniec pasa, gdzie ustawiaj¹ siê w przewidzianym z góry miejscu, niczym baletnice na scenie tu¿ przed podniesieniem kurtyny. Obowi¹zywa³a cisza radiowa. Nie wolno ryzykowaæ. Wróg móg³by przez zwyk³y przypadek przechwyciæ fragment korespondencji. Maszyny posuwa³y siê teraz parami ku linii startowej, pierwsze F-l6, za nimi F-15. Galili jest po lewej w trzeciej parze mrukn¹³ Irvi, a potem doda³: Rener powiedzia³ mi o wszystkim. O tym, co ³¹czy Gideona z tym agentem. Zdumiewaj¹cy zbieg okolicznoci
Ale mo¿e pan byæ spokojny. Galili wykona robotê. I wykona j¹ dobrze. 231
Wiem odpar³ Walter. Rozmawia³em z nim przez pó³ godziny. Po tej rozmowie zrobi³o mi siê wstyd, ¿e mia³em w¹tpliwoci. Rozleg³ siê po³¹czony ryk silników i siedem par zaczê³o nabieraæ prêdkoci na czarnym pasie startowym. Pierwsza para oderwa³a siê od ziemi na wysokoci wie¿y kontrolnej i posz³a stromo w górê. Druga para, po oderwaniu siê w tym samym miejscu, pozosta³a ni¿ej, ¿eby nie wpaæ w strumieñ zamig³owy pierwszej pary. Trzecia para mog³a od razu tak¿e poderwaæ siê stromo. Walter obserwowa³ lew¹ maszynê trzeciej pary. Dostrzeg³ w kabinie he³m i maskê tlenow¹ pilota. Obudzi³a siê w nim nadzieja, ¿e wszystko pójdzie dobrze. Perfekcja startu formacji doda³a mu otuchy. Teraz zacznie siê czekanie mrukn¹³ Irvi. Na szczêcie tylko godzina. Ostatni¹ tego typu wypraw¹ by³ rajd na Entebbe. Nie dowodzi³em jeszcze si³ami powietrznymi, ale uczestniczy³em w planowaniu. I w czekaniu
to by³o najgorsze. W ci¹gu jednego dnia postarza³em siê o dziesiêæ lat. Uj¹³ Waltera pod rêkê. Chodmy do centrum dowodzenia. Gideon pilotowa³ jakby w transie. Praw¹ d³oñ trzyma³ lekko na dr¹¿ku, stopy równie spokojnie na peda³ach orczyka, oczy nieustannie na przyrz¹dach i na zmieniaj¹cym siê obrazie monitora. Radary by³y w gotowoci, ale wy³¹czone, ich ekrany martwe, aby unikn¹æ wykrycia. F-l6 lecia³y w lunej formacji taktycznej i chocia¿ mózg Gideona w pewnej mierze przesta³ funkcjonowaæ, pilot zachowywa³ swe miejsce w szyku instynktownie. Przelecieli nad zatok¹ Akaba i zmienili nieznacznie kurs na liniê brzegu Pó³wyspu Arabskiego. Ta cz¹stka mózgu Gideona, która funkcjonowa³a, zajêta by³a Mungerem, Ruth i Walterem Blumem. Nie by³y to ¿adne racjonalne myli, ale przypadkowa zbitka rozmaitych skojarzeñ. S³ysza³ Waltera Bluma: Ona go kocha. Musi pan to zrozumieæ. Zas³ab³a, kiedy siê dowiedzia³a, ¿e Irakijczycy go schwytali. Bez wzglêdu na to, co siê stanie, nigdy ju¿ nie pokocha nikogo innego. Jego w³asne s³owa: Niech pan bêdzie spokojny, panie Blum. Uczyniê wszystko, co mo¿na. Ruth ani nikt inny nie ma z tym nic wspólnego. Wiem, dlaczego on tam siê znalaz³. Wiem, co zdzia³a³. Wiem, ¿e go torturuj¹. Mam trudne zadanie, ale sobie poradzê. Mo¿e pan byæ tego pewny. Potem myli przeskoczy³y do pierwszej rozmowy z pu³kownikiem Renerem, kiedy siê dowiedzia³, ¿e wybrano go do wykonania specjalnej misji: lec¹c tu¿ nad dachami ma wpakowaæ bombê w mur wiêzienia, aby umo¿liwiæ uratowanie cz³owieka, który tak wiele zaryzykowa³ dla Izraela. Pamiêta³, jak¹ wówczas poczu³ dumê. Pamiêta³ godziny spêdzone w symulatorze, kiedy po raz pierwszy zapoznawa³ siê z parametrami niemal¿e niewykonalnej misji, jak¹ mu zlecono. Zaci¹³ siê. Wykorzystuj¹c ca³¹ posiadan¹ wiedzê 232
i zaprzêgaj¹c do pracy swój talent, raz po raz dokonywa³ podejæ z symulowan¹ prêdkoci¹ siedmiuset kilometrów na godzinê i raz po raz nie trafia³ mimo wszystko w cel, bez wzglêdu na to, jak bardzo siê stara³, aby zd¹¿yæ w ci¹gu tych paru ulotnych sekund dostrzec cel, naprowadziæ nañ elektroniczny celownik, zleciæ komputerowi zwolnienie bomby we w³aciwym u³amku sekundy. Raz po raz nie trafia³. Albo bomba rozpoczyna³a lot zbyt póno, albo trafia³a w bok s¹siedniego budynku. Dopiero podczas trzeciej sesji w symulatorze, pod okiem podziwiaj¹cej go obs³ugi technicznej, zaczê³o mu iæ lepiej. Podchodzi³ spokojniej i pewniej, wychwytywa³ wczeniej cel, precyzyjniej go ustanawia³ na komputerze. Podczas ostatniej parogodzinnej próby mia³ ju¿ szeædziesi¹t procent trafieñ. Gdy wychodzi³ z symulatora technicy go okr¹¿yli, ciskali rêce i z podziwu krêcili g³owami. Ale wówczas jego si³¹ napêdow¹ by³a motywacja pozwalaj¹ca na pe³n¹ koncentracjê wszystkich zmys³ów, pamiêci, wiedzy i dowiadczenia. Za budynkiem symulatora czeka³ na niego Walter Blum ze swoj¹ bomb¹. Trafi³a w sam rodek celu. Bohaterem, którego nale¿a³o uratowaæ, by³ Munger. To nazwisko by³o rakowat¹ narol¹ na wiadomoci Gideona cz³owiek, który zabra³ mu Ruth, zniszczy³ przysz³oæ. Diabe³, szatan! I co siê w Gideonie za³ama³o. Nast¹pi³o schizoidalne rozszczepienie mózgu. Trzy czwarte by³o sparali¿owane, mo¿e nawet znacznie wiêcej ni¿ trzy czwarte, a funkcjonuj¹ca czêæ podjê³a decyzjê i pilotowa³a maszynê. F-l6 znalaz³ siê w rêkach psychicznie chorego cz³owieka. Do uszu wdziera³y siê dwiêki. To pu³kownik Rener rozmawia³ przez radio z kontrolerem bazy Maam. Ale Gideon nie s³ucha³ starannie przeæwiczonych kwestii Renera, wyg³oszonych w nienagannym arabskim, i wtrêtów innych pilotów, te¿ po arabsku, aby wzmocniæ wiarygodnoæ tego, co mówi³ Rener. Po paru minutach zabra³ siê do przestrajania komputera nawigacyjnego, a wzrok skoncentrowa³ na symbolach wskanika refleksyjnego HUD, które zamigota³y w chwili, gdy ca³a formacja obra³a nowy kurs: wschód pó³nocny wschód na Bagdad. W centrum dowodzenia w Etzion genera³ Irvi wskaza³ Walterowi punkt na mapie. Galili wyjdzie z formacji w tym miejscu. Na po³udnie od Al Ramadi. Trzy minuty póniej bêdzie ju¿ nad Bagdadem. Zerkn¹³ na zegar na cianie. Za piêtnacie minut od tej chwili. Walter spojrza³ na centrum: rzêdy komputerów obs³ugiwane przez milcz¹cych operatorów, dziewczyna w niebieskim mundurze roznosi im w³anie kawê. 233
Dowódca centrum i zgromadzona wokó³ niego grupka oficerów rozmawiaj¹ pó³g³osem, od czasu do czasu który z nich zerka na czarny g³onik wisz¹cy w rogu sali. Ten g³onik przyku³ te¿ uwagê Waltera: w pewnej chwili przestanie milczeæ i us³ysz¹ g³osy pilotów, którym wreszcie bêdzie wolno przerwaæ radiow¹ ciszê, by zawiadomiæ o sukcesie b¹d pora¿ce. Napiêcie w centrum wzrasta³o, by³o prawie namacalne. Serce Waltera zaczê³o g³ono waliæ. Granicê irack¹ przelecieli na pu³apie siedemdziesiêciu metrów. Od czasu do czasu samoloty unosi³y siê lekko i zaraz opada³y, jak mewy niesione wiatrem. To pok³adowe komputery dokonywa³y korekty wysokoci pustynia by³a falista. O 17.20 rozb³ys³ kolejny symbol na refleksyjnym wskaniku HUD Gideona. Funkcjonuj¹ca czêæ jego mózgu zareagowa³a. £agodnym ³ukiem wyszed³ z formacji i polecia³ na wschód. Siêgn¹³ lew¹ rêk¹ i w³¹czy³ detektor opromieniowania radarowego. Przelecia³ nad znieruchomia³¹ tafl¹ jeziora Habbaniyan i po minucie by³ ju¿ nad przedmieciami Bagdadu. W mózgu mia³ teraz trzy obrazy nak³adaj¹ce siê na siebie: to, co oczy rejestrowa³y na bie¿¹co w zestawieniu ze wspomnieniem symulowanego lotu, symbole wskanika refleksyjnego i wreszcie, jakby wypalony w pamiêci, kamienny mur Pa³acu na Skraju, stanowi¹cy zarazem kres i cel wêdrówki. Lecia³ teraz wród wy¿szych budynków. Skrêci³ w lewo, skrêci³ w prawo, przemyka³ siê w bezpiecznej odleg³oci od stanowisk rakiet przeciwlotniczych. Rozpocz¹³ ostatnie podejcie i w wyobrani widzia³ teraz tylko obraz muru. Mur nabra³ znaczenia symbolu. Patrzy³ w punkt dziesiêæ metrów na prawo od
Od czego? Wiedzia³ tylko, ¿e to musi byæ dziesiêæ metrów na prawo, a nie na lewo. Dziesiêæ metrów na prawo punkt powy¿ej szerokiej przypory muru. Tam za kilka sekund umieci odpowiedni symbol we wskaniku refleksyjnym. Dok³adnie za tym punktem czeka³ Munger. Teraz skoncentrowa³ siê na rzeczywistoci w dole: rz¹d budynków ustawionych w ³uku ciemniejszych ni¿ na symulatorze, ale z pewnoci¹ tych samych. Bardzo ostry skrêt. Czu³, jak jest wpychany w fotel przeci¹¿eniem czterech g. Wiedzia³, ¿e za tymi budynkami ujrzy szerok¹ alejê, potem plac, po którego przeciwleg³ej stronie stoi Pa³ac na Skraju ze swoim wysokim murem. W wyobrani zobaczy³ punkt nad przypor¹, pokrywaj¹cy siê z symbolem wskanika refleksyjnego. Ka¿da sekunda dzieli³a siê teraz i rozci¹ga³a na milisekundy. Budynki przemyka³y parê metrów od koñcówek skrzyde³. Wyszed³ ze skrêtu prosto na szerok¹ alejê. Plac! Mur, przypora! We wskaniku refleksyjnym pojawia siê symbol, palce zmierzaj¹ do guzika zwalniaj¹cego bombê
234
I g³os w s³uchawkach. Spokojny, beznamiêtny. G³os pu³kownika Renera. Prowadz¹cy Czerwony do bazy. Bomba w celu. By³ to g³os profesjonalnego pilota, doskona³ego pilota. Izraelskiego pilota, który bezb³êdnie wykona³ powierzon¹ mu misjê uwiadomienie sobie tego dotar³o do chorego umys³u Gideona w u³amku sekundy. Trafi³o weñ niczym piorun z nieba i uleczy³o
W mikrosekundzie prawa rêka zmieni³a po³o¿enie dr¹¿ka, lewa stopa musnê³a peda³ orczyka. Symbol wskanika refleksyjnego przesun¹³ siê w lewo na wyrastaj¹cym przed Gideonem murze, palec nacisn¹³ guzik. Trzy sekundy póniej F-l6 podskoczy³, uwolniony od tysi¹ckilogramowej bomby, a nastêpnie z rykiem wzbi³ siê ku niebu. Bomba mia³a zapalnik o pó³sekundowym opónieniu. Wbi³a siê w mur, odczeka³a pó³ sekundy i rozerwa³a go w py³. Gideon Galili, ju¿ wysoko na niebie, ³ka³ w maskê tlenow¹ i dygota³ w g³êbokim szoku. Jak¿e móg³ zabrn¹æ tak daleko w chore majaczenia? By³ blisko zdradzenia wszystkich zasad, wszystkiego, w co wierzy³, czego siê nauczy³. Wzbija³ siê wy¿ej, skrêcaj¹c na zachód, by wejæ na wolny od rakiet przeciwlotniczych korytarz. Obejrza³ siê i zobaczy³ eksplozjê: lec¹c¹ w górê i na plac chmurê py³u i wiêkszych od³amków. S³ysza³ g³osy kolejnych pilotów zg³aszaj¹cych swoje udane trafienia w reaktor. W³¹czy³ mikrofon i dr¿¹cym g³osem zameldowa³: Czerwony Trzy. Zadanie wykonane. Bomba w celu. Postanowi³ zawróciæ. Chcia³ zobaczyæ, co zdzia³a³. Wiedzia³ dobrze, ¿e ma cile wyliczone paliwo, wiedzia³ o grobie rakiet przeciwlotniczych, ale nic go to nie obchodzi³o. Pchn¹³ dr¹¿ek, zredukowa³ ci¹g i zawróci³ ku przes³oniêtemu chmur¹ py³u placowi. Wydawa³o mu siê, ¿e ich widzi: dwie sylwetki po przeciwnej stronie placu. Dwaj mê¿czyni. Jeden kuleje, drugi go podtrzymuje obejmuje ramieniem, niemal ci¹gnie. Jak¿e wolno siê posuwaj¹! Na szczêcie poza nimi na placu nie ma ¿ywej duszy. Chyba dotr¹ do labiryntu wielkiego bazaru. Na pewno dotr¹. I nagle ich dostrzeg³: z py³u wokó³ Pa³acu wy³oni³a siê grupka ludzi w mundurach khaki. Biegli w stronê uciekinierów. Gideon zakl¹³. Dlaczego wymontowano dzia³ko! Zwiêkszy³ ci¹g, F-l6 skoczy³, jak koñ dgniêty ostrog¹, nos wyprowadzony ze lizgu przeszy³ powietrze tu¿ ponad g³owami biegn¹cych. Przelot F-l6 z wyj¹cym dopalaczem, siedem metrów nad g³ow¹, jest dla zwyk³ego miertelnika wiecznoci¹ w piekle, skondensowan¹ do dwóch uderzeñ serca. Gdy Gideon poderwa³ maszynê, obejrza³ siê i zobaczy³ ludzi rozpierzchaj¹cych siê, z d³oñmi na uszach. Trzej le¿eli skuleni na ziemi. G³ono siê rozemia³. By³ pewien, ¿e narobili w spodnie. Nie widzia³ natomiast Mungera i podpieraj¹cego go cz³owieka. Uda³o im siê! miech zamar³ mu na ustach. Oczami wyobrani 235
zobaczy³ Ruth oczekuj¹c¹ na kochanka jej przysz³ego mê¿a. Skoro tak musi byæ
prze¿yje to jako. Zerkn¹³ na wskanik refleksyjny HUD i zacz¹³ ju¿ wyliczaæ trasê powrotu, kiedy us³ysza³ wysoki przeraliwy pisk. Jego wzrok pomkn¹³ do sygnalizatora zagro¿eñ. Zmartwia³ widz¹c, ¿e namierzaj¹ go radary wyrzutni rakiet przeciwlotniczych. Przez ten ostatni skrêt i nastêpnie poderwanie, maszyna znalaz³a siê zbyt blisko budynku mieszcz¹cego urzêdy pañstwowe i strzeg¹cych go wyrzutni. Najprawdopodobniej wypucili dwie. Wszed³ w ciasny lewy skrêt i na chwilê przeci¹¿enie pozbawi³o go wzroku. Doskonale zdawa³ sobie sprawê z odleg³oci. Jeli rakieta zbli¿y siê do dwustu metrów, bêdzie za póno. Naprowadzany radarowo pocisk nie da siê ju¿ zmyliæ. W odleg³oci trzydziestu metrów detonuje zapalnik zbli¿eniowy i na tor jego lotu z prêdkoci¹ ponaddwiêkow¹ pomkn¹ mordercze stalowe od³amki. Sygnalizator zagro¿eñ wskazywa³, ¿e jedn¹ rakietê uda³o mu siê zgubiæ. Druga podchodzi³a z lewej strony. Nie móg³ od niej uciec lec¹c po prostej, wiêc zdecydowa³ siê na nurkowanie tu¿ przed jej nosem. Mia³ nadziejê, ¿e ci¹gaj¹ca go ku ziemi si³a ci¹¿enia pozwoli wykonaæ cianiejszy skrêt i rakieta przemknie nad nim. Prawie siê uda³o. Zabrak³o najwy¿ej metra lub dwóch. Ale ostrzegawczy pisk nie milk³ i Gideon wiedzia³, ¿e za sekundê umrze. K¹tem oka dostrzeg³ nawet srebrne cygaro. Zobaczy³ jeszcze olepiaj¹cy b³ysk, a zaraz potem major Gideon Galili i jego maszyna przestali istnieæ, poch³oniêci przez ognist¹ kulê.
23 Wiadomoæ o izraelskim nalocie i zniszczeniu reaktora w El-Tuwaitha obieg³a ca³y wiat. Potê¿nym echem powróci³y okrzyki oburzenia i potêpienia. Chocia¿ oficerowie si³ powietrznych wielu pañstw po cichu podziwiali bezb³êdne planowanie i precyzjê nalotu, politycy i mê¿owie stanu tych¿e samych pañstw g³ono obwieszczali swoj¹ dezaprobatê. Podjudzani przez Francjê i Irak, wykrzykiwali na temat aktu nie usprawiedliwionej agresji izraelskiej, akceptuj¹c bez zastrze¿eñ owiadczenie sekretarza generalnego Miêdzynarodowej Agencji Energii Atomowej, ¿e wszystkie dowody, które s¹ w ich dyspozycji wskazuj¹, i¿ iracki program nuklearny mu wy³¹cznie charakter pokojowy. Prezydent Reagan tak¿e wyda³ owiadczenie, które póniej okrelono jako najostrzejsze w ca³ej historii stosunków amerykañsko-izraelskich. 236
W kuluarach Organizacji Narodów Zjednoczonych delegaci rozpoczêli przygotowywanie rezolucji domagaj¹cej siê na³o¿enia bezwzglêdnych sankcji na pañstwo izraelskie. Amerykañska delegacja by³a zak³opotana i zachowywa³a milczenie. Kr¹¿y³y plotki, ¿e Departament Stanu radzi³ prezydentowi, by da³ Izraelowi nauczkê, drastycznie ograniczaj¹c amerykañsk¹ pomoc wojskow¹ i finansow¹. Wed³ug jednego z przecieków z Bia³ego Domu, prezydent Reagan okreli³ Menachema Begina jako niebezpiecznego maniaka. Trzy dni póniej, wczesnym rankiem dziesi¹tego czerwca, na pok³adzie samolotu transportowego lotnictwa izraelskiego przylecia³ do Waszyngtonu genera³ Izaak Hofti. Uda³ siê prosto do Langley i spêdzi³ dwie godziny z dyrektorem CIA, Williamem J. Caseyem. Tego samego dnia w Gabinecie Owalnym Bia³ego Domu odby³o siê spotkanie prezydenta Reagana z dyrektorem CIA. Uczestniczyli w nim tak¿e genera³owie Izaak Hofti oraz sekretarz stanu Aleksander Haig. Hofti wyj¹³ z teczki parê kartek oraz du¿¹ fotografiê. Prezydent i sekretarz stanu przeczytali raport, i d³ugo ogl¹dali fotografiê, po czym spojrzeli pytaj¹co na Williama Caseya, który skin¹³ g³ow¹ i powiedzia³: Nasi analitycy twierdz¹, ¿e zdjêcie jest autentyczne. Nast¹pi³a d³uga cisza, po której prezydent powiedzia³ do Hoftiego: Sekretarz stanu wyda owiadczenie, ¿e chocia¿ nasz rz¹d uwa¿a, i¿ Izrael dzia³a³ pochopnie, to istniej¹ jednak dowody wskazuj¹ce, ¿e nie bez podstaw. Skoñczywszy bizantyjsk¹ formu³ê spojrza³ na Haiga i doda³: Nie bêdzie oczywicie ¿adnych ciêæ w pomocy wojskowej i finansowej. A wobec ewentualnej rezolucji w Radzie Bezpieczeñstwa postawimy weto. Dziêkujê, panie prezydencie odpar³ z umiechem genera³ Hofti. Reagan spojrza³ na fotografiê na biurku. Niech pan mi powie, generale, jak uzyskalicie to zdjêcie? spyta³. Zrobi³ to zawodowiec, który zrezygnowa³ z honorarium, panie prezydencie odpar³ Hofti.
237
Epilog
Minê³o dziesiêæ lat. Dziesiêæ lat powolnego i znojnego zawierania przez
Izrael pokoju z s¹siadami. Czasami by³ to pokój ma³o spokojny, pe³en podejrzliwoci, ale pokój bez wojny i mieszkañcy Izraela powoli do niego przywykali i zaczêli wy³adowywaæ nadmiar energii na k³ótnie wewnêtrzne, co od wieków le¿a³o w ich naturze. Którego popo³udnia w koñcu lata Walter Blum pojecha³ na lotnisko Ben Guriona, by powitaæ gocia. Od chwili wycofania siê z interesów mieszka³ w Jerozolimie i bardzo rzadko wyje¿d¿a³ za granicê. By³ ju¿ starym cz³owiekiem i nie cieszy³ siê najlepszym zdrowiem. Dwa lekkie ataki serca poprzedniego lata wywo³a³y du¿y niepokój lekarzy. Zdecydowanie kazali mu ograniczyæ bywanie w restauracjach, jednak¿e Walter wyznawa³ filozofiê, ¿e ¿ycie bez dogadzania sobie to ¿adne ¿ycie. By³ zreszt¹ w ka¿dej chwili gotów na spotkanie ze Stwórc¹, by osobicie broniæ swego punktu widzenia. Mia³ ostatnio wielu goci z ca³ego wiata, ale na ¿adnego tak nie czeka³, jak na tego, który mia³ przybyæ za pó³ godziny. Goæ ten by³ dziesiêcioletnim ch³opcem i przylatywa³ na dwa tygodnie. Jego rodzice wyjechali na Karaiby, by przygotowaæ fotoreporta¿ i jednoczenie uczciæ dziesi¹t¹ rocznicê lubu. Walter mia³ przez dwa tygodnie obwoziæ ch³opca po Izraelu i przy okazji powiedzieæ mu parê s³ów o przodkach, rodzice bowiem uwa¿ali, ¿e dorós³ do wieku, w którym nale¿y wiele rzeczy zrozumieæ, a w tym wypadku Walter by³ idealn¹ osob¹, która mo¿e pomóc zrozumieæ. Ch³opiec wyszed³ z sali odpraw, natychmiast spostrzeg³ Waltera, podbieg³ i zarzuci³ mu rêce na ramiona. Walter, rozpromieniony, odsun¹³ ch³opca na odleg³oæ rêki i pilnie mu siê przyjrza³. Ch³opiec urós³ od minionego roku. By³ bardzo wysoki, jak na swój wiek, i szczup³y, mia³ ciemne w³osy, bardzo niebieskie oczy i szczer¹ twarz. 238
Rozpoczêli podró¿ po kraju. Odwiedzali dawne pola walk na pustyni i w górach, archeologiczne wykopaliska, historyczne pomniki i budynki, kibuce i miasta. Przez ca³y czas Walter mówi³, a ch³opiec s³ucha³. Czasami by³ trochê tym wszystkim znudzony, jak to dziesiêciolatek, ale nigdy nic nie okazywa³, gdy¿ kocha³ i szanowa³ starego cz³owieka. Ostatniego dnia poszli na Górê Herzla w Jerozolimie, miejsce wiecznego spoczynku kobiet i mê¿czyzn ¿o³nierzy, mê¿ów stanu, robotników i mylicieli którzy pomagali w powstaniu pañstwa izraelskiego. Mimo bliskoci miasta, miêdzy niekoñcz¹cymi siê rzêdami p³askich bia³ych kamieni nagrobnych, by³o cicho i spokojnie. Walter podprowadzi³ ch³opca do jednego z nich, odczyta³ napis po hebrajsku i rozpocz¹³ opowieæ o jego babce. Ch³opiec zada³ potem kilka pytañ i wys³ucha³ w skupieniu odpowiedzi. Póniej poszli do Grobu Nieznanego ¯o³nierza, otoczonego grobami kobiet i mê¿czyzn zabitych podczas wszystkich wojen, a nigdy nie zidentyfikowanych. S¹ tam równie¿ groby tych, których nazwiska s¹ znane, ale cia³ nigdy nie odnaleziono. Wszystkie p³yty s¹ jednakowe. Na wielu grobach le¿a³y kamyki. Walter wyjani³, ¿e jest to obyczaj sprzed tysiêcy lat, kiedy ¯ydzi mieszkali na pustyni. Na grobach k³adziono kamienie, by nie rozgrzeba³y ich zwierzêta ¿ywi¹ce siê padlin¹. Obyczaj przetrwa³ jako symbol opieki nad zmar³ymi. Podeszli do jednego z grobów. Walter odczyta³ napis i wyjani³, kim by³ cz³owiek, który zgin¹³ siódmego czerwca 1981 roku. Gdy skoñczy³, ch³opiec nie chcia³ od razu odejæ, lecz sta³ d³ugo zamylony nad kamienn¹ p³yt¹. Potem podniós³ z ziemi dwa kamyki i po³o¿y³ na bia³ym marmurze. Ch³opiec nazywa³ siê Gideon Munger. Nazwisko wyryte na p³ycie brzmia³o Gideon Galili.
239